PODRÓŻ DO KLASZTORU ŚW. ONUFREGO W DNIU JEGO ŚWIĘTA

Transkrypt

PODRÓŻ DO KLASZTORU ŚW. ONUFREGO W DNIU JEGO ŚWIĘTA
Michał Klinger
PODRÓŻ DO KLASZTORU ŚW. ONUFREGO W D N I U JEGO ŚWIĘTA
(24/25 CZERWCA, GDY SCHODZI SIĘ TAM MNÓSTWO NARODU)
Szliśmy w ś r ó d t r a w . Dość szybko. Gęsiego, bo ścieżka była
w ą s k a . Czasem parami i ktoś szeptał w t e d y d o sąsiada. A u t o b u s
z Gardzienic d o j e c h a ł d o końca w s i N
i t u d r o g a się kończyła.
Ostatnie pęknięte s k o r u p k i asfaltu, k r z y w y słupek o s t a t n i e g o
przystanku PKS, gdzie na zardzewiałej tabliczce nie b y ł o już
w i d a ć „ r o z k ł a d u j a z d y " i dalej już nic, stąd nie jedzie się d o n i k ą d .
Jest późne p o p o ł u d n i e . Zbliża się szary zmierzch. I t y l k o ta ścieżka
ukryta w ś r ó d łąk, c o zaczyna się za ostatnią chatą — jeszcze
p r o w a d z i . Z n a ł e m ją o d d a w n a . Zimą też przedeptana; przez
ludzi, którzy idą na ś w i ę t y J o r d a n d o Klasztoru, przez k o b i e t y ,
które ze w s i niosą na Paschę pisanki, żeby je o ś w i e c i ć w c e r k w i .
Trzeba trafić na mostek w zaroślach przez ciągnące się t u
rozlewiska B u g u , a p o t e m d o starych d ę b ó w nad s t a w e m przy
Klasztorze. W j e d n y m z t y c h d ę b ó w żył p o d o b n o kiedyś nieznany
dziś n i k o m u ś w i ę t y pustelnik. Jest t o j e d n a z d r ó g , ze ścieżek,
które z n a m , w i o d ą c y c h d o Obitieli — „ m i e s z k a n i a " ś w . O n u f r e g o .
Z w y k l e c h o d z i się groblą, c o o d w s i J
s c h o d z i ku niskim ł ą k o m ,
które w i o s n ą czasem zalewa B u g . Grobla też p o p r z e r y w a n a przez
r w ą c e w t e d y boczne koryta rzeki. P o w o l i kończą się na niej
ostatnie chaty, k r o w y , które t u w y g a n i a j ą na w y p a s na całe p ó ł
r o k u patrzą na ciebie; w i o s n ą i latem b o c i a n y i czajki nad
przebłyskującą w ś r ó d t r a w y w o d ą moczaru — w y c h o d z ą j a k b y na
s p o t k a n i e . Zimą kreski płóz z a w i e w a śnieg, w i j e się przy ziemi.
A ty idziesz: w dzień p r o s t o na daleką k o p u ł ę c e r k w i , a w n o c y na
ostatnie światełka ś w i a t a , a p o t e m w ciemną d r o g ę , którą t y l k o
rozpoznajesz s t o p a m i aż d o w i e l k i e g o d ę b u , który tu t r w a i jest,
przy bramie, za którą ś w i a t ł a w o k n a c h d o m k ó w klasztornych
i ś w i a t ł a l a m p o l i w n y c h przed i k o n a m i w c e r k w i . Potem na k u c h n i
zmarzniętemu z u p a , paruje i p a c h n i e o l e j e m .
x x x
x x x
Chadza się w i ę c i groblą. A l e dziś „ z ł e " na niej i nie m o ż n a .
Idziemy w i ę c inaczej, przechytrzamy „ z ł e g o " , który zamyka
d o s t ę p , z n a j d u j e m y ścieżkę, która „ p r o w a d z i " . Idziemy w ś r ó d
t r a w . Coś w plecakach i w ę z e ł k a c h w z i ę l i ś m y jeszcze z a u t o b u s u .
Były j u ż k ł o p o t y z w y j a z d e m , jakieś skrzynki, k t ó r y c h nie b y ł o ,
jacyś biegający uczestnicy, którzy ciągle znikali, krzątanina,
a u t o b u s j a k b y nie m ó g ł ruszyć z miejsca. S p o k o j n i e siedzi Ojciec
Richard L a w r e n c e , proboszcz murzyńskiej w s p ó l n o t y w Bal­
t i m o r e , j a k b y z u w a g ą — czeka. W k o ń c u w y j e c h a l i ś m y . Wsie,
żyto stało w y s o k i e . Trzeba skręcić nie w e d ł u g d r o g o w s k a z u , trafić
na tę w ł a ś n i e ukrytą d r o g ę i nią aż d o t e g o o s t a t n i e g o s ł u p k a .
Teraz rozbieramy coś z t y c h skrzynek; oranżada — nieoranżada...
Nie szkodzi. ( O p o w i a d a n o m i , jak kiedyś, po o k u p a c j i b i s k u p
M i c h a ł — m ó j ojciec chrzestny, d l a t e g o mi o p o w i a d a n o — w i ó z ł
f u r m a n k ą jakieś talerze d o Klasztoru. Z i m a , noc ich zastała p o
d r o d z e , sypie t u m a n e m , ani rusz dalej. Zlazł B i s k u p z fury, w ł o ż y ł
talerze d o plecaka i dalej poszedł sam, przez zaspy i na p ó ł n o c
doszedł. M ó g ł w t e d y w c i e m n o ś c i słyszeć w duszy m o d l i t w ę
W i e l k i e g o Postu ( b o Post się zaczynał):
Pomoszcznik i p o k r o w i t i e l '
b y s t ' m n i e w o spasjenije...
(Pomocnikiem i opiekunem
byłeś mi w z b a w i e n i u )
i dalej głos w e w n ę t r z n y :
O d k ą d zacznę o p ł a k i w a ć
o p ę t a n e g o m e g o życia u c z y n k i ;
I jaki położę początek t e g o płaczu...?
(— który rośnie w duszy, który coś w e m n i e budzi i zaczyna).
— Tak ś p i e w a j ą c idą mnisi z c e r k w i d o celi umierającego brata.
Panuje jakaś radość, j a k b y ś w i ę t o c h o ć t o śmierć się zbliża).
Idziemy w i ę c coraz dalej w ś r ó d t y c h t r a w . A n n a i Iga j a k b y
s k u l i ł y się w sobie i zaczynają pieśń. W ł a d e k zagrzewa.
Iże c h i e r u w i m y — t a j n o obrazujuszcze...
( M y , którzy t a j e m n i e sobą p r z e d s t a w i a m y c h e r u b i n ó w . . . )
60
Lecz jakoś nie idzie, nie rozlewa się ś p i e w , p o d szarym
c i e m n i e j ą c y m n i e b e m . Zbliżamy się d o t r u d n e j strefy. T r u d n o jest
„osiągnąć pustynię". Wszystko tu naokoło śpiewa o św. Onuf­
rym:
Żełanijem d u c h o w n y m
p u s t y n i u d o s t i g ł jesi
bogomudrie Onufrije;
i j a k o b e z p ł o t i e m w niej m n o g o l i e t n i e
p o d w i z a ł s j a jesi t o u b o l u b n i e . . .
(Pożądaniem d u c h o w y m
doścignąłeś, osiągnąłeś pustynię
0 roztropny Onufry;
1 j a k b y bezcielesny — w niej w i e l o l e t n i e
dzieło podjąłeś z u m i ł o w a n i e m trudu...)
J u ż w i d a ć bramę i — o d razu — g r o m a d z ą c e się na ś w i ę t o
t ł u m y p ą t n i k ó w , s a m o c h o d y , autokary, f u r k i , m o t o c y k l e . . . Prze­
c h o d z i m y w i e l k i e w r o t a — a jakaś inna g r u p a p i e l g r z y m ó w ,
w ł a ś n i e przybyła, ś p i e w a :
Nieprochodimaja wrata
tajno zapieczastwowannaja
Bogorodice Diewo...
( O , w r o t a nie d o przejścia,
tajemnie zapieczętowane,
B o g u r o d z i c o Dziewico...)
Przechodzimy w i ę c przez w r o t a . Na dziedzińcu p o z d r o w i e n i a .
T r o c h ę z a p o b i e g l i w e j krzątaniny. S z u k a n o kąta dla Ojca L a w r e n ce'a. W d r e w n i a n y m d o m k u p e ł n o ludzi. Ktoś w rogu leży na
p o d ł o d z e na rozścielonej chuście. Tak, jest już ł ó ż k o dla Ojca:
s k r o m n y i c i c h y , zawsze prosty jak struna brat Eugeniusz daje na
t o s w o j ą celę. Ojciec L a w r e n c e zresztą p o d o b n o zmylił w s z y s t ­
kich s w y c h „ o p i e k u n ó w " i nie t k n ą ł łóżka ani na c h w i l ę .
A l e w c h o d z i m y d o c e r k w i , która p ł o n i e o g n i a m i i ś p i e w e m
w ś r o d k u o k r ą g ł e g o dziedzińca, o k o l o n e g o białym m u r e m . Za t y m
m u r e m już c i e m n o , stoi c i c h y sad, który przechodzi dalej w w i e l ­
kie łąki i d o t y k a m i l c z ą c y c h s t a w ó w (tam p ó j d z i e m y p o t e m ) .
S t a m t ą d przychodzą p o d c e r k i e w d r z e w a , p o w i e w y o d rzeki
i noc. D o c e r k w i l e d w o można się w c i s n ą ć na p r ó g . T r w a
„całonocne czuwanie".
S p o d o b i G o s p o d i w wieczer sjej
b'iez gri'echa sochronitisja nam...
( U c z y ń nas g o d n y m i . Panie, abyśmy
t e g o w i e c z o r u u c h r o n i l i się o d grzechu...)
C h w a l i t i e Imia G o s p o d n i e , alliłuja,
c h w a l i t i e rabi G o s p o d a —
A l l i ł u j a , alliłuja
B ł a g o s ł a w i e n G o s p o d o t Siona
Żiwyj w o Jerusalimie —
A l l i ł u j a , alliłuja, alliłuja...
O t o w y c h o d z i procesja ze ś w i a t ł a m i i Ewangelią. W ś r ó d t ł u m u ,
który g o l e d w o może przepuścić, W ł a d y k a okadza całą c e r k i e w .
Tymczasem c h ó r y skandują dramatyczną pieśń:
Angiel'skij sobór zdiwisja
zrja Tebe w m i e r t w y c h w m i e n i w s j a
s m e r t n u j u — że, Spasje, krepost'razoriwsza...
i ot ada wsja s w o b o ż d s z a
( A n i e l s k i sobór oniemiał
w i d z ą c Ciebie przyłączonego d o m a r t w y c h !
Lecz śmierć b a s t i o n . Z b a w i c i e l u , rozbijając
z otchłani wszystko wyswobodziłeś)
N a o k o ł o c e r k w i s p o w i e d ź . W c i e m n y c h z a ł o m a c h ścian, o d
z e w n ą t r z p o s t a w i o n o stoliki z krzyżami. C i e m n e postacie księży
z g a r b i o n e nad g ł o w a m i s p o w i e d n i k ó w , którzy szeptem coś
w y z n a j ą . Ludzie stoją w c i e m n o ś c i , p o d d r z e w a m i , schylają
g ł o w y w kolejece d o księdza. Ktoś płacze.
Po s k o ń c z o n e j służbie ludzie zalegają dziedziniec, p r z y c u p u j ą
gdzie się da w c e r k w i i g r u p k a m i zaczynają ś p i e w a ć pieśni, ale już
i n n e , nie te z k a n o n u liturgii, nieco zbyt złożone w s w e j
bizantyjskiej metaforyce, s p o s o b i e w y r a ż a n i a s u b t e l n y c h m y ś l i ,
nieco zbyt w y s z u k a n e i t r u d n e j ę z y k o w o — lecz te prostsze
„ d o m o w e " pieśni religijne, przyniesione z chat i z d z i e c i ń s t w a ,
wyrażające s m u t e k życia i prostą w i a r ę , nieco s e n t y m e n t a l n e ,
w y s u p ł a n e wraz z g r o s i k a m i na ś w i e c z k i ze starych ś p i e w n i k ó w .
T o zanikają t o z n ó w budzą się w i n n y m kącie c e r k w i lub
podwórka
Pred T o b o j u m o j B o h
je zatieplju s w i e c z u . . .
(Przed T o b ą m ó j Boże
zapalę c i e p ł y p ł o m y k ś w i e c y )
A d o i k o n y , t e j , d o której t u w s z y s c y przyjechaliśmy, ciągle
p o d c h o d z ą sznurem ludzie. Czekają na swą kolej i w t e d y każdy
ma s w ó j krótki m o m e n t , „ p r z y l e g a " ( „ p r y k ł a d y w a j e t s j a " , „ p r i p a d o j e t " ) d o niej c a ł y m c i a ł e m , c z o ł e m , ustami, d ł o ń m i , nisko, nisko
się kłania, żegna i p o c i c h u o d c h o d z i . W i e l u stawia ś w i e c z k i .
Słychać t y l k o szelest k r o k ó w i p o k ł o n ó w . W duszach brzmi
P r i e p o d o b n i e otcze nasz O n u f r i j e
m o l i B o g a o nas!
Teraz i my o d c h o d z i m y . Przez furtę w murze d o s a d u . Zbieramy
się na pasiece, w ś r ó d ś p i ą c y c h uli przed chatką o g r o d n i k a (
a
o n a myślała, że to o g r o d n i k . . . " ) . W w y s o k i e j t r a w i e zapalamy
kilka ś w i e c . Teraz ta noc w p u s z c z a , w p r o w a d z a nas głębiej
w siebie. N i e c o bardziej d o s i ę g a m y „ p u s t y n i " . T u , w t y m sadzie
jest jakiś kres, przebiega jakaś tajemna granica i czujemy, żeśmy
jej d o t k n ę l i . M n i s i , g d y się już zdecydują by ją przejść, śpiewają:
Objęcia o j c o w s k i e pośpiesz mi o t w o r z y ć ,
g d y ż o b ł ę d n i e w y c z e r p a ł e m m o j e życie.
Na n i e w y c z e r p y w a l n e b o g a c t w o d a r ó w T w o i c h patrząc
w z y w a m ze skruchą, byś nie przeoczył teraz
m o j e zubożałe serce...
S k r u c h a , w z r u s z e n i e serca ( „ D u s z o m o j a , d u s z o m o j a , p o ­
w s t a ń , c z e m u śpisz?! Koniec się zbliża...") p o d p r o w a d z a j ą , jak
sekretny p r z e w o d n i k d o ukrytej ł ó d k i , d o tej „ g r a n i c y " . Słychać,
ktoś t u ciągle płacze, ktoś z nas...
Czytamy s ł o w a O j c ó w :
„ Z a p y t a ł brat starca, m ó w i ą c : Jak t o się dzieje, że dusza roz­
koszuje się ż ą d z a m i ? " O d p o w i e d z i a ł : „ W p r a w d z i e dusza roz­
koszuje się żądzami, ale D u c h Boży ogarnia ją. Trzeba zatem
o p ł a k i w a ć i bacznie śledzić, c o w nas nieczyste... J a k M a r i i , g d y
s k ł o n i w s z y się nad g r o b e m płakała, zaraz o b j a w i ł się Pan... tak
dzieje się z duszą, g d y t y l k o m i ł u j e ł z y " . B o m ó w i ł s t a r z e c o p ł a c z u
skruchy, że jest drogą jedyną, d r o g ą d o w s z y s t k i c h rzeczy:
„...samo b o w i e m Pismo Ś w i ę t e jest płaczem... i nie ma innej d r o g i
d o życia, jak w ł a ś n i e t a " .
„ A b r a h a m , g d y w s z e d ł d o ziemi o b i e c a n e j , n a j p i e r w zakupił,
sobie g r ó b " . I zapytał brat starca: „ C o t o jest g r ó b " I odrzekł: „ J e s t
miejscem płaczu i ż a l u " .
Trzeba się w i ę c na n o w o narodzić (...jak m ó w i ł Pan d o N i k o d e ­
ma) — lecz by na n o w o się narodzić, starzec p o d s u w a , że trzeba
najpierw „umrzeć". Przypominamy co wyznał A w w a k u m : „ J a
zaś, g d y m p e w n e g o razu ujrzał w sąsiedztwie m a r t w e zwierze,
p o w s t a ł e m z łoża tejże n o c y i w i e l e m przed obrazem płakał nad
duszą s w o j ą rozmyślając o śmierci, że t o i m n i e przyjdzie umrzeć,
i o d t e g o razu p r z y w y k ł e m m o d l i ć się c o n o c y " .
C z y m jest noc? J e s t m o d l i t w ą . M o d l i t w ą ś w i a t a , g d y zacicha
jasność d n i a . I d l a t e g o też noc jest pasją, bo jest sferą o t w a r t ą na
w s z y s t k i e d u c h y . M n i s i w i ę c zawsze w nocy c z u w a j ą ( w s i e n o s z c z n o j e b o l i e n i j e ) , o t w a r c i na jej siłę. Rozbity zostaje przy t y m
„ n o r m a l n y " rytm czasu i f i z j o l o g i i , przyjmuje się na siebie inny
„ s c h e m a t " . T o rozluźnienie i rozbicie w nas j a k b y s k o r u p y t o
początek p o k u t y , m e t a n o i , „ p r z e s t a w i e n i a " na inną d r o g ę , d r o g ę
pielgrzyma.
( A n n a przycupnęła w t r a w i e u n ó g Ojca Lawrence'a i s z y b k i m
szeptem t ł u m a c z y na angielski s k u p i o n e j grupce...)
N o c jest w i ę c w a l k ą i m o d l i t w ą jest w i e l k ą . Rzekł starzec: „ J a k ż e
inaczej może się pokazać c z ł o w i e k , który m i ł u j e B o g a , jak nie
podczas napaści s z a t a n a ? "
i rzekł dalej:
„ M u c h y nie zbliżają się d o r o z p a l o n e g o pieca, obsiadają n a t o ­
miast letni. Tak też o d m n i c h a r o z p l a o n e g o o g n i e m D u c h a
B o ż e g o uciekają szatani, natomiast kpią sobie z l e t n i e g o " .
I tak otwierają się d r z w i p o k o r y :
„ Z a p y t a ł brat starca, m ó w i ą c : „ J a k dusza m o ż e przyjąć p o k o r ę ? "
O d p o w i e d z i a ł : „ J e ś l i zawsze bada w sobie z ł o " . I rzekł z n ó w
starzec: „ N i e jest m n i c h e m t e n , k t o d r u g i e g o osądza... lecz
p r a w d z i w y m jest ten, k t o jest p o k o r n y i uciszony, pełen m i ł o ś c i
i zawsze ma bojaźń Bożą w s w y m s e r c u " . I po t y c h s ł o w a c h rzekł
starzec:
„ P i e l g r z y m o w a n i e m jest m i l c z e n i e "
I g d y t o usłyszeliśmy, w s t a l i ś m y i w m i l c z e n i u odeszliśmy — przez
sad i c i e m n e zarośla — na d r u g i brzeg jeziorka, c o przy klasztorze.
T a m o d b i t y w czarnej tafli s t a w u p ł o n ą ł j u ż o g i e ń rozpalony przez
Mariusza i T o m k a . Legliśmy teraz w ś p i w o r a c h przy o g n i u kupiąc
się jak m o ż n a razem. I t u z n ó w w e s o ł y w i d o k : ci c o mieli
„ d y s k r e t n i e " o p i e k o w a ć się O j c e m L a w r e n c e ' e m próbują m u coś
nieznacznie p o d ł o ż y ć . A l e o n , tanecznie spacerując w ś r ó d róż­
n y c h derek, kołderek, w o r k ó w i ś p i w o r k ó w zręcznie je w y m i n ą ł
i z satysfakcją z w a l i ł się całą swą zwalistą postacią w c z a r n y m
s u r d u c i e w p r o s t na w i l g o t n ą t r a w ę i patrzy z u ś m i e c h e m . Nad
nami w i e l k i e dęby. T o t u żył kiedyś pustelnik. T r o c h ę ś p i e w ó w
rozluźnia zmęczenie. Z a c i c h a m y , o g i e ń przygasa i p o d c h o d z i sen,
a noc ciągle obraca z w o l n a g w i a z d y . Ś w i t c h y b a nie szybko.
Śpimy.
Bardzo g ł ę b o k i m ś w i t e m , g d y m y ś m y jeszcze spali, rozległy się
nagle dalekie d z w o n y i o d g ł o s y ś p i e w u . Z e r w a l i ś m y się i szybko
poszli d o bramy klasztoru, skąd z c h o r ą g w i a m i i ś w i e c a m i , za
krzyżem Św. w y c h o d z i ł j u ż p o c h ó d na nadrzeczne łąki, gdzie na
p a g ó r k u , na s a m y m brzegu rzeki stoi c e r k i e w k a — „ c z a s o w n i a " .
M i j a m y stare w i e r z b y , słupki granicy r o z s t a w i o n e w z d ł u ż brzegu,
k l u c z y m y w ś r ó d m o c z a r ó w kierując się na płonącą j u ż o g n i e m
ś w i e c w dali c e r k i e w k ę .
Żełanijem d u c h o w n y m p u s t y n i u
d o s t i g ł jesł, b o g o m u d r i e Onufrije...
Stajemy t ł u m n i e na s t o k u pagórka, u p o d n ó ż a d r e w n i a n e j
kaplicy. T a m mieści się t y l k o ołtarz, przy k t ó r y m teraz B i s k u p
w o t o c z e n i u licznego d u c h o w i e ń s t w a o d p r a w i a ś w i ę t ą liturgię.
Za plecami o s t a t n i c h ludzi stoją d r z e w a , po łące kroczą b o c i a n y ,
k r o w y o b u d z i ł y się, przeleciała c i c h o czapla. Trzymamy ś w i e c z k i ,
a na niebie, pierwsze r ó ż o w e blaski ś w i t u .
Błogosławieni ubodzy duchem
j a k o t y c h jest K r ó l e s t w o niebieskie,
b ł o g o s ł a w i e n i płaczący
j a k o że ci będą pocieszeni
b ł o g o s ł a w i e n i cisi...
Tam za rzeką stoją c i c h e , w i e l k i e d r z e w a . Na brzegu nikt się nie
p o j a w i . M i ę d z y nami i n i m i — rzeka c i c h o i w a r t k o płynie. Szary
nurt. Ś w i t jeszcze nie jasny. Ś p i e w :
lże c h i e - r u - w i - i - m y
tajno o-bra-zu-ju-szcze...
Nagle jakiś poseł ze ś w i a t a — obiega nas, daje znaki. O d ­
c h o d z i m y spiesznie. A u t o b u s , zbiórka. Silnik, o d j a z d . A t a m
ludzie ś p i e w a l i w ł a ś n i e :
W s j a k o j e nynje żytiejskoje
o t ł o ż y m popieczenije...
(Wszelkie teraz ż y c i o w e
o d ł ó ż m y troski...).
61