Turystyka – mój punkt widzenia.
Transkrypt
Turystyka – mój punkt widzenia.
Toruń, 12.03.2014 r. Remigiusz Kübler [email protected] Turystyka – mój punkt widzenia. Jest kilka sposobów na to, by odwiedzić dane miejsce, czy też spędzić czas ze znajomymi. Najłatwiej jest zdać się na biuro podróży, wybrać interesujący nas region, opłacić należności i nie martwic się kwestiami organizacyjnymi. Warto jednak zauważyć, że podczas wszelkich wyjazdów zorganizowanych przez biura, odbiera się nam cenioną przecież wolność. Wsiadamy do autokaru, jedziemy określoną ilość czasu, jesteśmy na postoju, wsiadamy, jedziemy dalej. Gdy docieramy do celu, jesteśmy zdani na przewodnika, który wprost wylicza nam, ile czasu mamy spędzić w danym miejscu. Krótko mówiąc, jesteśmy uzależnieni od harmonogramu. Oczywiście ma to swoje plusy. Ja jednak znalazłem alternatywne podejście do wyżej wymienionej kwestii. Alternatywa ta kryje się pod dwoma słowami: turystyka rowerowa. Zapewne nasuwa się Ci się pytanie, dlaczego akurat rower? „Ponieważ rower oznacza wolność, rower to niezależność, rower to samowystarczalność. Ponieważ podróż rowerem pozbawia możliwości panowania nad otoczeniem albo koloryzowania brzydoty. Ponieważ rower zmusza cię, byś znalazł się w miejscach, o których nie wiedziałeś, że chcesz w nich być, pokazuje ci rzeczy, o których nie sądziłeś, że chcesz je zobaczyć. Rzeczy, których nie znajdziesz, jeśli postanowisz, że tam i tam wsiądziesz do pociągu, a tam i tam wysiądziesz z autobusu. Są chwile, obrazy i spotkania, które zdarzają się tylko gdzieś pomiędzy..”1 – myślę, że słowa niezwykłej podróżniczki Eriki Warmbrunn najlepiej odpowiadają na powyższe pytanie. Przypuszczam, że może Cię nurtować jeszcze jedna kwestia. Przecież żeby przejechać, zwiedzić, potrzeba dobrej kondycji, jesteśmy uzależnieni od pogody. Tak, to prawda. Trzeba wygrać ze samym sobą. Przemóc się, aby przed wyjazdem w nieznane odpowiednio wcześniej „wyjeździć” odpowiednią ilość kilometrów. Nie ukrywam, że nie jest to przyjemne (pogoda lubi być kapryśna), ale widoki, satysfakcja z odwiedzenia danego regionu skutecznie przysłania cały wcześniejszy trud. „Bakcyla” turystyki rowerowej zaszczepił we mnie mój ojciec sześć lat temu. Wtedy to byliśmy na pierwszym wspólnym wyjeździe po naszym pięknym kraju. To dzięki niemu poznałem, jak w łatwy sposób można obcować z naturą, poznać tereny. Rower zapewnia bezpośredniość obcowania z otwartym terenem, nie ma zapośredniczenia w postaci chociażby samochodowej szyby. Nigdy nie lubiłem turystyki typu „na leniucha”, czyli przykładowo leżenia przez tydzień na bałtyckiej plaży. Może dlatego też opisywany przeze mnie sposób turystyki najbardziej przypadł mi do gustu. Dwa lata temu koło się zatoczyło, ponieważ ja sam zaszczepiłem to u moich dwóch przyjaciół. Mimo że przejechaliśmy jedynie całe polskie wybrzeże, teren niezbyt urozmaicony florą, to przeżyliśmy niezwykły tydzień. Tym bardziej było to dla mnie niezwykłe, gdyż poprzez tą wyprawę udało mi się przekonać moich znajomych do takiego typu podróżowania. Podczas wyjazdów relacje 1 E.Warmbruun „Gdzie kończy się droga”. Wyd. Galaktyka, Łódź, 2004. między uczestnikami wzmacniają się. Nie ma osoby niedocenionej. Każdy jest równy, każdy jest za coś odpowiedzialny: jest osoba odpowiedzialna za planowanie trasy na dany dzień, inna za sprzątanie obozowiska aby zostawić po sobie porządek, jeszcze inna odpowiedzialna jest za zaopatrzenie w żywność czy też stan techniczny rowerów. Każdy polega na pozostałych członkach wyprawy. Podczas wyjazdu niejednokrotnie korzystałem z pomocy przypadkowych ludzi. Wtedy wyjawia się nasza skryta życzliwość, chęć niesienia pomocy. Niejednokrotnie pytamy ludzi, czy udzieliliby kawałka trawnika, aby rozbić namiot. Jest to pewnego rodzaju nauka. Uczy nas porozumiewania się z ludźmi, aby nie bać się podejść do nieznanej nam osoby, zapytać, porozmawiać. Jest też w tym nutka komizmu. Mówię tutaj o wyjazdach zagranicznych. Gdy nie władamy biegle językiem, w celu porozumienia się z tubylcem, wykonujemy dziesiątki znaków rękoma. Z perspektywy osoby trzeciej wygląda to co najmniej komicznie. Jak już wcześniej wspomniałem, podczas wyjazdu zawsze jest osoba odpowiedzialna za planowanie trasy. Osoba ta musi umieć biegle posługiwać się mapami, umieć odczytywać przewyższenia na danym odcinku (gdy chociażby jeden z uczestników ma kryzys – zjawisko to zaraz wyjaśnię – nie można planować odcinka długiego, wymagającego dużego wysiłku). Wcześniej wymienione zjawisko kryzysu występuje na każdej wycieczce. Jest to moment, gdy organizm uczestnika mówi: „Dlaczego ja się pokusiłem o ten wyjazd? Na co mi to?”. Moment ten przeżywa każdy, trwa on przez jeden dzień. Jest to nieodzowny element, ale pokazuje, jak człowiek potrafi przeciwstawić się własnym słabościom. Pokazuje, że nie ważne są chwile naszej słabości i związane z nimi przymusowe zwolnienie tempa. Ważne jest, że okazujemy chęć walki. A przecież tak jest też w życiu codziennym, gdzie walczymy z przeciwnościami w szkole, na uczelni czy też w pracy. Turystyka rowerowa poszerza nasze horyzonty. Dzięki niej poznajemy bardzo dokładnie dany obszar turystyczny, pogłębiając tym samym naszą wiedzę z zakresu geografii bądź biologii. Każdy z praktykujących ten sposób turystyki wykształca w sobie poczucie odpowiedzialności za resztę grupy. „Droga niechcianą – lecz składa się na istotną część podróży”2 - tak wiele mówią słowa Kazimierza Mrówki. Mówią nam, że czasami nie cel, a droga do celu jest najciekawsza. Może dlatego pod słowem turystyka widzę głównie podróże rowerowe. Życzę Tobie, aby i Twoja podróż była równie ciekawa, co droga, którą przebędziesz… Bibliografia: 1. K. Mrówka „Książeczka o podróżowaniu”. Wyd. Gondwana, Warszawa, 2012. 2. E.Warmbruun „Gdzie kończy się droga”. Wyd. Galaktyka, Łódź, 2004. 2 K. Mrówka „Książeczka o podróżowaniu”. Wyd. Gondwana, Warszawa, 2012.