1/81 - VIII LO w Katowicach

Transkrypt

1/81 - VIII LO w Katowicach
Nr 1/81
ISSN 1428-2607
Katowice, luty 2008
NOWY ZARZĄD
STOWARZYSZENIA
Na zdjęciu- nowowybrany Zarząd Stowarzyszenia (fot. A. Rostański)
Zgodnie z wcześniejszymi anonsami w sobotę 9 lutego 2008 odbyło się Walne
Zebranie Sprawozdawczo – Wyborcze Stowarzyszenia. Zebranie było długie (4 godz)
a dyskusja ożywiona. Porządek obrad składał się aż z 32 punktów i zawierał m.in.
podsumowanie prac Zarządu, Komisji Rewizyjnej i Sądu Koleżeńskiego.
Po burzliwej dyskusji, nad którą czuwał przewodniczący Walnego Zebrania Andrzej Dawidowski (m. 1971) udzielono absolutorium ustępującemu Zarządowi. Zgłoszono kandydatów do nowych władz i przeprowadzono wybory. Były wiceprezes
Adam Rostański (m. l978) zrobił zbiorowy konterfekt. Zamknięcie obrad nastąpiło w
godzinach popołudniowych.
Więcej na temat obrad w następnym numerze kwartalnika.
-1-
INFORMATOR
1/81
Jakże mocno skarżyły się moje zelówki na słowność Kamila. No ale ponoć wszystko dobre co się dobrze kończy. Opisanie Opłatka dotarło do nas mimo wszystko na godzinę za
5 dwunasta.
OPŁATEK STOWARZYSZENIA ABSOLWENTÓW
W VIII LO IM. MARI SKŁODOWSKIEJ-CURIE
W drugą sobotę grudnia 2007r. odbyło się w auli spotkanie opłatkowe stowarzyszenia wychowanków
Naszej szkoły. Jak co roku w przygotowaniach czynny udział brała Pani Profesor Szydło wraz ze swoimi
uczniami, którzy również dość liczną grupą reprezentowali ostatnich wychowanków. Wśród zaproszonych
gości także był Prezes Stanisław Góra z LO im. Jana III Sobieskiego w Piekarach Śląskich oraz ks. Antoni
Pośpiech OMI. Na początku uroczystości serdeczne życzenia złożyła obecna Pani Dyrektor – Anna Dziedzic, prezes Stowarzyszenia – Irena Kuźmicka oraz vice-prezes – Eugeniusz Świdziński – przedstawiciele
naszego stowarzyszenia. Następnie wysłuchaliśmy koncertu kolęd w wykonaniu szkolnego zespołu. Później
głos zabrał ks. Antoni Pośpiech OMI, który przytoczył nam historie ks. Peszkowskiego, jedynego duchownego, który przeżył Katyń, jedynego, ponieważ NKWD wymordowało wszystkich pozostałych przed świętami
Bożego Narodzenia. Opowiadał On jak wyglądała wigilia i święta naszych oficerów w obozie. Oficerowie namalowali na ścianie św. Józefa i Trzech Króli, a w tle Chrystusa i jego matkę-Marię. Ponieważ NKWD zakazało obchodzenia świąt, żołnierze powiedzieli im, że to towarzysz Josif Stalin, a Królowie - to oficerowie
NKWD. Po tym żołnierze NKWD zaczeli salutować przed obrazem. W czasie spotkania mogliśmy oglądać
wystawę zdjęć przygotowaną przez ucznia naszej szkoły – Artura Sikorę.
Cała uroczystość minęła w miłej i rodzinnej atmosferze. Na pamiątkę spotkania wykonano wspólne zdjęcie.
Kamil Maszkowski
Samorząd Szkolny
SAMI SWOI
grając i śpiewając kolędowaliśmy
z nieodłącznym aparatem: Adam Rostański
-2-
INFORMATOR
PROFESOR
JÓZEF FRANCISZEK ŻABIŃSKI
Gdy przeszło dwadzieścia lat temu rozpoczynaliśmy druk wspomnień biograficznych o naszych
wspaniałych profesorach i wychowawcach nawet w
najśmielszych marzeniach nie przewidywaliśmy, że
uda się nam przedstawić tyle niezwykłych sylwetek
nauczycielskich indywidualności fascynujących swą
osobowością i na trwale wpisanych w naszą
uczniowską pamięć.
W osiemdziesięciu poprzednich numerach
ukazującego się od 1988 roku kwartalnika Stowarzyszenia Wychowanków Szkoły a poświęconego dziejom i bieżącej działalności Szkoły, aż w pięćdziesięciu pisaliśmy o nauczycielach zarówno tych, którzy
uczyli dawno temu jak i współcześnie pracujących w
Szkole.
Stosunkowo mało wspomnień dotyczy nauczycieli historii uczących przedmiotu, który według
władz oświatowych w PRL-u należał do trudnych i
bardzo ważnych. Po 1949 roku nastąpiły drastyczne
zmiany programowe. Wykład przedmiotu opierać się
musiał na postrzeganiu procesów społecznogospodarczych jako podbudowy, a procesów polityczno ustrojowych i kulturalnych jako nadbudowy w
ogólnym rozwoju dziejowym. Założenie to wynikało z
1/81
koncepcji tzw. materializmu dialektycznego oraz
twierdzenia, że rozwój historyczny nie jest procesem
automatycznym, lecz wynikiem walki klas.1) Historia
miała służyć władzy – motywować jej istnienie
i usprawiedliwiać jej działania. W efekcie lekcje historii były jednym z najbardziej zafałszowanych
przedmiotów.2) I tak np. wojna polsko-sowiecka, która wybuchła w lutym 1919 gdy bolszewicy postępujący za szybko ewakuującymi się na Zachód Niemcami niespodziewanie napotkali silny opór polski
oraz kolejno zmieniające się sytuacje frontowe aż
do Bitwy Warszawskiej nazwanej osiemnastą pod
względem znaczenia bitwą świata lub Cudem nad
Wisłą przez wiele powojennych lat określane było
jako „najazd jaśniepanów polskich na Kraj Radziecki, gdy to jaśniepańska Polska usiłowała zadusić
tenże kraj3). Nauczyciel przedstawiający historię niezgodnie z wytycznymi usuwani byli ze szkół tak jak
to miało miejsce i w Naszej Szkole 4). Władza starała się promować nauczycieli młodszych ponieważ
tylko nauczyciele wykształceni w Polsce Ludowej
mogli realizować założenia władz a do takich niewątpliwie należał Profesor J. F .Żabiński.
Profesor dwojga imion Józef, Franciszek Żabiński urodził się nieopodal Wadowic we wsi Gierałtowicach dnia 28 czerwca 1926 roku. Jako trzynastoletni chłopak zostaje wywieziony do Niemiec na
przymusowe roboty. Pracuje tam fizycznie od września 1941 do lutego 1945 roku Po klęsce Niemiec
wraca do wsi rodzinnej i pomaga rodzicom w odbudowie zdewastowanego gospodarstwa rolnego.
Równocześnie uczęszcza do gimnazjum i liceum
oraz wstępuje do ZWM. Radykalizm jego poglądów
owocuje incydentem z profesorem w szkole, którego
przykre szczegóły wolę raczej pominąć. Po ukończeniu szkoły średniej podejmuje studia w niepaństwowej Szkole Nauk Społecznych na Wydziale Administracyjnym w Krakowie a po jej ukończeniu w
1953 rozpoczyna pracę cenzora w Wojewódzkim
Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w
Krakowie. Urząd K.P.PiW miał bardzo szerokie
uprawnienia. Cenzura prewencyjna obejmowała
wszystkie druk, afisze a nawet nalepki na puszki z
konserwami i pudełka zapałek, filmy, przedstawienia
teatralne (także mimiczne), występy estradowe, emisje radiowe i telewizyjne. Podstawą był dekret z dnia
5.07.l946, który z pewnymi zmianami obowiązywał
do 1981 kiedy to nieznacznie złagodzono kontrolę.
Cenzura została ostatecznie zlikwidowana uchwałą
Sejmu 6.06.1990r.5) W latach 1953-1954 oprócz
-3-
INFORMATOR
1/81
pracy cenzora zatrudniony był w Zakładzie Nauk
Społecznych Politechniki Krakowskiej a w latach
1954-1955 w podobnym Zakładzie przy Śląskiej
Akademii Medycznej w Zabrzu-Rokitnicy. W Naszej
Szkole rozpoczyna pracę w zawodzie nauczycielskim gdzie uczy historii, propedeutyki filozofii, etyki
oraz religioznawstwa z przerwami w latach 1956-60,
1965-72 oraz 1973-1974. W międzyczasie pracuje
w Technikum Budowlanym w Zabrzu (1960-62) oraz
w Technikum Przemysłu Spożywczego (1962-1964),
by ponownie wracać kilkakrotnie do Naszej Szkoły,
gdzie pracuje przez lat dwanaście. Tyle i aż tyle tytułem wstępu opracowanego na podstawie archiwaliów. A jak pamiętają swego nauczyciela historii jego
uczniowie – absolwenci z lat 1972 i 1974 publikujemy poniżej.
1) AAN MO , 4261,k 657
2) Autorami podręczników historii byli głównie autorzy sowieccy (zobacz B.
Jakubowska w- Przeobrażenia w szkolnej edukacji
3) Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików
(WKPb), Książka i Wiedza Warszawa 1949. Nakład milion egz. w
pierwszym wydaniu
4) Zob. PNP Profesor Helena Gołbowa Kwartalnik nr 69/1 z dnia
21.03.2005
5) Nie ulega najmniejszej wątpliwości, ze system komunistyczny stosując
cenzurę w istocie prześladował Człowieka. I tego, który pisał, i tego, który czytał. Czas ten należy do przeszłości. Ale coś wiele osób w Polsce
za nimi tęskni...Czuj duch !!
dzo ciekawie, pomimo że każda rozpoczynała się od
odpytywania nas i powtórki materiału dla utrwalenia
zdobytych wiadomości.
Dopiero dziś, po latach, zdajemy sobie sprawę
z wartości tej metody, wówczas niestety, my uczniowie nie docenialiśmy intencji przekazania nam jak
najszerszej wiedzy historycznej.
Jako Wychowawca traktował naszą klasę „B”
bardzo poważnie, chcąc ukształtować nas na ludzi
z mocnym charakterem. Stąd też w ciągu czteroletniej nauki w liceum, pojechaliśmy zaledwie na jedną
jedyną 3-dniową wycieczkę - w Bieszczady, wycieczkę typowo historyczną, śladami walk Generała
Karola Waltera Świerczewskiego podczas II wojny
światowej.
Załączamy zdjęcie z tego wyjazdu, mając nadzieję, że Koleżanki i Koledzy odnajdą się i, być mo-
****************************
Profesor Józef Żabiński
Zdawałoby się, że dla nas, byłych uczniów VIII
LO im. W. Piecka, postać profesora historii - Józefa
Żabińskiego - pozostanie dobrze znana, zwłaszcza,
że był wychowawcą naszej klasy. Ponieważ jednak jak się często okazuje – pamięć ludzka jest zawodna, postaramy się pokrótce, krok po kroku, przypomnieć sylwetkę Naszego Wychowawcy.
Profesor Józef Żabiński urodził się 28 czerwca
1926 roku w Gierałtowicach pow. Wadowice. Ukończył Wyższą Szkołę Nauk Społecznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W VIII LO im. W.
Piecka pracował w latach 1956-1960, 1965-1972
oraz 1973-1974.
Mieliśmy szczęście być wychowankami Profesora Józefa Żabińskiego w latach 1968-1972. Klasą
byliśmy na pewno trudną, pochodziliśmy z różnych
środowisk społecznych i dopiero po latach stwierdzamy, że nie zgraliśmy się jako zespół do końca.
Profesora zapamiętaliśmy jako człowieka bardzo wymagającego, o surowych zasadach wychowawczych, ale zawsze profesjonalnie przygotowanego do zajęć. Był wielkim pasjonatem i znawcą
przedmiotu, niejednokrotnie posługiwał się interesującymi pomocami naukowymi. Lekcje prowadził bar-
że, z „łezką w oku”
wspomną
wspólnie
spędzone chwile.
Na zakończenie
trzeba podkreślić, że
Profesor Żabiński, mimo swej surowości,
był człowiekiem bardzo
dobrym i
w
razie
potrzeby zawsze stawał w naszej obronie i
niejednokrotnie
dzięki Jego staraniom
uniknęliśmy kary.
Na pewno czytelnicy naszego Informatora zgodzą się z naszym odczuciem, że Profesor
na trwałe wpisał się w pamięci swoich wychowanków.
-4-
Ewa Nieradzik (Brol m. 1972)
Jolanta Szopa (Czerniawska m. 1972)
INFORMATOR
Żaba
(profesor Józef Żabiński)
„Żaba” budził grozę. Szczególnie nas, pierwszaków, jego osoba napełniała rzeczywistym, paraliżującym lękiem. Starsze roczniki, maturzyści,
jak na przykład klasa Pawła Wieczorka, brata
Krzysztofa – mojego kolegi, patrzyły na nas z politowaniem. Po z górą trzech latach większość
z nich znalazła w końcu sposób na przetrwanie,
a byli i tacy – dość liczna podobno grupa – którzy
w lekcjach historii znajdywali jakąś przyjemność.
Przyjemność, której wtedy nie rozumiałem, chociaż sam przedmiot nawet lubiłem i uczyłbym się
go chętnie, gdyby...
No właśnie – gdyby. Starsi uczniowie,
a szczególnie czwartacy, mogli w lekcjach profesora Żabińskiego znajdować to, czego nie można było wówczas wyczytać z kart podręczników. Powstanie styczniowe utopione przez carat we krwi,
wojna z bolszewikami w 1920, aneksja przez Sowietów naszych ziem wschodnich we wrześniu 39.
roku – to były tematy, w których można było coś
niecoś dopowiedzieć bystrym, poszukującym
prawdy młodzieńcom i dorastającym myślącym
pannom. Oczywiście dopowiedzieć dyskretnie, biorąc pod uwagę ogólne okoliczności (był początek
lat 70.). Ale nam, niedorostkom, pozostawało odkrywanie zagadek piramid, pokazywanie palcem
na mapie szlaku Wielkiego Aleksandra i przebiegu
wojen punickich czy ślęczenie nad wyimkami z Herodota i Swetoniusza. W edukacji dwóch niższych
roczników koncentrował się Żaba na wdrożeniu
uczniów w gorset twardej dyscypliny i wtłoczeniu
do opornych głów solidnych podstaw jego ukochanej dziedziny.
Miał brzydki obyczaj pastwienia się nad niektórymi z nas. Gnębił wtedy podpadniętego lub
podpadniętą uporczywie, z jakąś dziwną zawziętością, kalecząc, przekręcając nazwiska – do dziś
nie wiem czy niedostatek rozumu, czy pracowitości
ucznia były kryteriami tej jego dziwnej selekcji. Może wyczuwał w takich osobnikach nieusuwalny ahistoryzm? Uwziął się na przykład na Czakańskiego,
naszego błyskotliwego laureata olimpiad fizycznej
i chemicznej, zarazem ucznia bardzo, ale to bardzo niewrażliwego na uroki historii. Olimpijczyka
obroniła jednak pozycja naukowej gwiazdy i nic
Żaba nie wskórał.
Był wysokim, postawnym mężczyzną. Gdy
szedł szkolnym korytarzem, widać było z daleka
jego falującą i nieco już przerzedzoną czuprynę,
o dziwo nieskażoną jeszcze wcale siwizną. Kroczył
1/81
wolno, dostojnie, z dużym skupieniem patrzył pod
nogi; jeszcze uważniej schodził ze schodów. Stawiał wtedy stopy szeroko, a rozsuwając kolana
i odchylając się lekko do tyłu, osiągał względne poczucie stabilności – był krótkowidzem i miał koszmarnego zeza.
W klasie patrzył na nas zza grubych szkieł okularów w rogowych jasnobrązowych oprawkach.
Uśmiechał się z rzadka, a jeżeli już uśmiech pojawił się na jego obliczu – był to raczej sardoniczny
grymas i na ogół nie wróżył niczego dobrego. Oddajmy jednak Żabie sprawiedliwość – miał piekielną inteligencję i, może złośliwe, ale jednak znaczne poczucie humoru.
Każda lekcja miała swój określony porządek
i rytm. Żaba wchodził do klasy, patrząc – jak zwykle – pod nogi, siadał za katedrą, na której stawiał
swą przepastną starą skórzaną torbę, sprawdzał
bardzo dokładnie obecność, wychwytując różne
niezgodności i dłuższe pauzy w przyswajaniu wiedzy historycznej, po czym rozpoczynał rzeź niewiniątek. Wywoływał skazańca na środek klasy, zadawał mu kilka pytań, a w tym czasie sprawdzał
zeszyt badanego (próbowaliśmy podejść Żabę
różnymi złotymi myślami typu Historia magistra vitae, wypisami z „Antologii Palatyńskiej” i mniej lub
bardziej udolnie szkicowanymi wizerunkami Klio,
jednak starszy pan był nieprzemakalny na takie
zagrywki). Brak odpowiedzi, bełkot lub wypływanie
na szerokiego przestwór oceanu kwitował ironicznym grymasem od ucha do ucha, po czym zaczynał szukać w klasie ofiary, która naprawi błędy
swego poprzednika. I tu kolejna katastrofa – konia
z rzędem temu, kto zgadł, kogo naprawdę wskazywał Profesor.
… Na przełomie drugiej i trzeciej klasy Żaba
odszedł ze szkoły. Był zbyt niezależny? Chodził
własnymi drogami? My przecież odetchnęliśmy
z ulgą. Słyszałem, że pojawił się potem w
„Konopnickiej”. Spotkałem kiedyś po latach Elżbietę, jego córkę, także uczennicę naszego liceum.
Uprzejmie wspomniałem, że jej ojciec był ongiś
moim preceptorem w „Piecku”. Nie pamiętała mnie
oczywiście. Profesor Żabiński nie żył już wtedy od
dawna.
Le style c’est l’homme. Ale to pojąłem już później.
-5-
Ryszard Lenc, matura 1974
Katowice, 2004/2007;
tekst jest fragmentem większej całości
INFORMATOR
1/81
Poszukując bez wytchnienia,
Sami nie wiemy czego?
A ja szukam samotności, nie osamotnienia.
Samotność dla mnie bywa darem,
Kiedy mam wiele do zrobienia!
Gdy bywam czasem obarczony,
Gdy zmagam się na wszystkie strony
- odchodzę „na samotność” samotność darem
-błogosławionym i milczę, żeby słyszeć
głos własnego sumienia.
marzec 2006
Gdy uważnie wczytamy się w niedawne numery kwartalnika dostrzec możemy renesans twórczości poetyckiej w Naszej Szkole. Istnieje i to całkowicie spory „areopag literacki”. Jak zwykle dominuje płeć piękna: dwie Marty Danch i Frycz, Basia
Lewandowska oraz Paulina Gacek. Piszą też koledzy np. Tomek Wolicki, Marek Niedźwiedź i Kamil
Kubicki. Wydaje się, że teraz dobrze jest zapoznać się i może chwilę zadumać nad twórczością
poety już w pełni dojrzałego. O Jerzy Sikorski w
zbiorze „Spojrzenie w drodze” z 2006 roku proponuje…
Dlaczego znikają
Więzi rodzinne? Dawniej były inne…
Bo obyczaje się zmieniają !
Wie o tym statystyczny Polak,
Który cztery godziny ślęczy
z domownikami przed ekranem.
Na emeryturze czas oglądania
Wydłuża się jak guma.
To nie my oglądamy filmy.
Te akcje maluje reżyser,
A człek nie docieka,
Kto nim tak sprytnie manipuluje,
Że na serial się niecierpliwie czeka.
On pędzi – jeden za drugim
I niechcąco niszczy rodzinę
Zwłaszcza jej gorące tematy
Zakochani bez pamięci
„Jesteś dla mnie wszystkim”
-mówią zakochani, miłością pijani
- a nieopanowani!
Wpatrzeni w siebie jak w ekran, przytuleni,
do gałązek oliwnych, mówią:
„Nieważna płeć, ważna miłość,
seks nie może być grzechem,
skoro rodzice jak wiem, także złamali śluby”.
Jednak oni nie zapominają dziś,
że kto rzuca się w grzech, dostaje głowę
jego skutkami. Wywołuje gniew i rani,
powoduje wstrząs małżeński,
kto klajstruje przedtem wszystkie ubytki przyzwoitości.
Czy wstrząs może czegoś nauczyć?: „Tamto się
Skończyło, przyszło nowe: drugi mąż, druga żona”.
Czy to może być gwarancją dozgonnej miłości?
Czy zakochanym o to chodziło?
Luty 2006
i jeszcze jeden wiersz korespondujący z głośną
ostatnio książką „Strach”
marzec 2006
Nasza samotność
Samotność rozlewa się jak rzeka,
Przybiera olbrzymie rozmiary!
Jest paradoksem współczesnego
Człowieka – mieszkańca olbrzymich bloków,
Samotni mijamy się w pośpiechu,
Wchodzimy w lodowaty chłód otoczenia,
Strach i niepokój
Wydaje się, że współczesnemu
światu nie udaje się żyć bez strachu.
Jak nie nagłe wezbranie morza,
To wirus ptasiej grypy, olbrzymie śnieżyce
Lub zawalanie się dachów z powodu
oszczędnej konstrukcji … kataklizmy.
Lęk spędza milionom sen z oczu.
Strach zagląda do okien i widzi
Olbrzymią pustkę w sercach,
Która może przerażać w cywilizowanym
Świecie lub wprowadzić rozterkę
W normalne współżycie. Dokąd zajdziemy
Po omacku skoro głupota zabrała się do myślenia
i dochodzenia prawdy o małych ludziach?
Do walki o podstawowe wartości?
marzec 2006
-6-
INFORMATOR
Noc srebrna śniegiem, wiatr mroźny dmucha
Na skrzypcach zimy gra zawierucha,
Kłębami śniegu w okna uderza,
To coś zaszepce, jakby w pacierza,
To się zajęczy nutą żałosną,
Jakby tęskniła za cudzą wiosną,
To znów na chwilę płacz swój uciszy
I gwiazd milionem błyśnie w tej ciszy
(Or-Ot)
,
A MOŻE BYŚMY TAK NA
CHWILĘ WAWELSKI
GRÓD ODWIEDZILI
Mimo, że obecnie jak w wierszu Or-Ota przez
wiele miesięcy nie panuje luta zima, tęskno nam do
wiosennych i letnich wieczorów i ranków. Marzymy o
letnich wędrówkach puki co przeglądając na kolorowych fotkach utrwalone poprzednie wojaże. Podczas lata kilkakrotnie zdarzyło się mi być w Krakowie. Krążąc po zatłoczonym ze wszech miar centrum polskimi a może też głównie zagranicznymi turystami nagle znalazłem się w oazie ciszy, zieleni
i pięknych posągów w założonym równo sto dwa-
dzieścia lat temu jednym z pierwszych w Europie
„publicznym ogrodzie dla gier i zabaw ruchowych”.
1/81
Radca miejski dr Henryk
Jordan zobowiązał się założyć park dziki angielski
i postawić tamże 40 biustów czyli pomników zasłużonych Polsce. Pierwsze popiersia to m.in.: Mikołaja Kopernika, Tadeusza Kościuszki, Jana Kochanowskiego, wieszczów, Franciszka Chopina – w sumie ok. 16
z łącznie usytuowanym w
centrum pomnikiem hojnego filantropa H. Jordana. Podczas okupacji niemieckiej w Krakowie
zniszczono wiele pomników np. Adama Mickiewicza i Pomnik Grunwaldzki.
Całkowitemu zniszczeniu
uległy też wspaniałe szpalery grabowe w parku ale
pomniki wybitnych Polaków ocalały za sprawą
Franciszka Łuczywy, który
nie zawahał się ich wykraść z niemieckiego magazynu i z narażeniem życia przechowywać we własnej pracowni kamieniarskiej na Olszy. W pierwszych latach po wojnie częściowo odrestaurowano
zdewastowany park. Niestety pełny powrót do patriotycznych założeń idei jordanowskiej okazał się niemożliwy do zaakceptowania przez zaprowadzony
w Polsce obcy system wartości.
Pozbawiony skutecznego dozoru
ze strony ówczesnych władz park
szybko chylił się ku upadkowi. Dopiero w 1988 roku udało się odrestaurować wszystkie 26 ocalałych
pomników, zdewastowanych już po
wojnie, przez rodzinnych wandali,
których nauczyciele w PRLowskich szkołach nie byli w stanie
nauczyć szacunku ani do przeszłości ani do ludzi, którzy tę przeszłość tworzyli, ani tym bardziej do
historycznej prawdy, którą w tamtych czasach nagminnie fałszowano. Dopiero w 1998 roku z okazji
110 rocznicy powstania ogrodu powołano Komitet Budowy Pomników
następnych. Pierwszym powojennym pomnikiem jest pomnik „Prymasa Tysiąclecia
Kardynała Stefana Wyszyńskiego”, natomiast 16
października 2000 roku odsłonięto brązowe popier-
-7-
INFORMATOR
1/81
sie Jana Pawła II, następnie odsłaniano popiersie
Marszałka Józefa Piłsudskiego, kapłana męczennika Jerzego Popiełuszki oraz co z wielką radością
zauważyłem jedynej Polki patronki Naszej Szkoły
Marii Skłodowskiej-Curie. Myślę, że warto odwiedzić
moi mili ten uroczy zakątek Krakowa.
„Narody tracąc pamięć tracą życie”
W nawiązaniu
do poprzedniej relacji
gwoli prawdzie może
dobrze jest słów parę
zapodać na temat
obecnej patronki Naszej Szkoły dedykowanych tym wszystkim którzy nostalgicznie
w s p o m i n a ją
W. Piecka utożsamiając piękne czasy młodości
z niechlubnej pamięci rewizjonisty i komunisty
zarazem. Może dlatego, że pamięć wiele może
pomieścić ale czasem w swojej łaskawości wymazuje z siebie różne niepożądane niegdyś a
niechętnie wspominane potem incydenty… Pamiętajmy więc Maria Skłodowska-Curie była to
kobieta wyjątkowa. JAKO PIERWSZA NA
ŚWIECIE UZYSKAŁA TYTUŁ DOKTORA NAUK
ŚCISŁYCH i jako JEDYNA DWUKROTNIE
OTRZYMAŁA NAGRODĘ NOBLA. Uznawana
za symbol emancypacji kobiet urodziła się 7 listopada 1867 roku w Warszawie. W 1833 roku
kończy ze złotym medalem warszawskie III Gimnazjum Żeńskie. Przez kolejne trzy lata pracuje
jako guwernantka, pomagając starszej siostrze
ukończyć studia medyczne. W 1889 roku rozpoczęła w Warszawie naukę na Uniwersytecie Latającym a w 1891 wyjechała do Paryża. Zapisała
się tam na kurs nauk ścisłych na Sorbonie. Sorbonie 1894 roku poznaje Piotra Curie. Ślub odbył się po roku. Doktorat Marii dotyczył badań
nad solami uranu. Za laboratorium służyła stara
szopa, gdzie nasza patronka ciężko pracowała
przerzucając tony odpadów rudy uranu z kopalni
w Joachimowie, dostarczonej bezpłatnie przez
rząd austriacki. Sukces przyszedł równo 110 lat
temu w 1998 roku, gdy odkryła razem z mężem
nowy pierwiastek, który nazwali polonem a w
parę miesięcy następny nazwany radem.
W 1903 roku państwo Curie zostali wspólnie
wyróżnieni Nagrodą Nobla w dziedzinie fizyki a
Maria uzyskała doktorat za Sorbonie. Sorbonie
1906 roku Piotr Curie ginie pod kołami wozu
konnego. Maria sama wychowuje dwie córki,
nadal ciężko pracując. Skandalem skończył się
jej związek z Paulem Langevinem, gdy jego żona opublikowała na łamach prasy miłosne listy
Skłodowskiej. Sytuacja uspokoiła się dopiero po
ogłoszeniu decyzji szwedzkiej Akademii Królewskiej, która w 1911 roku wyróżniła Skłodowską
Nagrodą Nobla w dziedzinie chemii. Prowadziła
wykłady w College de France. W Polsce ostatni
raz była w 1932 roku na otwarciu Instytutu Radowego w Warszawie. Spoczęła w 1934 roku w
paryskim panteonie obok Woltera, Emila Zoli
i Wiktora Hugo.
Dla przypomnienia kiedy zmieniano imię
Naszej Szkoły, Stowarzyszenie Wychowanków
Szkoły wyszło z propozycją ponownego nadania
imienia wielkiej Polki Szkole co nastąpiło po długich staraniach i co gwoli pamięci przypominamy, że stało się to dnia 12 grudnia 1994 roku na
podstawie uchwały Rady Miejskiej za prezydentury Henryka Dziewiora.
EŚ
CZAR STARYCH
FOTOGRAFII
Taki tytuł życzył sobie mieć w INFORMATORZE
główny sprawca tego pisemka, czyli jego pomyśliciel, założyciel i pierwszy wydawca „organu prasowego” (kwartalnika) Stowarzyszenia Wychowanków
VIII LO w Katowicach, czyli E. Świdziński.
Ja osobiście nazywam Go w duchu Szarą Eminencją stowarzyszenia, albo po prostu – Byłym..., i nie
powiem jak jeszcze ( On wie jak- zżyma się, ale
nadal wymyśla nowe tytuły, tematy i cykle).
Zastrzegam się od razu, że to nie stare (sprzed 50ciu lat) fotografie są czarujące.
To my byliśmy czarujący (charmante), bo młodzi
i sprawni, spragnieni świata i przygody, nasze
dziewczęta- koleżanki klasowe, piękne i zgrabne.
A jeśli sobie uświadomić, że wszystko działo się
-8-
INFORMATOR
niespełna 10 lat po tragicznej zawierusze II wojny
światowej, że codzienność była uboga, biedna
i siermiężna, że komuna szalała stosując w życiu
społecznym środki i metody brutalnej,
agresywnej walki klasowej, która skazywała nas na życie
za „żelazną kurtyną”, to może budzić zdumienie, że
tak serdecznie i ciepło rodzą się wspomnienia, gdy
oglądamy obrazki utrwalone techniką fotograficzną
(też siermiężną, bo stare- przedwojenne aparaty,
byle jakie filmy i papiery fotograficzne,...)
Na tym polega paradoks dziejów ówczesnych, że inaczej wyglądała historia wzięta pod lupę obiektywizmu (tak widzieli ją najczęściej już doświadczeni życiowo nasi rodzice, którzy pamiętali inną Polskę), inaczej zaś odczuwać można subiektywnie, indywidualnie, osobowo.
Naszym szczęściem była licealna młodość, nie byliśmy jeszcze odpowiedzialni za rodziny i najbliższe
nam osoby w totalnie zniewolonym kraju i społeczeństwie.
Dryfowaliśmy na powierzchni potężnego lodowca
socjalizmu, nie mając świadomości, a jedynie intuicyjnie wyczuwając, że nasza pozycja na lodowcu
zbliża nas do progu, który musi wywołać przełom
i pęknięcie, a szeroka i głęboka szczelina zmusi nas
do spojrzenia w mroczną otchłań.
Na lodowcu da się żyć (właściwie – przeżyć), ale domu na szczelinie postawić się nie da (choćby nazywał się tylko namiotem).
Krawędzie tego pęknięcia- to potężny rozdźwięk
pomiędzy kolektywnym zakłamaniem a szukającą
prawdy jednostką.
Ta szczenięca młodość pozwalała nam nosić bezkarnie maski poprawności politycznej i ideologicznej
Ale osobiście każdy z nas nosił w sobie swój własny
świat wartości i ideałów.
Na tym polega prawda o wolności wewnętrznej człowieka mimo zniewolenia zewnętrznego.
Inną cechą naszego pokolenia (matura-1956r.) była
naturalna bliskość z przyrodą, znaliśmy wszystkie
zakątki naszego miasta i okolicy, prawie wszędzie
i prawie zawsze chodziliśmy pieszo, nikt nie woził
nas samochodami.
Nie było jeszcze komputerów i internetu, więc nie
psuliśmy oczu codziennym wpatrywaniem się w
ekran monitora.
Nie było jeszcze telewizji, dzięki czemu częściej byliśmy na sali gimnastycznej (szkoła+Pałac Młodzieży)
lub na boisku, albo w Parku Kościuszki, i więcej czytaliśmy.
Nawet nie było przenośnych aparatów radiowych na
tranzystorach- ta technika elektroniczna wybuchła
dopiero po naszej maturze, gdy pojawił się na rynku
pierwszy KOLIBER- miniaturowe radio na baterie.
Takie, nie sterowane medialnie, życie szkolne i pozaszkolne sprzyjało umacnianiu więzi koleżeńskich
i utrwalało zawarte przyjaźnie
1/81
Nie znaczy to, że jako klasa czy rocznik byliśmy towarzystwem wzajemnej adoracji, ale każdy miał
krąg bliższych sobie kolegów i koleżanek, których
zapraszało się do swoich domów, z którymi chodziło
się do kina lub szło się do parku albo na Muchowiec.
Oczywiście, byli i tacy, którzy nigdy nikogo do siebie
nie zaprosili na herbatę u mamy albo na zabawową
prywatkę przy muzyce z płyt gramofonowych.
Ale równocześnie nikt nie czuł się „parszywą owcą”
w klasie, i nikomu nie dano powodu czy okazji do
wykluczenia z zespołu.
Jeśli życie lekcyjne w szkole mogło stwarzać różnicowanie na bycie „lepszym” lub „gorszym” uczniem,
to wspólnie spędzany czas pozalekcyjny wyraźnie
nas zbliżał do siebie.
Takim czynnikiem integrującym były m.in. wspólne
wycieczki czy wyjazdy wakacyjne na obozy czy zimowiska.
Pierwszą, wakacyjną imprezą wyjazdową był obóz
namiotowy w Łebie (1953r.)
Do najczęściej wspominanych imprez klasowych
o charakterze rekreacyjnym, a równocześnie
najlepiej udokumentowanych zdjęciowo, należały
całotygodniowe zimowiska, najpierw do Szczyrku
(1954r.) a potem wielokrotnie do Wisły- Głębce na
Kozińce.
Oto mały przegląd foto- obrazkowych wspomnień:
Szczyrk-1954r. Męska ekipa narciarzy z IXb + dwa
„ciała obce”- chociaż nie do końca, i nie całkiem obce. Stoją od lewej: H.Schnabel, po maturze wyemigrował do Niemiec, T.Łapiński, dziś małżonek Pani
prof. Ariadny Gierek-Łapińskiej. J.Nowak- po maturze wybył do Gdańska, X.Ryszka- po maturze był
bramkarzem reprezentacji Śląska w piłce ręcznej,
W.Zieliński- dziś J.M.- Rektor Politechniki Śląskiej,
chemik , T. Bratek- dziś emerytowany nauczyciel
mat-fiz-chem + przewodnik górski- beskidzki i tatrzański = CIS IKLON, Z. Pawełek - dziś mgr inż.
Poniżej: Z.Zabawski- dziś mieszkaniec Chorzowa,
P. Nowak- do dziś wKatowicach , „ciała obce”:
K. Niesporek- pierwsza dama w zjazdach i slalo-
-9-
INFORMATOR
1/81
mach w całej szkole - (IX-a/1954) i mała córka Profesora J.Grzbieli.
Danka CYROŃ-IXb/1954r.Szczyrk
Obrazek mógłby się nazywać - „Gracja na śniegu”,
bo gdyby śnieg był morską
pianą, gdyby nie ten narciarski ekwipunek i szczelny po szyję przyodziewek, musiałby się nazywać-.. „VENUS...”
J. Nowak, K. Dubiel, u jej stóp- na śniegu
G. Kożuch, P. Nowak, u jego stóp- Sz. Janiak,
K. Niesporek, X. Ryszka, X. Burkert, T. Bratek- siedzi na śniegu, „Baca”- czyli nasz opiekun i wychowawca IX-b/54- Pan Profesor B.Łukowski, W. Zieliński, D.Cyroń
Szkoła Podstawowa w Szczyrku Grn.- nasza baza.
Stoją od lewej: Szcz. Janiak, H. Schnabel, W. Zieliński, T. Bratek, X. Ryszka, T. Łapiński, Z. Zabawski,
J. Nowak, Z. Pawełek, J. Trześniowski- dziś biznesmen pod Mediolanem.
Szczyrk (IX-b + IX-a /1954r.)
Od lewej: -mała Grzbielówna (na sankach),
S. Klink – dziś lekarz , J. Kozłowska – dziś : „Pani
Doktor”, P. Nowak, K. Dubiel – dziś członek Zarządu
STOWARZYSZENIA, X. Burkert (IX-a) - wyemigrowała do Niemiec, D. Cyroń.
Szczyrk/1954r.- „Baca i jego owiecki”
Od lewej: S. Klink (opala dziubek), H. Schnabel,
J. Kozłowska, za nią (prawie w lesie)
Po prezentacji pięciu fotek ze Szczyrku aż mnie korci, żeby utrwalić na papierze resztę wspomnień z
tego obozu zimowego i wydobyć pojawiające się
skojarzenia.
Był to mój pierwszy w życiu wypad w góry.
Ukończyłem już wtedy 16 lat, a nie byłem jeszcze w
górach, o których marzyłem od wczesnego dzieciństwa.
Ze zjawiskiem świata gór zetknąłem się po raz
pierwszy jako kilkuletni bajtel, który w czasie okupacji (1939-45)- (u nas się mówiło, a raczej godało: za
Niymca) chodził w Ochojcu koło Katowic do Kinderschule, czyli do przedszkola, skąd zapamiętałem
piękną melodię- „O Tannenbaum”, śpiewaną w okresie Bożego Narodzenia
Zapamiętałem również najgorsze z przezwisk rówieśników; „du verfluchte Pole”, i rodzaj ciosu nie do
odparcia, dno obrazy i poniżenia: „du bist ein Jude ! „
W tym czasie mama zabierała nas latem do babki
w Goczałkowicach.
Pole babki było daleko, bo pod samą Pszczyną,
i graniczyło przez drogę z „pańskim”, z folwarcznymi
hektarami księcia von Pless.
Stamtąd patrząc, od lasu zwanego Remizą, pod
słońce, czyli ku południowi, widać było na pierwszym
planie najbardziej oddalone od wsi zabudowania,
potem wieżę cebulastą goczałkowickiego kościoła
św.Jerzego, następnie– o wiele dalej, już za niewi-
- 10 -
INFORMATOR
doczną, bo przesłoniętą lasem Boru, doliną Wisły,
bieliła się wieża kościoła w Dziedzicach, a jeszcze
dalej, o wiele dalej, czyli jak mi się w ów czas wydawało- już na końcu świata, wyrastały ku niebu jakieś
pofałdowane garby, które raz były niebieskie, innym
razem sine, jakby za mgłą oddalenia, albo zielonkawe.
Kiedy tak się wpatrywałem w południowy horyzont,
mama mówiła (godała): to som góry, a w górach
miyszkajom górole, Kobiety stamtąd- górolki,
sprzedowajom w mieście warzechy, rogolki i tłuczki
z drewna Zawsze wtedy myślałem sobie, że jak dorosnę, to koniecznie muszę odwiedzić ten daleki kraj
tajemniczych gór i góroli.
Kiedy przed feriami zimowymi (1954r.) rodzice wyrazili zgodę na klasowy wyjazd do Szczyrku, powstał
problem- „ w czym i z czym ty tam pojedziesz?” , w
jakim stroju, z jakim sprzętem?
Od takich zmartwień na Śląsku jest Rodzina.
Wujek Franek z Goczałkowic z wyuczenia był krawcem, obszywał po nocach całą rodzinę, bo w tamtych czasach pracował najpierw jako maszynista parowej lokomotywki wąskotorowej przy wywożeniu tysięcy ton ziemi w czasie budowy zbiornika retencyjnego i zapory na Wiśle, potem harował na dole w
kopalni „Bolesław Śmiały” w Łaziskach Śr.
Więc spodnie podobne do narciarskich miałem już
z głowy.
Jakąś kurtkę miałem po starszym bracie, który rok
wcześniej był na zimowisku narciarskim na Groniku
w Kościelisku k. Zakopanego.
Starszy brat jako uczeń szkoły zawodowej przy Fabryce Sprzętu i Narzędzi Górniczych „Moj” w Załężu
(przed wojną- fabryka cenionych m.in. przez armię
motocykli „Moj”) miał wypożyczone ze szkoły, jeszcze przedwojenne narty i kije. Byłem dumny z tych
nart, bo były „prawdziwe” , choć niesamowicie
„zjechane”.
Ich krawędzie były całkowicie okrągłe, a po rowku
śladowym pozostał rzeczywiście tylko ślad. Do tej
pory jeździłem tylko na „bednorkach”, które z bratem
własnoręcznie zmajstrowaliśmy z klepek rozsypanej
beczki po kapuście (miały długość 1m).
Butów narciarskich oczywiście nie miałem, jeździło
się w zwykłych butach zimowych, z wywiniętą na zewnątrz grubą skarpetą wełnianą. Tak uzbrojony i wyposażony stawiłem się na zbiórce przed starym
dworcem PKP-Katowice.
Oczywiście parowa jeszcze lokomotywa
dociągnęła nasz pociąg do Bielska- Białej, gdzie nastąpił podział na dwie podgrupy.
Podgrupa spacerowo-wycieczkowa pod opieką Profesora B.Łukowskiego udała się na dworzec autobusowy, by złapać kurs do Szczyrku.
Reszta- podgrupa sportowo- szturmowa pod wodzą
Profesora J.Grzbieli – miała w planie przejście narciarskie do Szczyrku.
1/81
Byłem zachwycony możliwością przejścia przez góry
do Szczyrku, pierwszy raz w życiu być od razu na
szczytach, na „prawdziwych” nartach, pokonać wysokość i odległość- to było wyzwanie nie bez lękuczy dam radę?
Fizycznie i sprzętowo byłem mizerny, ale marzenie
o górach widzianych z Goczałkowic było silniejsze
Tramwajem dojechaliśmy do Cygańskiego Lasu,
skąd dalej ze sprzętem wykonaliśmy manewr
„na ramię broń” i poczłapaliśmy w kierunku Dębowca w Olszówce Grn.
Rok wcześniej (1953) oddano do użytku pierwszą
w Beskidach kolejkę linową- gondolową z Olszówki
Grn. na Polanę Kamienicką (950m) pod Szyndzielnią (1028m). więc czteroosobowymi kabinkami podyndaliśmy do góry, oszczędzając 450m sumy podejść.
Potem minęliśmy tymczasowe, poniemieckie schronisko (najstarsze na terenie Beskidów Zachodnich,
wybudowane w 1897r.przez Beskiden Verein).
Dalej, już na nartach, podchodziliśmy na siodło pod
Klimczokiem, gdzie właściwie zaczynała się
„zabawa” w umiejętności jazdy na nartach.
W dół, do wylotu Biłej w Szczyrku, było 530m spadku w pionie, i nie jakaś tam narciarska polana czy
szeroki stok, ale wąska i kręta przecinka w lesie.
Nie pamiętam- ile razy leżałem, ale wiem, że dotarłem do szosy na bardzo chwiejnych już nogach.
Jeszcze było 2km szosą do Szczyrku Górnego,
gdzie mieliśmy bazę w jednopiętrowej, murowanej
szkole podstawowej, która stoi do dziś- około 600m
szosą powyżej dolnej stacji kolejki na Skrzyczne.
Za szkołą płynie potok Żylicy, za rzeczką (przez mostek) jaśniały śniegiem zasypane, wielkie polany,
podnoszące się do skraju lasu, który spływał borem
świerkowym z grzbietu Beskidu Węgierskiego, ciągnącego się od Kotarza (985m) nad Salmopolem,
przez Hyrcę (929m), aż po Beskid (860m) nad Biłą.
Te białe polany pod lasem były poletkiem doświadczalnym naszych umiejętności narciarskich, po których uganialiśmy się od rana do wieczora, a niektórzy (najczęściej- niektóre) nie mając nart, uprawiali
saneczkarstwo.
Najlepszy strój (gabardynowe spodnie z ostrym
kantem), najlepszy sprzęt i najlepsze umiejętności
techniczne reprezentował nasz uwielbiany wuefistaProfesor J.Grzbiela, czemu nie należało się dziwić,
wszak przed wojną był członkiem olimpijskiej reprezentacji Polski w LA, która szykowała się do olimpiady- 1940r.
Niestety, tej reprezentacji nie było dane walczyć
o medale, musieli walczyć o przetrwanie.
Moja szarża przez góry z Bielska do Szczyrku, prosto z marszu, bez jakiejkolwiek zaprawy, kosztowała
mnie trzy dni z wysoką gorączką (do 400C), które
przeleżałem w łóżku; resztę dni spędziłem już na
śniegu, przy pięknej, słonecznej pogodzie.
- 11 -
INFORMATOR 1/81
Najmniejszym zacięciem sportowym wykazały się
dwie osoby: opiekun grupy- Profesor B.Łukowski
i uczestnik- uczeń Szczepan Janiak; udawali się na
stok w stroju miejskim, którego wyróżnikiem był
długi i gruby płaszcz zimowy- co widać na jednym ze
zdjęć.
Szczepan, który przybył do naszej klasy z Gdańska,
nawet nie wiedział czy narciarza przypina się do
nart, czy narty mocuje się do narciarza.
Zapamiętałem również pierwsze eksperymenty
„zabawy z chemią” dzisiejszego rektora Politechniki
Śląskiej- prof. chemii W.Zielińskiego, który w
przeddzień wyjazdu ze Szczyrku, wieczorem przed „
zieloną nocą” zabezpieczył swój pokój noclegowy
przed niespodziewanym „najazdem” figlowiczów, instalując na posadzce przy podejściu do progu „pole
minowe”, które kapiszonowymi odgłosami czyniło
alarm (zastosował piorunian rtęci).
Takie było moje pierwsze doświadczenie z nartami
w górach.
W następnych latach wyjeżdżaliśmy w lutym na Kozińce (775m) w Wiśle- Głębcach, gdzie bazą obozu
zimowego był stylowy dom jednopiętrowy, zbudowany z drewnianych płazów- na zrąb, przypominający
modłę podhalańską.
Ten piękny w swoich kształtach i proporcjach budynek stoi do dziś pełniąc funkcję schroniska młodzieżowego PTSM.
Kilkadziesiąt metrów od schroniska stała na skraju
lasu skocznia narciarska, której rozbieg, próg i profil
zeskoku zbudowane były z bali drewnianych.
Rekord długości skoku (ponad 20m) należał do Kocjana- syna gospodarzy schroniska, którzy mieli
swoją chałupę nieopodal.
Nam- obozowiczom nie wolno było skakać na niej,
no bo co zostanie na śniegu po młodzieńcu z miasta
Katowice, kie nim praśnie o zeskok? Jednak
w czasie ostatniego obozu zimowego (kl. XIa+b/1956) przed maturą, zdecydowaliśmy się na rozegranie konkursu o mistrzostwo szkoły- II LO- TPD
im. W. Piecka.
Wygrał Kocjan, mistrzem szkoły został S. Woszkowski (17m), drugie miejsce wywalczył T. Bratek
(16m).
Kiedy klasy XI-„a” i „b” wróciły z obozu do pracy lekcyjnej ostatniego półrocza, ja miałem okazję wrócić
jeszcze na tydzień na Kozińce.
Profesor E.Przepióra przekonał Kuratorium i Dyrekcję szkoły, że należy się nagroda dla uczniowskiego
aktywu Pe-Wu i pojechał z nami do Wisły.
W czasie tego pobytu rozegraliśmy m.in. konkurs
skoków
W czasie treningów przed konkursem, Prof. Przepióra doszedł do wniosku, że partaczymy skoki na
zeskoku, bo zbyt często kończymy nieustanym lądowaniem i upadkiem.
Postanowił osobiście nam pokazać, jak prawidłowo
należy się odbić na progu, jaką sylwetkę zachować
w locie, oraz jak pewnie i bezpiecznie się ląduje na
zeskoku.
Nam- uczniom nakazał ustawić się wzdłuż zeskoku,
aby z bliska zaobserwować technikę lądowania.
Poszedł z nartami na górę, przypiął się do nich, ruszył, wspaniale się wybił, poszybował, i ... runął jak
długi u naszych stóp na zeskoku.
Siła grawitacji oraz prawa pędu i popędu uderzyły
jego obliczem w wykręcone i skrzyżowane kanty
nart, które uzbrojone były w stalowe listewki krawędzi.
Pojawiła się krew i głęboka bruzda rany pod nosem.
Po lekkim szoku i opatrzeniu rany, oglądaliśmy już
nie usta Profesora, ozdobione pod nosem niewielkim wąsem, ale wielki plaster, który był poważną
przeszkodą w czasie spożywania posiłków.
Był to dramat i równocześnie komiczny widok, powód do współczucia i mimowolnych uśmieszków.
Ale następnego dnia konkurs skoków i tak się odbył.
Kto i w jakiej kolejności stanął na pudle- tego wam
nie zdradzę, dodam tylko, że pobił nas jedynie miejscowy góral- rówieśnik.
Skoczni już nie ma (rozebrana w latach 60-ych)
schronisko stoi, pozostały wspomnienia i kilkanaście
zdjęć czarno- białych, z których parę tyko nadaje się
do skopiowania :
Schronisko szkolne na Kozińcach- przy zielonym
szlaku z Kubalonki,
Od lewej stoją:
J. Nowak, L. Skwara, X. Ryszka, B. Pacholarz,
Profesor W. Tobor (polonistka), X.Wiktor-XI-a,
W.Zieliński,YZ-„ciało obce”- z innej szkoły,
Profesor E. Przepióra (P-W). R. Frydman, XY- koleżanka z XI-a.
Siedzą- kucają:
Kocjan- syn gospodarzy, K. Dubiel, T. Bratek.
- 12 -
INFORMATOR 1/81
Oj, były śniegi, były...
Ślicznotki z XI-b, od lewej:
R.Frydman (dziś w Izraelu), K.Dubiel, M.Świder (dziś
w USA, lekarz w służbie US-Army w stopniu pułkownika), M.Kosakiewicz (ś.p.)- potem lekarz.
K.Dubiel,
S.Woszkowski
niesie słodki ciężar
B,Dam,
M.Kosakiewicz,
R.Frydman,
klęczy:
N.Węglewska dziś
w Izraelu
Nierozłączna para 191955/56:
.
A. Zankowicz
(dziś prof. okulistyki)
+
G.Smoliński
(dziś lekarz)
One nie skakały, on-owszem: XY z XIa,
T.Bratek, B.Pacholarz, a przed nią B.Wiktor,
Profesor W.Tobor, K.Dubiel, a przed nią leży
R.Frydman
BYŁY CZASY, BYŁY, MŁODOŚĆ SIĘ
MINĘŁA
ALE NASZA POLSKA JESZCZE NIE
ZGINĘŁA !
Twardziele z XI-b/1956:
T.Łapiński,S.Woszkowski (ś.p.), A.Sznapka, W.
Zieliński, K.Jacyna, J.Nowak.
CIS IKLON
- 13 -
INFORMATOR 1/81
NASZA BIBLIOTEKA
…wzbogaciła się o kolejną pozycję tym cenniejszą, że z dedykacją „Na ręce Pana Eugeniusz Świdzińskiego, ze Stowarzyszenia Wychowanków VII LO w Katowicach przekazuję tę pozycję wraz z najlepszymi życzeniami
i błogosławieństwem kapłańskim Ks. Andrzej Suchoń-proboszcz.”
Po bardzo udanych odwiedzinach u naszych
przyjaciół w Piekarach Śląskich zgodnie z obietnicą
jeden z uczestników Prof. Ignacy Janus nadesłał na
mój adres komplet nagrań kolędowych. Serdecznie
dziękujemy. i mamy nadzieję, że oprócz liczącej blisko 100 tomów naszych zbiorów bibliotecznych –
książkowych będziemy też posiadać może i płytotekę.
PODZIĘKOWANIE:
„Od wikarego do biskupa” tak brzmi tytuł
bogato ilustrowanego wydawnictwa zawierającego wiele cennych informacji o parafii błogosławionego ks. Emila Szrama, parafii z której od lat
pochodzą kolejni katecheci Naszej Szkoły a
przede wszystkim parafii gdzie od 1967 roku wikariuszem był ks. Damian Zimoń obecny Arcybiskup Katowicki obchodzący złoty jubileusz kapłaństwa.
Nauczycielki- bibliotekarki VIII LO im. Marii
Skłodowskiej-Curie w Katowicach pragną serdecznie
podziękować Redakcji INFORMATORA- kwartalnika
Stowarzyszenia Wychowanków VIII LO, a w szczególności Panu E.Świdzińskiemu, za bezpłatne przekazywanie roczników INFORMATORA do zbiorów biblioteki szkolnej. Teksty w nim zamieszczone są nieocenionym źródłem informacji o historii szkoły, ważnym materiałem, wykorzystywanym przez uczniów i
nauczycieli na lekcjach wychowawczych i w pracy
pozalekcyjnej. Artykuły publikowane w INFORMATORZE wiążą uczuciowo, emocjonalnie i intelektualnie
uczniów i młodych nauczycieli z bogactwem tradycji
szkoły, z jej ciekawą przeszłością, kształtują poczucie
więzi i przynależności do wspólnoty rodziny uczniów,
nauczycieli i wychowanków VIII LO.
Kazimiera Zielińska
Joanna Gołkowska- Radzioch
- 14 -
INFORMATOR 1/81
VIII DNI FIZYKI W VIII LO IM. MARII SKŁODOWSKIEJ- CURIE W KATOWICACH
Relacje o ważnych wydarzeniach szkolnych czasami docierają do nas poślizgiem. Stąd nierychłe deskrypcje. Mimo to, ze względu na wagę VIII-ych Dni Fizyki, podajemy ich opis poniżej.
W dniach 15-16.11.2007 w VIII Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Skłodowskiej-Curie miały
miejsce VIII Dni Fizyki, których celem było przybliżenie zagadnień z dziedziny fizyki i astronomii, jak
również zachęcenie młodzieży do zgłębiania wiedzy
w tych obszarach. Patronat honorowy objęli: Instytut
Fizyki Uniwersytetu Śląskiego oraz Śląski Kurator
Oświaty w Katowicach. Jak co roku swą pomoc w
organizacji Dni Fizyki zaoferowali pracownicy Planetarium Śląskiego i wykładowcy Pracowni Dydaktyki
Uniwersytetu Śląskiego.
W spotkaniach uczestniczyli ponadto przedstawiciele Politechniki Śląskiej, Planetarium, Akademii Pedagogicznej w Krakowie, Stowarzyszenia Wychowanków Szkoły oraz szkół ponadgimnazjalnych
wraz z opiekunami. Podczas trwania imprezy zostały
przeprowadzone przez wykładowców uczelni wyższych oraz uczniów naszej szkoły różne doświadczenia. Tematem przewodnim tegorocznego spotkania była optyka, ulubiony dział pana prof. Józefa
Greupnera, wieloletniego nauczyciela fizyki w naszym liceum.
Wygłoszenie inauguracyjnego wykładu pt.
‘Elementy fotoniki’ przypadło prof.
dr. hab. Marianowi Now a k o w i
z Politechniki
Śląskiej.
W prowadził
on uczestnik
ó
w
w tajemniczy
świat
fotonów i elektronów, co wzbudziło duże zainteresowanie wśród młodzieży. Kolejne doświadczenie zostało przygotowane przez uczniów naszej szkoły. Anna Paluch i Patryk Pjanka przedstawili praktyczne wykorzystanie
zjawiska polaryzacyjnego. Za pomocą polarymetru
dołączonego do miernika wyznaczyli stężenie roztworu cukru, wykorzystując jego własność skręcania
płaszczyzny polaryzacji. Następnym punktem programu było wystąpienie dr. Wojciecha Osoby., który
w wykładzie „Elektron- pozyton- dwa bratanki”
przedstawił krótką historię odkrycia pozytonu i jego
naturalne pochodzenie. Własności i metody badania
zjawisk anihilacji i ich praktyczne wykorzystanie to
temat wieloletnich badań pana dr. Osoby. Następnie
na uczestników czekała niespodzianka, było to doświadczenie przeprowadzone przez dr Anetę Szczygielską i dr. Jerzego Jarosza - pracowników Zakładu
Dydaktyki Uniwersytetu Śląskiego. Poddali oni próbie 50-litrową beczkę, którą opróżnili z powietrza poprzez zagotowanie w niej niewielkiej ilości wody i zakręcenie korka. Niestety beczka nie wytrzymała presji ze strony lekkiego powietrza, co wzbudziło
ogromne zainteresowanie oraz respekt przed siłami
natury. Ostatnie doświadczenie pierwszego dnia zostało przeprowadzone przez Mariusza Bujnego i Macieja Skarysza. Wyznaczyli oni moment bezwładności przy pomocy wahadła torsyjnego oraz przedstawili nowatorską metodę wyznaczania momentu bezwładności brył płaskich, która wzbudziła zainteresowanie wśród zgromadzonych gości. Polega ona na
wprowadzeniu do komputera w postaci pliku graficznego fotografii brył.
Drugi dzień VIII Dni Fizyki był równie interesujący. Rozpoczął go wykład prof. dr. hab. Jana Kisiela z Uniwersytetu Śląskiego pt. ”Jak złapać neutrino” , który przybliżył młodzieży nowe techniki stosowane we współczesnej fizyce. Następnie uczniowie - Robert Paluch i Jakub Wolny wyznaczyli pojemność kondensatora metodą rozładowania. W celu wykonania doświadczenia zbudowali samodzielnie układ elektroniczny, pozwalający na dokonanie
dokładnych pomiarów. Kolejne przedstawione doświadczenie wykonane było po raz pierwszy już w
1851 roku przez Jeana Bernarda Leona Foucaulta.
Wykazał w nim ruch obrotowy Ziemi. Naszym kolegom - Dominikowi Filipkowskiemu, Arkadiuszowi
Grabosiowi oraz Łukaszowi Królowi również się to
udało. W tym celu umieścili 10 metrowe wahadło w
budynku naszej szkoły. Podczas trwania Dni Fizyki
można je było cały czas podziwiać i obserwować
zmianę płaszczyzny jego drgań. Następnie prof. dr
hab. Bartłomiej Pokrzywka z Akademii Pedagogicznej w Krakowie, pokazując unikatowe zdjęcia, zabrał nas w okolice Bieguna Północnego i Południowego, abyśmy mogli zobaczyć zorze polarne. Pan
mgr Bogusław Lanuszny oraz Maciej Pająk wykorzystali do badania zjawiska interferencji i obserwacji
- 15 -
INFORMATOR 1/81
widm emisyjnych, rejestrator VideoCom oraz, specjalnie skonstruowany do wykonania tego doświadczenie, spektometr z obrotową tarczą. Ostatnim
punktem tegorocznych Dni Fizyki był pokaz komputerowego modelu lokalnej grupy galaktyk, przygotowany przez Arkadiusza Socałę oraz Tadeusza Stolarczyka. Aby to przedstawić, napisali program ilustrujący rozmieszczenie galaktyk w przestrzeni.
Dzięki niemu za pomocą myszki i klawiatury można
było odbyć podróż do krańców wszechświata.
W celu wykonania wielu doświadczeń uczniowie naszej szkoły samodzielnie napisali programy komputerowe oraz skonstruowali rozmaite przyrządy.
Podczas trwania VIII Dni Fizyki uczniowie różnych szkół mogli wykazać się wiedzą fizycznoastronomiczną biorąc udział w Quizie Fizycznym
przygotowanym przez panią mgr Aleksandrę Szydło.
Wzbudził on wiele emocji zarówno wśród uczestników, jak i na widowni. W tym roku najlepsi okazali
się uczniowie I LO w Gliwicach: Łukasz Bednarski,
Mateusz Markiton oraz Szymon Draga. Nagrody zostały ufundowane przez Planetarium Śląskie oraz Instytut Fizyki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
W przerwie między kolejnymi wykładami można było przeprowadzić interaktywne doświadczenia
i podziwiać wystawę „Poczet wielkich fizyków” atrakcje przygotowane przez uczniów naszej szkoły
pod opieką nauczycieli fizyki: mgr Anny Kafel, mgr
Aleksandry Szydło i mgr Bogusława Lanusznego
oraz zwiedzić stoiska Planetarium Śląskiego i Astrohobby.
Test został napisany na podstawie własnych obserwacji oraz informacji zamieszczonych w Internecie przez Marię Rzepisko oraz Ewę Kasza.
Drodzy czytelnicy.
Więcej o VIII Dniach Fizyki znajdziecie na
stronie internetowej: www.astrofiz.pl
NAPISALI DO NAS
Zwyczajowo w okresie świątecznym otrzymujemy
wiele życzeń i serdeczności.
I tak życzenia zdrowych i pogodnych Świąt Bożego
Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku od
Steni Koziak;
− od prezesa Stowarzyszenia Absolwentów LO im.
Króla Jana III Sobieskiego z Piekar Śląskich
Staszka Góry;
−
−
−
−
−
−
włoskie życzenia Ti auguro di transcorrere una
giornata indi menticabile!;
od Jana Trześniakowskiego, który dodaje, że
bardzo chętnie chciałby otrzymać kolejny numer
kwartalnika;
autor wierszy zamieszczonych wewnątrz numeru
O.Jerzy Sikorski życzy zdrowych, spokojnych i
radosnych Świąt Narodzenia Pańskiego oraz
Błogosławieństwa Bożego w nadchodzącym Nowym Roku;
z Jeruzalem od Nelli W. życzenia pomyślności,
zdrowia i spokoju i dalej pisze „byliśmy w lecie w
Katowicach, telefonowałam ale nie było odpowiedzi, chętnie bym przeczytała Wasz Kwartalnik
ze szkoły, gdyby istniała możliwość przesłania
bardzo bym się ucieszyła”;
z Wrocławia nadesłał życzenia Kazik Jacyna –
wszystkiego najlepszego, zdrowia i pomyślności;
ze Stanów Zjednoczonych Magda T. śle najlepsze życzenia Świąteczne i Noworoczne, żeby się
działo pomyślnie, zdrowie dopisywało i radość,
żeby pokój zapanował na świecie a w p.s. Serdeczne dzięki za informacje o szkole, zawsze radość wielka usłyszeć o bliskich koleżankach i kolegach. Jakie to cenne, że utrzymujecie stały
kontakt. Stale liczę, że uda się któregoś roku do
Was dołączyć. Na razie moc serdeczności i uścisków dla wszystkich! Do siego roku …
*******************************************************************
Dnia 18. 01. 2008 roku znalazłem się dość przypadkowo na spotkaniu opłatkowym naszego bratniego Stowarzyszenia Absolwentów przy LO im. Jana III Sobieskiego
w Piekarach Śląskich. Na spotkanie to przybyłem później
niż delegacja naszego Stowarzyszenia (w składzie Eugeniusz Świdziński, Irena Kuźmicka i Tadeusz Bratek) przez
co zostałem omyłkowo uznany za członka stowarzyszenia
w Piekarach Śląskich, a ponieważ to stowarzyszenie również boryka się z problemem braku młodych członków zostałem radośnie i z nadzieją przyjęty jako zwiastun zmian.
Podobnie jak w Naszym Liceum „opłatek” odbywał się
przy kawie i ciastkach. Jak to na podobnych spotkaniach
można było usłyszeć wspomnienia ze szkolnych lat jak
również szkolne dowcipy. Wyróżniające dla tego spotkania było wspólne śpiewanie, które prowadził grający na gitarze ksiądz Bronisław Gawron. Piosenki przekrojowe –
od znanych kolęd przez „Hej sokoły!” po piosenki harcerskie i stare szlagiery, których jeszcze nie słyszałem.
Na koniec, razem z delegacjami z innych liceów zostaliśmy oprowadzeni po szkole i mogliśmy bliżej zapoznać się z ciekawą architekturą tego zbudowanego w latach trzydziestych XX wieku budynku.
Jacek Malcher (m. 2002)
Redaguje kolegium w składzie: Jerzy Plata, Eugeniusz Świdziński, Tadeusz Bratek, Jolanta Szopa.
Wydawca:
Stowarzyszenie Wychowanków VIII Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej - Curie w Katowicach.
Adres redakcji i wydawcy: 40-097 Katowice, ul. 3 Maja 42, tel. 032 258 59 67
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów. Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.
- 16 -