1/81 - VIII LO w Katowicach
Transkrypt
1/81 - VIII LO w Katowicach
Nr 1/81 ISSN 1428-2607 Katowice, luty 2008 NOWY ZARZĄD STOWARZYSZENIA Na zdjęciu- nowowybrany Zarząd Stowarzyszenia (fot. A. Rostański) Zgodnie z wcześniejszymi anonsami w sobotę 9 lutego 2008 odbyło się Walne Zebranie Sprawozdawczo – Wyborcze Stowarzyszenia. Zebranie było długie (4 godz) a dyskusja ożywiona. Porządek obrad składał się aż z 32 punktów i zawierał m.in. podsumowanie prac Zarządu, Komisji Rewizyjnej i Sądu Koleżeńskiego. Po burzliwej dyskusji, nad którą czuwał przewodniczący Walnego Zebrania Andrzej Dawidowski (m. 1971) udzielono absolutorium ustępującemu Zarządowi. Zgłoszono kandydatów do nowych władz i przeprowadzono wybory. Były wiceprezes Adam Rostański (m. l978) zrobił zbiorowy konterfekt. Zamknięcie obrad nastąpiło w godzinach popołudniowych. Więcej na temat obrad w następnym numerze kwartalnika. -1- INFORMATOR 1/81 Jakże mocno skarżyły się moje zelówki na słowność Kamila. No ale ponoć wszystko dobre co się dobrze kończy. Opisanie Opłatka dotarło do nas mimo wszystko na godzinę za 5 dwunasta. OPŁATEK STOWARZYSZENIA ABSOLWENTÓW W VIII LO IM. MARI SKŁODOWSKIEJ-CURIE W drugą sobotę grudnia 2007r. odbyło się w auli spotkanie opłatkowe stowarzyszenia wychowanków Naszej szkoły. Jak co roku w przygotowaniach czynny udział brała Pani Profesor Szydło wraz ze swoimi uczniami, którzy również dość liczną grupą reprezentowali ostatnich wychowanków. Wśród zaproszonych gości także był Prezes Stanisław Góra z LO im. Jana III Sobieskiego w Piekarach Śląskich oraz ks. Antoni Pośpiech OMI. Na początku uroczystości serdeczne życzenia złożyła obecna Pani Dyrektor – Anna Dziedzic, prezes Stowarzyszenia – Irena Kuźmicka oraz vice-prezes – Eugeniusz Świdziński – przedstawiciele naszego stowarzyszenia. Następnie wysłuchaliśmy koncertu kolęd w wykonaniu szkolnego zespołu. Później głos zabrał ks. Antoni Pośpiech OMI, który przytoczył nam historie ks. Peszkowskiego, jedynego duchownego, który przeżył Katyń, jedynego, ponieważ NKWD wymordowało wszystkich pozostałych przed świętami Bożego Narodzenia. Opowiadał On jak wyglądała wigilia i święta naszych oficerów w obozie. Oficerowie namalowali na ścianie św. Józefa i Trzech Króli, a w tle Chrystusa i jego matkę-Marię. Ponieważ NKWD zakazało obchodzenia świąt, żołnierze powiedzieli im, że to towarzysz Josif Stalin, a Królowie - to oficerowie NKWD. Po tym żołnierze NKWD zaczeli salutować przed obrazem. W czasie spotkania mogliśmy oglądać wystawę zdjęć przygotowaną przez ucznia naszej szkoły – Artura Sikorę. Cała uroczystość minęła w miłej i rodzinnej atmosferze. Na pamiątkę spotkania wykonano wspólne zdjęcie. Kamil Maszkowski Samorząd Szkolny SAMI SWOI grając i śpiewając kolędowaliśmy z nieodłącznym aparatem: Adam Rostański -2- INFORMATOR PROFESOR JÓZEF FRANCISZEK ŻABIŃSKI Gdy przeszło dwadzieścia lat temu rozpoczynaliśmy druk wspomnień biograficznych o naszych wspaniałych profesorach i wychowawcach nawet w najśmielszych marzeniach nie przewidywaliśmy, że uda się nam przedstawić tyle niezwykłych sylwetek nauczycielskich indywidualności fascynujących swą osobowością i na trwale wpisanych w naszą uczniowską pamięć. W osiemdziesięciu poprzednich numerach ukazującego się od 1988 roku kwartalnika Stowarzyszenia Wychowanków Szkoły a poświęconego dziejom i bieżącej działalności Szkoły, aż w pięćdziesięciu pisaliśmy o nauczycielach zarówno tych, którzy uczyli dawno temu jak i współcześnie pracujących w Szkole. Stosunkowo mało wspomnień dotyczy nauczycieli historii uczących przedmiotu, który według władz oświatowych w PRL-u należał do trudnych i bardzo ważnych. Po 1949 roku nastąpiły drastyczne zmiany programowe. Wykład przedmiotu opierać się musiał na postrzeganiu procesów społecznogospodarczych jako podbudowy, a procesów polityczno ustrojowych i kulturalnych jako nadbudowy w ogólnym rozwoju dziejowym. Założenie to wynikało z 1/81 koncepcji tzw. materializmu dialektycznego oraz twierdzenia, że rozwój historyczny nie jest procesem automatycznym, lecz wynikiem walki klas.1) Historia miała służyć władzy – motywować jej istnienie i usprawiedliwiać jej działania. W efekcie lekcje historii były jednym z najbardziej zafałszowanych przedmiotów.2) I tak np. wojna polsko-sowiecka, która wybuchła w lutym 1919 gdy bolszewicy postępujący za szybko ewakuującymi się na Zachód Niemcami niespodziewanie napotkali silny opór polski oraz kolejno zmieniające się sytuacje frontowe aż do Bitwy Warszawskiej nazwanej osiemnastą pod względem znaczenia bitwą świata lub Cudem nad Wisłą przez wiele powojennych lat określane było jako „najazd jaśniepanów polskich na Kraj Radziecki, gdy to jaśniepańska Polska usiłowała zadusić tenże kraj3). Nauczyciel przedstawiający historię niezgodnie z wytycznymi usuwani byli ze szkół tak jak to miało miejsce i w Naszej Szkole 4). Władza starała się promować nauczycieli młodszych ponieważ tylko nauczyciele wykształceni w Polsce Ludowej mogli realizować założenia władz a do takich niewątpliwie należał Profesor J. F .Żabiński. Profesor dwojga imion Józef, Franciszek Żabiński urodził się nieopodal Wadowic we wsi Gierałtowicach dnia 28 czerwca 1926 roku. Jako trzynastoletni chłopak zostaje wywieziony do Niemiec na przymusowe roboty. Pracuje tam fizycznie od września 1941 do lutego 1945 roku Po klęsce Niemiec wraca do wsi rodzinnej i pomaga rodzicom w odbudowie zdewastowanego gospodarstwa rolnego. Równocześnie uczęszcza do gimnazjum i liceum oraz wstępuje do ZWM. Radykalizm jego poglądów owocuje incydentem z profesorem w szkole, którego przykre szczegóły wolę raczej pominąć. Po ukończeniu szkoły średniej podejmuje studia w niepaństwowej Szkole Nauk Społecznych na Wydziale Administracyjnym w Krakowie a po jej ukończeniu w 1953 rozpoczyna pracę cenzora w Wojewódzkim Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Krakowie. Urząd K.P.PiW miał bardzo szerokie uprawnienia. Cenzura prewencyjna obejmowała wszystkie druk, afisze a nawet nalepki na puszki z konserwami i pudełka zapałek, filmy, przedstawienia teatralne (także mimiczne), występy estradowe, emisje radiowe i telewizyjne. Podstawą był dekret z dnia 5.07.l946, który z pewnymi zmianami obowiązywał do 1981 kiedy to nieznacznie złagodzono kontrolę. Cenzura została ostatecznie zlikwidowana uchwałą Sejmu 6.06.1990r.5) W latach 1953-1954 oprócz -3- INFORMATOR 1/81 pracy cenzora zatrudniony był w Zakładzie Nauk Społecznych Politechniki Krakowskiej a w latach 1954-1955 w podobnym Zakładzie przy Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu-Rokitnicy. W Naszej Szkole rozpoczyna pracę w zawodzie nauczycielskim gdzie uczy historii, propedeutyki filozofii, etyki oraz religioznawstwa z przerwami w latach 1956-60, 1965-72 oraz 1973-1974. W międzyczasie pracuje w Technikum Budowlanym w Zabrzu (1960-62) oraz w Technikum Przemysłu Spożywczego (1962-1964), by ponownie wracać kilkakrotnie do Naszej Szkoły, gdzie pracuje przez lat dwanaście. Tyle i aż tyle tytułem wstępu opracowanego na podstawie archiwaliów. A jak pamiętają swego nauczyciela historii jego uczniowie – absolwenci z lat 1972 i 1974 publikujemy poniżej. 1) AAN MO , 4261,k 657 2) Autorami podręczników historii byli głównie autorzy sowieccy (zobacz B. Jakubowska w- Przeobrażenia w szkolnej edukacji 3) Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików (WKPb), Książka i Wiedza Warszawa 1949. Nakład milion egz. w pierwszym wydaniu 4) Zob. PNP Profesor Helena Gołbowa Kwartalnik nr 69/1 z dnia 21.03.2005 5) Nie ulega najmniejszej wątpliwości, ze system komunistyczny stosując cenzurę w istocie prześladował Człowieka. I tego, który pisał, i tego, który czytał. Czas ten należy do przeszłości. Ale coś wiele osób w Polsce za nimi tęskni...Czuj duch !! dzo ciekawie, pomimo że każda rozpoczynała się od odpytywania nas i powtórki materiału dla utrwalenia zdobytych wiadomości. Dopiero dziś, po latach, zdajemy sobie sprawę z wartości tej metody, wówczas niestety, my uczniowie nie docenialiśmy intencji przekazania nam jak najszerszej wiedzy historycznej. Jako Wychowawca traktował naszą klasę „B” bardzo poważnie, chcąc ukształtować nas na ludzi z mocnym charakterem. Stąd też w ciągu czteroletniej nauki w liceum, pojechaliśmy zaledwie na jedną jedyną 3-dniową wycieczkę - w Bieszczady, wycieczkę typowo historyczną, śladami walk Generała Karola Waltera Świerczewskiego podczas II wojny światowej. Załączamy zdjęcie z tego wyjazdu, mając nadzieję, że Koleżanki i Koledzy odnajdą się i, być mo- **************************** Profesor Józef Żabiński Zdawałoby się, że dla nas, byłych uczniów VIII LO im. W. Piecka, postać profesora historii - Józefa Żabińskiego - pozostanie dobrze znana, zwłaszcza, że był wychowawcą naszej klasy. Ponieważ jednak jak się często okazuje – pamięć ludzka jest zawodna, postaramy się pokrótce, krok po kroku, przypomnieć sylwetkę Naszego Wychowawcy. Profesor Józef Żabiński urodził się 28 czerwca 1926 roku w Gierałtowicach pow. Wadowice. Ukończył Wyższą Szkołę Nauk Społecznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W VIII LO im. W. Piecka pracował w latach 1956-1960, 1965-1972 oraz 1973-1974. Mieliśmy szczęście być wychowankami Profesora Józefa Żabińskiego w latach 1968-1972. Klasą byliśmy na pewno trudną, pochodziliśmy z różnych środowisk społecznych i dopiero po latach stwierdzamy, że nie zgraliśmy się jako zespół do końca. Profesora zapamiętaliśmy jako człowieka bardzo wymagającego, o surowych zasadach wychowawczych, ale zawsze profesjonalnie przygotowanego do zajęć. Był wielkim pasjonatem i znawcą przedmiotu, niejednokrotnie posługiwał się interesującymi pomocami naukowymi. Lekcje prowadził bar- że, z „łezką w oku” wspomną wspólnie spędzone chwile. Na zakończenie trzeba podkreślić, że Profesor Żabiński, mimo swej surowości, był człowiekiem bardzo dobrym i w razie potrzeby zawsze stawał w naszej obronie i niejednokrotnie dzięki Jego staraniom uniknęliśmy kary. Na pewno czytelnicy naszego Informatora zgodzą się z naszym odczuciem, że Profesor na trwałe wpisał się w pamięci swoich wychowanków. -4- Ewa Nieradzik (Brol m. 1972) Jolanta Szopa (Czerniawska m. 1972) INFORMATOR Żaba (profesor Józef Żabiński) „Żaba” budził grozę. Szczególnie nas, pierwszaków, jego osoba napełniała rzeczywistym, paraliżującym lękiem. Starsze roczniki, maturzyści, jak na przykład klasa Pawła Wieczorka, brata Krzysztofa – mojego kolegi, patrzyły na nas z politowaniem. Po z górą trzech latach większość z nich znalazła w końcu sposób na przetrwanie, a byli i tacy – dość liczna podobno grupa – którzy w lekcjach historii znajdywali jakąś przyjemność. Przyjemność, której wtedy nie rozumiałem, chociaż sam przedmiot nawet lubiłem i uczyłbym się go chętnie, gdyby... No właśnie – gdyby. Starsi uczniowie, a szczególnie czwartacy, mogli w lekcjach profesora Żabińskiego znajdować to, czego nie można było wówczas wyczytać z kart podręczników. Powstanie styczniowe utopione przez carat we krwi, wojna z bolszewikami w 1920, aneksja przez Sowietów naszych ziem wschodnich we wrześniu 39. roku – to były tematy, w których można było coś niecoś dopowiedzieć bystrym, poszukującym prawdy młodzieńcom i dorastającym myślącym pannom. Oczywiście dopowiedzieć dyskretnie, biorąc pod uwagę ogólne okoliczności (był początek lat 70.). Ale nam, niedorostkom, pozostawało odkrywanie zagadek piramid, pokazywanie palcem na mapie szlaku Wielkiego Aleksandra i przebiegu wojen punickich czy ślęczenie nad wyimkami z Herodota i Swetoniusza. W edukacji dwóch niższych roczników koncentrował się Żaba na wdrożeniu uczniów w gorset twardej dyscypliny i wtłoczeniu do opornych głów solidnych podstaw jego ukochanej dziedziny. Miał brzydki obyczaj pastwienia się nad niektórymi z nas. Gnębił wtedy podpadniętego lub podpadniętą uporczywie, z jakąś dziwną zawziętością, kalecząc, przekręcając nazwiska – do dziś nie wiem czy niedostatek rozumu, czy pracowitości ucznia były kryteriami tej jego dziwnej selekcji. Może wyczuwał w takich osobnikach nieusuwalny ahistoryzm? Uwziął się na przykład na Czakańskiego, naszego błyskotliwego laureata olimpiad fizycznej i chemicznej, zarazem ucznia bardzo, ale to bardzo niewrażliwego na uroki historii. Olimpijczyka obroniła jednak pozycja naukowej gwiazdy i nic Żaba nie wskórał. Był wysokim, postawnym mężczyzną. Gdy szedł szkolnym korytarzem, widać było z daleka jego falującą i nieco już przerzedzoną czuprynę, o dziwo nieskażoną jeszcze wcale siwizną. Kroczył 1/81 wolno, dostojnie, z dużym skupieniem patrzył pod nogi; jeszcze uważniej schodził ze schodów. Stawiał wtedy stopy szeroko, a rozsuwając kolana i odchylając się lekko do tyłu, osiągał względne poczucie stabilności – był krótkowidzem i miał koszmarnego zeza. W klasie patrzył na nas zza grubych szkieł okularów w rogowych jasnobrązowych oprawkach. Uśmiechał się z rzadka, a jeżeli już uśmiech pojawił się na jego obliczu – był to raczej sardoniczny grymas i na ogół nie wróżył niczego dobrego. Oddajmy jednak Żabie sprawiedliwość – miał piekielną inteligencję i, może złośliwe, ale jednak znaczne poczucie humoru. Każda lekcja miała swój określony porządek i rytm. Żaba wchodził do klasy, patrząc – jak zwykle – pod nogi, siadał za katedrą, na której stawiał swą przepastną starą skórzaną torbę, sprawdzał bardzo dokładnie obecność, wychwytując różne niezgodności i dłuższe pauzy w przyswajaniu wiedzy historycznej, po czym rozpoczynał rzeź niewiniątek. Wywoływał skazańca na środek klasy, zadawał mu kilka pytań, a w tym czasie sprawdzał zeszyt badanego (próbowaliśmy podejść Żabę różnymi złotymi myślami typu Historia magistra vitae, wypisami z „Antologii Palatyńskiej” i mniej lub bardziej udolnie szkicowanymi wizerunkami Klio, jednak starszy pan był nieprzemakalny na takie zagrywki). Brak odpowiedzi, bełkot lub wypływanie na szerokiego przestwór oceanu kwitował ironicznym grymasem od ucha do ucha, po czym zaczynał szukać w klasie ofiary, która naprawi błędy swego poprzednika. I tu kolejna katastrofa – konia z rzędem temu, kto zgadł, kogo naprawdę wskazywał Profesor. … Na przełomie drugiej i trzeciej klasy Żaba odszedł ze szkoły. Był zbyt niezależny? Chodził własnymi drogami? My przecież odetchnęliśmy z ulgą. Słyszałem, że pojawił się potem w „Konopnickiej”. Spotkałem kiedyś po latach Elżbietę, jego córkę, także uczennicę naszego liceum. Uprzejmie wspomniałem, że jej ojciec był ongiś moim preceptorem w „Piecku”. Nie pamiętała mnie oczywiście. Profesor Żabiński nie żył już wtedy od dawna. Le style c’est l’homme. Ale to pojąłem już później. -5- Ryszard Lenc, matura 1974 Katowice, 2004/2007; tekst jest fragmentem większej całości INFORMATOR 1/81 Poszukując bez wytchnienia, Sami nie wiemy czego? A ja szukam samotności, nie osamotnienia. Samotność dla mnie bywa darem, Kiedy mam wiele do zrobienia! Gdy bywam czasem obarczony, Gdy zmagam się na wszystkie strony - odchodzę „na samotność” samotność darem -błogosławionym i milczę, żeby słyszeć głos własnego sumienia. marzec 2006 Gdy uważnie wczytamy się w niedawne numery kwartalnika dostrzec możemy renesans twórczości poetyckiej w Naszej Szkole. Istnieje i to całkowicie spory „areopag literacki”. Jak zwykle dominuje płeć piękna: dwie Marty Danch i Frycz, Basia Lewandowska oraz Paulina Gacek. Piszą też koledzy np. Tomek Wolicki, Marek Niedźwiedź i Kamil Kubicki. Wydaje się, że teraz dobrze jest zapoznać się i może chwilę zadumać nad twórczością poety już w pełni dojrzałego. O Jerzy Sikorski w zbiorze „Spojrzenie w drodze” z 2006 roku proponuje… Dlaczego znikają Więzi rodzinne? Dawniej były inne… Bo obyczaje się zmieniają ! Wie o tym statystyczny Polak, Który cztery godziny ślęczy z domownikami przed ekranem. Na emeryturze czas oglądania Wydłuża się jak guma. To nie my oglądamy filmy. Te akcje maluje reżyser, A człek nie docieka, Kto nim tak sprytnie manipuluje, Że na serial się niecierpliwie czeka. On pędzi – jeden za drugim I niechcąco niszczy rodzinę Zwłaszcza jej gorące tematy Zakochani bez pamięci „Jesteś dla mnie wszystkim” -mówią zakochani, miłością pijani - a nieopanowani! Wpatrzeni w siebie jak w ekran, przytuleni, do gałązek oliwnych, mówią: „Nieważna płeć, ważna miłość, seks nie może być grzechem, skoro rodzice jak wiem, także złamali śluby”. Jednak oni nie zapominają dziś, że kto rzuca się w grzech, dostaje głowę jego skutkami. Wywołuje gniew i rani, powoduje wstrząs małżeński, kto klajstruje przedtem wszystkie ubytki przyzwoitości. Czy wstrząs może czegoś nauczyć?: „Tamto się Skończyło, przyszło nowe: drugi mąż, druga żona”. Czy to może być gwarancją dozgonnej miłości? Czy zakochanym o to chodziło? Luty 2006 i jeszcze jeden wiersz korespondujący z głośną ostatnio książką „Strach” marzec 2006 Nasza samotność Samotność rozlewa się jak rzeka, Przybiera olbrzymie rozmiary! Jest paradoksem współczesnego Człowieka – mieszkańca olbrzymich bloków, Samotni mijamy się w pośpiechu, Wchodzimy w lodowaty chłód otoczenia, Strach i niepokój Wydaje się, że współczesnemu światu nie udaje się żyć bez strachu. Jak nie nagłe wezbranie morza, To wirus ptasiej grypy, olbrzymie śnieżyce Lub zawalanie się dachów z powodu oszczędnej konstrukcji … kataklizmy. Lęk spędza milionom sen z oczu. Strach zagląda do okien i widzi Olbrzymią pustkę w sercach, Która może przerażać w cywilizowanym Świecie lub wprowadzić rozterkę W normalne współżycie. Dokąd zajdziemy Po omacku skoro głupota zabrała się do myślenia i dochodzenia prawdy o małych ludziach? Do walki o podstawowe wartości? marzec 2006 -6- INFORMATOR Noc srebrna śniegiem, wiatr mroźny dmucha Na skrzypcach zimy gra zawierucha, Kłębami śniegu w okna uderza, To coś zaszepce, jakby w pacierza, To się zajęczy nutą żałosną, Jakby tęskniła za cudzą wiosną, To znów na chwilę płacz swój uciszy I gwiazd milionem błyśnie w tej ciszy (Or-Ot) , A MOŻE BYŚMY TAK NA CHWILĘ WAWELSKI GRÓD ODWIEDZILI Mimo, że obecnie jak w wierszu Or-Ota przez wiele miesięcy nie panuje luta zima, tęskno nam do wiosennych i letnich wieczorów i ranków. Marzymy o letnich wędrówkach puki co przeglądając na kolorowych fotkach utrwalone poprzednie wojaże. Podczas lata kilkakrotnie zdarzyło się mi być w Krakowie. Krążąc po zatłoczonym ze wszech miar centrum polskimi a może też głównie zagranicznymi turystami nagle znalazłem się w oazie ciszy, zieleni i pięknych posągów w założonym równo sto dwa- dzieścia lat temu jednym z pierwszych w Europie „publicznym ogrodzie dla gier i zabaw ruchowych”. 1/81 Radca miejski dr Henryk Jordan zobowiązał się założyć park dziki angielski i postawić tamże 40 biustów czyli pomników zasłużonych Polsce. Pierwsze popiersia to m.in.: Mikołaja Kopernika, Tadeusza Kościuszki, Jana Kochanowskiego, wieszczów, Franciszka Chopina – w sumie ok. 16 z łącznie usytuowanym w centrum pomnikiem hojnego filantropa H. Jordana. Podczas okupacji niemieckiej w Krakowie zniszczono wiele pomników np. Adama Mickiewicza i Pomnik Grunwaldzki. Całkowitemu zniszczeniu uległy też wspaniałe szpalery grabowe w parku ale pomniki wybitnych Polaków ocalały za sprawą Franciszka Łuczywy, który nie zawahał się ich wykraść z niemieckiego magazynu i z narażeniem życia przechowywać we własnej pracowni kamieniarskiej na Olszy. W pierwszych latach po wojnie częściowo odrestaurowano zdewastowany park. Niestety pełny powrót do patriotycznych założeń idei jordanowskiej okazał się niemożliwy do zaakceptowania przez zaprowadzony w Polsce obcy system wartości. Pozbawiony skutecznego dozoru ze strony ówczesnych władz park szybko chylił się ku upadkowi. Dopiero w 1988 roku udało się odrestaurować wszystkie 26 ocalałych pomników, zdewastowanych już po wojnie, przez rodzinnych wandali, których nauczyciele w PRLowskich szkołach nie byli w stanie nauczyć szacunku ani do przeszłości ani do ludzi, którzy tę przeszłość tworzyli, ani tym bardziej do historycznej prawdy, którą w tamtych czasach nagminnie fałszowano. Dopiero w 1998 roku z okazji 110 rocznicy powstania ogrodu powołano Komitet Budowy Pomników następnych. Pierwszym powojennym pomnikiem jest pomnik „Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego”, natomiast 16 października 2000 roku odsłonięto brązowe popier- -7- INFORMATOR 1/81 sie Jana Pawła II, następnie odsłaniano popiersie Marszałka Józefa Piłsudskiego, kapłana męczennika Jerzego Popiełuszki oraz co z wielką radością zauważyłem jedynej Polki patronki Naszej Szkoły Marii Skłodowskiej-Curie. Myślę, że warto odwiedzić moi mili ten uroczy zakątek Krakowa. „Narody tracąc pamięć tracą życie” W nawiązaniu do poprzedniej relacji gwoli prawdzie może dobrze jest słów parę zapodać na temat obecnej patronki Naszej Szkoły dedykowanych tym wszystkim którzy nostalgicznie w s p o m i n a ją W. Piecka utożsamiając piękne czasy młodości z niechlubnej pamięci rewizjonisty i komunisty zarazem. Może dlatego, że pamięć wiele może pomieścić ale czasem w swojej łaskawości wymazuje z siebie różne niepożądane niegdyś a niechętnie wspominane potem incydenty… Pamiętajmy więc Maria Skłodowska-Curie była to kobieta wyjątkowa. JAKO PIERWSZA NA ŚWIECIE UZYSKAŁA TYTUŁ DOKTORA NAUK ŚCISŁYCH i jako JEDYNA DWUKROTNIE OTRZYMAŁA NAGRODĘ NOBLA. Uznawana za symbol emancypacji kobiet urodziła się 7 listopada 1867 roku w Warszawie. W 1833 roku kończy ze złotym medalem warszawskie III Gimnazjum Żeńskie. Przez kolejne trzy lata pracuje jako guwernantka, pomagając starszej siostrze ukończyć studia medyczne. W 1889 roku rozpoczęła w Warszawie naukę na Uniwersytecie Latającym a w 1891 wyjechała do Paryża. Zapisała się tam na kurs nauk ścisłych na Sorbonie. Sorbonie 1894 roku poznaje Piotra Curie. Ślub odbył się po roku. Doktorat Marii dotyczył badań nad solami uranu. Za laboratorium służyła stara szopa, gdzie nasza patronka ciężko pracowała przerzucając tony odpadów rudy uranu z kopalni w Joachimowie, dostarczonej bezpłatnie przez rząd austriacki. Sukces przyszedł równo 110 lat temu w 1998 roku, gdy odkryła razem z mężem nowy pierwiastek, który nazwali polonem a w parę miesięcy następny nazwany radem. W 1903 roku państwo Curie zostali wspólnie wyróżnieni Nagrodą Nobla w dziedzinie fizyki a Maria uzyskała doktorat za Sorbonie. Sorbonie 1906 roku Piotr Curie ginie pod kołami wozu konnego. Maria sama wychowuje dwie córki, nadal ciężko pracując. Skandalem skończył się jej związek z Paulem Langevinem, gdy jego żona opublikowała na łamach prasy miłosne listy Skłodowskiej. Sytuacja uspokoiła się dopiero po ogłoszeniu decyzji szwedzkiej Akademii Królewskiej, która w 1911 roku wyróżniła Skłodowską Nagrodą Nobla w dziedzinie chemii. Prowadziła wykłady w College de France. W Polsce ostatni raz była w 1932 roku na otwarciu Instytutu Radowego w Warszawie. Spoczęła w 1934 roku w paryskim panteonie obok Woltera, Emila Zoli i Wiktora Hugo. Dla przypomnienia kiedy zmieniano imię Naszej Szkoły, Stowarzyszenie Wychowanków Szkoły wyszło z propozycją ponownego nadania imienia wielkiej Polki Szkole co nastąpiło po długich staraniach i co gwoli pamięci przypominamy, że stało się to dnia 12 grudnia 1994 roku na podstawie uchwały Rady Miejskiej za prezydentury Henryka Dziewiora. EŚ CZAR STARYCH FOTOGRAFII Taki tytuł życzył sobie mieć w INFORMATORZE główny sprawca tego pisemka, czyli jego pomyśliciel, założyciel i pierwszy wydawca „organu prasowego” (kwartalnika) Stowarzyszenia Wychowanków VIII LO w Katowicach, czyli E. Świdziński. Ja osobiście nazywam Go w duchu Szarą Eminencją stowarzyszenia, albo po prostu – Byłym..., i nie powiem jak jeszcze ( On wie jak- zżyma się, ale nadal wymyśla nowe tytuły, tematy i cykle). Zastrzegam się od razu, że to nie stare (sprzed 50ciu lat) fotografie są czarujące. To my byliśmy czarujący (charmante), bo młodzi i sprawni, spragnieni świata i przygody, nasze dziewczęta- koleżanki klasowe, piękne i zgrabne. A jeśli sobie uświadomić, że wszystko działo się -8- INFORMATOR niespełna 10 lat po tragicznej zawierusze II wojny światowej, że codzienność była uboga, biedna i siermiężna, że komuna szalała stosując w życiu społecznym środki i metody brutalnej, agresywnej walki klasowej, która skazywała nas na życie za „żelazną kurtyną”, to może budzić zdumienie, że tak serdecznie i ciepło rodzą się wspomnienia, gdy oglądamy obrazki utrwalone techniką fotograficzną (też siermiężną, bo stare- przedwojenne aparaty, byle jakie filmy i papiery fotograficzne,...) Na tym polega paradoks dziejów ówczesnych, że inaczej wyglądała historia wzięta pod lupę obiektywizmu (tak widzieli ją najczęściej już doświadczeni życiowo nasi rodzice, którzy pamiętali inną Polskę), inaczej zaś odczuwać można subiektywnie, indywidualnie, osobowo. Naszym szczęściem była licealna młodość, nie byliśmy jeszcze odpowiedzialni za rodziny i najbliższe nam osoby w totalnie zniewolonym kraju i społeczeństwie. Dryfowaliśmy na powierzchni potężnego lodowca socjalizmu, nie mając świadomości, a jedynie intuicyjnie wyczuwając, że nasza pozycja na lodowcu zbliża nas do progu, który musi wywołać przełom i pęknięcie, a szeroka i głęboka szczelina zmusi nas do spojrzenia w mroczną otchłań. Na lodowcu da się żyć (właściwie – przeżyć), ale domu na szczelinie postawić się nie da (choćby nazywał się tylko namiotem). Krawędzie tego pęknięcia- to potężny rozdźwięk pomiędzy kolektywnym zakłamaniem a szukającą prawdy jednostką. Ta szczenięca młodość pozwalała nam nosić bezkarnie maski poprawności politycznej i ideologicznej Ale osobiście każdy z nas nosił w sobie swój własny świat wartości i ideałów. Na tym polega prawda o wolności wewnętrznej człowieka mimo zniewolenia zewnętrznego. Inną cechą naszego pokolenia (matura-1956r.) była naturalna bliskość z przyrodą, znaliśmy wszystkie zakątki naszego miasta i okolicy, prawie wszędzie i prawie zawsze chodziliśmy pieszo, nikt nie woził nas samochodami. Nie było jeszcze komputerów i internetu, więc nie psuliśmy oczu codziennym wpatrywaniem się w ekran monitora. Nie było jeszcze telewizji, dzięki czemu częściej byliśmy na sali gimnastycznej (szkoła+Pałac Młodzieży) lub na boisku, albo w Parku Kościuszki, i więcej czytaliśmy. Nawet nie było przenośnych aparatów radiowych na tranzystorach- ta technika elektroniczna wybuchła dopiero po naszej maturze, gdy pojawił się na rynku pierwszy KOLIBER- miniaturowe radio na baterie. Takie, nie sterowane medialnie, życie szkolne i pozaszkolne sprzyjało umacnianiu więzi koleżeńskich i utrwalało zawarte przyjaźnie 1/81 Nie znaczy to, że jako klasa czy rocznik byliśmy towarzystwem wzajemnej adoracji, ale każdy miał krąg bliższych sobie kolegów i koleżanek, których zapraszało się do swoich domów, z którymi chodziło się do kina lub szło się do parku albo na Muchowiec. Oczywiście, byli i tacy, którzy nigdy nikogo do siebie nie zaprosili na herbatę u mamy albo na zabawową prywatkę przy muzyce z płyt gramofonowych. Ale równocześnie nikt nie czuł się „parszywą owcą” w klasie, i nikomu nie dano powodu czy okazji do wykluczenia z zespołu. Jeśli życie lekcyjne w szkole mogło stwarzać różnicowanie na bycie „lepszym” lub „gorszym” uczniem, to wspólnie spędzany czas pozalekcyjny wyraźnie nas zbliżał do siebie. Takim czynnikiem integrującym były m.in. wspólne wycieczki czy wyjazdy wakacyjne na obozy czy zimowiska. Pierwszą, wakacyjną imprezą wyjazdową był obóz namiotowy w Łebie (1953r.) Do najczęściej wspominanych imprez klasowych o charakterze rekreacyjnym, a równocześnie najlepiej udokumentowanych zdjęciowo, należały całotygodniowe zimowiska, najpierw do Szczyrku (1954r.) a potem wielokrotnie do Wisły- Głębce na Kozińce. Oto mały przegląd foto- obrazkowych wspomnień: Szczyrk-1954r. Męska ekipa narciarzy z IXb + dwa „ciała obce”- chociaż nie do końca, i nie całkiem obce. Stoją od lewej: H.Schnabel, po maturze wyemigrował do Niemiec, T.Łapiński, dziś małżonek Pani prof. Ariadny Gierek-Łapińskiej. J.Nowak- po maturze wybył do Gdańska, X.Ryszka- po maturze był bramkarzem reprezentacji Śląska w piłce ręcznej, W.Zieliński- dziś J.M.- Rektor Politechniki Śląskiej, chemik , T. Bratek- dziś emerytowany nauczyciel mat-fiz-chem + przewodnik górski- beskidzki i tatrzański = CIS IKLON, Z. Pawełek - dziś mgr inż. Poniżej: Z.Zabawski- dziś mieszkaniec Chorzowa, P. Nowak- do dziś wKatowicach , „ciała obce”: K. Niesporek- pierwsza dama w zjazdach i slalo- -9- INFORMATOR 1/81 mach w całej szkole - (IX-a/1954) i mała córka Profesora J.Grzbieli. Danka CYROŃ-IXb/1954r.Szczyrk Obrazek mógłby się nazywać - „Gracja na śniegu”, bo gdyby śnieg był morską pianą, gdyby nie ten narciarski ekwipunek i szczelny po szyję przyodziewek, musiałby się nazywać-.. „VENUS...” J. Nowak, K. Dubiel, u jej stóp- na śniegu G. Kożuch, P. Nowak, u jego stóp- Sz. Janiak, K. Niesporek, X. Ryszka, X. Burkert, T. Bratek- siedzi na śniegu, „Baca”- czyli nasz opiekun i wychowawca IX-b/54- Pan Profesor B.Łukowski, W. Zieliński, D.Cyroń Szkoła Podstawowa w Szczyrku Grn.- nasza baza. Stoją od lewej: Szcz. Janiak, H. Schnabel, W. Zieliński, T. Bratek, X. Ryszka, T. Łapiński, Z. Zabawski, J. Nowak, Z. Pawełek, J. Trześniowski- dziś biznesmen pod Mediolanem. Szczyrk (IX-b + IX-a /1954r.) Od lewej: -mała Grzbielówna (na sankach), S. Klink – dziś lekarz , J. Kozłowska – dziś : „Pani Doktor”, P. Nowak, K. Dubiel – dziś członek Zarządu STOWARZYSZENIA, X. Burkert (IX-a) - wyemigrowała do Niemiec, D. Cyroń. Szczyrk/1954r.- „Baca i jego owiecki” Od lewej: S. Klink (opala dziubek), H. Schnabel, J. Kozłowska, za nią (prawie w lesie) Po prezentacji pięciu fotek ze Szczyrku aż mnie korci, żeby utrwalić na papierze resztę wspomnień z tego obozu zimowego i wydobyć pojawiające się skojarzenia. Był to mój pierwszy w życiu wypad w góry. Ukończyłem już wtedy 16 lat, a nie byłem jeszcze w górach, o których marzyłem od wczesnego dzieciństwa. Ze zjawiskiem świata gór zetknąłem się po raz pierwszy jako kilkuletni bajtel, który w czasie okupacji (1939-45)- (u nas się mówiło, a raczej godało: za Niymca) chodził w Ochojcu koło Katowic do Kinderschule, czyli do przedszkola, skąd zapamiętałem piękną melodię- „O Tannenbaum”, śpiewaną w okresie Bożego Narodzenia Zapamiętałem również najgorsze z przezwisk rówieśników; „du verfluchte Pole”, i rodzaj ciosu nie do odparcia, dno obrazy i poniżenia: „du bist ein Jude ! „ W tym czasie mama zabierała nas latem do babki w Goczałkowicach. Pole babki było daleko, bo pod samą Pszczyną, i graniczyło przez drogę z „pańskim”, z folwarcznymi hektarami księcia von Pless. Stamtąd patrząc, od lasu zwanego Remizą, pod słońce, czyli ku południowi, widać było na pierwszym planie najbardziej oddalone od wsi zabudowania, potem wieżę cebulastą goczałkowickiego kościoła św.Jerzego, następnie– o wiele dalej, już za niewi- - 10 - INFORMATOR doczną, bo przesłoniętą lasem Boru, doliną Wisły, bieliła się wieża kościoła w Dziedzicach, a jeszcze dalej, o wiele dalej, czyli jak mi się w ów czas wydawało- już na końcu świata, wyrastały ku niebu jakieś pofałdowane garby, które raz były niebieskie, innym razem sine, jakby za mgłą oddalenia, albo zielonkawe. Kiedy tak się wpatrywałem w południowy horyzont, mama mówiła (godała): to som góry, a w górach miyszkajom górole, Kobiety stamtąd- górolki, sprzedowajom w mieście warzechy, rogolki i tłuczki z drewna Zawsze wtedy myślałem sobie, że jak dorosnę, to koniecznie muszę odwiedzić ten daleki kraj tajemniczych gór i góroli. Kiedy przed feriami zimowymi (1954r.) rodzice wyrazili zgodę na klasowy wyjazd do Szczyrku, powstał problem- „ w czym i z czym ty tam pojedziesz?” , w jakim stroju, z jakim sprzętem? Od takich zmartwień na Śląsku jest Rodzina. Wujek Franek z Goczałkowic z wyuczenia był krawcem, obszywał po nocach całą rodzinę, bo w tamtych czasach pracował najpierw jako maszynista parowej lokomotywki wąskotorowej przy wywożeniu tysięcy ton ziemi w czasie budowy zbiornika retencyjnego i zapory na Wiśle, potem harował na dole w kopalni „Bolesław Śmiały” w Łaziskach Śr. Więc spodnie podobne do narciarskich miałem już z głowy. Jakąś kurtkę miałem po starszym bracie, który rok wcześniej był na zimowisku narciarskim na Groniku w Kościelisku k. Zakopanego. Starszy brat jako uczeń szkoły zawodowej przy Fabryce Sprzętu i Narzędzi Górniczych „Moj” w Załężu (przed wojną- fabryka cenionych m.in. przez armię motocykli „Moj”) miał wypożyczone ze szkoły, jeszcze przedwojenne narty i kije. Byłem dumny z tych nart, bo były „prawdziwe” , choć niesamowicie „zjechane”. Ich krawędzie były całkowicie okrągłe, a po rowku śladowym pozostał rzeczywiście tylko ślad. Do tej pory jeździłem tylko na „bednorkach”, które z bratem własnoręcznie zmajstrowaliśmy z klepek rozsypanej beczki po kapuście (miały długość 1m). Butów narciarskich oczywiście nie miałem, jeździło się w zwykłych butach zimowych, z wywiniętą na zewnątrz grubą skarpetą wełnianą. Tak uzbrojony i wyposażony stawiłem się na zbiórce przed starym dworcem PKP-Katowice. Oczywiście parowa jeszcze lokomotywa dociągnęła nasz pociąg do Bielska- Białej, gdzie nastąpił podział na dwie podgrupy. Podgrupa spacerowo-wycieczkowa pod opieką Profesora B.Łukowskiego udała się na dworzec autobusowy, by złapać kurs do Szczyrku. Reszta- podgrupa sportowo- szturmowa pod wodzą Profesora J.Grzbieli – miała w planie przejście narciarskie do Szczyrku. 1/81 Byłem zachwycony możliwością przejścia przez góry do Szczyrku, pierwszy raz w życiu być od razu na szczytach, na „prawdziwych” nartach, pokonać wysokość i odległość- to było wyzwanie nie bez lękuczy dam radę? Fizycznie i sprzętowo byłem mizerny, ale marzenie o górach widzianych z Goczałkowic było silniejsze Tramwajem dojechaliśmy do Cygańskiego Lasu, skąd dalej ze sprzętem wykonaliśmy manewr „na ramię broń” i poczłapaliśmy w kierunku Dębowca w Olszówce Grn. Rok wcześniej (1953) oddano do użytku pierwszą w Beskidach kolejkę linową- gondolową z Olszówki Grn. na Polanę Kamienicką (950m) pod Szyndzielnią (1028m). więc czteroosobowymi kabinkami podyndaliśmy do góry, oszczędzając 450m sumy podejść. Potem minęliśmy tymczasowe, poniemieckie schronisko (najstarsze na terenie Beskidów Zachodnich, wybudowane w 1897r.przez Beskiden Verein). Dalej, już na nartach, podchodziliśmy na siodło pod Klimczokiem, gdzie właściwie zaczynała się „zabawa” w umiejętności jazdy na nartach. W dół, do wylotu Biłej w Szczyrku, było 530m spadku w pionie, i nie jakaś tam narciarska polana czy szeroki stok, ale wąska i kręta przecinka w lesie. Nie pamiętam- ile razy leżałem, ale wiem, że dotarłem do szosy na bardzo chwiejnych już nogach. Jeszcze było 2km szosą do Szczyrku Górnego, gdzie mieliśmy bazę w jednopiętrowej, murowanej szkole podstawowej, która stoi do dziś- około 600m szosą powyżej dolnej stacji kolejki na Skrzyczne. Za szkołą płynie potok Żylicy, za rzeczką (przez mostek) jaśniały śniegiem zasypane, wielkie polany, podnoszące się do skraju lasu, który spływał borem świerkowym z grzbietu Beskidu Węgierskiego, ciągnącego się od Kotarza (985m) nad Salmopolem, przez Hyrcę (929m), aż po Beskid (860m) nad Biłą. Te białe polany pod lasem były poletkiem doświadczalnym naszych umiejętności narciarskich, po których uganialiśmy się od rana do wieczora, a niektórzy (najczęściej- niektóre) nie mając nart, uprawiali saneczkarstwo. Najlepszy strój (gabardynowe spodnie z ostrym kantem), najlepszy sprzęt i najlepsze umiejętności techniczne reprezentował nasz uwielbiany wuefistaProfesor J.Grzbiela, czemu nie należało się dziwić, wszak przed wojną był członkiem olimpijskiej reprezentacji Polski w LA, która szykowała się do olimpiady- 1940r. Niestety, tej reprezentacji nie było dane walczyć o medale, musieli walczyć o przetrwanie. Moja szarża przez góry z Bielska do Szczyrku, prosto z marszu, bez jakiejkolwiek zaprawy, kosztowała mnie trzy dni z wysoką gorączką (do 400C), które przeleżałem w łóżku; resztę dni spędziłem już na śniegu, przy pięknej, słonecznej pogodzie. - 11 - INFORMATOR 1/81 Najmniejszym zacięciem sportowym wykazały się dwie osoby: opiekun grupy- Profesor B.Łukowski i uczestnik- uczeń Szczepan Janiak; udawali się na stok w stroju miejskim, którego wyróżnikiem był długi i gruby płaszcz zimowy- co widać na jednym ze zdjęć. Szczepan, który przybył do naszej klasy z Gdańska, nawet nie wiedział czy narciarza przypina się do nart, czy narty mocuje się do narciarza. Zapamiętałem również pierwsze eksperymenty „zabawy z chemią” dzisiejszego rektora Politechniki Śląskiej- prof. chemii W.Zielińskiego, który w przeddzień wyjazdu ze Szczyrku, wieczorem przed „ zieloną nocą” zabezpieczył swój pokój noclegowy przed niespodziewanym „najazdem” figlowiczów, instalując na posadzce przy podejściu do progu „pole minowe”, które kapiszonowymi odgłosami czyniło alarm (zastosował piorunian rtęci). Takie było moje pierwsze doświadczenie z nartami w górach. W następnych latach wyjeżdżaliśmy w lutym na Kozińce (775m) w Wiśle- Głębcach, gdzie bazą obozu zimowego był stylowy dom jednopiętrowy, zbudowany z drewnianych płazów- na zrąb, przypominający modłę podhalańską. Ten piękny w swoich kształtach i proporcjach budynek stoi do dziś pełniąc funkcję schroniska młodzieżowego PTSM. Kilkadziesiąt metrów od schroniska stała na skraju lasu skocznia narciarska, której rozbieg, próg i profil zeskoku zbudowane były z bali drewnianych. Rekord długości skoku (ponad 20m) należał do Kocjana- syna gospodarzy schroniska, którzy mieli swoją chałupę nieopodal. Nam- obozowiczom nie wolno było skakać na niej, no bo co zostanie na śniegu po młodzieńcu z miasta Katowice, kie nim praśnie o zeskok? Jednak w czasie ostatniego obozu zimowego (kl. XIa+b/1956) przed maturą, zdecydowaliśmy się na rozegranie konkursu o mistrzostwo szkoły- II LO- TPD im. W. Piecka. Wygrał Kocjan, mistrzem szkoły został S. Woszkowski (17m), drugie miejsce wywalczył T. Bratek (16m). Kiedy klasy XI-„a” i „b” wróciły z obozu do pracy lekcyjnej ostatniego półrocza, ja miałem okazję wrócić jeszcze na tydzień na Kozińce. Profesor E.Przepióra przekonał Kuratorium i Dyrekcję szkoły, że należy się nagroda dla uczniowskiego aktywu Pe-Wu i pojechał z nami do Wisły. W czasie tego pobytu rozegraliśmy m.in. konkurs skoków W czasie treningów przed konkursem, Prof. Przepióra doszedł do wniosku, że partaczymy skoki na zeskoku, bo zbyt często kończymy nieustanym lądowaniem i upadkiem. Postanowił osobiście nam pokazać, jak prawidłowo należy się odbić na progu, jaką sylwetkę zachować w locie, oraz jak pewnie i bezpiecznie się ląduje na zeskoku. Nam- uczniom nakazał ustawić się wzdłuż zeskoku, aby z bliska zaobserwować technikę lądowania. Poszedł z nartami na górę, przypiął się do nich, ruszył, wspaniale się wybił, poszybował, i ... runął jak długi u naszych stóp na zeskoku. Siła grawitacji oraz prawa pędu i popędu uderzyły jego obliczem w wykręcone i skrzyżowane kanty nart, które uzbrojone były w stalowe listewki krawędzi. Pojawiła się krew i głęboka bruzda rany pod nosem. Po lekkim szoku i opatrzeniu rany, oglądaliśmy już nie usta Profesora, ozdobione pod nosem niewielkim wąsem, ale wielki plaster, który był poważną przeszkodą w czasie spożywania posiłków. Był to dramat i równocześnie komiczny widok, powód do współczucia i mimowolnych uśmieszków. Ale następnego dnia konkurs skoków i tak się odbył. Kto i w jakiej kolejności stanął na pudle- tego wam nie zdradzę, dodam tylko, że pobił nas jedynie miejscowy góral- rówieśnik. Skoczni już nie ma (rozebrana w latach 60-ych) schronisko stoi, pozostały wspomnienia i kilkanaście zdjęć czarno- białych, z których parę tyko nadaje się do skopiowania : Schronisko szkolne na Kozińcach- przy zielonym szlaku z Kubalonki, Od lewej stoją: J. Nowak, L. Skwara, X. Ryszka, B. Pacholarz, Profesor W. Tobor (polonistka), X.Wiktor-XI-a, W.Zieliński,YZ-„ciało obce”- z innej szkoły, Profesor E. Przepióra (P-W). R. Frydman, XY- koleżanka z XI-a. Siedzą- kucają: Kocjan- syn gospodarzy, K. Dubiel, T. Bratek. - 12 - INFORMATOR 1/81 Oj, były śniegi, były... Ślicznotki z XI-b, od lewej: R.Frydman (dziś w Izraelu), K.Dubiel, M.Świder (dziś w USA, lekarz w służbie US-Army w stopniu pułkownika), M.Kosakiewicz (ś.p.)- potem lekarz. K.Dubiel, S.Woszkowski niesie słodki ciężar B,Dam, M.Kosakiewicz, R.Frydman, klęczy: N.Węglewska dziś w Izraelu Nierozłączna para 191955/56: . A. Zankowicz (dziś prof. okulistyki) + G.Smoliński (dziś lekarz) One nie skakały, on-owszem: XY z XIa, T.Bratek, B.Pacholarz, a przed nią B.Wiktor, Profesor W.Tobor, K.Dubiel, a przed nią leży R.Frydman BYŁY CZASY, BYŁY, MŁODOŚĆ SIĘ MINĘŁA ALE NASZA POLSKA JESZCZE NIE ZGINĘŁA ! Twardziele z XI-b/1956: T.Łapiński,S.Woszkowski (ś.p.), A.Sznapka, W. Zieliński, K.Jacyna, J.Nowak. CIS IKLON - 13 - INFORMATOR 1/81 NASZA BIBLIOTEKA …wzbogaciła się o kolejną pozycję tym cenniejszą, że z dedykacją „Na ręce Pana Eugeniusz Świdzińskiego, ze Stowarzyszenia Wychowanków VII LO w Katowicach przekazuję tę pozycję wraz z najlepszymi życzeniami i błogosławieństwem kapłańskim Ks. Andrzej Suchoń-proboszcz.” Po bardzo udanych odwiedzinach u naszych przyjaciół w Piekarach Śląskich zgodnie z obietnicą jeden z uczestników Prof. Ignacy Janus nadesłał na mój adres komplet nagrań kolędowych. Serdecznie dziękujemy. i mamy nadzieję, że oprócz liczącej blisko 100 tomów naszych zbiorów bibliotecznych – książkowych będziemy też posiadać może i płytotekę. PODZIĘKOWANIE: „Od wikarego do biskupa” tak brzmi tytuł bogato ilustrowanego wydawnictwa zawierającego wiele cennych informacji o parafii błogosławionego ks. Emila Szrama, parafii z której od lat pochodzą kolejni katecheci Naszej Szkoły a przede wszystkim parafii gdzie od 1967 roku wikariuszem był ks. Damian Zimoń obecny Arcybiskup Katowicki obchodzący złoty jubileusz kapłaństwa. Nauczycielki- bibliotekarki VIII LO im. Marii Skłodowskiej-Curie w Katowicach pragną serdecznie podziękować Redakcji INFORMATORA- kwartalnika Stowarzyszenia Wychowanków VIII LO, a w szczególności Panu E.Świdzińskiemu, za bezpłatne przekazywanie roczników INFORMATORA do zbiorów biblioteki szkolnej. Teksty w nim zamieszczone są nieocenionym źródłem informacji o historii szkoły, ważnym materiałem, wykorzystywanym przez uczniów i nauczycieli na lekcjach wychowawczych i w pracy pozalekcyjnej. Artykuły publikowane w INFORMATORZE wiążą uczuciowo, emocjonalnie i intelektualnie uczniów i młodych nauczycieli z bogactwem tradycji szkoły, z jej ciekawą przeszłością, kształtują poczucie więzi i przynależności do wspólnoty rodziny uczniów, nauczycieli i wychowanków VIII LO. Kazimiera Zielińska Joanna Gołkowska- Radzioch - 14 - INFORMATOR 1/81 VIII DNI FIZYKI W VIII LO IM. MARII SKŁODOWSKIEJ- CURIE W KATOWICACH Relacje o ważnych wydarzeniach szkolnych czasami docierają do nas poślizgiem. Stąd nierychłe deskrypcje. Mimo to, ze względu na wagę VIII-ych Dni Fizyki, podajemy ich opis poniżej. W dniach 15-16.11.2007 w VIII Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Skłodowskiej-Curie miały miejsce VIII Dni Fizyki, których celem było przybliżenie zagadnień z dziedziny fizyki i astronomii, jak również zachęcenie młodzieży do zgłębiania wiedzy w tych obszarach. Patronat honorowy objęli: Instytut Fizyki Uniwersytetu Śląskiego oraz Śląski Kurator Oświaty w Katowicach. Jak co roku swą pomoc w organizacji Dni Fizyki zaoferowali pracownicy Planetarium Śląskiego i wykładowcy Pracowni Dydaktyki Uniwersytetu Śląskiego. W spotkaniach uczestniczyli ponadto przedstawiciele Politechniki Śląskiej, Planetarium, Akademii Pedagogicznej w Krakowie, Stowarzyszenia Wychowanków Szkoły oraz szkół ponadgimnazjalnych wraz z opiekunami. Podczas trwania imprezy zostały przeprowadzone przez wykładowców uczelni wyższych oraz uczniów naszej szkoły różne doświadczenia. Tematem przewodnim tegorocznego spotkania była optyka, ulubiony dział pana prof. Józefa Greupnera, wieloletniego nauczyciela fizyki w naszym liceum. Wygłoszenie inauguracyjnego wykładu pt. ‘Elementy fotoniki’ przypadło prof. dr. hab. Marianowi Now a k o w i z Politechniki Śląskiej. W prowadził on uczestnik ó w w tajemniczy świat fotonów i elektronów, co wzbudziło duże zainteresowanie wśród młodzieży. Kolejne doświadczenie zostało przygotowane przez uczniów naszej szkoły. Anna Paluch i Patryk Pjanka przedstawili praktyczne wykorzystanie zjawiska polaryzacyjnego. Za pomocą polarymetru dołączonego do miernika wyznaczyli stężenie roztworu cukru, wykorzystując jego własność skręcania płaszczyzny polaryzacji. Następnym punktem programu było wystąpienie dr. Wojciecha Osoby., który w wykładzie „Elektron- pozyton- dwa bratanki” przedstawił krótką historię odkrycia pozytonu i jego naturalne pochodzenie. Własności i metody badania zjawisk anihilacji i ich praktyczne wykorzystanie to temat wieloletnich badań pana dr. Osoby. Następnie na uczestników czekała niespodzianka, było to doświadczenie przeprowadzone przez dr Anetę Szczygielską i dr. Jerzego Jarosza - pracowników Zakładu Dydaktyki Uniwersytetu Śląskiego. Poddali oni próbie 50-litrową beczkę, którą opróżnili z powietrza poprzez zagotowanie w niej niewielkiej ilości wody i zakręcenie korka. Niestety beczka nie wytrzymała presji ze strony lekkiego powietrza, co wzbudziło ogromne zainteresowanie oraz respekt przed siłami natury. Ostatnie doświadczenie pierwszego dnia zostało przeprowadzone przez Mariusza Bujnego i Macieja Skarysza. Wyznaczyli oni moment bezwładności przy pomocy wahadła torsyjnego oraz przedstawili nowatorską metodę wyznaczania momentu bezwładności brył płaskich, która wzbudziła zainteresowanie wśród zgromadzonych gości. Polega ona na wprowadzeniu do komputera w postaci pliku graficznego fotografii brył. Drugi dzień VIII Dni Fizyki był równie interesujący. Rozpoczął go wykład prof. dr. hab. Jana Kisiela z Uniwersytetu Śląskiego pt. ”Jak złapać neutrino” , który przybliżył młodzieży nowe techniki stosowane we współczesnej fizyce. Następnie uczniowie - Robert Paluch i Jakub Wolny wyznaczyli pojemność kondensatora metodą rozładowania. W celu wykonania doświadczenia zbudowali samodzielnie układ elektroniczny, pozwalający na dokonanie dokładnych pomiarów. Kolejne przedstawione doświadczenie wykonane było po raz pierwszy już w 1851 roku przez Jeana Bernarda Leona Foucaulta. Wykazał w nim ruch obrotowy Ziemi. Naszym kolegom - Dominikowi Filipkowskiemu, Arkadiuszowi Grabosiowi oraz Łukaszowi Królowi również się to udało. W tym celu umieścili 10 metrowe wahadło w budynku naszej szkoły. Podczas trwania Dni Fizyki można je było cały czas podziwiać i obserwować zmianę płaszczyzny jego drgań. Następnie prof. dr hab. Bartłomiej Pokrzywka z Akademii Pedagogicznej w Krakowie, pokazując unikatowe zdjęcia, zabrał nas w okolice Bieguna Północnego i Południowego, abyśmy mogli zobaczyć zorze polarne. Pan mgr Bogusław Lanuszny oraz Maciej Pająk wykorzystali do badania zjawiska interferencji i obserwacji - 15 - INFORMATOR 1/81 widm emisyjnych, rejestrator VideoCom oraz, specjalnie skonstruowany do wykonania tego doświadczenie, spektometr z obrotową tarczą. Ostatnim punktem tegorocznych Dni Fizyki był pokaz komputerowego modelu lokalnej grupy galaktyk, przygotowany przez Arkadiusza Socałę oraz Tadeusza Stolarczyka. Aby to przedstawić, napisali program ilustrujący rozmieszczenie galaktyk w przestrzeni. Dzięki niemu za pomocą myszki i klawiatury można było odbyć podróż do krańców wszechświata. W celu wykonania wielu doświadczeń uczniowie naszej szkoły samodzielnie napisali programy komputerowe oraz skonstruowali rozmaite przyrządy. Podczas trwania VIII Dni Fizyki uczniowie różnych szkół mogli wykazać się wiedzą fizycznoastronomiczną biorąc udział w Quizie Fizycznym przygotowanym przez panią mgr Aleksandrę Szydło. Wzbudził on wiele emocji zarówno wśród uczestników, jak i na widowni. W tym roku najlepsi okazali się uczniowie I LO w Gliwicach: Łukasz Bednarski, Mateusz Markiton oraz Szymon Draga. Nagrody zostały ufundowane przez Planetarium Śląskie oraz Instytut Fizyki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. W przerwie między kolejnymi wykładami można było przeprowadzić interaktywne doświadczenia i podziwiać wystawę „Poczet wielkich fizyków” atrakcje przygotowane przez uczniów naszej szkoły pod opieką nauczycieli fizyki: mgr Anny Kafel, mgr Aleksandry Szydło i mgr Bogusława Lanusznego oraz zwiedzić stoiska Planetarium Śląskiego i Astrohobby. Test został napisany na podstawie własnych obserwacji oraz informacji zamieszczonych w Internecie przez Marię Rzepisko oraz Ewę Kasza. Drodzy czytelnicy. Więcej o VIII Dniach Fizyki znajdziecie na stronie internetowej: www.astrofiz.pl NAPISALI DO NAS Zwyczajowo w okresie świątecznym otrzymujemy wiele życzeń i serdeczności. I tak życzenia zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku od Steni Koziak; − od prezesa Stowarzyszenia Absolwentów LO im. Króla Jana III Sobieskiego z Piekar Śląskich Staszka Góry; − − − − − − włoskie życzenia Ti auguro di transcorrere una giornata indi menticabile!; od Jana Trześniakowskiego, który dodaje, że bardzo chętnie chciałby otrzymać kolejny numer kwartalnika; autor wierszy zamieszczonych wewnątrz numeru O.Jerzy Sikorski życzy zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Narodzenia Pańskiego oraz Błogosławieństwa Bożego w nadchodzącym Nowym Roku; z Jeruzalem od Nelli W. życzenia pomyślności, zdrowia i spokoju i dalej pisze „byliśmy w lecie w Katowicach, telefonowałam ale nie było odpowiedzi, chętnie bym przeczytała Wasz Kwartalnik ze szkoły, gdyby istniała możliwość przesłania bardzo bym się ucieszyła”; z Wrocławia nadesłał życzenia Kazik Jacyna – wszystkiego najlepszego, zdrowia i pomyślności; ze Stanów Zjednoczonych Magda T. śle najlepsze życzenia Świąteczne i Noworoczne, żeby się działo pomyślnie, zdrowie dopisywało i radość, żeby pokój zapanował na świecie a w p.s. Serdeczne dzięki za informacje o szkole, zawsze radość wielka usłyszeć o bliskich koleżankach i kolegach. Jakie to cenne, że utrzymujecie stały kontakt. Stale liczę, że uda się któregoś roku do Was dołączyć. Na razie moc serdeczności i uścisków dla wszystkich! Do siego roku … ******************************************************************* Dnia 18. 01. 2008 roku znalazłem się dość przypadkowo na spotkaniu opłatkowym naszego bratniego Stowarzyszenia Absolwentów przy LO im. Jana III Sobieskiego w Piekarach Śląskich. Na spotkanie to przybyłem później niż delegacja naszego Stowarzyszenia (w składzie Eugeniusz Świdziński, Irena Kuźmicka i Tadeusz Bratek) przez co zostałem omyłkowo uznany za członka stowarzyszenia w Piekarach Śląskich, a ponieważ to stowarzyszenie również boryka się z problemem braku młodych członków zostałem radośnie i z nadzieją przyjęty jako zwiastun zmian. Podobnie jak w Naszym Liceum „opłatek” odbywał się przy kawie i ciastkach. Jak to na podobnych spotkaniach można było usłyszeć wspomnienia ze szkolnych lat jak również szkolne dowcipy. Wyróżniające dla tego spotkania było wspólne śpiewanie, które prowadził grający na gitarze ksiądz Bronisław Gawron. Piosenki przekrojowe – od znanych kolęd przez „Hej sokoły!” po piosenki harcerskie i stare szlagiery, których jeszcze nie słyszałem. Na koniec, razem z delegacjami z innych liceów zostaliśmy oprowadzeni po szkole i mogliśmy bliżej zapoznać się z ciekawą architekturą tego zbudowanego w latach trzydziestych XX wieku budynku. Jacek Malcher (m. 2002) Redaguje kolegium w składzie: Jerzy Plata, Eugeniusz Świdziński, Tadeusz Bratek, Jolanta Szopa. Wydawca: Stowarzyszenie Wychowanków VIII Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej - Curie w Katowicach. Adres redakcji i wydawcy: 40-097 Katowice, ul. 3 Maja 42, tel. 032 258 59 67 Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów. Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca. - 16 -