Lipiec - Ziarno Prawdy
Transkrypt
Lipiec - Ziarno Prawdy
„Najmilsi, od dawna już pragnąłem bardzo napisać do was coś o naszym wspólnym zbawieniu, teraz zaś odczuwam potrzebę zwrócenia się do was, aby was zachęcić do walki o wiarę przekazaną raz na zawsze świętym.” List Judy 1,3 Artykuł WSTĘPNY Powody mojej WIARY —Alvin Mast Pewien mężczyzna zadzwonił na linię specjalną służby ewangelicznej. Był bardzo nieuprzejmy. Zapytał mnie, w co wierzę, a gdy próbowałem mu odpowiedzieć, bezceremonialnie mi przerwał, mówiąc, iż jestem chyba głupcem, że wierzę w przestarzałą książkę – Biblię, w której nie ma nic poza kilkoma baśniami. Pod koniec tej 30– minutowej rozmowy, powiedział, że nie zgadza się ze mną, ale życzy mi wszystkiego najlepszego. Pożegnaliśmy się uprzejmie. Coraz więcej ludzi deklaruje się jako niewierzący. Ludzie z różnych środowisk. Począwszy od Unii Europejskiej poprzez Organizację Narodów Zjednoczonych, aż do deklaracji Prezydenta Obamy, że Stany Zjednoczone nie są już dłużej narodem chrześcijańskim. Wygląda na to, że wiara chrześcijańska naprawdę zanika. Czy mamy powód, aby wierzyć? Przecież wielu ludzi, którzy odrzucają istnienie Boga, albo wierzą, że Bóg jest, ale nie chcą być chrześcijanami są szczęśliwi i spełnie- ni w życiu. A może jesteśmy głupcami, jak twierdził mój rozmówca? Asaf w Psalmie 73 mówi „… Zazdrościłem bowiem niegodziwym widząc pomyślność grzeszników. Bo dla nich nie ma żadnych cierpień, ich ciało jest zdrowe, tłuste. Nie doznają ludzkich utrapień ani z innymi ludźmi nie cierpią”. Zarówno wierzący, jak i niewierzący budują domy, pracują, śmieją się, cierpią, tracą ukochanych, mają raka, są uleczani z raka. Jaka jest korzyść z wiary w Boga? Po co Mu służyć? Ateizm jest radykalny, jest o nim głośno i rozprzestrzenia się. „Nie wierzę w Boga – tak zaczyna swoją książkę pt. Nie ma się czego bać Julian Barnes – ale tęsknię za Nim.” Barnes, który mówi o sobie, że jest agnostykiem, jest przerażony stopniowym osłabieniem chrześcijaństwa. Tęskni za wizją, jaką posiadali chrześcijańscy pisarze, za cudami i wierzeniami przedstawionymi w architekturze i sztuce artystów chrześci- „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 3 jańskich. „Tęsknię za Bogiem, który jest natchnieniem dla włoskich malarzy i francuskich twórców witraży, niemieckich muzyków i angielskich kapitularzy. Są to refleksje, którymi podzielił się Barnes w swojej biografii. Podjął on tam próbę konfrontacji ze swoim strachem przed śmiercią. Jest przekonany, że chrześcijaństwo to absurdalne kłamstwo, ale jak twierdzi, ‘to byłoby piękne kłamstwo’”. (Zaczerpnięto z Historie Absurdalne; Copyright © 2009 Ravi Zacharias International Ministries). Czy chrześcijaństwo to kłamstwo? O nie, po tysiąckroć – nie! Czy jest jakikolwiek powód, aby wierzyć? Po tysiąckroć – tak! Zastanawiając się nad stworzeniem świata, widzę Boga. Kiedy widzę skamieniałości utrwalone w węglu drzewnym – wówczas wiem, że potop miał miejsce. Kiedy zastanawiam się nad upadkiem Adama i Ewy w ogrodzie Eden – wówczas cierpienie ludzkie ma sens. A także śmierć. Asaf kłopotał się, ponieważ „…moje stopy nieomal się nie potknęły, omal się nie zachwiały moje kroki. Zazdrościłem bowiem niegodziwym widząc pomyślność grzeszników. Rozmyślałem zatem, aby to zrozumieć, lecz to wydało mi się uciążliwe, póki nie wniknąłem w święte sprawy Boże, nie przyjrzałem się końcowi tamtych.” (Psalm 73,2–3.16–17). Podążając za Asafem, dochodzimy do wniosków, iż pozorny pokój i powodzenie niewierzących, jest jedynie tymczasową fasadą. Tak naprawdę, świat niewierzących jest pełen desperacji, rozwodów, uzależnień, okrucieństwa i przemocy. Odpowiedzi na pytanie, jakie są powody dla naszej wiary, należy szukać nie w tym, co mówią czy robią ludzie, ale w tym, co mówi Słowo Boże. Kiedy rozglądamy się wokół nas, zaczynamy wątpić we wszystko. Ale kiedy patrzymy na Boga, wszystko zaczyna układać się na swoim miejscu. Wierzę, ponieważ Bóg dał mi ziarenko wiary. Wiara w Boga ma większy sens niż ateizm. 4 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 Wszystkie odpowiedzi na temat stworzenia świata, cierpienia człowieka, śmierci i wieczności można znaleźć w Biblii. „Przez wiarę poznajemy, że słowem Boga światy zostały tak stworzone, iż to, co widzimy, powstało nie z rzeczy widzialnych. . . .” (Hbr. 11,3). Bóg się nie zmienił. Duch Święty wciąż kieruje ludzkie serca ku Chrystusowi, ale niestety, wielu ludzi odrzuca Go, wierząc bardziej kłamstwu. Nie musimy odpowiadać na każde pytanie, którymi zasypują nas ateiści. Nie musimy naukowo udowadniać, dlaczego gwiazdy są oddalone o miliony lat świetlnych, skoro ziemia liczy dopiero 6 tysięcy lat, czy też skąd się wzięła woda na Marsie. Jednakże wiemy, że Bóg zna odpowiedź na każde pytanie. Mamy wiarę, która nada sens każdej naszej odpowiedzi. Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Boga. Narodził się z dziewicy, został ochrzczony przez Jana Chrzciciela. Został zabity, zmartwychwstał i wstąpił do nieba. I powróci znów. „Oto nadchodzi z obłokami, i ujrzy Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili. I będą Go opłakiwać wszystkie pokolenia ziemi. Tak: Amen.” (Obj 1,7). Kiedy widzę alkoholika pokutującego przed Bogiem na kolanach, który przestaje pić, okrutnego męża, który zaczyna kochać swoją żonę, zbuntowane dzieci, które zaczynają szanować swoich rodziców, ludzi przebaczających sobie nawzajem, którzy stają się mili i łagodni, chorych, którzy są uzdrawiani, cierpiących i starców żyjących w pokoju, to wówczas mam coraz więcej powodów, aby wierzyć. Najważniejszym jednak powodem, jest fakt, że Biblia, którą miłuję jest prawdziwa, a pokój, który mnie wypełnia jest realny. Alleluja, Jezus jest prawdziwym Bogiem! Amen. Przekład na język polski: Dorota Zima „Przeto, bracia, nie dajcie się zachwiać, trzymajcie się mocno pouczeń, które przekazaliśmy wam bądź ustnie, bądź za pośrednictwem naszego listu.” 2 Tesaloniczan 2,15 N auczanie „Nie macie, bo nie prosicie” —Harold M. Weaver Nauczyciele byli bliscy rozpaczy. Próbowali już wszelkich możliwych sposobów w sprawie tego chłopca, lecz bez rezultatu. Nie przyniosły skutku rozmowy z rodzicami dziecka. Ojciec chłopca również szukał odpowiedzi, która była poza jego zasięgiem. Kiedy jeden problem został załatwiony, to wyrastał kolejny, dużo gorszy od poprzedniego. Specjaliści udzielali fachowych porad, nauczyciele wygłaszali opinie, ale sytuacja stawała się coraz bardziej rozpaczliwa. W ten pozornie beznadziejny scenariusz wkroczył Mistrz Nauczyciel. Parę prostych pytań, zachęta, która zainspirowała ojca chłopca, napomnienie, które dotknęło duszy chłopca, sprowadziły spokój w miejsce chaosu. Młodsi nauczyciele byli zdezorientowani. Dlaczego ich wysiłki spełzły na niczym? Dlaczego brakowało im mocy do naprawienia sytuacji? Mistrz odpowiedział po prostu: „Ten rodzaj w żaden inny sposób wyjść nie może, jak tylko przez modlitwę i post” (Marka 9,29, za Biblią Króla Jakuba). „Nie macie, bo nie prosicie” (Jakuba 4,2). Co za dramatyczna sytuacja, a prosta odpowiedź! Czy zdarza nam się zaniedbać komunikację z Mistrzem Nauczycielem? Próbowaliśmy naszych własnych pomysłów, radziliśmy się bardziej doświadczonych nauczycieli, omawialiśmy to z naszym dyrektorem, poruszyliśmy sprawę na spotkaniu rady pedagogicznej – a wszystko to, zanim spędziliśmy czas na kolanach, prosząc naszego wszechwiedzącego Ojca o mądrość, potrzebną do zorientowania się w sytuacji. Skracanie naszego czasu modlitewnego, mówi o postawie samowystarczalności. Boże zasoby nigdy się nie wyczerpują. Bóg dokładnie wie, czego każde dziecko potrzebuje, zanim problem wypłynie na wierzch. Ale On wymaga, abyśmy ukorzyli się i poprosili Go, zanim da nam odpowiedź. „Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam” (Marka 11,24). Spokojnie przebiegający rok szkolny, jest jedną z Bożych nagród za trudy modlitwy, podjęte przez rodziców i nauczycieli. Skąd myślenie, że możemy zwyciężyć „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 5 wroga bez wcześniejszego zginania kolan? Największa bitwa w historii stoczona przez naszego Mistrza, została wygrana na kolanach w ogrodzie Getsemane. Właśnie będąc na kolanach znalazł siłę, aby zrezygnować z Siebie na rzecz Ojca. Tam też spotkali Go i służyli Mu aniołowie. Dlaczego myślimy, że możemy znaleźć odpowiedzi na życiowe problemy i mieć siłę samemu stawić czoła nadchodzącemu dniowi, jeśli nawet Chrystus tak nie myślał? „Ten kroczy najpewniej, kto najwięcej klęczy”. Warto spędzać czas na modlitwach, nie tylko dlatego, że Bóg obiecał na nie odpowiadać, ale również ze względu na ich znaczenie dla duszy. Bliski kontakt z Bogiem sprawi, że będziemy odzwierciedlać Jego chwałę. Modlitwa pomaga usunąć grzech, zdetronizować swój egoizm i przeciwdziałać upadkowi, stawiając nas w centrum doskonałej woli Bożej. Diabłu ciężko będzie czynić zło w szkole, w której nauczyciel codziennie walczy w modlitwie. Bóg nie chce być ostatnią deską ratunku. Właściwie, dopóki nie przyjdziemy do Niego, jako jedynego źródła, nie powinniśmy oczekiwać, że będzie dla nas działał. Sam fakt, że nie potrafimy sami znaleźć odpowiedzi, jest dowodem na nasze ludzkie ograniczenia. Kiedy legislatorzy Amerykańskiej Konstytucji spierali się nad słowami, których należy użyć, przez miesiąc nie posunęli się prawie wcale do przodu. Wtedy Beniamin Franklin zaproponował, aby każdą sesję rozpoczynać modlitwą. Powiedział: „Mały postęp, który poczyniliśmy i nasze odmienne opinie na prawie każdą sprawę, są przygnębiającym dowodem na niedoskonałość ludzkiego rozumowania. Jak to się stało, że do tej pory nawet raz nie pomyśleliśmy, aby pokornie prosić Ojca Światłości o oświecenie naszych umysłów? Jeśli wróbel nie może upaść na ziemię bez Jego wiedzy, to czy imperium może powstać bez Jego pomocy?”. Dlaczego jesteśmy tak opieszali, aby prosić naszego Ojca, który „potrafi daleko więcej 6 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 uczynić ponad to wszystko, o co prosimy albo o czym myślimy” (Efezjan 3,20)? Może nasze myśli są tak czymś zaprzątnięte, że zapominamy prosić? Prawdopodobnie naszą największą słabością jest zbytnia pewność siebie. Skoro udawało nam się w przeszłości, to i teraz znajdzie się rozwiązanie, a kiedy skończą nam się pomysły, wystarczy się kogoś poradzić. Może życie szkolne zmęczyło nas tak bardzo, że trudno nam skutecznie komunikować się z naszym Ojcem Niebiańskim. Bądźmy pewni, że nosząc ciężar przeznaczony dla Bożych ramion, będziemy wyczerpani! Zamiana naszych problemów w modlitwę, jest pouczającym doświadczeniem. Pewien pieśniarz napisał: „Bóg specjalizuje się w sprawach uważanych za niemożliwe”. Ale On czeka, abyś Go o to niemożliwe poprosił. Jezus był oddany solidnemu życiu modlitewnemu, poświęcając na nie późne noce i wczesne poranki. Bez podobnego oddania nie możemy oczekiwać, że nasza kariera nauczycielska będzie udana. Bądź wytrwały w prośbach. Prorok Eliasz musiał prosić siedem razy, zanim pojawiła się malutka chmurka deszczowa. Apostoł Paweł prosił trzy razy o ulgę od „ciernia” w swoim ciele, zanim Bóg dał mu odpowiedź. Bóg chce wiedzieć, na ile zależy nam na otrzymaniu odpowiedzi na nasze prośby. A kiedy już modlisz się z wiarą, oczekuj odpowiedzi na swoją modlitwę. Obserwuj, jak Bóg wypełnia Swój plan i dziękuj Mu za Jego wierność. Opowiadaj przyjaciołom i rodzinie, jak wielkie rzeczy uczynił ci Pan. Bóg czeka, aby móc odpowiedzieć! Dlaczego czekasz, żeby Go poprosić? Zaczerpnięto z The Christian School Builder październik 2008 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Anna Filipek —Michael S. Martin Jednym ze znaczeń słowa równowaga może być „harmonijne ułożenie” lub „proporcja elementów”. Dążenie do harmonijnego duchowego życia ma podstawy biblijne, a jest to życie, w którym elementy świętości i prawdy są dobrze i ponadnaturalnie zaprojektowane. Jednakże, niewłaściwe skupienie się na równowadze kryje w sobie niebezpieczeństwo. Jednym z nich jest: Wywyższanie ludzkiego rozumowania Na przykład, ludzie zrównoważyli nauczanie biblijne na temat nakrywania głowy przez chrześcijanki religijną tradycją, studiami nad Słowem i współczesnymi trendami, modą. A jednak jeśli generalizują swoje własne poglądy z tego punktu widzenia przeciwko Pismu, unieważniają biblijny pogląd. Nietrudno jest uznać jedne doktryny biblijne za ważniejsze od drugich na podstawie swoich własnych poglądów lub doświadczeń. Mocny nacisk na niektóre doktryny a mniejszy na inne doprowadza do porażki, ponieważ przypisuje człowiekowi ludzką skalę wartości i ważności doktryn biblijnych. Biblia mówi: „każde słowo Boga jest prawdziwe” (Prz 30,5; Biblia Gdańska: „Wszelka mowa Boża jest czysta”) oraz „Całe Pismo jest natchnione przez Boga” (2 Tm 3,16). Tak, więc co jest bardziej ważne – komunia (wieczerza) czy dyscyplina kościelna? Chrzest czy niesienie krzyża? Niebo czy niestawianie oporu? Obojętność czy ewangelizacja? To wszystko są integralne zarysy prawdy. Bóg wplótł je w całość i zbudował kościół tak dobrze, że każdy brakujący element bardzo szybko skutkuje tym, że całość konstrukcji się chwieje lub nawet rozpada. Gdy brakuje jakiegoś elementu prawdy, żadna inna część nie może prawidłowo funkcjonować. Dlatego właśnie każdy pastor i brat nauczający w kościele musi modlić się do Ducha Świętego o wprowadzenie we „wszelką prawdę” (J 16:13). Gdy jesteśmy prowadzeni ludzkim rozumowaniem zamiast Duchem, inni często rozpoznają w naszym nauczaniu osobiste idee i powtarzające się upodobania. Wówczas tak naprawdę inspirować nas będzie zaledwie kilka tematów i zagadnień. Kazania będą miały sens ograniczający się tylko do tych tematów. Nie będziemy mieć pełnej zachęty ani troski o kościół. Nie możemy podtrzymywać prawdy koncentrując się na własnym postrzeganiu równowagi. W okresie szczególnych potrzeb w kościele powinniśmy strzec się przed skupieniem każdego nauczania na swoistym balansowaniu. Powinniśmy nauczać „wszystkiego” z zapałem w taki sposób i o takim czasie, jak poprowadzi nas Duch Święty. Pan buduje i naprawia swój kościół według własnego wzorca. Niezbędne jest też wychodzenie naprzeciw wyzwaniom i pytaniom przy użyciu Pisma Świętego. Nauczaj prawdy i recytuj ją zamiast próbować osiągnąć równowagę poprzez przeciwstawianie się opozycji za pomocą spornych, ludzkich argumentów. Nierzadko ludzkie rozumowanie jest ojcem Sporu, a dzieci Sporu to Gorycz „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 7 i Zatwardziałość. Wielu grzesznikom wydawało się, że odnieśli zwycięstwo w sporze z religijnym przeciwnikiem, co sprawiło im zadowolenie. Wielu religijnych ludzi angażuje się w spory, zaniedbując braci, i planuje następny atak, zamiast pokornie modlić się i otwierać na Słowo Boże i Ducha Bożego. Używaj Słowa Bożego, jak sznura pionującego harmonijną, zwykłą prawdę. Kiedy ktoś usprawiedliwia grzech mówiąc, że najważniejsza jest postawa serca, zacytuj mu Mateusza 12,35. Niektórzy obawiają się publicznego świadectwa, ewangelizacji i skromnego ubioru, ponieważ myślą, że te rzeczy mogą kryć obłudne serce. Podaj mu wersety takie jak Ew. Mateusza 28,19–20; Ew. Łukasza 12,8 oraz Filipian 1,27. Kolejnym niebezpieczeństwem jest: Usprawiedliwianie Samego Siebie Potrafimy z zapałem zwozić siano lub budować domy i to przez cały tydzień, przykrywając tym wyrzuty sumienia, którenam wyrzucają, że zaniechaliśmy rozdawania traktatów lub odwiedzenia chorych. Usprawiedliwiamy się przysłowiem Salomona: „Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę”( Kaznodziei Salomona 3:1). Mówimy sobie, że gdy później w pracy będzie nieco luźniej, wówczas nadrobimy ten czas z Bogiem. Próbujemy też znaleźć równowagę pomiędzy dobrami ziemskimi a duchowym życiem. Pragniemy komfortu życia fizycznego, jak też dobrego zdrowia duchowego. Więc postanawiamy tak wydawać pieniądze i spędzać czas, aby zrównoważyć te dwa cele, próbując zachować oba lepsze światy. Patrzymy na naszych zborowych przyjaciół i innych religijnych ludzi i uspokajamy swoje sumienie, że o wiele lepiej niż oni równoważymy sprawy w naszym życiu, zadowalając tym Boga. Być może próbujemy znaleźć jakąś pośrednią drogę pomiędzy nauczaniem prawdy, a zachowaniem naszej wysokiej pozycji osoby publicznej. Do składania świadectwa wobec świata lub do pełnienia naszych obowiązków kościelnych podchodzimy rutynowo, unikając cierpienia i ryzyka osobistego odrzucenia. 8 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 Lecz Paweł nigdy nie powiedział Tymoteuszowi: „Znajdź równowagę pomiędzy publicznym stanowiskiem a głoszeniem Ewangelii”. Jan nie powiedział nam, żebyśmy szukali równowagi pomiędzy miłowaniem Boga a miłowaniem tego świata. Jezus nigdy nie powiedział, abyśmy utrzymywali równowagę pomiędzy szukaniem Boga a dążeniem do pieniędzy. Paweł powiedział: „Głoś Słowo”, Jan powiedział: „Nie miłujcie świata ani żadnej z tych rzeczy, które są w świecie”. A Jezus powiedział: „Nie możesz służyć Bogu i mamonie”. Nie możemy punktować ani prowadzić rejestru duchowych spraw, ponieważ nie ma żadnej takiej punktacji ani rejestru. Bóg nie kupczy swoim Słowem, mówiąc na przykład, że dawanie pewnej ilości pieniędzy może zastępować poświęcenie komuś czasu; że troskliwie dbając o dzieci, będziemy usprawiedliwieni, jeśli nie nauczymy ich kulturalnego zachowania. Żaden nakład naszych wysiłków w jakiejkolwiek dziedzinie życia nie usprawiedliwia nieposłuszeństwa. Ewangelizacja nie umorzy liberalizmu. Umiłowania naszej farmy lub biznesu nie możemy zrównoważyć słabnącym konserwatyzmem. Składanie dodatkowej ofiary na tacę jest bez znaczenia, jeśli jesteśmy chciwi. Rozdawaniem traktatów nie odpokutujemy wrodzonej dumy naszego dziedzictwa. Uczestnictwo w kościelnych zwyczajach nie ma wartości, jeśli z rezerwą odnosimy się do tego, co jest prawdziwym sednem działalności Kościoła Jezusa Chrystusa. Jesteśmy jednym duchowym oddziałem przed Bogiem. Wszystko jest złe w naszym życiu dopóty, dopóki nie uporządkujemy wszystkiego. Egoizmu nie można przykryć i zastąpić altruizmem. Zawsze jest czymś uciążliwym i spaczonym. Pozwólmy Bogu to wyprostować, zamiast samemu równoważyć egoizm gorliwością w innych dziedzinach. Ważnym kluczem do duchowej równowagi jest: Korzystanie z pełnej Ewangelii i słuchanie jej Czy możemy jednocześnie głosić Pawła i Jaku- ba? Czy możliwe jest głoszenie Ewangelii i zapominanie o Listach Apostolskich lub odwrotnie? Czy możemy tak bardzo skoncentrować się na zbawieniu, że zapomnimy o uczniostwie? Czy możemy tak się skoncentrować na potrzebach naszej rodziny, że zapominamy o ewangelizacji świata? Takie zdania jak: „Musimy zrównoważyć zaspokajanie potrzeb naszej rodziny naszą odpowiedzialnością za ewangelizację świata” oraz „Głoś Pana Jezusa, albo wyrównaj to Listami” sugerują, że Biblijne nauczanie ciągnie nas w dwie, przeciwne strony. Lecz Biblia jest jednolita. Każdy, kto zaprzecza nauczaniu Jakuba, wypiera się dużej części nauczania Pawła, i odwrotnie. Nauczanie prawdziwego zbawienia wymaga głoszenia uczniostwa, a uczenie prawdziwego uczniostwa wymaga głoszenia zbawienia. Chcąc uczciwie zaspokoić potrzeby rodziny, trzeba ewangelizować otaczających nas ludzi, podobnie prawdziwa ewangelizacja wymaga zaspokajania duchowych potrzeb rodziny. Odstąpienie kościoła od wiary w XX wieku można podsumować na dwa sposoby. Większość członków kościoła kładło nacisk na służbę i ewangelizację, zaniedbując uświęcenie. Mniejszość odrzuciła służbę i misję, kładąc nacisk na uświęcenie. Dzisiaj obie strony odznaczają się dużą słabością. Zależy nam na tym, by reszta wiernych unikała obu skrajności. Biblia zajmuje wyraźne stanowisko, że uświęcenie zawiera w sobie służbę i misję. Natomiast ewangelizacja i służba w oderwaniu od świętości są jak wyschłe skorupy. Sprawy te nie wykluczają się wzajemnie. W zasadzie jedno gwarantuje istnienie drugiego, jeśli występują razem. Ewangelizując musimy być święci, a chcąc być świętymi, musimy ewangelizować. Odsuwanie przez usługujących uświęcenia na drugi plan jest błędem, i podobnym błędem jest uświęcenie połączone z lekceważeniem służby. Porównaj wersety z Pisma Świętego 1 Tesaloniczan 4,7 i Hebrajczyków 12,14 z Rzymian 10,14–17, Kolosan 1,27 i Marka 16,15. W prawdziwym duchowym życiu, każda część Słowa Bożego jest ważna. Gdy naśladujemy Chrystusa wraz ze swoimi braćmi, jesteśmy zanurzeni w Słowie i jesteśmy wrażliwi na Ducha Świętego, a wtedy nie czujemy takiej potrzeby, aby świado- mie doszukiwać się równowagi. Natomiast, jeśli szeregujemy doktryny pod względem wartości według takiego systemu jak protestanci i katolicy, jeśli staramy się wywyższać nasze umiejętności, aby przekonywać ludzi, jeśli nasze umysły są zajęte własnymi tradycjami i myślami, wówczas będziemy potrzebować ludzkiej równowagi. Harmonijne duchowe życie jest: Wąską drogą, nie liną akrobatyczną Niektóre stwierdzenia na temat równowagi wskazują, że my chrześcijanie chodzimy jakby po linie i zawsze obawiamy się, aby nie zejść w prawo ani w lewo i aby nie spaść z tej subtelnej linii równowagi. Jeśli to jest nasze doświadczenie, to chodzimy po ludzkiej linie. Droga do nieba jest wąska ale nie jest to lina akrobatyczna. Nie stąpamy po niej pełni lęku, chwiejąc się i sapiąc aż osiągniemy niebiańską przystań. Jest na tyle wąska, że egoista uzna ją za niemożliwie surową, natomiast jest na tyle szeroka, że duchowy i święty może iść nią ostrożnie i ufnie. Jest tam tyle miejsca, że chrześcijanie z różnych środowisk mogą się zjednoczyć i wzrastać, jeśli tylko ich celem jest służenie Bogu. Możemy troszczyć się o nasze osobiste zwycięstwo i duchowe dobro dla innych, możemy być zajęci dzieleniem się błogosławieństwem i bogactwem z innymi, bez martwienia się, że przez naszą gorliwość ześlizgniemy się w jakąś przepaść. Liny są zawsze utkane przez człowieka. Próby, aby wyglądać na pokornych, podczas gdy jesteśmy dumni, lub udawanie posłuszeństwa, podczas gdy jesteśmy zbuntowani, czy próba życia dla Chrystusa bez Chrystusa – skutkują jedynie próbami złapania równowagi! Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, na drugim nasi bliźni, a my sami na końcu, staniemy się tacy, jakimi mamy być według woli Boga – duchowymi, biblijnymi osobami. Wtedy to, co jest dobre w równowadze – będzie naszym udziałem. Zaczerpnięto z The Christian Contender, maj 2006 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Danuta Czerederecka „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 9 Przypowieść o ścianie więziennej —John Zimmerman Obraz widniejący na szarej ścianie więzienia był imponujący – spokojne jezioro, bogate w kolory drzewa, pasma gór oraz czyste niebieskie niebo. Trzej więźniowie spędzili długie godziny na malowaniu tej scenerii. Następnie dodali jeszcze jeden szczególny akcent. Z wprawą namalowali poszarpane krawędzie wokół obrazu, przypominające dziurę w ścianie. Teraz wygląda to tak, jakby ktoś patrzył przez ziejącą dziurę w ścianie na piękny krajobraz znajdujący się poza nią. Najwidoczniej przypominali sobie, że prawdziwa rzeczywistość może być poznana tylko poza ścianami więzienia – a oni są pozbawieni przyjemności oglądania tego piękna. Co za lekcja dla nas! Bez Chrystusa jesteśmy w więzieniu grzechu i zła. W więzieniu staramy się znaleźć przyjemność i satysfakcję. Stwarzamy iluzje i wyobrażamy sobie różnego rodzaje rzeczy, które mogą przynieść nam spełnienie. Jesteśmy w pogoni za sportem i rozrywką. Szukamy zdrowia i próbujemy kupić szczęście za pieniądze. Ciągle jednak z powrotem wracamy do zimnej rzeczywistości naszej celi więziennej. Więźniowie–artyści zrozumieli ważny aspekt swej sytuacji. Mogą odczuwać chwilową satysfakcję patrząc na obraz na ścianie, lecz piękno jest poza nią. Nie mogą czuć ani ciszy spokojnej wody, ani statecznego majestatu drzew, ani spokoju przetaczających się wzgórz. Mogą je tylko sobie wyobrazić i tęsknić za nimi. Podobnie i my nie możemy znaleźć prawdziwego pokoju i szczęścia wewnątrz naszego więzienia grzechu. Tylko przez Jezusa możemy z niego wyjść i być przeniesieni w piękno, które się znajduje na zewnątrz – piękno życia w Chrystusie i piękno radosnej służby w Jego Królestwie. On przyszedł, aby „ogło- 10 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 sił jeńcom wyzwolenie, a ślepym przejrzenie” (Izajasza 61,1). „Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie” (Jana 8,36). Chwała Bogu! Możemy być wybawieni z niewoli grzechu przez dzieło Jego Syna Jezusa! Wymień swój przygniatający ciężar grzechu na lekkie jarzmo chrześcijańskiego uczniostwa. Przez Chrystusa możesz doświadczyć wolności od swojej obecnej niewoli i mieć nadzieję na wieczność w niebie. Zaczerpnito z Star of Hope, sierpień 2009 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Anna Filipek „Ale uważaj na siebie i strzeż się, żebyś nie zapomniał o tym, na co patrzyły twoje oczy, żeby za dni twojego życia nic z tego nie umknęło z twojego serca; lecz staraj się wszystko to przekazywać twoim synom i wnukom.” Ks. Powtórzonego Prawa 4,9 D la rodziców Zgorzkniałość —Walter F. White Mężowie, miłujcie żony swoje i nie bądźcie dla nich przykrymi. (Kolosan 3,19) – w ang. wersji: i nie bądźcie wobec nich zgorzkniali – przyp. tłum. W naszych sercach jest wiele złych, twardych korzeni, które musimy wykopać i wyrzucić ze swojego życia, aby chodzić w wolności. Jeden z nich, który wydaje się być głęboko zakorzeniony w nas, to zgorzkniałość. Jest ona jak rak. Hamuje naszą relację z Bogiem. Niszczy naszą męskość i nasze małżeństwa. „Zgorzkniały” oznacza: „ostry, okrutny, surowy, sarkastyczny, bolący, bolesny dla myśli” (słownik Webster’a z 1828 r.). Biblia mówi, że kluczem do dobrego małżeństwa jest taka miłość do naszych żon, jaką Jezus miał w stosunku do Kościoła. Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu, Bo mąż jest głową żony, jak Chrystus Głową Kościoła, ciała, którego jest Zbawicielem. Ale jak Kościół podlega Chrystusowi, tak i żony mężom swoim we wszystkim. Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, Aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, Aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, Gdyż członkami ciała jego jesteśmy (Efezjan 5,22–30). W taki sposób mężowie powinni traktować swoje żony, kochając je jak część siebie samych. Skoro mężczyzna i jego żona tworzą teraz jedno, mężczyzna, kochając swoją żonę, tak naprawdę czyni sobie samemu przysługę i okazuje miłość samemu sobie. Nikt nie gardzi swoim własnym ciałem, ale troszczy się o nie, tak jak Chrystus troszczy się o Swoje Ciało – Kościół, którego jesteśmy częścią. Mamy kochać swoje żony, jak Jezus kocha Swój Kościół. Kiedy Jezus przyszedł na „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 11 ziemię, był pokornym, uniżonym sługą. Podobnie jak Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służył i oddał życie swoje na okup za wielu (Mateusza 20,28). Jezus nie był skupiony na sobie. Nie martwił się o swoje ego czy swoją dumę. Domownicy, bądźcie poddani z wszelką bojaźnią panom, nie tylko dobrym i łagodnym, ale i przykrym. Albowiem to jest łaska, jeśli ktoś związany w sumieniu przed Bogiem znosi utrapienie i cierpi niewinnie. Bo jakaż to chluba, jeżeli okazujecie cierpliwość, policzkowani za grzechy? Ale, jeżeli okazujecie cierpliwość, gdy za dobre uczynki cierpicie, to jest łaska u Boga. Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady; On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego; On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi; (1 Piotra 2,18–23). Patrząc na powyższe wiersze widzimy, że Piotr mówi o ukrzyżowaniu Jezusa. Mówi o czynieniu dobra i o cierpieniu, w zamian za to: jeśli znosimy je cierpliwie, taka postawa podoba się Bogu. Mówi, że zostaliśmy do tego powołani, ponieważ Chrystus cierpiał za nas, zostawiając nam przykład, który mamy naśladować. Dalej mówi, że On nie popełnił żadnego grzechu, nie było w Jego ustach żadnej winy, a kiedy Mu złorzeczono, nie odpłacał tym samym. Następnie w rozdziale 3 wierszu 1 mówi: „Podobnie, wy żony”, i znowu w wierszu 7: „podobnie wy, mężowie”. Mowa o tym, że aby żona mogła poddać się kierownictwu męża, może to wymagać jakiegoś cierpienia z jej strony. I tak samo, po stronie mężczyzny – aby był wyrozumiałym, oddającym jej należny szacunek, gotowym trochę pocierpieć. Nie jest to fizyczne cierpienie. Jest to ból naszej dumy i naszego ego. Jest to śmierć 12 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 dla siebie i uśmiercanie naszego ciała. A to boli. Słownik Webster’a z 1828 r. mówi: „Egoizm to praktyka zbyt częstego używania słowa ‘ja’, mówienie lub pisanie w dużej mierze o sobie, wychwalanie siebie, polecanie siebie, akt wywyższania siebie samego i nadawanie samemu sobie większej wartości”. Ziarna zgorzknienia bardzo często posiewane są w sferze naszego ego. Mogą wypuścić korzenie, a nawet nie zauważymy ich obecności. Staną się twardymi korzeniami w naszych sercach i trzeba będzie ich się pozbyć. W jaki sposób? 1. Poproś, aby Bóg pokazał ci sfery, w których jesteś zgorzkniały. 2. Przyznaj się do swoich problemów w tym zakresie. 3. Pomów o tym ze swoją żoną. 4. Módlcie się wspólnie w tej sprawie. 5. Poproś o przebaczenie za to, że pozwoliłeś, aby zgorzknienie zamieszkało w twoim sercu. 6. Oddaj to Bogu. 7. Dziękuj Mu za wybawienie i przebaczenie. Ziarna zgorzknienia mogą zostać zasadzone w nas bardzo łatwo, poprzez coś, co zostało powiedziane lub zrobione. Na przykład, mężczyźni mogą mieć pewne ukryte myśli, które mogą zamienić się w zarażone korzenie zgorzknienia: Zmusiła mnie do małżeństwa. Obciążyła mnie finansowo. Wydała pieniądze, które chciałem zaoszczędzić, zainwestować lub wykorzystać na wakacje. Powstrzymała mnie od przyjęcia pracy, o której myślałem, że będzie dobra. Przez nią nie ukończyłem szkoły. Wyśmiewała się ze mnie w sprawach seksu. Stawiała opór w sprawach seksu. Nie była mi wierna. Próbowała mi matkować. Zrzędzi i zawstydza mnie przed innymi. Nie chce mi towarzyszyć na spotkaniach czy imprezach towarzyskich. Nie lubi mojej matki, którą kocham. Dzieliła się moimi osobistymi problemami ze swoją matką i przyjaciółkami, co sprawia, że czuję się głupio. Spotyka się z ludźmi, których nie lubię. Ciągle przypomina mi o moich błędach i upadkach. Powstrzymała mnie przed kupnem nieruchomości. Wpłynęła na mnie, byśmy przeprowadzili się tam, gdzie nie chciałem mieszkać. Zgodziła się na przeprowadzkę, ale nigdy nie przystosowała się do nowego miejsca i miała złe nastawienie. Naciskała, by pozwolić naszym dzieciom na coś, czemu byłem przeciwny. Naciskała, by wprowadzić dla naszych dzieci więcej zakazów niż w moim odczuciu powinny mieć. Nie chciała mieć dzieci. Dokonała aborcji, wbrew moim pragnie- niom. Namówiła mnie do członkostwa w kościele, którego nie lubię. Ma nastawienie wyższości wobec mnie w sprawach duchowych. Nie chce ze mną jeździć na wakacje czy weekend, bo mówi, że będzie nudno. Cały czas mówi mi, co mam robić, i bez względu na to, co zrobię, i tak nie jest zadowolona. Jakakolwiek z tych myśli, i wiele innych, mogą zasiać ziarna zgorzknienia w naszym sercu, które zamienią się w twarde korzenie, powodujące wielką przeszkodę, nie tylko w naszym małżeństwie, ale także w naszej relacji z Bogiem. Zgorzkniałość skupia naszą uwagę na błędach innej osoby, dlatego nasze myśli nie są skupione na naszym Panu i Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. Musimy być szczerzy wobec samych siebie i wobec Boga. Może przyzwyczailiśmy się do niektórych z tych bolączek, ale zgorzkniałość cały czas jest obecna, tylko że pod przykryciem, lub jest uśpiona. To, co boli, zostało przykryte i żyje w ukryciu, w ciemności. Szatan króluje w ciemności. Wynieś to, co boli, i zgorzkniałość, na światło. W świetle rządzi Jezus. Zaczerpnięto z Sons of Abraham ©1998 Brentwood Christian Press Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Anna Filipek Radosny dom —James M. Sensenig Dom powinien być przyjemnym, radosnym miejscem. Biblia mówi: „raduj się z żony twojej młodości” (Przypowieści Sa- lomona 5,18). Matka powinna być spełnioną „matką cieszącą się dziećmi” (Psalm 113,9). Pismo mówi dalej: „radujcie się „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 13 w Panu zawsze” (Filipian 4,4). Atmosfera domu zostawia ślad na tych, którzy w nim mieszkają. Ma ona wpływ na ich perspektywę życiową. Może być zachęcająca lub zniechęcająca, spokojna lub nerwowa, ufna lub niepewna. Radosny dom przynosi odwagę i bezpieczeństwo rozwijającym się dzieciom. Dom staje się miejscem, które przyciąga, a nie takim, które odpycha. Dom będzie radosny, jeśli codziennie szukamy Pana. Kiedy pasterzom przekazano radosne wieści, poszli zobaczyć nowonarodzonego Zbawiciela. Wynikiem tego była chwała i uwielbienie płynące z ich serc. Kiedy Chrystus jest Panem w naszych sercach i domach, w domu będzie panowała radosna atmosfera. Radosny dom jest możliwy, kiedy patrzymy z wiarą na życiowe sprawdziany. Nasze reakcje powinny być kontrolowane przez wiarę. Wiara rozwiewa chmury trosk i nie pozwala, by gorzkie próby życia miały nad nami kontrolę. Wiara znajduje odpoczynek w Bożej opatrzności. Radosny dom jest możliwy, kiedy uczymy się zadowolenia. Paweł wykazywał pozytywne nastawienie nawet w więzieniu. Napisał: „bo nauczyłem się przestawać na tym, co mam”. Dlatego mógł powiedzieć: „uradowałem się wielce w Panu” (Flp 4,10). Zadowolenie z tego, co mamy w życiu sprawia, że możliwa jest radosna atmosfera w domu. Kluczem do radosnego domu są zadowoleni rodzice. Radosny dom wynika z radosnych rodziców. Śpiew matki wnosi radość do domu. Przynosi pociechę zmartwionemu dziecku. Przyjazne pozdrawianie siebie nawzajem dodaje domowi blasku. Troskliwy, uważny ojciec ma wpływ na radosną atmosferę w domu. Rodzice, którzy mają pokój 14 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 w sobie i między sobą, będą mieli zazwyczaj radosną rodzinę. Radosne rozmowy przy jedzeniu mają wpływ na atmosferę w domu. Posiłek powinien być radosnym czasem dzielenia się. Powinniśmy dzielić się ciekawymi wydarzeniami dnia. Dyskusja na tematy szkolne może wnieść wiele dobrego. Wzajemna wymiana doświadczeń powinna być przyjemnym przeżyciem. Radosne domy to domy dające. Kiedy zrozumiemy, że spełnienie przychodzi z udzielania pomocy potrzebującym, i kiedy będziemy to praktykować, wówczas posiądziemy radość. Może to być telefon do kogoś z zapytaniem o samopoczucie, lub zaniesienie jedzenia potrzebującym. Odwiedziny w innych domach, zwłaszcza tam, gdzie są szczególne potrzeby – wiele dają takiej rodzinie. Kiedy wychodzimy ze swojego kręgu w świat innych, sami otrzymujemy w zamian błogosławieństwo i radość. Radosny dom ma właściwy pogląd na pracę. Radosna, pracowita mat- ka wnosi światło i radość do domowych obowiązków. Ojciec, który nie narzeka, postrzega pracę jako coś dobrego, a nie jak zwykłą harówkę. Radosna rodzina uczy się cieszyć z rutynowych obowiązków w życiu. Radosny dom napotyka kłopoty, ale mimo to jest w nim obecna radość Pana. Radosny dom dostarcza do- godnego środowiska dla rozwoju dzieci, aby mogły osiągnąć potencjał, jaki Bóg dla nich zaplanował. Przedruk z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Anna Filipek „To zaś, co niegdyś zostało napisane, napisane zostało i dla naszego pouczenia, abyśmy dzięki cierpliwości i pociesze, jaką niosą Pisma, podtrzymywali nadzieję.” Rzymian 15,4 Część H istoryczna Po c z ą t e k r e f o r m y Kościoła w Szwajcarii Część pierwsza Zurych był najważniejszym miastem w kantonie zuryskim, w Szwajcarii. Kanton był podzielony na parafie, z których każda miała kościół, miejscowego proboszcza i sędziego. Rada Miejska Zurychu rządziła całym kantonem i wyznaczała sędziów oraz proboszczów. Chłopi nie mieli żadnego udziału w sprawowaniu władzy. Podobnie, jak to na ogół było w średniowiecznej Europie, Kościół Katolicki i władcy świeccy wyzyskiwali prosty lud. Ulrich Zwingli, ojciec szwajcarskiej Reformacji Ulrich Zwingli (1484–1531) służył jako ksiądz i kaznodzieja w kilku szwajcarskich miasteczkach. Rada Miejska Zurychu zaproponowała mu stanowisko proboszcza w jej głównym kościele. Przyjął tę propozycję i w 1519 roku, w wieku trzydziestu pięciu lat, przeprowadził się do Zurychu. Kilka lat wcześniej, Zwingli zainteresował się pismami Erazma z Rotterdamu —Michael S. Martin (ok. 1466–1536). Erazm był północnoeuropejskim uczonym, który w swych pismach występował przeciwko zepsuciu społeczeństwa renesansowego i Kościoła Katolickiego. Chociaż nauki Erazma nie były pozbawione wad, to podkreślał on potrzebę studiowania Biblii i powrotu do prostych wzorców wielbienia Boga, zawartych w Nowym Testamencie. Pod wpływem Erazma, Zwingli czytał Pismo Święte z otwartym sercem i rozwinął u siebie silne zainteresowanie sprawami duchowymi. Podczas tradycyjnych katolickich mszy, księża pomijali pewne fragmenty Pisma Świętego i przekręcali wiele innych wersetów, na poparcie zepsutego Kościoła. Począwszy od 1516 roku, Zwingli zaniechał tej metody i głosił kazania w większym stopniu oparte na Biblii. Kiedy przybył do Zurychu, zaczął od głoszenia kazań na podstawie Ewangelii Mateusza, a potem omówił w kazaniach wiele ksiąg Nowego Testamentu. „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 15 W tym czasie, Zwingli dowiedział się o wystąpieniu Marcina Lutra przeciwko katolickim błędom. Początkowo Erazm, Luter i Zwingli spodziewali się, że zreformują Kościół Katolicki przez nauczanie Biblii. Lecz kiedy w 1521 roku Kościół Katolicki ekskomunikował Lutra, ludzie ci zrozumieli, że Kościół nie był zainteresowany ich reformatorskimi wysiłkami1. Erazm pozostał w Kościele Katolickim2, lecz Luter i Zwingli byli zdeterminowani, by utworzyć kościół biblijny. Chociaż pod wpływem Erazma i Lutra, Zwingli zaczął studiować Biblię i zastanawiać się nad reformą Kościoła, to jednak głównym źródłem gorliwości Zwingliego, w sferze reformy Kościoła, było osobiste studium Biblii. Cóż takiego odkrył on w Biblii? Odkrył zbawienie z łaski przez wiarę, a nie za sprawą wykonywania niekończących się rytuałów. Odkrył także, że Duch Boży rządzi w sercu wierzącego człowieka, nie w wyniku dostosowania się do przyziemnych, skażonych tradycji. To właśnie głosił, a proste przesłanie ewangelii trafiało do przekonania jego słuchaczom. Zwingli zaczął gorliwie atakować zepsute autorytety religijne. Nie widział powodu, dla którego ubodzy chłopi musieliby płacić wysokie podatki, w celu wspierania le- niwych mnichów i zakonnic. Stwierdził, że przywódcy katoliccy, którzy posługiwali się mieczem, by wymusić posłuszeństwo względem swego systemu, nie są pasterzami, lecz wilkami. Przez z górą trzy lata przemawiał do dużych zgromadzeń, a jego publiczność hałaśliwie domagała się reformy. Starsi księża i niektórzy członkowie Rady Miejskiej Zurychu ostro sprzeciwiali się niekonwencjonalnemu przesłaniu Zwingliego. Podobnie zareagowali mnisi, uznając je za potencjalne zagrożenie dla ich pozycji. Jednakże większość radnych miejskich stała po stronie Zwingliego. Skoro Kościół i państwo ściśle ze sobą współpracowały, przywódcy religijni mieli wielką władzę a Kościół z reguły miał ostatnie słowo. Czołowi zakonnicy oraz rajcy miejscy zawsze rywalizowali ze sobą o najwyższą władzę. Jest bardzo prawdopodobne, że większość członków Rady Miejskiej Zurychu sprzyjała Zwingliemu nie z powodów biblijnych, lecz politycznych. Na przykład, Zwingli nauczał, że w biblijnym chrześcijaństwie mnisi nie odgrywali żadnej potrzebnej funkcji, dlatego ludzie pogardzali mnichami. Rada Miejska wykorzystała tę sytuację, jako sposób zdobycia dla siebie większej władzy i większych pieniędzy. 1 Z początku przywódcy Kościoła Katolickiego okazywali niewielkie zainteresowanie reformą. Lecz Kościół Katolicki, z powodu Reformacji, szybko zaczynał tracić grunt pod nogami. Reformacja zagrażała również politycznej stabilności w Europie, a ponadto nawet katolickie rządy zaczęły wywierać presję na Kościół Katolicki, by wyeliminował niektóre przejawy zepsucia w Kościele. W rezultacie katolicy rozpoczęli tak zwaną Kontrreformację, ruch popierający naprawę Kościoła Katolickiego, m.in. poprawę poziomu moralnego przywódców Kościoła. 2 Podobnie jak większość humanistów, Erazm wierzył w reformę przez edukację, i ostro sprzeciwiał się takim reformatorom jak Luter, Zwingli, i anabaptyści, którzy dzielili Kościół. Chociaż Erazm pozostał w Kościele Katolickim, to krytykował nadużywanie przez Kościół Pisma Świętego dla własnych celów. Z tej przyczyny, wielu gorliwych katolików gardziło nim i oskarżyło go o „złożenie jaja, które wysiedział Luter”. Jednakże Erazm był tolerowany, ponieważ kierował swe apele do środowiska uczonych, nie usiłując nakłonić do refom zwykłych ludzi. Początek szwajcarskiej Reformacji Przesłania Zwingliego zaczęły wywierać praktyczny wpływ na życie w Zurychu. Szacunek Rady dla Zwingliego stał się jawny, gdy wygłosił kazania przeciwko najemnym walkom, czyli praktyce polegającej na wysyłaniu szwajcarskich żołnierzy na zagraniczne wojny w zamian za pieniądze3. 16 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 3 Nauczanie Zwingliego przeciwko najemnym walkom nie wynikało stąd, że wierzył on w zasadę niestawiania oporu, lecz było spowodowane tym, iż jako patriotyczny obywatel Szwajcarii sprzeciwiał się idei, że papież mógł powoływać szwajcarskich żołnierzy do walki na katolickich wojnach. Niektórzy Szwajcarzy kwestionowali tę ideę już od dłuższego czasu. Tak długo, jak katolicyzm trzymał ten kraj w żelaznym uścisku, papież miał większą władzę niż szwajcarskie władze. Lecz gdy tylko wielu przywódców przekonało się, że katolicyzm traci grunt pod no- Rada Zurychu szybko ustanowiła prawo wymierzone w tę dawną praktykę. Był to znak, że Rada słuchała bardziej Zwingliego, niż Kościoła Katolickiego. Ważniejsze wydarzenie miało miejsce 5 marca 1522 roku, kiedy niektórzy mieszkańcy Zurychu złamali bardzo ściśle przestrzeganą katolicką regułę. W okresie Wielkiego Postu, katolikom nie wolno było jeść żadnego mięsa, z wyjątkiem ryb. Okołu dziesięciu mężczyzn, a wśród nich Zwingli, było razem w warsztacie drukarskim. Żona właściciela warsztatu przygotowała dwie smażone kiełbasy. Wszyscy z wyjątkiem Zwingliego zjedli po kawałku. Wieści rozeszły się szybko, i Rada uznała, że sprawy zaszły za daleko. Kilku z tamtych mężczyzn zostało z rozkazu Rady aresztowanych. Kilka sąsiednich szwajcarskich kantonów było fortecami katolicyzmu, które gotowe były ogłosić wojnę przeciwko Zurychowi, gdyby zbyt daleko odsunął się od katolicyzmu. Dlatego, ze względów bezpieczeństwa, Rada podtrzymała katolicyzm, karząc tych, którzy świadomie okazali nieposłuszeństwo katolickiej regule. Wkrótce Rada wypuściła z więzienia owych konsumentów kiełbasy, lecz domagała się od nich, by poszli do spowiedzi i zaprzestali swych radykalnych działań. Zwingli nie popadł w tarapaty, ponieważ nie zjadł kiełbasy, jednak otwarcie poparł winowajców. Mniej niż trzy tygodnie później wygłosił kazanie „O doborze pokarmów i wolności”, w którym wyraźnie stanął po stronie tych, którzy naruszyli post. Zwingli głosił, że musimy zrozumieć, iż Królestwo Boże to nie sprawa jedzenia i picia. Jednakże powinniśmy być ostrożni, by nie gorszyć innych, jeśli nie rozumieją oni chrześcijańskiej wolności. Powiedział, że chrześcijanie nie powinni być zmuszani do praktykowania reguł niezgodnych z zasadami Biblii, ale nikt nie powinien też łamać starych reguł kościelnych, kierując gami, postanowili oni pozostawać głusi na żądania papieża, i obstawać przy swojej władzy. się własnym kaprysem. Kiedy wieść o tym dotarła do katolickiego biskupa, odpowiedzialnego za Zurych, wysłał on trzech delegatów, by przekonać Zwingliego i Radę Zurychu do bardziej pieczołowitego trzymania się katolickiej wiary. Delegaci planowali prywatnie ostrzec Radę i przekonać ją do stłumienia „herezji”, lecz Zwingli zażądał dla siebie wstępu na przesłuchanie, które też uzyskał. Wysunął przekonywające argumenty przeciwko delegatom, tak że Rada postanowiła pozwolić Zwingliemu nadal głosić kazania, tak jak tego pragnął. Zwycięstwo ucieszyło Zwingliego i jego zwolenników4. Sprzeciw mnichów wobec Ewangelii Zwingli nadal głosił mocne kazania i pisał twarde słowa. Dlatego lokalni zakonnicy wystąpili z przykrym kontratakiem. Były tam trzy różne miejscowe zakony, i w każdym klasztorze występowano z ambon z krytyką idei Reformacji. Jednakże, było to pogwałceniem wcześniejszego zarządzenia Rady, że kaznodzieje mogą wygłaszać przesłania oparte tylko na Biblii. Gdy zakonnicy zrozumieli, że coraz bardziej tracą poparcie miejscowych władz cywilnych, stali się coraz bardziej nieprzychylni i szukali dodatkowego poparcia u papieskich władz poza kantonem. Kilku młodych zwolenników Zwingliego, m.in. Konrad Grebel, przerywali kazania mnichów, gdy ci nauczali niebiblijnych doktryn. Zwingli poszedł za ich przykładem. Co najmniej w jednym przypadku rezultatem było to, że zakonnik opuścił klasztor i poparł nauki Reformacji. Zwróćmy uwagę na następujące doniesienie: „W sobotę 12 lipca, wysoki Bosy Brat […] nazwiskiem Franz Lambert, […] przybył z Avignonu […]. Dano mu pozwolenie, by 4 To nie znaczy, że Rada popierała radykalne reformy religijne, lecz w tej konkretnej kwestii postanowiła stanąć po stronie Zwingliego, a nie po stronie tradycyjnego autorytetu kościelnego. Był to pierwszy krok, który w końcu skłonił Radę do silnego popierania celów reformatorskich Zwingliego. „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 17 wygłosił cztery kazania […]. A w czwartym kazaniu odniósł się także do wstawiennictwa Marii i świętych; […] poprosił o debatę z Mistrzem Ulrichem Zwingli, ponieważ przed jego ostatnim kazaniem i w jego trakcie, [Zwingli] przerywał mu publicznie, mówiąc: ‘Bracie, tutaj jesteś w błędzie’. Tak więc w środę 17 lipca, około godziny dziesiątej, w bufecie kanoników rozpoczęli debatę, która skończyła się dopiero po obiedzie, około drugiej godziny. Mistrz Ulrich przyniósł Stary i Nowy Testament po grecku i po łacinie, i doprowadził mnicha do tego, że podniósł on obie ręce, podziękował Bogu, i powiedział, iż we wszystkich swych potrzebach będzie wzywał jedynie Boga, i że porzuci wszelkie koronki i różańce i pójdzie za Bogiem. Następnego poranka pojechał do Bazylei, by spotkać się także z Erazmem z Rotterdamu, a z Bazylei udał się do Wittenbergi, do doktora Marcina Lutra, który był augustiańskim mnichem. Tam wyrzucił swe szaty [zakonnika – przyp. tłum.] i ożenił się5” Rada otrzymywała skargi na tych, którzy przerywali kazania, i wezwała ich, by wytłumaczyli się ze swego postępowania. Wśród wezwanych byli Konrad Grebel i Ulrich Zwingli. Po ostrej wymianie argumentów między zakonnikami a reformatorami, burmistrz napomniał wszystkich, by wspólnie pracowali w bardziej pokojowy sposób. Zwingli nie znosił takiego ugodowego nastawienia wobec mnichów. Wybuchnął gniewem: „Jestem biskupem i księdzem w mieście Zurych, i to mnie powierzono troskę o dusze. To ja złożyłem przysięgę, a nie mnisi. To oni powinni się ze mną liczyć, a nie ja z nimi; i choćby zuchwale głosili nieprawdę, będę się temu sprzeciwiał, nawet gdybym musiał wejść na ich ambonę i im zaprzeczyć. Gdyż nie potrzebujemy 5 Georg Finsler, red., Die Chronik des Bernhard Wyss 1519–1530 (Bazylea, 1901 r.). Fragment cytowany w książce pod red. Lelanda Hardera, The Sources of Swiss Anabaptism (Źródła szwajcarskiego Anabaptyzmu), s. 175. 18 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 waszych żebrzących zakonników, ani nie jesteście w takim poważaniu u Boga, żebyśmy my potrzebowali was6” . Rada zrozumiała, iż jej wysiłki mediacyjne zawiodły, i uznała, że Zwingli ma rację. Wówczas burmistrz utrzymał w mocy poprzednią decyzję, że wszystkie kazania muszą zgadzać się z Pismem Świętym i napomniał mnichów, by zastosowali się do tego zarządzenia. Pogłoski o odstępstwie niepokoją katolickiego biskupa Zurychu Kiedy pogłoski o odstępstwie zuryskich kościołów nadal docierały do ich katolickiego biskupa, wysłał on list do kościołów i Rady Miejskiej, nakazując im powstrzymanie herezji oraz przestrzeganie nauk i obrzędów Kościoła Katolickiego. W odpowiedzi Zwingli wraz z dziesięcioma innymi, reformatorsko usposobionymi kaznodziejami, wysłali petycję do biskupa. Prosili go w niej, by nie przeszkadzał w postępie ewangelii. Między innymi prosili także o to, by przywódcom kościelnym i księżom zezwolono na zawieranie małżeństw. Wygląda na to, że Zwingli i jego przyjaciele usiłowali zreformować swe lokalne kościoły za pozwoleniem katolickich władz kościelnych. Niebawem Zwingli napisał książkę dla biskupa, w której bronił swych nauk. Dzieło to opatrzył tytułem Archeteles (łacińskie słowo oznaczające „początek i koniec”), ponieważ miał nadzieję, że w ten sposób umocni swój autorytet, by posunąć się naprzód z reformacją, i zakończy swoje zmagania z biskupem. W tej książce Zwingli bez ogródek opisał biskupowi stan rzeczy: „Często mówiłem, że wielu biskupów naszych czasów nie jest prawdziwymi, lecz fałszywymi biskupami, i nie sądzę, że powinno się mnie za to winić, skoro Izajasz nazywa ich niemymi psami7, a Chrystus nazywa 6 7 Dz. cyt., 176. Izajasza 56,10. ich złodziejami i zbójcami8. Mówię o tych, którzy nie weszli do owczarni przez drzwi. Gdyż można znaleźć jedynie nielicznych, którzy pełnią urząd biskupa najlepiej, jak potrafią, i nie prowadzą się jak władcy, satrapowie i królowie […]. Kiedy porównuje się ich luksusy z prostotą ewangeliczną, bronią ich […] i uznają za słuszne, by według swojej własnej woli regulować sprawę czysto Bożych obrządków […]. Zatem tak daleki jestem od tego, by podporządkować się Tobie, że jeśli nie pozostawisz mnie i moich – to jest owiec Chrystusa – w spokoju, to zacznę postępować z Tobą w sposób bardziej szorstki, nie lękając się Twych słów, ani Twoich zmarszczonych brwi. Musisz ustosunkować się do mnie przy pomocy Pisma Świętego, danego nam przez Boga (i o tym nie zapominaj), i nie wolno go przekręcać”9. Zwingli pisał także przeciwko katolickim błędom, takim jak niebiblijne ceremonie, sprzedaż odpustów, zakazywanie klerowi zawierania małżeństw oraz zabranianie laikom czytania Biblii. Oświadczył: „Powinniśmy być posłuszni Bogu, a nie ludziom. Im mniej jest człowiek wyszkolony w ludzkich wymysłach […] tym wyraźniej Duch [Boży] go poucza, jak widać to na przykładzie apostołów i głupich ludzi w tym świecie, których wybrał Bóg10”. Rada Miejska czy Ewangelia? W 1523 roku reformatorskie idee Zwingliego były bliskie impasu. Był on gotów radykalnie zreformować kościoły Zurychu, zgodnie ze swym zrozumieniem ewangelii. Jednakże Rada Miejska wciąż powoli skłaniała się do reformy, a Zwingli wiedział, że gdyby parł silnie do przodu, mogłoby to 8 Ewangelia Jana 10,1. 9 Ulrich Zwingli, Apologeticus Archeteles, dzieło wydane w dn. 22–23 sierpnia 1522 r. Tłumaczenie: Jackson, 1912 r. Cytowane w dziele pod red. Lelanda Hardera, The Sources of Swiss Anabaptism (Źródła szwajcarskiego anabaptyzmu), ss. 182–185. 10 Dz. cyt., 185. zagrozić całemu programowi reformacyjnemu. Z drugiej strony, gdyby szybko nie wprowadzał w czyn nauk biblijnych, których nauczał, jego zwolennicy mogliby go oskarżyć o to, że boi się bardziej ludzi niż Boga. Po przemyśleniu sprawy Zwingli postanowił przekonać Radę, by pozwoliła mu posunąć się z reformą naprzód. Pierwszym jego krokiem miało być zorganizowanie publicznej debaty doktrynalnej. Zwrócił się do burmistrza i do Rady Miejskiej o pozwolenie na swoją debatę ze zwolennikami katolicyzmu. Członkowie Rady mieli zasiadać jako sędziowie i przyznać zwycięstwo stronie przedstawiającej najlepsze argumenty. Członkowie Rady ochoczo na to przystali, gdyż być może schlebiała im rola, w jakiej mieli wystąpić w tej debacie. Zaprosili wszystkich z kantonu zuryskiego, a także swego katolickiego biskupa oraz przywódców kościelnych z okolicznych kantonów. Zwingli wypisał do przedyskutowania podczas debaty sześćdziesiąt siedem artykułów, które uznawał za biblijne prawdy, a które były sprzeczne z rzymskokatolicką doktryną i praktyką. W dniu 29 stycznia 1523 roku, sześciuset widzów spotkało się w ratuszu, by przyglądać się debacie. Biskup nie przybył, lecz posłał jako swego przedstawiciela zdolnego dyskutanta. Debata zakończyła się zdecydowanym zwycięstwem Zwingliego. Rada orzekła, że katolicy nie przedstawili niezbitych argumentów przeciwko naukom Zwingliego. Ponownie Rada nakazała wszystkim księżom i kaznodziejom w kantonie, głosić w kazaniach jedynie to, co można udowodnić na podstawie Biblii. Postanowiła ukarać każdego, kto postępowałby wbrew temu zarządzeniu. To działanie było dla Zwingliego zadowalające. Rada potwierdziła swoją wcześniejszą decyzję, że obowiązkowe jest głoszenie kazań opartych na Biblii, i nie „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 19 wolno dopuszczać do głosu kaznodziejów nieposłusznych temu nakazowi11. Był to pierwszy krok Rady w kierunku oficjalnego uznania religijnej reformy. Zwingli sądził teraz, że Rada pójdzie za jego przewodnictwem, więc przestał przejmować się władzami Kościoła Katolickiego i zakwestionował inne tradycje katolickie. Głosił jeszcze dobitniejsze kazania przeciwko wysokim podatkom, które biedni, zwykli ludzie płacili jako wsparcie dla Kościoła Katolickiego. Takie nauczanie padło na podatny grunt, bowiem duża część Europy cierpiała z powodu ogromnego ciężaru podatków, narzuconych przez Kościół. Domowe studia biblijne Małe grupy zaczęły spotykać się po domach, by studiować Biblię i omawiać praktyczne zmiany, do których wzywa Biblia. Sporo dyskusji skupiało się na wymuszonym na społeczeństwie wsparciu materialnym dla księży i zakonników. Wielu laików uczestniczyło w tych spotkaniach i wypowiadało się przeciwko niesprawiedliwości społecznej. Na te spotkania chodzili także Konrad Grebel i Feliks Mantz. W czerwcu 1523 roku, w rezultacie spotkań domowych i kazań Zwingliego, kilka wsi poprosiło Radę o zwolnienie od ciężkiego jarzma podatków. Rada odmówiła. Ta decyzja bardzo rozczarowała Zwingliego. Jak dotąd Rada dotrzymywała mu kroku. Teraz jednak nie zgodziła się zrobić dalszego kroku. Albo Zwingli będzie musiał stracić zaufanie do Rady, jako organu mającego popierać jego reformację, albo będzie musiał spowolnić reformację tak, by Rada mogła ją wdrożyć. Obrał drugą 11 Proszę zauważyć, że Zwingli nigdy nie odrzucił idei państwowego kościoła, choć niektóre z jego stwierdzeń brzmiały tak, jakby był gotów zreformować Kościół niezależnie od Rady. Nadal wierzył, że ludzi można i powinno się zmuszać do posłuszeństwa względem Biblii. 20 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 opcję. Kilka tygodni po budzącej rozczarowanie decyzji Rady, Zwingli wygłosił kazanie „O Boskiej i ludzkiej sprawiedliwości”, w którym nauczał, że chociaż władze świeckie nie zatwierdzają prawnie prawdziwej wiary, to jednak są odpowiedzialne za wdrażanie praktycznych zmian w sferze religii. W ten sposób, Zwingli pozostawił sprawę wdrażania subtelnych zmian praktycznych w rękach władz świeckich, a siebie uznał za odpowiedzialnego jedynie za głoszenie duchowych kazań 12. To odmienne położenie akcentów pozwoliło Zwingliemu zdobyć stałą przychylność Rady, lecz także umocniło Radę jako najwyższy autorytet w Kościele. Zwingli tego nie pragnął, lecz nie chciał brać na siebie konsekwencji okazywania nieposłuszeństwa Radzie. Wcześniej nauczał, że ludzie powinni podążać za prawdą, nie licząc się z kimkolwiek. Lecz teraz zaczął głosić kazania coraz bardziej przychylne idei kościoła państwowego. W tym momencie, najbardziej oddani zwolennicy reformacji, znani później jako anabaptyści, rozczarowali się swym przywódcą. Ciąg dalszy nastąpi Zaczerpnięto z Cup & Cross Rod and Staff Publishers, Inc. Box 3, Crockett, Kentucky 41413 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Szymon Matusiak 12 Sprawy cywilne, takie jak podatki, podlegały jurysdykcji państwa, dlatego Zwingli miał rację, wyciszając sprawę podatku. Jednakże pobłądził w tym, że pozostawił w rękach państwa także żywotne sprawy Kościoła. „Rano siej swoje ziarno i do wieczora nie pozwól spocząć swej ręce, bo nie wiesz, czy wzejdzie jedno czy drugie, czy też są jednakowo dobre.” Koheleta 11,6 Część Praktyczna Radzenie sobie z domowymi szkodnikami —Sandi Weber „Pająk rękoma robi, a bywa w pałacach królewskich” (Przypowieści Salomona 30,28 BG). Chociaż insekty mogą być interesującym obiektem do obserwacji i studium natury, to kiedy znajdą się w naszym domu, stają się szkodnikami. Aby kontrolować większość insektów wystarczy pozbyć się z domu rzeczy, które je przyciągają lub stanowią dla nich środowisko do rozwoju. Ponieważ wolimy mieć domy bez szkodników, a spraye przeciwko insektom są zazwyczaj niezbyt bezpieczne, by używać je blisko żywności, przedstawimy parę innych sposobów pozbycia się nieproszonych gości. Mrówki zazwyczaj przychodzą tam, gdzie leżą słodycze lub tłuszcze. Utrzymywanie blatów kuchennych i podłogi w czystości pomaga w pozbyciu się tych malutkich stworzeń. Do wody dodaj dwie łyżeczki Boraksu i takim roztworem przetrzyj blaty, kuchenkę oraz wnętrza szuflad i szafek. Jest to sposób bezpieczny dla ludzi i powinien pomóc odstraszyć mrówki. Innym rozwiązaniem jest wyłożenie mąki kukurydzianej w małych płaskich naczyniach w miejscach, gdzie często widujesz mrówki. Mąka kukurydziana jest zabierana do kolonii mrówek, by karmić młode. Nie służy ona najlepiej młodym mrówkom i wkrótce przestaną się pojawiać. Preparaty na mrówki działają według tej samej zasady, tylko szybciej. Oba powyższe rozwiązania działać będą przez pewien czas, lecz prawdopodobnie mrówki znowu się pojawią, bo można je tylko kontrolować, nie da się wyeliminować ich całkowicie. Termity można pomylić z mrówkami, ale różnią się od nich kilkoma cechami. Termit ma grube ciało, nie zwężone w środku tak jak u mrówki, a jego nóżki nie są zgięte tak jak u mrówek. Termity żywią się drewnem i mogą spowodować zniszczenia w domowej stolarce. Węzły linii kolejowej, w pobliżu kwiecistych łąk, mogą być miejscem gnieżdżenia się termitów oraz korników. Przy kształtowaniu terenu wokół domu najlepiej byłoby użyć kamieni, w celu zniechęcenia inwazji termitów czy korników na stolarkę w twoim domu. Większość termitów „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 21 nie może żyć bez wilgoci. Odcięcie im źródła wilgoci zazwyczaj je zabija. Może zajść potrzeba skorzystania z usług profesjonalnej pomocy, która wytępi szkodniki, takie jak termity i korniki. Rodzina pszczół odznacza się dużą różnorodnością: pszczoły miodne, trzmiele, osy, szerszenie i inne. Jeśli znajdziesz pszczoły w swoim domu sprawdź, czy nie ma ich gniazda gdzieś w pobliżu okien, pod rynnami lub sidingiem czy w pobliskich krzakach. Zlikwiduj gniazdo za pomocą sprayu na szerszenie i prawdopodobnie nie zobaczysz ich więcej w swoim domu. W domu najczęściej jednak można spotkać samotne pszczoły, które nie zbierają się w kolonie, ale żyją razem na małej przestrzeni, mając swoje własne gniazda. Pszczoły stolarskie, które wyglądają jak trzmiele, wygryzają w drewnie tunele w celu zrobienia sobie gniazda. Dziury przez nie wydrążone można zalepić jakimś materiałem uszczelniającym. Muszki owocówki są przyciągane przez dojrzewające owoce, zostawione na wierzchu, zwłaszcza w okresie letnim i na jesieni. Mały słoik napełnij w jednej czwartej wodą i dodaj jedną łyżeczkę octu oraz trzy do czterech kropli mydła w płynie lub innego delikatnego detergentu. To przyciągnie owocówki i utopią się w cieczy. W celu wyeliminowania owocówek z domu przechowuj dojrzałe owoce w lodówce i na bieżąco wynoś obierki z owoców na zewnątrz. Małe latające mole mogą oznaczać obecność zarobaczonej suchej żywności. Mogą to być płatki zbożowe, krakersy, mąka, różne suche mieszanki, lub nawet jedzenie dla psa czy kota. Za pomocą odkurzacza oczyść kurz i okruchy z półek, gdzie przechowujesz te rzeczy. Często przecieraj także te półki ściereczką i zostaw na nich liść laurowy (bobkowy) pomiędzy żywnością, by odpędzić te szkodniki. Co jakiś czas wymieniaj listki laurowe na świeże (można je znaleźć w każdym sklepie spożywczym w dziale z przyprawami). Przechowuj suchą żywność w szczelnych pojemnikach. W zależności od klimatu, może trzeba będzie przechowywać ta- 22 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 kie rzeczy w lodówce lub zamrażalniku. Jesień wydaje się być porą roku, która przynosi inwazję owada wyglądającego jak biedronka, który jest w rzeczywistości podobnym do niej robakiem (boisea trivittata). Mogą tu pomóc dobrze uszczelnione okna, chociaż owady i tak mogą w jakiś inny sposób dostać się do domu, np. z praniem. Dobrze strzep każdą sztukę prania, które zdejmujesz ze sznura na bieliznę. Robaki te są bezsilne w ciepłej wodzie z dodatkiem mydła. Postaw naczynie pod lampą, by wytępić z danego miejsca te szkodniki. Bardzo trudno jest je kontrolować, ponieważ mogą wchodzić pod siding i dostać się do domu przez izolację. Karaluchy mogą sprawić dużo kłopotu i są trudne do opanowania. Żywią się jedzeniem, śmieciami, kartonem, okładkami z książek a także innymi owadami, łącznie z pluskwami. Zazwyczaj można się ich pozbyć, dbając, by w naszych pomieszczeniach było czysto i sucho. Robaki te rozwijają się tam, gdzie jest brud, tłuszcz i wilgoć. Można je zabić używając proszku na karaluchy, który zawiera fluorek sodu, boraks oraz rotenon [biały krystaliczny środek owadobójczy mało szkodliwy dla ssaków – przyp. tłum.]. Proszek można rozsypać w szczelinach i zakrytych miejscach wokół zlewów i rur wodnych. Karaluchy mogą być złapane w szeroki słoik, z drobinkami jedzenia na dnie, przykryty papierowym lejkiem. W celu wytępienia owadów roślin domowych, zwłaszcza w zimie, należy wsypać pół łyżeczki pieprzu cayenne do jednej szklanki bardzo gorącej wody i pozostawić na pół godziny. Przelać przez sitko i wlać do butelki ze spryskiwaczem. Dodać parę kropli mydła w płynie i uzupełnić do pełna butelkę wodą. Dobrze wstrząsnąć. Spryskać zainfekowaną roślinę, także pod liśćmi. Taki środek jest skuteczny również na mszyce, roztocza i inne drobne owady żerujące na roślinach zewnętrznych. W celu pozbycia się zwykłych much domowych, można zasadzić zioło wrotyczu pospolitego przy wejściu do domu. Jeśli nie chcesz używać sprayu na owady, dobrze działa staromodna packa, a także lep na muchy. Chociaż nie są one estetyczne, jednak przyciągają muchy, które w przeciwnym wypadku będą ci dokuczać! Załóż siatki na oknach zewnętrznych i drzwiach. Zaklej wszystkie dziury, jakie w nich znajdziesz. Trzymaj w domu kosz na śmieci ze szczelną przykrywką, pozbądź się bałaganu i stojącej wody, i natychmiast usuń okruchy jedzenia. W wielu przypadkach kluczem do sukcesu w radzeniu sobie z domowymi szkodnikami, jest utrzymywanie naszych domów czystymi i suchymi. Nagrodą będzie szczęśliwa i zdrowa rodzina, a także mniej szkodników. „W czynieniu dobrze nie ustawajmy”. [email protected] Countryside congregation Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Anna Filipek Hodowanie i przechowywanie kapusty pekińskiej —Sterling Carpenter Sadzimy rozmaite rzeczy w naszych ogrodach, ale Pan jest tym, który daje im wzrost. Jednym z warzyw, które chętnie hodujemy jest kapusta pekińska. Tak jak inne odmiany kapusty, kapusta pekińska najlepiej rośnie w chłodniejszych strefach klimatycznych. Zarówno nasiona, jak i przesadzone rośliny muszą być chronione przed słonecznym upałem, dopóki się dobrze nie przyjmą. Roślinę można również rozpocząć hodować w domu a następnie przesadzić do ogródka w odstępach trzydziestu pięciu do pięćdziesięciu centymetrów. Zarówno nasiona jak i przesadzone rośliny muszą być chronione przed słonecznym upałem dopóki się dobrze nie przyjmą. Potrzebują również znacznych ilości wody, by dalej dobrze rosły. Wiele rodzajów warzyw można zakonserwować bądź zamrozić w celu późniejszego spożycia, dzięki czemu unikamy sytuacji, w której mamy obfitość plonów w sezonie, po czym musimy się obyć bez nich – lub zakupić je w sklepie – do następnego sezonu. Kapusta pekińska jest jednym z tych warzyw, które jest bardzo ciężko przechować na zimę. Może to być jednym z powodów, dlaczego wiele osób nie hoduje tego przepysznego warzywa. Jeśli konserwowanie lub zamrażanie nie daje się zastosować w przypadku tego warzywa to, co można w tej sytuacji zrobić? Używamy metody zadołowania, podobnej do tej, jaką wykorzystuje się w przypadku selera. Kiedy główki kapusty pekińskiej są już dojrzałe i zaraz mają nastać mrozy, należy je wykorzenić poprzez wyciągnięcie lub wykopanie je łopatą, dbając o to, by na korzeniach pozostało nieco ziemi. Wykopcie w ziemi rów trochę głębszy niż wysokość kapust i wystarczająco szeroki, by pomieścić parę rzędów główek kapusty pekińskiej. My używamy małej szklarni zamiast rowu w ziemi. Rów musi powstać w miejscu o dobrym odpływie wody tak, by nie stała ona w rowie. Umieśćcie kapusty w trzech lub czterech rzędach w rowie, korzeniami do dołu, dosypując dodatkową ziemię pomiędzy rośliny tak, by pozostały przy życiu. Zminimalizuje to psucie się kapust po tym, jak zostaną zadołowane, szczególnie w czasie cieplejszych okresów. Po „posadzeniu” główek kapusty w rowie, przykryjcie całość grubym papierem lub kartonem, posypując brzegi ziemią tak, by trzymała przykrycie na miejscu. Następnie umieśćcie stare siano bądź liście na wierzchu papieru tak, by powstała warstwa izolacyjna, po czym połóżcie drugą warstwę grubego papieru tak, by izolacja nie przemakała. Jeśli zostanie to wykonane poprawnie, wasze zadołowane kapusty pekińskie mają szanse przetrwać przez wiele miesięcy w czasie sezonu zimowego. Ta metoda powoduje, że „żyłki” na liściach kapusty stają się bielsze i bardziej delikatne, dzięki czemu można je łatwiej zjeść. Kiedy najdzie was ochota na kapustę pekińską, ostrożnie odsłońcie część rowu i wyciągnijcie kolejną główkę tego smakowitego warzywa. Zaczerpnięto z Home Horizons, wrzesień 2008 Wykorzystano za pozwoleniem przekład na język polski: Piotr Nowak „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 23 „Młodzi niech będą również poddani starszym. Wszyscy zaś we wzajemnych stosunkach niech się przyodzieją w szatę pokory, gdyż Bóg sprzeciwia się wyniosłym, a pokornych obdarza swoją łaską.” 1 List Piotra 5,5 Dla MŁODZIEŻY —Sharlou Martin „Nigdy więcej nie będę zbierała malin!” – wybuchłam do Kary. „Czemu nie, Megan?” – spytała na swój spokojny sposób dziesięciolatki. „Cóż, widziałaś jak wyglądamy? Pokaleczone ręce, poplamione ubrania, spalone na słońcu nosy…”. Kara przerwała mi wymienianie mojej listy żalów.„Tak, ale dobrze nam zapłacili”. Nawet mówiąc to pogładziła ostrożnie swój czerwony nos i spojrzała smutno na długą krwawiącą ranę na jej ręce. „Nie specjalnie – polemizowałam – Potrzeba więcej malin by zapełnić pół litrowy koszyczek, i musimy się z nimi ostrożniej obchodzić. Kiedy zbierałyśmy truskawki, to były one duże, i zbierałyśmy je do litrowych skrzynek”. „Ale musiałyśmy się schylać, przez co spaliłyśmy sobie karki”. Widziałam, że kręcimy się w tej dyskusji w kółko, i że donikąd w niej nie zmierzamy, więc odpowiedziałam, „Tak czy siak, ja już więcej nie pójdę zbierać malin”. Wujek Tim i ciocia Jean mieli gospodarstwo rolne. Uprawiali na nim wszystko, poczynając od szparagów, aż po cukinie. Wszystkie ich dzieci 24 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 były po ślubie, więc polegali na pomocy siostrzenic i siostrzeńców, młodzieży kościelnej i dzieciach sąsiadów. To lato było pierwszym, w którym Kara i ja pomagałyśmy. Nadal starałam się rozstrzygnąć, czy cała ta ciężka praca, była warta tych paru monet brzęczących w mojej portmonetce. Skończyłyśmy już zbierać truskawki, a teraz te maliny były wykańczające. Ciocia Jean powiedziała, że nie potrzebowaliby, nas gdyby nie to, że otrzymali duże zamówienie. Odniosłam wrażenie, że uważa, iż jesteśmy trochę za młode i zbyt mało doświadczone, by zbierać maliny. Przy stole obiadowym, tata spytał: „Więc, jak poszło dzisiejsze zbieranie malin?”. Zanim jeszcze zdążyłam spojrzeć Karze w oczy, powiedziała: „Ja uważałam, że było fajnie, ale Megan mówi, że już więcej tam nie wróci”. „O? – Tata spojrzał na mnie – Możesz mi powiedzieć, czemu nie chcesz już tam więcej wrócić, Megan?”. „Krzaki są strasznie kłujące i spełnienie tego zamówienia zabrało strasznie dużo czasu. Praca na roli to nic innego jak ciężka praca”. Nawet, kiedy to mówiłam, zdawałam sobie sprawę z tego, jak słabo brzmiały moje argumenty. „Hmmm. Dziś było naprawdę gorąco a ja pokrywałem dach płytkami. Strasznie mnie to zmęczyło. Jutro po prostu nie pójdę do pracy”. Tata nie mówił poważnie, ale z pewnością odegrał dobre przedstawienie. Kara chichotała, ale ja wpatrywałam się w moje puree ziemniaczane i miałam ochotę zapaść się pod stół. „Megan, myślę, że ciepły prysznic i zdrowo przespana noc sprawią, że poczujesz się lepiej – oświadczyła Mama – Wiecie dziewczynki, czemu chcieliśmy byście pracowały u Wujka Tima tego lata; wystarczająco często już o tym rozmawialiśmy. Jeśli Ciocia Jean jutro zadzwoni, to pójdziecie”. Powiedziała to łagodnie aczkolwiek stanowczo. Sprawa dotyczyła „odpowiedzialności i poświęcenia”, których miałyśmy się nauczyć. Przyznam, że nagrodą samą w sobie było patrzenie, jak wszystkie te skrzynki z malinami i truskawkami wyjeżdżały, by pojechać na targ. Fajnie było zawiązywać nowe znajomości, kiedy pracowałyśmy z innymi dziewczynami na polu. Potem pomyślałam o tym, jak bardzo mój portfel urósł w objętość. Następnego poranka, zostałam w domu, czekając, by zobaczyć, czy zadzwoni Ciocia Jean. Szósta trzydzieści stała się 7:00 a potem 7:30. Ciocia Jean nie dzwoniła i zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle to zrobi. Może przyłapała mnie wczoraj na mojej niechętnej postawie do pracy? Może nie prosi o naszą pomoc, ponieważ wie, że ja nawet nie chcę pomóc? Może podjęła decyzję, że nie chce pracować ze zrzędą? Zaczęłam się wstydzić i czuć się winna. Mama szybko znalazła, dla mnie i dla Kary, wiele rzeczy do zrobienia w domu. Reszta tygodnia przeminęła, a Ciocia Jean nie zadzwoniła po pomoc. „Cóż, Megan dostałaś to czego sobie życzyłaś – powiedziała Kara w trakcie wycierania naczyń w niedzielny wieczór – Nie musiałaś znów zbierać malin. Nie cieszysz się?”. „Nie wiem – powiedziałam szczerze. Powoli przesunęłam ścierkę do naczyń pomiędzy mydlinami – Mam tylko nadzieję, że to nie dlatego, iż nie pracowałyśmy wystarczająco dobrze. Pamiętasz, jak łatwo było zgnieść te maliny? Boję się, że Ciocia Jean nie była zadowolona z naszej pracy”. Duże brązowe oczy Kary stały się naprawdę poważne. „Ale starałyśmy się najbardziej jak mogłyśmy”. W następnym tygodniu Ciocia zadzwoniła: „Potrzebuję pomocy przy zbieraniu kabaczka i zielonego groszku. Czy Kara i Megan mogłoby przyjść?”. Oczywiście odpowiedź Mamy brzmiała: „tak”. Mama zrobiła mi wykład na temat ochoczej postawy wobec pracy. Zacytowała mi ten werset, w którym jest mowa o tym, by robiąc coś, robić to ochoczo, tak jak dla Pana. Podjęłam silne postanowienie, że będę lepszym pracownikiem, jeśli tylko dostanę jeszcze kiedyś kolejną szansę. Moje postanowienie zostało jednak wypróbowane, kiedy zobaczyłam rzędy groszku. Były takie długie. Byłam przekonana, że jestem wstanie dostrzec krzywiznę ziemi! „Megan, możesz zacząć od tego rzędu groszku. Spodziewam się, że Joyce i Julie niedługo przyjdą. Pomyślałam, że młodsze dziewczęta mogłyby zająć się kabaczkiem, a ty i Joyce mogłybyście zbierać groszek”. „Brzmi świetnie”. Rozradowałam się wewnętrznie na myśl o perspektywie, że dołączy do nas więcej kuzynek. Niewiele czasu minęło, aż wszystkie zaczęłyśmy zginać nasze plecy. Przez pierwszą godzinę, lub coś koło tego, dowiadywałyśmy się co nowego u nas słychać. Wraz z tym, jak słońce zaczynało mocniej przygrzewać, nasze ręce zdawały się wolniej poruszać. Moje wiadro znów było pełne, a kiedy prostowałam plecy, głośno zajęknęłam. Kiedy wróciłam z pustym wiadrem, Joyce powiedziała: „Zaśpiewajmy coś”. Na początku nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym coś zaśpiewać, kiedy było mi tak gorąco. Ale obie zaczęłyśmy i byłam mile zaskoczona. Śpiewanie sprawiło, że czas zaczął szybko upływać. Zanim się spostrzegłyśmy, byłyśmy już przy końcu naszych rzędów i już czekała na nas Ciocia Jean, by obwieścić nam przerwę obiadową. „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 25 Obiad jadłyśmy pod wierzbą, maczając nasze stopy w strumieniu. „Podobał mi się wasz śpiew” – pochwaliła nas Ciocia Jean. „Słyszałyście nas aż przy kabaczkach?” – Joyce wyglądała na trochę zawstydzoną. „O, tak. Głosy dobrze się niosą, gdy powietrze jest takie spokojne jak dzisiaj”. Ciocia Jean uśmiechnęła się, kiedy podawała chrupki ziemniaczane. „Odczuwałam spore zmęczenie, kiedy usłyszałam jak zaczynacie śpiewać”. „To był pomysł Joyce – pospieszyłam z wyjaśnieniem – Ja miałam zamiar zacząć narzekać. Ona zmieniła moje nastawienie”. Szturchnęłam Joyce po przyjacielsku. „Nauczyłam się, że kiedy śpiewając naprawdę koncentruję się na słowach pieśni, to mam wtedy lepsze nastawienie do tego, co robię”. Joyce lekko się zarumieniła, dzieląc się tym, co miała w swoim sercu. „Nuciłyśmy piosenkę razem z wami, jeśli akurat ją znałyśmy” – dodała Julie. Szybko nadszedł czas, by wytrzeć stopy, złapać za wiadra i wrócić na pola uprawne. Kiedy nadszedł czas, by wrócić do domu, Ciocia Jean gorąco nam podziękowała za naszą ochoczą pomoc. W tym momencie dostrzegłam okazję, by przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. „Ech, Ciociu Jean, przepraszam, że byłam marudna, kiedy zbierałam maliny”. „Oh, Megan, nie wydaje mi się, że byłaś chociaż trochę bardziej marudna, niż ktokolwiek z nas w dniu, w którym zbieraliśmy maliny”. Ciocia Jean zaśmiała się i dodała, „Dostaliśmy tego dnia spore zamówienie i było gorąco. Nawet starsi pomocnicy wyrobili swoją normę marudzenia, aż sezon na maliny nie minął”. Kara i ja byłyśmy zajęte zielonym groszkiem i kabaczkami. Sezon na słodką kukurydzę już się rozpoczął, ale Wujek Tim miał do pomocy chłopców, którzy mu przy niej pomagali. Czasami dni zdawały się dłuższe i gorętsze niż mogłyśmy to znieść. Ale Joyce miała rację – śpiewanie zabierało nasze myśli ponad pola uprawne. Tak więc, jak czułyśmy, że nachodzi nas marudny nastrój, to odganiałyśmy go piosenką. Jednak wyszło na to, że to lato należało do całkiem udanych. Wujek Tim zorganizował piknik dla wszystkich pomocników podczas jednego z ostatnich dni wakacji. Po kolacji Wujek Tim zaproponował: „Zaśpiewajmy jakąś piosenkę. Wy, dziewczęta byłyście najbardziej rozśpiewaną paczką pracowników, jaką dotąd mieliśmy”. „Tak, często doznawałam pokrzepienia mojego ducha, kiedy szłam przez pola i słyszałam wasze piosenki” – wychwalała Ciocia Jean. „Czy możemy wrócić tu następnego lata?” – Zapytała ochoczo Kara. „Oczywiście. I weźcie ze sobą wasze piosenki” – otrzymałyśmy odpowiedź. To dziwne; nie mogę już doczekać się kolejnego lata! Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Dorota Zima Pierwszy klient —Nazwisko autorki zastrzeżone Podczas tego spotkania, Melinda została poproszona o kilka odpowiedzi, niektóre z nich były bardzo osobiste. Jak zamierzała na nie odpowiedzieć? Zręcznymi palcami Melinda ułożyła trzy 26 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 gałązki delikatnych kwiatów gladiolii w wazonie, a potem sięgnęła po miniaturowe słoneczniki. Kilka małych, ciemnoniebieskich kwiatków uwieńczyło jej kompozycję. Cofnęła się, aby zobaczyć efekt swojej pracy i z satysfakcją pokiwała głową. – To chyba jest najbardziej atrakcyjny bukiet dnia – powiedziała do siebie. – Z pewnością jakiś klient będzie zadowolony. Melinda nuciła melodię, układając kolorowe dodatki na stoliku, stojącym pod klonowym drzewkiem obok drogi. – Wszystko jest takie zielone, i kwitnie tak obficie w tym roku – mówiła w podziwie. – Wszystkie uprawy wyglądają obiecująco, pole kukurydzy jest wyższe ode mnie, a dopiero jest środek lipca. Tak jakby zobaczyła je po raz pierwszy, Melinda z zadumą patrzyła na stodołę i kamienny dom farmerski, który budowali jej dziadkowie i przekazali następnemu pokoleniu. Piękne pąki kwiatów jej matki, i świeżo skoszona trawa, dodawały uroku tej zachwycającej scenerii. – Nawet nie pamiętam moich dziadków – zadumała się Melinda – ale jestem wdzięczna za możliwość, że mogę mieszkać na tej farmie, którą tak pracowicie budowali. Co więcej, dziękuję Bogu, który dał mi przywilej, że urodziłam się w rodzinie, która żyje według Biblii. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogę być częścią tak wspaniałej rodziny jak nasza! Melinda radośnie myślała o swoim małym ogródku, w którym zasadziła dużo kwiatów. Od szesnastego roku życia sprzedawała kwiaty. To, co z początku było jej hobby, zmieniło się w kwiaciarnię. Poza tym zarabiała jeszcze pomagając na farmie, dzięki czemu mogła sama się utrzymywać, nie jeżdżąc do pracy gdzieś daleko od domu, tak jak wiele jej koleżanek. Zawsze jej było żal Kasi i Susany, które dzień po dniu pracowały w gorącej fabryce, gdzie nie dochodziło żadne światło ani świeże powietrze. „Dobrze, że obie planują wyjść za mąż tej jesieni” – pomyślała ze smutkiem Melinda. „Bez wątpienia już liczą dni, kiedy będą mogły zrezygnować z pracy”. Myśl o zbliżających się ślubach jej przy- jaciółek sprawiła, że zaczęła się nieco użalać nad sobą, przypominając sobie własne zrujnowane marzenia. Ale nie, przecież już to wszystko pozostawiła za sobą. Burzliwa przyjaźń z Samuelem to już przeszłość. Pomimo bolesnego rozstania i tych ponurych dni, jakie potem przeżyła, Melinda mogła, dzięki Bogu, dojść do siebie i patrzeć w przyszłość z wiarą i zaufaniem do Boga. Właściwie, tego pięknego, chłodnego poranku po ostatniej burzy, Melinda czuła się bardzo szczęśliwa, że żyje. Bez wytłumaczalnej przyczyny, była szczególnie wdzięczna za wszystkie błogosławieństwa, które Ojciec Niebiański dla niej przygotował. „Nie zasługuję na nie” – pomyślała Melinda. „Nic, do czego doszłam, nie zostało zarobione bez udziału życzliwego otoczenia i moich więzi z ludźmi pełnymi bojaźni Bożej. Załóżmy, że urodziłabym się w rodzinie świeckiej, a rodzice by się rozwiedli. Może nigdy bym się nie nauczyła porządnego postępowania, i musiałabym żyć z konsekwencjami, które łamią serca za złe wybory. Na czym bym się oparła po zerwaniu z Samuelem, gdybym nie miała wiary w Boga? Wówczas, o wiele bardziej uświadomiłam sobie, jak bardzo potrzebuję codziennego karmienia się Słowem Bożym i modlitwą”. Melinda była zatopiona w swoich rozmyślaniach, podczas gdy srebrny minibusik wjechał na parking. Szybko ustawiła ostatnie wazony na stole i zabrała napis „Samoobsługa”. Zazwyczaj przed ósmą nie przyjeżdżali żadni klienci, a sądząc po słońcu, nie mogło być aż tak późno. – Dzień dobry! – powiedziała tęga, siwa kobieta, podchodząc do stolika. – Czyż ten powiew wiatru nie jest cudowny? – O tak, to jest piękny poranek – zgodziła się Melinda. – A twoje kwiaty też są piękne! Znajoma wytłumaczyła mi, jak tutaj dojechać. Podziwia twoje bukiety i teraz wiem dlaczego. – Czy łatwo pani do nas trafiła? – spytała Melinda. „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 27 – Bez problemu – odpowiedziała kobieta. Wybrała kilka bukietów i wręczyła Melindzie banknot dwudziestodolarowy. – Przy okazji zapytam, czy jest pani chrześcijanką? – Tak – Melinda uśmiechnęła się wydając resztę. – Czy wy dziewczęta zakładacie kiedykolwiek kostiumy kąpielowe? – Patrzyła na długą, prostą sukienkę Melindy. Melinda tłumiła śmiech. – Nie, nie zakładałam – odpowiedziała. Kobieta popatrzyła badawczo. – Co za strata, jesteś piękną dziewczyną. Melinda zaczerwieniła się zakłopotana. Kim była ta kobieta? Czy była tylko zaciekawiona konserwatywnym chrześcijaństwem, czy szczerze szukała odpowiedzi na swoje pytania? – Czy macie telewizor? Gdy Melinda zaprzeczyła, spytała: – Co robicie w wolnym czasie? Czy tylko pracujecie, i pracujecie? Cały dzień? – Och nie – zaprotestowała Melinda. – Mamy swoje różne hobby, na przykład pisanie pamiętników, czytanie, obserwacja ptaków, szycie, śpiewanie starszym ludziom. Nasi rodzice zachęcają nas do tego, aby nie robić rzeczy, których się potem żałuje – mówiła dalej Melinda. – Ostrzegają nas przed niebezpieczeństwem życia w grzechu. Wewnątrz Melinda aż się trzęsła mówiąc te słowa. Jak żyła ta kobieta? Załóżmy, że się obrazi i zdenerwuje? – Ale chyba są też młodzi ludzie, którym nie odpowiada taki styl życia? – naciskała kobieta. – Czy oni kiedykolwiek powracają do takiego życia? – Niektórzy tak, dzięki Bogu – Melinda mówiła z wdzięcznością w głosie. Czyż nie byli szczęśliwi, gdy kuzyn John powrócił? To był czas wielkiej radości, gdy powiedział, że to ich modlitwy przyprowadziły go z powrotem. 28 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 – Jak się czujecie, gdy ktoś powraca? To pytanie zdumiało Melindę. – Ach, wszyscy są szczęśliwi! – wykrzyknęła. – My naprawdę jesteśmy szczęśliwi witając kogoś, kto powraca. Kobieta zniżyła głos. – A czy twoi rodzice i liderzy w kościele nie są zbyt surowi? Czy nie cierpisz jakiegoś niedostatku, braku, że nie wolno ci żyć tak jak większość ludzi? Melinda potrząsnęła głową zdecydowanie. – Ja nie czuję się gorsza. Czuję się bezpiecznie, jestem chroniona i kochana. Jak może przekazać słowami to głębokie poczucie wdzięczności, jakie w niej wzrasta, gdy okazyjnie czyta gazetę lub książkę, która bardzo dobitnie przedstawia to „normalne” życie? Jak bardzo jest błogosławiona! Melinda analizowała twarz kobiety. Jaką emocję pokaże – złość, frustrację, czy współczucie? Melinda nie mogła z jej twarzy nic wyczytać. Cokolwiek by to nie było, kobieta zbierała się do wyjścia. – Trwaj przy tym, co masz – powiedziała otwierając drzwi samochodu. Zapaliła silnik, a gdy cofała samochód i wyjeżdżała z podjazdu, uniosła drżącą rękę i wytarła oczy. Melinda patrzyła na srebrny pojazd, aż znikł z oczu. To był poranek, w którym doznała od Boga wiele błogosławieństw, a pierwsza klientka, to jedno z nich. Melinda wzniosła krótką modlitwę w swoim sercu za tę obcą osobę, nie rozumiała jej, ale zastanawiała się nad jej łzami. Zaczerpnięto z Young Companion, wrzesień–październik 2008, Pathway Publishers Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Danuta Czerederecka „Niech miłość i wierność zawsze będą z tobą; przywiąż je sobie na szyi, wypisz na serca tablicach!” Księga Przysłów 3,3 Kącik dla D zieci Inni, lecz wyjątkowi —Charlotte – Katelyn – zawołała matka, wracając od telefonu. – Zaprosiłam wujka Jasona z Lavernem na jutrzejszy obiad. – Ale mamo, chciałam lepiej poznać się z Sheilą. To będzie jej pierwsza wizyta u nas, a Lila będzie chodzić za nami krok w krok – Katelyn zaprotestowała, obawiając się kłopotów z jej upośledzoną kuzynką. – Katelyn – mama powiedziała ze stanowczością. – Lila będzie się cieszyć, przebywając razem z wami. Zapewnij jej dobrą zabawę. – Dzień dobry – Katelyn przywitała Sheilę następnego ranka w kościele. – Nie mogłam się doczekać naszego spotkania! – Ja też – powiedziała Sheila. – Ten tydzień tak się ciągnął. – Możemy tu usiąść? – zapytała Katelyn. – Jasne – odpowiedziała Sheila. – Później porozmawiamy. Po zakończeniu nabożeństwa, Katelyn i Sheila spotkały się z innymi dziewczętami. W końcu nadszedł czas na rozstanie i dziewczęta pożegnały się z przyjaciółkami. W domu, Katelyn i Sheila pomogły nakryć do stołu i po chwili gotowe były do posiłku. – Lila, chciałabyś usiąść przy mnie? – serdecznie zapytała Sheila. „O nie” – Katelyn westchnęła do siebie. „Teraz to już na pewno Sheila przekona się, jak nieokrzesana jest Lila”. Próbowała uśmiechnąć się pogodnie, stawiając krzesło obok Sheili. Po modlitwie Sheila zwróciła się ponownie do Lili: – Czy masz jakieś zwierzątka w domu? – Tak, psa chow–chow – Lila odpowiedziała z pełnym uśmiechem. Obiad trwał nadal. Katelyn wydawało się, że trwa wieczność, a to z powodu Lili wpychającej jedzenie do buzi. „Mogłaby przynajmniej ładniej jeść” – pomyślała Katelyn. W końcu obiad się skończył. – Mamo, pozmywamy naczynia – zaoferowała Katelyn. – A ja? – zapytała Lila. – Ty też możesz pomóc – odpowiedziała Sheila, wlewając wodę do zlewu. Katelyn „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 29 zacisnęła usta i nic nie powiedziała. „Czyżby moja upośledzona kuzynka nie męczyła Sheili?”. Wycierała mechanicznie naczynia, a myśli kotłowały jej się w głowie. – No i koniec – powiedziała Sheila, ścierając blat. Katelyn nagle ocknęła się z zamyślenia. – O, już skończyłyśmy! Może pójdziemy na spacer? – zapytała. – To brzmi interesująco – z entuzjazmem odparła Shelila. – Czy chciałabyś pójść z nami, Lila? – Ona lubi bawić się z młodszymi dziećmi – przerwała Katelyn. Na twarzy Lili pojawiło się rozczarowanie. – Jak chce, to niech idzie – powiedziała szybko Sheila. Lila rozpromieniała się i chwyciła Sheilę za rękę. Katelyn spokojnie przysłuchiwała się, jak Lila i Sheila gawędziły o kwiatach i ptakach, które mijały. Zastanawiała się, dlaczego Sheila tak interesuje się Lilą. „Skoro Sheila jest zadowolona ze spaceru, nie powinnam go psuć”. Odrzucając wszystkie złe myśli, zaczęła śmiać się z dziewczętami z wiewiórki, uciekającej na drzewo. – Możemy wracać? – Katelyn zapytała Sheilę po po godzinie świetnej zabawy. – Tak, lepiej wracajmy – odpowiedziała Sheila. – Lila robi się coraz bardziej zmęczona. – Kiedy dziewczęta wróciły i zaprowadziły Lilę do domu, Katelyn zapytała: – Może usiądziemy na huśtawce na werandzie? – Jak chcesz – odpowiedziała Sheila. – Tak bardzo cieszę się ze spotkania z Lilą. – Sheila usadowiła się na huśtawce. – Tak niewiele potrzeba, by ją uszczęśliwić. Myślę, że opiekowanie się upośledzonymi dziećmi mogłoby być interesujące. Katelyn zerknęła na swoją przyjaciółkę. She- 30 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 ila kontynuowała: – Przebywanie z osobą z zespołem Downa przypomniało mi moją siostrę. – Łzy zakręciły się w oczach Sheili. – Twoją siostrę? – wykrzyknęła Katelyn. – Nie wiedziałam, że miałaś siostrę. – To było zanim się poznałyśmy – odpowiedziała Sheila. – Czy mogłabyś mi o niej opowiedzieć? – delikatnie zapytała Katelyn. – Cóż, przez wiele lat pragnęliśmy mieć siostrę i kiedy Sandra urodziła się pięć lat temu, byliśmy przeszczęśliwi. Ale wkrótce nadszedł cios. Miała zespół Downa. My jednak pokonaliśmy rozczarowanie i zaczęliśmy czerpać radość z przebywania z małą uroczą Sandrą. Była tak słodka, że chciało się do niej przytulać. Rok temu, kiedy Sandra miała cztery lata, bardzo poważnie zachorowała na grypę. – Głos Sheili załamał się. Kiedy doszła do siebie, zaczęła mówić dalej. – Lekarz powiedział, że ma zapalenie płuc i dlatego, że nie jest dzieckiem normalnym, nie przeżyje, zwłaszcza, że zapalenie jest bardzo poważne. Katelyn poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. – To okropne – wyszeptała. – Ale – Sheila kontynuowała mocnym głosem – nigdy jej nie zapomnimy. Wierzę, że to było dobre dla nas, mieć jedno ze specjalnych dzieci Boga. Teraz możemy oczekiwać na spotkanie z Sandrą w niebie. – Myślę, że już pora iść. – Sheila podniosła się z huśtawki. – Do widzenia, to były miłe chwile. – Do widzenia – odpowiedziała Katelyn. – Dałaś mi wiele do myślenia. Katelyn patrzyła, jak Sheila ciepło żegna się z Lilą i zaraz potem wsiada z rodziną do samochodu. Pogrążona w myślach, obserwowała znikający w dole drogi samochód. „Będę starała się być lepszą i milszą” – postanowiła. Odnosiło się to tak do Lili jak i do każdej innej osoby. Wyglądała jakby czekała, by ktoś ją pohuśtał na huśtawce. Wreszcie wstała zdecydowanie i minęła huśtawkę. Zaczerpnieto z The Christian Pathway, styczeń 6, 2008 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Agnieszka Sawczuk–Wojtyńska Przyjaciółka dla Roberta —Lois Marie – Zanosi się na to, że dzisiejszy mecz będzie udany! – powiedziała Wendy do swojej przyjaciółki Susanny, gdy przebierały się w dresy. – Mamy świetną drużynę. Właśnie wtedy weszła siostra Amanda. – Kto pierwszy tym razem gra z Robertem? – zapytała. Twarz Wendy spochmurniała. – Wy... wydaje mi się, że ja. – W porządku – powiedziała siostra Amanda i skierowała się do wyjścia. – Właściwie, to dlaczego musimy grać z Robertem? – zapytała Wendy. – Mógłby przecież sam poodbijać sobie piłkę. Robert był w czwartej klasie. Był niepełnosprawny, z tak zwanym zespołem Asberga. Ciężko mu było grać z innymi. Czuł się zdezorientowany, nie wiedząc, co zrobić z piłką lub w którą biec stronę. Otaczający go tłum wrzeszczących dzieci wywoływał u niego dezorientację. W końcu siostra Amanda pomogła mu w integracji z innymi. Dzieci kolejno odbijały z nim piłkę lub się z nim ganiały. – Siostra Amanda mówi, że to dobre dla Roberta, że pomaga mu nauczyć się grać z innymi – powiedziała Susanna. – Nie umie się skupić, gdy gra jednocześnie z kilkoma dziećmi na raz. Dlatego ona chce, byśmy grały z nim kolejno. Jeśli pójdziesz zaraz z nim pograć, to jeszcze zdążysz do nas dołączyć. Wendy powoli wyszła na zewnątrz. Robert stał obok szkoły, trzymając piłkę. – Zagrajmy – powiedziała Wendy. Robert podszedł i odbił piłkę do Wendy. Wendy niechętnie odbiła ją z powrotem. Odbijali, odbijali i odbijali. Piłka latała tam i z powrotem. Wendy słyszała z dala radosne okrzyki dzieci. Jej niechęć stawała się coraz większa, aż w końcu pojawiła się na jej twarzy. – Coś nie tak? Nie lubisz grać ze mną? – zapytał Robert. – W porządku – powiedziała Wendy, starając się pozbyć z twarzy wyrazu niezadowolenia. – Biegnij Natan, biegnij! – usłyszała kolegów, wołających w innej grze. Westchnęła. Kiedy wreszcie skończy się jej kolej gry z Robertem? Wkrótce przyszła Susanna. – Moja kolej – powiedziała biorąc piłkę z rąk Wendy. Wendy pobiegła do swojej drużyny, ale gra już się skończyła. Usiadła więc na trawie z innymi koleżankami, oczekując na kolejną rundę. Czekając przyglądała się Susannie i Robertowi. – Robert, łap! – zawołała Susanna. Z wielkim uśmiechem na twarzy, Robert wysunął ręce w stronę odbitej piłki. Złapał ją i przy- „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 31 tulił. Po chwili odbił ją do Susanny. Ale ta jej nie złapała i piłka potoczyła się po wzgórzu. Wendy patrzyła na Susannę, która z uśmiechem biegła za piłką. Robert klaskał w dłonie. „Robert się cieszy dużo bardziej, niż podczas gry ze mną” – pomyślała Wendy. „Jak Susanna grając z nim, może się tak świetnie bawić? Przecież on prawie nie mówi. Przeważnie śmieje się i klaszcze w dłonie”. – Wendy, twoja kolej kopania – powiedziała Sara, trącając ją łokciem. Wendy wstała i pobiegła na miejsce. Kopnęła piłkę i pobiegła do pierwszej bazy. W chwili, gdy Wendy dobiegła do mety, Susanna zakończyła grę z Robertem. Usiadły obok siebie. – Jak możesz cieszyć się zabawą z Robertem, kiedy my tu gramy? – zapytała Wendy. – Ja nie mogłam się doczekać, kiedy skończy się moja kolej. – No cóż – powiedziała Sutanna. – Wiesz, że mój mały brat David ma zespół Downa. Nie jest w stanie uczyć się tak szybko jak inne dzieci. Mama mówi, że kiedy pójdzie do szkoły, będzie mógł nauczyć się tylko niektórych, łatwych rzeczy. Będzie w stanie przyswoić sobie tylko to, co jest w pierwszych latach nauki i nigdy nie nauczy się więcej. Chcę, by jego koledzy dobrze go traktowali. Tak więc ja chcę być miła również dla Roberta. Mama mówi, że takie dzieci jak Robert i David mają te same uczucia jak my. Chcą być kochani i dobrze traktowani. Robert naprawdę bardzo się cieszy, kiedy próbuję dobrze się z nim bawić. Siostra Amanda zadzwoniła na lekcje i wszystkie dzieci skierowały się w stronę szkoły. Wendy zamyśliła się. „Robert wyczuwał, że nie chciałam z nim grać” – pomyślała. „A z Susanną bawił się świetnie. Następnym razem ja też będę z nim grała z ochotą i serdecznością”. Przechodziła obok Roberta, siadającego do swojej ławki. Właśnie wtedy jego ołówek spadł, tocząc się po podłodze. Wendy podniosła go i położyła na jego ławce. – Dziękuję – powiedział. – Nie ma za co – odpowiedziała Wendy, uśmiechając się. Robert odwzajemnił uśmiech. Wendy poczuła ciepło w sercu. Od tej chwili Robert miał nową przyjaciółkę. Zaczerpnięto z Wee Lambs, wrzesień 2008 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Agnieszka Sawczuk–Wojtyńska Czy Bóg powinien pozmywać naczynia? —Carol Teichroeb – Tyle naczyń! I muszę je wszystkie pozmywać – westchnęła Sue Ellen, stawiając swój mały stołeczek przed zlewem. Spojrzała na 32 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 górę naczyń, leżącą na blacie kuchennym: kubki i talerze, łyżki i widelce, miseczki po płatkach i patelnia. Zejdzie mi dłuuugo, żeby pozmywać to wszystko – pomyślała. Sue Ellen odkręciła ciepłą wodę. Wycisnęła odrobinę płynu do zlewu. Następnie włożyła parę brudnych filiżanek do wody. Mieszała zmywakiem w pianie, patrząc przez okno. Chciałabym być na dworze – pomyślała. Chciałabym, żeby ktoś za mnie pozmywał te naczynia. Ale kto inny mógłby to zrobić? Mama często pomagała Sue Ellen, ale teraz usypiała małego Tymka. Irena była w szkole. Allen był za mały. Została Sue Ellen. Powoli umyła jedną filiżankę. Aha! – Sue Ellen przestała myć. Co mówił tata na wspólnej modlitwie? – Jeśli modlimy się i prosimy Boga, żeby nam pomógł, to On to zrobi. To jest myśl! Może Bóg mógłby pozmywać za nią te naczynia! Wówczas mogłaby wyjść, pobawić się na dworze. W kuchni panowała cisza. Sue Ellen złożyła ręce. Pochyliła głowę i mocno zacisnęła powieki. – Drogi Boże, proszę pozmywaj za mnie te naczynia – wyszeptała. Miała cały czas zamknięte oczy i czekała. Nie słyszała żadnego szmeru. Coś cicho Bóg myje te naczynia – pomyślała. Będę miała zamknięte oczy, aż skończy, a kiedy je otworzę, zobaczę wszystkie naczynia pozmywane! Poczekała jeszcze chwilę. Myślę, że Bóg umie szybko zmywać – zawyrokowała. – Na pewno nie zajmie Mu to tyle czasu, co mnie. Myślę, że już skończył. Powoli otworzyła oczy. Ale, co to? Co ujrzała? Tylko jedna czysta filiżanka stała w ociekaczu – ta, którą sama umyła. Wszystkie inne naczynia cały czas leżały po drugiej stronie zlewu. Talerze były wciąż brudne, łyżki oblepione jedzeniem, w filiżankach były resztki soku pomarańczowego, a w miseczce Tymka zostało parę płatków. Bóg wcale nie pozmywał naczyń! Co się stało? – Sue Ellen! – Obok stanęła mama. – Pozmywałaś dopiero jedną filiżankę? Dziewczynka ledwo mogła powstrzymać się od płaczu. – Modliłam się, żeby Bóg pozmywał naczynia, a On tego nie zrobił! Mama podeszła do zlewu. – O co się modliłaś? – Żeby Bóg pozmywał – szlochała Sue Ellen. – Bo tata powiedział, że jeśli się modlimy, Bóg nam pomoże. – Ooo! – Mama przez chwilę milczała. – Czy wiesz, że Bóg pomaga ci myć naczynia, Sue Ellen? Sue Ellen przestała płakać i spojrzała szybko na stertę brudnych naczyń. Cały czas tam były. Przeniosła wzrok na mamę. – W jaki sposób? – zapytała zdziwiona. – Bóg daje ci siły i zdrowie – uśmiechnęła się mama. Czy myślisz, że mogłabyś zmywać naczynia, gdybyś była chora? Sue Ellen schyliła głowę. – Nno, nie… ale nie to miałam na myśli. – Wiem, córeczko. – Mama odgarnęła kosmyk włosów z twarzy Sue Ellen. – Chciałaś, żeby Bóg pozmywał wszystkie naczynia za ciebie. Ale to nie byłoby dobre, gdyby Bóg wziął od nas całą pracę. Bóg pomaga nam, ale robi tylko te rzeczy, które wie, że są dla nas najlepsze. – Aha – Sue Ellen spojrzała znowu na stertę naczyń. Mama też na nie patrzyła. – Posłuchaj – powiedziała mama – pomogę ci pozmywać teraz te naczynia, a potem możesz wyjść na dwór i pomóc mi przy kwiatach w ogródku. – Świetnie! – zawołała Sue Ellen. Przesunęła swój stołeczek, żeby zrobić przy zlewie miejsce dla mamy. – Wiesz co, mamo? – powiedziała nagle. – Jesteś taka jak Bóg! Bo też mi pomagasz! Przedruk z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Anna Filipek „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 33 „I rzekł mi: Stało się. Jam Alfa i Omega, Początek i Koniec. Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia.” Obj 21,6 Fragment K SIĄŻKI CierpienieMiłości —Edith Witmer Część czwarta W domu Mabel siedziała na kanapie przeglądając albumy fotograficzne. Były w nich zdjęcia Helen, Stephena, Lamara i Ellen. Lamar na większości z nich wyglądał młodziej. Twarz Ellen miała taki sam piękny wyraz jak teraz Helen, uwieńczona uroczym uśmiechem. Helen była tak bardzo podobna do swojej mamy! Były też zdjęcia z zabaw rodzinnych – Lamar rzucający się z dziećmi śnieżkami i Radosna Ellen ze Stephenem na sankach. Zamykając album, Mabel powróciła myślami do Helen siedzącej nieopodal z Kaye. Jak mogłaby sprawić, aby ta mała dziewczynka czuła się przy niej swobodnie. Z uśmiechem zapytała uprzejmie po chwili. – Ilu uczniów jest w twojej klasie, Helen? – Czworo – Odpowiedziała Helen – Nasza szkoła jest mała. – To brzmi interesująco – kontynuowała Mabel. Wiele lat temu uczyłam w małej 34 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 szkole, która miała tylko ośmioro uczniów. Byliśmy jak rodzina – Wspominała z uśmiechem Mama. Iskierka zainteresowania zabłysła w oczach Helen. – Lubisz uczyć? – zapytała. – Tak – odpowiedziała Mama – Lubię. – Mama była nauczycielką jeszcze zanim poślubiła tatę. Pewnego dnia też chcę zostać nauczycielką. Nagle Helen się zachmurzyła i nie chciała już brać udziału w dalszej dyskusji. Po kwadransie, Helen wstała i poszła do kuchni. Zaczęła nakrywać do stołu. – Możemy ci pomóc? – zapytała grzecznie Maybel, gdy obie z Kay weszły do kuchni. – Jeśli chcecie – odpowiedziała Helen nagle – Trzeba pokroić chleb (była to dobra wymówka, bo nigdy nie potrafiła pokroić dobrze chleba). Czas ciągnął się w nieskończoność. Mama i Kaye starały się podtrzymywać rozmowę, ale Helen jedynie od czasu do czasu wtrą- cała kilka słów. Mabel poczuła rozczarowanie. Miała nadzieję, że Helen Poczuła ulgę, gdy otworzyły się drzwi i głos Brata Lamara przerwał ciszę. Dwayne podążał za nim pełen wrażeń. Twarz Stephena płonęła z zimna i szczęścia jednocześnie. Michael zdjął natomiast rękawiczki i zaczął ogrzewać dłonie nad piecykiem. – Twoja kolacja pachnie smakowicie, Helen – powiedział Lamar. Widzę, że miałaś dzisiaj pomoc – dodał posyłając uśmiech w stronę Mabel i Kaye. – Pomagałyśmy z przyjemnością – odpowiedziała ciepło Mabel. – Mabel – powiedział Lamar po skończeniu kolacji – Jesteście pewnie bardzo zmęczeni po porannej podróży. Czy chcesz, żebym zawiózł was wkrótce do domu mamy? – Byłoby miło – Zgodziła się Mabel. Wydawało się, że od trzeciej po południu upłynęły całe wieki. Brat Yutzy załadował walizki do samochodu i zawiózł wszystkich do małego, ceglanego domku matki, położonego kilka kilometrów dalej, pośród drzew. – Mamo – powiedział, gdy walizki były wniesione a dzieci poszły już do swoich pokoi – Miałabyś coś przeciwko, gdybyśmy posiedzieli przez chwilę z Mabel w twoim salonie? – Oczywiście, że nie – odpowiedziała Lydia. Po kilku minutach pogawędki Mabel wyczuła, że Lamarowi coś ciąży. W końcu zaczął – Mabel, jest mi szalenie przykro z powodu nastawienia Helen do naszej znajomości. Domyślam się, że nie czujesz się z tym dobrze, a ja nie wiem, jak mam teraz postąpić. – Rozumiem – odpowiedziała Mabel przyjaźnie. Ja też jestem rozczarowana, że nie potrawię do niej dotrzeć. Lecz przede wszystkim na niej skupiam moją uwagę. Wierzę, że jest uroczą dziewczynką. – Potrafi taką być – zgodził się Lamar. Modlę się, by znów ją wkrótce taką zobaczyć. Wierzę, że zmaga się też ze swymi wątpliwościami. Ona nigdy nie przyjęła Chrystusa. Będziemy się za nią modlić, prawda? – Będę na pewno – zgodziła się Mabel. Po kilku minutach ciszy, Mabel zapytała. – Czy Michaelowi podobało się dojenie krów? – Wyglądał na zadowolonego – odpowiedział Lamar. Michael jest fajnym chłopcem. Uwielbiam spędzać z nim czas. – Michael też toczył wewnętrzną walkę – powiedziała cicho Mabel. Gdy dowiedział się, że ze sobą piszemy stał się trochę zgorzkniały. Potem mu przeszło, ale jeszcze przez długi czas nie był całkiem sobą. Dopiero ostatnio powrociła mu jego pogoda ducha. Michael jest bardzo łagodny z natury tak jak jego ojciec i jest bardzo czuły na jego punkcie. Myślę, że pomógł mi zrozumieć Helen. Lamar był pod wrażeniem wyrozumiałości Mabel. – Dziękuję ci, że nie jesteś samolubna. Mam nadzieję, że wkrótce przebywanie z Helen będzie przyjemnością. Tymczasem na farmie, Helen leżała na łóżku, szlochając. Ona nie chce macochy. Ona chce tylko mamę! Najgorsze było to, że nie miała o co obwinić Mabel. Oczywiście oprócz tego, że zabierała tatusia. Mama odeszła a teraz straci ona jeszcze tatusia! Nikt się już nią nie przejmował! Łzy bólu splywały jej po policzkach. Skryła twarz w poduszce i zasnęła ukołysana szlochem. Śnieg zaczynał już topnieć, a na drzewach za domem zaczynały pojawiać się liście. Michael pomyślał o drzewach na farmie Lamara. Tam też musi być uroczo o tej porze. Zastanawiał się: – Co przyniesie następny rok? Ostatni rok szkolny Michela mijał szybko. – Wiesz, Ernest – powiedział Michael pewnego dnia – niedługo skończy się szkoła. „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 35 – Tak – odpowiedział Ernest. Będę zajęty na farmie. Zastanawiam się, gdzie będziesz, gdy szkoła się skończy. Kiedyś myślałem, że podejmę pracę, aby odciążyć trochę mamę, by mogła być w domu – powiedział Michael. Nadal chciałbym tak zrobić, ale czuję, że niedługo będę pracował na farmie. Brat Lamar znów przyjeżdża na weekend. – Och, ale ja będę za tobą tęsknił! – żalił się Ernest. – Wiem. Ja też będę tęsknił, jeśli się przeprowadzę. Cieszę się jednak, że od kiedy przychodzisz regularnie do kościoła, poznajesz też innych kolegów. – Ja też się z tego cieszę – zgodził się Ernest. Ale oni to nie ty. Będziemy musieli utrzymywać kontakt listowny. Gdy Lamar Yutzy przybył, wniósł ze sobą powiew radości – pomyślał Michael. Wyjawił powód wyśmienitego nastroju przy kolacji. – Nasze modlitwy zostały wysłuchane – oznajmił. Helen wygląda na znacznie szczęśliwszą dziewczynkę. Poprosiła mnie nawet, abym przeprosił was za to, że była taka niemiła. Ma lepsze i gorsze dni, ale wydaje się zmierzać we właściwym kierunku. – Jestem taka szczęśliwa – powiedziała łagodnie mama. W ostatnim dniu pobytu Brata Lamara wszyscy zasiedli przy kuchennym stole, jedząc wspólnie wieczorną przekąskę. Michael sięgnął po następną garść popcornu. Mama i Brat Lamar spojrzeli na siebie i Brat Lamar kiwnął ku niej głową. – Dzieci – zaczęła mama. Wiecie, że odkąd poznaliśmy się z Bratem Lamarem prosiliśmy Boga, aby nas prowadził. Brat Lamar modlił się o to samo. Teraz czujemy, że Pan prowadzi nas ku sobie i dlatego planujemy się pobrać pod koniec lata. 36 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 – Gratulacje! – powiedział Michael podając dłoń Bratu Lamarowi. – Och, mamo! – krzyknęła Kaye, przytulając ją. Tak się cieszę! – Dwayne – powiedziała mama. Modliłeś się o tatę. Teraz Lamar będzie twoim tatą. Dwayne szeroko otworzył oczy. Zerkał to na mamę, to na Brata Lamara. Wnet ze łzami szczęścia w oczach podbiegł do Brata Lamara i objął go za szyję. Brat Lamar posadził go delikatnie na kolanach, jego oczy też zaszły łzami. Przed zakończeniem wizyty Brat Lamar wręczył jeszcze z pewnym zakłopotaniem paczuszczkę Michaelowi. – Co prawda twoje urodziny są dopiero w następnym tygodniu, ale już teraz życzę ci szczęśliwego następnego roku. Michael otworzył paczuszkę i ujrzał dużą czerwoną skrzynkę ze sprzętem wędkarskim. – Mamy zatokę za naszą farmą z mnóstwem dobrych ryb – powiedział Brat Lamar. Jestem pewien, że chłopcy będą chcieli, abyś zabrał ich ze sobą. Lubisz łowić ryby? Oczy Michaela rozbłysły. Tak, Bracie Lamar. Uwielbiam łowić ryby, gdy tylko mam okazję. Jestem pewien, że będę używał tej skrzynki i polubię ją! – Nie mogę się doczekać, kiedy będę cię miał za syna, Michaelu.– dodał łagodnie Brat Yutzy. Michael spojrzał mu w oczy i dostrzegł w nich głęboką miłość. Niespodziewane łzy napłynęły mu do oczu.– Dziękuję, Bracie Lamar, ja… ja też cię kocham. Cudownie było czuć miłość Lamara. Być jednak jego synem? W jakiś sposób ta myśl zszokowała Michaela. Tak, odpowiedział sobie, właśnie tak będzie dobrze. Później Michael oglądał przez okno gwiazdy. Pomyślał: „Ojcze, nadal cię kochamy, ale… życie toczy się dalej”. Lamar Yutzy odłożył książkę, którą czytał. Poszedł do salonu i usiadł między Helen i Stephenem. Dzieci są zbyt długo same – skarcił się w myślach. Co mógł zrobić, skoro kościół wysłał go na misję? Jakże był zadowolony, że jego matka była tak blisko. Dom bez mamy wydaje się taki samotny! Otworzył album ze zdjęciami i przeglądał go bezmyślnie. – Pamiętam to – zaśmiała się Helen, wskazując na zdjęcie z pikniku nad strumykiem. To były moje urodziny i mama zrobiła dla mnie nową lalkę. – Też to pamiętam – odpowiedział jej ojciec uśmiechając się. Powiedziałaś nam, że jesteś najszczęśliwszą dziewczynką na świecie! – Tam jest mój pierwszy cielak – powiedział Stephen zerkając na inne zdjęcie. Teraz jest jest już jałówką. Czas mijał tak miło. Czy to na pewno odpowiedni moment, aby im teraz powiedzieć? – Dzieci – Brat Lamar rozpoczął, kładąc dłoń na każdym z nich. – Kocham was oboje tak bardzo! Pragnę tego, co dla was najlepsze. – Też cię kocham Tatusiu! – powiedział Stephen i pocałował go. Helen ścisnęła mu dłoń, a jej spojrzenie wyrażało miłość. To był jej tata! – Dzieci – kontynuował Lamar drżącym głosem. Od śmierci mamy starałem się dobrze wami opiekować, ale bardzo ciężko jest mi samemu zaspokoić wszystkie wasze potrzeby. Nasz dom wydaje się zbyt pusty, a ja zbyt często muszę was zostawiać samych. Stephen skierował swe brązowe oczy na ojca, oczekując odpowiedzi. Helen patrzyła na ojca ze zdziwieniem. – Wiecie, że ja i Siostra Mabel od prawie roku się kontaktujemy – powiedział delikatnie Brat Lamar – Czujemy, że Bóg prowadzi nas do małżeństwa. Mielibyście wtedy mamę, która obdarzyłaby was miłością i opiekowałaby się wami. Siostra Mabel kocha was oboje. Powiedziała mi to. Pragnie was uszczęśliwić. Potrzebuję Mabel. Wierzę, że ona uszczęśliwi nas wszystkich. Planujemy się pobrać pod koniec lata. Stephen spojrzał na ojca, a jego twarz rozjaśnił uśmiech.– Lubię Siostrę Mabel – powiedział łagodnie. Helen siedziała nadal przez chwilę. Następnie ukryła twarz przed ojcem w jego ramieniu i zaczęła szlochać: – Och, tatusiu, ja właśnie chcę mamę! Jej ojciec dotknął jej dłoni. – Helen, tak mi przykro, że jest to dla ciebie takie trudne. Wiem, jak bardzo tęsknisz za mamą. Wszyscy za nią tęsknimy. Ale teraz mama jest z Panem w niebie. Choć byśmy bardzo pragnęli jej powrotu, nic się nie zmieni. Bóg zabrał ją, aby z Nim była. Mama jest tam bardzo szczęśliwa. Pamiętasz, jak mama była chora, Helen? Było jej przykro, że musi nas opuścić, ale była zadowolona, że skończy się ból i będzie z Bogiem. Brat Lamar otarł łzę z policzka. – Teraz jest szczęśliwa! Jest szczęśliwsza, gdy jesteśmy ze wszystkim pogodzeni. Helen, czy gdybyś mogła to sprawić, to chciałabyś, by mama wróciła? – Myślę, że nie – odrzekła niepewnie. – Widzisz, Helen – kontynuował ojciec. Mama odeszła, ale my musimy żyć dalej… Nic dobrego nie przyniesie dumanie o przeszłości i marzenie, aby nadal tak było. Musimy z radością pozwolić, by Bóg dopomógł ułożyć nam sobie życie. Brat Lamar przerwał na chwilę. – Czy rozumiesz, co staram ci się powiedzieć, kochanie? – zapytał delikatnie. Jedyną odpowiedzią był stłumiony szloch Helen. – Tak się cieszę, że starasz się spojrzeć na wszystko inaczej niż wcześniej – kontynuował Brat Lamar. Wszystkich nas to uszczę- „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 37 śliwiło. Mabel i ja zamierzamy się pobrać, ponieważ obydwoje wierzymy, że będzie to najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich. Chcemy dać wam szczęście. Czy możesz sprobować spojrzeć na to z tej strony? – Postaram się, tatusiu – odpowiedziała Helen łamiącym się głosem, po czym wstała z miejsca. – Moja dziewczynka – – powiedział z uśmiechem tata. Przychodź do mnie, gdy będziesz miała jakieś zmartwienie. Chcę ci pomóc. – Dziękuję tato – wymamrotała Helen, cmokając go w szyję. Tak bardzo się staram spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, ale nie potrafię. Spróbuję jednak jeszcze raz. – Helen, niech Bóg ci pomoże. Czy prosiłaś Go o pomoc? – Zrobię to dzisiaj – obiecała, wchodząc na schody – Dobranoc, tato i Stephenie. Lamar usiadł cicho obok Stephena. Co ty o tym myślisz, synku? – Myślałem o Dwayne. Lubię się z nim bawić. – Chciałbyś mieć go za brata? – Tak – odpowiedział z usmiechem. – I będziesz miał nową mamę, Stephenie. Zaopiekuje się tobą i pokocha cię. To dobrze, prawda? – Tak! – wykrzyknął – Bardzo lubię mamę Dwayna! Zanim Brat Yutzy położył się do łóżka, otworzył Biblię na Psalmie 107. Przeczytał: Wtedy radowali się, że się uspokoiły, i zawiódł ich do upragnionej przystani. Rozchmurzył się. Powierzył Helen Bogu. Bóg pomoże Helen odnaleźć spokój! Kolejne lato! I jakże pracowite ono będzie. Michael jechał na rowerze, a łagodny wiatr rozwiewał jego włosy. Postawił rower obok domu. 38 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 – Cześć! – zawołała mama z ogrodu. Powinieneś zobaczyć wszystkie małe fasolki wiszące na krzaczkach, Michaelu. Powinniśmy mieć tyle, ile potrzebujemy. – Wystarczy dla wykarmienia siedmiu osób? – Tak myślę – zaśmiała się mama. Michael pochylił się i wyrwał kilka chwastów rosnących wzdłuż grządek. – Wejdźmy do środka na kolację – Zdecydowała mama prostując plecy. – Kaye, po kolacji możemy skończyć twoją sukienkę. – Będę mogła ją włożyć w niedzielę? Tak – odpowiedziała mama – Mam nadzieję, że uda nam się też skończyć w tym tygodniu twoją sukienkę na okazję ślubu. – Sześć tygodni to długi czas oczekiwania na włożenie sukienki – odrzekła – Wiem – zgodziła się mama – ale mamy teraz czas na to, aby ją skończyć. Będziemy tak zajęci tego lata, że czas upłynie nam bardzo szybko! Przed końcem tygodnia sukienki Kaye były już gotowe. Mama ostrożnie wyprasowała nową niebieską sukienkę, którą włoży na ślub i powiesiła ją w swojej garderobie. – Och, jest śliczna, mamo! – wykrzyknęła pełna podziwu Kaye. Zamierzasz pokazać ją Lamarowi, gdy przyjedzie? – Prawdopodobnie – powiedziała mama głaskając miękką tkaninę. Myślę, że jemu też się spodoba. Lubi niebieski. – To miło – wtrącił Michael, wchodząc do pokoju. Zerknął na mamę i dostrzegł nieśmiały uśmiech na jej twarzy. W oczach matki delikatnie zabłysła radość. Lamar Ytuzy lekkim krokiem podążał w stronę stodoły. Swym czystym gwizdem przerwał ciszę wczesnego poranka. Nad jego głową nadal świeciły gwiazdy. Jego myśli skierowane były na Mabel. Wkrótce będzie tutaj by dzielić z nim życie. Jak bardzo potrzebował jej obecności! Pomodlił się: – Dziękuję Ci, Panie, że doprowadziłeś mnie do Mabel! Pomyślał o Stephenie. Mały chłopiec był zachwycony, że wkrótce będzie miał mamę i małego braciszka. Gdy myślał o nich, jego oczy wyrażały miłość. Ale Helen… Lamar zatrzymał się i zapatrzył w niebo. Jak można by pomóc zrozumieć Helen, że jej życie nie straci sensu, a raczej zyska dla siebie błogosławieństwo? Jak bardzo utrudnia sobie wszystko! Tęsknota za przeszłością w niczym jej nie pomoże. W ostatnich latach była samotna, i ciężko jej było zrozumieć samą siebie. Być może towarzystwo Mabel jako matki pomoże jej się otworzyć. Wygląda na to, że Helen próbuje to uczynić, ale z marnym skutkiem! Na pewno broni się przed tym, by Chrystus wpłynął na jej życie. – Helen – zagadnął ją zeszłego wieczoru – Czy Pan odezwał się do ciebie, byś powierzyła Mu swoje życie? Nastąpiła potem długa rozmowa. Po swej matce Helen odziedziczyła wiele wspaniałych umiejętności. Gdyby tylko pozwoliła im się ujawnić. Gdy pomyślał o Mabel, poczuł ulgę, a jego twarz zajaśniała radością. Jakieś rozwiązanie na pewno istnieje i oni je znajdą! – Policz słoiki, Michaelu! – głos matki był uprzejmy, choć słychać w nim było zmęczenie. – Trzydzieści dziewięć – odpowiedział Michael. Daje to łączną sumę około stu kwart zielonej fasolki, prawda? – Tak, Michaelu. A Lamar powiedział, że jego kukurydza też wygląda nieźle. Mam nadzieję, że zbiory będą mogły poczekać aż będzie po ślubie. Helen będzie miała wiele pracy. – Jej babcia prawdopodobnie jej pomoże – zasugerowała Kaye. – Tylko pomyśl! – oznajmił Michael. – Tylko miesiąc pozostał do ślubu! – I jak mama i Brat Lamar wrócą z ich podróży, to wszyscy przeprowadzimy się na farmę! – wykrzyknął Dwayne. Michael spojrzał na zegarek. Ósma godzina, a ślub odbędzie się o dziesiątej. Zwrócił uwagę na poruszenie wokół niego. Dwayne zmywał naczynia a Kaye zmywała podłogę. Jak pusto wyglądał wyglądał dom, gdy tak wiele rzeczy było już zapakowanych w pudła! – Podejdź, Dwayne – zawołała mama gdy ucichł brzdęk naczyń. Chcę cię już przebrać. Postaraj się tylko nie pobrudzić. Pamiętaj, że nie wolno ci się już bawić na podłodze. Mama uczesała go. Następnie sama się przygotowała. Michael skończył pracę w salonie i też szybko się ubrał. O ósmej czterdzieści pięć wszyscy byli już w salonie gotowi do wyjazdu do kościoła. – Dzieci – powiedziała mama cichym, lekko drżącym głosem – dzisiaj jest początek nowego etapu w naszym życiu. Chcemy zacząć go wspólnie z Bogiem. Pomódlmy się więc! Drogi Panie – pomodlił się Dwayne – dziękuję ci za obdarzenie mnie ojcem! Każdy po kolei – Michael, Kaye i mama – oddali w ręce Boga swoją przyszłość i poprosili Go o błogosławieństwo dla nich. Dzidek będzie tu wkrótce żeby was podwieźć – poinstruowała ich mama po modliwie. Myślę że nie powinniście czekać zbyt długo. Podeszła do okna. – Oh – krzyknęła – Lamar już tu jest! Michael przyjrzał się Lamarowi, gdy ten stanął w drzwiach. Jak ładnie wyglądał w swoim nowym, gra- „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 39 natowym garniturze! Nigdy wcześniej Michael nie widział go tak bardzo szczęśliwego. Wymienili spojrzenia. Michaela ogarnęło dziwne uczucie, tak że zaschło mu w gardle. Jak bardzo kochał tego człowieka! Dzisiaj jako rodzina wyruszą w nieznaną przyszłość. Co ona przyniesie? – Dzień dobry, Mabel. Gdy Lamar spojrzał na Mamę, jego oczy rozbłysły. Gotowa do wyjścia? – Tak – odpowiedziała uśmiechnięta mama, podążając w jego kierunku. Gdy samochód odjechał, Michael chodził po salonie tam i z powrotem. Kaye opadła na poduszkę, podczas gdy Dwayne stał w oknie, wyglądając dziadka. – Jak się czujesz, Kaye? – zapytał Michael, przystając przy niej. Kaye odrzuciła poduszkę i spojrzała na niego. – Och, jestem podekscytowana i zdenerwowana – odpowiedziała – i z jakiegoś powodu trochę się boję. Wszystko będzie teraz inne, rozumiesz. – Wiem – przytaknął Michael. To będzie coś nowego. Co myślisz o tym, jak czuje się Helen? – Mam nadzieję, że jest szczęśliwa – odrzekła Kaye – ale nie jestem pewna. Michael po cichu pomodlił się za Helen. Michael ujął dłoń Dwayna i razem z Kaye poszli na przód kościoła. Rozejrzał się wokoło siebie. Niektórzy z jego krewnych już przybyli. Spojrzał na drugą stronę, na Helen i Stephena. Gdy Stephen ujrzał Michaela, jego oczy zabłysły. Odgłos wielu kroków sygnalizował, że pozostali goście wypełniają kościół. Na koniec weszli Lamar z mamą. Na początku ceremonii, śpiew zebranych dziwnie rozgrzał serce Michaela. Słuchał uważnie Brata Geralda, który przewodził 40 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 nabożeństwu. Następnie Brat John Hearst, pastor współpracujący z Bratem Lamarem, wygłosił ślubne przemówienie. – Tego ranka – rozpoczął – przyjrzymy się, jak trwałe cechy posiada miłość. Przeczytamy o tym w 13 rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian. Jedna uwaga, którą poczynił Brat Hearst utkwiła w umyśle Michaela ze szczególną siłą. – Dzieci, na które bezpośrednio wpłynie to małżeństwo: mam dla was specjalne przesłanie. Będziecie musieli wdrożyć w życie wartości, o których tu dziś usłyszycie. Będziecie musieli być silni i cierpliwi, dawać i dostosowywać się. Wtedy osiągniecie prawdziwe szczęście. – Dawać i … – Ta myśl utkwiła w pamięci Michaela. Kazanie dobiegło końca. Brat Lamar i mama podeszli do biskupa, by wypowiedzieć słowa przysięgi małżeńskiej. … Głos mamy był łagodny i wyraźny. – Ogłaszam was mężem i żoną – oznajmił biskup. Michael obserwował twarz mamy. Bił z niej taki blask! Wszyscy uklęknęli by się pomodlić… Przewodniczący chóru zaczął następną pieśń, a Brat Lamar i mama poszli wzdłuż naw do wyjścia. Gdy Michael uścisnął dłoń mamy, jej oczy zaszły łzami. Michael zamrugał, bo jego oczy też były pełne łez. Uśmiechnął się, gdy ściskał dłoń Lamara. Jakiego dobrego męża ma moja mama! Odwrócił się, by dołączyć do Helen, Kaye i młodszych chłopców. Jakie to dziwne! Helen i Stephen, których dotąd widział tylko kilka razy, byli teraz jego siostrą i bratem. Przyjęcie weselne dobiegło końca. Młoda Para wsiadła wraz z pięciorgiem dzieci do samochodu, który Brat Lamar pożyczył, by zabrać wszystkich ze sobą. – Gdzie jedziemy? – zapytał Dwayne, siadając na brzegu siedzenia. – Jedziemy do domu – powiedział Brat Lamar. – Do twojego domu? – zapytał Dwayne. – Nie, do twojego domu. Ale to będzie nasz rodzinny dom. Dwayne roześmiał się. – Teraz – powiedział Brat Lamar, gdy rodzina zebrała się w salonie – oto jesteśmy razem – jak jedna rodzina. Bóg wysłuchał naszych modlitw. Przerwał i zerknął na mamę. Odpowiedziała mu uśmiechem. – Mama i ja postanowiliśmy, że możecie mówić do nas „mamo” i „tatusiu”. W ten sposób nie będziemy czuli się zagubieni. Jeżeli Helen i Stephen powiedzą „Mamusia”, to będziemy wiedzieli, że mają na myśli Ellen. Jeżeli Michael, Kaye albo Dwayne powiedzą „ojciec”, to będziemy wiedzieli, że mają na myśli Luisa. Stephen podszedł i usiadł obok Mabel. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. – Teraz ja też mam tatusia, Stephen! – zawołał Dwayne uśmiechając się do niego radośnie. Michael poczuł ulgę. Chociaż kochał Brata Lamara, to łatwiej będzie mu mówić do niego tatusiu niż zwracać się tak, jak robił to do ojca. Helen czuła się zakłopotana. Będzie grzeczna dla Mabel. Tata powiedział, że mają ze Stephenem być jej posłuszni. Nazywać ją jednak Mamą? W każdym razie tata nie powiedział, że musimy się tak do niej zwracać. Może przecież nie używać wobec Mabel żadnego zwrotu. Jeżeli będzie musiała się zwracać do niej, może mówić „ona” albo „jej”. – Mamo – zapytała Kaye siadając do stołu – Gdzie ty i tata usiądziecie? – Kaye roześmiała się i spojrzała na Lamara.– Och, to takie zabawne nazywać cię tatą – powiedziała. Przywykłam, że nazywam cię Brat Lamar. – Przyzwyczaisz się niedługo, Kaye. Wkrótce wcale nie będzie to brzmiało dla ciebie dziwnie – odpowiedział grzecznie Lamar. – Naprawdę, dzieci – kontynuował – będzie wiele nowych rzeczy, do których będziemy musieli przywyknąć. Pamiętajcie jednak, że opiekując i dzieląc się, dając i dostosowując się do siebie nawzajem możemy dać sobie szczęście. Helen zmarszczyła brwi. Czy jest w stanie przywyknąć do nazywania Mabel mamą? Nigdy – tak długo jak kocha mamę. A kochać ją będzie zawsze. Kolacja upłynęła bardzo przyjemnie. Chłopcy rozmawiali ze sobą. Mama i tata rozmawiali o przeprowadzce, a starsze dzieci od czasu do czasu coś wtrącały. Wszyscy byli w radosnym nastroju – tylko Helen jakoś tego nie czuła. Szczęśliwy, ale zmęczony Michael szykował się do spędzenia tej nocy u wujka Marka. Myślał o Kaye i Dwaynie nocujących dzisiaj u Cindy i Leona. Tata i mama byli teraz prawdopodobnie w domku. Jutro, Helen i Stephen wyjadą ze swoimi dziadkami. W następnym tygodniu, wszyscy planują być znowu razem. Dzisiejszy dzień był przełomowy i Michael miał tak wiele wrażeń. Dobrze by było, gdyby przed przeprowadzką mógł spędzić parę dni u wujka Marka. On zawsze rozumiał go i jego uczucia. – Dziękuję Ci, Boże – wymamrotał Michael. Zamknął oczy i wkrótce zasnął. – Przyjemnie było w domku? – Zapytała Kaye mamę i tatę wypakowujących w domu swój bagaż z samochodu. – Było tak pięknie! – odpowiedziała mama. Liście wyglądały uroczo! Niedaleko „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje . . .” (Psalm 139,14a). 41 domku była niewielka zatoczka. – Widzieliśmy też jelenie w lesie – dodał tata. Raz nawet samiec z dwoma innymi podeszły około piętnaście metrów od nas. – Tak, robiliśmy sobie często spacery – powiedziała mama. Któregoś dnia musimy pojechać w góry całą rodziną na wycieczkę – powiedział tata. Nie sądzisz, Matko? – Tak – odpowiedziała mama z uśmiechem. Następnego dnia każdy zajęty był pakowaniem domowych przedmiotów i załadowywaniem wielkiej ciężarówki Lawrensa Swopa. Wczesnego ranka kolejnego dnia dołożono do mebli i pudeł również łóżka. Ernest przyszedł z pomocą. – Michael – powiedział, gdy zostali sami – Mam ci coś wspaniałego do powiedzenia! Ojciec oświadczył, że chce iść przez życie z Jezusem. Teraz planujemy wstąpić do twojego kościoła. – Jestem taki szczęśliwy! Krzyknął Michael – Bóg wysłuchał naszych modlitw, prawda? – Nie zapomnę tego, Michael – kontynuował Ernest. Chciałbym czasami cię odwiedzić. A kiedy przyjedziesz, to bądź pewny, że spędzisz noc u mnie. – Chłopcy – tata zbliżał się do nich – Powiedziałem Lawrensowi, że potrzebujemy jeszcze jednej pary rąk do pracy, gdy ciężarówka dojedzie do Wisconsin .Pomyślał o tobie, Erneście. Może chciałbyś pojechać? Michael posłał ojcu wzrok pełen wdzięczności. – Pewnie, że bym chciał! – krzyknął Ernest – Czy tata powiedział, że mogę? – Dosłownie tego nie powiedział – zaśmiał się tata – Idź i porozmawiaj z nim. W końcu byli prawie gotowi do drogi. Brat Gerald zbliżył się do Michaela. – Michael – powiedział – Będę się za ciebie modlił. Niech Bóg będzie przy tobie w nadcho- 42 Ziarno Prawdy • lipiec 2011 dzących dniach. – Dziękuję, Bracie Geraldzie – odpowiedział Michael – Będę na Nim polegał! Michael poczuł się zdezorientowany. Co Brat Gerald miał na myśli? Zabrzmiało to tak, jakby chciał mu wyrazić swoje współczucie. – Do widzenia Michael.– Wujek Mark i ciocia Betty podeszli uścisnąć mu dłoń – Będziemy się za ciebie modlić. Będziemy tęsknić, ale cieszę się, że jedziesz do swojego nowego domu i nowej rodziny. Wierzę, że i jedno, i drugie sprawi ci radość. Wujek Mark wypowiedział te słowa z przekonaniem. – Ja też będę tęsknił za wami wszystkimi – powiedział Michael, podając dłoń wujkowi Markowi. Dziękuję wam za okazaną mi dobroć! – – Wujek Nathan odpalił silnik ciężarówki. – Wystarczy paliwa? – zawołał Lawrence. – Tak – Ernest przekrzyknął ryk silnika. – Zatankowałem rano. Michael wyjrzał z kabiny i pomachał wszystkim ręką. Wujek Nathan skierował się na autostradę. Michael odwrócił się i ujrzał mamę i tatę jadących autem kombi. Poczuł, że targają nim silne emocje. Nowe życie już się zaczęło. —ciąg dalszy nastąpi Fragment The Anguish of Love Rod and Staff Publishers, Inc. Box 3, Crockett, Kentucky 41413 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Magdalena Sokołowska