MILICJA i POLICJA BIJĄ PO GODZINACH

Transkrypt

MILICJA i POLICJA BIJĄ PO GODZINACH
MILICJA i
GODZINACH
POLICJA
BIJĄ
PO
Lesław Czapliński
„Milicja i Policja biją po godzinach”
Arkadiusz Jakubik
nakręcił „Prostą historię
o morderstwie”, a także zagrał tytułową rolę „wampira z
Zagłębia” w „Jestem mordercą”, tym razem wyreżyserowanym przez
Macieja Pieprzycę
. Obydwaj starają się
uciec od kina gatunkowego, a konkretnie sensacyjnego, za
przejawy którego uchodzić mogą ich filmy. A zatem próbują
dodać im rozmaite głębsze podteksty, a nade wszystko znamiona
psychologicznych dramatów sumienia: młodego adepta policji
, odkrywającego ciemne sprawki swego ojca
pierwszym
, również służącego w tej formacji w
przypadku, wątpliwości prowadzącego śledztwo
milicjanta
co do stosowanych w nim metod,
mających na celu pozyskanie zaufania podejrzanego w drugim. A
także podtekst społeczny, ogniskujący się wokół problemu
przemocy domowej. W pierwszym filmie stanowi ona odreagowanie
zawodowego wypalenia, uwikłania w powiązania z przestępczym
podziemiem. W drugim niepewność bohatera, czy jest czymś
moralnie dopuszczalnym, by dla kariery i korzyści majątkowych
zaprowadzić człowieka na szafot, skoro nie dysponuje się
niezbitymi dowodami jego winy. Zwłaszcza że z czasem odsuwają
się od niego z tego powodu najbliżsi współpracownicy, odchodzi
żona z synem. A więc, mimo pozorów zawodowego sukcesu, w
istocie przegrywa życie.
Wbrew tytułowi historia o morderstwie w filmie Jakubika
bynajmniej nie jest prostą. Decyduje o tym powikłana
konstrukcja czasowa, oparta na niechronologicznych
retrospekcjach, mających wyjaśnić i uzasadnić ojcobójstwo
głównego bohatera, dokonane po zakatowaniu przez tamtego
matki.
Pewien klimat opowieść ta zyskuje za sprawą naturalnej
scenografii malowniczego Barda Śląskiego.
Film Pieprzycy odwołuje się z kolei do rzeczywistej historii
seryjnego mordercy kobiet Zdzisława Marchwickiego,
działającego w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych na
Śląsku, a w filmie występującego jako Wiesław Kalicki.
Zdzisław Marchwicki, śląski wampir i jego filmowe wcielenie
Wiesław Kalicki
Największe wrażenie wywierają w nim nieme serie ujęć, kiedy
prowadzący śledztwo bohater podgląda wnętrze celi z
zatrzymanym mordercą, czy prowadzone przez jego kolegów
przesłuchania tamtego. Wstrząsająca jest też sekwencja
egzekucji, która rzeczywiście przeprowadzona została w
prowizorycznych i urągających godności człowieka warunkach w
garażu aresztu śledczego, przywodząc przed oczy tę z filmu
Kieślowskiego.
Prawdopodobnie, nie chcąc być podejrzewanym o nostalgię za
PRL-em, reżyser wskrzesza jego turpistyczną wizję jako czasów
równie brzydkich wnętrz i przedmiotów, co zaludniających je i
posługujących się nimi ludzi. Młoda fryzjerka, z którą bohater
ma romans, a która tym sposobem pragnie uzyskać paszport i
wyjechać do przebywającego w Austrii ojca, zwraca mu uwagę na
zaniedbane włosy. Co ciekawe, jednak, nie przydaje zarazem
aparatowi ówczesnej władzy cech opresyjnych. Milicjanci na
przykład nie stosują przemocy wobec przesłuchiwanego, a
przecież nawet w tamtych czasach, w głośnym filmie Marka
Piwowskiego padało tytułowe, pełne przestrachu pytanie
zatrzymanego: „przepraszam, czy tu biją?” Za to leje się morze
alkoholu, w którym postacie starają się utopić swe
wątpliwości, w tym główny bohater
,
uświadamiający sobie, że to on jest tytułowym mordercą, tyle
że w majestacie prawa.
W obydwu filmach najciekawsze role stworzyli aktorzy, grający
niejako na przekór swym dotychczasowym wizerunkom ekranowym. A
więc „chrystusowy” Andrzej Chyra nadał wiarygodność i
niejednoznaczność postaci zdemoralizowanego policjanta,
prowadzącego podwójne życie, stając się w domu brutalnym
oprawcą, podczas gdy ceniona przeze mnie za role teatralne i
filmowe Kinga Preis
, tym razem sprawiała
wrażenie nieco zagubionej na planie, do pewnego stopnia
ożywionego manekina, co nie do końca tłumaczyła bezwolność
bohaterki, naprzód niezdecydowanej na opuszczenie męża, a
potem do niego powracającej, co doprowadzi do tragicznego
finału.
W pewnym sensie podwójne życie prowadzi również śląski
„wampir”, zdradzany przez żonę i z tego powodu „mszczący się”
potem na kobietach. Arkadiuszowi Jakubikowi udało się ze swej
strony uczłowieczyć jego wizerunek, a nawet przydać mu odcieni
tragizmu, kiedy łatwowiernie daje się podejść śledczemu,
grającemu przed nim rolę „dobrego policjanta”.
Z kolei Piotr Adamczyk jako komendant milicji
starał się
„odkleić”
od poprzednio granych przez
siebie „świętych”, a Agata Kulesza wystąpiła tym razem jako
prymitywna żona „wampira”, obciążająca go swoimi zeznaniami w
nadziei uzyskania nagrody, co cynicznie wykorzystuje
prowadzący śledztwo główny bohater. Aktorstwo grającego go
Mirosława Haniszewskiego reżyser wspomaga natomiast środkami
filmowymi, przywołując jego nerwicowe reakcje w zbliżeniach
dłoni, zaciskającej się na zapalniczce. A także w
„trzęsieniach
ziemi”,
wywoływanych
przez
pociągi,
przejeżdżające nieopodal jego dotychczasowego miejsca
zamieszkania, które zmieni na bardziej komfortowe za cenę
powodzenia prowadzonego śledztwa, szukając tym sposobem dla
niego usprawiedliwienia.
„Prosta historia pewnego morderstwa” Scen. Arkadiusz Jakubik,
Igor Brejdygant i Grzegorz Stefański. Reż. Arkadiusz Jakubik.
Zdj. Witold Płóciennik. Muz.Bartosz Chajdecki.
„Jestem mordercą”. Scen. i reż. Maciej Pieprzyca. Zdj. Paweł
Dyllus. Muz. Bartosz Chajdecki.
Obejrzane w krakowskim kinie Mikro dzięki uprzejmości pani
Iwony Nowak.