W świecie tonącym w plastiku, chemikaliach i głupocie ludzkiej
Transkrypt
W świecie tonącym w plastiku, chemikaliach i głupocie ludzkiej
Eko dziwak W świecie tonącym w plastiku, chemikaliach i głupocie ludzkiej odwracam się i biegnę w przeciwnym kierunku. Patrzę z boku i wszystko mnie irytuje, nawet ludzie do których nie miałam zastrzeżeń. Kolejna, nieszczęsna reklamówka na zakupach, ich milionowa butelka z wodą mineralną i tony zbędnego jedzenia zalegające w lodówce tylko po to, by zgnić, bo nikt nie jest w stanie tego przejeść. Niektórym ciężko oszacować zapotrzebowanie, bo mamy zakodowane, że jedzenie zawsze musi być pod ręką. Nawet jeśli ma się zepsuć, to potrzebujemy zapasu. Nie jestem święta, sama się często zapominam, że bułki mogę spakować w dwudziesty worek papierowy z tego sklepu, który jeszcze się nie przedarł. Sklep bez opakowań. W Berlinie powstał właśnie pierwszy sklep bez opakowań! Czyż to nie cudowne móc zapakować sobie wszystkie owoce i warzywa do koszyczka? Czyż nie lepiej kupić kukurydzę, czy bób bez foli, w której parują się od wielu dni? Marzy mi się taki sklep, jednocześnie jestem wniebowzięta, że ktoś w ogóle zauważył taką potrzebę lub bardziej taki problem. Odkąd ktoś mi zwrócił uwagę, że nie potrzebuję tej reklamówki, zaczęłam bacznie się przyglądać wszystkim w sklepie i wniosek jest jeden, ludzie robią to bez zastanowienia. Mimo iż mają tysiące zbędnych worków ze sobą odruchowo lub z głupoty biorą następny. Ja rozumiem, że ziemniaczki pobrudzą dłonie, ale pamiętam też świat bez reklamówek, świat gdzie każda kobieta miała swój koszyczek na zakupy i jedną od lat reklamówkę. W którym momencie się tak zagubiliśmy, że potrzebna nam reklamówka na wszystko? Komuna z wiklinowym koszykiem. Często wspominam lata 80. Mimo ogólnie panującej biedy i braku towarów jakoś było lepiej. Jakoś lepiej się umawiało na spotkania bez telefonów komórkowych, w sklepach były dwa napoje woda sodowa albo oranżada, potem pojawił się „Ptyś”. Napoje wyjmowało się z metalowego wiadra przed sklepem, były idealnie zmrożone suchym lodem, miały dwa znajome smaki, nic więcej nie trzeba. Warzywa były z własnej działki albo od gospodarza, 10 kg pomidorów co weekend z własnego ogródka, fasola szparagowa czy agrest. Samemu się zasiało, samemu się zbierało. Tak, to były czasy nędzne, ale Eko dziwak jednocześnie bogate. Bogate w relacje międzyludzkie i jakieś takie inne wartości, człowiek cenił swoje jedyne buty i piłkę do kosza. Cenił zdanie drugiego człowieka i jakoś go słuchał. Dziś, nie biorę reklamówek w sklepie, wącham warzywa, sprawdzam i pytam, czytam wszystkie składy na produktach i unikam jak zarazy plastiku, dziś walczę o drzewa w mieście i segregację śmieci, dziś tłumaczę znajomym, dlaczego zabijanie zwierząt jest złe. Zabijanie zwierząt zawodowo. Czy naprawdę trzeba tłumaczyć dlaczego zabijanie jest złe? Pozwolę sobie zacytować: „W Kalifornii hodowanych jest 1,75 miliona krów mlecznych, stłoczonych w surowych zagrodach na maleńkich skrawkach ziemi, które są istną kpiną w zestawieniu z olbrzymimi przestrzeniami w tej części Ameryki. Co roku oddają mleko o wartości prawie 6 miliardów dolarów i wytwarzają tyle odchodów w postaci łajna i uryny, co 90 milionów ludzi (…)- „Farmagedon” -Philip Lymbery, Isabel Oakeshott. W takim świecie przyszło nam żyć a zasada za „granicą się nie liczy” nie działa w tym przypadku. W Polsce dzieje się dokładnie to samo a najzabawniejsze jest to, że ludzi, którym się to nie podoba, którym zależy na zmniejszeniu cierpienia i zniwelowania tego absurdu nazywa się EKO FRIKAMI! Kim zatem są ci, którzy robią to wszystko po drugiej stronie? Obywatelami? fot:http://blogs.exeter.ac.uk/ Podziel się: Udostępnij na Twitterze(Otwiera się w nowym oknie) Click to share on Facebook(Otwiera się w nowym oknie) Click to share on Google+(Otwiera się w nowym oknie) Click to share on Pocket(Otwiera się w nowym oknie) Eko dziwak Kliknij, aby udostępnić na LinkedIn(Otwiera się w nowym oknie) Więcej Dodaj do ulubionych: Lubię Wczytywanie...