1 Zbigniew Kwieciński Warszawa 11 maja 2016 r. Rozwój
Transkrypt
1 Zbigniew Kwieciński Warszawa 11 maja 2016 r. Rozwój
Zbigniew Kwieciński Warszawa 11 maja 2016 r. Rozwój pedagogiki i jego wrogowie. Perspektywa ćwierćwiecza + Na 35-lecie Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego Dokonując oglądu rozwoju pedagogiki polskiej po upływie ćwierćwiecza od systemowego przesunięcia jej kontekstu politycznego, społecznego, ekonomicznego i kulturowego, czyli po okresie PRL, można zaryzykować całościową ocenę pozytywną. Cezura tego przełomu czyni nieporównanymi okresy 1981-1989 i 1990-2016. Do okresu pierwszej dekady istnienia Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego nawiążę nieco później. W ostatnim dwudziestopięcioleciu dokonał się dynamiczny rozwój naszej dyscypliny zarówno w jej wnętrzu, poprzez wzrost jej wielu subdyscyplin, jak na zewnątrz, poprzez 1) większe i głębsze otwarcie na nauki podstawowe; 2) szersze i owocne związki z nauką zachodnią (wyjazdy studyjne, kontakty robocze, wizyty wzajemne, dostępność publikacji, publikacje w językach kongresowych, wiele publikacji wykorzystujących literaturę światową); 3) szybszy rozwój młodzieży naukowej; 4) oraz poprzez decentrację silnych ośrodków pedagogicznych i wyraziste ich zadomowienie się w kilku ośrodkach akademickich kraju. Taką pozytywną ocenę ogólną można sformułować nie tylko w odniesieniu do dynamiki rozwoju w okresie ostatniego ćwierćwiecza, ale też poprzez pryzmaty naukoznawcze. Jeżeli zatem do rozwoju pedagogiki polskiej przyłożymy „mapę paradygmatów” sformułowaną przez Rolanda Paulstona, to można zasadnie twierdzić, że w pedagogice polskiej równocześnie zaistniały cztery główne paradygmaty: funkcjonalny, strukturalno-krytyczny, humanistyczny i hermeneutyczny. Jeżeli zaś przyglądniemy się zmianom pedagogiki polskiej w tym okresie poprzez pryzmat typologii ideologii edukacyjnych T. Bramelda, to znów okazuje się, że w pedagogice polskiej współistnieją wszystkie główne modele dyskursywne: perenializm, esencjalizm, progresywizm i rekonstrukcjonizm. A zatem pedagogika polska stała się wielonurtowa, polifoniczna, heterogeniczna. Jeżeli można w tym okresie wskazać prace wybitne, a można, to także broni się pozytywna próba bilansu pedagogiki ostatniego ćwierćwiecza. Z taką pozytywną oceną nie można skądinąd przesadzać, bo owej wielonurtowości daleko jest od równowagi, a także do dialogu w poszukiwaniu wspólnego trzonu propozycji dla systemowej zmiany praktyki i uzgodnionego oraz skutecznego dotarcia takiego optymalnego modelu zmian do decydentów praktyki edukacyjnej, polityków, liderów lokalnych i do systemu kształcenia nauczycieli, którego zresztą po prostu już nie ma. 1 Niektóre typy dyskursów są wyraźnie faworyzowane, inne są spychane na margines. Na przykład, w wyniku posocjalistycznego uczulenia, nie doszło w Polsce do ponownego, krytycznego, ale i twórczego odczytania marksizmu śródziemnomorskiego. Z kolei, w efekcie negatywnych schematów ocen z przeszłości (lęk przed „nauką burżuazyjną”) zaniedbano rozwój pedagogiki powiązanej z psychoanalizą. Przesadza się z zerwaniem z pedagogiką z okresu PRL, w której można doszukać się niemało osiągnięć. Należą do nich także dzieła „ojców założycieli” Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, w tym dydaktyka ogólna Wincentego Okonia i jego szkoły, Bogdana Suchodolskiego pedagogika humanistyczna z dojrzałego okresu jego twórczości oraz seria unikatowych konferencji w Jabłonnie, Mikołaja Kozakiewicza badania empiryczne i synteza na temat nierówności w oświacie i odsłanianie „niezbadanych ścieżek wychowania”, demaskatorskie badania nad światopoglądami nauczycieli. Ważne osiągnięcia mieli też historycy oświaty (tu z udziałem nieocenionego prof. Mariana Walczaka!). W okresie tym funkcjonowały szkoły naukowe przedwojennych mistrzów pedagogiki, jak na przykład pedagogika społeczna uczniów Heleny Radlińskiej, socjologia wychowania po Florianie Znanieckim i Józefie Chałasińskim, tworzyli wciąż też wybitni pedagodzy przedwojenni, bądź wykształceni przed II Wojną. Powstały dwa unikatowe w skali międzynarodowej raporty o stanie oświaty. Zaistniały także nowe twórcze i owocne środowiska badawcze, jak na przykład „Wrocławska Szkoła Przyszłości”, czy toruńska grupa socjologów edukacji i pedagogów społecznych. Do osiągnięć zbiorowych schyłkowego okresu PRL należy też działalność Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, którego pierwszy przewodniczący zorganizował w trudnych latach 80-tych trzy duże konferencje ogólnopolskie skupione – podobnie jak później ogólnopolskie zjazdy pedagogiczne – wokół „wielkich pytań” pedagogiki i edukacji o ich reakcje i relacje wobec głębokich zmian systemowych, nieuniknienie czekających Polskę. Obecnie wciąż naderwane są więzi z wybitnymi osiągnięciami polskiej pedagogiki z bardziej odległej jej przeszłości z lat międzywojennych. Szeroko pisał o tym L. Witkowski. Nie mniej jednak, ogólnie pozytywna ocena rozwoju pedagogiki polskiej w ostatnim ćwierćwieczu wydaje się zasadnie bronić. Niestety, takiej pozytywnej oceny nie mógłbym powtórzyć, jeżeli dotyczy to rozwoju środowisk pedagogów akademickich. Wśród zauważalnych grzechów naszych środowisk wymienić można: tolerancję dla badań i publikacji spłyconych, powierzchownych, mało odkrywczych oraz dla awansów naukowych na granicy pozoru, wyrastający w obronie tego proce2 su trybalizm, czyli plemienne wspólnoty obronne (zresztą rozrastające się szeroko w całym szkolnictwie wyższym, co wielokrotnie podnoszono na Kongresie Kultury Akademickiej, UJ marzec 2014), rywalizacja o awanse naukowe i w hierarchiach akademickich, wyniszczająca zdolność pedagogów do współpracy zadaniowej i do pogłębionego dialogu; częste zastoje, a nawet zapaści rozwojowe po uzyskanych awansach i towarzyszące temu wyzbycie się przez nominatów umiejętności zawodowych (deskilling; por. S. Magala) w zakresie pracy twórczej, kształcenia i wychowania młodzieży; oraz sprzężone z pospiesznymi i rywalizacyjnymi awansami zjawiska dworskości, lizusostwa i wrogości środowiskowej. Od takiego obrazu są, oczywiście, szlachetne wyjątki. Tym niepokojącym procesom można i należy przyglądać się z dystansu i szerszej perspektywy w dostrzeganiu ich przyczyn i uwarunkowań strukturalnych, których musimy być świadomi, by je ograniczyć l pokonać. Do tych uwarunkowań negatywnych procesów dotykających środowiska pedagogów akademickich zaliczyłbym: (1) nędzę finansowania szkolnictwa wyższego, która (2) współwystępując z eksplozją demograficzną i skolaryzacyjną (3) otworzyła szerokie bramy dla quasi-rynku edukacji wyższej, a (4) umasowienie i urynkowienie kształcenia wyższego wymusiło (5) profesjonalizację studiów (licencjaty i upozorowane magisteria), co spowodowało (6) tsunami upadku uniwersytetów i (7) zagarnięcie rynku edukacji wyższej przez rozległą sieć szkół nie-akademickich. Temu wszystkiemu towarzyszyło (8) utrzymanie sztywnych schematów usamodzielniania się nauczycieli akademickich, tzn. absurdalne wymuszanie na wszystkich nauczycielach akademickich habilitacji i profesur w celu pozyskiwania mianowań na stałe lub na „czas nieokreślony”. Procesy te są ze sobą sprzeczne, wzajemnie wyniszczające potencjały twórcze, nauczycielskie i wychowawcze środowisk akademickich pedagogów. Tak zatem miniony okres 35-lecia pedagogiki oceniać można zdecydowania pozytywnie, ale też nie można pominąć zjawisk i procesów nasyconych ambiwalencjami. Na koniec jedno zdanie, które zarazem może być mottem następnego wystąpienia o rozchwianiu i kryzysie społeczeństwa wychowującego. Kryzysy, zwłaszcza uświadomione, dają początek nadziei. 3