jak można uchronić nauczyciela akademickiego od bycia ekspertem

Transkrypt

jak można uchronić nauczyciela akademickiego od bycia ekspertem
Kazimierz W. Rogoziński
Akademia Ekonomiczna w Poznaniu
JAK MOŻNA UCHRONIĆ NAUCZYCIELA AKADEMICKIEGO
OD BYCIA EKSPERTEM WIEDZY?
Wskazać mogę jeden zasadniczy powód, który sprawił, że zgłosiłem swój udział w tej
konferencji. Kiedy w materiałach z poprzedniej konferencji znalazłem zaskakujące stwierdzenie, że
informatyka obwieszcza powstanie nowych „przedmiotowych ontologii” [sic!], potraktowałem to jako
ostrzeżenie. Rzadko w publikacjach naukowców spotyka się taką pewność siebie, by nie powiedzieć
apodyktyczność
wypowiadanych
sądów
odnoszących
się
do
fundamentów
poznania.
[NB Sformułowanie: Wobec naszego obecnego przekonania o niemożności budowania uniwersalnej
ontologii… przypomina publikacje empiriokrytyków, empirystów logicznych czy optymizm B. Russella
– A.N. Whitehead’a1.]
Uznałem, że w tym informatycznym monologowaniu o wiedzy potrzebny jest jakiś sygnał
alarmowy, który uświadomiłby nam, czym dla dydaktyki szkół ekonomicznych jest groźba
zinstrumentalizowania wiedzy lub uznanie dominacji jednej, jedynie słusznej „ontologii przedmiotowej”.
Usprawiedliwiając moją tu obecność wyznać muszę, że nie jestem specjalistą od GOW, ani nie
zamierzam się w tej modnej dziedzinie specjalizować2. Moje stanowisko było i jest oczywistą
konsekwencją wcześniejszych wyborów. Jeden z nich był – absurdalną dla ekonomisty – decyzją, by
zająć się teorią usług. O stanie teorii usług nie zamierzam się tu rozwodzić, muszę jednak stwierdzić,
że tylko z tej teoretycznej perspektywy sformułowane w tytule pytanie ma sens.
Proszę również zauważyć, owo pytanie jest jednocześnie wyrazem dezaprobaty wobec
zamiaru przekształcenia nauczyciela akademickiego w eksperta od wiedzy. Skoro nie pytam czy, tylko
jak jest możliwe sygnalizuję gotowość udzielenia pozytywnej odpowiedzi. Dochodził będę do niej
w następujący sposób: punktem wyjścia będzie nie przegląd pojęć, nie eksplikacja „wiedzy”, ale
spojrzenie na wiedzę, jako rezultat aktywności poznawczej człowieka i w tym kontekście będzie można
wskazać na znaczenie kształcenia w rozwijaniu tej umiejętności. Z kolei analiza różnic miedzy
ekspertem a nauczycielem akademickim, odniesiona zostanie do procesów informatyzacji ekonomii, co
pozwoli zorientować się, w czym tkwi niebezpieczeństwo, przed którym stajemy i jakie są szanse jego
1
Wyrażone w ten sposób przekonanie jest tym bardziej zdumiewające wobec braku jakiejkolwiek wzmianki o tym, jak owe
ontologie przedmiotowe odnoszą się ontologii przedmiotu Meinonga – Twardowskiego – Ingardena i dlaczego ontologia
fundamentalna M. Heideggera miałaby być nieudanym przykładem budowania ontologii ogólnej? Por. W. Abramowicz,
Informatyka ekonomiczna w europejskim obszarze badań naukowych i europejskim obszarze szkolnictwa wyższego,
[w:] E. Panek (red.), Wymiar europejski studiów ekonomicznych w Polsce, Warszawa 2003, s. 104.
2
Co więcej, deklaruję, że nie chciałbym być „ekspertem od wiedzy”. Mogę się więc dystansować od owego naukowego
mainstream’u, jak dystansowałem się od cybernetyki, logiki formalnej [w Poznaniu nazywaliśmy ją „kmitologią”], by nie
wspomnieć o innych doktrynach, którym ulegała współczesna ekonomia.
1
uniknięcia. Zawarta w referacie propozycja, będąca odpowiedzią na tytułowe pytanie, wyprowadzona
zostaje z następującego sądu:
Jak nauczyciela akademickiego przed byciem ekspertem wiedzy może uchronić znajomość tego, czym
są usługi profesjonalne, podobnie ekonomię przed informatyzacją ustrzec może teoria usług.
Klasyczne rozumienie wiedzy
Powiększające się zasoby wiedzy mierzy się przyrostem geometrycznym, a w ślad za tym
przyrostem podąża liczba publikacji naukowych poświęconych różnym aspektom wiedzy. Niemal
każdy z autorów proponuje własne klasyfikacje bądź – ci ambitniejsi – proponują nadto różnego
rodzaju hierarchizacje. Im trudniej jest nam całą tę „produkcję naukową”3 ogarnąć, tym bardziej
wskazane jest sięgnięcie do źródeł, kiedy myśl ludzka nie uległa tak bardzo utylitarnym dewiacjom.
Dlatego dokonując arbitralnego wyboru, przypomnę jeden, za to najbardziej znany, wprowadzony
przez Stagirytę podział wiedzy, który nie stracił swej aktualności.
Wyróżniał on następujące trzy, wzajemnie się dopełniające, rodzaje wiedzy. Każde z tych pojęć
mogłoby być tematem nie tyle osobnej książki, co całej biblioteki, więc hasłowo potraktowane, mają
dawać jedynie wyobrażenie o bogactwie kryjących się za nimi znaczeń.
a) Episteme – wiedza uniwersalna, „teoretyczna”4, tyle co poznanie teoretyczne ogarniające całe
pole epistemicze danej epoki, albo – w węższym ujęciu – zespół wyobrażeń ontologicznych,
teoriopoznawczych i aksjologicznych, funkcjonujących i akceptowanych przez intelektualistów.
We
współczesnych
interpretacjach
nie
tyle
postmodernistycznych,
co
postfenomenologicznych, epistemé to zasady formułowania wypowiedzi w ramach danego
dyskursu, nie dające się sprowadzić do reguł logiki formalnej5. Wprawdzie można je nazwać
regułami sensu, jednakże nie mają one charakteru normatywnego. Epistemé (czy jak
u M. Foucaulta: epistema) jest czymś więcej niż tylko horyzontem (u fenomenologów)
okalającym dyskurs, lecz – jak pisze B. Skarga – zindywidualizowanym aktem autora, którego
wypowiedź jest reakcją na swój czas, a jednocześnie ten czas przekraczającą6. Upraszczając
można powiedzieć, że jest to wiedza będąca wynikiem poszukiwania odpowiedzi na pytanie
zaczynające się od dlaczego?
7
8
b) Techne – od Arystotelesa po M. Heideggera techne oznacza przede wszystkim „sztukę”,
a więc mistrzostwo w kunszcie wykonania i jako takie należy do wydobywania (jako
wytwarzania). Jako poiesis pozostaje jednak w ścisłym związku z omówioną wyżej episteme,
razem oznaczają rozeznanie się w czymś, rozumienie się na czymś; są dopełniającą się
wiedzą o istocie jakiegoś przedmiotu mającego za cel ludzki pożytek. Jednak popełnialibyśmy
błąd interpretacyjny, sprowadzając techne do praktycznego zastosowania wiedzy. To, co
rozstrzygające w techne nie tkwi bynajmniej w robocie i majsterce, w stosowaniu środków, lecz
3
„Produkcja naukowa” przywodzi na myśl „przemysł kulturowy” i prowokuje do zadania pytanie, czy rzeczywiście weszliśmy
– jako cywilizacja – w fazę postindustrialną?
4
Wprowadzam cudzysłów, by uzmysłowić na czym polega różnica między grecką theoriά [której łacińskim odpowiednikiem było
contemplatio] a naszym rozumieniem teorii.
5
Patrz: „późny” Wittgenstein z okresu weryfikacjonistycznego.
6
B. Skarga, Granice historyczności, Warszawa 1989, s. 156, a także 189.
7
Arystoteles, Etyka Nikomacheiska, 1141a 12.
8
M. Heidegger, Pytanie o technikę, [w:] M. Heidegger, J. Mizera, Technika i zwrot, Kraków 2002, s. 14 i dalsze.
2
w odkrywaniu tego, co się nie wydobywa samo. Jako odkrywanie właśnie, nie zaś jako
sporządzanie, techne jest wydobywaniem”9. Jest takim sposobem odkrywania, które istoczy
się w dziedzinie, gdzie dzieje się odkrywanie, ujawnia nieskrytość czyli prawda [aletheia].
Wpisane w kontekst [episteme i fronesis] jest techne łącznikiem między inwencję intelektualną
z dyscypliną moralną [cnotą]; czasem bywa używane dla wyrażenia możliwości korzystania
z bogactw natury, stając się synonimem twórczości artystycznej, wytwarzania czy
produkowania10.
c) Fronesis – jest rodzajem wiedzy pewnie najtrudniejszej do przedstawienia przede wszystkim
dlatego, że nie była rezultatem aktywności poznawczych rozumu (ratio), ani wiedzą
wyspekulowaną (intellectus), ani tym bardziej wiedzą praktyczną. Choć była stałą składową
wiedzy, w zależności od kontekstu historycznego i autora nabierała innego znaczenia11. Dla
Sokratesa – który na zawsze pozostaje ideałem nauczyciela – fronesis była dążeniem do
wiedzy o tym ,co dobre. Dla jego ucznia (Platon Prawa) staje się wiedzą o jedności różnych
sposobów przejawiania się dobra i traktowana jest jako najwyższa norma, najwyższy ideał. Dla
Arystotelesa jest natomiast cnotą pozwalającą okiełznywać namiętności, pożądliwości od
których sensualne poznanie nigdy nie jest wolne. Ale w starożytnej Grecji ukształtowało się
również takie rozumienie fronesis, która jest cnotą ujawniającą swą niezbędność w sferze
publicznej (polis, koinonia). Pozwalała ona obywatelom polis i politykom piastującym funkcje
publiczne orientować się w dziedzinie spraw wspólnych. Jej podstawą był intuicyjny osąd
odwołujący się także do dobra, tym razem dobra wspólnego, zaś sama fronesis stawała się
symbolem cnót publicznych.
Jak
z
powyższego
wynika,
mówić,
że fronesis jest
jakąś roztropnością,
wiedzą
12
zdroworozsądkową czy „praktyczną mądrością” , to ograniczać, czy może nawet wypaczać jej
znaczenia. Może właśnie dziś najbardziej potrzebne okazuje się skojarzenie fronesis – a przez
nią i wiedzy – z cnotą, która – jak by jej nie rozumieć – wprowadza do abstrakcyjnego procesu
poznania element moralny, a więc antropiczny. Tak też ją rozumie H.G. Gadamer pisząc, że
fronesis jest cnotą roztropnego namysłu13.
Jednak nie różnice są tu najważniejsze, ale to, co łączy omówione wyżej kategorie.
Wrażliwość poznawcza, roztropny osąd, inwencja wpisana w samodoskonalenie sprawiają, że
poznawanie i wytwarzanie (jako wydobywanie) stają się aktywnościami dobroczynnymi
i dobroczyniącymi.
Uzupełnienia i współczesne interpretacje
Wszystkie późniejsze podziały wiedzy są albo wtórne, a więc najczęściej uszczegółowiające,
albo zubożone, bo dychotomiczne. Więc nie dzięki kolejnym klasyfikacjom, ale raczej w wyniku
9
M. Heidegger, op. cit. s. 15
E. Pond, Sztuka maszyny, Warszawa, s. 74–75. Tenże pisze: Techne to rodzaj inteligencji, która spełnia się w działaniu
wytwórczym, ibidem, s. 55.
11
W celu zrekonstruowania jej znaczenia korzystałem z: H. Arendt, Kryzys w kulturze, „Res publica” 1991, nr 1 oraz tejże,
Myślenie, Warszawa, passim; Jeager Paideia, Warszawa, zwłaszcza ss. 625,1203; Ch. Taylor, Źródła podmiotowości,
Warszawa, s. 530
12
Zarządzanie wiedzą w społeczeństwie uczącym się, OECD, 2000, s. 14
13
H.G.Gadamer, Prawda i metoda, Warszawa, s. 304
10
3
dążenia do „jedności harmonicznej” powieść się może przeprowadzenie sygnalizowanego w tytule
rozróżnienia między ekspertem a nauczycielem akademickim.
Wypadałoby więc wskazać na owe momenty jakościowe, które współistniejąc tworzą interesujący nas
podmiot:
1. Działanie komunikacyjne i wzorcotwórcze.
Odwołując się zarówno do antycznych wzorców nauczania (wypracowanych w akademii i liceum)
trzeba pamiętać, że odwoływały się one do ścisłej odpowiedniości myśli – mowy – działania. Zostają
dziś na nowo zinterpretowane w J. Habermasa teorii działania komunikacyjnego, czy „grach
językowych” L. Wittgensteina. U obu znaleźć można wyjaśnienie, czym jest język, nazywanie, mowa
i rozmowa w życiu zbiorowości ludzkich i tworzonych przez ludzi organizacjach14.
Nauczyciel akademicki czynnie zaangażowany w rozwój nauki nie tylko wie, czym jest wiedza
naukowa, ale sposobem jej przekazywania, wyrażania, swoją postawą potwierdzać powinien tę
jedność. W ten sposób daje dowody swej odpowiedzialności i uczciwości.
2. Wiedza o wiedzy;
Czyli wiedza o samej wiedzy naukowej i jej granicach, o „naturze” wiedzy ekonomicznej i jej
odniesieniach nauk społecznych i matematyczno-przyrodniczych. To jednak nie wyczerpuje opisu
związków Prowadzący badania naukowe nauczyciel akademicki jest nie tylko na zewnątrz (musi się
dystansować, by ogarnąć stan wiedzy), ale jednocześnie wewnątrz wiedzy, ponieważ przekazując
musi ją nieustannie weryfikować. Stąd jego episteme i fronesis dopełnione być powinny pedagogiką,
czyli wiedzą o tym, jak przekazywać wiedzę studentom.
3. Wiedza ekonomiczna
Odkrycie na nowo znaczenia wiedzy spowodowało w naukach ekonomicznych dowartościowanie
znaczenia kapitału intelektualnego, dostrzeżenie istnienia niematerialnych aktywów, co doprowadziło
końcu do wyłaniania się przedsiębiorstw nowej generacji. Kapitał intelektualny (ludzki i strukturalny)
stał się podstawowym czynnikiem wytwórczym, wiedza zaś uznana została za najcenniejszy zasób
przedsiębiorstwa. Zastanawiające, że choć mówimy o kapitale intelektualnym, wyłączność na
wyjaśnianie tego, czym wiedza jest, tudzież obliczanie jej wartości ma zinformatyzowana
rachunkowość, a nie kognitywizm (rozumiany jako jeden z nurtów współczesnej psychologii)15.
Zanim zdecydujemy się na całkowicie zautomatyzowane przekazywanie wiedzy ekonomicznej
w procesie kształcenia, przypomnieć wypada, że wiedzę zwykło się opisywać za pomocą – właściwych
jej – pięciu wymiarów16.
§
Doświadczenie, a więc wiedza osobiście zweryfikowana. Ta jej cecha potwierdzała się
w rzemiośle i usługach, niemal od zawsze, dzięki terminowaniu u mistrza. Jeśli
doświadczenie – najogólniej –oznacza powrót od przedmiotu do podmiotu17, to co będzie,
jeśli rzemiosło przekształci się w small business, a uczelnie w wydziały wirtualnego
kształcenia?
14
I tak, termin „gra językowa” ma podkreślić, że mówienie jest częścią pewnej działalności, pewnego sposobu życia.
L. Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, Warszawa 1972, s. 20.
15
Inny przykład, „usługi publiczne”, eksplorowane wyłącznie przez finanse publiczne, nie są ani wiedzą o usługach, ani tym
bardziej o sferze publicznej.
16
R.C.Huseman, J.P.Goodman, Leading with Knowledge, SAGE, 1999, s.108-115.
17
E. Levinas, Czas i to, co inne, Warszawa 1999, s. 69.
4
§
Prawda. Wymagać od wiedzy, by była prawdziwą najpierw znaczy przeciwstawić ją
informacji, której nie dyskredytuje to, że nie jest sprawdzona, ani nie kompromituje to, że
służy psychomanipulacji. Przekazując wiedzę naukową, powinno się czynić zadość
klasycznej definicji prawdy sformułowanej przez Pierwszego Filozofa i odwołującej się
rzeczywistego stan/obraz rzeczy (adecvatio rei et intellectu). Na pytanie, czy w nauczaniu
przekazujemy kanon wiedzy ekonomicznej, odnoszący się do prawdziwie rekonstruowanej
gospodarki, z powodów o których już była mowa, paść musi odpowiedź negatywna,
ponieważ nie ma w owym kanonie wiedzy o usługach, podstawowej formie aktywności
gospodarczej współczesnego człowieka.
§
Osąd. Wiedza wypływa z Kantowskiej władzy sądzenia i potwierdza się w zdolności
formułowania ocen, odnoszących się zwłaszcza do nowych nieznanych zdarzeń. Chodzi tu
nie tylko o trzeźwy czy racjonalny osąd, ale taki w którym znalazłoby potwierdzenie
krytyczne zaangażowanie (choćby w znaczeniu nadawanym pojęciu „krytycyzm” przez
szkołę neofrankfurcką18.
§
Intuicja. Niegdyś, obok wyobraźni, uważana za najcenniejsze, „wyposażenie” twórcy19.
Dziś odkrywane na nowo tym bardziej bezcenne, że w popperowskiej metodologii
zakwestionowana została pewność poznania, a u jego krytyka (P. Feyerabenda)
– nabiera pierwszorzędnego znaczenia w anarchistycznym paradygmacie poznania
naukowego.
§
Wartość. Pytanie o „wartość” wiedzy ekonomicznej nie jest pytaniem o jej przydatność,
ani nawet pytaniem o jej wycenę rynkową. Jest nade wszystko wpisaniem wiedzy
w
zhierarchizowaną
strukturę,
uporządkowaną
wedle
„wartości”
(w
sensie
aksjologicznym), jakie nadajemy/przypisujemy różnym rezultatom aktywności poznawczej
człowieka. Tak wartościując, powinniśmy wpisywać wiedzę w następujący układ: dane
– informacja – wiedza – nauka – teoria; układ który zwykła wieńczyć – mądrość.
4. Zasada odpowiedzialności
Natomiast H. Jonas zwraca szczególną uwagę na odpowiedzialność drugiego rodzaju; żeby
nie było żadnych wątpliwości stwierdza, że chodzi o odpowiedzialność za powierzonych nam
studentów, odnosi się ona nie tylko do czasu trwania studiów, ale ich przyszłości
20
.
Nie jest ona jakąś mutacją ogólnej zasady odpowiedzialności, ale wynika z poczucia bycia
odpowiedzialnym za aktualny i przyszły stan przedmiotu (świadczenia). Odpowiedzialność za
przyszłość jest nie tyle skutkiem nakazu czy długookresowej efektywności, ale właśnie poczucia
odpowiedzialności, będącego rezultatem emocjonalnego zaangażowania. Skąd się ono bierze, skoro
nie może zostać profesjonaliście narzucone? Mamy tu najpierw powinność wobec sposobu bycia
18
Zarówno myślenie, jak i będące jego rezultatem sądy zostają zagrożone takim stanem rzeczy, w którym język rozkazów staje
się językiem oprogramowania.
19
G. Pico Della Mirandola, O wyobraźni, Kraków 1995. Szczególnie godne uwagi są uwspółcześnione komentarze A. Fulińskiej,
również tłumaczki.
20
Można tu przytoczyć także rozumienie znaczenia słowa odpowiedzialność w zasadniczo dwojakim sensie: po pierwsze, ktoś
ponosi odpowiedzialność, jest pociągany do odpowiedzialności (za coś) i po drugie, ktoś działa odpowiedzialnie.
Por. R. Ingarden, Książeczka o człowieku, Kraków 1972, s. 78.
5
podmiotu, następnie powinność czynienia podmiotu, który z racji swej mocy wezwany jest do
zatroszczenia się o powierzonego człowieka21.
Powyższy cytat odsłania przede wszystkim miejsce, w którym zakorzeniona zostaje
i wyprowadzona moralność profesjonalisty (a więc ów locus nie tkwi w formalnie traktowanej
deontologii). Ponadto na tym podstawowym poziomie fundamentalnego kształtowania się postaw
ujawniona zostaje pewna istotna cecha, która nie tylko uzupełnia zestaw różnorodnych kryteriów,
dzięki którym możliwe się staje wyodrębnienie usług profesjonalnych, ale zdecydowanie wysuwa się
na pierwsze miejsce. Otóż zaangażowaną odpowiedzialność za przyszłość przedmiotu świadczenia
– w naszym przypadku: studenta, można by uznać za podstawę etosu, wyróżniającego usługi
profesjonalne22.
W podsumowywaniu chciałbym sformułować następującą uwagę: sądzę, że przedstawione
wyżej rozumienie wiedzy, rzutujące nie tylko na interpretację wiedzy ekonomicznej, ale wpisane
w kontekst powołania profesora23, pozwala nam zrozumieć, na czym powinien być budowany
autorytet nauczyciela. Jeśli chcemy tę obumierającą rolę zachować, musimy mieć świadomość
pojawiającej się tu skali wyzwań, wyprowadzonych z namysłu nad tym czym w istocie jest wiedza.
W podjęciu tych wyzwań pomocne być może właśnie porównanie nauczyciela z ekspertem:
a) Nauczyciel – nie może być ani „dystrybutorem”, ani wyrobnikiem wiedzy;
Posiadać powinien jakąś – tak bym to nazwał, bo lepszego określenia nie znajduję
– metawiedzę. Poza kompetencjami zawodowymi i pedagogicznymi składa się na nią również
wiedza o tym, że to, co robi jest swego rodzaju powołaniem/profesją; jest służbą polegającą
na świadczeniu usług szczególnego rodzaju, ze względu na zaufanie, jakim student obdarza
profesora; seminarzysta – promotora.
b) Dziś, kiedy ewidentny brak kultury może być określony mianem „specyficznej kultury
organizacyjnej” (ta zaś zostaje rozciągniętą na „kulturę organizacji”), wypada podkreślić
jeszcze jedną istotną różnicę. Ekspert nasiąka „kulturą” organizacji, na zlecenie której pracuje;
oznacza to, że pojawiający się tu proces „akulturacji” coraz częściej przynosi negatywny
wynik. Natomiast nauczyciel akademicki pozostaje zakorzeniony w kulturze uniwersyteckiej
(zbudowanej na universitas oraz universum), która w obu typach modeli europejskiego
uniwersytetu24 miała charakter kultury uniwersalnej wraz ze współdefiniującym ją „długim
trwaniem”.
c) Ekspert, jeśli nawet – a zdarza się to coraz częściej –występuje w roli nauczającego, to i tak
pozostanie tylko „trenerem”. W przekazie wiedzy najważniejsze jest osiągnięcie zamierzonego
21
Jak wiemy, przedmiot świadczenia określony zostaje przez inność (zwykle innego Ty). I właśnie owa „inność” bierze
w posiadanie moją odpowiedzialność... Ten daleki od „doskonałości” przedmiot, w swej faktyczności całkowicie przygodny,
ujmowany właśnie w swej przemijalności, w swym niedostatku i niepewności, musi posiadać moc poruszania mnie przez samą
swą egzystencję (a nie dzięki szczególnym własnościom) i postawienia mej osoby – w sposób wolny od wszelkiej żądzy
przyswajania – w swej służbie, H. Jonas, op. cit. s. 171 oraz 162.
22
Poza etosem, profesjonalistę – reprezentanta „wolnych zawodów” – wyróżnia nadto uwrażliwienie na „sferę publiczną”, a więc
cecha obca menedżerom i biznesmenom. Więcej na ten temat: K. Rogoziński, „Publiczny” wymiar studiów ekonomicznych
w Polsce, [w:] E. Panek (red.) Wymiar europejski studiów ekonomicznych w Polsce, Warszawa 2003.
23
Zgodnie z łacińską etymologią (profiteor,professus – sum) profesor, to ktoś, kto został powołany – nie tyle głoszenia ex
cathedra – co do dawania publicznego świadectwa prawdy.
24
Mam tu na myśli model boloński i paryski.
6
celu (wiedzieć „jak ?”) i to przesądza o oczywistości stosowanych/proponowanych środków25.
Dla nauczyciela, zwłaszcza będącego naukowcem, w obszarze aplikacyjności wyników
poznania – nic nie jest oczywiste. Trener (powiedzmy drużyny piłkarskiej) widzi boisko
wyłącznie z perspektywy bramki przeciwnika; nauczyciel musi ogarnąć nie tylko całe boisko
i trybuny, ale również przewidzieć, jak wynik meczu (sukces bądź przegrana) wpływa na
zachowanie kibiców.
d) Na ocenę osoby eksperta nakładają się miary wykorzystywane w wartościowaniu rezultatów
jego pracy, takie jak: skuteczność, sprawność, nowatorstwo itp. Podstawową miarą oceny
profesora powinna być natomiast uczciwość, tak jak ją rozumiał L. Wittgenstein, a więc
uczciwość intelektualna stanowić powinna jedno z uczciwością moralną.
e) Eksperta w realizacji zlecenia obliguje zasada poprawności metodycznej; natomiast dla
nauczyciela wybór metod dotyczących poznania czy sposobów wykonywania zawodu,
podporządkowany jest wspomnianej zasadzie odpowiedzialności. Nauczyciel kształci bowiem
nie tylko po to, by w studencie wyrobić określone sprawności, ale – wiedząc czym jest
odpowiedzialność – wprowadzić go w sieć obowiązków, jakim kiedyś będzie musiał podołać
z racji zajmowanego stanowiska.
Kilka kluczowych pytań.
Wywód przedstawiony wyżej doprowadził nas do miejsca, w którym zamiast wniosków formułuję kilka
zasadniczych pytań. Pytania zastępują wnioski, ponieważ należałoby oczekiwać rozstrzygnięć
następujących kwestii:
Odnośnie samej wiedzy, łącznie z wiedzą ekonomiczną:
1. Jak będziemy postrzegać i rozmieć wiedzę – jako wiedzę technologicznie spreparowaną czy
wiedzę doświadczaną?
2. Czy wyłącznie IT wytyczać mają standardy poprawności metodologicznej i innowacyjności
dydaktyczno-programowej nauk ekonomicznych?
3. Jak rozumieć będziemy proces gospodarowania? Jeśli o jego ocenie miałaby rozstrzygać
efektywność technologiczna, to oznacza, iż IT przestaje być nauka pomocniczą ekonomii. Stąd
pytanie: na ile ekonomia informatyczna jest jeszcze ekonomią należącą do grupy nauk
społecznych?
4. Czy wobec zasadniczych przetasowań w naukach pomocniczych ekonomii, taką nową nauką
pomocniczą nie powinna stać się antropologia (filozoficzna)?
Odnośnie gospodarki (praxis)
1. Jeśli gospodarka oparta na wiedzy jest pewnikiem, to czym będą przedsiębiorstwa wiedzy?
2. Dot.com; start-up – czy są to kreślenia przedsiębiorstw zautomatyzowanego generowania zysku,
który ex post uznany zostaje za wartość i służy jako miara wzrostu bogactwa? I czy miarą
bogactwa stanie się stan kont akcjonariuszy owych przedsiębiorstw?
25
Nic lepiej nie wyraża pojawiającego się tu rozsiewu niż zestawienie obok siebie dwu słów opisujących kształcenie: Building
i training. Dostrzegłszy różnice między nimi, należałoby je odnieść do trzech poziomów kształcenia i ogarniając całość, tworzyć
odpowiednie programy.
7
3. Czy dla takich przedsiębiorstw zamierzamy kształcić menedżerów technokratów i ich doradców
– ekspertów wiedzy, czy też, nawiązując do tradycji „wolnych zawodów”, gotowi bylibyśmy
kształcić usługodawców profesjonalistów?
To oczywiste, że w zależności od tego, kto będzie odpowiadał, takiej odpowiedzi należy się
spodziewać. Tak będzie i tym razem. Jednak już same pytania powinny ułatwić nam wstępne
zdiagnozowanie stanu rzeczy odnośnie trzech – ujętych hasłowo – kluczowych kwestii:
A. Digitalizacja gospodarki
B. Informatyzacja wiedzy
C. Redukcjonizm ekonomii („informatyzm”).
Niezależnie od drażliwości powyższych pytań, dominującym jest przeświadczenie, że sprawy zostały
przesądzone, że w sferze praxis odpowiednikiem społeczeństwa informacyjnego może być tylko GOW.
Jednak z tego co zostało wykazane wyżej, wiedza pozbawiona „wysokiego kontekstu” (określenie E.T.
Hall’a) może dobrze poinformowaną grupę nauczycieli akademickich przekształcić w społeczność
zdezorientowanych ekspertów. Więc pozwolę sobie sformułować następujący wniosek: jak nauczyciela
akademickiego przed byciem ekspertem wiedzy może uchronić świadomość przydatności wiedzy
o usługach profesjonalnych, podobnie ekonomię przed informatyzacją ustrzec by mogła teoria usług.
Dwie uwagi niemal końcowe
Jak w naukoznawstwie uznanie zyskała zasada korespondencji (treściowej), tak w historii
nauk, odnaleźć można podobne przebiegi i analogie. Obecny stan, w jakim znalazły się nauki
ekonomiczne (zwłaszcza nauki o zarządzaniu) przypomina sytuację występującą w psychologii
w pierwszej połowie XX wieku. Po wyodrębnieniu się z filozofii (lata siedemdziesiąte XIX w.) szansę na
przekształcenie psychologii w prawdziwą naukę dostrzegano w osadzeniu jej na neurofizjologii.
Informatyzacja ekonomii (nauk jej pochodnych) jest podobnym zabiegiem. Pod koniec minionego
wieku czołowi
psychologowie odreagowywali
tamten neurofizjologiczny
monizm
proponując
Gestaltyzm, kognitywizm czy – o paradoksie! – psychologię humanistyczną.
Czy nie pora zacząć korygować informatyczny monizm ekonomii?
Język polski, jak to wyjaśnia odpowiednie hasło w słowniku, dopuszcza dwojakiego rodzaju
zwrot: oprzeć coś na czym i oprzeć o coś. Żywię wielkie uznanie dla W. Doroszewskiego, ale jeszcze
większe dla mądrości implicite tkwiącej w języku. Skoro przesądzone zostało na czym poziomym
wspierać się ma gospodarka i opisująca ją ekonomia, to upominając się o jej wymiar wertykalny
zadbajmy, by mogła być również oparta o antropologię. Chyba że spisując człowieka na straty, przy
okazji i raz na zawsze, wyłączymy ekonomię z grupy nauk społecznych26.
26
Odnotujmy na koniec, że przed owym wyłączeniem nie obroni nas pedagogika [czy jej mutacja -dydaktyka szkoły wyższej]
ponieważ w kształceniu wirtualnym i ona nie ma zastosowania.
8
Aneks
Usługi nigdy nie były przedmiotem głębszego zainteresowania ekonomistów. Wielu spośród
nauczycieli akademickich jest przekonanych, że taka wiedza nie jest absolwentom uczelni
ekonomicznych do niczego potrzebna. Aby ich nie narażać na czytanie „dyskusyjnych” propozycji,
załączyłem aneks, dedykując go tym, którzy myślą inaczej.
Nich za przykład obrazujący nasz obecny stosunek do „treści usługowych” posłuży wprowadzony na
poziomie licencjatu (na kierunkach zarządzania i marketingu), przedmiot: marketing w handlu
i usługach. Spójnik „i ” potwierdza niezmiennie, że mamy do czynienia z – jak to nazywam – koniunkcją
inercyjną, co znaczy, że usługi ciągle traktowane są jako dodatek, jakieś „opakowanie” dla
wyprodukowanych towarów. Potwierdzają to dobitnie całkowicie przypadkowe treści programowe
objęte tym przedmiotem.
Taka proteza przedmiotu nie może stanowić podstawy usługowego kształcenia realizowanego
w sposób przemyślany i systematyczny. Wspominana tu inercyjność myślenia – na inny sposób
– będąca skutkiem niedoceniania znaczenia teorii usług, prowadzi z kolei do wyboru „jakiejś” wersji
marketingu usług i zwykle jest to wybór całkowicie przypadkowy.
Zanim przedstawię, jak mogłaby wyglądać ścieżka usługowego kształcenia, zajmę się krótko
profilami absolwentów, które wymuszone zostają wzrastającym zapotrzebowaniem na kadry
ekonomistów:
a) ekonomista, licencjat lub magister ekonomii. Na każdego z nich spaść może obowiązek
organizowania, prowadzenia działalności usługowej i – co oczywiste – analizowania uzyskanych
wyników;
b) menedżer mający zarządzać przedsiębiorstwem (organizacją) w gospodarce, która staje się coraz
bardziej usługowa. Jeszcze nie wyciągnęliśmy programowych wniosków z oczywistych faktów, że
zdecydowana większość menedżerów zarządzać będzie podmiotami wytwarzającymi usługi;
c)
usługodawca–profesjonalista
(np.
doradztwo
podatkowe
i
finansowe;
wycena
i
obrót
nieruchomościami, usługi marketingowe]. Chodzi o absolwentów specjalizacji – de facto - usługowych,
którzy są zaskoczeni tym, że będą pracować w sektorze usług, ponieważ w czasie studiów nabyli tylko
wąskobranżową wiedzę specjalistyczną;
d) ekonomiści z przygotowaniem pedagogicznym.
Odpowiednio oznaczam te cztery grup, by wskazać na zróżnicowane wymagania kierowane pod
adresem każdej z nich ze strony przyszłych pracodawców.
Ad a. Co się tyczy absolwentów uczelni ekonomicznych i wydziałów ekonomicznych uniwersytetów, to
z powodu serwicyzacji gospodarki ponad trzy czwarte z nich podejmie pracę w usługach. Logicznym
jest więc postulat, aby w minimach programowych na studiach ekonomicznych znalazł się wreszcie
przedmiot (przedmioty) dający gruntowne wprowadzenie do interdyscyplinarnej wiedzy o usługach. Na
tych
podstawach
osadzony
powinien
zostać
wyższy
poziom
specjalistycznego kształcenia
wyodrębnionej grupy ekonomistów. (ad b) Tworzy ją kadra menedżerów przygotowanych do
zarządzania organizacjami usługowymi w taki sposób, by nie kalkowali w nieskończoność rozwiązań
wypracowanych niegdyś na użytek przedsiębiorstw produkcyjnych.
9
Jeszcze innego profilu kształcenia usługowego (ad. c) wymaga przygotowanie usługodawców
profesjonalistów. Część z nich to oczywiście absolwenci niektórych specjalności na kierunkach
ekonomicznych, posiadający dodatkowe kwalifikacje uprawniające ich do wykonywania usług
z zakresu wspomnianego już konsultingu.
Jednak podobne programy kształcenia powinny być przygotowane i wdrażana w innych,
nieekonomicznych uczelniach przygotowujących absolwentów – prawników, lekarzy, architektów,
designerów itp. – do prowadzenia społecznie uznanych i odpowiedzialnych praktyk profesjonalnych.
Ze względu na tradycyjnie wyróżnioną rolę wzmiankowanych tutaj zawodów („wolnych zawodów”),
konieczne jest osadzenie ich profesji także na pełnej wiedzy o tym, co „publiczne”.
Powyższym
poziomom
specjalizacji
usługowej
powinna
odpowiadać
następująca,
logicznie
zaprojektowana, sekwencja przedmiotów:
Na poziomie podstawowym:
Przedmiot: Usługi, czyli podstawy ekonomicznej wiedzy o usługach
Na poziomie zaawansowanym:
Przedmiot: Relacyjny marketing usług
Na poziomie specjalizacji menedżerskiej:
Przedmiot: Strategiczne (tzn. marketingowe) zarządzanie organizacją usługową
Informacja dla zainteresowanych: szczegółowe programy odnoszące się do powyższych przedmiotów i
wypełniające je treściowo znaleźć można na stronach internetowych Katedry Usług AE w Poznaniu
(www.uslugi.ae.poznan.pl lub www.arsprodendi.pl).
Bibliografia
W. Abramowicz, Informatyka ekonomiczna w europejskim obszarze badań naukowych i europejskim
obszarze szkolnictwa wyższego, [w:] E. Panek (red.), Wymiar europejski studiów ekonomicznych
w Polsce, Warszawa 2003.
H. Arendt, Kryzys w kulturze, „Res publica” 1991, nr 1.
Arystoteles, Etyka Nikomacheiska, 1141a 12.
H.G. Gadamer, Prawda i metoda, PWN, Warszawa 2004
R.C.Huseman, J.P.Goodman, Leading with Knowledge, SAGE, 1999.
M. Heidegger, Pytanie o technikę, [w:] M. Heidegger, J. Mizera, Technika i zwrot, Kraków 2002.
R. Ingarden, Książeczka o człowieku, Kraków 1972.
D. Levinas, Czas i to, co inne, Warszawa 1999.
G. Pico Della Mirandola, O wyobraźni, Kraków 1995.
K. Rogoziński, „Publiczny” wymiar studiów ekonomicznych w Polsce, [w:] E. Panek (red.) Wymiar
europejski studiów ekonomicznych w Polsce, Warszawa 2003.
B. Skarga, Granice historyczności, Warszawa 1989.
L. Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, Warszawa 1972.
Zarządzanie wiedzą w społeczeństwie uczącym się, OECD, 2000.
10