Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
i Brunona Schulza. Ten pierwszy, ponieważ – skądinąd, prawda, twórca wybitny – ale pokazujący różne drwiny. Natomiast ten drugi – wielokulturowość. Bo Żyd – zresztą godzien szacunku człowiek, ale że on był Żydem, to ma być obowiązkowo. Chodzi o pamięć o mniejszości żydowskiej w Pol- sce. Zresztą to godne szacunku, ale czy rozsądne? Wątpię. A.R.: Dziękuję bardzo za rozmowę. Podziękowania od redakcji dla Krzysztofa Wajhajmera, który spisał rozmowę. KULTURA. ŻYCIE I PERSPEKTYWY Rozmówca: Bogdan Zdrojewski Marek Kornat (ur. 1971): polski historyk, sowietolog, autor książek z zakresu polityki zagranicznej Polski w okresie międzywojennym. Zatrudniony w Instytucie Historii PAN, gdzie w 2005 r. uzyskał habilitację. W 2000 r. obronił doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim. 56 Prowadzenie: Agnieszka Cygańczyk A.C.: Jaką rolę w Pana życiu przed objęciem obecnej funkcji pełniła kultura? Czy to funkcja z powołania, czy musiał się Pan do niej przekonać? B.Z.: Zawsze ważna, kultura towarzyszyła mi od najmłodszych lat, i to na różne sposoby. Był to z jednej strony silny efekt wrażliwości mojej mamy, jej autentycznej pasji teatralnej, z drugiej ojca – grał na instrumencie (akordeon) na wszystkich imprezach rodzinnych i jednocześnie reprezentował wszystko co najlepsze w szacunku do zawodów rzemieślniczych, artystycznych. Od najmłodszych lat byłem obserwatorem lub nawet uczestnikiem sporów o teatr telewizji, Kabaret Starszych Panów, czy też kolejne odsłony różnego rodzaju festiwali. Potem już samodzielnie próbowałem kształtować warunki do budowania kultury niezależnej. W 1981 r. zostałem szefem pierwszego niezależne- go klubu na Uniwersytecie Wrocławskim: Klubu Progress. Tam znalazły swoje miejsce liczne instytucje, od biblioteki niezależnej NZS po „Ruch Nowej Kultury”, czyli Pomarańczową Alternatywę… Kolejnym krokiem były studia na kulturoznawstwie, skończone w 1985 r. i liczne praktyki… A.C.: Czy łatwo jest zachować uczciwość wobec samego siebie, pełniąc tak ważne funkcje państwowe w Polsce? B.Z.: Tak. A.C.: Tak po prostu? B.Z.: Tak, nie mam z tym żadnego problemu. Od czasu do czasu muszę walczyć z tymi, którzy patrzą na kulturę niezwykle partykularnie, egoistycznie… Ale akurat w kulturze to dość powszechne, trochę naturalne. Ważne, by dokonywać właściwych Rozmowy Pressji 57 rozróżnień i walczyć jedynie z egoizmem niemającym nic wspólnego ze sztuką, wielkim wysiłkiem. Moim przeciwnikiem jest jedynie tandeta, bezguście, arogancja, naśladownictwo, czy też pozoranctwo. lityce niż np. pracy samorządowej. Polityka bowiem to splot licznych przypadkowych okoliczności. W samorządzie, jak się dobrze posieje, zadba o pielęgnację, to… urośnie. W polityce partyjnej ta zasada wygląda zupełnie inaczej… niestety dość irracjonalnie. A.C.: Gdzie jest łatwiej zrealizować swoje założenia, cele itp. – działając w kulturze czy w typowym życiu politycznym? Wiemy, że ma Pan Minister wcześniejsze poważne doświadczenie jako Prezydent Wrocławia! A.C.: Czy obecny rząd sprzyja pańskim pomysłom, co już udało się Panu zrealizować (sukces), a co uważa Pan za nieudaną inwestycję czasową i finansową? B.Z.: Najtrudniej jest w tzw. czystej polityce. Dla mnie. Najłatwiej w Samorządzie. Rząd jest miejscem pod tym względem pomieszanym. Prawdopodobnie to od samej osoby zależy, co w danym okresie daną działalność zdominuje. W moim przypadku konglomerat doświadczeń samorządowych, mena- B.Z.: Mam sporą suwerenność w samej pracy. Chyba też duże zaufanie. Tak zwany Rząd nie sprzyja, ale też nie przeszkadza. Gdyby nie kryzys i problemy finansowe, to już dziś można byłoby mieć sporo powodów do satysfakcji, a tak sporo efektów dużego wysiłku jest nadal nieco ukrytych. 58 Do polityki trafia zbyt duża grupa osób po życiowych porażkach, rodzinnych, zawodowych i innych. Dla tej grupy kompensującej kompleksy czas życia w „świecie polityki” to nie czas pracy, lecz konsumpcji władzy. dżerskich i innych zbudował określoną opcję w postępowaniu i myśleniu – z jakim efektem? Zobaczymy. Nie ulega natomiast wątpliwości, iż do polityki trafia zbyt duża grupa osób po życiowych porażkach, rodzinnych, zawodowych i innych. Dla tej grupy kompensującej kompleksy czas życia w „świecie polityki” to nie czas pracy, lecz konsumpcji władzy. Nie ulega też wątpliwości, iż braki w kompetencjach łatwiej ukryć w czystej po- A.C.: A nieudana inwestycja? B.Z.: Nie mam takiej jeszcze [śmiech]. A.C.: Czyli same sukcesy? B.Z.: Inaczej. Dziś tak pracuję, jakbym pracował na swoich następców, ale też z przekonaniem, nadzieją, iż spory wysiłek jednak będzie dostrzeżony. Bardzo wiele decyzji dziś podjętych ma odłożony efekt w czasie. Ale nie mogę sobie pozwolić na egoizm polityczny. Muszę myśleć tak, jakbym miał być ministrem przez 10 lat, a nie jedną, też niepewną kadencję. A.C.: Na czym polega trudność piastowanego przez Pana urzędu? B.Z.: Są cztery podstawowe problemy: Pierwszy to czas. W kulturze, tej najbardziej cennej, wartościowej, najmniejszą jednostką czasu są niestety aż trzy lata. Od momentu podjęcia decyzji do jej pełnego efektu (owocu) mija właśnie taki okres. Dla wielu polityków to wieki, to skazanie się na pracę na rzecz przeciwników politycznych. Drugi problem to niestabilność polityczna. Aż trudno uwierzyć, ale od 1989 r. było aż 16 decyzji ustanawiających odpowiedzialnych za resort kultury. Pominę zaś fakt, iż przy walce o resorty „prestiżowe politycz- Muszę myśleć tak, jakbym miał być ministrem przez 10 lat, a nie jedną, też niepewną kadencję. nie” kultura była wraz z oświatą i nauką tym czymś, co można „przehandlować, oddać” w imię innych racji politycznych! Trzeci problem to skromność w posiadanych instrumentach finansowych i stałe przekonanie, iż kultura to ten obszar, który jedynie „bierze środki”, ale ich nigdy nie oddaje. Kompletnie fałszywy! Czwarty to niezwykła skromność środowisk artystycznych w pozyskiwaniu doświadczeń czysto inwestycyjnych. Zbyt często brak szacunku do ekonomii, umiejętności poruszania się w świecie biznesu, rynku skazuje najlepszych, najzdolniejszych, na ogromne dyskomforty, zbędne koszty emocjonalne i w efekcie także porażki artystyczne. A.C.: Jak się Pan Minister ustosunkowuje do edukacji kulturalnej w Polsce, czego jej brakuje, co by należało zmienić ? B.Z.: Edukacja jest to jeden z najważniejszych obszarów mojej aktywności i jednocześnie obszar ogromnych zaniedbań ostatnich 20 lat. Uważam edukację kulturalną za absolutny priorytet mojego resortu w chwili obecnej. A.C.: Powinno się zaczynać Edukację Kulturalną od szkoły podstawowej? B.Z.: Tak, i to już od 5–6-latków. Rozróżnijmy jednak edukację artystyczną od kulturalnej. By być artystą np. w świecie muzyki, trzeba wziąć instrument maksymalnie wcześniej. By jednak zostać widzem, słuchaczem można być kształconym w okresie 10–15 lat. Cieszę się, iż udało się teraz przywrócić do szkól podstawowych przedmioty – muzykę i plastykę – jako przedmioty obligatoryjne. A.C.: Czy wejście do Unii polepszyło sytuację Kultury w Polsce / tzw. codzienność artysty? Jaka jest sytuacja Kultury w Polsce po wejściu do Unii Europejskiej? B.Z.: Tak, i to zdecydowanie. Dzięki integracji wszystko to, co jest związane z eksportem polskiej kultury w najlepszym tego słowa znaczeniu, stało się tańsze. Dzięki środkom z Unii Europejskiej uda nam się zrealizować inwestycje związane ze szkolnictwem artystycznym na poziomie ok. 600 milionów złotych. Nigdy takich środków nie było. Także weryfikacja polskich przepisów prawa, instytucji, sposobu organizacji kultury, jest dla samej kultury niezwykle korzystna. Nie sprawdziły się czarne prognozy, że będą wchodzić do nas mechanizmy rynkowe charakterystyczne dla Rozmowy Pressji 59 Stanów Zjednoczonych, a więc nie mamy też zbyt wielkich kosztów w tej materii. A.C.: Czy słynna polska biurokracja też potrafi uprzykrzyć życie takiej osobie jak Pan (w końcu niektórzy nazywają Pana Ministra „papierojadem” – dlaczego?) i czy jest jakiś plan, aby była mniej uciążliwa dla społeczeństwa i urzędników państwowych? 60 B.Z.: Tak, nie lubię biurokracji, choć świetnie ją rozumiem i chyba znam się w tej chwili na tyle dobrze na mechanizmach typowo charakterystycznych dla instytucji biurokratycznych, że potrafię sobie z tym poradzić. Musiałem zmienić bardzo wiele w samym resorcie. Zmieniła się hierarchia ważności w poszczególnych departamentach, zmieniło się tempo pracy, zmienione zostały także najważniejsze narzędzia komunikacji i podejmowania kluczowych decyzji finansowych. Dziś decyzje dotyczące roku następnego zapadają w roku poprzedzającym, programy operacyjne ogłaszane są z półrocznym wyprzedzeniem, a sami urzędnicy podejmują decyzje w tej materii w okresie zaledwie kilku tygodni. A.C.: Czy jako Minister Kultury potrzebuje Pan jeździć po świecie, aby się przyjrzeć innym instytucjom? B.Z.: Tak. Obserwacja najlepszych instytucji, funkcjonujących mechanizmów finansowych, a także kontakt z najlepszymi wzorcami i osobami świata menadżerów to wręcz mój obowiązek. Znajomość technologii, kuluarów największych festiwali, warunków pro- mowania wydarzeń artystycznych, a także weryfikowanie warunków, jakie są proponowane polskim instytucjom to ważne zadanie. Dziś wiedza, jak funkcjonują Metropolitan Opera w Nowym Jorku, festiwal w Edynburgu, czy też muzea w Berlinie pozwala mi zupełnie inaczej projektować przestrzeń dla naszych instytucji narodowych. A.C.: Kim jest dla Pana artysta? Czym różni się od polityka? B.Z.: To dwa kompletnie różne typy osobowości. Choć i artysta, i polityk mają swoją „scenę”, „publiczność” weryfikatorów, to różnica jest kolosalna. Dla artysty poczucie wolności, autonomii, niezależności jest absolutnie najważniejsze. Artyści muszą walczyć o swoją niepowtarzalność, oryginalność i wręcz dopominać się o szacunek także dla większej tolerancji dla swojego stylu życia. Politycy są wręcz niewolnikami gry zespołowej, osobami o prawie masochistycznych predyspozycjach do permanentnej gotowości poddawania się ocenom opinii społecznej i zbyt często konformistyczni na pokaz. Ale też życie polityków wystawione jest na podmuch historii, niezależne od ich własnego wysiłku, talentu i intencji bycia w tym trudnym zawodzie. A.C.: Czy artyści w Polsce potrzebują wsparcia państwa, jeśli tak, to na jakie wsparcie mogą liczyć bądź będą mogli liczyć w przyszłości? B.Z.: Zdecydowanie tak. W Polsce życie instytucji artystycznych i samych artystów musi być objęte stałym mecenatem państwa, tak jak zresztą w całej Europie. Jedynie Stany Zjednoczone są wolne od takiego europejskiego stylu mecenatu. Trzeba pamiętać jednak, że w Ameryce system różnego rodzaju innych przywilejów podatkowych, dotacji, wspomagań etc., jest bardzo rozbudowany i jest on alternatywny wobec tego, który obowiązuje w Europie. Artyści muszą mieć możliwości wspomagania instytucjonalnego, materialnego, inwestycyjnego, w niektórych wypadkach także promocji. To wspomaganie musi być bardzo wielostronne, łącznie z tym, że państwo odpowiada za wykształcenie odbiorców dla aktywności artystów, czyli odpowiada za wykształcenie najmłodszego pokolenia do odbioru muzyki, plastyki, co jest niezwykle istotne, a było najbardziej zaniedbane. wielkie zaniedbanie w zakresie edukacji kulturalnej. Straciliśmy całą dekadę, i to wyżu demograficznego! Ostatnia rzecz z tych najważniejszych to wzrastająca akceptacja dla niekompetencji w kulturze, to W Polsce wydaje się za dużo pieniędzy na utrzymanie samych budynków, administrację, oświetlenie, ogrzewanie, ochronę, a za mało na działalność w tychże budynkach. Mamy fatalne proporcje w tej materii. dominacja fałszywego poglądu, iż kultura to obszar działalności grupy darmozjadów. Prawda jest natomiast taka, iż kultura generuje dochody budżetu państwa większe, niż wynoszą nakłady państwa na jej wszystkie formy aktywności. A.C.: Jakie są problemy polskiej kultury, jak wiele ich jest, jaki jest główny, który Panu najbardziej przeszkadza? A.C.: Jakie są Pana kolejne założenia na przyszłość? B.Z.: Jest tego niestety dużo. Po pierwsze – w Polsce wydaje się za dużo pieniędzy na utrzymanie samych budynków, administrację, oświetlenie, ogrzewanie, ochronę, a za mało na działalność w tychże budynkach. Mamy fatalne proporcje w tej materii. Po drugie – system prawny, który obowiązuje, jest anachroniczny, dostosowany bardziej do lat 80., niż do XXI w. W związku z tym zmian wymaga kodeks pracy, ustawa o zamówieniach publicznych i wiele innych przepisów. Mamy także zbyt sztywne modele organizacji życia artystycznego. Kolejny problem to wielkie, podkreślam, B.Z.: Kończę w tej chwili przebudowanie całego frontu inwestycyjnego w obszarze polskiej kultury. Racjonalizuję wydatki, kończę przerwane w ostatnich latach inwestycje. Staram się przekierowywać środki na sensowne adaptacje, modernizacje, a przede wszystkim inwestycję w edukację artystyczną i kulturalną. Tu mamy wręcz rewolucję w myśleniu, reakcjach, i mam nadzieję, także efektach. By proces weryfikacji inwestycji zakończyć, potrzebuję już tylko jednego roku. Ważne, by nowe przedsięwzięcia nie obciążały już swoimi skutkami pozostałej bazy instytucji artystycznych. Rozmowy Pressji 61 Do tego pracuję na rzecz nowych programów… tzw. miękkich, by usensownić cały podstawowy zespół instrumentów edukacyjnych i upowszechniania. Stąd programy takie jak np. „Biblioteka Plus” lub gminne pracownie artystyczne. Prawda jest natomiast taka, iż kultura generuje dochody budżetu państwa większe, niż wynoszą nakłady państwa na jej wszystkie formy aktywności. A.C.: Jakie są pańskie ambicje jako mi- w Radomiu, Suwałkach, Białymstoku czy też Bielsku-Białej. Marzę o usensownieniu wszystkich procesów inwestycyjnych, zamknięciu budowy Arkad Kubickiego, skończeniu Sukiennic w Krakowie, zbudowaniu muzeum Fryderyka Chopina, ale także Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie. Kompletność, wzajemność boga- A.C.: Nie mówi Pan nic o Krakowie, czy to na tyle samodzielne miasto, że potrafi radzić sobie zupełnie samodzielnie? wsparcie ze środków europejskich. Kraków to nasza niezwykle ważna wizytówka i dobrze, że dziś tak skutecznie aspiruje. B.Z.: Kraków jest troszkę innym miastem, i z tego należy się cieszyć – bardzo konserwatywnym, ale zdolnym wreszcie po latach na chwilę obecną znajdować A.C.: Jakie są Pana osobiste wspomnienia związane z 4 czerwca 1989 r.? ctwo, oryginalność to są dla mnie bardzo ważne kategorie. uznanie dla tej aktywności nowszej. Wspomagam działania Nowej Łaźni w Nowej Hucie, będzie Muzeum PRL-u, udało się skończyć Operę, udało się skończyć Bursę dla szkoły teatralnej, a także pozyskać środki dla tej zasłużonej uczelni na inwestycje we Wrocławiu, czy też Bytomiu. Mamy świetnie funkcjonujące Muzeum Narodowe z najbardziej wzorcowym programem edukacyjnym dla dzieci, ale też Mangghę i nowe wnioski, pozytywnie rozpatrzone, dla szkoły muzycznej I i II stopnia w Nowej Hucie, Muzeum Numizmatyki w pałacu Czapskich, czy też wawelskiego dziedzińca. Do tego można dodać inwestycje marszałkowskie, w tym np. dobrze rokujący projekt w Lusławicach, centrum kształcenia prof. Krzysztofa Pendereckiego, który uzyskał wysokie data. Rok później, dokładnie 4 czerwca 1990 r. zostałem prezydentem Wrocławia, a źródło tego faktu ulokowane było właśnie w okresie formowania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Po prostu w tamtym okresie założony przeze mnie pierwszy niezależny ośrodek badań społecznych bardzo precyzyjnie przewidział wyniki wyborów i w jakiś nadzwyczajny sposób zostałem włączony w kolejna kampanię wyborczą, tym razem do samorządu terytorialnego. Byłem, co prawda, jednym z trzech kandydatów, ale mój promotor i pierwszy kandydat wyjechał za granicę, drugi został uznany za już zbyt zaawansowanego wiekiem, i tak w wieku 33 lat zostałem gospodarzem niezwykle zaniedbanego i politycznie, a także historycznie poturbowanego miasta. A.C.: Jak wygląda rynek sztuki współczesnej w Polsce: czy Ministerstwo Kultury pomaga młodemu artyście zaistnieć na rynku sztuki ? nistra kultury? B.Z.: Marzę o zbudowaniu systemu, kompletnej mapy kultury, w której zacho- 62 wamy wszystko co najlepsze, ale też wzbogacimy ją o adresy nowe lub przeprojektowane, ale już klasy europejskiej. Chciałbym, aby obok wielkich flagowych instytucji, działających już w warunkach optymalnych, była szansa na zaistnienie w każdym regionie wielu lżejszych, ale niezwykle dobrze wyposażonych instytucji w każdej dziedzinie artystycznej. Marzy mi się wykorzystanie wszystkich środków europejskich w taki sposób, aby nowa przestrzeń dla działalności instytucji kultury była kompletna, a przede wszystkim najbardziej sprzyjająca procesom edukacyjnym. Stąd też takie, a nie inne przesunięcia środków na samo szkolnictwo artystyczne. Muszą zyskać natomiast wszyscy: i szkoły muzyczne np. w Krakowie, czy też we Wrocławiu, ale – co dla mnie szczególnie ważne – także B.Z.: Rynek, zwłaszcza w obszarze plastyki, jest w fazie wciąż rozwojowej. Zbyt często pojedyncze aktywności konstruowane były przez przypadek, indywidualną aktywność, czy też wielką determinację samego artysty. Ta ocena boli, ale jest prawdziwa. Trzeba też pamiętać o słabym wykształceniu naszego społeczeństwa, kompletnie nieprzygotowanego do odbioru sztuki współczesnej. Nie mamy nowych sal ekspozycyjnych, sztuka eksperymentalna traktowana jest jak dziwactwo, a rynek biznesowy jest mocno poturbowany przez buszujących biznesmenów „podkręcających” ceny na dzieła przez siebie posiadane. Dopiero w ostatnich miesiącach udało się wreszcie zrealizować parę ważnych inwestycji: Toruń, Łódź, a także uwolnić MSN w Warszawie od zbyt rygorystycznych obciążeń związanych z funduszami europejskimi. Ale nadal mamy lata świetlne do Europy zachodniej. B.Z.: To dla mnie niezwykle ważna Bogdan Zdrojewski (ur. 1957): polski polityk i samorządowiec, w latach 1990–2001 prezydent Wrocławia, senator IV kadencji, poseł na Sejm IV, V i VI kadencji, były przewodniczący klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, od 2007 r. minister kultury i dziedzictwa narodowego w rządzie Donalda Tuska. Rozmowy Pressji 63