Marta Jakubiec, ZAGINIONY TRZMIEL Senne lipcowe popołudnie

Transkrypt

Marta Jakubiec, ZAGINIONY TRZMIEL Senne lipcowe popołudnie
Marta Jakubiec, ZAGINIONY TRZMIEL
Senne lipcowe popołudnie rozciągało się nad sadem. O tej porze mało komu
chciało się pracować, toteż wszystkie restauracje pękały w szwach. Jedynie
pszczoła robotnica uwijała się w pocie czoła, a zakochany motyl Bielinek
adorował niewzruszoną głowę kapusty. Sierżant Szerszeń, choć był na
posterunku, postanowił wpaść do baru „Morelowy raj”, by napić się
wiśniowego soku. Szukał wzrokiem stolika, gdzie mógłby na chwilę usiąść.
Niestety, wszystkie były zajęte przez muchy. Sposób ich dyskusji i ton głosu,
jakim ze sobą rozmawiały, nie pozwalał na chwilę relaksu.
- Szuka pan stolika? - zapytała kelnerka Owocówka Jabłkóweczka. - Trudno
dzisiaj o miejsce, ale dla pana coś zawsze się znajdzie. Proszę za mną. Oto
i on - wskazała kelnerka, podchodząc do stolika, przy którym siedział już
emerytowany doktor Komar zajadający jabłkowy mus i czytający gazetę.
- Można się przysiąść? - zapytał sierżant.
- Ależ proszę bardzo, już panu robię miejsce - uśmiechnął się doktor,
przesuwając swoje krzesło w stronę drzwi. - Upał dzisiaj niesamowity.
- To prawda - odpowiedział sierżant.
- Słyszał pan - rozpoczął Komar - muchy plotkują, że zaginął Trzmiel.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Nikt mi tego faktu nie zgłaszał odpowiedział lekko zdziwiony sierżant.
- Ponoć już dwa dni nie ma go w domu - ciągnął dalej doktor.
- Jeśli to prawda, to na pewno ktoś mnie zawiadomi o tym. No, ale czas na
mnie, muszę wracać do pracy - sierżant Szerszeń skłonił się głęboko przed
doktorem, po czym na dowidzenia wymienił uścisk dłoni z Komarem.
Myśl o zaginięciu trzmiela nie dawała sierżantowi spokoju. A może to
kłamstwa wyssane z palca? Muchy zawsze o czymś plotkują, tyle mają do
roboty. W tych rozmyślaniach nieomal zderzył się z żoną trzmiela.
- Witam panią - zagadnął sierżant jak umiał najmilej. - Cóż tam u pani
słychać? Mąż pracuje?
- Ach, panie sierżancie, Trzmiela od dwóch dni nie ma w domu - rozpłakała
się pani Trzmielowa. - Wysłałam go po zakupy do pobliskiego sklepu „Lipowy
Sen”, by kupił nieco nektaru na miodowe ciasteczka. I przepadł. Próbowałam
go szukać sama, ale jak pan widzi nic z tego.
- Spróbuję pani pomóc. Proszę być dobrej myśli - uspokajał sierżant
szlochającą panią Trzemielową. - Napiszę komunikat, który rozkleimy po całym
sadzie. Jeśli ktokolwiek go widział, to na pewno da znać.
Komunikat brzmiał: "Zaginął Trzmiel, ubrany w
czarny kangurek w żółto-pomarańczowe pasy i
brązowe kapcie. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
o miejscu jego pobytu, proszony jest o kontakt z posterunkiem sierżanta
Szerszenia".
Do wieczora nie było żadnego odzewu, dopiero tuż przed zmrokiem
przyleciała spracowana pszczoła.
- Nie mam czasu, sierżancie, na szczegółowe wyjaśnienia, ale wydaje mi się
że widziałam pana Trzmiela w okolicy Różanego Ogrodu.
- Różany Ogród? Zaraz, zaraz - zastanawiał się głośno sierżant. - A gdzie to
jest?
- Jakieś trzysta metrów za sklepem „Lipowy Sen” – odpowiedziała pszczoła
i jak szybko przyleciała, tak jeszcze szybciej odleciała.
- Dziękuję, pszczółko, za informację. Miejmy nadzieję, że zastaniemy tam
pana Trzmiela.
- Lecimy tam - sierżant kiwnął palcem w stronę komisarz Osy, która właśnie
wróciła z patrolu okolicy.
I polecieli we wskazanym kierunku. Mimo iż przeszukali każdy najmniejszy
odcinek Różanego Ogrodu, Trzmiela nie było.
- To był fałszywy trop - mruknął zmęczony sierżant.
Nagle zdało się słyszeć czyjeś pojękiwania. Dochodziły one od strony
pobliskich słoneczników.
Szerszeń w raz z Osą poświecili w tamtym miejscu latarkami i zobaczyli na
słoneczniku leżącego pana Trzmiela.
- Panie Trzmiel, panie Trzmiel, słyszy nas Pan?
- Hmm… Hmm… - dochodziło ze słonecznika.
- Coś pana boli?
- Hmm… Hmm…
- Trudna sprawa. Trzeba wezwać pogotowie – z troską w głosie zauważyła
pani komisarz Osa.
Nie trzeba było długo czekać. Helikoper Niebieska Ważka zjawił się w pięć
minut, zabierając Trzmiela do szpitala. Dyżur akurat pełnił dr Bąk. Na widok
pacjenta zbladł.
- Ależ się pan najadł! No nic, zastosujemy dietę. Póki co dostanie pan na
kolację tylko parę kropelek rosy. Panie pielęgniarki Marzymłódki i Piórolotki
zawiozą teraz pana na salę chorych.
Tymczasem pan sierżant Szerszeń powiadomił panią Trzmielową, że znalazł
się jej mąż. Ta w ciągu kilku minut zjawiła się w szpitalu i stała teraz
z bukietem różowej koniczyny roztrzęsiona, ale jakże szczęśliwa, że małżonek
się odnalazł! Sierżant Szerszeń uśmiechnął się do
siebie zadowolony, że wspólnie z Osą uratowali
komuś życie. Ale nie wiadomo jakby się skończyła
cała historia, gdyby nie pszczoła robotnica.
oprac. graficzne: MiGBP w Tyczynie
www.tyczyn-biblioteka.pl

Podobne dokumenty