Gdańscy Elektrycy w Światowym Dniu Elektryki - SEP

Transkrypt

Gdańscy Elektrycy w Światowym Dniu Elektryki - SEP
GDAŃSCY ELEKTRYCY W ŚWIATOWYM DNIU ELEKTRYKI
dr inż. Andrzej Skiba*)
Większość środowiska inżynierskiego elektryków w naszym województwie pomorskim, jak
również w województwach ościennych, zdobyła wykształcenie w Politechnice Gdańskiej.
Konkretnie, na obecnie noszącym nazwę Wydziale Elektrotechniki i Automatyki. Przez większą
część swej powojennej historii był to Wydział Elektryczny. Przyjmując arbitralnie dwudziestoletni
okres czasu dla każdego pokolenia, łatwo policzyć, że trzon aktywnej zawodowo kadry stanowi
obecnie czwarte pokolenie absolwentów naszego Wydziału. Obecny prorektor Politechniki
Gdańskiej, a poprzedni dziekan WEiA, prof. dr hab. inż. Kazimierz Jakubiuk, oraz aktualnie pełniący
obowiązki dziekana, prof. dr hab. inż. Leon Swędrowski, jak również prezes Gdańskiego Oddziału
SEP, mgr inż. Waldemar Dunajewski, oraz autor tych słów, należą do drugiego pokolenia.
Osiągając właśnie wiek emerytalny schodzi ono ze sceny zawodowo czynnych elektryków. Jest
więc okazja, żeby przypomnieć tym, którzy mogli zapomnieć, oraz opowiedzieć młodszym, kto
odbudowywał ze zniszczeń wojennych naszą gdańską „Alma Mater”, a w tym również nasz
Wydział Elektryczny.
Pierwszym rektorem Politechniki Gdańskiej mianowany został przez najwyższe wówczas
władze państwowe profesor Stanisław Łukasiewicz. Utworzony wówczas Wydział Mechaniczno –
Elektryczny niebawem podzielony został na dwa oddzielne wydziały, a dziekanem Wydziału
Elektrycznego został profesor Kazimierz Kopecki. Kierownikami zespołów naukowo dydaktycznych
zostali: profesor Kazimierz Kopecki (który kierował Katedrą Urządzeń Elektrycznych i Gospodarki
Elektrycznej), profesor Stanisław Trzetrzewiński (szef Katedry Miernictwa Elektrycznego i
Pomiarów Maszyn), oraz profesor Leon Staniewicz (przedwojenny rektor i dziekan Wydziału
Elektrycznego Politechniki Warszawskiej), który objął stanowisko kierownika Katedry
Elektrotechniki Teoretycznej. W pionie tak zwanych prądów słabych zespołami kierowali
profesorowie: Łukasz Dorosz, Ignacy Malecki i Paweł Szulkin, którzy po kilku latach stworzyli
oddzielny Wydział Łączności – poprzednika dzisiejszego Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i
Informatyki.
Kadra Wydziału Elektrycznego powiększała się o powracających z zawieruchy wojennej
takich profesorów, jak Stanisław Kaniewski, Stanisław Szpor, Ignacy Gościcki i inni. Kierownictwo
dziekanatu powierzono osobie doświadczonej w pracy administracyjnej i rachunkowej – pani
Matyldzie Nosekowej. Pani Matylda „rządziła” wydziałem do sierpnia 1965 roku. Miałem
przyjemność jeden raz zetknąć się z nią, gdy z rodzinnego Sosnowca osobiście przywiozłem
życiorys i podanie o przyjęcie na studia w maju 1965 roku. Spojrzała na mnie zza lady w
dziekanacie srogim wzrokiem, który jednak zmiękł natychmiast, gdy odsznurowała teczkę z moimi
dokumentami. Okazało się, że Ona również pochodziła z Sosnowca. Cieszyłem się na myśl, że
będę miał „chody” w dziekanacie (o ile oczywiście zdam egzamin i zostanę przyjęty). Jakie było
moje rozczarowanie, gdy po wakacjach, już jako student pierwszego roku, zjawiłem się w
dziekanacie po skierowanie do akademika i kartę stołówkową, a tu okazało się, że „Matylda” już
odeszła na emeryturę i dziekanatem kieruje pani Zosia Bubniewicz.
Wtedy, tuż po wojnie, podjęli studia również Ci, których my już znamy jako pokolenie
naszych nauczycieli akademickich. W jakich warunkach przyszło im zdobywać wiedzę niech
zaświadczą słowa jednego z tych, który rozpoczęli studia w 1945, prof. dra hab. inż. Jerzego
Sawickiego. Egzamin dojrzałości po okresie nauki na tajnych kompletach zdawał w Bydgoszczy,
swym rodzinnym mieście, w lecie 1945 roku. Już we wrześniu przyjechał do Gdańska, by starać się
o przyjęcie na studia w Politechnice Gdańskiej. Zamieszkał na stancji w Oliwie przy ulicy Grottgera.
Pierwsze osobiste spotkanie z Politechniką Gdańską profesora Sawickiego odbyło się 27.
września 1945 roku w sekretariacie uczelni, która mieściła się wówczas w domu przy ulicy
Batorego 13. Były to ostatnie dni funkcjonowania tam sekretariatu, który właśnie przenoszony był
1
na tereny politechniczne, do budynku przy Laboratorium Wytrzymałości Materiałów. Termin
egzaminów wstępnych pierwszego powojennego rocznika wyznaczony został na 3 października
1945, więc kandydat miał czas na spacer po Gdańsku. Oddajmy zresztą głos samemu profesorowi
**):
„… W poniedziałek, pierwszego października, wybrałem się oglądnąć centrum Gdańska. Do
tramwaju wsiadłem przy placu Inwalidów, dokąd wagony przyjechały z małej zajezdni przy
Grunwaldzkiej 537. Dwa razy musiałem przesiadać się: koło wysadzonego wiaduktu [przy zajezdni
Wrzeszcz obok pętli ogrodowej – przypis A.S.] i w środku Wrzeszcza. Stąd bowiem – też po jednym
torze – kursował zestaw wagonów, dojeżdżających do Bramy Oliwskiej, bo tam kończyła się
czynna linia.
Zabudowa przy Podwalu Grodzkim oraz Wałach Jagiellońskich, na odcinku od Dyrekcji Kolei
aż do Bramy Wyżynnej, była gruntownie zniszczona pożarami; zasadniczy budynek Dworca
Głównego nadawał się do odbudowy. Zachowane były natomiast nieliczne obiekty, a mianowicie:
poczta dworcowa (Gdańsk 2) i budynek Podwale Grodzkie 2, (…). Trochę dalej, na początku ulicy
Hucisko, stał nieuszkodzony zespół budynków, gdzie przed wojną działał Wysoki Komisarz Ligi
Narodów. W roku 1945 mieściła się tam sowiecka „Centralna Komenda Wojskowa”, tj.
komendantura miasta (Wały Jagiellońskie 1/2). Willowa zabudowa zachodniej strony Wałów
Jagiellońskich była całkowicie spalona; teraz rozciąga się tam trawnik nad kanałem Raduni.
Zabytkowy zespół Katowni i Wieży Więziennej był wypalony, podobnie jak Złota Brama.
Ulica Długa przedstawiała widok pełnego zniszczenia, spowodowanego bombardowaniem i
pożarami. Jedynie po lewej stronie, przed skrzyżowaniem z ul. Lektykarską, stały dwie małe
kamienice zdatne do zamieszkania (domy nr 69 i 70).
Ratusz Głównego Miasta oraz Zielona Brama były pogorzeliskiem. Dwór Artusa, bardzo
uszkodzony, nadawał się do odbudowy. Przed jego frontem solidne obmurowanie ochronne kryło
konchę Studni Neptuna. Sama figura musiała zostać zdemontowana przed wykonaniem tej
ochrony (…).
Gmach główny [Politechniki – A.S.] był bardzo zniszczony. W niektórych miejscach zawaliły
się nawet sufity; najgorzej wyglądała „lądowa” strona budynku, licem zwrócona ku ul. Traugutta.
Tam gołe mury sięgały od suteryny do poziomu więźby dachowej i żadnych stropów nie było.
Skrzydło budynku głównego, które zwrócone jest ku Wydziałowi Elektrycznemu, znajdowało się w
dobrym się stanie, gdyż tylko trzy sale drugiego piętra były wypalone. Znacznie gorzej
przedstawiała się strona frontowa, zwrócona ku głównej ulicy. Prawa część (dla patrzącego od
bramy głównej) była spalona niemal całkowicie; ocalały tylko poddasze i przyziemie. Po stronie
lewej zniszczenie dotknęło wszystkie pomieszczenia, włącznie z parterem i poddaszem. Niewielkie
uszkodzenia były widoczne w gmachu Chemii, gdzie spalono dwie czy trzy sale laboratoryjne
Pozostałe budynki były zachowane bez większych uszkodzeń.
Trzeba powiedzieć, że praktycznie nie było śladów walki; znalazłem tylko trzy miejsca,
trafione granatami małego kalibru: na wieży ciśnień (przy kotłowni PG), na frontowych częściach
Gmachu Głównego i budynku Chemii. Jest to zrozumiałe, jeżeli obiekt służył jako szpital. W
wypalonych salach prawej części frontowej Gmachu Głównego zawaliły się stropy a w murach
tkwiły stalowe dźwigary. Na nich opierały się zniszczone konstrukcje stalowych łóżek,
zestawionych piętrowo. Nie nosiłem wówczas jeszcze okularów, chociaż byłem wyraźnie
krótkowzroczny. Koledzy twierdzili, że na niektórych wrakach łóżek leżały spalone zwłoki (…) ”.
Kłopoty transportowe w mieście o mało nie spowodowały spóźnienia młodego Jerzego
Sawickiego na egzamin wstępny – w ostatniej chwili znalazł się przed drzwiami sali 61 Gmachu
Głównego (obecnie jest to sala 205). Wiadomość o przyjęciu otrzymał w rodzinnej Bydgoszczy i 22
października stawił się na Wydziale by podjąć studia. Tak związał się z Gdańskiem i Politechniką
Gdańską na stałe.
2
Warunki lokalowe i bytowe, z jakimi musieli zmierzyć się ówcześni studenci były skrajnie
trudne. Profesor Sawicki wspomina:
„… Pierwsza powojenna zima była okresem niezwykle ciężkim i to nie tylko z powodu
bardzo silnych i długotrwałych mrozów. Zatoka Gdańska pokryła się tak rozległą i grubą warstwą
lodu, że uwięzło parę statków handlowych; lód sięgał nawet na odległość 2 km od brzegu lądu.
Zniszczenia wojenne sprawiły, iż dopływ energii elektrycznej był limitowany: każde mieszkanie
mogło w ciągu miesiąca pobrać najwyżej 50 kWh; przekroczenie tej granicy powodowało karne
odłączenie zasilania. W tym stanie rzeczy musiałem posługiwać się lampą karbidową, kupioną
jeszcze podczas okupacji (…).
Obiady musiałem jadać we Wrzeszczu, gdyż dojazd trwał dłużej niż przerwa obiadowa w
zajęciach na uczelni. Rozwiązaniem problemu było korzystanie ze stołówki bratniackiej. Biuro
Bratniej Pomocy Studentów Politechniki Gdańskiej mieściło się początkowo w przyziemiu Gmachu
Głównego (pokoje 65 i 66) i tam sprzedawano kartki obiadowe w postaci abonamentu na cały
tydzień. Warunkiem nabycia tych kartek była nie tylko przynależność do Bratniaka – ale także
udział w pracach porządkowych. Kolega Jan Dziedziak prowadził przydział zadań i ewidencję
przepracowanego czasu. Wymagana norma pracy w listopadzie wynosiła 40 godzin, natomiast z
początkiem roku 1946 została podwyższona do 80.
W październiku 1945 budynek Bratniaka przy Siedlickiej 4 był jeszcze zajmowany przez
Wojsko Polskie. Bratniacka stołówka działała wtedy przy Krętej 49, w budyneczku po jakiejś
korporacji niemieckich studentów. W połowie listopada wojsko wyniosło się z Bratniaka i wtedy
rozpoczęły się prace porządkowe w tym obiekcie. Woda z kaloryferów nie była spuszczona, zatem
po nastaniu mrozów powstały pęknięcia. Na parkiecie głównej Sali konsumpcyjnej widziałem
ogromną plamę czarnego lodu. Uruchomienie właściwej stołówki nastąpiło chyba w styczniu 1946.
Obiady były marne, częściowo przygotowywane z darów UNRRA i do marca dostawaliśmy
tabletki witaminowe, ale później ich zabrakło. Brakowało także sztućców i przypominam sobie, jak
pewnego dnia zupę jadłem za pomocą pokrojonej bułki, kupionej w sklepiku studenckim. Efektem
takiego odżywiania się była silna awitaminoza (szkorbut), której uniknąłem podczas wojny (…).
W pierwszych latach po wojnie nie było żadnych stypendiów. Pierwsze, nieliczne oferty,
chyba w roku 1947/48, ogłosiła Poczta Polska. Były one przeznaczone dla słuchaczy teletechniki,
dla studentów prądów silnych ofert nie było (…).
Indeksy otrzymaliśmy w piątek 29 marca 1946, ale immatrykulacja odbyła się dużo później.
Wszyscy studenci naszego wydziału zebrali się w sali E–41, gdzie stosowne przemówienie wygłosił
prorektor prof. Stanisław Turski; asystował mu nasz dziekan, prof. Kazimierz Kopecki. W owym
dniu rok I liczył 99 słuchaczy, rok II – 33 osoby, zaś na roku IV było 9 studentów (wśród nich także
przyszli profesorowie Tadeusz Lipski oraz Stefan Roszczyk). Dwuczęściowy druk matrykuły
dostaliśmy w dziekanacie – a podpisany wręczaliśmy rektorowi, który rozdzielał obie części. Jedną
otrzymywał student a drugą włączano do jego teczki osobowej (…).
Zajęcia na uczelni trwały nawet do późnych godzin wieczornych bowiem skutkiem
zniszczeń liczba sal była bardzo ograniczona. W rozkładzie zajęć semestru zimowego 1945/46
występowały więc okienka – to znaczy czas wolny między kolejnymi wykładami. Podczas takiej
przerwy zdarzało mi się przychodzić na kawę zbożową do stołówki prowadzonej przez PCK w domu
przy Grunwaldzkiej 2. Można tam było posiedzieć w słabo – ale jednak – ogrzanym pomieszczeniu,
bo w budynkach Politechniki panowało straszne zimno (ogrzewanie było zupełnie nieczynne).
Wieczorem, po powrocie do siebie, uczytelniałem notatki; tłok w salach był ogromny, bo na dwóch
„klapkach” siedziały trzy osoby (…).
Na jesieni 1945 trzeba było zaopatrzyć się w niezbędny sprzęt studencki (…) dobrą parę
trójkątów kreślarskich (o rozmiarze 16) niemieckiej firmy „Aspabeda”, o krawędziach obłożonych
hebanem, (…) używany przedwojenny przybornik, którego pudełko ma pokrywę opatrzoną
napisem: „Technika – WYK – Optyk dypl. – Katowice” (…) i suwak [logarytmiczny – A.S.]
3
pochodzący z niemieckiej wytwórni „Dennert und Pape, Altona bei Hamburg”. (…) W pierwszych
latach powojennych zdobycie podręczników nastręczało duże trudności. Już w lutym 1946
rozpoczęła działalność Komisja Wydawnicza Bratniej Pomocy PG. Pierwsze skrypty były powielane
z matryc woskowych, co prowadziło do marnej czytelności. W takim wykonaniu kupiłem sobie trzy
zeszyty ćwiczeń do przedmiotu „Matematyka I” (po 100 zł). (…) Czapkę studencką nabyłem zaś u
czapnika, który miał swój sklep przy Do Studzienki 19. Popyt był tak duży, że trzeba było zająć
miejsce w kolejce dobrze przed otwarciem; w ciągu doby mistrz wykonywał tylko 10 czapek…”.
Pierwsze egzaminy dyplomowe na Wydziale Elektrycznym Politechniki Gdańskiej odbyły
się 6. września 1946 roku. To wtedy dyplomy uzyskali między innymi późniejsi profesorowie, nasi
nauczyciele akademiccy Stefan Roszczyk, Tadeusz Lipski, jak również Stanisław Kuropatwiński oraz
Sławomir Wyszkowski (ojciec naszego kolegi z rocznika 1965). Na tej samej stronie archiwalnego
zeszytu, prowadzonego początkowo przez panią Matyldę Nosekową, a później przez Panią Zofię
Bubniewicz, można przeczytać nazwiska kolejnych absolwentów: Stefana Grudzieckiego, Jerzego
Jaczewskiego i Jerzego Dziedzica.
W kolejnych latach Wydział Elektryczny, a po zmianie nazwy w 1996 roku, Wydział
Elektrotechniki i Automatyki, kończyły kolejne roczniki z dyplomami inżynierów lub magistrów
inżynierów w kierunku elektrotechniki różnych specjalności. W roku 1989 uruchomiony został
kierunek automatyka, zaś od roku 2005 wspólnie z wydziałami: Mechanicznym oraz
Oceanotechniki i Okrętownictwa, prowadzony jest kierunek Energetyka. Ponadto od roku
akademickiego 1997 Wydział prowadzi studia III stopnia (doktoranckie). Od roku 1965 Wydział
posiada pełne prawa akademickie (dotyczące doktoryzowania i habilitowania) w dyscyplinie
Elektrotechnika, a od 2001 prawo doktoryzowania w dyscyplinie Automatyka i Robotyka. Obecnie
na Wydziale studiuje w systemie stacjonarnym i zaocznym w sumie 1942 studentów.
Jeszcze podczas studiów lub bezpośrednio po ich ukończeniu wielu z nas, absolwentów
Wydziału, wstępowało w szeregi Stowarzyszenia Elektryków Polskich. Profesor Jerzy Sawicki
został członkiem SEP wiosną 1951 roku.
*)
– Starszy wykładowca w Katedrze Elektrotechniki i Informatyki Wydziału Elektrotechniki i
Automatyki Politechniki Gdańskiej. Absolwent Wydziału Elektrycznego z rocznika 1965 –
1971. Nr legitymacji członkowskiej SEP 0919055.
**) – Jerzy Sawicki: „Rok pierwszy”, Gdańsk 2000 (materiał niepublikowany).
4