Dodatek do „Gazety Katolickiej.“
Transkrypt
Dodatek do „Gazety Katolickiej.“
Dodatek do „Gazety Katolickiej.“ Ki*. 18. niedziela 8. listopada 1806*1 - Róża z Tanenbergu. Powieść starożytna dla polskiej katolickiej młodzieży, przełożona z niemieckiego przez Księdza M. Osmańskiego. (Ciąg dalszy.) W rzeczy samej Róża dotrzymała słowa. Nie unikała odtąd dzieci Kunerycha, owszem zbliżała się ku nim, rozmawiała z niemi i nie jedną za bawkę im nastręczyła. Nie zadługo nadarzyła się jej sposobność wykona nia ojcowskiej nauki w całej obszerności, w stopniu bardzo wzniosłym. Róży odwaga. W pośrodku obszernego podwórza zamku fichtenbergskiego znajdowała się studnia którą słusznie można było policzyć do osobliwości tamecznych. Była ciosanym kamieniem aż do dna wyłożona i nad ziemię takowym ob wiedziona; sześć pięknych kolumn ka miennych dźwigało pokrycie w kształ cie wieży wznoszące się i powabnie pod oko podpadające. Studnia ta była nad zwyczajnej głębokości; kwadrans czasu potrzeba było, za nim się wiadro za pomocą koła spuściło do wody i ta kową do góry wyprowadziło. Pielgrzy mi podziwiali to dzieło, i ażeby im dać wyobrażenie o głębokości, spusz czano kamyczki; — długo trzeba było czekać, zanim takowy odezwał się swym spadkiem, we wodę. Stara powieść głosiła: że nim ta studnia została po krytą, robotnicy czyszczeniem zatrud- Rok f. nieni na jej- dnie, wśród południa gwia zdy widzieć mogli na firmamencie, jak gdyby w jasnej zimowej nocy. Na potrzebę naprawki lub czyszczenia by ły w murze powprawiane żelazne ha ki, na które osadzono wiele drabin, żeby po tych spuścić się można aż do dna. Ta studnia obwiedziona była w około murawą, którą otaczały piękne jarzębiny. Po kilkotygodniowym plusku, kie dy wrześniowe słońce powabnie zajaś niało i właśnie wynagradzając poprze dnich dni posępność, zebrało wszyst kie swe powaby, aby usuwając się zo stawić upominek mieszkańcom; tłu mem wyszli ludzie w pola, aby zebrać reszty darów Bożych. Wyszła ze zam ku i Tekla służebna z dziećmi pań skiemu Eberhardem, Idą i Emą, aże by użyły świeżego powietrza i nabra ły sił po przebytej chorobie, bawiąc się w zamkowem podwórzu. Gdy pa nienkom służebna nadziewała jagody z jarzębiny zerwane na nić i zdobiła ich szyje i ręce jakby koralami, Eber hard tymczasem bawił się rzucaniem kamyków do studni. Gdy się tern za trudnieniem nareszcie znudził, odbiegł od studni i siadł na murawie. Właś nie oto w ten czas przyleciała piękna ptaszyna, siadła na brzegu wiadra w studni, aby zagasić swe pragnienie wodą zwykle na dnie wiadra studzien nego pozostającą. Pośpiewawszy i po skakawszy na brzegach wiadra, spuś ciła się w nie. To właśnie spostrzegł Eberhard i pomyślał sobie: „Otóż cię mam ptaszku!" — poskoczył ku stud ni, kiedy służebna najmniej się spo- dzieWała, wlazł na mur obwodzący studnię, wyciągnął rękę żeby uchwy cić wiadro, stracił przez to równowagę i wpadł do studni. Dzieci spostrzegły co się stało, poczęły nieznośnie płakać i narzekać: Tekla przyskoczywszy do studni sły szy narzekania Eberhard a, i wnosi, że się zapewno zawiesił na jednym z ha ków wewnątrz studni wmurowanych, woła o ratunek, ale że właśnie domo wnicy byli zatrudnieni w polu, nikt jej nie przybywa na pomoc, przerazo na trwogą nie wie co czynić. W tern wybiega Róża, a dowiedziawszy się co się stało, rzecze do Tekli: „Śpiesznie pomóż mi wleźć w wiadro i wolno mię wpuszczać będziesz do studni, ä gdy zawołam, wstrzymasz. Ja myślę, że nam Pan Bóg dopomoże chłopca oca lić/'— Poleciła siebie i swoje przedsię wzięcie Bogu, wlazła przy pomocy Tekli we wiadro, i poczęła się wolniut ko spuszczać w studnię. Zimny dreszcz ją przechodził, powietrze studzienne mroziło ją, ciemność nocy ogarnęła ją, niebezpieczeństwo w jakiem się być widziała, przerażało, ale nie tracąc w Bogu nadziei, coraz ^głębiej się spusz czała, aź" gdy doszła miejsca, na któreny zawisło chłopię, zawołała, ażeby —-wiadro żatrzyinac i stanęło. Ale ta sęk, jak chłopca zdjąć z haka? Jed ną ręką musiała się sama trzymać łań cucha, żeby nie spadła w przepaść, drugą przeto próbuje czy się nie uda odwadzić. Ale gdzie tam; zawisł mo cno na haku a ona nie miała dosyć siły w jednej ręce, żeby go dźwignąć. — Uważa zatem, że siebie i dziecię może zgubić; ta uwaga wycisnąła zimny pot z Róży. — Znając to do brze, że Bóg tylko zdolen jej pomoc swą wszechmocnością, czułe do niego posłała modły i wzięła się znowu do pracy. Przysunęła się więc do dzie cka, nakazała mu uchwycić siebie sil nie za szyję, sama chwyciła lewą łań cuch, a prawą odhaczała ubiór na haku zawisły, zawoławszy: „Cokolwiek w górę, ale wolno bardzo!" Wiadro się uniosło, suknie można było odha czyć, a to spostrzegłszy zawołała z głębi serca radośnie: Teraz pójdzie, ciągnij wiadro w górę, ale zawsze ró wno bez wstrząśnienia.“ Tekla opłonęła z bojaźni gdy uczuła ciężar do bywający się ze studni, który kołem z wielką ostróżnością w górę dobywała. . . U , .Matka w skutek odebranych smu tnych wiadomości z wyprawy nięża chorobą złożona, na krzyk w podwó rzu wstała i przybliżyła się do okna na podwórze wychodzącego. Powzię- ~ ta od córek wiadomość, że syn wpadł w studnię, właśnie jak gdyby piorun uderzył ją; uchwyciła się kraty w oknie będącej i właśnie napół żywa, słyszy głos Tekli: że Eberhard zawisł na ha ku w studni, i służebna dozorczyny spuściła się w studnię^ żeby gp wy swobodzić. To ją trochę otrzeźwia, nadzieja w Bogu orzeźwia ją, oka od studjii nie odwraca, aż nareszcie wi dzi Różę^a do niej przyczepiońego swego syna. Skoro wiadro już do syć nad obmurowanie studzienne wznie sione było, umocowała Tekla łańcuch należycie, żeby od niej odebrać ten 4rogi ciężar. Ale cała drżąca nie miała • tyle' sił, żeby jedną' ręką przy trzymać wiadro, a drugą z rąk Róży odebrać dziecię. Po próżnem kusze niu się, które stojącej w oknie matce było torturą, przekonały się, że w ten sposób nie idzie. — Róża chciała Tekli podać dziecię; kazała jej stanąć przy murze, wyciągnąć ręce obie, ale spo strzegła, że i tak udać się nie może, bo Tekla nie zdołała jej sięgnąć do statecznie rękoma. I cóż tu robić bez pomocy. Znowu serdecznie westchnęła do Boga, a potem rzekła do Tekli: „Weźm do ręki ten co to tam oto leży drążek, popchnij niem lekko wiadro, żeby się rozbujało. Gdy się rozbuja i zbliży ku tobie padam ci chłopca a — ty go uchwyć zgrabnie, ale nie prędzej, aż ci powiem. Spróbujmy, może się uda." Tekla wykonała ten rozkaz, po pchnęła wiadro drążkiem, wiadro po częło się bujać; ona rzuciwszy drążek, stanęła przy odwiedzeniu studni, wy ciągnęła obie ręce, a Róża gdy widzia ła, że się można odważyć, chwyciła dzielnie chłopca pod pachę i podała Tekli. W ten przeto sposób wyprowa dzony całkowicie z niebezpieczeństwa Eberhard. Postawiwszy go bęzpiecznie na ziemi, podaje rękę Róży żeby ją wyswobodzić, ale ta widzi że w ten sposób rzecz się udać nie móże, rzecze przeto: „Raczej nżej znowu drążka i popchnij mię z wiadrem cło którego z filarów, może się uda pochwycić tako wy, i tak wydobyć się z tego więzienia." Stało się, Tekla pchnęła za pomocą drążka cebrem ku jednemu z filarów, Róża pochwyciła go oburącz, stanęia na murze studziennem i lekko skoczyła na ziemię. O jakże była szczęśliwą, poczuwszy pod nogami sweihl ziemię, i przebywszy wszystkie poprzednie niebezpieczeństwa. Najpierwszą jej czynnością było, paść na ko lana i najczulej Bogu podziękować, że raczył ją potężną swą mocą ocalić. Druga po tej myśl była: „ó, jakże się będzie cieszył ojciec gdy się dowie, że naka jego taki wydała owoc!" — Nie bawiąc pobiegła do ojca i opówiedziała mu zdarzenie. Ten wysłuchawszy ją, przycisnął do serca swego, skropił łzami radości i odrzekł; „Drogie mi dziecię! Tyś się szlachetnie przezwy ciężyła, uczyniłaś z siebie wielką ofia rę dla nieprzyjaciół twoich. O! ty wy konałaś zaprawdę waleczniejszy czyn, jak wykonać może najmężniejszy ry cerz, który powali zaciętego nieprzy jaciela, boś ty przezwyciężyła siebie samą, boś życie ludzkie uratowała. Dla tego przecież kochano Różo nie bądź dumną. Bóg jest ten, który ci 71 — dodał odwagi i wspierał cię, Jemu też samemu należy za to cześć i chwała." (Dalszy ciąg nastąpi). Ukarane złodziejstwo. Fryderyk Hinter opowiada z swo jego życia co następuje. Mało miałem sposobności bawić się z innemi dzieć mi. Na ulicy, na której mieszkali moi rodzice, nie było wiele po mieszkań. Naprzeciwko naszego domu mieszkał woźnica, który miał kilku chłopaków równych do mojego wieku. Ponieważ nigdy nie śmiałem się oddalić daleko od domu, u tych chłopców jedynie mogłem znaleść towarzystwo zabawy. Przy wylewie studni znaleźliśmy za trudnienia w naszych dziecinnych za bawach. Było to w sobotę — mog łem mieć 9 lat — jeden z owych chłop ców rzeM, że naszę budowania wodne lepiejby się udały, gdybyśmy mieli do tego narzędzia. Dziś byśmy je łatwo mogli nabyć. Jest dziś targ, na któ rym garnczarze sprzedawaj ą garnki. - Nie trudno będzie, żebyśmy kilka ma łych garnków' wzięli. To mi się podobało, a aby się usprawiedliwić przed • r mojem sumieniem, wziąłem garnuszek z dzińrawęm dnem, więc nie mający^_ żadnej wartości. Ale nie długo karą dała na siebie czekać. Garnćarżowa mię złapała i oskarżyła przed matką. Ledwo że przyszedłem do domu, wzię ła mię matka na surowe badanie, któ re nie trwało długo, bo zapierać się nie mogłem. Natychmiast zamknęła mnie matka do starej kuchni, gdzie aż do wieczora zostałem. Pod wieczór przyszła matka do mnie z małym tłomoczkiem i bochenkiem chleba i krótkiemi słowy powiedziała mi, że zło dzieja nie może dłużej trzymać w do mu, więc mogę sobie iść, dokąd mi się podoba. Z miłosierdzia daje mi koszulę i pończochy, a abym nie miał głodu, i ten pochenek. Co nastąpiło, -T— 712 r— można sobie przedstawić. Ta lekcya uleczyła mię na zawsze, żem już nig dy nie myślał o tern, żeby sobie co cudzego przywłaszczyć. A gdy teraz słyszę o złodziejstwie, przypomina mi się zawsze owa sobota. jad. Po tych słowach nie czekając odpowiedzi, oddaliła zię. Z wymuszo nym uśmiechem zaprosił ów mąż to warzyszów na ob jad jemu przyniesio ny. Ale odkrywszy misę znalazł ją próżną i tylko kartkę w niej z napi sem: „Spodziewam się, że ci objad będzie dobrze smakował; przyniosłam ci to samo, co rodzina twoja ma w Różne wiadomości. domu. Daj Boże! może ten środek skut kował. Niestety wielu jest takich, którzy — Pięcioletni rozpieszczony chło w podobny sposób zniszczą co mają, a pak chce wyjść pomiędzy dzieci, aby familia tymczasem głód cierpieć musi. się bawić. Matka niesie mu starą o— Pielęgnowanie wzroku. Rodzice i wy dzież, która na robotne dni i na zaba chowawcy święty mają obowiązek nie tylko wycho wę jest przeznaczona. Ale chłopczy- waniem moralnem, ale także fizycznem swych dzieci na koniecznie chce nowego ubioru. i wychowanków szczerze się zajmować. Z tego po Matka nie chce dać, ale po dłuższej wodu w formie krótkiej przypominamy kilka reguł o spórce zezwala, i obłóczy go w nowe pielęgnowaniu wzroku, które nawet dzieci znać poszaty. Ojciec siedzi nad książką przy winny. 1) Pisząc we dnie, obierz takie miejsce, aże biórku swojem i udaje, jakby go to by okna były po lewej ręce, ażeby promienie słone wszystko wcale nic nie obchodziło. czne nie padały na papier, na którym piszesz. 2) Ale oto gdy chłopiec chce wyjść, od Nie czytaj ani nie pisz o zmroku; nie wykonuj też zywa się ojciec do niego: Co to masz żadnych robótek ręcznych o tej porze. 3) pracując za surdut? To przecie surdut świąte przy lampie, przestrzegaj, ażeby dzwon lampy nie był czny. Natychmiast obleczesz surducik ciemny, lecz ze szkła mlecznego, ażeby oddalenie od powszedni. Synalek wraca do matki. lampy, która powinna być umieszczona po lewej stro Toś mógł zaraz powiedzieć, odzywa nie, nie było większe nad pół metra. 4) Praca przy się ta do ojca, teraz niech już idzie, świetle migotliwem, czytanie podczas jazdy i w ukła gdy go już tak oblokłam. Nie pój dzie ciała leżącym jest szkodliwe. 5) Pisząc, siedź dzie, odpowiada krótko ojciec. Ze prosto i nie pochylaj głowy naprzód. Kreski cienio łzami w oczach przewłóczy matka chło we pisnia powinny być prostopadłe do krawędzi stołu.. pca, który do niej tak się odzywa: 6) Do pisania używaj atramentu czarnego, a zeszytów Nie płacz mamo, ale też nie musisz o liniach wyraźnych. Staraj się jak najrychlej pisać zawsze we wszystkiem ustępować, jak bez linii i bez podkładki (bez icniuszka). 7) Czyta ja chcę. — Co za wskazówka dla ma jąc siedź prosto, oprzyj się o krzesło lub. ławkę i tek miękkich we wszystkiem dzieciom trzymaj książkę obiema rękami przed oczyma w odle ustępujących! głości 35 centymetrów od oka. 8) Jeżeli uczujeszr — Wyborny środek domowy. znużenie wzroku, zaprzestań pracy, spocznij i patrz W pewnem miasteczku zdarzyło się w dół. Po jakiejkolwiek chorobie oszczędzaj oczu niedawno, że kobieta, przez swego mę przez kilka tygodni. 9) Jeźli wpadnie ci do oka pyl ża zaniedbana, poszła za nim do ho lub jaki drobny przedmiot, nie trzej oka, lecz podnieś telu, gdzie z kilku towarziszami zasta górną powiekę i potrzymaj chwilę, póki przedmiot ła go przy grze w karty. Niosąc przy sam nie wypłynie z pod powieki. Jeżeli to się nie krytą misę, postawiła ją przed nim na stanie, udaj się do lekarza. 10) W razie jakiejkol stół mówiąc: Mój mężu, przypuszcza wiek choroby ocznej lub osłabienia wzroku, zasięgnij jąc, żeś cardzo zatrudniony, i że dla porady lekarskiej. Bez polecenia lekarza nie używaj tego nie możesz przyjść do domu na okularów; lekarz tylko może ci poradzić, jakich oku południe, przyniosłam ci oto twój ob- larów i w jaki sposób masz używać. Nakładca i odpowiedzialny Redaktor Ks. Adolf Hytrek w Królewskiej Hucie. — Czcionkami Drukami św. Jacka w Królewskiej Hucie.