Polityka 5-6 rewizja.indd
Transkrypt
Polityka 5-6 rewizja.indd
i głównie dzięki poszczególnym kampaniom wyborczym, i politycy, i partie, ale – co najważniejsze – i obywatele nauczyli się, jak ma funkcjonować komunikacja polityczna. Niewątpliwie ważną rolę w tym „uruchamianiu” komunikacji politycznej odegrali dziennikarze, zwłaszcza ci, którzy mieli doświadczenie z pracy za granicą, gdzie komunikacja polityczna była dobrze rozwinięta. Z mediami było też sporo kłopotu. Dziś już nie wszyscy pamiętają, że w lata 90. weszliśmy z bardzo niskim zaufaniem do mediów (można przypomnieć hasło – „telewizja kłamie”), dysponowaliśmy tylko elektronicznymi mediami jeszcze ze starej epoki, nie było prywatnych rozgłośni radiowych, nie było prywatnych telewizji. Można więc uznać, że podstawy do tego, by komunikacja polityczna stała się elementem rozwoju społeczeństwa obywatelskiego były w początkach lat 90. bardzo małe. Po prostu media nie dysponowały kapitałem zaufania, nie mogły więc trwale budować komunikacji politycznej rodzącej zaufanie. Nie było jeszcze powszechnego dostępu do Internetu. Dużą rolę odgrywała komunikacja bezpośrednia. Istotna jej część związana była także z komunikacją prowadzoną przez kościoły i działalność parafialną. Ale przekaz ze sfery politycznej rodził czasem dysonans z oczekiwaniem uczestników uroczystości religijnych. To pozostało do dziś problemem polskiego modelu komunikacji politycznej. Jeśli dziś spojrzeć na rolę komunikacji politycznej w budowaniu i umacnianiu społeczeństwa obywatelskiego, to trzeba stwierdzić, że w krótkim czasie społeczeństwo polskie nauczyło się funkcjonować w obiegu systematycznej informacji politycznej, która (co prawda w różny sposób i w różnym stopniu) rodzi na tyle zaufanie, by wpływać na ludzkie zachowania. To z pewnością jest duży sukces. Z drugiej jednak strony, jeśli porównamy kilka elementów organizacji komunikacji politycznej w naszym kraju ze stanem tejże komunikacji w tzw. starych demokracjach, to widać ile jeszcze mamy do zrobienia. Obserwując choćby wybory, jakie miały miejsce w 2010 r. (najpierw prezydenckie, potem do samorządu terytorialnego), konstatujemy niską frekwencję wyborczą oznaczającą najprościej stwierdzany fakt – około połowa uprawnionych (raz nieco więcej, raz nieco mniej) nie bierze udziału w wyborach. Kampanie wyborcze nie są poprzedzane szerszymi akcjami wymiany poglądów, debat, pogłębienia zrozumienia celu, do którego chcą dążyć poszczególni kandydaci czy poszczególne partie. Polskie kampanie, a więc i polska komunikacja polityczna osiąga często duży stopnień poprawności technicznej, ale nie jest prowadzona tak, by stanowiła etap budowania społeczeństwa obywatelskiego, a jedynie by doprowadziła do jednorazowego zachowania politycznego. Temu technicznemu celowi często służą także i dziennikarze, i media. A tymczasem przemiany więzi społecznych, obserwowane już dwa dziesięciolecia wskazują na to, iż mało jest w tych więziach bazowania na cenieniu wartości wspólnych, mało jest wzorów działań prospołecznych budujących zaufanie społeczne do instytucji społecznych. Jeśli więc można po tych kilku krótkich refleksjach pokusić się o zdanie końcowe, to brzmiałoby ono tak – za szybko zadowoliliśmy się uzyskiwaniem sprawności technicznej w niektórych aspektach komunikacji politycznej, a za mało mamy refleksji nad tym, na ile stały proces komunikacji politycznej ma prowadzić nie tylko do przekonania ludzi do konkretnych doraźnych działań, ale także do kształtowania nowego społeczeństwa opartego na zaufaniu. LITERATURA Dobek-Ostrowska B. (1999), Podstawy komunikowania społecznego, Wrocław. Gerstle J. (2004), La Communications politique, Paris. Goban-Klas T. (2001), Zarys historii i rozwoju mediów. Od malowideł naskalnych do multimediów, Kraków. Jacher W. (1986), Więź społeczna w teorii i praktyce, Katowice. Nęcki Z. (2003), Funkcje komunikacji społecznej, w: K. Wódz, J. Wódz (red.), Funkcje komunikacji społecznej, Dąbrowa Górnicza. Riviere Cl. (2000), Anthropologie politique, Paris. Wódz J. (2000), Socjologia dla prawników i politologów, Warszawa. Wódz K., red. (2007), Negocjowana demokracja, czyli europejskie governance po polsku, Warszawa. SUMMARY Political communication is an indispensable quality of highly organized democratic society. However, in modern societies, to achieve optimal efficiency of political communication, it has to refer to social bonds, values and symbols characteristic for this exact society. Therefore, it is hard to accept these models of democratic society, which indicate some kind of common, the same in different environment, model of efficient political communication. The author presents a hypothesis saying that this efficiency depends on attributes of specific society. Hence, each general model must be adopted to those attributes. The author cites Polish society as an example and attempts to point out that qualities of culture, tradition and social values determine political communication effectiveness. Such political communication, if adjusted to specific social bonds, not only causes transmission of political ideas but also stimulates social activity and reinforces civil society. Wszelkie prawa zastrzeżone. Każda reprodukcja lub adaptacja całości bądx cześci niniejszej publikacji, niezależnie od zastosowanej techniki reprodukcji (drukarskiej, fotograficznej, komputerowej i in. ), wymaga pisemnej zgody Wydawcy KŁOPOT Z „NGOIZACJĄ”. DEBATA O SPOŁECZEŃSTWIE OBYWATELSKIM W POLSCE A RZECZYWISTOŚĆ Elżbieta Korolczuk Postdoctoral Research Fellow Södertörns högskola (Uniwersytet Södertörns), Szwecja WPROWADZENIE Dyskusja na temat społecznej aktywności obywatelskiej sięga początków polskiej socjologii, choć pojęcia społeczeństwa obywatelskiego1 po raz pierwszy użył prawdopodobnie Ireneusz Krzemiński dopiero w 1985 r. (Gliński 2008, s. 10). Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad stało się ono jednym z częściej używanych w polskiej socjologii (Bokajło i Dziubek 2001; Pietrzyk-Reeves 2004; Gliński 2004; Gawin, Gliński 2006; Kościański, Misztal 2007; Nowak, Nowosielski 2006; Raciborski 2010; Weryński 2010). Polityka Społeczna nr 5–6/2011 W ostatnim czasie dyskusja na ten temat przekroczyła ramy akademickiej analizy i pojawiła się w mediach głównego nurtu. Zainicjował ją artykuł Agnieszki Graff, który ukazał się 19.01.2010 r. w „Gazecie Wyborczej”. Liczne polemiki i analizy stanu trzeciego sektora w Polsce ukazały się w mediach, m.in. w specjalnym numerze czasopisma „Trzeci Sektor”, na portalach „Krytyki Politycznej” i „Kultury Liberalnej”. Do debaty przyłączyły się też organizacje pozarządowe (zarówno działające od lat, jak Fundacja Batorego, jak i relatywnie nowe, działające w sposób niesformalizowany, jak warszawska grupa UFA), organizując spotkania i dyskusje. 37 Większość uczestników owej debaty doszła do podobnych wniosków: stan sektora pozarządowego w Polsce nie napawa optymizmem. Główne problemy to z jednej strony postępująca „ngoizacja”, czyli biurokratyzacja organizacji pozarządowych i uzależnienie od instytucji wspierających sektor finansowo (zarówno unijnych, jak i państwowych), a z drugiej apatia polskiego społeczeństwa oraz alarmująco niski poziom zaufania do współobywateli. W efekcie, zamiast pełnych energii, kreatywnych obywateli działających na rzecz wspólnego dobra, społeczeństwo obywatelskie przeradza się w armię quasi-urzędników2, realizujących cele wyznaczone przez instytucje ponadnarodowe, bądź wyręczających władze państwowe w zamian za wsparcie finansowe. Innymi słowy, większość Polaków i Polek nie widzi sensu i potrzeby zaangażowania społecznego, a ci, którzy się angażują – jak pisze Graff – skupiają się na poszukiwaniu środków finansowych umożliwiających przetrwanie organizacji, tracąc jednocześnie z oczu dalekosiężne cele, w tym szczególnie zmiany o charakterze systemowym. Dziś, blisko rok po rozpoczęciu debaty, warto zastanowić się, czy obraz bolączek i słabości społeczeństwa obywatelskiego, jaki wyłonił się z większości artykułów i wypowiedzi jej uczestników, odpowiada doświadczeniom trzeciego sektora, a jeśli tak, to do jakiego stopnia? Czy są zagadnienia, które w owej debacie zostały zmarginalizowane bądź pominięte? Zwraca uwagę fakt, że choć problem finansowania (w tym głównie uzależnienie organizacji pozarządowych od grantów) stanowiło jeden z przewodnich motywów wspomnianej debaty, tylko nieliczni jej uczestnicy podjęli próbę analizy dostępnych danych pokazujących, jaka jest faktyczna kondycja finansowa polskich organizacji i jakie mechanizmy mają na nią największy wpływ3. Tymczasem dane pokazują, że „ngoizacja” rozumiana jako biurokratyzacja, etatyzacja i uzależnienie od systemu grantów, choć stanowi realny problem, w rzeczywistości dotyka jedynie niewielkiej grupy dużych organizacji, posiadających znaczne zasoby finansowe i organizacyjne. Dla przeważającej większości problemem jest raczej brak pieniędzy, kompetencji i ludzi potrzebnych zarówno w przypadku działań na rzecz lokalnych społeczności, jak i dążenia do zmiany systemowej. Niniejszy artykuł stanowi próbę subiektywnego podsumowania najważniejszych wątków wspomnianej debaty, a także przyczynek do dyskusji na temat społeczeństwa obywatelskiego w Polsce4. Opierając się na dostępnych danych dotyczących kondycji sektora pozarządowego, a także na analizie działania mechanizmów finansowych (systemie grantów unijnych oraz możliwości wspierania organizacji pozarządowych 1% podatku), stawiam tezę o głębokim zróżnicowaniu sektora pozarządowego. Owo zróżnicowanie sprawia, że uogólnione diagnozy są mało trafne. W efekcie rozwiązania instytucjonalne i prawne, które owego zróżnicowania nie uwzględniają, a których efektem miała być poprawa sytuacji, w tym także uniezależnienie się NGO od państwa, nie przynoszą spodziewanych efektów. Mechanizmy, takie jak wspomniany 1%, są korzystne jedynie w przypadku niewielkiej i dość specyficznej grupy organizacji, zaś sprzyjają marginalizacji innych, w konsekwencji osłabiając społeczeństwo obywatelskie rozumiane jako sfera oddolnych, spontanicznych działań na rzecz dobra wspólnego, zamiast stymulować jego rozwój. KRYZYS SPOŁECZEŃSTWA OBYWATELSKIEGO CZY ORGANIZACJI POZARZĄDOWYCH? WNIOSKI Z DEBATY NA TEMAT NGOIZACJI Zdaniem Graff model społeczeństwa obywatelskiego wprowadzony w Polsce po 1989 r. nie stymuluje oddolnej aktywności oraz działań nastawionych na zmiany systemowe5. Autorka twierdzi, że rezultatem jest ngoizacja, czyli profesjonalizacja i zbiurokratyzowanie organizacji pozarządowych, prowadzące do głębokiego kryzysu społeczeństwa obywatelskiego. Środowiska, które miały być motorem zmian, zaczynają działać w formule apolitycznych quasi-firm, 38 skupiając się na zapewnieniu środków finansowych umożliwiających przetrwanie organizacji, a nie społeczną zmianę. Według Graff efektem jest paradoks – im silniejsze są organizacje pozarządowe, tym słabsze staje się społeczeństwo obywatelskie rozumiane jako przestrzeń spontanicznej, oddolnej aktywności i rewolucyjnych ruchów społecznych. Antysystemowa tożsamość trzeciego sektora staje się jedynie fasadą, a co za tym idzie – traci on prawo do reprezentowania szerszych grup społecznych. Większość autorów i autorek biorących udział w debacie w „Gazecie Wyborczej” podzieliła pesymistyczną wizję Graff co do stanu społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Część, jak Wanda Nowicka6 czy Adam Bodnar i Jacek Kucharczyk7 zgodziła się przy tym z opinią, iż profesjonalizacja i biurokratyzacja oraz zależność od instytucji państwowych i unijnych decydujących o przyznaniu środków finansowych to ważne problemy sektora. Wielu uczestników dyskusji, w tym szczególnie osoby działające w organizacjach pozarządowych, jak wspomniana Wanda Nowicka bądź Janina Ochojska8, podzieliła również tezę, iż system grantowy stanowi zagrożenie dla niezależności organizacji, sprzyjając biurokratyzacji i rywalizacji. Jak stwierdził w wypowiedzi dla kwartalnika „Trzeci Sektor” Marek Borowski: obecny system wspierania sektora pozarządowego przeczy zasadzie pomocniczości państwa wobec obywateli. W rzeczywistości to państwo jest wspierane przez organizacje, które realizują zadania publiczne w zamian za skromne środki na działalność (2010, s. 49). Zdecydowana większość uczestników debaty nie zgodziła się jednak z główną tezą Graff, iż sposób działania organizacji pozarządowych sprzyja antyspołecznym postawom Polaków. Byli oni zdania, iż prawdziwym problemem jest nie tyle model działania NGO, ile generalnie niski poziom zaangażowania obywateli, ewentualnie kulejąca współpraca trzeciego sektora z państwem, odwracając tym samym sugerowany przez Graff kierunek związku przyczynowo-skutkowego: Problemem nie jest to, że istnieją organizacje społeczne (...) tylko że społeczeństwo nie chce się organizować. NGO-sy nie ograniczają wolności innych do organizowania się, tworzenia zupełnie nowych inicjatyw czy ruchów. Nieszczęściem jest skandalicznie niski poziom samoorganizowania się społeczeństwa9. W artykułach, szczególnie opublikowanych w „Gazecie Wyborczej”, powtarzał się też zarzut, iż Graff nie uwzględnia polskiej specyfiki rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Jak pisała Anna Radwan-Röhrenschef10, w Polsce – w przeciwieństwie do krajów zachodnich – nie istniały masowe ruchy społeczne w latach 60. i 70., zaś Solidarność miała charakter „drugoobiegowy” i skupiona była na walce z konkretnym systemem politycznym. Zakwestionowana została również teza Graff, jakoby na początku lat 90. system polityczny był otwarty, zaś zaangażowanie nowej lewicy w trzeci sektor w miejsce zaangażowania politycznego było strategicznym błędem: Pamiętajmy, że już wtedy zlekceważono ponad milion podpisów pod propozycją referendum w sprawie aborcji [i] zlikwidowano kobiecą sekcję Solidarności za protest w sprawie ustawy antyaborcyjnej. Część osób nie tyle zrezygnowała ze sfery formalnej polityki, ile została z niej wyrzucona. Dlatego założenie, że system polityczny w latach 90. był otwarty, czego nie wykorzystały środowiska lewicowe, pozostaje dyskusyjna11. Większość autorów i autorek tekstów wskazywało również na systemowe bariery rozwoju organizacji pozarządowych, w tym szczególnie liczne wymogi biurokratyczne, przy jednoczesnym braku wsparcia finansowego (np. Adam Bodnar i Jacek Kucharczyk)12. Pojawiły się także inne rozbieżności zarówno w ocenie sytuacji, jak i w kwestii sposobów radzenia sobie z kryzysem. Jakub Wygnański wskazywał, iż nieprawdą jest jakoby idealizm aktywistów ustępował pod naporem pragmatyzmu13, bowiem w codziennej praktyce bywa wręcz przeciwnie – szczytne idee i misja są często wytłumaczeniem dla braku skuteczności. Autor tekstu Wyznania człowieka zngoizowanego nie zgodził się również z tezą, jakoby organizacje trzeciego sektora przejmowały rolę usługową wobec państwa, twierdząc, iż polskie państwo nie potrafi i nie chce dzielić się pracą, na skutek czego brak jest alternatywy dla fałszywej opoPolityka Społeczna nr 5–6/2011 zycji państwa i rynku. Wygnański – w przeciwieństwie do większości uczestników debaty – zwrócił uwagę na wewnętrzne zróżnicowanie sektora, do której to kwestii wrócę w dalszej części artykułu. Zdaniem Jana Grzymskiego i Macieja Kassnera organizacje pozarządowe ze swej natury reprezentują interesy elit, które je wspierają i finansują, w związku z czym trudno jest oczekiwać, że będą one miały charakter antysystemowy14. Pojawiły się też głosy, iż kryzys idei społeczeństwa obywatelskiego wynika ze słabości elit intelektualnych. Jak stwierdził Przemysław Sadura15, zadaniem ludzi nauki powinno być występowanie w roli rzecznika grup marginalizowanych, podczas gdy dziś częściej pełnią oni raczej rolę ekspertów wspierających władze. Co ciekawe, tylko kilku uczestników debaty nie zgodziło się z pesymistyczną diagnozą Graff, jeśli chodzi o poziom zaangażowania obywatelskiego Polaków, wskazując na problemy metodologiczne i koncepcyjne związane z oceną i pomiarem poziomu aktywności społeczeństwa. Za przykład mogą posłużyć wypowiedzi uczestników dyskusji zorganizowanej 8 lutego 2010 r. przez Fundację Batorego pt. Społeczeństwo obywatelskie: mity i rzeczywistość. Biorący w niej udział socjolodzy: Andrzej Rychard, Ireneusz Krzemiński i Anna Giza-Poleszczuk16 byli zdania, iż stopień zaangażowania społecznego Polaków nie jest w rzeczywistości tak niski, jak mogą na to wskazywać analizy nie uwzględniające niektórych typów aktywności, np. działań na poziomie lokalnym czy inicjatyw nieformalnych, takich jak protest fanów piłki nożnej przeciw korupcji w Polskim Związku Piłki Nożnej. Zdaniem Andrzeja Rycharda błędem jest redukowanie społeczeństwa obywatelskiego do fundacji i stowarzyszeń, zaś analizy tego zagadnienia powinny obejmować wiele typów aktywności, a nie tylko członkostwo w organizacjach, wolontariat i udział w wyborach, jak ma to miejsce obecnie. Podsumowując debatę zainicjowaną artykułem Agnieszki Graff można powiedzieć, iż choć celem autorki była analiza związku między formułą działania trzeciego sektora a postawami obywatelskimi Polaków (Graff 2010, s. 102), problem ten nie stał się bynajmniej głównym tematem polemik. Co więcej, właściwie jedyną tezą, z którą zgodziła się większość osób było stwierdzenie, że zamiast oddolnych, spontanicznych ruchów obywatelskich mamy w Polsce głównie profesjonalne, zbiurokratyzowane NGO, w których etatowi pracownicy zajmują się walką o granty. Zgoda wobec takiej diagnozy jest zastanawiająca, bowiem analiza dostępnych danych dotyczących kondycji trzeciego sektora pokazuje, że choć ngoizacja jest realnym problemem, to dotyczy jedynie niewielkiej części polskich organizacji. Wytłumaczeniem może być fakt, iż – jak zauważa analizujący debatę socjolog Agnieszka Kaim – miała ona charakter zamknięty: nadreprezentowana była [w niej] perspektywa dużych warszawskich organizacji pozarządowych, zaś perspektywa organizacji małych, tudzież działających w mniejszych miastach czy na terenach wiejskich, była nieobecna (2010). Kaim zwraca uwagę, że wśród 12 osób wypowiadających się na łamach „Gazety Wyborczej” zabrakło reprezentantów i reprezentantek organizacji średnich i małych, działających poza Warszawą, a tylko jedna z autorek reprezentowała grupę nieformalną. Wypowiedzieli się w niej natomiast przedstawiciele i przedstawicielki: dużych NGO działających na poziomie krajowym i międzynarodowym (w tym Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, Polskiej Akcji Humanitarnej, Fundacji Helsińskiej oraz Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny), instytucji publicznych (np. Instytutu Spraw Publicznych) oraz ośrodków naukowych (m.in. Uniwersytetu Warszawskiego i London School of Public Relations). Prezentowane opinie odzwierciedlały specyficzne doświadczenia wąskiej i raczej elitarnej grupy, stąd obraz typowej organizacji pozarządowej, jaki się z nich wyłania, to opierająca się przede wszystkim na unijnych i publicznych funduszach organizacja zatrudniająca etatowych pracowników, uzależniona od sytemu grantowego (Kaim 2010). Analiza Kaim potwierdza również wniosek, iż zdecydowana większość autorów i autorek nie odnosi się do problemu zróżnicoPolityka Społeczna nr 5–6/2011 wania trzeciego sektora w Polsce. Wyjątkiem jest wspomniany wyżej Jakub Wygnański, który podkreśla, iż: organizacje po prostu są różne i oceny dotyczące sektora pozarządowego powinny tę różnorodność uwzględniać. Pamiętajmy, że mówimy o środowisku ponad 100 tys. instytucji w Polsce. Znakomita większość z nich to instytucje bardzo małe. W połowie z nich roczny budżet nie przekracza 10 tys. zł. Trzy czwarte nie zatrudnia żadnego personelu i oparte jest wyłącznie na społecznej pracy jej członków17. Warto podążyć tym tropem i skonfrontować wizję, jaka zarysowała się w omawianej debacie z dostępnymi danymi. MITY A RZECZYWISTOŚĆ, CZYLI O KONDYCJI TRZECIEGO SEKTORA Wyniki badań dotyczących kondycji trzeciego sektora w Polsce wskazują, że cechuje go duże zróżnicowanie. Czynniki różnicujące to główne obszary działalności, region geograficzny, w którym jest ona prowadzona, zasoby finansowe, a także czas, od kiedy są aktywne. W praktyce: Sektor pozarządowy to zarówno małe, lokalne organizacje, działające wyłącznie dzięki społecznemu zaangażowaniu i entuzjazmowi członków, jak i potężne, złożone instytucje, mające setki pracowników i dysponujące olbrzymimi budżetami (Gumkowska i in. 2008, s. 69; por. Zagała 2008). Autorzy raportu Podstawowe fakty o organizacjach pozarządowych za pomocą specjalnie skonstruowanych w tym celu miar, takich jak współczynnik Giniego pokazują, iż owe nierówności są bardzo duże (Gumkowska i in. 2008, s. 69–70). Współczynnik ów jest stosowaną przez ekonomistów miarą nierównomierności w rozkładzie dóbr, w szczególności dochodów, która przyjmuje wartości w przedziale od 0 do 1, gdzie 0 oznacza całkowitą równomierność w dystrybucji dochodów, zaś 1 całkowitą nierównomierność. Wartość współczynnika Giniego dla polskich organizacji pozarządowych wynosi 0,91, co według Marty Gumkowskiej, Jana Herbsta i Przemysława Radeckiego (2008) demonstruje realną skalę różnic w dystrybucji zasobów. Co więcej, twierdzą oni, iż owe różnice zwiększają się z czasem. Generalnie, spośród ponad 65 tys. stowarzyszeń i 10 tys. fundacji zarejestrowanych w Krajowym Rejestrze Sądowym we wrześniu 2008 r.18 tylko połowa posiadała dochód przekraczający 18 tys. zł rocznie, a 18% nie miało praktycznie żadnych dochodów (Gumkowska in. 2008). Można uznać, że nastąpił istotny postęp w stosunku do 2005 r., kiedy to budżet 50% organizacji nie przekraczał 10 tys. zł. Jednocześnie powiększyła się przepaść między organizacjami – w 2005 r. 5% organizacji zanotowało dochód przekraczający 700 tys. zł, zaś w 2007 r. suma ta sięgnęła 1,3 mln zł rocznie. Oznacza to, że owe 5% organizacji dysponuje 70–80% przychodów całego sektora pozarządowego w Polsce (tamże, s. 69; por. Kaim 2010). W tej sytuacji trudno się dziwić, iż zdecydowana większość przedstawicieli NGO wśród największych problemów wymienia sytuację finansową (Gumkowska i in. 2008, s. 9). Ciekawych wniosków dostarcza także analiza źródeł dochodów organizacji pozarządowych. Jeśli wierzyć opiniom uczestników omawianej wcześniej debaty, jednym z ważniejszych powinny być granty, w tym zwłaszcza granty europejskie. Wyniki analiz pokazują tymczasem, że pisanie aplikacji nie jest bynajmniej głównym zajęciem osób zaangażowanych w działalność społeczną. Wspomniany już raport – opracowany na podstawie badania przeprowadzonego na reprezentatywnej próbie 1714 stowarzyszeń i fundacji na początku 2008 r. na zlecenie Stowarzyszenia Klon/Jawor – pokazuje, że w latach 2004–2008 tylko 15% organizacji złożyło wnioski o granty europejskie, z czego 9% je zdobyło (czyli około 60% aplikujących), natomiast najwięcej, bo 65% wskazało na składki członkowskie jako jedno ze źródeł dochodów (Gumkowska i in. 2008). Przeczy to wizji zbiurokratyzowanych „firm”, które walczą o granty, funkcjonując w społecznej próżni19. Warto przy tym zastanowić się, jak owe procenty przekładają się na konkretne sumy. W 2007 r., z którego pochodzą omawiane dane, pieniądze z grantów unijnych stanowiły 14% przychodów 39 sektora (tamże), w praktyce jednak trafiły one głównie do większych fundacji, które dysponowały odpowiednim wkładem własnym oraz infrastrukturą pozwalającą na przygotowanie wniosku, a następnie rozliczenie grantu (Fuszara i in. 2008). Jak piszą Gumkowska, Herbst i Radecki, ze środków tych korzystają zwykle organizacje największe – te, których budżety w największym stopniu przekładają się na obraz struktury przychodów sektora jako takiego (2008, s. 80). Tymczasem, choć składki członkowskie stanowią źródło dochodów dla zdecydowanej większości organizacji, to zwykle są one bardzo niskie – tylko 12% z nich wymieniło dochód ze składek jako najważniejszą część budżetu, a 40% organizacji – że są to kwoty nieprzekraczające 10 tys. zł w skali roku. Kolejne 10% zadeklarowało, iż sumy te mieszczą się w przedziale 10–100 tys. zł (Gumkowska i in. 2008, s. 73–75). Okazuje się więc, że brak aktywności w pozyskiwaniu członków może wynikać nie tyle z tendencji organizacji pozarządowych do etatyzmu i izolacji, ile stanowić racjonalną strategię przetrwania. Wizja niezależnych, potężnych organizacji, opierających budżety na składkach członkowskich, z którą – jak pisał Przemysław Sadura20 – zdaje się sympatyzować Agnieszka Graff, rozbija się o szereg dość oczywistych przeszkód. W USA organizacje, takie jak National League for Women – zrzeszająca dziś ponad pół miliona członkiń, powstały na fali społecznego entuzjazmu lat 60. i funkcjonowały od początku w realiach demokratycznego państwa. Tymczasem polskie organizacje społeczne musiały się zmierzyć się z trudnym zadaniem pozyskiwania zwolenników, nie mając ku temu ani odpowiednich zasobów (chodzi tu nie tylko o finanse, ale też np. o umiejętność komunikowania się za pomocą mediów, posługiwania się nowymi technologiami etc.), ani dostępu do mediów. Co więcej, wbrew powszechnej opinii, dojście do władzy Solidarności nie otworzyło bynajmniej „złotej ery” oddolnej aktywności dla wszystkich (Korolczuk w druku). Wspomniana już likwidacja kobiecej sekcji Solidarności, protestującej w obliczu planów delegalizacji aborcji, jest przykładem antydemokratycznych tendencji w łonie ruchu, który miał być ucieleśnieniem ideałów społeczeństwa obywatelskiego (Penn 2005; por. Kondratowicz 2001). Można oczywiście uznać, że takie pragmatyczne podejście jest w gruncie rzeczy przejawem kryzysu modelu obywatelskiego zaangażowania. Trudno jednak nie zauważyć, że zmobilizowanie opinii publicznej wymaga określonych narzędzi i osób, które będą potrafiły ich używać. Dotarcie do ludzi i zachęcenie ich do działania wymaga nie tylko entuzjazmu i wizji, ale też po prostu kosztuje. W tym miejscu dochodzimy do kolejnego problemu, a mianowicie kwestii pracy w organizacjach pozarządowych. Kolejne badania wspomnianego już Stowarzyszenia Klon-Jawor pokazują, że etatyzacja nie stanowi dziś dużego zagrożenia dla funkcjonowania trzeciego sektora. W 2004 r. jedynie 1/3 organizacji w ogóle zatrudniała pracowników (na etat lub umowy czasowe) i odsetek ten nie zmienił się zasadniczo w kolejnych latach. W 2008 r. 57% zbadanych organizacji w ogóle nie miało płatnych pracowników, ponadto tylko około połowa zatrudnionych pracuje na etat lub jakąś jego część (Gumkowska et al. 2007; Gumkowska i in. 2008, s. 47). Jednocześnie – jak wskazują autorzy raportu – pogłębia się (...) proces rozwarstwienia sektora – organizacje o największej liczbie pracowników zwiększają zatrudnienie, podczas gdy w organizacjach o małych zespołach ich wielkość się nie zmienia (Gumkowska i in. 2008, s. 44; Kaim 2010). Według raportu Podstawowe fakty o organizacjach pozarządowych w 2008 r. tylko 13% zatrudniało 20 lub więcej pracowników. Powyższe dane nie oznaczają, iż Polacy są niezwykle aktywni w trzecim sektorze. Wręcz przeciwnie, po 2005 i 2006 r., gdy odsetek wolontariuszy i wolontariuszek sięgnął 20%, nastąpił spadek zaangażowania. W 2007 r. jedynie 13% osób zadeklarowało nieodpłatną pracę na rzecz NGO (Baczko, Ogrocka 2008, s. 14). Jak twierdzą Anna Baczko i Agnieszka Ogrocka, mamy obecnie do czynienia raczej z kryzysem wolontariatu (2008, s. 15) niż z jego rozkwitem. Problem ten można interpretować w kategoriach niezdolności organizacji pozarządowych do angażowania osób z zewnątrz 40 w swoje działania, choć – jak pisałam w artykule pt. Wolontariusze zmienią system21: podejmowanie dobrowolnej pracy na rzecz innych wynika nie tylko z postaw pro-społecznych, ale też z uwarunkowań ekonomiczno-strukturalnych, np. z emigracji (masowej w ostatnich latach), czy polepszenia się sytuacji na rynku pracy (dzięki czemu odbycie stażu w NGO-się nie jest już tak cenne)22. Na rolę uwarunkowań społeczno-ekonomicznych wskazuje fakt, iż w 2010 r. liczba osób, które działały nieodpłatnie na rzecz innych, wzrosła do 16%, co może świadczyć o czasowym charakterze kryzysu. Podsumowując, choć generalnie Polacy nie garną się do wolontariatu, to jednocześnie z danych wynika, że zdecydowana większość istniejących NGO bazuje przede wszystkim na pracy społecznej swoich członków i wolontariuszy. Ów paradoks wskazywać może, że owych organizacji jest raczej za mało niż za dużo. Podczas gdy część osób nie angażuje się w wolontariat dlatego, że wąska grupa dużych sprofesjonalizowanych organizacji rzeczywiście traktuje „ludzi z ulicy” głównie w kategoriach utylitarnych (jako potencjalnych darczyńców, ekspertów, ewentualnie beneficjentów), rzesza organizacji niewielkich, działających na poziomie lokalnym, nie ma środków i umiejętności, by dotrzeć do opinii publicznej i zachęcić ludzi do działania. Innymi słowy, teza Graff, iż to formuła działania NGO-sów nie pozwala na większe zaangażowanie obywateli jest słuszna, ale tylko w odniesieniu do niewielkiej grupy organizacji pozarządowych. Natomiast nie sprawdza się ona jako uogólniona diagnoza stanu trzeciego sektora w Polsce. 1% PODATKU, CZYLI DIABEŁ TKWI W SZCZEGÓŁACH Efektem ignorowania heterogenicznej natury społeczeństwa obywatelskiego są rozwiązania instytucjonalne, na przykład możliwość przekazywania 1% podatku bezpośrednio na konto wybranej organizacji pożytku publicznego. W zamyśle 1% miał stanowić antidotum, przynajmniej częściowe, zarówno na społeczną alienację NGO, jak i ich rosnące uzależnienie od środków państwowych. Opcję tę wprowadzono w Ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontariacie uchwalonej w 2003 r., a następnie znowelizowanej w 2010 r. Mechanizm, zaprojektowany na wzór rozwiązań istniejących w innych krajach byłego bloku wschodniego, m.in. na Węgrzech, Słowacji i w Rumunii, miał stymulować rozwój społeczeństwa obywatelskiego (Baczko, Ogrocka 2008, s. 44). Dzięki niemu Polacy mogą podejmować decyzję o tym, które organizacje wesprą swoimi podatkami, a NGO zyskały nie tylko dodatkowe źródło dochodów, ale m.in. możliwość informowania o swojej działalności, celach i osiągnięciach za pośrednictwem mediów. 1% miał być sposobem na redystrybucję dochodów państwa zgodnie z potrzebami obywateli, a nie interesem państwa (Arczewska 2007, s. 24; Wygnański 2004). Jak stwierdził Jerzy Hausner23, jeden z twórców i głównych zwolenników projektu, w dalszej perspektywie mechanizm ten miał zachęcić organizacje pozarządowe do współpracy ze społeczeństwem i zmniejszyć ich zależność od państwowych funduszy, wpierając jednocześnie obywatelską edukację Polaków i sprzyjając postawom prospołecznym (por. Arczewska 2007, s. 26). Oczywiście nic za darmo. Fundacje oraz stowarzyszenia, które chcą uzyskać status organizacji pożytku publicznego (OPP), muszą spełnić kilka wymogów, takich jak: rejestracja w Krajowym Rejestrze Sądowym oraz transparentny sposób funkcjonowania (poddanie się kontroli zewnętrznej, przygotowanie rocznych raportów merytorycznych i finansowych oraz posiadanie statusu, który ogranicza sposoby zarządzania zasobami organizacji). Organizacje te muszą też funkcjonować na rzecz dobra publicznego (zgodnie z celami wyznaczonymi w ustawie), a nie dla zysku24. Choć możliwość rejestracji jako OPP wprowadzono w 2003 r., z końcem września 2010 r. ponad 8 tys. organizacji miało ów status. Coraz więcej osób korzysta też z tej możliwości wspierania działań prospołecznych. Podczas gdy w 2004 r. tylko 0,35% Polityka Społeczna nr 5–6/2011 podatników wpłaciło 1%, w 2009 r. było ich już 33%25. Można więc uznać, iż inicjatorzy takiego rozwiązania osiągnęli sukces. Czy rzeczywiście? Bardziej szczegółowa analiza sytuacji weryfikuje entuzjazm. Jak stwierdził Jerzy Hausner: Chcieliśmy edukować ludzi, aby nie myśleli tylko o sobie i swojej najbliższej rodzinie, ale też o rozwoju społeczeństwa. Fakt, że ludzie wolą wspierać członków rodziny lub szkoły, do których chodzą ich dzieci pokazuje, że to nie działa, że nie budujemy społeczeństwa obywatelskiego26. Wśród organizacji, które otrzymały największe wsparcie podatników w 2008 r., dominują fundacje zajmujące się działalnością charytatywną: aż sześć z tych, które uplasowały się w pierwszej dziesiątce, świadczy bezpośrednią pomoc chorym i/lub niepełnosprawnym dzieciom27. Dominują fundacje wspierane przez osoby znane z mediów, bądź firmowane bezpośrednio przez stacje telewizyjne. Fundacja „Mimo Wszystko” Anny Dymnej była na drugim miejscu pod względem wysokości pozyskanych funduszy, na czwartym miejscu znalazła się fundacja stacji telewizyjnej TVN, zaś siódme i dziesiąte miejsce zajęły inicjatywy firmowane przez znane osoby: aktorkę Ewę Błaszczyk (Fundacja „A kogo?”) oraz Jurka Owsiaka („Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy”). Najwięcej pieniędzy za pośrednictwem 1% pozyskała Fundacja Dzieciom „Zdążyć z pomocą”, zajmująca się zbiórką pieniędzy na operacje oraz rehabilitację dzieci. Organizacja ta zbiera fundusze przeznaczone dla konkretnych chorych, ustanawiając dla każdego z nich indywidualne konto i zachęcając potencjalnych darczyńców licznymi ogłoszeniami w mediach. W 2010 r. Fundacja otworzyła w Warszawie centrum rehabilitacji, finansowane wyłącznie z pieniędzy pochodzących z 1% oraz indywidualnych sponsorów. W 2008 r. przychód Fundacji Dzieciom „Zdążyć z pomocą” z tytuły wpłat 1% wzrósł skokowo do 33 mln zł (w porównaniu z 6 mln zł w 2007 r.). Dostępne dane pokazują, że w praktyce mechanizm 1% jest korzystny przede wszystkim dla dużych organizacji charytatywnych, które nie tyle wspierają obywatelskie zaangażowanie Polaków, ile łatają dziury w budżecie służby zdrowia, opłacając leczenie i rehabilitację konkretnych osób. Sukces wspomnianej już Fundacji „Zdążyć z pomocą” wynika w dużej mierze z faktu, iż 1% podatku wpłacali na nią rodzice chorych dzieci, ich rodziny i znajomi, dokonując redystrybucji części podatku niejako do własnej kieszeni. Takie podejście najlepiej ilustruje fakt, iż kilka osób zażądało od fundacji wypłaty pieniędzy, gdy suma zebranych wpłat przekroczyła koszty leczenia. Ponieważ wpłaty dokonywane są na imienne konto konkretnej osoby, czyli pieniądze wpłacono na rzecz ich dziecka, niektórzy rodzice uznali, że mają prawo nimi rozporządzać tak jak majątkiem osobistym. W świetle tych faktów można stwierdzić, że omawiane rozwiązanie nie spełniło pokładanych w nim nadziei. I nie chodzi bynajmniej o to, że bezpośrednia pomoc chorym i potrzebującym jest czymś nagannym. Wręcz przeciwnie, stanowi integralną część działań składających się na zjawisko, które nazywamy społeczeństwem obywatelskim. Trudno jednak uznać, że wyręczanie państwa w finansowaniu opieki zdrowotnej powinno być głównym obszarem aktywności organizacji pozarządowych, jak to się dzieje w przypadku OPP. 1% miał umożliwiać wspieranie różnego rodzaju oddolnych inicjatyw bez ponoszenia dodatkowych kosztów przez obywateli w krajach o niskim poziomie dochodów (Arczewska 2007; Markowski 2008; Török 2004), nie miał jednak zastępować polityk państwa. Wyniki badań pokazują dodatkowo, iż o sukcesie organizacji w walce o pieniądze z 1% ogromne znaczenie mają mechanizmy rynkowe, przede wszystkim dostęp do mediów oraz posiadane już zasoby umożliwiające przeprowadzenie skutecznej kampanii reklamowej. Dane pochodzące z badania Wpływ statusu OPP na działalność organizacji28, przeprowadzonego w 2009 r. na zlecenie Forum Darczyńców wskazują, iż media są kluczem do sukcesu. Przedstawiciele OPP byli m.in. pytani o to, w jaki sposób informowali potencjalnych obywateli o swoich działaniach i możliwości wsparcia ich 1% podatku. Wyniki wskazują na znaczące różnice między organizacjami, które zyskały najwięcej (powyżej 1 mln zł) a tymi, które zyPolityka Społeczna nr 5–6/2011 skały najmniej (30 tys. zł lub mniej). Te pierwsze korzystały przede wszystkim z mediów ogólnopolskich (prasa, radio i telewizja) oraz plakatów i billboardów, podczas gdy te ostatnie używały głównie metod niewymagających nakładów finansowych, ale też o ograniczonym zasięgu (przekazywanie informacji w gronie znajomych, wysyłanie maili do osób, których dane były już w posiadaniu organizacji etc.). Ponieważ, jak stwierdzili eksperci biorący udział w konferencji Forum Darczyńców, polskie prawo nie zabrania OPP wydawania pieniędzy uzyskanych z 1% na kampanie reklamowe zachęcające do wpłaty, tworzy się swoiste błędne koło: organizacje o największych dochodach wydają najwięcej na informację i reklamę, w efekcie zyskując najwięcej (50% OPP, które zyskały ponad 1 mln zł z podatku, wydało na kampanię ponad 50 tys. zł). Niewykluczone, że w efekcie najwięcej zyskują agencje reklamowe i firmy wynajmujące nośniki reklamowe. Tym bardziej, że wiele organizacji nie przekazywało Ministerstwu Pracy i Polityki Społecznej szczegółowych raportów finansowych i merytorycznych, skądinąd wymaganych przez ustawę. Sytuację zmienić ma nowelizacja ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, określająca nie tylko zakres i wzór sprawozdania merytorycznego (w którym znaleźć się mają także informacje o wydatkowaniu środków pochodzących z 1%), ale też karę za brak sprawozdania, którą ma być pozbawienie organizacji możliwości pozyskiwania wpłat z tytułu 1%. I rzeczywiście, nowy wykaz OPP opublikowany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej 11 stycznia 2011 r. skurczył się o ponad 1500 organizacji, które nie przesłały sprawozdań w terminie. Czy i jak wpłynie to na sytuację całego sektora, okaże się zapewne w ciągu kilku najbliższych lat. Na razie jednak widać, iż mechanizm, który miał wzmocnić cały trzeci sektor, przynosi korzyści głównie największym organizacjom, przede wszystkim o profilu charytatywnym. Taki wniosek potwierdzają też odpowiedzi na pytanie o tendencje wzrostu/spadku wpływów z 1% na przestrzeni ostatnich lat. Dwie trzecie przedstawicieli organizacji, które zyskały w 2008 r. 1 mln zł lub więcej zadeklarowało, że ilość wpływów pochodzących z 1% zwiększa się znacząco z roku na rok, podczas gdy tego zdania było tylko 7% przedstawicieli OPP, które otrzymały 2 tys. zł lub mniej. Dodatkowo, organizacje otrzymujące mniej deklarują, że trudno jest im przewidzieć wpływy w kolejnych latach, co z kolei utrudnia długofalowe plany. Można wręcz powiedzieć, iż mechanizm 1% przyniósł efekty odwrotne do oczekiwanych. Jak podkreślał podczas konferencji na temat skutków wprowadzenia „prawa procentowego” (Török 2004) przedstawiciel Ministerstwa Finansów Maciej Grabowski – 1% to pieniądze publiczne, którymi dzięki zapisom ustawy może dysponować podatnik. Nie miały one jednak i nie powinny zastępować darowizn, bowiem polscy podatnicy zachowali prawo do przekazania OPP maksymalnie 6% dochodu przed opodatkowaniem. W praktyce jednak 1% traktowany jest właśnie jako forma filantropii. Według danych Ministerstwa Finansów w 2003 r., kiedy wprowadzono ustawę o działalności pożytku publicznego, obywatele przekazali ponad 600 mln zł w postaci darowizn i około 10 mln zł w ramach 1% podatku. W 2009 r. suma przekazanego podatku wzrosła do 357 mln zł, ale jednocześnie suma darowizn zmalała do 207 mln zł. Wynika z tego, iż wielu Polaków uznało przekazanie 1% za działalność filantropijną, a wypełnianie PIT-u za wypełnienie obywatelskiego obowiązku wspierania społeczeństwa obywatelskiego. Innymi słowy, podobnie jak w przypadku systemu grantowego, „fortuna sprzyja bogatym”, a istniejące rozwiązania instytucjonalne sprzyjają pogłębianiu się różnic w trzecim sektorze. Tylko że w tym przypadku przyczyną nie jest ślepy los, ale rozwiązania przyjęte przez państwo29. PODSUMOWANIE Skutki wprowadzenia „prawa procentowego” stanowią ilustrację niektórych tez postawionych przez Agnieszkę Graff, szczególnie zarzutów dotyczących usługowego modelu działalności społecznej 41 oraz uwikłania NGO w mechanizmy rynkowe. Graff skupiła się jednak na związku między sposobem działania NGO a poziomem aktywności obywatelskiej Polaków, podczas gdy celem niniejszej analizy było wskazanie na szerszy kontekst instytucjonalny, który ma zasadniczy wpływ zarówno na działania organizacji, jak i postawy obywateli. Analiza skutków wprowadzenia 1%, który – obok systemu grantowego – stanowi jeden z elementów składających się na ów kontekst potwierdza, iż ngoizacja i komercjalizacja to poważne problemy, ale dotyczące bardzo specyficznej i wąskiej grupy OPP. Jeśli uznamy je za powszechne i najważniejsze, łatwo stracimy z oczu rzeczywisty obraz sytuacji. Co ważniejsze, negatywne tendencje wynikają raczej z przyjętych przez państwo rozwiązań prawnych regulujących funkcjonowanie sektora, niż świadomie wybranego przez środowisko „usługowego” modelu działania. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, dlatego zarówno analizy stanu trzeciego sektora oraz konkretne rozwiązania powinny uwzględniać zróżnicowanie sektora pod względem celów, sposobów działania oraz zasobów poszczególnych organizacji. 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 42 W tekście używam pojęć „społeczeństwo obywatelskie”, „trzeci sektor” lub „sektor pozarządowy” zamiennie, mając na myśli sferę dobrowolnych, wspólnotowych działań obywateli i obywatelek na rzecz wspólnego dobra. Zdając sobie sprawę z kontrowersji dotyczących definicji społeczeństwa obywatelskiego, przyjmuję praktyczne rozróżnienie, jakie proponują m.in. autorzy Civil Society Index, wskazując na znaczenie tego, co członkowie społeczeństwa obywatelskiego robią, a nie status prawny czy stopień sformalizowania organizacji (Gumkowska i in. 2006). Uznaję przy tym, że choć społeczeństwo obywatelskie jest teoretycznie odrębne od rynku i państwa, to w praktyce jest z nimi połączone skomplikowaną siecią formalnych i nieformalnych zależności. Tytuł wspomnianego artykułu Agnieszki Graff brzmiał Urzędasy, bez serc, bez ducha. Jak twierdzi autorka w książce Magma (2010), tytuł ten nadany został przez redakcję „Gazety Wyborczej” i nie odzwierciedlał głównych tez artykułu. Finansowej kondycji trzeciego sektora, w tym szczególnie finansowym aspektom współpracy międzysektorowej i systemie grantowym, poświęcony został m.in. jubileuszowy dwudziesty numer kwartalnika „Trzeci sektor”. O zróżnicowaniu organizacji pozarządowych wspomina również Jakub Wygnański w polemice z Graff (Wyznania człowieka zngoizowanego, „Gazeta Wyborcza” z 3.03.2010 r.). Niniejsza analiza stanowi część większego projektu badawczego „Strategie narodowej mobilizacji oraz sieci współpracy ponadnarodowej – ruchy społeczne na Wschodzie i Zachodzie Europy”, realizowanego w Södertörns högskola w Sztokholmie. Jego realizacja rozpoczęła się 1 kwietnia 2009 r. i potrwa do 30 marca 2012 r. Projekt finansowany jest z grantu przyznanego przez Östersjöstiftelsen (Fundację Morza Bałtyckiego) w Sztokholmie. „Gazeta Wyborcza” z 6.01.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 16.01.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 19.01.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 20.01.2010 r. W. Nowicka, „Gazeta Wyborcza” z 16.01.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 19.02.2010 r. E. Korolczuk, „Gazeta Wyborcza” 16.02.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 19.01.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 3.03.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 18.03.2010 r. „Gazeta Wyborcza” z 2.02.2010 r. Poza wymienionymi osobami w debacie prowadzonej przez Aleksandra Smolara udział wzięli też Dariusz Gawin i Agnieszka Graff. Jakub Wygnański, „Gazeta Wyborcza” z 3.03.2010 r. Warto zauważyć, że podana liczba organizacji pozarządowych odzwierciedla wąską definicję NGO, która obejmuje jedynie fundacje i stowarzyszenia. Jeśli uwzględnimy inne organizacje społeczne wielkość całego sektora może się podwoić (Gumkowska i in. 2008; Zagała 2008). Dane z 2008 r. wskazują, że w Polsce istnieje też ponad 16 tys. oddziałów Ochotniczej Straży Pożarnej, ponad 4 tys. organizacji niebędących stowarzyszeniami i fundacjami (kluby myśliwych czy komitety rodzicielskie), 19,5 tys. związków zawodowych, ponad 15 tys. jednostek kościoła i or- 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ganizacji religijnych oraz 5,5 tys. organizacji samorządu gospodarczego i zawodowego. W praktyce większość organizacji korzysta z kilku źródeł finansowania – najczęściej wymieniane, po składkach członkowskich, były władze lokalne oraz wsparcie osób prywatnych bądź firm prywatnych (Gumkowska i in. 2008, s. 71). W ostatnich latach wzrósł odsetek finansów pozyskiwanych ze źródeł publicznych. „Gazeta Wyborcza” z 2.02.2010 r. E. Korolczuk, „Gazeta Wyborcza” z 16.02.2010 r. Źródło: http://wiadomosci.ngo.pl/wiadomosci/606013.html. Na podstawie wystąpienia Jerzego Hausnera podczas konferencji pt. Jaki pożytek publiczny z 1%?, zorganizowanej przez Polskie Forum Darczyńców w październiku 2010 r. w Warszawie. Więcej na: http:// www.forumdarczyncow.pl/ Źródło: http://www.pozytek.gov.pl/OPP,-,co,to,jest,899.htm Żródło: http://www.mf.gov.pl/_files_/podatki/statystyki/za_2009/informacja_pozytek_za_2009.pdf. Wypowiedź zanotowana przez autorkę podczas wystąpienia J. Hausnera podczas konferencji pt. Jaki pożytek publiczny z 1% w 2010 r. w Warszawie. http://www.1procent.aid.pl/index.php?p=statystyki Badanie przeprowadzono w 2009 r. za pomocą CATI (Computer Assisted Telephone Interviews). Objęło przedstawicieli 400 polskich NGO posiadających status OPP. Pełny raport dostępny na stronie: http://www.forumdarczyncow.pl/docs/download/wplyw_statusu_opp_na_dzialalnosc_organizacji_20_10_10_prezentacja.pdf. Według ekspertów wiele zapisów ustawy było efektem długotrwałych negocjacji przedstawicieli sektora z kolejnymi rządami. Nie udało się jednak przeforsować kilku ważnych rozwiązań, które w praktyce mają zasadniczy wpływ na skutki ustawy, np. zakazu przekazywania 1% na indywidualne osoby/konta oraz wprowadzenia w ministerstwie efektywnego systemu kontroli raportów, które mają przedstawiać OPP. LITERATURA Baczko A., Ogrocka A. (2008), Wolontariat, filantropia i 1%. Raport z badań 2007, Warszawa: Stowarzyszenie Klon-Jawor. Bokajło W., Dziubek K., red. (2001), Społeczeństwo obywatelskie, Wrocław: Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Chimiak G. (2006), What are NGOs and What They have in Common with Civil Society? The Case of Post-communist Countries and Poland, w: P. Glinski, D. Gawin, Civil Society in the Making, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. Czapiński J., Panek T., red. (2007), Social Diagnosis. Objective and Subjective Quality of Life in Poland, dostępne na stronie: http://www.diagnoza.com/data/report/report_2007.pdf [dostęp 10.2010]. Fuszara M., Grabowska M., Mizielińska J., Regulska J., red. (2008), Współpraca czy konflikt. Państwo, Unia i kobiety, Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne. Gliński P. (2004), How Active Are the Social Actors? Deficient Citizenship Versus Day-To-Day Resourcefulness in Poland, „Polish Sociological Review” nr 4. Glinski P., Gawin D., red. (2006), Civil Society in the Making, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. Glinski P. (2008), Przedmowa: o miejscu problematyki społeczeństwa obywatelskiego w socjologii polskiej, w: A. Kościański, W. Misztal (red.), Społeczeństwo obywatelskie. Między teorią a praktyką, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. Gumkowska M., Herbst J., Szołajska J., Wygnański J. (2006), The Challenge of Solidarity: CIVICUS Civil Society Index Report for Poland, dostępne na stronie: http://www.civicus.org/new/media/Poland_Country_ Report.pdf [dostęp 10.2010]. Gumkowska M., Szołajska J., Herbst J. Buttler D., Mozga-Górecka M., Batko-Tołuć K., Kuraszko I., Iłowiecka-Tańska I. (2008), Indeks społeczeństwa obywatelskiego 2007, Warszawa: Stowarzyszenie Klon-Jawor. Gumkowska M., Herbst J., Radecki P. (2008), Podstawowe fakty o organizacjach pozarządowych. Raport 2008, Warszawa: Stowarzyszenie KlonJawor. Kaim A. (2010), Oddolna aktywność społeczna kontra okręty flagowe? Trzeci sektor w debacie publicznej, prezentacja przedstawiona na Zjeździe Polskiego Towarzysztwa Socjologicznego w Krakowie. Kościański A., Misztal W. (2008), Społeczeństwo obywatelskie. Między ideą a praktyką, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. Krajewska A. (2010), Kalendarium zmian prawnych, „Trzeci Sektor” nr 20. Polityka Społeczna nr 5–6/2011 Makowski G., red. (2008), U progu zmian. Pięć lat ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, Warszawa: Instytut Spraw Publicznych. Pietrzyk-Reeves D. (2004), Idea społeczeństwa obywatelskiego. Współczesna debata i jej źródła, Wrocław: Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Raciborski J. (2010), Praktyki obywatelskie Polaków, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. Sułek A. (2009), Doświadczenia i umiejętności obywatelskie Polaków. w: P. Gliński, A. Kościański (red.), Socjologia i Siciński. Style życia. Społe- czeństwo obywatelskie. Studia nad przyszłością, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. Török M. (2004), Introduction. Percentage Philanthropy, dostępne na stronie: http://www.onepercent.hu/Dokumentumok/Introduction.pdf [dostęp 10.2010]. Weryński P. (2010), Wzory uczestnictwa obywatelskiego Polaków, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. Zagała Z. (2008), Miejskie społeczeństwo obywatelskie i jego przemiany, w: A. Kościański, W. Misztal, Społeczeństwo obywatelskie. Między teorią a praktyką, Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN. SUMMARY The paper is a contribution to the on-going discussion concerning factors determining civil society’s development in Poland. It examines contemporary debates on civil society as well as financial mechanisms designed to promote people’s civic engagement in Poland (the EU grants and so called ‘percentage law’ allowing citizens to support an NGO of their choice with 1 percent of their taxes). Detailed analysis of these mechanisms demonstrates that they are advantageous to some types of non-governmental organizations only, and disadvantageous to others, marginalizing the majority of small and middle-size organizations as well as specific types of claims. As a result, these mechanisms weaken rather than strengthen the development of grassroots spontaneous mobilizations and initiatives. KAPITAŁ SPOŁECZNY I WYKLUCZENIE SPOŁECZNE Maria Theiss Instytut Polityki Społecznej UW WSTĘP Podejmowane w polityce społecznej w ciągu ostatnich kilkunastu lat rozważania na temat związków kapitału społecznego z biedą i wykluczeniem społecznym traktować można jako nową odsłonę dawno już rozpoczętej debaty na temat roli więzi społecznych osób żyjących w biedzie. Pojawiają się w niej dwa niewykluczające się mity na temat roli więzi społecznych osób biednych, a tym samym ich „powinności” czy kierunków działań naprawczych. Pierwszy akcentuje konsekwencje zerwanych więzi między (często przedstawianymi jako zdeprawowane) osobami biednymi a resztą społeczeństwa. W drugim podkreśla się wartość powiązań pomiędzy osobami żyjącymi w biedzie jako podstawę radzenia sobie. Od pewnego czasu obserwować możemy reaktywację tych koncepcji w Polsce, czego wyrazem są z jednej strony takie instytucje, jak Centra Integracji Społecznej czy prace społecznie użyteczne, a z drugiej strony – spółdzielnie socjalne i inne postaci przedsiębiorczości społecznej. Także na poziomie regionalnym różnym koncepcjom inwestowania w kapitał społeczny towarzyszy oczekiwanie zwiększenia dobrobytu mieszkańców. Celem niniejszych rozważań jest próba odpowiedzi na pytanie: czy faktycznie kapitał społeczny osób wykluczonych społecznie, w tym szczególnie żyjących w biedzie, jest w Polsce zasadniczo inny niż osób niewykluczonych? Ustalenia te zmierzają do sformułowania typologii koncepcji zastosowań kapitału społecznego jako narzędzia do przeciwdziałania biedzie i wykluczeniu społecznemu. KAPITAŁ SPOŁECZNY NA TLE DWÓCH KONCEPCJI WYKLUCZENIA SPOŁECZNEGO W badaniach nad wykluczeniem społecznym stosowane są zwykle dwa rozumienia tego zjawiska – pierwsze zbliża wykluczenie społeczne do kategorii ubóstwa. Drugie związane jest z nieuczestniczeniem jednostki, rodziny czy też grupy w życiu społecznym, a więc brak partycypacji w różnych sferach życia społecznego (Golinowska, Broda-Wysocki 2005, s. 32)1. Jeśli przyjąć, zgodnie z pierwszą z wymienionych dwóch interpretacji, że wykluczenie jest wielowymiarowym ubóstwem, to kapitał społeczny wyznacza jedną z ważnych sfer, w których manifestować się może bieda. W tym znaczeniu osoba lub gospodarstwo domowe może być ubogie Polityka Społeczna nr 5–6/2011 w kontakty społeczne – posiadać relatywnie mało powiązań rodzinnych, sąsiedzkich, towarzyskich, opartych na zinstytucjonalizowanych strukturach społeczeństwa obywatelskiego, w szczególności takich, które stanowić mogłyby dla niej formę wsparcia potrzebnego w rozwiązywaniu problemów ekonomicznych, edukacyjnych, zdrowotnych i innych. Taki sposób myślenia o relacjach społecznych i biedzie jest już ugruntowany w teorii polityki społecznej. Przykładowo, dla A. Sena ubóstwo oznacza wielowymiarowy „niedostatek możliwości”. R. Lister omawia to podejście stwierdzając, że Sen używając pojęcia wykluczenia społecznego, odwołuje się jednakże nie do stanu skrajnego ubóstwa (...), lecz do bardziej złożonego zjawiska obejmującego różnorodność specyficznych wykluczeń (Lister 2007, s. 104). Pojęcie „niedostatku możliwości” szczególnie trafnie charakteryzuje znaczenie niskiego kapitału społecznego dla osoby lub rodziny. Liczne badania empiryczne wskazują, że relatywne ubóstwo w kapitał społeczny oznacza często brak powiązań pomostowych, łączących osoby z osobami o innych cechach społeczno-ekonomicznych czy też brak dostępu do szerokich sieci społecznych (w odróżnieniu od np. powiązań rodzinnych i kontaktów z bliskimi przyjaciółmi). Tymczasem to właśnie obecność tych słabych i odległych powiązań okazuje się szczególnie efektywna w dostarczaniu jednostkom korzyści w sferze edukacji, a przede wszystkim – rynku pracy. Według drugiego rozumienia wykluczenia społecznego, jego istotą jest brak lub relatywnie niski poziom partycypacji w różnych sferach. W tym ujęciu za społecznie wykluczoną postrzega się osobę, która nie uczestniczy w pewnych sferach życia społecznego – m.in.: produkcji, konsumpcji, kulturze, wypoczynku, choć niekoniecznie ekskluzja dotyczyć musi każdego z tych obszarów. W tej konwencji teoretyzowania o wykluczeniu społecznym kapitał społeczny wyznacza jeden z obszarów potencjalnie ograniczonej partycypacji. Na społeczne wykluczenie grupy lub osoby składać się może niski poziom uczestnictwa w sieciach powiązań rodzinnych, towarzyskich, sąsiedzkich czy bardziej sformalizowanych strukturach społeczeństwa obywatelskiego. Postrzeganie wykluczenia społecznego jako problemu niskiej partycypacji pozwala na włączenie do koncepcji wykluczenia szerzej rozumianego kapitału społecznego, niż byłoby to możliwe przy 43