Kazimierz Rogoziñski - Katedra Usług Uniwersytetu Ekonomicznego
Transkrypt
Kazimierz Rogoziñski - Katedra Usług Uniwersytetu Ekonomicznego
Kazimierz Rogoziński Katedra Usług, Akademia Ekonomiczna w Poznaniu Zarządzanie organizacją usługową – próba wypełnienia luki poznawczej Opublikowane w: Współczesne zarządzanie, 2007/3 Abstrakt Cel, jaki sobie stawiam jest nader skromny. Po pierwsze, uświadomić istnienie, coraz trudniejszej do wyjaśnienia, luki w teorii organizacji i zarządzania; po drugie, wyjaśnić powody dla których wypada uznać, iż pora najwyższa, by podjąć próbę wypełnienia owej „białej plamy”; po trzecie wreszcie, odtworzyć zestaw przesłanek mogących tworzyć punkt wyjścia dla systematycznych badań i analiz naukowych. Tak zarysowanym zamiarom odpowiada następujący teoremat: nie zamierzam w krytycznym przeglądzie literatury, szkół i stanowisk dociekać powodów, dla których dotychczas mogliśmy obywać się bez „teorii organizacji usługowej”. Punktem wyjścia będzie przyjęcie niezbędnych założeń dotyczących zakresu przedmiotowego [pozwalających ograniczyć uniwersum usług] po to, by sformułować mocne przesłanki, z których dedukcyjnie może zostać wyprowadzana nie tyle „struktura”, co „forma”. Zatem, nie jest ona skutkiem przekształceń [jakiejś] emancypującej się peryferyjnej funkcji przedsiębiorstwa, ale jawi się jako projekcja wywiedziona z rozpoznania czegoś, co będąc fenomenem [mowa o usłudze] wcześniej nie mieściło się w obszarze systematycznego poznania, którego zakresy – zarówno dla ekonomii jak i nauk o zarządzaniu - wytyczone zostały przez industrialny schemat poznawczy. 1. Diagnoza stanu nie nastręczająca większych trudności. Przegląd zarówno krajowego, jak i zagranicznego piśmiennictwa nie pozostawia wątpliwości: przyjęty i eksplorowany w teorii organizacji i zarządzania poziom abstrakcji nie sprowadza analiz na poziom przedsiębiorstwa usługowego, bo nie jest to konieczne. Przykłady, dowody? Istniejący stan rzeczy można by opisać obrazowo – przepraszając za świadome pomylenie języków - używszy sportowego określenia: „podwójny Nelson”. Specyficzna wiedza o usługach zablokowana została podwójnie. Od góry, bowiem jej uwzględnienie zburzyłoby przejrzystość wyabstrahowanych z manegmentu modelowych rozwiązań. Z kolei blokada założona od dołu sprowadza się – jak w wydaniu naukowców niemieckich – na podporządkowaniu wiedzy o usługach nauce nadrzędnej, jaką jest Bertiebswirtschaftslehre. 1 A więc nie tyle w formie sądu konkluzywnego, co apriorycznej konstatacji stwierdzić wypada: teoria zarządzania organizacją usługową nie istniej [ w domyśle, jako równorzędny odpowiednik teorii wypracowanej na użytek sektora produkcyjnego]. Stwierdzenie to, w sposób niemal oczywisty rodzi pytanie, skoro dotąd taka teoria nie powstała, to czy w takim razie jest w ogóle potrzebna? Nie wchodząc na polemiczne mielizny, odpowiedzieć można następującym pytaniem [bardziej retorycznym], czy taki stan niewiedzy jest nadal do zaakceptowania, w sytuacji kiedy – w przeciętnie rozwiniętych krajach – już ponad siedemdziesiąt procent potencjału gospodarczego czynne jest w usługach? Albo inaczej formułując owo pytanie: Czy podmioty, struktury – obojętnie jak je nazwiemy – nadające owej podstawowej aktywności wytwórczej zorganizowaną postać nie są godne osobnej uwagi? Sumaryczna odpowiedź na owe pytania przybrać może postać następującej tezy: to jasne, aby przymiotnik usługowy/a nabrał waloru kwalifikacyjny, powinien być adekwatny z desygnatem nazwy, a nadto – co już mniej oczywiste – wyzwolić się musi z zakresu znaczeniowego [„cienia”] rzeczy. 2. Korekta konieczna w celu uwiarygodnienia dyskursu Czytelnikowi, który – w dobrej wierze - autorowi dał się doprowadzić aż do tego momentu narracji, wdzięczny jestem za zaufanie, jakim mnie obdarzył. Zawiódłbym je całkowicie, gdybym nadal – ułatwiając sobie wywód - przeoczył rafę, o którą rozbija się większość opracowań teoretycznych odnoszących się do usług. Z relacji naukowych rozbitków wynika, że nie dostrzegli, nie uświadomili sobie tego, że cokolwiek wypowiadamy o usługach [uniwersum usług] jest prawdą i fałszem zarazem. Można się już było o tym przekonać, sięgając po ustalenia wypracowane przez ekonomikę usług, która sformułowała zestaw specyficznych cech przypisywanych działalności usługowej [że mianowicie usługi są mniej kapitałochłonne,a za to bardziej pracochłonne niż produkcja],albo korzystając z dorobku marketingu usług [dla którego głównym atrybutem jest nienamacalność – sic -usług]. Nie trzeba być specjalistą w dziedzinie usług, aby owe tezy nie tylko podważyć, ale z łatwością zanegować. Ale czy tym samym nie zostaje podważona główna teza tego artykułu? Czy nie należy również podać w wątpliwość poczynionych tu wcześniej ustaleń i 2 uchylić radykalność wstępnej konstatacji, wszakże każdy – jako tako zorientowany w funkcjonowaniu sektora usług – przytoczyć może przykłady całych branż usług zarządzanych całkiem sprawnie [na przykład usługi logistyczne], lub wręcz wzorcowo – jak choćby branża usług bankowych:? Albo branża telekomunikacyjna? A usługi sieci internetowej? Jednakże przytoczone tu przykłady potraktowane być powinny jako argumenty za zdjęciem z usług „generalnego kwantyfikatora”. W skutek takiego zabiegu, wspomniane uniwersum usług, ulegnie podziałowi, rozpadając się na trzy odrębne podsektory1 A. Usługi nastawione na obsługę materialnych procesów produkcji, dostosowujące się do masowej skali produkcji dopasowujące jej wyniki do zdywersyfikowanej konsumpcji [usługi dla rolnictwa, transport, logistyka, sieci pośrednictwa handlowego, podsystem infrastruktury technicznej2 itp.] B. Usługi bez większych oporów poddające się presji IT. W tym przypadku elektronicznie spakowane usługi są synonimem nowoczesnych technologii [ telekomunikacja, bankowość, Internet, osadzona na platformie cyfrowej rozrywka, niebawem kształcenie itp. C. O ile dwa powyższe podsektory należą do sfery „Technologia”, o tyle trzeciemu z nich i ostatniemu przyporządkować można nazwę: „Podsektor spersonalizowanych relacji między ludzkich”. Zaliczyć do nich należy usługi osobiste, profesjonalne i publiczne. Oczywiście nie tu miejsce aby wchodzić w analizę konsekwencji wynikających z przyjętego wyżej podziału. Ograniczę się więc do sformułowania jednego tylko wniosku. Podatne na wpływ technologii usługi, a więc również reprezentujące je organizacje, z powodzeniem stosować mogą industrialne modele zarządzania i nie ma powodu, by tu cokolwiek zmieniać, tym bardziej, że aplikowane są usługom w złagodzonej wersji post/industrialnej. IT już nie tylko wspomagają decyzje menedżerów, ale stanowią podstawę [cyfrową] dla nowej generacji modeli zarządzania rozpoznawanych jako CRM. Uzasadnienie dla takiego podziału znaleźć można w: K.Rogoziński, Innowacyjność i nowa taksonomia usług, Wiadomości statystyczne, 2004/3 2 Zarysowaną tu tendencję, na inny sposób, potwierdza to, że określenie usługi logistyczne, nie jest już stosowane; można się spodziewać, że niebawem uznane zostanie za „merytorycznie niepoprawne” 1 3 Z zupełnie inną sytuacją mamy do czynienia w trzecim podsektorze, który oczywiście też był/jest jakoś zarządzany, tylko że wedle znanych rozpoznań, dominuje w nim biurokratyczny model zarządzania [ ściśle: administrowania]. Zatem sytuacja rysuje się następująco: uzależnione od materialnych procesów produkcji, jedne usługi dostosowują się do narzuconych im wymagań [łącznie z wystandaryzowanymi normami ISO], inne z łatwością poddają się digitalizacji, ale jedne i drugie – dzięki tym zabiegom - wpisane zostały w post/industrialny paradygmat zarządzania. Dlatego też swobodne przechodzenie i przenoszenie generalizacji z sektora przemysłowego na usługi infrastruktury technicznej jest wykorzystywane jako podręczny argument przeciwko komplikującej obraz „specyfice usług”. Jeśli jednak przyjmujemy, że technologia [łącznie z IT] pozwala łatwo przezwyciężyć wewnętrzne podziały sektora usług, to tym samym potwierdzamy uwięzienie w industrialnym paradygmacie. Tytułowa luka poznawcza z całą jaskrawością pojawić się może wraz z dostrzeżeniem specyfiki trzeciego z wymienionych wyżej podsektorów; wyraźnie dając o sobie znać w „usługach w ścisłym tego słowa znaczeniu”. Dopiero tutaj dostrzec można ową lukę, jak również skutki tego, że nie wypracowany został „usługowy” paradygmat zarządzania [tymi] usługami. O ile dwa podsektory [ A i B] z łatwością pozbywają się usług3, albo na rzecz produkcji [dealer samoobsługi może prowadzić [usługodawca nie serwis jest oprogramowania przekazał klientowi firmowy potrzebny, producenta], ponieważ albo producent know-how]. Dlatego z tym większą uwagą, a może i pietyzmem, powinniśmy pochylić się nad podsektorem C, który – w opisywanych tu okolicznościach – staje się oazą tego, co specyficznie usługowe. Uświadomiwszy sobie jego „reliktowość” nie możemy postać obojętni, ale czy jest to wystarczający powód by podjąć wysiłek polegający – w skrócie – na u-usługowieniu teorii zarządzania? Jest to jednocześnie pytanie o uzasadnienie odrębności i autonomiczności, już teraz – w celu ich uwydatnienia - zredukowanych do jednego podstektora – usług 3 Uwarunkowania ustrojowe [np. w gospodarce socjalistycznej] wraz z arbitralnie przyjmowanymi rozwiązaniami organizacyjno-własnościowe spowodowały to, że większość usług funkcjonowała pod szyldem przedsiębiorstw produkcyjnych [od żłobka, po ceremonie pogrzebowe; od przyzakładowego kiosku po ośrodek wypoczynkowy; od świetlicy po dom kultury]. 4 3. Szacunek strat wynikający z pozbycia się problemu usług Paradoks sytuacji: nikt ekonomistów nie zwolni z obowiązku zajmowania się również naukowo usługami, ale strażnikami odrębności sektora usług są jedynie statystycy. Jego wyjaśnienia tu pomijam, ponieważ dowodzenie przeprowadzić by trzeba na różnych poziomach, sięgając po równie zróżnicowane argumenty. Apelować do pragmatycznie nastawionych menedżerów by „niuansowali” swoje decyzje uwzględniając swoistość usług byłoby zajęciem jałowym, jak to, gdyby zawracając się do uczonych, naukowców przekonywać, że świat człowieka jest wielowymiarowy, że każda próba ujęcia go z perspektywy jednej tylko funkcji jest oczywistym zubożeniem opisu. Jedyne co w tej sytuacji pozostaje, to zastosować zaproponowaną kiedyś przez H. Jonasa „heurystyka strachu”4.W przeprowadzanym tu wywodzie miałaby ona następującą postać: skoro praktyka gospodarcza, wraz z podążającą za nią nauką mogą dowolnie rozciągać i ograniczać zakres tego, co zwykliśmy uznawać za specyficznie usługowe, skoro modele zarządzania przedsiębiorstwami nie muszą uwzględniają korekty usługowej, więc jakich argumentów należałoby użyć, aby skłonić nieprzekonanych do zmiany stanowiska? Idąc za sugestią H. Jonasa można próbować wykazać, jak taka postawa monistyczna wpłynie negatywnie na przyszłe życie, nie tylko gospodarcze, społeczeństw. Refleksyjny namysł, zdziwienie, zaskoczenie.... owszem, nawet strach są tymi właściwymi odczuciami/reakcjami, które powinniśmy wzbudzać. Rezonować powinny one niepokojem poznawczym pogłębiającym się wraz z poszukiwaniem odpowiedzi na takie kłopotliwe pytanie: Dlaczego tak się stało, że sprawdziły się wszystkie prognozy makroekonomiczne [od C. Clarcka przez J. Fourastie po J.Geshany’ego], jednak zamiast zapowiadanej – jeszcze do końca XX w. -cywilizacji usługowej, znaleźliśmy się w zupełnie innej cywilizacji, którą wypada nazwać cywilizacją technotroniczną? Jakie mogą być skutki tego, że era ponowoczesna jest kolejną fazą cywilizacji industrialnej? Wnikliwe jej omówienie znajduje się w: J.Filek, Filozofia odpowiedzialności XXw., Kraków 2003, s. 271 i dalsze 4 5 4. Nowe źródła wiedzy o usługach W modelu „korespondencyjności nauki” znane są zależności występujące między ekonomią – jako nauką paradygmatyczną, a ekonomikami branżowymi, do których należała niegdyś również ekonomika usług5. Jednak ze względu na branżowe rozproszenie [na pomniejsze ekonomiki, takie jak ekonomika kultury, turystyki, transportu, zdrowia itd.] znalazła się ona w stanie uwiądu spowodowanego głownie ograniczonością metody [fragmentacją wnioskowania indukcyjnego]6. Powyższe spostrzeżenie odnosi się jednak do nauk ekonomicznych [zwłaszcza mikroekonomii, która okupuje obszar badań niegdyś eksplorowany głownie przez ekonomiki szczegółowe/branżowe] i oczywiście nie dotyczy nauk o zarządzaniu, ponieważ te znalazły się w bez porównania lepszej sytuacji. Precyzyjniej się wyrażając, w poprzednim zdaniu należałoby użyć trybu warunkowego: znalazłyby się, gdyby…..zechciały skorzystać z dorobku, najdynamiczniej rozwijającej się dyscypliny naukowej, jaką niezmiennie do ponad trzydziestu lat jest marketing usług, a zwłaszcza ta jego wersja, którą nazywamy relacyjnym marketingiem usług [relationship marketing]. Chociaż status naukowy marketingu, jako dyscypliny naukowej należącej do nauk o zarządzaniu7, jest przedmiotem niekończącej się dyskusji 8 i chociaż został formalnie zredukowany do poziomu subdyscypliny [ w naukach o zarządzaniu] będę tu bronił tezy, że jego dorobek wart jest uwagi. Uważam, że wyniki mówią same za siebie, a za najważniejszy wkład marketingu usług do dotychczasowej teorii organizacji i zarządzania uznać należy wprowadzenie, nie tyle dopełniającej, co korygującej perspektywy; jest nią włącznie usługobiorcy Ekonomika usług była, więc dyscypliną naukową, uprawianą na poziome generalizacji sektoralnej, co stwierdziwszy, zastanawiam się czy nadal uzasadnione jest użycie czasu przeszłego. 6 Por. Współczesna ekonomika usług, zbior. pod red. S. Flejterski, A.Panasiuk, J.Perenc, G. Rosa, PWN, Warszawa, 2005, której słowo „współczesna” nabiera wręcz złowieszczego znaczenia. 7 Bardziej niż pośledni status naukowy marketingu usług wynika chodźmy stąd, że jeśli uznać „marketing ogólny” [ czyli towarów opakowywanych] za subdyscyplinę z grup nauk o zarządzaniu, to marketing usług [ „dóbr” nieopakowywalnych] jest pod-sub-dyscypliną w tej grupie, zatem w swej pośledności podrzędny. 8 Por. Zarządzanie marketingowe. Podstawy teoretyczne i węzłowe specjalizacje badawcze. praca zbiorowa pod red. L.Żabińskiego, Wyd. AE, Katowice, 2004 5 6 – i szerzej: nabywców – w strukturę organizacji usługowej9. Spojrzenie na działalność usługową okiem usługobiorcy stało się zwrotem, który spowodował powstanie nowego paradygmatu formułującego od podstaw alternatywny korpus ekonomicznej wiedzy o usługach. 5. Zarysowanie nowej perspektywy poznawczej Przedstawię poniżej fragment będący „próbką” reprezentującą owo nowe podejście, w którym – chciałbym to wyraźnie podkreślić – odwołuję się do dorobku Nordyckiej Szkoły Usług, którą reprezentują – obok wspomnianego już Ch.Grönroose – E. Gummesson, R. Normann, K.Storbacka, J. Lehtinen. W prezentacji dorobku relacyjnego marketingu usług ograniczę się tylko do jednej kwestii. Postaram się wykazać, w jaki sposób przyjąwszy wypracowane przez niego ustalenia można wykonać znaczący krok w kierunku sformułowania teoretycznych podstaw pod naukę o zarządzaniu organizacjami usługowymi. Tworząc te podstawy – raz jeszcze wypada to wyraźnie zaznaczyć – skorzystać trzeba do marketingu usług, bo tylko on ma aktualnie coś istotnego do zaproponowania. Jednakże owe zapożyczenia będą stanowiły zaledwie punkt wyjścia, ponieważ jest moim zamiarem przy okazji wskazać na korzyści płynące z uprawiania usługoznawstwa na poziomie bardziej fundamentalnym, co tutaj znaczy również – multidyscyplinarnym. Będzie to więc najpierw autorskie przetworzenie cech usług, typowych dla marketing podejścia, jakie znaleźć można w każdym podręczniku opatrzonym tytułem ”Marketing usług”, bez względu na kraj pochodzenia autorów. Moje przetworzenie polega głównie na re-interpretacji marketingowych cech usług, podjętej z dwu zasadniczych powodów: pierwsze po to, żeby owo zewnętrzne w swym charakterze „cechowanie” przybrało postać rzeczywistej atrybucji. Dotąd bowiem większość specjalistów od marketingu usług postępowała tak, jak wszyscy ekonomiści, czyli wyprowadzali charakterystyki dotyczące usług przez zanegowanie cech przypisywanych sferze produkcji i jej zmaterializowanym wytworom. Zatem partykuła „nie” służyła temu, by Chodzi tu o tzw. model odwróconej piramidy Ch.Grönroosa. Nieznajomość tego radykalnego zwrotu skłania do przypomnienia, że stało się to kilkanaćie lat temu, wraz z pojawieniem się książki: Ch.Grönroosa, Service Management and Marketing. Managing the Moments of Truth in Service Competition. M.Macmillan International Edition, 1988, drugie wyd. 1990 9 7 stworzyć – mniej lub bardziej - rozbudowany zestaw takich cech, uznanych za typowo usługowe: NIE–materialność, NIE-trwałość, wiec NIE-składowolność; NIE-jednorodność [zatem, heterogeniczność i nie-standaryzowalność]; NIEprzewłaszczalność itd. Tę najprostszą z metod posłużył się również klasyk polskiej ekonomii, O.Lange, czego potwierdzeniem jest sformułowana przez niego definicja usług10, a jej cechą jest następujący minimalizm poznawczy: zaneguj to, co wiesz o produkcji przemysłowej i jej materialnych wyrobach a otrzymasz wiedzę o usługach, jeśli w ogóle jej potrzebujesz. Zapowiedziany niżej wywód zamierza ku przeprowadzeniu atrybucji bardziej „istotnościowej”, odwołującej się do rdzennych cech usług, a nie rzeczopochodnych. Można by rzec, że przezwyciężenie tego rodzaju „negatywnego benchmarkingiemu” jest wyjściowym warunkiem dla zmiany paradygmatu teorii usług. Jest i powód drugi, tłumaczący prezentowaną niżej re-interpretacja cech usług. Służyć ma ona nie tylko pogłębionemu opisowi działalności/aktywności usługowej, ale stanowić powinna podstawę– no właśnie, nie dla jakichś wyabstrahowanych uogólnień, ale pod pogłębioną interpretację usług. Tylko w dzięki temu pojawić się może szansa dotarcia do usługowego fenomenu11 i nadzieja zrozumienia zjawiska/ postawy „usługowości” [stewardship ?] Owo fenomenologiczne podejście pozwala sformułować oczywiste założenie wyjściowe, z którego dowodzenia czuję się zwolniony; że mianowicie, usługa istnieje w inny sposób niż rzecz czyli zmaterializowany wyrób finalny; dlatego sam sposób jej zjawiania się [„zaistnienia”] jest ważniejszy niż konsumowanie rezultatów. Z tak ustawiony drogowskazem można teraz przejść do syntetycznej prezentacji zestawu najważniejszych atrybutów usług. 6. Syntetycznie ujęte atrybuty usługi W tym miejscu chciałbym nie tyle ostrzec, co przeprosić czytelników, że konieczne dążenie do syntetyczności osiągnięte zostało dzięki Zgodnie z którą: usługami jest to wszystko, co nie będąc produkcją służy do zaspokajania potrzeb. Skoro w definiensie nie ma niczego, co odnosiłoby się do istoty usług, dlatego można ten sposób definiowania określić mianem definiowanie przez negację. O trudnościach się tu pojawiających więcej znaleźć można w: K. Rogoziński, Usługi rynkowe, Wyd. AE, Poznań, 2000 11 Skojarzenie z fenomenologią jest tu całkowicie uzasadnione. 10 8 zastosowaniu wyraźnych skrótów myślowych. Pomijam więc cały wywód dotyczący założeń wyjściowych coś, wypada tworzących co i prezentacji nazwać spiralą sekwencji wniosków heremeneutyczną, w przekonaniu, że zwięzła prezentacja ma większą szansę wywołanie „efektu H.Jonasa” niż rozbudowane spekulacje. Oto więc zestaw cech wyprowadzonych z eksplikacji usługowego epifenomenu: [α] Intencjonalność; usługa jest, ściśle: zjawia się jako korelat świadomości stron, uczestników relacji usługowej, z której jedna występuje w roli zlecającego [ usługobiorca] druga w roli usługodawcy12 [β] Synchroniczność. Rdzenna cecha usługi oznaczająca najpierw jednoczesność nabywania/zbywania – świadczenia – konsumowania, które przekłada się na konieczność zestrojenia czasu- miejsca-formy świadczenia i skutkuje [ od częściowej po radykalną] inwersją ról, kiedy już nie wiadomo kto jest darzącym a kto obdarowywanym13. [γ] Inna temporalność. Jeśli poprzednia cecha kieruje naszą uwagę ku synchronii, to obok działania i doświadczanie czasu. Intensywność kondensację czasu, zróżnicowaną poznawania pojawić się musi inne przeżyć/doświadczeń powoduje z kolei jego rozciągłość. Nadto konieczna w usługach osobistych stosowność czasu [ więc nie JiT, ale w stosownym czasie] razem zmierzają do zawieszenia punktowo postrzeganego czasu fizykalnego. Zatem wychodząc od syn-chronos, zmierzać możemy ku nie-punktowemu odczytaniu znaczenia czasu preasens. Ekwifinalność, łacińskie aequifinalis – znaczy tu tle, co „równie wiele osiągnąć, wychodząc z różnych stanów początkowych”, czyli osiągając jakiś cel „na skróty”. Jest to cecha, która przystoi – powiedzmy – strukturom indeterministycznym; w usługach osobistych traktowana być powinna jako skutek relacyjnej implozji. Człowiek nade wszystko. Jeśli założymy, że „bez ludzi nie ma usług”, to pojawiająca się na końcu „aksjomatyczna cecha” równie dobrze mogłaby Przykład wykorzystania relacji usługowej do zdefiniowania usługi [ nie usług] znaleźć można w: K.Rogoziński, Usługi rynkowe,Wyd. AE. Poznań, 2000 13 Wykorzystana tu zostaje nie tylko gra słów, co gra znaczeń, odwołująca się do usługoDAWCY i usługobiorcy. 12 9 otwierać to zestawienie; choć podstawowa, rzadko jest brana pod uwagę jako przesłanka rozstrzygająca. A przecież powinna być fundamentalną przesłanką decyzyjną kształtującą pełny cykl obsługi klienta, wszakże usługobiorca jest nieredukowalnym „mikrokosmosem”. Rezygnuje się, niestety, z jej uwzględniania, ponieważ wprowadziłoby to zbyt duży poziom komplikacji. Przywykli do uproszczeń, minimalizujemy ryzyko sprowadzając usługobiorcę do rekordu w bazie danych. W „społeczeństwie informacyjnym” jest to zabieg powszechnie stosowany, czy powinno więc dziwić, że tak rzadko towarzyszy mu namysł nad tym, czy owa redukcja nie oznacza już sprzeniewierzenia się istocie tego, co usługowe. Na tej „czwórni” atrybutów przypisanych usługom chciałbym skończyć, ponieważ wnoszą one i tak już wystarczająco bogaty „wsad” poznawczy. Skoro jednak zamierzamy posuwać się teraz po spirali hermeneutycznej – jak mniemam ku górze – warto zatroszczyć się o fundament. Podwaliny pod teorię organizacji usługowej stanowić więc powinny – wprowadzane tu bardziej jako presumpcja niż dowód – dwa założenia: pierwsze to idiosynkrazja wraz z jej konsekwencjami metodologicznymi. Należy ją rozumieć jako tyleż nadrzędną, co sumaryczną konsekwencję wyprowadzoną z przedstawionych wyżej cech, opisujących istotę usługowego świadczenia. Idiosynkrazja oznaczać więc będzie konieczność stosowania odpowiedniego oprzyrządowania metodycznego wrażliwości metodologicznej, aby poszczególny akt i usługowego świadczenia nie rozpłynął się bez śladu w abstrakcyjnym procesie. Założenie drugie wyrazić można za pomocą zwięzłej formuły: bardziej doxa niż praxis. A więc nie praxis ukształtowana przez zarządzanie procesami produkcji przemysłowej, ani przez animalistycznie postrzegane środowisko [otoczenie], ale właśnie doxa, jako świadomie podjęta przez usługodawcę decyzja pomnażania dobra14 w usługowej formie. Wprawdzie doxa uchyla aksjomat ograniczoności zasobów, niemniej aktywność usługodawcy nadal pozostaje działalnością gospodarczą. Przypomnieć wypada raz jeszcze absurdalność podziału towarów na „dobra” i „usługi” i wskazać na semantyczny niuans: „dobro rzeczowe” może wcale nie być dobrem; usługa musi. 14 10