KTO RATUJE JEDNO ŻYCIE, RATUJE CAŁY ŚWIAT…

Transkrypt

KTO RATUJE JEDNO ŻYCIE, RATUJE CAŁY ŚWIAT…
Justyna Hofman-Wiśniewska
KTO RATUJE
ŚWIAT…
JEDNO
ŻYCIE,
RATUJE
CAŁY
Ocaliła 2,5 tysiąca dzieci. Wyprowadzała je z getta, znajdowała im nowy dom, załatwiała
nową tożsamość. Śmiertelne niebezpieczeństwo groziło jej nie tylko ze strony niemieckich
okupantów, ale i swojskich szmalcowników i rodzimych faszystów. Narażała jednak swoje
życie dla innych uważając po prostu, że w tym czasie tak było trzeba. I przez wiele lat o tym
nie pamiętano, a ona sama nie przypominała. Irena Sendlerowa.
Ryszard Marek Groński z epizodów jej życia w czasach Holocaustu stworzył niezwykłą w
treści i słowie literaturę. Świetną literaturę. Niełatwo jest opowiedzieć w słowach, językiem
literackim, wydarzenia tak dramatyczne i czyny tak bohaterskie, by nie stały się sztampowym
plakatem martyrologicznym. Tekst Grońskiego jest wstrząsający w swej prostocie i pięknie,
w swej prawdzie i autentyzmie. Irena kładła opatrunki na dusze. Dzieci, którymi się
opiekowała, były okaleczone. Wymagały ciepła, szacunku dla swego dzieciństwa i prawdy w
postępowaniu – mówił autor. – Za mało się pamięta o ludziach, którzy narażali swe życie
ratując innych… Jego monodram „Mur” jest utrwaleniem śladu, jaki pozostawiła po sobie
Irena Sendlerowa. Słucha się go z zapartym tchem. Chwilami wbija w krzesło. Monodram w
wykonaniu Ewy Dąbrowskiej, ale monodram dość specyficzny. Tekst, słowo jest tu tak
ważne, tak znaczące, że aktorka wprawdzie jest na scenie, ale właściwie jest to zupełnie
nieistotne. Aktorka jest jakby schowana za słowami, pod tekstem Marka Grońskiego.
Maciej Wojtyszko jako reżyser wykazał się tu wręcz maestrią, jeśli chodzi o rozłożenie
akcentów i wydobycie na plan pierwszy tekstu, a nie aktorstwa. Aktorstwo byłoby tu po
prostu nie na miejscu, więc to aktorstwo zostało maksymalnie wyciszone, zobojętnione,
schowane. Irena Sendlerowa opowiada o różnych epizodach związanych z tym, czego się
podejmowała, o niebezpieczeństwie, jakie temu towarzyszyło, o swoich wątpliwościach, bo
przecież wyprowadzane dzieci z getta uczyły się zapominania siebie, bycia kim innym. Z
jednej strony był to jedyny dla nich ratunek, z drugiej cena, jaką płaciły za życie była bardzo
wysoka. Nie wszyscy rodzice oddawali jej swoje dzieci. Jak pani sobie to wyobraża – mówili
niektórzy – mój syn ma do kogoś innego mówić ojcze, zapomnieć o domu, o bliskich, wyrzec
się swojego nazwiska, religii, tradycji. To już lepiej, żeby zginął z nami… Ile to razy
przegrywałam, cofałam się do drzwi, zbiegałam po schodach, trzymając w dłoni garść
powietrza zamiast małej i ufnej dłoni uratowanego. Ale zdarzało się i tak, że idąc z
podopiecznym płakałam, mając w oczach sceny pożegnania, dorównujące antycznym
tragediom (cytat z programu teatralnego Teatru Żydowskiego).
Tekst obejmuje nie tylko epizody dotyczące ratowania żydowskich dzieci, ale i z życia
codziennego Ireny Sendlerowej. A to życie było, mimo strasznych czasów, wielobarwne i
obfitujące także w wydarzenia humorystyczne, niekiedy wręcz groteskowe. Jak to życie.
Dzięki takiemu ujęciu Irena Sendlerowea staje się żywym człowiekiem, nie bohaterskim
pomnikiem. Zderzenie słów z wyrazistymi akcentami muzycznymi Jerzego Derfla
wydobywało z nich głębię znaczeń, stanowiło pewnego rodzaju pointy zamykające epizody,
otwierające drogę do refleksji. Irena Sendlerowa myślała i działała z ogromną precyzją,
kalkulowała, co przecież nie znaczyło, że nie tkwiły w tym głęboko skrywane emocje.
Andre Malraux pisał: Odnaleźć człowieka wszędzie tam, gdzie znaleźliśmy to, co go miażdży.
Twórcy spektaklu „Mur” w Teatrze Żydowskim go odnaleźli. Właśnie w tych wszystkich
gestach, drobiazgach, słowach, codzienności trudnej, tragicznej i groteskowej, nie w
pomnikowym bohaterstwie wystawionym ku czci, co tym cenniejsze i osobliwsze, że ten
monodram jest wpisany w obchody 68.rocznicy powstania w getcie warszawskim. Może
wreszcie dzięki takim spektaklom i takiej literaturze uwolnimy się od sztampy
martyrologicznej, która towarzyszy nam od wielu lat odzierając te wydarzenia ze
wszystkiego, co ważne i powinno w naszej pamięci pozostać. I jako refleksja i jako emocje.
„Mur”, monodram wg scen. Ryszarda Marka Grońskiego, reż. Maciej Wojtyszko, wyk. Ewa
Dąbrowska, Teatr Żydowski, Warszawa, premiera 12 kwietnia 2011.
- Bardzo zależało mi na dostrzeżeniu może nie humoru, ale groteskowości w niektórych
wydarzeniach - mówi Wojtyszko. - W każdej tragedii jest coś zabawnego, kłopotliwego,
niezręcznego. I to czyni tamtą rzeczywistość bardziej zrozumiałą dla współczesnego widza.
Nie chciałem, żeby nasza bohaterka stała na pomniku i wygłaszała komunały. Ten spektakl
ma być spotkaniem z człowiekiem.
http://www.aict.art.pl/yorick-mainmenu-65/nr-29-kwiecie-2011/2040-kto-ratuje-jedno-cyieratuje-cay-wiat