opis

Transkrypt

opis
Dzień 15 - 21 września 2015 - PONIEDZIAŁEK
POWRÓT
Po śniadaniu zawieźliśmy nasze walizki na parter, a stamtąd wyruszyliśmy na lotnisko
w Cancun. Odstaliśmy trochę przy odprawie, tylko do Mexico City, bo był to samolot
meksykańskich linii. Jedna z naszych współtowarzyszek nie załapała się na lot z nami, chociaż
przecież była niby rezerwacja. Doleciała dwie godziny po nas razem z pilotką, panią Kasią.
Zdjęcia przedstawiają port lotniczy w Cancun i Mexico City przed lądowaniem.
W Mexico City czekaliśmy na lotnisku od około 14-tej, do 20.35. Jakoś ten czas zszedł.
Na lotnisku spotkałem swojego byłego ucznia, Krzysia z klasy c, który z rodzicami mieszkał
kiedyś w tej samej klatce domu w Pile, co i ja. Jest lekarzem chirurgiem, a jednocześnie
opiekunem kadr siatkarzy i siatkarek. Był tu na mistrzostwach świata juniorów. Polacy zajęli
dziewiąte miejsce. Porozmawialiśmy sobie trochę. Co za spotkanie. Ostatni raz, rok może
temu spotkaliśmy się w Poznaniu w Plazie. Oni wracali do Polski Lufthansą, my Air France. W
samolocie siedziałem z kolei przy młodym siatkarzu francuskim. Wracali i oni i Rosjanie
(zwycięzcy) tym samym lotem. Stewardzi francuscy i swoich dwumetrowców i rosyjskich
przenieśli do business class. Mój sąsiad nie był aż tak wysoki, więc się męczył, jak ja. Ciężko
znieść taki lot 11-godzinny, ale się da. Również w Paryżu czekaliśmy dość długo. Samolot
wylądował około 13-tej, już naszego czasu, a samolot mieliśmy o 18:35. W Warszawie
wylądowaliśmy o 21:35. Odebrała nas córka Basia z mężem i przenocowaliśmy u nich. W
południe już w środę, 23 września dotarliśmy do domu.
W momencie, gdy wracaliśmy, byłem rad, bo każda wycieczka, choćby nie wiem jaka,
musi mieć swój kres, a do domu tęskno. Gdy jednak opisywałem wycieczkę, gdy słuchałem
muzyki mariachi, czułem tęsknotę za tym pięknym krajem, za przecież mą wymarzoną
wycieczką i miałem uczucie, że chcę tam być, tak jakbym nigdy tam nie był.