Św. Jan z Dukli
Transkrypt
Św. Jan z Dukli
w. Jan z Dukli Historia nie dostarczyła nam wielu danych o pochodzeniu i dzieci stwie w. Jana z Dukli. Nawet te sk pe informacje jakie obecnie posiadamy, opieraj si na pó niejszych wiadectwach i zeznaniach maj cych cz sto swe ródło w podawanej z pokolenia na pokolenie tradycji, a niekiedy czerpane równie z legendy. Nie znamy równie dokładnej daty urodzenia naszego wi tego. Wiemy natomiast, e doczekał pó nej staro ci i zmarł w roku 1484, a zatem powszechnie przyj to i musiał urodzi si co najmniej 70 lat wcze niej tj. ok. 1414 r. Dom, w którym przyszedł na wiat w. Jan, le ał w południowej cz ci Dukli, na tzw. Wy szym Przedmie ciu przy ul. Kaczyniec. O jego rodzicach wiemy tylko tyle, e byli dosy zamo nymi mieszczanami, których sta było na to by posła do szkoły swojego syna. Te nie maj ce potwierdzenia w ródłach historycznych wiadomo ci o urodzeniu i o domu rodzinnym w. Jana nie mog przeczy faktowi, i pochodził on z rodziny bogobojnej, gdy zazwyczaj z takich rodzin pochodz ludzie wielcy i wi ci. Na podstawie tradycji pochodz cej z XVII wieku dowiadujemy si , i po sko czeniu szkoły w. Jan kilka lat sp dził nad potokiem Za pit, płyn cym przez lasy otaczaj ce rodzinn miejscowo , wiod c tam wielce umartwione ycie pustelnicze. Po wielu latach ycia w klasztorze w. Jan powiedział jednemu z braci, uwa aj cemu, e ycie pustelnicze jest doskonalsze od ycia zakonnego takie słowa: "Ja nigdy nie przestan dzi kowa Bogu za to, e zechciał mnie niegodnego powoła do Zakonu. Je eli bowiem yj c w zakonie wykazuj pewne niedoskonało ci, to jak s dzicie, ile grzechów bym popełnił yj c na wiecie, gdzie s cz sto, niemal nieustannie, okazje do grzechu". Taka wypowied w. Jana jest pewnego rodzaju potwierdzeniem, e nie obce mu było ycie pustelnicze. W miejscu, w którym miał przebywa młody pustelnik stoi dzisiaj murowany ko ciółek, który jak wszyscy wierz , jest duchowym spadkiem po w. Janie. Gł boka cisza otaczaj ca to wi te miejsce przyci ga licznych pielgrzymów i turystów szukaj cych wewn trznego pokoju. aden z biografów opisuj cych ycie w. Jana nie miał w tpliwo ci, e motywem podj cia przez wi tego ycia zakonnego, było pragnienie osi gni cia wy szego stopnia osobistej doskonało ci. Lata sp dzone na puszczy były swoistym przygotowaniem do ycia w klasztorze. w. Jan nie miał prawdopodobnie problemu z wyborem odpowiedniego zakonu, bowiem w okolicach Dukli w XV wieku najbardziej rozpowszechnionym i znanym był Zakon OO. Franciszkanów Konwentualnych. Klasztory w Przemy lu, Sanoku i Kro nie, znane jako ogniska prac misyjnych i rekolekcyjnych, dawały du o okazji do poznania franciszka skiego stylu ycia. Nic wi c dziwnego, e wybrał klasztor najbli szy, oddalony od Dukli zaledwie o 19 kilometrów. Młodego chłopca z Dukli prowincjał osobi cie przyj ł do zakonu. Upewniwszy si o szczero ci jego pragnie polecił mu zapewne rozda maj tek ubogim, tak jak yczył sobie w. Franciszek z Asy u. W zamian otrzymał dwa habity, spodnie i sandały na nogi. Od samego pocz tku br. Jan dał si pozna jako człowiek wielkiej modlitwy, m dro ci i pokory. Nic wi c dziwnego, e po wy wi ceniu go na kapłana współbracia powierzali mu wielokrotnie urz d przeło onego. Znane nam jest dzisiaj jego przeło e stwo w Kro nie i we Lwowie, a tak e urz d kustosza w kustodii ruskiej, któremu podlegało 7 klasztorów. W 1461 roku w. Jan otrzymał odpowiedzialne stanowisko niemieckiego kaznodziei. Urz d ten sprawował w ko ciele szpitalnym w. Ducha, gdzie gromadzili si niemieccy mieszka cy Lwowa. Te i inne prace zlecone przez przeło onych wykonywał bardzo sumiennie. Przymioty charakteru i wzorowe ycie zakonne sprawiały, e był człowiekiem niezwykle lubianym i cenionym. Wielu wiadków zeznało i " luby zakonne czysto ci, 1 ubóstwa i posłusze stwa zachowywał z najwi ksz staranno ci ", a całym swoim yciem dowiódł, e wszelk sw nadziej zło ył jedynie w Panu Bogu. Po 25 -u latach ycia i pracy w zakonie franciszka skim w sercu Jana z Dukli powstało pragnienie, by przył czy si do innej wspólnoty franciszka skiej, gdzie jeszcze pilniej przestrzegano reguły w.Franciszka. Poniewa w. Jan z Dukli był wspaniałym przykładem człowieka ubogiego i do zakonu franciszka skiego wst pił powodowany pragnieniem praktykowania najdoskonalszego ubóstwa, postanowił zmieni klasztor, by y w surowszym klimacie przestrzegania ubóstwa. A Obserwanci (Bernardyni) do których postanowił przej byli wówczas t grup zakonn , która za główny cel obrała sobie powrót do pierwotnej gorliwo ci i zachowywanie ubóstwa w takim stopniu jak yczyłby sobie tego w. Franciszek z Asy u. Motywem przej cia w. Jana do reformatorskiego ruchu w zakonie franciszka skim, była niew tpliwie ch słu enia Bogu i ludziom w sposób jeszcze bardziej zbli ony do pierwotnej surowo ci zakonnej. w. Jan jawi si nam jako człowiek stanowczo d cy do wi to ci, a przy tym wykazuj cy yciow zaradno . Od roku 1463 rozpoczyna si dla w. Jana nowy etap w jego yciu. Historia nie zanotowała by u Bernardynów piastował jakiekolwiek urz dy zakonne. Prawdopodobnie na własne yczenie chciał w tych nowych warunkach wie ycie ciche i ukryte. Surowy sposób ycia w klasztorze bernardy skim napawał Jana niewymown rado ci . Kronikarz zakonny o. Jan z Komorowa wspomina, e gdy pierwszy raz usłyszał czytan przy stole zwyczajem bernardy skim reguł w. Jan rzewnie płakał. We wszystkich nabo e stwach był bardzo gorliwy. Z niemniejsz sumienno ci oddawał si pracy w ko ciele jako wybitny kaznodzieja i spowiednik. w. Jan z Dukli cieszył si zawsze opini pobo nego i gorliwego zakonnika. Modlił si we dnie i w nocy. Wspomniany kronikarz o. Jan z Komorowa pisze: "Przebywaj c w chórze okazywał wielk gorliwo w modlitwie i kilkakrotnie w ci gu dnia odmawiał Oficjum o Błogosławionej Dziewicy Maryi". W innym miejscu pisze: " e niekiedy znajdowano go w nocy na modlitwie zalanego łzami. Zdarzało si to najcz ciej wtedy, gdy wszyscy bracia pogr eni byli w gł bokim nie". Pod koniec ycia, gdy był ju człowiekiem starszym, schorowanym nigdy nie zwalniał si ze wspólnych modlitw, a gdy czasem dokuczała mu na skutek dolegliwo ci wieku senno przechadzał si w chórze zakonnym, nie przerywaj c modlitwy urz dził te sobie w ogrodzie klasztornym mał pustelni gdzie cz sto przebywał samotnie na modlitwie. Na jaki czas przed mierci stracił wzrok, co nie przeszkodziło mu w wykonywaniu zakonnych obowi zków. Nie mog c czyta prosił kleryków by odczytywali mu gotowe kazania, które potem wygłaszał na ambonie. O. Jan z Komorowa pisze: "U schyłku ycia osi gn ł pełni cnót, b d c dobrym przykładem dla braci. Odszedł do Królestwa Niebieskiego odmawiaj c z bra mi siedem psalmów pokutnych. Dusz swoj oddał Panu w dniu w. Michała RP 1484. Pochowany we Lwowie słynie z niezliczonych cudów i to nie tylko w ród prawowiernego ludu chrze cija skiego, lecz tak e w ród schizmatyków." w. Jan z Dukli był niew tpliwie postaci znan i szanowan przez mieszka ców Lwowa. Był przecie przeło onym u franciszkanów i wybitnym kaznodziej oraz gorliwym spowiednikiem. wi to jego ycia była tak niew tpliwa, e zaraz po mierci zacz to si do modli i wzywa jego wstawiennictwa przed Bogiem. Odwiedzano te licznie jego grób. W kronikach zapisano, e jedni mieli widzie nad jego grobem niezwykł jasno , innym za miał si zmarły zjawia w widzeniach. Wielk sław przyniosły zmarłemu otrzymane za jego wstawiennictwem łaski. O. Jan z Komorowa pisze: "Pierwszym ze znaków błogosławionego Ojca po jego szcz liwej mierci było cudowne uleczenie miejscowego przeło onego dr czonego wielk 2 gor czk . Skoro tylko pozbawionego wiadomo ci poło ono go na ło u błogosławionego, natychmiast wyzdrowiał i dzi ki składał Bogu i błogosławionemu Ojcu". Kolejnym cudem było uzdrowienie mieszkanki Lwowa, dawnej penitentki w. Jana, która niewidoma od dziesi ciu lat, odzyskała za jego przyczyn wzrok. Oba te zdarzenia dały impuls do zapisywania innych podobnych łask. Ka dego roku powi kszała si ksi ga cudów o jak now łask otrzyman za wstawiennictwem Jana. Nic wi c dziwnego, e wierni zacz li tłumnie garn si do jego grobu, błagaj c o pomoc w ró nych potrzebach. Przynoszono na grób wiece, zamawiano błagalne msze, składano ró ne wota. Wobec takiego stanu rzeczy bernardyni nie pozostali oboj tni. Rozpocz li, jak si pó niej okazało, długie i mudne starania o beatyfikacj swego zakonnego współbrata. Czasy jakie nast piły po mierci w. Jana wpłyn ły korzystnie na szybki rozwój kultu. Wojny domowe, napady tatarskie, wojny z Turcj i Moskw niosły zawsze z sob du o nieszcz dla miejscowej ludno ci. Przy słabej obronie or nej, pozostawała nierzadko jedynie wiara w opiek Bo . W tych warunkach n kani wojnami ludzie ch tnie oddawali si w opiek wi temu zakonnikowi-cudotwórcy. Wspomniane nieszcz cia przyczyniaj ce si z jednej strony do wzrostu kultu, z drugiej spowodowały wiele negatywnych skutków, min. zubo yły bernardy sk prowincj i odło yły spraw beatyfikacji na kolejne lata. W ten sposób beatyfikacja Jana z Dukli maj ca w połowie XVI w wszelkie widoki szybkiego uko czenia, doszła do skutku dopiero w 1733 roku. Dnia 21 I 1733 r. papie Klemens XII zaliczył o. Jana z Dukli w poczet błogosławionych. Tak wi c pragnienia i wysiłki kilku pokole Bernardynów wreszcie si spełniły. Beatyfikacja Jana z Dukli wywołała now fal kultu i zapału religijnego. Odbiła si ona gło nym echem w całej Polsce. Kilka lat po tym doniosłym wydarzeniu ogłoszono bł. Jana patronem Korony i Litwy. Rozszerzanie si i pogł bianie kultu bł. Jana, a tak e otrzymywane za jego przyczyn łaski, które uznawane były za cuda, podsun ły my l rozpocz cia stara o jego kanonizacj . Niestety wszelkie starania i rachuby obróciły wniwecz kataklizmy dziejowe. Konfederacja barska, targowica, wreszcie I rozbiór Polski, stworzyły niepomy lne warunki do dalszych stara o kanonizacj . Przestała istnie Polska, a wraz z ni przestała istnie mo liwo kanonizacji w. Jana. Do sprawy wrócono ponownie po II wojnie wiatowej. Jak si pó niej okazało była to kolejna nieskuteczna próba, bowiem rz dy komunistyczne dawały coraz bardziej zna o sobie. Przerwano woln ł czno mi dzy Ko ciołem w Polsce, a Stolic Apostolsk . Nastały czasy stalinowskie, które uniemo liwiły dalszy bieg sprawy uznania bł. Jana za wi tego. Spraw ponownie wznowiono w latach dziewi dziesi tych. Opracowano dokumentacj historyczn , która stała si podstaw dekretu o heroiczno ci cnót w. Jana. Dekret ten podano do wiadomo ci na specjalnej kongregacji w obecno ci Ojca w. Jana Pawła II, w dniu 2 VII 1994 roku. Równocze nie uznano cud, który zdarzył si za wstawiennictwem w. Jana, a polegaj cy na uzdrowieniu z ci kiej choroby nóg mieszkanki Lwowa Anny Maksymiak. Samego aktu kanonizacji dokonał Ojciec wi ty Jan Paweł II w Kro nie 10.VI.1997 r. - podczas swej pielgrzymki do Polski. 3