Pobierz - ePrasa.pl

Transkrypt

Pobierz - ePrasa.pl
38
Z AD
ADAMEM
ADA
A
HOFMANEM
24 DLACZEGO GROZI NAM WOJNA
ROZMAWIAJĄ JACEK I MICHAŁ KARNOWSCY
Ž[
NA POCZĄTEK
42
PRZEGLĄD TYGODNIA
12
46
ROBERT MAZUREK, IGOR ZALEWSKI
TRENDY I OWĘDY
15
KORSUN CHILI KORSUN
TYSIĄCE ZNAKÓW
KRZYSZTOF FEUSETTE
MARTA KACZYŃSKA
JAN PIETRZAK
BRONISŁAW WILDSTEIN
54 Z MATEUSZEM MATYSZKOWICZEM
ROZMAWIA MARCIN FIJOŁEK
MISZMASZ
Ž[
67
DZIWNE MILCZENIE PLATFORMY
JAN ROKITA
WIKTOR ŚWIETLIK
95 FELIETONY
MAREK KRÓL, WITOLD GADOWSKI
CHŁOPCY
96 ZŁOCI
WIKTOR ŚWIETLIK
69 FELIETONY
Z JEZUSEM
98 POLEMIKA
ANDRZEJ ZYBERTOWICZ
publicysta
N
| 33
LUBIĘ
IMPROWIZOWAĆ
Z ANGELIKĄ KORSZYŃSKĄ-GÓRNY, wokalistką i kompozytorką, występującą solowo i z zespołem 2Tm2,3, mamą pięciorga
dzieci, rozmawia Dorota Łosiewicz
W kuchni też można komponować?
Jasne. Pierwszy raz jednak improwizowałam, mając trzy lata. Bardzo wcześnie
moi bliscy odkryli, że jestem muzycznie
uzdolniona. Mama często opowiada, że
już wtedy siadałam do pianina i zawsze
wychodziła z tego melodia. Dlatego zaczęłam się uczyć gry na tym instrumencie.
Niezła improwizacja wyszła mi także, gdy
miałam osiem lub dziewięć lat. Dorastałam
w Związku Radzieckim, Ukraina nie była
jeszcze niepodległym państwem. Każda
klasa miała wówczas za zadanie wybrać jakąś republikę ZSRS i przygotować występ
tematycznie związany z tą republiką. Moja
klasa miała Litwę. Słabo nam szły przygotowania i ktoś rzucił hasło, że powinniśmy
zaśpiewać jakąś ludową litewską piosenkę.
Znalazłam wtedy grę planszową, której
zasady były opisane w wielu językach,
w tym po litewsku. Z występujących tam
słów ułożyłam rymowany wierszyk i tak
powstała ludowa pieśń litewska, którą za48 |
25—31 STYCZNIA 2016
śpiewałam. Nikt się nie zorientował. Do
dziś pamiętam jej słowa.
Jako dorosła wokalistka też improwizowałaś?
Życie często tego ode mnie wymaga.
Pamiętam jeden wyjątkowy moment,
w którym bez szybkiej improwizacji byłoby bardzo źle. To było wiele lat temu na
Ukrainie. Miałam zaśpiewać na koncercie
emitowanym na żywo w telewizji. Trzeba
było wówczas śpiewać z playbacku, żeby
jakość dźwięku była lepsza. Konferansjer
zapowiedział mój występ, weszłam na
ogromną scenę (koncert był na stadionie) w pięknej długiej sukni, stanęłam
przed mikrofonem. I gdy usłyszałam
pierwsze dźwięki playbacku, dotarło do
mnie, że puszczono piosenkę nie moją,
ale mojego kolegi. On miał występować
po mnie. To był Ołeksandr Ponomariow,
bardzo znany dziś na Ukrainie piosenkarz.
Poczułam panikę, bo oto za kilka sekund
musiałam zaśpiewać męskim barytonem
albo coś szybko wymyślić. Obróciłam się
i zobaczyłam jego przerażone spojrzenie.
Choćbym nie wiem, jak szybko biegła, i tak
nie zdążyłabym pokonać całej sceny, by
wręczyć mu mikrofon. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to rzucenie mikrofonu
w jego stronę. On go złapał i w tej sekundzie zaczął śpiewać. Śpiewając, podszedł
do mnie i kontynuował, obejmując mnie,
a na koniec powiedział, że miał zaśpiewać
dla mnie. Kolejną piosenkę ja śpiewałam
dla niego. I tak wybrnęliśmy.
Zanim poznałaś swojego męża i zdecydowałaś się na wyjazd do Polski, byłaś już
na Ukrainie gwiazdą, pojawiałaś się na
okładkach czasopism.
Z tą gwiazdą to chyba przesadziłaś, ale
faktycznie byłam znana. Wystąpiłam na
kilku znaczących festiwalach. Pierwszy
z nich odbył się w 1989 r. Wtedy po raz
pierwszy wszyscy wokaliści śpiewali po
ukraińsku. To było przed rozpadem ZSRS,
więc żeby ludzie nie mogli dotrzeć na koncert, milicja stała z pałami i tych, którzy
szli na występ, pałowała. Sama bym dostała, bo się spóźniłam. Milicja blokowała
wejścia, więc niektórzy muzycy, żeby zaśpiewać, wchodzili przez okno. Na tym
oraz na kolejnym festiwalu zostałam nagrodzona i faktycznie byłam wtedy częstym gościem w telewizji, gazety sporo
o mnie pisały. Jedna nawet opublikowała
wywiad pt. „W łóżku z Angeliką”. Brzmi
ostro, ale miałam wtedy po prostu grypę
i faktycznie podczas rozmowy leżałam
w łóżku.
Nie żałujesz, że to wszystko rzuciłaś i wyjechałaś?
Początki wcale nie były takie różowe.
Byłam jak biblijny Abraham, który rzucił
wszystko i ruszył w nieznane. Zostawiłam
za sobą rodzinę, dom, przyjaciół, język,
studia. Gdy poznałam męża, nie mówiłam
ani słowa po polsku. Byłam przerażona:
w jakim języku będę rozmawiała z własnymi dziećmi? Z pochodzenia jestem
Węgierką i bałam się, że nigdy nie nauczą
się węgierskiego. W Polsce prawie nikogo
nie znałam. Po kilku miesiącach chciałam
zwiewać do domu. Nawet się spakowałam,
ale mój spowiednik przekonał mnie, że
Pan Bóg się nie pomylił. Niedługo potem
w kościele oo. Paulinów poznałam muzyków: Tomka Budzyńskiego, Roberta Friedricha „Litzę”, Darka Malejonka i nieżyjącego już Piotra Żyżelewicza „Stopę”. Kiedy
mnie usłyszeli, zaproponowali występy
z zespołem 2Tm2,3.
Ale w Polsce to już było inne śpiewanie…
Mam wrażenie, że teraz znów zaczynam
śpiewać jak dawniej. Kiedyś puściłam
Robertowi Friedrichowi piosenki ze swojej pierwszej płyty, wydanej właśnie na
Ukrainie, a on z zaskoczeniem zapytał,
dlaczego w Polsce tak nie komponuję. Powiedziałam, że bałam się im coś takiego
zaproponować. Ale i pierwsza piosenka,
którą zaśpiewałam z zespołem 2Tm2,3,
nie była raczej w kanonie rockowym. Oni
grali ostro, a ja śpiewałam operowym głosem po łacinie. To było „Stabat Mater”.
Wówczas tak źle mówiłam po polsku, że
lepiej było, abym śpiewała po łacinie, po
hebrajsku, węgiersku lub w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Solowa płyta
„Anioł ognisty”, którą skomponowałam,
z mistycznymi wierszami Juliusza Słowackiego, jest już po polsku. Towarzyszyli
mi na niej znakomici muzycy, którzy na
co dzień grają z Michałem Lorencem.
Generalnie mam wrażenie, że teraz już
śpiewam odważniej, tak, aby pokazać
własny charakter. Wcześniej starałam się
dopasować do zespołu.
Jak powstała „Habiba”, moja ulubiona
piosenka z płyty „Panny Wyklęte: Wygnane”?
Darek Malejonek zaproponował mi, żebym wybrała historię jakiejś kobiety, która
podczas wojny doświadczyła wygnania.
Wybrałam opowieść polskiej malarki
Anny Żarneckiej, którą poznałam w Meksyku. Opowiedziała mi o swej drodze: od
zesłania na Sybir, przez wyjście z Armią
Andersa, do emigracji w Meksyku. Wspominała, jak w Syrii opiekowały się nimi,
polskimi wygnańcami, chrześcijańskie
kobiety stamtąd. A dziś to właśnie chrześcijanie z Syrii są wygnańcami. Zaśpiewałam więc fragment Psalmu 31, częściowo
w języku syriackim, czyli starosyryjskim,
a częściowo po polsku, jakby dialog między dwoma kobietami: Syryjką i Polką.
W życiu codziennym też chyba musisz
improwizować. W końcu masz pięcioro
dzieci…
Nawet kilka razy dziennie. Ale jak tu nie
improwizować, gdy nagle staje przed tobą
syn, który za pół godziny musi wyjść do
szkoły, i mówi: „Mamo, gram dziś w przedstawieniu główną rolę. Jestem wilkiem,
potrzebny mi strój”.
Pewnie dostałabym zawału.
A ja złapałam kaszkiet dziadka, z tekturowych rurek po papierze toaletowym
wycięłam uszy, przyszyłam do kaszkietu,
od kurtki odczepiłam futrzany kołnierz,
robiąc z niego wilczy ogon. Reszta to była
czarna koszulka i legginsy. Namalowałam
mu jeszcze czarne wąsy i nos. Był podobno genialnym wilkiem. Innym razem
córka parę minut przed wyjściem oświadczyła, że ma bal przebierańców i musi się
przebrać za Kubusia Puchatka, bo takie
ma zadanie.
Niech zgadnę — w pięć minut skomponowałaś Kubusia?
Miałam wyjście? Długie włosy uczesałam
w dwa koczki, robiąc z nich uszy. Założyłam jej żółte legginsy i żółty golfik. U chłopaków znalazłam przykrótką czerwoną
koszulkę, którą założyłam jej na ten golf.
Pod niego wsadziłam poduszkę. Pobiegłam do sąsiadki, bo widziałam, że jej
córka nosiła żółtą czapkę Pikachu. Koki
Kamilki wetknęłam w tę czapkę tak, że
powstały uszy. I już był Puchatek.
Masz fantazję. Siebie też przebierasz?
Kiedyś przyjaciel zaprosił mnie do swojego
programu. Zadzwonił godzinę przed wejściem na antenę. Okazało się, że jakiś gość
zostawił go na lodzie, nie może przyjść
i potrzebny mu był ratunek. Nie mogłam
go zawieść. Jednak pech chciał, że mieliśmy wtedy popsutą pralkę. Nie miałam
się w co ubrać. Wyciągnęłam więc z szafy
białą, lnianą koszulę nocną do kostek, na
to wrzuciłam białą lnianą koszulę męża,
podwinęłam rękawy i pobiegłam. Okazało
się, że dekoracją studia był kremowy tiul.
Wpisałam się idealnie. Znajomi mówili, że
wyglądałam jak anioł.
W kuchni również wypadasz śpiewająco?
Ja po prostu lubię komponować, więc
robię to także w kuchni. Czasem brakuje mi składników, wymyślam więc
25—31 STYCZNIA 2016
| 49
HISTORIA
NASI BOHATEROWIE
STYCZNIOWI
WETERANI
Po odzyskaniu
niepodległości
błyskawicznie zdano sobie
w Polsce sprawę z tego, jak
duży dług wdzięczności mają
rodacy wobec powstańców
styczniowych. Piłsudski
bardzo szybko doprowadził
do tego, by weteranów –
póki żyli, a w 1918 r. było
ich ok. 3,5 tys. – otoczyć
czcią i opieką
TOMASZ
ŁYSIAK
dziennikarz
O
statni sekretarz Rządu Narodowego Józef Kajetan Janowski
zmarł we Lwowie 24 czerwca
1914 r. Na jego pogrzebie zgromadzili
się weterani powstania styczniowego,
a w karnym szeregu stanęli lwowscy
Strzelcy z komendantem Józefem Piłsudskim. Na cmentarzu spotkały się różne
pokolenia połączone duchową wspólnotą
walki o wolną ojczyznę. Nad trumną stał
również ks. Bandurski, późniejszy biskup
i kapelan legionowy. Po raz pierwszy
wówczas zobaczył i poznał Naczelnika.
Tak opisał tę chwilę: „Zaczynają się przemówienia nad trumną jednego z ostatnich. Wszystkie mdłe, nic nie mówiące,
wszystkie jakieś bojaźliwe, jakby strugi
letniego deszczu. Nagle tuż przed mem
przemówieniem usłyszałem słowa człowieka przyodzianego w zwykły mundur
strzelecki. Jakże odmienny był ton przemówienia. Słowa były jak zew walki i jak
piorun spadały na głowy ociemniałych
słuchaczy! »Kto to?« — zapytałem. »Józef
Piłsudski« — odpowiedzieli”.
To był moment szczególny — wrażenie,
jakie Piłsudski wywarł na księdzu, znalazło odbicie w ich późniejszych losach.
Komendant mówił nad trumną Janowskiego do młodych chłopców, którzy już
niedługo mieli się stać pierwszą bojową
siłą nowej polskiej armii. Wspomniał
więc Ziuk o tym,
że Janowski był członkiem polskiego Rządu Narodowego, a sam fakt, żeśmy w trakcie
powstania taki rząd mieli, był ważny:
„Rząd bowiem tylko własny — szanowany,
a posłuszeństwa wymagający — przystoi
Narodowi”. Jego słowa zanotował Józef
„Grabiec” Dąbrowski, historyk i pisarz,
dzięki któremu możemy je dzisiaj „usłyszeć”. Piłsudski przypomniał krótko
ścieżkę życiową Janowskiego, który wymknął się z carskich łap tuż przed aresztowaniem i uciekł za granicę, skąd dopiero
po wielu latach przyjechał do Lwowa.
A potem Komendant zwrócił się bezpośrednio do Strzelców: „Nie myśl, żołnierzu polski, że twoja jutrzenka ma być
pięknem i różowem zaraniem szczęścia
i chwały, że ciebie będą chowali z temi
25—31 STYCZNIA 2016
| 75
NASI BOHATEROWIE
honorami, jak dziś po 50 latach chowamy wodza naszych dziadów… Twoja
jutrzenka to błysk pioruna na czarnej
chmurze… Twój grób bezimiennym być
może. Ty go znajdziesz w lesie nieznanym lub na śmietnisku więziennem — tak
jak przed pół wiekiem »oni« znajdowali,
oni, ci nasi dziadowie, którym ten, kogo
dziś chowamy, przewodził”. A na koniec
rzucił głośno: „Stoimy przed Rządem Narodowym! Chłopcy — pożegnać go nam po
żołniersku przystoi! Baczność!”. Przyszli
żołnierze wyprostowali się jak struny.
Szarże zasalutowały. Przez chwilę na
cmentarzu było cicho. Wzrok wszystkich
spoczął na ks. Bandurskim, który miał
wystąpić ze swoją przemową, lecz kapłan zrezygnował. Podszedł jedynie do
wdowy po bracie Romana Żulińskiego,
członka Rządu powieszonego na stokach
Cytadeli razem z Trauguttem, i rzekł do
niej: „Chciałem mówić, ale Komendant
Strzelców wszystko za mnie powiedział.
Nie mam nic do dodania”.
Tenże Komendant już miesiąc później
miał zacząć nowy bój o polską niepodległość. Jej duchowy fundament widział
w czynie bohaterów roku 1863. Zachowało
się zdjęcie z obchodów 70-lecia wybuchu
powstania styczniowego zrobione w Belwederze (1933). Pośrodku, na krześle,
siedzi marszałek Józef Piłsudski. Wokół
niego ubrani w mundury weterani powstania, starzy, siwi, dumni, szlachetni.
Patrzą w obiektyw: Wieczorkiewicz, Szrajer, Adamski, Maciejowski, Górski, Herdin, Kulczycki, Królikowski, Kaczmarski,
Krzysztofik, Milczarski, Grabowski i inni.
A na krześle obok Komendanta ubrana
w czerń córka Romualda Traugutta. Takie
zdjęcie to fotografia pomnik, samo w sobie
jest opowieścią nie tylko o herosach walk
z wieku XIX, lecz również o ich dobrze
wypełnionym dziedzictwie, o szacunku
następnych pokoleń, o miłości i wdzięczności tych, którzy pamiętają dawne ofiary.
Nietrudno dostrzec analogie, gdy patrzy
się na symboliczne akty takiego szacunku
wobec pokoleń dawnych bohaterów, jakie obecnie pokazuje swym zachowaniem
prezydent Andrzej Duda. Wystarczy przypomnieć sobie ów obraz klęczącego prezydenta, który honoruje orderem gen.
„Gryfa” z AK.
Po odzyskaniu niepodległości bardzo
szybko zdano sobie w Polsce sprawę
z tego, jak duży dług wdzięczności mają
rodacy wobec powstańców styczniowych.
76 |
25—31 STYCZNIA 2016
Ci, którzy uniknęli szubienicy czy wrócili
z zesłania, mimo wielu represji ze strony
carskiej władzy wnosili nieustająco swój
wkład w polską wolność także w latach
popowstaniowych. W takim klimacie
wzrastał i wychowywał się sam Piłsudski.
Gdy Polska powstała z niebytu, szybko doprowadził do tego, by weteranów — póki
żyli, a w 1918 r. było ich ok. 3,5 tys. — otoczyć czcią i opieką. W roku 1919 wszyscy
zostali oficjalnie uznani za żołnierzy Wojska Polskiego, dostali stopnie oficerskie,
specjalny żołd i własne mundury. Utworzono domy opieki, w których mogli — jeśli
było to potrzebne — dożywać spokojnie
swoich przyprószonych siwizną dni. Ale
też, co ważne, zaczął być formowany, tak
żywy w trakcie całego XX-lecia międzywojennego, ich prawdziwy kult. W pewnej
mierze można rzec, że byli prawdziwymi
gwiazdami ówczesnej kultury narodowej, gościli na łamach pism, byli pokazywani na okładkach, zapraszano ich do
radia, organizowano odczyty, spotkania
z młodzieżą, wizyty w szkołach czy harcówkach. Starzy żołnierze opowiadali
o „swoich dawnych bojach”, stając się —
w najbardziej dosłowny sposób — żywymi
pomnikami roku 1863.
Do weteranów przychodziły tonami
listy od młodzieży. Słano ciasteczka,
cukierki własnej roboty i oczywiście
masę najprostszych wyrazów dziecięcej
wdzięczności — laurki, na których dzieci
rysowały serca, kwiaty i pisały słowa podziękowań. Uczniowie z Liceum Krzemienieckiego wysłali do Schroniska Weteranów słodkości, dołączając naiwnie pisany,
zabawny, lecz wzruszający bilecik: „Pewnie już dziadkowie niewiele mają zębów,
więc posyłamy Wam miękkie krówki”.
Kółko Historyczne przy Gimnazjum Żeńskim w Brodnicy pisało: „Całujemy ręce
Wasze, co chwyciły za broń, by Polsce
wolność wywalczyć”. Młodzież z Czerwonego Krzyża z Koniecpola donosiła
w liście: „Na grobie Waszych towarzyszy
broni z roku 63-go sadzimy kwiaty”. A gdy
stuletni już weteran Adolf Szrajer obchodził urodziny, z Zelowa pod Łodzią pisała
do niego klasa IV b, nadmieniając: „Pana
Szrejera prosimy, aby nie ustąpił Bogu
ani jednego dnia ze 120 lat”. Wieloma
pracami, jubileuszami, świętami oraz
zwykłą, konkretną opieką nad starymi
wojownikami zajmowało się specjalnie
do tego powołane Towarzystwo Przyjaciół Weteranów. Zaczątkiem wszystkiego
był specjalny raut dobroczynny na rzecz
weteranów powstania zorganizowany pod
patronatem pani marszałkowej Piłsudskiej
w salonach Prezydium Rady Ministrów
9 marca 1928 r. Minęło już wtedy kilka
lat od tych wzruszających chwil z roku
1921, gdy Marszałek Piłsudski przypinał
do granatowych powstańczych mundurów Ordery Virtuti Militari — okazało się
po tym czasie, że nadal wielu weteranów
żyje w biedzie, że trzeba ich bardzo konkretnie wspomagać, a należą oni do tej
kasty ludzi, której duma nie pozwala się
skarżyć ani upraszać o pomoc. Stąd wzięła
się idea rautu. Dochód z niego przekazano Stowarzyszeniu Wzajemnej Pomocy
Uczestników Powstania 1863. Rok później
powołano do życia Towarzystwo Przyjaciół Weteranów 1863 r., a na jego czele
stanął mjr w st. sp. Władysław Dunin-Wąsowicz. Ducha i sens działania towarzystwa dobrze oddaje fragment ze statutu
określający cel istnienia organizacji: „Okazywanie na każdym kroku słowem i czynem sympatii i pomocy ostatnim spośród
żyjących jeszcze uczestników Powstania
Styczniowego przez pełne synowskiej miłości roztaczanie opieki nad weteranami
zamieszkałymi w schroniskach i oddziel-
57/0116/F
25—31 STYCZNIA 2016
Pamiętam jeden wyjątkowy
moment, w którym bez szybkiej
improwizacji byłoby bardzo źle.
To było wiele lat temu na Ukrainie.
Miałam zaśpiewać na koncercie
emitowanym na żywo w telewizji
FOT. Z ARCH
ARCHIWUM
HIWU AUTORA
FOT. EAST
AS NE
EWS/AFP/PATRICK HERTZOG
EWS/AFP/
ieco zaskakujący był przebieg
strasburskiej sesji Parlamentu
Europejskiego na temat zagrożenia praworządności w Polsce. To, co musiało uderzyć uważnego obserwatora, to
przede wszystkim kłopot inicjatorów debaty z precyzyjnym ustaleniem jej przedmiotu. Co ciekawe, kłopot ów dotyczył
najwyraźniej nie tylko krytycznych wobec
Polski europosłów, lecz także przedstawicieli Komisji Europejskiej, w tym jej
wiceszefa Fransa Timmermansa. Kiedy
w reakcji na kolejne wystąpienia premier
Beaty Szydło powtarzającej jak mantrę,
że „w Polsce nie doszło do złamania konstytucji, a Trybunał Konstytucyjny ma się
bardzo dobrze”, Timmermans próbował
sprecyzować istotę sporu, natychmiast
zgubił się w szczegółach, mylnie zarzucając polskim władzom, że wybrały sędziów
na podstawie nieważnej ustawy uchylonej
przez TK.
Identyczne potknięcie stało się udziałem bardzo jak zwykle aktywnego w takich dyskusjach szefa liberałów Guya Verhofstadta. On również musiał spostrzec, że
sam rdzeń zarzutów wobec Polski zaczyna
się rozmywać w potoku sloganów wypowiadanych przez posłów, postanowił więc
przyszpilić w końcu Beatę Szydło jakimś
oczywistym faktograficznym zarzutem.
Ale i jemu nie udało się zachować rzetelności w przytaczaniu faktów. „Jak to —
mówił — przecież sparaliżowaliście polski
Trybunał, pozwalając trzem sędziom skutecznie blokować orzeczenia wszystkich”.
Co prawda dla kogoś, kto zna i rozumie
zapętlone szczegóły proceduralne sporu
o TK, jest z grubsza jasne, jakie zarzuty
wobec polskich władz chcieli podnieść
w swych wypowiedziach Holender i Belg.
Niemniej zdumiewające jest to, że ani wiceszef Komisji Europejskiej dysponujący
przecież potężnym aparatem ekspercko-urzędniczym, ani były premier i szef
ważnej frakcji europejskiej nie zostali
profesjonalnie przygotowani do dyskusji
i nie potrafili precyzyjnie nazwać faktów,
o które im chodzi, popadając w oczywiste merytoryczne przekłamania.
HISTORIA
ROZMOWA
FOT. ANDRZEJ WIK
F
KTOR
JAN
ROKITA
Jeśli inicjatorom debaty w Parlamencie
Europejskim chodziło o to, by zaostrzyć nacisk
na PiS i postawić polski rząd w jeszcze bardziej
niż dotąd kłopotliwej sytuacji, to celu tego
nie udało się osiągnąć. Wręcz przeciwnie
25—31 STYCZNIA 2016
DOBRA ZMIANA DLA UNII
WOJCIECH RESZCZYŃSKI
68 WIERSZ WSPÓLNY
KRAJ
DZIWNE
MILCZENIE
PLATFORMY
4|
PROFESOR ŚNIEG OBSIKAŁ
94 ROBERT
MAZUREK
PIOTR SKWIECIŃSKI, LECH MAKOWIECKI
POLSKA–UE
25—31 STYCZNIA 2016
I MIECZ
93 SZYDŁO
ALEKSANDER NALASKOWSKI
WOJCIECH WENCEL
36 PRZEWODNIK PO ZACHODZIE
32 |
92 KATARZYNA ŁANIEWSKA, JERZY JACHOWICZ
ŁUKASZ ADAMSKI
ŁUKASZ WARZECHA
PIOTR SKWIECIŃSKI
FELIETONY
64 POMYSŁY NA KONSTYTUCJĘ
28 IDZIE NA OSTRO
82 ROZMOWA Z GRZEGORZEM WÓJCIKIEM
Ž[
POLECA I ODRADZA
Ž[
KRAJ
NIE DUŚMY E-HANDLU
NA KONIEC
OPINIE
DOROTA ŁOSIEWICZ
KRAJ
TEST (NIE)SCENICZNY
KAMILA ŁAPICKA
62
PIOTR CYWIŃSKI, TOMASZ ŁYSIAK
Ž[
GOSPODARKA
NIEMCY PSUJĄ KLIMAT BIZNESU
88 JANUSZ
SZEWCZAK
PIOTR ZAREMBA
61
PIOTR CYWIŃSKI
ADAM CIESIELSKI
ZAREMBA PRZED TELEWIZOREM
61
JAŚMINOWE PIEKŁO
78
DOOKOŁA EUROPY
80 KRYSTYNA
GRZYBOWSKA
ZE SCENY I ZZA KULIS
PRZEMYSŁAW SKRZYDELSKI
FELIETONY
32
TOMASZ ŁYSIAK
Ž[
58 „WESELE”: KŁOPOTY Z GEOGRAFIĄ
ŁUKASZ WARZECHA
22
STYCZNIOWI WETERANI
eprasa.pl
20 WYCINKI WARZECHY
21
OSTATNI ŻOŁNIERZ POWSTANIA
ARTUR JAGNIEŻA
ŚWIAT
ANTONI LIBERA
57
NIE CAŁKIEM OPTYMISTYCZNIE
19
HISTORIA
KRZYSZTOF LOGAN TOMASZEWSKI
GLORIA ARTIS DLA WILDSTEINA
51
KOMPROMITACJA DONOSICIELI
18
DARIUSZ KARŁOWICZ
Ž[
MÓJ NOWY JORK
Ž[
INTERNETOWA WIĘŹ Z OJCZYZNĄ
17
DOBROBYT WYSPOWY
70
W SIECI KULTURY
MICHAŁ KORSUN, PAWEŁ KORSUN
16
LITERACI DO PIÓR
KRZYSZTOF FEUSETTE
48 Z ANGELIKĄ KORSZYŃSKĄ-GÓRNY 72
ROZMAWIA DOROTA ŁOSIEWICZ
75
RYSZARD MAKOWSKI
15
GRZEGORZ KOSTRZEWA-ZORBAS