"Sherlock Holmes: gra cieni", czyli świetna
Transkrypt
"Sherlock Holmes: gra cieni", czyli świetna
"Sherlock Holmes: gra cieni", czyli świetna rozrywka na weekend Guy Ritchie postanowił odciąć kupony od „Sherlocka Holmesa”, filmu o genialnym detektywie, i dwa lata później nakręcił drugą – wcale nie gorszą – część. Utrzymamy w tej samej konwencji, aczkolwiek głośniejszy i bardziej rozreklamowany „Sherlock Holmes: gra cieni” ani trochę nie rozczarowuje. Wybierając się na ten komediowy kryminał widz ma zagwarantowane ponad 2 godziny świetnej rozrywki. Główni bohaterowie nie działają już tylko w Anglii, ale jeżdżą po całej Europie, aby powstrzymać bezwzględnego profesora Moriarty. Przed czym? Tego dowiecie się w kinie! Nie jest to wprawdzie intelektualna uczta; bardziej uważne osoby mogłyby się zapewne dopatrzeć błędów logicznych w intrygach i rozwiązaniach zagadek, ale któż o to dba, skoro na ekranie pojawia się nikt inny jak Robert Downey Jr. – moim skromnym zdaniem, jeden z lepszych i najbardziej charakterystycznych aktorów komediowych obecnych czasów. Chłopięcy, zwinny, bystry, nietuzinkowy, zawadiacki, trochę narcystyczny, złośliwy, o dość specyficznym poczuciu humoru i ciętym języku – taki właśnie jest Sherlock w jego wykonaniu. Natomiast w postać spokojnego i racjonalnego doktora Watsona wciela się, również znakomity, Jude Law. Obydwaj panowie – mimo różnych temperamentów – tworzą doskonały zespół, zaś ich relację (w której, według Sherlocka, nie ma miejsca dla kobiet, stąd trudno mu się zaprzyjaźnić z młodą żoną przyjaciela) mógłby analizować niejeden psycholog. Czarny charakter został zagrany przez Jareda Harrisa, którego enigmatyczność i koci uśmiech wywołują niemalże ciarki na plecach. Cały film jest dynamiczny, lekko nieprzewidywalny, zabawny, chwilami trzymający w napięciu. Łączy w sobie elementy komedii, kryminału i przygodówki. Dobry sposób na odstresowanie czy rodzinny wypad. 1/2 "Sherlock Holmes: gra cieni", czyli świetna rozrywka na weekend 2/2