JULIJ A. SZREJDER CHRYSTIANIZACJA ROSYJSKIEGO

Transkrypt

JULIJ A. SZREJDER CHRYSTIANIZACJA ROSYJSKIEGO
JULIJ A. SZREJDER
CHRYSTIANIZACJA ROSYJSKIEGO SPOŁECZEŃSTWA
WOBEC GROŹBY KATASTROFY ANTROPOLOGICZNEJ
Miesięcznik Znak, Luty –Marzec (2-3) 1990
Słowa kardynała Danneelsa, że Europa od Atlantyku po Ural przeżywa epokę
postchrześcijańską, która wymaga powtórnego głoszenia Ewangelii, odpowiadają
w pełni również dzisiejszej sytuacji w Rosji..1
Z zawartą w artykule kardynała charakterystyką degradacji ludzkich wartości,
kiedy odrywają się one od leżących u ich podłoża wartości chrześcijańskich, nie
sposób się nie zgodzić. Tylko że, niestety, przychodzi nam zazdrościć tym, którzy
zdołali zachować te wartości choćby w zlaicyzowanej, zdesakralizowanej wersji.
My bowiem osiągnęliśmy dużo pełniejszy stopień dechrystianizacji, w którym
w znacznej mierze zniszczeniu uległy nawet wartości czysto ludzkie, w którym
sama wartość osoby ludzkiej została złożona w ofierze molochowi państwowości,
klasowości i partyjności.
Pomimo to dla zrozumienia własnego kryzysu kultury warto porównać go
z kryzysem przeżywanym przez Europę Zachodnią. Według słów papieża Jana
Pawła II "kryzys Europy jest kryzysem chrześcijaństwa w Europie. Spowodował
on rozszczepienie Europy i utratę jej humanistycznej i cywilizacyjnej roli
w świecie. Powrót do źródeł chrześcijańskich to przywrócenie duchowej jedności
ze wszystkimi wynikającymi z tego skutkami". 2
Kryzys w Europie nie zdążył jeszcze zniszczyć zrodzonego przez chrześcijaństwo
wyobrażenia o wartości wolności osobistej, nie zdążył doprowadzić do
wyrzeczenia się ogólnoludzkich norm moralnych. Przeciętnemu Europejczykowi
tłumaczyć trzeba, że w oparciu o zwykłe, ludzkie (pogańskie) cnoty nie zbuduje
się społeczeństwa zdolnego te cnoty zachować. U nas problem polega na tym, że
wytrzebione zostały również cnoty pogańskie - wyparła je etyka rewolucyjnego
składania w ofierze nie tylko dowolnej ludzkiej osoby, ale także całych warstw
ludności. Miłosierdzie, współczucie dla tych, co padli, dążenie do wzajemnego
zrozumienia, poczucie ludzkiego braterstwa były konsekwentnie i nieustannie
wypierane przez oddanie sprawie partii (a w rzeczywistości uosabiające- mu tę
sprawę przywódcy), przez klasową (a potem również rasową) nienawiść. A
wszystko to jakoby w imię stworzenia człowieka przyszłości, kiedy (według
cytowanych przez kardynała Danneelsa słów Trockiego) zwykły śmiertelnik
wzniesie się do poziomu Arystotelesa, Goethego i Marksa. Zresztą Trocki to
jeszcze romantyk rewolucji. Tego rodzaju marzenia rychło rozwiały się jak dym.
Stalin wolał widzieć w ludziach śrubki państwowego mechanizmu. Cały system
1
2
Godfried kard. Dannels, Ewangelizacja zsekularyzowanej Europy, „Znak” 411, s.3-23
„L’Osservatore Romano”, IO/1982, s.24-25
ideologicznego oddziaływania nastawiony był na to, aby narzucić ludziom
przekonanie, że wartość pojedynczej osoby równa się zeru - albo ściślej, że
wartość tę określają nie cechy osobowe, nie to, że każdy człowiek stanowi obraz
i podobieństwo Boga, lecz rola, jaką ten człowiek spełnia w strukturze społecznej.
Społeczeństwo ma prawo pozbawić każdego tej roli, wymienić go dowolnie na
kogoś innego, nie dlatego nawet, że ten inny odznacza się jakimiś szczególnymi
zaletami. Co więcej, współczucie, a tym bardziej pomoc osobie popadłej
w niełaskę, są potępiane i karane, bowiem człowiek ukarany w imieniu
społeczeństwa zostaje jak gdyby pozbawiony swojej ludzkiej istoty. Takie
niszczenie podstaw etycznych rozpoczęło się od chwili, kiedy świadomość
rewolucyjna uznała za dopuszczalne karanie ludzi po prostu za przynależność
klasową.
Tak więc różnicę między sytuacją epoki postchrześcijańskiej, o której pisze
kardynał Danneels, a sytuacją, z którą mamy do czynienia w naszym kraju, można
scharakteryzować następująco: W Europie Zachodniej ewangelizacja jest
potrzebna, by zapobiec niebezpieczeństwu degradacji zsekularyzowanych
wartości. U nas natomiast chodzi o przywrócenie zwykłych ludzkich wartości,
o próbę zapobieżenia antropologicznej kata- strofie, związanej z totalną utratą
myślowych i aksjologicznych punktów orientacyjnych, z wyzwoleniem
najniższych instynktów, z zagęszczeniem atmosfery wzajemnej złości
i podejrzliwości, ciśnieniem wzajemnych krzywd i złych namiętności.
Parę lat temu byłem na odczycie pewnego filozofa, który na serio wzywał do
odrodzenia stoicyzmu. Uważał słusznie, że chrześcijaństwo wyparło moralność
stoików, ale z chwilą zatraty chrześcijaństwa potrzebujemy tej moralności
ponownie. Problem polega na tym tylko, czy można dziś powrócić do pogańskich
cnót nie opierając się na chrześcijańskich podstawach etyki. Stoicyzm był
wyrazem antycznych cnót epoki rozkwitu Hellady i Rzymu i na niewiele się zdał
w okresie ich upadku. Właśnie w owym okresie powstało chrześcijaństwo,
któremu sądzone było zrodzić nową epokę kultury.
Wszystko wskazuje na to, że próby przywrócenia w naszym społeczeństwie
wartości ogólnoludzkich bez ich religijnego zakorzenienia, skazane są na
niepowodzenie. Jeśli tak jest, to chrystianizacja jest w warunkach Rosji jedyną
drogą do przywrócenia minimalnie nieodzownego poziomu moralnego.
(Osobiście zresztą sądzę, że dzisiejsze odradzanie się duchowości islamskiej
uważać trzeba za pewną formą ewangelizacji regionów o tradycji muzułmańskiej.)
Ateizm Europy Zachodniej wiąże się genetycznie z wolnomyślicielstwem,
ze swobodnym wyborem swego stanowiska wobec Boga i Kościoła. Ewangelizacja
oznacza w tym przypadku przywrócenie utraconej więzi, ponowne zjednoczenie
z Bogiem w oparciu o zachowane zasoby wewnętrznej wolności. Najtrudniejszą
rzeczą jest tutaj przezwyciężenie ludzkiego samozadowolenia, które zresztą na
razie wydaje się z pozoru uzasadnione.
My pojęliśmy już w pełni, że nastąpił u nas całkowity krach w dziedzinie
gospodarki i że wytworzył się szczególny typ człowieka niezdolnego
do samodzielnego i odpowiedzialnego działania. Taki typ człowieka uformował
się wskutek tego, że wszyscy żyliśmy w odrębnym "kosmosie", któremu
decydujące piętno nadawała totalna ideologizacja. Dane nam było unikalne
doświadczenie życia w ramach struktury ideologicznej, reglamentującej
świadomość wszystkich swoich członków. Kto tego do świadczenia nie zaznał, nie
jest w stanie go zrozumieć.
Zachowanie człowieka, rozwój społeczeństwa oraz wszystko,
w zideologizowanym świecie dzieje, określają trzy podstawowe zasady:
co
się
1. Wszystko, co powinno być, urzeczywistni się szybko i na zawsze. (Kosmos
powinien być ściśle zdeterminowany, w przeciwnym razie bowiem
pozostanie możliwość niepoddania się ideologii).
2. Ważne jest nie to, co jest, lecz to, co być powinno. (Konkretnie, nie należy
pytać: "co to jest?", lecz szukać odpowiedzi na pytanie: "czym to powinno
być?").
3. Kto się sprzeciwia temu, co powinno być (lub choćby nie przyczynia się do
jego urzeczywistnienia), ten narusza prawa Kosmosu i na mocy tych praw
powinien zginąć. (Człowiek nie pomagający nadejściu koniecznej
przyszłości powinien zostać pozbawiony wszelkiej przyszłości. Sama
możliwość myślenia inaczej jest odrzucana jako coś, czego nie powinno być.
Stąd wynika konieczność publicznego kajania się, zakaz pojawiania się
w środkach przekazu nazwisk osób wątpiących, skrajnego izolacjonizmu
i systematycznego obniżania poziomu kultury).
Odpowiedź na pytanie "co to jest", wymaga osobistego wysiłku zrozumienia,
natomiast dowiedzieć się, "czym to powinno być", można tylko zwracając się do
autorytatywnych źródeł. Takim autorytetem ma być nauka, potwierdzająca
konieczność tego, co powinno być. Ostatecznym wszakże autorytetem może być
tylko sama struktura ideologiczna, określająca zakres i charakter wiedzy
naukowej.
W rozpatrywanym Kosmosie nie można sformułować wymienionych trzech
zasad, odpowiadają one bowiem na zakazane przez te zasady pytanie, "czym jest
zideologizowana struktura", a nie na dopuszczane przez nią pytanie, "czym ona
powinna być".
Z zasad tych można wyprowadzić konieczność istnienia całego szeregu instytucji
i
zjawisk
społecznych,
charakterystycznych
dla
społeczeństwa
zideologizowanego. Na przykład - konieczność specjalnej struktury społecznej,
określającej, co powinno być (co jest ideologicznie słuszne). Na przykład zdolność
zideologizowanej istoty do tego, by szczerze zgodzić się z każdym nonsensem,
skoro tylko zostanie on uznany przez autorytatywne źródło za to, co powinno
być. Tym tłumaczy się paradoks O'Briena, opisany w książce Orwella Rok 1984.
O'Brien pokazuje przesłuchiwanemu dwa palce i żąda, aby ten nie tylko przyznał,
że jest ich trzy, ale i uwierzył w to. Rozwiązanie polega na tym, że przesłuchiwany
domyśla się: nieważne, ile palców rzeczywiście jest, ważne, ile powinno być.
W systemie tym wolno mówić o pożądanym rezultacie działania (bowiem
pożądany rezultat jest tym, co powinno być), nie należy natomiast rozważać
rozumności samego rezultatu i sposobów jego wyzyskania, jako że są to pytania
dotyczące tego, co jest. (Dlatego takie działanie jest zawsze mało efektywne).
Nietrudno zrozumieć, że życie w warunkach określanych przez wymienione
zasady działa niszcząco na osobę ludzką. Potwierdzają to w pełni wyniki
eksperymentu, jakiemu poddała nas historia.
Uświadomienie sobie krachu, w jakim znaleźliśmy się, jest bardzo potrzebne.
Nie pozostawia on miejsca dla samouspokojenia. Ale ze stanu ideologizacji nie ma
bezpośredniego wyjścia ku zsekularyzowanym wartościom ogólnoludzkim,
nie wystarczy bowiem ogłosić najwyższym dobrem, zamiast interesów klasowych
(czy państwowych), dobroć i tolerancję, by przezwyciężyć totalną ideologizację
świadomości. W zideologizowanej strukturze ważna jest nie tyle konkretna treść
ideologii, co sama zasada: „Idea ponad wszystko". Dlatego można zideologizować
również cnoty chrześcijańskie (ogólnoludzkie), nadając im status czegoś,
co powinno być, zamiast odkrywać ich ontologiczne zakorzenienie w wierze,
nadziei i miłości.
Stefan Wilkanowicz pisze o ideologicznym upadku marksizmu, im. o kryzysie
marksizmu jako ideologii.3 W pewnym sensie odnosi się to również do naszego
kraju. Niestety, nie oznacza to bynajmniej przezwyciężenia ideologizacji
świadomości. Zamiast tego zideologizowana świadomość apeluje do z góry
wytworzonych wyobrażeń o tym, jaka powinna być rzeczywistość. Nawet
rezygnacja z jedynej ideologii nie jest jeszcze odideologizowaniem, lecz tylko
poszerzeniem asortymentu ideologii. Traktowanie tych, którzy nie podzielają
sztampowych ideologicznych wyobrażeń jako ludzi naruszających prawa
Kosmosu, nastawionych wrogo wobec samych podstaw naszej egzystencji,
pociąga za sobą rozniecanie niechęci, a nawet nienawiści do myślących inaczej, co
uniemożliwia współpracę i rozumne kompromisy, które stanowią podstawę
zachodniej cywilizacji. Czy możliwe jest przejście od atmosfery ideologicznie
podsycanej nienawiści - która to atmosfera stała się nawykiem - do ducha
konstruktywnej tolerancji w oparciu o wartości zsekularyzowane? Czy też
3
Stefan Wilkanowicz, Kościół w nowej sytuacji, „Znak 411, s.24-32
nienawiść tę zdoła przezwyciężyć tylko duch miłości chrześcijańskiej - cud ofiary
Jezusa?
Ideologizacja społeczeństwa podtrzymywała konsekwentnie potencjał nienawiści,
który był ściśle kanalizowany w kierunkach określonych przez grupy rządzące.
Osłabienie nacisku ideologicznego sprawiło, że ów kocioł namiętności przestał
być sterowany, jakkolwiek występują rozmaite próby innego ich wykorzystania.
Nie można liczyć na to, że namiętności same się uspokoją, bowiem energia zła jest
równa energii poszukiwania prawdy4, a potrzeba prawdy jest dziś jeszcze większa
niż potrzeba pożywienia i odzieży. Ostre poczucie niedoboru prawdy,
kompromitacja przyswojonych jako nawyk pseudoprawd doprowadziły nasze
społeczeństwo do stresu, do rozpalenia namiętności. Poszukiwanie utraconej
prawdy maj- duje dziś ujście w szukaniu winnych, w szukaniu tych, z którymi
można byłoby się rozliczyć, tych (bynajmniej nie bezgrzesznych), o których można
krzyczeć hurmem: "Ukrzyżuj go"
Żadna logika nie przekona tłumu, szukającego winnych, o tym, że prawdy nie
sposób odkryć w bulgocącym wirze namiętności i że poczucie krzywdy nie
pomaga w osiągnięciu sprawiedliwości. Demokratyzacja sama z siebie nie jest
środkiem do zmniejszenia nienawiści. Daje ona dodatkowe możliwości jej
jawnego wyrażania. Obawiam się, że obecne skupienie namiętności wokół działań
demaskatorskich, jest niegodną grą obliczoną na rozpalenie nienawiści ludu do
tych, którzy się dorabiali na naszym nieszczęściu. Widzę niebezpieczeństwo
rozniecanej przez niektórych działa- czy w rodzaju matematyka Szafarewicza
histerii w odniesieniu do "rusofobii" właśnie w tym, że histeria ta sama staje się
źródłem wszelkich możliwych fobii i czynnikiem je nasilającym, tzn. oddziałuje
destrukcyjnie przede wszystkim na społeczeństwo rosyjskie. Jako prawosławny
chrześcijanin Szafarewicz powinien rozumieć, że nienawiści nie likwiduje się
nienawiścią, a lęków rozniecaniem namiętności. (Nie chcę w tym przypadku
rozważać, czy wysunięte przez niego oskarżenia o "rusofobię" są słuszne czy nie,
takie rozważanie mogłoby tylko dolać oliwy do ognia). Duchowi nienawiści
można przeciwstawić tylko ewangelicznego ducha miłości. Ten duch konieczny
jest również do tego, byśmy się mogli stać wolnym, demokratycznym
społeczeństwem, a nie przemienić się w bestie.
Stefan Wilkanowicz słusznie pisze o znaczeniu doświadczeń polskiego Kościoła
dla sąsiadów Polski, a w pierwszym rzędzie dla Rosji. Mnie osobiście bliskie są
jego refleksje na temat ewangelizacji i przeobrażenia istniejącej kultury, w której
pierwotne chrześcijańskie podłoże zostało najpierw w znacznej mierze wyparte
przez ideologię, a potem zaczęło być (u nas na razie w mniejszym stopniu niż
w Polsce) zastępowane przez wartości konsumpcyjne i rozrywkowe.
4
M.K. Mamardaszwili, Soznanije i ciwilizacija, „Priroda” II/1988, s.57-65
Bardzo ważna wydaje mi się też myśl Wilkanowicza o znaczeniu
interdyscyplinarnych badań naukowych dla poszukiwania odpowiedzi na
problemy, wobec których staje dzisiaj społeczeństwo i Kościół chrześcijański.
Powiedziałbym jeszcze mocniej: naszym obowiązkiem jest dzisiaj uświadomić
sobie cały kompleks problemów, jaki stawia przed naszym społeczeństwem
groźba antropologicznej katastrofy. Ewangelizacja kultury, chrystianizacja
społeczeństwa - to jedyny sposób jej powstrzymania, uratowania oświaty, nauki,
kultury, ekonomiki - samego istnienia naszych narodów.
Ogromne znaczenie dla naszej sytuacji mają rozważania Wilkanowicza na temat
roli i powołania ludzi świeckich w dziedzinie ewangelizacji społeczeństwa. Jego
słowa o tym, że chrześcijanin od samego dzieciństwa powinien reprezentować
sobą autentyczne życie chrześcijańskie jako realizację misji (nie zaś przestrzeganie
jakichś norm), przyjąłbym za motto współczesnej katechezy. Bardzo ważne jest też
sformułowanie problemu, co oznacza realnie świętość w życiu świeckim, dla
osoby określonego zawodu.
Wilkanowicz stawia pytanie, na czym polega świętość biznesmena. Nie chcąc
bynajmniej ironizować, zapytam, na czym polega świętość milicjanta, działacza
spółdzielczego czy funkcjonariusza partyjnego. Jeśli pytanie to jest bezsensowne,
to bezsensowne jest też samo zadanie chrystianizacji społeczeństwa. Otwartość na
działanie Ducha Świętego pozwala szerzej i głębiej rozumieć sens chrześcijańskich
przykazań.
Ale moje zadanie nie polega na tym, aby streszczać artykuł mojego starszego
kolegi po piórze. Dla mnie rzeczą ważną jest sformułowanie problemów
ewangelizacji specyficznych dla naszego społeczeństwa.
Aby uniknąć nieporozumień muszę się od razu zastrzec, że nie chciałbym
rozumieć ewangelizacji kraju jako próby nawrócenia na chrześcijaństwo
muzułmanów, wyznawców judaizmu czy buddystów. Duch Święty działa nie
tylko poprzez konfesyjne zgromadzenia chrześcijan, lecz także - niewiadomym
dla nas sposobem - poprzez inne wspólnoty religijne.
W okresie, kiedy wszystkie religie zaczynają dopiero przywracać to, co zostało
zniszczone przez długotrwałe prześladowania, umocnienie niechrześcijańskiej
religijności i odpowiadające mu uświadomienie jest zgodne z duchem
ewangelizacji. Oczywiście, to umocnienie może dodatkowo podkreślić i ukazać te
czy inne rodzaje międzyetnicznej konfrontacji. Jednakże poza sferą
uświadomienia religijnego konflikty te ukazują się znacznie bardziej okrutne
i beznadziejne. Dla naszego kraju rzeczą szczególnie ważną jest znalezienie
praktycznych sposobów i teologicznych podstaw dla dialogu interkonfesyjnego.
W przeciwnym razie przyjdzie nam stać się areną groźnej konfrontacji
chrześcijaństwa i islamu. Obecnie wielu Żydów w naszym kraju odnajduje się
w sposób naturalny w chrześcijaństwie. Z reguły nie są to konwersje z judaizmu,
lecz znalezienie Boga poprzez Kościół Jego Syna. Jest to właśnie przypadek
ewangelizacji ateistów. Nie możemy zapominać, że wyznawanie prawa
Mojżeszowego jest zwracaniem się do Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, który dał
wspólny Testament Żydom i chrześcijanom i zesłał nam swego Syna.
Jednakże temat religii niechrześcijańskich nie jest tutaj tematem podstawowym.
Rozważamy problem powtórnej chrystianizacji w sferze kultury rosyjskiej - w tej
przestrzeni kulturowej, którą można uważać za dziedzictwo i prawowitą
kontynuację Rusi Kijowskiej. W tę kulturową przestrzeń wciągnięci zostali
przedstawiciele wielu narodów. Niektórzy w pełni rozpłynęli się w tej przestrzeni,
niektórzy stanowią jeszcze w pewnej mierze element obcy, ale stali się już
nieodłączną częścią rosyjskiej kultury. Kultura tworzy się drogą wzajemnego
oddziaływania na siebie produktów działalności duchowej z pierwotnym
podłożem etnicznym w obrębie tego podłoża. Chrześcijaństwo zostało u nas
przyniesione z Bizancjum na grunt kultury pogańskiej, ale potem duchowość
chrześcijańska aż przez tysiąc lat kształtowała kulturowy grunt Rosji. "Kościół...
stara się w każdej szerokości i długości geograficznej i w każdej sytuacji
historycznej pozyskać dla Boga każdego człowieka i wszystkich ludzi" - mówi
encyklika Slavorum apostoli. W encyklice tej powstanie i rozwój kultury traktowane
są jako pochodna ewangelizacji. Kończy się ona modlitwą Ojca Świętego
o przezwyciężenie podziału Europy w oparciu o przywróconą jedność religijną.
Jan Paweł II modli się za nasze narody słowami odnoszącymi się bezpośrednio do
naszego tematu: "Aby mogły w poczuciu ludzkiej godności i godności synów
Bożych przezwyciężać wszelką nienawiść i zło dobrem zwyciężać!... Niechaj ich
przynależność do Królestwa Twojego Syna nie będzie przez nikogo traktowana
jako sprzeczna z dobrem ich ziemskiej ojczyzny".
W odniesieniu do Rosji modlitwa ta nie tylko oznacza życzliwość dla rosyjskiego
chrześcijaństwa, ale także wyraża pewną koncepcję duchowej jedności Kościołów
zachodniego i wschodniego. Koncepcja ta zawarta jest już w encyklice Piusa XII
Mystici Corporis z 29 czerwca 1943 roku, gdzie za Głowę Kościoła powszechnego
wyraźnie uznany zostaje Jezus Chrystus, będący "najwyższym wzorem miłości
do Kościoła".
Stwierdzenie takie usuwa w sposób zasadniczy tę przeszkodę na drodze
do zjednoczenia Kościołów, jaką stanowi jurydyczny prymat Biskupa Rzymu
w Kościele zachodnim. W liście apostolskim Euntes in mundum z 25 stycznia 1988
roku Papież wskazuje, że chrzest Rusi Kijowskiej "zapoczątkował nową falę
świętości", podkreślając, że na Rusi wprowadzony został "styl Kościoła
bizantyjskiego, pozostającego wówczas jeszcze w pełnej jedności z Rzymem",
w momencie, kiedy Kościół był jeden i nie- podzielony. Chrzciciel Rusi, równy
apostołom książę Włodzimierz "podtrzymywał kontakty nie tylko
z Konstantynopolem, ale także z Zachodem, z Rzymem". Ale w dokumencie tym
podkreślona jest nie tylko historyczna jedność Kościoła, zakorzeniona w jedności
Kościoła jako Mistycznego Ciała Chrystusa. Jest tam również zaakcentowane
prawo Kościołów wschodnich do swoistej autonomii, która "nie wywodzi się...
z przywilejów udzielonych przez Kościół Rzymski, ale z prawa posiadanego
przez nie od czasów apostolskich". Osobiście skłonny jestem widzieć w tym
sformułowaniu papieskiego dokumentu pewne uznanie priorytetu Kościoła
prawo- sławnego na terenie Rosji, czy mówiąc ściślej, na obszarze kultury
rosyjskiej, z którym katolicy rosyjscy nie mogą się nie liczyć. Tylko na tym gruncie
możliwy jest upragniony przez wszystkich, którym chodzi o jedność Kościoła
Chrystusowego, pełny kontakt Kościołów jako wspólny kierunek procesu.
Wreszcie czytamy w tym liście apostolskim, że "duchowość Słowian wschodnich,
która jest szczególnym świadectwem owocności spotkania się ducha ludzkiego
z tajemnicami chrześcijańskimi, nie przestaje wywierać zbawiennego wpływu na
świadomość całego Kościoła". W tekście dokumentu scharakteryzowane
są szczegółowo specyficzne cechy tej duchowości, które powinny się stać
własnością całego Kościoła Chrystusowego.
Na Zachodzie występuje obecnie bardzo silny pociąg do skarbów wschodniej
duchowości, chodzi tam bowiem o pogłębienie ducha chrześcijańskiego
w Kościele, o uratowanie wartości kulturalnych przed trwającym procesem
laicyzacji. Dla nas w Rosji nie mniej ważne jest dzisiaj katolickie doświadczenie
bezpośredniego wpływu na rozwój kultury, doświadczenie w zakresie
chrystianizacji społeczeństwa i rodziny, a także samego przeżywania Kościoła
jako rodziny, jako braterstwa.
Właśnie w świetle tego, co powiedziano wyżej, należy rozpatrywać rolę
katolicyzmu w oczekiwanej powtórnej inkulturacji chrześcijaństwa w warunkach
naszego kraju.
Samo istnienie katolików w kulturze rosyjskiej stwarza jak gdyby pomost,
pozwalający zaszczepić w niej duchowe i praktyczne doświadczenia Zachodu.
Konieczność zespolenia doświadczeń duchowych prawosławia i katolicyzmu jako
dwóch uzupełniających się wzajemnie biegunów uczynił przedmiotem swej
refleksji już Czaadajew. Chodzi mianowicie o zachodnie doświadczenie
w dziedzinie inkulturacji chrześcijaństwa, o nastawienie Kościoła zachodniego na
ukazywanie Jezusa w tym świecie, na konieczność przeobrażenia tego świata,
albowiem oddanie go na pastwę zła jest zdradą wobec dzieła zbawienia, dla
którego Chrystus zstąpił na świat jako Syn Człowieczy. Właśnie tego elementu,
bez którego trudno chrystianizować kulturę, brakuje w Kościele wschodnim.
Oczywiście autentyczny chrześcijanin wie, kto w rzeczywistości jest księciem tego
świata, ale opór duchowy wobec zła jest konieczny właśnie dla otrzymania
miejsca w owym królestwie, które nie jest z tego świata. Niewątpliwie myśl
ta niejednokrotnie bywała wypaczana w dziejach zachodniego chrześcijaństwa,
doprowadzając do rewolucji i prób urzeczywistnienia utopii, które były
pomyślane jako królestwo Boże na ziemi, ale okazywały się władztwem Szatana.
Szkopuł w tym, że zwracając się ku Zachodowi kultura rosyjska przejmowała od
niego w najlepszym razie zdobycze cywilizacyjne (w szczególności
przeszczepiano na grunt rosyjski instytucje publiczne, wyrosłe na innej glebie
kulturowej), a w najgorszym - fatalne wypaczenia katolickiej tradycji walki za
sprawę Chrystusa na tym świecie. Nie uchybia to bynajmniej samej tradycji,
bowiem jedynie na tym świecie dane nam jest być bojownikami Chrystusa
walczącymi i mieczem, i krzyżem, i słowem.
Dzisiaj rzeczą ważną jest zrozumieć, że tocząc bój o chrystianizację tego świata,
wypełniamy obowiązek chrześcijanina nie poprzez utopijną próbę zbudowania
raju na ziemi, lecz drogą tworzenia minimalnych możliwości życia
chrześcijańskiego. Nie przypadkowo wszakże Jezus objawił się ludzkości nie
w Babilonii ani nie w świecie stalinowsko-hitlerowskim, gdzie nie pozwolono by
Mu nawet rozpocząć nauczania, lecz unicestwiono razem z uczniami
i wszystkimi, którzy nauczaniu się przysłuchiwali, albo choćby o nim słyszeli,
a w Imperium Rzymskim z jego systemem prawnym i w bogobojnej Judei, gdzie
uczniowie Ukrzyżowanego mogli na dzień Pięćdziesiątnicy zebrać się w świątyni.
My chcemy tylko obronić prawo do swobodnego głoszenia Chrystusa - nie więcej,
ale i nie mniej. Na tym bowiem poziomie wolności możliwa jest chrystianizacja
kultury i społeczeństwa jako całości. Przemiany polityczne w naszym kraju,
pozostające w związku z odbywającą się "pieriestrojką", dały nam taki poziom
wolności. Podniesienie tego poziomu, dalsza konsekwentna demokratyzacja kraju
możliwe są tylko na fundamencie chrystianizacji społeczeństwa. Potrzebne
doświadczenie powinien przynieść na nasz grunt katolicyzm. Nie chodzi
oczywiście o katolicką misję wśród prawosławnych ani o próby nowej unii.
Chodzi o wspólne zrozumienie wzajemnej konieczności istnienia obu Kościołów,
o przyswojenie przez katolicyzm wschodniej duchowości i o wykorzystanie przez
prawosławie zachodnich doświadczeń kulturotwórczych. Dla tego ostatniego celu
ważne jest samo istnienie w rosyjskiej kulturze katolickiej mniejszości, rekrutującej
dziś swoich adeptów głównie spośród inteligencji, która nie określiła się jeszcze
pod względem konfesyjnym.
Odkrycie przez prawosławnych swojej powszechności, tzn. katolickości, nie
wymaga bynajmniej podporządkowania się jurysdykcji Rzymu, lecz jest faktem
eklezjalnej świadomości: poczucia swojej odpowiedzialności za chrystianizację
całej cywilizacji ziemskiej. Temu to właśnie poczuciu powinno sprzyjać
współistnienie z mniejszością katolicką w rosyjskiej kulturze, bowiem sama
obecność takiej mniejszości chcąc nie chcąc wymaga uświadomienia sobie tego.
Osobiście wydaje mi się, że funkcja kulturowej i kościelnej interakcji
z prawosławiem może być z dużym powodzeniem spełniana przez katolików
obrządku rzymskiego. Po pierwsze bowiem właśnie oni w oczach prawosławnych
uosabiają katolicyzm (gdy tymczasem grekokatolicy z punktu widzenia
prawosławnych są raczej zbiegami z Kościoła wschodniego), po drugie rzymskokatolikom łatwiej odwiedzać kościół prawosławny, dzięki czemu mają
oni większą potencjalną możliwość realizacji pełnych kontaktów, po trzecie rzymskokatolicy wywołują mniej podejrzeń jako potencjalni misjonarze wśród
prawosławnych (dla przedstawicieli "wiary ludowej" zmiana obrządku jest
poważną przeszkodą, a prawosławnym "oświeconym" dla poczucia swej
katolickości konwersja po prostu nie jest potrzebna), i wreszcie po czwarte właśnie rzymskokatolicy lepiej przypominają o tym, że chrześcijaństwo nie jest
religią narodową, lecz powszechną.
Wszystko to czyni bardzo ważnym udział rosyjskiej wspólnoty katolickiej
w chrześcijańskiej inkulturacji naszego społeczeństwa, chociaż wspólnocie tej
sądzona jest pozycja mniejszości, ze wszystkimi wynikającymi stąd trudnościami.
Byłoby jednak rzeczą niebezpieczną nie doceniać swojej roli jako mniejszości,
reprezentującej w Rosji Kościół powszechny. Rola ta polega przede wszystkim na
szczególnej odpowiedzialności za losy chrystianizacji kultury - odpowiedzialności
niewspółmiernej do naszej faktycznej liczebności. Ale uchylanie się od tej
odpowiedzialności byłoby brakiem szacunku wobec Boga, który jakkolwiek
"stworzył nas bez nas, to przecież nazbyt szanuje nas za to, aby nas bez nas
zbawić".5
Julij A. Szrejder tłum. z ros. Juliusz Zychowicz
5
Jacek Salij OP, Tajemnica Emmanuela dzisiaj, Poznań 1989, s.110

Podobne dokumenty