Dlaczego znowu piszemy o wykorzystywaniu nieletnich przez księży
Transkrypt
Dlaczego znowu piszemy o wykorzystywaniu nieletnich przez księży
Dlaczego znowu piszemy o wykorzystywaniu nieletnich przez księży? Jest co najmniej 7 ważnych powodów [KOMENTARZ] tokfm.pl /Tokfm/1,103454,15659460,Dlaczego_znowu_piszemy_o_wykorzystywaniu_nieletnich.html Problem molestowania dzieci przez księży Radio TOK FM i portal Tokfm.pl opisują już od dawna. Część spraw przez nas nagłośnionych znalazła swój finał w sądzie, część ofiar molestowania ciągle milczy. Zgłaszają się do nas kolejne osoby, które chcą przedstawić swoje dramatyczne historie i tym samym zwrócić uwagę na problem, który wciąż nie ma systemowego rozwiązana. Dziś publikujemy historię pana Krzysztofa: "O tej porze nie było już autobusu powrotnego, więc miałem nocować u księdza. Moi rodzice o tym wiedzieli. Usiedliśmy w jego pokoju z telewizorem. Chwilę rozmawialiśmy, potem poczęstował mnie jakimś napojem, czymś z alkoholem. Powiedział, że nie mam się czego bać; że napój jest nieszkodliwy, że nie ma w tym nic złego. Spróbowałem. Po krótkim czasie zupełnie mnie zamroczyło. Kiedy ksiądz to zobaczył, zabrał mnie do łazienki, rozebrał i wykąpał. Przygotował.(...) Rodzicom nic nie powiedziałem, wstydziłem się. Powiedziałem za to siostrze mojego kolegi. Była starsza ode mnie. To, że z siebie coś wydobyłem i komuś powiedziałem, dało mi ulgę. Powiedziałem jeszcze księdzu A., proboszczowi naszej parafii. Zrobiłem to celowo, bo dochodziły do mnie słuchy, że ksiądz A. dobiera się do chłopaków. Powiedziałem mu dosłownie, że jeżeli jeszcze raz by mi się to przytrafiło, obojętnie kto by to był, czy to jakiś polityk, czy ksiądz, czy nawet papież, to bym od razu dał w pysk. Nie pamiętam dokładnie, co odpowiedział, ale wypytywał o szczegóły." [CAŁĄ HISTORIĘ MOŻESZ PRZECZYTAĆ TU >>] Będziemy publikować kolejne takie historie, dlatego że w całej sprawie molestowania uderzające jest to, jak rzadko mówi się o samych ofiarach. W zależności od poglądów mówi się albo o "podłych księżach", albo "podłych mediach" oczerniających Kościół. To do niczego nie prowadzi, ofiary nadal pozostają osamotnione. Publikujemy je, bo problem molestowania seksualnego nieletnich przez księży przycicha. A to nie znaczy, że zniknął. Wreszcie, publikujemy je dlatego, że krzywda, która wydarzyła się 30 lat temu, nie jest mniej ważna niż krzywda dziejąca się dzisiaj. 1. Bo mówi się głośno tylko o sprawach z ostatnich lat W Polsce najwięcej mówi się o głośnych sprawach z ostatnich lat. Np. o historii z Tylawy, gdzie ksiądz M. przez ponad 30 lat molestował dziewczynki; o sprawie Marcina K., który jako pierwszy postanowił domagać się od Kościoła zadośćuczynienia; o Grzegorzu K., proboszczu na warszawskim Tarchominie, który przez pół roku był utrzymywany na stanowisku przez abp. Hosera mimo wyroku za molestowanie. Mówi się też o skandalu z udziałem polskich duchownych pracujących na Dominikanie: ks. Wojciechu G. oraz abp. Józefie Wesołowskim, którego ekstradycji odmówił ostatnio Watykan (ma być tam sądzony "z surowością, na jaką zasługuje" jako obywatel watykański i dyplomata). 2. Bo coś drgnęło Skandal dominikański spowodował krótki przełom w tym, jak polski Kościół mówi o problemie molestowania przez duchownych. Zwołano konferencję prasową, na której sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski, bp Wojciech Polak, powiedział: - Każda ofiara pedofilii domaga się ze strony Kościoła nie tylko, by przeprosił, ale podjął bardzo głęboką refleksję. Jeżeli można to wyrazić jednym słowem, "przepraszamy" to najsłabsze słowo z możliwych. Były także inne przeprosiny, np. w grudniu kuria łowicka w oficjalnym dokumencie przeprosiła ofiary księdza Sławomira S., którego sąd skazał na karę ośmiu i pół roku więzienia za pedofilię. Wcześniej, w czerwcu 2013, powstało stanowisko pełnomocnika episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży, został nim o. Adam Żak. Chwalić trzeba próbę zapobiegania kolejnym przypadkom w przyszłości. Nie zastąpi to jednak krytycznego spojrzenia w przeszłość. 3. Bo Kościół przez lata milczał (i nadal stara się milczeć) Nie ma nic dziwnego w tym, że większe zainteresowanie skupiają przypadki z nieodległej historii. Wzmianki o kolejnych, świeżych oskarżeniach można wyszukać jednym kliknięciem. To, co wydarzyło się niedawno, jest bliższe i dotyczy osób, które nadal są dziećmi. To, co nie uległo przedawnieniu, może zostać zweryfikowane przez sąd - nie ma obaw, że domniemana ofiara zmyśla. Tym większa jest samotność ludzi, którym prawo już nie daje możliwości dochodzenia sprawiedliwości na drodze prawnej. Wielokrotnie mówiła o tym m.in. Agata Baraniecka-Kłos, prezes Fundacji "Stop Przedawnieniu". Gdy sama ofiara pedofila już zdecydowała się mówić, okazywało się, że sprawa się przedawniła. To ważne, ponieważ statystycznie ofiary zaczynają mówić o swojej krzywdzie dopiero po czterdziestym roku życia. Tak jak pan Krzysztof i pan Andrzej. 4. Bo mało wiemy o skali tych spraw w PRL Prawie wszystkie z 12 przypadków, opisanych przez holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka w książce "Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim Kościele mówią", wydarzyły się w czasach PRL. Do działającej od pół roku fundacji wspierającej osoby molestowane przez księży "Nie lękajcie się" zgłosiło się ponad 30 osób. Sprawy, o których piszą, dotyczą różnego okresu, także sprzed 1989 roku. Czy Polska miała swoją specyfikę tego zjawiska? O jakiej liczbie przypadków mówimy? Na pewno nie tak dużej jak w Irlandii, powiedzą niektórzy, bo właśnie przez panującą komunę Kościół w Polsce nie prowadził internatów i sierocińców jak irlandzki, w związku z tym skala musiała być mniejsza. Jeśli mniejsza, to jaka? A może właśnie wręcz przeciwnie - może ofiar było więcej? 5. Bo nie lepiej jest z naszą wiedzą W Polsce nie do ustalenia jest rzecz tak podstawowa, jak współczesna skala zjawiska. TOK FM nie udało się uzyskać od pojedynczych diecezji ani episkopatu choćby szacunkowych danych, mimo że każdy biskup takimi dysponuje. Dowiedzieliśmy się za to, że Kościół w Polsce "nie zbiera takich danych ze względu na dobro ofiar" (słowa rzecznika KEP, ks. Józefa Klocha) oraz "to nie wasza sprawa" (przesławna odpowiedź na nasz mail ks. Wojciecha Lipki). I to mimo że - jak zwracał uwagę na Tokfm.pl Konrad Sawicki z katolickiego pisma "Więź" - takiej wiedzy nie zataja Watykan i oficjalnie podaje dane dotyczące całego Kościoła. 6. Bo trzeba zapytać o system Najpoważniejszym argumentem, dlaczego warto zajmować się tą sprawą, jest ten, że Kościół niemal systemowo ukrywa księży - poprzez przenoszenie ich z parafii na parafię, stawianie wyżej dobrego imienia instytucji od bezpieczeństwa dzieci. Tak jak systemowo działo się to w Irlandii, Stanach Zjednoczonych... Przykład z Polski? Warszawski Tarchomin, gdzie Grzegorz K. pozostawał proboszczem mimo wyroku za molestowanie nieletniego. Jego przełożonym był w tym czasie abp Henryk Hoser. I ten sam abp Hoser pozostał na stanowisku. Usunął za to ze stanowiska kanclerza (ale nie z kurii) - ks. Wojciecha Lipkę. I przeprosił... za "WRAŻENIE", że była to "próba pomniejszenia czy niedostrzeżenia przestępstwa". Czy w polskim Kościele istniało (istnieje?) systemowe ukrywanie księży pedofilii? Jeśli tak: ile było takich przypadków? Kto za to odpowiada? 7. Bo trzeba wreszcie napisać obszerny raport - Postępowanie księży dopuszczających się pedofilii budzi rozczarowanie i szokuje nie tylko na zewnątrz, ale też w samym Kościele - - powiedział niedawno w TVP Info nowy przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki. Dodał, że opisywanie w mediach na całym świecie każdego przypadku pedofilii w Kościele jest formą ataku na tę instytucję. Trudno się nie zgodzić z odczuciami abpa Gądeckiego: pojedyncze kolejne przypadki wyciągane na światło dzienne mogą być odbierane jako objaw obsesji, regularny "atak" właśnie. Ale nie można o tych przypadkach nie mówić. To daje kolejnym ofiarom (nie tylko skrzywdzonym przez księży) odwagę do mówienia, pomaga im zrzucić z siebie poczucie winy, zrozumieć, że winnym molestowania jest zawsze sprawca. Jak pogodzić jedno z drugim? Raportem. Obszernym, możliwie pełnym i rzetelnym na temat tego zjawiska, sięgającym głęboko w przeszłość. Także powstaniem komisji, która mogłaby zebrać i zweryfikować zeznania ofiar. Mogłaby ona oddać przynajmniej część sprawiedliwości osobom, którym prawo już nie pozwala oskarżyć sądownie sprawców. Trzeba to zrobić bez sensacji, bez nagonki. Raz, a porządnie. Tak jak to miało miejsce w Holandii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych, Australii, Irlandii, Belgii. A może raport wykazałby, że skala zjawiska w Polsce nie była tak wielka?