Sara Kasprzak, Utwór bardzo niesceniczny

Transkrypt

Sara Kasprzak, Utwór bardzo niesceniczny
Sara Kasprzak
,,Utwór bardzo niesceniczny”
Zmierzcha. Do kościoła skąpanego w mroku zagląda Księżyc. Rzucając mozaikowe snopy światła, sprawia, że
odrobinki kurzu, pląsające w niemym tańcu wdzięczą się, prosząc o uwagę. W ławce nieopodal bocznego
ołtarza chrapie osobliwy jegomość. Unosi się nad nim odór alkoholu, pod przenoszoną koszulą słychać
miarowe łomotanie utulonego we śnie niespokojnego ducha. W worku osierdziowym, prawym przedsionku
serca, w okolicy ujścia zatoki wieńcowej, siedzi pogrążona w refleksji Prawda.
Prawda
Szeptem przemawia sama do siebie:
Każdego dnia poszczególne części mego jestestwa obumierają wbrew logice, w cichej agonii przypominając
mi, że być może jest jeszcze o co walczyć. Nie potrafię im ponownie zawierzyć. Zbyt długo pokładałam
nadzieję w tym, co nieosiągalne... Zdaje mi się, że w nieskończoność podejmowałam wysiłki, zmierzające do
obnażenia wszelkich ludzkich zakłamań. Dość jednak! Nie ma już we mnie wiary na zmianę. Mój kres jawi się
na horyzoncie przeszłości, teraźniejszości i ... jutra? Czy istnieje m o j e jutro? Teraz, gdy nie potrafię
zawierzyć samej sobie... Teraz, gdy wygasłam, gdy pierwotnej formy nikt nie namierzy, bo zatarła się w czasie
i przestrzeni. Jakże patrzeć wrogiemu odbiciu w oczy? Adamowe plemię uczyniło ze mnie kogoś, kim nie
jestem. Kim nie byłam... Nie żywię żalu, iż poszli w niewłaściwym kierunku. Wiek gonił wiek, oni oddalali się
od Jedynej i Wiecznej Prawdy, Tej, której jestem namiastką. Tej, której światło odbijam. Wszystkie ich
wymówki, wyrzuty, żale są dla mnie tylko potwierdzeniem... Nie tylko mój koniec, tak bardzo jednak
nieostateczny, zbliża się dyskretnie.
Samounicestwienie wykluczono nim jeszcze samo brzmienie przerodziło się w rzeczywistość. Przejście do
drugiego świata nie dotyczy mnie jeszcze. Minie trochę czasu nim połączę się z Żywą Prawdą. To nic...
Niebawem ostateczny cios i anihilacja. Ród człowieczy sam kreśli swą zagładę.
Znam moją misję... Do końca mam kołatać do serc ludzkich z nadzieją, iż choć jedne wrota zostaną otworzone.
Do ostatecznego k o ń c a. Nie lubię się narzucać, wszystko zależy od wyboru. Z godnością i pokorą przyjmuję
więc kolejne niepowodzenia.
„Powiedz prawdę.”, „Spójrz prawdzie w oczy.”, „Mijasz się z prawdą.” - dziwne są ludzkie istoty, łatwo im
wyrzucać innym brak znajomości ze mną, jednak sami lękają się stanąć w szczerości.
Co pozostaje? ... ?!?
Z kim walczyć? Nie jestem herosem, nie stawię czoła rzeszy bełkoczących malwersantów.
Po co walczyć? Pragnienie podjęcia jakiejkolwiek polemiki jedną nogą jest już na tamtym świecie, razem z
afirmacją życia ma się ku końcowi.
Perspektywy zmian? Marniały w zestawieniu aspektów nierozłącznie wplecionych w istnienie, bez skargi
traciły blask, by rozpłynąć się ostatecznie i niezauważalnie.
1
Nie oszukuję się... O iluzoryczna ideo! Jakże mogłabym zadać kłam samej sobie?
Koniec nadejdzie, przyjdzie niebawem... Mój kres będzie jednak inny... P o ł ą c z e n i e.
Słychać kroki. Z okolic żyły głównej aorty powoli wyłaniają się pojedyncze dźwięki, śmiechy i wesołe
pokrzykiwania. Do serca dostają się Miłość, Wiara i Nadzieja. Nim jedno serca bicie przeminie, już Prawda śle
ukłony w stronę przybyłych i serdecznie się z nimi wita. Nastrój w prawym przedsionku wyraźnie zmienia się,
melancholia na chwilę ustępuje beztrosce.
Nadzieja
wyraźnie uradowana spotkaniem
Chwycić raz jeszcze obraz Twój oczami, przyuważyć jasności kształty płynne... Nie śmiałam śnić. Tyle czasu
już w rozłące... Finezja - zdumienie, gdy lśnienie opływa nas w bieli. Powab esencję w wir przedziwny
sprasza... I pragnę posiąść i chwycić muszę nieskazitelności rozkosz Twoją. Zrywam tchnienie, by walcować tu
i nucić, zwinnie wkradam się w blask Blasku, by scalić niepojętość.
Prawda
dyskretnie ocierając lękliwie spływającą po strukturze nieskazitelną substancję
Nie widzisz m n i e. Obraz pradawny, obraz odległy zawitał przed spojrzeniem kwintesencji istnienia Twego. Z
tejże samej materii powstałe, odrazy wynaturzeń ludzkich na nas płodzonych ujrzeć nie chcemy. Dziewicza
postać moja przed Tobą się obnaża, choć od w t e d y, mnie samej nie dano uchwycić artyzmu kryształów
konstelacji barw, należącej do mnie w istocie. Zapomniałam... Zapomniałam, kim jestem. Kim byłam... Spójrz
dokładniej.
Nadzieja
Choć dostrzegam urok stary, słowa Twoje zmianę wnoszą. Drobne skazy u podstawy cień w jasności Twej
rozproszyć zdołały. Skąd myśl, że przekształcenia drobne gorsze, niż minione wdzięki?
Wiara
Zasmucona chwyta Prawdę za ręce, by spenetrować jej wnętrze przenikliwością. Widzi nagą pustkę, skuloną
między jednym promień światła a przebłyskiem prostoty. Brak zawierzenia w cokolwiek i nic, wyraźnie ją
niepokoi.
Kuzynko, czemuż to strapienie Cię przepełnia. Skąd boleści gorzkie dźwięki w mowę Twoją się wkradają?
Wdzięczna szczerość Twoja nieprzerwanie ostoją była dla nas. Kroczyć ślepo Twym szlakiem? Ruszę zrazu.
Żadna wyrwa mi niestraszna, mosty Twoje wytrzymały nazbyt wiele. Przewodnikiem moimś, gwiazdą, co do
szczęścia przywodzi. Któż moc ma by skalać nieskalane? Nie uwierzę, że potęga jakaś mroczna światło Twoje
przykryć zdolna.
W pomieszczeniu gości się nieprzerywalna Cisza. Nawet najbardziej zmysłowe tony nie otrzymają pozwolenia
dostępu. Cisza przenika, ukaja i rozdziera. Siostry patrzą na Prawdę i oczekują rozpieczętowania tajemnicy.
Prawda
smutna, odwraca się tyłem do rozmówczyń, nastrój wyraźnie p o n u r z e j e
Człowiek....
Nadzieja
Człowiek? To jakby woda góry obalić była zdolna. Czy źdźbło kołysane na wietrze opór stawić mu zdolne? Jak
płatek śniegu ma się do ognia? Cień miałby Słońcu zagrozić? Świat wciąż działa i buduje, tworzy, zmienia i ...
Prawda
wchodzi jej w słowo
... rujnuje. Kropla drąży skałę Nadziejo... Słońce jest jedno, jedyne. Krążymy wkoło, raczymy się Jego ciepłem
i światłem, odbijamy je, lecz daleko nam do Jego perfekcji. Odległa nam Jego potęga. W łaskę i niełaskę ludzi
oddać się musimy.
wyraźnie waha się
Nie wierzysz... Pozwól, że spytam, cóż może wobec potęgi krzyku cisza?
Nadzieja
Bezbronną staje się.
Prawda
Otóż, im sumienniej i wytrwalej topór wrzasku, przebijający zasłonę bezdźwięku, uderzał będzie, tym szybciej
materiał, najgrubszy nawet, postrzępiony zostanie. Cóż z tego, że pozostanie to ta sama zasłona, skoro jej
powab uleci razem z milczeniem. Czyż mylę się?
Nadzieja
Nie.
Prawda
Niech topór tnie dalej, niebawem pojawią się dziury, dźwięk przenikliwy wkradnie się w zasłonę i straci ona
swą funkcję. Jak cichość może przyjąć bezsprzecznie zgiełk? Czy wyprosi go? Otóż, jeśli tego dokona, sama
bezdźwiękiem ozwana być nie może.
Nadzieja
Cóż więc jej pozostaje?
Prawda
Z uporem w cichości swej trwać musi. Być może topór podda się skonany nieprzerwanym wysiłkiem i pozwoli
jej zaszyć dawne dziury.
3
odwraca sie zamyślona
Nadzieja
Jeśli jednak nie...
Prawda
Wówczas porwie zasłonę na strzępy.
Nadzieja
Należy więc pokładać ufność w tym, że ulegnie czasowi i wycofa się wrogie ostrze.
Prawda
A gdy zregeneruje siły? Naostrzy się? Skąd pewność, że nie wróci?
Nadzieja
Oczekiwać wtenczas można, iż z czasem da posłuch temu, co potężniejsze od niego.
Prawda
Tak, tylko czy zasłonę można zszywać w nieskończoność? W końcu i sama zasłona ulegnie. Co potęgą jest w
istocie? Siła, trwanie czy zaciętość?
Wiara
przez chwilę żadna z nich nie chce mącić spokoju, dopiero gdy pustka niewypowiedzianych myśli ukoi wnętrza,
ozywa się Wiara
Wiesz dobrze, że nie pamięta zrodzony z kobiety, od kiedy darzymy Cię estymą. Wiesz dobrze, że od dnia
szóstego, gdzie prawda - miłość, gdzie miłość - wiara, gdzie zaś wiara, tam i nadzieja. Nie umknie Tobie zatem
i myśl, iż ponad przenośniami ukształtowano wieź naszą, w i e c z n i e razem, bez przyczyny i skutku, po
prostu...
Prawda
Jaki szlak słowa Twe wyznaczyć mają?
Wiara
Gdybyś z g i n ę ł a, uległa i etap ziemski zakończyła, brudy świata myjąc wreszcie, błoto skruszyć z siebie
mogąc…
rozważa coś głęboko, w końcu kierując spojrzenie w stronę rozmówczyni dodaje z pewnością
Gdyby pył śmiertelny osadzany w rozmaitych krainach Ziemi, doprowadził Cię do Zagłady, wtenczas i my
poległybyśmy w prosty sposób. Jałowej glebie pociecha niepotrzebna, plon zebrany.
Prawda
Nie mylisz się. Wiesz przecież, że każdy etap dziejów przydawał mi towarzyszy. Gdzież dziś cnoty potężne?
Dokąd się udali pobratymcy w szczęściu i nieszczęściu przy mnie trwający? Dawniej witana ulgi tchnieniem,
dziś lęk i obawę swym zjawieniem spraszam. Człowiek zmienił mnie. Człowiek zmienił Ciebie. Człowiek
zniszczy nas. Czy nasze zniszczenie w ludzkim pojęciu się mieści?
Wiara
Wątpię, by możliwe było unicestwienie. Wpisano w początek i koniec, co trwać nie przestanie. Wpisano nas.
Prawda
Zgrabnie skomponowana tyrada niczym najmilsza duszy symfonia oplata je. Powoli dźwięki zlepiają się,
oblepiają i krępują, pozbawiają tchu i błagają o kontrargument, którego nikt im nie podsunie.
Koniec już nastąpił, choć końca nie będzie. Wstaniemy piękniejsze. Zbudzimy się wreszcie, a oni...
Gdzie spotykać nam się przyszło. Serca królów nami gardzą. Szczerość?! Ha! Gdzież jest dzisiaj szczerość?!
Prawda - miłość, mówisz. Spójrz w małżonków dusze proszę. Ileż kłamstwa, zmyśleń, fałszu... Miłość? Jeśli to
jest miłość, suchą woda dziś zda mi się. I oburzysz się zapewne, powiesz „miłość wciąż istnieje”. Bo istnieje
wnet odpowiem. W sercach prostych, niezawistnych, skłonnych wyrzec się dziś siebie, swej miłości szczęście
zjednać. Miłość będzie, jest i była, lecz nie o to czy, a jak rzecz ma się. Bo kochano pięknie, ładnie, i kłamano
zwinnie, snadnie. Kochać? Kto o piękno prosi? Szczera miłość, ta jedyna, piękno emituje z siebie. Przy niej
woń fiołeczków, miodu, przy niej głos dzwoneczków dźwięczy. Co dziś słychać w sercach ludzi? Pikające
wciąż sygnały, monotonii ton rozbrzmiewa, o samotność tłucze dłonią. Każdy ma przegrodę swoją. Ściany?
Cztery, tradycyjnie. Mieć, chcieć, trwać, dbać.
Nie oceniaj mnie pochopnie, nie bez badań sądy głoszę. Ile serc dziś nawiedziłam? Powoływać się nie muszę...
Oto problem, że m i e ć dobrze, jednak umiar znać też trzeba. Bez umiaru, czym jesteśmy? Kupką złota, miedzi,
ropy? Gdyby czas był, by to dzielić, między bliskich i przyjaciół… Jednak c h c i e ć o prawo walczy, by w swą
kieszeń napchać trochę. Goni więc uboga ludzkość, goni za tym, co zostawi. Jej głupota.. Jasno przecież
powiedziano, że Królestwo przyjąć nie chce, tego, co stworzono nisko. Biegną jednak zadufani, w pędzie życia
nieprzerwanym, niestworzonym- utworzonym, pracownicy samych siebie, a gdy pojmą - przemijamy, ruszą d
b a ć o to, co mają, żeby coś tu pozostało. Co? Nieważne. Byle było. Pamięć przetrwać przecież musi.
Trw
a ć pomimo, wbrew, na przekór.
Miłość. Chętnie, byle szybko, byle wierna, cicha, moja. Nasza? Nie. Już uleciało staroświeckie zjednoczenie.
Jedną duszą, jednym ciałem? Rożne firmy, plany, lęki. Niepodobna ograniczać.... Samych siebie? Mnie i
Ciebie? Tak wygodniej, w oddaleniu, obok siebie, na papierku. Choć nie wszyscy... Obraz burzą. Miłość
spaczą, przeinaczą.
Wiara
Wiem, że są jednostki takie, wiem, że głośno o nich krzyczą te ich szkła zamalowane, błazen błazna goni.
Wiem. Ja goszczę w sercach wielu, choć dziś mniej niż dawniej rozpostartych ramion czeka. Wiedza w świat
puściła macki. To nie błąd. Ja... nie oceniam. Powiedz jednak szczerze, proszę, czy na słowo, bez zastrzeżeń,
ufać dziś już niepodobna?
Nadzieja
5
I mi powiedz, ufnie proszę, czy wygasnę już niebawem? W ilu miejscach mnie dziś bito, wyganiano,
spotwarzono. Dzieci swe do piersi tulę, nie opuszczam, wiernie chronię, oni obelg stos szykują. Matką głupich
jestem? Powiedz, czy jak rzekną, tak się stanie? Czy moc mają już tak wielką? Z Ciebie, cóż dziś uczynili?
Prawda miesza się z nieprawdą, to nieludzkie i ... tak ludzkie.
Prawda
Wiaro, słusznie zauważono, iż gdzie stąpasz, sprawiasz cuda. Ludzie wątpią, więc Ty wątpisz, oni błądzą - Ty
nie błądzisz. Pewność w sobie masz i światło, zauważą to niebawem... Gdy lawiny oszczerstw, bajdurzenia ich
zasypią i zlęknieni się otworzą, wtedy cicho ich obudzisz, dostrzec wówczas im pozwolisz, że nie wiedzą samą,
lecz i domniemaniem życie stoi. Powiesz wtedy słabym tworom: „Unieś się choć cal nad ziemię, zobacz jaki
świat wciąż barwny. Miej nadzieję (tak Nadziejo), że doświadczysz piękna tego, że nim minie rok, czy miesiąc,
nim ulecisz ponad ziemię, poznasz i poczujesz prawdę, szczęście i nadzieję.”
Gdy ulecisz ostatecznie, nie czuj lęku, Ten Jedyny będzie czekał, On przytuli i zrozumie, zawsze czuwa,
zawsze czeka. Z a w s z e ponad rozumami, ponad czasem i pojęciem. Z a w s z e jedno i prawdzie. Niepojęte.
Nadzieja
Tak, to pięknie brzmi, lecz kiedy, kiedy oczy swe otworzą?
Prawda
Może k o n i e c ich wyprzedzi? Może niewytłumaczalna Łaska zstąpi raz kolejny, by na nowo wskazać i
prowadzić, szczęścia jednym, chociaż stromym szlakiem.
radość subtelnie rozpromienia ją i otula
Wiesz Nadziejo, wiesz Ty, Wiaro, że przed przyjściem Waszym miłym, dziwne myśli mnie nękały, teraz jednak
się zmieniły. Jest tu szansa, widzę jasno i zaufać się nie lękam, zmiany będą, jedno pewne, drugie jednak - jakie
zmiany, tego nie wiem. Wy nie wiecie? ... Wie On. Nad poznaniem mamy jednak misję do spełnienia, przegląd
serc codziennie czynić. Kto nas zechce, tam zostańmy, choć nie wszędzie się spotkamy, nierozłączne podzielone, w serc gościnę się wsłuchajmy.
Jeszcze chwil niewiele wcześniej, rzekłam niemal, iż bytować tak już nie chcę. Konam. Jeszcze tak niedawno
przecież, koniec prędki nam wieściłam. Teraz, choć potęga mija, nie o walkę się kłopoczę, a o sedno. Sedno
sprawy. Wszystko sunie śliskim zjazdem, kiedy spadnie na stos wielki, nas nie będzie już. Naprawdę. Nie tu…
Nie tak. Przejście wkrótce nadejść musi.
Wiara, Nadzieja
Ich zagłada naszym brakiem. Nasz zaś koniec - odnowieniem. Bo przyjdziemy… Nie tu jednak. Umocnimy
znów stworzenie w miejscu pięknym, pożądanym.
Prawda
Ludzie włóczą się trasami, które im nieprzeznaczone. Ludzie myślą, że puszczami snuć się mają bez ustanku, to
nie zmieni się, to pewne. Moja wiara w nich wygasła, moja ufność uleciała. Może jednak nasza szansa w tym,
by wbrew im, nie ulegać. Niech ich święta profanacja dalej wnętrza nam przenika, niech boleje rzesza ślepców,
że co dawne, miejsca nie ma. Niech udają, proszę bardzo, jednak niech nie przeczą temu, że jesteśmy, choć
zmienione i odrodzić się możemy.
Naraz zza żyły głównej dolnej wyłania się Miłość. Niema dotychczas sprawiła, iż zanurzone w odmętach
rozważań przyjaciółki, zapomniały o niej. Bez uprzedzenia przerywa dysputę swym włączeniem się do niej i
sprawia, że speszone siostry cofają się o krok, ustępując jej miejsca naprzeciw Prawdy.
Miłość
Długo się Wam przysłuchuję, nie przerywam, skromnie czekam, jednak teraz, wybacz, muszę, słów tych kilka
nie poczeka. Zmienną Prawda? Niebywałe... Cóż ten człowiek z nami robi. Czy chcesz wiedzieć skąd tak częste
zmiany w Tobie? Po co bierność się przeradza i entuzjazm z kajdan zrywa? Chcesz Ty wiedzieć, jak to ludzie
od wiek wieka bawią się i w uniesieniu schyłku linę przecinają, już niebawem go uwolnią, już niebawem się
ocalą. Może jakaś klęska wielka, marazm zdoła w końcu skruszyć. Oczy otwórz rodzie kruchy, serce otwórz
wątły ptaszku, co choć śpiewa, nie wie o czym. Miłość czeka, jest cierpliwa, miłość nigdy nie narzeka. Miłość
widzi, nie upiększa, choć pozory złudne głoszą, że rozmydlam co prawdziwe, wybacz, nie o prawdę proszą.
Prawda
Powiedz proszę, skąd te zmiany? Świat się zmienił - to nie dziwy, jednak, czy i my zmienione? Czy nie mylę
się przypadkiem? Może kłam już zniszczył tak mnie, że kolory poszarzały, światło blednie, żar wygaśnie,
zniknę dla nich. Niepotrzebna, odrzucona, niewygodna przecież jestem . Gdy nas tak boleśnie zmienią, że istotę
naszą strawią, czy nie pojmą, że dla siebie sami przyszłość tworzą. W rękach ich co dalej będzie.
Miłość
Rozważ, co powiedzieć ci pragnę. Kochać - nie w ramionach tulić, noce długie z sobą spędzać, ale dawać,
ofiarować, myślisz - żyje to? Nie... Nędza tylko pojąć zdolna, jak niezbędna ludziom jestem. Czy pokocha
człowiek miliard świstków, co potęgę wielką dają, czy rączulkę tak malutką, że niezdolna sobą się zająć, to
różnica. Tak głęboka, a prościutka. Kochać, znowu to powtórzę, to codziennie coś darować. Czy wymagam
wciąż wyrzeczeń? Tak, bo wyrzeczenia daję. Czy chcę więcej, niźli ofiaruję? Nie, spełnienie pewne dam, jeśli
tylko zechcesz mi zaufać, jeśli wiarę we mnie złożysz, przed nogami szczerości dawne troski połóż. Miłość, jest
więc. Prawda jest też. Czy spodziewasz się co dalej?
Prawda
Jaka miłość, jaka prawda - to nie od nas już zależy. Człowiek w sobie decyduje, jaki pędzel wziąć do ręki.
Pociągnięcia pewne, chwiejne, grube, cienkie, barwne, białe. Taka jestem, jak na płótnie duszy. Taka jak we
wnętrzu stale. Obraz ich nie mym kłopotem. Im oglądać go winszuję.
Miłość
Stąd rozterki moja droga. Kryzys prędko nadejść może, acz nie musi. Gdzie zaś wcześniej zagościłaś?
Prawda
Interesu człowiek wielki, co zapomniał, po co żyje. Byt zadany mu na chwilę trwoni, biega za czymś... Za
7
czym? Nie wiem...
Miłość
Nie powiedział?
Prawda
Ech... Powiedział. Nic przede mną nie ukryje. Kłopot w tym, że on sam nie wie. Nic nie widzi, nic nie słyszy,
tylko kręci się jak w pętli. Praca, praca, dom i praca. Kim jest? Czym jest? Nie ma chęci we mnie wcale, by
rozterki jego badać, misję spełniam, bo nawiedzam, pokazuje, że niebawem wszytko runie, jak świat światem,
nie pomieści ucho igły skarbów tyle. To, co zabrać dozwolono, w spisie skarbów pustką świeci. Pan Ubogi w
to co ważne, teraz pewnie też w wir wkręcił się z zadaniem wypełnienia wszystkich kartek. Musi przecież
każdą chwilę wykorzystać w s w o i m czasie. W j e g o czasie jaką chwilę czyni, to już nie jest sprawa moja.
Pokazałam, nie posłuchał. Minie wkrótce jego chwilka. Co pozyskał. Nic. On nie wie... Spokojniejszy, żyjąc w
kłamstwie, stąd po próbach ledwie kilku, uciec stamtąd wprost musiałam.
Miłość
Ach... Więc widzisz. Teraz zaś we wnętrzu innym. Bardzo długo tu radzimy, dywagacje porą późną w duchu
jednym, razem wszystkie - nie myślałam, że to uda się tak szybko. Jest nadzieja widać jeszcze. Gdzie zaś
przyszło nam odpocząć?
Nadzieja
W sercu czystym. Nieskalanym brudem pomyj tak powszechnych. Zagubionym wprost boleśnie, tak przenika
mnie ta rozpacz, żal namiętny, acz treściwy. Serce to już wycierpiało nazbyt... O! Nazbyt wiele. Jednak miło mi
tu spocząć, bo przywitać mnie zechciało, szczere, rade, żem tu przyszła. Spojrzeć w jutro się nie bało i
uwierzyć, że pokona, wszelkie lęki, troski, bóle. Choć nie samo, bo za słabe, wie, że pomoc wnet otrzyma.
Wiara
dodaje z przekonaniem, nie pozwalając dokończyć przedmówczyni
O to prosi, prosi ciągle, o odwagę i o wsparcie. Wie, że samo upaść może, ale podnieść się... Uparcie więc
spogląda w nieboskłony i powtarza, że jest marny. Choć cenniejszy niż kryształy, nie dowierza, że coś warty.
Stąd mnie prosi, bym tu trwała, wie, żem łaską. Wiem, żem chciana.
Prawda
Dla mnie zawsze miejsce znajdzie. W lustrze widzi wciąż sam siebie. Nie odbicie cudzych pragnień, nie swe
mrzonki, lecz istnienie. Wie, że błądzi, nie zaprzecza, wie, że zgubił gdzieś pragnienia bycia bardziej, bycia
lepiej. Szczerość w świetle przed nim stoi, on nie krzyczy, nie ucieka. Głowa tylko zawieszona, bo on czuje, że
uleci mu przez palce czas tak płynny. Czas obalił istnień wiele... Fale słone zabierają nowe życia, byty syte.
Nikt nie lepszy, wszyscy równi wody siłą wprost ku Niemu…
Miłość
Wodą jestem. Te roślinki moje ziemskie uschną niepostrzeżenie beze mnie... Woda źródłem życia przecież. XXI
wiek niszczy nas przyjaciółko moja... Ze źródła wypływam nieskalana rwąc się, by chłodne, życiodajne
tchnienie dotarło do każdego. Nie spalam, orzeźwiam. Nie jestem ogniem… Miłość to nie Pożądanie.
Oczyszczenie czeka, ujście znów bez skazy będzie.
Ten tu człowiek nie chce kochać. Myśli, że to łaska zbytnia. Porzucony, nie samotny, jednak obcy wciąż i
wrogi. Gdzieś pogubił się człeczyna, ale dusza taka sama. Wilkiem stoją mu bratanki, gardzą, szydzą.... Czy
pojmują, że nie z zewnątrz, ale wewnątrz kryształ lśni. Jestem tu choć nie odmienię serca tak obolałego. Ono
kocha innych szczerze, inni jego... Cóż, niebawem razem staną i usłyszą jedno wezwanie.
Prawda
Co więc będzie? Nikt nie zgadnie. Czy obudzą się serc dzwony, czy swym echem tony wzniosą i na świecie,
tak jak nigdy, w pierwszej formie pójdziemy?
Miłość
Wolna wola, moja droga. Łaska wielka - nieużyta. Nie sądziłabym, że kiedyś, cel prawdziwy jej lud pojmie.
Nadzieja
Może kiedyś... Hen, w przyszłości...
Wiara
Lecz i przyszłość jest niepewna. Czy dzień znany? A godzina? Zakróluje liczba pewna, ale reszta... Co to
będzie. Nasz los jasny, ich - niepewny.
Prawda
Trzeba czekać, zobaczymy. Gdy z Jedynym się złączymy, ufać trzeba, że te serca, skołatane same sobą,
problem błahy goniąc ciągle, same pisząc go dla siebie, ockną się i w szczęściu będą w ramion ciepłych blask
przybywać.
Miłość
Jedno pewne, sobą będziem w Mieście Nowym i Przeczystym. Wieczna radość zakróluje... Teraz jednak,
ruszmy dalej, misję naszą pełnić trzeba, serce ruszać, kłuć i prosić, wszelkich działań podjąć próby, oby tylko
zbudzić śniących.
Prawda
9
Świta... Ruszmy.
Wszystkie powoli wypływają z serca pozostawiając w nim swe cząsteczki. Słońce leniwie wkrada się na niebo, by ucieszyć
ponownie swym zjawieniem widzących. Reszta wstanie wkrótce, by przyjąć je z obojętnością. Nie dostrzegają tylko, że z
dnia na dzień nasyca się ono mocniej i mocniej czerwienią...
……………………………
Cisza
ledwie słyszalnym szumem żył oznajmia
Kryzys był nieunikniony. Byle wola walki była, byle kwitła chęć poprawy... Cisza? Ciszy nie ma, gdzieś się
skryła. Szukaj jej pod falą brzęków, topór wygrał rundę swoją. Niech odpuści choć na chwilę, niech zatrzyma
się, a wrócę. Ludziom zmiany są potrzebne, wewnątrz duszy swej milczenie. Sami życie swe piszecie, sami
kres swój więc i stwórzcie. Jeszcze czas jest, by ocalić ludzkość może? Zajrzyj w siebie, znajdź odpowiedź, czy
miłości robisz miejsce? Prawda? Niech zakwitnie Prawda! Lecz nie Twoja - ta prawdziwa. Jeśli nie, cóż...
Zaskoczy was nagich piękne, wielkie Zjednoczenie.

Podobne dokumenty