Czemu warto słuchać lekarza weterynarii?
Transkrypt
Czemu warto słuchać lekarza weterynarii?
Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna Polish National Veterinary Chamber Warszawa dnia 17 kwietnia 2007 r. KILW/064/05/07 Czemu warto słuchać lekarza weterynarii? Oczywistym jest, że dbający o zdrowie zwierząt lekarz weterynarii należy do najbliższych sojuszników rolnika. Pozorne kontrowersje pojawiają się natomiast wtedy, gdy tenże lekarz jako urzędowy przedstawiciel Inspekcji kontroluje dobrostan w gospodarstwie, warunki sanitarne w zakładzie ubojowym czy wręcz zakazuje sprzedaży produktów pochodzenia zwierzęcego, stwierdziwszy nieprawidłowości. Nikt nie lubi być kontrolowany, nikt nie lubi, kiedy wykazuje mu się niedociągnięcia. Nie zastanawiamy się wtedy, że inspekcyjne wskazówki w szerszej perspektywie służą naszemu dobru i pozwolą na osiągnięcie lepszych wyników ekonomicznych dzięki osiągnięciu wyższej jakości produktu. Na szczęście – coraz częściej przekonujemy się, że tak jest naprawdę, że poprawa warunków higienicznych produkcji zwierzęcej podnosi ich jakość, a to z kolei rozszerza rynki, na których możemy sprzedać mięso i mleko i poprawia zaufanie konsumenta do produkowanej przez nas żywności. Dziś już i u nas hodowca rozumie, że bardziej opłaca mu się sprzedać mniej mleka, ale lepszej jakości, za które uzyska lepszą cenę, niż wyprodukować więcej białego płynu z bakteriami albo proszkiem IXI, którego nikt przy rynkowej konkurencji nie będzie chciał kupić. Niestety nie zawsze zdają sobie z tego sprawę politycy, którzy zabiegając o wiejski elektorat, szermują obietnicami, że ulżą ciężkiej doli chłopa, ograniczając kontrole i „trzymając w cuglach” inspektorów. Przy takim podejściu rodzą się nieporozumienia, tym większe, że Inspekcja Weterynaryjna kontrolująca rolnika podlega resortowi, który tego samego rolnika reprezentuje na arenie politycznej. Pojawia się wtedy realne niebezpieczeństwo, że sygnalizowane przez Inspekcję zagrożenia i potrzeby przeciwdziałania im są spychane na dalszy plan. Bardziej spektakularnie brzmi zapewnienie, że doprowadzi się do zmniejszenia uciążliwości tych kontroli. To wygląda atrakcyjnie, ale w perspektywie może okazać się „samobójcze”, jeśli zamknie przed niewystarczająco kontrolowanymi produktami europejskie i światowe rynki, z takim trudem wywalczone przez polskich rolników i producentów żywności. A o to, przy wielkiej konkurencyjności światowej produkcji rolniczej, niezwykle łatwo i inni politycy nie omieszkają takiej okazji bezwzględnie wykorzystać. Wystarczy wspomnieć o politycznej blokadzie eksportu polskich produktów rolnych do Rosji i trudnościach z przywróceniem tego rynku zbytu, mimo udowodnienia przez obiektywnych unijnych kontrolerów, że polska Inspekcja Weterynaryjna działa bez zarzutu, a produkcja jest zgodna z normami Unii Europejskiej. Ostatnio w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi pojawiły się niebezpieczne projekty, aby w ramach programu „tanie państwo” połączyć wszystkie podlegające temu Ministerstwu inspekcje. Według takich projektów zamierza się „wrzucić do jednego wora” Inspekcję Weterynaryjną, Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, tworząc Inspekcję Bezpieczeństwa Żywności, z której nazwy wypadłoby nawet słowo „weterynaria”. Osobą decydującą na wszystkich administracyjnych szczeblach, czyli głównym, wojewódzkim i powiatowym inspektorem nie musiałby być lekarz weterynarii. Bardzo to przypomina tę złudną obietnicę, że osłabienie nadzoru będzie ulgą dla producenta rolnego. Tymczasem w całym świecie gwarancją bezpieczeństwa żywności pochodzenia zwierzęcego jest pieczęć kompetentnego urzędowego lekarza weterynarii. W rzeczywistości ideą produkcji zdrowej żywności jest jednolita jej kontrola „od pola do stołu. W Polsce Inspekcja Weterynaryjna nadzoruje produkty pochodzenia zwierzęcego do etapu przetwórstwa. Handel hurtowy i detaliczny nadzorowany jest przez podlegającą Ministerstwu Zdrowia Inspekcję Sanitarną. Sprawia to, że na styku ogniw tego łańcucha występują dublujące się dwie kontrole, co rzeczywiście może powodować uciążliwość dla producenta i generować nie do końca uzasadnione koszty. Zatem naturalne i racjonalne wydaje się utworzenie Urzędu Zdrowia Publicznego, który powinien obejmować trzy piony: 1/ pion promocji zdrowia i edukacji prozdrowotnej, 2/ pion sanitarny, 3/ pion bezpieczeństwa żywności i weterynarii. Urząd ten oceniając i zarządzając ryzykiem, zarówno zapobiegałby rozprzestrzenianiu chorób zakaźnych, jak i dawałby gwarancję, że jogurt ze sklepowej półki jest napojem zdrowym i pełnowartościowym. Mogłoby to być rozwiązaniem modelowym dla Europy, rzeczywiście racjonalizującym efektywny nadzór i obniżającym jego koszty. Zdesperowani urzędowi lekarze weterynarii postanowili publicznie zamanifestować swoją postawę, zwracając uwagę na niebezpieczeństwa wynikające z wieloletniego niedofinansowania Inspekcji Weterynaryjnej i zagrożenia, jakie stanowić może niewystarczająca kontrola czy nieprzemyślane osłabienie roli urzędowego lekarza. Jakiekolwiek odstępstwo od przyjętych w świecie zasad nadzoru i podejmowanie administracyjnych decyzji przez osoby bez właściwych kompetencji bardzo szybko może stać się katastrofą dla eksportera. Opracował Rzecznik Prasowy KRLW Dr wet. Jacek Krzemiński Dr Tadeusz Jakubowski Prezes Krajowej Rady Lekarsko - Weterynaryjnej al. Przyjaciół 1 tel./fax: (+48 22) 628 93 35, tel.:(+48 22) 622 09 55 00-565 Warszawa e-mail: [email protected] • www.vetpol.org.pl