03042005, 102KB
Transkrypt
03042005, 102KB
1 Arcybiskup Stanisław Gądecki Kazanie wygłoszone podczas Mszy św. sprawowanej jako wyraz dziękczynienia za życie i dzieło Ojca Świętego Jana Pawła II (Archikatedra Poznańska, 3 kwietnia 2005 r.) Najdrożsi Bracia i Siostry w Chrystusie, Dzisiaj śpiew "Alleluja" rozbrzmiewa w inny, bardziej uroczysty sposób. Jest przecież Biała Niedziela, Niedziela Miłosierdzia Bożego. Dzisiejszy fragment Ewangelii przypomina jak Zmartwychwstały ukazał się Apostołom i pokazał im swoje ręce i bok - znaki męki niezatarte również po zmartwychwstaniu. Te chwalebne rany objawiają Boże miłosierdzie. Miłość Boga, który tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy miał życie wieczne. „Alleluja” musi rozbrzmiewać inaczej także dlatego, że nasze dusze są wstrząśnięte bolesnym faktem śmierci naszego pasterza, Ojca Świętego Jana Pawła II. Ten, który przez ponad ćwierć wieku zachęcał nas byśmy wpatrywali się w Chrystusa, jako w jedyny powód naszej nadziei", sam przeszedł w pokoju do życia, które się nie kończy. W wigilię Miłosierdzia Anioł Pana zbliżył się do wiernego sługi Boga, który niezwłocznie przekroczył próg nadziei. Kard. Sodano powiedział: "Również ja byłem świadkiem tego pokoju gdy trwałem przy łóżku Papieża w godzinie agonii i widziałem pokój ludzi świętych". Jan Paweł II odszedł w wigilię święta Miłosierdzia Bożego, obchodzonego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy - święta, które sam ustanowił. Święto to zrodziło się z objawień Faustyny Kowalskiej, skromnej zakonnicy ze zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia, której Jezus polecił głoszenie Bożego Miłosierdzia całemu światu. "Jestem miłością i samym miłosierdziem" – powiedział. Ojciec Święty podczas pielgrzymki do Polski w roku 2002 zawierzył cały świat Bożemu Miłosierdziu i poświęcił sanktuarium w Krakowie Łagiewnikach. On też, na dwa dni przed swoją śmiercią, ponownie zawierzył Kościół i świat Bożemu Miłosierdziu w specjalnym telegramie na uroczystości Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. W telegramie z 31 marca napisał m.in. "Pragnę ponownie zawierzyć tej Miłości Kościół i świat, wszystkich ludzi na całym okręgu ziemi, a także siebie samego w mojej słabości". We Wielkanocnym hymnie czytamy: Śmierć zwarła się z życiem, W tym boju, o dziwy, Choć poległ Król życia, Króluje dziś żywy. 1. PROROCTWO Któż w Polsce przypuszczał jeszcze na początku października 1977 roku taki bieg rzeczy? A jednak, nie minął cały rok, a watykańskie konklawe wybrało papieża Polaka. W tamtych, zapierających oddech w piersi Polski i świata chwilach wyboru kard. Wojtyły na urząd powszechnego Pasterza owczarni Pańskiej, kard. Wyszyński starał się oddać atmosferę konklawe i opisać sylwetkę poszukiwanego kandydata, mówiąc następujące słowa: „W gronie kardynałów szukano człowieka żywej wiary, gorącej modlitwy i pasterskiej gorliwości, a nadto człowieka dobrego serca, życzliwości dla ludzi, uprzejmości, łatwo wyczuwalnej wrażliwości, przez którego 2 oczy udzielałaby się światu pełna miłość Boga. Przejęty wielkością chwili dodał: dostrzegłem w Nim inny format duchowy. To jest czlowiek, dla którego modlitwa jest żywiołem” (por. Przemówienie Prymasa Polski w Radiu Watykańskim). Takim właśnie znali Go ci, którzy razem z Nim trudzili się dla Chrystusa. Lecz nawet ci, którzy Go znali dostatecznie dobrze, nie wiedzieli jaką Pan Bóg zgotuje Mu przyszłość. Dlatego za każdym razem, kiedy biorę do ręki wydanie nadzwyczajne L’Osservatore Romano, które ukazało się tamtego wieczoru o godz. 18.43, ze wzruszeniem powracam do krótkiego tekstu z jego pierwszej strony zatytułowanego: Pietro e padre, tzn. Piotr i ojciec. Tekst ten rozpoczyna się w sposób tak ogólnikowy, że właściwie mógłby on przystawać do każdego papieża. Potem jednak, powoli, powoli, nabiera tonu coraz to bardziej proroczego, dla niektórych wręcz porażającego. Jego autor myśląc o przyszłości papieża mówi tak: Twoja obecność będzie powszechnym ojcostwem. Będziesz punktem odniesienia dla wszystkich ludzi, którzy wierzą w wartości ducha, pokoju i zgody między ludźmi. Dlatego, w Twoim posłannictwie i życiu uzewnętrzni się cierpienie miłości. Twoja odpowiedź na powołanie będzie zaprawdę oddawaniem życia w sposób najczystszy i najbardziej radykalny, zgodny z Ewangelią. Wprawdzie Ty kochasz wszystkich, lecz nie wszyscy będą Ciebie kochali, ponieważ bycie dzieckiem oznacza brak szacunku dla tego, o co prosimy i co otrzymujemy z pełni, którą posiada ojciec. Również w nas wierzących, mimo dobrych chęci, odpowiedź nie będzie adekwatna do Twojej serdecznej troski, i to będzie częścią Twojego codziennego zmagania i samotności przed Bogiem. Droga, którą rozpocząłeś będzie Drogą Krzyżową”. 2. CIERPIENIE Tak się istotnie stało. Kiedy patrzymy na Jana Pawła II z perspektywy całego Jego życia i śmierci, nie ma wątpliwości, że najpotężniejszą siłą przygotowującą i towarzyszącą temu pontyfikatowi było cierpienie. To ono przygotowało Karola Wojtyłę od najwcześniejszych lat do zadania, którego nie da się inaczej określić jak zadanie wszczepione w dzieło Cierpiącego Sługi Jahwe. Wprawdzie słowa Izajaszowego proroctwa odnosimy najpierw do Chrystusa, jednak nie można uciec przed myślą, że w jakiś sposób określają one także sylwetkę tego Papieża, który po Drodze Krzyżowej wszedł w ślady Pana. Zrozumiał, iż każde serce, które patrzy na wielkość ofiary Chrystusa uczy się kochać na miarę Chrystusową. Uczy się poświęcać z miłości do Boga wszystko, co jest mu drogie i bliskie. On to zrozumiał i nie uległ złości. Zaczynał rozumieć, gdy w czasie wojny - dzięki Janowi Tyranowskiemu - poznał św. Jana od Krzyża. Rozumiał lepiej, kiedy napisał w Rzymie rozprawę doktorska zatytułowaną: Problem wiary u św. Jana od Krzyża. Rozumiał, kiedy w 1976 roku wygłaszał dla Ojca św. Pawła VI i pracowników Kurii Rzymskiej rekolekcje na temat: Znak, któremu sprzeciwiać się będą. Swoim życiem i pracą Ojciec Święty udowodnił, że istnieje owa szczególna wielkość ducha, która w człowieku niewspółmiernie przerasta ciało. Co więcej, gdy jest ono chore i niesprawne, a człowiek niezdolny do życia i działania, ta wewnętrzna dojrzałość i wielkość duchowa tym bardziej staje się widoczna, stanowiąc przejmującą lekcję dla współczesnych. Papież całym życiem powiedział do nas, że właśnie „w miarę jak człowiek bierze swój krzyż, łącząc się duchowo z Krzyżem Chrystusa, odsłania się przed nim zbawczy sens cierpienia. Człowiek nie odnajduje tego sensu na swoim ludzkim poziomie, ale na poziomie cierpienia Chrystusa. Równocześnie jednak z tego Chrystusowego poziomu ów zbawczy sens cierpienia zstępuje na poziom człowieka i staje się poniekąd wyrazem jego własnej odpowiedzi. Wówczas też człowiek odnajduje w swoim cierpieniu pokój wewnętrzny” – ten pokój, który promieniował podczas liturgii umierania Ojca Świętego, 3 którą śledził w napięciu cały świat, aż po ostatnie „Amen” i który również dzisiaj - po Jego śmierci - promieniuje i promieniować będzie w dalszym ciągu na każdego nas. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa (1 P 1,6-7). 3. PONTYFIKAT Dokonanie podsumowanie ponad 26 lat tego pontyfikatu jest z wielu względów rzeczą zgoła niemożliwą. Jego dorobek jest tak wielowątkowy, a na dodatek: jak poddawać ocenie coś, o czym się samemu nie ma dostatecznego wyobrażenia. W jakimś sensie przypominałoby to próbę oceny profesora przez studenta, który ani nie ma dostatecznego wykształcenia, ani dorobku, ani pojęcia o tym, co znaczy być profesorem. My możemy sobie pozwolić tylko na próbę fragmentarycznego oglądu pełnej prawdy, spoglądając na posąg tylko z jednego miejsca, dostrzegając jedynie fragment bogatej i skomplikowanej rzeczywistości. Chociaż jeden z najdłuższych, ostatecznie jest to jednak jeszcze jeden pontyfikat w historii Kościoła. Jeszcze jedno ogniwo tego długiego łańcucha sukcesji apostolskiej, której początki sięgają Apostoła Piotra, będące bezpośrednim następstwem charakteru poprzednich pontyfikatów: Jana XXIII, Pawła VI i Jana Pawła I. Każdy z tych papieży wyróżniał się jakimiś własnymi, wyjątkowymi przymiotami. Gdy idzie o Jana Pawła II, to przemierzył on więcej kilometrów niż wszyscy papieże razem wzięci. Żaden z papieży - od czasów św. Piotra - nie chodził modlić się do synagogi. Żaden nie głosił kazań do muzułmanów. Nie spotkał się z przedstawicielami wszystkich Kościołów, wyznań, religii i wierzeń. Nikt na świecie nie spotkał się w ogóle z tyloma ludźmi, co obecny papież. Żaden z dotychczasowych papieży nie ma też tak bogatego dorobku nauczania, tak pod względem objętości, jak i pod względem ciężaru gatunkowego przedstawianych treści. Tych faktów można by przytoczyć znacznie więcej, lecz z tego wyliczania niewiele wynika, bo prawdopodobnie każdy papież robił coś szczególnego, czego nie czynili jego poprzednicy. Zamiast więc szukać tego, co całkowicie nowe, korzystniej jest zastanowić się nad tym, co charakterystyczne. A z pewnością charakterystyczne było dla niego to, co zapisało się w naszym języku jako promieniowanie ojcostwa. Pośród sieroctwa panującego szeroko we współczesnym świecie to właśnie okazało się najskuteczniejsze. Na przestrzeni tych ostatnich, ponad dwudziestu lat świat jako całość nie stał się może wyraźnie lepszy. Nie ustały wojny. Nie zmniejszyła się cywilizacyjna przepaść oddzielająca różne regiony świata. Co zatem skłania nas do podtrzymywania opinii wypowiedzianej przez Sołżenicyna na początku obecnego pontyfikatu, że jest on naprawdę wielkim darem wszechmogącego Boga dla Kościoła i świata? Może właśnie to, że w ciągu tych lat zmienił się sposób reagowania świata, a nawet środowisk dalekich od katolicyzmu, na Kościół i Stolicę Apostolską. W latach poprzedzających obecny pontyfikat systematycznie rosło polityczne znaczenie Stolicy Apostolskiej jako instytucji, a jednocześnie zmniejszał się jej autorytet moralny, w przypadku zaś krajów dawnego bloku sowieckiego - także jej wiarygodność. Jan Paweł II odwrócił tę tendencję, stając się autentycznym przywódcą duchowym w świecie pogrzebanych ideologii i ogólnego kryzysu tradycyjnych wartości. Dowiódł, że Kościół nie jest jedynie organizacją charytatywną, społeczną, polityczną, a nawet, że nie jest tylko organizacją religijną. Kościół jest żywą obecnością Chrystusa, sakramentem i tajemnicą wiary. Przede wszystkim zaś obecnością w świecie tajemnicy Krzyża, 4 dzięki której mozolnie buduje się jedność podzielonego, lecz odnawiającego się świata. W tym dziele, Ojciec Święty nam przewodził, dzięki niemu Kościół wciąż trwa ten sam, choć nie jest taki sam. To, co nadprzyrodzone, wydaje się w nim coraz bardziej naturalne, a to, co naturalne zdaje się nam coraz bardziej nadprzyrodzone. Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie (1P 1,3-4). 4. TESTAMENT DLA POLAKÓW Do czego zobowiązał Ojciec Święty nas, Polaków? Otóż, przemawiając na krakowskich Błoniach w 1979 roku prosił: „...zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię "Polska", raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością - taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, - abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. Proszę was: - abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało, - abyście od Niego nigdy nie odstąpili, - abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On "wyzwala" człowieka, - abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest największa, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu” (Homilia na krakowskich Błoniach, 1979).