Syberia- ziemia nieludzka - Zespół Szkół Społecznych STO w
Transkrypt
Syberia- ziemia nieludzka - Zespół Szkół Społecznych STO w
I miejsce w kategorii gimnazjum Magdalena Chodorska – Zespół Szkół w Debrznie Syberia - ziemia nieludzka 16 października Drogi Pamiętniku! Dzień jak co dzień. Nic specjalnego się nie wydarzyło. Jak każdego dnia wstałam, poszłam do szkoły, w której niewiele się wydarzyło. No, może z wyjątkiem niezapowiedzianej kartkówki z niemieckiego, bo dostałam sporą dawkę adrenaliny, kiedy chciałam ściągnąć, a Pani właśnie spojrzała w moją stronę. Jednak nie o tym chciałabym Ci dzisiaj opowiedzieć. Chodzi o lekcję języka polskiego. Dobrze wiesz, jak lubię ten przedmiot, a dzisiejsza lekcja nasunęła mi pewną myśl. Mówiliśmy o autorytetach, o tym, że każdy powinien mieć swój wzór do naśladowania i dyskusja sprowadziła się do tematu wojny i zsyłki Polaków przez Rosjan na Syberię. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ponieważ żyjemy w wolnej Polsce, nie musimy się martwić o to, czy kolejny dzień będzie dniem klęski, czy może wyzwolenia narodu. Nie musimy się bać, że do mieszkania wpadnie żołnierz niemiecki, czy rosyjski z nakazem aresztowania i zsyłki do obozu koncentracyjnego, czy na Sybir. Nie musimy się martwić o podstawowe prawa takie jak wolność słowa. Temat bohaterów, jakimi w czasach wojny okazali się zwykli zjadacze chleba, bardzo mnie zaintrygował, dlatego postaram się dowiedzieć więcej o tej sprawie i na bieżąco będę zdawać Ci, mój drogi Pamiętniku, relacje z postępów w moim ‘’śledztwie’’. Mam nadzieję, że dowiem się jak najwięcej w tym kierunku, bo nie jest to temat częstych dyskusji, a wydaje mi się, że naprawdę ważny. Tymczasem kończę moją notatkę, gdyż zadanie z chemii uśmiecha się do mnie, a nie chcę dostać jedynki w drugim miesiącu szkoły. 17 października Kochany Pamiętniku! Dzień dzisiejszy był o wiele ciekawszy niż wczorajszy. Zapewne była to zasługa moich wspaniałych kolegów, którzy korzystają z każdej okazji, aby „zabłysnąć” przed całą klasą. Niestety dzisiaj nie pokazali się z najlepszej strony, bo naubliżali naszej matematyczce. Rany, co za prymitywy! Nie życzę nikomu źle, ale chciałabym, żeby choć raz zaznali cierpienia, jakim była np. zsyłka na Syberię. A no właśnie, Syberia. Opowiadałam Ci, kochany Pamiętniku, że mam zamiar dowiedzieć się więcej o polskich Sybirakach. Postanowiłam zadziałać już dzisiaj. Tak więc, pomyślałam, że najlepiej będzie udać się do osoby, która z historią jest za pan brat, czyli do naszego historyka. No cóż, myliłam się. Powiedział on na lekcji, że nasza klasa jest do tyłu z materiałem i musi nadganiać, jak tylko może, więc nie ma czasu na pytania nie na temat. Na historii tkwimy jeszcze w baroku, więc do II wojny światowej droga daleka. Ech, szkoda. Ale nie poddałam się i poszłam do Pani polonistki, chociaż dzisiaj nie mieliśmy języka polskiego w planie. Pani zaproponowała mi obejrzenie filmu „Jeniec- jak daleko nogi poniosą”. Podobno opowiada on o życiu w obozie na Syberii, ale za żadne skarby nauczycielka nie chciała zdradzać szczegółów. Dlatego nie pozostało mi nic innego, jak obejrzeć go w sieci. Film bardzo mnie zaskoczył. Opowiadał on o niemieckim żołnierzu skazanym na 25 lat przymusowych prac na Sybirze. Kiedy dociera na miejsce zsyłki, szybko postanawia walczyć o swoje życie i rodzinę, więc zdeterminowany zamierza uciec do domu. Od Berlina dzieli go ponad 6000 kilometrów, a jednak postanawia podjąć, można powiedzieć, samobójczą decyzję, bo czy normalny człowiek zdecydowałby się na coś takiego? Generalnie film bardzo mi się podobał, bo ukazał wiele faktów z życia w obozie syberyjskim. Najbardziej fascynujące jest to, że film ten jest oparty na faktach. Właśnie to dzieło zainspirowało mnie do dalszych poszukiwań faktów na temat Sybiraków, przede wszystkim polskich. Pewnie, jeżeli uda mi się oczywiście zdobyć nowe informacje na temat życia na Syberii, nie będę pisała o niczym innym. Z góry Cię za to, mój Pamiętniku, przepraszam, ale jest to dla mnie bardzo ważne. Tylko skąd teraz zaczerpnąć trochę informacji? No, cóż, coś muszę wymyślić, inaczej ta sprawa nie da mi spokojnie spać, a to chyba moje ulubione zajęcie. 19 października Drogi Pamiętniku! Dzisiaj bez zbędnych wstępów, bo mam naprawdę niesamowite wiadomości! Po lekcji polskiego poszłam do naszej nauczycielki. I co? Nigdy nie zgadniesz! Umówiła mnie na wywiad z kobietami, które przeżyły Syberię! Polonistce bardzo spodobał się mój upór i powiedziała, że skoro aż tak się zaangażowałam, to postara mi się pomóc. Niesamowite! Jestem bardzo podekscytowana i już nie mogę się doczekać. To dopiero za dwa dni, a ja już nie mogę się doczekać. Rodzice i koledzy nie mogą już znieść ciągłej paplaniny o tym. Ale co ja na to poradzę, że aż tak zaczęło mi na tym zależeć? Dobrze, że jutro sobota, więc będę miała czas przygotować się do tego wywiadu. Kto wie, może kiedyś mój upór zmotywuje do działania inne osoby? A teraz idę spać (chociaż nie wiem, czy usnę), bo jutro przede mną pracowity dzień. 21 października Kochany Pamiętniku! Nareszcie! Udało mi się dopiąć swego, bo dzisiejszego dnia przeprowadziłam wywiad z kobietami, które przeżyły Syberię. Wszystko to jest zasługą pani polonistki, która zaaranżowała to spotkanie. Jestem jej bardzo wdzięczna z tego powodu, gdyż dzięki niej dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam wiedzieć na temat życia polskich zesłańców na Syberii. Wywiad z siostrami - panią Bronisławą Okrajek (zesłana na Syberię, jako 9letnia dziewczynka) i panią Marią Pałosz (zesłana jako 2-latka) przebiegał w bardzo przyjaznej i miłej atmosferze. Na początek pani Bronisława opowiadała o swoim dzieciństwie. Było to zwykłe dzieciństwo pełne zabaw i pozbawione trosk. Jak każde dziecko pani Bronisława sprawiała kłopoty, ponieważ była trochę niefrasobliwym maluchem. Ale chyba większość z nas jako brzdąc potrafiła dać w kość. Pani Bronisława najmilej wspomina jezioro swojego dziadka. To właśnie za nim tęskniła najbardziej podczas pobytu na Sybirze. Rodzina tych pań była dość zamożna, jak na tamte czasy, więc z tego powodu dostali nakaz zsyłki. Jednak dzięki zaradności głowy rodziny wszyscy zdołali uciec na Białoruś. Uciekali całą noc, ale udało im się ukryć. Był to dla nich wielki szok, gdyż z domu, gdzie zawsze było dostatnio, trafili do okropnej biedy. Na Białoruś uciekli wiosną, a już jesienią jechali pociągiem na Syberię, gdyż cała rodzina została namierzona. Nie mieli nawet czasu zabrać ze sobą niezbędnych rzeczy i każdy wyjechał tak, jak stał. I w tym momencie zaczyna się część fascynującej opowieści o losach polskiej rodziny na Sybirze. Podróż, choć lepiej pasowałoby określenie transport taniej siły roboczej, przebiegała w warunkach odchodzących od wszelkich norm, nie tylko sanitarnych. W jednym wagonie towarowym, który teraz służył do przewozu ludzi, wiezione były 4 rodziny po 6-7 osób w każdej. Ja nie mogę wytrzymać w jednym pokoju z bratem, a co dopiero w takim tłoku! Ludzie spali jeden na drugim, ściśnięci tak, że ledwo mogli oddychać. Drzwi były zaryglowane i ze światem zewnętrznym łączyło ich jedynie niewielkie okienko. Raz dziennie pociąg się zatrzymywał i wtedy ludzie dostawali wiadro kaszy czy ziemniaków, które musiały starczyć im na całą dobę. Jedno wiadro, a prawie 30 osób. Do dzisiaj nie przywiązywałam wagi do spraw takich jak jedzenie, bo nigdy go nie brakowało. Jednak kiedy usłyszałam, że ludzie walczyli o każdy kęs, zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak mamy dobrze mogąc bez problemu iść do sklepu i kupić przeróżne produkty, a zesłańcy, żeby przeżyć w pociągu wiozącym ich nie wiadomo dokąd, omalże nie dopuszczali się kanibalizmu. Ludzie, a szczególnie dzieci nie załatwiały swoich potrzeb, bo wstydziły się przy dorosłych nachylić do dziury i tam się wypróżnić. Transport tym pociągiem był istnym koszmarem zarówno dla maluchów, jak i dorosłych. Ale potem było tylko gorzej. Po dotarciu na miejsce wyrzucono wszystkich na śnieg i mróz. Wszyscy byli w letnich pantofelkach i wiele osób poodmrażało sobie stopy. Niestety, nie był to koniec okropieństw. Po mrozach Syberii przyszła pora na statek. Tak naprawdę nikt nie wiedział, dokąd płynie. Ludzie gdybali, czy kiedy wysiądą z niego na ląd od razu zostaną rozstrzelani, a może najpierw lata ciężkich prac w kopalni i powolna śmierć w męczarniach? Na szczęście mama pani Bronisławy przyłączyła się do innej rodziny zesłańców, dlatego wiedzieli, że będę pracować, ale przynajmniej zostaną przy życiu. Trafili do opuszczonego domu, gdzie gnieździło się kilka rodzin. Była jedna wspólna kuchnia i piec chlebowy, a każda rodzina miała tylko jeden pokój. Uwierzysz, mój Pamiętniku, że to i tak były dobre warunki? Niektórzy ludzie budowali ziemianki, w których mieszkali, aby tylko się schronić przed zimnem i Rosjanami oczywiście. Jedzenia też nie było za wiele. Tak naprawdę nikt nie najadał się do syta. Dzieci pałaszowały surowe ziemniaki, które gdzieś znalazły, a które smakowały jak jabłka. Ludziom nie pozostawało nic, jak tylko chodzić do lasu, czy na okoliczne pola tak, aby nie dać się zauważyć i podebrać jak najwięcej pozostałego ziarna z pól. Pani Maria wspominała, że jako dzieci jedli rośliny przypominające bambusy. Życie tam nie było łatwe. Ja w wieku 6 lat bawiłam się lalkami i ganiałam po podwórku, a dzieci na Syberii od najmłodszych lat musiały już ciężko pracować. Nie wyobrażam sobie, że jako 6–letnia dziewczynka miałabym pracować jak dorosła osoba. Niestety tam małe dzieci już jeździły konno i od rana do nocy woziły siano dla bydła. Jednak tu chodziło o przeżycie. Życie na Syberii zależało głównie od sprytu. Bez zaradnego i sprytnego taty pani Maria i pani Bronisława nie przeżyłyby do dnia dzisiejszego. Dzięki ich ojcu nie głodowali tak jak reszta. Często potrafił też oszukać Rosjan, a to było naprawdę bardzo trudne. Ale najbardziej w tych opowieściach syberyjskich podobało mi się to, że mimo iż bieda mogła wyglądać z każdego zakamarka domu, to polska gościnność była na pierwszym miejscu. U Polaka zawsze można było coś zjeść, napić się, przenocować, choćby sam miał głodować. To bardzo wartościowa tradycja i strasznie mi się podobało, że kultywowana była nawet w tak trudnych warunkach. Panie opowiadały również o tym, że nie tylko Polacy byli zsyłani na Syberię. Byli to również Niemcy, Czeczeni, Żydzi, nawet Rosjanie, co mnie bardzo zdziwiło. Pani Maria, która uczęszczała na Syberii do pierwszej klasy opowiadała, jak surowe były kary za mówienie w szkołach po polsku. Jako mała dziewczynka Pani Maria miała wręcz wpajany język polski i nim się posługiwała na co dzień. Jednak w szkole za używanie naszej pięknej polszczyzny można było dostać naprawdę srogie kary. Ach, biedne te dzieci. Sprawy zdrowia i higieny były na bardzo niskim poziomie, bo najbliższa pomoc medyczna znajdowała się kilkadziesiąt kilometrów od wioski. Ludzie leczyli się głównie domowymi metodami. Wszyscy byli owrzodzeni od zimna, jednak nic nie mogli na to poradzić. Tak samo z łamaniem prawa. Kiedy ktoś się pobił nie wzywano pomocy, gdyż policja była daleko, więc nikomu nie chciało się iść wiele kilometrów, aby na kogoś naskarżyć. Dzięki temu ludzie szybciej dochodzili do porozumienia. Najgorszym wspomnieniem pani Bronisławy, którego nie zapomni do końca życia był zapach spalonej skóry. Kiedy jechali pociągiem lampa naftowa, którą zdążyła zabrać z domu inna rodzina, spadła i wywołała mały pożar. Drzwi do wagonu były zaryglowane, więc nie było wiadomo, co robić. Jeden z „podróżnych” zaczął gasić to własnymi rękoma, bo inaczej wszyscy by się spalili. Kiedy zgasił ten pożar, skórę miał poparzoną i lekko zwęgloną. Jako że transport trwał ponad trzy tygodnie, zaczęła się ona rozkładać. Odór tej skóry wywoływał mdłości i wymioty i był podobno tak niesamowity, że nie zapomina się tego do końca życia. Życie na Syberii było straszne, jednak w końcu przyszedł kres tego cierpienia. Po śmierci Stalina zezwolono wrócić do Polski osobom, które mają tu rodzinę. Już w tamtych czasach biurokracja stanowiła wielki problem, a rodzina pani Marii i pani Bronisławy czuła się jak w „Procesie” Kafki. Załatwienie wszystkich „świstków” potrzebnych na powrót do kraju zajęło ponad rok, ale w końcu zakończyło się to sukcesem. Po powrocie do Polski rodzina ta strasznie się wyróżniała, niemniej jednak przyjęci zostali bardzo serdecznie. Mogli liczyć na pomoc ze strony sąsiadów i innych ludzi, więc szybko udało im się jakoś oswoić z zaistniałą sytuacją. Wszyscy bardzo cieszyli się z powrotu do Polski, bo jadąc na Syberię tak naprawdę byli święcie przekonani, że o ile nie zostaną rozstrzelani, to pozostaną na Syberii na zawsze. Los jednak lubi płatać figle i czasami mile zaskakiwać tak jak w tym przypadku. Paradoksalnie szczęściem w nieszczęściu było to, że rodzina ta trafiła do w miarę cywilizowanego miejsca, bo duża część ludności została zesłana w okolice Uralu, albo na koła podbiegunowe, gdzie były gwałty na kobietach, morderstwa czy rozstrzeliwania za samo istnienie człowieka i sprowadzanie wartości człowieka do rzeczy, do śmiecia, którym można pomiatać. Wiem, mój Pamiętniku, że dzisiejszy wpis był chyba najdłuższy, jaki kiedykolwiek napisałam. Przepraszam Cię za to, jednak bardzo chciałam zapisać to wszystko, czego się dowiedziałam, bo strasznie się w to zaangażowałam. Opowieści tych kobiet, które przeżyły Sybir uświadomiły mi to, że bardzo często nie doceniam tego, co mam. Zesłańcy Syberii walczyli o przeżycie również po to, aby sprzeciwić się Rosjanom, pokazać, że nie mają nad nami władzy i aby nasze młodsze pokolenia mogły żyć w wolnym kraju. Jestem im za to wdzięczna, jednak sama wdzięczność nie wystarczy. Trzeba jeszcze okazać zrozumienie i szacunek wobec tak wielkich czynów. Chciałabym, żebym nie tylko ja doceniała, jak ważną rolę dla nas, współczesnych Polaków odegrali Sybiracy, ale również moi koledzy, którzy często naśmiewają się ze spraw naprawdę ważnych. Pamiętniku, życz mi szczęścia, aby udało mi się przekonać również moich kolegów, że są w życiu wartości ważne i ważniejsze. *Powyższy tekst różni się od oryginalnego tekstu autorki – usunięte zostały błędy interpunkcyjne oraz podkreślono błędy leksykalne i powtórzenia.