Biografia wielkiego trenera, Wydawnictwo AGORA

Transkrypt

Biografia wielkiego trenera, Wydawnictwo AGORA
Nr
Styczeń 2016
Gospodarka-Nauka-Technika-Kultura-Sztuka-Sport-Społeczeństwo
Izabela Piecuch
Biografia wielkiego trenera, Wydawnictwo AGORA Grudzień 2015
W grudniu ubiegłego roku ukazała się
książka biograficzna naszego wielkiego
i wybitnego trenera Reprezentacji Polski
w piłce nożnej nakładem Wydawnictwa
AGORA – autorstwa Pawła Czado oraz
Beaty Żurek.
Cena tej książki nie jest mała, bo wynosi
44 zł 99 gr, ale warto kupić, gdyż ujawnia ona ogromną ilość ciekawostek oraz
nieznanych informacji zza kulis z życia
wielkiego trenera, a jednocześnie wspaniałego człowieka. Stanowi ona nie lada
gratkę dla kibiców piłki nożnej – najpopularniejszej dyscypliny w grach zespołowych na świecie w tym także w Polsce.
Jeżeli więc dostatecznie dużo napisano o naszym trenerze Reprezentacji
Polski Kazimierzu Górskim to trzeba jasno i jednoznacznie powiedzieć, iż bardzo mało, a właściwie to prawie w ogóle
nie napisano do tej chwili nic o życiu
i dokonaniach trenera Antoniego Piechniczka. Tymczasem, gdyby ustalić jakikolwiek klucz w aspekcie najważniejszych sukcesów w pracy
z Reprezentacją Polski to okaże się, że
trenerem Reprezentacji Polski, który
osiągnął największe sukcesy, jest nie
trener Kazimierz Górski, lecz trener
mgr Antoni Piechniczek, absolwent studiów stacjonarnych Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie (w trakcie
studiów grał w Legii Warszawa) a po ukończeniu studiów w Ruchu Chorzów, będąc
także kapitanem drużyny.
Otóż, trener Antoni Piechniczek, jako
trener Reprezentacji Polski dwukrotnie pod
rząd wprowadził do puli finałowej Mistrzostw Świata w piłce nożnej polską Re-
prezentację zdobywając w 1 982 roku
brązowy medal, a więc trzecie miejsce
w Mistrzostwach Świata, które odbyły się
w Hiszpanii a potem 5-te miejsce (ex
aequo) w 1 986 roku w Meksyku.
Jak piszą autorzy biografii (strona 58)
redaktor Andrzej Gowarzewski był w tam-
tych latach sukcesów Reprezentacji Polski
Antoniego Piechniczka najważniejszym
polskim dziennikarzem, zajmującym się
futbolem, który od 1 982 roku był na
wszystkich mistrzostwach świata i starał
się potem podkreślać dokonania trenerskie
Antoniego Piechniczka. Dlatego, zacytuje
w tym miejscu także słowa redaktora Andrzeja Gowarzewskiego, które znalazły się
w omawianej biografii o Antonim Piechniczku na stronie 58-mej: cyt.: „ma słuszny
żal (od Red. Trener Piechniczek) do mediów, choć dotąd nie mówił tego głośno.
Wiadomo, że pozycja Kazimierza Górskiego, którego kochamy i będziemy kochać
jest wyjątkowa. Ale nie jest tak, że Górski stoi na kolumnie, którą podtrzymuje
Antek. Piechniczkowi też należy się
miejsce, właśnie na szczycie tej kolumny. Obok jednego wielkiego selekcjonera
jest miejsce dla tego drugiego. Jego zasługi powinny być docenione, ale fakt,
że większość mediów ma siedziby
w stolicy, powoduje taki a nie inny ogląd
…koniec cytatu.
Antoni Piechniczek urodził się 3 maja
1 942 roku w Chorzowie, jako drugie
dziecko pana Emila Piechniczka i Magdaleny Piechniczek z domu Marczok.
Starszy brat Andrzej niestety zmarł
w kilka godzin po urodzeniu, a ojciec
Antoniego Piechniczka zginął a właściwie zmarł z wycieńczenia na froncie
wschodnim (tyfus) pod koniec działań
wojennych.
Tak więc matka trenera Antoniego
Piechniczka wychowała go samotnie,
pracując jednocześnie po wojnie w Hucie
Batory - wspaniałej Hucie wyrobów profilowanych (głównie na eksport), która potem
przez wiele lat była zakładem opiekuńczym
dla Ruchu Chorzów. Właśnie Antoni Piechniczek ukończył Technikum Hutnicze przy
Hucie Batory i dopiero po zdaniu matury
odszedł na studia do Warszawy. Będąc
w szkole średniej Antoni Piechniczek trenuje
i gra w słynnej piłkarskiej szkółce ulokowanej
przy Zespole Szkół Górniczych w Chorzowie
Batorym (ta dzielnica Chorzowa przez wiele
lat nazywała się Hajduki), którą trenuje wybitny trener piłkarskiej młodzieży, znany
i ogromnie popularny wówczas na Śląsku Józef Murgot, znaną jako Zryw Chorzów. To
jest jak gdyby dla tych chłopaków odpowiednik trenera typu Feliks Stamm w boksie- tyle,
że działając na Śląsku nie uzyskał takiej popularności jak gdyby przykładowo swą działalność prowadził w Warszawie. Ten człowiek
Józef Murgot ze swoją drużyną juniorów,
w której jednym z kluczowych piłkarzy był
właśnie Piechniczek zdobywa dwukrotnie mistrzostwo Polski. Przypomnę tylko, że w tej
drużynie obok Antoniego Piechniczka grali
tak znani w większości reprezentanci Polski
zawodnicy jak; Janduda i Michajłow Ruch
Chorzów, Wilczek i Szołtysik Górnik Zabrze,
Banaś Polonia Bytom, a potem Górnik Zabrze, Bujara Cracovia Kraków i inni.
Po ukończeniu wieku juniora, a będąc jeszcze w Technikum Hutniczym Antoni Piechniczek zaczyna grać w absolutnie czołowej,
a być może najlepszej drużynie zaplecza
Ekstraklasy Naprzodzie Lipiny (dzisiaj dzielnica Rudy Śląskiej położona między dzielnicą
Hebzie, a Świętochłowicami i Chorzowem –
wszystko to osady głównie rodzin górniczych). Drużyna Naprzodu Lipiny puka do
wrót Ekstraklasy w składzie z Piechniczkiem
a także znanymi potem piłkarzami Ekstraklasy stoperem Bazanem (potem Zagłębie Sosnowiec) oraz napastnikami Gruszką
i Schmitem (potem Ruch Chorzów). W decydującym o awansie meczu, sędziowie dramatycznie kaleczą i krzywdzą drużynę
Naprzodu Lipiny – sprawa staje się głośna
w mediach i niestety po tym ciosie klub Naprzód Lipiny stopniowo, ale szybko rozpada
się i przestaje istnieć.
Należy w tym miejscu zwrócić uwagę, iż
Antoni Piechniczek był sportowcem bardzo
wszechstronnym i trudno się dziwić, że po
maturze przecież z dyplomem technika hutnictwa podjął Piechniczek studia nie na Politechnice, lecz na Akademii Wychowania
Fizycznego w Warszawie. Mój Mąż, który od
lat jest zaprzyjaźniony z trenerem Antonim
Piechniczkiem – spotkał się z nim po raz
pierwszy w rozgrywkach szkół średnich
(1 962) miasta Chorzowa, ale w … siatkówce!!! Otóż, Antoni Piechniczek będący
w składzie drużyny Technikum Hutniczego
bombardował niemiłosiernie atakami z wyskoku nad siatką drużynę Liceum Ogólnokształcącego numer 2 imieniem Juliusza
Ligonia, w której grał mój Mąż prof. Tadeusz
Piecuch. Dzięki atakom Antoniego Piechniczka mecz zakończył się szybkim 3:0
w setach i to w dodatku każdy set (wówczas
grało się do 1 5-stu punktów w secie) kończył
się do 2 lub do 3 dla drużyny Antoniego
Piechniczka, czyli dla Technikum Hutniczego.
Potem, po rozpadzie Naprzodu Lipiny Antoni Piechniczek „wylądował” w Warszawie.
Był to bardzo trudny i pracowity okres
w życiu Antoniego Piechniczka. Po pierwsze,
dlatego, że wówczas studia dzienne na AWF
Warszawa były traktowane przez wykładowców niesłychanie rygorystycznie, można powiedzieć, że to nie to co dzisiaj, kiedy
znanym sportowcom „idzie się na rękę”.
Równocześnie Antoni Piechniczek rozpoczął
treningi i grę w znakomitej przecież drużynie
Legii Warszawa. Bywało i tak, że do południa student Antoni Piechniczek miał zaliczenie z pływania na długim dystansie 3 km
na terenie otwartym, a po południu intensywny trening z zespołem Legii Warszawa. Tam
grał w obronie najczęściej w parze z Jackiem Gmochem – także potem znanym trenerem reprezentacji Polski, asystentem
Kazimierza Górskiego a potem trenerem
drużyn greckich. Obrona Legii zawsze grała
bardzo twardo i Antoni Piechniczek ze swoją
mentalnością twardziela bardzo do tej formacji pasował i razem z Jackiem Gmochem
tworzyli parę środkowych obrońców, do których wielu napastników po prostu bało się
zbliżać. Prawdopodobnie dzisiaj przy tak
ostrej grze zarówno Piechniczek jak i Gmoch
mieliby trudności z dotrwaniem do 90 minuty
meczu, gdyż obecnie piłka nożna idzie
w kierunku gry delikatnej a czasem dwa faule i już w ślad za tym dwie żółte kartki wykluczają takich walczaków jak Antoni
Piechniczek po prostu z boiska. Wiele lat po-
tem Antoni Piechniczek nic się nie zmienił –
był odważny, bojowy i dochodził swoich racji.
Potem zarówno jako kapitan drużyny Ruchu
Chorzów a następnie trener Reprezentacji
Polski był niezwykle odpowiedzialny za powierzone mu do wykonania zadanie oraz za
powierzonych mu pod opiekę piłkarzy.
Dlatego doprawdy warto zacytować w tym
miejscu niezwykle oryginalny wstęp do biografii Antoniego Piechniczka (str. 7), który
przytoczyli pan Paweł Czado i pani Beata
Żurek; cyt. „11 grudnia 1 985 roku – miejscowość Adana, prowincjonalne tureckie miasto
blisko granicy z Syrią. Reprezentacja Polski
rozgrywa z gospodarzami oficjalny towarzyski mecz międzypaństwowy. Goście atakują
(dop. Red- czyli Polacy). Jeden z tureckich
obrońców uderza łokciem w twarz napastnika Andrzeja Zgutczyńskiego. Polski piłkarz
upada na murawę, turecki sędzia Talat Tokat
nie reaguje. Gra toczy się dalej, ale tylko
przez chwilę. Polski trener gwałtownie zrywa
się z ławki rezerwowych, wbiega na boisko
i wślizgiem wchodzi w przeciwnika. Zabiera
mu piłkę i przerywa akcję. Tumult, ale wściekły szkoleniowiec na nic nie zważa. A co tam
wcześniej było?! Polscy piłkarze w szoku. –
Nasz szkoleniowiec zawsze gwałtownie reagował na niesprawiedliwość, ale to, co zdarzyło się w Turcji było niezwykłe – mówi
Waldemar Matysik, który grał w tamtym meczu i wciąż opowiada o tym drżącym głosem. Tym trenerem był Antoni Piechniczek.
Człowiek, który zapisał się w historii polskiego futbolu. Jako jedyny szkoleniowiec zdobył
z biało czerwonymi awans do dwóch mundiali a w jednym z nich poważnie namieszał.
O nim jest ta opowieść”. (dop. Red. Książka
bibliograficzna) koniec cytatu.
Po ukończeniu studiów w Warszawie
Piechniczek decyduje się na powrót do rodzinnego Chorzowa, do Ruchu Chorzów,
która to drużyna oraz stadion znajdują się
właśnie w dzielnicy Chorzów Batory – kilkaset metrów od Zespołu Szkół Górniczych
czyli od klubu i boisk szkółki piłkarskiej Zryw
Chorzów „profesora” Józefa Murgota (nauczyciela w-f w Technikum Górniczym). Zatem Antoni Piechniczek wraca w rodzinne
strony - co nie byłoby takie szybkie i tak
Nazwa i siedziba wydawcy: Izabela Piecuch IMMEDIA. COM.PL 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1/1 , Adres Redakcji:
IMMEDIA Miesięcznik Pomorza 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1 lok 1 Tel.94 34 10 542,
tel. Kom. 693-708-524. E-mail: [email protected], www.immedia.com.pl .
Zespół redakcyjny Red. Naczelny Izabela Piecuch, Grażyna Kuźmicka, Michał Graczyk, Jagoda Wójcik, Wioleta Stochła,
Marta Malinowska, Zdzisław Knap, skład graficzny Z. Knap, Drukarnia: INTRO-DRUK Koszalin. Nakład: 0,7 tys.
egzemplarzy. Czasopismo dostępne pod adresami: Sklep Groszek Koszalin ul. Kołłątaja 1, Restauracja-Hotel Meduza
Mielno ul. Nadbystrzycka 23, Sklep PYSIO w Sianowie ul. Słowackiego 8D, Salonik prasowy ul. 1-go Maja 21a, 78-200
Białogard, Pałac Siemczyno koło Czaplinka,
jednoznaczne gdyby nie wielka miłość Antoniego Piechniczka a mianowicie jego żona
Zyta, ślązaczka, chorzowianka, która w tym
czasie gdy Antek studiował w Warszawie ona
studiowała w Krakowie w Wyższej Szkole Pedagogicznej na kierunku Filologia Rosyjska –
i pomimo tej odległości Warszawy od Krakowa Antoś i Zyta nie rozeszli się jako para lecz
wręcz odwrotnie bardzo szybko stali się małżeństwem- jak mój Mąż mówi prawie idealnym, jeżeli takie małżeństwa istnieją. Pani
Zyta Piechniczek jest ślązaczką mówiącą typowym dla tego regionu akcentem (trener
Piechniczek także) i jak mój Mąż podkreśla
była śliczną dziewczyną i do dzisiaj mimo
swych lat jest dalej wytworna, elegancka
i piękna. Pani mgr Zyta
Piechniczek to wysoka atrakcyjna blondynka o charakterystycznym zadartym nosku –
co dawało jej typową urodę
kobiecego trzpiota, co oczywiście podoba się mężczyznom. Jak wiadomo życie
piłkarza a potem trenera i to
tak wybitnego jak Antoni
Piechniczek powoduje, że pani Zyta męża praktycznie całymi okresami nie miała
w domu. Pani Zyta Piechniczek pracowała cały czas jako
profesor szkoły średniej ucząc
języka rosyjskiego, a równocześnie w trakcie pracy urodziła trójkę dzieci, dwie córki
Joannę i Justynę oraz syna
Tomasza (wszyscy po studiach). Oczywiście, że w tej
sytuacji ogromną pomocą
w codziennej pracy i organizacji dnia pomagała Zycie
Mama Antoniego Piechniczka
tak samo, jak każda ślązaczka
mrówczo pracowita pani Magdalena Piechniczek (która przecież także pracowała zawodowo w Hucie Batory). Zatem, pani
Magdalena Piechniczek była zaprzeczeniem
wszelkich negatywnych opowiadań i dowcipów o teściowych – była to arcykochana babcia.
Należy w tym miejscu także dodać, że Antoni Piechniczek, który jako piłkarz nie unikał
walki sam ponosił także konsekwencje twardej gry. Jako obrońca dwukrotnie doznał
wstrząśnięcia mózgu a w jednym z tych przypadków poważnie kontuzja zagroziła jego życiu. Przedstawiam to z relacji mojego Męża
bez zgody Antoniego Piechniczka (na moje
ryzyko) a było to tak, że w meczu z Górni-
kiem Zabrze do wrzutki w pole karne wystartowali równocześnie bramkarz Ruchu
Chorzów Czaja, Piechniczek oraz Włodzimierz Lubański (znakomity polski napastnik).
Niestety Włodek Lubański - co prawda delikatnie ale jednak pchnął z tyłu w plecy Antoniego Piechniczka, który głową zderzył się
głową bramkarza Ruchu Chorzów Czaji. Obydwaj bezwładnie jak worki opadli na murawę.
Natychmiast odwieziono ich do szpitala. Antoni Piechniczek długo nie odzyskiwał przytomności. To były bardzo trudne dni dla całej
rodziny Piechniczków - ale jak mój Mąż powtarza szczególnie dla Zyty Piechniczek, która była panu Antoniemu niezwykle oddana,
żyła jego meczami i jego problemami i tworzy-
li ze sobą (do dzisiaj tworzą) ogromną symbiozę. Po około tygodniu, gdy Antoni
Piechniczek odzyskał przytomność oraz gdy
wróciła świadomość i zaczął już prawie normalnie funkcjonować mój Mąż odwiedził go
w szpitalu. Do dzisiaj przy wielu okazjach różnych dyskusji o piłce nożnej i przy okazji
o trenerze Piechniczku, głównie wśród ludzi
piłki nożnej mój Mąż wspomina tą wizytę, która wywarła na nim ogromne wrażenie. Otóż,
Antoni Piechniczek nie miał wyrazu twarzy
gdyż cała twarz była jedną sino czerwoną
opuchlizną w tym dwie szparki oczu nosa i ledwie widoczne wargi. W tej sytuacji po takim
widoku mój Mąż powtarza na każdym kroku,
że pieniądze, które otrzymują piłkarze nigdy
nie są za duże w obliczu tego co ryzykują.
Piłka nożna jest chyba najbardziej kontuzzjogenną grą. Trener Antoni Piechniczek należał
do najlepiej grających głową polskich obrońców i często grał ofensywnie, jako boczny
obrońca, holując piłkę do przodu – co obecnie
jest normalnością ale wówczas tak nie było.
Dlatego dzisiaj, mało kto pamięta że gdy Ruch
Chorzów zdobył Mistrzostwo Polski i trafił
w rozgrywkach Pucharu Europy Mistrzów
Krajowych (dzisiaj Liga Mistrzów) na Ajax to
właśnie Antoni Piechniczek strzelił Ajaxowi
bramkę głową a przecież wówczas Ajax Amsterdam, był bezdyskusyjnie najlepszą drużyną w Europie zdobywając ten Puchar klika
razy pod rząd.
Wówczas w Ajaxie Amsterdam według
zgodnej opinii ekspertów grała najlepsza
na świecie para stoperów tj. Niemiec
Blankenburg oraz Holender Halshof (miał
tylko jedno oko).
Jako ciekawostkę można podać, że na
szczególne spotkania w domu u mojego
Teścia Stanisława Piecucha (imieniny,
mecze międzypaństwowe na Stadionie
Śląskim w Chorzowie) przyjeżdżali przyjaciele Teścia z Krakowa, ówczesny Rektor
Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie (u którego na Wydziale Humanistycznym studiowała Zyta Piechniczek)
prof. Wincenty Danek oraz ówczesny Prorektor Uniwersytetu Jagiellońskiego prof.
Kazimierz Wyka (ulica Kazimierza Wyki
znajduje się w Koszalinie na Osiedlu
Przylesie wśród wielu innych ulic od nazwisk profesorskich). Na jednym z takich
spotkań był także u moich Teściów jeszcze
jako piłkarz Antoni Piechniczek z żoną Zytą. Oczywiście prof. Danek i prof. Wyka
byli fanatycznymi kibicami piłki nożnej
i przez około pierwszych 20-stu lat meczy
reprezentacji odbywających się na Stadionie Śląskim, żadnego z nich nie opuścili,
zajeżdżając zawsze służbową Wołgą razem
z ówczesnym Kanclerzem Uniwersytetu Jagiellońskiego na te mecze- przed meczem na
obiad a po meczu na kolacje do moich Teściów Stanisława i Rozyny Piecuchów.
Otóż, właśnie kilka miesięcy po takim spotkaniu, przed meczem rewanżowym Ruchu
Chorzów w Amsterdamie z Ajaxem kierownictwo ekipy Ruchu Chorzów wraz czołowymi
zawodnikami w tym z kapitanem drużyny Ruchu Chorzów Antonim Piechniczkiem było
przyjmowane przez naszego Ambasadora.
Jedną z osób, które ze strony Ambasady
przyjmowały kierownictwo i piłkarzy Ruchu
Chorzów był właśnie prof. dr hab. Kazimierz
Wyka. Jakie było niezwykle sympatyczne
zaskoczenie dla pracowników Ambasady takie, że prof. Kazimierz Wyka i kapitan drużyny Ruchu Chorzów Antoni Piechniczek znają
się!
Po zdobyciu Mistrzostwa Polski w 1 968 roku przez Ruch Chorzów, której to drużyny kapitanem był Antoni Piechniczek pod koniec
1 969 roku Piechniczek wyjeżdża do Francji –
gdzie gra w czołowej drużynie drugiego poziomu rozgrywek ( obecnie odpowiednik naszej I Ligii) z innymi kluczowymi zawodnikami
Ruchu Chorzów obrońcą Antonim Nierobą
oraz wielokrotnym reprezentantem Polski, lewoskrzydłowym Eugeniuszem
Faberem. Mój Mąż, posiada
z tamtego czasu korespondencję
z Antonim Piechniczkiem – gdzie
jest wiele osobliwych ciekawostek z życia tej drużyny Chaterueqe, a w szczególności organizacji klubu (między innymi
wyjazdy, posiłki, menu - do którego potem Antoni Piechniczek,
jako trener przywiązywał ogromną wagę, wino do każdego posiłku prawie jak u nas herbata,
dopuszczalne wówczas 0,8 promila we krwi kierowcy i inne ciekawostki). Po niespełna 2 latach
gry we Francji Antoni Piechniczek
wraca do kraju z kolejnym wielkim dorobkiem bo nie tylko chodzi o zdobyte doświadczenia
oraz mecze francuskimi drużynami, z których kilka obecnie gra
w Ekstraklasie Francuskiej ale
wraca z tym jego osobistym dorobkiem, którym jest bardzo dobra znajomość języka francuskiego. To właśnie potem
ułatwi mu pracę w arabskich krajach Północnej Afryki i to z wielkimi sukcesami.
Po powrocie do kraju Antoni Piechniczek
podejmuje pracę w ówczesnym czołowym zespole pierwszej Ligii (obecna nomenklatura)
BKS Bielsko Biała. Natychmiast ściąga do tej
drużyny młodziutkiego, niezwykle utalentowanego bramkarza Józefa Młynarczyka oraz
dwóch piłkarzy Ruchu Chorzów obrońcę Rudniowa oraz pomocnika Kuliga. Ten drugi nieprzeciętny talent piłkarski, wspaniały reżyser
gry predysponowany na przykład w obecnych
czasach do wyjazdu do czołowych drużyn europejskich – jeszcze jako zawodnik Ruchu
Chorzów został brutalnie sfaulowany w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Groził mu koniec kariery, ale po wielu miesiącach leczenia
wrócił do gry – lecz trudno mu było podołać
wezwaniom (obciążeniom treningowym) na
Ekstraklasę. Głównym konkurentem BKS
Bielsko był zespół górniczy GKS Tychy. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu w pierwszej
rundzie GKS Tychy wygrał wszystkie mecze
wyjazdowe (prawie wszystkie) 1 :0 nim się
działacze BKS Bielsko Biała (znany wówczas
prezes Ciszewski) w tym wszystkim połapali,
było już za późno. Po przerwie w rozgrywkach a więc w drugiej rundzie rewanżowej,
obydwie drużyny wygrywały wszystko do
końca ale różnicy po pierwszej rundzie nie
udało się zniwelować. Właśnie w tym okresie
trener Antoni Piechniczek nawiązuje współpracę z prof. Tadeuszem Piecuchem (wówczas z adiunktem w Politechnice Śląskiej)
i uczy mojego Męża tzw. profesjonalnego
czytania gry oraz tworzenia notatek z obserwowanych meczy. Mój Mąż jeździ na mecze
drużyn, które za tydzień mają grać z drużyną
Piechniczka i przekazuje mu obserwacje
z meczu - nie chcę tu rozwijać szczegółów
ale wiem, że to była dobra szkoła, takie trochę prywatne lekcje. Oczywiście, niektóre
mecze Mąż obserwował razem z trenerem
Piechniczkiem i do dzisiaj wspomina sytuacje
z różnych meczy gdzie trener Piechniczek na
bieżąco analizował sytuacje na boisku wskazując na to i owo w ustawieniu zawodników
i mówiąc, że tu z tej strony w tej strefie boiska
padnie bramka. Prawie zawsze było tak jak
trener Piechniczek przewidział. Mój Mąż mówił, że wówczas przecierał oczy ze zdumienia
-jaką wiedzę posiada trener Piechniczek jaki
to jest analityczny umysł itd. itd. Dzisiaj już
wszystko wiemy. Trener Piechniczek został
dostrzeżony (w czym główna zasługa prezesa Wojewódzkiego Związku Piłki Nożnej
w Katowicach pana Romana Stachonia)
i został rekomendowany jako młodziutki trener na trenera Reprezentacji Polski po kolejnym roku efektywnej pracy w Odrze Opole.
Odra Opole trenowana przez Antoniego
Piechniczka była rewelacją rozgrywek polskiej Ekstraklasy. Drużyna
o najwyższej średniej wzrostu
w Ekstraklasie; grali w niej reprezentanci Polski; bramkarz Młynarczyk (1 85 cm) ściągnięty przez
Piechniczka z Bielska, obrońcy
Rokitnicki (1 80), Wójcicki (1 93 cm),
Adamiec (1 89 cm), Król (1 88 cm),
pomocnicy Korek (1 86 cm) Masztaler (1 72 cm), Kwaśniewski
(1 80 cm) napastnicy Tyc (1 79 cm)
oraz Bolcek (1 74 cm).
To była 1 0-ka podstawowego
składu w grupie 11 -stu zawodników
wychodzących do meczu. Był też
tam w Opolu wspaniały wiceprezes
Odry Opole, służący trenerowi
Piechniczkowi ogromną pomocą,
Dyrektor przedsiębiorstwa rolnospożywczego pan Gruchała. Odra
po pierwszej rundzie rozgrywek
Ekstraklasy zajmowała I miejsce
dosyć dużą przewagą (bodajże 5
punktów nad drugim w Lidze zespołem Widzewa Łódź – ale wówczas zwycięstwo dawało tylko 2
punkty). Pierwszym meczem
w rundzie rewanżowej był mecz
w Opolu Odry właśnie z Widzewem Łódź. Odra przy zaskoczeniu kibiców mecz ten przegrała, lecz największym zaskoczeniem było
to, że nie podjęła walki na boisku środkowa linia a głównie reprezentanci Polski- Masztaler
oraz dubler Deyny w kadrze Kwaśniewski. Po
tym meczu Masztaler i Kwaśniewski zostali
zawieszeni przez klub a po ich odwieszeniu
oddano Masztalera z powrotem do łodzi
a Kwaśniewskiego dopuszczono ponownie do
gry. Niestety nie udało się już w klubie odbudować dawnej atmosfery. Na koniec tych rozgrywek Odra Opole zajęła dopiero 6-te
miejsce. O ten mecz przegrany miał ogromny
żal wówczas do Prezesa Widzewa Antoni
Piechniczek. Prezesem Widzewa był Pan Sobolewski.
Zdegustowany Piechniczek postawą swoich kluczowych rozgrywających nie chciał dalej prowadzić ani Odry Opole ani też innych
drużyn Ekstraklasy i podjął pracę w Akademii
Wychowania Fizycznego w Katowicach
(w ówczesnym Zakładzie Gier Zespołowych,
którym nomen omen kierował były Mistrz Europy w 1 0-boju, a więc lekkoatleta dr Skowronek) na etacie docenta kontraktowego. W tym
też okresie rozpoczął pracę doktorską w ramach tzw. analizy studialnej zespołów, które
zdobyły Mistrzostwo Polski w piłce nożnej –
dotarł głównie do archiwalnych informacji dotyczących Ruchu Chorzów i Wisły Kraków.
Chodziło o to, aby ustalić optymalne kryterium średniego wieku piłkarza z drużyny mistrza Polski ale także w oparciu o drugi
parametr statystyczny to jest wariancję. Analiza zmierzała w kierunku ustalenia, że drużyna w optymalnym składzie powinna mieć
określony średni wiek piłkarza lecz najważniejsza była optymalna wariancja, a przekładając to na język bardziej zrozumiały
mieszanka rutyny z młodością. W tym okresie
także trener Antoni Piechniczek miał dalej bliski kontakt z prof. Tadeuszem Piecuchem.
Niestety gdy trener Piechniczek podjął się
pracy z Reprezentacją Polski sprawy kontynuacji pracy doktorskiej stały się niemożliwe
i niestety potem trener Piechniczek nie wrócił
do tej sprawy- mimo namów mojego Męża.
Rozdział w życiu trenera Antoniego Piechniczka pod tytułem Reprezentacja Polski jest
na pewno bogaty w sukcesy. Pamiętajmy, że
po zwycięstwie w Hiszpanii nad Francją 3:2
w meczu o brązowy medal, czyli o 3-cie miejsce kilkanaście tygodni później trener Piechniczek ze swoją reprezentacją wygrał
ponownie wysoko oficjalny mecz z Reprezentacją Francji w Paryżu – dając Francuzom
szanse na rewanż. To było apogeum możliwości tej reprezentacji pana Antoniego Piechniczka.
Trzeba jednak cały czas czytając rekomendowaną książkę pamiętać o wielu trudnych
a często dramatycznych chwilach.
Starsi kibice zapewne pamiętają, że podstawowym zawodnikiem Reprezentacji Polski
trenera Piechniczka był Waldemar Matysik –
defensywny pomocnik, tytan pracy na boisku.
Po Mistrzostwach Europy w wyniku kłopotów
zdrowotnych Waldemar Matysik przy pomocy
Polskiego Związku Piłki Nożnej leczy się
w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie o czym piszą Paweł Czado i Beata
Żurek na tronie 48-mej swojej biografii pt.
„Piechniczek- tego nie wie nikt”. Nie wchodząc w szczegóły (tu jest pewna luka w opisie
zdarzenia na stronie 48- mej Biografii) piłkarz
Waldemar Matysik dostaje się do wojewódzkiego szpitala (klinika) ortopedycznego w Piekarach Śląskich. Były więc określone
wskazania ale ogólnie ……i dlatego już dłużej
nie był leczony w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, co resztą koresponduje
z przytoczoną przez autorów Biografii na
stronie 48-mej wypowiedzią pani docent, która opiekowała się Waldemarem Matysikiem
w szpitalu, cytuję: „lekarka odpowiedziała, że
musiałby się zdarzyć cud …by wrócił do gry
w piłkę na wysokim poziomie.” Koniec cytatu.
Otóż, w trakcie pobytu w szpitalu w Piekarach
Śląskich autorzy Paweł Czado i Beata Żurek
piszą, że piłkarz Waldemar Matysik skoczył
z I piętra tego szpitala i złamał rękę.
Otóż, autorzy piszą mało precyzyjnie.
Prawda jest taka, że skoczył nie z pierwszego
lecz z III piętra tego budynku szpitala a trzeba
dodać, że jest to obiekt przedwojenny a więc
także budownictwo a więc wysokie pomieszczenia. Mało tego piłkarz skoczył na bruk
a nie na ziemię czy też trawę lecąc głową
w dół. Jakimś cudem upadając, wysunął
przed głowę rękę zgiętą w łokciu i upadając
właśnie łokciem zamortyzował potworne uderzenie w tej samej chwili podwijając głowę
pod tą zgiętą rękę. W tym momencie dopiero
obudził się. Otóż, piłkarz ten wyszedł a właściwie wyskoczył we śnie późną nocą przez
okno. Otóż, już będące w toku badania jak
i badania późniejsze wskazały, że nastąpiło
u niego wręcz dramatyczne, a nawet tragiczne w skutkach odwodnienie organizmu wymagające także długiego leczenia. Odnośny
łokieć roztrzaskał się na drobniusieńkie kawałeczki i właściwie groziła amputacja ręki
bądź też jej pełne usztywnienie itd. itd. W tej
sytuacji natychmiastową operację wykonał
ówczesny ordynator, wybitny chirurg ortopedyczny i operacja trwała non stop około 1 0ciu godzin. Ten ordynator to przyjaciel mojego
Męża i stąd mam informację z pierwszej ręki,
ale celowo nie podaje nazwiska, tym bardziej
że jest to osoba dalej wysoce funkcyjna
w strukturze służby zdrowia. Operacje należy
uznać za udaną, gdyż po całej długiej rekonwalescencji Waldemar Matysik ma ograniczone ale jednak dalej dosyć duże możliwości
zginania ręki w tym łokciu. Najlepiej świadczy
o tym fakt, że Waldemar Matysik wrócił do gry
w piłkę nożną na poziomie Ekstraklasy a potem wyjechał do Niemiec gdzie także grał
w klubach Ekstraklasowych. Na marginesie
mogę dodać, że ten ordynator dr nauk medycznych, który operował piłkarza Waldemara
Matysika wykonał wiele operacji traumatologicznych mojej Teściowej Rozynie Piecuch
miedzy innymi wymieniając jej obydwa bio-
dra, mając ją wielokrotnie w szpitalu. Ten lekarz jest w branży ortopedii na Śląsku bardzo
znanym i cenionym specjalistą rangi europejskiej ale już od pewnego czasu nie operuje
ze względu na wiek. Pragnę tylko nadmienić,
że w roku 2004 gdy mój Mąż prof. Tadeusz
Piecuch jako Prezes Klubu Uczelnianego
AZS Politechnika Koszalińska zwrócił się do
tego swojego przyjaciela ortopedy o pomoc
w sprawie kontuzji pięty, której doznała czołowa i podstawowa zawodniczka piłki ręcznej
do dzisiaj grająca mgr inż. Joanna Chmiel,
została przez niego natychmiast przyjęta bez
jakichkolwiek formalności na drugim końcu
Polski w kolejnym wielkim wojewódzkim
Szpitalu, któremu tenże traumatolog RW dalej dyrektoruje.
W trakcie gdy pan Antoni Piechniczek był
trenerem Reprezentacji Polski i osiągał znaczące sukcesy w meczach o stawkę a więc
w meczach w drodze do Finałów Mistrzostw
Świata, a potem w rozgrywkach finałowych po powrocie z tych mistrzostw był zapraszany na spotkania. Tych zaproszeń było mnóstwo. Był dosłownie rozchwytywany. W tych
latach mój Mąż pracując w Politechnice Częstochowskiej zorganizował dwa spotkania
z trenerem Antonim Piechniczkiem - chyba
wówczas najpopularniejszą osobą w mediach. Po Mistrzostwach Świata w 1 982 roku
(jako Prodziekan Wydziału Inżynierii Lądowej
i Środowiska PCz) a drugie w 1 986 roku (jako Dyrektor Instytutu Inżynierii Sanitarnej).
Spotkanie w 1 982 roku odbyło się w dużym
klubie studenckim WAKANS położonym
w centrum Częstochowy i było zaplanowane
na około 2 godziny – od godziny 1 9.00. Otóż,
to spotkanie zakończyło się o 2 w nocy. Sala
była tak nabita, że przysłowiowej szpilki nie
można było włożyć. Pytań z Sali było mnóstwo i na te wszystkie pytania, trener Piechniczek odpowiadał czyniąc często nie tylko
analizę sytuacji boiskowych, ale także analizę psychologiczną zachowań i postaw zawodników w różnych sytuacjach. Piechniczek zrobił na studentach piorunujące
wrażenie. Jeszcze wiele dni po tym spotkaniu działacze studenccy przychodzili do Męża z pytaniem i prośbą czy nie można by za
jakiś czas zrobić ponownie takiego samego
spotkania z trenerem Piechniczkiem. Następne spotkanie odbyło się dopiero po kolejnych mistrzostwach świata, których finały
odbyły się w 1 986 roku w Meksyku, w których Polska Reprezentacja zajęła jednocześnie ex aequo 5/8 miejsce wychodząc
z grupy, lecz nie osiągając strefy medalowej
(półfinału). Wówczas spotkanie z trenerem
Antonim Piechniczkiem odbyło się w dużym
klubie Politechniki typu kawiarnia w centrum
dzielnicy akademickiej, który to klub był częścią składową budowli hali sportowej Politechniki Częstochowskiej (widownia na około
500 osób) oraz Studium Wychowania Fizycznego (mniejsze salki i pomieszczenia biurowe).
Spotkanie to było w całości transmitowane
przez radiowęzeł studencki do wszystkich domów studenckich i oczywiście obecne były lokalne media. Znowu spotkanie trwało wiele
godzin a z sali padało wiele pytań tym bardziej, że sukces w 1 986 roku był mniejszy niż
ten w 1 982 roku. Między innymi padło z sali
pytanie, co pan trener Piechniczek poprawiłby w swych przygotowaniach do turnieju
w Meksyku na bazie zdobytych doświadczeń, gdyby jeszcze raz przyszło grać naszej drużynie w tak ekstremalnych
wysokogórskich warunkach przy niedostatku tlenu i w potwornym upale w każdym
meczu. Wówczas, trener Antoni Piechniczek odpowiadając na to pytanie poinformował salę i zwrócił uwagę na to, że
drużyna gospodarzy to jest reprezentacja
Meksyku dobyła najwięcej bramek uderzeniami z dużego dystansu powyżej 30 a nawet 40 metrów. Chodziło bowiem o to, że
na tych wysokościach gdzie były położone
stadiony w największych miastach w Meksyku, powietrze było już bardzo rozrzedzone a piłka nabierała po uderzeniu
znacznego przyspieszenia. Bramkarze
mieli więc znaczne trudności w szybkości
reakcji, gdyż w tym przecież ćwiczonym
odruchu nie grali na tak dużych wysokościach
nad poziomem morza. Można więc było
zwiększyć natężenie oraz ilość treningów
strzeleckich napastników i graczy środkowej
linii i pracować nad nawykiem uderzenia piłki
na bramkę już gdy jest taka możliwość z około 40 metrów.
Otóż, zawsze po powrocie z Mistrzostw
Świata zarówno z Hiszpanii jak i z Meksyku
mój Mąż był zapraszany przez trenera Antoniego Piechniczka i oczywiście jego Małżonkę Zytę na wieczorne spotkanie (kolację),
która przeciągała się do bardzo późnych godzin nocnych, gdzie trener Piechniczek opowiadał o tych turniejach finałowych,
o meczach, o wydarzeniach i sytuacjach towarzyszących, o ekipie z którą przyszło mu
pracować, także o redaktorach narzuconych
którzy tam być musieli (był taki redaktor Pan
D. że nie wymienię całego nazwiska). Otóż,
doprawdy trudno o tym wszystkim pisać –
chociaż wiele zdarzeń znajdzie czytelnik
w odnośnej książce biograficznej. Ale mimo
wszystko, kiedy i ja opisu wielu spraw wysłu-
chałam z ust mojego Męża to doprawdy jawi
się obraz trenera Piechniczka jako fantastycznego wnikliwego obserwatora zachowań
wielu piłkarzy i osób towarzyszących, ich
kondycji psychicznej oraz ich charakterów itd.
itd. Właśnie ta analiza w odniesieniu do
szczegółów sytuacyjnych daje odpowiedz
dlaczego Antoni Piechniczek stał się tak wielkim trenerem a równocześnie lubianym człowiekiem. Wiem, że wiele spraw osobistych
tak zwanych szczegółowych gdyby się ukazało, mogłoby wzbudzić kontrowersje a może
i nawet pretensje niektórych osób oraz piłka-
rzy ale z drugiej strony jest mi po prostu
szkoda i żal, że tych informacji nie otrzymają
kibice piłki nożnej, którzy tak dzielnie murem
stoją zawsze za naszą drużyną. Szkoda, że
nie dowiedzą się z pokoju którego piłkarza
w ciągu jednej nocy, trener Piechniczek co
godzinę wyganiał inna dziewczynę, który piłkarz gdy cała drużyna harowała w dużym
upale grał błyskotliwie dwa razy po 1 0 minut
pod koniec pierwszej i drugiej połowy meczu
a potem po mistrzostwach podpisał wspaniały
kontrakt, jak zachowały się gwiazdy, gdy
dzień przed meczem ich trójka późną nocą
zamiast w łóżkach hotelowych siedziała na
wysokich stołkach w barze, który i jak zareagował na opr trenera, jak zachowywali się
niektórzy dziennikarze oszczędzając nieprzytomnie na dietach i śpiąc na podłogach w pokojach hotelowych, jak z drugiej strony
bardzo fair postępowali inni działacze, którzy
faktycznie wspierali trenera Piechniczka. Odnośne spotkania mojego Męża z trenerem
Piechniczkiem w mieszkaniu państwa Piechniczków w Chorzowie Batorym odbywały się
na ulicy Wrocławskiej 2 – i nie tak jak zdaniem mojego Męża piszą autorzy biografii na
wysokim parterze, lecz w ocenie mojego męża niskim parterze. To było typowe mieszkanie jeszcze w budownictwie przed druga
wojną światową i wysokość okna na parterze
– jego dolnej krawędzi była na poziomie około 1 ,7 m. W trakcie którejś tam koleżeńskiej
wizyty Męża u trenera Piechniczka na tej niezbyt ruchliwej ulicy Wrocławskiej chłopcy grali
w piłkę, która stłukła szybę. Jakież było zdziwienie Męża, iż Piechniczkowie kompletnie
się nie zdenerwowali, a jedynie pani Zyta
stwierdziła ze stoickim spokojem, że jutro
kolejna sprawa do załatwienia przez nią,
a mianowicie szklarz.
Na marginesie trzeba tu dodać, iż po zakończeniu kariery szkoleniowca reprezentacji Polski trener Piechniczek opracował
szczegółową analizę gry jego drużyny – co
zostało opublikowane w formie monografii
przez Oficynę Wydawniczą Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Mój
Mąż uważa – że popełnił błąd stosując taką
drogę. Trzeba bowiem było otworzyć przewód doktorski i obronić tą pracę analityczną
jako pracę doktorską, a dopiero potem ją
opublikować. Pan trener Piechniczek w opinii mojego Męża posiada wiedzę na poziomie profesora w swej branży.
Oczywiście dzisiaj Piechniczkowie od
wielu lat mieszkają w Wiśle- wczasowiskowej miejscowości w Beskidach, Wiśle znanej
z tego, że tam urodził się i mieszka Adam
Małysz także z tego, że mieści się tam bardzo dobry ośrodek sportowy szkoleniowy,
z którego trener Piechniczek często korzystał
a także reprezentacyjna willa będąca w gestii
Urzędu Prezydenta RP. Jak już wspomniałam, te wielkie sukcesy i popularność a więc
określona satysfakcja trenera Antoniego
Piechniczka przeplatała się także z osobistymi codziennymi kłopotami często kompletnie
niezrozumiałymi. Nie sposób tu nie wspomnieć o szczególnym problemie, który miał
trener Piechniczek i jego wspaniała żona Zyta
z najstarszą córką Joanną gdy ta zdała maturę i chciała dostać się na studia medyczne
o których od początku marzyła. Otóż, córka
Joanna była piątkową uczennicą, niezwykle
zdolną i ogromnie pracowitą, czemu nie ma
się co dziwić mając takich rodziców. Już jako
dziecko pragnęła zostać lekarzem i oczywiście po maturze złożyła papiery na studia do
Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu-Rokitnicy. Egzaminy wstępne zdała na ocenę
bardzo dobrą – ale w ramach tzw. punktów
brakło jej 1 punktu. Ta sama historia powtórzyła się za rok. I znowu brakło jej 1 punktu.
Równocześnie reprezentacja Antoniego Piechniczka miała apogeum swoich sukcesów
i nie było żadną tajemnica to że córka trenera
Piechniczka zdaje na akademie medyczną,
gdzie na jedno miejsce było wówczas bodajże
1 0-ciu kandydatów. Wiadomo było także, że
wówczas zgodnie z przepisami każdy Rektor
każdej uczelni miał w dyspozycji tzw. miejsca
rektorskie w ramach których bez jakiegokolwiek wyjaśnienia przyczyn i powodów mógł
przyjąć na studia maturzystę, pod warunkiem,
że dany maturzysta zdał egzamin przynajmniej
na dostatecznie. Tak więc chodziło zapewne
o to, aby trener Antoni Piechniczek osobiście
się pofatygował do Rektora Śląskiej Akademii
Medycznej (wówczas był nim prof. Jonek)
bądź też napisał i poprosił o takie przyjęcie.
Ale to nie było w stylu takiego twardziela jak
były obrońca Legii Warszawa i Ruchu Cho-
dycznej w Kijowie i właśnie tam zaliczyła 4
pierwsze semestry studiów. Potem, ze względu na sytuacje rodzinną babcia zaczęła chorować) na piąty semestr a więc 3- ci rok
przeniosła się z powrotem na Śląską Akademię Medyczną w Zabrzu Rokitnicy, gdzie kontynuowała i ukończyła przecież bardzo trudne,
sześcioletnie studnia medyczne. Uzyskała
ocenę końcową bardzo dobrą a potem zdobyła specjalizację a jej losy potem potoczyły się
tak, że od wielu lat z mężem i swoją rodziną
żyje i pracuje w USA, oczywiście jako lekarz.
Warto też nadmienić, że Joanna Piechniczek miała po ojcu ogromną smykałkę do
sportu i przy wzroście 1 80 cm już jako dziecko
a potem nastolatka była łakomym kąskiem dla
trenerów gier zespołowych (siatkówka, piłka
ręczna). Niestety zawsze chciała zostać lekarzem, a tak trudnych i rygorystycznych studiów
nieoficjalny tzw. sparing, a więc niezaliczany
do gier pierwszej reprezentacji. To oczywiście
jest dzisiaj nie istotne, ale trzeba koniecznie
zaznaczyć, że w tym okresie gdy nastąpił
szczyt kariery piłkarskiej trenera Antoniego
Piechniczka to równocześnie regularnie w reprezentacji Polski wówczas gdy Piechniczek
grał na prawej obronie w Ruchu Chorzów,
w reprezentacji Polski grał wychowanek Sparty Lubliniec, bardzo dobry boczny obrońca
Polonii Bytom a potem Górnika Zabrze Zygmunt Anczok- który rozegrał w Reprezentacji
Polski bodajże niespełna 60 meczy; można
trawersować, że gdyby nie było Zygmunta Anczoka w polskiej Ekstraklasie to te niespełna
60 meczy w reprezentacji Polski rozegrałby
właśnie Antoni Piechniczek.
Oczywiście, są to wszystko ciekawostki,
pewne szczegóły, które jednak dają ogląd
rzów a także w kilku meczach reprezentacji
Polski Antoniego Piechniczka.
Trener Antoni Piechniczek nie wykonał takiego ruchu ale zupełnie przypadkowo (pomijam tu szczegóły sytuacji) dowiedział się o tym
były wspaniały zawodnik reprezentacji Związku Radzieckiego oraz drużyny Dynama Kijów
a potem trener reprezentacji Związku Radzieckiego i trener Dynama Kijów pan Łobanowski. Pan trener Łobanowski był
zaprzyjaźniony z trenerem Antonim Piechniczkiem. Tak więc Joanna Piechniczek przy
uwzględnieniu zdanych egzaminów wstępnych
na ocenę bardzo dobrą w Śląskiej Akademii
medycznej rozpoczęła studia na Akademii Me-
nie mogła pogodzić z wyczynowym uprawianiem sportu. Po jakimś czasie Rektor Śląskiej
Akademii Medycznej wyleciał z hukiem z pracy
o czym głośno pisała lokalna prasa.
Wreszcie, na zakończenie chcę jeszcze
wspomnieć o karierze reprezentacyjnej trenera
Piechniczka jako piłkarza. Nie zagłębiając się
w szczegóły różne źródła podają, że rozegrał
3 lub 4 mecze w pierwszej reprezentacji Polski. Różnica wynika stąd, iż statystycy nie mają jednoznacznego zdania co do jednego
z meczy reprezentacji Polski, w którym zagrał
Antoni Piechniczek w odniesieniu do sformalizowania czy był to oficjalny mecz towarzyski
międzypaństwowy czy też był to tylko mecz
czytelnikowi, że walka o zwycięstwo w meczu
nie zaczyna się ani z początkowym ani też nie
kończy z końcowym gwizdkiem sędziego. To
cała machina spraw, to cała logistyka postępowania, to ogromne kłopoty każdego dnia
głównie finansowe jak i zdrowotne zawodników i to wszystko skupia się głównie i przede
wszystkim na głowie trenera.
Dlatego też zachęcam wszystkich fanów
i kibiców do przeczytania książki biograficznej
o wielkim polskim trenerze Antonim Piechniczku, książki która także może być suwenirem
przy każdej okazji dla ojca, brata lub narzeczonego, a jest kawałem historii polskiej piłki
nożnej za 45 złotych bez jednego grosza.
M
two iejsc
j ą r e na
ekla
mę !
Odwilż?
Zdzisław Knap
Miejsce na
twoją reklamę!
Izabela Piecuch
IP: Bardzo proszę Pana Dziekana o podanie naszym czytelnikom kilku informacji
o sobie; gdzie Pan kończył szkołę średnią, kiedy i gdzie studia oraz gdzie i w jakiej problematyce obronił Pan pracę
doktorską?
WM:
Szkoła średnia, a było to Technikum
Elektryczne przy Zespole Szkół Elektryczno –
Mechanicznych w Skawinie, ukierunkowała
we mnie późniejsze zainteresowania zawodowe i naukowe. Kończąc technikum o specjalności Elektryczna
i Elektroniczna Automatyka Przemysłowa wiedziałem, że automatyka i systemy sterowania to jest to
czym chciałbym się w przyszłości
zajmować. Dlatego studia na Wydziale
Elektromechanicznym
(obecnie Mechatroniki) na Wojskowej Akademii Technicznej podjąłem i ukończyłem (w 1 986 roku)
na kierunku elektronika o specjalności zautomatyzowane systemy
kierowania. Siedem lat później na
tym samym Wydziale obroniłem
pracę doktorską w zakresie Teorii
sterowania.
być miastem wojewódzkim, ale głównie dlatego, że do szkół wyższych dotarł, widoczny
wcześniej w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych, niż demograficzny. Dla nas
jest to ogromne wyzwanie, zwłaszcza na tym
trudniejszym i mniej popularnym kierunku jakim jest Elektronika i Telekomunikacja. Kierunek Informatyka jest popularny w całym kraju
i na nim kształci się coraz więcej studentów.
Działania jakie podejmujemy aby pozyskać
studentów na obydwu kierunkach to jak naj-
WM: Małe sprostowanie, funkcję Prodzieka-
na ds. Kształcenia na Wydziale pełnię dopiero pierwszą kadencję, ale cały czas biorę
czynny udział w pracach Wydziału. Problem
nie wynika tylko z tego, że Koszalin przestał
IP: Gdyby Pan Dziekan miał zachęcić ab-
solwentów szkół średnich, którzy w maju
2016 zdadzą maturę, na studia na waszym
wydziale – to co im Pan by przede wszystkim powiedział?
WM: Przede wszystkim to, że kończąc stu-
dia na naszym Wydziale nie będą zasilać
szeregów bezrobotnych i zdobędą wiedzę i umiejętności
umożliwiające poruszanie się
po rynku pracy oraz to, że będą
poszukiwani przez pracodawców a płace w branżach w jakich kształcimy nie należą do
najniższych w kraju.
IP: Zmieńmy temat. Jest Pan
IP: Kończy Pan obecnie w tym
roku akademickim 2015/ 2016
swoją drugą kadencję na funkcji
Prodziekana ds. Nauczania waszego Wydziału. Uczelnia koszalińska podobnie jak inne tego
typu uczelnie o nazwijmy to
średniej wielkości, funkcjonujące w mniejszych miastach, a w dodatku już nie wojewódzkich – czego przykładem jest miasto
Koszalin mają od kilku lat znaczne kłopoty
z naborem absolwentów szkół średnich na
studia. Jak z perspektywy ostatnich Pana
dwóch kadencji a więc prawie 8 lat oceni
Pan te problemy? Jak sobie z tym radzicie, tym bardziej, że w powszechnej opinii
właśnie studia na waszym wydziale należą
w Politechnice do najtrudniejszych?
go nasi absolwenci, którzy cenią sobie to, że
kiedyś ukończyli studia na naszym Wydziale.
większa liczba zajęć promocyjnych pokazujących możliwości i bazę jaką oferujemy
naszym studentom. W tym celu korzystamy
również ze środków zewnętrznych, takich jak
finansowanie ze środków Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego. Pozyskujemy również do współpracy
coraz więcej przedsiębiorców z branży elektronicznej i informatycznej, którzy pomagają
nam w rozszerzeniu oferty dydaktycznej oraz
dopasowaniu jej do potrzeb rynku pracy.
Przedsiębiorcy oferują naszym studentom
praktyki i płatne staże a także pozyskują
wśród naszych studentów przyszłych pracowników. Na szczęście są to coraz częściej
przedsiębiorcy poszukujący studentów kierunku Elektronika i Telekomunikacja, a do te-
znanym działaczem piłki nożnej od wielu ostatnich lat
związanym z Gwardią Koszalin. Był Pan także przez pewien czas Prezesem Zarządu
Gwardii. Jakie są plany klubu
– seniorskiej drużyny piłki
nożnej, grającej obecnie na
czwartym poziomie rozgrywek, czyli jak to się dzisiaj
nazywa w trzeciej Lidze, na
zakończenie sezonu 2015/
2016?
Nasze wiewiórki donoszą, że
od kilku lat chcecie być
w czołówce III Ligii ale ponoć nie chcecie
awansować z powodu znacznego wzrostu
kosztów utrzymania drużyny w przypadku
awansu do II Ligii. Czy to jest prawda? Jeżeli tak to dlaczego? Jakie macie relacje
z władzami miasta i jaka będzie dotacja
Urzędu Miasta na wasz klub w roku 2016jeżeli nie może Pan podać kwoty dokładnej to proszę chociaż oszacować w przybliżeniu kwotę prawdopodobną na którą
możecie liczyć i nie być zawiedzeni?
WM: Tak, Gwardia Koszalin to klub, w którym z małą przerwą związany jestem od ponad 1 0 lat, byłem również przez rok Prezesem
Zarządu. Plany na przyszłość, to od lat awans
do II ligi, ale niestety to na odległą przyszłość.
Na dzisiaj to pozostanie w zreformowanej III
lidze, która znów jak przed laty będzie podzielona na cztery a nie osiem grup. Oczywiście koszty funkcjonowania czy to w II czy
w zreformowanej III lidze będą większe, ale
naszą największą bolączką jest stadion, na
którym podczas ubiegłorocznej wizyty
w Koszalinie Prezes PZPN Zbigniew Boniek
poczuł się jak za młodych lat – wymaga on
przebudowy i modernizacji, ale w najbliższych latach na taką się nie zanosi. Bez nowego stadionu, a przynajmniej zmodernizowanego, spełniającego wymogi II ligi
nie mamy po co się starać bo najprawdopodobniej nie otrzymamy licencji, będziemy
musieli grać poza Koszalinem, np. na stadionie im.
Sebastiana
Karpiniuka
w Kołobrzegu. Relacje
z władzami miasta mamy
dobre, jestem przedstawicielem Klubu w Radzie
Sportu przy Prezydencie
Miasta a dotację, która
w 60% przeznaczona jest
na opłatę za korzystanie
z obiektów ZOS tj. stadionu i boisk treningowych,
otrzymamy zapewne na
poziomie ubiegłorocznej tj.
ok. 800 tyś. zł., z czego ok.
330 tyś. na działalność
merytoryczną. Podobną
kwotę otrzymuje nasz lokalny rywal Bałtyk Koszalin. Chciałbym zwrócić
uwagę, że Gwardia to nie tylko seniorska
drużyna występująca w III lidze ale również
setki dzieci trenujących piłkę nożną począwszy od piłkarskiego przedszkola po juniorów młodszych i starszych grających
w Wojewódzkiej Lidze Juniorów. Poza tym
założyliśmy fundację Gwardia Koszalin –
Grajmy Razem, która ma za sobą szereg
akcji charytatywnych na rzecz byłych piłkarzy, działaczy a także dzieci naszych byłych
zawodników, kibiców i sympatyków. Kolejną
będzie Charytatywny Turniej Piłkarski Oldbojów, z którego dochód przeznaczony zostanie na pomoc w leczeniu Damiana
Kucaba, piłkarza drużyny juniorów młodszych Gwardii Koszalin. Turniej odbędzie
się w koszalińskiej hali Gwardii w niedzielę
1 7 stycznia 201 6 roku. Wszystkich na ten
turniej już dzisiaj zapraszam.
drużyny w grach zespołowych w Ekstraklasie (piłka ręczna kobiet i piłka koszykowa mężczyzn) mona
marzyć
o zwiększeniu dotacji Urzędu Miasta aby
Gwardia Koszalin mogła awansować
i czy nie lepiej stworzyć jeden silny klub
w miejsce Bałtyku i Gwardii?
WM: To, że w mieście wielkości Koszalina,
w którym brak jest dużych firm chcących inwestować w sport, jest miejsce tylko dla
jednego klubu piłki nożnej mówimy od dawna. Była już próba połączenia dwóch Koszalińskich klubów, za czasów prezydentury
Mirosława Mikietyńskiego ale działacze Bał-
mają jakiś plan co dalej z tym niegdyś
pięknym obiektem sportowym ? Także
pytam o boiska treningowe do piłki nożnej- bowiem jest jedna łąka typu klepisko oraz dwa boiska o fatalnej
nawierzchni (jedna żużlowa czarna płyta
a druga płyta zielona z dziurami nie do
grania)?
WM: Na temat stadionu już wypowiedzia-
łem się wcześniej i uważam, że w takim
mieście jak Koszalin powinniśmy mieć nowoczesny stadion na ok. 5 tyś. miejsc spełniający wszystkie wymogi PZPN dotyczące
rozgrywek I i II ligi. Dodatkowo na miejscu
dotychczasowego boiska
żużlowego powinien powstać drugi obiekt – stadion
ze
sztuczną
nawierzchnią jaki jest
obecnie na Bałtyku.
IP:
Co chciałby Pan
przekazać wiernym i oddanym kibicom Gwardii
Koszalin? Na co mogą
ogólnie liczyć?
WM:
Przede wszystkim
to, że Gwardia Koszalin,
która w tym roku będzie
obchodzić swoje 70-cio
lecie istnienia nie zniknie
z piłkarskiej mapy Polski
i będzie zapewne odnosić
sukcesy takie jak za czasów Leszka Pałki i Zygmunta Gilewskiego.
Zapraszamy wszystkich na nasze mecze,
podczas których jest rodzinna atmosfera
i zapraszamy do dopingowania i wspierania
naszych drużyn. Wszystkie dzieci i ich rodziców zapraszam do rozpoczęcia zabawy
w piłkę nożną już od przedszkola, a może
znów w Koszalinie będziemy mieli wychowanków Gwardii na miarę Mirosława Okońskiego, Mirosława Trzeciaka czy już
wcześniej wymienionych.
tyku Koszalin nie zgodzili się na takie połączenie już w ostatniej chwili, gdy wydawało
nam się że wszystko jest ustalone, dogadane i wszyscy (łącznie z kibicami) widzą
w tym jedyną słuszną drogę. Nie wiem dlaczego wtedy tak się stało, ale do dzisiaj widzę, że była to błędna decyzja kolegów
z Zarządu Bałtyku. Obecnie nie ma tak dobrego klimatu na połączenie obydwu klubów, choć Prezydent Piotr Jedliński
wielokrotnie już mówił, że w Koszalinie powinien być jeden klub piłkarski i wtedy powróci temat przebudowy stadionu im.
Mam nadzieję, że za kilka lat spotkamy
Stanisława Figasa, na którym gramy jako się na odnowionym stadionie Gwardii im.
gospodarze.
Stanisława Figasa na meczu co najmniej II
ligi.
IP: Co z pięknym niegdyś stadionem
Gwardii Koszalin, zbudowanym w deka- IP: Dziękuję za rozmowę
dzie Gierka na okazję dożynek? Ten stadion dramatycznie niszczeje, a miniIP: Czy w sytuacji gdy w Koszalinie, któ- malne kosmetyczne remonty niczego
re nie jest miastem wojewódzkim od ład- w tej kwestii nie zmieniają . Czy władze
nych kilku lat i w którym są aż dwie klubu w porozumieniu z władzami miasta
Zdzisław Pawluczuk, Krzysztof Knyżewski
Ostatnio nakładem renomowanego Nadbałtyckiego Ośrodka Naukowo-Dokumentacyjnego ukazała się nader interesująca książka „Z problematyki
transformacji ustrojowej w Polsce”, autorstwa
prof. dr. hab. Zdzisława Pawluczuka i dr. Krzysztofa Knyżewskiego, która to podejmuje zajmującą
tematykę przekształceń ustrojowych w Rzeczypospolitej, poczynając od 1989 roku, przy czym
w grę wchodzi dogłębna analiza przemian politycznych, gospodarczych i społecznych w kraju,
na przełomie XX i XXI wieku. Jeżeli chodzi
o prof. Pawluczuka, to należy zaznaczyć, że
omawia on, tytułem wstępu do właściwego zagadnienia - jakim jest transformacja - trudny okres
PRL-u, który zdaniem autora, nie poddaje się
czarno-białym ocenom, tudzież uproszczonym
osądom, szczególnie w kontekście negowania
dorobku gospodarczego i społecznego Polski
sprzed 1989 rokiem, w czym celują niektóre środowiska o prawicowej orientacji.
Nie da się ukryć, że mamy do czynienia z niezwykle wartościowym studium przedmiotu, który
cechuje się znacznym stopniem obiektywizmu
i dystansu do omawianej materii. Praca jest wielowątkowa, a jej główny autor prof. Zdzisław Pawluczuk podjął się trudnego zadania połączenia
wizji historyka w kwestii przemian społeczno-politycznych okresu wojennego i czasów powojennych Polski z instrumentarium politologa
w stosunku do fenomenu przekształceń systemowych w Rzeczypospolitej, z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, przy
czym rzecz dotyczy wypracowania niezwykle interesującego konstruktu teoretycznego na temat
paradygmatu transformacji ustrojowej – chodzi tu
o swoiste zerwanie z przeszłością i otwarcie się
elit społeczno-politycznych na demokrację i wolny
rynek. Prof. Zdzisław Pawluczuk jako obiektywny
badacz współczesnej rzeczywistości społecznopolitycznej nie tylko omawia pewne, trudne prawidłowości i procesy okresu przemian w Polsce, ale
również nie żałuje gorzkich, aczkolwiek częstokroć słusznych uwag, pod adresem wątpliwej
i ułomnej kondycji polskich elit politycznych, które
cechuje niedojrzałość, dyletantyzm, a nierzadko
klikowość i klientelizm. Autor wskazuje, że poważnym błędem polskiej klasy politycznej było
opowiedzenie w sferze gospodarczej za planem
Leszka Balcerowicza zamiast wybrania socjaldemokratycznej i prospołecznej drogi rozwoju,
w czym celują kraje skandynawskie. Prof. Zdzisław Pawluczuk ubolewa również nad tym faktem,
że polska lewica czasu transformacji ustrojowej
w Polsce (po dojściu do władzy w latach dziewięćdziesiątych XX i na początku XX stulecia) zamiast budować społeczną gospodarkę rynkową,
najwyraźniej kontynuowała w kraju budowanie
kapitalizmu. Nie ulega wątpliwości, że prof. Zdzisław Pawluczuk jawi się w książce jako badacz,
który krytycznie odnosi się do dorobku polityczne-
go, społecznego i gospodarczego Polski, wskazując na fenomen ubóstwa, bezrobocia oraz
względnej niedojrzałości polskiej klasy politycznych na polu podejmowania kluczowych decyzji.
Poza tym objawia on swój szczególny krytycyzm
w odniesieniu do wodzowskiego modelu sprawowania władzy w partiach politycznych, który to
syndrom był lub jest udziałem PiS Jarosława Kaczyńskiego, PO Donalda Tuska czy nawet SLD
w wydaniu Leszka Millera.
Drugim autorem opracowania jest dr Krzysztof
Knyżewski, który podjął się opracowania kwestii
ram teoretycznych procesu transformacji ustrojowej w Polsce oraz sprawy ewolucji systemu partyjnego czasu przemian. Dr Krzysztof Knyżewski
słusznie podkreśla, że system partyjny w Polsce
od 1989 roku cechuje znaczny stopień dynamiki
i zmienności partyjnych koalicji, przy czym rzecz
dotyczy zmiennego wzorca treści rywalizacji politycznej.
Omawiana praca składa się z siedmiu merytorycznych rozdziałów problemowych, których za-
Izabela Piecuch
ISBN 978-83-935181-7-3
wartość jest następująca: Rozdział I – Refleksje
na temat najnowszej historii Polski, głównie w latach 1944–1989; Rozdział II – Wprowadzenie do
zagadnienia transformacji ustrojowej; Rozdział III
– Polska w latach transformacji polityczno-ekonomicznej; Rozdział IV – Polska po uchwaleniu
Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia
1997 roku – najważniejsze wydarzenia społecznopolityczne przełomu XX i XXI wieku w Polsce;
Rozdział V – Proces ewolucji systemu partyjnego
w Polsce w latach 1989 – 2011; Rozdział VI –
Skutki prywatyzacji w Polsce w okresie transformacji gospodarczej; Rozdział VII – Polska polityka
zagraniczna na przełomie XX i XXI wieku. W tym
miejscu nadmienić należy, że autorem rozdziałów
I, III, IV, VI i VII jest prof. Zdzisław Pawluczuk, zaś
rozdziały II i V zostały napisane przez Krzysztofa
Knyżewskiego; niemniej podkreślić należy, że
mamy do czynienia z niezwykle spójną wewnętrzną całością, w której obiektywizm wypowiedzi przeplata się z krytycyzmem w ocenach
poszczególnych zjawisk i fenomenów.
W tym punkcie recenzji należy podkreślić, że
należy zgodzić się z poglądem prof. Zdzisława
Pawluczuka, że trudny okres wojenny i powojenny
w Polsce wyłonił totalitarny system rządów w postaci stalinowskiego modelu władzy, który przetrwał w zasadzie z pewnymi zmianami do 1989
roku, przy czym zauważyć należy, że kategoria
„systemu stalinowskiego” wydaje się być bardziej
użyteczna do opisu polskiej rzeczywistości po
1945 roku, aniżeli pojęcie „komunizmu”, które
w znacznej mierze jest li tylko konstruktem teoretycznym i nigdy nie doczekało się implementacji
w przestrzeni społecznej i politycznej w ramach
wykładni marksowskiej czy leninowskiej. Również
prof. Zdzisław Pawluczuk ma rację, gdy mówi, że
fiasko ustrojowo-ekonomiczne PRL-u było
w znacznej części spowodowane przez niewydolność gospodarczą państwa i jego awersję do
bardziej odważnych reform ekonomicznych. Co
do współczesnej rzeczywistości społecznej, politycznej i gospodarczej Polski to bez wątpienia
głęboko ona rozczarowuje, ujawniając niedoróbki,
błędy i zaniedbania elit politycznych w sferze rządzenia państwem. Oprócz tego prof. Zdzisław
Pawluczuk zwraca uwagę na ostrość konfliktów
politycznych, dla których głównym wyznacznikiem
są spory na tle personalnym i ideologicznym.
Nie ulega wątpliwości, że omawiana książka
autorstwa prof. Zdzisława Pawluczuka i dra
Krzysztofa Knyżewskiego zasługuje na szczególną uwagę czytelnika. Podejmuje ona złożoną tematykę przemian politycznych, społecznych
i gospodarczych Polski na przestrzeni ostatnich
lat. Napisana jest komunikatywnym i przekonującym językiem, przy czym nie stroni od omówienia
kwestii trudnych i dyskusyjnych, aczkolwiek stara
się nie narzucać niczego odbiorcy w zakresie
głoszonych treści.
G
Jak Twoje samopoczucie jednostko elektoratu? Nie masz kaca? Właśnie gigantycznego kaca powinieneś mieć i chyba go
masz. Nie skorzystałeś ze swoich nabytych
praw. Uzyskałeś pełnoletniość, dostałeś na
potwierdzenie tego faktu nowiutki dowód osobisty, uzyskałeś prawo wyborcze
i co? I nic! Nie poszedłeś na wybory, bo nie miałeś wiary, że Twój
głos coś znaczy i oddałeś swój
głos walkowerem, bo takie jest
prawo dotyczące liczenia głosów
i siedziałeś z dupą wbitą w kanapę, z pilotem w ręce i przeszukiwałeś kanały.
Gdzieś, z tyłu głowy, intuicyjnie
czułeś, że zmiany będą, ale nie
sądziłeś, że aż takie. Nie brałeś
pod uwagę tego, że nadchodzi taki
czas, że ktoś inny ( komu oddałeś
swój glos) zadecyduje za Ciebie
co będziesz mógł oglądać? Nie
wierzysz? No to się przekonasz!
Tak, tak, szanowny wyborco, do
polityki weszło około pół tysiąca
ludzi, a ci z którymi Ci nie po drodze, będą decydować o Tobie,
o prawie, o celebracji wybranych
uroczystości, o programach w telewizji, o Twoich pieniądzach,
o wszystkim! Nawet przez chwilę
nie zastanawiałeś się nad tym, że
prawo wyborcze mają i ci, którzy
mając obywatelstwo polskie, wyjechali z kraju lata temu, gdy sytuacja polityczna była inna, też mają prawo
głosu mimo, że nie znają naszych realiów i od
dawna żyją innym życiem, zachowując mgliste wspomnienia o kraju, z którego wyjechali.
Czy nie sądzisz, drogi wyborco, że prawo
do głosu powinni mieć ci, którzy tu, w Polsce
mieszkają, tu w Polsce płacą podatki i co naj-
wyżej ci, których pobyt za granicą jest krótszy
niż np. pięć lat?
Czy nie sądzisz drogi wyborco, że głosowanie powinno być obowiązkowe, co w pewnym stopniu pozwoli na uniknięcie sfałszowania wyborów?
yn
raż
aK
u źm
i ck
a
nu?
Czy nie uważasz, wyborco, że oprócz nazwisk na listach wyborczych, powinna być
przynajmniej krótka notatka o wykształceniu,
o dorobku zawodowym, przeszłości, również
tej politycznej kandydata?
Czy nie odnosisz wrażenia, drogi
wyborco, że z tego pół tysiąca ludzi
wybranych do rządzenia krajem
i Tobą, ponad połowa niczym się nie
zasłużyła i masz ochotę wziąć ich
za kark i wyrzucić?
Tak, szanowny wyborco, ja też
odnoszę takie wrażenie i nawet
pójdę dalej. Chciałabym, by ustanowiono prawo, zgodnie z którym,
można byłoby wywalić na zbity pysk
każdego posła, który podczas kadencji zmienia barwy polityczne,
jest podejrzany o niejasne interesy,
przekroczył prawo ( te drogowe też), bo zawiódł, nie spełnia roli jakiej się podjął i dla jakiej został wybrany przez Ciebie i mnie.
Chciałabym, by ustanowiono takie
prawo, by immunitet nie służył za
parawan do "ciemnych interesów",
by wybrani posłowie i senatorowie
odpowiadali przed prawem, tak jak
ja i Ty, by ponosili taką samą odpowiedzialność karną i materialną za
swoje czyny jak każdy obywatel.
No to sobie pomarzyłam.
Czy nie sądzisz, wyborco, że to Ty powinieneś decydować, na co rząd przeznacza
Twoje pieniądze, (które są przecież częścią
składową budżetu) na przykład w drodze akceptacji, czy odrzucenia pomysłów rządowych, bo Ty jesteś lepszym gospodarzem
i znasz potrzeby Twojego miasta czy regio-
Meduza "Hotel - Restauracja"
[email protected]
Przebudzenie Pani kanclerz Merkel
Grażyna Kuźmicka
Nie trzeba było długo czekać, by na
hasło: Herzlich willkomen, płynące w stronę krajów arabskich i Afryki, nie napłynęły
do Europy miliony emigrantów. Bogate
europejskie kraje, liczące na tanią siłę roboczą, chętną do pracy za minimalne
stawki, tak jak Polacy, którzy "za chlebem".... przeliczyły się. Zapomniały, że to
nie jest to pierwsze pokolenie emigrantów
zarobkowych, które z "pocałowaniem
w rączkę" żwawo brało się do najgorszych i najniżej płatnych robót, a tymczasem, pod ich nosem, wyrosło nowe
pokolenie, nastawione roszczeniowo do
"białych
panów"
i radykalizujące się
dzięki
przywódcom
religijnym
z meczetów, na
których budowę,
gościnne kraje dawały pozwolenie.
Trudno się dziwić uciekinierom
z własnych krajów,
gdzie głód, wojna
i terror, bo któż by
nie uległ opowieściom o bogatej,
spokojnej, zasobnej Europie, z wysokim
socjalem,
zwłaszcza, że socjal głównie popiera i dotuje rodzące się dzieci. Wpajano
więc wiernym w meczetach, że cały świat
jest własnością Allaha i do nich ten świat
należy. Na efekty "uboczne" nie trzeba
było długo czekać. Zderzenie przyjezdnych z zastaną rzeczywistością dalece
się różniło od zasłyszanych opisów. Początkowe protesty i ogniska buntu, przybierały na sile, zwłaszcza, że władze nie
reagowały z całą stanowczością, wręcz
przymykając oczy i tłumacząc inną kulturą
i innymi przyzwyczajeniami emigrantów.
Przestępstwami zorganizowanych grup,
obarczano wojowników z ISIS, niedostatecznie dociekając prawdy. Dopiero Sylwester 201 5/201 6 i atak na kobiety
wychodzące z zabawy sylwestrowej, które zostały pobite, obrabowane i niektóre
zgwałcone, zapalił "czerwone kontrolki"
władzom.
Pani Merkel oświadczyła, że: "musimy
się przeciwstawić poniżaniu kobiet i że
napaści seksualne, do jakich doszło
w Sylwestra, w Kolonii ujawniły pogardę
wobec kobiet, której należy się przeciwstawić z całą mocą i konieczna jest dyskusja o kulturze współżycia."
Przecież w mediach ukazywały się, co
prawda sporadycznie, ale ukazywały się
wiadomości o tym, że nawet przedstawicielki i organizatorki pomocy uchodźcom
były atakowane, pobite i gwałcone, to
gdzie wtedy były te dyskusje o różnicach
kulturowych? W zaciszu gabinetów?
W środę tj. 06.01 .201 6, pani Merkel
ogłosiła, że chce ograniczyć napływ
uchodźców do Niemiec, do których
w ostrożnych szacunkach dotarło około
miliona emigrantów. Czy to przypadkiem
nie jest spóźniona reakcja? A może pani
Merkel otwierając na oścież granice, za
co zresztą została wybrana przez tygodnik Time człowiekiem roku 201 5, nie
brała pod uwagę, że tym postanowieniem
ściąga na siebie, na swój kraj i inne kraje
europejskie, poważne zagrożenie. Z takim zagrożeniem nie będzie można się
łatwo uporać, bo trudno się uporać z tak
wielkim napływem ludności
z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki,
których trzeba
ubrać, nakarmić i dać dach
nad
głową.
A może to
przebudzenie
pani
Merkel
nastąpiło z powodu niezadowolenia
obywateli Jej
kraju i może
dlatego, że ponowna reelekcja stoi pod
Pani Kanclerz, z całym szacunkiem wielkim znakiem zapytania, bo trudno się
zapytam: a gdzie do tej pory były jakieś dziwić oburzeniu ludzi, którzy swoją siłę
dyskusje na ten temat mimo, że wiele or- pokażą wrzucając kartkę do urny.
ganizacji ostrzegało jak i zdarzenia, jakich
udziałem były nie tylko niemieckie kobiety, zwłaszcza, że tego typu przestępstw
dopuszczano się i w Austrii i w innych
krajach zachodniej Europy?
O jakiej kulturze współżycia Pani mówi? Teraz nastąpiło lekkie przebudzenie,
gdy bezpośrednio i na taką skalę dotknęło
to Pani rodaczki? Czy potrzeba takich
zdarzeń, by spowodować szerokie otwarcie oczu? Czy dopiero teraz Niemcy
i Unia Europejska zastanawiają się nad
zamknięciem granic i dopiero teraz rozważacie, czy deportacje cudzoziemców,
którzy weszli w konflikt z prawem, są
przeprowadzane w wystarczającym stopniu.
Wzmocnij swoją odporność!
Wiole ta S to
Jesienno-zimowy okres to czas, kiedy bardzo często zapadamy w stany przeziębieniowe. Zmienna pogoda, duże wahania temperatury i wyraźne zmniejszenie dostępu słońca,
niosą za sobą skutki osłabienia naturalnej odporności.
Przygotowując się do zimy, powinniśmy działać w kierunku
wzmocnienia sił obronnych organizmu. Jak to zrobić?
Przede wszystkim stosujmy się do kilku podstawowych zasad:
1. Dbajmy o odpowiednią ilość snu. Przynajmniej 7-8 godzin
na dobę, to optymalny czas, który powinniśmy poświęcić na
odpoczynek. Podczas snu organizm najlepiej się regeneruje
i odzyskuje siły witalne. Brak snu powoduje, że spada ilość
białych krwinek, które biorą udział w zwalczaniu stanów zapalnych w organizmie.
2. Jedzmy zdrowe i regularne posiłki. Starajmy się spożywać jak najmniej przetworzone produkty. Warzywa i owoce
niech mają przewagę nad pozostałymi produktami wchodzącymi w skład piramidy żywieniowej. Dostarczą one niezbędne składniki do optymalnego funkcjonowania tkanek
i narządów, uchronią przed występowaniem nowotworów,
dostarczą błonnika ułatwiającego trawienie i ogólnie
wzmocnią organizm. Dobrym sposobem jest częste spożywanie koktajlii owocowo-warzywnych, które są zarówno wyśmienitym, najlepiej przyswajalnym, jak i przeogromnym
bogactwem witamin, składników mineralnych i budulcowych dla organizmu. Unikajmy nadmiaru cukru, gdyż to najlepsza pożywka dla rozwoju bakterii, wirusów i grzybów,
potęguje stany zapalne w organizmie i jest stymulatorem
wzrostu nowotworów. Cukier można zastąpić wyciągiem ze
stewii. Jest to białko słodsze od cukru i ma pozytywny
wpływ na nasz organizm. Regularne posiłki są niezwykle
ważne. Oznacza to, że powinniśmy spożywać przynajmniej
5 posiłków dziennie. Zacznijmy dzień od zdrowego i sycącego śniadania. Kolejne regularne posiłki co 3-4 godziny przyczynią się do regulacji poziomu cukru we krwi
i przyspieszenia metabolizmu.
3. Nawadniajmy nasz organizm. Woda pełni bardzo waźne
funkcje w naszym organizmie. Jej dzienne spożycie powinno się kształtować na poziomie 1,5-2l. Najlepsza jest woda
mineralna, ale najlepiej przyswajalna przez organizm jest
woda strukturalna, najbardziej zbliżona do wody w komórkach. Można ją znaleźć w owocach. Idealnie taką samą
strukturę ma woda z roztopionego lodu. Unikajmy gazowanych, wsokosłodzonych napojów i soków. Spożywajmy je
sporadycznie.
4. Ograniczmy czy nawet zrezygnujmy z używek. Alkohol,
papierosy i kawa niszczą witaminy (głównie witaminę C)
i mikroelementy, które wzmacniają siły obronne organizmu.
5. Ubierajmy się odpowiednio do pogody. Zarówno prze-
ch ła
grzanie jak i wychłodzenie jest
niekrzystne dla naszego zdrowia. Najlepsze jest ubranie "na
cebulkę", gdyż w razie potrzeby wierzchnią warstwę zawsze
można ściągnąć. Gdy jest zimno, ważne jest chronić głowę
i stopy, gdyż przez nie odbywa
się największa utrata ciepła.
6. Hartujmy organizm. Dobrze sprawdza się brodzenie w zimnej
wodzie, naprzemienne ciepłe i zimne prysznice. Bardzo dobrze
robi praktykowane przez wiele osób morsowanie, czyli zimowe
kąpiele w morzu, czy też krioterapia i sauna.
7. Wietrzmy mieszkanie. Temperatura w mieszkaniu nie powinna przekraczać 19-22oC. Lepiej, gdy jest chłodniej, niż za gorąco, bo wirusy i bakterie lubią ciepło. Żeby nawilżyć mieszkanie
i pozbyć się drobnoustrojów, należy kilka razy dziennie otwierać okna, a koniecznie przed snem.
8. Unikajmy kontaktów z osobami chorymi. Jak wiesz, że ktoś
choruje, staraj się nie skladać mu wizyt. Najwięcej zarazków
pozostaje na klamkach, poręczach, rączkach koszyków na zakupy, dlatego zawsze po powrocie do domu od razu starajmy
się umyć ręce.
9. Ruch to zdrowie! Dbajmy o jego odpowiednią ilość w ciągu
dnia. Wysiłek fizyczny powoduje zwiększenie wytwarzania
przeciwciał, które niszczą w naszym organizmie zarazki i przyczyniają sie do oczyszczania organizmu z toksyn. Spacery
i ruch na świeżym powietrzu powodują dodatkowo dotlenienie
organizmu i jego hartowanie. Każdy ruch jest lepszy niż żaden.
Możemy jeździć rowerem, biegać, chodzić na basen, siłownię,
grać w siatkówkę czy tańczyć, ale należy to robić regularnie.
10. Naturalne produkty wzmacniające odporność to: miód pszczeli, proplis, sok z aloesu, z owoców noni, z malin, aronii
i owoców bzu czarnego, świeżo wyciskane soki warzywnoowocowe, probiotyki i prebiotyki, zielona herbata, zioła (rumianek, owoc kopru włoskiego, czystek, żeń-szeń, miłorząb japoński, pokrzywa i jeżówka purpurowa), przyprawy (oregano,
tymianek, bazylia, papryka, rozmaryn, imbir, goździki, kurkuma,
kora cynamonowca), chrząstka rekina, tran, czosnek.
11. Relaksujmy się. Stres w bardzo dużym stopniu przyczynia
się do obniżenia odporności, dlatego szukajmy ujścia swoich
emocji, unikajmy stresujących sytuacji i dużo się uśmiechajmy :)
Izabela Piecuch
IP: W listopadowym numerze 1 5 naszego Neumana w imieniu PO zostały przyjęte ważnie. Po co zatem namawiać do słuchania
miesięcznika, udzielił nam Pan obszernego
wywiadu ale i tak pozostało jeszcze wiele pytań a równocześnie sprawy Polski po zasadniczej wymianie władzy w Parlamencie
w Rządzie no i przede wszystkim w osobie
Prezydenta, powodują, że sprawy toczą się
bardzo szybko przy zdecydowanym oporze
głównie polityków Platformy Obywatelskiej jak
i pozostałych partii opozycyjnych wobec Prawa i Sprawiedliwości.
Zatem, jak Pan prognozuje- ile czasu jeszcze potrzeba aby jednak ten głośny konflikt
tych dwóch stron ustał
tzn. sprowadził się do
takiego poziomu , że
najważniejsze staną się
sprawy gospodarki i finansów państwa a nie
kwestia czy absolutną
pełnią władzy będzie
dysponowała zwycięska
partia Prawo i Sprawiedliwość a więc władzą
1 00- procentową czy też
tylko będzie miała niecałe 1 00% władzy bo
gdzieś uchowają się inne przyczółki – mam tu
na uwadze władze sądowniczą?
TK: Od listopada wiele
się zmieniło i świat dokoła przybrał nieco zaskakujące formy. Myślę, że dla wielu wyborców, także PiS-u, a może nawet głównie dla
nich to, co widzimy od dnia przejęcia władzy,
nie do końca odpowiada wyobrażeniom
przedwyborczym. Najwyraźniej pokazało się
to przy okazji ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, kiedy z 39% głosujących na PiS Polaków blisko połowa (1 7% przeciw – 22% za)
nie zaakceptowała tego ruchu Prezydenta,
który zresztą pokrętnie go uzasadniał, mówiąc o chęci odpolitycznienia sądu tak, jakby
w ten sam sposób jednocześnie nie upolityczniał urzędu Prezydenta. Pierwszym, może drobnym, ale dla mnie znaczącym,
sygnałem nowego było zachowanie Prezydenta, deklarującego wcześniej dialogowość
i konieczność uważnego słuchania wszystkich Polaków, w czasie wystąpień opozycji po
expose premier Beaty Szydło. Słowa posła
śmiechem Prezydenta. Mój osąd działań
Platformy jest dalece krytyczny. Tytuł zatem
Sławomira Neumana do tego, by kreować się
na jedynego sprawiedliwego, jest równie wątpliwy. Chociaż wartości pozostają te same
i ważne, problemem jest wiarygodność mówiących o nich. Niezależnie jednak od tego
Prezydent, którego nie jego dobra wola, ale
na razie obowiązująca Konstytucja zobowiązuje do bycia apolitycznym, którego gotowość
do szacunku dla wszystkich i do dialogu ze
wszystkimi nie jest przywilejem, ale obowiąz-
kiem, nie powinien w dość prymitywny, nawet
w czysto ludzkiej perspektywie, sposób pokazywać lekceważenia i tryumfalizmu politycznego. W ten sposób Prezydent Andrzej Duda
niestety dał pierwszy znak wyraźnego upartyjnienia swego urzędu, które z biegiem czasu tylko pogłębiał. W rezultacie mamy do
czynienia nie tylko z kompromitacją człowieka, ale z kolejną kompromitacją polityki i demokracji, o czym jeszcze później. Trudno się
dziwić, że Polacy mają tak złe zdanie o politykach, skoro praktyka, że w kampanii można
powiedzieć wszystko, a potem się z tego wycofać, stała się zasadą. Politycy są przekonani, że ten mechanizm deklaracji bez pokrycia
jest mechanizmem oczywistym i naturalnym
w polityce. Kiedyś premier Miller nazwał to
frazeologią przedwyborczą, która jest podyktowana taktyką walki wyborczej i której nie
należy w najmniejszym stopniu traktować po-
debat i studiowania programów wyborczych?
Psucie polityki jest też psuciem życia społecznego albo zepsucie społeczne rodzi tę
przerażającą emanację fałszywych z zasady
polityków. Niestety, także w życiu codziennym
czujemy się usprawiedliwieni, deklarując
i obiecując różne rzeczy innym ludziom, wiedząc, że ich nie spełnimy. Czynią tak różnego
rodzaju firmy w pogoni za celem „wyższym”.
W polityce jest to władza, w biznesie „zysk”.
Jeśli jednak w biznesie dawno stosujemy
różne formy zabezpieczeń, to w polityce
można bezkarnie
mówić, co się chce,
przynajmniej
w
perspektywie
jednej kadencji.
Kolejnym mechanizmem, którego
nie akceptuję, jest
mechanizm „a wy
robiliście tak samo”. Beata Szydło
przed ostatnim posiedzeniem ustępującego
Sejmu
nawoływała
premier Kopacz, by ta
przeforsowała
ustawę o zwiększeniu płacy minimalnej. Na argument, że nie da się tego zrobić w tym czasie,
zachowując wszelkie zasady uczciwej legislacji, Beata Szydło mówiła: wiele razy tak
zrobiliście, zróbcie i teraz. De facto zatem
Pani Szydło dla czystego efektu wyborczego
namawiała do kolejnego łamania zasad przyzwoitości legislacyjnej, twierdząc jednocześnie, że jest forpocztą nowego stylu polityki
opartej na dialogu i uczciwości. Na marginesie warto by było zapytać nową Panią Premier dziś, po dwóch miesiącach prac nowego
Parlamentu, dlaczego nie przeprowadziła tej
ustawy na pierwszym posiedzeniu, skoro
uważała ją za tak ważną? Logika „wy robiliście to samo” jest traktowana jak wytrych
i niestety jest też pewnym znakiem pogardliwego traktowania społeczeństwa, ponieważ
odwołuje się do niskich instynktów usprawiedliwiania odwetu, instynktu, co należy podkreślić, skrajnie niechrześcijańskiego w kraju
chrześcijańskim i w ustach polityków, którzy
sobie chrześcijaństwem wycierają usta przy
przykrym milczeniu Kościoła. Idee miłości
bliźniego, wybaczania, i powstrzymywania się
od sądzenia, by samemu nie być sądzonym
brzmią nawet dla mnie, kiedy w tym kontekscie mówię te słowa, śmiesznie i nierealnie.
To, co klepiemy w kościołach, nijak się ma do
praktyki społecznej i politycznej. Nie ma też
zastosowania w najmniejszym stopniu grecka
idea dialogu. Jeśli już, to jesteśmy dziećmi
Rzymu i sofistycznych mów, które miały
zniszczyć inaczej myślących, nierzadko argumentami ad personam, by osiągnąć cel. Cel
właśnie stał się najważniejszy, wartości poszły w kąt, podczas gdy nie czynimy pewnych
rzeczy nie dlatego, że inni ich nie czynią, tylko dlatego, że ich się po prostu nie czyni
obiektywnie i niezależnie od tego, co robią inni. Nie kradniemy nie dlatego, że inni nie
kradną, tylko dlatego że się nie kradnie, ale
też to, że inni niestety kradną, nie upoważnia
nas do kradzieży. Wracając do polityki: to, że
rządy PO-PSL mają na swoim koncie wiele,
czasami ciężkich grzechów, nie daje nam
prawa do popełniania takich samych.
Myśląc o perspektywie rządów koalicji PiSSolidarna Polska-Polska Razem, wiedzieliśmy, że będziemy mieli do czynienia z radykalnym przesunięciem akcentów i wartości.
Jedni wiązali z tym nadzieje, inni tego się
obawiali. Po raz kolejny wielu liczyło na zmianę twarzy i języka polityki. Ważnym problemem jest narastające przeświadczenie
społeczeństwa, że jest potrzebne co najwyżej
do wrzucania kartek do skrzynek. Dlatego
właśnie karierę zrobił Ruch Pawła Kukiza,
a kilka lat wcześniej Ruch Janusza Palikota
czy Andrzeja Leppera. Paweł Kukiz długo
bronił tezy, że nie ma żadnego programu,
chce tylko oddać władzę społeczeństwu. To
bardzo chwytliwa, ale też oddająca prawdziwe emocje teza. PiS szybko odkrył w kampanii, że to nośne hasło i włączył się do takiej
„narracji”, chociaż kiedy Jarosław Kaczyński
mówi o społeczeństwie, to mówi zupełnie coś
innego niż Paweł Kukiz. Jarosław Kaczyński
i jego ugrupowanie traktuje społeczeństwo
nie podmiotowo ale przedmiotowo. Sadzę, że
prezes PiS pozostaje pod silnym wpływem
idei prometeizmu i myśli, że jest nowym Prometeuszem, który uszczęśliwi ludzi, którzy
nie wiedzieć czemu z tego śwaita są zadowoleni i bronią się przed uszczęśliwianiem. To
klasyczny sposób myślenia rewolucjonisty:
mam pomysł na świat doskonały, chce go
wcielić w życie od razu i jestem przekonany,
że jak go wcielę, to wszyscy przejrzą na oczy
i mi podziękują. Niestety, istnieją siły, które
bronią starego porządku opartego na niesprawiedliwości. Istnieje też rzesza uciskanych, zapomnianych i wykluczonych, którzy
nie potrafią się sami obronić. Ja ich obronię
i wydrę szczęście wszystkich z gardeł nielicznych szczęśliwych i najedzonych. To poczucie misji dziejowej, prawie metafizycznego
dzieła zaprowadzenia Sprawiedliwości.
Kiedy zatem Jarosław Kaczyński, bo przecież ani nie Andrzej Duda, ani nie Beata Szydło, obejmował władzę po 8 latach upokorzeń
politycznych i 5 latach cierpień osobistych,
chciał nadrobić stracony czas i natychmiast
zmienić Polskę wedle swojego, od lat cyzelowanego pomysłu. Spór metafizyczny Dobra
i Zła zyskuje twarze Polski okrągłostołowej,
Magdalenkowej albo Michnikowej (jak zwał,
tak zwał) i Polski wykluczonej, zapomnianej,
okradzionej, zmuszonej do tułaczki za chlebem, Polski wziętej pod obronę przez Jarosława Kaczyńskiego. Nie bez przyczyny od
wielu lat na transparentach widniało hasło
„Jarosław Polskę zbaw”. Zbawienie to nie jakaś tam reforma. Zbawienie to czyn ponadnaturalny, nie liczy się z prawami tego
świata. To wybawienie od Zła, której synonimem jest zdradziecka zmowa (na ile słusznie,
będzie się kłócić polska historiografia jeszcze
wiele wieków) lewicy laickiej przy wsparciu inteligencji katolickiej z komunistami, dla których nota bene komunizm kojarzył się tylko
z drogą kariery i bogacenia. Dlatego właśnie
szybko zawiedli się ci, którzy spodziewając
się radykalnych zmian, spodziewali się jednocześnie, że będą to zmiany wykorzystujące
zastany system prawny i obyczaj demokratyczny. Mamy przecież do czynienia z jednej
strony z Polską nie do końca suwerenną,
w której – jak mówił Kornel Morawiecki – nie
dokończono rewolucji Solidarności, Polską
niesprawiedliwą, w której beneficjentami reform są tylko nieliczni, Polską, która z zależności od ZSRR popadła w zależność od
Brukseli a w zasadzie od Berlina. Niezależnie
od tego, w jakim stopniu te zarzuty są zasadne, mamy prawo odrzucić prawo III RP, które
jest albo bezprawiem, albo jest prawem służącym pseudoelitom. Uprawnia nas do tego,
jeśli nie logika rewolucji, to przynajmniej wyższa konieczność dziejowa, która każe nawet
zawiesić wydawałoby się niewzruszone prawa matematyki i sfałszować przegrane głosowanie w Komisji Ustawodawczej. Po raz
kolejny okazało się bowiem, ze kontrrewolucja żyje, nie poddaje się. Trzeba dyscypliny
i czujności rewolucyjnej, by nie przegapić głosowania i zagłosować „za”, nawet gdy się nie
wie, o co chodzi.
Dlatego właśnie powinniśmy przestać od-
nosić działania koalicji PiS-Solidarna PolskaPolska Razem pod kątem prawa. Zakończyć
niekończące się jałowe wyrzekania profesorskie. Prawo jest dobre tam, gdzie nam służy,
tam, gdzie nam nie służy, należy je szybko
zmienić, mając na celu nie doskonalenie samego prawa, ale uczynienie z niego doskonałego instrumentu rewolucji.
Oczywiście, siły reakcji są nadal żywe. Establishment się nie poddaje. Tu mam jednak
problem. Po raz kolejny jestem w sytuacji,
w której uczciwie nie mogę stanąć po żadnej
ze stron. Jest dla mnie jasne, że wiele zarzutów i diagnoz dotyczących Polski po 1 989 roku jest prawdziwych. Nie miejsce tu na
szczegółową analizę, bo przyczyny różnych
mniej lub bardziej fundamentalnych delikatnie
mówiąc ułomności są bardzo złożone i w różnym stopniu zawinione. Jeśli nawet zgodzilibyśmy się z krytyczną oceną Okrągłego Stołu
i jego konsekwencji, (Na marginesie należy
przypomnieć, że śp Lech Kaczyński aktywnie
ten stół tworzył, a Jarosław Kaczyński był
bardzo blisko. Obaj zatem jakoś na tamtym
etapie akceptowali tę drogę porozumienia.) to
trzeba też powiedzieć, że to, co dzieje się
dziś i ma być fundamentem nowej sprawiedliwej Polski, również będzie obarczone podobnym grzechem pierworodnym. Mitem
założycielskim III RP jest bowiem Okrągły
Stół czyli takie a nie inne przejęcie władzy od
PZPR wraz z konsekwencjami lustracyjnymi
i ekonomicznymi na czele z reformą Balcerowicza. Ten mit został w trakcie ćwierćwiecza
zakwestionowany - jak myślę - w części zasadnie. Teraz na naszych oczach tworzy się
mit założycielski IV RP, raz już stłumionej
w zarodku. Mit tworzony przez grupę rewolucjonistów, w myśl rewolucyjnej a nie demokratycznej zasady „kto nie z nami, ten
przeciw nam”. Gdyby nawet uwierzyć w dobre intencje i dobre plany rewolucjonistów, to
już w chwili poczęcia są one obarczone grzechem pierworodnym podziału społecznego
i podobnego autorytarnego wykluczenia inaczej myślących w imię woli mniej lub bardziej
iluzorycznej większości, na którą wciąż powołują się politycy PiS. Ten grzech w moim
odczuciu w dużym stopniu kwestionuje możliwość osiągnięcia sukcesu, którym przecież
ma być zbudowanie Polski wszystkich Polaków, nie tylko tych jak w 1 989 roku siedzących przy stole, ale też nie tylko tych, którzy
dziś stanowią ok 1 /5 Polaków. Mówię to z żalem, bo widząc ułomności Polski, chciałbym,
by zmieniała się i doskonaliła jako rzeczywiste a nie tylko propagandowe wspólne dzieło
wszystkich Polaków.
Jeśli w tym kontekście słyszę, jak wiele
razy dotąd także z ust kolejnych pierwszych
sekretarzy KC PZPR, że ci, którzy wychodzą
na ulice to reakcjoniści broniący stołków,
(dawniej zaplute karły reakcji, syjoniści i podejrzane intelgenciki) sfrustrowani przedstawiciele starej władzy, beneficjenci starego
systemu podburzani i kierowani przez cwanych polityków także zza granicy lub z anten
wrogich mediów itp. lub co najwyżej biedni,
oszukani, naiwni i wykorzystywani pożyteczni
idioci, to zdumiewa mnie, jak łatwo się uspokoić, jak prawdziwe jest stare powiedzenie
o zależności miejsca siedzenie i sposobu widzenia rzeczy. Jak zdumiewające i przykre
były słowa właśnie Kornela Morawieckiego,
który kwestionował spontaniczność protestu
AD 201 5, będąc organizatorem protestów
ćwierć wieku wcześniej. Widocznie taki wpływ
ma kilka dni siedzenia na Wiejskiej. Nie przeczę, że obecność polityków w tych manifestacjach jest dwuznaczna, ale świat nie jest
czarno-biały.
IP: Czy w obecnej sytuacji gdzie następuje
dramatyczne obniżenie się notowań Platformy Obywatelskiej, uważa Pan , że Platforma
ma jeszcze szanse na odbudowanie się jako
partia władzy w przyszłości , czy też podzieli
losy w perspektywie kilku lat Sojuszu Lewicy
Demokratycznej?
TK: Nie jestem pewien czy można przypisać
Platformie Obywatelskiej przywództwo w protestach społecznych. Jeśli miałbym szukać
przywódcy to jest nim niewątpliwie Nowoczesna. Mam wrażenie, że z tymi protestami jest
podobnie jak z reakcją społeczną na katastrofę smoleńską. Odruch serca tysięcy czy
nawet milionów Polaków, który dość dokładnie obserwowałem, choćby z racji położenia
campusu głównego Uniwersytetu Warszawskiego blisko Pałacu Namiestnikowskiego,
gdzie stał Harcerski Krzyż i paliły się nieprzerwanie tysiące zniczy, został w moim odczuciu ukradziony, zawłaszczony przez jedną siłę
polityczną, która, co warto przypomnieć, była
wtedy właściwie w rozsypce i bardzo skutecznie odbudowała swą siłę na micie smoleńskim. Podobnie dziś zdumienie społeczne
i protest został wykorzystany przez siły obecnej opozycji. Jest jednak myślę kilka różnic.
Kiedy powiedziałem, że obecność polityków
na manifestacjach jest dwuznaczna, to myślałem o prawie moralnym do krzyku w obronie demokracji tych, którzy sami mają sporo
za uszami w tej dziedzinie, ale zgodnie z tym,
co powiedziałem wcześniej, jestem przeciwny
argumentacji „a wy to…”. Obrona wartości
jest ważna co do zasady. Mam nadzieję, że
jednak w przypadku konkretnych ludzi i konkretnych partii wyborcy będą pamiętali, że nie
są to ludzie szczególnie w tym proteście wiarygodni. Jeżeli dziś Grzegorz Schetyna mówi,
że pozostaje nam (Platformie) ulica i instytucje europejskie, to rozumiem ten punkt widzenia, bo widząc sposób procedowania
koalicji PiS-owskiej, trudno mieć nadzieję, że
opozycji uda się wyrazić jakikolwiek pogląd
i niepokój w końcu sporej części społeczeństwa, które nie głosowało za PiS-em, a manifestacje uliczne są częścią demokracji.
Obawiam się jednak, że taka strategia nie ma
służyć obronie wartości, ale ma być wehikułem do odzyskania władzy. Ta zależność mi
nie odpowiada pryncypialnie. Podobna nieufność towarzyszy mi, kiedy patrzę na polityków Nowoczesnej. Nie wiem, jaki maja
priorytet odnowienie świata wartości, czy
zdobycie władzy. Ktoś powie, że jedno bez
drugiego nie istnieje. Tak, ale ważna jest kolejność, co jest celem, a co narzędziem. Te
rozważania prowadzą mnie do mojego największego niepokoju. Coraz wyraźniej widać
kryzys samej demokracji. Być może jest to
najlepszy z możliwych systemów rządzenia,
ale ułomności demokracji stają się wyraźnie
przewyższać jej dobrodziejstwa. To nie jest
tylko problem polski. W wielu miejscach świata zachodniego toczy się dyskusja o kształcie
demokracji. To w ogóle jeden z objawów kryzysu czy wręcz zmierzchu Zachodu wieszczonego już 1 00 lat temu przez Spenglera.
Wydaje się jednak, ze w krajach o krótkim
stażu demokracji i wyraźnych problemach cywilizacyjnych to ma szczególne znaczenie.
Należy pamiętać, że nasza demokracja to nie
jest idea, którą znamy z polis greckiej. To nie
jest demokracja bezpośrednia lecz pośrednia,
która oddala władzę od społeczeństwa. To
właśnie wytykają jej ruchy antysystemowe do
czasu, kiedy wejdą do Sejmu. Problem jednak, szczególnie w perspektywie kryzysów
ekonomicznego i kulturowego, będzie raczej
rósł, a nie gasł. Naród i jego dobro jest rzeczywiście nadrzędnym prawem, ale jak go
zdefiniować i jak wprowadzić w życie, to problemy o wiele trudniejsze. Na pewno nie wolą
jednej nawet w miarę dobrze umocowanej
powyborczo siły politycznej.
IP:
Pod koniec 201 5 roku ogromny skok
w notowaniach ma partia Nowoczesna, którą
założył pan poseł Petru. Jak Pan widzi możliwości rozwoju tej partii w najbliższych latach
w aspekcie przejęcia władzy w Polsce? Czy
też być może partia która w tej chwili „wykrwawia się” w ciężkich „walkach” parlamentarnych a potężną partią rządzącą PiS,
wyczerpie swą energię i stopnieje tak jak
Twój Ruch?
TK: Nowoczesna, jak to już mówiłem w li-
stopadzie, rozbudowała się w centrum, pomiędzy PiS a chylącą się na lewo PO, wśród
wyborców, którzy kiedyś oczekiwali po Platformie stworzenia państwa odideologizowanego, wyzwolonego z mentalności porozbiorowej i pokomunistycznej, sprawnie,
wręcz menedżersko zarządzanego. Takie
oczekiwanie było wzmocnione optymizmem
ekonomicznym, który królował w Europie 8 lat
temu. Ta grupa jest nadal ważna i silna, choć
i optymizmu ekonomicznego dziś trudno szukać w dzielącej się i zamykającej Europie, co
trochę może utrudniać życie polityczne nowoczesnym. Jednak ich niezaprzeczalnym,
choć jednorazowym atutem jest nowość. Próbuje się co prawda przyprawiać mniej lub
bardziej zasadnie gębę Ryszardowi Petru, ale
co do zasady wydaje się, że postrzeganie
Nowoczesnej jest pozbawione uwikłań. Jeśli
niektórzy rzucają inwektywę o byciu agendą
banksterki światowej, to paradoksalnie dla
części elektoratu, szczególnie dla tych bez
kredytów frankowych, może to być dobra rekomendacja. Chodzi przecież o taki trochę
hedonistyczny obraz życia, który ten model
działania umożliwia.
Trudno powiedzieć, jak zachowa się Platforma po przejęciu sterów przez Grzegorza
Schetynę. Ponad rok przed wyborami PO odchudziła prawą nogę, chcąc przejąć rozdrobnioną i nie mającą pomysłu na siebie lewą
stronę sceny i sądząc, że liberalni prawicowcy nigdy nie zaakceptują frazeologii Kaczyńskiego, Macierewicza, Pawłowicz… i nie
zdecydują się poprzeć PiS-u. W tym czasie
odszedł Jarosław Gowin, a Marek Biernacki
nie był dostatecznym gwarantem dla prawicowej części platformy PO. Do tego należy
oczywiście dołożyć wszelkie zegarki, ośmiorniczki, itp., które zapewne mają małe rzeczywiste znaczenie, ale wielkie znaczenie
wizerunkowe. Platformie nie udało się z nimi
poradzić tak skutecznie, jak koniunkturalnie
PiS pozbył się pyszałka i aparatczyka Adama
Hofmana.
PO i nie tylko PO nie przewidziała, że na
scenie pojawi się duet Andrzej Duda – Beata
Szydło. Patrząc wtedy na obecnego Prezydenta, miałem wyraźne deja vu z czasów
pierwszej elekcji Aleksandra Kwaśniewskiego. Pierwsze. Podobny młody, dobrze, choć
przeciętnie ubrany mężczyzna, taki synonim
serialowego, amerykańskiego menedżerskiego czy właśnie prawniczego sukcesu z dobrej
kancelarii, posiadacz domku w niezłej
dzielnicy pod Nowym Jorkiem, sympatycznej
rodziny, psa, grilla, dwóch samochodów….
Żadnej ideologii, swoboda, nowoczesność,
trochę dowcipu….. Wielu chciałoby nim być.
Drugie. Aleksander Kwaśniewski i Andrzej
Duda przykrywali drugą twarz swego środowiska. Aleksander Kwaśniewski mówił: lewica
jest dziś młoda, nie ma nic wspólnego z
PZPR, o stalinizmie nie mówiąc. Jednak zarówno on, jak i jego formacja korzystała także
z głosów tzw. betonu, starych aparatczyków,
dla których z kolei autorytetem był raczej Leszek Miller. Andrzej Duda mówił: PiS to nie
chorzy na ideologie, podejrzliwi, antyeuropejczycy, zwolennicy teorii spiskowych. Zachęcił
tym rozczarowanych PO i skłaniający się na
prawo liberałów, ale zebrał też głosy około
22% twardego elektoratu Jarosława Kaczyńskiego. Trzecie. Wszystko to w kontekście
zmęczenia społecznego wtedy reformą balcerowiczowską i rozczarowaniem wobec przekształceń ekonomicznych w Polsce, teraz
podobnego zmęczenia wobec po części
obiektywnego kryzysu światowego, a po części zawinionego przez PO zaniechania i epatowania bogactwem, które niestety zawsze
najskuteczniej organizowało świadomość ludzi. I wreszcie czwarte aspekt moralny. Wtedy
zniesmaczenie aferami związanymi np. z Mieczysławem Wachowskim, dziś wymieniane już
ośmiorniczki, awantury alkoholowe Jacka
Protasiewicza, zegarki Sławomira Nowaka,
wreszcie obraz wyłaniający się z knajpowych
podsłuchów.
Jeśli dołożymy do tego obrazu obawy wynikające z kryzysów ekonomicznego, migracyjnego i w związku z tym nie tylko polski zwrot
na prawo, to zrozumiemy, dlaczego osieroceni
liberałowie prawicowi, uwiedzeni dodatkowo
przez wizerunek Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, jednak zagłosowali na listy PiS-u.
Nowy Rok
Gdyby tak uniósł
Z Nowym Rokiem w głowach naszych
Świeże myśli i ambicje
Nowe plany, zamierzenia
Byśmy chcieli wcielić w życie.
Gdyby tak uniósł
W przestworza cię świat
Powlókł w niezaćmione
Krańców odetchnienie
I nie dziwo, że na nowo
Postanowień co niemiara
Bo Rok Nowy daje w darze
Nową siłę do działania
Zamknął bezpamiętnie
Ciężkich marzeń wrak
Wpoił piękność życia
W zatracone mienie
Dobre zdrowie by się zdało
By na codzień bez wahania
Pełni werwy i energii
Spełniać wszystkie swe zadania
Zmienił wartość odczuwania
Kreśląc rysy w przyciemnionym szkle
Pomścił czyny bez opamiętania
Stoczył głaz rozpusty
W głębokość bez dna.
Z Nowym Rokiem i marzenia
Które skryte gdzieś głęboko
Mogą wyjść na światło dzienne
Dając radość przeogromną
Więc zostaje tylko wiara
W lepsze jutro, radość życia
I że uśmiech niezachwiany
Będzie zdobił nasze lica
Że się spełni co pragniemy
I że siła nie opuści
Zdrowie, szczęście i nadzieja
Już na zawsze w nas zagości
Wioleta Stochła
IP: Czy przypuszcza Pan, iż w najbliższych
kilku latach funkcjonowania obecnego Parlamentu, powstanie jakaś obecnie pozaparlamentarna organizacja polityczna na lewicy ,
która za 4 lata wejdzie do Parlamentu w miarę przyzwoitym wynikiem? Czy będzie do partia pana Zandberga Razem? Gdyż chyba
trudno obecnie mówić, że partie lewicowe które znalazły się po tych wyborach poza Parlamentem utworzą wspólną formację- mam tu
na uwadze głównie SLD oraz Twój Ruch
TK: PO stoi przed koniecznością odbudowy
ścią ponownego, a może właśnie pierwszego
od 26 lat ukonstytuowania się i ugruntowania
w lewicowości rozumianej jako przyrodzonej
młodości tendencji do buntu wobec zmurszałego świata starych i wyzwolenia się z powinowactwa z komunizmem państwowym.
Odradzająca się Platforma może liczyć na
szybsze wybaczenie i zapomnienie wobec
autorytarnego modelu rządów. Grzegorz
Schetyna wiele uczynił, by zdystansować się
od kompromitacji ostatnich lat. Czy jego ambicje pozwolą mu na trwały i harmonijny sojusz z Ryszardem Petru, czy Ryszard Petru
potrzebuje Grzegorza Schetyny? Czy Platforma nie jest zbyt dużym obciążeniem wizerunkowym teraz, czy będzie nim w przyszłości?
Wydaje się, że obie formacje są skazane na
siebie, bo nie ma miejsca na dwa bardzo jednak podobnie ufundowane i zaadresowane
ugrupowania. Być może także Platforma może się podzielić, a jej lewe skrzydło zdyskontować to, co osiągnęła po tej stronie w
ostatnim roku, połączyć się z odradzającą się
lewicą i zbudować trzecią siłę.
IP: Dziękuję za rozmowę!
wiarygodności. Lewica stoi przed konieczno-
Wioleta Stochła
http://cc.edu.pl
Szkoła
Computer College
Zimowy sen Ekstraklasy Piłki Nożnej
Wznowienie rozgrywek koniec lutego 201 6
Zapadła wreszcie, długo oczekiwana przez
piłkarzy, a także trenerów zimowa przerwa
w rozgrywkach Ekstraklasy Piłki Nożnej. Piłkarze pragną wypoczynku, a także pobytu z rodziną, gdy stale są w rozjazdach, a dodatkowe
rozjazdy mają jeszcze reprezentanci Polski nie
tylko pierwszej reprezentacji ale także reprezentacji młodzieżowej i juniorskiej - bo ci młodzi i najmłodsi też grają w Ekstraklasie.
Trenerzy liczą na wyleczenie kontuzji przeciążonych meczami podstawowych zawodników ale z drugiej strony boją się, że zostaną
oskubani z tych najlepszych gdy przyjdą na
pierwszy trening z zespołem. To jest chyba
najbardziej smutne w obecnej rzeczywistości –
ten brak przywiązania do barw klubowych, do
pogoni za kasą i ustawianiem się szybko w życiu bo trafia się akurat okazja – a to wszystko
obejmuje obecnie powszechny zwrot, dotyczący wszystkich branż więc nie tylko sportowych,
że trwa „wyścig szczurów” codzienny i bezwzględny nawet wówczas gdy usta są pełne
przyzwoitych haseł i sloganów ale w ślad za
tym nie idą czyny.
Zresztą, sport jest zwierciadłem w którym
odbija się współczesna rzeczywistość. Dlatego
też dzisiaj, szczególnie u starszych kibiców
jest tak wielki sentyment do tych piłkarzy, którzy kojarzą się z wielkim przywiązaniem do
barw klubowych jak pan Cieślik z Ruchu Chorzów, jak pan Gracz z Wisły Kraków, jak pan
Kałuża z Cracovi, jak pan Anioła z Lecha Poznań, jak pan Roman Korynt z Lechii Gdańsk
czy też panowie - bracia Gronowscy z tego
samego klubu itd. itd.
Niech czytelnik zwróci uwagę, że wymieniłam piłkarzy dawnego pokolenia lat 50-tych bo
im później, tym trudniej doprawdy znaleźć już
takie przykłady. Wiem, wiem - że czasy się
zmieniły, że jestem sentymentalna, a dzisiejszy sport w tym piłka nożna to przede wszystkim biznes. No właśnie biznes, a to oznacza,
że najbogatsze kluby muszą być najlepsze bo
wykupują najlepszych zawodników i to często
z drużyn swych przeciwników ligowych; tu
omawiam naszą Ekstraklasę ale tak samo jest
w innych państwach.
Oczywiście, od tej reguły, że bogaty jest najsilniejszy bywają czasem odstępstwa ale tylko
na krótką chwilę - bo potem taka drużyna na
koniec rozgrywek, a czasem już nawet w przerwie po pierwszej rundzie jest rozdrapana
z najlepszych zawodników. Oto właśnie mamy
przerwę zimową w rozgrywkach i gdy ten mój
artykuł pisany tuż przed Wigilią - grudzień
201 5 dotrze do naszych czytelników w drugiej
połowie miesiąca stycznia Nowego Roku 201 6
– pojawią się nowości transferowe które wyczytacie w Przeglądzie Sportowym oraz w Internecie.
Takim zespołem - niespodzianką, który jak
przypuszczam zostanie „rozdrapany” z najlepszych zawodników jest obecny lider Ekstraklasy Piast Gliwice – zespół znacznie biedniejszy
od Legii Warszawa, Lecha Poznań czy też Lechii Gdańsk lub Zagłębia Lubin. Otóż, Piast
Gliwice, zajmuje aktualnie po rundzie jesiennej, która obejmuje 1 5 meczy oraz po 6-ciu
meczach rozegranych awansem z rundy wiosennej sezonu 201 5/201 6 (ze względu na mistrzostwa Europy w Paryżu) jest właśnie Piast
Gliwice, który zdobył w tych w sumie 21 meczach – 45 punktów i ma 5 punktów przewagi
nad Legią Warszawa.
Piast Gliwice, zakończył część rozgrywek
w grudniu 201 5 roku zwycięstwem u siebie
nad Lechem Poznań mimo braku trzech podstawowych zawodników, a mianowicie - stopera lub defensywnego pomocnika Osyry, rozgrywającego Kamila Vacka oraz łowcy goli
Martina Nespora. Drużyna ta, trenowana przez
czeskiego trenera pana Latala oparta jest
w dużej mierze na zawodnikach zza naszej
południowej granicy, a ogólnie w podstawowym składzie Piasta z polskich zawodników
grają bramkarz Szmatuła, obrońca Mokwa,
pomocnik Murawski i uniwersalny Piotrowski.
Przeciętnie pozostała siódemka to obcokrajowcy (głównie Korun, Herbert, Vacek, Nespor,
Badija, Barisic oraz Zivec). Trzeba jednak zaznaczyć, że stoper Osyra oraz rozgrywający
Murawski to młodzi dobrzy zawodnicy z dużymi szansami na wejście do kadry Reprezentacji Polski po Mistrzostwach Europy w Paryżu
201 6, gdy zapewne nastąpi przemeblowanie
naszej kadry narodowej.
Zawodnikiem tzw. pierwszego wyboru (chociaż nie zawsze, który mnie nie przekonuje mimo, że w ostatniej 21 kolejce zdobył ważną bo
pierwszą bramkę w meczu z Lechem Poznań
jest Bartosz Szeliga (mimo kontuzji), który jednak ma zbyt dużo słabych momentów w trakcie spotkania (straty piłek, niecelne podania
mimo, że jest nieatakowany).
Zobaczymy w styczniu 201 6 roku, ilu z tych
asów trenera Latala będzie grało dalej w Piaście Gliwice. Najbardziej łakome kąski to właśnie Czesi: Kamil Vacek i Martin Nespor,
a w drugiej kolejności polscy młodzieżowcy:
Osyra i Murawski.
Z drugim miejscem w tabeli na sen zimowy
udała się Legia Warszawa. Legioniści w ostat-
Izabela Piecuch
niej 21 kolejce wygrali na wyjeździe w Kielcach z Koroną 3:1 , chociaż pierwsi stracili
bramkę. Legia zagrała bardzo dobrze dopiero
w drugiej połowie tego meczu z Koroną, gdy
Kielczanie wyraźnie opadli z sił. W numerze
1 6 listopadowym, dokonałam analizy gry zespołów Ekstraklasy po rundzie jesiennej czyli
po 1 5-stu spotkaniach i moje oceny, a także
prognozy ogólnie sprawdzają się. Asem drużyny Legii, na którego przychodzą kibice, bo
tworzy widowisko jest maleńki, szybki i zwinny
Brazylijczyk Guilherme. Natomiast dalej
szwankuje jako całość obrona. Podstawowi
środkowi obrońcy są zbyt niscy, a boczni
obrońcy osiągnęli pewien przyzwoity pułap ale
wyżej już nie wejdą (Bróż oraz Brzyski) i także
brakuje im wzrostu. Utalentowany i pozyskany
z Lecha Poznań Bereszyński grał zbyt mało.
Dlatego nie dziwią zakusy Legii na obrońcę
obecnie Wisły Kraków Macieja Sadloka
(wcześniej Ruch Chorzów). Chociaż dziwię się
trenerowi Nawałce, że Sadloka nie ma w kadrze w reprezentacji Polski. Obecnie Sadlok
jest dla mnie najlepszym lewym obrońcą
w kraju. Dalej, bardzo mnie martwi to, co Legia
zrobiła z Arkadiuszem Piechem. Jej uprzedni
norweski trener pan Berg, zniszczył moim
zdaniem karierę tego zawodnika, odsyłając go
do rezerw. Obecny trener Legii, Rosjanin pan
Czerczesow awansował Arkadiusza Piecha na
ławkę rezerwowych. Otóż, Piech wszedł
w ostatnich kilku kolejkach na 1 0 do 1 3 minut
i bardzo dobrze pokazał się – mimo, że na
niego koledzy z Legii nie grają. To dzięki Piechowi, Legia uzyskała dobre rezultaty w meczach 20 i 1 9-stej kolejki, gdzie miał asysty po
których padły super ważne dla końcowego rezultatu bramki. Trudno jednak oczekiwać aby
Arkadiusz Piech nagle wrócił do dawnej formy
gdy około 1 ,5 roku praktycznie nie grał w Ekstraklasie. Piech nie jest gorszym zawodnikiem
od obecnych napastników Legii - po prostu
tamci grają przynajmniej całe połówki, a Piech
wchodzi na kilka minut w mobbingu, że jedno
błędne zagranie może oznaczać powrót do
rezerw. Zachodzi więc pytanie, po co trzyma
Arkadiusza Piecha w Legii? chyba jednak wysoki kontrakt, którego nie dostanie w żadnym
innym polskim klubie. Moim zdaniem to kolejna zmarnowana kariera niezwykle utalentowanego i bramkostrzelnego napastnika, którego miejsce jest w Reprezentacji Polski na
przykład jako zawodnik podwieszony pod
Roberta Lewandowskiego. SZKODA.
Na trzecim miejscu na sen zimowy, udała
się także rewelacja tych rozgrywek Cracovia
Kraków, która w 21 meczach zdobyła 36 punktów. Ta drużyna została świetnie poukładana
przez trenera Zielińskiego i w dodatku gra bardzo atrakcyjny i ciekawy dla oka ofensywny
football.
Tak więc Prezes i właściciel klubu pan profesor Filipiak musi być zadowolony. Nie da się
jednak ukryć, że sukces Cracowi, a więc aktualna drużyna Cracovi to głównie obcokrajowcy,
którzy decydują o obliczu drużyny i wynikach
(Rakels, Jędrisiek, Deleu, Covilo oraz Sretenovic). W drużynie tej mamy także pomocnika,
który od dawno zasługuje na kadrę narodową
pana Dąbrowskiego - dysponującego bardzo
dobrym przeglądem pola gry, twardością
w grze oraz bardzo dobrym uderzeniem z dystansu. Także pomocnik Cetnavski miał dobrą
rundę. Właśnie w Cracovii objawił się wielki talent 1 9-latka już reprezentanta Polski i kadrowicza Kapustki - który ostatnio trochę
zabalangował i został znokautowany w jednej
z krakowskich dyskotek. Oby tylko woda sodowa nie zniszczyła jego świetnie zapowiadającej się kariery.
Na czwartym, wysokim miejscu z tą samą
ilością punktów zdobytych w 21 meczach co
Cracovia, a więc 36 punktów udała się na zimowy sen Pogoń Szczecin. Największym atutem tej drużyny jest jej uniwersalny zawodnik
Adam Frączczak no i bramkostrzelny chociaż
ostatnio kontuzjowany napastnik Łukasz Zwoliński.
Drużyna Pogoni jest w sumie bardzo wyrównana, chociaż zawodnikiem mającym
ogromny wpływ na jej grę jest były reprezentant Polski, sprowadzony z Lecha PoznańRafał Murawski. Pogoń Szczecin jest drużyną,
w której dominują polscy zawodnicy oraz
w grupie zagranicznej wchodzącej do gry to
dwójka Japończyków: Takafumi Akahoshi oraz
Takuya Murayama. W grupie zawodników
młodego pokolenia z perspektywą na grę
w reprezentacji Polski są jeszcze obrońcy Mariusz Lewandowski oraz Hubert Matynia i napastnik Łukasz Zwoliński. Ostatnie zwycięstwo w 21 kolejce ligowej nad Wisłą
Kraków dało zawodnikom Pogoni i jej trenerowi Czesławowi Michniewiczowi dobrą atmosferę klubową na zimowe przygotowania
drużyny na dokończenie rozgrywek wiosennych, a potem w dogrywce jak przypuszczam
o mistrzostwo Polski. Wydaje się jednak, że
realne jest dla Pogoni Szczecin osiągnięcie 3go miejsca na koniec rozgrywek 201 5/201 6.
Na piątym miejscu udał się na zimową przerwę Ruch Chorzów. To wielki i ogromny sukces tej drużyny, którą trener Fornalik za
każdym razem na początku kolejnych rozgrywek buduje niemal od początku przed każdymi
nowymi rozgrywkami odchodzi po kilku kluczowych zawodników, a Ruch Chorzów nie
opuszcza jeszcze Ekstraklasy. W ostatniej 21
rundzie przed zimowym snem Ruch Chorzów
odniósł ważne aczkolwiek trzeba przyznać
szczęśliwe zwycięstwo 1 :0 na wyjeździe z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza. Oczywiście mówi
się, że szczęście sprzyja lepszym ale przecież
ostatnie kilkanaście minut to było oblężenie
bramki Ruchu ale udało się dowieść to 1 :0.
Skrzydłowy Mazek zdobył fenomenalną bramkę życia strzałem o którym się mówi w żargonie piłkarskim „stadiony świata”. Znowu
nasuwa się tu jakże często powtarzany zwrot
w różnych sytuacjach trenera Antoniego
Piechniczka że „w życiu trzeba mieć farta”.
Bardzo dobrze rozwija się pod okiem trenera Fornalika talent napastnika Mariusza Stępińskiego - chociaż w trzech ostatnich
kolejkach ligowych 1 9,20 i 21 zagrał nieco słabiej – no ale jest w kadrze trenera Adama Nawałki.
Życzę serdecznie trenerowi Fornalikowi aby
po 1 stycznia czyli już w Nowym 201 6 Roku na
treningach miał wszystkich swoich zawodników, którzy tak dobrze spisali się w 201 5 roku
– chodzi mi tu o Stępińskiego, Lipskiego, Mazka, Urbańczyka no i chyba powracającego do
treningów Helika. Zapewne cieszy trenera
Fornalika coraz lepsza gra obrońcy Koja, który
być może w przyszłości będzie tworzył parę
stoperów z Helikiem, bowiem pamiętajmy, że
dalej bardzo dobry stoper Grodzicki ma już
swoje lata, a trzeba myśleć o przyszłości.
Na kontuzji Urbańczyka skorzystał doświadczony piłkarz (kiedyś podstawowy zawodnik
Legii Warszawa) pan Iwański, który jednak
najlepsze lata ma za sobą. Czasem błyśnie
swoimi umiejętnościami, które posiada ale nie
ma on takiego zdrowia do biegania jak na
przykład Surma. Daleki jest od swojej optymalnej formy gdy grał w Piacie Gliwice, a nawet był jego kapitanem pan Podgórski.
Wydawało się, że to będzie wzmocnienie Ruchu Chorzów ale jak na razie to obok Iwańskiego drugi chybiony transfer (o ile zawodnicy
ci nie przyszli za darmo - nie znam szczegółów).
Na szóstym miejscu znalazł się Mistrz Polski Lech Poznań, który w 21 meczach zdobył
28 punktów i po prostu po przyjściu trenera
Jana Urbana zwyczajnie odbił się od dna, mimo porażki w ostatniej kolejce 2:0 z liderem
Piastem w Gliwicach. W tym przegranym meczu nie zagrał już as drużyny Fin Hamalainen
i po raz kolejny okazało się, że Lech nie ma
napastnika. Prawdopodobnie bramkostrzelny
Robak jest od dłuższego czasu kontuzjowany
(chociaż coś mi tutaj nie gra), a zakup polskiego Niemca Thomalli to był nieudany transferprzynajmniej na dzisiaj – moim zdaniem nic
z tego nie będzie.
Niestety, moim zdaniem, stanęli w rozwoju
młodzi piłkarze na których w Lechu liczono
Kownacki i Formella - obydwaj nie zagrali pełnych 90 minut w Gliwicach a Kownackiego
ściągnął po pierwszej połowie z boiska trener
Urban. Co się dzieje z tym chłopakiem?
Ogromny regres! Także nie może odnaleźć się
zakupiony z Jagielloni Gajdos i nie rozwija się
na miarę warunków fizycznych i talentu stoper
Kamiński. Otóż, wydawało się do niedawna,
że drużyna Lecha ma dużą kadrę równorzędnych zawodników, tymczasem na ławce rezerwowych w Gliwicach znaleźli się kompletnie
nieznani piłkarze jak Sanocki czy też Zulciak.
Właśnie Lech jak mało inny zespół potrzebuje
tej przerwy zimowej na wypoczynek, regeneracje sił i dobre przygotowanie do dokończenia rozgrywek. Zespół ma bardzo dobrego
trenera o szczególnie ciepłym podejściu do
zawodników, bardzo lubianego gdzie tylko nie
pracuje Jana Urbana. Natomiast działacze,
muszą znaleźć napastnika - najlepiej z powrotem powinni sprowadzić Teodorczyka oraz wyciągnąć Legii Warszawa Arkadiusza Piecha.
Uważam, że należy zakończyć współpracę
z Thomallą, a zaoszczędzone środki nieco dokładając wydać na Piecha i Teodorczyka, który
marnuje się w Dynamie Kijów podobnie jak
Piech w Legii Warszawa.
Na miejscu siódmym, po 21 kolejce znalazł
się zespół trenera Stokowca KGHM Zagłębie
Lubin, które zdobyło 27 punktów. Jest to wyrównana drużyna taka bez gwiazd, gdzie
ewentualnie wybijającym się zawodnikiem jest
obcokrajowiec, środkowy napastnik Michal
Papadopulos. Zagłębie Lubin jest w polskiej
Ekstraklasie tą drużyną która nie ma kłopotów
finansowych, chociaż grający tam zawodnicy
nie zarabiają kokosów. Opieka kombinatu
Górniczo-Hutniczego Miedzi daje jednak tej
drużynie stabilność finansową.
Zagłębie, nie najlepiej zakończyło rozgrywki
w grudniu w meczu z Górnikiem Zabrze, który
nagle się odrodził chociaż dalej jest w strefie
spadkowej. Trener Stokowiec pokazał już
w Polonii Warszawa, że jest bardzo dobrym
trenerem i zresztą sprowadził z Polonii kilku
zawodników (min. Łukasz Piątek, Jakub Tosik,
Aleksandar Todorowski, Diordie Cotra). Jesienią 201 5 roku bardzo dobrze grał pomocnik
Krzysztof Janus ale w ostatnich trzech kolejkach zagrał wyraźnie słabiej. Pewnym objawieniem tego zespołu jest wychowanek stoper
Jarosław Jach, który dalej rozwija się i już
wiosną 201 6 powinien zostać filarem linii
obronnej Zagłębia.
Na miejscu 8 a więc tym, które na koniec
rozgrywek zasadniczych (30 meczy – mecz
i rewanż) daje spokojną walkę o mistrzostwo
Polski i nie grozi drużynie spadek zajęła Jagiellonia Białystok. Początek rozgrywek sezonu 201 5/201 6 dawał nadzieję, że Żubry będą
wyżej w tabeli i typowano ten zespół na
Powrócił po długim leczeniu kontuzji do – najwyższy zawodnik w Lidze w polu (maczwartą, piątą lokatę - ale jak pisałam w li- gry mierzący 1 97 cm stoper Marek Wasiluk my bowiem w Lidze bramkarza Nowaka,
stopadzie 201 5 roku zbyt wielu
który liczy 2 metry). Niestety,
zawodników podstawowej jemimo moim zdaniem znacznej
denastki odeszło (m.in. napoprawy i jakości sędziowania
pastnicy Piątkowski i Tuw naszej Ekstraklasie, a przede
szyński, rozgrywający Gajos).
wszystkim zaprzestania przez
Tego ubytku nie udało się
sędziów nagminnego preferow pełni uzupełnić, gdyż przywania gospodarzy (co było już
kładowo sprowadzony z Łęnieznośną tradycją za czasów
czycy z dużymi nadziejami
„panowania” w polskiej piłce
napastnik Czernych jak na ranożnej przestępcy o pseudonizie nie stanowi w meczach Jamie Fryzjer) pomyłki sędziowgielloni tzw. wartości dodanej –
skie czasem się zdarzają
a przecież na to liczono.
i według moich obserwacji właBardzo dobrze grał przez
śnie największym pechowcem
całą jesień defensywny pojest zespół trenera Michała Promocnik Góralski ale w ostatbierza Jagiellonia Białystok.
nim meczu nie dopilnował
Właśnie pomyłki sędziowskie
napastnika Cracovi Raklesa
brzemienne w skutkach odebrai ten w ostatniej sekundzie
ły moim zdaniem około trzech
meczu zdobył wyrównującą
do czterech punktów tej drużybramkę na 2:2, a Jagiellonia
nie przez zimową przerwą. Na
straciła 2 punkty, na które zatym zakończę analizę i ocenę
służyła. Młodzi zawodnicy tacy
zespołów pierwszej ósemki, wyjak np. Mackiewicz, Świderski,
stępujących w naszej 1 6-sto
Mystkowski czy też trochę
drużynowej Ekstraklasie.
starszy Sekulski będą bardzo
Spróbuję natomiast w wydaniu
dobrzy ale za dwa lata o ile
lutowym, a więc w numerze 1 8
będą systematycznie grać
skomentować i ocenić zespoły
w meczach ligowych. Niestety
od 9-go do 1 6-go miejsca po jew stosunku do rozgrywek
siennych rozgrywkach zakoń201 4/201 5 słabiej grał nieczonych w 201 5 roku.
zwykle utalentowany bramkarz
Bartłomiej Drągowski - mógł
wyłapać ze trzy, a nawet cztery
piłki po których padły bramki
jesienią.
Pałac Siemczyno
HOTEL & RESTAURACJA
Siemczyno 81
78-551 Siemczyno
pod Czaplinkiem
Tel. kom: 663-746-803
Tel. st: 94-375-86-21
[email protected]
www.palacsiemczyno.pl
Meduza "Hotel - Restauracja"
[email protected]
WIDAR Sp z o.o. firma świadczy profesjonalne usługi w zakresie:
WIDAR Sp z o.o.
75-412 Koszalin ul. Al. Monte Cassino 6
woj. zachodniopomorskie
tel. 500 075 317
e-mail: [email protected]
szłe obowiązki w niesamowicie krótkim
czasie. Codziennie obserwował prace Starego Roku. Kręcił nosem i marszczył brwi
gdy widział, jak starzec utrudnia życie biednym mieszkańcom Ziemi.
Jagoda Wójcik
-To nie jest miłe – zwracał często uwagę,
Dla Gosi
ale Stary Rok nie słuchał. Sam kiedyś był
tracą zdrowie zarabiając na leki, dzięki któ- nowym rokiem, zaskoczonym każdą rzeStary rok miał wkrótce odejść na emerym to zdrowie odzyskają? Jakie szalone
ryturę. Wcześniej marzył, żeby wreszcie
czą.
prawa rządzą tym światem? Kaażdy miał
odpocząć, jednak teraz, gdy upragniony
-Tak musi być – odpowiadał flegmatyczne.
kiedyś w swoim życiu dzień, gdy zdawało
spokój był coraz bliżej, starzec odczuwał
-Dlaczego jesteś taki wredny dla tych ludzi?
się, że cały wszechświat uwziął się, by
smutek. Przyzwyczaił się do swoich obo– Dociekał Nowy Rok.
wiązków. Nie mógł narzekać na nudę, choć wszystko za co się bierzemy wychodziło
-Nie jestem wredny – odpowiadał – widzisz,
źle. Byśmy zgubione rzeczy znajdywali
czasem dopadała go rutyna.
trudności to warunek życia. Zaufaj mi, jest
Pilnowanie pór roku nie było zbyt cieka- w najmniej spodziewanym miejscu. Lub
im cieżko, ale nie potrafią bez nich żyć.
wym zajęciem. Co prawda jego
-Hmmm... – wątpił.
poprzednicy czasem urozmaicali
-Musisz uwierzyć na słowo –
sobie to zajęcie i mieszali pory
starzec poczochrał go po głoroku. Stąd właśnie wziął się niewie – przekonasz się gdy sam
gdyś śnieg w maju. Obecny rok
usiądziesz tu, gdzie ja siedzę
nie widział w tym nic śmiesznego,
teraz i będziesz musiał pilnochoć sam postanowił spłatać mawać, by ci tam, na dole nie
łego figla i święta Wigilijne zafunwyniszczyli do końca sami
dował ludziom zupełnie
siebie.
pozbawione śniegu. Zima była
Nowy Rok nie wierzył, ale
dosyć ciepła, zabrakło świąteczpo co miał wszczynać kłótnie?
nej atmosfery. Tak właśnie pożePoczekał kilka dni, aż na Stary
gnał się z ludźmi. Chciał zostać
Rok przyszedł czas. Spakował
zapamiętany chociaż przez chwiswoje rzeczy, spojrzał z rozlę.
rzewnieniem w stronę swojego
Nie pomyślał, że zapamiętają
biura i po prostu odszedł. Nogo negatywnie. Ale nie ważne.
wy Rok zachodził w głowę:
Rok miał wiele różnych oboczemu ludzie tak hucznie go
wiązków. Ale spośród nich najpożegnali? Czy nie widzieli,
bardziej lubił siadać w biurze, przy
jaki był dla nich niedobry?
swoim wielkim globusie i przez
Nie było czasu, by się
lupę obserwować ludzi. To było
nad tym zastanawiać. Młojego ulubione zajęcie. Przyglądał
dzieniec zaczął swoje panosię przyziemnym sprawą mieszwanie od gruntownych zmian.
kańców Ziemi, ich problemom
Usunął wszystkie prawa zai drobnym radością. Gdy obserrządzone przez Stary Rok.
wacje dobiegały końca wyciągał
Przyjrzał się prawą, które
pergamin i – z cwanym uśmieszustanowili jego poprzednicy
wtedy, gdy przestają być nam potrzebne.
kiem na twarzy – zapisywał prawa rzadząi zaczął kreślić w nich, zmieniając i popraDlaczego tak jest?
ce światem, które trwać miały do końca
wiając. Wyszło w końcu na to, że całkowiGdzieś tam, w innej rzeczywistości sie- cie usunął z życia ludzi wszystkie problemy,
jego panowania.
dzi starzec, który bawi się losem ludzi i ob- trudności zostały wymazane. Nowy Rok nie
Rok nie ukrywał, że prawa te przede
wszystkim wymyślał po to, by obserwować, serwuje, jak zmagają się z kłodami
miał zamiaru brać przykładu ze swojego
jak ludzie zmagają się z nimi i śmiać się do rzucanymi pod nogi. Do tej pory był zupełpoprzednika.
siebie. To była jego jedyna rozrywka. A pra- nie sam. Ale niedługo miał odejść na emeGdy za pierwszym razem spojrzał
ryturę. Tak więc w jego biurze zaczął
wa jakie ustalał sprawiały przyjemność tylprzez lupę na globus wiedział, że podjął
pałętać się Nowy Rok. Rezolutny młodzieko jemu.
dobrą dezycję. Ludzie szczęśliwie weszli
niec o bystrym spojrzeniu, jednocześnie
Do tej pory ludzi dziwi, dlaczego gdy
w nowy rok, każdemu wszystko szło tak jak
bardzo naiwny. Ale czego można wymagać powinno. Nawet dotrzymywanie postanostoją w sklepie kolejka obok zawsze poruod dziecka, które jeszcze nie poznało świa- wień noworocznych,, a to już prawdziwy
sza się szybciej. Czemu w samotności
wszystko im wychodzi, a gdy próbują to ko- ta?
wyczyn! Młodzieniec był szczęśliwy, bo i luNowy Rok musiał poznać swoje przymuś udowodnić ponoszą klęskę? Czemu
dzie byli. Nie potrzebował podziękowań.
-Zajmowanie się ludźmi przez cały ten
czas będzie bardzo proste – rzekł do siebie – już teraz dałem im szczęście. Nie będę musiał robić wiele przez następne
miesiące.
Zadowolony z siebie oddał się zabawie
i przez dłuższych czas zaniedbywał obserwowanie ludzi. Był przekonany, że po tym
jak raz dał im życie bez problemów, nie będą oczekiwali nic więcej. Postanowił pożywiać swoich przywilejów, był przecież
Rokiem, przysługiwały mu wygody i luksusy.
Pewnego dnia przypomniał sobie
o obowiązkach. Pewny siebie usiadł przy
globusie, chwycił lupę i spojrzał na Ziemię.
Lecz to co zobaczył zmyło mu uśmiech
z twarzy, a pewność siebie uciekła niczym
powietrze z balonika. Przez cały ten czas
ludzie zdążyli nabroić niemiłosiernie.
Chcieli życia bez trudności, jednak gdy zostały one usunięte sami stworzyli sobie
problemy. I to jeszcze gorsze od tych, które
mieli wcześniej. Nowy Rok przeraził się widząc liczne kłótnie o byle co, bezsensowne
walki które prowadziły do nikąd. Widział
dużo rozstań z błahych powodów. Dużo ludzi zdobyło fortunę, a jeszcze więcej przez
nią zwaśniło się z bliskimi. Młodzieniec
odłożył lupę, gdyż nie mógł patrzeć na to
dłużej.
-Stary Rok miał trochę racji – westchnął –
ludziom źle było z problemami, ale jedna
chwila bez nich i jest jeszcze gorzej. Gatunek ludzki jednak jest dziwny. Sami stworzyli trudności, ale gorsze od tych, które
mieli. Może lepsze są problemy narzucone
przez Rok, niż te, które stwarzają sami?
Młodzieniec długo zastanawiał się, ale
w końcu przywrócił prawa ustanowione
przez jego poprzedników. Ludzie znów
mieli swoje dawne niedogodności. Znów
zaczęli wściekać się, że kolejna w sklepie
wolno się porusza, że odnajdują zgubione
klucze, gdy już nie są potrzebne. Że osoba
która pozwala ściągać dostaje niższą ocenę od tego, kto ściągał...
Nowy Rok otarł pot z czoła. Niech ludzie wściekają się na drobnostki. Niech nie
rozumieją praw rządzących światem,
w którym żyją. W idealnym świecie nie
umieliby żyć. Może potrzebują codziennych wyzwań, by poczuć, że naprawdę żyją? Może uczą się czegoś poprzez swoje
problemy, a bez nich nie mają doświadczeń i nie umieją radzić sobie?
Cóż wyszło na to, że i Rok miał pro-
blem. Podjął złą decyzję, ale nie żałował
tego, gdyż pierwszy raz mógł odczuć konsekwencje, a co za tym idzie wyciągnąć
z nich lekcje.
-Mam coś z człowieka – zachichotał – wcale się tak bardzo od siebie nie różnimy.
Muszę się jeszcze wiele nauczyć. Mogłem
posłuchać starszego, mądrzejszego roku.
Młodzieniec dopisał jedno, własne
prawo. Brzmiało ono „Nie usuwajmy problemów”. Skrzywił się nieco, gdyż to nie
brzmiało dobrze. Dopisał więc „Starajmy
się z problemów czynić wyzwania”. I świat
znów funkcjonował dobrze.
Izabela Piecuch
remontowych i drogowych (m.in. ul. Powstańców mniej czasu na pracę organizacyjną w okręgu
Pod koniec listopada 2015 roku odbyły się wybory do Komitetu Termodynamiki i Spalania Polskiej
Akademii Nauk. W wyborach uczestniczyli wszyscy profesorowie oraz doktorzy habilitowani
z polskich uczelni, instytutów branżowych oraz
PAN-owskich i innych centrów naukowych, ośrodków naukowo-badawczych itd.- którzy zajmują się
problematyką energetyki. Do grona dwudziestu
kilku wybranych do Komitetu Termodynamiki
i Spalania wszedł Rektor Politechniki Koszalińskiej, Kierownik Katedry Termodynamiki i Spalania na Wydziale Mechanicznym pan prof. dr
hab. inż. Tadeusz Bohdal.
Natomiast w grudniu 2015 roku na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Komitetu Termodynamiki i Spalania dokonano wyboru nowego
przewodniczącego tegoż Komitetu, którym właśnie został prof. dr hab. inż. Tadeusz Bohdal –
wygrywając zdecydowanie już w pierwszej turze
wyborów z kontrkandydatem profesorem z Politechniki Warszawskiej. Odnośny fakt jest znaczącym sukcesem osobistym prof. Tadeusza
Bohdala ale także sukcesem Politechniki Koszalińskiej - która w strukturach naukowych naszego
kraju wyraźnie zaznacza swą obecność. Podobnie w grudniowych wyborach członkiem Komitetu
Budowy Maszyn Polskiej Akademii Nauk został
prof. dr hab. inż. Wojciech Kacalak, b. wieloletni
Rektor Politechniki Koszalińskiej, kierownik Katedry Mechaniki Precyzyjnej na Wydziale Mechanicznym. Przypomnijmy przy okazji, że do Komitetu Inżynierii Środowiska PAN na obecną
kadencję 2015/2019 weszli z Politechniki Koszalińskiej prof. dr hab. Kazimierz Szymański
i prof. dr hab. inż. Tadeusz Piecuch. Przypomnijmy zainteresowanym, że m.in. publikacje pana
prof. Tadeusza Bohdala i jego zespołu można
znaleźć w ostatnich latach w Roczniku Ochrona
Środowiska - czasopiśmie wydawanym przez
Środkowo Pomorskie Towarzystwo Naukowe
Ochrony Środowiska w Koszalinie, którego prezesem, a także Redaktorem Naczelnym Rocznika
jest prof. dr hab. inż. Tadeusz Piecuch, a czasopismo znajduje się na tzw. Liście Filadelfijskiej i posiada Impact Factor. Dodatkowo informujemy, że
prof. dr hab. Kazimierz Szymański w grudniowych
wyborach wszedł także w skład Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej Polskiej Akademii Nauk.
znani koszalińscy przedsiębiorcy, właściciele fabryki szyb samochodowych zakupili prawdopodobnie dwa hektary gruntu pod dalszy rozwój
swojej firmy. Podobnie koszalińscy właściciele
przedsiębiorstwa elektronicznego i elektrotechnicznego chcą rozwinąć swoją działalność. Oznacza to, że w niedalekiej przyszłości mogą
powstać nowe miejsca pracy także dla absolwentów Politechniki Koszalińskiej, którzy kończą Wydział Mechaniczny lub też Wydział Elektroniki
i Informatyki.
Rektor Politechniki Koszalińskiej Przewodni- Wielkopolskich, ul. Stawisińskiego, ul. Oskara koszalińsko-kołobrzeskim, a tym samym rośnie
czącym Komitetu PAN-owskiego
Langego itd.) Pewną dobrą informacją jest to, że bardzo znaczenie pana posła Pawła Szeferma-
Inwestycje w Koszalinie na 201 6 rok
Jak donoszą nasze wiewiórki budżet inwestycyjny
miasta Koszalina na obecny 2016 rok jest nieco
mniejszy niż na rok 2015 o około 25 milionów złotych. W planie Urzędu Miasta jest przede wszystkim kwestia dokończenia pewnych inwestycji
kera – który wszedł do Parlamentu z koszalińskiego okręgu wyborczego numer 40 i należy do
najbliższych współpracowników szefa struktur PiS
w zachodniopomorskim, a jednocześnie wicemarszałka Sejmu pana posła Brudzińskiego.
Jednocześnie pan poseł Paweł Szefermaker reprezentujący okręg wyborczy koszaliński, zasiada
w obecnym Rządzie, gdzie pełni funkcję Sekretarza Stanu i należy do najbliższych współpracowników pani premier Beaty Szydło - co musieli
zauważyć nasi czytelnicy w informacji telewizyjnej
z pobytu pani premier w Brukseli, gdzie pan poseł
Paweł Szefermaker był zawsze tuż przy boku
Trudna sytuacja KS Bałtyk Koszalin
W bardzo trudnej sytuacji znalazł się zespół piłki pani premier.
nożnej Bałtyku Koszalin, grający w trzeciej lidze
(IV poziom rozgrywek). Drużyna znajduje się na Gdzie jest Darłovia Darłowo?
ostatnim miejscu w tabeli, a najgorsze w tym Jeszcze w latach 90-tych ubiegłego wieku piłkawszystkim jest to, że prezes klubu i twórca piłki rze Darłovii Darłowo grali na trzecim poziomie
nożnej w Bałtyku Koszalin (od najmłodszych rozgrywek (obecna II Liga) i dysponowali bardzo
adeptów po drużynę seniorską) prezes Zenon ciekawą drużyną; bracia Siarneccy, środkowy naBednarek jest ponoć od dłuższego czasu bardzo pastnik Zasada a także pozyskany z Gwardii Kochory? Pan Zenon Bednarek razem ze swoim szalin bramkarz Wiącek. Dzisiaj Darłovia
bratem Janem Bednarkiem (obecny szef Zachod- występuje na siódmym poziomie rozgrywek czyli
niopomorskiego Związku Piłki Nożnej w Szczeci- w szóstej Lidze tzw. okręgówce i zajmuje 3-cie
nie, wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej miejsce mając 4 punkty straty do lidera i dwa
w Warszawie) tworzyli podwaliny organizacyjne punkty straty do wicelidera a miejsce wicelidera
klubu, wkładając w to ogromną własną pracę, daje awans do wyższej klasy. Jak pisaliśmy na
a także prywatne środki finansowe. W obecnej naszych łamach latem ubiegłego roku prezesem
sytuacji wydaje się niemal konieczne – co propo- zarządu Darłovi Darłowo został jej wychowanek
nował w wywiadzie na naszych łamach znany ko- potem piłkarz Gwardii Koszalin, a także ekstraszaliński trener, radny oraz wiceprzewodniczący klasowej Amicy Wronki Wojciech Polakowski, bęRady Miasta mgr Mirosław Skórka, iż trzeba dąc jednocześnie trenerem zespołu seniorów.
w Koszalinie aby Gwardia Koszalin i Bałtyk zjed- Klub szkoli kilka drużyn od najmłodszych dziecianoczyły się tworząc jeden dobry klub który powi- ków w grupach trampkarzy, młodzików, juniorów
nien wejść stopniowo do obecnej pierwszej ligi, młodszych i starszych - wykonując bardzo pożya także konieczna jest budowa nowego koszaliń- teczną pracę z młodzieżą w mieście i gminie
skiego stadionu piłki nożnej jako obiekt na około Darłowo. Niestety na ten rok klub może liczyć
10 tysięcy osób, kameralny, typowo piłkarski z Urzędu Miasta tylko na około 90 tys. złotych
a więc bez bieżni. Obecny stadion Bałtyku Ko- dotacji a więc prawie o połowę mniej niż uprzedszalin, to jednak stadion lekkoatletyczny, a kie- nio gdy ta dotacja wynosiła 170 tys. złotych. Niedyś piękny obiekt Gwardii Koszalin to obecnie stety klub na dzisiaj ponoć nie posiada żadnego
sponsora, a w tej sytuacji zawodnicy grają komruina - aż przykro patrzeć, łza się w oku kręci.
pletnie za darmo nie otrzymując jakiegokolwiek
wsparcia finansowego. Konieczne jest tu włączePiS w Koszalinie
W ostatnim okresie nastąpiły pewne zmiany nie się w sprawy klubu Burmistrza Darłowa – bow ścisłym kierownictwie PiS w zachodniopomor- wiem naszym zdaniem bez jego pomocy,
skim- chociaż w trybie formalnym niekoniecznie wsparcia oraz posiadanych kontaktów jest niewyartykułowane? Otóż, europoseł z ramienia PiS możliwe pozyskanie jakichkolwiek sponsorów.
pan Marek Grabarczyk został odwołany z Bruk- Szkoda aby tak zasłużony klub z ciekawą historią
seli i objął tekę Ministra Gospodarki Morskiej. Na pętał się na siódmym poziomie rozgrywek. Ktoś
miejsce po europośle Marku Grabarczyku, wszedł powiedział, że pieniądze nie są najważniejsze,
do Parlamentu Europejskiego pan poseł z Koło- ale bez jakichkolwiek pieniędzy w sporcie nic się
brzegu lek.med. Czesław Hoc. Tym samym pan nie da zrobić. Trzymamy kciuki za prezesa, a
europoseł Hoc ma więcej obowiązków poza kra- jednocześnie trenera lic. Wojciecha Polakowjem i automatycznie jak donoszą nasze wiewiórki skiego.

Podobne dokumenty