Bernard Drzęźla

Transkrypt

Bernard Drzęźla
Maciej Mazurkiewicz
Bernard Drzęźla
Na cmentarzu w Żorach, w swojej umiłowanej Śląskiej Ziemi, 11 marca spoczął „na wieczną szychtę” prof. dr hab. inż. Dr hc. Bernard
Drzęźla – profesor Wydziału Górnictwa i Geologii Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Wśród żegnających Go tłumów z wszystkich przedsiębiorstw górniczych, od „śleprów” do prezesów,
było również grono przyjaciół z AGH. Niestety
nie wszyscy mogli tam być. Do tych, którym
obowiązki uniemożliwiły oddanie Przyjacielowi
hołdu w „ostatnim zjeździe”, należałem i ja, towarzyszący Mu w tej drodze, jedynie w myślach, odległy wtedy od Żor o kilkaset kilometrów. Tym usilniej pragnę w ten sposób wspomnieć Tego, który pracując w „konkurencyjnej
Jednostce”, potrafił nade wszystko i czasem
wbrew partykularnym interesom własnego Wydziału, dawać dowód górniczej solidarności,
koleżeństwa i, ośmielam się mniemać, przyjaźni. Myślę, że grono tych, którzy mieli zaszczyt,
a i z pewnością przyjemność, zetknąć się z wybitnym Profesorem, znaczącą Osobistością życia naukowego i gospodarczego, w naszej
Uczelni jest na tyle duże, że Zmarły tylekroć dawał dowód swej sympatii do AGH, iż usprawiedliwia zajęcie szpalt w Biuletynie AGH. Myślę,
że mój pogląd podzieli również liczne grono
tych którzy, dzięki recenzjom Profesora, pięli się
po szczeblach kariery akademickiej.
Kontakty „Berta” (bo tak pozwalał do siebie
mówić przyjaciołom i kolegom) z moim Wydziałem, Wydziałami Geodezji Górniczej i Ochrony
Środowiska, czy Geologii i Inżynierii Środowiska, (bo Jego specjalność naukowa łączyła problematykę co najmniej tych trzech naszych wydziałów) z pewnością wielokrotnie przekraczają
moje osobiste doświadczenia, proszę więc wybaczyć, by nie mówić w imieniu innych, ograniczę się jedynie do wspomnień osobistych.
Profesora, wtedy Dziekana Wydziału Górniczego Politechniki Śląskiej, poznałem równo 15
lat temu, na pierwszej Szkole Eksploatacji Podziemnej. Był wzorem szefa wydziału. Prezentował go i promował przy każdej okazji. Znajdywał
czas na rozmowy ze wszystkimi, również te najważniejsze, wieczorne – przy piwie. Dla mnie,
wtedy adiunkta, bezpośredniość, natychmia-
fot. arch. autora
wybitny naukowiec, górnik i przyjaciel
stowe nawiązywanie kontaktów, umiejętność
zawiązania tej nici, która sprawiała, że wydawało się, iż znamy się „od zawsze”, było czymś
niezwykłym. W nieco napuszonym (przyznajmy,
bijąc się we własne piersi) środowisku naukowców, na dodatek w obecności „ludzi z przemysłu”, taka postawa profesora była dla mnie również czymś niecodziennym. A na dodatek
ogromna wiedza i wynikająca z niej postawa
krytyczna do prezentowanych problemów. I nawet nie zauważyłem, kiedy Profesor zaproponował mi „przejście na ty”. Ten pierwszy kontakt
zafascynował mnie na tyle, że na następne czekałem z radością. A przecież problematyka moich zainteresowań zawodowych była na pograniczu Jego prac. Jednak każdy kontakt to był
dla mnie swoisty wykład. Zawsze poszerzyłem
swoją wiedzę. I w tym sensie myślę, że mogę
uważać się za Jego „uczniaka” (i tylko uczniaka, bom przecież do studiów Jego prac solidnie
nigdy się nie przyłożył).
Przez te 15 lat miałem przyjemność wielokrotnie spotykać Berta, rozmawiać z Nim, czasem nawet spierać. Moje KBN-owanie i Jego
dyrektorowanie Instytutem również dawało okazję do częstych kontaktów telefonicznych. Nawet wtedy, gdy został senatorem RP, a potem
posłem do Parlamentu Europejskiego, dostąpiłem zaszczytu posiadania numeru Jego komórki. A wynikało to z faktu, że zawsze był gotów
„pilnować spraw” górnictwa oraz nauki i żadna
pora nie była zła, by Go informować o tym, co
się „gdzieś tam” w górnictwie czy nauce dzieje.
Był zawsze gotów do interwencji.
Profesor Bernard Drzęźla w swoich zainteresowaniach naukowych łączył geomechanikę
z geofizyką oraz geodezją górniczą. Problemy
zjawisk generowanych działalnością górniczą
w górotworze i na powierzchni nie miały dla Nie-
Bernard Drzęźla – Politechnika Śląska. Gliwice
Ochrona złóż w świetle zagadnienia
oddziaływania eksploatacji
na obiekty powierzchni *
Przyjdzie taki czas, i to już wkrótce,
że będziemy się starali wyskrobać z wnętrza ziemi
każdą tonę pozostawionego tam węgla.
Z racji kilkudziesięcioletniej działalności naukowej w dziedzinie tzw. szkód górniczych i niewiele krótszego członkostwa, a następnie prze-
BIP 152 – kwiecień 2006 r.
wodniczenia komisji ds. Ochrony Powierzchni
przy WUG, chciałbym zwrócić uwagę czytelników na problem, który mnie od dawna niezwy-
go tajemnic. Opublikował z tego zakresu 9 monografii, podręczników i skryptów, prawie 170
artykułów i referatów, był współtwórcą 9 patentów. Był wielokrotnym recenzentem we wszystkich rodzajach przewodów, w tym na zlecenie
CK. Po latach dowiedziałem się, że był tam również superrecenzentem w mojej sprawie. Z wykładami i referatami zjeździł cały Świat. Nic więc
dziwnego, że rozpoczął się ten okres w życiu
wybitnego naukowca, w którym poczuwające
się do wdzięczności uczelnie podjęły proces
nadawania Mu honorowych doktoratów. W chwili śmierci miał ich 3. Piętnaście naukowych organizacji zagranicznych obdarzyły Go swoim
członkostwem. W Polsce należał do wszystkich
znaczących gremiów, w których dyskutowano
o problemach górnictwa. Od organizacji PAN-owskich po Radę Naukową Muzeum Górnictwa Węglowego. Oprócz pracy naukowej, nade
wszystko zajmował się dalszym losem polskiego węgla. Bolały Go wszelkie koniunkturalne,
nieodpowiedzialne stanowiska i pseudonaukowe publikacje, dyskredytujące znaczenie tego
„narodowego” nośnika energii. Bolała Go każda tona węgla stracona bezmyślnie. Stracona
poprzez błędy w projektowaniu czy technologii
eksploatacji. Tej problematyce poświęcił bodaj
ostatnią opublikowaną pracę. Przygotował ją na
jubileuszową XV Szkołę Eksploatacji Podziemnej. Niestety ciężka choroba, z którą walczył od
kilkunastu miesięcy, nie pozwoliła jej wygłosić
osobiście. Dzwonił do nas obecnych na Szkole
i pytał jak została odebrana. Moim zdaniem jest
na tyle ważka w toczącej się dyskusji na temat
roli węgla, że za zgodą Żony Zmarłego i Przewodniczącego Komitetu Organizacyjnego Szkoły przedstawiam ją do opublikowania w BIP–ie.
Zaproponowałem skróty, dotyczące specjalistycznych szczegółów, a nie wypaczające intencji Autora. Daję ją pod rozwagę, zwłaszcza
tym, którzy na modnej fali grzebią polski węgiel,
uciekając się zresztą niekiedy do naciągania
bądź wybiórczego podawania faktów.
Drogi Bernardzie, Przyjacielu wielu nas
z AGH, Przyjacielu Naszej Uczelni, mój Przyjacielu, dziękuję i pamiętam. Następne Szkoły,
następne moje pobyty w Politechnice Śląskiej,
następne Barbórki i Bale Górnika w AGH, posiedzenia rad i komisji nie będą już takie, jak te
sprzed 2005 roku. Już nigdy nie przyjedziesz do
nas, już nigdy razem nie wypijemy górniczego
kufelka piwa. Ale na szczęście Non omnis moriar – pozostały Twoje prace.
kle bulwersuje. Otóż wielokrotnie w historii górnictwa, w tym również w okresie powojennym,
gdy nasza wiedza teoretyczna w zakresie szkód
górniczych była już znaczna, powstawały na
powierzchni, w obszarach wpływów eksploatacji górniczej, obiekty różnej rangi, niekiedy bardzo ważne, a jednocześnie wrażliwe na wpływy
eksploatacji górniczej, które z powodzeniem
mogły być zlokalizowane poza obszarami czynnych kopalń lub przynajmniej w obszarach
mniej zasobnych w kopaliny. […]
W wyniku tych błędów państwo nasze ponosiło olbrzymie straty wielorakiego rodzaju, […]
w tym zaniechanie udostępnionych, a nawet
przygotowanych części złoża.
9