liczy sie czlowiek.indd - Wydawnictwo Orion Plus

Transkrypt

liczy sie czlowiek.indd - Wydawnictwo Orion Plus
Rozdział szósty
JednoϾ czy jednolitoϾ?
„O, jak dobrze i miło, gdy bracia w zgodzie mieszkają!” (Ps. 133, 1)
Kiedy przeprowadziliśmy się w góry, odkryliśmy, że w tych okolicach są i inne rodziny, które dzielą nasze cele i wartości. „Świetnie!
– pomyśleliśmy. – Możemy się od nich uczyć”. W końcu Sally i ja
staliśmy się chrześcijanami zaledwie cztery lata wcześniej. Byliśmy
maluchami, dopiero nabierającymi pewności w chodzeniu. W porównaniu z innymi parami żyjącymi w tej odległej dolinie byliśmy
z pewnością dziećmi.
Mieszkała tam między innymi rodzina, której głową był pastor,
przebywający wtedy na urlopie wypoczynkowym. Przeprowadzili
się na to pustkowie, żeby lepiej poznać Boga. Inne małżeństwo z kolei miało kilkoro dzieci, a ich ojciec był dyrektorem kościelnej szkoły. Wszyscy byliśmy chrześcijanami o najwyższych biblijnych standardach. Wszyscy dbaliśmy o zdrowie, nauczaliśmy dzieci w domu
i wierzyliśmy w te same fundamentalne zasady. Nikt z nas nie stał
w opozycji do kościoła, akceptowaliśmy organizację kościelną
i wspieraliśmy ją. Nie mieliśmy wątpliwości, że między nami jest
jedność. Powinniście byli zobaczyć naszą grupę uwielbieniową
podczas kilku pierwszych spotkań. Sally i ja byliśmy w siódmym
niebie. „Jesteśmy razem i wierzymy tak samo. Jakież to cudowne!”
I było.
Gdybyście jednak odwiedzali nas tydzień po tygodniu, zauważylibyście, że nie wszystko było w porządku z naszą doskonałą grupą,
doskonałymi rodzinami i doskonałym otoczeniem w górach. Nie trzeba byłoby patrzeć zbyt głęboko, aby tuż „pod powierzchnią” dostrzec
89
napięcie, dysonans i konflikt. Wyczuwała to cała grupa i każdy z nas
był tym zmartwiony.
– Musimy coś z tym zrobić – powiedziałem do Sally. Poszliśmy do
pozostałych rodzin i zdecydowaliśmy, że oprócz naszych nabożeństw
w weekendy będziemy mieć cotygodniowe spotkania modlitewne oraz
studium biblijne. Ich celem miało być zjednoczenie naszej grupy.
Jak myślicie, co było przedmiotem naszego studium? Oczywiście
jedność – czyli to, czego wśród nas nie było. Musicie wiedzieć, że nasi
znajomi nie byli głupcami. Byli to inteligentni ludzie – o wiele bardziej niż ja. Studiowaliśmy razem od jesieni aż do wiosny, a efektem
naszych spotkań był jeszcze większy konflikt, jeszcze większy spór
i żeby być całkowicie szczerym – zrobił się z tego jeden wielki chaos.
Wtedy ktoś z grupy wysunął tezę, że jeżeli zgodzimy się co do sposobu, w jaki powinniśmy prowadzić nasze domy, spędzać czas wolny,
wprowadzać reformy, zgadzać się co do poglądów na kierownictwo
kościoła i nasze doktryny, to wtedy – i tylko wtedy – możemy osiągnąć jedność. Brzmiało to dość sensownie i logicznie, więc wszyscy
się zgodziliśmy. Próbowaliśmy, każdy z nas, ale skutki były opłakane.
W końcu nie zgadzaliśmy się już nawet co do definicji jedności.
Każdy z nas był szczery, tak jak tego wszyscy chcieliśmy. Dlaczego przy takim udziale dobrej woli i szczerych pragnień odnieśliśmy
takie niepowodzenie? Przegraliśmy, ponieważ szukaliśmy jedności
w zewnętrznych reformach, w zasadach i w organizacji kościelnej.
Odnaleźliśmy jednolitość, jednak w jakiś sposób wymknęła nam się
jedność.
Jedność nigdy nie przychodzi jako owoc przynależności do kościoła, organizacji czy instytucji. Nie jest też skutkiem zgadzania się
z pewnymi prawdami. Jedność przychodzi jedynie jako owoc przyłączenia się do Jezusa Chrystusa ludzi, którzy są różni, pochodzą z różnych środowisk, a nawet mają różne uprzedzenia. To dlatego właśnie
nam się nie powiodło.
Nie mogliśmy doświadczyć jedności, ponieważ szukaliśmy jej
w sprawach zewnętrznych zamiast szukać jej w Bogu, w poddaniu
Mu naszego egoizmu i naszych pragnień oraz pozwoleniu Jego woli
90
na działanie w nas. Gdybyśmy tak zrobili, nie byłoby potrzeby, żeby
debatować nad sposobem prowadzenia naszych domów. Wystarczyłoby pozwolić, aby każdy przybliżał się do Chrystusa, a tym samym
wszys-cy przybliżyliśmy się do siebie nawzajem.
Problem naszej „doskonałej” grupy leżał w tym, że Jim Hohnberger nie uśmiercił swojego egoizmu. Nie zrobiła tego ani moja żona,
ani, jak przypuszczam, żadna inna osoba w naszej grupie. Chyba nikt
z nas nie rozumiał, jak uśmiercić własne „ja”. Rozumieliśmy doktryny, reformy, proroctwa, ale egoizm to już inna sprawa. W każdym
z nas, we mnie najprawdopodobniej jeszcze silniej niż u pozostałych,
tkwiło własne „ja”, tętniące życiem i starające się kontrolować innych. Byliś-cie w takiej sytuacji? W końcu zostawiliśmy naszą grupę
uwielbienia i wspólne studium Biblii i każdy sam zaczął szukać doświadczenia, które nam umknęło.
Odkryliśmy, że aby być połączonym z Chrystusem, niezbędny jest
żywy, nieustanny kontakt z Nim. Żadne zalety umysłu czy rozumienie
teorii nie może zbudować intymności tego kontaktu, tak jak wiedza na
temat danej osoby nie czyni jej jeszcze twoim przyjacielem. Zbliżenie
się do Chrystusa jest zarazem zbliżeniem się do siebie nawzajem. Kiedy są między nami podziały, powodem tego jest zawsze oddzielenie
jednej czy obydwu stron od Chrystusa. Tylko wtedy, gdy obie strony
szukają Boga i pragną czynić Jego wolę, przychodzi prawdziwa odnowa.
Pragniemy jedności. Ale jakże niewielu z nas doświadczyło tego,
co napisane jest w Psalmie 133, 1: „O, jak dobrze i miło, gdy bracia
w zgodzie mieszkają!”.
Biblia opisuje brak jedności w słowach: „[…] jeszcze bowiem
cieleśni jesteście” (I Kor. 3, 3). Abyśmy nie przeoczyli sedna, dalej
jest napisane: „Bo skoro między wami jest zazdrość i kłótnia, to czyż
cieleśni nie jesteście i czy na sposób ludzki nie postępujecie?”. Jeżeli
takie rzeczy dzieją się wśród was, to czy wam się to podoba, czy też
nie, jesteście cieleśni. Cieleśni znaczy, że jesteście częściowo pod
kontrolą Boga, a częściowo pod władzą własnego „ja”, czyli, że tak
naprawdę sami sprawujecie kontrolę nad waszym życiem.
91
Z własnego trudnego doświadczenia i na podstawie autorytetu Słowa Bożego chcę wam powiedzieć, że jeżeli zazdrość, kłótnia i podziały mają wśród was miejsce, a twierdzicie, że jesteście nowonarodzeni,
to macie duży problem! Kiedy brakuje jedności, na pewno nie znajdziemy jej w jednolitości – przejdźmy więc do sedna sprawy.
Jeżeli twierdzimy, że jesteśmy zbawieni, nawróceni i nowonarodzeni, powinniśmy być w stanie odpowiedzieć na kilka praktycznych
pytań, nie mających nic wspólnego z naszymi doktrynami. Chciałbym
wiedzieć, od czego jesteście zbawieni? Od czego się odwróciliście?
Co znaczy, że narodziliście się na nowo? Jeżeli nadal jesteście w ciele, jeżeli nadal pozwalacie, aby w waszym życiu rządził egoizm, to
powiedzcie, proszę, od czego w takim razie się odwróciliście? Wielu
szczerych ludzi mówiło mi: „Zostałem zbawiony jesienią tego i tego
roku”. A ja zawsze odpowiadam pytaniem: „Zbawiony od czego?”.
Myślę, że to uczciwe pytanie. Czy twoja żona przyznałaby, że jesteś
nawrócony? Czy twoje dzieci potwierdziłyby to nawrócenie? Czy
twoi przyjaciele zgodziliby się, że jesteś nowonarodzony?
A może byliście okłamywani przez książki, jakie czytaliście, przez
masową kulturę chrześcijańską, może przez własne serca? Czy wierzymy, że jesteśmy kimś, kim naprawdę nie jesteśmy? Bóg widzi nas
takimi, jakimi jesteśmy. Albo jesteśmy zjednoczeni z Jezusem Chrystusem, albo nie. Próbowałem osiągnąć jedność poprzez szukanie
jednolitości ze wszystkimi innymi, ale kiedy przyjrzałem się sobie
dokładnie, zrozumiałem, że jedność może być tylko owocem zjednoczenia z Chrystusem, nie zaś z kościołem, organizacją czy grupą – i ja
jej nie miałem. Jedność pomiędzy nami będzie istnieć tylko w takim
stopniu, w jakim mamy ją z Chrystusem. Będę teraz otwarty i powiem
bez ogródek, że jeżeli pomiędzy dwojgiem ludzi nazywających siebie
chrześcijanami występuje niezgoda, to często albo jeden, albo obydwoje
są oddzieleni od Chrystusa. Usłyszałem kiedyś słowa pewnego kaznodziei dotyczące udzielania porad: „Zawsze staram się słuchać bardzo
uważnie i ze współczuciem, ale też zawsze pytam siebie i modlę się
o to, aby Bóg powiedział mi, jaki grzech leży u podstaw tego problemu, gdyż sprawa zawsze dotyczy grzechu. Jeżeli jesteście z kimś
92
w konflikcie, jedyną i najważniejszą rzeczą, jaką możecie zrobić, żeby
ten problem rozwiązać, to przybliżyć się do Chrystusa”.
Jezus jest jak kamerton. Jeżeli nastroił On i moje, i twoje życie,
to gdy się spotkamy, też będziemy razem zestrojeni, nawet pomimo
tego, że wcześniej nie mieliśmy ze sobą styczności. Stanie się tak,
ponieważ ta sama Osoba nastroiła nasze charaktery, a kamerton
– Jego bezgrzeszne życie – jest standardem, którego On pragnie dla
nas obojga. Problem pojawia się wtedy, gdy sam chcę siebie nastroić. Gdy spotkam się wtedy z tobą, mój ton będzie brzmiał fałszywie.
Wiele osób pragnie jedności w kościele i chcą ją uzyskać poprzez dostrojenie życia innych do swojego własnego, jak działo się to kiedyś
w naszej grupie w górach, aż w końcu przekonaliśmy się, że nie może
to być źródłem jedności.
Brałem kiedyś udział w sprzedaży nieruchomości dla innego agenta.
W interes ten zaangażowana była pewna ugrupowanie religijne, która
tworzyła zamknięte społeczeństwo, gdzie wszyscy mężczyźni ubierali
się na czarno, a kobiety nosiły delikatny odcień niebieskiego. Byłem
nimi zafascynowany, gdyż wydawali mi się tacy zjednoczeni – przynajmniej dopóki nie zacząłem ich lepiej poznawać. Odkryłem, że istniały
między nimi podziały w kwestii najróżniejszych „ulubionych” zagadnień i reguł. Ta grupa sięgnęła o wiele dalej poza Słowo Boże, jeżeli
chodzi o zasady i ograniczenia, a niektórzy sądzili, że poszło to już zbyt
daleko. Ci często odchodzili do mniej restrykcyjnej grupy. Inni z kolei
myśleli, że jeszcze nie osiągnęli wystarczająco wysokiego poziomu
i odchodzili do grup, które były jeszcze bardziej restrykcyjne. Tak jak
kościół żydowski za czasów Chrystusa, mieli wymagania, które przekraczały to, czego oczekiwał Bóg. Żydzi tak daleko rozszerzyli swoje
zasady, że nawet noszenie chusteczki było dla nich pracą, tak więc
noszenie chusteczki w sabat traktowali jako jego przestąpienie. Gdyby
jednak ta sama chusteczka była przypięta do ubrania, było to już dla
nich do zaakceptowania. Te prawa miały być wypełnieniem Bożych
przykazań, ale zamiast tego stanowiły ich wypaczenie, świadcząc jedynie o krótkowzroczności i ograniczeniu tych, którzy je sformułowali.
Z pewnością my już tak nie postępujemy, prawda?
93
Bóg ukazał nam w dziesięciu przykazaniach wszystkie obowiązki
człowieka. Czy odzwierciedlamy zatem Jego charakter, czy nakładamy ograniczenia tam, gdzie Bóg ich nie nałożył? Mamy dobrą
motywację i próbujemy jedynie zjednoczyć się wokół wspólnych
zasad, ale problem polega na tym, że szukając jedności w zasadach
dotykamy mnóstwa dziedzin, w których nie możemy się zgodzić.
Dla przykładu, konflikty w kościele wyrastają na bazie takich tematów, jak biżuteria i makijaż, dyscyplina i metody wychowywania
dzieci, odpowiedni ubiór (cokolwiek to znaczy), gusta muzyczne,
rozrywka i dieta. Randkowanie to też jeden z tematów często wywołujących konflikty, gdyż każdy ma własną teorię na temat tego,
jak to powinno wyglądać. Sport i rywalizacja to kolejna dziedzina
gotowych nieporozumień.
Oprócz tematów dotyczących stylu życia, pojawiają się konflikty
na tle przekonań, na przykład dotyczące roli wiary i uczynków oraz
stylu uwielbiania Boga. Nawet postawa wierzącego podczas modlitwy może stać się palącym problemem. Są też ludzie, którzy mają
swój ulubiony pogląd i propagują go gdzie tylko mogą, pomijając
wszystkie inne zasady chrześcijaństwa. Nie zamierzam tutaj umniejszać niczyjego systemu wartości, ale jedynie podaję ten przykład jako
ilustrację różnorodności. Wielu ludzi wierzy, że należy przestrzegać
świąt żydowskich. Dysputa na temat tego, jakiego przekładu Biblii
należy używać, przerodziła się niemal w wojnę w niektórych zborach. Nie mówimy tutaj o jakichś marginalnych zjawiskach. Takie
konflikty nadal mają się dobrze pod przykrywką czystego, biblijnego chrześcijaństwa. Nieco dalej od środkowego nurtu, pojawiają
się poselstwa zbawienia, teorie posłannictwa, religie rasistowskie,
obraźliwe kulty, a wszystko to wpływa na kościół i naprawdę może
wyrządzić wiele złego.
Może wystarczy już tych przykładów. Przypatrzmy się teraz poszczególnym zborom, gdzie z pewnością znajdują się tacy, którzy
popierają niezależne organizacje wyzwolone spod wszelkiej kontroli
kościoła, albo tacy, którzy są ich przeciwnikami, ponieważ wydaje im
się, że osłabiają one kościół. Można też być wielkim zwolennikiem
94
aktywnej służby kobiet w kościele, a z pewnością znajdzie się wiele
szczerych osób, które będą się temu sprzeciwiać.
Lista takich zagadnień może się ciągnąć w nieskończoność, a przecież nie wymieniliśmy jeszcze takich tematów, jak natura Chrystusa,
pochodzenie grzechu, charakter natury ludzkiej, dopuszczalne rozrywki, teorie konspiracyjne, zarzuty o odstępstwo, szkoły kościelne
kontra szkoły publiczne kontra nauczanie w domu. Oczywiście, jeżeli
decydujecie się na nauczanie w domu, możecie dyskutować nad tym,
jaki program nauczania jest najlepszy.
Nie zapominajmy też, że jeszcze nigdy nie wybudowano nowej
szkoły czy kościoła bez wywołania podziałów między zborownikami
co do wielkości budynku, kosztów, projektu, koloru i stylu wykończenia. Czasami podziały te istnieją jeszcze długo po tym, jak budowa
jest skończona. Słyszałem kiedyś o człowieku, któremu tak bardzo nie
spodobało się kute żelazne ogrodzenie wzdłuż kościelnego chodnika,
że przyszedł tam w środku nocy i nie tylko zdemontował je, ale przeciągnął głęboko do lasu. Następnego dnia, kiedy wszyscy przyjechali
do kościoła, zauważyli, że ogrodzenia nie ma. Odkryto jednak coś, co
najwidoczniej umknęło uwadze sprawcy: widoczne ślady zostawione
po ciągnięciu żelaznych sztachet. Przy tak wyraźnie oznaczonym
szlaku, nietrudno było znaleźć ogrodzenie. Przyniesiono je z powrotem i ponownie zainstalowano.
Historia jednak tutaj się nie kończy. Mężczyzna, kiedy zobaczył, że
ogrodzenie jest znów na swoim miejscu, powrócił nocą, żeby dokonać
„przemeblowania”. Tym razem był tak zdeterminowany, żeby pozbyć
się ogrodzenia raz na zawsze, że próbował wynieść większą część
żelaznych sztachet. Zanim jednak wyniósł je zaledwie poza parking,
uszkodził sobie kręgosłup. Uraz był tak poważny, że przez pewien
czas nie mógł chodzić do pracy. Tym sposobem szybko odkryto, kto
był złodziejem kościelnego ogrodzenia.
Ten mężczyzna chciał wziąć w swoje ręce zmianę kościelnych
ustaleń. Wiele jest takich osób. Być może nie demontujemy
w nocy ogrodzeń, ale staramy się, żeby inni wiedzieli, że nie
zgadzamy się z ich przynależnością do kościoła lub jej brakiem.
95
Upewniamy się, że wiedzą, iż nie podoba nam się sposób, w jaki
wykonują kościelne obowiązki, ich doktryny, reformy, czy sposób wydawania pieniędzy. Wszystkie te postawy przypominają
o kolejnym źródle konfliktu: jedni dają współwyznawcom swobodę bycia prowadzonym przez Boga, inni natomiast gotowi są
użyć kościoła, państwa czy osobistego autorytetu, żeby tychże
współwyznawców kontrolować. W swojej chęci kontrolowania innych popełniamy, na współczesny sposób, grzech Uzzy.
Uzza wyciągnął rękę, żeby podtrzymać Arkę Przymierza i z powodu tej śmiałości poniósł śmierć. Wielu z nas ma problem z tą
historią, gdyż motywacja Uzzy wydaje się być dobra i czysta.
Chciał jedynie pomóc, jednak z powodu swojego nieposłuszeństwa
zginął.
Uzza zdecydował, że zrobi dla Boga to, czego Bóg rzekomo Sam
nie mógłby uczynić. Zdecydował, że to on ochroni Arkę, mimo iż nikt
nie miał się jej dotykać. Arka przez kilka miesięcy znajdowała się
w obozie Filistynów jako trofeum. Tam Bóg wyraźnie pokazał, że ma
moc się o nią zatroszczyć. W ten sam sposób Bóg przez tysiące lat
pokazuje, że potrafi zatroszczyć się o swój lud i swój kościół. Nadal
jednak odczuwamy nieodpartą pokusę, aby wierzyć, że nasza pomoc
jest Mu niezbędna.
Czy próbujemy kontrolować naszych współwyznawców? Widziałem
to wielokrotnie. Sam też tak postępowałem. Ograniczenia narzucone
przez człowieka, które daleko wykraczają poza Słowo Boże, nie przynoszą chwały Bogu i przedstawiają Go w fałszywym świetle. Przez
takie restrykcyjne zasady staramy się Go chronić i służyć Mu. W II
Liście do Koryntian 3, 17 jest napisane: „[…] gdzie zaś Duch Pański,
tam wolność”. Ta wolność, dzięki łasce, nie ma być rozumiana jako
wolność do grzechu, bo byłoby to nadużycie chrześcijaństwa. Jeżeli
ktoś narusza wyraźne chrześcijańskie standardy, to należy wówczas
zastosować dyscyplinę kościelną. Niestety, zbyt często dyscyplina
kościelna wymierzana jest tam, gdzie nie ma jasno sprecyzowanego
stanowiska biblijnego. Kiedyś pewien przyjaciel powiedział mi: „Jim,
masz obowiązek przestrzegać zasad i ograniczeń dotyczących kwestii
96
niezwiązanych z moralnością, skoro głosuje nad nimi kościół. Możesz
nie zgadzać się z kościołem w swoich przekonaniach, jeżeli chodzi
o zagadnienia moralne, ale musisz przestrzegać tych, które zasad moralnych nie dotyczą”.
Nadal próbuje mnie do tego przekonać, a nawet wymusić to na
mnie. To oznacza, że gdybym należał do kościoła żydowskiego za
czasów Chrystusa, to albo przypinałbym swoją chusteczkę do ubrania,
albo on uznałby mnie za przestępcę sabatu.
Kiedy pisałem tę książkę, modliłem się, żeby Bóg podał mi przykłady niewłaściwej jednolitości, a On przywołał mi na myśl przemowę
Lincolna pod Gettysburgiem. „Ale co to ma wspólnego?” – zastanawiałem się.
Jim, chcę, żebyś otworzył to przemówienie w pliku tekstowym i włączył sprawdzanie pisowni.
– Ale Panie, to jedno z najlepszych przemówień, jakie kiedykolwiek
wygłoszono! „Czterdzieści siedem lat temu nasi ojcowie zapoczątkowali na tym kontynencie nowy naród, poczęty w Wolności i poświęcony przekonaniu, że wszyscy zostaliśmy stworzeni równymi”. Łzy
napływają mi do oczu. Jak można to jeszcze poprawić? Przemówienie
zdało egzamin czasu!
Mój pogram gramatyczny wcale tak nie uważał! Znalazł ponad
piętnaście błędów, łącznie z niepoprawnym szykiem lub zbyt długimi
zdaniami. Sugerował wykasowanie pewnych słów i zastąpienie ich
innymi. Biedny Abraham Lincoln! Czy ten program na pewno się
nie myli? Technicznie rzecz ujmując – nie. Program jest jednak tak
skonstruowany, żeby dążyć do jednolitości w strukturze i wszystko
podporządkowuje tej wytycznej. Jakież to bezbarwne.
Pomyślałem, że to tylko szczęśliwy traf, więc załadowałem do
programu Deklarację Niepodległości. Rozpoczyna się ona słowami:
„Ilekroć wskutek biegu wypadków…”, a dalej jest napisane: „Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są
równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania
się o szczęście”. Im dalej czytam, tym mocniej odzywa się we mnie
97
patriotyzm i wzruszenie, gdyż te dokumenty są darem Boga, a zasady,
jakie zawierają, wzorowane są na zasadach niebiańskich.
Mój program gramatyczny znalazł jednak w deklaracji ponad dziesięć błędów. Znowu struktura zdań nie była odpowiednia i błędne
było użycie pewnych słów. Dokumenty takie jak te tracą znaczenie
i wyjątkowość, kiedy próbujemy je dopasować do zewnętrznych
standardów, a my staramy się tak postępować z ludźmi wokół nas.
Zmuszamy ich, aby dostosowali się do naszych programów gramatycznych, a później zastanawiamy się, dlaczego pojawia się problem,
kiedy domagają się oni Bożej wolności.
Swego czasu zaproszono mnie, abym przemawiał w zborze w południowo-wschodniej części Stanów Zjednoczonych. Na tydzień przed
planowanym terminem odebrałem telefon od jednej z osób, która
mnie zaprosiła. Była zmartwiona.
– Jim, musimy cię ostrzec przed tym, co się stanie, kiedy tutaj
przyjedziesz. Na pewno będą problemy, ponieważ ludzie, którzy chcą
przyjść na spotkanie, są bardzo różni.
– Co masz na myśli? – zapytałem zdziwiony.
– Jim, mają pojawić się członkowie trzech różnych niezależnych
organizacji. Rozumiesz, organizacji, które nie do końca popierają
kościół. Ale to nie wszystko. Mają być też ludzie, którzy odłączyli
się od miejscowego zboru i jeszcze dwie inne instytucje misyjne też
przysyłają swoich przedstawicieli.
– Ktoś jeszcze? – pytałem.
– Tak, Jim. Będzie jeszcze kilku członków z kościoła reformowanego, kilku niechrześcijan i nawet kilku miejscowych Amiszów. Jak ty
sobie z tym poradzisz, Jim?
– Jak to jak? Będę nauczał ewangelii Jezusa Chrystusa, która zbawia
nas samych i ratuje nasze małżeństwa i nasze rodziny, gdyż to jest to,
czego nam brakuje.
Muszę przyznać, że byłem trochę zaniepokojony, jak to wszystko
wyjdzie, ale stanąłem za kazalnicą. Kościół przepełniony był ludźmi,
a każdy był inaczej ubrany. Można było dostrzec różnicę pomiędzy
98
poszczególnymi grupami, nawet nie znając ich przekonań. A ja stałem
na podium, aby podzielić się z nimi Słowem.
– Popatrzcie wokół siebie – zacząłem. – Popatrzcie! Każda możliwa grupa ma swoich reprezentantów w tym zgromadzeniu, a jednak
wszyscy zebraliśmy się z jednego i tylko jednego powodu – aby odnaleźć jedność Chrystusa, za którą tęsknimy, której jednak nie byliśmy
w stanie znaleźć w naszych własnych społecznościach. Chwała
Panu!
Widziałem uśmiechy na ich twarzach, kiedy okazywałem im miłość
i dzieliłem się tym, czego brakowało w mojej „doskonałej” grupie
uwielbienia w górach.
Kiedy ty i ja, bez względu na to, jak bardzo się różnimy, czy różniliśmy, spotkamy się, aby szukać jedności w Chrystusie, to znajdziemy
też jedność w naszych zborach i przyjaźniach, w naszych szkołach
i rodzinach. Jedność z Chrystusem jest jedyną drogą do jedności
z innymi. Chcesz ją odnaleźć? Będziesz ją cenił? Dasz innym swobodę, aby czynili tak samo? Jeżeli chcemy ochronić własne szczęście
i wolność, to musimy zacząć od ochrony nie tylko naszych przyjaciół,
ale nawet wrogów przed okrutnym i niesprawiedliwym autorytetem.
Jeżeli nam się to nie powiedzie, to damy negatywny przykład, który
pewnego dnia może dosięgnąć również nas.
99

Podobne dokumenty