dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ „Człowiek, który wierzy

Transkrypt

dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ „Człowiek, który wierzy
dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ
KRAKÓW Listopad 2013 (218)
„Człowiek, który wierzy, nigdy nie
jest sam”. To słowa Ojca Świętego
Franciszka . To niesamowite doświadczenie: kiedy dzielimy się wiarą, jesteśmy blisko ludzi, tych radosnych i tych,
którzy niejednokrotnie mają serce rozdarte w poszukiwaniu Boga. Kościół
zaprasza nas do dawania świadectwa
o Jezusie, który umarł i zmartwychwstał. Ten właśnie Jezus zaprasza Ciebie i mnie do przyjaźni , która nigdy nie
zawiedzie! Podejmij próbę i posłuchaj,
do czego zaprasza Cię dzisiaj Jezus. Co mogę ze swej strony ofiarować Panu, by
pójść za Nim w mojej codzienności? Jezus na mnie liczy! Warto pamiętać, że
naszym pierwszym powołaniem jest Chrzest i Bierzmowanie. Młody człowiek
szuka swego miejsca w Kościele, w świecie, szuka dialogu nie tylko z człowiekiem, ale przede wszystkim z Bogiem. Stwórz taki dialog: „serce przy Sercu”, jaki
prowadzili święci z Panem! „Pan uznał mnie za godnego wiary” ( 1 Tm 1,12 ) – pisze
Święty Paweł. W kończącym się Roku Wiary warto sobie uświadomić to wezwanie i podziękować za dar wiary nie tylko słowem, ale i czynem. A zatem przyprowadź do Jezusa kogoś, kogo spotkasz na swojej drodze życia, podziel się wiarą!
Zróbmy to razem!
Siostra Krystyna
2
Okruszyna
Wielką moc posiada
wytrwała modlitwa sprawiedliwego.
Jk 5, 16 b
Modlitwa. Moi kochani, listopadową refleksję chcę poświęcić modlitwie. Przy
czym nie zamierzam tworzyć kolejnego traktatu o modlitwie. Moje rozważania
będą oparte wyłącznie na Ewangelii. Sama odkrywam na nowo, że Jezus jest nie
tylko Nauczycielem modlitwy, ale sam bardzo dużo się modlił. Modlił się przed
ważną decyzją wyboru Dwunastu: W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się
modlić i całą noc spędził na modlitwie do Boga (Łk6,12). Modlił się w czasie cierpienia w Ogrójcu: A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem,
upadł na kolana i modlił się…(Łk22,41). Często modlił się na osobności: On
jednak usuwał się na miejsca pustynne i modlił się (Łk5,16). Zresztą zachęcał, aby
modlić się w ukryciu. Aby rzeczywiście była to pełna miłości rozmowa – nie na
pokaz. Dla Bożej chwały. Jezus nauczył Apostołów i uczniów, a więc i nas, modlitwy Ojcze nasz. A skoro sam Boży Syn nam ją zostawił, to można powiedzieć,
że jest to modlitwa kluczowa. Zawiera w sobie zarówno uwielbienie Boga, jak
i prośby o to, co konieczne: chleb i przebaczenie.
Interesujące jest również to, że Jezus wzywa nas, aby modlitwa była wytrwała. I tu moi Drodzy, potrzeba nam wielkiej cierpliwości. Ale nie bójmy się
tego powiedzieć. Mamy modlić się natarczywie, natrętnie. Ojciec da to, co dobre.
Zwróćmy przy tej okazji uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, jeśli ktoś modli się
o nieszczęście dla bliźniego albo dla siebie, to może od razu przestać. Taka modlitwa nie zostanie przez Boga wysłuchana. I drugie. Często mamy własne pomysły
na życie. Prosimy Boga, aby spełnił każdą naszą zachciankę. Chcemy, żeby Pan zaakceptował nasz projekt na życie. Traktujemy w ten sposób Boga jak „maszynę”
do spełniania naszej woli. A to nie tak. Pan Bóg jest i daje nam o wiele więcej niż
można to sobie wyobrazić. Ma tysiąc razy lepsze wyjście z danej sytuacji. Wiem
to po sobie. Modlę się o coś, a Pan owszem daje, ale inaczej i bogato. Nie tak, jak
ja to sobie wymyśliłam. To jest nasz cały kochający Ojciec, który musi się pewnie
często uśmiechać, słuchając kaprysów swoich dzieci.
Jezus uczy nas także różnych rodzajów modlitwy. Uczy nas prosić: Ojcze
mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale
jak Ty (Mt26,39). Uczy nas modlitwy uwielbienia: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie
nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je
prostaczkom (Mt11,25).
Okruszyna
3
Uczy nas dziękczynienia: Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał (J11,41). Uczy
nas modlitwy wstawienniczej w tych sytuacjach, kiedy uzdrawiał.
Moi Kochani, modlitwą możemy uczynić każdą chwilę. Mogę podejmować
codzienne obowiązki, wzbudzając w sercu intencje. Jedno jest pewne, modlitwa
jest nam potrzebna jak powietrze. Mamy nią oddychać. Bez niej coś powoli będzie
w nas umierać. Jeśli jest trudno, prośmy Ducha Świętego o pomoc. On będzie
modlił się w nas, ale nie ustawajmy. Bardzo proszę.
Siostra Angela
❧
,
,
Duchowosc
4
Okruszyna
,
Dominikanska
św. Ludwik Bertrand
Droga świętości dla każdego jest inna. Są jednak określone modele świętości, które wskazują na pewne elementy, wspólne dla życia poszczególnych świętych. Kryteria przypisania
poszczególnych osób do konkretnej grupy świętych mogą być różne. Męczennicy to grupa ludzi, których wyróżnia sposób śmierci – oddali oni swoje życie z powodu wyznawanej
wiary. Są święci pasterze – to ci święci, którzy w swoim ziemskim życiu przyjęli sakrament
święceń. Jednym z kryteriów takiej klasyfikacji może być moment nawrócenia – są święci,
jak np. św. Paweł, którzy w swoim życiu mogą wskazać wydarzenie będące przełomem
na drodze ich wiary. Są też tacy, jak np. św. Dominik czy św. Katarzyna ze Sieny, którzy
całe swoje życie byli blisko Pana Boga. Chyba ten model jest nam najbliższy i w dodatku
możliwy do realizacji „od teraz”, dlatego spróbujmy mu się dokładniej przyjrzeć. Do tej
grupy bowiem zaliczyć można naszego dzisiejszego bohatera – św. Ludwika Bertranda.
Jego droga do świętości to wierne wypełnianie Ewangelii w każdej wykonywanej przez
niego czynności.
Urodził się 2 lutego 1526 r. w Walencji. Jego rodzice to Jan i Joanna Aniela. Tato
Ludwika pochodził z tego samego rodu, co św. Wincenty Ferreriusz. Mały Ludwik od małego mógł wzrastać w atmosferze wielkiej czci do tego właśnie dominikanina. Bliscy mu
byli także inni święci – od 8 roku życia codziennie odmawiał oficjum o Najświętszej Maryi
Pannie. Jako mały chłopiec dużo płakał – wynikało to najprawdopodobniej ze słabego
zdrowia – w takiej sytuacji jedynym sposobem na uspokojenie malucha było zaprowadzenie go do pobliskiego kościoła, w którym mógł podziwiać obrazy świętych. Dopiero tam,
skupiony na modlitwie, przestawał płakać. Jego niezwykła wrażliwość nie ograniczała się
jedynie do rozmowy z Bogiem. W Walencji uchodził za przykład dobrego chrześcijanina
– nazywano go nawet „Małym Świętym”. Nieustannie jednak marzył o tym, by przebywać
sam na sam z Panem Bogiem. To pragnienie było przyczyną bardzo odważnej decyzji.
Kilkunastoletni Ludwik opuścił dom rodzinny i udał się w drogę, by od tej pory wieść
życie tułacza i pielgrzyma. Rodzicom o niczym nie powiedział, zostawił im natomiast list,
w którym tłumaczył przyczynę swojego postępowania. Liczył na to, że rodzice, będący
ludźmi głęboko wierzącymi, zrozumieją jego decyzję. Niestety – rozpacz mamy, która
w osobie najstarszego syna widziała swoje największe oparcie sprawiła, że postanowiono
odszukać Ludwika i sprowadzić go do domu. Podkreślić trzeba fakt, że nie zmuszano go
do zawarcia małżeństwa, dzięki czemu od życia, jakie planował uciekając z Walencji, dzieliło go tylko przebywanie w rodzinnym domu. Dzień upływał mu na uczynkach miłosier-
Okruszyna
5
dzia (posługiwał chorym i konającym) oraz na modlitwie, która najczęściej przeciągała się
także na znaczną część nocy. Pomimo tego Ludwik czuł, że nie jest na swoim miejscu, że
Pan Bóg ma dla niego inne plany. Chcąc je poznać, dużo się modlił i pościł. W ten sposób
rozeznał, że w jego duszy zasiane zostało ziarno powołania dominikańskiego.
Powiadomienie rodziców o decyzji wstąpienia do Zakonu Kaznodziejskiego spotkało się z ich zdecydowanym sprzeciwem. Doszło nawet do tego, że Jan Bertrand, w obawie by jego piętnastoletni syn nie uciekł ponownie z domu, udał się do
przeora dominikańskiego klasztoru w Walencji i uzyskał od niego zapewnienie, że Ludwik nie zostanie przyjęty do wspólnoty braci w białych habitach. Było to trudne doświadczenie dla chłopca. Ten czas pomogło mu przetrwać mocne zaufanie w Bożą
Opatrzność – dostrzegł, że na tej drodze dokonuje się oczyszczenie jego duszy i intencji. Aby nieco złagodzić oczekiwanie na pozwolenie wstąpienia do wspólnoty, Ludwik zgłosił się na ochotnika, by pomagać w pielęgnacji klasztornego ogrodu. Po pracy udawał się do dominikańskiego kościoła i tam, schowany za ołtarzem, czekał na
zamknięcie świątyni. W ten sposób, niezauważony przez nikogo, mógł całą noc spędzić na modlitwie wzorem św. Dominika. Próba, jakiej doświadczał, zakończyła się
26 sierpnia 1544 r. Kilka tygodni wcześniej nowym przeorem został Jan Mico. Znał on
Ludwika i widział, że powołanie chłopca jest autentyczne. Dlatego postanowił przyjąć go
do grona dominikanów, pomimo gwałtownych sprzeciwów ojca. Tato próbował wpłynąć na decyzję Ludwika. Doszło nawet do sytuacji, w której dominikański nowicjusz był
zmuszony napisać list do ojca z wyjaśnieniem, że nikt go do takiej decyzji nie namawiał.
O tym, jak wielkie było jego pragnienie świętości i doskonałości, świadczą słowa zawarte
w liście: „Muszę dodać, że magister nowicjuszy obchodzi się ze mną w sposób okrutny
– z racji mojej słabości przydzielił mi najlepszą celę w Nowicjacie, kazał mi, wbrew mym
pragnieniom, jeść kolację trzy razy w ciągu tygodnia i kiedy pogoda ochłodziła się, ściągnął nakrycie ze swojego łóżka i ofiarował je mnie; tak więc w swojej dobroci dla mnie
jest okrutny dla samego siebie i ogałaca się, by mnie przyodziać". Modlitwy i spokojne,
ale stanowcze tłumaczenia przyniosły skutek – rodzice pogodzili się z wyborem syna,
a z czasem nawet nauczyli się cieszyć z jego powołania.
W 1547 r. Ludwik przyjął święcenia kapłańskie. Za każdym razem, kiedy miał stanąć przy ołtarzu, bardzo starannie się do tego przygotowywał. Kilka godzin przed Mszą
Świętą gorąco się modlił, starał się także często przystępować do spowiedzi. W czasie
Przeistoczenia tak głęboko przeżywał Mękę Pana Jezusa, że po jego policzkach płynęły łzy, a sam moment podniesienia Ciała i Krwi Chrystusa trwał kilkanaście minut.
Nieustannie wzrastał w pobożności i mądrości. Dostrzegli to także jego przełożeni
i w 1551 r. skierowali go do pełnienia posługi wśród najmłodszych zakonników. Ludwik
został magistrem nowicjatu. Pomimo młodego wieku swoją posługę pełnił tak dobrze, że
dzisiaj jest patronem formatorów zakonnych w Rodzinie Dominikańskiej. Ważną cechą
jego działalności było to, że zanim polecił coś uczynić nowicjuszom, najpierw sam wprowadzał to w życie. Bardzo dbał o przestrzeganie przez jego podopiecznych nawet najdrobniejszych przepisów zakonnych – każde przewinienie dostrzegał i z pełnią ojcowskiej
miłości karał. Chciał w ten sposób wyrobić w młodych dominikanach ducha zakonnego
6
Okruszyna
i pokierować ich tak, by żyli święcie przez całe życie. Nie obawiał się, że bracia zrażą się
i odejdą z zakonu – wierzył, że dla chwały Bożej lepiej, gdy zakonników będzie mniej, ale
będą święci.
Jednym z motywów wstąpienia do zakonu było dla Ludwika wewnętrzne przynaglenie, by nieść Chrystusa innym ludziom. Z tego powodu poprosił o pozwolenie na
głoszenie kazań. Przełożeni jednak nie chcieli się na to zgodzić – Ludwik był słabego
zdrowia, a w dodatku odznaczał się cichym i słabym głosem. Po ludzku więc brakowało mu cech koniecznych dla ówczesnego kaznodziei, głoszącego Słowo Boże
bez pomocy mikrofonu i w nieogrzewanym zimą kościele. Pan Bóg działa
jednak przez ludzką słabość, a ponieważ Ludwik prosił o pozwolenie z natchnienia Bożego, o czym wiedzieli przełożeni, dostał zgodę na głoszenie
kazań. Okazało się, że owoce tej posługi są ogromne – został wezwany
do głoszenia kazań w większych kościołach, a moc jego słowa przenikała nawet najbardziej nieczułe serca. Wynikało to z poparcia słowa
czynem. Ludwik bowiem także w praktyce pokazywał, jak powinien
zachowywać się chrześcijanin. Kiedy w 1557 r. wybuchła zaraza,
sprawował cierpliwą posługę pośród chorych, narażając własne
zdrowie i życie. W aktach procesu kanonizacyjnego zachowały się
opisy uzdrowień, jakich dokonywał mocą Chrystusa przez włożenie rąk i modlitwę. Marzeniem jego życia było umrzeć śmiercią
męczeńską. Pan Bóg prowadził go jednak inną drogą. W pewnym
momencie swojego życia Ludwik zaczął odczuwać powołanie misyjne. Utwierdziło się ono i wypełniło dzięki przybyciu do Hiszpanii jednego z misjonarzy dominikańskich posługujących w Nowej
Granadzie. Prosił on o przysłanie przynajmniej jednego brata do
pomocy – Ludwik zgłosił się do tego zadania.
W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu 1562 r. wyruszył na misje. Długa podróż upłynęła mu na nieustannej modlitwie – do tego
stopnia, że statek którym płynął, zamienił się w swoisty kościół na
oceanie. Po przybyciu na miejsce szybko udał się do najbliższego konwentu dominikańskiego. Nie zamierzał jednak odpoczywać po męczącej
podróży. Chciał natomiast poprzez modlitwę i podejmowane umartwienie
przygotować się do posługi głoszenia Słowa. Okazji do pokuty było wiele
– Ludwik znalazł sobie jednak bardzo specyficzny rodzaj ćwiczenia ciała. Od
dziecka miał zwyczaj sypiania na gołej podłodze. W Ameryce Łacińskiej jednak nabrało to nowego wymiaru – śpiąc w ten sposób nie był w stanie bronić się przed atakami
pełzających po ziemi w dużej ilości owadów. Aby nie zrazić do siebie od razu tych, do
których był posłany, podziękował za ochronę, jakiej zwyczajowo udzielali misjonarzom
Hiszpanie i nawróceni Indianie. Jego pragnienie niesienia Chrystusa było tak silne, że
otrzymał dar języków – ci, którzy nie znali hiszpańskiego, a słuchali jego kazań, rozumieli
go. Skuteczność jego posługi była niesamowita – w ciągu trzech pierwszych lat pobytu na
Okruszyna
7
Nowej Ziemi przybyło na tym terenie ok. 10 000 chrześcijan. Budziło to niezadowolenie
miejscowych szamanów i wodzów plemiennych, którzy dzięki temu tracili swój dochód
i posłuszeństwo poddanych. Podjęli zatem kilkakrotnie próbę otrucia Ludwika. Pan Bóg
jednak otaczał dominikanina opieką – kilka razy trucizna utraciła swoją moc lub zniszczyła naczynie, do którego została dodana. Raz wydawało się, że próba powiodła się. Ludwik
przez 5 dni konał w straszliwych męczarniach. Przez ten czas, szczęśliwy, że spełniło się
pragnienie jego życia, tulił do piersi Krzyż. Po pięciu dniach wyzdrowiał, ku zdumieniu otaczających go ludzi. Innym razem grupa mężczyzn postanowiła napaść na
Ludwika w czasie głoszenia kazania i zabić i jego i tych, którzy go słuchali.
Kiedy przyjaciele Ludwika dowiedzieli się o tym, szybko mu doradzili, by
uciekał. On jednak uspokoił ich i zapowiedział cud nawrócenia prześladowców – faktycznie, kiedy uzbrojona grupa podeszła na tyle blisko,
że była w stanie usłyszeć słowa Ludwika, z rąk napastników wypadły
strzały i kamienie. Słuchali, a ich serca przemieniały się i po skończonym kazaniu zamiast popełnienia planowanego morderstwa, poprosili o łaskę Chrztu.
Po ośmiu latach posługi misyjnej Ludwik poczuł, że Pan
Bóg wzywa go do powrotu do Hiszpanii. Tak też uczynił. Kiedy
przybył do Europy, został mianowany przeorem w klasztorze św.
Onufrego. Tam, w czasie klęski nieurodzaju, pomimo niedostatku, jaki panował w klasztorze, pomagał miejscowej ludności – zakazał nawet furtianowi odsyłać kogokolwiek z pustymi rękami.
Jego głównym zajęciem było głoszenie Słowa. Uczył tego także
młodych braci, biorąc ich ze sobą za każdym razem, kiedy szedł
przepowiadać. Pokazywał im, w jaki sposób nauczać, by móc widzieć owoce swojego trudu. Mówił: „Pokorna i gorliwa modlitwa
jest najlepszym środkiem, sprawiającym, że wygłoszone kazanie
przynosi owoce. Słowa bez uczynków nie mogą zmienić czy nawet
dosięgnąć serca". Kiedy pod koniec życia jego ciało trawiły dotkliwe
cierpienia fizyczne, nadal w miarę możliwości starał się głosić. Zmarł
w otoczeniu braci 9 października 1581 r.
Święty Ludwik Bertrand doszedł do Nieba małymi krokami. Można
wręcz powiedzieć, że w jego życiu nie było wielu momentów spektakularnych. Pokazał dzięki temu, że zwyczajna, codzienna wierność to najpewniejsza
droga świętości. Aby była skuteczna, musi być jednak zakorzeniona w głębokiej
modlitwie i w uważnym słuchaniu Słowa Bożego. Dzięki takiej postawie Chrystusa
głosi się innym nawet przez najbardziej zwyczajne czyny. Innymi słowy – w ten sposób
wypełnia się zadanie, jakie Pan Bóg stawia przed każdym chrześcijaninem. Spróbujmy
zatem postarać się o większą wierność na co dzień, by kiedyś móc spotkać się razem
z wszystkimi świętymi w Niebie.
Siostra Kazimiera
8
Okruszyna
Pomiędzy nami jest Most Niewidzialny
Był zwykły poranek, tuż przed moim wyjściem do szkoły. Otworzyłam skrzynkę mailową. Nie spodziewałam się niczego szczególnego. Ostatnio „piszą” do mnie głównie
reklamy, z zadziwiającym wprost uporem, biorąc pod uwagę fakt, że nie daję im nawet
pół sekundy życia, unicestwiając je jednym kliknięciem. Cóż w tym dziwnego. Wszyscy
ważni dla mnie ludzie są w biegu, tak jak ja. Wciąga nas potężna, śmiercionośna machina,
którą nazwałabym „Na Przedwczoraj” – trzeba załatwić, przygotować, pamiętać, zrobić,
zaliczyć, polecieć, zdążyć, dopilnować, ogarnąć… I często się zdarza, że w tym jednym
wielkim NA PRZEDWCZORAJ zapominamy o tym, co jest DZISIAJ. O tym, żeby się
zatrzymać. Zadzwonić do kogoś i zwyczajnie spytać, co u ciebie. Uśmiechnąć się. Poczuć
na policzku kroplę deszczu. Pochylić się nad dzieckiem i wysłuchać jego wielowątkowej
opowieści o urodzinach u koleżanki. Iść kilka kroków ze starszą sąsiadką, która – akurat
wtedy, kiedy śpieszymy się do domu, bo nareszcie udało nam się uchwycić skrawek wolnego czasu, zanim znów gdzieś pobiegniemy – chce nam zdać dość skomplikowaną relację
ze swojej wizyty u lekarza… To taki mały rachunek sumienia, który robię samej sobie. Być
może od Ciebie, drogi Czytelniku, mogłabym się wiele w tej kwestii nauczyć. Jeśli tak, to
chwała Panu.
Okruszyna
9
Ale wróćmy do mojej skrzynki mailowej. Skasowałam już Interię, która za wszelką
cenę chciała mnie przekonać, ze mogę ulepszyć swoją pocztę. Najnowszą gazetkę promocyjną jakiegoś Lidla czy Leroy Merlin. Odchudzającą „dietę – cud” za jedyne 800 złotych.
I hymn pochwalny na cześć kremu przeciwzmarszczkowego, który w ciągu kilku minut
ma uczynić ze mnie boginię wiecznej młodości. I naglę patrzę: O, jest coś jeszcze! List od
taty uczennicy ze szkoły w Krakowie, w której pracowałam przed dwoma laty.
… Co takiego?... Msza za zmarłą żonę?!
Pamiętam całą tę rodzinę. Wspaniali ludzie. Zuzia chodziła wtedy do czwartej klasy.
Śliczna, wrażliwa blondynka o jasnych oczach i dobrym sercu. W dodatku uzdolniona
aktorsko. Zapisała się do kółka teatralnego, jakie w tej szkole prowadziłam, jako jedna
z pierwszych. Tato Zuzi filmował dla nas przedstawienia. Robił to tak perfekcyjnie, że,
gdybym tylko mogła, zgłosiłabym jego kandydaturę do Oskara za montaż. Mama przychodziła na te nasze spektakle. Energiczna, uśmiechnięta, zadbana i młodo wyglądająca
kobieta. Nic nie zapowiadało milczącej obecności choroby, która rozdziela nawet najbardziej szczęśliwych i kochających się ludzi, i przychodzi zawsze nie w porę. Nowotworu.
Natychmiast zadzwoniłam do tego pana. Żona odeszła we wrześniu. Spokojnie
i z pogodą ducha, która ją zawsze cechowała i którą potrafiła zarazić innych. Zuzia, obecnie uczennica szóstej klasy, tęskni za mamą. Czasem płacze. Ale jest dzielna – jak to Zuzia… Obiecałam modlitwę. I Ciebie, kochany Czytelniku, też o nią proszę.
Weszłam na stronę internetową poświęconą Zmarłej. Przeczytałam wpisy ich przyjaciół i znajomych – piękne świadectwa wiary, że nasze życie zmienia się, ale się nie kończy: Do zobaczenia w niebie…; Nie odeszłaś. Kiedyś na pewno się spotkamy…; W ostatnich dniach sierpnia przesłałam Jej relikwie Ojca Pio z San Giovanni Rotondo z nowenną,
którą, jestem przekonana, odprawiła. Znamienne jest to, że pogrzeb odbył się w dniu
liturgicznego wspomnienia św. Ojca Pio, który wprowadził Ją na Ucztę Niebieską…; To
Bóg nadaje sens temu, co nazywa się życie, i temu, co nazywa się śmierć…
Najbardziej wzruszyło mnie zwłaszcza jedno: Tak naprawdę przeszła na drugą stronę rzeki. Ona już mogła. Ona już umiała to zrobić, my jeszcze nie. Ale jest blisko. Nie
opuściła nas w sensie duchowym. Dlatego modlimy się za Nią i modlimy się przez Nią, bo
ta modlitwa jest zawsze wysłuchana. Pomiędzy nami jest most niewidzialny. Most, którym
jest Bóg.
Pamięć o tym, że istnieje Most Niewidzialny, każe nam się zatrzymać. Zawrócić.
Zostawić niekończące się „Na Przedwczoraj”. I popatrzeć w stronę wieczności, gdzie już
nie ma wczoraj ani przedwczoraj, ani jutro, ani pojutrze. Jest wieczne, szczęśliwe TERAZ.
Siostra Benedykta
❧
10
Okruszyna
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że znajdę się w takim miejscu jak klasztor! O nie, nigdy!
I że moje życie odmieni się w tak przedziwny sposób. Nic na to nie wskazywało. Urodziłam się w rodzinie tak zwanej „wierzącej, a nie praktykującej”, przestrzegającej tylko
jakichś tam tradycji, jak doprowadzenie dzieci do sakramentów świętych. Byłam osobą
bardzo oddaloną od Pana Boga. Znającą Go tylko z teorii, że jest. Zawsze uzależnioną od
życia i problemów swoich rodziców. Bardzo wielki wpływ na mój rozwój miała trudna
sytuacja alkoholowa w domu. Nie żyłam swoim życiem! Zawsze pod wpływem wielkiego
lęku i strachu, że coś złego stanie się w domu. Zawsze pilnowałam rodziców. Od dzieciństwa byłam uważana za dorosłą, robiłam to co chciałam. Wpadłam w złe towarzystwo, nie znałam prawdziwych wartości w swoim życiu. Kierowałam się zasadą „im więcej
chamstwa i zła z mojej strony, to jestem lepsza, bo odważniejsza”. Imprezy, dobra zabawa
z dawką adrenaliny dominowały w moim życiu. Do momentu, gdy Boże miłosierdzie
dotknęło mojego życia i się nawróciłam. Stopniowo, ziarnko po ziarnku i krok po kroku,
Pan Jezus uzdrawiał mnie, przemieniał moje serce i prostował moje życie. W zasadzie to
od samego początku nawrócenia było we mnie to „coś” – myślałam, że Pan Bóg chce
mnie w zakonie. Na początku była to tylko pusta myśl. Nawet nie wiem, kiedy stało się
to moim największym pragnieniem! Kiedy po raz pierwszy tak faktycznie na poważnie
pomyślałam, że mogłabym zostać zakonnicą, chwyciłam się za głowę i pomyślałam, że
chyba zwariowałam! O czym ja w ogóle myślę?! Przecież Pan Bóg nie może powoływać takich grzeszników jak ja i obwiniałam się, że nie pozwala mi na to moja brudna przeszłość.
Chciałam zostać zakonnicą, wyjechać na misje i zajmować się cierpiącymi. Pragnęłam tego
i byłam gotowa, aby oddać całe swoje życie Bogu na maksa! Na początku nie wiedziałam,
co mam robić… Uczułam takie przynaglenie, aby działać w tym kierunku. Zaczęłam się
modlić. Pytałam, czy to jest Jego wolą, abym poszła do zakonu, a jeśli tak, to do jakiego?
I co mam dalej robić? Pewnego dnia dostałam wiadomość, zaproszenie na dni skupienia
do sióstr dominikanek. Po odczytaniu tej wiadomości serce moje się rozradowało! Potraktowałam tę wiadomość jako odpowiedź Pana Boga na moje pytania i jako Jego zaproszenie. Później przyszły wątpliwości. Zaczęłam powątpiewać w to, iż Pan Bóg może spełnić
moje największe pragnienie życia i tak mnie uszczęśliwić. Czytając zdanie „nie moja wola,
lecz Twoja wola Panie niech się stanie”, przekreślałam swoje pragnienie oddania się bez
reszty Panu Jezusowi. Przecież do Królestwa Niebieskiego wchodzi się tą ciaśniejszą bramą, którą byłoby w moim przypadku małżeństwo. Byłam pewna, że muszę wiele cierpieć
i pokutować za wcześniejsze złe życie. To wszystko po to, żeby Bóg był blisko mnie, żeby
się Jemu podobać, a na koniec trafić do nieba. Kiedy czytałam jakieś świadectwo powołaniowe, zauważyłam, że dziewczęta zawsze chciały mieć rodzinę, a nie iść do zakonu.
Doszłam więc do wniosku, że skoro ja od nawrócenia chcę iść do klasztoru, to „wyląduję”
Okruszyna
11
w małżeństwie. Wydawało mi się, że chłopak, z którym jestem, jest jedynym człowiekiem
na świecie, z którym mogłabym spędzić życie. Wiedziałam jednak, że nie kocham go tak
jak on kocha mnie. Ja swoje serce oddałam Jezusowi, Jego pokochałam ponad wszystko.
Postanowiłam jednak odrzucić wszystkie myśli o życiu zakonnym. Zaczęłam skupiać się
na sobie i swoim chłopaku. Zaczęliśmy planować zaręczyny. Pojawiły się różne rozmowy
dotyczące małżeństwa. Mój chłopak był bardzo szczęśliwy i zadowolony z tego wszystkiego. Ja natomiast byłam bardzo smutna i wielokrotnie chciało mi się płakać. Czułam, że
to wszystko zaczyna mnie przygniatać. Odczuwałam wielki niepokój serca. To wszystko
nie uszczęśliwiało mnie, a wręcz sprawiało ból duchowy. Zaczęłam wręcz żałować tych
planów, a co dopiero byłoby po ślubie? W tych chwilach tak szczególnie czułam wielką,
nie do określenia tęsknotę za Panem Jezusem.
Uciekałam w ciszę i samotność, w wielką modlitwę oddania się Panu Jezusowi. Na
modlitwie oddawałam się Jemu, tzn. wszystko!, a jednocześnie w tej chwili bardzo myślałam o życiu zakonnym. Zrozumiałam, że nigdy nie spojrzałam na to wszystko w taki
sposób, że Pan Bóg może chcieć mojego szczęścia, że Jego pragnienia mogą być moimi
pragnieniami. Bo Bóg jest naprawdę Jedynym Panem moich pragnień i to On sam je we
mnie ustanawia (Flp 2, 13). Dziś wiem, że działałam na przekór samej sobie i swojemu szczęściu. Kiedy szukałam informacji o Bożej woli względem człowieka, napotkałam w internecie piękne zdanie: PIERWSZYM POWOŁANIEM CZŁOWIEKA JEST
SZCZĘŚCIE! DOKONUJEMY DECYZJI, KTÓRA NAS USZCZĘŚLIWIA, A DOPIERO PÓŹNIEJ ZA TĄ DECYZJĄ MOGĄ BYĆ CIERPIENIA I KRZYŻE. Pragnienie oddania się bez reszty Panu Jezusowi pokonuje wszystko! Kiedyś zapisałam w zeszycie takie zdanie: „czuję, że mam nie iść za tym, co sprawia mi przyjemność i mi się
podoba”. Po jakimś czasie zapisałam pod tym zdaniem kolejne: „Przecież to, co sprawia
mi przyjemność i mi się podoba to Jesteś Ty Jezu! Jak mam za Tobą nie iść, skoro Jesteś
Jedyną Drogą!”.
Siostra Ewelina – postulantka
12
Okruszyna
REKOLEKCJE ZIMOWE DLA DZIEWCZĄT 2014
ӼӼ Wielowieś: 20-25.01.2014
ӼӼ Piotrków Trybunalski: 27.01-1.02.2014 (Koszt 100 zł)
ӼӼ Biała Niżna: 3-8.02.2014
ӼӼ Kraków: 10-15.02.2014
ӼӼ Kraków: 17-22.02.2014
DOJAZDY:
Tarnobrzeg – Wielowieś
Trzeba dojechać do Tarnobrzega lub Sandomierza i wsiąść w autobus nr 11 lub
4. Jeśli wsiądziesz do autobusu nr 11, trzeba wysiąść na przystanku o nazwie Wielowieś, przy głównej drodze. Klasztor znajduje się blisko przystanku. Jeśli autobusem
nr 4, to trzeba wysiąść w Wielowsi przy kościele, który jest naprzeciw klasztoru. Ważna wiadomość: klasztor w Wielowsi jest naszym domem macierzystym, tu powstało
nasze Zgromadzenie, tutaj też została pochowana nasza Założycielka Sługa Boża
Matka Kolumba Białecka.
Piotrków Trybunalski
Dojazd pociągiem lub autobusem, a z dworca pieszo około 10 minut do Klasztoru
Panien Dominikanek, ul. Rycerska 3.
Kraków – str. 14
Biała Niżna – str. 13
Udział w rekolekcjach należy zgłaszać do siostry Krystyny telefonicznie lub mailowo,
str. 15, najpóźniej na tydzień przed rozpoczęciem.
Koszt: Ofiara dobrowolna, oprócz Piotrkowa Trybunalskiego – 100 zł.
Okruszyna
13
DLA DZIEWCZĄT I CHŁOPCÓW
Od pierwszej soboty października na nowo rozpoczynamy czuwania nocne w naszym klasztorze
w Białej Niżnej. Czuwanie rozpoczyna się o godz. 19.00 w sobotę, a kończy ok. godz. 3.30
nad ranem. W czasie nocy jest niedzielna Msza Święta, adoracja Najświętszego Sakramentu, modlitwa różańcowa, możliwość skorzystania z Sakramentu Pojednania, są konferencje,
śpiewy... Jest też przerwa na nocną herbatę – nie zapomnij wziąć ze sobą kanapek, w nocy
jest się jeszcze bardziej głodnym. Należy wziąć ze sobą legitymację szkolną, studencką lub
inny dowód tożsamości. Przypominamy o zabraniu ze sobą ciepłej odzieży, w nocy i nad
ranem jest bardzo chłodno.
Dojazd do klasztoru w Białej Niżnej pociągiem z Tarnowa w kierunku Nowego Sącza
i Krynicy do stacji Stróże. Z dworca dochodzi się pieszo szosą, około 15 minut.
Na nocne czuwania modlitewne do Białej Niżnej zapraszamy młodzież żeńską i męską poszukującą ciszy i skupienia, pragnącą pogłębić lub odnowić swoją przyjaźń z Jezusem,
wynagradzać Matce Bożej wszystkie zniewagi, wyrządzane Jej przez różnych ludzi, zastanowić się nad swoim życiem lub po prostu – być z Jezusem i doświadczyć modlitwy we
wspólnocie.
Planowane terminy i tematy spotkań:
Rok 2013:
ӼӼ 2/3 listopada – Nad wszystkich Świętych
ӼӼ 7/8 grudnia – Wieżo ku Niebu
ӼӼ 31 grudnia 2013/1 stycznia 2014
–
Syna
Bożego
Matko
Błogosławiona
Czuwanie Sylwestrowe połączone z zabawą
noworoczną
Rok 2014:
ӼӼ 1/2 lutego – Wzorze Pokory
ӼӼ 1/2 marca – Lekarstwo duszy, zdrowaś
ӼӼ 5/6 kwietnia – Pod Krzyżem w łzach
ӼӼ 3/4 maja – Matko Pana i Boga
ӼӼ Dokładną datę czerwcowego czuwania
podamy w późniejszym terminie.
14
Okruszyna
DNI SKUPIENIA dla dziewcząt w krakowie:
❧❧ 8-10 listopada
❧❧ 28-31 grudnia – Dni Kolędowe w Krakowie, a dla chętnych jeszcze
Noc Sylwestrowa w klasztorze w Białej Niżnej.
❧❧ Styczeń – Luty – rekolekcje zimowe dla dziewcząt. Terminy podane na
stronie ❧❧ 7-9 marca
❧❧ 17-19 kwietnia – TRIDUUM PASCHALNE
❧❧ 9-11 maja
❧❧ 13-15 czerwca – Dni Wdzięczności
Serdecznie zapraszamy.
Dojazd do klasztoru:
Od Dworca Głównego, zarówno PKP jak i PKS, najlepiej dojechać autobusem nr
292 kierunek: Port Lotniczy. Przystanek znajduje się na dolnej płycie dworca PKS
(Dworzec Główny Wschód) obok ruchomych schodów, który jest obok dworca PKP.
Czas dojazdu do nas: ok. 20-30 minut. Trzeba wysiąść na drugim przystanku przy
al. Kasztanowej, przystanek nosi nazwę Kopalina i jest to przystanek na żądanie, po
lewej stronie jest nasz klasztor. Wejście od ul. Kopaliny.
Podczas dni skupienia uczestniczymy w Eucharystii, rozważamy Słowo Boże,
można uczestniczyć w modlitwach naszej wspólnoty. Zależnie od potrzeby, służymy
także rozmową.
Opłatę za pobyt stanowi ofiara pieniężna. Trzeba przywieźć ze sobą śpiwór lub
bieliznę pościelową, Udział w dniach skupienia należy zgłaszać do Siostry Krystyny,
najpóźniej na tydzień przed rozpoczęciem. Rozpoczynamy o godz. 17.00 – można
przyjechać później, zależnie od połączeń. Dni skupienia kończą się niedzielnym obiadem. Można też wyjechać wcześniej, zależnie od połączeń.
Czekamy na Twój przyjazd.
Okruszyna
Siostra Krystyna
Al. Kasztanowa 36
30-227 Kraków
*
Duszpasterstwo Młodzieży
email: [email protected]
nr tel. 12 425 24 05
kom. 728429903 – nie odpowiadam na smsy ☺
Podajemy również numer telefonu do Siostry Anny, która prowadzi
Duszpasterstwo Młodzieży w Białej Niżnej:
kom. 728429910 – Siostra też nie odpowiada na sms ☺
*
A wszystkim zainteresowanym misjami podajemy adres mailowy
do Siostry Eriki – Referentki Misyjnej ☺: [email protected]
SERDECZNIE ZAPRASZAMY!
rekolekcje, dni skupienia, spotkania i rozmowy indywidualne
15
❧❧ 1 listopada Wszystkich Świętych
❧❧ 2 listopada Dzień modlitw za wszystkich zmarłych
❧❧ 2/3 listopada Czuwanie w Białej – informacja na str. 13
❧❧4 listopada Dzień imienin bł. Ojca Świętego Jana Pawła II
❧❧ 8-10 listopada Dni skupienia w Krakowie – informacja na str. 14
❧❧ 11 listopada Narodowe Święto Niepodległości
❧❧ 21 listopada Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny. W naszych wspólnotach
jest to dzień odnowienia złożonych ślubów zakonnych.
❧❧ 24 listopada Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata – Zakończenie
Roku Wiary
❧❧ Przyjmij od nas zaproszenie do przyjazdu na Dni Skupienia, Dni Kolędowe,
Nocne Czuwania. Terminy i szczegółowe informacje znajdziesz na stronach
12-15. Bardzo serdecznie zapraszamy!
Informacje o życiu i misji apostolskiej dominikanek uzyskasz pisząc pod adres:
Zg r o m ad z en ie Sió str św. D om i ni ka
D usz p aster stwo M ło d z i eż y
A l. K asz t an owa 3 6
3 0 -2 2 7 Kr ak ó w
tel. 1 2 / 4 2 5 -2 4 -0 5
Internet: http://www.dominikanki.pl; email: [email protected]
Serdecznie dziękujemy za pomoc w wydawaniu i przesyłce „Okruszyny”.
Informujemy, że na ten cel można nadesłać znaczki lub przekazać ofiarę.
Nasze konto: BANK PeKaO. S.A. I ODDZIAŁ w Krakowie,
NR 49 1240 1431 1111 0000 1047 9988 z dopiskiem „Okruszyna”
Na to samo konto można przekazać ofiary na misje z dopiskiem: „Misje”.

Podobne dokumenty