red. Henryk Galus (lat 74)

Transkrypt

red. Henryk Galus (lat 74)
Od Redaktora
Kole¿anki, Koledzy
Oddajemy Forum numer 102, a nawet 103. Czy rzeczywiœcie tak go oceniacie, jak i pracê wybranych 3 lata temu Waszych przedstawicieli? Jak
przebiegaæ bêdzie i jak wypadnie nasz
zjazd wyborczy 4–5 czerwca 2011?
Czy odprawimy go godnie i wybierzemy w³adze?
Na ok³adce jest zdjêcie Krystyny
Mokrosiñskiej, która prezesowa³a
SDP przez ostatnie 12 lat. To wielka
ca³kowicie spo³ecznie wykonana praca. Pamiêtajcie o tym w ferworze dyskusji i udzielania dobrych rad. Zawodowi kontrolerzy przeœwietlali nas w
ostatnich tygodniach bardzo dok³adnie
i wypadliœmy bardzo dobrze. Foksal –
choæ zbieraj¹ siê czarne chmury –
ci¹gle nasz, a „Kazimierz” jest w zasiêgu rêki. Nasza baza i kasa maj¹ siê
dobrze. Rozbudowaliœmy znakomicie
informacjê wewnêtrzn¹. „Forum Dziennikarskie” przetrwa³o, a nasza internetowa strona, pod wodz¹ redaktora
naczelnego Marka Palczewskiego,
rozwija siê znakomicie i ju¿ jest wa¿nym Ÿród³em codziennej informacji
bran¿owej. WchodŸcie, czytajcie –
warto.
Co siê nie uda³o – niech uda siê nowym w³adzom. Rozwa¿cie roztropnie
i spokojnie, kto powinien j¹ sprawowaæ. Nie ma sensu agitacja. Znamy siê
Wydawca:
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich
00-366 Warszawa, Foksal 3/5
tel./faks 22 827 87 20
e-mail: [email protected]; www.sdp.pl
Redakcja:
Stefan Truszczyński – redaktor naczelny,
Katarzyna Biernacka – asystentka
Józefa Michalczyk
Michał Puchalski
Z d j ę c i a : z archiwum SDP i zbiorów
prywatnych.
Za treść reklam, ogłoszeń i artykułów
sponsorowanych redakcja nie odpowiada.
Konto ZG SD: PKO BP IX O/Centrum,
nr 03 1020 1097 0000 7602 0118 6535
ISSN 1428-5088
Realizacja wydawnicza:
BARTGRAF – 00-549 Warszawa,
ul. Piękna 24-26, tel. 22 625 55 48,
e-mail: [email protected]
Nakład 1500 egz.
przecie¿ jak… konie – oby te, które teraz pobiegn¹, okaza³y siê wytrzyma³e,
pracowite i uczciwe.
Jest, oczywiœcie, wiele do zrobienia, s¹ mo¿e i krzywdy – ale obca rêka ich nie za³atwi. Nasze (du¿e w koñcu) pieni¹dze musz¹ byæ dobrze wykorzystywane, jawnie rozliczane; nasze podwoje powinny byæ szeroko otwarte i wype³nione twórcz¹ rozmow¹.
Mo¿emy siê spieraæ, aby jednak coœ
z tego wynika³o.
Zachêcam do wspó³redagowania
„Forum Dziennikarzy”, które zgromadzi³o ju¿ grono sta³ych wspó³pracowników. W nastêpnym numerze planujemy wyjœæ szerzej w œwiat. Mamy
bowiem ju¿ nie tylko 16 oddzia³ów
w kraju (trzeba im koniecznie poœwiêciæ wiêcej uwagi), ale tak¿e ko³a SDP
za granic¹ – w £ucku na Wo³yniu,
w Edynburgu, Nowym Jorku, a wkrótce i w Monachium, Londynie, Pary¿u
i na Florydzie. Miêdzynarodowa Federacja Dziennikarzy jest naszym
opiekunem – ju¿ pomog³a w trudnych
sprawach w³asnoœciowo-zatrudnieniowych, a wiele jeszcze sobie obiecujemy po tegorocznym spotkaniu FIJ,
który odbêdzie siê w po³owie czerwca.
Minione miesi¹ce to tak¿e wielkie
tragedie i próby, które nadal z bólem
przechodzi spo³eczeñstwo. Na zamieszczonym zdjêciu hiszpañski
nastêpca tronu, ksi¹¿ê Filip (Prince
of Asturia) trzyma w rêce „Forum
Dziennikarzy”, które wrêczy³em mu
na spotkaniu z uczestnikami kongresu
FIJ w ub.r. w Kadyksie (mieœcie,
gdzie 200 lat temu og³oszono pierwsz¹ na œwiecie „Konstytucjê dziennikarsk¹”).
Dziennikarstwo to zwierciad³o – informacja bez komentarza i publicystyka bez jadu. Do idea³u daleko. Ale
ci¹gle mamy jeszcze publiczne media,
o których zaw³aszczenie tocz¹ siê boje. Szczególnie groŸne s¹ zakusy, by
zaw³aszczyæ lokalne oœrodki telewizji
publicznej, którym ju¿ uniemo¿liwiono dzia³anie na miarê potrzeb tamtejszych spo³eczeñstw.
Nasz¹ rol¹ jest pilnowaæ i domagaæ
siê, by tak siê nie sta³o. Nie do koñca
– na razie to siê nam udaje. Frymarczenie abonamentem radio-telewizyjnym, kapturowe konkursy na prezesów, którzy powinni byæ tylko administratorami, a nie uzurpatorami
rz¹du dusz sterowanymi partyjnie. Ta
walka przed ca³ym naszym œrodowiskiem, które jest w coraz trudniejszej
sytuacji zawodowej (praca, zarobki)
i które musi w tym boju – „byæ albo
nie byæ” zjednoczyæ dzia³ania.
¯urnaliœci ró¿nych racji – ³¹czcie
siê! Niech ka¿dy ma mo¿liwoœæ mówienia i przekonywania. Ale niech siê
pod tymi swoimi m¹droœciami podpisuje!
Tych podpisanych z imienia i nazwiska bêdziemy czytaæ, inni niech siê
wy¿ywaj¹ w klozecie. Ju¿ tak przecie¿
by³o, gdy za precz z komun¹ bra³o siê
w ³eb. Wiêc œciany przybytku u¿ytku
osobistego by³y bezpiecznym miejscem do demonstrowania pogl¹dów.
Dziœ ekshibicjonizm wlewa siê internetem. Walczyæ z tym trzeba nie si³¹,
a perswazj¹, cierpliwoœci¹. Tak¹ w³aœnie mod¹: pisz, ale nie anonimowo!
To jest cool!
B¹dŸmy dumni, ale nie zarozumiali.
To, co wspólne, niech bêdzie powszechnie chronione. To, co jednym drogie, niech bêdzie uszanowane przez
innych. I nie bójmy siê tych innych.
Oni i tak ju¿ s¹ wœród nas.
M¹drych wyborów – 170-osobowa
delegaturo kraju i stolicy!
NR 102–103/2011
FORUM DZIENNIKARZY 3
Nasze władze
Władze SDP kadencji 2008–2011
Zarząd Główny SDP
Krystyna Mokrosińska – prezes
Krzysztof Fijałek – wiceprezes
Jerzy Kłosiński – wiceprezes
Stefan Truszczyński
– sekretarz generalny
Andrzej Tomczak – skarbnik
Członkowie
Zarządu Głównego SDP
Barbara Bojaryn
Krzysztof Kłopotowski
Anna Kopras-Fijołek
Cezary Marszewski
Grażyna Ogrodowska
Marek Palczewski
Dominik Sowa
Maciej Wierzyński
Jadwiga Chmielowska
Andrzej Dramiński
Marek Ponikowski – sekretarz
Naczelny
Sąd Dziennikarski
Gustaw Romanowski
– przewodniczący
Iwona Mikrut-Purchla
– wiceprzewodnicząca
Piotr Górski – sekretarz
Maria Giedz
Janusz Pichlak
Andrzej Radomiński
Wojciech Sarnowicz
Komisja Interwencyjna
Zbigniew Wytrążek – przewodniczący
Jan Forowicz – wiceprzewodniczący
Leszek Ciechoński
Henryka Dobosz-Kinaszewska
Maria Sondej
Naczelna
Komisja Rewizyjna
Małgorzata Kamińska-Bruszewska
– przewodnicząca
Jolanta Cywińska
– wiceprzewodnicząca
Rzecznik dyscyplinarny
Jacek Wegner
Wykaz obserwatorów
sądowych oddziałów SDP
Kraków
Magdalena Maliszewska,
[email protected]
Łódź
Gustaw Romanowski,
[email protected],
[email protected]
Olsztyn
Andrzej Dramiński,
[email protected]
Poznań
Piotr Górski,
[email protected]
Piotr Laskowski,
[email protected]
Anna Kopras-Fijołek,
[email protected]
Warszawa
Manuela Kalicka,
[email protected]
Andrzej Werbeniec,
[email protected]
Wrocław
Monika Karaźniewicz,
[email protected]
Marian Maciejewski,
[email protected]
Zebrani członkowie Konferencji Mediów Polskich 6 kwietnia 2011 r. wybrali Radę Etyki Mediów w składzie:
Niektóre z naszych oddzia³ów maj¹ osobowoœæ prawn¹, inne nie. Jedne chc¹ j¹
zatrzymaæ – inne nie. Tak jak w wielu sprawach jesteœmy… podzieleni. Warto ten
temat przedyskutowaæ. Oto uwagi z Wroc³awia – Tomasza Orlicza.
1. Ludwik Arendt
2. Magdalena Bajer
3. Ryszard Bańkowicz
4. Maciej Iłowiecki
5. Helena Kowalik-Ciemińska
6. Marek Łochwicki
7. Barbara Markowska-Wójcik
8. Nina Nowakowska
9. Marek Nowicki
10. Anna Pawłowska
11. Stanisław Pieniak
12. Irena Piłatowska-Mądry
13. Marta Pionkowska
Prawna. Osobowoœæ prawna. Klasyczny oksymoron. Jeden z wielu, jakie na co dzieñ nas dotykaj¹ (jednoosobowa spó³ka Skarbu Pañstwa, audycja telewizyjna, itp.). To ³¹czenie sprzecznych
znaczeniowo elementów mo¿e prowadziæ do paranoi. Nierzadko prowadzi.
Kiedy zanêceni perspektyw¹ poszerzenia statusu SDP o po¿ytek publiczny wyst¹piliœmy
o przyznanie oddzia³owi dolnoœl¹skiemu osobowoœci prawnej – operacja z prawnego punktu widzenia okaza³a siê ma³o realna. Dla KRS-u nie istnieliœmy, poniewa¿ Zarz¹d G³ówny, nie dysponowa³ ¿adnymi dokumentami œwiadcz¹cymi o tym, ¿e taki oddzia³ kiedykolwiek zosta³ powo³any
do ¿ycia. Wiadomo: delegalizacja, SB i kilka plag pozosta³ych. Dokumentacja przepad³a. Mimo
wszystko s¹d rejestrowy wreszcie podda³ siê i nie tylko uzna³ nasz byt za rzeczywisty, ale jeszcze
obdarzy³ go tzw. osobowoœci¹ prawn¹.
Nasza fizyczna nêdza zosta³a odziana w odpowiedni prawno-aministracyjny pancerzyk. Ta ca³a zbroja i dodatkowy orê¿ okaza³y siê funta k³aków warte, kiedy po¿ytek publiczny zacz¹³ przypominaæ widmo Brockenu.
Nie prowadziliœmy ¿adnej dzia³alnoœci gospodarczej ani operacji finansowych, nie staæ nas by³o na prowadzenie obowi¹zkowej ksiêgowoœci. Osobowoœæ prawna sta³a siê balastem. Na tak
wielki majestat byliœmy za mali, a na ma³y – za uczciwi.
Zwróciliœmy siê do KRS-u o wykreœlenie z rejestru. Nic z tego. Najpierw Zarz¹d G³ówny musia³by zlikwidowaæ oddzia³. Œmieszne? Wcale nie. W statucie SDP z 1989 r. nie ma wzmianki o
zasadach funkcjonowania oddzia³ów z osobowoœci¹ prawn¹. Zdaniem sêdzi prowadz¹cej nasz¹
sprawê – powinna byæ. W ocenie jednego z prawników wspó³pracuj¹cych z Zarz¹dem G³ównym
– niekoniecznie. Podobno, to kwestia interpretacji.
Jakkolwiek spojrzeæ na ca³¹ historiê, jesteœmy w „czterech literach”. Za to – z osobowoœci¹.
Prawn¹.
Rada Etyki Mediów na posiedzeniu
11 kwietnia 2011 r. wybrała
prezydium w następującym składzie:
przewodniczący: Ryszard Bańkowicz
wiceprzewodniczący:
Helena Kowalik, Irena Piłatowska
Sekretarz: Barbara Markowska
4 FORUM DZIENNIKARZY
NR 102–103/2011
Nasze sprawy
10 pytań do Krystyny Mokrosińskiej
go pracê dyplomow¹ – teoretyczn¹ w PWSFTiTV) Mariusz
Walter, z którym siê nieraz k³óci³am, ale ceniê w nim pasjê
i telewizyjn¹ intuicjê.
Dla dziennikarza zabójcz¹ kar¹ jest wyrzucenie z pracy!
Przechodzi³aœ to.
Lata poza TVP to nie lata stracone – to doœwiadczenie
czegoœ nowego, fantastycznego, dziêkujê Bogu, ¿e prze¿y³am te fantastyczne lata. Mój syn powiedzia³ kiedyœ – mia³em szczêœcie, ¿e siê na to za³apa³em. Mojej rodzinie los
da³ to szczêœcie. Jeœli ktoœ siê „nie za³apa³”, niech ¿a³uje,
¿e go to ominê³o. I niech nie pluje teraz na tamte lata
i tamtych ludzi. A zawodowo przyjaciele nie dali mi
zg³upieæ – zrobi³am kilka filmów edukacyjnych w WFO
w £odzi.
Cha³turzenie jest dziœ powszechne w zawodzie. By³aœ
wierna w pracy?
Mnie to pytanie nie dotyczy.
Jak wa¿ne jest SDP dla kogoœ, kto przez 12 lat by³ jego
prezesem?
To 12 lat ¿ycia, decyzji, doœwiadczeñ – to 12 lat mojego
¿ycia. To jest moje ¿ycie.
Zbierasz nagrody za filmy dokumentalne, ale przecie¿
zawsze na pocz¹tku jest s³owo. Co bardziej anga¿uje –
pisanie czy „krêcenie”?
Jestem zwierzêciem telewizyjnym, czasem obraz bez
dŸwiêku znaczy wiêcej ni¿ s³owo. Zrobi³am kiedyœ 3-minutow¹ etiudê „Rêce” – tam obraz ruchu r¹k – chirurga, kamieniarza, rolniczki – nawi¹zuje do ruchu r¹k dyrygenta, pada kilka
s³ów – wa¿niejszy jest obraz. Zbyt czêsto s³owa znacz¹ to,
czego nie powinny znaczyæ, obraz jest bli¿szy prawdzie.
Odpoczywasz czasem?
Œpiê – z pomoc¹ œrodków pomagaj¹cych w zasypianiu.
Mia³aœ mistrza – mistrzów w zawodzie?
Mia³am szczêœcie – ludzie mi pomagali. Micha³ Bogus³awski – zawsze, nawet wtedy, kiedy na kolaudacjê ostatniego filmu z serii „Gin¹ce zawody” przyprowadza³ mnie
do TVP ¿o³nierz z karabinem (w 1982 r.) Na korytarzu
w TVP by³am wtedy przezroczysta, nikt mnie nie widzia³ –
poza Micha³em i jego ¿on¹, Krystyn¹. To oni nauczyli
mnie, ¿e „jest tak, jak ci siê wydaje”, a nie, jak inni mówi¹.
A o uwagi i ocenê proszê Micha³a do dziœ. Bogdan Kosiñski – by³ dla mnie autorytetem – nie tylko zawodowym. Ceniê ludzi, którzy maj¹ swój styl, np. Wincenty Ronisz to
dusza dokumentalisty i temperament filmowca. Andrzej
Brzozowski – nie lubiê „zimnych” filmów – nie wiem wiêc,
dlaczego mia³am ciep³y stosunek do jego twórczoœci. Da³
mi w zawodowym ¿yciu kilka m¹drych rad (pisa³am u nie-
Dokumentalista korzysta z materia³ów archiwalnych,
a tak¿e z pracy innych dokumentalistów. Jak to uhonorowaæ, by nie by³o uznane za kradzie¿?
Nic nadzwyczajnego – prawo autorskie to szczegó³owo
opisuje, szkoda, ¿e nowi kierownicy w TVP nie maj¹ o tym
pojêcia, a ³obuzeria w tej dziedzinie istnieje, jak w ka¿dej
innej. Szkoda, ¿e tylko od czasu do czasu trzeba za kradzie¿
p³aciæ.
Czy zdarzy³o siê ci siê, choæby nieumyœlne, sk³amanie
w nakrêconym filmie?
Nie k³amiê z zasady, ale ka¿dy film po skoñczeniu chcia³abym zrobiæ od nowa. Zanim skoñczê, pokazujê ró¿nym widzom, oczekujê reakcji, krytyki, czasem wiem, ¿e coœ jest
nieczytelne, trzeba zmieniæ, ale czasem siêgam po fundamentalny wniosek Micha³a Bogus³awskiego – „jest tak, jak
ci siê zdaje”.
Du¿o czasu zajê³a ci praca spo³eczna, po 13 grudnia uniemo¿liwiono ci wykonywanie zawodu. Czy zazdroœcisz
tym, którzy mieli ³atwiej – nie mieli wymuszonych
przerw w pracy, no, i np. stanowi¹ grupê festiwalowców:
co film – to nagroda.
Moja odpowiedŸ zawarta jest w pytaniu o wyrzuceniu z pracy.
Wa¿ne jest byæ, czy jednak mieæ?
Wa¿ne jest móc spojrzeæ sobie w oczy w lustrze. Nie patrzeæ na zmarszczki, ale spojrzeæ w oczy – sobie, a poza tym
najbli¿szym. Szkoda, ¿e nie mam – by³oby nam ³atwiej, ale
jestem – choæ jest nam przez to trudniej. Mówiê nam, bo to
przypad³oœæ rodzinna.
Rozmawiał Stefan Truszczyński
NR 102–103/2011
FORUM DZIENNIKARZY 5
Bez niedomówień
Mia³em to powiedzieæ kole¿ankom
i kolegom dziennikarzom z Oddzia³u
Warszawskiego SDP, zebranym w celu
wyboru delegatów na walny zjazd
SDP. Tak siê z³o¿y³o jednak, ¿e porz¹dek dzienny przewidywa³ dyskusjê dopiero po wyborach – kiedy wiêkszoœæ
zebranych uda³a siê ju¿ do domu. Dlatego powiem to, co chcia³em im zakomunikowaæ, pisemnie.
Przyszed³em – ze swoistym ostrze¿eniem. Wbrew poprawnoœci zamazuj¹cej rzeczywistoœæ. Czas nazywaæ
rzeczy po imieniu, bez niedomówieñ.
¯eby nie by³o potem, ¿e nikt nie mówi³. Mamy ju¿ do czynienia ze zjawiskami wrêcz groŸnymi. Jest w Europie
pogoda na ruchy faszyzuj¹ce i faszystowskie, ale to nie znaczy, ¿e mamy je
traktowaæ jako równorzêdne, tolerowane w demokracji partie, tyle ¿e o innych tylko pogl¹dach. Nie powinno
byæ ¿adnej symetrii miêdzy ich odmow¹ uznania dla porz¹dku konstytucyjnego a partiami, które szanuj¹ ustrój
demokratyczny i godz¹ siê z wynikami
wyborów. By³bym rad, gdyby ci,
którzy daj¹ siê poci¹gn¹æ ró¿nym
atrakcjom k³amstwa niemal kopiowanego z ruchów faszystowskich,
przyjrzeli siê, czemu kibicuj¹, w co
siê anga¿uj¹. Nie poznajê rozs¹dnych
niegdyœ, utalentowanych ch³opaków –
Tomka, Krzysia, Marcina, teraz jakby
niewiedz¹cych, w co graj¹. Wydaj¹ siê
sobie mocni, zwarci i gotowi. W bardzo niebezpiecznej dru¿ynie gracie,
ch³opcy.
Jeœli wódz drugiej si³y w kraju bez
¿enady odwo³uje siê do idei Carla
Schmitta, nauczyciela hitlerowców,
jeœli podnosi has³o „Polsko, obudŸ
siê”, dos³ownie wzoruj¹c siê na haœle
Hitlera „Deutschland, erwache”,
Niemcy, obudŸcie siê, jeœli wzorem
hitlerowców organizuje fackelzugi,
marsze z pochodniami – to czy te
analogie mog¹ nie budziæ niepokoju? Ten wódz przywodzi partii zorganizowanej na sposób stricte faszystowski, z pe³ni¹ w³adzy, skupion¹ tylko
w jednym rêku. Czy mo¿na tego nie
zauwa¿aæ? I jakoœ z dziwn¹ dok³adnoœci¹ przestrzega on zasady Goebbelsa
– powo³ywaæ siê i korzystaæ z demo6 FORUM DZIENNIKARZY
NR 102–103/2011
kracji, dopóki siê nie zdobêdzie w³adzy; nie przypadkiem podczas lat jego
w³adzy nigdy nie pad³y z jego ust s³owa takie jak „spo³eczeñstwo obywatelskie” czy „samorz¹d”. W³adzê wedle
tego wodza nale¿y centralizowaæ – dok³adnie tak, jak chcia³ i robi³ to wódz
NSDAP.
Nawet powo³anie Centralnego
Biura Antykorupcyjnego – za ma³o
przemyœlanym poparciem Platformy Obywatelskiej – naœladowa³o dos³ownie powo³anie analogicznego
urzêdu przez Hitlera zaraz po objêciu w³adzy. Hitler chcia³ tym przypodobaæ siê publicznoœci, zdegustowanej
korupcj¹ republiki weimarskiej. Odda³
jednak ten urz¹d nie ¿adnemu zawodowemu policjantowi, lecz swojemu
cz³owiekowi, który mia³ mo¿liwie najszybciej stworzyæ instytucjê ze swoimi
wy³¹cznie ludŸmi, ca³kowicie powoln¹
interesom wodza. Jak u nas – by³y zadymiarz, w kraju, gdzie 90 procent aktów korupcji wykrywa³a i wykrywa
policja. Bo nie chodzi³o o korupcjê.
St¹d prowokacje, pomówienia i najœcia
bojówek w kominiarkach (podobno
z ABW) na prywatne mieszkania, domy i miejsca pracy ludzi, których mo¿na by³o wezwaæ na przes³uchanie do
prokuratury. Mamy prawo wnioskowaæ, ¿e w rzeczywistoœci chodzi³o
o zastraszenie wszystkich. Jeœli zak³ada³o siê w obecnoœci kamer telewizyjnych kajdanki ludziom, którzy ciesz¹
siê najwy¿szym w kraju powa¿aniem
jako ratuj¹cy ¿ycie, czyli kardiochirurgom i neurochirurgom, to mia³o znaczyæ, ¿e dla tej w³adzy nie ma mocnych. Akcjê wobec Barbary Blidy projektowa³ sam wódz, przyznaj¹c potem,
¿e „to nie tak mia³o byæ”; zginê³a Bogu ducha winna kobieta, a nawet nie
wiadomo jak, bo zmazano odciski palców na broni, z której pad³ œmiertelny
strza³. Niewa¿ne, kto obmyœli³ „akcjê
Romeo”, ale uwodzenie kobiety, ¿eby j¹ skorumpowaæ – to pomys³ sam
w sobie haniebny. ¯adna z tych operacji nie trafi³a w ludzi, którym by
potem cokolwiek udowodniono. Ale
bo te¿ nie o to chodzi³o.
K³amstwo i wyprzedzaj¹ce zarzucanie innym w³asnych grzechów sta-
Stefan Bratkowski
³o siê normaln¹ rutyn¹. Ugrupowanie
wodza bez ¿enady po¿ywi³o sw¹ spó³kê „Telegraf” œrodkami z pañstwowego banku. Na korzyœæ tego ugrupowania dokonano szwindlu z najwiêkszymi nieruchomoœciami po RSW Prasie
(dziennikarzom zwolnionym po „weryfikacjach” 1982 r. nie przypad³o
nic). Skar¿y siê partia wodza na
brak w³asnych mediów, ale d³ugo
trzyma³a w rêku TVP, zaœ u progu
wolnoœci dosta³a, przypomnê, najpopularniejsz¹ gazetê polsk¹ „Express
Wieczorny”, doprowadzi³a j¹ do
bankructwa i nikt nie zapyta³, co siê
sta³o z jej finansami. Rz¹dz¹c, wódz
obni¿y³ podatki, ale nikt nie podaje informacji z Rocznika Statystycznego
(z roku 2008, strona 606), ¿e w latach
2005–2007 – latach jego w³adzy – zad³u¿enie zagraniczne Polski wzros³o
o 100 mld dolarów (do sumy 233 mld
dolarów), choæ by³ to czas œwiatowej
prosperity. Nikt nie poda³, co siê z tymi pieniêdzmi sta³o. Wódz skar¿y siê,
¿e jest atakowany przez media, chocia¿ przyzwoite media z ca³¹ naiwnoœci¹ przestrzegaj¹ symetrii wyst¹pieñ
miêdzy nim i zwolennikami demokracji, a nawet bywa on w mediach czêœciej i zajmuje wiêcej czasu ni¿ przedstawiciele innych partii czy w³adz
pañstwa.
Nacjonalizm z ksenofobi¹ nazywany patriotyzmem, propaganda
niezadowolenia zamiast propagandy
zaradnoœci, j¹trzenie i propaganda
konfliktu zamiast wspó³pracy, majstrowanie wokó³ przesz³oœci zamiast
pytania, co zrobiæ dla jutra – oto
program ruchu, którego cel mo¿na
rozumieæ tylko jako destabilizacjê.
To paliwo polityczne, znane dok³adnie
z doœwiadczenia Mussoliniego i Hitlera. Jak wódz niemieckich niezadowolonych z lat 30., upokorzonych Wersalem,
obra¿onych na elity, ludzie wodza miotaj¹ publicznie – a bezkarnie – obelgi
pod adresem legalnie wybranych
w³adz pañstwa, nie mówi¹c ju¿ o kalumniach wobec przeciwników. Teraz
wódz wrêcz wezwa³ do obalenia legalnych w³adz pañstwa, których ON
nie uznaje. A de facto – do obalenia
ustroju naszej demokracji. Nie ma
chyba co do tego najmniejszych w¹tpliwoœci. Na czo³ówce „Gazety Warszawskiej” przed 10 kwietnia ukaza³o
siê ogromnymi literami, niemal przez
ca³¹ stronê, has³o: „Polacy ju¿ czas”.
Na co, przepraszam? Czy 10 kwietnia mia³ byæ okazj¹ do swoistego marszu na Warszawê, jak Mussoliniego
„marsz na Rzym”, tyle ¿e autokarami?
Tym razem nie wysz³o – Rydzyk zapowiada³ 75 tysiêcy, zjecha³o 7 tysiê-
cy, trochê ma³o dla zamachu stanu.
Ale wódz nie rezygnuje, ostrzegam.
Jego „raport o stanie pañstwa” przewiduje utworzenie centralnego oœrodka
w³adzy politycznej w kraju, dok³adnie
wedle idea³ów Benito Mussoliniego
i Adolfa Hitlera. Co to ma wspólnego
z demokracj¹? Powtórzê: ca³y ten
manifest i ostatnie przemówienie
wodza do jego wyznawców w Sali
Kongresowej s¹ wymierzone w demokracjê, w ustrojowy porz¹dek,
który uda³o siê nam wywalczyæ.
Mo¿na bez wiêkszego trudu udowodniæ, ¿e pad³o swoiste wezwanie do
wojny domowej. Czy przesadzam?
Wœród powszechnego zak³opotania –
ku mojemu zaskoczeniu – prokuratury
milcz¹, jakby niczego nie zauwa¿a³y.
Wszystko wolno?
Ze z³ej mi³oœci mo¿na siê uleczyæ
– przed nikim nie jest zamkniêta droga do uczciwoœci i demokracji. Ale
rodz¹cemu siê faszyzmowi trzeba po
prostu zagradzaæ drogê. Nazywaæ go
otwarcie. Nie mo¿e byæ wobec niego
¿adnej, nawet pozorowanej symetrii.
Zwa¿ywszy zaœ dzisiejsz¹ rolê mediów, wymaga to naszej osobistej odpowiedzialnoœci. Dziennikarze s¹ bardziej odpowiedzialni ni¿ politycy za
stan umys³u Polaków, za przyzwolenie
dla urojeñ i paranoi.
Jeœli dziœ porzuci³em inne obowi¹zki i przyszed³em tutaj powiedzieæ to, co s³yszycie, to dlatego ¿e
przekraczamy jak¹œ granicê tolerancji. Polskie dziennikarstwo ma swe
karty chwa³y i upadku. To, co dziœ pokazujemy, mówimy i piszemy, zostanie po wsze czasy – i niech potem nie
zawstydza naszych dzieci odpowiedŸ
na pytanie „coœ ty, tatusiu, wtedy robi³,
co ty, mamusiu, wtedy robi³aœ?”
I niech nie bêdzie, ¿e nikt nie mówi³,
kole¿anki i koledzy.
Omamy prezesa
Jacek Wegner
Przykro by³oby przyj¹æ, ¿e symbolem dzisiejszego dziennikarstwa polskiego jest Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, bo wtedy publiczne
wypowiedzi jego h o n o r o w e g o
prezesa, Stefana Bratkowskiego, logiczn¹ si³¹ rzeczy stawa³yby siê emanacj¹ tego œrodowiska. A tak nie jest
i byæ nie mo¿e...
SDP, powsta³e w roku 1951, chroni³o interesy w³adców Polski poja³tañskiej, indoktrynuj¹c pracowników,
jak górnolotnie czasami mawiano,
frontu ideologicznego. W³adza trzyma³a ich na uwiêzi, przekupuj¹c
przywilejami; wielkimi – bardzo pos³usznych, a ma³ymi – mniej pos³usznych czy zdolnych, np. dobr¹ po-
sad¹ i funkcj¹ w redakcji, przydzia³em mieszkania, samochodu, kursami
jêzykowymi za granic¹, wczasami
w Bu³garii, Kazimierzu nad Wis³¹,
podwarszawskim Zaborowie, mo¿liwoœciami kupna maszyn do pisania,
których nie by³o w wolnej sprzeda¿y
itp., itp.
Stefan Bratkowski mia³, jak ka¿dy
zdolny dziennikarz nale¿¹cy przed
1980 r. do PZPR i nienara¿aj¹cy siê
cenzurze, nieograniczone mo¿liwoœci
wypowiadania siê w prasie, radiu, telewizji, filmie. W³adza ho³ubi³a takich ludzi pióra, powtórzê, utalentowanych, inteligentnych, swoich, to
znaczy partyjnych. Byli wobec spo³eczeñstwa, w wiêkszoœci raczej nielubi¹cego i nieufaj¹cego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, parawanem jej dyktatury – proszê, kto jest
z nami? Najzdolniejsi!
Gdyby nie nale¿a³ do partii, nie
zna³aby go ca³a czytaj¹ca Polska, œrodowisko zawodowe nie darzy³o wielkim szacunkiem i autorytetem, poniewa¿ nie mia³by takich mo¿liwoœci
publikowania swych wypowiedzi
i zdobywania nimi s³awy, jakie mia³
ka¿dy dziennikarz partyjny. Osobliwe –gdy nale¿a³ do PZPR, nie odczu-
wa³ dyskomfortu, przynajmniej nie
znajdujemy nigdzie w jego twórczoœci wyrazu jakiegoœ duchowego niezadowolenia, ¿e ta partia, któr¹ zasila³ sw¹ przynale¿noœci¹, a ona mu
w zamian bez ograniczeñ publikowa³a teksty i p³aci³a za publikacje, tworzy jak ka¿da rz¹dz¹ca po dyktatorsku ustrój totalitarny. A wszelki totalitaryzm jest z definicji faszystowski
i jakikolwiek faszyzm jest totalitarny.
Faszyzmy-totalitaryzmy czy totalitaryzmy-faszyzmy ró¿ni¹ siê jednie
sloganami ideologicznymi i kolorami
sztandarów. Przez wiele lat oficjalnego dziennikarstwa Bratkowskiemucz³onkowi PZPR nie wadzi³ wiêc ten
totalitaryzm. Nie dostrzega³, przynajmniej nie mówi³, ¿e dostrzega, podobieñstw miêdzy spêdzaniem ludzi na
pochody pierwszomajowe, na „wiece
poparcia PZPR”, na przymusowe prace dla pañstwa, alias partii, z obyczajowoœci¹ polityczn¹ narodowego socjalizmu III Rzeszy.
Po powstaniu m a s o w e j Solidarnoœci w roku 1980 wielu twórców
zorientowa³o siê, ¿e mo¿e zacz¹æ
sprawowaæ „rz¹d dusz” i czerpaæ
z tego niebywa³e korzyœci. Notabene
przysz³oœæ wykaza³a s³usznoœæ tych
NR 102–103/2011
FORUM DZIENNIKARZY 7
rachub. Prezesem Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich by³ Stefan
Bratkowski. Razem z prominentami
KOR tak da³ siê we znaki w³adzy peerelowskiej swymi antyre¿ymowymi
publikacjami i zachowaniem, ¿e Polska Zjednoczona Partia Robotnicza
musia³a go, jak wczeœniej np. Leszka
Ko³akowskiego i innych marksistów
„rewizjonistów”, wyrzuciæ ze swych
szeregów. Owe œrodowiska kontestuj¹ce, z którymi Bratkowski by³ zwi¹zany, uku³y has³o „socjalizmu z ludzk¹ twarz¹”, to znaczy, tak, owszem,
dyktatura partii marksistowskiej,
podleg³ej Rosji sowieckiej (bo nie
by³o innego wyjœcia), ale unowoczeœnionej – coœ jakby PZPR dla swoich
z poparciem lewicowców zachodnich...
Jednak¿e junta Jaruzelskiego nie
tolerowa³a ¿adnych kontestacji, nawet owych szlachetnych, nowoczesnych marksistów. Tote¿ unicestwi³a
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, licz¹ce ok. 6 tys. osób, któremu w³aœnie, jak siê rzek³o, prezesowa³ Stefan Bratkowski.
Po wyborach czerwcowych 1989
roku dziennikarze, niegodz¹cy siê ze
strat¹ swego stowarzyszenia, utworzyli nowe zachowuj¹ce nazwê i sukcesjê (nade wszystko organizacyjn¹
i infrastrukturaln¹) starego. A Stefan
Bratkowski zosta³ h o n o r o w y m
prezesem tego nowego-starego SDP,
gdy¿ wydawa³o siê ówczesnym
orêdownikom idei suwerennego stowarzyszenia, ¿e jego osoba symboli-
8 FORUM DZIENNIKARZY
NR 102–103/2011
zuje niezale¿noœæ duchow¹ i polityczn¹ ich œrodowiska dziennikarskiego.
Trzy lata temu Bratkowski jako
prezes honorowy SDP przyby³, a jak¿e, na zjazd sprawozdawczo-wyborczy delegatów SDP. Zebrani po otwarciu zjazdu poprosili honorowego
prezesa o przemówienie. I prezes honorowy zacz¹³ honorowo, ¿e jest mu
przykro, i¿ w tej organizacji zaczynaj¹ dominowaæ niew³aœciwe postawy
polityczne... A rzeczywistym prezesem by³a od kilku lat Krystyna Mokrosiñska, wiêc to ona – logiczne –
ponosi³a odpowiedzialnoœæ za nieodpowiedni, wedle prezesa honorowego, profil polityczny stowarzyszenia.
Znalaz³ siê jeden sprawiedliwy,
który próbowa³ ratowaæ honor. Nie¿yj¹cy ju¿ Jacek Maziarski powiedzia³ publicznie, ¿e kol. Bratkowski
nie powinien oceniaæ SDP, bo nie jest
niezale¿ny. Wszyscy wiedzieli, o co
chodzi – ¿e kol. prezes honorowy jest
zbyt silnie powi¹zany ró¿norako,
przede wszystkim merkantylnie, towarzysko i politycznie, ze œrodowiskiem „Gazety Wyborczej”, któremu
równie¿, tak samo jak prezesowi honorowemu SDP, nie odpowiada postawa polityczna Zarz¹du G³ównego
SDP. Nikt jednak nie zareagowa³, nie
wyrazi³ zgody ani dezaprobaty. Jakby
nikt nie podziela³ opinii Jacka Maziarskiego albo jakby wszyscy bali
siê przyznaæ publicznie, ¿e Maziarski
ma racjê.
W kwietniu br. odby³o siê walne
zebranie Oddzia³u Warszawskiego
SDP, którego uczestnicy wybrali kandydatów na czerwcowy zjazd wyborczy. Równie¿ i to zebranie zaszczyci³
sw¹ honorow¹ obecnoœci¹ honorowy
prezes – kol. Stefan Bratkowski. Nic
jednak nie powiedzia³, natomiast po
kilku dniach napisa³ artyku³ polityczny, czyli tematycznie niezwi¹zany
z przedmiotem spotkania dziennikarzy warszawskich.
Przyznaje od razu, ¿e przyszed³ na
zebranie „ze swoistym ostrze¿eniem”. „Mia³em to – wyjaœnia w preambule – powiedzieæ kole¿ankom
i kolegom dziennikarzom z Oddzia³u
Warszawskiego SDP, zebranym dla
wyboru delegatów na walny zjazd
SDP. Tak siê z³o¿y³o jednak, ¿e porz¹dek dzienny przewidywa³ dyskusjê dopiero po wyborach – kiedy
wiêkszoœæ zebranych uda³a siê ju¿ do
domu. Dlatego powiem to, co chcia³em zakomunikowaæ, pisemnie, za
poœrednictwem Studia Opinii...”
Otó¿ ostrzega i nakazuje: „rodz¹cemu siê faszyzmowi trzeba po prostu zagradzaæ drogê”. Dzia³alnoœæ Jaros³awa Kaczyñskiego jest w odczuciu Bratkowskiego replik¹ przywództwa partii „zorganizowanej na sposób stricte faszystowski” (...) Czy
10 kwietnia mia³ byæ okazj¹ do swoistego marszu na Warszawê, jak Mussoliniego «marsz na Rzym», tyle ¿e
autokarami? (...) Wódz nie rezygnuje,
ostrzegam. Jego «raport o stanie pañstwa» przewiduje utworzenie centralnego oœrodka w³adzy politycznej
w kraju, dok³adnie wedle idea³ów Benito Mussoliniego i Adolfa Hitlera.
(...) przestrzega ona zasady Goebbelsa – powo³ywaæ i korzystaæ z demokracji i, dopóki siê nie zdobêdzie
w³adzy; nie przypadkiem podczas lat
jego w³adzy nigdy nie pad³y z jego
ust s³owa takie jak «spo³eczeñstwo
obywatelskie» czy «samorz¹d». W³adzê wedle tego wodza nale¿y centralizowaæ – dok³adnie tak, jak chcia³
i robi³ to wódz PZPR”.
Przepraszam, Freud mi siê uk³oni³,
lapsus linguae: oczywista pomy³ka,
ostatnie litery s¹ inne – NSDAP.
Dlaczego Bratkowski dawniej, kiedy nale¿a³ do PZPR, nie straszy³ (siê
i nas) upiorami? By³ m ³ o d y, zdolny, zapracowany, d y s p o z y c y j n y
wobec rz¹dz¹cej partii, wiêc w jego
podœwiadomoœci nie odzywa³y siê
¿adne urazy, nie przeœladowa³y go
tak jak dzisiaj przera¿aj¹ce fantasmagorie...
Rozumiem te lêki. Odzywaj¹ siê
po dziesiêcioleciach traumatyczne,
chocia¿ niekoniecznie doznane osobiœcie, najstraszliwsze urazy drugiej
wojny œwiatowej – st¹d owe upiorne
nazwiska Hitlera, Goebbelsa, Mussoliniego w jego przes³aniu do kole¿anek i kolegów uczestnicz¹cych
w kwietniowym walnym zjeŸdzie
Oddzia³u Warszawskiego.
Trzeba mu wiêc wspó³czuæ, a nie
naigrawaæ siê, jak to ju¿ uczyni³o
kilku publicystów bez serca, z przeœladuj¹cych go
omamów. Ale
jak mu pomóc, ¿eby go przesta³y
drêczyæ?
Jacek Wegner
Rzecz
o freelancerach
Barbara Jagas
O tym, że zawód dziennikarz spada na psy, wiadomo. Przyczynił się do tego wolny
rynek (każdy wydawca wydaje, co chce, a konkretnie: co mu przynosi pieniądze,
i w tym kierunku temperuje dziennikarza, tj. zmusza go do pisania pod jego
dyktando, niekoniecznie treści, które mają coś wspólnego z obiektywną prawdą,
normą jest, że raczej nie mają), internet (każdy teraz może sobie wszystko tam
napisać i przeczytać, pośrednik dziennikarz staje się coraz bardziej zbędny) i rozwój
kultury masowej (czytaj: kultury dla kretynów, gdzie trup, goła dupa i życie
celebrytów to główne obszary zainteresowań, więc o tym się pisze, mówi
i to się filmuje).
To wszystko nie tylko spowodowa³o
obni¿enie poziomu przekazywanych
treœci, nie mówi¹c ju¿ o ich wiarygodnoœci, ale te¿ sprawi³o, ¿e zawód
dziennikarski uprawiaj¹ dziœ ludzie
niemaj¹cy nic wspólnego z t¹ profesj¹.
Ludzie przypadkowi. Nie s¹ to na pewno osoby, których celem dzia³ania jest
jakaœ misja, nie daj bóg, spo³eczna. Tak
te¿ ten zawód zaczyna odbieraæ opinia
spo³eczna. Niepowa¿nie. Dowodem s¹
og³oszenia o pracê w stylu: zatrudniê
dziennikarza – po¿¹dane œrednie wykszta³cenie zawodowe, w innych wa¿ne
jest, by umia³ zaprojektowaæ stronê
www i by³ szybki w przepisywaniu
newsów z zagranicznych portali internetowych. Czasami, dotyczy to mediów
papierowych, dziennikarzem zostaje
ktoœ ze sk³onnoœciami do bajkopisarstwa. Ostatnio sama doœwiadczy³am takich wymagañ wobec siebie, a pracowa³am jako redaktor w jednym z wysokonak³adowych pism kolorowych.
Moim zadaniem by³o zrobiæ wszystko
z tekstem, aby wyciska³ emocje u odbiorcy, tj. powodowa³ szloch lub okrzyki radoœci, a tak¿e dopasowaæ go do
profilu pisma, w tym przypadku tzw.
kobiecego, gdzie niewiasta – wiadomo
– jej g³ówne zainteresowania to dom
i uroda. Nie zapomnê nigdy historii
o pewnej m³odej kobiecie, która w wyniku choroby straci³a obydwie nogi
i praw¹ d³oñ. Nie podda³a siê. Za³o¿y³a
stowarzyszenie osób niepe³nosprawnych w swoim ma³ym miasteczku
i zaczê³a walczyæ o zmianê norm – inny
odbiór przez tzw. normalnych ludzi,
a tak¿e dzia³ania zgodne z prawem (domagaj¹c siê np. wszêdzie podjazdów),
przy okazji s³u¿¹c pomoc¹ prawn¹ oso-
bom podobnym do siebie. Co kazano
mi na jej temat spreparowaæ? Ju¿ na samym pocz¹tku naczelny zaoponowa³:
¿adne dzia³anie na rzecz innych, to ma
byæ historia kobiety, która gotuje pyszne zupy, chocia¿ nie ma prawej d³oni.
Musia³am „dozbieraæ” dziennikarski
materia³, dzwoni¹c do bohaterki artyku³u i zadaj¹c pytania tzw. dodatkowe.
– Zapytaj, czy w niedzielê jad¹ z mê¿em
do supermarketu, a ona potem urywa
siê, by sama pobuszowaæ w dziale z ciuszkami – poradzi³a mi wicenaczelna,
gdy wykrêca³am numer telefonu niepe³nosprawnej. Odpowiedzia³a, ¿e tak, lubi czasem kupiæ sobie now¹ bluzkê. I na
tym musia³am zbudowaæ nowy tekst.
By³o mi okropnie wstyd, kiedy zobaczy³am go w druku. Niby prawdziwy,
nie w³o¿y³am nic w usta bohaterki wymyœlonego, co jest na porz¹dku dziennym w pismach kolorowych, ale treœci
by³y tak dobrane (przyznajê: przeze
mnie, a jeszcze podrasowane przez naczelnego), ¿e oto wy³oni³a siê ca³kiem
inna postaæ, ró¿na od tej, któr¹ pozna³am z tekstu dziennikarskiego. Zamiast
osoby, która jest taka dzielna, ¿e zak³ada stowarzyszenie, wywalcza sobie lokum i razem z innymi stara siê zmieniæ
los podobnych do siebie, zobaczy³am
cyrkówkê, która choæ bez rêki, to gotuje pyszne zupy, i choæ na wózku, to codziennie myje pod³ogê w ³azience.
O dzia³alnoœci stowarzyszenia nie by³o
nic, szef wykreœli³ nawet dwa zdania.
Nie zosta³o spe³nione tylko ¿yczenie
wicenaczelnej, która hucza³a wczeœniej,
aby ta niepe³nosprawna zamiast wertowaæ ksiêgi z przepisami prawa, raczej
skupia³a siê w wolnym czasie na ksi¹¿kach kucharskich, aby zrobiæ jakieœ no-
Barbara Jagas
Niezależna dziennikarka,
o zainteresowaniach filozoficzno-etyczno-prawnych, opowiadająca
się przeciw marginalizacji różnych
mniejszości i tłumaczeniu świata
za pomocą niesprawiedliwych
i ograniczających umysł stereotypów
i norm, czego efektem jest
nierówne prawo dla wszystkich.
Pisze reportaże, felietony, portrety,
teksty publicystyczne. Zajmuje się
problematyką zdrowotną i bioetyką.
Lubi robić wywiady z ludźmi
kultury i nauki, a także wchodzące
w głąb duszy. Współpracuje
z gazetami, które w całości
zamieszczają jej teksty, bez
redakcyjnej cenzury. Drukowała
m.in. w „Rzeczpospolitej”,
„Sukcesie”, „Pani”, „Antenie”,
„Przeglądzie”, „Wróżce”, „Modzie
na Zdrowie”, a także prasie
kolorowej i specjalistycznej
(medycyna, farmacja, turystyka).
Jest absolwentką Uniwersytetu
Warszawskiego, gdzie studiowała
pedagogikę i dziennikarstwo.
Chciałaby wydawać magazyn
dla kobiet i mężczyzn,
bez celebrytów i porad.
we danie na niedzielê i zaprosiæ do
ogródka goœci. Niestety, okaza³o siê, ¿e
bohaterka z mê¿em nie mieli dzia³ki.
– Jak to nie maj¹!? – wœcieka³a siê naczelna. – Powinni mieæ!. To napisz, ¿e
o tym marzy, aby mieæ dzia³kê i zrobiæ
na niej grillowanie dla goœci – wymyœli³a naprêdce. Nie napisa³am. Ma³o tego, podjê³am decyzjê, aby zwolniæ siê
z pracy. Wszyscy pukali siê w ³eb, rodzina uzna³a mnie za nienormaln¹.
A teraz, po dwóch latach freelansowania, te¿ czasami tak o sobie myœlê. Ale
NR 102–103/2011
FORUM DZIENNIKARZY 9
dziêki tym doœwiadczeniom przynajmniej mogê napisaæ ten tekst. Ci¹g dalszy bêdzie o freelansowaniu.
Freelanser albo: freelancer. To ja.
Nie wiadomo, która pisownia jest poprawna. Nikomu na tym nie zale¿y, aby
to ujednoliciæ. Chyba nawet (za przeproszeniem) profesorowi Miodkowi.
To daje obraz powadze, z jak¹ traktuje
siê dziennikarza-freelancera (zostanê
przy obcojêzycznej pisowni, chocia¿
nie lubiê, ale nieudolne próby spolszczenia tym bardziej mnie dra¿ni¹).
A powinno siê go szanowaæ. Teoretycznie freelancer to patent na niezale¿noœæ (a tak¿e obiektywnoœæ tekstu – ale
kto o to bêdzie dziœ walczy³?). Ju¿ nie
trzeba s³uchaæ ani g³upiego szefa, ani zorientowanego na dochód wydawcy.
Wolny strzelec mo¿e wszystko, nic nie
jest w stanie go zatrzymaæ i ograniczyæ,
tylko w³asne przekonania (chocia¿ jako
dziennikarz nie powinien braæ ich pod
uwagê) i autocenzura. Tymczasem jest
odwrotnie. Freelancera ma siê za jakiegoœ nieudacznika i daje mu byle och³apy
z pañskiego sto³u. Bo prawdziwe pieni¹dze zarabiaj¹ funkcyjni (kiedyœ œmiano
siê z nich, to dziennikarze byli si³¹ pisma, nie redaktorzy). A jak nie ma zespo³u etatowego, to jest tak jak w piœmie
„Bez wierszówki” i wielu, wielu temu
podobnych. Tam wszyscy pracuj¹ i pisz¹
spo³ecznie. Tak jak w portalach internetowych, gdzie mo¿e czasami zap³ac¹ –
ale naprawdê œmieszne pieni¹dze. Ostatnio za 10 wywiadów (co prawda, nietrudnych, bo fachowych) dosta³am ca³e
500 z³. Redaktorka, która je zamawia³a,
krygowa³a siê potem, ¿e przeprasza, ale
w³aœnie bud¿et jej obciêli. Zobaczy³a du¿o starsz¹ kole¿ankê i zrobi³o jej siê
wstyd. ¯adnego bud¿etu jej nie obciêli,
tam po prostu maj¹ taki bud¿et. Bo do
gazet internetowych pisz¹ g³ównie studenci. To przecie¿ widaæ. Albo blogerzy.
Ka¿dy mo¿e byæ blogerem. (W przeciwieñstwie do studenta, nim nie ka¿dy
bloger mo¿e byæ.)
Jednym s³owem, od freelancera
oczekuje siê, ¿e bêdzie pracowa³ za darmo. W myœl zasady, ¿e skoro staæ go na
to, aby by³ freelancerem, to znaczy, ¿e
albo jest studentem na utrzymaniu rodziców, albo freelancerem na utrzymaniu partnera.
Kiedy freelancer ma szczêœcie, ¿e jego tekst zostanie opublikowany i op³acony? Pierwszeñstwo maj¹ wspomniane wy¿ej tematy-klucze, czyli sensacja,
go³a baba i celebryta. Jeœli jest to tekst
opiniotwórczy, dajmy na to publicystyka, to musz¹ tam wystêpowaæ eksperci,
jako mentorzy potwierdzaj¹cy jak¹œ tezê. Zwyk³y profesor, a nie daj bóg asystent z Hajnówki (przepraszam Hajnówkê, piêkna miejscowoœæ, ale akurat
jest daleko od Warszawy), chocia¿ nie
wiadomo jak¹ by mia³ wiedzê, nie
wchodzi w grê. To samo z tekstami
traktuj¹cymi o polityce. Tylko gadaj¹ce
g³owy z telewizji siê licz¹. Zreszt¹ na
ekspertach, tych samych autorytetach,
których nazwiska powtarzaj¹ wszystkie
kana³y telewizji, opieraj¹ siê wszystkie
tzw. poradnikowe pisma dla kobiet czy
dzia³y w gazetach. No, i czemu tu siê
dziwiæ, ¿e z kolei pisma typu people lub
inne plotkarskie bulwarówki te¿ ¿ywi¹
siê ograniczon¹ sum¹ nazwisk. Jest ich
mo¿e kilkadziesi¹t. Tutaj wyznacznikiem jest wystêpowalnoœæ w popularnych programach z gatunku show. Poza
„tañcami” jest ich parê.
Cytuję „Panoramę Południa” – Mokotów, Ursynów, Wilanów:
O wolności słowa
„Dopóki cz³owiek nie obawia siê myœleæ, dopóki nie obawia siê mówiæ
tego, co myœli, dopóki mo¿e poddaæ otwartej krytyce wszystko to, z czym
siê nie chce pogodziæ, dopóty narzucone przez spo³eczeñstwo ograniczenia
swobody dzia³ania mog¹ nie wypaczaæ jego charakteru i nie ³ami¹ one,
same przez siê, jego krêgos³upa moralnego, nie zagra¿aj¹ ¿ywoœci jego
zainteresowañ umys³owych. Brak wolnoœci s³owa natomiast godzi w to
wszystko.”
Stanisław Ossowski,
profesor UW, wybitny socjolog (1841–1910)
15.01.2005 r.
Podsumujmy wiêc, kiedy freelancer
ma szansê zarobiæ. W dwóch przypadkach: pierwszy – jeœli uprawia bajkopisarstwo i „wyciskarstwo” ³ez przy pomocy prawdziwych ludzi, którzy daj¹
swoj¹ twarz do gazety, czyli spe³nia
wymóg: „to siê dobrze czyta”. (Przypomnia³a mi siê pewna moja naczelna,
która od razu, nawet nie by³a asystentk¹
redaktora, zosta³a szefow¹ wielonak³adowego pisma, bo jej aktualny narzeczony by³ dyrektorem artystycznym
wydawnictwa. A poniewa¿ nigdy nie
by³a ani dziennikarzem, ani redaktorem,
to mówi³a w³aœnie tak, jeœli chcia³a odrzuciæ tekst: „to siê nie czyta”), drugi –
jeœli temat siê dobrze sprzeda (celebryta
z „tañca”, polityk-erotoman i narkoman, albo ksi¹dz-pedofil, tekst z tezami
popartymi wypowiedziami ekspertów).
Szkoda, ¿e tak s³ab¹ pozycjê na rynku ma freelancer. To zmarnowana
okazja na niezale¿ne i obiektywne
dziennikarstwo. Szczególnie w dzisiejszych czasach, czasach etatu na wagê
z³ota. Gdzie, aby siê utrzymaæ, ka¿dy
jest w stanie zaprzeczyæ, ¿e niebo jest
niebieskie, a trawa zielona. Nie. Bêd¹
pisaæ pod dyktando, ¿e niebo jest zielone, a trawa niebieska. A¿ w koñcu sami
w to uwierz¹.
Czêœæ poradnicza. Bez niej dziœ nie
funkcjonuje ¿adne pismo. To i w artykule musi byæ.
Otó¿, aby mieæ prawdziwych freelancerów, trzeba zmieniæ prawo. Powinno ono gwarantowaæ sta³¹ pensjê
wolnemu strzelcowi, takie minimum na
prze¿ycie, do którego dziennikarz dorabia³by wierszówk¹. (Tak jest np.
w Szwecji, gdzie artyœci, w tym pisarze
i dziennikarze, dostaj¹ niewielk¹ stawkê pieniêdzy na „dzieñ dobry”.) A mo¿e trzeba by prawnie zobligowaæ redakcje do wspó³pracy z freelancerami i zapewnienia im godnej zap³aty. W koñcu
dziennikarz to zawód zaufania spo³ecznego. Czy jest kimœ gorszym od urzêdnika pañstwowego?
Tym wszystkim, tj. zmian¹ przepisów, które chroni³yby interesy i pozycjê
dziennikarza, w tym przypadku freelancera, powinno zaj¹æ siê Stowarzyszenie
Dziennikarzy Polskich. A nie tylko paplanin¹ o zwolnieniach w telewizji. Bo
gdyby dziennikarz freelancer mia³
ugruntowan¹ pozycjê (tak¿e finansow¹), to nikt nie obawia³by siê zwolnieñ.
Barbara Jagas
10 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Okropnie się ostatnio dziennikarze
w Polsce rozmnożyli. Ciekawe,
co wykaże spis powszechny, ale na oko
jest nas ze 20 tysięcy albo i więcej…
Każdy, kto jako tako włada polskim
językiem, może się tak opisywać
i popisywać. Niedouczeni politycy,
gdy nie mają co podać w rubryce
zawodu, wpisują też bez zahamowań:
dziennikarz. Przecież występuje
od czasu do czasu w studiu
– więc dlaczego niby nie?
Pisz¹ca te s³owa ma jednak spore
w¹tpliwoœci! Czy dziennikarzem jest
ka¿dy, kto pisuje w internecie? Czy jest
nim panienka podstawiaj¹ca mikrofon?
Czy mo¿e siê uznaæ za dziennikarza
urzêdnik redaguj¹cy biuletyn gminny?
A pracownik naukowy, który czasami
pope³ni artyku³ w fachowym piœmie –
jest dziennikarzem czy nie? Wszyscy
oni usi³uj¹ zdobyæ legitymacjê dziennikarsk¹ jakiegoœ stowarzyszenia, aby
ni¹ machaæ w kraju i za granic¹ (a wybór maj¹ przedni, bo stowarzyszeñ
dziennikarskich jest kilkanaœcie!) Taka
legitymacja niewiele kosztuje i wydaje
siê j¹ chêtnie, bo przybywa p³ac¹cych
sk³adki… O ile wiem, tylko SDP stawia warunki i wzywa delikwentów
przed komisje cz³onkowskie, gdzie
Ale i tak?trzeba siê wykazaæ tzw. dorobkiem, a st¹d potem fochy i pretensje
tylko po³owa tych, co sami uznaj¹ siê
za dziennikarzy, za³apa³a siê na te legitymacje – pozostali olewaj¹ albo maj¹
awersjê do stowarzyszania siê jako takiego, albo nie widz¹ dla siebie opcji,
albo te¿ zdobyli pozycjê, z której patrzy siê na innych z góry.
Tak czy inaczej, przyznajmy, nie jest
to specjalnie liczna grupa zawodowa,
zaledwie promil pracuj¹cych spoœród
38-milionowego narodu… Grupa ani
liczna ani aktywna (niezdolna do strajków i do popisów palenia opony przed
Kancelari¹ Premiera!), grupa spo³ecznie wycofana i nawet spo³ecznie nieuszanowana. Ale jak¿e ma domagaæ siê
szacunku od innych, gdy sama siebie
nie szanuje! Ma³o nas, a i tak wre jak
w piekielnym kotle!
Badania socjologów wykazuj¹, ¿e
dziennikarze s¹ podzieleni, co nie jest
takie dziwne, bo podzieleni byli od zawsze! Z natury rzeczy samej, dziennikarstwo przyci¹ga ludzi z charakterem,
którzy w dzieciñstwie bawili siê w wojnê, wiêc jako doroœli te¿ chêtnie rozstawiaj¹ siê na ró¿nych pozycjach. Ró¿ni-
Okiem dinozaura
– patrzy na świat
Wanda Konarzewska*
li siê i dzielili nawet w czasach, gdy
przymusowo chodzili na pochody pierwszomajowe, co by³o bardzo dawno temu i nikt ju¿ nie pamiêta…
Natomiast jeszcze pamiêtamy stan
wojenny – pierwsze powa¿ne pêkniêcie
i podzia³ w œwiecie polskich mediów.
Dziennikarze podzielili siê wówczas na
tych wywalonych na zbity pysk i tych,
którzy us³u¿nie stali pod bramami redakcji 14 grudnia, a potem pisali, co im
kazano. My z wilczym biletem spogl¹daliœmy dumnie na s³ugusów systemu,
oni na nas z politowaniem jako na przegranych naiwniaków. Nie by³o wtedy
kontaktów miêdzy tymi, co to wyg³aszali gazetki po koœcio³ach, a „kolaborantami”, co masowo zapisywali siê do
rz¹dowego SD PRL… O, nie! Nieufnoœæ, niechêæ, a nawet pogarda. Ale jak
zauwa¿y³ Robespierre „rewolucja zjada
swoje dzieci” i po 1989 r. ten ideowy
podzia³ rozmydli³ siê trochê, a ludzie
przeskakiwali z jednej strony rowu na
drug¹. Gdy na mocy ustawy sejmowej
przywrócono mnie do pracy w TVP,
zauwa¿y³am, ¿e Ci, co spali na styropianie s¹ wypychani na margines,
a tzw. weryfikatorzy wcale dobrze siê
maj¹! Ci, którzy chodzili w mundurach
w stanie wojennym i zostali pod presj¹
zwolnieni z TV – natychmiast zak³adali w³asne firmy i z tej pozycji wracali w
chwale na antenê! Konflikty zesz³y
wtedy jakby znów do podziemia, bo
w ubikacji TVP ci¹gle pojawia³y siê na
œcianie nazwiska rzekomych agentów,
czym nikt siê specjalnie nie przejmowa³. Tak wiêc, w œrodowisku objawi³
siê nowy podzia³, który narasta³ z dnia
na dzieñ – rozpadlina wielka jak przepaœæ miêdzy górami... By³ to podzia³ na
tych, którzy z³apali wiatr w ¿agle biznesu i transformacji, urz¹dzaj¹c siê nieŸle od pierwszych dni, i na tych, co dostali kopa i nie umieli siê odnaleŸæ.
Przypomnijmy, ¿e po 1989 r. tysi¹ce dziennikarzy utraci³o pracê, bo
zlikwidowano RSW „Prasa”. Górnicy
w podobnej sytuacji wymusili odszko-
dowania, dostawali po¿yczki, zasi³ki
i szkolenia w nowym zawodzie.
Dziennikarze dostawali tylko kopa
w ty³ek. Maj¹tek RSW „Prasa”, który
uwa¿ali za w³asny, przejê³a grupa
cwaniaków i b³yskawicznie podzieli³a
go na kolesiowe spó³ki, graj¹c na nosie prawnikom i s¹dom. Milionerzy
maj¹ jeszcze czelnoœæ aspirowaæ do
przywództwa dziennikarskiego gre-
Wanda Konarzewska
Wykształcenie: magisterium z krytyki
teatralnej na Wydziale Nauk
Dziennikarstwa i Nauk Politycznych
Uniwersytetu Warszawskiego.
Pracę dziennikarską zaczęła w 12. roku
życia („Świat Młodych” oraz pismo
harcerskie „Drużyna”); pierwsza
poważna publikacja w wieku 17 lat
w tygodniku „Nowa Kultura”; na etacie
– w Redakcji Dziecięcej Polskiego Radia.
1961–1973 Polskie Radio (redakcja
Audycji dla Dzieci i Młodzieży, potem
Redakcja Popularnonaukowa Polskiego
Radia)
1973–1981 TELEWIZJA:
1973–1975 Redakcja Oświatowa TVP;
1975–1981 – TV – Naczelna
Redakcja STUDIA 2
1883–1984 Consumer Rights Education
Centre w Melbourne (Australia)
1985–1989 kierownik Redakcji Popularno-naukowej Wydawnictwa ISKRYI
1990–2003 Telewizja – Redakcja
Programu II TVP
1994–2003 – prezes Stowarzyszenia
Dziennikarski Klub Promocji Zdrowia.
Obecnie stały współpracownik
portalu Wirtualne Media. Zaangażowała się
w prace literackie jako autorka
i jako scenarzystka.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 11
mium! Tak wiêc, nasz œwiatek medialny rozpo³owi³ siê w sposób bez ma³a
klasowy, z czego zapewne uœmia³ siê
szczerze stary Marks z zakurzonych
portretów. Oczywiœcie, ¿e w grupie biznesmenów znaleŸli siê chwalcy stanu
wojennego, którzy zaczêli siê dogadywaæ œwietnie z tymi, których kiedyœ
przeœladowali, a po przeciwnej stronie
bywali i internowani, i osadzeni w wiêzieniach – ideowi, ale bez si³y przebicia,
i zrozumienia czasów, które id¹.
Nie minê³o lat parê i znowu dziennikarstwo prze¿y³o trzêsienie ziemi
i znowu dokona³y siê nowe „podzia³y”. Wst¹piliœmy do UE i dziennikarski œwiatek zró¿nicowa³ siê na tolerancyjnych Europejczyków i „prawdziwych patriotów”, co to murem za wartoœciami lansowanymi przez pewne
toruñskie radio. Kto pozosta³ kim?
W jakim kto by³ uk³adzie? Nie bardzo
ju¿ by³o wiadome, bo jeszcze nie zdo³ali okreœliæ siê do koñca, a tu nowe
pêkniêcie: jedni za lustracj¹, a inni
przeciw. Pokrzywdzeni wyzywali innych od agentów i ¿¹dali dziejowej
sprawiedliwoœci! Nagle uderzy³ Grom
Opatrznoœci, elity zginê³y pod Smoleñskiem i znowu rozpad³o siê dziennikarskie poletko Pana Boga. Znam
dziennikarzy, którzy stali 18 godzin
pod pa³acem, aby po¿egnaæ siê z trumn¹ Prezydenta, i znam takich, co pojechali w tym czasie na grilla… Muszê
siê przyznaæ, ¿e i jedni, i drudzy s¹
moimi przyjació³mi!
A teraz, co siê dzieje? Kto jest kto
i za kim? Najogólniej – z jednej strony –
12 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
s¹ pragmatycy patrz¹cy realistycznie
i futurologicznie, a z drugiej – romantyczni symboliœci ¿yj¹cy marzeniami o heroicznej przesz³oœci, niest¹paj¹cy po ziemi, ale bardziej jakby w œwiecie metafizyki…. Wszystko siê miesza. Podzia³y
wed³ug idei czy wed³ug kasy? Rozpad³y
siê redakcje i zespo³y wzd³u¿ czy poprzecznie? Wed³ug czegoœ czy tylko pod
k¹tem? Oto mozaika Belzebuba!
A ja w te podzia³y po prostu nie
wierzê!!
Dr Anna Giza Poleszczuk relacjonowa³a ostatnio w Fundacji Batorego
swoje przygody z sonda¿ami. Wystarczy odpowiednio zadaæ pytanie, a mo¿na uzyskaæ co siê chce – to by³o od dawna wiadome... Ale sprawa jest powa¿niejsza. Okazuje siê ¿e, kiedy siê zada
pytanie i coœ z tego wyniknie, ludzie
przyjmuj¹ to za prawdê absolutn¹. Po
prostu media gadaj¹, ¿e spo³eczeñstwo
jest podzielone, gadaj¹, wyolbrzymiaj¹,
dramatyzuj¹: mamy dwa narody, dwie
mentalnoœci… Bajdy od rana do wieczora. I ludzie zaczynaj¹ w to wierzyæ.
Krzywe zwierciad³o przyjmuj¹ za rzeczywistoœæ. Dziennikarze te¿ poddali
siê tej histerii.
I dlatego nie bardzo wierzê, ¿e jesteœmy podzieleni na amen. Chcia³abym nawet westchn¹æ: Doœæ! Przestañmy! B¹dŸmy m¹drzejsi! Jesteœmy
dziennikarzami, a wiêc obserwatorami
i komentatorami ¿ycia. Nie musimy
tworzyæ nierzeczywistoœci, œwiec¹c odbitym œwiat³em politycznych sporów!
Jesteœmy inteligentnymi ludŸmi, ró¿nimy siê od siebie – to oczywiste! Ale
fundamentalizm nie jest cech¹ dziennikarskiej osobowoœci – ta z natury zawodu musi byæ otwarta i elastyczna!
Tak, jestem z tych w³aœnie, którzy
uwa¿aj¹, ¿e SDP powinno wyci¹gn¹æ
przyjacielsk¹ rêkê do podobnych sobie,
zrzeszonych w podobnych zwi¹zkach.
Mamy odmienne pogl¹dy, postawy
i opinie. I bardzo dobrze! Ale jesteœmy
jedn¹ medialn¹ rodzin¹. W ka¿dej rodzinie czasem znajdzie siê z³oœliwa
ciotka, syn marnotrawny, a tak¿e upierdliwy dziadzio… Wszystkich trzeba
uszanowaæ. Czy pamiêtacie legendê
o rycerzach dwunastej godziny, którzy
po odtr¹bieniu zwyciêstwa wci¹¿ chc¹
walczyæ i nie chowaj¹ mieczy? Ale
wroga ju¿ nie ma, wiêc ostatecznie wybijaj¹ siê nawzajem.
Nie wzywam do zjednoczenia, bo
nie jest to mo¿liwe – ka¿de stowarzy-
NR 102–103/2011
szenie ma swój statut i walczy o swoje racje. Myœlê jednak, ze nadchodzi
pora, by stworzyæ jak¹œ Komisjê Porozumiewawcz¹ i zasi¹œæ przy okr¹g³ym
stole, a nawet sformalizowaæ instytucjonalnie warsztat opinii – MEDIAFORUM, gdzie spotkaj¹ siê wszystkie
stowarzyszenia i zawi¹zki reprezentuj¹ce dziennikarzy, by porozmawiaæ
i okreœliæ to, co jest wspólne, poza polityk¹… Tylko wspólna reprezentacja
œrodowiska mo¿e byæ partnerem
w rozmowach z rz¹dem, parlamentem,
Krajowa Rad¹ i Izb¹ Wydawców. Nikt
dziœ nie bêdzie s³ucha³ popiskiwañ tej
czy innej grupki ludzi mediów, kompromituj¹cych siê niezdolnoœci¹ do
wspó³pracy. Demokracja to nie jest
walka na œmieræ i ¿ycie, ale consensus,
gdzie uznaje siê prawa i opinie mniejszoœci. Nie wyk³ócajmy siê o miedzê,
bo takie konflikty s¹ cech¹ spo³ecznoœci zacofanych i irracjonalnych. Rozum dopuszcza motywowanie ró¿nych postaw i poszukiwanie coraz to
nowych rozwi¹zañ…
Od stanu wojennego wyros³o ju¿ nowe pokolenie, które nawet ma ju¿ swoje dzieci i nie chce, aby swarliwi seniorzy stali siê mistrzami ich profesji!
M³odzi chc¹ ¿yæ bez fobii i uprzedzeñ.
Uwa¿aj¹, ¿e œwiat wokó³ jest zbyt ciekawy, by traciæ czas na walki i podzia³y. I maj¹ racjê!
A co to wszystko ma wspólnego
z dinozaurami z tytu³u tego felietonu?
A mo¿e i ma. Dinozaury panowa³y na
ziemi, w wodzie i w powietrzu… A dlaczego wyginê³y? Podobno zmieni³ siê
klimat i nie umia³y siê przystosowaæ,
a poza tym straci³y swój instynkt stadny… Po 200 milionach lat wykopujemy z piasków ich samotne koœci… Instynkt stadny jest bowiem instynktem
¿ycia.
Wanda Konarzewska
* Ten felieton przedrukowujemy
z naszej strony internetowej:
www.sdp.pl
redagowanej znakomicie przez
Marka Palczewskiego.
To wa¿ny g³os – przeczytajcie
delegaci.
Sprawozdanie Komisji do spraw Organizacji Domu
Dziennikarza-Seniora za czas od stycznia 2009 r. do maja 2011 r.
W roku 2008 Sprawozdawczo-Wyborczy Zjazd Delegatów SDP zdecydowa³
o powo³aniu Komisji do spraw Organizacji Domu Dziennikarza-Seniora.
Do projektu nowego statutu w paragrafie 8 zosta³ dopisany punkt H „pomoc
dla seniorów”, jako cel dzia³alnoœci statutowej SDP.
Wykonuj¹c decyzjê zjazdu Zarz¹d G³ówny SDP 20 stycznia 2009 roku
powo³a³ 7-osobow¹ komisjê w sk³adzie: Andrzej Brzoza, Stefan Kude³ka, Halina Leszczyñska, Anna Malinowska-Wegner, Anna Mieszczanek, Ma³gorzata Mazurkiewicz, Danuta Szczerska, której powierzono przewodniczenie.
Po 2 miesi¹cach zrezygnowa³a Anna Mieszczanek. Do³¹czy³a w jej miejsce
Hanna Budzisz.
W pierwszym dniu komisja przygotowa³a i wys³a³a ankietê do wszystkich
oœrodków w kraju. Mieliœmy nadziejê, ¿e odpowiedzi na 8 pytañ – o zainteresowanie projektem, o lokalizacjê domu i jego organizacjê – pozwol¹ zorientowaæ
siê, jaka jest wielkoœæ zapotrzebowania na tak¹ inicjatywê i jakie s¹ oczekiwania.
To by³ pocz¹tek. W ci¹gu dwóch lat dzia³alnoœci:
I Rozpoznawaliœmy potrzeby œrodowiska dziennikarskiego:
1. Rozpisaliœmy ankietê (ze s³abym odzewem).
2. Kontaktowaliœmy siê kilkakrotnie z Zespo³em Seniorów SDP, oddzia³ami
SDP w Warszawie, Katowicach i Krakowie. Koledzy pomys³ przyjêli
z aplauzem.
3. Rozmawialiœmy z ró¿nymi œrodowiskami dziennikarskimi (TVP Info,
Telewizyjn¹ Agencj¹ Informacyjn¹, Wydawnictwem Agora); z cz³onkami
Zarz¹du G³ównego SDP: Krystyn¹ Mokrosiñsk¹, Stefanem Truszczyñskim
oraz z prezesem OW SDP – Grzegorzem Cydejk¹); z prawnikami z SDP
i innymi.
II Rozpatrywaliœmy ró¿ne koncepcje zorganizowania domu dziennikarza seniora:
1. Przy³¹czenie siê do innych domów seniora – ZASP-u w Skolimowie, PAN
w Konstancinie, Spó³dzielni Osób Niepe³nosprawnych w Gdyni (niemo¿liwe
do spe³nienia – brak miejsc).
2. Skorzystania z zasobów SDP: domu w Kazimierzu Dolnym lub dzia³ki w Wildze (brak akceptacji Zarz¹du G³ównego SDP).
3. Adaptacja na Dom Dziennikarza-Seniora innych budynków: domu pod Skierniewicami lub domu w Pomiechówku.
4. Ideê gniazd rodzinnych (polegaj¹c¹ na zamieszkaniu razem kilku emerytów
w jednym domu lub du¿ym mieszkaniu, wspólnie gospodaruj¹cych i spêdzaj¹cych razem czas – ci¹gle aktualna)
5. Adaptacja nieczynnych szkó³ (prosimy o ich szukanie).
III Szukaliœmy wspó³organizatorów i przeprowadziliœmy rozmowy z:
1. Agencj¹ Nieruchomoœci Rolnych
2. Ministerstwem Obrony Narodowej
3. Resortem Leœnictwa
4. Agencj¹ Mienia Wojskowego
5. Gmin¹ Ursynów
6. Gmin¹ Teresin
7. Miejskim Oœrodkiem Pomocy Spo³ecznej na ¯oliborzu
8. Stowarzyszeniem PAX (rozmowy trwaj¹)
9. Stowarzyszeniem Filmowców (rozmowy trwaj¹)
IV Odbyliœmy sesje wyjazdowe do:
1. Szkutnik ko³o Szymanowa (pa³ac),
2. Strugi w gminie Teresin (pa³ac),
3. Okolic Skierniewic (dom),
4. Pomiechówka (dom),
sprawdzaj¹c, na ile te obiekty nadaj¹ siê do wykorzystania na Dom DziennikarzaSeniora.
Dwa i pó³ roku za nami – Domu Seniora nie ma, Dom Prasy w Kazimierzu nie
mo¿e byæ baz¹, bo wci¹¿ nie jest w³asnoœci¹ SDP, projekt statutu z 2008 roku
ostatecznie odrzuci³ s¹d.
Komisja do spraw Organizacji Domu Seniora nie ma konkretnych osi¹gniêæ.
Dlaczego? Oto próba odpowiedzi na to pytanie.
! Komisja zosta³a powo³ana do ¿ycia, ale nie dosta³a narzêdzi do wykonania zadañ. Wstêpnym zadaniem komisji by³o orientacyjne okreœlenie potrzeb, sprawdzenie ró¿nych mo¿liwoœci i przygotowanie dokumentacji, która pozwoli
w odpowiednim momencie szybko wybraæ najlepszy z mo¿liwych wariantów.
I to zosta³o wykonane.
Natomiast decyzje w sprawach finansowych i w³asnoœciowych – integralnie
zwi¹zane z organizacj¹ Domu Seniora – nale¿¹ wy³¹cznie do Zarz¹du G³ównego SDP. Komisja nie ma w tym zakresie ¿adnych uprawnieñ (tym bardziej ¿e nie
ma statutu, wiêc komisja jest, ale jakby jej nie by³o). Komisja mo¿e jedynie po-
wodowaæ powo³anie fundacji na rzecz Domu Dziennikarza-Seniora. Podjêto tê
pracê – dok³adniej w dalszej czêœci sprawozdania.
! Sytuacja, w jakiej znalaz³a siê komisja w³aœciwie od pocz¹tku istnienia sk³oni³a nas do poszukiwania mo¿liwoœci naszej pracy w obszarach szerszych ni¿ tylko próba zorganizowania domu. Szukaliœmy kontaktów, przyk³adów mo¿liwoœci i rozwi¹zañ, dowiadywaliœmy siê, jak robi¹ to inne organizacje twórcze.
Mamy w naszej dokumentacji statuty i regulaminy domów seniora m.in. Polskiej Akademii Nauk, Aktora w Skolimowie, Literatów, Muzyków. S¹ tak¿e
teksty obowi¹zuj¹cych statutów fundacji – m.in. Batorego, muzyków, salonu
101 Ma³gorzaty Bocheñskiej. Wszyscy cz³onkowie Komisji nawi¹zywali kontakty z instytucjami, które mog³y budziæ nadziejê na pomoc i wspó³pracê, m.in.
z Ministerstwem Pracy i Polityki Spo³ecznej, Agencj¹ Rynku Rolnego, wojskiem. By³y – jak siê wydawa³o – konkretne mo¿liwoœci: np. domek i 4 hektary pod Skierniewicami, jako darowizna, ale z obci¹¿on¹ hipotek¹ 200 tysiêcy z³, dom w Pomiechówku (do generalnego remontu, dom za ma³y, za du¿y
koszt adaptacji).
Wi¹zaliœmy spore nadzieje, ¿e odpowiedzi na ankietê wys³an¹ do wszystkich
oœrodków 22 stycznia 2009 roku pozwol¹ ukierunkowaæ nasz¹ pracê. Zainteresowanie by³o skromne. Odpowiedzia³o kilkadziesi¹t osób. Na tej podstawie mo¿na
formu³owaæ jedynie przypuszczenia:
– wiêkszoœæ ankietowanych bierze pod uwagê zamieszkanie na sta³e w domu
seniora,
– wiêkszoœæ ankietowanych akceptuje czêœæ Domu Prasy w Kazimierzu, jako
dom seniora,
– poszukiwanie innego obiektu do ewentualnego kupna, wynajêcia lub adaptacji uzale¿nia od rachunku ekonomicznego,
– zdecydowana wiêkszoœæ uznaje, ¿e wspó³praca z innymi œrodowiskami
twórczymi mo¿e byæ po¿yteczna.
Mieliœmy ciekaw¹ propozycjê utworzenia centrum multimedialnego, które by
mog³o na siebie zarabiaæ, pomieœciæ te¿ dom seniora i wspomagaæ go finansowo.
I jeszcze jedna propozycja organizacji pomocy seniorom – najdok³adniej opisana
– gniazda rodzinne. Jest to forma od doœæ dawna istniej¹ca za granic¹, funkcjonuj¹ca tak¿e w Polsce, np. w Poznaniu. Polega na wykorzystaniu du¿ego mieszkania przez kilka osób prowadz¹cych wspólne gospodarstwo na œciœle okreœlonych
zasadach. Autorka – Hanna Budzisz – przedstawi³a ten pomys³ naszym seniorom
2 czerwca 2009 roku na ich comiesiêcznym spotkaniu.
Aby szerzej zainteresowaæ spo³eczeñstwo naszymi pracami, przymierzaliœmy
siê do uczestniczenia w ogólnych obchodach, np. dorocznego Dnia Seniora, Miêdzynarodowego Roku przeciw Ubóstwu i Wykluczeniu Spo³ecznemu, Dnia Solidarnoœci miêdzy Pokoleniami. Staraliœmy siê w TVP INFO o program dla seniorów
– bezskutecznie, zlikwidowano wszystkie programy dla tzw. trzeciego wieku.
Ka¿dy kontakt mo¿na opisywaæ pod nazwiskami cz³onków komisji, bo jeŸdzili, ogl¹dali, oceniali, rozmawiali, poœwiêcali czas i ponosili koszty tych dzia³añ.
Te i inne jeszcze inicjatywy podejmowaliœmy w 2009 i 2010 roku. Komisja
nie pró¿nowa³a.
Na postawione na pocz¹tku pytanie: dlaczego komisja przez 2,5 roku osi¹gnê³a tylko wstêpne cele, trzeba odpowiedzieæ pytaniem – jak d³ugo mo¿na biæ g³ow¹ w mur?
Zrealizowanie ka¿dego pomys³u, ka¿dy ruch konkretyzuj¹cy pomys³ wymaga okreœlonych funduszy. A tych nie mamy. Zale¿¹ wy³¹cznie od Zarz¹du G³ównego. Jest jasne, ¿e pomóc w zorganizowaniu i utrzymaniu domu mo¿e fundacja. Jest niezbêdn¹ pomoc¹, ale nie jest celem samym w sobie. Trzeba zainwestowaæ, ¿eby mog³a funkcjonowaæ i spe³niæ swe zadanie. Koszt samego za³o¿enia i rejestracji nie musi byæ wielki, ale bie¿¹ca dzia³alnoœæ fundacji od pocz¹tku wymaga nak³adów. Dlatego musi mieæ zaplecze. Tym naturalnym zapleczem
powinien byæ Zarz¹d G³ówny. Bo SDP jest organizacj¹ ogólnopolsk¹, dom
seniora ma powstaæ dla cz³onków stowarzyszenia. O potrzebie utworzenia domu
seniora zdecydowa³ ogólnopolski zjazd. Fundacja ma pomóc domowi. Tak wiêc,
w powstaniu fundacji partycypowaæ musi Zarz¹d G³ówny – ze wszystkimi tego
skutkami.
Jedno jest jasne – Zarz¹d G³ówny nie da³ nam ¿adnej pomocy. W czerwcu
2010 roku Pani Prezes w rozmowie z Hani¹ Budzisz i Ma³gosi¹ Mazurkiewicz
potwierdzi³a, ¿e komisja nie mo¿e liczyæ na ¿adne wsparcie finansowe. Fundacja
mo¿e ewentualnie skorzystaæ tylko z adresu SDP.
Fundacji – jak na razie – nie ma. Domu Seniora – te¿ nie. Co trzeba zrobiæ,
¿eby dzia³anie komisji mia³o jakiœ sens? Po spotkaniach, rozmowach, sesjach wyjazdowych i konsultacjach doszliœmy jednak do wniosku, ¿e jedyn¹ mo¿liwoœci¹
zorganizowania Ogólnopolskiego Domu Dziennikarza-Seniora jest za³o¿enie
fundacji. A to nie zale¿y tylko od nas.
Włodzimierz Bończa-Rutkowski, Andrzej Brzoza,
Anna Budzisz, Stefan Kudełka, Halina Leszczyńska,
Anna Malinowska-Wegner, Małgorzata Mazurkiewicz,
Danuta Szczerska.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 13
Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP 2011
W 2011 r. dzia³ania CMWP SDP by³y poszerzone w wiêkszym stopniu o kwestie zwi¹zane z walk¹ o wolnoœæ s³owa na Bia³orusi. Wynika³o
to z drastycznego pogorszenia siê sytuacji w tym kraju i przeœladowañ zarówno bia³oruskich (czy polskiego pochodzenia), jak i utrudniania pracy
polskich korespondentów w tym kraju.
Od pocz¹tku roku we wspó³pracy z Telewizj¹ Bie³sat jest realizowany Projekt „Edukacja dla dziennikarzy bia³oruskich w zakresie dziennikarstwa obywatelskiego i internetowego”, który zosta³ sfinansowany
w ramach Programu Polsko-Amerykañskiej Fundacji Wolnoœci
„Przemiany w Regionie” – RITA, realizowanego przez Fundacjê Edukacja dla Demokracji. Dodatkowo CMWP by³o wspó³gospodarzem konferencji bia³oruskich opozycjonistów (05.01.) oraz protestowa³o przeciwko
zatrzymaniu przez w³adze w Miñsku korespondenta „Gazety Wyborczej”
Andrzeja Poczobuta (15.02).
Z punktu widzenia wolnoœci s³owa niezwykle istotna by³a konferencja poœwiêcona sprawie zamordowanego dziennikarza Jaros³awa
Ziêtary. Odbi³a siê ona szerokim echem. Na sali pojawili siê przedstawiciele niemal wszystkich g³ównych mediów, a tak¿e dziennikarze niezale¿ni. Pod apelem do premiera Donalda Tuska w sprawie przekazania prokuraturze dokumentacji by³ego Urzêdu Ochrony Pañstwa, znajduj¹cej siê w zasobach Agencji Bezpieczeñstwa Wewnêtrznego,
a dotycz¹cej Jaros³awa Ziêtary, oraz apelem do prokuratora generalnego
w sprawie podjêcia na nowo umorzonego w 1999 roku œledztwa
w sprawie porwania Jaros³awa Ziêtary i przekazanie go do prowadzenia
prokuraturze spoza Poznania podpisali siê wszyscy uczestnicy konferencji, m.in. wiceprzewodnicz¹cy klubu parlamentarnego PO Rafa³ Grupiñski, by³y marsza³ek Sejmu Ludwik Dorn, Anna Marsza³ek z „Dziennika
Gazetu Prawnej”, Aleksandra £abêdzka z Biura Senatorskiego Jadwigi
Rotnickiej, Sylwester Latkowski i wiele innych osób.
Specjalny list do uczestników konferencji (patrz dalej) skierowa³
przewodnicz¹cy Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek.
Apel redaktorów naczelnych
ws Jarosława Ziętary – 29.04.2011
Panie Premierze, zwracamy siê do Pana jako do prze³o¿onego
s³u¿b specjalnych RP o spowodowanie ujawnienia wszelkich informacji dotycz¹cych Jaros³awa Ziêtary, które mog¹ znajdowaæ
siê w posiadaniu tych s³u¿b, i przekazanie ich prokuraturze.
Panie Prokuratorze Generalny, wnosimy o spowodowanie podjêcia umorzonego w 1999 r. œledztwa w sprawie zaginiêcia Jaros³awa Ziêtary i przekazanie go do prowadzenia prokuraturze spoza Poznania, tak aby zagwarantowaæ bezstronnoœæ postêpowania.
Poznañski dziennikarz Jaros³aw Ziêtara zagin¹³ w 1992 roku.
Œledztwo wszczêto dopiero po roku i umorzono. W 1998 roku prokuratura informowa³a, ¿e dziennikarz móg³ zostaæ porwany i zamordowany. Niejasna w tej sprawie jest te¿ rola Urzêdu Ochrony
Pañstwa, który podejmowa³ w sprawie Ziêtary dzia³ania operacyjne. Czy s³u¿by specjalne przekaza³y prokuraturze wszystkie informacje? Czy mog³y one przyczyniæ siê do wyjaœnienia okolicznoœci sprawy? Podobne pytania przez lata bezskutecznie zadawa³
nie¿yj¹cy ju¿ ojciec poznañskiego dziennikarza.
Okolicznoœci tej sprawy s¹ bulwersuj¹ce i wymagaj¹ rzetelnego zbadania. Choæby niejasna rola s³u¿b specjalnych nak³ada na
organa pañstwowe szczególny obowi¹zek, by uczyniæ wszystko,
co tylko mo¿liwe, by prawda o znikniêciu Jaros³awa Ziêtary zosta³a dok³adnie wyjaœniona.
Grzegorz Jankowski, redaktor naczelny „Faktu”
Jarosław Kurski, I zastępca redaktora naczelnego
„Gazety Wyborczej”
Paweł Fąfara, redaktor naczelny dziennika „Polska”
Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”
Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny
„Super Expressu”
Jeœli chodzi o sprawy interwencyjne, najwa¿niejsza by³a doraŸna pomoc dziennikarzom czy wydawcom (przede wszystkim lokalnym), którzy stanêli w obliczu problemów s¹dowych, politycznych czy natury pracowniczej, a których charakter rodzi³ podejrzenie, i¿ w grê wchodzi ewidentne naruszenie wolnoœci s³owa. Szczególn¹ satysfakcjê budzi rozwój
sprawy felietonisty „Panoramy Powiatu Brzeskiego” Marka Popowskiego, który zosta³ uniewinniony od zarzutów znies³awienia. Dziennikarz
zwróci³ siê do nas z proœb¹ o pomoc. Porady prawnej, która okaza³a siê
bardzo pomocna, udzieli³ mu wspó³pracuj¹cy z nami prawnik SDP mecenas Micha³ Jaszewski.
W dalszej czêœci swojej dzia³alnoœci pragniemy przy wsparciu Rady
Konsultacyjnej CMWP SDP i Zarz¹du G³ównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich kontynuowaæ wspomniane kierunki dzia³ania wzbogacaj¹c je o kilka elementów.
Okres do paŸdziernika 2011 r. wype³niaæ bêdzie m.in. praca nad warsztatami „Wspólnie opiszemy przysz³oœæ”, organizowanymi w ramach
grantu przyznanego przez MSZ, w ramach konkursu „Wspólne dzia³ania
polsko-bia³oruskie 2011”. Celem warsztatów jest polepszenie jakoœci
dziennikarstwa na Bia³orusi i w Polsce poprzez poprawienie jego poziomu warsztatowego i etycznego. Doprowadzenie do wiêkszej znajomoœci
pomiêdzy przysz³ymi liderami opinii publicznej w obydwu krajach.
W ci¹gu nadchodz¹cego lata CMWP SDP bêdzie zajmowaæ siê m.in.
przygotowywaniem wizyty studyjnej i warsztatów dla 20 m³odych dziennikarzy (12 z Bia³orusi i 8 z Polski). Warsztaty odbêd¹ siê w Centrum
Spotkañ M³odzie¿y (Rodowo, woj. warmiñsko-mazurskie).
Obejm¹ one:
– techniki dziennikarskie,
– etykê zawodow¹,
– bezpieczeñstwo pracy,
– nowe technologie,
– dziennikarstwo obywatelskie i internetowe.
Odpowiedź premiera Donalda Tuska
na apel redaktorów naczelnych – 30.04.2011
Redaktorzy naczelni największych polskich gazet zaapelowali
wczoraj do premiera Donalda Tuska o podjęcie umorzonego
w 1999 r. śledztwa w sprawie uprowadzenia i śmierci dziennikarza
śledczego Jarosława Ziętary oraz o ujawnienie informacji, które mają w tej sprawie służby specjalne.
Szef rządu zadeklarował, iz zajmie się sprawą. Jak poinformował rzecznik rządu Paweł Graś, Donald Tusk „polecił ministrowi
sprawiedliwości przeanalizowanie sprawy zaginionego dziennikarza i przygotowanie rekomendacji co do dalszych działań”.
źródło: ww, „Rzeczpospolita”
Reakcja prokuratury na apel
o przeniesienie śledztwa ws. J. Ziętary
Prokuratura w Poznaniu zmieniła swoje stanowisko w sprawie
dostępu do tajnej części akt dla pełnomocnika rodziny Jarosława
Ziętary. Stało się tak po publikacji „Głosu Wielkopolskiego”. Dodatkowo sprawa wywołała bardzo duże zainteresowanie mediów po
tym, jak konferencję poświęconą śmierci poznańskiego dziennikarza zorganizowało Centrum Monitoringu Wolności Prasy we współpracy z Komitetem Społecznym „Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary”.
Jeszcze w marcu br. naczelnik wydziału śledczego Prokuratury
Okręgowej w Poznaniu Paweł Gryziecki napisał do pełnomocnika
ofiary, że powinien on posiadać tzw. certyfikat bezpieczeństwa, by
zapoznać się z tajnymi aktami w sprawie uprowadzonego w 1992 r.
dziennikarza. Fakt, że takie żądanie było bezpodstawne, potwierdzili przedstawiciele władz samorządu adwokackiego, mecenas Andrzej Reichelt oraz prof. Piotr Kruszyński.
źródło: Krzysztof M. Kaźmierczak, „Głos Wielkopolski”
14 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Konferencja:
Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary – 28.03.2011 r.
28.03.2011 r. w Domu Dziennikarza o 12.00 odby³a siê zorganizowana przez CMWP konferencja poœwiêcona sprawie zabójstwa
w 1992 r. Jaros³awa Ziêtary – dziennikarza „Gazety Poznañskiej”. Panelistami byli dziennikarze „G³osu Poznañskiego” i jednoczeœnie cz³onkowie Komitetu Spo³ecznego „Wyjaœniæ œmieræ Jaros³awa Ziêtary” –
Krzysztof M. KaŸmierczak i Piotr Talaga oraz dziennikarze œledczy –
Jerzy Jachowicz i Jaros³aw Jakimczyk. Moderatorem dyskusji by³ dyrektor Centrum Wiktor Œwietlik.
Wystosowano apel do premiera Donalda Tuska w sprawie przekazania prokuraturze dokumentacji by³ego Urzêdu Ochrony Pañstwa znajduj¹cej siê w zasobach Agencji Bezpieczeñstwa Wewnêtrznego, a dotycz¹cej Jaros³awa Ziêtary oraz apel do prokuratora generalnego w sprawie podjêcia na nowo umorzonego w 1999 roku œledztwa w sprawie porwania Jaros³awa Ziêtary i przekazanie go do prowadzenia prokuraturze
spoza Poznania. Pod dokumentami, które prezentujemy poni¿ej, podpisali siê wszyscy uczestnicy konferencji, m.in. wiceprzewodnicz¹cy klubu parlamentarnego PO Rafa³ Grupiñski, by³y marsza³ek Sejmu Ludwik
Dorn, Anna Marsza³ek z „Dziennika Gazety Prawnej”, Aleksandra £abêdzka z Biura Senatorskiego Jadwigi Rotnickiej, Sylwester Latkowski
i wiele innych osób.
Specjalny list do uczestników konferencji (równie¿ poni¿ej) skierowa³ przewodnicz¹cy Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek. Na sali pojawili siê przedstawiciele niemal wszystkich g³ównych mediów, a tak¿e
dziennikarze niezale¿ni.
Relacje z konferencji mo¿na znaleŸæ m.in. na stronach:
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/328296,apelujado-tuska-w-sprawie-zabojstwa-j.html
http://tvp.info/informacje/polska/apel-o-sledztwo-ws-smiercijaroslawa-zietary/4223844
http://www.polskatimes.pl/fakty/kraj/385514,ponowne-sledztwows-smierci-zietary-jest-apel-do,id,t.html
http://wiadomosci.wp.pl/wid,13265979,drukuj.html?ticaid=1c085
Do prezesa Rady Ministrów
W sprawie przekazania prokuraturze dokumentacji by³ego Urzêdu
Ochrony Pañstwa znajduj¹cej siê w zasobach Agencji Bezpieczeñstwa
Wewnêtrznego, a dotycz¹cej Jaros³awa Ziêtary
Szanowny Panie Premierze
1 wrzeœnia 1992 roku poznañski dziennikarz Jaros³aw Ziêtara znikn¹³
bez œladu. Dopiero w 1998 roku prokuratura ustali³a, ¿e zosta³ on
porwany i zamordowany. Œledztwo by³o bardzo bliskie ujawnienia prawdy o tym mordzie niemaj¹cym precedensu w demokratycznej Rzeczypospolitej. Szansa ta zosta³a jednak zaprzepaszczona. Dopiero po 12 latach wysz³o na jaw, ¿e zanim prokuratura wszczê³a formalnie postêpowanie dosz³o do skandalicznego zdarzenia: z prokuratury lub policji nast¹pi³ przeciek poufnych informacji do osoby wskazywanej przez
œwiadków jako wykonawca zbrodni. Nie tylko te okolicznoœci sprawy
Ziêtary s¹ bulwersuj¹ce, Wiele œwiadczy o tym, ¿e w okresie poprzedzaj¹cym porwanie Urz¹d Ochrony Pañstwa mia³ zwi¹zki z Jaros³awem
Ziêtar¹. Dowodz¹ tego zeznania trzech œwiadków oraz dokumenty, do
których dotarli niedawno dziennikarze. Ziêtarê próbowano zwerbowaæ
do pracy, a kiedy odmówi³ – zachêcano go do wspó³pracy ze s³u¿bami
specjalnymi: przekazywano informacje i tajne dokumenty. Konkretne
fakty dowodz¹ tak¿e, ¿e po porwaniu dziennikarza UOP podejmowa³
w tej sprawie dzia³ania. Prokuraturze nigdy nie przekazano jakichkolwiek informacji, którymi na temat Ziêtary dysponowa³y s³u¿by specjalne RP, chocia¿ mog³y one przyczyniæ siê do wyjaœnienia okolicznoœci
zbrodni. Bezskutecznie domaga³ siê tego przez lata nie¿yj¹cy ju¿ ojciec
poznañskiego dziennikarza. W 1994 roku Jerzy Zimowski, podsekretarz
stanu w MSW, poinformowa³ pisemnie Prokuraturê Generaln¹, ¿e „Jaros³aw Ziêtara nie pozostawa³ w zainteresowaniu UOP i nie figuruje
w ewidencji, jak i materia³ach archiwalnych UOP”. To kategoryczne
stwierdzenie bezsprzecznie mija³o siê z faktami.
Panie Premierze,
Zwracamy siê do Pana jako do prze³o¿onego s³u¿b specjalnych RP
o spowodowanie ujawnienia wszelkich informacji dotycz¹cych Jaros³awa Ziêtary, które znajduj¹ siê w posiadaniu tych s³u¿b, i przekazania ich
prokuraturze. W demokratycznej Polsce by³ tylko jeden przypadek morderstwa dziennikarza na zlecenie. To jest w³aœnie sprawa Jaros³awa Ziêtary. Ona powinna zostaæ wyjaœniona. Niejasna rola s³u¿b specjalnych nak³ada na organa pañstwowe szczególny obowi¹zek, by uczyniæ wszystko
co tylko mo¿na, by ca³a prawda o tej zbrodni ujrza³a œwiat³o dzienne.
Do Prokuratora Generalnego
W sprawie podjêcia na nowo umorzonego w 1999 roku œledztwa
w sprawie porwania Jaros³awa Ziêtary i przekazania go do prowadzenia
prokuraturze spoza Poznania
Szanowny Panie
1 wrzeœnia 1992 roku poznañski dziennikarz Jaros³aw Ziêtara znikn¹³
bez œladu. Œledztwo wszczêto po roku, potem umorzono, a dopiero
w 1998 roku prokuratura ustali³a, ¿e zosta³ on porwany i zamordowany.
Prowadzone przez Prokuraturê Okrêgow¹ w Poznaniu postêpowanie by³o
bardzo bliskie ujawnienia prawdy o tym mordzie niemaj¹cym precedensu
w demokratycznej Rzeczypospolitej. Spójne zeznania siedmiu œwiadków
wskazywa³y na konkretnego sprawcê, a ich relacje potwierdza³y wykonywane czynnoœci dowodowe. By³a szansa na wykrycie mocodawców zabójcy. Zosta³o to jednak zaprzepaszczone. Dopiero po 12 latach wysz³o na
jaw, ¿e jeszcze zanim prokuratura wszczê³a formalnie postêpowanie, dosz³o do skandalicznego zdarzenia: z poznañskich organów œcigania nast¹pi³ przeciek poufnych informacji do osoby wskazywanej przez œwiadków
jako wykonawca zbrodni. Mimo wiedzy o tak powa¿nym przestêpstwie
nie podjêto œledztwa w sprawie ustalenie sprawcy przecieku, chocia¿ trop
ten móg³ doprowadziæ do zleceniodawców i uczestników zabójstwa. W ostatnim czasie media ujawni³y tak¿e, ¿e w 1994 roku Prokuratura Generalna zosta³ wprowadzona w b³¹d przez MSW w sprawie dysponowania
przez Urz¹d Ochrony Pañstwa informacjami na temat Ziêtary. W 1994 roku Jerzy Zimowski, podsekretarz stanu w MSW, poinformowa³ pisemnie
Prokuraturê Generaln¹, ¿e „Jaros³aw Ziêtara nie pozostawa³ w zainteresowaniu UOP i nie figuruje w ewidencji jak i materia³ach archiwalnych
UOP”. To kategoryczne stwierdzenie bezsprzecznie mija³o siê z faktami.
W okresie poprzedzaj¹cym porwanie UOP mia³ zwi¹zki z Jaros³awem
Ziêtar¹. Dowodz¹ tego zeznania trzech œwiadków oraz dokumenty, do
których dotarli dziennikarze. Ziêtarê próbowano zwerbowaæ do pracy,
a kiedy odmówi³ – zachêcano go do wspó³pracy ze s³u¿bami specjalnymi.
Konkretne fakty dowodz¹ tak¿e, ¿e po porwaniu dziennikarza UOP podejmowa³ w tej sprawie dzia³ania. Prokuraturze nigdy nie przekazano jednak
jakichkolwiek informacji, którymi na temat Ziêtary dysponowa³y s³u¿by
specjalne RP, mimo i¿ mog³y byæ one przydatne w wyjaœnieniu okolicznoœci zbrodni.
Panie Prokuratorze Generalny,
W demokratycznej Polsce by³ tylko jeden przypadek morderstwa
dziennikarza na zlecenie. To jest w³aœnie sprawa Jaros³awa Ziêtary. Powinnoœci¹ prokuratury jest uczyniæ wszystko co tylko mo¿na, by ca³a
prawda o tej zbrodni ujrza³a œwiat³o dzienne. Ujawnione w ostatnim czasie okolicznoœci s¹ bulwersuj¹ce i wymagaj¹ rzetelnego zbadania.
W zwi¹zku z tym wnosimy o spowodowanie podjêcia umorzonego
w 1999 roku œledztwa w sprawie porwania Jaros³awa Ziêtary i przekazanie go do prowadzenia prokuraturze spoza Poznania, tak by zagwarantowaæ bezstronnoœæ postêpowania.
List Jerzego Buzka
Drodzy uczestnicy konferencji,
Od zamordowania Jaros³awa Ziêtary minê³o ponad 18 lat. Zasmuca
mnie fakt, ¿e do tej pory nie doczekaliœmy siê jej wyjaœnienia i ukarania
winnych. Sprawa Ziêtary to jedyne w demokratycznej Polsce niewyjaœnione zabójstwo zwi¹zane z wykonywaniem zawodu dziennikarza.
Z oburzeniem przyj¹³em niedawne doniesienia o dalece id¹cych nieprawid³owoœciach w œledztwie. Ujawnianie poufnych informacji przestêpcom uwa¿am za szokuj¹ce i skandaliczne. Mimo wszystko mam g³êbok¹ nadziejê, ¿e prokuratura zbada i wyjaœni wszystkie okolicznoœci
œmierci Jaros³awa Ziêtary. Trzeba rozwa¿yæ wszelkie rozwi¹zania mog¹ce pomóc œledztwu, w tym przekazanie sprawy do prokuratury spoza
Wielkopolski.
Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 15
Warszawa, 24.05.2011 r.
Pan
Bronis³aw Komorowski
Prezydent RP
Szanowny Panie Prezydencie,
Zwracamy siê do Pana z proœb¹ o skorzystanie z przys³uguj¹cych uprawnieñ i u³askawienie red. Jerzego Jachowicza.
Redaktor Jerzy Jachowicz jest cz³onkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a w œrodowisku dziennikarskim uwa¿any jest za klasyka polskiego dziennikarstwa œledczego. Jego pasja wykonywania zawodu, rzetelnoœæ dokumentacyjna spowodowa³y w 1990 roku atak
na jego mieszkanie – za dziennikarsk¹ dociekliwoœæ zap³aci³ wysok¹ cenê – zginê³a wówczas jego ¿ona.
Zawsze dr¹¿y³ sprawy trudne, nara¿a³ siê nawet „wysoko” postawionym przestêpcom, kierowa³ siê w swojej
trudnej pracy interesem spo³ecznym.
Nie dyskutujemy z wyrokiem S¹du Okrêgowego
w Warszawie z 21 paŸdziernika 2010 r., nie chcemy oceniaæ zebranego w sprawie materia³u dowodowego,
prosimy jedynie o u³askawienie znakomitego dziennikarza, którego publikacja spowodowa³a, ¿e ten, który walczy³ z przestêpczoœci¹, zosta³ skazany i wpisany do rejestru skazanych.
W imieniu
Zarządu Głównego SDP
WNIOSEK NA ZJAZD:
Do Zjazdu Sprawozdawczo-Wyborczego Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich, Warszawa 4–5 czerwca 2011 r.
Kole¿anki i Koledzy
Wnioskujê o przyznanie cz³onkostwa honorowego SDP
panu Alexowi Storozynskiemu.
Alex Storozynski jest dziennikarzem, wspó³laureatem
nagrody Pulitzera i prezesem jednej z najwa¿niejszych organizacji polonijnych na œwiecie, Fundacji Koœciuszkowskiej w Nowym Jorku.
W ostatnim czasie pan Storozynski przeprowadzi³ energiczn¹ kampaniê przeciw u¿ywaniu przez prasê amerykañsk¹ sformu³owania „polskie obozy koncentracyjne”.
Zebra³ 200 tysiêcy podpisów pod petycj¹ w tej sprawie.
Zgromadzi³ dokumentacjê umo¿liwiaj¹c¹ wytoczenie
winnym mediom procesów s¹dowych o dzia³anie w z³ej
wierze. Zorganizowa³ demonstracjê protestacyjn¹ pod redakcj¹ „The Wall Street Journal”. W rezultacie, uzyska³
zmianê tzw. style books, czyli redakcyjnych regulaminów
sformu³owañ w dziennikach „The New York Times”,
16 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
WA¯NY WNIOSEK NA ZJAZD
– dla skutecznych dzia³añ zmierzaj¹cych do wprowadzenia odpowiednich zmian w obowi¹zuj¹cym prawie (prawo prasowe, ustawa o dostêpie do informacji publicznej,
prawo o postêpowaniu przed s¹dami administracyjnymi), dotycz¹cych szybkiego i efektywnego dostêpu prasy do
informacji publicznej – przys³a³ red. Marek Wroñski.
Jedo zdaniem, do koniecznych zmian nale¿¹:
– skarga administracyjna o dostêp do informacji publicznej, wniesiona do s¹du przez dziennikarza posiadaj¹cego legitymacjê stowarzyszenia dziennikarskiego,
zwi¹zku zawodowego dziennikarzy, redakcji czy odpowiedniego zaœwiadczenia, ¿e osoba stale wspó³pracuje z dan¹
redakcj¹, powinna byæ za³atwiona w przyspieszonym trybie
(tak jak traktowane s¹ skargi wyborcze) przez odpowiedni
s¹d. Prawomocne rozpatrzenie skargi powinno trwaæ maksymalnie 60 dni w dwóch instancjach s¹dowych.
– s¹dy administracyjne powinny rozpatrywaæ skargi
wniesione zarówno przez redaktorów naczelnych, jak
i poszczególnych dziennikarzy zaskar¿aj¹cych odmowê
udostêpnienia informacji publicznej – na podstawie prawa prasowego.
Bez takich zmian ustawowych – pisze M. Wroñski –
nasz oficjalny dostêp do dokumentów jest obecnie fikcj¹.
Te szykany s¹ wymierzone we wszystkich dziennikarzy, bez wzglêdu na ich pogl¹dy czy sympatie polityczne.
Wiem o tym, bowiem w ci¹gu ostatnich 3 lat wytoczy³em kilkanaœcie procesów o dostêp do informacji
publicznej, a przecie¿ interesuj¹ mnie tylko plagiaty
i kanty naukowe w szkolnictwie wy¿szym!
„The Wall Street Journal” i „San Francisco Chronicle”.
Zabiega o zmianê regulaminów w agencji Associated
Press oraz w dzienniku „The Washington Post”.
Ostatnio rozpocz¹³ akcjê nacisku na w³adze o zniesienie wiz dla Polaków podró¿uj¹cych do Stanów Zjednoczonych.
Alex Storozynski otrzyma³ w 2006 roku Z³oty Krzy¿
Zas³ugi od prezydenta Polski Lecha Kaczyñskiego za artyku³y na temat Polski. W roku 2007 American Center of
Polish Culture w Waszyngtonie nagrodzi³ go za „wybitne
osi¹gniêcia w dziedzinie dziennikarstwa”.
By³ cz³onkiem kolegium nowojorskiego dziennika
„Daily News”, które w 1999 r. otrzyma³o nagrodê Pulitzera za artyku³y redakcyjne.
Alex Storozynski jest nie tylko wybitnym dziennikarzem amerykañskim, ale tak¿e cennym przyjacielem Polski w Stanach Zjednoczonych.
Jego biogram znajduje siê na stronie internetowej Fundacji Koœciuszkowskiej www.thekf.org/about/staff/
Alex_Storozynski/
Krzysztof Kłopotowski
6 maja, 2011
Centrum Prasowe
Foksal
w Domu Dziennikarza to jedno z pierwszych
centrów multimedialnych w Polsce. Od lat odbywaj¹ siê tu najwa¿niejsze wydarzenia medialne. Centrum Prasowe Foksal jest dobrze znane
wœród dziennikarzy, ludzi kultury, biznesu, polityki, w œrodowiskach twórczych.
W Centrum Prasowym Foksal organizujemy
konferencje prasowe, szkolenia, uroczystoœci
oraz debaty polityczne. Naszymi klientami s¹
tak¿e instytucje reprezentuj¹ce Uniê Europejsk¹. To nie wszystko – realizujemy równie¿ indywidualne zamówienia, m.in. pokazy mody,
uroczystoœci okolicznoœciowe, gale czy seminaria naukowe.
Firma Quality & Company od czerwca
2010 roku zarz¹dza Centrum Prasowym
Foksal. W Centrum Prasowym Foksal
w Warszawie, nale¿¹cym do Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich, organizowane s¹ przede
wszystkim wydarzenia medialne – konferencje
prasowe, spotkania promocyjne. Prowadzona
jest te¿ dzia³alnoœæ zwi¹zana z promocj¹ akcji
i kampanii spo³ecznych.
Centrum wspó³pracuje z administracj¹ rz¹dow¹ i samorz¹dow¹, integruje œrodowiska polityczne, gospodarcze i kulturalne. Tu spotyka siê
wiele znanych osób ¿ycia publicznego.
Multimedialne centrum wyposa¿one jest
w profesjonalny sprzêt techniczny. Odbywaj¹
siê tu nie tylko imprezy o charakterze konferencyjnym, ale i widowiskowe, jak pokazy
mody, bale, koncerty.
Quality & Company, którym kieruje Magdalena M³udzik-Kêdzia, serdecznie zaprasza.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 17
Nagrody SDP 2010
Anna Lisiecka
18. edycji dorocznych nagród
Stowarzyszenia Dziennikarzy
Polskich (6 grudnia 2010 r.)
G³ówn¹ Nagrodê Wolnoœci S³owa
za publikacje w obronie demokracji
i praworz¹dnoœci, demaskuj¹ce nadu¿ycia w³adzy, korupcjê, naruszanie
praw obywatelskich, praw cz³owieka,
ufundowan¹ przez Zarz¹d G³ówny
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w wysokoœci 20 tys. z³
otrzymuje Anna Lisiecka
autorka audycji „Kainowa zbrodnia”,
Pr. 1 Polskiego Radia z 20 sierpnia
2009 r.
– za mówienie bez nienawiœci o konflikcie narodów, o którym poprawnoœæ
polityczna nie pozwala mówiæ.
Honorowe wyró¿nienie otrzymuje Jaros³aw Mañka
autor audycji „Prywatne œledztwo majora Zakirowa”, TVP Kraków, listopad 2009
– za przybli¿enie postaci cz³owieka,
którego za uchylenie czêœci prawdy
katyñskiej przeœladowano w ojczyŸnie,
a nie doceniono w Polsce.
Nagrodê Watergate
za dziennikarstwo œledcze, ufundowan¹ przez Zarz¹d G³ówny Stowarzysze-
nia Dziennikarzy Polskich w wysokoœci 15 tys. z³
otrzymuje Marcin K¹cki
autor artyku³ów „Uciekajcie st¹d”,
„Centrum stomatologii pod lup¹ kontrolerów”, „Anatomia szkodliwego
milczenia”, „Gazeta Wyborcza” z 29
i 30 kwietnia 2010 r.
– za wstrz¹saj¹cy obraz nepotyzmu
i uk³adów w œrodowisku medycznym.
autor artyku³ów „Piekielny raj”,
„Z piek³a do raju”, „Nie zapominajcie o Haiti”, „Tygodnik Podhalañski” z 28 stycznia, 4 lutego i 4 marca
2010 r.
– za cykl trzech reporta¿y z Haiti
opartych na klasycznej zasadzie „zobaczy³em – opisa³em”, za niezwyk³¹
wartoœæ informacyjn¹, opisanie nieznanych faktów i okolicznoœci.
Honorowe wyró¿nienie otrzymuje
Ma³gorzata Koliñska-D¹browska
autorka cyklu artyku³ów „£owcy nieszczêœæ”, „Szkolenia ³owców nieszczêœæ”, „£owcy nieszczêœæ – czarne
owce”, „Gazeta Wyborcza” z 20, 21
i 22 lipca 2009 r.
– za ujawnienie mechanizmu zarabiania i budowania firm na ludzkim nieszczêœciu.
Honorowe wyró¿nienie otrzymuje Jerzy Haszczyñski
autor artyku³ów „Jemeñska szko³a
D¿ihadu” i „Wa¿ni ludzie z Adenu”,
„Rzeczpospolita” z 23–24 stycznia
i 19–20 czerwca 2010 r.
– za cykl reporta¿y z miejsca, gdzie rodzi siê kolejne pañstwo muzu³mañskie.
Nagrodê im. Kazimierza Dziewanowskiego
za publikacje o problemach i wydarzeniach na œwiecie, ufundowan¹ przez
wydawnictwo „Presspublica” w wysokoœci 10 tys. z³ otrzymuje Jurek Jurecki
Dagmara
Drzazga
Jurek
Jurecki
18 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Nagrodê im. Macieja £ukasiewicza
za publikacje na temat wspó³czesnej
cywilizacji i kultury, ufundowan¹
przez wydawnictwo „Presspublica”
w wysokoœci 10 tys. z³
otrzymuje Dagmara Drzazga
autorka audycji tv „Lech Majewski.
Œwiat wed³ug Bruegela”, TVP 2,
z 6 czerwca 2009 r.
Bianka
Mikołajewska
– za niezwyk³y dokument o powstaniu
dzie³a sztuki.
Wyró¿nienie honorowe otrzymuj¹:
Agnieszka Czy¿ewska-Jacquemet
autorka audycji radiowej „Ostatni lot”,
Polskie Radio Lublin, 28 stycznia
2010 r.
– za wielow¹tkowy reporta¿ o wspó³czesnym epizodzie spotkania polsko-francusko-angielskiego z wielk¹ histori¹ w tle
oraz
Katarzyna Kolenda-Zaleska
autorka audycji tv „Chwilami ¿ycie
bywa znoœne”, TVN SA z 28 lutego
2010 r.
– za nieoficjalny, dynamiczny, zupe³nie prywatny portret noblistki.
Nagrodê im. Eugeniusza Kwiatkowskiego
za dziennikarstwo ekonomiczne, ufundowan¹ przez PKO Bank Polski
w wysokoœci 10 tys. z³
otrzymuje Zbigniew Domaszewicz
autor artyku³u „Rekiny i leszcze polskiego netu”, „Przekrój” z 23 lipca 2009 r.
– za artyku³ o wizjonerach w biznesie
XXI wieku.
Honorowe wyró¿nienie otrzymuje
Zbigniew Bartuœ
autor artyku³u „Dymek nad Polsk¹”,
„Dziennik Polski” z 11 czerwca 2010 r.
– za dotarcie do pilnie strze¿onych tajemnic gospodarczych i pokazanie absurdu, który nabiera mocy prawnej
i si³y wykonawczej.
Nagrodê im. Stefana ¯eromskiego
za publikacje o tematyce spo³ecznej,
Agnieszka
Czyżewska-Jacquemet
ufundowan¹ przez Polskie Górnictwo
Naftowe i Gazownictwo S.A. w wysokoœci 10 tys. z³
otrzymuje Magdalena Grzeba³kowska
autorka artyku³u „Kocham Ciê. Zabijmy mê¿a”, „Gazeta Wyborcza” – Du¿y Format z 13 sierpnia 2009 r.
– o nowej generacji firm hien – naci¹gaczy SMS-owych.
Honorowe wyró¿nienia otrzymuj¹:
Jolanta Krysowata oraz Patrick
Yoka
autorzy artyku³u „Zmartwychwstania
mia³o nie byæ”, publikowanego na
stronie internetowej Centrum Jana Paw³a II www.centrumjp2.pl 18 kwietnia
2010 r.
– za szczególny wymiar misji dziennikarskiej – trwanie przy bohaterach.
oraz
Bianka Miko³ajewska
autorka artyku³u „Z³ote dzieci”, „Polityka” z 16 stycznia 2010 r.
– za rzetelny dziennikarski raport
o biznesach nastolatków i naiwnoœci
ich rodziców.
Nagroda im. Boles³awa Wierzbiañskiego
Fundacji Przestrzeni Obywatelskiej
Pro Publico Bono
– za podejmowanie wa¿kich tematów
spo³ecznoœci lokalnych dla redakcji
niezale¿nych gazet i czasopism (tzn.
niezwi¹zanych z koncernami medialnymi i samorz¹dami), wydawanych
w miejscowoœciach do 100 tys. mieszkañców.
Nagrodê tê, przyznan¹ przez jury Konkursu SDP w porozumieniu z kapitu³¹
Nagrody Pro Publico Bono, ufundowan¹ ze œrodków Polsko-Amerykañskiej
Zbigniew
Domaszewski
Fundacji Wolnoœci w wysokoœci 15 tys. z³
otrzymuje „Tygodnik Siedlecki”
– za profesjonalne dziennikarstwo,
wzmacnianie poczucia wiêzi spo³ecznej, to¿samoœci lokalnej i lokalnego
patriotyzmu.
Nagrodê im. Jerzego Zieleñskiego
za popularyzacjê wiedzy w ró¿nych
dziedzinach, ufundowan¹ przez Rodzinê Patrona w wysokoœci 5 tys. z³
otrzymuje B³a¿ej Wandtke
autor audycji telewizyjnej „Tajemnice
Poznania – tajemnica domu na So³aczu”, Telewizja WTK, 24 listopada
2009 r.
– za pasjê poznawania historii ma³ej
Ojczyzny.
Honorowe wyró¿nienie otrzymuje
Aleksandra Fudala
autorka audycji telewizyjnej „W pogardzie i chwale. Wojciech Korfanty”, producent wykonawczy TVP Katowice dla
TVP Historia, we wrzeœniu 2009 r.
– za filmow¹ biografiê wybitnego œl¹skiego polityka, którego losy do dziœ
wywo³uj¹ emocje.
Nagrodê im. prof. Stefana Myczkowskiego
klubu Publicystów Ochrony Œrodowiska „Ekos”
– za publikacje o problemach ochrony
œrodowiska, ufundowan¹ przez Bank
Ochrony Œrodowiska SA w wysokoœci
5 tys. z³
otrzymuje Halina Londowska
autorka audycji radiowej „Grupa przetrwania”, PR Bia³ystok z 15.09.2009 r.
– za radiowy reporta¿ z bagien biebrzañskich z udzia³em ptaków, ludzi i maszyn.
Zbigniew
Bartuś
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 19
„akftekst”
Wielkopolscy dziennikarze nagrodzeni
Anna Kopras-Fijołek
Dziennikarstwo jest uważnością
Arkadiusz Jakubowski z „Panoramy
Leszczyñskiej” zosta³ laureatem Nagrody im. Wojciecha Dolaty w konkursie zorganizowanym przez Wielkopolski Oddzia³ Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
– Co roku staramy siê doceniaæ i nagradzaæ osoby, dla których bycie
dziennikarzem to nie tylko rzetelne wykonywanie swojej pracy, ale równie¿
ogromna, niezwyk³a pasja i nierzadko
prawdziwe powo³anie – podkreœli³a
Anna Kopras-Fijo³ek, prezes WO SDP,
cz³onek jury. Werdykt komisji oceniaj¹cej nades³ane prace przedstawi³
prof. Piotr Œliwiñski. – Dziennikarstwo
jest uwa¿noœci¹ – nie ma dobrego
dziennikarstwa bez uwa¿noœci. Jest te¿
namiêtn¹ pogoni¹ za rzeczywistoœci¹
(...) – powiedzia³ prof. Piotr Œliwiñski.
Mówi³ te¿ o uzale¿niaj¹cym wp³ywie
rozmawiania o nades³anych na konkurs
pracach. – Otó¿, kiedy siê rozstajemy,
lekko pok³óceni, ja natychmiast zaczynam przystêpowaæ do têsknoty za nastêpn¹ okazj¹ do tego, ¿ebyœmy siê lekko albo i nielekko pospierali (...) – podkreœli³ przewodnicz¹cy jury.
Drugie miejsce zajêli B³a¿ej Wandtke z WTK i Tomasz Szternel z „Wia-
domoœci Wrzesiñskich”, trzecie –
Krzysztof M. KaŸmierczak z „G³osu
Wielkopolskiego”. Wyró¿nienie przyznano o. Paw³owi Kozackiemu
(„W drodze”).
Zenon Bosacki, od pocz¹tku zasiadaj¹cy w jury, pomys³odawca przyznawania nagrody Virtuti Civili,
przedstawi³ historiê konkursu, który
w tym roku zosta³ zorganizowany ju¿
po raz dziesi¹ty. W ci¹gu tych lat nagrodzonych i wyró¿nionych zosta³o
ok. 100 dziennikarzy z ró¿nych mediów – prasy, radia i telewizji, z ca³ej
Wielkopolski.
LAUREACI KONKURSU
Laureaci
Red. Zenon Bosacki
I miejsce – ARKADIUSZ JAKUBOWSKI, „Panorama
Leszczyñska”
– za wybitne walory warsztatu dziennikarskiego, umiejêtnoœæ dostrze¿enia tematu i problemu, atrakcyjnoœæ i rzetelnoœæ realizacji dziennikarskich zamierzeñ, dociekliwoœæ
i przenikliwoœæ, rzadk¹ zdolnoœæ szczêœliwego ³¹czenia
akcji i refleksji.
Jury doceni³o ca³oœæ przedstawionej pracy laureata, ze
szczególnym naciskiem na tekst „Mniej znana twarz baronowej”, w którym autor – podejmuj¹c sprawê omawian¹ ju¿
kiedyœ – prowadzi j¹ dalej, pokazuje jej ukryte strony, dope³nia i dramatyzuje.
II miejsce – B£A¯EJ WANDTKE, WTK
Рza odkrywczoϾ i dociekliwoϾ w przedstawianiu spraw
historycznych, lecz nieprzedawnionych; za nowoczesn¹
formê prezentacji i zrozumienie, ¿e sensacja bywa dzieckiem niewiedzy, lecz niewiedza bywa równie¿ koñcem
(grobem) sensacji; za d¹¿enie do atrakcyjnoœci, która kar20 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
mi siê rzetelnoœci¹; za nieprzeciêtny warsztat, pomys³owoœæ, polot.
II miejsce – TOMASZ SZTERNEL, „Wiadomoœci
Wrzesiñskie”
– za bezkompromisowe, konsekwentne dociekanie prawdy
o „stosunkach w ma³ym mieœcie”, nepotyzmie, niesprawiedliwoœci, krzywdzie; za dziennikarstwo spo³eczne, interwencyjne, zaanga¿owane na naprawdê wysokim poziomie warsztatowym i emocjonalnym.
III miejsce – KRZYSZTOF M. KAMIERCZAK,
„G£OS WIELKOPOLSKI”
– za umiejêtnoœæ o¿ywiania problemów i kontrowersji przesz³oœci oraz paradoksalne wykorzystywanie Ÿróde³ ze swej
natury nies³u¿¹cych prawdzie i dobru („Gdyby nie teczki
SB”); za nieustêpliwoœæ w stosunku do krzepi¹cych mitów, które zastêpuj¹ nagie fakty; za po¿ywn¹, po¿yteczn¹
dyskusyjnoœæ jego tekstów.
Wyró¿nienie – o. PAWE£ KOZACKI, „W drodze”
– za nieœpieszn¹ opowieœæ o Afryce, która – korzystaj¹c
z dzia³alnoœci misyjnej – pozostaje sob¹: królestwem g³êboko zakorzenionej innoœci, dla Europejczyka, chrzeœcijanina, misjonarza, bêd¹cej wyzwaniem, zadaniem i problemem do przemyœlenia; za reporta¿ o ideach i wartoœciach,
ciekawie przedstawiaj¹cy Kamerun oraz inspiruj¹cy do refleksji nie tylko o jego problemach.
Niektóre wypowiedzi laureatów:
Arkadiusz Jakubowski
– Pewnie nam, badaczom ma³ych ojczyzn, trudno konkurowaæ z tematami poruszanymi przez „du¿e” media, regionalne czy ogólnopolskie. Waga tych tematów nie jest pewnie
taka ogromna. Niemniej jednak uwa¿am, ¿e warto to robiæ.
Ta nagroda to dla mnie bardzo du¿a frajda i satysfakcja.
Krzysztof M. KaŸmierczak
– Bardzo dziêkujê jury, tym bardziej ¿e to pierwsza nagroda, pierwsze wyró¿nienie po 20 latach mojego dziennikarstwa. Cieszê siê z docenienia artyku³ów o tematyce historycznej – nie dotycz¹ one spraw bie¿¹cych, ale spraw
wa¿nych i takich, które d³ugo jeszcze wa¿nymi pozostan¹.
o. Roman Bielecki (w zastêpstwie o. Paw³a Kozackiego)
– Jak pañstwo widz¹, oczywiœcie, nie jestem Paw³em Kozackim. Jestem Romanem Bieleckim, ale równie¿ dominikaninem. Z racji tego, ¿e Pawe³ jest przeorem klasztoru w Krakowie (w tym czasie, jak pisa³ artyku³, jeszcze nim nie by³)
i w tym momencie, jeszcze przez 10 minut spowiada – niestety, nie móg³ przybyæ, ale bardzo dziêkuje.
Najfajniejsze w tym artykule jest to, ¿e zacz¹³ ¿yæ w³asnym
¿yciem. To jest artyku³ o naszym wspó³bracie, który zosta³
w Kamerunie i teraz wraca. Wczeœniej zosta³ zostawiony na
pastwê losu. Artyku³ wywo³a³ dyskusjê w naszym zakonie
i dziêki temu nastêpni bracia, którzy pojechali, zostali przez
nas lepiej zaopatrzeni – i materialnie, i mentalnie. Dziêki temu ta misja ocala³a.
B³a¿ej Wandtke podziêkowa³ tym, którzy wspó³pracowali
z nim przy tworzeniu nagrodzonego materia³u telewizyjnego .
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 21
Dziennikarstwo jest w stanie dobrym. Odwrotnie do rzeczywistości.
Piotr Śliwiński podczas zakończenia konkursu za rok 2004; literaturoznawca, od 7 lat przewodniczący jury.
Historia konkursu Wielkopolskiego Oddziału SDP (1999–2010)
Ten kontrast (zob. motto) wobec otaczaj¹cej nas rzeczywistoœci widaæ te¿ w krótkiej, bo
ledwo 12-letniej historii naszego konkursu.
Kiedy np. w Poznaniu w³aœnie w tym okresie
coraz czêœciej mówimy o destabilizacji wskutek niezbyt udolnego rz¹dzenia miastem – nasze przedsiêwziêcie dojrzewa i stabilizuje siê.
W kwietniu br. zakoñczyliœmy konkurs ledwie dziesi¹ty. Chocia¿ nagradzane materia³y
siêgaj¹ jeszcze nawet poprzedniego pokolenia,
wyró¿nialiœmy za nie od roku 1999 do dziœ,
tylko dziesiêæ razy. W latach 2001 oraz 2006
konkurs im. Wojciecha Dolaty, niestety, nie
odby³ siê.
Trudny nie tylko początek
(czemu znowu politycznie?)
¯eby zobrazowaæ, jak konkurs siê zmienia³, przypomnijmy decyzje jury za rok 1999,
wtedy dziesiêciolecie wielkiej przemiany politycznej w Polsce, kiedy postanowiliœmy dokonywaæ corocznego przegl¹du osi¹gniêæ dziennikarzy Wielkopolski. Trzeba tu podkreœliæ, ¿e
wœród niezmiennych elementów naszego
przedsiêwziêcia utrzymaliœmy zasadê wyró¿niania kole¿anek i kolegów pracuj¹cych nie
tylko w naszym województwie, ale i wszystkich pisz¹cych, mówi¹cych o tej czêœci kraju
i pokazuj¹cych j¹.
Tak wiêc, w pierwszym konkursie postanowiliœmy przyznaæ wyj¹tkow¹ nagrodê Srebrnego Pióra red. Stefanowi Bratkowskiemu,
niestrudzonemu propagatorowi Wielkopolski,
autorowi m.in. scenariusza jednego z najwartoœciowszych seriali polskich „Najd³u¿szej
wojny nowoczesnej Europy”. To wyj¹tkowe
wydarzenie telewizyjne zapewne odmieni³o
nieco opinie Polaków o poznaniakach...
W latach 90. ub.w. wesz³y w Polsce do zawodu dziennikarskiego tysi¹ce m³odych ludzi.
Podkreœliliœmy ten fakt dwiema nagrodami.
Za najlepszy start
w latach 1995–1999 nagrodê odebra³ Tomasz Wojtala z „¯ycia Pleszewa”, a Nagrodê
M³odych za rok 1999 zdoby³ Piotr Bojarski
z poznañskiej redakcji „Gazety Wyborczej”.
Laur g³ówny w tym roku otrzyma³y s³awne
ju¿ wtedy w Europie, zdobywczynie Prix Italia, Maria Blimel i Wanda Wasilewska, autorki reporta¿u radiowego o kombatantach Poznañskiego Czerwca 1956. Druga nagroda
przypad³a S³awomirowi Kmiecikowi z „G³osu
Wielkopolskiego” za ksi¹¿kê „Wolne ¿arty”,
zbiór dowcipów politycznych, w którym znalaz³y siê ¿arty obœmiewaj¹ce nie tylko „komunê”. Wywo³a³o to w roku 2000 spore kwasy na
posiedzeniu jury, któremu przewodniczy³a
wtedy Ma³gorzata Musierowicz... Zreszt¹ niestety, do dziœ w polskim dziennikarstwie z trudem idea bezstronnoœci i prawdy materialnej
przebija siê ledwo ledwo przez wielopokoleniow¹ tradycjê postawy politycznej. Niezaniechanej, odwróconej tylko w latach 1989–1990;
i to w ca³ej Polsce. Wyró¿niliœmy te¿, jako ¿y-
22 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
wy znak odrodzonej niezale¿nej prasy
tzw. sublokalnej, ca³y zespó³ „¯ycia Pleszewa”, kierowany przez Aleksandrê Pilarczyk.
W ¿yciu spo³eczno-politycznym kraju pojawi³a siê nowa (lub raczej reaktywowana po
dwóch pokoleniach) wielka instytucja, samorz¹d lokalny. W roku 2000 przypad³o jego
10-lecie. Nagrodê dla dziennikarza wyró¿niaj¹cego siê w przedstawianiu tej problematyki
ufundowa³ marsza³ek województwa wielkopolskiego. Nasz s¹d konkursowy nagrodzi³ za
ten rok Aleksandrê Przybylsk¹, m³od¹ dziennikarkê oddzia³u poznañskiego „Gazety Wyborczej”, odwa¿nie, krytycznie i skutecznie
pisz¹c¹ o w³adzach Poznania.
Radio
Poziom dziennikarstwa wielkopolskiego
oceniany przez pryzmat wyników naszego
konkursu, wskazywa³by, ¿e w nowej rzeczywistoœci najlepiej radzili sobie dziennikarze
z redakcji, które potrafi³y zachowaæ wysoki
standard fachowoœci i merytorycznie godziwy
obiektywizm. Nale¿y do nich niew¹tpliwie
poznañskie Radio Merkury. Jego reprezentacyjna para reporta¿ystek – Blimel i Wasilewska swoje mo¿liwoœci wykaza³a równie¿ w roku 2002, zdobywaj¹c drug¹ nagrodê g³ównie
za materia³ o Jacku Kaczmarskim, w roku,
kiedy I nagrody w ogóle nie przyznaliœmy. Jury wyró¿ni³o te¿ wtedy m³odego dziennikarza
zasilaj¹cego redakcjê materia³ami z tzw. prowincji, Rafa³a Regulskiego, twórcê audycji
„Meramont tonie” i „Skandal w Zamku Kórnickim”. Ten sam zdolny reporta¿ysta, obdarzony du¿ym poczuciem humoru, a specjalizuj¹cy siê zw³aszcza w drobnych formach,
uzyska³ wyró¿nienie i w nastêpnym konkursie, m.in. za pozycje pt. „Pompa” i „Demokracja w Biernatkach”. Rafa³ Regulski niejako
ukoronowa³ swoje uczestnictwo w naszej rywalizacji w roku 2005, zdobywaj¹c za reporta¿e radiowe I nagrodê im. Wojciecha Dolaty.
Nie do koñca chyba pokazali swoje mo¿liwoœci inni dziennikarze radiowi naszego œrodowiska, po prostu nie przysy³aj¹c systematycznie swoich materia³ów na nasz konkurs. Dotyczy to np. Roberta Mirzyñskiego (Polskie
Radio Merkury), zdobywcy III nagrody za rok
2009, kiedy opublikowa³ reporta¿ „Strona po
stronie”, demonstruj¹c bardzo trudn¹ sztukê omawiania literatury pisanej – w radiu.
Prasa poznańska,
czyli festiwal „Gazety Wyborczej”
Spoœród tysi¹ca kilkuset materia³ów dziennikarskich, które jury konkursu ocenia³o
w omawianych latach, ponad tysi¹c to artyku³y prasy drukowanej. W naszym województwie w ostatnich kilkunastu latach, m.in.
dziêki dzia³alnoœci tzw. Prasy Polskiej, czyli
koncernu niemieckiego – zosta³a jedna jedyna
du¿a redakcja prasowa – „G³os Wielkopolski”, a w niej pewne (mimo wszystko) pozo-
NR 102–103/2011
sta³oœci dobrych tradycji polskiego dziennikarstwa. Wspomnia³em ju¿ o odwa¿nej ksi¹¿ce Kmiecika. Warto pamiêtaæ, ¿e w „G³osie”
zaczyna³ te¿ Marcin K¹cki, który wraz z Leszkiem Waligór¹ w roku 2002 zdoby³ u nas jedyne wyró¿nienie prasowe po publikacji materia³u „Majstersztyki minister skarbu...” Kolejnym, bardzo mocnym akcentem „G³osowym” by³a w konkursie im. Dolaty I nagroda
dla Anny Plenzler za lata 2006-2007, autorki
cyklu artyku³ów o aferze dyrektorskiej w Muzeum Archeologicznym, a w³aœciwie w Urzêdzie Miasta Poznania. Wreszcie, w ostatnim
konkursie – za rok 2010 – trzeci¹ nagrodê zdoby³ „g³osowiec” (wychowanek nieszczêsnej
„Gazety Poznañskiej”, poch³oniêtej bez œladu
przez wspomniany koncern) – Krzysztof KaŸmierczak, ryzykownie tropi¹cy najnowsz¹ historiê Wielkopolski.
Jedyn¹ konkurencj¹ dla „G³osu Wielkopolskiego” jest obecnie lokalny dodatek do „Gazety Wyborczej”. Redakcja oddzia³u poznañskiego zgarnê³a w sumie w naszym konkursie
najwiêcej nagród. Wspomnijmy tylko, ¿e najwiêksze gwiazdy konkursu naszego oddzia³u
SDP to Marcin K¹cki i Piotr Bojarski. Tylko ci
dziennikarze zdobyli u nas I nagrody dwukrotnie. Bojarski za rok 2000 (co prawda, po orzeczeniu s¹du konkursowego, do którego troje
cz³onków jury zg³osi³o votum separatum; znowu ta polityka...) i za rok 2008, kiedy og³osi³
rewelacyjne materia³y IPN o bohaterze Poznañskiego Czerwca, Stanis³awie Matyi.
O dwóch zwyciêstwach K¹ckiego w równorzêdnym konkursie Virtuti Civili – poni¿ej.
W konkurencji ogólnej Marcin K¹cki te¿ zdobywa³ nagrody: drugie – za lata 2000–2007;
wraz z Micha³em Kopiñskim zdemaskowali
pos³ankê kupuj¹c¹ g³osy wyborców w Pile;
oraz w roku 2009 (za 2008) z Rafa³em Adamczakiem – za reporta¿ o skandalu w poznañskiej izbie wytrzeŸwieñ.
Nagrodê M³odych za rok 2000 zdoby³ Bartosz Borowski z „Wyborczej”, a jednoczeœnie
Aleksandra Przybylska, tropi¹ca afery poznañskie, nagrodzona w tym¿e roku – trzy lata póŸniej uzyska³a wyró¿nienie po publikacji
o Parku Kulczyków. Za rok 2005 wyró¿niono
Dariusza Jaworskiego z „Wyborczej” za obszerny materia³ „Kim pan jest, panie Kulczyk”. Przed rokiem drug¹ nagrodê im. Dolaty za informacje w³asne i swoich kolegów –
oraz upublicznienie g³oœnej sprawy odebrania
dziecka Wioletcie Szwak, a potem skandalicznej, bezprawnej sterylizacji tej kobiety –
odebra³a Violetta Szostak.
Poznañ to ¿ywy oœrodek prasy katolickiej,
a w naszym konkursie najmocniejszym tego
dowodem jest Stanis³aw Zasada, wolny strzelec, publikuj¹cy w „Tygodniku Powszechnym”
i „W drodze”, który w roku 2004 zosta³ zwyciêzc¹ naszego konkursu za g³êboko humanitarne, rzetelne i dociekliwe materia³y: „Zabiæ
ksiêdza” o ojcu Honoriuszu (Kowalczyku)
oraz „Nie opuszczê ciê...” Po trzech latach
Staszek uzyska³ jedn¹ z dwóch drugich nagród
poniewa¿ w reporta¿ach spo³eczno-obyczajowych konsekwentnie – jak to okreœli³ prof.
Œliwiñski – „przeciwstawia siê atrakcyjnoœci
z³a”... Dok³adnie taki sam sukces odniós³
w roku 2008. W roku bie¿¹cym wyró¿niliœmy
symptomatyczny reporta¿ dominikanina,
o. Paw³a Kozackiego „Dlaczego chcesz wracaæ” – o pracy misjonarzy.
Kiedy mówimy o dziennikarstwie w ogóle,
o dziennikarstwie poznañskim – nie wolno zapominaæ o fotografii prasowej, której nasz
konkurs w zasadzie nie obejmuje. Zd¹¿yliœmy
tylko wyró¿niæ nie¿yj¹cego ju¿ od kilku lat Jerzego Unierzyskiego. W roku 2000 za album
„Poznañ” oraz trzy lata póŸniej, nagrod¹ specjaln¹ w 40-lecie dokumentowania naszego
miasta obiektywem.
A gdy mowa o nagrodach za tematy szczególne, przypomnijmy wyró¿nienie w roku
2005 Eweliny Wêglewskiej, przedstawiaj¹cej
problemy niepe³nosprawnych.
W małych miastach pracuje się
trudniej?
Prasoznawcy wiedz¹, ¿e tradycyjnie od
XIX w. prasa lokalna najsilniejsza by³a na
Œl¹sku i w Wielkopolsce. Jak jest dziœ, bez
aparatu naukowego trudno oceniæ; w naszym
konkursie nie chc¹ siê niczym pochwaliæ tak
spore oœrodki, jak Kalisz, Konin, Gniezno. Jeszcze parê lat temu Konkurs im. Dolaty obsy³ali dziennikarze z W¹growca, S³upcy, Wolsztyna... Zniechêcili siê? Trudno wypowiadaæ
siê o niezale¿noœci gazet czy stacji radia i telewizji. Z jednej strony, wiele redakcji przesz³o
w rêce mo¿nych firm zagranicznych i centralnych; a niektóre, co gorsza, sta³y siê w³asnoœci¹ takich potentatów nie tylko finansowych,
jak g³oœny senator spod Pi³y. Na pewno nie
mo¿na zaliczaæ do wolnej prasy tytu³ów firmowanych przez samorz¹dy lokalne; to wydawane za publiczne pieni¹dze, biuletyny – dziêki
fatalnemu ustawodawstwu „wiecznych” – prezydentów, burmistrzów i wójtów, a nie gazety.
Tak jak nasz pierwszy konkurs by³ benefisem „¯ycia Pleszewa”, tak w nastêpnym spore sukcesy odnios³a „Gazeta Jarociñska”. Drug¹ nagrodê dla m³odych zdoby³ Robert KaŸmierczak, a najodwa¿niejsza okaza³a siê jego
kole¿anka redakcyjna – Anna Kopras-Fio³ek.
Po czterech latach podobnie dzielna dziennikarka znalaz³a siê we Wrzeœni. A w takich
mniejszych miastach odwaga jest dro¿sza;
o czym za chwilê.
W roku 2003 po raz pierwszy da³ o sobie
znaæ i zosta³ wyró¿niony Arkadiusz Jakubowski z „Leszczyñskiego ABC” za „Terror gangsterów”. Wyró¿nienie zdoby³a te¿ bardzo aktywna dziennikarka, red. naczelna „Rzeczy
Krotoszyñskiej”, Romana Hyszko, po artykule „Czy radnych mo¿na kupiæ”. Jakubowski –
Arkadiusz (a nie Aleksander, jak w internecie), tym razem z „Panoramy Leszczyñskiej”,
znowu znalaz³ siê wœród wyró¿nionych. Rok
póŸniej sta³ siê laureatem ju¿ III nagrody,
a w roku 2010/2011 za trzy znakomite artyku³y, ró¿ne tematycznie i stylistyczne – wspi¹³
siê na najwy¿sze podium. Pierwszy raz w konkurencji ogólnej zwyciê¿y³ dziennikarz spoza
Poznania. Dobry poziom prasy „sublokalnej”
zosta³ w tym roku uwidoczniony tak¿e przez
drug¹ nagrodê (jedn¹ z dwóch drugich) dla
Tomasza Szternela z Wrzeœni.
Telewizja
Dziennikarze telewizji nie mieli pocz¹tkowo szczêœcia do naszego jury; a mo¿e odwrotnie. Dopiero w drugim konkursie da³y znacz¹co o sobie znaæ dziennikarki telewizyjne
(potem prominentne) Jolanta Hajdasz i Agata
£awniczak, ale bez kamer. Zdoby³y drug¹ nagrodê – za ksi¹¿kê o Janie Nowaku-Jeziorañskim. Festiwalem mediów elektronicznych
okaza³ siê nasz konkurs z lat 2001–2002. Poza
wspomnianymi ju¿ sukcesami radiowców –
dwie drugie nagrody – za dokumenty (pierwszej wtedy w ogóle nie przyznano) przypad³y autorkom telewizyjnym; Monice Górskiej,
autorce „Dnia po dniu” (hiobowa historia rodzinna) i „Krów pana kierownika” oraz Bognie Wojtkowiak za mogileñski horror „Bêdziesz martwy” i film „Odezwij siê”. Trzeci¹
nagrodê zdoby³a Aleksandra Miedziejko za
materia³y o b³êdzie lekarza „Faul” oraz o zamordowaniu ch³opca „Starsza siostra”. Wreszcie w roku 2004 – zwyciêstwo telewizji; I nagrodê otrzyma³a Anna Kochnowicz, twórczyni filmu o monumentalnych rzeŸbach Magdaleny Abakanowicz „Nierozpoznani”. Potem
d³uga przerwa, ale w roku ubieg³ym ponownie
za najlepsze uznaliœmy dzie³o telewizyjne –
obszerny dokument Wojciecha D¹brówki
z TVP w Warszawie o tajemniczym zabójstwie Jaros³awa Ziêtary, dziennikarza „Gazety
Poznañskiej”. Temat nienowy, ale przekonuj¹co ukazuj¹cy wieloletni¹ bezsilnoœæ aparatu
œcigania w tej sprawie i dziwne manipulacje
wymiaru sprawiedliwoœci... Nagroda specjalna wydawcy „Wiadomoœci Wrzesiñskich” za
wartoœciowe, wysmakowane reporta¿e o sztuce (taniec i plastyka) przypad³a znów Annie
Kochnowicz. I wreszcie, za rok ubieg³y drug¹
nagrodê przyznaliœmy koledze z telewizji niepublicznej (to u nas precedens) WTK (wielkopolska, kablowa), B³a¿ejowi Wandtkemu, który podj¹³ próbê podwa¿enia starej (od lat
szeœædziesiêciu) poznañskiej legendy(?)
o mordzie politycznym. Wandtke zaczyna³
zreszt¹ pracê dziennikarza w prasie pisanej.
Dziennikarstwo
– zawód odważnych
Od roku 2000 postanowiliœmy przyznawaæ
równorzêdne do nagród im.Wojciecha Dolaty,
za dziennikarstwo wnikliwe i rzetelne – nagrody Virtuti Civili (Odwadze Cywilnej), dziennikarzom odwa¿nym, co nie zawsze znaczy
œledczym. Nieraz nie potrzeba z³a specjalnie
podgl¹daæ i dociekaæ; wszyscy je widz¹, ale
nie ma odwa¿nego, by o tym g³oœno powiedzieæ. Pierwsz¹ z tych nagród odebra³a w roku
2001 m³oda dziennikarka „Gazety Jarociñskiej”, Anna Kopras-Fijo³ek, po opublikowaniu cyklu materia³ów o nadu¿yciach w firmie
Jarkon. Ania i jej szef (Piotr Piotrowicz) zdecydowali siê upubliczniæ zebrane materia³y,
mimo gróŸb, jakie dociera³y do redakcji.
W ma³ych œrodowiskach trudniej zdobyæ siê
na odwagê.
I w wielkich spo³ecznoœciach te¿ jednak
nieraz prawdê trzyma siê pod korcem. W nastêpnym roku jury, wtedy pod przewodni-
ctwem Stefana Bratkowskiego (choæ z uwagi
na stan zdrowia, telefonicznym), przyzna³o
nagrodê Virtuti Civili nie dziennikarzowi, ale
teologowi poznañskiemu, ks. Tomaszowi
Wêc³awskiemu, który swymi dzia³aniami
i wywiadem w „Tygodniku Powszechnym”
spowodowa³ nag³oœnienie niegodnych dzia³añ
tutejszego arcybiskupa, wyrêczaj¹c nas,
dziennikarzy. Prof. Wêc³awski nagrody nie
przyj¹³ ze wzglêdów dla nas oczywistych.
Zw³aszcza dziœ...
Za rok 2003 nagrodê odwa¿nych otrzyma³
Marcin K¹cki, ju¿ wtedy z „Gazety Wyborczej”
– za artyku³y: „Wszyscy wiedzieli, wszyscy
milczeli” (jak¿e symptomatyczny tytu³!)
o pedofilu, dyrektorze chóru ch³opców „Polskie S³owiki”; „Ciche etaty” – o powi¹zaniach
urzêdników miasta Poznania ze spó³k¹ Dromo; a tak¿e „Ukrêciæ ³eb” – o nieprawoœciach
w komisariacie Poznañ Pó³noc. W roku nastêpnym laureatk¹ Virtuti Civili zosta³a znów kobieta, Dorota Tomaszewska z „Wiadomoœci
Wrzesiñskich”, która ujawni³a wstrz¹saj¹ce
i nios¹ce dla autorki ryzyko – informacje o powi¹zaniach policji z, delikatnie mówi¹c, œwiatem przestêpczym. W tej samej kategorii wyró¿nienie I stopnia przyznaliœmy autorom
publikacji w „¯yciu Rawicza” – o tamtejszych
braciach kurkowych, zabawiaj¹cych siê strzelaniem do portretu ¿yj¹cego wtedy jeszcze Jana Paw³a II.
W roku 2006 ponownie I nagrodê Virtuti
Civili zdoby³ Marcin K¹cki, wtedy ju¿ wyrastaj¹cy na pierwszego œledczego mediów polskich. Nawet Samoobrona siê ju¿ przed nim
nie obroni³a. Jeden z tytu³ów jego doniesieñ:
„Poznañ bandytów”.
Wyró¿nialiœmy te¿ nadal dziennikarzy
z ma³ych miast, którzy odwa¿aj¹ siê demaskowaæ nadu¿ycia w³adz lokalnych.
W roku nastêpnym zarz¹d Oddzia³u Wielkopolskiego SDP postanowi³ odejœæ od nagrody dla odwa¿nych. Trochê szkoda, bo tak¿e
wœród laureatów ostatnich naszych konkursów
byli koledzy zas³uguj¹cy na szczególne wyró¿nienie. Jako wspó³twórca (wraz z Piotrem
Grochmalskim) Konkursu im. Wojtka Dolaty
i pomys³odawca Virtuti Civili, jestem wdziêczny Zarz¹dowi Oddzia³u Wielkopolskiego
SDP za – jak na razie formaln¹ – reanimacjê
tej nagrody. Podnieœmy rangê odwagi dziennikarskiej. Kiedy dosz³o do tego, ¿e na zjeŸdzie
Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich nie
sposób przywróciæ w statucie zapisu zobowi¹zuj¹cego nas do troski o prawdê, znaczy, ¿e
istotnie zbli¿aj¹ siê ciê¿kie czasy. S¹ i inne,
nieporównanie bardziej widoczne znaki na
ziemi, wskazuj¹ce na to, ¿e zawód prawdziwego dziennikarza nadal bêdzie bardzo interesuj¹cy, a mo¿e i niebezpieczny.
Zenon Bosacki
PS Dziêkujê wszystkim sponsorom naszego
przedsiêwziêcia, jurorom, Zarz¹dowi Oddzia³u za pomoc. Przede wszystkim przewodnicz¹cej SDP w Wielkopolsce, Ani Kopras-Fio³ek, za troskê i wiele pracy, jak¹ wk³ada
w Konkurs im. Wojciecha Dolaty, oraz prof.
Piotrowi Œliwiñskiemu, za kompetentne,
sprawne i bez ostrych konfliktów przewodniczenie jury konkursu.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 23
„Cudzysłów”
Myśl rzuciła Nina Makowiecka. I nie było to w cudzysłowie, ale w „realu”: łącznie
z tym, że pomysłodawczyni uruchomiła na Foksal klubo-kawiarnię do odbywania
spotkań – przydźwigała nawet do sali na I piętrze również pierwsze meble.
Teraz jest już i komputer, i pani Renatka Piotrowska, która „Cudzysłów” prowadzi
i dokumentuje zdjęciowo spotkania.
Regularnie spotykają się tu (w każdą pierwszą środę miesiąca) publicyści kulturalni
pod wodzą redaktora Wiesława Stradomskiego, znawcy historii radia, telewizji i kina,
a pomaga mu Alicja Wielgoławska; a także koło naszych seniorów, których zajęcia
– spotkania, organizują zasłużone panie redaktorki – Helena Kozicka,
Anna Malinowska, Krystyna Żemralska i koleżanki.
Dziękujemy ci, Nino. Jak zwykle, masz dobre pomysły, namawiając nas
do podejmowania różnych działań. Liczymy na Ciebie.
(st)
24 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Klub „Cudzysłów” zaprasza
na wystawę fotografii
Ewy Żelewskiej-Florek pt.
„Natura światłem malowana”
Ewa Żelewska-Florek
z wykształcenia jest fototechnikiem.
Do fotografii, po długiej przerwie,
wróciła trzy lata temu. Całe zawodowe
życie związana była z produkcją
filmową, pracując w TVP, najpierw
jako asystent, potem jako reżyser
montażu. Fotografuje różne tematy,
ale najbardziej lubi utrwalać piękno
natury – pejzaże, kwiaty, konie, ptaki
i owady w locie. Swoje prace
prezentowała w 2010 roku
dwukrotnie: w Nadarzyńskim Ośrodku
Kultury i w Domu Sztuki na Ursynowie.
W bieżącym roku brała udział
w wystawie zbiorowej Służewskiego
Domu Kultury. Na obecnej wystawie
część prac jest opracowanych
za pomocą programu graficznego,
co daje malarskie efekty.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 25
Będzie pomnik
Melchiora Wańkowicza*
Znany rzeźbiarz Andrzej Kernes (pomniki ks. kardynała Stefana
Wyszyńskiego, prezydenta Stefana Starzyńskiego, premiera
Eugeniusza Kwiatkowskiego) udostępnił nam projekt swojego
najnowszego dzieła. Będzie to wielki pomnik mistrza pióra
i arcymistrza reportażu – Melchiora Wańkowicza.
Stanie nad pięknym mazurskim kanałem w Piszu.
* Informacja wa¿na dla studentów Wy¿szej Szko³y Dziennikarstwa im. Melchiora
Wañkowicza w Warszawie, któr¹ jeszcze niedawno SDP siê opiekowa³o. Mo¿e wróci pod
nasz patronat.
26 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Książki naszych kolegów
Tajemnice
mistrza Jana
Tê ksi¹¿kê przygotowa³a do druku
i wyda³a w³asnym sumptem Marzena
Baumann–Bosek, nasza kole¿anka
z SDP. Duchem sprawczym publikacji
jest jej zmar³y w roku 2006 m¹¿, Kazimierz Bosek – pisarz, publicysta,
dziennikarz. W roku 1953, z powodu
pochodzenia, którego nie akceptowa³a
nowa w³adza, zosta³ zes³any na Œl¹sk
jako ¿o³nierz karnych batalionów górniczych. I by³ tam wiêziony do roku
1955.
Po odbyciu tej niby-s³u¿by wojskowej studiowa³ historiê i dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagielloñskim.
Swoje teksty drukowa³ w „Echu Krakowa”, „Po prostu”, „Wspó³czesnoœci”, „Literaturze”, „Wydawnictwie
Iskry”, „Ludowej Spó³dzielni Wydawniczej”. Ostatnie 25 lat ¿ycia poœwiêci³ wyjaœnianiu zagadek biografii
Jana Kochanowskiego. I okaza³o siê,
¿e tych tajemnic jest bez liku, a co gorsza – archiwaliów po twórcy literackiej polszczyzny pozosta³o bardzo
niewiele.
Publikacja „Na tropie tajemnic Jana
z Czarnolasu” jest zbiorem artyku³ów
przede wszystkim Kazimierza Boska
z tygodnika „Literatura”, opisuj¹cych
poszukiwania pami¹tek po wielkim poecie, miejsca spoczynku jego prochów,
a tak¿e restauracji pozosta³ych po Kochanowskim pami¹tek w kilku miejscowoœciach, np. w Sycynie, gdzie siê
urodzi³, w Czarnolesie, gdzie s¹ pozosta³oœci fundamentów dworu poety,
i w Zwoleniu – gdzie by³ pochowany.
Znajduj¹cy siê w zwoleñskim koœciele nagrobek z portretem Kochanowskiego, wykutym w marmurze,
wprawi³ w podziw tropiciela pami¹tek
po wielkim Janie; Bosek, jak ka¿dy
przygl¹daj¹cy siê tablicy, przypuszcza³, ¿e pod marmurow¹ rzeŸb¹
znajduje siê trumna ze szcz¹tkami poety. Tymczasem trumny nie by³o! Podobnie, jak w innych miejscach brakowa³o tego, co byæ powinno.
Te braki rozbudzi³y dziennikarsk¹
zawziêtoœæ Kazimierza Boska. Jednak
zdawa³ sobie sprawê, ¿e sam nie zdo³a
rozwik³aæ tylu zagadek, postanowi³
wiêc znaleŸæ sprzymierzeñców.
Szczêœliwie uda³o mu siê namówiæ do
pomocy wiele wybitnych osobistoœci:
naukowców, konserwatorów zabytków, historyków, archeologów, architektów krajobrazu, a tak¿e spo³eczników, mieszkañców Sycyny, Czarnolasu i Zwolenia.
Niespo¿yty w pomys³ach dziennikarz „Literatury” postanowi³ uczciæ
400-letni¹ rocznicê œmierci Kochanowskiego zorganizowaniem ponownego pogrzebu poety. Uroczystoœæ obj¹³ patronatem tygodnik „Literatura”;
dziêki staraniom Kazimierza Boska
przy³¹czyli siê do tej inicjatywy dziennikarze innych periodyków; swoj¹ aprobatê wyrazili te¿ na ³amach „Literatury” ludzie pióra i œwiata nauki.
Pomys³owi przychylny by³ równie¿
Koœció³. Nawet papie¿ Jan Pawe³ II wyrazi³ poparcie, kiedy Kazimierz Bosek
w 1980 roku przedstawi³ Ojcu œw.,
podczas prywatnej audiencji w ogrodach Watykanu, swój projekt urz¹dzenia poecie pogrzebu.
21 czerwca 1984 roku odby³ siê
ostatni, szósty pogrzeb Jana Kochanowskiego, poprzedzony badaniami
archeologicznymi i antropologicznymi.
Wczeœniej biskup radomski otrzyma³ od Jana Paw³a II specjalny list informuj¹cy o tej uroczystoœci. W pogrzebie Kochanowskiego wziêli udzia³
liczni hierarchowie, z kardyna³em
Franciszkiem Macharskim na czele,
a tak¿e przyjecha³o wielu przedstawicieli ówczesnej opozycji politycznej,
co sprawi³o, ¿e ceremonia religijna
przerodzi³a siê w patriotyczno-wolnoœciow¹ manifestacjê.
Ostatni rozdzia³ ksi¹¿ki zatytu³owany „Regestr stronników Jana K.” to
zbiór not, wpisów wielbicieli Jana Kochanowskiego. Zawiera oko³o pó³ setki zapisów ludzi, których po³¹czy³a
mi³oœæ do Kochanowskiego, a przede
wszystkim zamiar ratowania pami¹tek
po wielkim poecie.
Na zakoñczenie warto wspomnieæ,
¿e ksi¹¿ka jest bogato ilustrowana, na
wielu stronach cytowane s¹ wiersze
Jana Kochanowskiego, co znacznie
podnosi poziom publikacji, nadaj¹c jej
dodatkowo, do historycznego, walor
literacki. A przecie¿ Kochanowski na
te wartoœci zas³u¿y³ jak ma³o który
polski artysta pióra.
Anna Malinowska
Kazimierz Bosek, Na tropie tajemnic Jana
z Czarnolasu. Zebra³a i dope³ni³a Marzena
Baumann-Bosek. Wydawnictwo Aula, Warszawa 2011, s. 289.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 27
Reporterka bez granic
Krystyna Kurczab-Redlich jest niezależną dziennikarką. Za swoje
pieniądze jeździła do Czeczenii, za swoje – kręciła filmy. Telewizja
zwracała jej koszty po powrocie, nie brała jednak odpowiedzialności,
gdyby cokolwiek jej się stało. Jednocześnie pisała do wielu gazet,
m.in. „Gazety Wyborczej”, „Rzeczpospolitej” czy tygodników
„Newsweek”, „Polityka”.
Odgrywanie idiotki czy ³zy na rosyjskich punktach kontrolnych w Czeczenii prawie zawsze pomaga³y. Gorzej
by³o, kiedy kontrolowa³y kobiety.
W 2002 r., po piêciu latach je¿d¿enia jako niezale¿na dziennikarka do Czeczenii, Krystyna Kurczab-Redlich zosta³a
w punkcie kontrolnym wyproszona
z samochodu. – Ja to potem opisa³am
jako prze¿ycie nie swoje, bo nie chcia³am rodziny straszyæ – opowiada.
Po brutalej rewizji osobistej, ko-bieta¿o³nierz zaprowadzi³a j¹ do ogromnego
namiotu. W œrodku by³ wykopany dó³,
od którego bi³o chlorem. Po szyjê w zachlorowanej wodzie stali tam Czeczeni.
Ju¿ na granicy œmierci. Rewiduj¹ca pyta: chcesz? Zaraz tam bêdziesz.
Ale Krystyna Kurczab-Redlich nie
lubi o tym opowiadaæ. Nie lubi, jak siê
z niej robi bohaterkê. Do Czeczenii
jeŸdzi³a bez oficjalnych pozwoleñ, bo
oficjalnie dziennikarze mog¹ tam jeŸdziæ tylko w zorganizawanych grupach, pod opiek¹. W punktach kontrolnych chowa³a swoje krêcone blond
w³osy pod chustk¹, wciska³a siê w k¹t
taksówki, kasety z filmami ukrywa³a
w bieliŸnie. Kiedy trzeba by³o, prze-
28 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
kupywa³a ³asych na dolary ¿o³nierzy.
Filmowa³a trupy, m³odych ludzi bez
r¹k, bez nóg. Rozmawia³a z tymi, którzy
przeszli najstraszliwsze tortury, z kobietami, które przekopywa³y siê przez stosy
trupów, ¿eby odnaleŸæ swojego brata czy
mê¿a. Z matkami, które straci³y swoje
dzieci. – Od tych ludzi nie mo¿na siê ju¿
uwolniæ. Coraz bardziej widzia³am, ¿e
powiedzenie „jeœli nie ja, to kto?” w stu
procentach odnosi siê do mnie. Bo jeœli
nie ja tam pojadê, jeœli nie ja bêdê o tym
pisaæ, no, to do cholery kto?
Nie zw¹tpi³a nawet, kiedy Czeczenii zw¹tplili w ni¹ i w pomoc Zachodu
w ogóle. W 2004 r. patrzyli na ni¹
z nienawiœci¹, wypominaj¹c, ¿e przyje¿d¿a na nich zarabiaæ. – Kupi³am
wtedy w Dagestanie pierœcionek. Powiedzia³am sobie, ¿e dopiero wtedy go
zdejmê, gdy moje dzia³ania odnios¹
jakiœ konkretny skutek. Moim celem,
którego chyba nie osi¹gnê, choæ zrobiê wszystko, ¿eby go osi¹gn¹æ, jest
posadzenie winnych zbrodni w Czeczenii na ³awie oskar¿onych obok Miloszevicia. Bo tam jest ich miejsce.
I pewnie umrê z tym pierœcionkiem.
(cisza) A mo¿e i nie...
NR 102–103/2011
Krystyna Kurczab-Redlich
Krystyna Kurczab-Redlich jest
dziennikarką specjalizującą się
w sprawach Rosji. W latach
1997–2004 regularnie jeździła
do Czeczenii, pomimo oficjalnych
zakazów, zwykle na własny koszt.
Nakręciła o Czeczenii cztery filmy:
„Czeczenia – widmo śmierci”,
„Czeczenia – zabójstwo za zgodą
świata” (2003), „SOS
dla Czeczenii” (2004), „Czeczeni
po Biesłanie”. Napisała książkę –
„Pandrioszka”. Po 14 latach
wróciła do Polski, ponieważ miała
coraz większe trudności
z otrzymaniem akredytacji
dziennikarskiej; jej telefon był
na podsłuchu, coraz trudniej
mogła się poruszać po Czeczenii.
Po powrocie pisze o naruszaniu
praw człowieka w Rosji, zajmuje
się pomocą uchodźcom
czeczeńskim w Polsce,
chce nakręcić film o ich diasporze
na świecie.
Polska reporterka
w Czeczenii
Comiesiêczne spotkanie dziennikarzy-seniorów odby³o siê w maju
z udzia³em naszej kole¿anki, Krystyny
Kurczab-Redlich.
Jest laureatk¹ wielu nagród. W roku
2005 roku na wniosek Amnesty International, helsiñskiej fundacji i czeczeñskiej organizacji humanitarnej
„Echo Wojny” by³a nominowana do
Pokojowej Nagrody Nobla.
Wyjecha³a w roku 1990 do Rosji
z mê¿em, który by³ korespondentem
TVP. Zosta³a w tym kraju do 2004
roku. Wspó³pracowa³a m.in. z „¯yciem Warszawy”, „Sztandarem M³odych” „Rzeczpospolit¹”, „Gazet¹
Wyborcz¹”, „Nowym Dziennikiem”
wychodz¹cym w USA, telewizj¹
„Polsat”, „Polityk¹” „Newsweekiem”, „Wprost”.
Pok³osiem jej pobytu za granic¹
i wspó³pracy z tymi redakcjami s¹
dwie ksi¹¿ki: „Pandrioszka” i „G³ow¹ o mur Kremla”. Nakrêci³a te¿
cztery filmy dokumentalne o Czeczenii, by³y wyœwietlane na festiwalach
m.in. w Waszyngtonie i Tokio, a teksty z trzech przet³umaczono na jêzyk
angielski.
Jeden z jej filmów dokumentalnych na temat wojny w Czeczenii
obejrzeliœmy na naszym spotkaniu.
Czeczenia zaraz po rozpadzie
ZSRS og³osi³a niepodleg³oœæ i odmówi³a podpisania uk³adu stowarzyszeniowego z Rosj¹. Poniewa¿ Rosja nie
uzna³a tej odmowy, w roku 1994 rozpoczê³a pierwsz¹ wojnê z Czeczeni¹.
By³a to okrutna wojna, wobec ludnoœci cywilnej i jeñców masowo by³y
³amane prawa cz³owieka, pope³niane
zbrodnie wojenne. Ostrzeliwano
i bombardowano na oœlep osiedla mieszkaniowe. Bestialsko obchodzono
siê z zatrzymanymi w tzw. punktach
filtracyjnych, niczym nieró¿ni¹cych
siê od obozów koncentracyjnych, stosowano tortury, morderstwa i egzekucje bez wyroków s¹dowych. W roku
1996 wojna zakoñczy³a siê zwyciêstwem Czeczenii.
Drug¹ kampaniê podporz¹dkowania sobie Czeczenii Rosja podjê³a
w 1999 roku. Rozpoczê³a naloty dywanowe, rujnuj¹c kraj, gwa³c¹c
wszelkie prawa humanitarne. Tê wojnê Rosja wygra³a, jej wojska w roku
2002 zajê³y ca³¹ Czeczeniê.
Czeczeni nie chc¹ pogodziæ siê
z utrat¹ niepodleg³oœci, podejmuj¹ walkê partyzanck¹, wiêc wojna trwa nadal. Natomiast w³adze rosyjskie uprawiaj¹ propagandê, jakoby tylko separatystyczne d¹¿enia fundamentalistów
muzu³mañskich w Czeczenii uniemo¿liwia³y integralnoœæ terytorialn¹ Rosji.
Dlatego w marcu 2003 roku Rosja
kaza³a przeprowadziæ w Czeczenii referendum konstytucyjne. Jego wyniki
mia³y byæ, i pozosta³y, legitymizacj¹
podporz¹dkowania tego narodu w³adzy rosyjskiej. Wed³ug strony rosyjskiej, w wyborach wziê³o udzia³ 90%
mieszkañców Czeczenii uprawnionych do g³osowania, a prawie 96%
opowiedzia³o siê za proponowan¹
przez Rosjê konstytucj¹.
Tymczasem jedna z ostatnich sekwencji filmu Krystyny Kurczab-Redlich, nakrêconego w Groznym
w dniu owego referendum, ukazuje
puste ulice, a tak¿e opustosza³e punkty
wyborcze. Uwydatnia te¿ oficjaln¹ informacjê urzêdniczki obs³uguj¹cej jeden z takich punktów, która stwierdzi³a, ¿e by³o t³oczno przed... ósm¹ rano.
Ten film dziêki bogactwu faktograficznemu demaskuje k³amstwa propagandy rosyjskiej i okrucieñstwa rosyjskiego okupanta.
NR 102–103/2011
A.M.W.
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 29
PANDRIOSZKA
„Nowaja Gazieta” prowadzi akcję „Przeciw bezkarności milicyjnej w Moskwie”.
A przykłady tej bezkarności przytaczają wszystkie chyba gazety Rosji.
Wolność słowa – najjaskrawszy wzór na przezroczystym parawanie demokracji – intensywnieje. Wzór jest widoczny. Parawan nie.
W Rosji lat 90. człowiek w mundurze ciągle stoi ponad prawem, a sytuację odwrotną traktuje jak wypadek przy pracy. Nikt bowiem, żadna władza – ani minister,
ani prezydent n i e w y o b r a ż a sobie, że może być inaczej. Nie dociera do
nich to, że między czynem a słowem może istnieć związek p r a w d y.
Że ktoś może p o w a ż n i e potraktować ich oświadczenia.
„Ci, którzy rozprzestrzeniają informacje, nie tylko gotowi są kłamać, ale także
nie martwi ich, że nikt im nie wierzy” – pisze Siergiej Kowaliow w swej
autobiografii.
Społeczeństwo tkwi jakby pod stałą narkozą kłamstwa...
W Rosji ma się do czynienia nie tylko z kłamstwem władzy, ale i z piorunującą
mieszaniną cynizmu oraz pogardy o przedłużonym działaniu. Władza zajmuje się
wyłącznie sobą, prezydent rządzi, przestawiając pionki na urzędniczych szachownicach (od 1996 do 1999 roku zmienił ponad dwustu ministrów), a wygraną są
nieprawdopodobne majątki, także i jego rodziny. Wszystko to, pod koniec drugiej
kadencji Borysa Jelcyna, jest – niestety – oczywistością...
Na doniesienia prasowe „góra” nie reaguje. Bo im więcej się pisze na przykład
o przemocy milicji, tym lepiej. Jeden chwast na czystym polu razi. Ale chwasty po
horyzont to już normalny element pejzażu. Jak deszcz. Deszcz bywa nieprzyjemny. Ale z deszczem się nie walczy. I chyba właśnie o to idzie, by 140 milionów jednostek zamieszkujących Rosję umacniało się w przeświadczeniu o nieuchronności deszczu. I w przekonaniu, że nie ma parasola.
Dziennikarze z Moskwy, Kazania, Niżnego Nowgorodu, Woroneża, Czelabińska,
Czerkieska, Saratowa, Petersburga, Magadanu, miejscowości Nabierieżnyje Cziełny,
z republiki Adygeja, z Mordowii, z Permu, z republiki Czuwaszia, z Karelii czy Briańska
(nazwy podane wyrywkowo z tytułów leżących przede mną gazet z artykułami o stosowaniu przemocy przez milicję) mogą sobie pisać. Dziennikarze od tego są (dopóki
im pozwolimy). Obrońcy praw człowieka mogą sobie działać. Po to istnieją.
Tacy, jacy są nam potrzebni.
***
Wjeżdżam w krainę śmierci. Zryte pola.
– To okopy. A to transzeje – mówi Salman.
Nie odróżniam okopu od transzei. Odróżniam życie od śmierci.
Zabity las. Wierzchołki ścięte jak gilotyną. Drzewa zabite rakietą.
Wiem, jak wygląda normalne drzewo. Drzewo zimą, przyjemną jak ta, w lekkim
śniegu, lekkim powietrzu... Albo drzewo latem, buchające zielenią. Wiem, jak wygląda drzewo.
Nie wiem, jak wygląda rakieta.
Nie wiem, jak wygląda zabijanie drzew.
Koryto rzeki wzdęte chorobą ziemi rozerwanej jakby od środka, spiętrzonej zaprzeszłą bombą; umarłe wraz z wodą, co tędy już nie płynie i wraz z drzewami, których nagie korzenie wysyłają niebu pożegnalny znak.
Tu lej po bombie.
A tam miny.
– Zaminowane są chyba wszystkie pola – mówi Salman. Nie możemy orać, nie
możemy siać. Rozminowanie zaś kosztuje. Nie ma na to środków. Odważni obkładają traktor czym się da, by złagodzić skutki ewentualnego wybuchu. Co dzień ktoś
ginie albo zostaje ranny. Wystarczy zboczyć z niezaminowanej drogi. Najczęstsze
ofiary to dzieci. Na przykład z tej drogi ani kroku poza ten ciemny pas, o ten, widzi
pani?
***
Przede mną chłopak, może jedenastoletni. Leży nieruchomo. Obok noga wyrwana z biodra. Odłamki muru. Krew na śniegu. Nagle głowa porusza się z lewa na
prawo, z prawa na lewo. Jęk. Jeszcze jeden ruch. Głowa zastyga.
Cofam obraz. Chłopak znowu rusza głową. Ale choćby obraz cofać i cofać, noga nie wróci do biodra, a chłopak nie wstanie. Konający chłopak ma jasną twarz,
rude włosy. Jest Rosjaninem.
Czołgi i wozy pancerne, jeden za drugim, zalane słońcem. Czarne, spalone. Na
bokach maszyn przeziera biel farby: numer jednostki.
W wozach jak na paradzie zesztywniali w płomieniach żołnierze. Spaleni nie
do końca, niezupełnie; tu i ówdzie tylko połowa czaszki to kość, a połowa to jeszcze twarz. I nie cała odzież to spopielały splot, tu i ówdzie to jeszcze mundur.
A wszędzie tam, gdzie choćby najmarniejszy ślad ciała, kłębią się białe, dorodne
larwy.
Chłopak jest ofiarą pierwszej wojny, a spaleni żołnierze drugiej. „Wojnami” nazywają mieszkańcy Groznego najkrwawsze zmagania oddziałów czeczeńskich i rosyjskich, przy których poległa największa liczba ludności cywilnej. Pierwszą wojną jest więc atak zimowy w listopadzie i grudniu 1994 roku i ciężkie walki do połowy 1995 roku. Drugą sierpniowe walki z 1996 roku (od 6 do 22 sierpnia), po których zakończyły się działania bojowe.
Wszyscy natomiast są ofiarami niekończącej się wojny, jaką od wieków prowadzi tu państwo z człowiekiem. Wojny, której głównym orężem jest p o g a r d a.
30 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Na ziemi, w której spoczęły ich szczątki, jeden powinien być napis: JEDNOSTKA
ZEREM ...
– Nie mogłam już uratować tego chłopca – mówi Maja – więc go tylko sfilmowałam. A ci żołnierze to zabici w sierpniu, generałowie kazali ich spalić. I tak mieli więcej szczęścia od tych na placu Minutka, którzy dogorywali i rozkładali się
w upale. Żeby do nich dojść, nakładaliśmy maski gazowe, taki był smród.
Na kasetach Mai konają bruneci i jasnowłosi; bomby nie rozróżniały Czeczenów od Rosjan... Dzięki kasetom Mai byłam w piwnicach Groznego, z których
nie wychodzili tygodniami, bo bomby padały i padały. Jak śnieg. (A zima była
piękna tego roku....) Byłam w tlących się jeszcze zgliszczach chałup w Samaszkach, w ruinach meczetu w Sjernowocku, na porozrywanych drogach, wśród
płonących drzew, w szpitalu... Wszędzie umierają, konają, jęczą, kobiety płaczą.
Tam, wtedy...
***
Dowiedziałam się, co to jest ciemność. Czerń czerni. Materia wszechobecna,
gęstym splotem tłamsząca źrenicę. Przesmyk strachu.
Ani latarni, ani świecy, ani błysku.
***
AEROKOM – Chechen Aerospace Communication – prywatny punkt telefonicznej i faksowej łączności ze światem. (Zdzierający za tę łączność bajońskie sumy: jedna kartka faksu – 70 000 rubli – około siedmiu dolarów, za telefon opłata
podwójna: Grozny–Warszawa i Warszawa–Grozny) był oazą światła w pustyni
ciemności. Po przekroczeniu progu – zapaść.
Ale to za chwilę. Na razie miły męski głos (bez twarzy, nie znam właściciela
głosu) o kilka tysięcy kilometrów stąd, choć mówi tylko: „Tu POLSAT, dobry wieczór, pani Krysiu, jak się pani czuje? No to co, zaczynamy, proszę policzyć do pięciu albo coś powiedzieć” – jest posłańcem z krainy swojskości, przytulności i
światła. Spadochronem dla jeszcze jednego skoku w ciemność. Radością. I dlatego zamiast liczyć do pięciu rzucam w eter: „Kocham pana, panie Piotrze!”
Za pierwszym razem pana Piotra zamurowało, potem przywykł...
Przede mną pusty plac z pomnikiem przyjaźni rosyjsko-czeczeńsko-inguskiej, a potem tunel ciemności między ruinami – za dnia tętniąca życiem
ulica, przy której mieści się główne targowisko (tu, jak i na innych bazarach,
można kupić kasetę demonstrującą ucinanie głowy rosyjskiemu żołnierzowi
przez dzielnych wojów Iczkerii – doprawdy, genialny pomysł). I wynurzające się
z ciemności światła samochodów – przyjaciele oczu. Czy moich także? Macham
ręką, niby nic, a jednak wstrzymuję oddech. Ładuję się w niewiadomą. Co to za
ludzie? Jacy?
Dziwni. Bardzo dziwni. Najdziwniejsi na świecie. Czy w „panterkach” i uzbrojeni po zęby, czy w długich płaszczach i pachnący dobrą wodą kolońską, tak samo
gotowi do pomocy. Nikt nie wie, gdzie jest Zaułek Sajchanowa, ale – spokojnie, nie
denerwuj się, znajdziemy.
Ci w „panterkach”: chropawy język rosyjski, twardy głos dobywający się z krtani męczonej tysiącami papierosów. To spokojne:
„Nie wałnujsja” (nie denerwuj się) znaczy:
– Co ty sobie wyobrażasz, że JA głupiej ulicy nie znajdę?
Twarze nieruchome, śladu uśmiechu, to taki stan duszy czy poza – nie wiem.
Czasem rozmowa.
– Polska?
Znowu to:
– Nie zapomnimy... rozjemca... Kuchciak ...
Raz nawet trafił się ktoś, kto walczył w oddziale z Polakiem, Mirkiem Kulebą
z Zielonej Góry. Czasem jednak słyszałam:
„Nie uznaliście naszej niepodległości, boicie się Rosji...” Ja im coś o prawie międzynarodowym, o politycznych niemożnościach. Oni patrzą z wysoka i z wyrzutem...
Czasem żadnej rozmowy, tylko pieśni z kaset. Pieśni po rosyjsku, głos chrapliwy, lecz melodyjny, gitara. Pieśni piękne, dźwięki lgnące do wolnych jeszcze komórek nerwowych, wibrujące żalem, tęskne... Co takiego jest w tych drgających
dźwiękach i w słowach, że ściskają za gardło? Żal bez nienawiści. Zew wolności.
Drgająca poświata księżyca, a w niej samotny wilk... Pieśni o Szamilu, który wiedzie oddział z gór... To o tamtym Szamilu, Imamie sprzed stu lat, ale poezja opromienia i tego Szamila, z Budionowska, dzięki któremu Rosjanie odstąpili choć na
jakiś czas. Teraz ważni są obaj.
I ta pieśń przeniesiona przez linię frontu przez matkę żołnierza rosyjskiego, który spłonął w czołgu... „Płonie mój czołg i płonę w nim ja, a za plecami ojczyzna
moja wielka, nieobsiana, głodna i rozgrabiona, ojczyzna niepieszczona, najsmutniejsza z ojczyzn... A tam płonie Czeczen, który podpalił mój czołg. Za jego plecami spłacheć jego kochanej ziemi. O Boże mój, on wie, dlaczego rzucił się pod mój
czołg, przykrywszy swym ciałem ojczyznę swą miłą, ale co robię tu ja i dlaczego
rozszarpane ciała moich towarzyszy padły w jego ziemię, jak krwawe ziarno? On
umiera, jego ojczyzna płacze... Och, matki czeczeńskie, wybaczcie nam, wybaczcie, wybaczcie...”
Pieśni tworzył i śpiewał młody Imam Ałimsułtanow, który na zawsze pozostanie młody, bo zabito go w Odessie, gdzie nagrywał jesienią 1996 roku, po wojnie
przecież... Za karę albo na wszelki wypadek.
Ci w panterkach słuchali, milcząc. Przy tych pieśniach się nie rozmawia... Po tych
pieśniach trzeba spojrzeć komuś w oczy. W oczy z takim samym błyskiem źrenic.
Krystyna Kurczab-Redlich
Dziennikarz, podróżnik, pisarz,
reportażysta, varsawianista
– Olgierd Budrewicz.
10 lutego 2011 roku
obchodził 88-lecie urodzin.
Deptaliśmy ruiny
Warszawy
Włodzimierz Rutkowski wysłuchał mistrza reportażu:
– Moje zainteresowanie dziennikarstwem, podobnie jak têsknota za podró¿owaniem po œwiecie, trwaj¹ nieprzerwanie od dzieciñstwa. M³odoœæ
i wejœcie w dojrza³y wiek „wypad³y”
w trudnym okresie okupacji niemieckiej. W 1939 roku, a mia³em zaledwie
16 lat, kiedy wybuch³a wojna.
Tu¿ po maturze, któr¹ zda³em
w 1942 roku na tajnych kompletach,
ukoñczy³em konspiracyjn¹ Wy¿sz¹
Szko³ê Dziennikarsk¹ prowadzon¹
przez poznañskich ¿urnalistów. Równolegle studiowa³em prawo na podziemnym Uniwersytecie Warszawskim. Uwa¿a³em, ¿e powinienem mieæ
ukoñczone studia z dyplomem uniwersyteckim. Studiowa³em miêdzy innymi z bardzo mi bliskim, niedawno
zmar³ym, znanym adwokatem Tadeuszem de Virion. Po upadku Powstania Warszawskiego kontynuowa³em tajne studia w Krakowie. Ukoñczy³em je z dyplomem w 1946 roku.
W okresie okupacji i Powstania
Warszawskiego by³em ¿o³nierzem Armii Krajowej (pseudonim Konrad).
Walczy³em w zgrupowaniu „¯mija”
obwodu ¯ywiciel w stopniu kaprala
podchor¹¿ego. Ju¿ wtedy wspó³redagowa³em powstañcze pismo „Dzien-
nik Radiowy” 22 Obwodu Armii Krajowej.
Po wojnie pracowa³em w zespole
katolickiego pisma „Tygodnik Warszawski”, na którego czele sta³ ksi¹dz
Zygmunt Kaczyñski. By³ on ministrem w rz¹dzie genera³a W³adys³awa Sikorskiego. Bezpoœrednio po zakoñczeniu wojny przyjecha³ z Londynu do Warszawy. Za³o¿y³ to pismo
i w nied³ugim czasie zosta³ aresztowany przez ludow¹ w³adzê. S³uch po nim
zagin¹³. Prawdopodobnie zosta³ zamordowany. I w³aœnie wtedy doœwiadczy³em tego na w³asnej skórze,
¿e praca w tygodniku katolickim grozi
przykrymi konsekwencjami. Pewnego
dnia, wchodz¹c do siedziby redakcji,
która mieœci³a siê w gmachu „Romy”
(obecnie Teatr Operetki przy ul. Nowogrodzkiej), zosta³em dyskretnie
ostrze¿ony przez dozorcê, ¿ebym natychmiast ucieka³. Okaza³o siê, ¿e
w redakcji jest tzw. kocio³ i aresztuj¹
przychodz¹cych do pracy dziennikarzy. Dziêki ostrze¿eniu unikn¹³em aresztowania, ale by³ to dla mnie spory
szok. Mimo to postanowi³em kontynuowaæ karierê dziennikarsk¹, choæ
wiedzia³em, ¿e nie bêdzie to ³atwy kawa³ek chleba.
Wkrótce znalaz³em pracê w „Wieczorze Warszawy”. By³em miejskim
reporterem. Dzieli³em pokój z Mironem Bia³oszewskim. Przez ponad rok
deptaliœmy wspólnie ruiny Warszawy.
Opisywaliœmy odradzaj¹ce siê ¿ycie
na gruzowisku stolicy. Szczególnie
ciekawe by³y rozmowy z rzemieœlnikami, którzy z dobrym skutkiem rozkrêcali swoje warsztaty i tworzyli nowe, tak potrzebne przedmioty codziennego u¿ytku dla powracaj¹cych
z tu³aczki wojennej warszawiaków.
Po roku przenios³em siê do agencji
prasowo-informacyjnej „Czytelnika”,
gdzie szefowa³em dzia³owi reporterów. W tamtym okresie trzeba by³o
bez przerwy lawirowaæ, ¿eby nie daæ
zapisaæ siê do jedynie s³usznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Mnie siê, na szczêœcie, uda³o tego
unikn¹æ, mimo ¿e nie tai³em swej
akowskiej przesz³oœci. Zreszt¹, nie by³o to mo¿liwe. Wszyscy mnie znali
i widzieli na ¯oliborzu, jak chodzi³em
w mundurze. Nie unikn¹³em jednak
stale powtarzaj¹cych siê propozycji
i nacisków. Proponowano mi placówkê na Zachodzie. Ale ja doskonale
wiedzia³em, czym to pachnie i jak¹ cenê trzeba za to zap³aciæ.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 31
W tym czasie przygarn¹³ mnie do
siebie Marian Eile, znany przedwojenny dziennikarz i redaktor naczelny nowego wówczas tygodnika „Przekrój”.
By³ to, moim zdaniem, jeden z najwybitniejszych dziennikarzy, jakiego
w ¿yciu pozna³em. Przez wiele lat kierowa³ w tak umiejêtny sposób tym pismem, ¿e w³adza ludowa nie znalaz³a
pretekstu do jego likwidacji. „Przekrój”
by³ wydawany w niespotykanym
wówczas nak³adzie, przekraczaj¹cym
kilkaset tysiêcy egzemplarzy. Trafia³
za granicê. Zarówno na Zachód jak
i na Wschód. Wielu wybitnych pisarzy
rosyjskich podkreœla³o, ¿e na „Przekroju” uczyli siê jêzyka polskiego.
Pierwszym moim tekstem, który zamieœci³ Eile w „Przekroju” by³, o ile
dobrze pamiêtam, reporta¿ z Mazur,
który napisa³em wspólnie z Leopoldem Tyrmandem. Od „Przekroju” zaczê³o siê tak¿e moje woja¿owanie po
œwiecie. Na pocz¹tku próbowa³em
urzêdow¹ drog¹ uzyskaæ paszport,
którego mi ci¹gle odmawiano. Wreszcie ktoœ poradzi³ mi s³usznie, ¿ebym
pojecha³ na wybrze¿e i za³atwi³ sobie
ksi¹¿eczkê ¿eglarsk¹, która wtedy zastêpowa³a paszport. Tak w³aœnie zrobi³em i dziêki pomocy ¿yczliwych
osób zdoby³em upragniony dokument.
O ile dobrze pamiêtam, w pierwsz¹
podró¿ statkiem wyruszy³em w 1957
roku do kilku krajów arabskich i Albanii. Zamustrowano mnie jako majtka
na statku handlowym m/s Szczecin.
Musia³em tam ciê¿ko pracowaæ. Miêdzy innymi przerzuca³em wêgiel. P³acono mi 50 centów amerykañskich
dziennie. Nie by³a to pora¿aj¹ca kwota nawet na tamte czasy, ale dziêki niej
mog³em w portach schodziæ na l¹d
i zbieraæ ró¿norodne materia³y dziennikarskie. W ten sposób zwiedza³em
œwiat w trudnych 50. i 60. latach ub.w.
Z ka¿dej podró¿y przywozi³em reporta¿e , artyku³y, które mi drukowano
w „Przekroju”. Pisa³em te¿ ksi¹¿ki, w
których zamieszcza³em w³asnorêcznie
zrobione zdjêcia.
Z czasem w³adze zaczê³y mi blokowaæ zagraniczne wyjazdy. I znów pomaga³ Eile. Jecha³ do Warszawy
i osobiœcie wyk³óca³ siê z decydentami, aby mi pozwolili wyje¿d¿aæ w reporterskie podró¿e. Przekonywa³ ich
prawie zawsze prostym argumentem:
– No przecie¿ widzicie, ¿e zawsze wraca do kraju. Z czasem przestano mi
32 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
odmawiaæ paszportu. Choæ bywa³y sytuacje, ¿e red. Eile musia³ powtarzaæ
swoje interwencje.
W czasie d³ugich lat spêdzonych
w podró¿ach krajowych i zagranicznych pozna³em wielu naprawdê interesuj¹cych ludzi. Szczególne wra¿enie zrobi³ na mnie profesor Stanis³aw
Ulam, urodzony we Lwowie matematyk, Amerykanin polskiego pochodzenia. Wybitny naukowiec, profesor tak
znanych uniwersytetów amerykañskich jak Harvard, Madison, Columbia. Pracowa³ w s³ynnym laboratorium
atomowym w Los Alamos. By³ wspó³twórc¹ amerykañskiej bomby atomowej. Zapyta³em go kiedyœ, czy nie
czuje siê wspó³winny, ¿e tyle osób
zginê³o poœrednio z jego rêki? W wielu rozmowach, które prowadziliœmy
na ten temat, powiedzia³, ¿e jako naukowiec nie czuje siê winny, ale jako
cz³owiek prze¿y³ to jak wielki koszmar. Doda³ te¿, ¿e z punktu widzenia
wojskowego, bomba atomowa zrzucona na Hiroszimê i Nagasaki znacznie
skróci³a wojnê miêdzy USA a Japoni¹.
Kolejnym cz³owiekiem, który bardzo mnie zainteresowa³, by³ W³adys³aw Zambrzycki. Szczególnie uwiod³a mnie niezwyk³a ³agodnoœæ i dobroæ tego cz³owieka, który patrzy³ na
œwiat z delikatn¹ nutk¹ autoironii. Zambrzycki by³ dziennikarzem. Wspó³pracowa³ przed wojn¹ m.in. z „Expressem Porannym”, „Tygodnikiem
Ilustrowanym”. Wydawa³ te¿ „Merkuriusz Polski Ordynaryjny”. Po wojnie
w latach 1947–1959, prowadzi³
w „Expressie Wieczornym” popularn¹
rubrykê „Kto chce niech wierzy”,
przemianowan¹ póŸniej na „Kto chce
niech czyta”. Ale przede wszystkim
by³ pisarzem. Twórc¹ niezwykle pogodnych, trochê filozoficznych, pe³nych gawêdziarskiego uroku ksi¹¿ek
takich m.in. jak „Pamiêt-nik Filipka”, „Nasza Pani Radosna”, „Kaskada
Franchimont, „Kwatera Bo¿ych Pomyleñców”. Wita³ mnie zawsze bardzo serdecznie. Poniewa¿ nie wychodzi³ z domu ze wzglêdu na chorobê,
jako rasowy dziennikarz z³akniony by³
wszelkich nowinek i ciekawostek. Ceni³em go niezwykle za pogodny charakter i ogromne poczucie humoru.
Rozmawialiœmy wiele o jego ksi¹¿kach, ¿yciu, a tak¿e Warszawie.
Szczególnie interesowa³y go moje
próby pisania o niby-pañstwach. Ma-
NR 102–103/2011
³ych i zapomnianych kraikach, enklawach, rajach podatkowych. To by³a
te¿ moja pasja. Próbowa³em zrozumieæ, jak dzia³a taki ma³y kraj. Opisywa³em je w moich artyku³ach. Z bardziej znanych np. Lichtenstein czy enklawa Casstilione, znajduj¹ca siê na
pograniczu Szwajcarii i W³och. Takich miejsc jest na œwiecie sporo, nie
tylko w Europie.
Odby³em wiele podró¿y po 5 kontynentach. Najbardziej urzek³ mnie
rejon Morza Œródziemnego i Zatoki
Meksykañskiej. Ale, generalnie, lubiê odwiedzaæ te miejsca na œwiecie,
gdzie siê coœ dzieje. Wiele te¿ zale¿y
od ludzi i stosunków panuj¹cych
w danym regionie. Szczególnie mili
ludzie s¹ na wyspach, choæ nie jest
to regu³a. W ma³ych, czêsto zapomnianych mieœcinach mo¿na spotkaæ
osoby z charyzm¹ i wielkim charakterem. Bardzo ciekawym doœwiadczeniem by³y spotkania z plemionami ¿yj¹cymi z dala od cywilizacji.
Ich sposób ¿ycia, system wartoœci,
mentalnoœæ, tak odleg³a od wyobra¿eñ przeciêtnego cz³owieka ¿yj¹cego
stereotypami, wrêcz mnie urzek³a.
W ich zamkniêtym œwiecie panuj¹
tak proste i logiczne prawa ¿yciowe,
¿e cywilizowany cz³owiek powinien
siê od nich uczyæ. Przede wszystkim
szacunku do drugiego cz³owieka,
opieki nad starszymi i niedo³ê¿nymi.
Tego siê, niestety, nie da w pe³ni opisaæ do koñca. To trzeba prze¿yæ.
A dziêki podró¿om jest to mo¿liwe.
***
O Budrewiczu mówi siê, ¿e jest
dziennikarzem, pisarzem, varsawianist¹. Czytelnikom kojarzy siê g³ównie
z ksi¹¿kami i artyku³ami o dalszych
i bli¿szych krajach. On sam uwa¿a, ¿e
s¹ to trafne opinie. Jego wielk¹ mi³oœci¹ jest Warszawa Tu siê urodzi³,
prze¿y³ m³ode lata w okresie okupacji
niemieckiej. ¯y³ i pracowa³ w dŸwigaj¹cej siê z gruzów stolicy. Zna ka¿d¹
dziurê i zak¹tek. Rodzony brat, który
po wojnie osiedli³ siê na sta³e w Brazylii, wielokrotnie namawia³ Olgierda, aby zamieszka³ na sta³e w tym kraju. Nigdy nie otrzyma³ satysfakcjonuj¹cej go odpowiedzi. Z ka¿dej wyprawy czy dalekiej podró¿y wraca³ stêskniony do swojej stolicy. Natychmiast
szed³ na znajome ulice. Patrzy³, co siê
zmieni³o w krajobrazie miasta. Z wiel-
k¹ ciekawoœci¹ s³ucha³ nowinek. Zawsze znajdowa³ nowe tematy i natychmiast dzieli³ siê nimi z czytelnikami.
Budrewicz by³ lata temu goœciem
w Meksyku i Wenezueli u wybitnego, nie¿yj¹cego pisarza Ryszarda Kapuœciñskiego. Wspólnie podró¿owali
i zwiedzali te wielkie i fascynuj¹ce
kraje. Po powrocie do Polski Budrewicz otrzyma³ list od Kapuœciñskiego,
który po przeczytaniu jednej z jego
ksi¹¿ek wyrazi³ ogromne uznanie dla
talentu pisarskiego Budrewicza. U¿y³
okreœlenia wielki dziennikarz i wybitny pisarz.
A oto fragment dedykacji, któr¹ Kapuœciñski wpisa³ Budrewiczowi we
wstêpie do swej ksi¹¿ki „Gdyby ca³a
Afryka”:
Kochany Olgierdzie! Co mam Ci
napisaæ w tej dedykacji. Czy to, ¿e
w³aœnie czytam Twój „Kierunek na
wulkan”, który mnie urzeka, który podziwiam /.../ Dla mnie najwa¿niejsze
jest to, ¿e w Ameryce £aciñskiej byliœmy razem i ¿e tam zaczê³a siê nasza
przyjaŸñ, tak dla mnie wa¿na i droga.
10.08.77 r.
Twój Ryszard
***
W³aœnie ukaza³a siê na rynku kolejna ksi¹¿ka Budrewicza „Kto chce
niech wierzy”. S¹ to opowiadania
o ró¿nych, doœæ niezwyk³ych sytuacjach, jakich autor doœwiadczy³ podczas licznych podró¿y. Tytu³ zosta³
zapo¿yczony z rubryki, któr¹ kiedyœ
prowadzi³ w „Expressie Wieczornym” W³adys³aw Zambrzycki. Natomiast Pañstwowe Wydawnictwo Naukowe wyda³o ju¿ 2 ksi¹¿ki z serii
„Olgierd Budrewicz poleca...”. Obie
s¹ napisane przez pierwszych polskich
podró¿ników, którzy utrwalili swoje
woja¿e w XIX wieku. Pierwsza z nich,
Anny z Szaw³owskich-Neumanowej
pt. „Obrazy z ¿ycia na Wschodzie” zosta³a napisana w latach 1879–1893.
Druga „Podró¿e po Azji Œrodkowej”, autorstwa Bronis³awa Gr¹bczewskiego, który tworzy³ tê ksi¹¿kê
w latach 1855–1890. Kolejne tomy
z tego cyklu bêd¹ siê sukcesywnie
ukazywaæ.
Wznowiony
bêdzie
wkrótce
„Przewodnik po Warszawie” Budrewicza. Pan Olgierd, jak zawsze, ma
wiele planów dziennikarskich i pisarskich. W wolnych chwilach chodzi po
Warszawie i uœmiecha siê do swojego
ukochanego miasta.
Włodzimierz Rutkowski
Roman Rojek – Etiopia
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 33
Dziennikarska droga
z przeszkodami
Dziennikarstwo nie bez racji należy do zawodów pożytku publicznego, wybierając
bowiem to zajęcie, przyjmujemy obowiązek służenia prawdzie i dobru.
A takie działanie nie zawsze i nie wszędzie podoba się możnym tego świata,
zwłaszcza politykom usiłującym dla własnych korzyści manipulować
społeczeństwem.
Anna Malinowska
Dla wielu z nas jest to istna droga
z przeszkodami – czêsto musimy opuszczaæ macierzyste redakcje i szukaæ innego sposobu zarobkowania. Jednak na
przekór k³amstwom i przemocy wracamy do piór, mikrofonów i kamer.
Trzeba by mo¿e zebraæ i wydaæ
wspomnienia kole¿anek i kolegów
z SDP o ich dzia³alnoœci spo³ecznej, zarobkowej w latach 1981–1989; by³yby
one cennym przyczynkiem do dziejów
powojennego dziennikarstwa i wiernoœci prawdzie oraz dobru wielu przedstawicieli naszej profesji.
Na przyk³ad kolega Andrzej Wernic,
od roku 1960 cz³onek SDP, w po³owie
lat 80. ub.w. ukoñczy³ z ocen¹ dobr¹ w
warszawskim Zak³adzie Doskonalenia
Zawodowego kurs dezynfekcji, dezynsekcji i deratyzacji. By³ wiêc, mówi¹c
dziœ ¿artobliwie, wykwalifikowanym
trucicielem karaluchów i szczurów. Zatrudni³ siê w za³o¿onej przez dziennikarzy i dzia³aczy Stowarzyszenia PAX
pu³tuskiej firmie „Takon”.
JeŸdzi³ wiêc z butl¹ po ca³ym Mazowszu. Tru³ insekty, m.in. w wiêzieniu
pu³tuskim, pamiêtaj¹cym jeszcze czasy
carskie: w¹skie korytarze, ma³e cele.
W pomieszczeniu, gdzie gotowano stra-
34 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
Andrzej Wernic
wê wiêzienn¹, po œcianach i pod³odze ³azi³a chmara karaluchów. Wernic spryskiwa³
ca³e wnêtrze œrodkiem owadobójczym;
w tych czynnoœciach pomagali mu wiêŸniowie. Zlecono mu te¿ – dziêki protekcji... – niszczenie robactwa w akademikach SGGW na Ursynowie. Chwali³ sobie
to zajêcie, bo miejsce by³o o wiele wiêksze
od wiêzienia pu³tuskiego, a wiêc wynagrodzenie jak na owe czasy du¿e...
Urodzi³ siê w Warszawie 15 listopada
1930 r. Przed wojn¹ rozpocz¹³ naukê
w Szkole Powszechnej im. Stanis³awa
Kostki przy ul. Traugutta, przylegaj¹cej
do koœcio³a Œwiêtego Krzy¿a. Podczas
okupacji Niemcy zajêli gmach szkolny
i, oczywiœcie, zakazali nauki, tote¿ m³ody Wernic uczy³ siê na tajnych kompletach. By³y one organizowane równie¿
w mieszkaniu jego rodziców w budynku
przy ul. Podwale 4. W tajnych lekcjach,
gimnazjalnych i licealnych, uczestniczy³
równie¿ jego starszy brat, Zbigniew. By³
on ¿o³nierzem ZWZ-AK, tote¿ jednoczeœnie zdobywa³ wiedzê wojskow¹
i odbywa³ æwiczenia na tajnych kursach
podchor¹¿ówki piechoty.
Obu braci od wrzeœnia 1939 roku wychowywa³a matka lekarka, poniewa¿ ojciec, legionista, major Wojska Polskiego, by³ w niewoli niemieckiej. Niemal
w przeddzieñ wybuchu Powstania Warszawskiego, 21 lipca 1944 r., Niemcy
rozstrzelali w ruinach getta dziewiêtnastoletniego Zbigniewa, wówczas ju¿
NR 102–103/2011
kpr. podchor¹¿ego, zastêpcê dowódcy
plutonu 7. Pu³ku Piechoty AK „Madagaskar – Gar³uch”, o cztery lata m³odszego od Kamila Baczyñskiego poleg³ego 4 sierpnia 1944 roku.
W Powstaniu Warszawskim Andrzej, choæ formalnie nie nale¿a³ do
Szarych Szeregów, pomaga³ wznosiæ
barykady, m.in. na rogu ul. Podwale
i placu Zamkowego; przynosi³ powstañcom ¿ywnoœæ i amunicjê. Po spaleniu domu, w którym mieszka³, przeniós³ siê z matk¹ do apteki „Pod kogutkiem” przy ul. Freta 16.
Po upadku Starówki Andrzej przeszed³ kana³ami z placu Krasiñskich na
Nowy Œwiat, przy rogu ul. Wareckiej,
a stamt¹d przedosta³ siê do szpitala dzieciêcego przy ul. Kopernika, gdzie pracowa³a jego matka. 24 wrzeœnia Niemcy
nakazali personelowi i chorym opuœciæ
szpital i przewieŸli wszystkich do szpitala przy ul. P³ockiej. Po trzech dniach
Andrzej z matk¹ znaleŸli siê w Podkowie Leœnej, a potem w Grójcu, oko³o
50 km od Warszawy. Tam matka Andrzeja leczy³a chorych, a Andrzej kontynuowa³ naukê w Gimnazjum i Liceum im. Piotra Skargi i wst¹pi³ do
dru¿yny harcerskiej im. Jana Kozietulskiego.
W drugiej po³owie stycznia 1945 roku, gdy Sowieci zajêli miasto – by³a to
bardzo mroŸna zima – matka Andrzeja
postanowi³a z synem pieszo wróciæ do
Warszawy. Mijali po drodze zmotoryzowane kolumny armii czerwonej. Sowieci pytali, czy daleko do Berlina i za butelkê wódki podwieŸli ich do Warszawy.
Przedzieraj¹c siê przez ruiny warszawskie dotarli na Starówkê. Kamienica, w której mieszkali, tak jak ca³e Stare
Miasto, by³y kup¹ wypalonych gruzów.
Ale ocala³a piwnica ich domu i tam Andrzej odnalaz³ ukryty przed gestapo pamiêtnik swojego nie¿yj¹cego brata.
W lutym 1946 r. wróci³ z niewoli niemieckiej ojciec Andrzeja. Wernicowie,
nie widz¹c mo¿liwoœci ¿ycia w zrujnowanej Warszawie, wyjechali na tzw. Ziemie
Odzyskane, do Jeleniej Góry. Tymczasem dziadek Andrzeja, Leon Marek Wernic, znany warszawski lekarz, wynaj¹³
dwupokojowe mieszkanie przy ul. Wiœniowej nr 48, nieopodal wiêzienia przy
ul. Rakowieckiej i œci¹gn¹³ syna z rodzin¹
z powrotem do Warszawy.
Andrzej zda³ maturê w roku 1950
w liceum im. Tadeusza Reytana i przyst¹pi³ do egzaminu na medycynê. Otrzyma³ pisemne zawiadomienie, ¿e z powodu braku miejsc nie mo¿e byæ przyjêty.
Wszelako dziadek Andrzeja, znaj¹cy
dobrze dziekana ówczesnego Wydzia³u
Lekarskiego, prof. Marcina Kasprzaka,
dowiedzia³ siê o prawdziwych przyczynach nieprzyjêcia wnuka na studia:
ktoœ, podpisawszy siê nieczytelnie, za-
notowa³ czerwonym atramentem na
marginesie protoko³u z egzaminu: „nie
mo¿e studiowaæ”. Jak siê póŸniej okaza³o, by³a to decyzja w³adz partyjnych,
a tak¿e Zwi¹zku M³odzie¿y Polskiej,
gdzie znane by³y pogl¹dy kandydata na
studia, jego postawa polityczna i –
przede wszystkim – legionowa oraz sanacyjna przesz³oœæ ojca.
Jedyn¹ mo¿liwoœci¹ zdobycia wy¿szego wykszta³cenia dla takich m³odych
ludzi, których nie akceptowa³a w³adza
Polski poja³tañskiej, by³a nauka na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Andrzej rozpocz¹³ wiêc tam studia historyczne. Studenci KUL stanowili jedn¹
wielk¹ rodzinê o wspólnych korzeniach
œwiatopogl¹dowych i politycznych.
Jednak m³ody Wernic, warszawianin
z dziada pradziada, wola³ studiowaæ
w rodzinnym mieœcie, gdzie zreszt¹ mieszkali jego rodzice i bliscy krewni.
W roku 1951, po zaliczeniu pierwszego
semestru, przeniós³ siê na Uniwersytet
Warszawski.
Prym wiod³a tu m³odzie¿ zrzeszona w
PZPR i Zwi¹zku M³odzie¿y Polskiej. Na
pierwszy rok historii przyjmowano kandydatów z listy partyjnej, wœród nich
wielu bez matury, którzy od razu w jednym roku zadawali egzamin maturalny
i zaliczali pierwszy rok studiów. – Pamiêtam ówczesnych studenckich aktywistów politycznych w strojach organizacyjnych, niebieskich koszulach i czerwonych krawatach, namolnie namawiaj¹cych niezrzeszonych kolegów do wst¹pienia w szeregi ZMP – wspomina Wernic. Po pó³ roku tendencyjnie obla³a go
z historii staro¿ytnej prof. Iza Bie¿uñska-Ma³owist. Zosta³ usuniêty z uczelni,
wiêc wróci³ na KUL.
A kiedy w roku 1956 skoñczy³ studia
i ostatecznie osiad³ Warszawie, nie móg³
znaleŸæ pracy. By³ z definicji partyjnej jako absolwent KUL, osob¹ politycznie podejrzan¹ i bezwartoœciow¹, poniewa¿ niemaj¹c¹ wykszta³cenia marksistowskiego.
Ju¿ w Lublinie zwi¹za³ siê z Ko³em Spo³eczno-Postêpowym Stowarzyszenia PAX.
I dziêki temu uda³o mu siê w roku 1960
zatrudniæ w redakcji „Wroc³awskiego Tygodnika Katolików” „WTK”.
Stawa³ siê dziennikarzem. Rych³o
zrozumia³, ¿e ten zawód jest jego powo³aniem, s³u¿b¹ spo³eczeñstwu, a móg³
w nim ³¹czyæ sw¹ pasjê pisarsk¹ z wiedz¹ historyczn¹. W roku 1971 zosta³
w dzienniku „S³owo Powszechne” kierownikiem dzia³u krajowego i wszed³
w sk³ad kolegium redakcyjnego.
W obu redakcjach Wernic stara³ siê,
na ile w PRL by³o to mo¿liwe, odfa³szowywaæ historiê: publikowa³ artyku³y
historyczno-publicystyczne, przeprowadza³ wywiady z bohaterami dziejów najnowszych, spisywa³ wspomnienia by³ych ¿o³nierzy II Rzeczypospolitej, Ar-
Zaświadczenie ukończenia kursu dezynfekcji, dezynsekcji, deratyzacji.
mii Krajowej i dawnych wiêŸniów PRL.
Rozmawia³ m.in. z gen. Juliuszem
Rómmlem, p³k. Kazimierzem Pluta-Szachowskim, szefem V Wydzia³u £¹cznoœci Komendy G³ównej AK,
p³k., a potem gen. Zygmuntem Walterem Janke, dowódc¹ Œl¹skiego Oddzia³u
AK, p³k. Zbigniewem Szachelskim, dowódc¹ 7 Strzelców Wielkopolskich, ¿o³nierzami „Parasola” i „Zoœki”.
Po 13 grudnia 1981 roku zrezygnowa³
z pracy w redakcji „S³owa Powszechnego”, jednak pozosta³ dziennikarzem.
Wspiera³ pórem w pismach podziemnych dzia³alnoœæ Solidarnoœci, do której
w roku 1980 zg³osi³ akces. Osaczany inwigilacj¹, zastraszany przez esbeków,
wzywany na przes³uchania, musia³
utrzymywaæ siê ze zwalczania robaków...
W roku 1989 Wernic znalaz³ zatrudnienie w „Rzeczpospolitej”, gdzie pracowa³ w dziale kultury, a nastêpnie
w „Polsce Zbrojnej”, dzienniku kierowanym przez Jerzego Œlaskiego,
wskrzeszaj¹cym tradycjê przedwojennej
gazety Wojska Polskiego; uprawia³ sw¹
ulubion¹ publicystykê historycznopolityczn¹, ale ju¿ komfortowo – bez
stylu ezopowego, bez aluzyjnoœci,
w pe³nym oddechu. Wyjecha³ na dawne
Kresy Wschodnie, do Lwowa, Wilna,
Grodna, objecha³ cmentarze poleg³ych
patriotów polskich. Pisa³ stamt¹d reporta¿e, sprawozdania z uroczystoœci patriotycznych, przedstawi³ sylwetki wybitnych wojskowych Drugiej Rzeczypospolitej.
W „Polsce Zbrojnej” Wernic pracowa³
cztery lata (1990–1994), wspó³pracowa³
ponadto z „£adem”, tygodnikiem chrzeœcijañsko-demokratycznym. Do roku 2008
redagowa³ miesiêcznik „Nasz Los” wydawany przez Zwi¹zek WiêŸniów Politycznych Okresu Stalinowskiego.
Za dzia³alnoœæ dziennikarsk¹ poœwiêcon¹ historii, Warszawie i wojsku Andrzej Wernic otrzyma³ nagrody, m.in. Za
Fot. archiwum
Zas³ugi dla Warszawy – Srebrn¹ Syrenkê, Z³ot¹ Odznakê za Opiekê nad Zabytkami, Srebrn¹ Odznakê AZS, nagrodê
Klubu Publicystów Wojskowo-Obronnych, Nagrodê Rady Ochrony Pomników Walki i Mêczeñstwa Narodu Polskiego, Medal Mieszka I Zarz¹du G³ównego Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego. Nale¿a³ do Polskiego Towarzystwa Historycznego.
Wreszcie Wernic siêgn¹³ po wyniesiony z po¿ogi Powstania Warszawskiego
pamiêtnik swego starszego brata. Od wielu lat chcia³ zredagowaæ i wydaæ te zapiski, które s¹ œwiadectwem postawy i patriotyzmu pokolenia II Rzeczypospolitej
oraz Pañstwa Podziemnego, stanowi¹ równie¿ dokumentacjê konspiracji i walki
¿o³nierzy 7. Pu³ku Piechoty Armii Krajowej „Gar³uch”. Lecz nie móg³ samodzielnie odczytaæ tych notatek. Odszyfrowanie
gêsto zapisanych ponad 30 stron brulionu
drobnym, jeœli mo¿na tak powiedzieæ,
konspiracyjnym pismem, skrótami s³ów,
nazw i nazwisk wydawa³o siê niemo¿liwe.
A jednak tê niemo¿liwoœæ pokona³
Krzysztof Jaszczyñski, redaktor reaktywowanego w 2006 roku miesiêcznika
„Stolica” i popularyzator historii. Tak
mówi o trudzie odczytywania pamiêtnika: – Godzinami wpatrywa³em siê we
fragmenty tekstu nie mog¹c znaleŸæ jakiegokolwiek punktu zaczepienia, bodaj
jednego zrozumia³ego s³owa. A¿ nagle
zawijasy zamieni³y siê w litery, litery w
s³owa, a s³owa w zdania. Czu³em siê
wtedy jak medium, przez które przep³ywaj¹ myœli Zbyszka. Po kilku dniach nauczy³em siê go czytaæ. I oto w witrynach
ksiêgarskich pojawi³a siê niezwyk³a
ksi¹¿ka „Pamiêtnik „Cezara”, wydana
nadk³adem wydawnictwa Biblioteka
Stolicy, poprzedzona obszernym wstêpem naszego kolegi, Andrzeja Wernica.
T¹ edycj¹ zwieñcza sw¹ pó³wieczn¹
drogê dziennikarsk¹ z przeszkodami, ale
zawsze w s³u¿bie prawdy.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 35
Za mali na mocarstwo, za duzi
na pokornego klienta
Krystyna Grzybowska
Historiê mo¿na traktowaæ w ró¿ny
sposób, romantycznie, krytycznie oraz
praktycznie. Na tle niskiego poziomu
edukacji historycznej w polskich
szko³ach, politycy ró¿nych opcji,
a przede wszystkim ugrupowania pozostaj¹cego obecnie przy w³adzy epatuj¹ porównaniami, czasem cytatami,
czyli treœciami pasuj¹cymi do ich politycznych pogl¹dów i zamierzeñ. Przeciêtny obywatel nie jest w stanie zweryfikowaæ g³oszonych publicznie tez
ani nie jest dostatecznie wyposa¿ony
w argumenty. Nic wiêc dziwnego, ¿e
na podatny grunt trafiaj¹ z³oœliwe
uwagi na temat zacofanych i niedzisiejszych têsknot za Polsk¹ jagielloñ-
sk¹ czy te¿ zachwytu nad sukcesami
II Rzeczypospolitej. Nie ulega kwestii, przesz³oœæ historyczn¹ mo¿na wykorzystaæ do w³asnych celów, nie próbuj¹c nawet uzasadniæ swoich pogl¹dów. Jaka by³a i jest nasza Ojczyzna?
Czy jej historyczna przesz³oœæ zawiera
wzory godne naœladowania dziœ
i w przysz³oœci i jakie wyci¹gnêliœmy
z niej wnioski? Na te i inne pytania
odpowiada publicysta i nauczyciel
akademicki, wybitny znawca naszej
historii, Jacek Wegner, w ksi¹¿ce
„Rzeczpospolita duma i wstyd”, która
ukaza³a siê nak³adem krakowskiego
Wydawnictwa M.
Wstêp do ksi¹¿ki napisa³ Marcin
Wolski – publicysta, pisarz i satyryk.
Treœæ jej wyra¿a najpe³niej nastêpuj¹ce zdanie Wolskiego „No i walczy
w nas pozytywizm z romantyzmem,
ekshibicjonizm z tromtradracj¹, prowadz¹c do chwilowych jedynie rozejmów i sporadycznych consensusów.”
Sposób, w jaki autor ksi¹¿ki prezentuje dumê i wstyd naszej przesz³oœci i teraŸniejszoœci, przypomina rozwi¹zywanie zagadek kryminalnych za pomoc¹ dedukcji opartej na kolosalnej
znajomoœci naszych i nie tylko naszych dziejów. A wiêc czyta siê j¹ jak
krymina³, z jednym jednak zastrze¿eniem, id¹c za historyczn¹ dedukcj¹ autora, trzeba przygotowaæ siê na niespodzianki wynikaj¹ce z porównañ wyda-
W czasie promocji książki w Klubie Księgarza (od lewej): Krystyna Czubówna, Krystyna
Grzybowska, Joanna Lichocka i Wojciech Reszczyński.
36 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Dziennikarka, publicystka. Publikuje w tygodniku „Gazeta Polska”,
miesięczniku „Nowe Państwo”, na
portalu w „Polityce”. Pierwsze kroki stawiała w popołudniówce „Express Wieczorny”, gdzie zajmowała się problematyką międzynarodową. W roku 1982 została negatywnie zweryfikowana, czyli otrzymała zakaz uprawiania zawodu.
Wraz z mężem, felietonistą Maciejem Rybińskim i córką Aleksandrą
udała się na emigrację do Republiki Federalnej Niemiec. Cała rodzina
otrzymała paszporty w jedną stronę, co oznaczało zakaz powrotu do
kraju. Współpracowała z prasą emigracyjną, a w roku 1990 została
korespondentką „Rzeczpospolitej”
w Bonn. Po powrocie do kraju
w 1998 roku pisała do „Wprost”
i „Gazety Polskiej”. Specjalizuje się
w problematyce zagranicznej, ze
szczególnym uwzględnieniem Niemiec i Unii Europejskiej. Nie stroni
od poruszania tematów krajowych,
wychodząc z założenia, że Polska
powinna aktywnie uczestniczyć
w globalnym świecie i robić to odpowiedzialnie.
rzeñ i zachowañ rodaków niegdyœ i dziœ.
Autor nie oszczêdza w³adców i elit rz¹dz¹cych w Polsce piastowskiej, jagielloñskiej i miêdzywojennej. Wskazuje na
wady narodowe, które wci¹¿ negatywnie wp³ywaj¹ na stan pañstwa.
Ksi¹¿ka sk³ada siê z historycznych
porównañ ze wspó³czesnoœci¹, jest ich
wiele, ale to nie utrudnia jej rozumienia. Przyk³ady z historii zestawiane s¹
z dniem dzisiejszym w logicznym
i niezwykle ciekawym ci¹gu. Wychodzi na wierzch k³ótliwoœæ szlacheckich sejmików, prywata arystokratycznych rodów i tchórzostwo elit. Ale
jednoczeœnie Jacek Wegner wskazuje
na piêkne cechy naszego narodu, opisuj¹c w niezwykle obrazowy sposób
polsk¹ tolerancjê religijn¹, przeciwstawiaj¹c j¹ walkom religijnym w pozo-
sta³ej Europie, których najjaskrawszym przyk³adem by³a Wojna Trzydziestoletnia. W rozdziale zatytu³owanym „My te¿ jesteœmy Semitami”
obala panuj¹cy we wspó³czesnym tzw.
Salonie mit o polskim antysemityzmie. Nie zaprzecza, ¿e w II Rzeczypospolitej mia³ miejsce antysemityzm,
ale „nie tak zbrodniczy jak w Niemczech, tak perfidny jak we Francji ani
tak brutalny jak w Rosji carskiej i zak³amany jak w Rosji sowieckiej, ale
te¿ by³ brzydki. Przede wszystkim
mia³ pod³o¿e ekonomiczne i wynika³
z ignorancji, a najmniej z postaw nacjonalistycznych czy tym bardziej
ideologii rasistowskiej”. W Polsce –
pisze Jacek Wegner – antysemitami
nie byli w wiêkszoœci ziemianie ani inteligencja, ani ch³opi. Anty¿ydowsko
nastawieni byli przede wszystkim
drobnomieszczanie i biedota, dla których ¯ydzi stanowili gospodarcz¹
konkurencjê. Mieliœmy te¿ swoich oligarchów i przekupstwo nazywane zarêkawkiem. Ale byliœmy zdolni opracowaæ drug¹ na œwiecie konstytucjê,
akt niezwykle nowoczesny i – jak na
tamte czasy – demokratyczny.
Nie brak by³o w naszej historii zjawisk negatywnych i przynosz¹cych
wstyd, ale znacznie wiêcej takich,
z których mo¿emy byæ dumni i – co
wiêcej – czerpaæ z nich wzory na
przysz³oœæ. Bez w¹tpienia jesteœmy
narodem dzielnym, odpornym na z³o
p³yn¹ce z zagranicy, g³ównie od naszych s¹siadów, z ogromnym dorobkiem kulturalnym. Mieliœmy wspania³e elity, które zniszczy³a ostatnia
wojna i wysoki poziom kszta³cenia
m³odzie¿y w II Rzeczypospolitej, co
podkreœla Jacek Wegner w swojej
ksi¹¿ce. Jacy jesteœmy dziœ? Lubimy
sejmikowaæ jak za dawnych, dobrych
czasów, protestowaæ i niektórym politykom marzy siê powrót zgubnego
dla I Rzeczypos-politej” liberum veto.
Dziœ stawianie barier narodowi
i spo³eczeñstwu jest niezwykle groŸne, bo najpierw wyda siê zakaz stadionowy, a potem... Mo¿na wiele z³ego wyrz¹dziæ pañstwu, zrêcznie manewruj¹c miêdzy obowi¹zuj¹cym
w demokracji systemem prawnym
a tzw. wol¹ wiêkszoœci.
Nie trzeba byæ specjalnie przygotowanym do lektury ksi¹¿ki pod wzglêdem historycznym. Liczne przyk³ady
z naszych dziejów i ich zestawienie ze
wspó³czesnoœci¹ mówi¹ wiele o naszej narodowej to¿samoœci. ¯yjemy
w czasach pogardy dla historii, nie tylko w Polsce panuje mod¹ na tzw.
pragmatyzm. I na bezrefleksyjne „¿ycie tu i teraz”. Niestety, pochwa³a pragamatyzmu nie zawiera ani wskazówek na przysz³oœæ, ani tym bardziej
pozytywnych przyk³adów ze wspó³czesnoœci. Taki pragmatyzm jest propagandow¹ ³atwizn¹, mog¹c¹ prowadziæ do os³abienia pañstwa i woli narodu. Powinniœmy pamiêtaæ, ¿e nie
tylko utraciliœmy pañstwowoœæ wskutek nieudolnoœci, s³aboœci i prywaty
mo¿nych, ale ¿e potrafiliœmy przez
wieki walczyæ o wolnoœæ i niepodleg³oœæ, ¿e jesteœmy narodem godnym
szacunku i przetrwamy wszystkie burze, pod warunkiem jednak, ¿e bêdziemy broniæ naszej godnoœci. To wszystko znajdziemy w ksi¹¿ce „Rzeczpospolita duma i wstyd”.
Marcin Wolski w swoim wstêpie do
ksi¹¿ki napisa³ niezwykle trafnie, ¿e
jesteœmy za mali na mocarstwo, za duzi na pokornego klienta, czekaj¹cego
na resztki z pañskiego sto³u. Jest to
bardzo niewygodna pozycja, czy nie
da siê jej poprawiæ?
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 37
Trzy pokolenia
na posterunku
niezawisłości
Andrzej Dabik
Kiedy czytam takie ksi¹¿ki jak
„«Klamra» – mój ojciec”, ogarnia
mnie podziw dla generacji lat
1918–1939 i zastanawiam siê, czy
my w naszym dwudziestoleciu wychowaliœmy podobne spo³eczeñstwo...
G³ówny bohater, Adam Lazarowicz, rocznik 1902, przed wojn¹ zak³ada³ wiejskie organizacje samopomocowe, organizowa³ konkursy rolnicze. Powiedzia³ synowi przed aresztowaniem w roku 1947, ¿e teraz na nic
walka zbrojna, ten ustrój jest militarnie potê¿ny, nie mo¿na skutecznie mu
siê przeciwstawiaæ „przy u¿yciu granatów, rewolwerów (...) mo¿emy walczyæ tylko w sferze idei, za pomoc¹
œrodków pokojowych”.
Kapitan/major Adam Lazarowicz
„Klamra”, rocznik 1902, od grudnia
1940 roku by³ komendantem obwodu
ZWZ/AK Dêbica. Bez pomocy ch³opów i drobnych mieszczan z tzw. Polski prowincjonalnej partyzantka antyniemiecka i po roku 1944 antyrosyjska, póŸniej przeciwubowska nie by³aby mo¿liwa. Zreszt¹, jak twierdz¹ historycy, trzonem bojowym Armii Krajowej byli ch³opi i ludnoœæ ma³omiasteczkowa. Tymczasem dzisiejsi rodzimi i obcy propagandyœci lewicowi
k³ami¹, ¿e wiêkszoœæ polskich ch³opów w okresie okupacji niemieckiej
by³a bierna czy wrêcz pomaga³a okupantowi w mordowaniu swych wspó³obywateli ¯ydów. Niedawno Szewach
Weiss, by³y ambasador Izraela w Polsce, napisa³ w dzienniku „Rzeczpospolita”, ¿e „naród polski mo¿e byæ
dumny ze swoich ch³opów”. Ta konstatacja ¯yda uratowanego przez polskich w³oœcian nie wywo³a³a jednak
¿adnego publicznego echa. Przylgnê³o
wiêc do œwiadomoœci spo³ecznej tamto k³amstwo...
38 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
Ksi¹¿ka „«Klamra» – mój ojciec”,
ukazuj¹c walkê konspiracyjn¹ i orê¿n¹ z Niemcami, póŸniej z Rosjanami
i wreszcie z rodakami na us³ugach Rosji sowieckiej, niejako mimowolnie
uwydatnia ten rys wiernoœci ludzi
z warstw ni¿szych wartoœciom patriotycznym i religijnym. Autor-narrator
pisze na przyk³ad: „w Gumniskach ko³o Dêbicy ka¿de pojawienie siê Niemców by³o natychmiast sygnalizowane w ca³ej wsi (...). Na ka¿dy taki sygna³ og³aszano alarm i chowano niebezpieczne materia³y...”. W podziemnej
walce z Niemcami uczestniczy³ tak¿e
ze swymi parafianami ksi¹dz proboszcz Jan Nagórzañski, „ukrywa³ ¯ydów, wozi³ te¿ ¿ywnoœæ rodzinom
w Dêbicy, których mê¿owie i ojcowie
przebywali w niewoli lub obozach.
12 sierpnia 1944 r. proboszcz prze¿y³
wraz ze swymi parafianami pacyfikacjê Gumnisk. By³ jednym z zak³adników wziêtych przez Niemców, razem
z pozosta³ymi zosta³ odbity przez partyzantów AK”. A wiêc wspó³praca by-
NR 102–103/2011
³a doprawdy œcis³a – ch³opi pomagali
¿o³nierzom, a oni mieszkañcom.
O zbrodniach niemieckich napisano
tomy ksi¹¿ek. Publikacja Zbigniewa
Lazarowicza dorzuca do tego tematu
garœæ faktów, byæ mo¿e, gdzie indziej
ju¿ zapisanych, lecz wci¹¿ trzeba je
przypominaæ. Na przyk³ad we wsi Ró¿a w powiecie tarnowskim Niemcy,
chc¹c siê dowiedzieæ, gdzie ukryta jest
broñ, „chodzili od domu do domu
i torturuj¹c mordowali wybranych wed³ug listy mieszkañców”. Jakuba Kawê, zastêpcê dowódcy III plutonu placówki AK Zassów ³añcuchem przywi¹zali w stodole za rêkê i nogê i bili,
a¿ skona³ po trzech godzinach. Józefowi Erazmusowi, dowódcy plutonu tej
placówki ³amali rêce, nogi, ¿ebra „palce u r¹k mia¿d¿yli obcasami”, na jego
oczach zabili ¿onê i ma³oletniego syna.
Oddzia³y AK obwodu Dêbica po
rozpoczêciu dzia³añ partyzanckich,
wynikaj¹cych z planu „Burza”, od
wczesnego lata 1944 r., uczestniczy³y
w ciê¿kich walkach na froncie
niemiecko-sowieckim, musia³y wiêc
zrazu wspó³pracowaæ operacyjnie
z jednostkami Armii Czerwonej.
Trudne moralnie i wojskowo by³o to
wspó³dzia³anie: „Sowieci (...) m¹cili
w g³owach naszym ¿o³nierzom. Raz
zapowiadali rych³e przesuniêcie frontu i wyzwolenie nas z okr¹¿enia, to
znów po wiêkszym ogniu siali panikê,
g³osz¹c, ¿e zaraz Niemcy przejd¹ do
ataku i nas wyr¿n¹” – napisa³ autor-narrator.
Partyzanci „Klamry” byli raz
œwiadkami natarcia sowieckiego na
oddzia³ niemiecki: „Patrzyliœmy zdumieni – pisze narrator – bo ¿o³nierze
biegli, nie kryj¹c siê i strzelaj¹c na
oœlep. Gdy któryœ siê potkn¹³, pada³
i zwykle nie wstawa³. Do le¿¹cego
podbiega³ wówczas oficer z pistoletem w rêce i kopa³ go, krzycz¹c”. Po
odrzuceniu Niemców czerwonoarmiœci pozostawili broñ, gdzie popad³o
i weszli do domów ch³opskich. „Wielu z nich – pisze dalej narrator – pl¹cz¹ siê nogi i chodz¹ chwiejnym krokiem (...). Któryœ wyci¹gn¹³ litrow¹
butelkê spirytusu i koniecznie chcia³
siê z nami napiæ. Czêstowa³ nas wszystkich i nie mo¿na mu by³o odmówiæ.
Najd³u¿ej przekonywa³ Mamusiê, która nie chcia³a siê zgodziæ na pojenie
wódk¹ Dani. Twierdzi³, ¿e u nich na
Syberii takie dzieci ju¿ pij¹”. Przypo-
mina siê tu okreœlenie nieod¿a³owanej
pamiêci Kisiela (Stefana Kisielewskiego), ¿e „Rosjanie rzucili przeciw
Niemcom milionowy szaniec trupów”.
Nawi¹zuj¹c do tej metafory mo¿na by
rzec, ¿e „«Klamra» – mój ojciec” mimochodem pokazuje, jak powstawa³
ten „szaniec”...
W miarê umacniania siê w³adzy ludowej narasta³ terror – jej w³asny i enkawudowski. Akowców, którzy razem
z Armi¹ Czerwon¹ wyrzucali Niemców ze swych terenów, Sowieci wywozili do ³agrów, ukrywaj¹cych siê
zaœ i ujawniaj¹cych ubowcy i zamykali w wiêzieniach. Na przyk³ad w Rzeszowie „z³apani przechodzili przes³uchania i tortury. Trzymani byli w lochach UB – niejednokrotnie ca³ymi tygodniami w ciemnicy, nago, po kolana
w kloace, w której p³ywa³y szczury.
W nocy wyprowadzono wiêŸnia pod
500-watow¹ ¿arówkê i przes³uchiwano. Powodowa³o to ból, od którego
wydawa³o siê, ¿e g³owa pêknie. Dochodzi³o do tego okrutne bicie (...)”.
Na mocy rozkazu Leopolda Okulickiego z 19 stycznia 1945 r. Armia
Krajowa zosta³a rozwi¹zana. Du¿a
czêœæ jej ¿o³nierzy, zw³aszcza kadry,
utworzy³a organizacjê konspiracyjn¹
Wolnoœæ i Niezawis³oœæ. I chocia¿ odchodzi³a ona od walki zbrojnej, a podtrzymywa³a i krzewi³a ideê niezawis³oœci duchowej podbitego narodu,
a mo¿e w³aœnie dlatego – wzbudza³a
Romuald Lazarowicz, wrocławianin, dziennikarz, działacz
polityczny i społeczny, wydawca. W latach 1982–1990 autor
i redaktor pism podziemnych, m. in.: „Biuletynu Dolnośląskiego”, „Z Dnia na Dzień”, gazety plakatowej „Nasze Słowo”.
Współredaktor Serwisu Agencji Informacyjnej Solidarności
Walczącej. Współzałożyciel Solidarności Walczącej, twórca
i szef Radia SW. Od roku 1991 sekretarz „Dni”, „Raportu Dolnośląskiego”. Założyciel w roku 1995 firmy wydawniczej Lena; od 2002 redaktor nacz. miesięcznika „Opcja na Prawo”
oraz redaktor techniczny edycji „Zrzeszenie «Wolność i Niezawisłość» w dokumentach” (1997–2000). Laureat wyróżnienia „Kustosz Pamięci Narodowej” (IPN, 2004). Odznaczony Krzyżem WiN (1999) i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007). Od 1995 członek Zarządu Stowarzyszenia Inicjatyw
Polsko-Niemieckich. Od 2004 członek Zarządu Stowarzyszenia Dolnośląska Inicjatywa
Historyczna. Współautor (z Piotrem Bielawskim) książki „Dziwny rok 1989” (Morex,
1999) oraz (z Jerzym Przystawą) „Otwarta księga” (Spes, 1999).
Ponadto, redaktor kilkudziesięciu książek, autor projektów okładek, redaktor techniczny wielu książek i czasopism. Stworzył i prowadzi kilka stron internetowych.
Członek SDP.
nienawiœæ w³adców Polski poja³tañskiej. W jej s³u¿bach bezpieczeñstwa
znalaz³y siê setki fanatycznych i sadystycznych oprawców. Wyczyny niewspó³miernie mniejszej liczby zwyrodnialców z Berezy Kartuskiej sprzed
roku 1939 by³y wprost igraszk¹ w porównaniu z zachowaniami ubowców,
„prokuratorów” i „sêdziów”.
Po wojnie autor ksi¹¿ki jako m³ody,
dwudziestoletni i dwudziestokilkuletni ch³opiec, najpierw ukrywa³ siê
przed bezpiek¹, a kiedy zosta³ areszto-
Zbigniew Lazarowicz, autor książki, przed wojną uczęszczał
do gimnazjum w Krakowie. Maturę zdał w roku 1943 przed
Państwową Tajną Komisją Egzaminacyjną „Kuźnica”
w Obwodzie AK Dębica.
Przysięgę ZWZ złożył 1 stycznia 1942 r. wobec swego ojca, ówcześnie kapitana ps. „Grot”, „Klamra”, komendanta Obwodu ZWZ/AK Dębica. Po zaprzysiężeniu przyjął pseudonim
„Bratek”. Od jesieni 1942 r. uczęszczał na kurs podchorążych.
Po jego ukończeniu w maju 1943 r. awansował do stopnia kpr.
podchorążego.
W marcu 1943 r. został mianowany dowódcą plutonu
w miejscowości Gumniska-Braciejowa, pluton ten, zwany od
jego pseudonimu plutonem „Bratka”, uczestniczył w ciężkich walkach na pierwszej linii frontu niemiecko-sowieckiego.
Po wkroczeniu Sowietów w marcu 1945 r. został awansowany do stopnia ppor. rez.
piech. ze starszeństwem i ukrywał się razem z rodziną. Pod fałszywymi nazwiskami,
działając u boku ojca, kolportował w Rzeszowie, Zakopanem, Krakowie i Górnym Śląsku pisma konspiracyjnych i zajmował się wywiadem.
Na Dolnym Śląsku pełnił funkcję łącznika pomiędzy prezesem Obszaru Zachodniego WiN a prezesem Okręgu, mjr. Ludwikiem Marszałkiem i szefem organizacyjnym Obszaru, Bronisławem Pietruchą. Działalność organizacyjną zakończył
w grudniu 1947 r., po aresztowaniu ojca w 1947; sam też był represjonowany
przez UB.
wany jego ojciec, musia³ regularnie
meldowaæ siê miejscowemu UB. Mia³
– i jego rodzeñstwo – utrudniony
dostêp na studia i nie móg³ znaleŸæ
pracy.
Wiêzienia zaœ zape³ni³y siê aresztowanymi WiN-owcami. We Wroc³awiu
np. siedzia³ mjr Ludwik Marsza³ek,
dowódca WiN na Okrêg Dolnoœl¹ski,
„przez czêste przes³uchania doprowadzono go do ca³kowitego ob³êdu
i utraty mowy. Ten wychudzony,
o wklês³ych oczach cz³owiek zwija³
siê w celi z bólu i bez przerwy obiema
rêkami masowa³ g³owê. Jednak nie
mo¿na by³o go zaprowadziæ do lekarza, bo o zdrowiu aresztowanych decydowali oficerowie Wydzia³u Œledczego”.
Ubowcy i „prokuratorzy” nieraz ju¿
podczas przes³uchañ mordowali dzia³aczy WiN; niektórych zaœ „s¹dzili”
i wydawali wyroki (najczêœciej œmierci) w tzw. procesach kiblowych – to
jest w celach wiêziennych, bez zachowania chocia¿by rudymentów s¹downictwa ucywilizowanego: bez oskar¿ycieli, protokolantów.
Adam Lazarowicz by³ wiceprzewodnicz¹cym czwartego Zarz¹du G³ównego WiN. Na procesie, rozpoczêtym w paŸdzierniku 1950 r., przy
akompaniamencie chóru dziennikarzy,
nazywaj¹cych w swych gazetach
uwiêzionych i traconych patriotów
„szpiegami amerykañskimi, sprzymierzeñcami hitlerowskich oprawców,
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 39
tchórzami, agentami gestapo”, mjr Lazarowicz przyznawa³, ¿e walczy³
z ustrojem, bo nie odpowiada on aspiracjom duchowym narodu polskiego.
Odpiera³ zarzut szpiegostwa, mówi³
¿e, owszem, zbiera³ i wysy³a³ materia³y za granicê, ale przekazywa³ je w³adzom, „które uwa¿aliœmy za legalne”.
Mjr Lazarowicz zosta³ c z t e r o k r o t n i e skazany na karê œmierci
i umieszczony w celi wieloosobowej,
w której „przed wojn¹ przebywa³o
normalnie 30 wiêŸniów (...) Obecnie
trzymano tam po 80 osób”. Trudno siê
by³o poruszaæ, „dlatego te¿ w dzieñ,
¿eby mo¿na by³o chodziæ, wiêŸniowie
ustawiali siê w tzw. kierat i na komendê ruszali wszyscy w jednym
kierunku”.
1 marca 1951 roku ubowski kat nieznany z imienia i nazwiska, prawdopodobnie strza³em w potylicê zabi³ w
kazamatach wiêzienia na Rakowieckiej w Warszawie majora Adama Lazarowicza i szeœciu jego towarzyszy
z IV Oddzia³u WiN. Rodziny nie powiadomiono, adwokat dowiedzia³ siê
o kaŸni po dwóch tygodniach. Miejsce
pochówku nie jest znane.
Te wspomnienia o majorze Adamie
Lazarowiczu napisa³ jego syn Zbigniew, zaprzysiê¿ony przezeñ i s³u¿¹cy pod jego rozkazami po przybraniu
pseudonimu „Bratek” w akcjach partyzanckich „Burzy”. A wnuk Adama,
syn Zbigniewa, Romuald, opracowa³
je i wyda³ nak³adem oficyny „Lena”
w koedycji ze Stowarzyszeniem „Solidarnoœæ Walcz¹ca”. Ta ksi¹¿ka jest
wiêc œwiadectwem, ¿e ju¿ trzecie pokolenie trwa na posterunku niezawis³oœci i wpisuje siê w toczony dzisiaj
bezkrwawy bój o pamiêæ historyczn¹,
a wiêc o ¿ycie duchowe Polaków, bo
naród pozbawiony pamiêci o przesz³oœci umiera. Domaga siê tak¿e, razem
ze zdrow¹ czêœci¹ spo³eczeñstwa, zidentyfikowania wszystkich morderców, sadystów z UB i SB, napiêtnowania nie¿yj¹cych, a ¿yj¹cych oskar¿enia o zdradê narodu polskiego.
Ksi¹¿ka ma wartoœci poznawcze,
czytelnicze i chyba nade wszystko dydaktyczne – najm³odsze generacje, ni-
hilistyczne do granic ostatecznoœci,
powinny z niej uczyæ siê najnowszej
historii.
Kultura tej publikacji mo¿e byæ
przyk³adem dla wielu oficyn. Pisana
jest jêzykiem eseistycznym i eleganck¹ polszczyzn¹. Mo¿e – powinna! –
byæ wzorem dla niejednego autora
i wydawnictwa. Legitymuje siê te¿ bogat¹ dokumentacj¹: zdjêciami, niekiedy unikatowymi; w przypisach drukuje notatki biograficzne setek bohaterów, to jakby ma³e pomniczki tych,
którzy z poczucia obowi¹zku przeciwstawiali siê obu okupantom.
Wœród owych „pomniczków”, jest
te¿ kilka minibiogramów „utrwalaczy” w³adzy ludowej z krwi¹ w sumieniu i na rêkach; mo¿e lepiej by by³o
wydrukowaæ je oddzielnie, na przyk³ad w aneksie.
Andrzej Dabik
Zbigniew Lazarowicz: „«Klamra» – mój ojciec”. Wydawnictwo „Lena”, wspó³wydawca
Stowarzyszenie „Solidarnoœæ Walcz¹ca”,
Wroc³aw.
Gratulujemy
jubileuszu!
40 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Co robią dziś ludzie, którzy walczyli, gdy było naprawdę groźnie?!
Buntownicy
Lech Dymarski
Niedawno bra³em udzia³ w konferencji – jubileuszu „Tygodnika Solidarnoœæ”, zorganizowanej przez Stowarzyszenie Wolnego S³owa. W czêœci towarzyskiej, po rozmowach
z wieloma osobami rówieœnymi, a nawet m³odszymi, doszed³em do wniosku, ¿e jestem cz³owiekiem sukcesu.
Na czym ten sukces polega? Na tym,
¿e od oœmiu lat mam sta³¹ pracê. Jestem dyrektorem muzeum historycznego, które ma piêæ oddzia³ów – i jest co
robiæ. A przede wszystkim robi siê to,
co siê wymyœli – wystawy, wydawnictwa, konferencje i, a jak¿e, remonty
i inwestycje. I, niestety, sprawozdania
– roczne, pó³roczne, kwartalne, wszystkie, które wymyœl¹ urzêdnicy, bo oni
te¿ s¹ kreatywni. Mogê te¿ powiedzieæ, ¿e robiê to, czego nie robi¹ inni
– czy to nie sukces? Zatrudniam m³odych, wykszta³conych ludzi, którzy,
choæ zarabiaj¹ niewiele, ciesz¹ siê
swoj¹ prac¹ w „bran¿y”, której efekty
s¹ doceniane – i ja siê cieszê z nimi.
Mam funkcjê publiczn¹ – drug¹ kadencjê jestem przewodnicz¹cym sejmiku wielkopolskiego – i te¿ jest co
robiæ. Radnym wojewódzkim jestem
od pocz¹tku, czyli ju¿ czwart¹ kadencjê. Wybierano mnie z list AWS, potem PO-PiS, w koñcu PO. Co cztery
lata kilkanaœcie tysiêcy obywateli na
mnie g³osuje (nigdy nie by³em na pierwszym miejscu listy, bo, jak mówi¹,
„mam nazwisko” i mogê byæ dalej – to
Lech Dymarski
– poeta, krytyk, działacz
„Solidarności” urodził się
w 1949 roku w Poznaniu.
Studiował w Akademii
Ekonomicznej, a następnie
na Uniwersytecie im. Adama
Mickiewicza w Poznaniu –
w Zakładzie Teorii Literatury,
w 1977 r. obronił pracę
magisterską o funkcji
dydaktycznej w poezji socrealistycznej i uzyskał dyplom
magistra filologii polskiej w Wyższej Szkole Filmowej
w Łodzi. Pracował jako urzędnik, konwojent bydła,
asystent reżysera (zwolniony z Telewizyjnej Wytwórni
Filmowej „Poltel” 1978 r. „za publikowanie w prasie
nielegalnej”), aktor związany z poznańskim Teatrem
Ósmego Dnia, z „Salonem Niezależnym”, kierownik
Galerii „O.N.” w Poznaniu. Współpracownik Komitetu
Obrony Robotników. Wielokrotnie zatrzymywany
i przesłuchiwany, porwany z ulicy, poddawany
różnorodnym szykanom ze strony SB. Po wizycie
w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. przystąpił
do organizowania Międzyzakładowego Komitetu
Założycielskiego NSZZ w Poznaniu. Wybrany na delegata
regionu do KK NSZZ „Solidarność”. Jako sygnatariusz
wniosku o rejestrację związku, znalazł się w 40-osobowej
grupie członków założycieli ogólnokrajowej
te¿ stabilizacja. W Warszawie bywam
rzadko, za to czêsto w Brukseli, gdzie
uczestniczê w Komitecie Regionów.
Od lat do polityki centralnej mam
stosunek obywatelski, to znaczy
uczestniczê w niej jako telewidz,
czytelnik gazet. Od jakiegoœ czasu
wydaje mi siê, ¿e polityka krajowa to
nie jest zajêcie dla starszych, doœwiadczonych ludzi, a nieliczne wyj¹tki dobitnie to potwierdzaj¹. Na
szczeblu samorz¹dowym raczej nie
bije siê piany, bo z tego nie powstanie
ani oczyszczalnia œcieków, ani atomowa elektrownia.
No tak, tak jest ze mn¹ od lat kilkunastu, a wczeœniej? Przesz³o dwadzieœcia lat szarpaniny. Wobec wyborów
czerwcowych w roku 1989 zachowa³em siê nader uprzejmie, tzn. nikomu
nie zaj¹³em miejsca na liœcie. Przed
Okr¹g³ym Sto³em otrzyma³em po raz
pierwszy od lat paszport i uda³em siê
do Szwecji, gdzie na uniwersytecie w
Solidarności. Towarzyszył Lechowi Wałęsie w podróży
do Japonii jako rzecznik prasowy delegacji.
13 grudnia 1981 roku internowany w Gdańsku
i umieszczony w więzieniu w Strzebielinku później
w pawilonie 4 Aresztu Śledczego w Białołęce.
Wypuszczony w końcu października 1982 r., na poparcie
oświadczenia nowego ministra kultury o zwolnieniu
z internowania „ludzi kultury”. Jako poeta debiutował
w piśmie „Student” w 1973 r. Oficjalnie wydał dwa
zeszyty poezji nakładem Oficyny Poetyckiej Od Nowa
w Poznaniu – w 1974 r. – „Pierwsze zeznania”,
a w 1977 – „Żyje mi się coraz lepiej”. W 1975 roku
własnym nakładem „samizdatowym” wydał wiersze
pt. „Rozmówki polskie”. Ostatecznie objęty zakazem
druku, publikował wyłącznie poza cenzurą (w Zapisie,
Plusie, Krytyce). W 1981 r. wiersze Dymarskiego
wykorzystano w spektaklach: „Wszystkie seanse
zarezerwowane” w Teatrze Powszechnym w Warszawie
i w Teatrze Nowym w Poznaniu, a także w uroczystości
odsłonięcia pomnika Poznańskiego Czerwca ’56. Książkę
pt. „Za zgodą autora” (wyd. Nowa) odczytano
w konwencji słuchowiska w programie III PR.
Jest laureatem nagrody „Trójząb Neptuna”. Na „Famie”
w 1974 r. – za najciekawsze wydarzenie artystyczne
festiwalu. W 1973 roku wygrał konkurs literacki
dla debiutantów, a w 1979 r. konkurs zamknięty
dla scenarzystów. Nagrodzony scenariusz filmu
pt. „Zderzenie” został zakupiony przez „Poltel”.
Ale jego realizację wstrzymano z powodu „zakazanego
nazwiska autora”.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 41
Między Hitlerem i Stalinem
Uppsali pracowa³a moja przysz³a ¿ona. Wróci³em po wyborach, ufny, ¿e
Ojczyzna czeka na moje kwalifikacje
i zapa³ do pracy – przecie¿ nie wszyscy musz¹ byæ w parlamencie… Jak¿e
siê pomyli³em! Wyczu³em nawet nieufnoœæ: skoro nie usiad³ przy Okr¹g³ym Stole, do Sejmu nie kandydowa³,
to znaczy, ¿e zbojkotowa³, a jeœli tak –
to wichrzyciel, wróg pokojowych
przemian! Po wielu nieudanych próbach dodzwoni³em siê do Drawicza,
który publicznie wezwa³ znajomych i
przyjació³, by pomogli mu w telewizji. Znaliœmy siê po linii literackiej. Zachowa³ siê arogancko i zniechêcaj¹co.
Co robiæ? Wa³êsa chcia³ mnie umocowaæ na I zastêpcê Jaros³awa Kaczyñskiego w „Tysolu”, co pana Jarka bardzo sp³oszy³o, wiêc uprzejmie siê wycofa³em. Uruchomiliœmy w Poznaniu
regionalny tygodnik „Obserwator
Wielkopolski” pod moim kierownictwem – by³ dobrze odbierany, ale zacz¹³ siê prawdziwy rynek prasowy
i z braku kapita³u po roku trzeba by³o
zwin¹æ interes. Zanim pismo zgas³o,
do Poznania przyje¿d¿a³ Blumsztajn,
by podbieraæ mi dziennikarzy do lokalnej wk³adki „GW”.
Wieczorem piliœmy wódkê w moim
mieszkaniu, a nazajutrz Sewek, za
moimi plecami, przekupywa³ moich
ludzi. No i bezrobocie. A¿ tu dzwoni
Janek Purzycki, który robi³ kampaniê
Wa³êsie i proponuje szefostwo Dyrekcji Programów Informacyjnych TVP.
Mój by³y przyjaciel Michnik siê
42 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
wœciek³. „Gazeta Wyborcza” zaatakowa³a nazajutrz po objêciu funkcji:
Kublik poinformowa³a spo³eczeñstwo, ¿e w³adzê nad informacj¹ TV
dosta³ jakiœ, bli¿ej nie znany „poeta
z Poznania”. Potem to ju¿ by³a miazga. Niewiele mo¿na by³o mi zarzuciæ,
wiêc poczytna gazeta alarmowa³a co
drugi dzieñ, ¿e np. „Wiadomoœci” s¹
po prostu coraz gorsze. W koñcu zdenerwowa³ siê sam Balcerowicz (bo dowiedzia³ siê z ekranu, ¿e odd³u¿enie
kraju jest tak¿e zas³ug¹ prezydenta
Wa³êsy i premiera Bieleckiego).
Wszyscy wiedzieli, ¿e to prawda, ale
dla wicepremiera to by³ policzek. Zatem z placu Powstañców wylecia³em
w powietrze i spad³em na Woronicza
jako doradca prezesa od nie wiadomo
czego, a¿ naturalnie wygas³a umowa.
I bezrobocie. No, niezupe³nie, bo by³em prezesem zarz¹du Fundacji Obywatelskiej, która wszak¿e po odejœciu
Geremka i Wujca nie dosta³a ju¿ od
Amerykanów ¿adnych pieniêdzy.
Rz¹d Olszewskiego – zosta³em doradc¹ premiera, ale wkrótce rz¹d odwo³ano. Dziêki mojemu przyjacielowi
z opozycji przedsierpniowej, Antoniemu Pietkiewiczowi, zosta³em rzecznikiem prezesa NIK, Lecha Kaczyñskiego, na wysokim stanowisku jego doradcy. Misja moja trwa³a zaledwie
trzy miesi¹ce, bo Sejm wybra³ mnie
do pierwszej KRRiTV. Rada, jak
wiadomo, nie upad³a, ale g³osów sejmowych wystarczy³o mi tylko na
dwuletni¹ kadencjê.
Wedle prawa, by³em wci¹¿ pracownikiem NIK, ale tam zasta³em ju¿
politycznie innego prezesa, Janusza
NR 102–103/2011
Wojciechowskiego, z którym rozstaliœmy siê godnie – za sporz¹dzon¹
analizê o postrzeganiu kontrolera pañstwowego przyzna³ mi spor¹ nagrodê.
Uruchomi³em w Poznaniu rozg³oœniê
o nazwie „Radio Obywatelskie” – cieszy³o siê powodzeniem, ale nie mog³o
na siebie zarobiæ; zosta³o zjedzone
przez koncern i na tej czêstotliwoœci
gra kolejna dyskoteka. W roku 1997
zosta³em szefem programu „W Centrum Uwagi” – to by³ wówczas jedyny
„gor¹cy” program publicystyczny na
ekranie. Pracowa³o mi siê dobrze,
m.in. z Tadziem Zwiefk¹, Jarkiem Guga³¹ i fajnymi m³odymi ludŸmi. Oceny
by³y dobre, ros³a ogl¹dalnoœæ, ale nieuchronnie zbli¿a³y siê wybory i prezes
Miazek, kolega z KRRiTV nie wytrzyma³ nacisku rzeczywistoœci i mnie
„zawiesi³”. Nie mówi³ dlaczego, ale
takich rzeczy w TVP S.A. siê nie mówi. Indagowani przeze mnie ludowcy
zapewniali, ¿e to nie oni naciskali, ale
tamci, a w imieniu tamtych Marek Siwiec (tak¿e kolega z KRRiTV) zapewni³, ¿e SLD z moj¹ krzywd¹ nie ma
nic wspólnego. Zarejestrowa³em siê jako bezrobotny, ale ofert nie by³o. Zacz¹³
siê rz¹d Buzka, skoñczy³ XX wiek, a ja
na bezrobociu. A¿ tu dzwoni Andrzej
Gelberg, wówczas przewodnicz¹cy rady nadzorczej, ¿e mam byæ prezesem
zarz¹du PAI. W wyniku dzia³añ ró¿nych parytetów obliczanych przez
Krzaklewskiego, ostatecznie zosta³em
wice, a prezesem Czabañski. Piêcioosobowy zarz¹d zajmowa³ siê g³ównie
wewnêtrzn¹ walk¹, bo ka¿dy by³, jak
to w AWS, z innej frakcji, a najm³odszy cz³onek by³ od siostry Mariana.
Có¿, w³adzê w kraju przejê³a lewica
i – jak to w spó³kach Skarbu Pañstwa
– nas pogoni³a i ulokowa³a swoich.
W koñcu przesta³em siê miotaæ w stolicy i w moim Poznaniu zosta³em dyrektorem muzeum. Gdy o tym dowiedzia³ siê Lech Wa³êsa (wizytuj¹cy Poznañ w roku 2006 z okazji rocznicy
poznañskiego Czerwca ’56), zareagowa³ zdumiony: „Muzeum? Nie za
wczeœnie?!”
Jak umia³em, tak najkrócej opisa³em swoje losy w III RP. By³bym niesprawiedliwy, gdybym przemilcza³ to,
¿e przez lata, w doli i niedoli, red. Gelberg p³aci³ mi 200 z³otych za ka¿dy felieton, a nawet ratowa³ æwiartk¹ etatu
w „Tygodniku Solidarnoœæ”.
Lech Dymarski
Piotr
Hlebowicz
Gdy nadszed³ rok 1980, Piotr Hlebowicz mia³ 17 lat. Ju¿ od 1978 roku
pomaga³ ojcu kolportowaæ bibu³ê. Pod
Krakowem w Zagórzanach mieli Hlebowicze dworek. Kupili go po ucieczce z maj¹tku na GrodzieñszczyŸnie. W stanie wojennym pod pracowni¹ pani Anny – konserwatora zabytków, mamy Piotra – powsta³ tzw. bunkier, a w nim drukarnia „Wilno”
im. gen. Leopolda Okulickiego „NiedŸwiadka”. Piotr sw¹ przygodê
rium. W Zwi¹zku Sowieckim wypuszczano opozycjê z wiêzieñ, a w Polsce aresztowano kolejnych opozycjonistów. Piotr Hlebowicz by³ pomys³odawc¹ utworzenia Autonomicznego
Wydzia³u Wschodniego Solidarnoœci
Walcz¹cej. Jadwiga Chmielowska,
przewodnicz¹ca Komitetu Wykonawczego SW, w lutym 1988 r. wyrazi³a
zgodê na powstanie autonomicznej
z dziennikarstwem zaczyna³ od kolportera, potem zosta³ drukarzem, fotografem (obróbka kliszy i blach offsetowych), fotoreporterem i dziennikarzem. Wœród wielu tytu³ów wydawa³
miêdzy innymi gazetê podziemn¹
„Solidarnoœæ Zwyciê¿y” (potem „Solidarnoœæ Walcz¹ca” – wysz³o 147 numerów). Drukarnia funkcjonowa³a do
roku 1990 bez wpadki. By³ cz³onkiem Solidarnoœci Walcz¹cej, a po
aresztowaniu przewodnicz¹cego oddzia³u, Mariana Stachniuka, zosta³
szefem krakowskiej struktury SW.
Od 1986 roku zaczê³y siê wyjazdy na
Wschód. Najpierw odwiedziny u rodziny w Grodnie. Po pewnym czasie
nawi¹za³ kontakt z opozycj¹ litewsk¹.
Gdy w 1987 r. nasta³a pierestrojka,
wyjazdów by³o coraz wiêcej. W³aœnie
w tym roku ³agry opuœcili wiêŸniowie
polityczni ca³ego sowieckiego impe-
struktury. Piotr Hlebowicz zosta³
wspó³przewodnicz¹cym Autonomicznego Wydzia³u Wschodniego Solidarnoœci Walcz¹cej. Cz³onkowie tego
wydzia³u kontynuowali idee prometejskie. Piotrowi zawsze towarzyszy³ aparat fotograficzny. St¹d unikalne
zdjêcia np. z obrony parlamentu Litwy
w styczniu 1991 roku. Hlebowicz by³
jednym z obroñców litewskiego Sejmu, jest wpisany do pami¹tkowej
ksiêgi parlamentarnej. Z r¹k Valdasa
Adamkusa, prezydenta Litwy, on oraz
czwórka cz³onków Autonomicznego
Wydzia³u Wschodniego SW otrzymali
medale orderu zas³ugi wobec Litwy.
Prezydent Lech Kaczyñski odznaczy³
Hlebowicza Krzy¿em Kawalerskim
Polonia Restituta. Wydany w 2010 r.
album „Wilno – Warszawa – wspólna
droga do niepodleg³oœci” zawiera fotografie z jego prywatnego zbioru.
Znalaz³y siê tam te¿ wspomnienia, relacje oraz archiwalne materia³y uczestników walk o niepodleg³oœæ Litwy.
Piotr Hlebowicz jest nie tylko autorem
czêœci wspomnieñ, ale równie¿ redaktorem wszystkich tekstów w albumie,
wydanym wraz z Piotrem Warischem,
odpowiedzialnym za szatê graficzn¹.
Obecnie trwaj¹ prace nad albumem
gruziñskim, o wiêziach Polski z Gruzj¹. Potem przyjdzie czas na Krym i kolejne miejsca podró¿y z lat 80. i 90.
ub.w. Piotr Hlebowicz dokumentowa³
te¿ losy Polaków na Syberii i w Kazachstanie. Razem z Maciejem Ruszczyñskim stworzyli i rozpropagowali ankiety sonda¿owe wœród zes³añców w roku 1992. Ankiety, które
zwróci³y uwagê na problem repatriacji. Zainteresowa³ polityków i dziêki
pose³ Jadwidze Rudnickiej zaczê³a siê
repatriacja.
Piotr Hlebowicz, dzia³acz niepodleg³oœciowy, podró¿nik, fotoreporter,
dziennikarz, redaktor i wydawca,
cz³onek SDP, jest jedn¹ z najbarwniejszych postaci wspó³czesnej historii
Polski, szkoda, ¿e tak ma³o znan¹.
NR 102–103/2011
Jadwiga Chmielowska
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 43
Kazimierz...
Mur zabytkowego
klasztoru franciszkanów
wali się od lat. Za chwilę
popłynie cała skarpa.
Mnichowie sami sobie
nie poradzą. Wstyd
– na europejską skalę!
44 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 45
Bożyk
intymny podwójnie
Andrzej Bajorek
Do sterty swoich ksi¹¿ek, wydanych
w Polsce i za granic¹, przet³umaczonych na kilkanaœcie jêzyków, w tym te
o najszerszym zasiêgu – jak angielski,
francuski, niemiecki, rosyjski, japoñski
– Pawe³ Bo¿yk, znakomity ekonomista,
dorzuci³ jeszcze jedn¹. Ta jest inna. Nie
dotyczy ekonomii, na której Bo¿yk,
profesor, teoretyk i praktyk, ongiœ doradca Edwarda Gierka, po zmianie
ustroju w Polsce – rektor prywatnej
uczelni ekonomiczno-informatycznej,
zna siê, jak ma³o kto. Tym razem profesor odrzuci³ szaty naukowca, chwyci³
za pióro i napisa³ opowieœæ o mi³oœci.
Do Hanki, jednej, jedynej, wielkiej mi³oœci swego ¿ycia. Mi³oœæ, do której
przyznaje siê Bo¿yk, jest tak romantyczna, gor¹ca i trwa³a, ¿e a¿ siê wierzyæ
nie chce, by mog³a zaistnieæ naprawdê
w naszych burzliwych czasach, kiedy
wiernoœæ dewaluuje siê szybciej ni¿
najtrwardsze waluty, a promiskiwizm
i tzw. skoki w bok uchodz¹ za normê.
Bo¿yk swojej wiernoœci nie tylko
siê nie wstydzi, ale szczyci siê ni¹
i, patrz¹c na ¿ycie z perspektywy czasu, uwa¿a, ¿e warto by³o. Warto, bo
jak wyznaje z rozbrajaj¹c¹ prostot¹,
tak¹ mi³oœæ prze¿ywa siê tylko raz.
Z tym, ¿e u Paw³a i Hanki trwa³o to lat
piêædziesi¹t.
Ciekawe, ¿e do takiej mi³oœci, jedynej i wiecznej, która – jak pisze – nada³a sens jego ¿yciu, przyznaje siê
publicznie nie jakiœ tam dewot czy
prowincjusz-minimalista, ale cz³owiek sukcesu. Profesor, naukowiec,
intelektualista, œwiadom wspó³czesnych obyczajów i trendów. Mê¿czyz-
na obyty z salonami tego œwiata, kontaktowy, towarzyski, nowoczesny.
I tak nieub³aganie tradycyjny w pojmowaniu mi³oœci. Rzadki to fenomen
w dzisiejszym œwiecie ci¹g³ego, emocjonalnego szamotania siê kobiet
i mê¿czyzn. I choæby z tego wzglêdu
jego wzruszaj¹c¹ opowieœæ o mi³oœci
nale¿a³oby przeczytaæ.
„Hanka by³a moj¹ mi³oœci¹,
z polityk¹ mia³em romans” – zapewnia Bo¿yk. Trzeba mu wierzyæ,
w ka¿dym razie nie by³ to romans
przelotny i – ca³e szczêœcie – znalaz³
nale¿ne mu miejsce w tej bardzo osobistej ksi¹¿ce. Inaczej nie dowiedzielibyœmy siê wielu ciekawych rzeczy,
które Bo¿yk, jako flirciarz polityczny
wysokiej rangi, zna z autopsji.
Gdy ktoœ z nazwiskiem Pawe³ Bo¿yk bierze siê za lirykê, niechybnie
musi zdawaæ sobie sprawê, ¿e nawet
gdyby chwilowo wziêto go za Petrarkê, to i tak prêdzej czy póŸniej skojarzony zostanie z Edwardem Gierkiem.
Jak siê by³o doradc¹ I sekretarza KC
(dziœ doradców s¹ ca³e plejady, wówczas by³a to w hierarchii partyjnej funkcja ekstraordynaryjna, nieprzypadkowo przykrywana bardziej niewinnym
terminem „asystent I sekretarza”) – to
nie ma azylu od szefa, jego otoczenia
i czasów, skrótowo okreœlanych jako
epoka Gierka. Kto jak kto, ale doradca „pierwszego” musi mieæ o tej
epoce sporo do powiedzenia. Bo¿yk,
oczywiœcie, ma i nie unika tematu.
Tak wiêc, polityka, jej rewiry i ludzie,
to poza w¹tkiem lirycznym jakby druga czêœæ tej ksi¹¿ki, po trosze wyod-
Zaskoczyła mnie opowieść Pawła. Niby trochę wiedziałem, a jednak nie znałem tego, co najważniejsze w jego życiu. Czyli miłości i śmierci. Bo największa, trochę nawet onieśmielająca miłość Pawła do swej tragicznie zmarłej żony jest w zasadzie
wszystkim, co buduje Jego świat. A myśleliśmy, że co innego. Więc i sukcesy naukowe i polityczne, i udział w ważnych światowych sprawach. No tak, Paweł był bardzo zamknięty. I o tym, dlaczego ta miłość była również tak ważna, bo odbudowywała w nim to, co zniszczyło wojenne i powojenne sieroce dzieciństwo, nie wiedziałem.
Ta książka opowiedziała mi, jak czuł się chłopak pozbawiony wymordowanej rodziny, przebijający się samotnie przez młode życie.
Ernest Bryll
46 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
rêbniona formalnie, rozdzia³ami, ale
w gruncie rzeczy obecna stale i wszêdzie, bo – jak s³usznie zauwa¿y³ ktoœ
m¹dry – polityka jest z nami jak
powietrze; czy chcemy czy nie, i niezale¿nie od tego, jak mocno byœmy
siê od niej od¿egnywali.
Bo¿yk w polityce zaszed³ doœæ
wysoko, ale zachowa³ umiejêtnoœæ
jej postrzegania w mikroskali –
w rozmowach z przypadkowo spotkanymi ludŸmi, w poci¹gach, samolotach, hotelach, na oficjalnych przyjêciach i na prywatkach, w muzeach,
barach i sto³ówkach, s³owem, wszêdzie, gdzie go zanios³o. Tu profesorski autor zachowuje siê nie jak naukowiec, a jak wytrawny dziennikarz
reporta¿ysta. Nie analizuje, nie ocenia. Obserwuje i zestawia obrazki,
robi to sprawnie, czêsto dowcipnie.
Zmarnowa³ talent?
Wielce pikantne s¹ obserwacje
Bo¿yka dotycz¹ce ZSRR i szczególnego zjawiska, jakim by³ „cz³owiek
radziecki”. Np. jego œniadanie, sk³adaj¹ce siê ze œmietany i koniaku.
Albo staranna selekcja goœci pragn¹cych skorzystaæ z toalety. Dostojny
przywódca Leonid Bre¿niew, który
na rauszu ni st¹d ni z ow¹d zaczyna
dyrygowaæ odœpiewaniem Miêdzynarodówki podczas VII Zjazdu PZPR
w Sali Kongresowej PKiN. A transmisja telewizyjna leci na ¿ywo i telewidzowie w Polsce i na œwiecie omal
nie zobaczyli tego dyrygenckiego
popisu. Ten¿e Bre¿niew, który po
wyl¹dowaniu na Okêciu wsiada do
wojskowego gazika z obstawy, odsuwa kierowcê i siad³szy za kierowni-
c¹ – z radosn¹ min¹ obje¿d¿a dooko³a oczekuj¹c¹ go œwitê. Sam miód!
Bo¿yk umia³ obserwowaæ i notowaæ, niczym reporter. A skoro
o dziennikarzach mowa – doradca
I sekretarza zna³ ich wielu, z niektórymi siê przyjaŸni³, bywali z Hank¹
u nich w domach, na przyj¹tkach
i prywatkach. Wspomina w ksi¹¿ce te
przyjaŸnie, np. z Halszk¹ Wasilewsk¹,
kole¿ank¹ ¿ony z czasów gimnazjalnych (obie chodzi³y do nazaretanek),
z Markiem P³u¿añskim, Zbigniewem
K. Rogowskim, Karolem Ma³cu¿yñskim, Andrzejem Bilikiem.
O ile dziennikarzy wspomina dobrze lub wcale, to polityków, tak¿e tych
z najbli¿szego otoczenia Gierka – ró¿nie. Za prymusów nielojalnoœci wobec Gierka uwa¿a przede wszystkim
S. Kaniê i W. Jaruzelskiego. Ano có¿,
takie by³y czasy...
Paweł Bożyk
Paweł Bożyk, wybitny
ekonomista, autor kilkudziesięciu
książek wydanych także
w językach: angielskim,
rosyjskim, japońskim, niemieckim
i innych; opublikował ponadto
700 artykułów. Absolwent
Wydziału Ekonomii Politycznej
Uniwersytetu Warszawskiego,
profesor belwederski, członek
Senatu Uniwersytetu Narodów
Zjednoczonych w Tokio, osobisty
doradca ekonomiczny Edwarda
Gierka od końca 1972 roku.
Założyciel Fundacji
im. Hanki Bożyk: „Pogotowie
Ratunkowe, dlaczego nie zdążyło”
(www.hankabozyk.pl).
Na tle literatury wspomnieniowej
o PRL ksi¹¿ka Bo¿yka wyró¿nia siê
niestandardowo ustawionym priorytetem (najpierw – Hanka, potem polityka), obfitoœci¹ i dok³adnoœci¹ zebranego materia³u oraz szczeroœci¹
w odniesieniu do opisywanych ludzi
i zdarzeñ. To ostatnie pojêcie jest,
oczywiœcie, bardzo subiektywne –
wszak odbiór zale¿y od odbiorcy. Za
du¿o tu jednak przytaczanych konkretów, za du¿o nazwisk ludzi ¿yj¹cych,
którzy domagaliby siê sprostowañ, by
autor móg³ sobie pozwoliæ na istotn¹
nieœcis³oœæ czy wrêcz fa³sz.
Im dalej od PRL, tym wiêcej literatury wspomnieniowej o tym pañstwie.
Ludzie ksi¹¿ki pisz¹, m.in. byli dygnitarze: premierzy i ministrowie, sekretarze i sekretarze sekretarzy, ró¿nego szczebla prominenci. Pisz¹ tak¿e
zwykli szaraczkowie, którzy mieli fart
obs³ugiwaæ prominentów i coœ tam zauwa¿yli czy zas³yszeli. To dobrze, bo
du¿o mo¿na siê z tych lektur dowiedzieæ. Przy lekturze PRL-owskich
VIP-ów zastanawia wszako¿ skrzêtne
unikanie odpowiedzi na podstawowe,
b¹dŸ co b¹dŸ, pytanie – czy i kiedy
z wy¿yn swoich biurek mieli œwiadomoœæ nadci¹gaj¹cego krachu? W gêstwinie przeró¿nych, mniej lub bardziej ciekawych szczegó³ów i szczególików, którymi chêtnie dziel¹ siê
autorzy, tej akurat odpowiedzi z regu³y brakuje. A przecie¿ chcielibyœmy j¹
poznaæ.
Bo¿yk, w przeciwieñstwie do innych, nie próbuje robiæ uniku. Zapewne czuje, ¿e cokolwiek by napisa³
o swoim doradzaniu Gierkowi, nieuchronnie spotka siê z pytaniem: czy
go ostrzega³? Bo któ¿, jak nie
asystent-doradca powinien?
Tak, ostrzega³em – jednoznacznie
stwierdza Bo¿yk, przytaczaj¹c szczegó³y, które pozwalaj¹ to uwiarygodniæ. Zaskakuj¹ca i wiele mówi¹ca
jest tak¿e reakcja Gierka na przekazane mu ostrze¿enie, który...
Stop, ksi¹¿ki nie nale¿y opowiadaæ.
Trzeba przeczytaæ. Jest trochê inna od
siostrzanych kategorii i podwójnie intymna – w odniesieniu do mi³oœci i polityki. A czyta siê lekko „jak mas³o”.
Kiedy profesor pisze jak dziennikarz,
korzyœæ jest tak¿e podwójna dla dzie³a i odbiorcy.
Pawel Bo¿yk – Hanka, Mi³oœæ, Polityka. Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznañ, 2011.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 47
Nieznany
prezydent
Szacunek dla najwy¿szych przedstawicieli pañstwa –
z którym dziœ tak Ÿle – powinien obejmowaæ tak¿e piastuj¹cych te funkcje w przesz³oœci.
Profesor Marek Marian Drozdowski wydoby³ z zapomnienia wspania³¹ i tragiczn¹ postaæ prezydenta powstañczej
Warszawy, a wydawca Stanis³aw Zieliñski zrealizowa³ ten
wa¿ki dla naszej historycznej pamiêci zamys³: powsta³a
piêkna ksi¹¿ka o Marcelim Porowskim.
Jest œwietnie napisana – czyta siê j¹ jednym tchem, stanowi
kompendium wiedzy podstawowej dla obywatela staraj¹cego
siê wiedzieæ, sk¹d przychodzimy i jak naprawdê by³o w niedawnej przesz³oœci – tak zak³amywanej lub nieujawnionej.
Wspania³a postaæ Stefana Starzyñskiego jest znana – na
szczêœcie! Natomiast mimo olbrzymiego zainteresowania
dziejami Powstania Warszawskiego 1944 i jego rol¹
w kszta³towaniu wspó³czesnej œwiadomoœci Polaków,
sprawy funkcjonowania spo³eczeñstwa obywatelskiego
w tym powstaniu i postaæ jego prezydenta, delegata rz¹du
m.st. Warszawy i komisarza cywilnego Marcelego Porowskiego – pseudonimy „Mazowiecki”, „Wolski” i „Andrzej
Sowa” – pozostaj¹ ma³o znane. Szkoda – bo to równie¿
wspó³twórca samorz¹du miejskiego w latach II Rzeczypospolitej, odpowiedzialny pracownik Departamentu Samorz¹du Terytorialnego Ministerstwa Spraw Wewnêtrznych
RP, a od 1929 roku dyrektor Biura Zarz¹du Zwi¹zku Miast
Polskich.
„Porowski – pisze w przedmowie ksi¹¿ki profesor Drozdowski – jak wielu œwiat³ych rodaków, licz¹c siê z realiami
uk³adów zawartych w Teheranie, Ja³cie i Poczdamie, wzi¹³
aktywny udzia³, w pierwszych latach PRL, w odbudowie
kraju, w tym przede wszystkim w odbudowie Warszawy”.
Stalinizacja kraju, rosn¹cy terror polityczny doprowadzi³y
do jego aresztowania i skazania na karê œmierci, zamienion¹
48 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
na do¿ywotnie wiêzienie. Wyrok uniewinniaj¹cy od zarzutu
„zbrodni kolaboracji i ludobójstwa” warszawskiego S¹du
Wojewódzkiego przyszed³ dopiero 20 lutego 1957 roku.
Schorowany, wyniszczony warunkami œledztwa, zmar³
21 paŸdziernika 1963 roku.
Wœród zachowanych dokumentów, które maj¹ byæ przedmiotem dalszych badañ i opracowañ profesora i jego wspó³pracowników i przygotowywane s¹ do druku w Wydawnictwie „Vipart” jako „Wspomnienia i Archiwum Marcelego
Porowskiego” s¹ m.in. artyku³y Prezydenta Powstañczej
Warszawy: „Walczymy z biurokracj¹”, „Co robiæ? (rêkopis,
przed wyborami do Sejmu w styczniu 1947 r.), „Czas pomyœleæ o samorz¹dzie” (maszynopis odrzucony przez redakcjê „¯ycia Gospodarczego 08.04.1957), „List otwarty do
M³odzie¿y Polskiej” (1958). A wiêc mo¿na bohatera walcz¹cej Warszawy uznaæ równie¿ za publicystê, czyli cz³owieka z krêgów naszego zawodu.
Szkoda, ¿e – jak dotychczas – ani autor ksi¹¿ki, ani wydawnictwo nie znalaz³y w oczach w³adz zainteresowania
i uznania. Mo¿na to zaniedbanie jeszcze naprawiæ. Porowski
to te¿ nasz prezydent.
(s.t.)
Życie towarzyskie
wśród towarzyszy
Jolanta Cywińska
Od ponad 20 lat żyjemy w wolnym kraju, a czasy PRL przeszły
do historii. Dorosło nowe pokolenie, dla którego problemy przeżywane
w młodości przez rodziców wydają się trochę niezrozumiałe, a trochę
zabawne. Wiek dojrzały osiągnęli natomiast ci, którzy w dzieciństwie
pytali rodziców, jak wygląda banan.
Z perspektywy lat chêtnie przygl¹damy siê czasom PRL, bo jeœli odrzuciæ
ca³¹ grozê wczesnych lat 50. ub.w., by³
to okres groteskowy. Wtedy ludzie te¿
byli m³odzi, umieli siê bawiæ, chodzili
na potañcówki, zakochiwali siê, zak³adali rodziny, sprytem i przezornoœci¹
zaopatrywali rodzinê w artyku³y codziennego u¿ytku i cieszyli siê drobnymi codziennymi przyjemnoœciami.
Od takiej w³aœnie weselszej strony
ukazuje tamte czasy ksi¹¿ka Cezarego
Praska pt. „¯ycie towarzyskie w PRL”.
Nie ma tam historycznych dramatów
i wspomnieñ po dobrze zaopatrzonych
sklepach miêdzywojnia, utraconych
bezpowrotnie wraz z wejœciem gospodarki nakazowo-rozdzielczej, lecz
obyczajowe anegdotki, o ¿yciu, którym trzeba siê by³o nauczyæ cieszyæ
i o ludziach, którzy mimo wszystko
potrafili to robiæ. Manier¹ wielu autorów sta³o siê ukazywanie tamtych
50. lat wy³¹cznie jako okresu smutków
i niedoborów, co osobiœcie uwa¿am za
b³¹d. Historia mo¿e byæ tragiczna, ale
cz³owiek przy swojej nieodpartej
umiejêtnoœci przystosowywania siê do
okolicznoœci, zawsze znajdzie w sobie
trochê wolnego miejsca, które zdo³a
zape³niæ radoœci¹. I takie przes³anie
odnajdujê w ksi¹¿ce C. Praska. Ju¿
czytaj¹c jej pierwszy rozdzia³, zatytu³owany, „Na wsi muzyka”, zaczê³am
przytupywaæ w takt tych uroczych
oberków, walczyków i polek wygrywanych na akordeonie i skrzypcach
w czasie wiejskich potañcówek. Ale,
uwaga, w tym czasie wieœ, a tak¿e
wiejskie potañcówki, nie obywaj¹ siê
ju¿ bez masowych pieœni typu „Na
prawo most, na lewo most, a do³em
Wis³a p³ynie. Tu roœnie dom, tam roœ-
nie dom z godziny na godzinê”. Tym
sposobem socrealistyczna kultura trafi³a pod strzechy i trzeba przyznaæ, ¿e
autor, który jako dziecko bywa³ podczas wakacji na takich potañcówkach,
odtworzy³ je niezwykle plastycznie.
A to, ¿e w trakcie zabawy uczestnicz¹cy w niej kolektyw, mocno ju¿ napity,
zaczyna³ roztrz¹saæ za pomoc¹ piêœci
i kijów prywatne waœnie, dodawa³o
wszystkiemu pikanterii. No có¿, lud
pracuj¹cy nigdy nie balowa³ tak zgodnie, jak przedstawiaj¹ to obrazy socrealistycznych twórców.
W mieœcie bawiono siê na tzw. dechach, czyli na ograniczonym barierkami drewnianym podeœcie. „Kawaler
kupowa³ przy stoliku bilet na trzy kawa³ki. Wchodzi³ razem z zaproszon¹
do tañca partnerk¹, ¿eby po trzech tañcach razem ze wszystkimi je opuœciæ.
Po krótkiej przerwie zabawa zaczyna³a siê od nowa…” – opisuje autor. Na-
Cezary Prasek
doktor socjologii kultury,
dziennikarz. Autor licznych prac
publicystycznych i naukowych.
Pierwsze doświadczenia
zawodowe zdobywał na początku
lat 70. ub.w.
Publikował na łamach „Kultury
i społeczeństwa”, „Kina”, „Filmu”,
„Literatury”, „Przyjaźni”, „Kobiety
i Życia”, „Żyjmy dłużej” oraz
kilkunastu innych czasopism.
Ostatnio był zastępcą redaktora
naczelnego miesięcznika
„Moja Rodzina”.
ród szczêœliwy ze zmiany ustroju mia³
siê bawiæ i jak najwiêcej czasu spêdzaæ poza domem, na zebraniach,
wiecach i w³aœnie potañcówkach.
Warto równie¿ zajrzeæ do PRL-owskiej restauracji i kawiarni. Cezary
Prasek robi to, z humorem przytaczaj¹c ró¿ne anegdoty z tamtych lat. Jak
wynika z jego relacji, daniem numer
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 49
jeden, zarówno na przyjêciach domowych, jak i w restauracjach, by³a sa³atka jarzynowa.
„Wystêpowa³a, nie pierwszej zreszt¹ œwie¿oœci, w ówczesnych knajpach. Stanowi³a najpopularniejsz¹,
czêsto «przechodni¹» zak¹skê do
wódki, bo bez zak¹ski alkoholu w restauracjach nie podawano. Zast¹piæ
móg³ j¹ tylko tatar z surowym ¿ó³tkiem. Jeœli pojawia³a siê szynka, towar wówczas polityczny, to z grub¹
warstwa t³uszczu” – opisuje.
A kawiarnie? Jak zauwa¿a autor,
po prze³omie 1956 roku zaczê³y siê
odradzaæ i wiele z nich mia³o w sobie
coœ z intelektualnej atmosfery charakterystycznej dla przedwojennego ¿ycia towarzyskiego stolicy. Niektóre
zyska³y s³awê dziêki bywaj¹cym
w nich twórcom, którzy podczas zawziêtych dyskusji nie tylko kaw¹ siê
raczyli. I chocia¿ kawa w tamtych
czasach nie zawsze by³a najwy¿szego
gatunku, zwykle parzona po turecku
i podawana w szklankach, to kawiarnie i tzw. barki kawowe mia³y wziêcie
do tego stopnia, ¿e w niektórych trudno znaleŸæ miejsce, a ju¿ dosiadanie
siê do kogoœ by³o na porz¹dku dziennym.
Mimo, ¿e socjalizm rewolucjê mia³
ju¿ za sob¹ i w³aœnie ugruntowywa³ jej
zdobycze, trwa³ nieustaj¹cy proces
kszta³towania obywateli. Ci jednak
woleli swoje obyczaje rewolucjonizowaæ raczej przez muzykê. Pieœni ludzi
pracy to stanowczo za ma³o i spo³eczeñstwo, na przekór w³adzy, pokocha³o muzykê Zachodu, który ju¿ od
dawna przytupywa³ na jazzow¹ nutê,
a w latach 60. ub.w. zach³ysn¹³ siê
rock and rollem, który porwa³ go nie
tylko do tañca, ale i do zmiany obyczajów. Na ulicach zrobi³o siê bardziej
kolorowo i mniej monotonnie. Jednak
nasz rock and roll kry³ siê pod konspiracyjn¹ nazw¹ big-beatu. Tam Elvis
Presley i The Beatles, w Polsce kolorowe zespo³y Czerwono-Czarni i Niebiesko-Czarni. To by³y czasy! Muzyka wyrwa³a siê doktrynie, porywaj¹c
do nowoczesnego tañca najpierw bywalców studenckich klubów, a potem
resztê kraju. W miarê up³ywu lat PRL
siê zmienia³, zaprzyjaŸnia³ siê z obywatelem, ba, nawet poklepywa³ go
przyjaŸnie po ramieniu, próbuj¹c pokazaæ bardziej ludzkie oblicze.
Z czasem radio zaczê³o nadawaæ
coœ bardziej dla ludzi, na antenie zagoœci³ program s³owno-muzyczny Teatru
Eterek, nadawany w soboty wieczorem. By³ on – jak zaznacza autor – pozbawiony wszechobecnego w tamtych
czasach patosu i propagandy.
W latach 60. ub.w. coraz wiêkszego
znaczenia nabiera³a telewizja, a wraz
z ni¹ nastapi³a prawdziwa eksplozja festiwali: Sopot, Opole. Dla równowagi
dodano festiwal Piosenki ¯o³nierskiej
w Ko³obrzegu i Piosenki Radzieckiej
w Zielonej Górze. Mia³o byæ œwiatowo
i na swój sposób by³o. Tym sposobem
przez wszystkie letnie miesi¹ce Polska
by³a rozœpiewana, a telewizja nadawa³a
te relacje na ¿ywo. Naród mia³ o czym
dyskutowaæ, delektuj¹c siê zw³aszcza
Sopotem i zapraszanymi tam piosenkarzami zza ¿elaznej kurtyny.
Helena Kowalik w tym roku zdoby³a nagrodê „Melchior 2010”.
Serdecznie gratulujemy naszej kole¿ance.
Jolanta Cywińska
jest dziennikarką, ukończyła
etnologię i antropologię kulturową
na Uniwersytecie Warszawskim.
Pracowała m.in. w „ Antenie”,
„Sztandarze”, „Życiu Warszawy”,
oraz w prasie kobiecej:
„Na Żywo”, „Świat Kobiety”.
Obecnie zajmuje się
dziennikarstwem ekonomicznym
oraz literaturą. W 2002 roku
debiutowała zbiorem opowiadań
„Stracić głowę”, w 2006 roku
ukazała się jej powieść „Zamek
na skraju światów”, a w roku
ubiegłym „Etiuda matrymonialna”.
Jolanta Cywińska pełni obecnie
funkcję wiceprzewodniczącej
Komisji Rewizyjnej przy Zarządzie
Głównym Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich, przedtem
była członkiem zarządu Oddziału
Warszawskiego SDP.
Zainteresowanych opisem obyczajów towarzyskich w Polsce Ludowej uprzedzam, ¿e autor zachowuje w³aœciwy
dystans i nie serwuje czytelnikowi niepotrzebnych s¹dów wartoœciuj¹cych opisywane zjawiska. Jest to ciekawy reporta¿ naocznego œwiadka, a nie kolejny
przewodnik po PRL-u, pokazuj¹cy, na
co czytelnik ma zwróciæ uwagê i jaki
mieæ do danego zjawiska stosunek.
Osobiœcie przeczyta³am tê ksi¹¿kê
jednym tchem i jestem pe³na uznania
dla autora, ¿e w sposób gawêdziarski
potrafi³ przedstawiæ PRL-owsk¹, nie³atw¹ przecie¿ rzeczywistoœæ. Pokaza³,
¿e w tamtych czasach ludzie próbowali
¿yæ normalnie, mimo ¿e w niektórych
obszarach by³o to naprawdê nie³atwe,
a tam, gdzie siê da³o, nienormalnoœæ ³atali humorem i nadziej¹, z której zrodzi³a siê dzisiejsza wolnoœæ.
Jolanta Cywińska
50 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
W tej wojnie
może uczestniczyć każdy
Wojna w eterze ci¹gle trwa – tyle,
¿e spo³eczne dobro jest bardziej jej
ofiar¹ ni¿ beneficjentem – konstatuje
dr Konrad Tatarowski, adiunkt w Katedrze Dziennikarstwa i Komunikacji
Spo³ecznej Uniwersytetu £ódzkiego.
Jej szeregowymi rycerzami s¹ dziennikarze, dowódcami kierownictwa nadawców medialnych, zaœ „imperialistami” biznesmeni i politycy. Trwa
wojna o kasê (miliony z³otych z reklam) oraz o rz¹d nad umys³ami i duszami wyborców (s³upki poparcia).
Uwa¿am, ¿e wojna, która siê intensywnie nasila, to jednak nienowe zjawisko. Ona zaczê³a siê dawno temu.
Nie siêgajmy w jeszcze odleglejsz¹
przesz³oœæ, przypomnijmy, ¿e James
K. Polk, kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych ju¿ w pierwszej
po³owie XIX wieku uzna³ za stosowne
zamówiæ kampanijn¹ reklamê w kilku
gazetach, u¿ywaj¹c w swoim haœle
wyborczym s³owa „walka” (patrz
Z. Bajka, „Historia Mediów”). To prawda – teatr wojny gwa³townie siê rozszerza o media elektroniczne, przybywa te¿ szeregowych „rycerzy” dziennikarstwa obywatelskiego. Pociskami
na s³owa i obrazy dysponuj¹ ju¿ miliardowe zastêpy internautów, coraz
swawolniej i dotkliwiej ra¿¹cych rzeczywistych lub wyimaginowanych
przeciwników, by nie powiedzieæ
wrogów. Ju¿ prawie ka¿dy mo¿e byæ
uczestnikiem tej wojny.
Autorzy ksi¹¿ki „NEWS i dziennikarstwo œledcze wobec wyzwañ XXI
wieku”* przeprowadzaj¹ wnikliw¹
analizê przyczyn, przebiegu i skutków
pos³ugiwania siê broni¹ (nadawcy)
oraz amunicj¹ s³owno-obrazow¹
(autorzy tekstów i programów) przez
rycerstwo zawodowe.
Du¿¹ wartoœci¹ kolejnej publikacji
na temat zasygnalizowany w tytule
jest prezentacja szerokiego spektrum
opinii i pogl¹dów utytu³owanych medioznawców. Autorzy poszczególnych rozdzia³ów ksi¹¿ki, pracownicy
naukowi kilku uniwersytetów oraz
niepublicznych, renomowanych wy¿-
szych uczelni, obficie i wielkodusznie
wspieraj¹ swoje przemyœlenia cytatami kolegów po fachu. Czytelnik z prawdziwym zaskoczeniem stwierdza
iloœciowe bogactwo badañ obszaru
funkcjonowania krajowych mediów;
ale tak¿e zagranicznych, g³ównie amerykañskich.
Dr Monika Worsowicz (Uniwersytet
£ódzki), wspó³redaktorka ksi¹¿ki,
w rozdziale poœwiêconym zjawisku zawrotnego tempa tzw. pogoni za newsem, wzbogaca w³asne przemyœlenia opini¹ kole¿anki z uczelni, Barbary Kudry: „Wyniki badañ œwiadcz¹ o tym, ¿e
stonowany, spokojny jêzyk relacji medialnej (w tym nienaganna forma jêzykowa) ma wœród odbiorców coraz
mniej zwolenników. Powodzenie maj¹:
s³ownictwo, frazeologia i metaforyka
militarna, oskar¿enia, jednoznacznoœæ
wartoœciowania, ostre kontrasty, egzaltacja. ¯artuj¹c, mo¿na powiedzieæ, ¿e
ka¿da informacja powinna byæ arcysuperhipermeganewsem” .
Micha³ Dro¿d¿ (Papieska Akademia
Teologiczna) zastanawia siê nad konsekwencjami przeœcigania siê mediów
w puszczaniu w eter newsów i nadu¿ywania wolnoœci s³owa bez etycznego jego wartoœciowania. Zauwa¿a: „Szyb-
Wiesław Łuka
koœæ i natychmiastowoœæ implikuje tak¿e zjawisko nadu¿ywania stereotypów,
prowadzi do uproszczenia, sp³aszczenia
i powierzchownoœci ujêæ”.
Adam Owczarek (Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna) opisuje nowy
gatunek informacyjny news on-line,
z którym tradycyjny news gazetowy
ju¿, niestety, przegrywa wyœcig. Przegrywa wyœcig z czasem, ale wygrywa,
zauwa¿my sprawiedliwie, jakoœci¹ –
pog³êbion¹ treœci¹. W prasie codziennej, mimo wszystko do rzadkoœci nale¿y dziennikarskie wymyœlanie newsa czy preparowanie informacji. Zaœ
takie praktyki coraz czêœciej pojawiaj¹ siê w wirtualnej sieci (dziennikarstwo obywatelskie). I coraz czêœciej
nie s¹ przez operatorów stron internetowych weryfikowane.
O fabrykowaniu newsów, czyli
o faktoidach i tzw. tabloidyzacji informacji pisze w swoim rozdziale równie¿ dr Marek Palczewski (Uniwersytet £ódzki), wspó³redaktor ksi¹¿ki.
W tym obszarze szalej¹ „uproszczenie, zwulgaryzowanie, pozbawienie
t³a i rzetelnoœci, dominacja elementów
rozrywkowych i dziwacznych kosztem, normalnych i powa¿nych”. Te
wartoœci sk³adane s¹ w ofierze na o³tarzu, powtórzmy, szybkoœci przekazu.
Masowy odbiorca to „kupuje”. A by³y
naczelny redaktor jednego z tabloidów
twierdzi nawet, ¿e konfabulacja newsów, czyli fikcja dziennikarska jest
bardziej atrakcyjna dla czytelników
ni¿ prawda. Inny tabloid utworzy³ specjalny dzia³, gdzie zatrudni³ autorów –
w³aœnie – do wymyœlania informacji.
Drugim zjawiskiem, analizowanym
przez autorów ksi¹¿ki, jest zasygnalizowane w tytule tzw. dziennikarstwo
œledcze. Jego tradycja w naszym kraju
nie jest tak bogata, jak np. w USA. Rodzimi medioznawcy jednak od kilkunastu ju¿ lat poœwiêcaj¹ mu du¿o uwagi, o czym œwiadczy d³uga lista publikacji polskich oraz jeszcze d³u¿sza
angielskojêzycznych, przytoczonych
w przypisach bibliograficznych po ka¿dym rozdziale ksi¹¿ki.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 51
Termin „dziennikarstwo œledcze” pojawi³ siê w polskich mediach w pierwszych latach III RP jako kalka amerykañskiego investigative reporting.
Najg³oœniejszym tekstem z tamtych lat
by³ œwietnie udokumentowany i skuteczny w za³o¿onym demaskatorstwie
reporta¿ pt. „Korupcja w poznañskiej
policji” (autorzy, Piotr Najsztub i Maciej Gorzeliñski, „Gazeta Wyborcza”,
1994). Warto jednak zauwa¿yæ, ¿e
w latach PRL (a nawet w II RP) po-
Wiesław Łuka
Dziennikarz prasowy
od 1970 roku. Pracował w kilku
redakcjach, najdłużej
w tygodniku „Prawo i Życie”.
Ostatnio współpracował
z tygodnikiem „Głos Nauczycielski”.
Jest autorem 12 książek
reporterskich; zbiorów reportaży
i książek monotematycznych.
Na podstawie jednej z nich
– „Nie oświadczam się” – napisał
scenariusz na konkurs filmu
fabularnego, ogłoszony
przez TVP; wygrał ten konkurs
i film pt. „Zmowa” został
zrealizowany. Ponad czterdzieści
lat pracy dziennikarskiej
zaowocowało kilkoma nagrodami
klubowymi SDP oraz prawie
dwudziestoma nagrodami
redakcyjnymi w konkursach
na reportaż. Współpracował
z redakcjami kilku pism również
jako recenzent filmowy.
Obecnie, od kilkunastu lat,
prowadzi ćwiczenia z warsztatu
dziennikarskiego w Instytucie
Dziennikarstwa na Wydziale
Dziennikarstwa i Nauk
Politycznych Uniwersytetu
Warszawskiego.
52 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
wstawa³y teksty, które dziœ nazwalibyœmy dziennikarstwem œledczym,
a wówczas okreœlaliœmy je mianem reporta¿y interwencyjnych. Oczywiœcie,
podlega³y one, jak wszystkie media,
jak wszystko w totalitarnym systemie,
silnym ograniczeniom cenzury. (Pozwolê sobie jednak na osobisty wtrêt;
na prze³omie lat 70/80 ub.w. relacjonowa³em ¿mudny proces s¹dowy
w najs³ynniejszej w PRL, pe³nej tajemnic sprawie morderstwa trójki
m³odych osób pod Po³añcem, dokonanego w scenerii nocy wigilijnej,
w trakcie pasterki. Proces trwa³ pó³tora roku, a ja, jako reporter, kilkadziesi¹t razy odwiedzi³em trzy podpo³anieckie wsie, by, równolegle z kolejnymi rozprawami w sandomierskim
s¹dzie, szukaæ odpowiedzi na podstawowe pytania: jak mog³o dojœæ do tak
potwornej zbrodni, o niewiarygodnym
przebiegu, na oczach kilkudziesiêciu
œwiadków, sterroryzowanych przez
czwórkê morderców. Oraz – jak mog³o dojœæ do trwaj¹cej wiele miesiêcy
zmowy milczenia œwiadków. Odkry³em m.in. kilka powodów, odleg³ych
w czasie, które sk³oni³y „herszta” rodzinnej czwórki zabójców do ich wyczynu. Nawet s¹d uzna³ odkryte przeze mnie motywy zabójstwa i wzi¹³ je
pod uwagê przy orzeczeniu czterech
wyroków œmierci, czemu da³ wyraz
w uzasadnieniu ustnym i pisemnym.
Opisa³em to w ksi¹¿ce pt. „Nie
oœwiadczam siê”.)
W czasach PRL pojawia³o siê sporo
reporta¿y interwencyjnych w sprawach
znacznie mniejszego kalibru ni¿ obecne
opisy i analizy s³ynnych afer III RP.
Tzw. ludowa w³adza nie pozwala³a ujawniaæ skandali na swoich szczytach. Na
szczeblach ni¿szych i owszem – udawa³o siê nam sporo ujawniaæ.
Dr Wojciech Adamczyk (Uniwersytet Poznañski) powtarza rzecz oczywist¹, ¿e obserwowany rozkwit dziennikarstwa œledczego mo¿liwy jest
w warunkach demokracji i pe³nej wolnoœci s³owa. Przypomina najg³oœniejsze teksty o ró¿nych wynaturzeniach
z ró¿nych obszarów ¿ycia; nie tylko
politycznego. Zwraca te¿ uwagê, ¿e
polskie dziennikarstwo œledcze zdradza cechy naœladownictwa „dzia³alnoœci amerykañskich muckrakerów (demaskatorów)”. Wiêkszoœæ tekstów
okaza³a siê jednak skuteczna w dziele
czyszczenia rozmaitych wynaturzeñ
NR 102–103/2011
w³adzy na wszystkich szczeblach,
a tak¿e nieuczciwych, czêsto kryminalnych zjawisk w biznesie, s³u¿bie
zdrowia; równie¿ karygodnych patologii w relacjach miêdzyludzkich.
Wolnoœæ s³owa bywa jednak czêsto
mocno nadu¿ywana. Prof. Maciej
Mrozowski (Uniwersytet Warszawski) powtarza opinie o zagro¿eniach
dla rzetelnoœci dziennikarstwa œledczego. Przeœladuj¹ je te same znane
zmory, które przeœladuj¹ ca³e dziennikarstwo: „Zamiast tropiæ nadu¿ycia
w³adzy, redakcje wol¹ sensacje, skandale i plotki z ¿ycia znanych ludzi,
najlepiej celebrytów. Polityka zawsze
rywalizowa³a z seksem i pieniêdzmi;
ostatnio najwyraŸniej z nimi przegrywa”. Profesor dokonuje wiwisekcji
g³oœnego reporta¿u pt. „Tajemnica
czterdziestego piêtra”, na temat równie g³oœnej tzw. afery gruntowej (jej
s³owa klucze to „³apówka”, „przeciek”) z bohaterami: Andrzejem Lepperem, Ryszardem Krauze oraz Januszem Kaczmarkiem. Mrówcza analiza
warsztatu dziennikarskiego oraz treœci
i jêzyka reporta¿u przekonuje nas co
do s³usznoœci wniosków profesora –
analityka: „Jaka jest wiêc wartoœæ reporterskich ustaleñ autorów reporta¿u? Ogólnie trzeba stwierdziæ, ¿e niewielka. Zapisy reporterskich peregrynacji po kraju niczego nie dowodz¹”.
Mrozowski zarzuca znanym autorom
brak wiarygodnoœci, nadinterpretacjê
faktów czy wrêcz ich konfabulacjê.
„Autorów ponios³a wyobraŸnia” –
czytamy. Tymczasem: „Obowi¹zkiem
dziennikarza œledczego jest spe³nienie
najbardziej wyœrubowanych norm starannoœci i rzetelnoœci” – to ju¿ oczywista konstatacja dr. Bogus³awa Kosmusa, znanego prawnika zajmuj¹cego
siê prawnymi aspektami dziennikarstwa œledczego.
Deficyt starannoœci i rzetelnoœci –
cierpi na niego zbyt du¿a rzesza dziennikarzy. Skutkuje on równie¿ robieniem
z³ego u¿ytku z prawa do informacji. ¯e
korzystamy z jawnych i niejawnych
Ÿróde³ informacji – to OK!; to nasze
œwiête prawo. ¯e jednak czêsto z pospiesznie zebranych, niezweryfikowanych informacji (powszechne korzystanie z tzw. przecieków) wyprowadzamy natychmiastowe wnioski, dokonujemy arbitralnych s¹dów o sprawach i ludziach (winny, niewinny) – to ju¿ jest
nasz grzech œmiertelny! Przejmuje-
my, wbrew prawu, kompetencje w³adzy s¹downiczej i wykonawczej; to
rozwa¿ania dr Joanny Taczkowskiej
(Uniwersytet Bydgoski). Przytacza
ona jedn¹ z opinii z licznych dokumentów Rady Etyki Mediów: „Analiza dokumentacji artyku³ów œledczych
wskazuje, ¿e ich autorzy z regu³y
nie poczuwaj¹ siê do winy, gdy okazuje siê, ¿e napisali nieprawdê. Nawet, gdy przegraj¹ w s¹dzie, nadal
przy ka¿dej okazji wypowiadaj¹ siê
o swym s¹dowym adwersarzu jak
o przestêpcy…” Wojna w eterze
ci¹gle trwa…, a nawet przybiera na
sile. Warto jednak banalnie zauwa¿yæ
– merytoryczny poziom mediów, klasa dziennikarzy, poszanowanie norm
etycznych, w tym szczególnie przez
dziennikarzy œledczych, s¹ odbiciem
poziomu klasy kieruj¹cej wszystkimi
dziedzinami ¿ycia. Czym dla niej s¹
kodeksy etyczne – widaæ go³ym okiem.
Wywody autorów ksi¹¿ki nie s¹ odkrywcze; ale nie jest to mankament tomu. S¹ natomiast te wywody uporz¹dkowane i przystêpnie zaprezentowane;
to jest niebagatelna ich wartoœæ. Analizy i oceny (nie pierwsze tych autorów),
zebrane w jednym tomie, powinny byæ
obowi¹zkow¹ lektur¹ dziennikarzy i…
przysz³ych dziennikarzy, studentów,
którzy czuj¹ siê zagubieni w g¹szczu
informacji, s¹dów i opinii. S¹ og³uszani szumem medialnym, co stwierdzam ka¿dego tygodnia w Instytucie
Dziennikarstwa warszawskiej Alma
Mater.
*News i dziennikarstwo œledcze wobec wyzwañ XXI wieku – pod redakcj¹ Marka Palczewskiego i Moniki Worsowicz. Wyd. Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w £odzi; £ódŸ 2010.
Mamy nową stronę: www.sdp.pl Zaglądajcie do niej, ale tych felietonów
poniżej... nie znajdziecie. Cenzura? Czy tylko ostrożność?
„Polityczki”
Są takie szybko przebierające nogami, małe bździągwy.
Latają między nami po redakcjach, Sejmie i ekranach. Pełno
ich. Mają krótkie nóżki, ale wielką parę. Ale ta para idzie
w gwizdek. Dużo tylko zamieszania i szumu.
Pewna ważna gazeta miała Helenę. Porwał ją wprawdzie nie
Parys, co chciał bomby atomowej, ale lew, co zaryczał i zamknął
się, a właściwie to go zamknęli.
Po Łodzi jeździ jedna taka (mam nadzieję, że już nie po kielichu), która przebyła długą ideologiczną drogę. Koniecznie chciała zlikwidować abonament radiowo-telewizyjny i zabrać przez to,
ile się tylko da, twórcom. Ale to się, dzięki Bogu, nie
udało – więc teraz wręcza im medale pod arrasami.
Są jeszcze inne polityczki – energiczne i upierdliwe. Przebiegają nam przed nosem, dla kurażu walą kielicha w barze i wtedy
pędzą za nimi hordy z kamerami. Nic to! Zdarza się. Ten, co
wylewa za kołnierz, niech się nawet nie chwali, że ma chorą wątrobę.
Małe jest piękne? Może. Ale na pewno absorbujące, gdy ma
ogromne ambicje. Mało go widać. Więc podskakuje i krzyczy!
Jestem!
A duże? Duże kroczy dostojnie, mówi pięknym basem. Ale
jak wreszcie się doczłapie, to musi odpocząć. Bo np. kręgosłup boli. Więc leży. Tak, że nie wiadomo co lepiej. A tu powodzie, samoloty seryjnie spadają, sąsiedzi straszą, dróg…
ubywa.
Gdzie ci szlachetni mężowie, gdzie piękne damy? Gdzie się
podziały szlachetne teatry, polskie koleje prawdziwe, naprawdę
śmieszne kabarety? Rozwalono stocznie, utonęły statki z polską
banderą. Na żyletki pójdzie wkrótce 40-letnia podwodna flota.
Owszem, mamy wyroby – ale z importu. Były wały w KC, ale teraz wały pękają wzdłuż rzek. Było „wiecie – rozumiecie”, a teraz
nie rozumiemy, co do nas bełkocą, dlaczego łżą w żywe oczy.
Wrzeszczą jeden przez drugiego. Żaden redaktor już nad tym nie
panuje.
Prominenci, zróbcie miejsce innym. I, oczywiście, nie wszystkiemu są winne „polityczki”.
Stefan Truszczyński
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 53
Lecą „lecia”: 2-lecie, 20-lecie
Polityczni
pomazańcy
Stefan Truszczyński
Celebrowanie rocznic to choroba gorsza niż ospa.
Wprawdzie nie pozostawia dziurek na gębie, a za to zieje nudą
i pretensjonalnością.
My, weterani, pó³-weterani, a nawet
weterani¹tka. Nie uœwiadczysz na tych imprezach dostojnych starców ani zasuszonych pañ. Tu wko³o zas³u¿eni m³odzi ludzie. Bo to przecie¿ np. byli bojowi studenci. Ju¿ dziœ godni s¹ szacunku, pracownicy z a¿ 20-letnim sta¿em.
Pewna piêkna aktorka przyznaje siê do
mojej córki, która rzeczywiœcie jest trochê
do niej podobna. Ale, oczywiœcie, matk¹
Dominiki jest moja ¿ona – Ewa. I to bujanie naszej przyjació³ki, gwiazdy ekranu,
uchodzi.
Niestety, m³odzi i „nowi” uzurpuj¹ dziœ
sobie prawo do tego, co zrobili poprzednicy.
Sprzedaje siê teraz wszystko, co siê da. Na
100 najwiêkszych przedsiêbiorstw w kraju
ju¿ tych tylko 17 jest naszych. Niechêæ do
decydentów, be³kocz¹cych i ich opatrzonych do granic wytrzyma³oœci g³ów –
swoim w³asnym cia³em poœwiadczy³o milion trzysta siedemnaœcie tysiêcy pracuj¹cych za granic¹, a i tak 1215 tysiêcy jest bezrobotnych w kraju.
Co tu celebrowaæ, czym siê chwaliæ?
Be³kociarze zgodzili siê uprzejmie zejœæ
z billboardów, bynajmniej nie dla oszczêdnoœci – a ze strachu. Lepiej dla nich, by
nie utrwalili siê w naszej pamiêci. Niech
nie licz¹, ¿e winy siê przedawni¹, a ludzie
zapomn¹.
Tak siê z³o¿y³o, ¿e poszed³em na pokaz mody. Posadzono mnie jako zas³u¿onego starca w pierwszym rzêdzie, uznaj¹c najwyraŸniej za niegroŸnego dla modelek. A obok – szepniêto mi do ucha –
bêdzie „superlaska”. SpóŸni³a siê, ale
przysz³a, Biedactwo by³o tak chude, ¿e
¿a³owa³em niezabrania kanapek, które
przygotowano mi rano. Wystaj¹ce koœci
policzkowe to ponoæ efekt odsysania
i supermoda.
Nas te¿ zdrowo „odsysa”. Na zegarze
pana, który pozbawi³ np. by³e PGR-y nie
tylko zegarków, ale i szans na godne ¿ycie,
jest ju¿ 826 miliardów d³ugu pañstwowego, a ponoæ mamy jeszcze 717 miliardów
d³ugu osobistego rodaków – us³ysza³em od
profesora Witolda Kie¿una i to nie „na
ucho”, ale z mównicy Trybuna³u Konstytucyjnego.
54 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
W Brukseli – koncyliacyjnie – wystarczy³o wyraŸnie napisaæ nad lub pod zdjêciami: to jest wystawa jednej z polskich
partii politycznych, jej cz³onkowie i popieraj¹ca ich czêœæ spo³eczeñstwa TAK
UWA¯A! A tymczasem ró¿ne piczki-polityczki doprowadzi³y znowu do publicznego, tym razem ju¿ na miêdzynarodowej arenie, oœmieszania Polski. A cz³owiek – ponoæ najwa¿niejszy w tym parlamencie – okaza³ siê nieporadny. Chyba
uby³ nam jeszcze jeden kandydat na przysz³ego prezydenta.
A tymczasem jeœli nie my – to kto? Jeœli nie teraz – to kiedy?
Prognozy nie s¹ optymistyczne.
W telewizji znowu wybrali siê po staremu i wkrótce bêd¹ wrzeszczeæ o pieni¹dze,
jako ¿e nadal panoszy siê parkinson i p³odzi urzêdników. Ponadto, firma bierze siê
za kosztowne przebudowy, bo budynki siê
chwiej¹ i ju¿ nie tylko dekoracyjna mozaika odpada, ale i gmaszysko najwyraŸniej
siê zdenerwowa³o i chwieje na wietrze.
Nadzieja w tsunami. Inaczej ten styl odnowy wlec siê bêdzie latami. Trudno liczyæ, ¿e ten kto nawarzy³ piwa – je wypije. Raczej rozleje. Ruszy³a sprzeda¿ zbêdnego od lat maj¹tku spó³ki. Tyle ¿e znacznie zmarnia³ i nie miliardy, a grosze
sp³yn¹. Zreszt¹ trwaæ to bêdzie w nieskoñczonoœæ i rozp³ynie siê np. przy zakupach
nowych aut, którymi musz¹ przecie¿ jeŸdziæ nie tylko ci najwa¿niejsi, ale i wicewiców.
Myœla³em, ¿e gdy kobiety dorw¹ siê do
w³adzy w TVP – bêdzie lepiej. Firma œle
teraz komunikaty „planistyczno-optymistyczne”. Byle do wyborów! Nadzieja
jest.
To ju¿ coœ!
Zreszt¹, wszyscy czujemy, ¿e siê ociepla. S³oneczko pomo¿e niedo³êgom gospodarczym, pójdziemy sobie w plener i coraz
mniej ludzi zasiadaæ bêdzie przed telewizorami, by gapiæ siê bezmyœlnie i s³uchaæ
polityków – pod wodz¹ moderatorów z ich
dowcipami, z których ju¿ tylko sami siê
œmiej¹.
Wiêcej œwiat³a! Wiêcej œwie¿ego powietrza!
NR 102–103/2011
I przede wszystkim gospodarka! Leniwe durnie: gospodarka!
– To pañstwo jest tandetne – mówi profesor Zdzis³aw Krasnodêbski na tym samym, co profesor Witold Kie¿un spotkaniu w dostojnym gmachu.
– To pañstwo nie ma globalnego planu
– mówi¹ inni.
– IdŸmy do wyborów i przejmijmy w³adzê z r¹k nieudaczników – s³yszê.
– Tusk mia³ szansê w Smoleñsku staæ siê
mê¿em stanu.
Sikorski teraz wiêcej mówi, ale do Afryki wysy³a… Wa³êsê. (Sam jeszcze niedawno, gdy wszyscy siê do Afryki pchali –
nawet z Brazylii – polikwidowa³ tam nasze
ambasady, choæ wielu obecnych dostojników na Czarnym L¹dzie to absolwenci naszych uczelni).
Ciekawe, jak poradzi sobie w³adza
z buntuj¹cymi siê górnikami? Bo mundurowym strasznie przepracowanym ju¿ po
15 latach – ust¹piono totalnie: zyskali oni nawet na nowych zasadach obliczania ich emerytur. Minister od pieniêdzy mówi wprawdzie (znowu tylko mówi!), ¿e to siê z czasem
u³o¿y. Ale chyba póŸniej ni¿ on skorzysta
z brytyjskiego paszportu i bêdzie opowiada³
o Polakach ze skrzynki w Hyde Parku.
W³adza zawsze chce kontrolowaæ pyszcz¹cych na ni¹. Ale u nas przyda³aby siê
wiêksza kontrola spo³eczna wobec w³aœnie
rz¹dz¹cych. To oni mówi¹, co chc¹, a jeœli
ju¿ zasi¹d¹ do „krzy¿owych pytañ”, to wybieraj¹ redaktora od damskich majtek i bojowych muzyków, którzy nagle trac¹ wenê.
Panie premierze, panie marsza³ku, panowie ministrowie, rozmawiajcie z Zaremb¹, Ziemkiewiczem, Warzech¹, Gmyzem
(d³ugo jeszcze móg³bym wymieniaæ).
Oczywiœcie, niech bêdzie te¿ Orliñski, Jonas, Walencik. Tyle ¿e… ogl¹dalnoœæ
spadnie.
Dziennikarze nie s¹ od chwalenia. Pochlebców nie siej¹ – sami siê rodz¹. Niech
zak³adaj¹ jednoosobowe spó³ki nadawcze.
Cyfryzacja wkrótce to u³atwi. Tyle ¿e bêdzie, oczywiœcie, bez odbiorów. Reklamodawców na to siê nie za³apie. Ale panowie
Kulczyk – Krauze – Karkosik mogliby
mieæ tak¿e swoje „wojsy-K”. Choæby ze
szlagierami muzycznymi albo z ari¹
z III aktu TURANDOTA, piêknie w³aœnie
wystawionej opery w re¿yserii naszej –
ci¹gle – najwiêkszej nadziei – Mariusza
Treliñskiego (i z nowo odkrytymi tancerkami).
Marsz, marsz, D¹browski. Ci¹gle idziemy do tej wspania³ej Polski. Mówi¹, ¿e jeszcze daleko. Ale daleko czy blisko – iœæ
trzeba. Bo depcz¹ nam zdrowo po piêtach.
Dotacje siê skoñcz¹. Mo¿e pójd¹ na Ukrainê, mo¿e przestan¹ p³aciæ Finowie. Marsz,
marsz, D¹browski – na razie najlepiej to
wychodzi w³aœnie Panu Dyrektorowi Waldemarowi.
Warszawa, 19.04.2011 r.
Telewizja
Dryfowanie szerokopasmowych
kontynentów
Zbigniew Kosiorowski
Ustawa o wdro¿eniu naziemnej telewizji cyfrowej w Polsce, po szczêœliwym
przeg³osowaniu jej w Sejmie (13 maja br.)
trafi³a do Senatu. O ile internauci nie
znajd¹ powodów, by tym razem zakwestionowaæ np. „brak wolnoœci analogowej” i premier nie bêdzie musia³ wykazywaæ siê nadzwyczajn¹ przedwyborcz¹
czujnoœci¹, by odrzuciæ sugestie o chêci
rzekomego cenzurowania treœci oraz emisji telewizyjnej wykorzystuj¹cej mo¿liwoœci, jakie daj¹ sieci szerokopasmowe,
senat pewnie zaaprobuje to, co powinno
staæ siê o wiele wczeœniej. I choæ telewizja
cyfrowa to gwarancja bogatszej oferty
programowej, a tak¿e poprawy jakoœci
obrazu i dŸwiêku oraz poszerzenia zasiêgu, to prace nad wspomnian¹ ustaw¹ postêpowa³y œlamazarnie. Trudno zrozumieæ dlaczego, bo przecie¿ dziêki jednolitej strukturze strumienia cyfrowego
sk³adniki sygna³u TV w postaci wizji i fonii mog¹ byæ rozszerzone, a tak¿e uzupe³nione o dane umo¿liwiaj¹ce w procesie
konwergencji realizacjê dodatkowych
funkcji, niemo¿liwych do realizacji w telewizji analogowej.
Rekomendacja
Komisji Europejskiej z grudnia 2005 r.
zapowiada³a wy³¹czenie telewizji analogowej w krajach cz³onkowskich UE
w 2012 r. W Polsce koniec telewizji analogowej ma nast¹piæ 31 maja 2013 r. Zatem, znów jesteœmy spóŸnieni, sytuuj¹c
siê w grupie takich pañstw, jak Albania,
Bia³oruœ czy Macedonia.
Inny akt prawny – dyrektywa Parlamentu Europejskiego z 2007 r. o us³ugach audiowizualnych – nakazywa³ implementacjê odpowiednich przepisów do
prawa krajowego do 19 grudnia 2009 r.
Polski parlament znowelizowa³ w tym
zakresie ustawê o radiofonii i telewizji
z prawie pó³torarocznym opóŸnieniem,
a i tak znaczna czêœæ wymagalnych regulacji nie znalaz³a siê w podpisanej przez
prezydenta nowelizacji. Ustawa ta wesz³a
w ¿ycie 23 maja br.
Kontekst problemów z wdra¿aniem
naziemnej telewizji cyfrowej, wczeœniejszego odrzucenia prac nad tzw. obywatel-
skim projektem ustawy o mediach elektronicznych (zast¹piony ow¹ doraŸn¹
i wybiórcz¹ nowelizacj¹, której skutki
widzimy po obecnych sukcesach w sposobie powo³ywania rad nadzorczych i zarz¹dów do spó³ek mediów publicznych),
jak i u³omna implementacja wspomnianej
wy¿ej dyrektywy, uzasadniaj¹ postawienie polskiemu ustawodawcy zarzutów, ¿e
jest nieustannie spóŸniony i tworzy u³omne prawo, traktuj¹c powy¿sze segmenty
oddzielnie, w oderwaniu od siebie. A stanowi¹ one naczynia po³¹czone, przenikaj¹ siê i p³yn¹ w jednym g³ównym nurcie
nowoczesnych technologii, wymagaj¹cych jednolitych, europejskich regulacji,
gdzie m.in. kanony wolnoœci s³owa rozpatrywane s¹ równoczeœnie z punktu widzenia wspólnych interesów wolnorynkowej gospodarki, gwarantuj¹cej rozwój
konkurencyjnoœci. To jakby jeden pakiet
regulacji przeciwdzia³aj¹cych jednoczeœnie niedozwolonym praktykom handlowym, w tym nieuczciwej konkurencji
i próbom monopolizacji na rynku us³ug
cyfrowych i mediów elektronicznych,
produkuj¹cych dobra zbywalne – informacje jako szczególny towar oznakowany atrybutem rzetelnoœci i obiektywizmu.
A zatem spe³niaj¹ce, jak najbardziej, wymogi s³owa wolnego od cenzury. Ale
wchodz¹cego w obrót gospodarczy.
W takim krêgu spraw ujmuje siê te trudne kwestie dotycz¹ce m.in. wymogów,
by nawet niewielkie przedsiêbiorstwa prowadz¹ce audiowizualn¹ us³ugê medialn¹,
musia³y spe³niaæ wiele wymogów wynikaj¹cych ze wspomnianej dyrektywy.
Internet okazuje siê „si³¹ naszej gospodarki”, jednym z wa¿niejszych jej
motorów, generuj¹c 2,7 proc. PKB (ok.
36 mld z³), rosn¹ e-zakupy oraz znaczenie innych segmentów tej sieci. Apple
i Google, jako najdro¿sze marki œwiata,
tak szeroko eksploatowane przez naszych internautów – mno¿¹c i podwajaj¹c zyski, wyceniane s¹ (jako marki) na
ponad 260 mld dolarów. Coraz popularniejsze u nas firmy internetowe: wyszukiwarki, przegl¹darki, witryny itp., mul-
tiplikuj¹c swe us³ugi i udostêpniaj¹c fora, portale, przenosz¹ na tym megasieciowym rynku us³ug elektronicznych
miliardowe wartoœci (nie tylko z zakresu
intelektualnych w³asnoœci) – to w³aœnie
ów sektor gospodarczy, wymagaj¹cy
odpowiedniej prawnej osnowy, regulacji; wspólnej dla UE. Niemal wszystkie
pañstwa cz³onkowskie, dbaj¹c o interes
i rozwój swoich lokalnych (narodowych)
rynków us³ug audiowizualnych, zd¹¿y³y
przed zakreœlon¹ dat¹ (19.12.2009) wprowadziæ stosowne regulacje, które nigdzie indziej poza Polsk¹ nie wywo³a³y
a¿ takiego sprzeciwu, ¿e oto rz¹dy tamtych pañstw chcia³yby cenzurowaæ internautów w sieci. O co zatem chodzi³o
z ow¹ cenzur¹? Czy zakres polskiej implementacji wychodzi³ poza wskazane
przez UE koniecznoœci?
Pod wezwaniem stop cenzurze te¿
bym siê podpisa³, jakkolwiek nie obok
80 tysiêcy internautów, którzy w marcu
br. uwiecznili siê pod petycj¹ do premiera Donalda Tuska, by odrzuciæ
w Senacie „pomys³ cenzurowania inter-
Zbigniew Kosiorowski
Profesor Zachodniopomorskiej
Szkoły Biznesu, pisarz (SPP),
dziennikarz (SDP)
autor 16 książek;
m.in. „Radiofonii publicznej”
i „Dysjunkcji misji”.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 55
netu”, którego w zapisach inkryminowanej, przeg³osowanej najpierw przez
Sejm ustawie, trudno znaleŸæ. Mog³em
siê wszak¿e myliæ, bo przecie¿ wspieraj¹cy internautów eksperci dowodzili,
¿e „mo¿liwe jest ograniczenie wolnoœci
s³owa i stworzenie infrastruktury filtruj¹cej treœæ w internecie” (m.in.
K. Szynkiewicz z Fundacji Panaptykon). Rzecz w tym, ¿e mo¿liwoœæ taka
potencjalnie istnieje i przy obecnych
przepisach, zaœ odrzucenie tej czêœci
dyrektywy UE o us³ugach audiowizualnych – które Polska powinna by³a implementowaæ do 19.12.2009 r. – w niczym nie wspomaga skutecznej obrony
przed z³ym stosowaniem obowi¹zuj¹cych od lat regulacji (vide ostatni incydent z nadgorliwoœci¹ ABW wobec internauty), a ró¿noraka przestêpczoœæ
w sieci internetowej ma, niestety, charakter postêpuj¹cy. Zw³aszcza w zakresie naruszeñ praw w³asnoœci intelektualnej, dóbr osobistych oraz nieuczciwej konkurencji. Œwiadczy o tym m.in.
liczba postêpowañ przed s¹dami powszechnymi, coraz ciê¿sze kategorie
spraw, a tak¿e bogate orzecznictwo
i kszta³tuj¹ca siê doktryna prawna.
Sta³o siê tak (znów inaczej ni¿ w innych pañstwach cz³onkowskich), ¿e
o rzekomej „niekonstytucyjnoœci” czêœci przepisów dyrektywy Parlamentu
Europejskiego zdecydowa³a garstka
polskich internautów, a premier rz¹du
RP, uznaj¹c ich racje, przekona³ Senat,
by ten wykastrowa³ spójny (zdaniem
Sejmu) projekt rz¹dowy i wprowadzi³
w drodze zg³aszanych poprawek odrzucenie przyjêtych wczeœniej przez Sejm
treœci. Zaœ prezydent podpisa³ tak¹ nowelê ustawy RTV, nie bacz¹c, jakie
konsekwencje rodziæ bêdzie tak niekompletna i niefrasobliwa implementacja, budz¹ca na forum europejskim zarówno zdziwienie, jak i zapowiedŸ rych³ego sprzeciwu, ewentualne na³o¿enie na Polskê kar i wezwanie do przyjêcia obowi¹zuj¹cych w UE standardów.
Niektórzy sugeruj¹, ¿e zamieszanie wokó³ tej sprawy wziê³o siê z nazbyt
wczeœnie i nieformalne rozpoczêtej
kampanii wyborczej, w której internautów oszacowano jako wa¿ny element
gry o g³osy wyborców. Szerokopasmowa sieæ, konwergencja z jej w³aœciwoœci¹ sprzyjaniu interaktywnoœci w powszechnym œwiecie postêpuj¹cej cyfryzacji, staj¹ siê zatem (w tak szczególnym okresie naszego bytowania) brakuj¹cym elementem wymiaru zwanego
wyborczym sukcesem. Nie chodzi wiêc
o stanowienie dobrego prawa, gwaran-
56 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
tuj¹cego powszechny dostêp do us³ug
multimedialnych i rozwój ca³ego megasektora powi¹zanego sieci¹ szerokopasmowego internetu, a o pozyskanie
sympatii internautów, którym coœ siê
zdaje? Trudno w to uwierzyæ, podobnie
jak w istnienie owego elementu w wymiarze wirtualnych wartoœci jakiejœ
wy³¹cznie kosmicznej przygody.
Podpisany w po³owie maja w œwietle
jupiterów „Pakt dla kultury” zapowiada
m.in. powrót do projektu obywatelskiego
przy tworzeniu podstaw nowej ustawy
medialnej („odebranie mediów politykom”); tej, której kolejne ods³ony mno¿y³y siê ostatnimi laty jak nienarodzone
króliki w fermie Lejzorka R. W kilka dni
póŸniej (18.06. br.), na spotkaniu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów premier
zachêca³ przedstawicieli organizacji pozarz¹dowych do udzielenia pomocy
w wypracowaniu skutecznego sposobu
blokowania szkodliwych treœci w internecie tak, by nowe regulacje nie ogranicza³y wolnoœci s³owa. W odleg³ym tle pozostawa³a debata o cyfryzacji. I znów owe
wspólne, zazêbiaj¹ce siê zakresy spraw
traktowane s¹ wybiórczo, oddzielnie
i bez refleksji, ¿e mog¹ stanowiæ jednoœæ
ju¿ utrwalon¹ w przepisach i praktykowan¹ w UE. Tej ³¹cznoœci tematów premier na wspomnianym spotkaniu nie musia³, oczywiœcie, akcentowaæ. Gorzej, ¿e
nie widz¹ jej inni politycy i pomijaj¹
w pracach naszego parlamentu. Wykazywana szczególna troska o zachowanie np.
standardów wolnoœci s³owa jest chwalebna, lecz zdaje siê martwa, gdy trwa wy³¹cznie w zapowiadanych deklaracjach.
Oœwiadczenie premiera w tej materii gotów jestem przyj¹æ jako nie tylko bardzo
wa¿ne, ale i szczere. Jednak¿e w zestawieniu z uchwalanym prawem zgrzyta
dysonansem.
NR 102–103/2011
Jeœli publicyœci sugeruj¹cy, ¿e podejmowane, a raczej deklarowane obecnie
rz¹dowe inicjatywy legislacyjne s³u¿¹
g³ównie do tworzenia odpowiedniej
osnowy przedwyborczej – maj¹ racjê, to
polskie media elektroniczne (w tym internet, telekomunikacja, e-us³ugi bankowe
itp.), opóŸnione ju¿ w korzystaniu z sieci
szerokopasmowych, swój pi¹ty wymiar
cyfrowy osi¹gn¹ wy³¹cznie wybiórczo
i tylko wtedy, gdy œwiat analogowy przestanie istnieæ jako element potrzebny politykom. Konkluzja taka jest tyle sarkastyczna, co i absurdalna w swej trudno
rozpoznawalnej abstrakcji. Wszelako zak³adam, ¿e owi publicyœci siê myl¹ i mo¿e mimowolnie te¿ uczestnicz¹ w przedwyborczych potyczkach. Pozostaje jednak pytanie, co z szerokopasmow¹ sieci¹ i jej u³omnymi dot¹d, choæ z takim
trudem kleconymi platformami, co z „odspawaniem” polityków od mediów, a tak¿e ochron¹ wolnoœci s³owa, w imiê której
znaczna czêœæ najbardziej wolnych internautów dowolnie spotwarza, insynuuje,
rozpowszechnia treœci bez zgody ich w³aœcicieli (uprawia piractwo) i narusza prawa stosowane w cywilizowanym œwiecie
bogatszej ni¿ u nas i lepiej unormowanej
cyfryzacji? Co z naszym obywatelskim
oczekiwaniem dostêpu do wartoœci jakoœ
u³omnie reglamentowanych?
W jednym z tak zwanych pism opinii
przeczyta³em, ¿e cykl wyborczy powtarza siê u nas jedynie co cztery lata, i ¿e
z koñcem tego roku wszystko znormalnieje, ³¹cznie z politykami i ich gotowoœci¹ do czynienia rzeczy rozs¹dnych i dobrych dla ogó³u. Optymizm zasadza siê
wiêc na sprawdzalnej hipotezie, ¿e przed
nimi i przed nami otworz¹ siê nowe,
piêkniejsze perspektywy. Przypuszczenie takie sp³ywa jak balsam i koi wszystkie niepokoje.
20 czerwca – VI Konferencja Rad Programowych PR i TVP
Misja mediów publicznych dziœ
i w przysz³oœci. Ich rola w budowaniu ³adu demokratycznego w Polsce,
wyznaczaniu standardów. Regionalnoœæ jako czynnik rozwoju i wa¿ny
element potencja³u nadawców publicznych.
Wokó³ tych tematów toczy siê
dyskusja na temat Polskiego Radia i
Telewizji w Polsce. Dzieje siê to w
sytuacji kryzysu mediów publicznych, drastycznego spadku wp³ywów z abonamentu, postêpuj¹cej degradacji programów zarówno regionalnych, jak i ogólnopolskich.
Szczególnie trudna sytuacja jest
w oddzia³ach TVP, których produkcja niemal ca³kowicie uzale¿niona
jest od finansowania zewnêtrznego.
Efektem jest postêpuj¹ca komercjalizacja programu, bêd¹ca zaprzeczeniem ustawowej roli i zadañ telewizji publicznej.
Do tego nale¿y dodaæ sta³¹ redukcjê zatrudnienia, co dotyka szczególnie najlepiej przygotowanych i doœwiadczonych pracowników mediów
publicznych, dekapitalizacjê sprzêtu,
STANOWISKO ZARZĄDU
GŁÓWNEGO
STOWARZYSZENIA
DZIENNIKARZY POLSKICH
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zawsze opowiada³o siê za odpartyjnieniem mediów publicznych.
Trwaj¹cy ju¿ drugi miesi¹c polityczny pat wokó³ wyboru rad nadzorczych TVP i Polskiego Radia budzi
nasz ogromny niepokój. Dlatego do³¹czamy siê do apelu Stowarzyszenia
Wolnego S³owa w sprawie odrzucenia sprawozdania KRRiTV, która
w obecnym sk³adzie nie jest w stanie
podj¹æ najwa¿niejszej dla niezale¿noœci mediów publicznych decyzji.
Niezale¿noœæ to nie kompromis polityczny.
W imieniu
Zarządu Głównego SDP
Krystyna Mokrosińska,
prezes SDP
Warszawa, 16.02.2011 r.
ograniczanie roli oddzia³ów regionalnych w strukturze Telewizji Polskiej.
Ta sytuacja trwa od lat, na co wielokrotnie zwracali uwagê zarówno
przedstawiciele rad programowych,
jak i reprezentanci stowarzyszeñ
twórczych oraz zwi¹zków zawodowych. Sprawie sytuacji oddzia³ów
TVP poœwiêcone by³o stanowisko
Konwentu Marsza³ków z marca 2010
roku oraz stanowisko Zwi¹zku Województw RP z kwietnia 2011 roku.
Sytuacja Polskiego Radia i TVP,
sposoby na wyjœcie z kryzysu oraz
koncepcje budowy silnych i nowoczesnych mediów publicznych
w Polsce to g³ówne tematy VI Konferencji Rad Programowych PR
i TVP, która odbêdzie siê 20 czerwca 2011 roku w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
w Warszawie przy ul. Foksal 3/5.
Pocz¹tek o 11.00.
Jej organizatorami s¹ rady programowe PR i TVP oraz Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Uczestnikami medioznawcy, przedstawiciele
mediów, politycy. Podczas konferen-
cji chcemy uzyskaæ odpowiedŸ na
podstawowe pytania:
– jak¹ rolê mog¹ i powinny odgrywaæ media publiczne w Polsce?
– jaki system organizacyjny powinien
byæ wprowadzony w PR i TVP (redakcyjny czy producencki)?
– jak¹ rolê pe³ni¹, a jak¹ powinny
pe³niæ oœrodki regionalne, jako element struktury TVP?
– jaki powinien byæ sposób finansowania mediów publicznych?
– jaka powinna byæ ich formu³a prawna (niebezpieczeñstwa i konsekwencje funkcjonowania przez PR i TVP
jako spó³ek prawa handlowego?
W imieniu
komitetu organizacyjnego
VI Konferencji
Rad Programowych PR i TVP
Jadwiga Chmielowska,
przewodnicząca RP TVP Katowice,
Stefan Truszczyński,
sekretarz generalny SDP,
Piotr Bielawski, przewodniczący
RP TVP Wrocław
Listy kolegów
Władza ci zakręci
Mielenie ozorem w walce politycznej przyæmi³o tryskaj¹c¹ przy okazji œlin¹ i k³amstwami oczy uczestników
debat bardziej, ni¿ mo¿na by³o oczekiwaæ. Niby na lipê wciskan¹ elektoratowi uodporni³y ju¿ jak szczepionka
poprzednie sukcesy wczeœniejszych ekip, jednak ka¿dy dzieñ jest niespodziank¹, I tak np., gdy idzie o kompetencje i zadania nowego ministra i gwiazdy mediów Bartosza Ar³ukowicza, trudno sprecyzowaæ nie tylko jemu,
lecz i samym animatorom przedsiêwziêcia, czym tym razem on sam i jego urz¹d zechc¹ zbawiaæ wyborców.
Oficjalnie akcja obejmie osoby wykluczone, którym dot¹d raczej dawano spokój. G³ównie dlatego, ¿e sz³o
o pieni¹dze nie do w³asnej kieszeni, a i samej definicji wykluczenia ogólnie wi¹¿¹cej brak. Obecnie wiadomo
ju¿ wed³ug organizatorów opisywanego spektaklu, i¿, cytujê – „chodzi o ludzi maj¹cych poczucie wykluczenia”. Mas³o maœlane.
W³aœciwie nie jest ¿adn¹ nowoœci¹ fundowanie podatnikom organu o niejasnych kompetencjach, pracuj¹cy,
nazwijmy to tak roboczo, nie wiadomo nad czym za ciê¿kie pieni¹dze. Ostatecznie mamy te¿ np. m.in. Ministerstwo Pracy. Jak pamiêtamy, wiêc tylko przypomnê – resort pracy powsta³ po to, by œp. Jacek Kuroñ mia³
swój resort i firmowa³ rz¹d. Sam Kuroñ nie kry³ w¹tpliwoœci, czy wypada mu przyj¹æ fuchê, a to ze wzglêdu na
k³opoty z wykazaniem siê sta¿em pracy.
Podobnych w¹tpliwoœci nie ma nowy minister. Nie przypadkiem medycyna, a nabytek rz¹du to lekarz, preferuje ju¿ podczas egzaminów osoby dobre z matematyki. Wszak nowa gratka podwaja co najmniej pobory. Po
kadencji poselskiej przys³uguj¹ odprawy, a po utracie stanowiska w rz¹dzie równie¿, ³adny kawa³ grosza. Wszystko za to, ¿e do ministra ds. wykluczonych zg³osi siê, po powiedzmy miesi¹cu od zapisu przez sekretarkê ministra, petent i powie:
– Panie ministrze, oto zaœwiadczenie z policji, poœwiadczone w urzêdzie wojewody, ¿e jestem wykluczony, bo
zgubi³em klucze albo mi ukradli. Co dalej?
Minister po sprawdzeniu dokumentów wspó³czuje werbalnie, bywa, ¿e i zgo³a po¿a³uje, zaœ jako medyk
ewentualnie coœ przepisze.
Ju¿ wychodz¹c, w sekretariacie, petent otrzyma poœwiadczenie ww. zaœwiadczenia o wykluczeniu, na dysku, a jako doraŸn¹ pociechê b¹czka gratis – taki gad¿et przewodnictwa europejskiego Polski, niech sobie sam
pokrêci. Gdyby nie wiedzia³, co z tym zrobiæ, do³¹cz¹ instrukcjê.
W³adza sama g³ównie krêci, a ¿e innych os¹dza siê zwykle pod³ug siebie, to przynajmniej krêcenia wyborcom nie ¿a³uje. B¹czek dla amatorów krêcenie, bez wzglêdu na wiek, z powodzeniem wype³ni nisze wyborczej
zak¹ski duchowej, skoro dotychczasowa kie³basa wyborcza siê przejad³a, zanim ca³kiem sobie posz³a, bo ile
w koñcu mo¿na?
Jakub Bartnikowski
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 57
Każdy tu zwycięża
Marek Maldis
Jeżeli chcesz być jednodniowym bohaterem, jedź na maraton
do Nowego Jorku. I nieważne, czy zajmiesz pierwsze czy ostatnie
miejsce. Jeżeli dobiegłeś do mety – bohaterem zostałeś.
Na lotnisku w Newark, gdzie wyl¹dowa³em na kilka dni przed startem
City lights informowa³y, ¿e 7 listopada
„Ca³y œwiat biegnie w Nowym Jorku”.
Potwierdza³y to te¿ pierwsze strony
nowojorskich gazet. Liczne stoiska
z napisem ING NYC Maraton oferowa³y hotele, œrodki transportu i wszelk¹ informacje dla amatorów zmierzenia siê z dystansem 26,2 mili. Ju¿ na
dzieñ dobry wyczuwa³o siê atmosferê
jakiejœ wielkiej imprezy sportowej –
imprezy, która czeka w³aœnie na ciebie.
W biurze zawodów czeka³ na mnie
pakiet startowy. Czip, napoje i batony
energetyczne oraz koszulka z d³ugim
rêkawem ozdobiona logo maratonu.
Wszystko zapakowane w przezroczysty worek. I tylko z tym workiem
mo¿na by³o udaæ siê na liniê startu.
Transparency znaczy tu bezpieczeñstwo.
Start
do tej najwiêkszej na œwiecie imprezy biegowej wyznaczono na Stade Island. Dotarcie tam jest równie trudne,
jak dostanie siê na sam maraton.
By znaleŸæ siê w gronie 45 tys.
szczêœliwców, trzeba mieæ wyniki
(mocno wyœrubowane) albo zagraæ
w maratoñskiej loterii. Co roku sto tysiêcy chêtnych z ca³ego œwiata wysy³a
swój „internetowy los” za10 dol. Ja
ju¿ za pierwszym podejœciem otrzyma³em wiadomoœæ z Nowego Jorku.
– Zosta³eœ wylosowany. Podziel siê
t¹ radosn¹ informacj¹ na Facebooku;
wpisowe – 230 dol., czekamy”.
W tym biegu cnota cierpliwoœci jest
tak samo wa¿na, jak odpowiednio
szybkie i wytrwa³e przebieranie nogami. Na starcie trzeba siê stawiæ minimum dwie i pó³ godziny przed rozpoczêciem maratonu. W moim przypadku oznacza³o to pobudkê o 6 rano
i dwugodzinne przemieszczanie siê
metrem, autobusem i promem do ma-
ratoñskiej wioski na Staten Island.
Po³o¿on¹ u podnó¿a mostu Verrazano,
podzielono na trzy sektory. Trafi³em
do tego, który grupowa³ rozpoczynaj¹cych bieg o 10.40. Mimo ogromnej
liczby zawodników, obs³ugi i wszelkiego rodzaju security, trudno by³o siê
zgubiæ. Ka¿dy sektor odpowiada³ kolorowi numeru startowego, a ten z kolei okreœla³ czas startu ka¿dego zawodnika.
Armatni strzał
o 9.40 obwieœci³ pocz¹tek zawodów. Wystartowa³a pierwsza grupa.
Kilkadziesi¹t tysiêcy czekaj¹cych na
sw¹ kolej sportowców klaszcze i wiwatuje. Ogarnia – myœlê, ¿e nie tylko
mnie – uczucie uczestnictwa w jakiejœ
wyj¹tkowej imprezie.
Ale to dopiero przedsmak prawdziwych emocji, które czekaj¹ na trasie.
Czekaj¹cym na start zawodnikom
organizatorzy zapewnili kawê, bajgle,
wszelkiego rodzaje ¿elki oraz napoje.
No i ,,bezkolejkowe” toj-tojki. Do korzystania z tych ostatnich zachêcano
w specjalnych komunikatach, informuj¹c w czterech jêzykach, ¿e sikanie
z któregokolwiek mostu na trasie grozi dyskwalifikacj¹.
Na pó³ godziny przed wyznaczonym dla mnie startem wchodzê do
swego pool position. Zaczyna siê powolne... rozbieranie. Jest, co prawda,
s³onecznie, ale nie za ciep³o – oko³o
5 st. C. Worki z rzeczami zawodników
pojecha³y na metê na dwie godziny
przed startem. Przy tej pogodzie trudno czekaæ w samym tylko T-shircie.
Wiêc niepisan¹ tradycj¹ tego biegu
jest zabieranie starych ciuchów i bezpowrotne pozbywanie siê ich tu¿
przed startem. Ja swoj¹ star¹ bluzê
zrzuci³em na moœcie Verrazonno.
Wbiega³o siê na niego zaraz po starcie. Adrenalina w górê i... id¹ w niepamiêæ rady i wskazówki dawane jeszcze Warszawie. ¯e zaczynaj wolno, ¿e
uwa¿aj na podbiegach, ¿e nie szalej
zbiegaj¹c, ¿e...
Ten najd³u¿szy w Stanach most
(prawie 1300 m miêdzy przês³ami) ju¿
na dzieñ dobry wt³acza swój jad nieodczuwalnego pocz¹tkowo zmêczenia. £agodny z pozoru podbieg i równie d³ugi zbieg z mostu zachêcaj¹ do
biegowej szar¿y. I zaszar¿owa³em.
Có¿ za wspania³e uczucie, krzyczeæ
sorry i wyprzedzaæ. Na koñcu mostu
zerkn¹³em na swego Forerunnera –
tempo poni¿ej 4 minut na kilometr.
Jak na pocz¹tek, dramatycznie za
szybko – przynajmniej dla mnie.
Zwalniam,
choæ nie czujê ¿adnego zmêczenia.
Wbiegamy na Brooklyn i znów podœwiadomie przyœpieszam. Doping kibiców (milion na ca³ej trasie!) sprawia, ¿e czujesz jakbyœ bieg³ na stadio-
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 59
nie olimpijskim, a ten doping jest w³aœnie dla ciebie.
Kolega, który rok wczeœniej bieg³
w Nowym Jorku, poradzi³, bym na koszulce wydrukowa³ swoje imiê. Pomys³ wspania³y, choæ dla mnie – w pewnym sensie zdradziecki. Du¿e litery
bez trudu odczytuj¹ kibice i ci¹g³e
s³yszê – Marrek, Marrek. To mnie
uskrzydla i zapominam, ¿e do koñca
biegu jeszcze daleko.
Z ty³u koszulki mam napis Poland,
na czapce narodowe barwy. Rozgl¹dam siê za bia³o-czerwonymi flagami;
nas³uchujê swojskiego „Marek, dawaj”. Kolorowy t³um kibiców macha
flagami niemal ca³ego œwiata. Bia³o-czerwonych barw dostrzec nie mogê.
Wbiegamy na Greenpoit, dzielnicê
zamieszkan¹ przez polskich emigrantów. Wreszcie widzê polskie nazwy.
¯ywiec, kie³basa krakowska, Wyborowa; to jednak tylko reklamy na sklepach. ¯adnej polskiej flagi, ¿adnego
polskiego kibica. Mam odczucie, ¿e
biegnê w niedzielne przedpo³udnie przez
jakaœ powiatow¹, polsk¹ mieœcinê.
Nastêpnego dnia odwiedzi³em nasz
konsulat w Nowym Jorku. Polskich
uczestników maratonu tradycyjnie zaprasza siê na lampkê szampana. Ze
115 biegn¹cych rodaków przysz³a mo¿e
po³owa. Kiedy zagadn¹³em pani¹ konsul
o brak polskich kibiców, powiedzia³a:
– Rozes³aliœmy informacje do wszystkich tutejszych organizacji polonijnych. Prosiliœmy by wyszli na trasê
maratonu.
Pulawski Bridge, ³¹cz¹cy Brooklyn
z Queens, wyznacza po³ówkê zmagañ.
Tym razem ostry ju¿ podbieg weryfikuje kondycjê i umiejêtnoœci. Widzê
pierwszych id¹cych biegaczy, dostrzegam wreszcie bia³o-czerwon¹ flagê.
Trzyma j¹ w rêku siwiuteñka staruszka. Stoi samotnie, oparta o balustradê mostu.
– Dzieñ dobry pani – krzyczê
– Niech cię Bóg prowadzi,
– s³yszê w odpowiedzi i widzê, jak
ta wprost zjawiskowa postaæ pochyla
flagê, jakby chcia³a ni¹ zasalutowaæ.
Ale Bóg jest z tymi, co maraton
biegn¹ „przez rozum”, a nie przez
emocje. Niby nie czujê zmêczenia, ale
nogi nie chc¹ szybciej przebieraæ.
Maratoñska œciana przychodzi ju¿
na 30 km.
Opijam siê rozdawanymi tu co 5 km
„Powerami”, oblewam wod¹, przegryzam ¿elki. Niewiele pomaga. Zastanawiam siê, co bardziej mi zaszkodzi³o;
dwudziestokilometrowa przebieszka
na dwa dni przed startem czy szar¿a
zaraz po nim?
Chyba nietêg¹ mam minê, skoro
z t³umu kibiców s³yszê: – You can do it.
Ogromny baner z napisem „Your
photos” i wysiêgnik z fotoreporterami
zmusza do uœmiechu. Unoszê rêce
w geœcie sportowego zwyciêstwa nieœwiadom, ¿e za ten gest trzeba bêdzie
sporo zap³aciæ. CD ze zdjêciami z maratonu to koszt 80 dol. Utrwalanie sportowych dokonañ nie nale¿y tu do najtañszych: specjalny dyplom z certyfikatem
– 100 dol., wygrawerowanie nazwiska
i czasu na medalu – 20 dol.
Wbiegam na First Avenue. Na tej
szerokiej jak trzy Marsza³kowskie ulicy zauwa¿am koszulkê z napisem
Warsaw Poland. Zrównujê siê z jej
w³aœcicielem.
– Witam rodaka, ja te¿ z Warszawy
– zagadujê.
– Czeœæ, tu Œródmieœcie – s³yszê.
– A tu ¯oliborz – odpowiadam.
Biegniemy razem, prowadz¹c na
nowojorskim asfalcie maratoñskie rodaków rozmowy. Po jakimœ kilometrze zauwa¿am, ¿e biegnê ju¿ sam. Nie
wiem, czy to ja przyœpieszy³em, czy
os³ab³ rodak ze stolicy. Odwracam siê,
„Œródmieœcie” macha rêk¹ i wo³a:
– Żoliborz górą!
Chyba pod górkê – myœlê, wbiegaj¹c
na kolejny most ³¹cz¹cy Manhattan
z Bronxem. Z przera¿eniem patrzê na
Forannera – ponad 7 minut na km. Na
ostatni, pi¹ty most na trasie maratonu
ledwo siê wdrapujê. Bojê siê spojrzeæ
na zegarek. Ju¿ dawno min¹³ mnie balonik peacemakera z moim wymarzonym
czasem 4 godz.10 min. Na Fift Avenue
próbujê biec z grup¹, nad któr¹ balonik
pokazuje czas 4,20. Nie dajê rady.
Wbiegam do Central Parku.
Wreszcie koniec, myœlê – przyœpieszam i... zwalniam, bo widzê, ¿e to jednak nie koniec. Do mety jeszcze
5 km; chyba najd³u¿szy finisz na œwiecie. Na dodatek w¹skie parkowe alejki
sprawiaj¹, ¿e biegnie siê „ramiê w ramiê”, co tu akurat nie jest u³atwieniem. Rekompensat¹ jest niewiarygodny doping kibiców i dobiegaj¹ca
z g³oœników zachêta spikera, by wykrzesaæ z siebie resztkê si³, bo meta
tu¿, tu¿.
Widzê j¹, krzesam w sobie to, co
z biegowych si³ zosta³o i... ukoñczy³em ING NYC Marathon.
Jestem szczêœliwy i wœciek³y .Mój
czas to 4,25,06. Liczy³em, ¿e szybciej
pokonam tê trasê.
Owiniêty termiczn¹ foli¹, z medalem na piersiach idê do metra. Niemal
ka¿dy przechodzieñ macha do mnie
rêk¹, wiele samochodów zwalnia,
a ich kierowcy unosz¹ w górê kciuk na
znak zwyciêstwa; w metrze ustêpuj¹
mi miejsca.
Przestajê analizowaæ, co zrobi³em
Ÿle na trasie, jakie b³êdy pope³ni³em
na treningach. Te gesty sprawiaj¹, ¿e
czujê siê jak bohater, jak ktoœ, kto dokona³ czegoœ niezwyk³ego. I uœwiadamiam sobie, ¿e w tym biegu zwyciêzc¹ jest ka¿dy, kto ukoñczy³ maraton
w Nowym Jorku.
Marek Maldis
PS „Gratulujemy maratoñczykom” – takie
napisy wisia³y nad wejœciem do wielu restauracji w Nowym Jorku. Medal do kotleta by³
po maratonie jak najbardziej na miejscu.
60 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Porady praktyczne Hanny Budzisz
Kredytowe problemy
Spłacamy kredyt lub chcemy wyjść z pułapki kredytowej. Zdarza się czasami,
że przeliczyliśmy się z naszymi możliwościami i brakuje nam pieniędzy na spłatę
kredytu. Najgorsze, co możemy zrobić, to schować głowę w piasek i udawać,
że nic się nie stało. Powinniśmy jak najszybciej udać się do banku na rozmowę.
Nie czekajmy, a¿ w banku narosn¹ d³ugi i po nadaremnych
ponagleniach bank zdecyduje siê wejœæ na hipotekê lub przyœle windykatorów. Je¿eli do tej pory byliœmy solidnym klientem banku i zawsze w porê sp³acaliœmy nasze zad³u¿enie, bank
na pewno pójdzie nam na rêkê. SprawdŸmy najpierw nasz¹
umowê o kredyt, bo, byæ mo¿e, s¹ w niej zapisane mo¿liwoœci
wyjœcia z pu³apki kredytowej. To pomo¿e nam przygotowaæ
siê do negocjacji z bankiem.
Tak przygotowani wybierzmy siê na rozmowê do banku,
uprzedzaj¹c, ¿e nie bêdziemy mogli – jak dotychczas – sp³acaæ
rat w terminie, bo np. straciliœmy pracê lub obni¿ono nam zarobki. Mo¿liwoœci wyjœcia z pu³apki kredytowej, jakie mo¿e
nam zaproponowaæ bank, jest kilka.
Bank mo¿e nam zaproponowaæ wyd³u¿enie okresu kredytowania, np. o 10 lub 15 lat. Co to daje? P³acone przez nas raty
bêd¹ ni¿sze, co, byæ mo¿e, u³atwi nam sp³acanie po¿yczki. Je¿eli wiemy, ¿e nasze finansowe problemy bêd¹ trwa³y doœæ
d³ugo, jest to bardzo dobre rozwi¹zanie.
Innym rozwi¹zaniem s¹ wakacje kredytowe. Dziêki temu
przez jakiœ czas, np. przez kilka miesiêcy, nie bêdziemy p³acili rat. Przez ten czas bank bêdzie pobiera³ tylko odsetki od kredytu. To dobre wyjœcie dla osób, które wiedz¹, ¿e ich k³opoty
finansowe szybko siê skoñcz¹, bo np. nied³ugo maj¹ dostaæ
now¹ pracê. Oczywiœcie, póŸniej bêdziemy musieli uregulowaæ ca³y d³ug, ale do czasu staniêcia na nogi takie rozwi¹zanie
jest przydatne.
Inna mo¿liwoœæ to zamiana rat malej¹cych na równe. W systemie rat malej¹cych na pocz¹tku sp³acania kredytu raty s¹
najwiêksze, dopiero póŸniej malej¹. Kiedy zamienimy ten sposób sp³acania po¿yczki na raty równe, bêd¹ one co miesi¹c takie same i ni¿sze ni¿ dotychczas. Niestety, coœ za coœ – bêdziemy je sp³acali przez to d³u¿ej.
Mo¿na tak¿e wybraæ przewalutowanie kredytu, np. kredytu
we frankach szwajcarskich na z³otówkowy (lub odwrotnie).
Tutaj wszystko zale¿y od banku i wyznaczonej przez niego
mar¿y za tak¹ operacjê finansow¹. Je¿eli mar¿a nie bêdzie zbyt
wysoka, to raty stan¹ siê ni¿sze ni¿ dotychczas. Istnieje jednak
pewne ryzyko, bo mo¿e siê raptownie zmieniæ kurs walut i zamiast wygraæ, mo¿emy straciæ.
W obcym banku
Je¿eli jednak baliœmy siê pójœæ na rozmowê do naszego banku, nasze zad³u¿enie wros³o, to mo¿emy zostaæ potraktowani
jako niewiarygodny klient i bank mo¿e odmówiæ nam pomocy.
Mo¿emy wówczas poszukaæ ratunku w obcym banku. (Nie starajmy siê siêgaæ do innych, szeroko reklamuj¹cych siê firm po¿yczaj¹cych pieni¹dze. One, owszem, szybko oferuj¹ nam kredyt, ale z³upi¹ nas ze skóry, bo oprocentowanie kredytu
i koszty obs³ugi w takich instytucjach s¹ horrendalnie wysokie).
Co mo¿e nam zaoferowaæ obcy bank? Refinansowanie kredytu. Na czym to polega? Przenosimy nasz d³ug do innego banku. Je¿eli wybierzemy dobr¹ ofertê, to zyskamy, bo bêdziemy
mieli ni¿sze oprocentowanie refinansowego kredytu, a tym samym ni¿sze raty. Musimy jednak bardzo uwa¿aæ, by nie wpaœæ
w kolejn¹ pu³apkê. Bank np. wabi ni¿szym oprocentowaniem,
„zapominaj¹c” dodaæ (lub czyni to ma³ym, nieczytelnym drukiem), ¿e to niskie oprocentowanie jest tylko czasowe i trwaæ
mo¿e przez np. zaledwie rok. Dowiedzmy siê te¿, ile bêdzie
wynosi³a prowizja, czy bêdziemy mogli bezp³atnie przewalutowaæ kredyt, czy nie bêdziemy p³acili za zerwanie umowy
itd. ¯¹dajmy podania, ile bêdzie wynosi³ rzeczywisty koszt
sp³aty kredytu. Nie bierzmy wiêc pod uwagê pierwszej lepszej
oferty, ale porównajmy oferty co najmniej kilku banków.
Pomóc w tym mog¹ tak¿e renomowani doradcy finansowi,
np. z Expandera lub Open Finance.
Drug¹ mo¿liwoœci¹ wyjœcia z pu³apki bankowej, oferowan¹ przez obcy bank, jest kredyt konsolidacyjny. Jest to kredyt udzielany na sp³atê d³ugów zaci¹gniêtych w innych bankach. Dziêki niemu mo¿emy uregulowaæ nie tylko kredyt
wziêty na mieszkanie, ale tak¿e na samochód, sprzêt AGD,
kredyt gotówkowy, kredyt odnawialny w koncie czy kredyt
na karcie kredytowej. Jednym kredytem konsolidacyjnym
mo¿emy zabezpieczyæ kilka innych zobowi¹zañ. Bank, zanim go nam udzieli, sprawdzi czy mamy zdolnoœæ kredytow¹, a zabezpieczeniem, jakiego za¿¹da, jest najczêœciej mieszkanie hipoteczne. Je¿eli nie mamy w³asnego mieszkania,
bank mo¿e siê zgodziæ, by zastawem by³o mieszkanie, dzia³ka rolna lub budowlana kogoœ innego, np. rodziców. Oczywiœcie, od razu w hipotece w ksiêgach wieczystych zostanie
zapisane zobowi¹zanie wobec banku.
Wysokoœæ kredytu konsolidacyjnego zale¿y od wartoœci zastawu. Z regu³y mo¿emy uzyskaæ 70 proc. wartoœci nieruchomoœci, które bêdziemy sp³acaæ przez 30–35 lat. Zalet¹ kredytu
jest to, ¿e jest stosunkowo nisko oprocentowany, zw³aszcza
w porównaniu z oprocentowaniem kredytu gotówkowego lub
kredytu z kart kredytowych. Wyd³u¿enie czasu sp³aty rat powoduje, ¿e jest on dzielony na wiêcej rat, a tym samym raty s¹
ni¿sze. Poniewa¿ jednak bêdziemy sp³acali go przez kilkadziesi¹t lat, to bank, który nam go udziela i tak zarobi, bo w sumie
zap³acimy wiêcej. Jednak doraŸnie, gdy wpadliœmy w pu³apkê
kredytow¹, mo¿e byæ dla nas ratunkiem.
Poniewa¿ oferty banków ró¿ni¹ siê bardzo (np. wysokoœci¹
oprocentowania, d³ugoœci¹ okresu sp³aty, wysokoœci¹ prowizji
za przyznanie kredytu, mo¿liwoœci¹ jego wczeœniejszej sp³aty,
okresowego zawieszenia rat czy przewalutowania) porównajmy oferty. Pomóc w tym nam mog¹ doradcy finansowi.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 61
Prawo a massmedia
Człowiek z natury lubi być dobrze poinformowany, interesuje nas to, co dzieje się
w naszym otoczeniu i to, co dzieje się daleko od naszego miejsca pobytu.
W czasach, kiedy człowiek nie potrafił jeszcze rejestrować na odpowiednich
nośnikach, w celu przechowywania i przekazywania na odległość głosu i obrazu
miał do dyspozycji tylko pismo; i to jeszcze tylko wśród ludzi, którzy potrafili pisać
i czytać.
Interesuj¹ce ludzi nowiny by³y zapisywane na kartkach papieru i rozdawane; z biegiem czasu zapisywane i przekazywane kartki papieru zaczê³y przybieraæ charakter dzisiejszej prasy. Informacje przekazywane
w gazetach mia³y jeden podstawowy cel: informowanie.
Z up³ywem czasu obok przekazywanych
informacji do zadañ prasy zaczê³y przynale¿eæ dodatkowe cele, takie jak nauczanie, wyjaœnianie, przekazywanie okreœlonych wzorców, bawienie itp. Ogólnie mówi¹c, zadaniem mediów sta³o siê wype³nianie czasu
wolnego odbiorcy.
Po zmianach systemowych w Polsce
(1989–1990) w dziennikarstwie zaczê³a wyodrêbniaæ siê nowa specjalizacja, nazywana
dziennikarstwem œledczym, specjalizacja
znana i stosowana od dawna w pañstwach zachodnich i Stanach Zjednoczonych Ameryki
Pó³nocnej.
Up³ynê³o ju¿ dwadzieœcia lat, a istniej¹cy
w nazewnictwie termin nie funkcjonuje jeszcze w ¿adnym polskim akcie prawnym. Nazwa pochodzi od czynnoœci, które zbli¿aj¹
dziennikarstwo œledcze do czynnoœci wykonywanych przez organa œcigania – œledztwo.
Media kszta³tuj¹ opiniê publiczn¹, bo informacje pozyskiwane z massmediów maj¹
zasadniczy wp³yw na kszta³towanie postaw
odbiorcy wypowiedzi dziennikarskich; dlatego media czêsto nazywane s¹ czwart¹ w³adz¹, choæ termin taki nie istnieje w ¿adnym
akcie prawnym. A w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej1 jest wyraŸny zapis o trójw³adzy: w³adzy ustawodawczej, wykonawczej i s¹downiczej.
Wszyscy ci¹gle bardzo spieszymy siê
i chcemy byæ dobrze poinformowani, korzystamy z telefonów komórkowych, internetu.
Nawet dostêp do internetu jest mo¿liwy przez
telefon komórkowy. Poœpiech powoduje, ¿e
teraz usi³uje znaleŸæ swoje miejsce w obecnej
rzeczywistoœci nowa forma wydawania prasy. Powstaje prasa internetowa, której noœnikiem jest forma elektroniczna, zastêpuj¹ca z
powodzeniem tradycyjny papier.
Rozwijaj¹ca siê prasa elektroniczna w internecie jest tañsza dla wydawcy i wygodniejsza dla dziennikarzy, charakteryzuje siê
te¿ powszechn¹ dostêpnoœci¹ dla odbiorcy.
Tañsza dla wydawcy, bo pomijane s¹ koszty
zakupu papieru, druku, kolporta¿u. No, mo¿na te¿ dodaæ, bardziej przyjazna œrodowisku,
bo nie wykorzystuje siê surowca do produkcji papieru i nie ma problemu z jego utylizacj¹. Wygodniejsza dla dziennikarzy, bo przygotowane informacje mo¿na opublikowaæ
w krótszym czasie. A dostêp do internetu
62 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
mo¿e mieæ ka¿dy, nawet z telefonu komórkowego.
Mo¿na by powiedzieæ: idea³, ale jak we
wszystkim, i w tej dziedzinie s¹ równie¿
mankamenty. Podstawowym jest brak ustawy o prawie w internecie. Albo inaczej: postêp techniczny znacznie wyprzedzi³ obowi¹zuj¹c¹ ustawê Prawo prasowe2 i ustawa
w wersji obowi¹zuj¹cej sta³a siê ma³o u¿yteczna; w odniesieniu do prasy wydawanej
w formie elektronicznej oraz coraz bardziej
ogranicza dziennikarzy w nale¿ytym pe³nieniu s³u¿by wobec spo³eczeñstwa i pañstwa,
czyli w realizacji podstawowego prawa obywateli do ich rzetelnego informowania, jawnoœci ¿ycia publicznego, kontroli i krytyki
spo³ecznej3.
Owszem, mo¿na zauwa¿yæ, ¿e w obowi¹zuj¹cym prawie prasowym jest zapis
w art. 7. ust. 2. pkt 1., cyt: „...pras¹ s¹ tak¿e
wszystkie istniej¹ce i powstaj¹ce w drodze
postêpu technicznego œrodki masowego przekazywania...”. Z zacytowanego zapisu bardzo wyraŸnie wynika, ¿e periodyczne publikacje w formie elektronicznej umieszczane
w internecie nale¿y równie¿ rozumieæ jako
prasê. Oznacza to te¿, ¿e zgodnie z art. 20. pp.
uruchomienie periodycznego publikatora
w formie elektronicznej w internecie, wymaga rejestracji we w³aœciwym s¹dzie okrêgowym. Mo¿na jeszcze przywo³aæ art. 45. pp.,
z którego normy prawnej wynika, ¿e w przypadku wydawania prasy bez rejestracji
sprawca podlega odpowiedniej karze.
Nie s¹ to jednak regulacje wystarczaj¹ce
w odniesieniu do prasy wydawanej w formie
elektronicznej, nazywanej te¿ pras¹ internetow¹. Brak stosownych regulacji prawnych
powoduje ró¿ne problemy; najczêstszym jest
brak koniecznoœci wymiany publikowanego
egzemplarza prasy internetowej na nowy, aktualny. Albo pozostawianie krytycznych informacji dziennikarskich miesi¹cami czy nawet latami na stronie internetowej. A wymianie na bardziej aktualne ulegaj¹ tylko niektóre
wypowiedzi dziennikarskie lub komentarze.
Owszem, mo¿na stwierdziæ, ¿e nieaktualne teksty szkodliwe s¹ dla danego tytu³u prasowego, bo zniechêcaj¹ odbiorcê do czytania. Twierdzenie takie by³oby jednak chybione, bo mentalnoœæ ludzka jest w taki sposób
stworzona, ¿e cz³owiek bardziej interesuje
siê tym, co jest naganne, niew³aœciwe lub zawiera elementy czynu przestêpczego. Oznacza to, ¿e tekst przedstawiaj¹cy w niekorzystnym œwietle funkcjonowanie danej instytucji czy osoby, publikowany na stronie internetowej, nie traci szybko zainteresowania
czytelnika.
NR 102–103/2011
Nale¿y te¿ pamiêtaæ, ¿e zgodnie z treœci¹
ustawy „Prawo prasowe” praca dziennikarza
oznacza s³u¿bê wobec spo³eczeñstwa i pañstwa,
polegaj¹c¹ na rzetelnym informowaniu. Dziennikarz zobowi¹zany jest te¿ ustawowo do kontroli i krytyki spo³ecznej nawet w odniesieniu
do osób maj¹cych immunitety.
Mamy wiêc bardzo wznioœle brzmi¹c¹
i du¿o obiecuj¹c¹ teoriê, tylko ¿e teoria ci¹gle mija siê z praktyk¹.
W tym miejscu logiczne i oczywiste jest zauwa¿enie, ¿e skoro dziennikarz ma obowi¹zki to
musi mieæ te¿ prawnie zagwarantowane mo¿liwoœci realizacji na³o¿onych obowi¹zków.
I w b³êdzie jest ka¿dy, kto w³aœnie tak myœli, bo
prawnych gwarancji ci¹gle brakuje. Nie ma nawet podstawowych gwarancji, czyli zgodnych
ze standardami europejskimi, ochrony dziennikarskich Ÿróde³ informacji, brakuje te¿ w aktach
prawnych terminu „dziennikarstwo œledcze”.
Wymienione braki istniej¹ jeszcze od czasu
realnego socjalizmu (nazywanego przez niektórych „komunizmem”, a przez innych „systemem totalitarnym”) i oznaczaj¹, ¿e dziennikarz
mo¿e byæ w ka¿dej chwili oskar¿ony przez organa œcigania o ujawnianie materia³u ze sprawy
prowadzonej w³aœnie przez organa œcigania, i
mo¿e równie¿ zostaæ zmuszony do ujawnienia
swoich Ÿróde³ informacji.
Kolejnym nie¿yciowym zapisem z dawnych
czasów obowi¹zuj¹cym w prawie prasowym
jest zapis, ¿e roszczenia spowodowane opublikowaniem materia³u prasowego s¹ rozpoznawane na zasadach ogólnych przez s¹dy powszechne. Utwierdza to jakby sytuacjê ¿yciow¹,
w której bardzo ³atwo jest kogoœ pomówiæ i naraziæ na utratê zaufania potrzebnego do wykonywania danej pracy, funkcji. Wystarczy jedna
nierzetelna w treœci publikacja, natomiast s¹dowe dochodzenie do prawdy nawet w przypadku
wygranej sprawy mo¿e okazaæ siê pyrrusowym
zwyciêstwem.
Cz³owiek z natury znacznie ³atwiej uwierzy
informacji z prasy ni¿ prawomocnemu wyrokowi s¹dowemu. Tym bardziej, je¿eli wyrok s¹dowy zapadnie po kilku miesi¹cach czy nawet latach. Up³ywaj¹cy czas dodatkowo jeszcze jakby
utwierdza³ odbiorcê w wiarygodnoœci informacji pozyskanej z prasy; poza tym, ka¿dy bardziej
interesuje siê dniem dzisiejszym ni¿ tym, co zaistnia³o przed kilkoma miesi¹cami czy latami.
Wyrok s¹dowy wydany po latach, chocia¿ by³by najuczciwszy (w rozumieniu potocznym),
staje siê w zasadzie dla czytelnika ju¿ nieaktualny, bo on „swoje ju¿ dawno wie”...
W zwi¹zku z powy¿szym konieczne jest, by
ustawodawca zobligowa³ s¹dy do przyspieszonego trybu rozpoznawania spraw dotycz¹cych
przestêpstw zwi¹zanych z publikacj¹ w prasie,
tak jak to jest przy sprawach wynikaj¹cych
z przepisów ordynacji wyborczej:4
Art. 91. 1. Je¿eli rozpowszechniane, w tym
równie¿ w prasie w rozumieniu prawa prasowego, materia³y wyborcze, a w szczególnoœci plakaty, ulotki, has³a i wypowiedzi lub inne formy
prowadzonej w okresie kampanii wyborczej
agitacji, zawieraj¹ informacje nieprawdziwe,
kandydat na pos³a albo kandydat na senatora lub
pe³nomocnik wyborczy zainteresowanego komitetu wyborczego ma prawo wnieœæ do s¹du
okrêgowego wniosek o wydanie orzeczenia:
1. zakazu rozpowszechniania takich informacji,
2. przepadku materia³ów wyborczych zawieraj¹cych takie informacje,
3. nakazania sprostowania takich informacji,
4. nakazania publikacji odpowiedzi na stwierdzenia naruszaj¹ce dobra osobiste,
5. nakazania przeproszenia osoby, której dobra
osobiste zosta³y naruszone.
2. S¹d okrêgowy rozpoznaje wniosek, o którym mowa w art. 91.1. w ci¹gu 24 godzin, w postêpowaniu nieprocesowym w sk³adzie jednego
sêdziego. S¹d mo¿e rozpoznaæ sprawê w wypadku usprawiedliwionej nieobecnoœci wnioskodawcy lub uczestnika postêpowania, który
o terminie rozprawy zosta³ prawid³owo powiadomiony. Postanowienie koñcz¹ce postêpowanie
w sprawie s¹d niezw³ocznie dorêcza wraz z uzasadnieniem osobie zainteresowanej, o której mowa w art. 91.1., i zobowi¹zanemu do wykonania
postanowienia s¹du.
3. Na postanowienie s¹du okrêgowego przys³uguje w ci¹gu 24 godzin za¿alenie do s¹du apelacyjnego, który rozpoznaje je te¿ w ci¹gu 24 godzin. Od postanowienia s¹du apelacyjnego nie
przys³uguje œrodek odwo³awczy i podlega ono
natychmiastowemu wykonaniu.
4. Publikacja sprostowania, odpowiedzi lub
przeprosin nastêpuje najpóŸniej w ci¹gu 48 godzin, na koszt zobowi¹zanego. W orzeczeniu s¹d
wskazuje prasê, w rozumieniu prawa prasowego,
w której nast¹piæ ma odpowiednia publikacja,
oraz termin publikacji.
5. W razie niezamieszczenia sprostowania,
odpowiedzi lub przeprosin s¹d, na wniosek zainteresowanego, zarz¹dza ich publikacjê na koszt
zobowi¹zanego, w trybie postêpowania egzekucyjnego.
Art. 92. Wykonanie uprawnieñ wynikaj¹cych
z niniejszej ustawy nie ogranicza mo¿liwoœci dochodzenia przez osoby pokrzywdzone lub poszkodowane swoich praw na podstawie innych
ustaw.
Kolejna kwestia to skuteczna ochrona dziennikarskich Ÿróde³ informacji, bo trzeba pamiêtaæ,
¿e dziennikarz funkcjonuje przede wszystkim
opieraj¹c siê na zaufaniu spo³ecznym, dlatego tajemnica zawodowa dziennikarza musi byæ traktowana na równi z tajemnic¹ duchownego, je¿eli
chcemy mówiæ o skutecznej ochronie. Wymogu
takiego nie stawia jednak prawo polskie, tylko
prawo miêdzynarodowe:
1. Rezolucja Parlamentu Europejskiego o poufnoœci dziennikarskich Ÿróde³ informacji z 18 stycznia 1994 r.
2. Rezolucja Europejskiej Konferencji Ministerialnej Dotycz¹cej Polityki massmediów z 7–8
grudnia 1994 r. (Praga),
3. Rekomendacja Komitetu Rady Ministrów Rady Europy z 9 marca 2000r.5.
Natomiast istniej¹ce w Polsce przepisy,
szczególnie art. 180 kpk.6, s¹ niewystarczaj¹ce,
bo chroni¹ przede wszystkim interes wymiaru
sprawiedliwoœci, czyli pañstwa, a dziennikarzowi nie daj¹ gwarancji, ¿e nie bêdzie zmuszony do
ujawnienia to¿samoœci swego informatora.
Obowi¹zuj¹cy stan prawny wyraŸnie narusza
normê prawn¹ okreœlon¹ w art. 14. i art. 54. ust. 1.
Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Albowiem granice ochrony tajemnicy dziennikarskich
Ÿróde³ informacji wyznaczaj¹ granice wolnoœci
massmediów i granice wolnoœci wyra¿ania pogl¹dów maj¹ce umocowanie w art. 10. Europejskiej Konwencji Praw Cz³owieka.
Oznacza to równie¿, ¿e dziennikarz pracuj¹cy
w oparciu o zaufanie spo³eczne, nie maj¹c odpowiedniego prawnego zabezpieczenia tajemnicy
Ÿróde³ informacji, traci Ÿród³a informacji i traci
zaufanie spo³eczne, skoro pañstwo za pomoc¹
s¹dów ma dostêp do dziennikarskich Ÿróde³ informacji.
W efekcie dziennikarz ma utrudniony dostêp
do pozyskiwania informacji, a to oznacza, ¿e
rozpowszechniane informacje dziennikarskie
mog¹ zawieraæ elementy nieprawdy, a winê za
taki stan rzeczy ponosi w³aœnie pañstwo. A je¿eli w s¹dzie trafi siê niedouczony sêdzia, to winê
przypisze dziennikarzowi.
Przy du¿ym zaanga¿owaniu dziennikarzy
i upodobaniu czytelników rozwija siê ¿ywio³owo
dziennikarstwo œledcze. Albowiem jest takie
spo³eczne zapotrzebowanie, a prasa jest tylko
towarem, który nale¿y sprzedaæ jak œwie¿e bu³ki
w sklepie.
Mo¿na zastanawiaæ siê te¿, dlaczego powstaje w dziennikarstwie specjalizacja, która nie istnieje z ustawowego punktu widzenia? OdpowiedŸ jest bardzo prosta: ¿ycie codzienne pokazuje, ¿e jest spo³eczna potrzeba istnienia dziennikarstwa œledczego, a potrzebê tak¹ dyktuje naganne zachowanie elit w³adzy (nazywane te¿ patologicznym), czêsto wskazuj¹ce na nieprzestrzeganie istniej¹cych norm prawych.
Dziennikarze staraj¹ siê, nieraz z nara¿eniem
w³asnego ¿ycia, zaspokoiæ ustawowo zagwarantowan¹ potrzebê rzetelnego informowania odbiorcy. Wykorzystuj¹ mechanizmy przynale¿ne
dziennikarstwu oraz wymiarowi sprawiedliwoœci
i prowadz¹ w³asne œledztwo, czyli uprawiaj¹
dziennikarstwo œledcze.
Postêpowanie dziennikarzy jest zgodne z prawem, ale okreœlonym w Europejskiej Konwencji
Praw Cz³owieka7 stanowi¹cym, ¿e ka¿dy bez ingerencji w³adz pañstwowych ma prawo do posiadania w³asnych pogl¹dów, które kszta³tuj¹ siê
i uwidaczniaj¹ w³aœnie na podstawie otrzymywanych i przekazywanych informacji.
Niestety, polskie prawo nie jest jeszcze dostosowane do tego typu dziennikarstwa, dlatego
czêsto doprowadza dziennikarzy na ³awê oskar¿onych, np. je¿eli dziennikarz odmawia ujawnienia Ÿróde³ informacji. Niedoskona³oœci prawa
prasowego s¹ podstawowym hamulcem na drodze do rzetelnego informowania spo³eczeñstwa.
Uniemo¿liwiaj¹ te¿ informowanie spo³eczeñstwa
(czyt.: „podatnika”), o czynach niezrozumia³ych,
pokrêtnych, a nie mo¿na wykluczyæ ¿e przestêpczych, pope³nianych przez osoby maj¹ce immunitet sêdziowski lub prokuratorski.
Tematyka taka jest jakby zakazana przez aktualnie obowi¹zuj¹ce w Rzeczypospolitej Polskiej prawo. Zakazana w tym sensie, ¿e wywo³uje psychozê strachu wœród dziennikarzy, bo bardzo ³atwo mo¿e zaprowadziæ dziennikarza na ³awê oskar¿onych8.
Poza ma³o znacz¹cymi zapisami, rodem z minionej epoki Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej,
dziennikarz nie ma w zasadzie os³on prawnych
w obowi¹zuj¹cym prawie prasowym. Natomiast
w sytuacjach, je¿eli dziennikarz przekroczy prawo, to ³atwo mo¿e byæ skazany na zasadzie norm
prawnych okreœlonych w art. 212. kk.9, art. 23.
kc.10, art. 24. kc., art. 448. kc. oraz art. 38. pp.
Wskazane artyku³y stwarzaj¹ pokrzywdzonemu
mo¿liwoœæ dochodzenia zadoœæuczynienia pieniê¿nego, a art. 212. kk. pozwala skazaæ dodat-
Ryszard Milewski
jest wykładowcą prawa
autorskiego w Akademii Sztuk
Pięknych w Poznaniu
oraz biegłym sądowym
w zakresie: dziennikarstwo
śledcze, prawo prasowe, prawo
autorskie, etyka dziennikarska,
prawa człowieka określone
w ustawodawstwie polskim
i Unii Europejskiej.
kowo jeszcze sprawcê czynu przestêpstwa prasowego na ograniczenie lub pozbawienie wolnoœci.
Ustawowo dziennikarz zobowi¹zany jest do
pe³nienia w pañstwie funkcji bardzo wa¿nej, byæ
mo¿e, najwa¿niejszej – ma przedstawiaæ pod os¹d
publiczny postêpowanie najwy¿szych organów
w³adzy pañstwowej: ustawodawczej, wykonawczej i s¹downiczej. W³adzy, czyli funkcjonariuszy
publicznych wyposa¿onych w immunitety chroni¹ce ich niejednokrotnie przed odpowiedzialnoœci¹ za nadu¿ycia w obowi¹zuj¹cym prawie.
Szczególnie chronieni s¹ sêdziowie, którzy nie
znaj¹ krytyki i ustawowo maj¹ zawsze racjê, niezale¿nie, jak bardzo b³êdny wydadz¹ wyrok.11
Prowadzi to do sytuacji, w których zdarzaj¹
siê te¿ sêdziowie – mówi¹c bardzo delikatnie –
niedouczeni; potrafi¹ przy tym wydaæ wyrok absurdalny niemaj¹cy nic wspólnego z logik¹
i znajomoœci¹ prawa; typu, cyt: „3. Prawo prasowe nie wymaga, by dziennikarz przed opublikowaniem artyku³u zawieraj¹cego informacje
przedstawiaj¹ce w niekorzystnym œwietle osoby
opisane w publikacji kontaktowa³ siê z tymi osobami i umo¿liwi³ im ustosunkowanie siê do
zarzutów. Dla tych osób w pe³ni otwarta jest
instytucja sprostowania (art. 31 prawa prasowego)”12.
Z przera¿eniem nale¿y te¿ zauwa¿yæ, ¿e przywo³any cytat pochodzi z wyroku wydanego notabene przez s¹d apelacyjny, tj. s¹d drugiej instancji, czyli s¹d odwo³awczy! I z naukowego
punktu widzenia, wyraŸnie œwiadczy o braku elementarnej wiedzy z zakresu prawa prasowego,
a nie mo¿na wykluczyæ te¿ innych powi¹zañ zale¿noœciowych13.
W sytuacji, je¿eli dziennikarz odwa¿y siê
przedstawiæ pod os¹d publiczny przywo³any przyk³ad totalnego niedouctwa sêdziów, a nie mo¿na
wykluczyæ te¿ innych powodów (na przyk³ad prywatnych, zale¿noœciowych itp.), sk³adu sêdziow-
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 63
skiego ze wskazaniem nazwy s¹du i nazwisk sêdziów, to sêdziowie maj¹ prawo obraziæ siê, a to
ju¿ najprawdopodobniej mo¿e oznaczaæ ukaranie
dziennikarza. Dziennikarza mo¿na wówczas œcigaæ jako osobê fizyczn¹ (czyli prywatn¹). Reasumuj¹c, nale¿y zauwa¿yæ, ¿e aktualny stan prawny
znacznie ogranicza rzetelne informowanie.
Funkcjonuj¹cy dziennikarz jako osoba fizyczna
nazywana te¿ prywatn¹, pozwany przez sêdziego,
w zasadzie zawsze bêdzie na pozycji przegranej;
dlatego w istniej¹cej sytuacji prawnej w ¿aden sposób nie mo¿na dostrzec równoœci stron.
Trzeba zauwa¿yæ, ¿e Trybuna³ w Strasburgu,
notabene ju¿ w 1979 r., wyda³ wyrok14, i¿ prasa
ma prawo przedstawiaæ pod os¹d publiczny tocz¹ce siê postêpowanie s¹dowe, gdy¿ tego oczekuje spo³eczeñstwo. W innym wyroku15, trybuna³ w Strasburgu stwierdzi³ te¿, ¿e zadaniem prasy jest monitorowanie ¿ycia publicznego i ujawnianie nieprawid³owoœci.
Wszystko wskazuje jednak na to, ¿e polskie
prawo bardzo trudno jest dostosowaæ do standardów europejskich.
Trybuna³ w wydanych wyrokach wielokrotnie zaznaczy³, ¿e praca sêdziów tak jak pozosta³ych funkcjonariuszy publicznych, ma prawo byæ oceniana przez spo³eczeñstwo (podatników). Zdecydowana jednak wiêkszoœæ polskich prawników, a szczególnie sêdziów, wyra¿a
pogl¹d, ¿e pracy orzeczniczej sêdziów nie wolno
oceniaæ, bo ocena oznacza krytykê, a krytyka
wydanego wyroku s¹dowego podwa¿a ju¿ autorytet ca³ego wymiaru sprawiedliwoœci.
W ten sposób utrzymywana jest sytuacja nie
do zaakceptowania, zdecydowanie ograniczaj¹ca
prawo do pozyskiwania informacji przez spo³eczeñstwo, mówi¹c ogólnie – nie s¹ przestrzegane
prawa cz³owieka. A dodatkowo jeszcze istniej¹ca sytuacja szkodzi w³aœnie wymiarowi sprawiedliwoœci i ca³emu pañstwu, wystarczy przejrzeæ orzecznictwo trybuna³u w Strasburgu
w sprawach przeciwko Polsce. W wydanych wyrokach, je¿eli trybuna³ zas¹dzi zadoœæuczynienie
to wyp³acane jest z bud¿etu pañstwa, czyli za
niekompetencjê sêdziów p³acimy MY, podatnicy. W tym miejscu mo¿na przywo³aæ tylko sentencjê: w³adza wypacza, a w³adza absolutna
wypacza absolutnie.
64 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
Nale¿y te¿ pamiêtaæ, ¿e w Stanach Zjednoczonych Ameryki Pó³nocnej w³aœnie prasa informuje spo³eczeñstwo o sposobie i wynikach pracy
sêdziów i prokuratorów, aby obywatel w powszechnej kampanii wyborczej móg³ oddaæ swój
g³os na odpowiedniego kandydata do sprawowania funkcji sêdziego i prokuratora16.
Natomiast w Polsce Trybuna³ Konstytucyjny
w wydanym wyroku17 zaznaczy³, cyt: „Art. 213.
par. 2. (...) Kodeks karny (...) w czêœci obejmuj¹cej zwrot «s³u¿¹cy obronie spo³ecznie uzasadnionego interesu», gdy zarzut dotyczy postêpowania osób pe³ni¹cych funkcje publiczne, jest
niezgodny z art. 14 oraz art. 54 ust. 1 w zwi¹zku
z art. 31 ust. 3 konstytucji.”
I postawmy pytanie retoryczne: Dlaczego
w polskim systemie prawnym nie mo¿na
wprowadziæ kadencyjnoœci sêdziów i prokuratorów?
Szybko postêpuj¹ce ¿ycie wymusza wprowadzenie do prawa prasowego okreœlonych zmian
pozwalaj¹cych dziennikarzom nale¿ycie wywi¹zywaæ siê z ustawowych obowi¹zków. Obowi¹zuj¹cy w Polsce stan prawny wymaga nowelizacji. Prawo prasowe z 1984 r. (z póŸniejszymi
zmianami) nie zaspokaja w pe³ni sposobu informowania spo³eczeñstwa, utrzymuje rodem z minionej epoki ograniczenia w informowaniu spo³eczeñstwa.
Bior¹c pod uwagê ujawniane afery w strukturach pañstwa (czyt. wymiaru sprawiedliwoœci)
i bolesne z tego tytu³u skutki dla dziennikarzy18,
jest konieczne zapewnienie dziennikarzom odpowiednich os³on prawnych, je¿eli maj¹ nale¿ycie
wywi¹zywaæ siê z na³o¿onych zadañ.
O bardzo du¿ej spo³ecznej potrzebie wprowadzenia do prawa prasowego terminu „dziennikarstwo œledcze” œwiadczy równie¿ tekst opublikowany w czasopiœmie „Wprost”19 przedstawiaj¹cy skalê istniej¹cej kasty sêdziowsko-prokuratorskiej funkcjonuj¹cej ponad prawem. By³y rzecznik praw obywatelskich powiedzia³ m.in., cyt:
„...dosz³o do wielu, mniej lub bardziej spektakularnych przypadków dotycz¹cych (…) œrodowiska (…) sêdziowsko-prokuratorskiego, w którym
immunitet stanowi³ przeszkodê do œcigania karnego. Liczba takich przypadków uniemo¿liwia
traktowanie ich jako marginesu.”
NR 102–103/2011
W demokratycznym pañstwie podatnik ma
prawo wiedzieæ, w jaki sposób pracuj¹ i funkcjonuj¹ ludzie utrzymywani z bud¿etu pañstwa i bêd¹cy w s³u¿bie spo³eczeñstwa20, polskie prawo
natomiast nieoficjalnie wyklucza tak¹ mo¿liwoœæ. A przynajmniej bardzo skutecznie j¹
utrudnia, czyni¹c nawet niemo¿liw¹.
Rozwój ewolucyjno-socjologiczny spo³eczeñstw jest jednak niemo¿liwy do zatrzymania
i przyczynia siê do rozwoju nowego sposobu
myœlenia o socjologicznym znaczeniu dziennikarstwa. Wprowadza w ¿ycie now¹ metodê, która zwyczajowo nale¿a³a do organów œcigania
(œledztwo), przedstawia nowy sposób pojmowania dziennikarstwa w rozumieniu dzia³añ cz³owieka (dziennikarstwo œledcze jako neologizm),
ods³ania sposób gromadzenia i metody przekazywania informacji powstaj¹cej w drodze rozwoju
spo³eczeñstw (humanizm), oraz sposobie rozumienia kryteriów oceny tych dzia³añ (etyka
dziennikarska). Z socjologicznego punktu widzenia, nastêpuje proces nieuniknionego odchodzenia od dotychczasowego stereotypu powszechnie obowi¹zuj¹cego wœród prawników
analityków, którzy uwa¿aj¹, ¿e czynnoœci œledcze mog¹ byæ przeprowadzane tylko przez organa œcigania.
Dziennikarstwo œledcze w konstytucyjnym
znaczeniu tego pojêcia nie istnieje. Ale usi³uje
jednak znaleŸæ swoje miejsce w polskiej rzeczywistoœci regulowanej istniej¹cym stanem prawnym i mo¿liwoœciami, jakie on stwarza w stosunku do dziedziny informowania, która sensu stricto nie istnieje, a jest kultywowana.
Powstaj¹ca specjalizacja w dziennikarstwie
funkcjonuje na pograniczu: informowanie spo³eczeñstwa a praca organów œcigania. Nie mo¿e jednak zostaæ prawnie zabroniona, dlatego logiczne jest jej prawne usankcjonowanie, oznaczaj¹ce wprowadzenie do prawa prasowego nowego
terminu prawnego o nazwie: „dziennikarstwo
œledcze”. Ci¹g³y brak terminu „dziennikarstwo
œledcze” w ustawie „Prawo prasowe” oznacza
ograniczenia w przekazywaniu informacji spo³eczeñstwu. W tym miejscu dodaæ nale¿y, ¿e termin „dziennikarstwo œledcze” wprowadzony
zosta³ do nauki polskiej ju¿ w 2004 r. przez autora niniejszego artyku³u, rozpraw¹ doktorsk¹
pt. „Problematyka prawno-prasoznawcza tzw.
dziennikarstwa œledczego”21.
Tocz¹ce siê poœpiesznie ¿ycie znacznie wyprzedzi³o obowi¹zuj¹c¹ ustawê „Prawo prasowe”; dlatego autor niniejszego artyku³u
proponuje zmianê niektórych zapisów w obowi¹zuj¹cej ustawie „Prawo prasowe” i dodanie odpowiednich nowych zapisów, ³¹cznie
z wprowadzeniem terminu „dziennikarstwo
œledcze”, okreœleniem definicji i zasad jego
uprawiania oraz wyjaœnieniem wprowadzonego terminu i okreœleñ z nim zwi¹zanych.
Proponowane zmiany:
1. Dodaje siê art. 3b. maj¹cy treœæ: „W celu
opublikowania rekonstrukcji zdarzeñ z przesz³oœci prasa ma prawo stosowaæ metody przynale¿ne dziennikarstwu œledczemu.”
2. Dodaje siê art. 3c. maj¹cy treœæ: „Dziennikarz ma prawo prowadziæ swoje œledztwo dziennikarskie w celu opublikowania zebranego materia³u, równie¿ w czasie, kiedy organa œcigania
interesuj¹ siê t¹ sam¹ spraw¹.”
3. Dodaje siê art. 3d. maj¹cy treœæ: „Dziennikarz ma prawo zbieraæ materia³ prasowy z wykorzystywaniem urz¹dzeñ powstaj¹cych w wyniku
rozwoju postêpu technicznego oraz ukrytej kamery, a film i zdjêcia z ukrytej kamery mog¹
przedstawiaæ: pkt 1. rozpoznawaln¹ twarz i g³os
osoby, je¿eli osoba ta jest funkcjonariuszem publicznym, osob¹ pe³ni¹c¹ funkcje publiczne,
zw³aszcza polityczne, spo³eczne, zawodowe, pkt
2. – w pozosta³ych przypadkach przedstawiane
osoby maj¹ nierozpoznawaln¹ twarz i g³os”.
4. Dodaje siê art. 3e. maj¹cy treœæ: „Dziennikarz ma prawo prowadziæ swoje œledztwo dziennikarskie w celu opublikowania zebranego materia³u, równie¿ w odniesieniu do osób posiadaj¹cych immunitet, w tym równie¿ prokuratorów
i sêdziów.”
5. Dodaje siê art. 3d. maj¹cy treœæ: „Je¿eli
opublikowany materia³ na temat postêpowania
osób wymienionych w art. 3e. spowoduje roszczenia prawne przeciwko dziennikarzowi, to
dziennikarz ma prawo wybraæ województwo, na
terenie którego w s¹dzie rozpoznawane bêd¹ zarzucane mu roszczenia; i otrzyma równie¿ bezp³atn¹ obronê adwokack¹, je¿eli wska¿e wybra-
nego przez siebie adwokata. Z zaznaczeniem, ¿e
przepis dotyczy tylko spraw, które wytocz¹ osoby
maj¹ce immunitet.”
6. W art. 4. skreœla siê s³owa, cyt: „...w terminie 30 dni; w postêpowaniu przed s¹dem stosuje
siê odpowiednio przepisy o zaskar¿aniu do s¹du
decyzji administracyjnych.” Skreœlone s³owa zastêpuje siê s³owami: „w terminie trzech dni;
sprawê rozpoznaje s¹d administracyjny w postêpowaniu przyspieszonym, stosuj¹c odpowiednio
przepisy ordynacji wyborczej.”
7. Do art. 7. ust. 2. dodaje siê treœæ: „pkt 9.
dziennikarstwem œledczym jest prowadzenie
przez dziennikarza w³asnego œledztwa w celu rekonstrukcji danego zdarzenia z przesz³oœci
i przedstawienia pod os¹d publiczny w postaci
reporta¿u œledczego, pkt 10. reporta¿em œledczym jest opublikowanie rekonstrukcji zdarzeñ
z przesz³oœci w sposób ³¹cz¹cy ekspresywne
przedstawienie opisywanej sytuacji dla potrzeb
publicystycznych z typowymi elementami wykorzystywanymi przez organa œcigania w kryminalistyce, pkt 11. pras¹ elektroniczn¹ jest prasa,
której noœnikiem informacji nie jest papier, i wydawana jest w formie elektronicznej za pomoc¹
urz¹dzeñ powstaj¹cych w drodze postêpu technicznego, pkt 12. pras¹ papierow¹ jest prasa wydawana w formie tradycyjnej, której noœnikiem
informacji jest papier.”
8. Do art. 14. dodaje siê ust. 7. maj¹cy treœæ:
„Ka¿da wypowiedŸ dziennikarska jest podpisana: nazwiskiem lub pseudonimem, ust. 8. dziennikarz przedstawiaj¹cy czyny osoby bêd¹cej funkcjonariuszem publicznym lub osoby znanej publicznie z racji pe³nionej przez tê osobê dzia³alnoœci publicznej, ma prawo publikowaæ pe³ne nazwisko, wizerunek, g³os, tej osoby, ust. 9. dziennikarz przedstawiaj¹cy czyny osoby niespe³niaj¹cych warunków okreœlonych w ust. 8., ma prawo publikowaæ pe³ne imiê i pierwsz¹ literê nazwiska danej osoby”.
9. Do art. 15. ust. 2. dodaje siê pkt 2a. maj¹cy
brzmienie: „dziennikarza nie wolno przes³uchiwaæ
jako œwiadka co do faktów, o których dowiedzia³
siê w trakcie zbierania materia³ów prasowych;
a tajemnicê zawodow¹ dziennikarza, co do faktów,
o których dowiedzia³ siê w trakcie zbierania materia³ów prasowych, traktuje siê na równi z tajemni-
c¹ duchownego co do faktów, o których dowiedzia³
siê w trakcie s³uchania spowiedzi, pkt 2b. niezale¿nie od rodzaju tajemnicy dziennikarz nie podlega
ukaraniu, je¿eli opublikuje informacjê stanowi¹c¹
tajemnicê. Ukaraniu podlega osoba, która spowodowa³a, ¿e dziennikarz pozyska³ informacjê stanowi¹c¹ okreœlon¹ tajemnicê”.
10. Skreœlony zostaje art. 16. pp.
Proponowany zapis dotycz¹cy opublikowania
informacji stanowi¹cej tajemnicê jest identyczny
jak prawo stosowane w pañstwie demokratycznym,
którym s¹ niew¹tpliwie Stany Zjednoczone Ameryki Pó³nocnej, jest te¿ potwierdzeniem pañstwa
w pe³ni demokratycznego, bo podstawowym obowi¹zkiem dziennikarzy jest informowanie spo³eczeñstwa. W tym miejscu nale¿y zacytowaæ – Leonard Downie22, redaktor odpowiedzialny dziennika „Washington Post” powiedzia³: „W Ameryce,
jeœli ktoœ sk³ada przysiêgê jako pracownik rz¹du federalnego, ¿e bêdzie chroni³ tajemnicê pañstwow¹
– a ujawni rzeczywiœcie tajne informacje œrodkom
przekazu, zaœ one opublikuj¹ je – ten, kto ujawni tajemnicê podlega karze, natomiast media nie.”
11. W art. 20. w ust. 2. s³owa maj¹ce brzmienie: „...powinien zawieraæ zastêpuje siê s³owem
zawiera”.
12. Do art. 20. w ust. 2. dodaje siê pkt. 5. maj¹cy brzmienie: „okreœlenie, czy publikator wydawany bêdzie w wersji papierowej czy elektronicznej, czy jednoczeœnie w obu wersjach.”
13. W art. 22. s³owa maj¹ce brzmienie: „...mo¿e zawiesiæ...” zastêpuje siê s³owem: „zawiesi”.
14. Do art. 27. ust. 1. po s³owach, cyt: „...druków prasowych” nale¿y dodaæ s³owa – „i prasy
wydawanej w formie elektronicznej”, dalsza
czêœæ pozostaje bez zmian i ma brzmienie, cyt:
„...nale¿y w widocznym...”
15. Do art. 27. ust. 1. pkt 4. po s³owach, cyt:
„...dany druk prasowy”, po istniej¹cym przecinku dodaje siê s³owa – „lub imiê i nazwisko osoby dokonuj¹cej publikacji danego publikatora
w formie elektronicznej.”
16. Do art. 27. ust. 1. dodaje siê pkt 8. maj¹cy
brzmienie: „czêstotliwoœæ ukazywania siê prasy
wydawanej w formie elektronicznej.”
17. Do art. 32. ust. 1. po pkt 2. dodaje siê pkt
2a maj¹cy treœæ: „terminy dotycz¹ analogicznie
prasy elektronicznej.”
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 65
18. Do art. 32. ust. 5. za zwrotem, cyt: „Sprostowanie w drukach periodycznych...” dodaje siê
zwrot: „i prasie elektronicznej”, dalsza czêœæ
pozostaje bez zmian i ma brzmienie, cyt: „...powinno byæ...”
19. W art. 32. ust. 8. zostaje skreœlony, albowiem treœæ normy prawnej okreœlonej w art. 32.
ust. 8. pp. zaprzecza treœci normy prawnej okreœlonej art. 32. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej23.
Obecna treϾ normy prawnej art. 32. ust. 8.
oznacza, ¿e w demokratycznym pañstwie, jakim
jest Rzeczypospolita Polska, w³adza dla swoich
korzyœci materialnych i politycznych utrzymuje
zapis niezgodny z Konstytucj¹ RP, i bêd¹cy rodem bezpoœrednio z PRL.
20. W art. 34. ust. 1. w zwrocie, cyt: „...opublikowaæ nieodp³atnie...” skreœla siê zaprzeczenie
„nie” i pozostaje zwrot: „opublikowaæ odp³atnie”.
21. W art. 35. ust. 2. w zwrocie: „...opublikowaæ nieodp³atnie...” skreœla siê zaprzeczenie
„nie” i pozostaje zwrot: „opublikowaæ odp³atnie”.
Obecna treϾ normy prawnej art. 34. ust. 1.
i art. 35. ust. 2. oznacza, ¿e demokratycznym
pañstwie, jakim jest Rzeczypospolita Polska,
w³adza dla swoich korzyœci materialnych i politycznych utrzymuje zapis niezgodny z treœci¹
normy prawnej art. 32. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, obowi¹zuj¹cy zapis art. 34. ust. 1.
pp. i art. 35. ust. 2. pp. wywodzi siê bezpoœrednio z PRL; z czasów, w których wszystko by³o
pañstwowe. Obecnie w pañstwie demokratycznym o gospodarce rynkowej nikogo nie wolno
dyskryminowaæ, a zakaz dyskryminacji wynika
z art. 32. ust. 2. Konstytucji Rzeczypospolitej
Polskiej, art. 14. Europejskiej Konwencji Praw
Cz³owieka24, art. 2., art. 5., art. 26. Miêdzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych25.
22. Do art. 37. dodaje siê ust. 1. maj¹cy
brzmienie: „przestêpstwa zwi¹zane z publikacj¹ w
massmediach rozpoznaje siê w postêpowaniu przyspieszonym okreœlonym w ordynacji wyborczej.”
1 Dz.U. nr 78, poz. 483, rok 1997,
art.10.
2 Dz.U. nr 5, poz. 24, rok 1984
z póŸn. zm.
3 Dz.U. nr 5, poz. 24, rok 1984
z póŸn. zm., art.1., art. 10. ust. 1.
4 Ustawa z 12.04.2001 r., Dz.U.
nr 46 z 16.05.2001 r., poz. 499,
Rozdzia³ 11 (Kampania wyborcza),
art. 91 do 92.
5 Por. rozprawa doktorska R. Milewski, Problematyka prawno-prasoznawcza tzw. dziennikarstwa œledczego, Wydzia³ Dziennikarstwa
i Nauk Politycznych, Uniwersytetu
Warszawskiego, rok 2004. s. 195 i n.
6 Dz.U. nr 89. poz. 555. rok 1997
z póŸn. zm.
7 Dz.U. nr 61, poz. 284, rok 1993,
art. 10.
8 M. Maciejewski, Prawo mniej represyjne, „Forum Dziennikarzy”
nr 88/89/90, Wyd. Stowarzyszenie
Dziennikarzy Polskich, Warszawa
2008, s. 35–36.
9 Dz.U. nr 88. poz. 553. rok 1997,
z póŸn. zm.
66 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
23. W art. 37b. po s³owie, cyt: „...S¹d...” dodaje siê s³owo: „z urzêdu”, dalsza czêœæ, cyt: „...przekazuje w³aœciwemu...” pozostaje bez zmian.
24. Do art. 45. po s³owach, cyt: „...albo zawieszone...” stawia siê przecinek i dodaje s³owa:
„lub utrzymuje publikacje w prasie elektronicznej d³u¿ej ni¿ okreœlony jest czas we wniosku
o rejestracjê, reguluj¹cy czêstotliwoœæ ukazywania siê danego publikatora”.
25. W art. 52. po s³owach, cyt: „...podlegaj¹
rozpoznaniu przez s¹d” kropkê zastêpuje siê
przecinkiem i dodaje s³owa: „w postêpowaniu
przyspieszonym, stosuj¹c odpowiednio przepisy
ordynacji wyborczej.”
¯ycie wymusza wprowadzenie do prawa
prasowego okreœlonych zmian umo¿liwiaj¹cym dziennikarzom nale¿yte wywi¹zywanie
siê z na³o¿onych obowi¹zków. Ustawa „Prawo prasowe” w obecnym brzmieniu utrzymuje ograniczenia z minionej epoki PRL w zakresie informowania spo³eczeñstwa, jest niezgodna z Konstytucj¹ Rzeczypospolitej Polskiej i prawem miêdzynarodowym w zakresie
swobodnego przep³ywu informacji, a tym samym prawem ka¿dego do posiadania w³asnych pogl¹dów na podstawie pozyskiwanych
rzetelnych informacji.
Ustawê „Prawo prasowe” nale¿y niezw³ocznie znowelizowaæ, wykorzystuj¹c propozycje zaprezentowane w niniejszym tekœcie, jako zmiany najwa¿niejsze.
dr Ryszard Milewski
Autor obroni³ na Uniwersytecie Warszawskim rozprawê doktorsk¹ pt. „Problematyka
prawno-prasoznawcza tzw. dziennikarstwa
œledczego”, obecnie wspó³pracuje z Wy¿sz¹
Szko³¹ Jêzyków Obcych w Poznaniu i sprawuje funkcjê bieg³ego s¹dowego w zakresie:
dziennikarstwo œledcze, prawo prasowe, prawo autorskie, etyka dziennikarska, prawa
cz³owieka (UE).
10 Dz.U. nr 16. poz. 93. rok 1964
z póŸn. zm.
11 R. Milewski, Dziennikarstwo –
s³u¿ba spo³eczeñstwu i pañstwu.
„Forum Dziennikarzy” nr 88/89/90.
Wyd. Stowarzyszenie Dziennikarzy
Polskich, Warszawa 2008, s. 93 i n.
12 2005.09.27 wyrok s. apel. I
ACa 1443/03 LEX nr 177008
w Poznaniu.
13 R. Milewski, Dziennikarstwo
œledcze a prawa cz³owieka, „Forum
Dziennikarzy” nr 91/92, Wyd. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Warszawa 2009, s.102 i n.
14 Wyrok trybuna³u w Strasburgu,
26 kwietnia 1979, skarga nr 6538/74,
Sunday Times i inni przeciwko
Wielkiej Brytanii).
15 Wyrok trybuna³u w Strasburgu,
26 listopada 1991, skarga nr 13585/88,
Observer i Guardien przeciwko
Wielkiej Brytanii.
16 Por. rozprawa doktorska R. Milewski, Problematyka prawnoprasoznawcza tzw. dziennikarstwa
œledczego, Wydzia³ Dziennikarstwa
i Nauk Politycznych Uniwersytetu
Warszawskiego, rok 2004.
17 Wyrok trybuna³u Konstytucyjnego z 12 maja 2008 r. w sprawie
SK 43/05
18 M. Maciejewski, Prawo mniej
represyjne, „Forum Dziennikarzy”
nr 88/89/90. Wyd. Stowarzyszenie
Dziennikarzy Polskich, Warszawa
2008, s. 35–36.
19 T. P. Terlikowski, Sêdziowie ponad prawem, „Wprost” nr 20
z 18.05.2008, s. 1, 5 oraz 20–23.
20 Dz.U. nr 88. poz. 553. rok 1997,
z póŸn. zm. art. 115. par. 13.
21 Por. rozprawa doktorska R. Milewski, Problematyka prawnoprasoznawcza tzw. dziennikarstwa
œledczego, Wydzia³ Dziennikarstwa
i Nauk Politycznych Uniwersytetu
Warszawskiego, rok 2004.
22 H. Burell, Wolna prasa, Wyd.
Agencja Informacyjna Stanów Zjednoczonych, s. 24.
23 Dz.U. nr 78, poz. 483, rok 1997.
24 Dz.U. nr 61, poz. 284, rok 1993.
25 Dz.U. nr 38. poz. 167. rok 1973.
Zagranica
Światowy Kongres Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy
(FIJ), Hiszpania, Kadyks, maj 2010
Elizabeth Costa sekretarzem generalnym FIJ
Moskwa, Berlin i Kadyks to miejsca ostatnich kongresów Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy. 23 marca br. wybrała ona
nowego, a właściwie nową sekretarz generalną FIJ – Brazylijkę Elizabeth Costa, która była działaczką FIJ w Ameryce Południowej,
a ponad 20 lat pracowała jako dziennikarka telewizyjna w Rio de Janeiro i Sao Paulo.
Elisabeth Costa z Brazylii została pierwszą kobietą wybraną na
sekretarza generalnego Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy
(FIJ/IFJ).
Elisabeth Costa była szefową brazylijskiego oddziału International Federation of Journalists oraz członkiem Komitetu Wykonawczego FIJ/IFJ w latach 2001–2004. Ponad 20 lat pracowała
jako dziennikarka telewizyjna w Rio de Janeiro i Sao Paulo.
Nowa sekretarz generalna, wybrana z dość licznego grona
kandydatów, „przesłuchiwanych” w marcu w Brukseli, powie-
działa po wyborze, że z optymizmem patrzy w przyszłość i liczy
na mocniejszy głos organizacji jako „globalny głos dziennikarzy”.
Jim Boumelha, prezydent FIJ/IFJ podkreślił, że Costa była najlepszą kandydatką i cieszy się z tego wyboru. – Globalne dziennikarstwo jest w dobrych rękach – powiedział.
Do Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy należą organizacje ze 125 krajów, skupiające ponad 600 000 członków.
Przez 24 lata sekretarzem generalnym FIJ był Aidan Wihite.
Wybór ogłoszono w Brukseli 23 marca br.
GRATULUJEMY I LICZYMY NA DOBR¥ WSPÓ£PRACÊ Z AKTYWNYM ZAWSZE
STOWARZYSZENIEM DZIENNIKARZY POLSKICH.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 67
Moja Kuba
– tydzień bezczelności
i strachu
Wiesław Łuka
Podchodzisz do powitalnej odprawy
paszportowej na lotnisku w Hawanie.
Funkcjonariuszka o twarzy Sfinksa nakazuje ci jêzykiem migowym z kabiny
odsun¹æ siê od szyby, zdj¹æ czapkê bejsbolówkê, przeciws³oneczne okulary,
przesun¹æ siê w prawo… jeszcze troszkê
w prawo, troszkê do szyby… ju¿ chyba
dobrze; prawie niedostrzegalny uœmiech
na ³adnej, czekoladowej twarzy Afrokubanki.
Spogl¹da w górê na ukos i dopiero
w tym momencie zauwa¿asz, ¿e jesteœ
w zasiêgu kamery umieszczonej w bombkowatym pude³ku. Porównywanie zdjêcia w paszporcie z twoim obrazem w monitorze, którego nie widzisz, oraz z tob¹,
spoconym, za szyb¹, zajmuje funkcjonariuszce stra¿y granicznej oko³o trzech,
czterech minut (parê dni wczeœniej, w Mexico City i Cancun nie by³o kamery, ustawieñ na prawo, lewo i dalej od szyby, porównywania zdjêæ; odprawy trwa³y kilkanaœcie sekund). Znalaz³eœ siê na socjalistycznej Kubie.
Brakujące peso
W hali przylotów w kantorze wymieniam
euro na peso convertible; za euro dostajê
1,2 peso (za dolara 0,82). Na pocz¹tek wymieniam 100. Powinienem otrzymaæ 120 peso. Liczê, coœ mi siê nie zgadza. Liczê raz jeszcze, jestem coraz bardziej spocony. Nie
mylê siê, otrzyma³em 91 peso i paragon. Bystra kasjerka zauwa¿y³a, ¿e liczê. Natychmiast wystuka³a coœ na komputerze i za moment, bez s³owa wyp³aca mi brakuj¹ce peso
oraz wydruk dodatkowego paragonu. Czy
siê pomyli³a, czy chcia³a spoconego turystê
or¿n¹æ na dzieñ dobry? Za mn¹ ju¿ doœæ d³uga kolejka. Potem dowiadujê siê, ¿e dwie
osoby z naszej, 24-osobowej grupy lekkomyœlnie odesz³y od okienek bez sprawdzenia otrzymanej kwoty; by³y stratne na ³¹czn¹
sumê 25 peso (przeciêtna miesiêczna pensja
liczona w kubañskiej walucie wymienialnej
– convertible wynosi 12 peso, a w walucie
narodowej oko³o 300 peso nationale).
Oferta amatorów rumu
Dziœ wieczorem jednak nie wchodzê na
obiadokolacjê do ekskluzywnej podobno restauracji w starej dzielnicy Hawany. Chwilê
wczeœniej chcia³em wejœæ. Pokona³em ju¿
z grup¹ trzy „bramki” – pierwsz¹ przy ulicy,
drug¹ na koñcu mrocznego, pachn¹cego piwniczn¹ pleœni¹ korytarza, trzeci¹ na piêtrze, przed drzwiami przyciemnionej sali; na
bramkach m³odzieñcy o wzroœcie i budowie
koszykarzy z NBA. Zawróci³em jednak, bo
kolejny raz coœ mnie „œcisnê³o” w ¿o³¹dku.
Biegunka na tle nerwicowym?
Z pani¹ El¿biet¹ oraz z imiennikiem Wies³awem wyszed³em na ulicê, gdzie atmosfera jak w saunie z domieszk¹ zapachu koñskiego potu; Wies³aw upiera³ siê, ¿e moczu.
XIX-wieczny pałac Anglika, który zrobił majątek
na trzcinie cukrowej.
T³umy na brudnych chodnikach, niedaleko
Capitolu; centrum stolicy. El¿bieta (d³ugie
blond w³osy, dziœ bia³a, koronkowa kreacja,
sznury czerwonych korali, czerwona torebka, czerwony kapelusz, czerwona szminka,
czerwone pantofelki) odpiera dwukrotne,
nienachalne zaczepki du¿o m³odszych afrohawañczyków.
Ja nawet nie staram siê odeprzeæ delikatnej zaczepki „czekoladowej” trzydziestolatki z maleñstwem na rêkach; prosi³a o ja³mu¿nê, dosta³a dolara. Za chwilê wyzna³a
po angielsku, ¿e sz³a za nami od drzwi restauracji. Poinformowa³a te¿, ¿e to lokal nie
dla „normalnych” Kubañczyków, ale turystów i „tych z tajnej policji”. Dolar ucieszy³
j¹, choæ nie tak bardzo; bêdzie mia³a trudnoœci z jego wymian¹ na peso convertible.
W banku zapytaj¹ j¹, sk¹d ma „wrog¹, amerykañsk¹ walutê” – zacytowa³a urzêdow¹
opiniê. Bêdzie musia³a podpisaæ oœwiadczenie, ¿e nie wspó³pracuje z wywiadem amerykañskim.
Stoimy przed pustym, marnie oœwietlonym sklepem z dziesi¹tkami butelek s³ynnego rumu Havana Club i niczym wiêcej.
Podchodzi do nas dwóch ciemnoskórych
i proponuje, by im kupiæ flaszkê trunku za
11,90 convertible. Oni za to poka¿¹ nam
s³ynny nadatlantycki bulwar Malecon, gdzie
razem wypijemy rum. Jeszcze nie zd¹¿yliœmy im podziêkowaæ za ofertê, gdy „spod
ziemi” wyros³o dwóch stra¿ników rewolucji. Zapytali, czy nasza trójka jest w Hawanie prywatnie, czy mo¿e zgubiliœmy siê
w mieœcie, w jakim hotelu mieszkamy; ci
dwaj amatorzy rumu momentalnie zniknêli.
Pół kurczaka z fasolą
Niemiłosierny upał w Trynidadzie – a oni delektują się cieniem.
68 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Ku naszemu zaskoczeniu w Cienfuegos –
Mieœcie Kopu³ (okreœlenie z przewodników)
– Veronica, nasza kubañska przewodniczka,
wprowadza nas do sklepu, gdzie miejscowi
realizuj¹ przydzia³y kartkowe podstawowych produktów. Przydzia³y na ka¿dy miesi¹c s¹ zapisane w ca³orocznej ksi¹¿eczce
z wyszczególnieniem dnia i miejsca zakupu.
Niektórzy z grupy namiêtnie fotografuj¹
ksi¹¿eczki i tablicê z wypisanymi kred¹ towarami i cenami w peso nationale. Nasze
sklepy („puste haki i ocet na pó³kach…”)
z najgorszych czasów stanu wojennego
w porównaniu z tym, co widzimy, to by³o
eldorado. Obywatelowi Kuby przys³uguje
m.in. pó³ kilograma kurczaka miesiêcznie
i pó³tora kilograma fasoli. Nie przys³uguje
mu mleko, jeœli ju¿ skoñczy³ siedem lat, a jeszcze nie skoñczy³ lat siedemdziesi¹t piêæ.
Ju¿ w autokarze Veronica nie potrafi³a
(nie chcia³a?) odpowiedzieæ na pytanie Irenki (pediatry), czy mleko przys³uguje ciê¿arnej kobiecie. Nie wiedzia³a te¿, dlaczego s¹
trudnoœci rynkowe z tym produktem, choæ
za oknami autokaru widzimy doϾ liczne
stada krów pas¹cych siê na ¿yznych, pogrodzonych pastwiskach. Do kogo te krowy nale¿¹ i czy s¹ dojone? – te¿ nie wiedzia³a.
Gdy wysypa³ siê worek z tzw. trudnymi pytaniami – przewodniczka poprosi³a pilotkê,
Jolê Rogalsk¹, by nasze pytania zadawa³a
jej po angielsku, bo kierowca autokaru nie
zna tego jêzyka i ona poczuje siê swobodniejsza.
Trzaski w telefonie
Wysiadamy z dobrze klimatyzowanego
pojazdu w urokliwym zau³ku, wybrukowanym wiêkszymi kamieniami ni¿ polskie
„kocie ³by”. To Trynidad – Pomnik Narodo-
chwilê w lokaliku Canchanchara, zgodnie
z planem wycieczki, dostaniemy po narodowym drinku – aguardiente (70% mocy)
z wod¹, miodem i cytryn¹.
Proponujê pójœæ w boczn¹ uliczkê, bo
w jej niedalekim koñcu zauwa¿am wiekowy
pomnik, za nim koœció³ek. Ktoœ z nas prosi
o pó³godzinny czas wolny; pochodzimy sobie sami po sklepach z pami¹tkami (ceny
wy³¹cznie w peso convertible). Veronica odradza, bo w planie nie ma czasu wolnego…
Ktoœ przy drinku w Canchanchara opowiada
historiê z wycieczki innej grupy sprzed roku,
w³aœnie w Trinidadzie. Tamci, niepos³uszni
Polacy, samorzutnie skrêcili w jak¹œ uliczkê.
Po kilkudziesiêciu krokach dwóch funkcjonariuszy ich zawróci³o i przestrzeg³o, ¿e tam,
dok¹d oni chc¹ iœæ, mo¿e byæ niebezpiecznie
nawet w bia³y dzieñ. Wywi¹za³a siê sprzeczka. Przewodnik tamtej grupy, Ignatio, doœæ
szybko straci³ pracê, bo „nie dope³ni³ swoich
obowi¹zków”. Sk¹d to wiemy? – z opowieœci pewnej gdañszczanki, która rok temu tu
by³a. Ignatio przypad³ jej do gustu, z wzajemnoœci¹ zreszt¹. Gdañszczanka utrzymuje
z nim kontakt i szuka sposobnoœci sprowadzenia Kubañczyka do Europy. Bardzo rzadko próbuje rozmawiaæ z nim przez telefon
komórkowy z powodu dokuczliwych zak³óceñ na ³¹czach. O zak³óceniach mówi¹ tak¿e
teraz nasi z grupy.
Nie min¹³ kwadrans, zauwa¿am na zabytkowym murze, przy drzwiach, kilka wywieszonych obrazów olejnych. Jeden z nich –
fragment architektury z pn¹c¹ siê po œcianie
roœlin¹, utrzymany w sepiowej tonacji –
wpada mi w oko; to nie jest „odpustowe ma-
sem podaje cenê „dzie³ka”; spodziewa³em
siê kwoty dwa, trzy razy wy¿szej... Proszê
o zawiniêcie obrazu – k³opot, artysta nie ma
papieru i taœmy. Wybiega, wraca z gazet¹,
przeprasza, wyznaje, ¿e nie spodziewa³ siê
handlu; od trzech miesiêcy ma pierwsz¹
W sklepie z cygarami i rumem Hawana, ale wzrok
przyciąga ekspedientka.
transakcjê. Przed drzwiami galerii ju¿ czeka
na mnie dwóch nieoczekiwanych m³odzieñców. Jeden z nich z uœmiechem na ustach radzi po angielsku, ¿eby siê poœpieszyæ, bo
grupa ju¿ daleko odesz³a.
Wieczorem dowiadujemy siê, ¿e ulice
i miejsca w przewidzianych do zwiedzania
miastach s¹ centralnie wyznaczane w stolicy, a w terenie s¹ monitorowane przez
„stra¿ników rewolucji”.
Śledzą i donoszą
Jedna hawanka za pocałunek dostała dolara, podbiegła druga i też chciała.
wy Kuby (okreœlenie z przewodników) –
miasto wpisane na listê Œwiatowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Co kilkadziesi¹t
metrów kawiarenki z podcieniami, palmami
i z kwintetami muzycznymi. One nawet ogniste samby graj¹ tu na „æwieræ gazu”. Puste
stoliki. Turyœci boj¹ siê „mokrego ¿aru”
z nieba (35 st. C , 75% wilgotnoœci) – ¿artuje Veronica i zapewnia, ¿e wieczorem te
miejsca siê o¿ywi¹. Idziemy d³ug¹ ulic¹, za
larstwo”. Przystajê. Za moment jeden
z dwóch ma³olatów poci¹ga mnie za ³okieæ... prosi po angielsku o... euro. Dajê mu dolara, drugi tak¿e chce banknocik; nie jestem
taki hojny. Z czterdziestu piêciu jednodolarówek, przeznaczonych na napiwki, zosta³o
mi ju¿ tylko piêæ. W œrodku skromnie urz¹dzonej galerii wybieram kompozycjê, która
powoduje „sympatyczny trzepot motylka
w ¿o³¹dku”. Autor obrazów nieœmia³ym g³o-
Na pla¿y hotelu Brisa (jedna doba all inclusive) kupujê od ratownika egzotyczn¹
muszlê wielkoœci arbuza. S³yszê od pilotki
Joli przestrogê, ¿e mog¹ mi j¹ zarekwirowaæ
na lotnisku w Hawanie lub nawet w Warszawie. Niepokojê siê, jednak nie na tyle, by jutro rano nie kupiæ jeszcze innej w kszta³cie
i kolorze muszli (nie zaryzykujesz? nie bêdziesz mia³ muszli!). Mam muszle i gawêdzê z ratownikiem, którego ¿ona jest kelnerk¹ w jednym z barów hotelowych. Zauwa¿am bystrze, z niewielk¹ domieszk¹ bezczelnoœci, ¿e w tej sytuacji ratownik Alejandro i kelnerka Iris nie musz¹ siê obywaæ
dwiema po³ówkami kurczaka na miesi¹c.
Domyœlam siê g³oœno, ¿e po wczorajszym
dniu Alejandro móg³ zjeœæ wieczorem kilka
kawa³ków pieczonego indyka. T³umaczê
wprost: tak¹ szansê mia³by m¹¿ polskiej kelnerki, nawet w czasach polskiego realnego
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 69
socjalizmu. Ratownik siê zadziwia: „to
u was w Polsce ju¿ nie ma komunizmu?”…
Zapewniam, ¿e równie¿ w Rosji go nie ma.
Wyjaœnienie przyjmuje w milczeniu. Za
moment informuje, ¿e kelnerzy w Brisie
i wszystkich innych hotelach Kuby nie maj¹
prawa w trakcie pracy nawet spróbowaæ tego, co serwuj¹ goœciom. Œledz¹ ich kamery
i œledz¹ siê nawzajem; niestety, równie¿ donosz¹ na siebie; podobnie kucharze. Maj¹
swoje posi³ki (inne menu) na zapleczu w wyznaczonych godzinach. Lepiej ma obs³uga
pokoi hotelowych, bo czasami ktoœ z goœci
coœ przyniesie do pokoju i zostawi z proœb¹
o poczêstowanie siê. Goœæ jest do tego zachêcony liœcikami z ¿yczeniami mi³ego dnia,
które sprz¹taczki zostawiaj¹ na pos³anych
³ó¿kach, udekorowanych wymyœlnymi serduszkami, ca³uj¹cymi siê ptaszkami, u³o¿onymi fantazyjnie z rêczników i poduszek.
Ratownik to wie, bo jego siostra pracuje jako
sprz¹taczka i doœæ czêsto dostaje prezenciki,
na przyk³ad reklamowe d³ugopisy.
telu Playa de Oro, nale¿¹cym do sieci Mercure. W ogromnej restauracji trzy posi³ki
podstawowe, w kilku innych barach bez ograniczeñ dania specjalne do póŸnych godzin nocnych; napoje ³agodne i mocne trunki tak¿e bez ograniczeñ. Nieustannie myœlê
o przydzia³owej po³ówce kurczaka (o innych rodzajach miêsa nie ma œladu w ksi¹¿eczkach) na miesi¹c i braku mleka na kartki. Nawet sztuczne zêby mnie bol¹, gdy je
zanurzam w indyku prosto z pieca, dziesi¹tkach innych dañ miêsnych i wegetariañskich, w barwnych tortach i lodach w kilkunastu smakach.
Przejedzony i przepity, szukam strawy
duchowej w œrodkach masowej komunikacji. W telewizji mam do wyboru trzy kana³y, ka¿dy ze œnie¿yc¹ na ekranie – muzyka
powa¿na, muzyka latynoamerykañska, filmy i publicystyka o rewolucji. Wiêcej w niej
zdjêæ historycznych z Che Guevar¹ i m³odym Fidelem Castro ni¿ wspó³czesnych ze
schorowanym Fidelem i jego bratem Rau-
Czekają na dwupasmówce na transport, ale nie wiedzą, czy i kiedy nadejdzie.
Alejandro coraz œmielszy w rozmowie
na pla¿y. Bez wiêkszych oporów przyj¹³
prezencik w postaci porcji kie³basy – suchej krakowskiej, pró¿niowo zafoliowanej
w zak³adach nad Wis³¹. Przywioz³em j¹
z Warszawy (chyba w obawie, ¿e tu bêdzie
na pewno nie ch³odno, ale mo¿e g³odno)
i mam gest. Ratownik proponuje: za kilka
godzin zdobêdzie mi trzeci¹ muszlê, ale
chcia³by, abym mu sprezentowa³ T-shirta,
który „mo¿e byæ nawet przepocony”. ¯ona
mu go upierze – zapewnia. Za godzinê dostaje polo i T-shirta z amerykañsk¹ flag¹
na metce. Mówi, ¿e ¿ona wytnie mu tê flagê z widocznego miejsca i przyszyje „od
œrodka”. Dodaje, ¿e nie jest wrogiem Ameryki, tylko… ofiar¹… Nie pytam – czyj¹
ofiar¹? – by nie zwiêkszaæ swojej dawki
bezczelnoœci, zaœ u niego dawki strachu.
Postrzępiony Che
W kurorcie Varadero woda w Atlantyku
o czystoœci i kolorze szlachetnego turkusa.
Kraby wielkoœci piêœci atlety noc¹ spaceruj¹
na wysokich nó¿kach po z³ocistym piasku.
Dwie doby odpoczynku (all inclusive) w ho-
70 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
lem; raz pojawi³ siê przyjaciel Fidela, Chavez z Wenezueli. Programy informacyjne:
obchody rocznic z wydarzeñ rewolucyjnych, aresztowanie (ale nie dzisiejsze czy
wczorajsze) „szpiegów i terrorystów” amerykañskich, przymusowa praca uczniów
szkó³ œrednich na plantacjach owoców
i trzciny cukrowej w ramach procesu wychowawczo-edukacyjnego. (Przy szosie
miêdzy Trynidadem a Varadero widzieliœmy bliŸniaczo podobne szkolne budynki –
to liczne oœrodki tej kilkutygodniowej, corocznej pracy m³odzie¿y).
Szukamy w Playa de Oro kiosku z gazetami – nie znajdujemy (w odwiedzanych
miastach, ³¹cznie z Hawan¹, te¿ ich nie ma).
Na jedynym stojaku w holu g³ównym liczne
egzemplarze pism, w tym tak¿e postrzêpionych, g³ównie ze zdjêciami Che na ok³adkach. Proszê w recepcji o najœwie¿szy numer gazety codziennej, np. sztandarowej
„Grammy”. Recepcjonista radzi, by przyjœæ
za godzinê, bo „kole¿anka od prasy jest
w tej chwili u lekarza”. Przychodzê za godzinê, s³yszê od innego recepcjonisty, by
„przyjœæ jutro, bo kole¿anka od prasy musia³a jechaæ do miasta, do lekarza”. Mówiê, ¿e
NR 102–103/2011
jutro wyje¿d¿am do Hawany, a wieczorem
odlatujê do Europy. S³yszê: „w stolicy jest
du¿o œwie¿ej prasy”. Nie znaleŸliœmy jej
w stolicy. Dostêpu do internetu te¿ nie ma.
Gdy o niego poprosi³em w hotelu Brisa
w Trynidadzie, us³ysza³em: „z powodu blokady amerykañskiej Kuba nie ma kabla do
sieci”.
Manipulacje
Niedowierzanie pierwszego sekretarza
ambasady kubañskiej w Warszawie, Roberta E. Marrero Moralesa, ¿e nikt z nas nie widzia³ na ulicach i w hotelach kiosków z pras¹, ¿e programy informacyjne w telewizji s¹
zamkniête dla œwiata (mo¿e z wyj¹tkiem
Wenezueli), ¿e w telefonach komórkowych
(od trzech lat funkcjonuj¹, ale na ich posiadanie trzeba mieæ pozwolenie) trzeszczy, co
budzi niedobre podejrzenia, ¿e dostêpu do
internetu brak.
Nie wywo³ujê przed sekretarzem dy¿urnych hase³: „wiêŸniowie polityczni” i „swobody obywatelskie”. Unikam wielkiej polityki. Ale towarzysz Morales jej nie unika.
Zapewnia: prasa miêdzynarodowa, g³ównie
amerykañska, manipuluje wiadomoœciami
o „tak zwanych wiêŸniach politycznych,
g³ównie dziennikarzach”. Okaza³o siê – informuje – ¿e na przyk³ad piêædziesiêciu
uwiêzionych Kubañczyków sprzed kilkunastu laty, za amerykañskie pieni¹dze Ÿle pisa³o o ojczyŸnie i ¿e oni nigdy nie studiowali
dziennikarstwa, co udowodni³ s¹d. Jeden
z wiêŸniów oskar¿y³ w³adze, ¿e kalectwa
nabawi³ siê w wyniku wiêziennych tortur
i musia³ poruszaæ siê na wózku, zaœ w rzeczywistoœci, gdy sam by³ w celi, wstawa³
z wózka i wykonywa³ skomplikowane æwiczenia gimnastyczne, co zarejestrowa³a
ukryta kamera.
Sekretarz przypomina sobie i wymienia
adresy w Hawanie, gdzie stoj¹ kioski z gazetami, a za chwilê prosi, by to pytanie i kilka
innych sformu³owaæ na piœmie; na wyczerpuj¹c¹ odpowiedŸ bêdê czeka³ nie d³u¿ej ni¿
tydzieñ. Prosi, by koniecznie napisaæ o „piêciu bohaterach kubañskich”, którzy, z³apani
i oskar¿eni w USA o szpiegostwo i terroryzm, od lat przebywaj¹ tam w wiêzieniach.
Uwa¿a równie¿, ¿e wroga Kubie prasa œwiatowa podaje k³amliwe i szkaluj¹ce informacje o strze¿eniu przez tajn¹ milicjê tras i ulic
wyznaczonych dla turystów do zwiedzania.
Informuje: „osobiœcie znam jednego Greka,
który oficjalnie stwierdzi³, ¿e na Kubie ka¿dy turysta mo¿e jeŸdziæ i chodziæ, gdzie
chce”. Jeœli zaœ mówimy o braku internetu,
to powinniœmy pamiêtaæ, ¿e za brak kabli do
sieci winna jest blokada amerykañska.
Podchodzisz do po¿egnalnej odprawy
paszportowej – …funkcjonariuszka
o twarzy Sfinksa… itd.
Wiesław Łuka
Jedną bramą
do piekła
i… nieba
Piotr Jasina
Szlak Św. Wawrzyńca
Jego twórcy nazwali go ósmym cudem œwiata. Aby jednak tego cudu doœwiadczyæ, najpierw trzeba przekroczyæ bramê do piek³a – mówi¹ marynarze. A ci, którzy
znaj¹ ów szlak, dodaj¹, ¿e ten most siê przeobra¿a – kiedy opuszczaj¹ St. Lawrence Seaway.
Nasz szlak zacz¹³ siê ju¿ w holenderskim porcie IJmuiden, gdzie na Isadore, nale¿¹c¹ do Polskiej ¯eglugi Morskiej, za³adowano zwoje blachy, prawie 22 tys. ton. Dla
amerykañskich fabryk samochodowych. Zostan¹ wy³adowane w portach: Cleveland nad Jeziorem Erie (w jêzyku Irokezów – „d³ugi ogon”) oraz Burns Harbor nieopodal Chicago, nad
Jeziorem Michigan (w jêzyku Indian Ojiwba – „wielka woda”).
Piotr Jasina
Dziennikarz, publicysta:
„Głos Szczeciński”,
Wydawca Media Regionalne
Sp. z o.o. AS.:
Urodził się 23.09.1965 roku
w Sławnie. Wykształcenie:
1985 Technikum Melioracji
Wodnych w Sławnie, 1992
UG, Wydział Humanistyczny
mgr filologii pol., studia
podyplomowe w Wyższej
Szkole Zarządzania w Szczecinie z zakresu marketingu i
zarządzania. Od 1992 dziennikarz „Głosu Szczecińskiego”, kolejno w dziale społ., miejskim, depesz, od 1995
w sekretariacie redakcji, dziale miejskim, dziale dodatków, dziale informacji, od 2006 dziennikarz „Głosu
Dziennika Pomorza”, red. newsroomu i Strefy Biznesu.
Reporter – tematyka gospodarcza. Należy do SDP,
od 2001 r. prezes oddziału w Szczecinie; Motoklub
Dziennikarzy Zachodniopomorskich, Stowarzyszenie
Publicystów Morskich. Hobby: sport, filozofia.
e-mail: [email protected].
Do pokonania ocean. Ale dla marynarzy Atlantyk, nawet
sztormowy, to nic nowego.
– Do wszystkiego idzie siê przyzwyczaiæ – pociesza³ bosman
Janusz M³ynarczyk. Odbywa³ swój 49 rejs, ja – pierwszy.
Najpierw do piekła
Dla tych, którzy znaj¹ ju¿ Szlak Œw. Wawrzyñca – punktem zwrotnym by³ Montreal, po³o¿ony tu¿ przed wejœciem
na Wielkie Jeziora Amerykañskie, i w³aœnie most. Brama do
piek³a – tak go nazywaj¹ marynarze.
– Dlaczego?
– Pop³yniesz, zobaczysz – odpar³ mi Rafa³ Pe³szyk, chief
oficer na Isadorze. Do portów Wielkich Jezior na statkach
P¯M p³ywa od 7 lat.
Posuwaliœmy siê w górê rzeki Œw. Wawrzyñca (St. Lawrence River), zmierzaj¹c nieuchronnie do feralnego miejsca. Jest!
Pojawi³ siê most. Stawa³ siê coraz wiêkszy. Przep³ynêliœmy
Most: niebiański albo piekielny. Zależy, w którą stronę płynie statek. pod nim, przekroczyliœmy piekieln¹ bramê. Co dalej? Kana³.
Zamajaczyła pierwsza śluza.
– St. Lambert Lock – poinformowa³ Wojciech ¯ywucki,
trzeci oficer. Mia³ wachtê na mostku kapitañskim. – Ju¿ zapomnij o odpoczynku.
Isadora bardzo powoli wsuwa³a siê do œrodka. Na mostku
s³ychaæ tylko komendy pilota, kapitana, chiefa. Cumowanie.
Œluza zaczê³a szybko wype³niaæ siê wod¹, unosz¹c niby ³upinkê orzecha, statek wa¿¹cy ponad 30 tys. ton.
Pop³ynêliœmy dalej. Ale ju¿ 5 metrów wy¿ej nad poziomem morza. Po godzinie dotarliœmy do kolejnej. Œluza
o wdziêcznej nazwie St. Catherine, unios³a nas o ponad
10 metrów.
Potem Lower i Upper Beauharnois. S¹ blisko siebie. Na
Welland Canal – po jego śluzach statki oceaniczne, jak po schodach, wspinają się na kolejne piętra jezior i portów. Nocą jest ka¿dej masowiec windowany by³ do góry po kilkanaœcie
tu piękne, ale kapitanowie wolą wprowadzać wielkie statki na metrów. Na Snell Lock nawet 14 metrów.
I tak siedem œluz po kolei, w 18 godzin.
ogromne jeziora w dzień.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 71
Trudny szlak
– Szlak jest po prostu trudny nawigacyjnie – wyjaœnia
chief. – Œluzy s¹ bardzo w¹skie, manewrowanie wymaga
precyzji, za ka¿dym razem rzucanie cum, naci¹ganie lin, by
statek stabilnie utrzymywa³ pozycjê. Zwalnianie cum, zwijanie lin. Wszystko wymaga koordynacji pilota, kapitana, oficerów, mechaników, marynarzy na dziobie i rufie.
A Isadora nie u³atwia. Zbudowana specjalnie na Szlak
Wielkich Jezior, zajmuje niemal ca³¹ œluzê. Ma 200 metrów
d³ugoœci i 23,6 m szerokoœci. Od burt do œcian z ka¿dej strony jest zaledwie po kilkanaœcie centymetrów. Bardzo ciasno.
Maszyny te¿ dostaj¹ po garach.
– Mechanicy ca³y czas musz¹ byæ czujni – przyznaje Zbigniew Anastaziak, starszy mechanik. – Silniki, agregaty s¹
bardzo obci¹¿ane. Przed wejœciem i w samej œluzie wykonuje siê przecie¿ mnóstwo manewrów.
Welland Canal – tylko nie nocą
zwykle w Quebecu dosypujemy zbo¿a do ³adowni. I znowu
rzek¹ Œw. Wawrzyñca, ale ju¿ w kierunku Atlantyku. W kierunku normalnego snu.
Ósmy cud świata
Podejrzewam, ¿e El¿bieta II, królowa Wielkiej Brytanii
i Kanady oraz Dwight Eisenhower, prezydent Stanów Zjednoczonych, byli dalecy od tych marynarskich dylematów,
kiedy w czerwcu 1959 roku uroczyœcie obwieœcili koniec
budowy The Great Lakes St. Lawrence Seaway System. Powsta³ jeden z najwa¿niejszych szlaków ¿eglugowych na
œwiecie, uznawany za ósmy cud œwiata. Rzek¹ Œw. Wawrzyñca, systemem kana³ów i œluz po³¹czy³ piêæ wielkich jezior znajduj¹cych siê na ró¿nych wysokoœciach. Ostatnie na
tym szlaku, Jezioro Superior z portem Duluth, znajduje siê ponad 183 m n.p.m. Warto dodaæ, ¿e te jeziora to najwiêkszy akwen s³odkiej wody – zawiera 22 proc. œwiatowych zasobów.
Pomiêdzy Montrealem a jeziorem Ontario znajduje siê
7 œluz – 5 kanadyjskich i 2 amerykañskie. Kana³ Wellanda
Po siódmej œluzie – kierunek Jezioro Ontario (w jêzyku
Irokezów – „d³ugi ogon”, 75 m n.pm.). A potem Welland
Canal.
To system 8 œluz. £¹cz¹ Jezioro Ontario (w jêzyku Huronów „wielkie jezioro”) z Jeziorem Erie („d³ugi ogon” w jêzyku Irokezów). Erie le¿y ju¿ na wysokoœci 174 m n.p.m.
Wy¿ej jest tylko Superior (w t³umaczeniu Jezioro Górne).
Znajduje siê 183,5 m n.p.m. Ostatnia œluza, St. Marie, ³¹czy
je z Jeziorem Huron (od nazwy plemienia).
Kapitan Isadory, Stanis³aw Sobol, na jeziora p³ywa od
10 lat.
– Co jest najgorsze na St. Lawrence Seaway? – pyta retorycznie. – Trafiæ na Welland Canal noc¹. To s¹ bardzo trudne œluzy, a w dzieñ jest zawsze ³atwiej manewrowaæ statkiem.
Wyspy, wyspy – Bajeczna kraina wysp tuż przed jeziorem Ontario.
Kapitan chyba zakl¹³ rzeczywistoœæ. Problem z cylindrem Bajeczne są też ceny, ponoć za 1 m kw. Płaci się tu tysiące dolana Jeziorze Ontario, dwie i pó³ godziny dryfowania. Na pier- rów. Dla marynarzy to chwila wytchnienia przed Welland Canal.
wsz¹ œluzê Welland Canal trafiliœmy przed pó³noc¹.
Osiem potê¿nych œluz miêdzy portami Weller i Colborne. tworzy 8 œluz kanadyjskich. Ostatnia œluza, amerykañska,
W ka¿dej Isadora unosi³a siê po 14, 15 metrów. W tym ³¹czy jeziora Huron i Superior. Szlak od Atlantyku do wspoczwarta, pi¹ta i szósta – stanowi¹ce potrójn¹ œluzê.
mnianego portu Duluth mierzy 3700 kilometrów. Statki poDalej ju¿ Jezioro Erie. Ale tym samym szlakiem trzeba trzebuj¹ co najmniej 9 dni, by go pokonaæ. Akwenami zarz¹bêdzie wracaæ.
dzaj¹ wspólnie kanadyjski St. Lawrence Seaway Management Corporation oraz amerykañska St. Lawrence Development Seaway Corporation.
Brama…do nieba
Dlaczego Kanada i USA zdecydowa³y siê na tak giganty– Kiedy sp³ywamy z jezior, ten sam „piekielny” most staje siê bram¹ do nieba – wyjawia Rafa³ Pe³szyk. – Jeszcze czn¹ inwestycjê, otwieraj¹c drogê statkom oceanicznym?
W obrêbie jezior s¹ dwie kanadyjskie prowincje i osiem
stanów amerykañskich. Zamieszkuje ten obszar ponad
35 mln osób. Amerykanie w regionie jezior zlokalizowali
40 proc. krajowej produkcji, Kanadyjczycy – a¿ 60 proc.
I jedni, i drudzy rozwinêli tu przemys³ metalurgiczny, papierniczy, Amerykanie – motoryzacyjny. Poza tym znajduj¹
siê tu ogromne obszary upraw rolnych.
Roczny transport na Szlaku Œw. Wawrzyñca to ok. 40 mln
ton ³adunków. Dodajmy, ¿e jednym z najwiêkszych przewoŸników oceanicznych na St. Lawrence Seaway jest Polska ¯egluga Morska. Szczeciñski armator do portów Wielkich Jezior i z powrotem transportuje rocznie prawie mln ton
³adunków.
St. Lambert – to pierwsza śluza po przekroczeniu bramy do piekła.
I ostatnia dla tych, którzy opuszczają Wielkie Jeziora.
72 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Piotr Jasina
Fot. autor
Dziennikarstwo
niezależne wczoraj i dziś
Dziennikarstwo – zawód? misja? sposób zarabiania na życie? Definicja z Wikipedii
tak oto, bardzo lakonicznie, określa nasz status: „dziennikarz to osoba zajmująca się
przygotowaniem i prezentowaniem materiałów w środkach masowego przekazu”.
Wed³ug Free Dictionary to po prostu
„ktoœ, kto zajmuje siê dziennikarstwem”. I ani s³owa o zobowi¹zaniach
moralnych czy misji. Mo¿e dowiemy
siê czegoœ wiêcej, zagl¹daj¹c do historii
dziennikarstwa w Europie? Jest rok
1709, w Wielkiej Brytanii pojawia siê
pierwsza na œwiecie drukowana gazeta
– „Tatler”. A nie tak d³ugo potem, bo
w 1763 roku, rozegra³a siê pierwsza
w historii batalia o wolnoœæ s³owa. Oto
pose³ do brytyjskiego parlamentu, a zarazem w³aœciciel „The North Briton”,
John Wilkes, w numerze 45. pisma
opublikowa³ swoje wyst¹pienie w Westminsterze, w którym znalaz³ siê passus,
który do dziœ uchodzi za pierwszy manifest niezale¿nego dzien-nikarstwa:
„Wolnoœæ prasy jest wyznacznikiem
wolnoœci obywateli”. Przez kolejnych
8 lat Wilkes walczy³ z rz¹dem o mo¿liwoœæ drukowania swoich raportów,
czyli ujawnianie tego, co dzieje siê
w Izbie Gmin, a rz¹d próbowa³ mu tego
zabroniæ. Dzielny pose³ Wilkes wyl¹dowa³ nawet na kilka dni za kratkami, ale
ostatecznie wyrok s¹du by³ dla niego
korzystny. By³ w istocie pierwszym
zwyciêstwem zwolenników wolnoœci
s³owa w historii, a sprawozdania parlamentarne publikowane s¹ (oraz transmitowane na specjalnym kanale telewizyjnym) do dziœ.
P³yn¹³ czas, przybywa³o tytu³ów, pojawia³y siê nowe noœniki medialne, ale
system zwalczania niezale¿nego dziennikarstwa zupe³nie siê nie zmieni³,
przynajmniej nie na wschód od Odry
i Nysy. No, bo czym ró¿ni siê próba
wpakowania do wiêzienia Johna Wilkesa za ujawnienie nieprawid³owoœci
w Izbie Gmin w 1763 roku od prób aresztowania kierownictwa „Gazety Polskiej” za rzekome uchylanie siê od stawiennictwa na sprawie o ochronê dóbr
osobistych wytoczonej przez TVN
w 2007 roku? A dzia³o siê to dok³adnie
w tym samym 2007 roku, w którym
Europejska Federacja Dziennikarzy
wyda³a publiczn¹ deklaracjê, og³aszaj¹c
6 listopada Dniem Protestu Dziennikarzy Europejskich przeciw obni¿aniu za-
wodowych i moralnych standardów
oraz politycznym naciskom, które niszcz¹ ten zawód”... „Notuje siê – pisa³a European Federation of Journalists –
coraz wiêkszy nacisk na dziennikarzy
spoza budynków redakcyjnych, presjê,
jak¹ wywieraj¹ politycy i inni reprezentanci w³adzy. Najczêœciej dotyczy to lojalnoœci wobec rz¹du oraz ujawniania
Ÿróde³ informacji. Coraz wiêcej pods³uchów dziennikarskich telefonów, interwencji w pracê mediów i mniej zaanga¿owania, ¿eby przerwaæ tê procedurê.
Dziœ EFJ apeluje o przy³¹czenie siê do
akcji, aby przerwaæ ten niebezpieczny
trend i przywróciæ publiczne zaufanie
w dobre, rzetelne dziennikarstwo. Bowiem broni¹c praw dziennikarzy, bronimy tak¿e praw obywatelskich oraz fundamentalnych praw cz³owieka”. Nic
dodaæ, nic uj¹æ.
Wystarczy zajrzeæ do serwisów EFD
i rozejrzeæ siê po polskiej scenie politycznej, ¿eby siê upewniæ, i¿ batalia
o wolnoœæ s³owa wci¹¿ trwa. W 2007
roku dopatrzono siê w Europie jedynie
osiem przypadków ³amania wolnoœci
s³owa. W tym casus francuskiego
dziennikarza, który dostrzeg³, ¿e Cecile
Sarkozy nie wrzuci³a do urny swojej
karty do g³osowania, i którego informacja zosta³a przez w³aœciciela gazety,
przyjaciela prezydenta, wrzucona do
kosza. Oraz inny, z Rumunii, kiedy po
rezygnacji skorumpowanego ministra
przeg³osowano now¹ ustawê, pozwalaj¹c¹ dziennikarza, który w przysz³oœci
ujawni taki przypadek, wpakowaæ na
7 lat do wiêzienia. Statystyka ta by³a
jednak niepe³na, bo nie znalaz³am tam
przypadku polskiego, kiedy sêdzia Maciej Jab³oñski z S¹du Rejonowego dla
m.st. Warszawy III Wydzia³ Karny wyda³ nakaz doprowadzenia naczelnego
„GP” i jego zastêpczyni do s¹du na
sprawê w zwi¹zku z oskar¿eniem TVN
o ochronê dóbr osobistych Milana Suboticia. W owym roku jedynie
w dwóch krajach nie zarejestrowano ¿adnych uchybieñ w relacji w³adze – s¹dy
– dziennikarze. Jednym z tych pañstw
by³a Wielka Brytania. Faktem jest je-
Elżbieta Królikowska -Avis
dnak, ¿e generalnie tam dziennikarze s¹
chronieni nie tylko przez paragrafy, ale
i s¹dy oraz opiniê publiczn¹. Oczywiœcie, i tu od czasu do czasu zdarzaj¹ siê
przypadki pozwania dziennikarza do
s¹du z paragrafu o ujawnienie informacji o statusie „tajne” czy „œciœle tajne”
lub pozwy o ochronê dóbr osobistych
wytaczane dziennikarzom przez czo³owych polityków (patrz: sprawy Jeffreya
Archera czy Neila Hamiltona), ale sêdziowie i ³awa przysiêg³ych zwykle staj¹ po stronie interesu publicznego – ujawniania tego, co siê dzieje za kulisami
w³adzy, korupcji czy obyczajowego
skandalu, i najczêœciej odmawiaj¹ ukarania ludzi mediów. A chyba od czasów
Wilkesa nie zdarzy³ siê w Wielkiej Brytanii przypadek doprowadzenia dziennikarza do s¹du z aresztu!
Mo¿na z grubsza uznaæ, ¿e dziennikarstwo niezale¿ne, bez wzglêdu na
d³ugoœæ i szerokoœæ geograficzn¹, wyró¿nia kilka zasadniczych cech:
1) bezwarunkowoœæ prawdy jako podstawa opisu œwiata; 2) zasada, ¿e wolnoœæ, tak¿e wypowiedzi – obok prawa
do ¿ycia i posiadania w³asnoœci prywatnej – to naturalne prawo ka¿dego
cz³owieka; 3) brak zgody na korupcyjne
zachowania urzêdników pañstwowych
i potrzeba ujawniania tych wpadek;
4) koncentrowanie siê na poczynaniach
w³adzy, a nie opozycji, z któr¹ niezale¿ne dziennikarstwo pozostaje w odwiecznym sojuszu. Np. w samym tylko
1994 roku na skutek interwencji mediów z brytyjskiego rz¹du odszed³ minister œrodowiska naturalnego Tim Yeo
(pozama³¿eñski romans, uwieñczony
potomkiem), minister zdrowia Alan
Duncan (kiedy odkryto, ¿e wykupi³
przez figuranta od w³adz miasta dom za
1/3 ceny, który potem sprzeda³ za pe³n¹
cenê), konserwatywny pose³ David Ashby (kiedy okaza³o siê, ¿e podczas delegacji dzieli³ ze swoim przyjacielem ho-
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 73
telowy pokój, podobno z powodu
oszczêdnoœci), a wiceminister handlu
Neil Hamilton wypad³ za burtê za przyjêcie od Mohameda Al-Fayeda zaproszenia na bezp³atny weekend w paryskim Ritzu. Wszystkie te sprawy zosta³y
ujawnione i nag³oœnione – regu³a w starych demokracjach – przez opozycjê
lub media. Ale có¿ to s¹ za przewinienia
w zestawieniu z polskimi aferami stoczniow¹ i hazardow¹, pana Karnowskiego i pani Sawickiej, panów Misiaka
i Palikota etc, etc! Czy któryœ z nich zosta³ osadzony i skazany, znalaz³ siê poza scena polityczn¹? A wracaj¹c do
obyczajowego skandalu, w który uwik³any jest senator Krzysztof Piesiewicz.
W Wielkiej Brytanii nie ma przyzwolenia i na takie afery, spójrzmy na znanego prezentera Angusa Deyntona, który
zosta³ przy³apany przez tabloid na wci¹ganiu nosem kokainy w towarzystwie
prostytutki, w wyniku czego liberalna
przecie¿ BBC pozbawi³a go presti¿owego programu. I by³ to zaledwie prezenter, a nie senator, który uchodzi
w spo³eczeñstwie za autorytet moralny.
Tak wiêc, wracaj¹c do pocz¹tku wywodu, na celowniku dziennikarzy niezale¿nych znajduje siê partia rz¹dz¹ca
i politycy aktualnie sprawuj¹cy w³adzê.
Jednak kiedy do rz¹dzenia – drog¹ demokratycznych wyborów – dochodzi
opozycja i rozpoczyna siê znany proces
alienacji w³adzy od spo³eczeñstwa, niezale¿ne media zabieraj¹ siê do dawnej
opozycji. Ten proces nazywa siê kontrol¹ elit rz¹dz¹cych przez reprezentantów narodu, którymi obok opozycji,
zwi¹zków zawodowych i organizacji
pozarz¹dowych s¹ tak¿e media, i stanowi podstawê demokratycznie rz¹dzonego pañstwa.
Jeszcze jedna sprawa, o której nale¿a³oby wspomnieæ: dziennikarstwo niezale¿ne, misyjne, to trudny wybór, za
który siê p³aci. Niedogodnoœciami, szykanami, utrat¹ Ÿróde³ zarobkowania,
czasem wiêzieniem, a w skrajnych
przypadkach ¿yciem. Patrz choæby wieloletnia nagonka na „Gazetê Polsk¹”,
rewizje, s¹dy, groŸby doprowadzenia
do upad³oœci finansowej, polowanie na
„Rzeczpospolit¹” czy próby odebrania
licencji telewizji Trwam i Radiu Maryja. Czy ostatnie political cleansing
w mediach publicznych, kiedy wszyscy
dziennikarze o pogl¹dach konserwatywnych – Ziemkiewicz, Wildstein, Sakiewicz, Pospieszalski, Gargas i wielu
innych – musieli po¿egnaæ siê ze swoimi programami. Przecie¿ po ostatniej
politycznej czystce w mediach publi74 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
cznych oko³o 47% odbiorców publicznych zosta³o pozbawionych swego
g³osu w mediach, które, p³ac¹c abonament, wspó³finansuj¹! Czy to nie jest
sprawa dla European Federation of
Journalists czy dla którejœ z agend Unii
Europejskiej maj¹cej nad mediami publicznymi ochronny parasol?
Dziennikarz niezale¿ny musi mieæ
zatem trochê odwagi i charakteru, skoro
wybiera warunki pracy, które ma³o
przypominaj¹ jedwabne ¿ycie dziennikarza establishmentowego, jeszcze do
niedawna zwanego re¿imowym. Nie
bez powodu zestawiam oba przymiotniki. Bo czym ró¿ni¹ siê pracownicy mediów wspieraj¹cych ekipê rz¹dz¹c¹ od
niegdysiejszych pupili KC, którzy zamiast piêtnowaæ nadu¿ycia ówczesnej
w³adzy, przez 45 lat bronili jej przed
gniewem spo³ecznym? I teraz pytanie:
jak to siê dzieje, ¿e w naszym zawodzie
pojawiaj¹ siê ludzie, którzy decyduj¹
siê na ni¿szy standard ¿ycia, brak poczucia bezpieczeñstwa i stabilizacji finansowej dla siebie i rodziny? Otó¿,
w imiê wartoœci. Wolnoœci i prawdy,
sprawiedliwoœci i egalitaryzmu oraz
wyrównywania szans miêdzy silnymi,
a wiêc w³adz¹, a s³abszymi, czyli obywatelami. W³aœnie dlatego dziennikarstwo niezale¿ne dzia³a jako jeden z najwa¿niejszych stabilizatorów porz¹dku,
nie tylko spo³ecznego, lecz i moralnego.
I dlatego bywa tak¿e nazywane misyjnym.
Ale owe dwie wartoœci, wolnoœæ
i prawda, musz¹ iœæ w parze. Wolnoœæ
bez prawdy staje siê karykatur¹ samej
siebie. Ten w³aœnie zwi¹zek mia³ na
myœli Albert Camus, pisz¹c w swoim
eseju „Cz³owiek zbuntowany” „byæ
wolnym, to móc nie k³amaæ”, czyli mówiæ prawdê. Oczywiœcie, przez 30 lat liberalizacji struktur spo³ecznych i obyczajowych standardów trwaj¹ próby
wypreparowania prawdy z ca³ego pakietu, ¿e przypomnê re¿ysera filmowego i „kawiorowego komunisty” JeanLuc Godarda, który, biegaj¹c po Pary¿u
w maoistowskiej czapce, wykrzykiwa³,
¿e „wolnoœæ to permanentne zawieszenie w pró¿ni decyzji, kiedy cz³owiek
wci¹¿ mo¿e wybieraæ któryœ z wariantów swojego losu”. Nie bez powodu dla
mojego pokolenia jedn¹ z kultowych
ksi¹¿ek sta³a siê „Ucieczka od wolnoœci” Ericha Fromma. „Wolnoœæ – pisa³
tam autor – nie oznacza wolnoœci od
wszelkich wiod¹cych zasad. Jest wolnoœci¹ do rozwoju... i oznacza pos³uszeñstwo zasadom, które rz¹dz¹ optymalnym rozwojem cz³owieka”. Tak
NR 102–103/2011
wiêc, podobnie jak nie ma wolnoœci bez
towarzysz¹cych jej wartoœci, tak nie istnieje dziennikarstwo niezale¿ne „od
wszystkiego”. Tkwi w pakiecie, w którym mo¿na znaleŸæ egalitaryzm, praworz¹dnoœæ, interes spo³eczny, prawa
cz³owieka, sprawiedliwoœæ, która nakazuje patrzeæ na rêce silniejszemu,
a nie s³abszemu. Schemat wydaje siê
prosty: broni siê tych, którzy padaj¹
ofiar¹ manipulacji, stosowania przemocy i gwa³cenia podstawowych
praw, a celem krytyki powinni byæ opresorzy, którzy siê podobnych czynów
dopuszczaj¹.
Sumuj¹c, dziennikarstwo niezale¿ne
od czasów Johna Wilkesa stanowi jeden
z podstawowych gwarantów utrzymywania w ¿yciu politycznym i spo³ecznym pewnego ³adu, prawnego i moralnego. Strefa wolnego s³owa w Polsce
powoli, ale jednak siê rozszerza. Po tej
stronie mocy stoj¹ – choæ ka¿da z nich
odwo³uje siê do nieco innego adresata –
„Rzeczpospolita” i jej nowy tygodnik
„Uwa¿am Rze”, „Gazeta Polska”, a tak¿e „Nasz Dziennik”, „Niedziela” czy
„Gazeta Warszawska”. Problem jednak
w tym, ¿e w krajach, gdzie demokracja
dzia³a sprawnie, dziennikarze niezale¿ni nie pracuj¹ w spo³ecznej pró¿ni. Funkcjonuj¹ w systemie – niezawis³e s¹downictwo, silne organizacje pozarz¹dowe, pluralistyczne media, œwiadoma
swoich praw opinia publiczna, s³owem,
dzia³aj¹ jako „element puzzla”. Np. niezwykle wa¿ny i skuteczny w Wielkiej
Brytanii bywa nacisk na w³adzê œwiadomej swoich praw opinii publicznej,
która w Polsce praktycznie nie istnieje.
Gdyby z ust premierów Browna czy
Camerona nieopatrznie pad³ zarzut
„opozycja urz¹dza istne polowanie na
czarownice”, obywatel odpowiedzia³by
tutaj: „po to jest”. Bo wie, jak dzia³a ca³a ta uk³adanka, i jeszcze ¿e ten system
pracuje na jego korzyœæ. ¯e ma byæ
sprawiedliwie, transparentnie i po partnersku. Czasem uzyskuje siê rezultat
lepszy, czasem gorszy, ale istniej¹ zasady, drogowskazy. Media niezale¿ne
w Polsce staraj¹ siê uczestniczyæ w podobnym procesie, pluralizacji sceny
medialnej, która na Zachodzie dawno
siê dokona³a. Wiadomo, ¿e czeka je
d³uga i wyboista droga. Jednak wystarczy spojrzeæ na stare demokracje, aby
siê przekonaæ, ¿e by³o warto. A jeœli
mamy stanowiæ czêœæ organizmu Europy, w istocie nie ma innej drogi.
Elżbieta Królikowska-Avis,
Londyn, marzec 2011
Moralność i prawo
Wykład Baltasara Garzona
w berlińskim teatrze Renaissance Theater
Iwona Uberman
Dobrze jest pielêgnowaæ tradycjê.
Jeszcze lepiej dostosowaæ j¹ do nowych czasów tak, ¿eby zachowa³a
swoj¹ istotê. Teatr jako instytucja moralna ma w Niemczech d³ug¹ historiê,
rozpoczêt¹ w czasach Fryderyka
Schillera, dok³adnie mówi¹c – w roku
1784, od wyst¹pienia poety z odczytem przy okazji spotkania cz³onków
Ksi¹¿êcego Niemieckiego Towarzystwa w Mannheim. Zainspirowane
s³owami Schillera teatry sta³y siê odt¹d miejscem, gdzie kszta³towano
w narodzie moraln¹ postawê. W dniu
dzisiejszym ta dawna idea jest pielêgnowana przez Berliner Festspiele,
pañstwow¹ instytucjê RFN, której zadaniem jest organizowanie znacz¹cych imprez kulturalnych w stolicy republiki, w formie Berliner Lektionen
(Lekcji Berliñskich), wielu odczytów,
wyg³aszanych z teatralnej sceny przez
osobistoœci dzisiejszego œwiata
i dotycz¹cych ró¿nych tematów i dziedzin wspó³czesnoœci. Te od wielu lat
comiesiêcznie prezentowane w berliñskim teatrze Renaissance, pe³ne refleksji, inspiracji i nowych myœli wyst¹pienia ciesz¹ siê du¿ym zainteresowaniem wœród mieszkañców stolicy,
a szczególnie jej elity intelektualnej.
Nie wywo³a³o wiêc zdziwienia, kiedy
bilety na lutowy odczyt zosta³y
sprzedane w mgnieniu oka. Zaproszonym na to spotkanie by³ hiszpañski sêdzia œledczy, Baltasar Garzon Real,
a jego wyk³ad zatytuowany „Roszczenia prawa uniwersalnego wzglêdem
narodowej bezkarnoœci prawnej” zapowiada³ temat miêdzynarodowych
regu³ sprawiedliwoœci i œwiatowych
zbrodni.
Kto nieczêsto zajmuje siê sprawami
z tej dziedziny, mo¿e nie skojarzyæ natychmiast nazwiska Garzona. £atwo jest
jednak sobie je przypomnieæ, jeœli wróci
siê pamiêci¹ do wydarzeñ w Hiszpanii
w roku 2009, które tak¿e poza granicami tego kraju wywo³a³y ¿ywy oddŸwiêk
i by³y czêsto komentowane w prasie.
Sêdziemu œledczemu, pracuj¹cemu
w Narodowym S¹dzie w Madrycie,
przydzielono do zbadania z³o¿one
w tej instytucji oskar¿enie, którym zaj¹³ siê równie sumiennie i dok³adnie,
jak wszystkimi innymi wczeœniejszymi sprawami. By³a to skarga rodzin
osób zabranych noc¹ przed wielu laty,
w czasach panowania genera³a Franco, przez cz³onków nacjonalistycznej
Falangi. Osoby owe po zaaresztowaniu nigdy wiêcej nie wróci³y do domu.
W roku 2006 cz³onkowie rodzin
licznych zaginionych z³o¿yli skargê
s¹dow¹, domagaj¹c siê prawa do uzyskania informacji na temat tego, co
sta³o siê wówczas z ich najbli¿szymi
i gdzie znajduj¹ siê ich cia³a. Zdaniem
sêdziego, sk³adaj¹cym oskar¿enie rodzinom powinno przys³ugiwaæ prawo
do wyjaœnienia dawnych wydarzeñ.
Za t¹ ocenê sytuacji sêdzia – by³ nim
Baltasar Garzon – sam znalaz³ siê nagle na ³awie oskar¿onych. Jak to by³o
mo¿liwe i dlaczego tak siê sta³o?
Przed ponad trzydziestu laty,
w chwili zakoñczenia dyktatury czasów Franco, w Hiszpanii uchwalono
ustawê o amnestii. W myœl tej ustawy,
zosta³o zakazane zarówno badanie
wydarzeñ z okresu czterdziestoletnich
rz¹dów Franco, jak i przeprowadzanie
zwi¹zanych z nimi wszelkich spraw
s¹dowych. Ustawa ta obowi¹zuje do
dzisiaj. Sêdziemu Garzon zarzucono,
¿e poprzez samo bli¿sze zajêcie siê
przydzielonym mu oskar¿eniem post¹pi³ niezgodnie z obowi¹zuj¹cym w Hiszpanii prawem. Zdaniem sêdziego, badaj¹cego z kolei „sprawê sêdziego Garzon”, Garzon powinien by³ – bez zag³êbiania siê w jej szczegó³y – natychmiast odrzuciæ otrzyman¹ skargê.
Co oznacza takie postêpowanie dla
ofiar? Ustawa o amnestii chroni ci¹gle
jeszcze sprawców i nie dopuszcza, aby
rodzinom ofiar przyznano prawo do
uzyskania zadoϾuczynienia poprzez
wyjaœnienie wydarzeñ z przesz³oœci
czy poprzez oficjalne stwierdzenie, ¿e
ich bliskim zosta³a wyrz¹dzona
krzywda i ¿e zetknêli siê oni z bezprawiem. Autorom skargi s¹dowej nie
chodzi³o o ukaranie winnych, a jedynie o poœmiertn¹ rehabilitacjê ofiar,
która jednak okaza³a siê niemo¿liwa.
Czy ustalenie przez bezpoœrednich
nastêpców w³adzy po Franco w roku
1977 ustawy o amnestii by³o w³aœciwym krokiem i czy jeœli zosta³a ona
wtedy wprowadzona, musi zachowaæ
swoj¹ wa¿noœæ na zawsze? Czy te¿ –
jako ¿e zbrodnie przeciw ludzkoœci nie
ulegaj¹ przedawnieniu – mo¿e nadszed³ ju¿ czas, aby zaj¹æ siê przesz³oœci¹ i zbadaæ, na ile ustawy odnosz¹ce
siê do tego okresu s¹ – wed³ug obowi¹zuj¹cych dzisiaj norm prawnych –
zgodne z liter¹ prawa? Garzon zbada³
powierzon¹ mu sprawê s¹dow¹, patrz¹c na ni¹ z punktu widzenia nowoczesnego prawodawstwa, i poniós³
klêskê. Okaza³o siê, ¿e wielu Hiszpanów nadal jeszcze nie okazuje gotowoœci, aby poddaæ weryfikacji przestarza³e i jedynie jednostronnie sprawiedliwe dawne postanowienia prawne. Spo³eczeñstwo hiszpañskie jest nadal podzielone w pogl¹dach na temat
przesz³oœci kraju. Madrycki sêdzia zosta³ wiêc zawieszony w obowi¹zkach
s³u¿bowych na stanowisku sêdziego
œledczego i nale¿y oczekiwaæ, ¿e dyskusja w Hiszpanii, prowadz¹ca nie tylko do rozwi¹zania „przypadku Garzona”, ale i do ustalenia postêpowania ze
sprawami dotycz¹cymi re¿imu genera³a Franco, bêdzie d³ugotrwa³a.
Na ewentualnoϾ takich sytuacji
– i od tego zacz¹³ siê wyk³ad sêdziego w berliñskim teatrze – nale¿y
przedsiêwzi¹æ kroki umo¿liwiaj¹ce
odpowiednie dzia³ania na przysz³oœæ.
Jeœli w przysz³oœci zdarzy siê, ¿e dany kraj sam nie bêdzie móg³ albo
chcia³ zaj¹æ siê zbadaniem przestêpstw przeciwko ludzkoœci, które
wydarzy³y siê na jego terenie i – mimo takiej koniecznoœci – nie ukarze
sprawców, powinna zaistnieæ mo¿liwoœæ rozpatrzenia takich wypadków
przed miêdzynarodowym trybuna³em. Jak wa¿na jest taka instytucja
dla obywateli ca³ego œwiata i jakie
zas³ugi ma ona ju¿ na swoim koncie
w przypadku krajów by³ej Jugos³awii
lub Ruandy oraz ile wysi³ku nale¿y
jeszcze w³o¿yæ, aby w przysz³oœci
praca miêdzynarodowego organu nie
owocowa³a jedynie w sporadycznych
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 75
wypadkach, przedstawi³ Garzon, który jest doskona³ym mówc¹, w bardzo
przekonuj¹cy sposób. On sam przyczyni³ siê aktywnie do powstania
Miêdzynarodowego Trybuna³u Karnego i wspiera³ jego dzia³alnoœæ ju¿
od samego pocz¹tku. Interesuj¹ce
tak¿e by³o us³yszeæ o nowych drogach prawnych id¹cych w stronê prewencji, która w przysz³oœci, byæ mo¿e, bêdzie mog³a zast¹piæ obecne metody skierowane przede wszystkim
na ukaranie dokonanych ju¿ przestêpstw. Notabene od czasu zawieszenia na stanowisku sêdziego w Hiszpanii, Garzon pracuje jako doradca
g³ównego prokuratora trybuna³u
w Hadze. Z okresu dzia³alnoœci na
stanowisku w Madrycie sêdzia ma
wiele doœwiadczenia w sprawach
o miêdzynarodowym wymiarze. Nazwisko Garzona sta³o siê znane na
œwiecie po wydaniu przez niego nakazu aresztowania chilijskiego dyktatora Pinocheta, na podstawie którego
by³y dyktator zosta³ ujêty przez policjê w Londynie. Tak¿e inne sprawy
wykraczaj¹ce poza granice Hiszpanii,
jak np. przestêpstwa dokonane w czasie argentyñskiej dyktatury, zosta³y
dziêki dzia³alnoœci Garzona oddane
w rêce organu sprawiedliwoœci.
Dlaczego wa¿ne jest œciganie przestêpstw przeciw ludzkoœci bez wzglêdu
na to, gdzie na œwiecie zosta³y dokonane, i czynienie tego tak¿e w wypadku, kiedy w pierwszej chwili wydaje
siê, ¿e sprawy te nie maj¹ z nami bezpoœredniego zwi¹zku? Takie przestêpstwa, zdaniem Garzona, wyrz¹dzaj¹ ka¿demu z nas, jako przedstawicielom ludzkoœci, olbrzymie szkody, nawet jeœli
zosta³y dokonane bardzo daleko.
Dlatego przestêpstwa te musz¹ zostaæ
zbadane i jeœli wina zostanie dowiedziona – ukarane, gdy¿ ¿aden naród –
zdaniem Garzona – nie jest w stanie
zbudowaæ nowego ¿ycia na stosach
ofiar. Tak¿e dlatego, ¿e ofiary zas³uguj¹ na nasz szacunek i pe³ne godnoœci
postêpowanie ku czci ich pamiêci. Czy
te, zwrócone w stronê przysz³oœci dzia³ania mog¹ kiedyœ doprowadziæ tak¿e do
tego, ¿e i czyny z przesz³oœci – w takich
przypadkach jak w Hiszpanii – równie¿
zostan¹ zbadane i poddane os¹dowi, nie
jest jeszcze pewne. Nie nale¿y jednak
traciæ wiary, ¿e bêdzie to mo¿liwe.
Zakoñczenie wspania³ej ksi¹¿ki katalañskiego autora Jaume Cabré „Les
veus del Pamano” (w Polsce najlepiej
dostêpnej w wersji niemieckiej „Die
Stimmen des Flusses”, polski przek³ad
jeszcze nie istnieje), poœwiêconej w³aœnie temu tematowi, jest bardzo pesymistyczne. Tak samo jak i – miejmy
nadziejê, ¿e jedynie przejœciowe – zawieszenie Garzona na stanowisku pracy, które mo¿e oznaczaæ koniec dzia³alnoœci zawodowej na terenie kraju
tego jednego z najlepszych i bardzo
zas³u¿onych w Hiszpanii w sprawach
œcigania przestêpców sêdziów œledczych. Ale mo¿liwe jest, ¿e ostatnie
s³owo nie zosta³o jeszcze wypowiedziane. Garzon sam wydaje siê optymist¹ i jest zdania, ¿e sytuacja, w której siê znalaz³, nie jest jeszcze zupe³nie przegrana. W wyk³adzie w Berlinie sêdzia przypomnia³ stare hiszpañskie przys³owie „Nic nie jest a¿ tak
z³e, ¿eby nie mog³o byæ do czegoœ
dobre”. Publicznoœæ by³a mu wdziêczna za te s³owa, o czym œwiadczy³y
d³ugie i burzliwe oklaski. A wzmocnienie moralnej postawy? Odby³o siê
ono prawie niezauwa¿alnie podczas
tego ciekawego i niezwykle pouczaj¹cego wyst¹pienia. Schiller by³by
zachwycony.
„Czekając na Turka’’
– godne zakończenie „polskiego“ sezonu w berlińskim Teatrze
Maxim Gorki
Iwona Uberman
W programach niemieckich teatrów nieczęsto można znaleźć polską
sztukę teatralną. A jeśli tak się zdarza, jest to zwykle dramat jednego
z naszych klasyków światowej sławy, takich jak Witold Gombrowicz
czy Sławomir Mrożek, którzy dawno sprawdzili się na scenie.
Te dramaty s³usznie zas³uguj¹ na
miejsce w sercach niemieckiej publicznoœci. Ale jak i inne kierunki sztuki,
teatr posuwa siê do przodu i tak¿e polski teatr wspó³czesny nie koñczy siê na
Mro¿ku. Inscenizacje polskich sztuk,
napisanych w ostatnich latach, zdarzaj¹ siê na niemieckich scenach niezwykle rzadko i kiedy do tego dochodzi, s¹ to prawie wy³¹cznie pojedyncze wydarzenia.
Dlatego niezwykle odwa¿nym i zadziwiaj¹cym ewenementem by³a de76 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
cyzja berliñskiego Teatru Maxim Gorki, aby we w³aœnie zakoñczonym sezonie teatralnym 2009/10 zaprezentowaæ
obszernie polski teatr. W programie
„Gorkiego” znalaz³o siê 5 dramatów
napisanych przez autorów, którzy tak¿e
w Polsce uchodz¹ za nowych, m³odych
i wspó³czesnych. Trzy realizacje powsta³y jako kooperacja Teatru Maxim
Gorki, Polskiego Instytutu Kultury
i ETI (Europejskiego Instytutu Teatralnego) w Berlinie i by³y prezentowane
w dwumiesiêcznych odstêpach jako za-
NR 102–103/2011
aran¿owane scenicznie czytania na scenie studyjnej Gorki Studio. Przedstawione dramaty „Trash story” Magdy
Fertacz, „Nad” Mariusza Bieliñskiego
i „Szajba” Ma³gorzaty Sikorskiej-Miszczuk tworzy³y dobry wycinek obrazu polskiego teatru dnia dzisiejszego,
jego zainteresowañ i spojrzenia na rzeczywistoœæ. Widzowie prowadzeni byli
tu w œwiat polsko-niemieckiej przesz³oœci, która ci¹gle jeszcze jest obecna
na dawnych niemieckich, dzisiejszych
regionach zachodniej Polski. Innym razem byli oni konfrontowani z problemem winy oraz odpowiedzialnoœci za
w³asne postêpowanie, rozumiane jako
„uczciwe” wed³ug osobistych wzorców
moralnych, a wszystko to osnute w historiê o morderstwie, ¿yciu w wiêzieniu i egzystencjê w ma³ym mieœcie. Jeszcze innym razem pokazany zosta³ ab-
surdalny i daleki od realiów œwiat,
w którym terroryœci, separatyœci, ale
tak¿e kryzys ma³¿eñski w rodzinie polskiego premiera splot³y siê w polityczn¹ farsê.
Zaprezentowane przez studentów
szko³y aktorskiej ETI pod kierunkiem
wyk³adaj¹cej tam polskiej aktorki i re¿yser Bo¿eny Baranowskiej, powsta³y
trzy ciekawe wieczory, nagrodzone za
ka¿dym razem burzliwymi oklaskami
z zajêtej prawie do ostatniego miejsca
widowni. Do sukcesu imprezy przyczyni³y siê tak¿e bez w¹tpienia doskona³e t³umaczenia, których dokona³ Andreas Volk. Ich wierny przek³ad i zró¿nicowany jêzyk, dobrze dopasowany
do osób dramatu i sytuacji teatralnej
uwidacznia³ w pe³ni atrakcyjnoœæ polskich tekstów.
Kolejnym punktem repertuaru polskiego programu by³a austriacko-niemiecka kooperacja Teatru Maxim
Gorki i Wiedeñskich Spotkañ Teatralnych Wiener Festwochen. Powsta³ej
w jej ramach inscenizacji dramatu Doroty Mas³owskiej „Dwoje biednych
Rumunów mówi¹cych po polsku” dokona³ dyrektor „Gorkiego” – Armin
Petras. O Dorocie Mas³owskiej s³yszano ju¿ w Niemczech jako o autorce,
która ³amie obowi¹zuj¹ce konwencje,
przekracza ustalone normy, budzi kontrowersje i nie daje siê skorumpowaæ.
Obie powieœci „Wojna polsko-ruska
pod flag¹ bia³o-czerwon¹” i „Paw królowej” zosta³y szybko przet³umaczone
na niemiecki, jednak¿e szerszym krêgom odbiorców pisarka nie jest znana.
Dla wielu widzów „Dwojga biednych
Rumunów” by³ to pierwszy kontakt z t¹
niew¹tpliwie ciekaw¹ polsk¹ autork¹.
Notabene, mimo ¿e ma³o znana,
Mas³owska ma w Niemczech swoj¹
mimowoln¹ naœladowczyniê – lub dok³adniej mówi¹c – odpowiedniczkê
wœród m³odych twórców. Now¹ kultow¹ autork¹ roku 2010 jest Helene Hegemann: 18-letnia uczennica, której
pierwsza powieœæ „Axolotl Road”, opisuj¹ca prze¿ycia m³odej bywalczyni
dyskotek, obeznanej z alkoholem, narkotykami i innymi œrodkami odurzaj¹cymi, oddaj¹cej siê seksowi z kim popadnie i gdzie popadnie, zosta³a hucznie przyjêta przez krytykê. Jak
i u Doroty Mas³owskiej, chwalono
szczególnie niezwykle bujny i nierzadko brutalny jêzyk Hegemann, który
wprowadza wiele innowacji wzbogaca-
j¹cych œwiat niemieckiej literatury.
„Dwoje biednych Rumunów” Mas³owskiej jest niew¹tpliwym sukcesem
w programie „Gorkiego” i czy to dziêki samemu tematowi czy stylowi Mas³owskiej, czy re¿yserii Petrasa – sztuka przyci¹ga do dziœ (od premiery
w roku 2008) wielu widzów i nawet
przedstawienie w czasie pi³karskich
mistrzostw w czerwcu 2010 r. by³o
grane przy pe³nej sali.
Godnym zakoñczeniem „polskiego”
roku w „Gorkim” by³ owoc kolejnej
kooperacji, zatytuowanej „529 km historii z przysz³oœci¹”. G³ównymi uczestnikami programu byli Teatr Maxim
Gorki i Teatr Stary z Krakowa (odleg³oœæ miêdzy Berlinem i Krakowem
wynosi 529 km, st¹d pochodzi tytu³).
Swój udzia³ w projekcie mia³ tak¿e
polski oddzia³ Instytutu Goethego, który przyczyni³ siê do powstania obecnego projektu poprzez wczeœniejsz¹ realizacjê idei „After the Fall – Europa po
roku 1989”. Œwiêtuj¹c 20. rocznicê
upadku muru berliñskiego i rozpad
obozu pañstw socjalistycznych, Instytut Goethego zwróci³ siê do kilku europejskich autorów z propozycj¹ napisania sztuki teatralnej nawi¹zuj¹cej do
owych wydarzeñ. Wybranym pisarzem
z Polski by³ Andrzej Stasiuk. „Czekaj¹c na Turka” jest pierwszym dramatem tego dobrze znanego w Niemczech
jako twórca literatury i publicysta autora. Sztuka Stasiuka zosta³a zainscenizowana wkrótce po jej powstaniu
w Teatrze Starym w Krakowie i nastêpnie zaprezentowana w Teatrze Maxim Gorki w Berlinie jako goœcinne
przedstawienie. Tak¿e ten spektakl,
grany po polsku z niemieckimi napisami, zapewni³ organizatorom pe³n¹ widowniê du¿ej sceny „Gorkiego” i rozlegaj¹ce siê stale z przesuniêciem czasowym wybuchy œmiechu œwiadczy³y,
¿e du¿¹ czêœæ publicznoœci stanowili
Niemcy, skazani na czytanie tekstu t³umaczenia. „Czekaj¹c na Turka” prezentuje dalszy aspekt polskiej rzeczywistoœci, kszta³towanej w du¿ej mierze
przez globalizacjê, ksenofobiê, lêk
przed nieznanym oraz utrat¹ pracy lub
przez skutki tych ostatnich. Stasiuk
umieszcza swoje postacie na pustkowiu, zagubione na polskiej prowincji,
gdzieœ w pobli¿u dawnej granicy ze
S³owacj¹, która nie jest ju¿ d³u¿ej dok³adnie wytyczona. W dawnym pasie
przygranicznym mo¿na siê dzisiaj
swobodnie poruszaæ i czy cz³owiek
znajduje siê po polskiej czy s³owackiej
stronie wiedz¹ tylko ci, którzy wczeœniej tej granicy strzegli. Znikniêcie dawniej tak wa¿nej linii oznacza dla nich
utratê Ÿród³a zarobkowania, co z kolei
czyni ich towarzyszami niedoli dawnych szmuglerów, zdanych z tego samego powodu na taki sam los. Czy inwestor z Turcji, który ma siê tu wkrótce pojawiæ, bêdzie ratunkiem czy dodatkowym zagro¿eniem w i tak ju¿
trudnej sytuacji, to pytanie pozostaje
otwarte. Dla Niemców dramat Stasiuka jest ciekaw¹ perspektyw¹ na temat
cudzoziemców i ksenofobii. Mimo
wiêkszego doœwiadczenia w obcowaniu
z obcymi, tak¿e widz niemiecki mo¿e
odkryæ w przedstawieniu niejedn¹ nowoœæ. Zmiany globalizacji s¹ czêsto
zwi¹zane z lêkiem, to normalne, i z tak¹
sytuacj¹ trzeba nauczyæ siê obchodziæ.
Ale jak oceniæ swoje po³o¿enie, kiedy
nowy przedstawiciel kapitalizmu nie
jest (dobrym) bogatym Amerykaninem
tylko (na pewno z³ym, bo przecie¿ inaczej musia³by byæ biednym) bogatym
Turkiem, który na dodatek jest m³od¹
kobiet¹? Stasiuk miesza przes¹dy i stereotypy i pokazuje odbiorcy, jaki obraz
innych nosimy w naszych g³owych.
Trafny jest tak¿e obraz pokazuj¹cy, ¿e
od tych innych czêsto nie jesteœmy wcale ani lepsi, ani kulturalniejsi.
Podsumowuj¹c, Teatrowi Maxim
Gorki nale¿y pogratulowaæ pomys³u,
odwagi, dobrego wyboru sztuk i sukcesu przedsiêwziêcia. Ten udany eksperyment dowodzi, ¿e tak¿e polski
teatr mo¿e przyci¹gn¹æ niemieck¹ publicznoœæ i zainteresowaæ j¹ swoimi tematami. Oczywiœcie, polski dramat bêdzie tak¿e w przysz³oœci zdany na pomoc przy lansowaniu go w repertuarach scen niemieckich i programy kooperacyjne zdaj¹ siê tu w³aœciwym
rozwi¹zaniem. Ale ciekawoœæ widzów
zosta³a ju¿ wzbudzona i szkoda by³oby
zaprzepaœciæ tê sytuacjê. Poza tym nie
nale¿y zapominaæ: tak¿e bez w¹tpienia
popularne i czêsto uwieñczone sukcesem inscenizacje sztuk francuskich autorów ju¿ od ponad piêædziesiêciu lat
nadal korzystaj¹ z licznych kooperacji
i francusko-niemieckich programów
dla t³umaczy. Dlatego dobr¹ wiadomoœci¹ jest, ¿e projekt „529 km historii
z przysz³oœci¹” ma byæ kontynuowany.
Mo¿e wkrótce do³¹cz¹ siê do niego
dalsze.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 77
Korespondencja z Paryża
Książę impresjonizmu
ojcem abstrakcji
Marzena Baumann-Bosek
Jak to siê sta³o, ¿e przesz³o 60-letni
Claude Monet, obwo³any „ksiêciem
impresjonizmu”, zosta³ ojcem abstrakcji? By³ artyst¹ uznanym, u szczytu
s³awy, kiedy skusi³o go nagle nowe
wyzwanie. Zdecydowa³ siê odrzuciæ
wszystko, co uczyni³o go wielkim,
aby przemówiæ innym, zupe³nie nowym jêzykiem malarskim. Przyczyni³a siê do tego fascynacja angielsk¹
mg³¹. Z okna hotelu Savoy, gdzie spêdza³ zimy1899–1901, zaintrygowany
zmieniaj¹cym siê œwiat³em, Monet namalowa³ wiele obrazów ukazuj¹c –
podobnie jak Wyspiañski w Krakowie
– rozmaite wersje tego samego krajobrazu, który jednak w ci¹gu dnia ci¹gle
siê przeobra¿a³. A zacieraj¹ca kontury
londyñska mg³a nadawa³a widokowi
z okna cechy nierealne, zagadkowe,
nieomal magiczne. Owe malowane
z okna obrazy wielki malarz „przepracowywa³” póŸniej w atelier, staraj¹c
siê œwiadomie oddaæ to, co go intrygowa³o i zachwyca³o zarazem. Zmienne
odcienie mg³y, odmiany œwiat³a, czasu, powietrza. Tak, aby ogl¹daj¹cy
mia³ wra¿enie, ¿e malarstwo go spowija, ¿e uwodzi piêknem mglistej
aury.
Londyñskie eksperymenty nie by³y
zrazu sprzeczne z przes³aniem impre-
Claude Monet w Giverny (1913). Fotografia na szkle, Sacha Guitry.
sjonizmu, który d¹¿y³ przecie¿ do „zatrzymania ulotnej chwili” na p³ótnie.
Ale mistrz Monet posun¹³ siê o krok
dalej. Sformu³owa³ wrêcz zalecenie,
aby malarze zawierzyli wy³¹cznie impulsowi twórczemu i, odrzucaj¹c wszelkie regu³y, formê, anegdotê – dopuszczali do g³osu wy³¹cznie uczucia.
Po powrocie do Francji, w swojej
posiad³oœci w Giverny, Monet znów
Claude Monet. „Londyn.Parlament. Odblaski na Tamizie”.
(1899-1901)
78 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
przypomnia³ sobie swoje ulubione
motywy. Pojawi³y siê wiêc nowe wersje znanych ju¿ wczeœniej „nenufarów”, „mostka japoñskiego” i „wierzby p³acz¹cej”, ale coraz bardziej mgliste, coraz bardziej odrealnione.
Powsta³a jednak tak¿e seria „Stogów”, które na wystawie malarstwa
francuskiego w Moskwie (1895)
urzek³y Kandiñskiego, póŸniejszego
wybitnego abstrakcjonistê. Zreszt¹,
ca³a póŸna twórczoœæ Moneta wywar³a ogromny wp³yw na m³odych artystów z ca³ego œwiata: hiszpañskich,
amerykañskich, rosyjskich, a nawet
japoñskich. Giverny, z jego s³ynnym
ogrodem, sta³o siê miejscem pielgrzymek malarzy z ca³ego œwiata, g³ównie
zaœ tych, którzy zapragnêli doprowadziæ do perfekcji ideê „gestu spontanicznego” jako punktu wyjœcia w akcie
twórczym. Bywali tam m.in.: Joan
Mitchell, Paul Riopelle, Zao-Wou-ki,
Maria Elena Vercira da Silva.
Na paryskiej ekspozycji „Monet
i abstrakcja” (Musee Marmottan Monet, lato 2010) póŸne dzie³a „ksiêcia
impresjonizmu” zestawiono z pracami
wybitnych przedstawicieli sztuki nieprzedstawiaj¹cej z W³och, Japonii, Hiszpanii, Anglii, Stanów Zjednoczonych.
Jednoczeœnie mo¿na tam zawsze
zobaczyæ dzie³a wczesnego Moneta.
I z pewnoœci¹ nie przestaniemy kochaæ jego wspania³ych pejza¿y, w których z wielkim talentem „czyszcz¹c
kolory w poœpiechu”, zatrzymuje artysta ulotn¹ chwilê, ka¿e jej trwaæ, mówi¹c „jesteœ piêkna”, sprzeciwiaj¹c siê
swoim malarstwem nieuchronnoœci
przemijania. Bo czy w³aœnie nie taka
jest rola sztuki?
Claude Monet. Nenufary (1916–1919)/
Miasto ogród
Marek Pawłowicz
Spod pióra Lidii Kulczyñskiej-Pilich,
wieloletniej dziennikarki Polskiej Telewizji, wysz³a ksi¹¿ka o podwarszawskim o Komorowie. „Mój Komorów” to
wywiad z wieloletnim mieszkañcem tej
miejscowoœci, Zdzis³awem Zawadzkim.
Wpisuje siê ona w nurt powieœci, memuarów, wspomnieñ, których obserwujemy „wysyp”. To jeden z przejawów
zmian w wielu dziedzinach, jakie maj¹
miejsce w naszym kraju. Ludzie „zamkniêci” przez d³ugie lata otworzyli siê,
nie musz¹ ju¿ dusiæ wspomnieñ. I taka
jest w³aœnie ksi¹¿ka Lidii Kulczyñskiej
– Pilich. Mnóstwo w niej nieznanych
faktów tworz¹cych historiê miêdzywojennego Komorowa, czasów wojny, Powstania Warszawskiego, PRL i dnia dzisiejszego, w którym powoli, z trudem,
z oporami pwostaje Ma³a Ojczyzna.
Jaki by³ Komorów dziciñstwa Zdzis³awem Zawadzkiego? Dzieli³ siê na
stary, z du¿ymi domami z przed I wojny,
przypominaj¹cymi dwory. Komorów
wieœ oraz Komorów dwudziestolecia,
w którym to spó³dzielnia „Strzecha Polska” wybudowa³a osiedle sk³adaj¹ce siê
z ma³ych dworków i modernistycznych
domków. By³y urodziwe i tonê³y w ogrodach. Ich mieszkañcy to by³a dobrze
zorganizowana wspólnota. Spotykano
siê, grano w bryd¿a, œpiewano, dyskutowano. W miejscu, które nazywano par-
kiem m³odzie¿ uprawia³a sporty, wybudowano kort tenisowy, a doroœli przychodzili na niedzielne œniadania na trawie.
Na tle nieszczêœæ, które spad³y na
Polskê, okupacyjny Komorów sprawia³
wra¿enie oazy spokoju. To by³y tylko
pozory. W ukryciu toczy³a siê zaciêta
walka o zachowanie godnoœci narodowej i wyzwolenie Polski. Interesuj¹ce
czy któryœ z historyków badaj¹cych
przebieg II wojny na ziemiach Polski
zna fakty, o których wspomina Zdzis³aw
Zawadzki. Jako harcerz mia³ obowi¹zek
obserwowaæ, co dzieje siê woko³o. Ob-
Marek
Pawłowicz
w ciągu ponad
40 lat pracy
w dziennikarstwie
pracował w wielu
redakcjach.
Najdłużej
w „Przeglądzie Technicznym”.
Poza tym w tygodniku ,,Myśl Społeczna’’,
dwutygodniku „Firma”, tygodniku „Cash”,
tygodniku „Łączność”, współpracował
m.in. z „Polityką”, „Sztandarem Młodych”,
„Głosem Pracy”, „Trybuną Ludu”, Polskim
Radiem. Obecnie współpracuje
z miesięcznikiem poświęconym
operatorom telewizji kablowych
„Telekabel”.
liczy³, ¿e na Komorów spad³o 27 bomb,
¿e stacjonowa³a kompania niemieckiej
piechoty licz¹ca 120 osób, ¿e pod koniec
1944 roku Niemcy zaczêli gromadziæ
w Komorowe amunicjê. Przez dwa miesi¹ce wype³nili ni¹ 100 magazynów.
16 stycznia 1945 wysadzili kilka z nich,
wybuch by³ tak silny, ¿e s³ychaæ by³o go
w odleg³oœci 30 km.
„Nowe” nie od razu pokaza³o swoje
prawdziwe oblicze. Tu¿ po wojnie Komorów przygarn¹³ dwie renomowane
warszawskie szko³y œrednie, które po
chwili zamkniêto. Pozwolono, co prawda na budowê koœcio³a, ale rzucano jednoczeœnie k³ody. „W³adza stawa³a siê
coraz bardziej arogancka. Wszystko, co
by³o sprzeczne z nowym duchem przekreœla³a. Trac¹cych podmiotowoœæ obywateli ogarnia³ lêk. Napuszczano na siebie mieszkañców. Komorów stosunkowo ³atwo siê „podda³”, bo wszystko
w nim by³o m³ode, nieuformowane”.
A jaki dziœ jest Komorów? Zdaniem
Zdzis³awa Zawadzkiego jest senny, stoi
w miejscu. Lidia Kulczyñska – Pilich
odnosz¹c siê do tego stwierdzenia,
w postscriptum tak pisze: Komorów potrzebuje porozumienia wszystkich stowarzyszeñ i organizacji. Potrzebuje ludzi dynamicznych chc¹cych podj¹æ siê
organicznej pracy, przywracaj¹cej œwiadomoœæ historyczn¹ i kulturaln¹.
Chcia³aby, i d¹¿y do tego aby Komorów sta³ siê Ma³¹ Ojczyzn¹, któr¹ Leszek Ko³akowski tak definiuje: to przestrzeñ niewielka, w której siê obracamy… to œrodek œwiata.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 79
Jak uduchowić sieć?
Sieci
to my
Mariusz Czarniecki
Jak przy ka¿dej lekturze, tak i tutaj
rozstrzygaj¹c¹ kwesti¹ jest uwa¿ne
przeczytanie spisu treœci, st¹d bowiem
p³ynie podstawowa korzyœæ: uzyskanie pogl¹du na ca³oœæ, jak¹ zamierzy³
autor, uchwycenie akcentów decyduj¹cych o zrozumieniu lektury – w tym
wypadku wcale nie³atwej dla laika,
niefachowca, choæby z najlepszymi
intencjami. Powy¿sza rada przyda siê
równie¿ przygotowanemu do tej lektury informatykowi, socjologowi, cybernetykowi zajmuj¹cemu siê „spo³eczeñstwem informacyjnym”, technologowi, elektronikowi, specjaliœcie od
komputerów, tym wszystkim, których
ja nazywam kognitariuszami (cognosco, wiem), kap³anami cyberprzestrzeni, dla nich bowiem w „cyfrowej
wiosce” nie ma tajemnic. A zatem,
wejdŸmy w rozdzia³y tej w³aœnie nie³atwej ksi¹¿ki…
Cenne jest wprowadzenie, od wynalezienia telefonu, radia i telewizji,
w latach 1975–1995 oraz 1995–2004,
do „wielkich wybuchów” cyfryzacji,
internetu, mobilnoœci… Tu zwracamy
uwagê na „niezbêdnik” interneuty!
W sytuacji naszego globu, kiedy (jak
pisze wydawca) „Cywilizacja krok po
kroku staje siê sieci¹”, sieci coraz
mocniej wdzieraj¹ siê w nasze ¿ycie.
Determinuj¹ nasz sposób pracy, styl
¿ycia, i to, jak korzystamy z produktów i us³ug. Dziœ i w przysz³oœci. S¹
te¿ w tej ksi¹¿ce kwiatki, niestety, ¿argonowej nowomowy telekomunikacyjnej. Na przyk³ad: Technologi¹ komutacyjn¹ towarzysz¹c¹ tej p³askiej
sieci jest komutacja pakietów, u³atwiona cyfryzacj¹ informacji. (…). Albo tytu³y rozdzia³ów: Konsolidacja
„starych” i „nowych” wewn¹trz ogniw
³añcucha wartoœci… Ku sercu drugiego ¿ycia sieci… „Wielki wybuch” mobilnoœci… U¿ytkownik wêz³em sieci… Imperatyw szerokopasmowoœci
stacjonarnej i mobilnej… „od pasywnego zakoñczenia sieci do «wrz¹ce80 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
go» jej wêz³a” (podpis pod zdjêciem).
Oczywiœcie, to wszystko coœ znaczy, a nawet – i na pewno – znaczy
wiele i sensownie. Pytanie te¿, czy t³umacz móg³ z takim sposobem wyra¿enia treœci, „coœ” zrobiæ? W ka¿dym razie czytelnik, równie¿ laik, musi byæ
cierpliwy i dotrwaæ do koñca wywodu, myœli, zdania, zanim dotrze do
„wrz¹cego” wêz³a.
Autor, Didier Lombard, prezentowany jest w tej ksi¹¿ce okazale, efektownie, by nie powiedzieæ, efekciarsko, lecz te¿ z pewnoœci¹ kompetentnie. Jest dyrektorem zarz¹dzaj¹cym
i przewodnicz¹cym rady nadzorczej
France Telcom-Orange. Ma opiniê
wspó³twórcy miêdzynarodowej telefonii komórkowej i wspó³projektanta
pierwszych francuskich satelitów telekomunikacyjnych.
Dla kogoœ, kto, jak ja, nie jest uczonym informatykiem, technologiem
komputerowym, specem elektronicznej telekomunikacji, nie jest kognitariuszem, szczególnie istotne s¹
zwi¹zki tej skomplikowanej dziedziny,
jak¹ jest „wioska cyfrowa”, ze œwiatem
idei i rzeczywistoœci spo³ecznej. Konkretniej, zwi¹zki i odniesienia humanistyczne, metafilozoficzne, którymi – jako autor ksi¹¿ki „e-Wie¿a Subiektywny
Przewodnik Mediów” – jestem szczególnie zainteresowany i ¿arliwie przejêty.
Cennym wydŸwiêkiem, w³aœnie
spo³ecznym, szerszym, ksi¹¿ki Didiera Lombarda jest zrozumienie jej
i spo¿ytkowanie na miarê osi¹gniêæ
dotychczasowych i przysz³ych, mikroi makroelektroniki, cyberprzestrzeni
i cyfryzacji. Tu nie mogê jednak
oprzeæ siê chêci nawi¹zania do myœli
znanego mi prof. L. G. Longa o koniecznoœci UCHUCHOWIENIA SIECI.
Dla potrzeb, i ratunku, cz³owieka –
„stworzenia planetarnego”. Prof. Longo pyta³, co stanie siê z pokoleniami,
które ¿yj¹ z sieci i dla sieci. S¹ to siedz¹ce autystycznie przed komputerem
kreatury, stworzenia planetarne, twory
biotechnologiczne. Wyposa¿one w rêkawice, he³m, kombinezon, znajduj¹ce siê w stanie cyberprzestrzennego
„zanurzenia”, interaktywnoœci. Pozbawione woli. Jak uduchowiæ sieæ „zaludnion¹” takimi „stworzeniami planetarnymi”? Znamienny jest wniosek
wybitnych analityków, filozofów cyberspace: otó¿, paradoksalnie, mo¿e
siê zdarzyæ, ¿e tacy w³aœnie u¿ytko-
NR 102–103/2011
Mariusz M.
CZARNIECKI,
Pisarz,eseista,
krytyk mediów i kultury masowej.
Książki, m.in. Tejrezjasz, Dwie
Europy, W niewoli mediów (dwa
wydania), Mediotyzm (wersja
angielska, rosyjska, czeska);
Poszukiwacze piękna; Nieproza;
e-Wieża/ Subiektywny Przewodnik
Mediów. Publikacje, m.in. „Dialog”,
„Literatura”, „Scena”, „Dialog and
Universalism”.Słuchowiska
w Teatrze Polskiego Radia, II pr.,
Miodowód, Sprzedawca dźwięków,
Wykorzenienie. Ukończył prawo
i romanistykę, były redaktornaczelny
tygodnika „Morze i Ziemia”.
Członek SDP oraz Europejskiej
Wspólnoty Dziennikarzy
z siedzibą w Rzymie.
wnicy sieci bêd¹ szczêœliwsi od nas!
Niezwykle trafny, korzystny dla
czytelnika ksi¹¿ki D. Lombarda, i zarazem u¿ytkownika sieci, jest wprowadzony przez autora? wydawcê?
sposób wyró¿nienia ciemn¹ „apl¹”
kluczowych spostrze¿eñ, refleksyjnych koronek, a nawet anegdot, konkluduj¹cych poszczególne partie wywodu.
Przyk³ady. Od po³¹czenia telefonicznego „jeden do jednego” (one-toone) nast¹pi³o stopniowe przejœcie do
komunikacji „jeden-do-wielu” oraz
„wielu-do-wielu. Dowiadujemy siê, ¿e
w ka¿dej chwili, bez wysi³ku, sta³o siê
mo¿liwe komunikowanie siê z krêgiem przyjació³, rodzin¹, klubem…
jednym s³owem, ze swoimi sieciami
spo³ecznymi. Drugie ¿ycie sieci – wyjaœnia autor – oznacza³o fuzjê fizycznych sieci telekomunikacyjnych
z ró¿norodnymi krêgami spo³ecznymi.
By³y g³osy zastrze¿eñ – ¿e to zamach
na nasz¹ intymnoœæ, a jednak… Popularnoœæ sieci spo³ecznych bierze siê
przede wszystkim z prostoty ich u¿ycia oraz niskiego kosztu… które pozwalaj¹ zajmowaæ siê jednoczeœnie
wszystkimi swoimi grupami zainteresowañ…
Didier Lombard, Globalna wioska cyfrowa.
Drugie ¿ycie sieci. Przek³ad Jacek Hutyra.
MT Biznes. Stron 262.
Wspomnienia
Adam Kowalski
27.05.1948 – 21.05.2011
Mia³em w³aœnie do Niego, m³odszego znacznie ode mnie, dzwoniæ z pretensj¹, ¿e siê od trzech miesiêcy nie
odzywa, a tu naraz telefon – Adam nie
¿yje. Nowotwór zgarn¹³ Go w ci¹gu
tych w³aœnie trzech miesiêcy. Jedyne,
co mnie pocieszy³o, to informacja, ¿e
umiera³ ju¿ w domu, pod opiek¹ Doroty (o której kiedyœ od Niego us³ysza³em – „mam œwietn¹ dziewczynê”
i potem na pytanie, od kiedy – „no, od
trzydziestu paru lat...”).
Nie tak dawno gdzieœ wyczyta³em –
czy ktoœ mi powtórzy³ – inteligentne
rozró¿nienie miêdzy dwoma sytuacjami odejœcia z tego œwiata. Jedna, kiedy
odchodzi ktoœ z poczuciem, ¿e nie dano mu szansy, ¿e siê nie zrealizowa³,
niczego nie osi¹gn¹³, i druga – z poczuciem, ¿e siê coœ uda³o, ¿e siê coœ
zrobi³o, ¿e siê wziê³o udzia³ w czymœ,
co uwieñczy³ sukces. Adamowi siê
uda³o. Nie tylko to, co nam wszystkim
razem – odzyskanie wolnoœci. Adam
odzyska³ szansê na udzia³ w przemianach polskiej pedagogiki i oœwiaty.
Wykorzysta³ tê szansê. Uda³o mu siê.
Wspó³pracowa³ z jednym z najciekawszych ludzi polskiej pedagogiki,
W³odzimierzem Paszyñskim; wspó³pracowa³ z innymi wybitnymi nauczycielami i z wybitnymi nauczycielami
pedagogiki z Wydzia³u UW. Kiedy
mnie do nich zaprowadzi³ w celu rozmowy o pewnym nowym projekcie,
zobaczy³em, jakich ma tam serdecznych przyjació³ – Pani¹ Dziekan
i Prodziekana, rozumieli siê wpó³ s³owa. Wszystko, co ciekawe w naszym
szkolnictwie, mog³o na Niego liczyæ.
W swoim miesiêczniku „O szkole”,
teraz redagowanym przez Jego syna,
Mateusza, drukowa³ ró¿nych wywrotowców dzisiejszej polskiej pedagogiki, którzy by chcieli, jak On i Paszyñski, przywróciæ szkole ducha Pestalozziego. Zawsze pomocny ka¿demu, kto
chcia³ coœ po¿ytecznego zrobiæ...
Straci³em serdecznego Przyjaciela,
który mia³ przez te miesi¹ce zapisane
w kalendarzyku jako zaleg³oœæ – „zadzwoniæ do Stefana”. Nie zadzwoni³eœ, Adasiu, ¿eby starego kolegi nie
martwiæ, ale nie stracimy niczego z tego, co Ciê obchodzi³o. Dalej nas to obchodzi.
Adam Kowalski urodził się 27 maja 1948 roku w Bielsku Podlaskim.
W 1975 roku ukończył studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę dziennikarza zaczynał od publikacji recenzji literackich
na łamach „Nowych Książek”.
Od czterdziestu lat publikował materiały w prasie, w latach 1989–1991
brał też udział w cyklicznych audycjach radiowych i telewizyjnych dotyczących przemian ustrojowych
w Polsce. Współpracował z tygodnikiem katolickim „Ład”, ale też z „Polityką”. W 1980 roku związał się z paxowskimi „Kierunkami”. Jako reporter uczestniczył w przełomowych
strajkach sierpniowych w Stoczni
Gdańskiej w 1980 roku. Po dłuższej
przerwie, w stanie wojennym (kiedy
pisał dla struktur podziemnych Solidarności w dawnej Hucie „Warszawa”) rozpoczął pracę w dziale literackim tygodnika młodych twórców
„Radar”, w którym założył i prowadził kącik „Przedszkole Literackie” aż
do dyscyplinarnego rozwiązania gazety. Następnie sprawował funkcję
zastępcy redaktora naczelnego miesięcznika „Konfrontacje”. W połowie
lat 90. ub.w. swoje zainteresowanie
skierował na oświatę (przed studiami
na polonistyce ukończył studium nauczycielskie w Białymstoku). Został
zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika wydawanego przez CODN
„Społeczeństwo Otwarte”. Był też
twórcą koncepcji, wydawcą i redaktorem naczelnym kwartalnika
oświatowego „Wyzwania” oraz
wydawcą tygodnika „Gazeta Szkolna. Aktualności”.
Po ciężkiej chorobie zmarł 21 maja 2011 roku w Warszawie.
Stefan Bratkowski
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 81
Tadeusz Myślik
(14 IX 1928 – 11 I 2011)
Takim Go zapamiętam
Jeszcze wczoraj wieczorem z Nim
rozmawia³am… umówiliœmy siê na
poranny telefon. Zadzwoni³a ¿ona…
Wydawa³o mi siê, ¿e znamy siê „od
zawsze”, a tak naprawdê przez wiele
lat mijaliœmy siê przy Foksal, w Warszawie, niekiedy w œwiecie. I dopiero,
kiedy Tadeusz podj¹³ siê bardzo trudnego zadania – zosta³ sekretarzem generalnym stowarzyszenia, spotykaliœmy siê niemal codziennie.
By³ Przyjacielem wszystkich i ca³e
¿ycie pozosta³ wierny swoim idea³om.
Wola³ ³¹czyæ – nie dzieliæ. I wiele zro-
Urodzi³ siê
w 1928 roku
w Œniatynie (województwo stanis³awowskie).
Przekona³, ¿e
jest starszy ni¿
by³ i dosta³ siê
do wojska. Zosta³ wys³any na
front. By³ ciê¿ko ranny.
Uratowali go
rosyjscy lekarze. Pamiêta³
o tym. Podleczony, wróci³ do polskiej armii, zdemobilizowany w 1945
roku.
Dziennikarz i publicysta, parlamentarzysta, dyplomata,
spo³ecznik.
Magister ekonomii, absolwent Akademii Ekonomicznej
w Krakowie.
W latach 1952–1956 pracowa³ w „S³owie Powszechnym” jako kierownik oddzia³u krakowskiego, w 1956
roku ukoñczy³ zaoczne studia z dziedziny ekonomii
w Krakowie.
W latach 1957–1975 by³ zatrudniony jako redaktor
w „Tygodniku Powszechnym; jednoczeœnie wspó³pracowa³ z miesiêcznikiem „Wi꟔, by³ cz³onkiem kolegium redakcyjnego i radnym Wojewódzkiej Rady Narodowej
w Krakowie (1954–1969).
W okresie 1969–1976 by³ bezpartyjnym pos³em na
Sejm PRL V i VI kadencji z okrêgu Kraków z ramienia
stowarzyszenia Znak, a w latach 1975–1983 – komentatorem Naczelnej Redakcji Publicystyk w Programie I Polskiego Radia.
1983–1989 – zastêpca redaktora naczelnego „Odrodzenia” i rzecznik prasowy Rady Krajowej PRON, w latach
1978–1984 zasiada³ w Radzie Narodowej m.st. Warszawy
82 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
bi³ dla podzielonego œrodowiska
dziennikarskiego w ca³ej Polsce.
Wszêdzie Go by³o pe³no – wszêdzie
zabiera³ g³os w wa¿nych sprawach.
By³ skarbnic¹ wiedzy, z której czerpaliœmy wszyscy. Obce Mu by³o uczucie zawiœci, nienawiœci. Bywa³o, ¿e
w wielu sprawach mieliœmy odmienne
zdanie. Ale by³ otwarty na argumenty.
W ostatnim czasie nie czu³ siê najlepiej, ale nie poddawa³ siê – pracowa³
w domu, podejmuj¹c decyzje wa¿ne
dla stowarzyszenia. Do 11 stycznia.
Jeszcze wczoraj z Nim rozmawia³am…
Barbara Janiszewska
– wiceprzewodnicz¹cy Dzielnicowej Rady Narodowej na
Woli.
W okresie 1985–1989 sprawowa³ mandat pos³a w Sejmie IX kadencji z okrêgu Warszawa Wola z ramienia
PZKS, a w latach 1990–1993 (3,5 roku) by³ zwi¹zany
z dyplomacj¹ – konsul generalny w Miñsku na Bia³orusi
(1990–1991), nastêpnie radca konsularny w Ambasadzie
RP w Bukareszcie.
W latach 1953–1981 by³ cz³onkiem Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich, pe³ni¹c m.in. funkcje cz³onka G³ównej Komisji Rewizyjnej, cz³onka zarz¹du oddzia³u Krakowskiego, Zarz¹du G³ównego SDP.
Od 1981 r. by³ dzia³aczem Klubu Inteligencji Katolickiej w Krakowie i Warszawie. Równie¿ od 1981 roku nale¿a³ do Polskiego Zwi¹zku Katolicko-Spo³ecznego –
przewodnicz¹cy Oddzia³u Warszawskiego PZKS, wiceprzewodnicz¹cy Towarzystwa „Polska–Turcja”.
Od 1990 roku nale¿a³ do Stowarzyszenia Dziennikarzy
Rzeczypospolitej Polskiej, od 23 czerwca 2006 r. by³
cz³onkiem, a od 13 marca 2007 r. sekretarzem generalnym
Zarz¹du G³ównego SDRP. Aktywnie uczestniczy³ w pracach Miêdzynarodowej Federacji Dziennikarzy (FIJ).
2 lipca 2009 zosta³ powo³any przez ministra skarbu na
cz³onka rady programowej Polskiej Agencji Prasowej.
Odznaczony zosta³ Srebrnym i Z³otym Krzy¿em Zas³ugi, Krzy¿em Kawalerskim, Oficerskim i Komandorskim
Orderu Odrodzenia Polski.
Otrzyma³ wiele nagród: Dziennikarsk¹ Nagrodê Pokoju
V Œwiatowego Festiwalu M³odzie¿y i Studentów w Warszawie 3.08.1955 (wspólnie z red. Ignacym Rutkiewiczem), Nagrodê Stowarzyszenia Przyjació³ ONZ za cykl
audycji radiowych „Cz³owiek i pokój” (wspólnie z red.
Andrzejem Najmrodzkim), Nagrodê Zespo³ow¹ I stopnia
Przewodnicz¹cego Komitetu ds. Radia i Telewizji za
osi¹gniêcia publicystyczne i organizacyjne w zakresie
programów rolnych Polskiego Radia, Medal Honoris Gratia za zas³ugi dla miasta Krakowa 17.06.2010 r. (odebrany
z r¹k prezydenta miasta Jacka Majchrowskiego).
Witold Szymanderski
(1941–2011)
Ca³e ¿ycie zwi¹zany z Warszaw¹.
Urodzi³ siê w rodzinie inteligenckiej
z tradycjami; wychowa³ siê na Mokotowie, tam ukoñczy³ renomowane Liceum
œw. Augustyna, a nastêpnie presti¿owy
wydzia³ handlu zagranicznego ówczesnej Szko³y G³ównej Planowania i Statystyki (dziœ pod przywrócon¹ tradycyjn¹
nazw¹ Szko³y G³ównej Handlowej).
Utalentowany humanista nie zamierza³
siê jednak zajmowaæ handlem. Ukoñczy³
z powodzeniem podyplomowe studia
dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim, a szlify zawodowe – jak wielu przed Nim i po Nim – zdobywa³ w redakcji „Sztandaru M³odych”, gdzie
wkrótce zdoby³ szacunek kolegów
i uznanie czytelników. Mia³ rzadk¹
umiejêtnoœæ pisania zajmuj¹co o ma³o
atrakcyjnych sprawach, a przypad³a mu
szeroko pojêta tematyka gospodarcza.
Studia ekonomiczne niew¹tpliwie pomog³y Mu w tej materii.
W doros³e ¿ycie Witek wchodzi³
w okresie popaŸdziernikowej odwil¿y.
Jak wielu m³odych inteligentów wi¹za³
z ni¹ wielkie nadzieje i jak wielu rozczarowa³ siê. Zawsze jednak, urodzony optymista, szuka³ pozytywnych rozwi¹zañ.
Kiedy, ju¿ jako ceniony profesjonalista,
przeszed³ z „SM” do „Perspektyw”, te¿
tak by³o.
W stanie wojennym straci³ pracê, która dla Niego by³a czymœ wiêcej ni¿ tylko
sposobem zarabiania na ¿ycie. Podejmowa³, z powodzeniem, próby literackie,
napisa³ kilka sztuk scenicznych, ima³ siê
ró¿nych zajêæ, ¿eby utrzymaæ rodzinê.
Rodzina – ¿ona Hanka i córka Urszula – zawsze by³y Jego radoœci¹ i dum¹.
Hanka stworzy³a Mu dom, o jakim marzy³: ciep³y i przyjazny ludziom. A Witek lubi³ ludzi i ludzie go lubili. Ma³e
mieszkanko z ciemn¹ kuchni¹ Za ¯elazn¹ Bram¹ (a wczeœniej inne – wynajmowane) têtni³y gwarem przyjació³, którzy
o ka¿dej porze mogli liczyæ na talerz gor¹cej zupy. Byli wœród nich koledzy ze
studiów i z gazety, artyœci znani i zapoznani, ale tak¿e zaproszeni przez Witka
przypadkowi znajomi z ulicy czy tramwaju.
Na cmentarzu w Pyrach nadzwyczaj
licznie ¿egnali Go koledzy ze studiów,
wspó³pracownicy z redakcji, przyjaciele
domu, wszyscy, dla których przyjaŸñ
Witka by³a cennym darem.
¯egnaj, Przyjacielu.
Bogumił (Krzysiek) Paszkiewicz
Urodzony 12 listopada 1941 w Warszawie.
Studia SGPiS (dzisiejszy SGH) wydzia³ handlu zagranicznego, 2-letnie studia
podyplomowe na Wydziale Dziennikarstwa UW.
1965–1969 praca w Sztandarze M³odych” (jako reporter) – liczne nagrody
w konkursach na reporta¿e.
1969 – XII 1981 – praca w tygodniku „Perspektywy”. Udzia³ w licznych konkursach na reporta¿e og³aszanych m.in. przez tygodniki „Kultura”, „Polityka”,
tygodniki m³odzie¿owe – otrzyma³ wiele nagród za reporta¿e.
Wydawnictwo Iskry i Ksi¹¿ka i Wiedza wyda³y kilka tomików jego reporta¿y
z lat 1969–1980, a tak¿e dwie powieœci dla m³odzie¿y.
W roku 1981 „niezweryfikowany”. Wspó³pracowa³ z wydawnictwami podziemnymi. By³ redaktorem „S³owa”.
W roku 1986 Teatr Dramatyczny wystawi³ 5 razy „prapremierê” jego sztuki pt.
„Dworzec Przelotowy”. Niestety, zarówno ta, jak i druga jego sztuka 3 razy by³y
zdejmowane przez cenzurê z „Dialogu”. Mimo wielu rozmów, które odby³
z panami Dejmkiem i Hubnerem, którzy wyrazili zainteresowanie jego sztukami –
nie dosz³o do ich wystawienia w zarz¹dzanych przez nich teatrach.
Po 1989 roku pracowa³ w dzienniku „Nowy Œwiat”, w tygodniku „Przegl¹d
Gospodarczy”, by³ te¿ przez kilka lat wydawc¹ i redaktorem, naczelnym
w Polskim Towarzystwie Gospodarczym (PTEG), a póŸniej w TVP w redakcji
„dzienników”.
Do 1996 roku by³ naczelnym gazety BCC, a póŸniej prowadzi³ portal internetowy
i wspó³pracowa³ z pismem „Administrator”.
Zmar³ 20 marca 2011 r.
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 83
Marian Przetakiewicz-Leśniewski
(13.08.1940 – 17.01.2011)
17 stycznia 2011 roku w wieku
70 lat odszed³ od nas Marian Przetakiewicz, wieloletni dziennikarz „S³owa Powszechnego” i Polskiego Radia,
znany równie¿ pod pseudonimem Marian Leœniewski.
Nasza przyjaŸñ datowa³a siê od lat
dziecinnych, razem spêdzanych kolonii letnich w Halinie nad Liwcem.
PóŸniej przysz³a wspólna praca
w „S³owie Powszechnym”, „terminowanie” w redakcji nocnej pod czujnym okiem Stanis³awa M. Saliñskiego, Józefa I¿yckiego. PóŸniej stanowiliœmy nieroz³¹czn¹ parê reporterów,
czego ukoronowaniem by³o… „obrabowanie” muzeum regionalnego
w Sandomierzu.
Dzia³o siê to parê dni po s³ynnym
„skoku” na muzeum w Lidzbarku
Warmiñskim, gdzie ³upem w³amywaczy pad³o wiele cennych dzie³ sztuki.
Postanowiliœmy udowodniæ, i¿ wszystkie polskie muzea s¹ Ÿle zabezpieczone i nawet dyletantom uda siê je obrabowaæ. Boj¹c siê jednak wpadki
w przypadku nieudanej operacji, postanowiliœmy nawi¹zaæ kontakt z Komend¹ G³ówn¹ Milicji Obywatelskiej.
Akcja nasza spotka³a siê z uznaniem.
Powiadomiono specjalnego oficera
w komendzie wojewódzkiej w Kielcach, który w przypadku nieudanej akcji poœwiadczy³by, ¿e nie jesteœmy
prawdziwymi w³amywaczami…
La³o jak z cebra, kiedy eshaelk¹
Mariana jechaliœmy przez Kielce do
Sandomierza. W Kielcach oficerem
wtajemniczonym w akcjê okaza³ siê
s³ynny niegdyœ bokser – Marian Walasek. Powiadomi³ on ju¿ komendanta
powiatowego w Sandomierzu o naszej
inicjatywie.
Z wielk¹ trem¹ przekraczaliœmy
próg muzeum w Sandomierzu. Za pazuch¹ mieliœmy linê oko³o 3-metrowej
d³ugoœci, aby spuœciæ siê na niej
z okien i aparat fotograficzny, aby dokumentowaæ ca³e zdarzenie. Ukryliœmy siê za szaf¹ w chwili zamykania
muzeum i spokojnie czekaliœmy do
zmierzchu... Nagle rozleg³y siê syreny. By³y coraz bli¿ej, nasze serca pracowa³y z nieprawdopodobn¹ prêdko84 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
œci¹: a wiêc ktoœ sypn¹³ – mówiliœmy
sobie. Po pó³godzinnym strachu syreny umilk³y. Jak siê póŸniej okaza³o,
trwa³y przygotowania do œwiêta stra¿y
po¿arnej…
Z muzeum wziêliœmy miecz, który
wsadzi³em sobie za koszulê i gdy by³o
ju¿ dobrze ciemno przywi¹zaliœmy linê do okiennej framugi. Marian zjecha³ jako pierwszy. Nie zd¹¿y³ daæ mi
znaæ, kiedy poszed³em w jego œlady.
Okaza³o siê, i¿ nie przewidzieliœmy,
¿e muzeum znajduje siê na skarpie i lina by³a za krótka o co najmniej dwa
metry… Podczas niefortunnego skoku
rêkojeœci¹ miecza poci¹³em sobie
twarz..
Dalej akcja przebieg³a zgodnie
z planem. Zg³osiliœmy siê na milicyjnym posterunku w Sandomierzu, opisuj¹c przebieg akcji. PóŸniej, w Warszawie, zg³osiliœmy siê w Komendzie
G³ównej MO, melduj¹c wykonanie
zadania.
„Niestety, panowie, mam dla was
z³¹ wiadomoœæ. Nasze kierownictwo
uzna³o, i¿ tego typu publikacja poka¿e
drogê nastêpnym w³amywaczom, a sami wiecie, jaki jest stan zabezpieczeñ
naszych muzeów – mówi³ pu³kownik
Œlêzak. To siê nie mo¿e ukazaæ.”
Gdy wróciliœmy z tak¹ wiadomoœci¹ do redakcji, jedyn¹ reakcj¹ naczelnego, Witolda Jankowskiego by³o,
NR 102–103/2011
piszcie, ale szybko. Wysz³a z tego ca³a kolumna, która wesz³a do bie¿¹cego
wydania. Komenda G³ówna nie zawiadomi³a jeszcze cenzury i opis naszej akcji ukaza³ siê. Ale co siê dzia³o
nastêpnego dnia, pozostanie s³odk¹ tajemnic¹ naszego szefa. Jak mówi³a jego sekretarka, telefon rozgrzany by³
do czerwonoœci…
Marian Przetakiewicz przez parê lat
odpowiada³ w „S³owie” za wydanie
„B” – przeznaczone na prowincjê Polski. Kolporta¿ sta³ wówczas na bardzo
niskim poziomie, konkurencji nie by³o
dlatego czytelnicy w odleg³ych miejscowoœciach Polski musieli zadowoliæ
siê gazet¹ z informacjami sprzed paru
dni. Ale na có¿ pomys³owoœæ dziennikarzy… Musieliœmy wyprzedzaæ wydarzenia, a mistrzem tego by³ w³aœnie
Marian. Ale do pewnego momentu.
Zakazano mu takiej „proroczej” dzia³alnoœci, kiedy zamieœci³ entuzjastyczn¹ recenzjê z koncertu czeskiego
piosenkarza Karela Gotta w Katowicach, który to koncert w ostatniej
chwili zosta³ odwo³any. Ale gazeta
z recenzj¹ spokojnie czeka³a na czytelników w kioskach…
Z Marianem Przetakiewiczem ³¹czy³a nas wieloletnia przyjaŸñ a¿ do
jego tragicznej œmierci w 2011 roku.
Do koñca ³¹czy³o nas zami³owanie do
motoryzacji, a tak¿e samochodowe
rajdy dziennikarzy, mierzone du¿¹
liczb¹ przejechanych kilometrów
i wieloma godzinami bankietów…
Po paru latach opuœci³ on szeregi
dziennikarzy „S³owa Powszechnego”
i do koñca swej pracy zawodowej
dzia³a³ w Polskim Radiu w redakcji
motoryzacyjnej, prowadz¹c jednoczeœnie bardzo popularn¹ audycjê
nocn¹ „Radio Truck”. Niestety, dziwn¹ decyzj¹ samofinansuj¹ce Radio
Truck kolejna ekipa radiowych „rewolucjonistów” zlikwidowa³a, pozbawiaj¹c prawie 200-tysiêczn¹ rzeszê
s³uchaczy ulubionego programu.
A o œmierci Mariana radios³uchacze
nie dowiedzieli siê z ¿adnego programu, choæ na taki sobie zas³u¿y³…
Jan Żdżarski
Ewa
Szumańska-Szmorlińska
17 maja 2011 r. we Wrocławiu w wieku 90 lat zmarła Ewa
Szumańska, pisarka, scenarzystka, reportażystka, autorka słuchowisk radiowych. Znana m.in. z popularnej serii skeczy „Z pamiętnika młodej lekarki”.
Ewa Szumańska urodziła się 20 maja 1921 roku w Warszawie. Studiowała filozofię oraz historię sztuki.
Brała udział w Powstaniu Warszawskim, uczestniczyła w licznych rejsach dalekomorskich na statkach polskiej marynarki
handlowej.
Pracowała w teatrach
w Krakowie, Łodzi
i Wrocławiu. Debiutowała w 1948 roku słuchowiskiem „Eglantyna”.
Od 1982 roku pisała
teksty do „Tygodnika
Powszechnego”. Od 1958
roku pracowała w Polskim Radiu Wrocław,
gdzie
współtworzyła
Studio 202. W Programie Trzecim Polskiego
Radia była współautorką
magazynu rozrywkowego „60 minut na godzi-
Danuta Mąkowa
(1931–2011)
Kochała wiosnę, była dzieckiem wiosny. Urodziła się bowiem w pogodny dzień 3 maja 1931 roku w Zawierciu. I to
przy ulicy 3 Maja. Ponieważ w czasie drugiej wojny jej miasto włączone zostało w granice Reichu, wyższe klasy szkoły
podstawowej kończyła na tajnych kompletach. W powojennym gimnazjum oprócz codziennej nauki, realizowała dwie
pasje: harcerstwo (była drużynową zuchów) i czytanie książek. Jej ulubionym przedmiotem w liceum był język polski,
zaś wypracowania domowe z tego zakresu innym uczennicom stawiano za wzór, podobnie jak referaty przygotowywane na międzyszkolne sympozja przedmaturalne. Gdy więc
w maju 1950 roku zdała egzamin maturalny, za radą nauczycieli zdecydowała się na studia dziennikarskie w Warszawie.
Z kolegą z uniwersyteckiej ławy zawarła w maju 1953 roku ślub
i wkrótce z nakazem pracy wyjechała z nim do Szczecina.
Kilka lat pracowała w „Kurierze Szczecińskim”, przez kilka
następnych była terenowym reprezentantem warszawskich
redakcji „Słowa Powszechnego” i „Gazety Handlowej”. W roku 1964 przeszła do pracy w „Głosie Szczecińskim”, gdzie
z jak najlepszym skutkiem uprawiała publicystykę społeczną.
nę”, do którego pisała teksty. Jest autorką słuchowiska
„Z pamiętnika Młodej Lekarki”, w którym wcieliła się w rolę lekarki. Teksty pisała do końca pracy w Polskim Radiu, czyli do 2007
roku.
Po wprowadzeniu stanu wojennego została zmuszona do
odejścia z Polskiego Radia, gdy „nie wyraziła skruchy” przed komisją weryfikacyjną i kwestionowała kompetencje jej członków
do oceny dziennikarzy.
W 2007 roku odmówiła złożenia oświadczenia lustracyjnego;
w oświadczeniu przesłanym redakcjom prasowym napisała:
„Chcę się w ten sposób pożegnać z moimi słuchaczami, ponieważ nie podpisałam pisemka, które należało podpisać, aby udowodnić, że się nie jest wielbłądzicą”.
Wydała m.in.: „Ślady na oceanie” (1963), „Przygoda
w Lagos” (1964), „Czekanie na pilota” (1966), „Blizna”
(1969), „Santa Maria” (1971), „Kołysanie” (1972), „Prędzej”
(1972), „Inny rytm” (1974), „Camping” (1977), „Miłość
w odcieniu ochry” (1979), „Tunes, Tunes” (1979), „Moi przyjaciele Latynosi” (1981), „Bizary” (1987), „Pięć lat” (1989),
„Trasy: półprzewodnik turystyczny” (1989), „Obecność”
(autobiografia, 1992), „Skrwawione wzgórza Afryki” (1996).
We Wrocławiu mieszkała od końca lat 40. ub.w. W 1977 r.
otrzymała nagrodę miasta Wrocławia, a w 1999 – nagrodę prezydenta Wrocławia.
Uhonorowana została Złotym Mikrofonem Polskiego Radia.
ród³a:
www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/369396,Nie-zyje-Ewa-Szumanska-autorka-min-slu
http://wikipedia.wp.pl/wiki/Ewa_Szuma%C5%84ska
mp
przedruk ze strony sdp.pl
Po powrocie do Warszawy
w 1973 roku kierowała działem
ekonomicznym miesięcznika
„Magazyn Rodzinny”, co trwało
aż do przejścia na emeryturę
w 1990 roku.
Koleżeńska, uczynna i wrażliwa na ludzkie cierpienia, wyjątkowo mocno przeżyła dramatyczny bunt szczecińskich stoczniowców w grudniu 1970 roku, co z czasem zaowocowało
zaangażowaniem w ruchu Solidarności, ze szczególną aktywnością w okresie stanu wojennego. Odznaczona brązowym
i srebrnym Krzyżem Zasługi oraz Gryfem Pomorskim, w maju 2003 roku wyróżniona została wraz z mężem medalem Za
Długoletnie Pożycie Małżeńskie i specjalnym listem gratulacyjnym Prezydenta RP. 3 maja br. w szpitalnym łóżku, półświadoma, obchodziła jubileusz 80. urodzin. W kilka dni później – 7 maja br. odeszła od nas na zawsze.
Kochała wiosnę. Urodziła się w maju i zmarła w maju. W pogodny dzień, 12 maja br., odbyły się pogrzebowe uroczystości
na cmentarzu w podwarszawskich Pyrach.
Część jej Pamięci!
Henryk Mąka
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 85
6 maja 2011 r. zmarł
red. Henryk Galus (lat 74)
Wielce zasłużony dla Wybrzeża i Pomorza dziennikarz, redaktor i publicysta; badacz i kronikarz wybrzeżowej oraz pomorskiej działalności prasowej. Publicysta „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” i „Gazety Pomorskiej”
w Bydgoszczy w latach 1960–1967; od 1969 do 1982 redaktor i publicysta
„Głosu Wybrzeża”, współzałożyciel i pierwszy redaktor naczelny „Gazety
Gdańskiej” w 1990 r.; publikował również szkice i eseje w „Miesięczniku
Literackim”, „Odrze”, „Polityce”, „Pomeranii” i „Tygodniku Gdańskim”.
Laureat wielu nagród i wyróżnień.
Wyrzucony z pracy przez władze stanu wojennego, pozostawał do
1990 r. poza zawodem, działał w nielegalnych strukturach Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich, którego członkiem był od 1965 r. W latach
1989–1990 prezes Oddziału Gdańskiego SDP. W okresie stanu wojennego rozpoczął działalność naukową, którą kontynuował, współpracując
z Gdańskim Towarzystwem Naukowym i Polskim Towarzystwem Socjologicznym.
Był pasjonatem swojego zawodu, niestrudzonym społecznikiem, a zarazem skrupulatnym indywidualistą, wymagającym i trudnym w przyjaźni
ale i niezawodnym.
Koleżanki i Koledzy
z Gdańskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich,
Oddziału Morskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy RP
W czasie pogrzebu na gdyńskim cmentarzu Przyjaciela
pożegnał Tadeusz Woźniak, prezes Oddziału Gdańskiego SDP.
¯egnamy dziœ na tym cmentarzu redaktora Henryka Galusa, œwietnego
dziennikarza, publicystê i prasoznawcê, a przede wszystkim ciekawego
i wartoœciowego cz³owieka.
Urodzony 2 stycznia 1937 r.
k. P³ocka, ukoñczy³ historiê na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Miko³aja Kopernika w Toruniu.
Ju¿ w czasie studiów rozpocz¹³ swoj¹ przygodê z dziennikarstwem, najpierw w gazetach w Bydgoszczy
i Toruniu: „Ilustrowanym Kurierze
Polskim” i „Gazecie Pomorskiej”,
„Dzienniku Toruñskim”, by w 1969 r.
trafiæ na Wybrze¿e, do dzia³u
spo³eczno-partyjnego „G³osu Wybrze¿a”, którym kierowa³ przez kilkanaœcie lat, dopóki by³ przekonany
co do s³usznoœci tamtej idei, idei socjalizmu, w któr¹ wtedy wierzy³
i uczciwie jej s³u¿y³.
Henryk nigdy nie pracowa³ ot tak,
dla zarobku, on zawsze s³u¿y³ jakiejœ
idei i prowadzi³ walkê.
86 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
By³ cz³owiekiem sprawiedliwym
i uczciwym, nie szuka³ kompromisów
i ³atwych zwyciêstw, on pryncypialnie
rozs¹dza³ „za” i „przeciw”, d³ugo wa¿y³ argumenty, ale gdy siê do kogoœ
lub czegoœ przekona³, odwa¿nie opowiada³ siê po wybranej stronie. Do
bólu rzetelny i nieustêpliwy, zdecydowany walczyæ o s³uszne racje.
W sierpniu 1980 r. opowiedzia³ siê
po stronie robotniczego protestu, rozwa¿nie i odpowiedzialnie, prze¿ywaj¹c dramatyczne rozterki, bo musia³
przekreœliæ idee i rozwi¹zania, którym
dot¹d s³u¿y³. By³ cz³owiekiem odpowiedzialnym i nie³atwo zmienia³ tory
myœlenia, nie s¹dzi³ pochopnie i powierzchownie. Jako pragmatyk analizowa³ fakty, a te przemawia³y za stoczniowym zrywem, za Solidarnoœci¹,
wiêc Henryk – mimo wewnêtrznych
rozterek – musia³ siê po ich stronie
opowiedzieæ. Znalaz³ siê w gronie reformatorów wybrze¿owej myœli spo³ecznej. Jego odwa¿ne i m¹dre publika-
NR 102–103/2011
cje wspó³tworzy³y polski Sierpieñ ’80,
oddawa³y mu sprawiedliwoœæ. Mia³
swój udzia³ w tym, ¿e „G³os Wybrze¿a” sta³ siê jedn¹ z lepszych gazet
w Polsce, uczciwie pokazuj¹c¹ rzeczywistoœæ.
Nie waha³ siê postawiæ na szali
swoj¹ zawodow¹ przysz³oœæ, karierê.
W niedalekiej przysz³oœci – przysz³oœci stanu wojennego – straci³ du¿o: pracê, Ÿród³o utrzymania, mo¿liwoœæ wykonywania umi³owanego zawodu – dziennikarstwa. Nie za³ama³
siê, nie pogubi³. Zaanga¿owa³ siê
w nielegaln¹ dzia³alnoœæ podziemnych
struktur SDP, do którego nale¿a³ od
1965 r. Rozwin¹³ te¿ swoje zainteresowania historyczno-socjologiczne, czego efektem by³y liczne artyku³y i szkice w zakresie socjologii polityki, nauki i kultury, prasy oraz historii najnowszej, publikowane przez wydawnictwa uniwersyteckie oraz instytuty
i wydawnictwa naukowe. W³asnym
sumptem wyda³ cenn¹ pozycjê ksi¹¿kow¹ „Prasa gdañska w dobie przemian.
Studia nad systemami prasy kierowanej
w PRL i prasy niezale¿nej w III RP”
Po odzyskaniu niepodleg³oœci z pasj¹ zaanga¿owa³ siê w now¹ rzeczywistoœæ prasow¹, wspó³tworzy³ w 1990 r.
„Gazetê Gdañsk¹” i na kilka miesiêcy
zosta³ jej pierwszym redaktorem naczelnym. Publikowa³ równie¿ szkice
i eseje w „Miesiêczniku Literackim”,
„Odrze”, „Polityce”, „Pomeranii”
i „Tygodniku Gdañskim”. By³ laureatem wielu dziennikarskich nagród
i wyró¿nieñ.
W póŸniejszym okresie zaj¹³ siê samodzieln¹ prac¹ – publikowaniem
w internecie, który sta³ siê jego przyjazn¹ domen¹. Du¿o pisa³, tworzy³,
nie wszystko to zosta³o rozpoznane
i docenione. Nie zawsze mieliœmy dla
siebie wystarczaj¹co du¿o cierpliwoœci i zrozumienia. Henryk nie³atwo
zmienia³ przekonania, nie uznawa³
kompromisów, pó³tonów, odcieni;
preferowa³ zdecydowane barwy, potrafi³ walczyæ o swoje racje.
Z Henrykiem mo¿na by³o siê nie
zgadzaæ, ale nie mo¿na by³o go nie zauwa¿aæ, nie braæ pod uwagê jego racji.
By³ postaci¹ nieprzeciêtn¹ i niekonwencjonaln¹. Takim Go zapamiêtamy
i zawsze bêdziemy wspominaæ.
¯egnaj drogi Henryku!
Gdynia 12.05.2011 r.
Ostatnia „Sonata księżycowa” dla „Żuka”
Przejmuj¹ce, ale i spokojne dŸwiêki „Sonaty ksiê¿ycowej” w jazzowym wykonaniu orkiestry Glenna Millera
¿egna³y 24 maja 2011 r. na warszawskich Pow¹zkach naszego Przyjaciela, red. Marka Antoniego Wasilewskiego, który odszed³ od nas 16 maja br.
By³ jedn¹ z legendarnych i barwnych postaci polskiego
dziennikarstwa i osob¹ trwale zwi¹zan¹ z ochron¹ œrodowiska i dzia³alnoœci¹ Klubu Publicystów Ochrony Œrodowiska EKOS. By³ naszym Przyjacielem i Koleg¹, jednym
z za³o¿ycieli Klubu EKOS, cz³onkiem naszego zarz¹du na
pocz¹tku lat 80. ub.w.
Pisa³ do ostatnich chwil swojego d³ugiego ¿ycia
(urodzi³ siê w 1924 roku), miêdzy innymi w czasopismach
wydawanych przez cz³onków Klubu Publicystów Ochrony
Œrodowiska EKOS. By³ niezrównanym mistrzem s³owa,
niezwyk³ym erudyt¹, bibliofilem, poliglot¹ i znawc¹ wielu dziedzin, nie tylko zwi¹zanych z ochron¹ œrodowiska,
czy – jak zawsze poprawia³ – z „sozologi¹”. Kocha³ ksi¹¿ki i archiwalia. Mia³ potê¿n¹ bibliotekê i czerpa³
z niej, jak ze Ÿród³a, inspiracje do swojej wspania³ej twórczoœci.
Red. Marek Antoni Wasilewski by³ nie tylko dziennikarzem i publicyst¹. Pozostawi³ po sobie tak¿e wspania³y
dorobek literacki. By³ poet¹ i prozaikiem, t³umaczem
poezji z jêzyka serbsko-chorwackiego, niemieckiego, tureckiego i azeri. „Kiedy bêdê do Ciebie szed³…” to tytu³
jednego z najpiêkniejszych, przejmuj¹cych wierszy Pana
Marka, przypomnianych przy grobie przez Jego syna.
Wielokrotnie odznaczany i wyró¿niany by³ za twórczoœæ
literack¹ i dziennikarsk¹, zw³aszcza w obronie polskiej
przyrody. Kocha³ zwierzaki (koty!) i wielokrotnie stawa³
w ich obronie.
Byæ mo¿e, mniej znane m³odszym kole¿ankom i kolegom s¹ inne karty z ¿ycia Pana Marka. By³ ¿o³nierzem Armii Krajowej i uczestnikiem Powstania Warszawskiego.
Na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego
(http://ahm.1944.pl/Marek_Antoni_Wasilewski/1) mo¿na
przeczytaæ i pos³uchaæ barwnej opowieœci Pana Marka
z tamtych trudnych dni. W okresie wojennym zosta³ dwukrotnie ranny. By³ wiêziony w obozach jenieckich, sk¹d
uda³o Mu siê uciec do Jugos³awii. Po wojnie ukoñczy³ studia na Uniwersytecie Warszawskim (Wydzia³ Biologii
i Nauk o Ziemi oraz Turkologia). Potem przez wiele lat
pracowa³ jako dziennikarz i publicysta, autor m.in. wspania³ych felietonów i humoresek podpisywanych jako
„¯uk”, m.in. w „S³owie Powszechnym”, „Szpilkach”,
„Wiadomoœciach Kulturalnych”. Publikowa³ w wielu czasopismach zwi¹zanych tematycznie z ochron¹ œrodowiska.
Charakterystyczna postaæ Pana Marka zawsze bêdzie
nam siê kojarzy³a z nieod³¹czn¹ laseczk¹, i przypomina³a
nasze wspólne reporterskie wêdrówki po najpiêkniejszych
zak¹tkach naszego kraju. Pamiêtamy, jak dzielnie wêdrowa³ z nami po Tatrach. Jego rozleg³a wiedza, erudycja
i niepowtarzalny humor budzi³y powszechny szacunek.
By³ bardzo lubianym Cz³owiekiem i – jak s³usznie podkreœli³ Jego syn – twórc¹ za ¿ycia niedocenionym. ¯y³
skromnie, nieco z dala od biegu wydarzeñ i wola³ celnie
komentowaæ s³owem ni¿ anga¿owaæ siê w wir ja³owych
polemik, walkê o tytu³y, stanowiska, w¹tpliwe zaszczyty.
Straciliœmy niezwyk³¹ postaæ i osobowoœæ.
Rodzinie i bliskim sk³adamy wyrazy szczerego wspó³czucia.
¯egnamy Ciê „¯uku”, drogi Panie Marku, ze smutkiem.
Ale bêdziemy Ciê pamiêtaæ.
Klub Publicystów Ochrony Środowiska EKOS
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 87
DELEGACI STOWARZYSZENIA DZIENNIKARZY
W³adze SDP kadencji
2008–2011
ZARZ¥D G£ÓWNY
NACZELNY
S¥D DZIENNIKARSKI
Gustaw Romanowski
Iwona Mikrut-Purchla
Piotr Górski
Maria Giedz
Janusz Pichlak
Andrzej Radomiñski
Wojciech Sarnowicz
Krystyna Mokrosiñska
Krzysztof Fija³ek
Jerzy K³osiñski
Stefan Truszczyñski
Andrzej Tomaczak
Barbara Bojaryn
Krzysztof K³opotowski
Anna Kopras-Fijo³ek
Cezary Marszewski
Gra¿yna Ogrodowska
Marek Palczewski
Dominik Sowa
Maciej Wierzyñski
NACZELNA
KOMISJA REWIZYJNA
Ma³gorzata Kamiñska-Bruszewska
Jolanta Cywiñska
88 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
Jadwiga Chmielowska
Andrzej Dramiñski
Marek Ponikowski
KOMISJA INTERWENCYJNA
Zbigniew Wytr¹¿ek
Jan Forowicz
Leszek Ciechoñski
Henryka Dobosz-Kinaszewska
Maria Sondej
RZECZNIK DYSCYPLINARNY
Jacek Wegner
NR 102–103/2011
BIA£YSTOK
Lech Pilarski
BYDGOSZCZ
Zbigniew Juchniewicz
Marek Sobczak
Antoni Szpak
Ewa Starosta
GDAÑSK
Maria Mroziñska
Jacek Naliwajek
Tadeusz WoŸniak
Janusz Wikowski
KATOWICE
Witold Ga³¹zka
Aleksander Kalañski
Grzegorz Mika
Jan Picheta
Tomasz Szymborski
Grzegorz ¯muda
Halina ¯wirska
POLSKICH NA ZJAZD 4–5.06.2011 r.
KIELCE
Andrzej Kopeæ
Anna Paku³a-Sacharczuk
W³odzimierz Rudolf
KOSZALIN
Tadeusz Sznajderski
STALOWA WOLA
Dionizy Garbacz
Bogus³aw Szwedo
KRAKÓW
El¿bieta Barowa
Magdalena Drohomirecka
Witold Gadowski
Roman Graczyk
Krzysztof Gurba
Andrzej Kaczmarczyk
Mi³osz Kluba
Piotr Legutko
Jerzy £¹tka
Zygmunt Moszkowicz
Barbara Pajchert
Dobros³aw Rodziewcz
Andrzej Stawiarski
Jacek Stroka
Danuta Wêgiel
LUBLIN
Jacek Przesmycki
Jacek Sadowski
Jan Taraszkiewicz
£ÓD
Henryk Bekrycht
Wojciech Janczyk
Zbigniew Natkañski
Waldemar Wiœniewski
OLSZTYN
£ukasz Czarnecki-Pacyñski
El¿bieta Mierzyñska
Marek Soko³owski
POZNAÑ
Jolanta Hajdasz
Tadeusz Golenia
Piotr Laskowski
W³odzimierz Paluszkiewicz
RZESZÓW
Adam Kulczycki
Józef Matusz
SZCZECIN
Piotr Jasina
Marek Rudnicki
WROC£AW
Rafa³ Bubnicki
Leszek Budrewicz
Tomasz Orlicz
El¿bieta Pomorska-Drobiñska
Barbara Trzeciak-Pietkiewicz
Zbigniew Zawada
WARSZAWA
Jerzy Biernacki
Krzysztof Bobiñski
Teresa Bochwic
Kaja Bogomilska
Dorota Bogucka
Olga Braniecka
Hanna Budzisz
Stefan Zygmunt Budzyñski
Piotr Bugajewski
Cezary Andrzej Bunikiewicz
Marek Chmielewski
Grzegorz Cydejko
Anna Czabañska
Krzysztof Czabañski
Grzegorz Eberhardt
Piotr Ferenc
Tadeusz Fredro-Boniecki
Krystyna Gucewicz-Przybora
Eugeniusz Helbert
Zygmunt Jagodziñski
Janina Jankowska
Rafa³ Kalukin
Krystyna Karwicka-Rychlewicz
Stanis³aw Klimaszewski
Micha³ Kobosko
Katarzyna Ko³odziejczyk
Wanda Konarzewska
Henryk Koœcielny
Jerzy Koœnik
Filip Kowalik
Bogdan Krzysztof Kozyra
Stefan Kude³ka
Anatol Kula
Krystyna Kurczab-Redlich
Lidia Kulczyñska-Pilich
Gra¿yna Kurpiñska
Stefan Lewandowski
Jacek Lepiarz
Renata Lipiñska-Kondratowicz
Grzegorz £atuszyñski
Bartosz £awski
Karina £opieñska
Piotr £uczuk
Janina Makowiecka
Marcin Makowiecki
Maciej Marosz
Ma³gorzata Mazurkiewicz
Ma³gorzata Mietkowska
Micha³ Orzechowski
Maciej Parowski
Maciej Pawlak
Barbara Petrozolin-Skowroñska
Janina Marta Piszcztowska
Wojciech Reszczyñski
Jan Rogala
Barbara Rogalska
Jerzy Roman
Agnieszka Romaszewska-Guzy
Zbigniew Rytel
Ma³gorzata Sienkiewicz-Budo
Krzysztof Skowroñski
Wies³aw Stradomski
Danuta Szczerska-£awska
Jerzy Szejnoch
Krzysztof Turowski
Bohdan Urbankowski
Adam Urbanek
Juliusz Urbanowicz
Ewa Urbañska
Bo¿ena Walewska
W³odzimierz Wojcieszak
Pawe³ Wojewódka
Marcin Wolski
Teresa Wójcik
Marek Wroñski
Antoni Zambrowski
Stefan Zubczewski
Barbara ¯mijewska
NR 102–103/2011
F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y 89
Spis treści
Od redaktora
3
W³adze SDP kadencji 2008–2011
4
Wykaz obserwatorów s¹dowych oddzia³ów SDP
4
Nowa Rada Etyki Mediów
4
Mieæ czy nie mieæ osobowoœci prawnej – uwagi Tomasza Orlicza
4
10 pytañ do Krystyny Mokrosiñskiej
5
Bez niedomowieñ – Stefan Bratkowski
6
Omamy prezesa – Jacek Wegner
7
Rzecz o freelancerach – Barbara Jagas
9
O wolnoœci s³owa – Stanis³aw Ossowski
10
Okiem dinozaura patrzy na œwiat Wanda Konarzewska
11
www.sdp.pl – adres naszej strony internetowej
12
Sprawozdanie Komisji ds. Organizacji Domu Dziennikarza-Seniora (I 2009 – V 2011)
13
Centrum Monitoringu Wolnoœci Prasy SDP – 2011
14
Apel redaktorów naczelnych ws. Jaros³awa Ziêtary – 29.04.2011
14
OdpowiedŸ premiera Donalda Tuska na apel redaktorów naczelnych – 30.04.2011
14
Reakcja prokuratury na apel o przeniesienie œledztwa ws. J. Ziêtary
14
Konferencja: Wyjaœniæ œmieræ Jaros³awa Ziêtary – 28.03.2011
15
List do Pana Bronis³awa Komorowskiego, Prezydenta RP, o u³askawienie Jerzego Jachowicza – 24.05.2011
16
Wniosek na zjazd SDP Marka Wroñskiego o zmiany w prawie prasowym, ustawie o dostêpie
do informacji publicznej, prawie o postêpowaniu przed s¹dami administracyjnymi
16
Wniosek Krzysztofa K³opotowskiego na zjazd o przyznanie cz³onkostwa honorowego SDP
Alexowi Storozynskiemu – 6.05.2011
16
Centrum Prasowe Foksal
17
Nagrody SDP 2010
18
„akftekst” – wielkopolscy dziennikarze nagrodzeni. Dziennikarstwo jest uwa¿noœci¹ – Anna Kopras-Fijo³ek
20
„Gazeta Jarociñska”
21
Historia konkursu Wielkopolskiego Oddzia³u SDP (1999–2010) – Zenon Bosacki
22
„Cudzys³ów” – wystawa fotografii Ewy ¯elewskiej-Florek
24
Bêdzie pomnik Melchiora Wañkowicza autorstwa Andrzeja Kernesa
26
„Bez Wierszówki” – miesiêcznik oddzia³u SDP w Olsztynie
26
Tajemnice mistrza Jana – Anna Malinowska o ksi¹¿ce Marzeny Bauman-Bosek
27
Reporterka bez granic – Krystyna Kurczab-Redlich
28
Polska reporterka w Czeczenii – o spotkaniu Krystyny Kurczab-Redlich w klubie „Cudzys³ów”
29
Pandrioszka – Krystyna Kurczab-Redlich
30
Deptaliœmy ruiny Warszawy – opowiada Olgierd Budrewicz; wys³ucha³ W³odzimierz Boñcza-Rutkowski
31
Na 21 dni lub na ca³e ¿ycie – album Romana Rojka
33
Dziennikarska droga z przeszkodami – Anna Malinowska pisze o Andrzeju Wernicu
34
Za mali na mocarstwo, za duzi na pokornego klienta – o ksi¹¿ce Jacka Wegnera „Rzeczpospolita duma i wstyd”
pisze Krystyna Grzybowska
36
„Quo vadis Polonia?” – W drodze do demokratycznego pañstwa prawa Polska 1989–2009
– publikacja pod redakcj¹ Janusza Kochanowskiego, oraz „Dzieci Katynia” Teresy Kaczorowskiej
37
Trzy pokolenia na posterunku – o rodzinie Lazarowiczów pisze Andrzej Dabik
38
„Tygodnik Solidarnoœæ” skoñczy³ 30 lat
40
Co robi¹ dziœ ludzie, którzy walczyli, gdy naprweê by³o groŸnie? Buntownicy – Lech Dymarski
41
90 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Lech Dymarski – „Notatki z lektur”, Niezale¿na Oficyna Wydawnicza Nowa
42
O Piotrze Hlebowiczu z „Solidarnoœci Walcz¹cej” pisze Jadwiga Chmielowska
43
Kazimierz (ten nad Wis³¹) – tysi¹ce turystów i wstyd za wal¹cy siê mur klasztorny
44
Ksi¹¿ki Janusza Rolickiego o Edwardzie Gierku
46
Bo¿yk intymny podwójnie – Andrzej Bajorek o ksi¹¿ce „Hanka Mi³oœæ Polityka”
47
O ksi¹¿ce Marka Mariana Drozdowskiego „Marceli Porowski – prezydent powstañczej Warszawy”
48
¯ycie towarzyskie wœród towarzyszy – Jolanta Cywiñska pisze o czasach PRL i ksi¹¿ce Cezarego Praska
49
Helena Kowalik zdoby³a „Melchiora 2010”
50
W tej wojnie mo¿e uczestniczyæ ka¿dy – Wies³aw £uka
51
Felietony Stefana Truszczyñskiego: – „Polityczki”
53
Polityczni pomazañcy
54
Telewizja: dryfowanie szerokopasmowych kontynentów – Zbigniew Kosiorowski
55
20 czerwca – VI Konferencja Rad Programowych PR i TVP
57
Stanowisko ZG SDP w sprawie odpartyjnienia mediów publicznych – 16.02.2011
57
Listy kolegów: Jakub Bartnikowski – „W³adza na zakrêcie”
57
Sport fotografuje Micha³ Puchalski
58
Ka¿dy tu zwyciê¿a – biega maratony i je opisuje Marek Madlis
59
Kredytowe problemy – porady praktyczne Hanny Budzisz
61
Prawo a massmedia – Ryszard Milewski
62
Dwutygodnik spo³eczno-polityczny „Realia i co dalej”
64
Ksi¹¿ki Rafa³a Ziemkiewicza
66
Brazylijka Elizabeth Costa sekretarzem generalnym FIJ
67
Moja Kuba – tydzieñ bezczelnoœci i strachu – Wies³aw £uka
68
Jedn¹ bram¹ do piek³a i… nieba – Piotr Jasina z rejsu
71
Dziennikarstwo niezale¿ne wczoraj i dziœ – z Londynu El¿bieta Królikowska-Avis
73
O teatrze pisze z Berlina Iwona Uberman: Moralnoœæ i prawo, „Czekaj¹c na Turka”
75
Claude Monet ksi¹¿ê impresjonizmu – korespondencja z Pary¿a Marzenny Baumann-Bosek
78
O ksi¹¿ce Lidii Kulczyñskiej-Pilich „Mój Komorów” pisze z Warszawy Marek Paw³owicz
79
Jak uduchowiæ sieæ? – zastanawia siê Mariusz Czarnecki
80
Wspomnienia
Adam Kowalski
81
Tadeusz Myœlik
82
Witold Szymanderski
83
Marian Przetakiewicz-Leœniewski
84
Ewa Szumañska-Szmorliñska
85
Danuta M¹kowa
85
Henryk Galus
86
Marek Antoni Wasilewski
87
Delegaci SDP na zjazd 4–5.06.2011
88
Wrêczenie medali Gloria Artis
89
Krystyna Pohl – dokumentacja szczeciñskiej stoczni
90
Miejsce na notatki
z obrad zjazdowych:
92 F O R U M D Z I E N N I K A R Z Y
NR 102–103/2011
Wręczenie medali
„Gloria Artis”
25 maja br. Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego,
wręczył medale „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Złote medale otrzymali:
Erazm Ciołek – artysta fotografik, fotoreporter, autor wielu wystaw
Janusz Zaorski – scenarzysta, reżyser, producent filmowy
Srebrne:
Andrzej Barański – reżyser filmowy, scenarzysta
Danuta Błażejczyk – piosenkarka, autorka tekstów, aktorka, producentka
Aleksander Nowacki – wokalista, instrumentalista, kompozytor,
realizator i producent, legenda polskiej
muzyki rozrywkowej
Krzysztof Szewczyk – dziennikarz, współtwórca programu
telewizyjnego „Wideoteka dorosłego człowieka”
Brązowe:
Tomasz Budzyński – wokalista, kompozytor, poeta, malarz
Maciej Maleńczuk – wokalista, instrumentalista, poeta, kompozytor,
autor tekstów
Medal Zasłużony Kulturze – Gloria Artis
jest nadawany osobom wyróżniającym się
w dziedzinie twórczości artystycznej,
działalności kulturalnej lub ochronie kultury.

Podobne dokumenty