Krótki Zarys Historii Parafii Najsłodszego Serca

Transkrypt

Krótki Zarys Historii Parafii Najsłodszego Serca
Krótki Zarys Historii Parafii Najsłodszego Serca Pana Jezusa
w Greenfield, MA.
Silver Jubilee Album of Sacred Heart Parish,
Greenfield, MA., p. 13-21. CAP at Orchard Lake.
Miasto Greenfield leży w północnej części stanu Massachusetts, w powiecie Franklin, po prawym
brzegu rzeki Connecticut. W koło miasta roztacza się widnokrąg okolony zielonymi wzgórzami i
lesistymi górami, co nadaje uroczy wygląd całej okolicy. Miasto jest węzłowym: tu krzyżują się linie
pociągów idących z Troyu i Montrealu na Nowy York i Boston. Miasto jest przemysłowym, posiada
kilka mniejszych fabryk, gdzie wyrabiają narzędzia i przybory ślusarskie i plumberskie. Mieszkańców
liczy około szesnaście tysięcy różnej narodowości, z czego Polaków jest 185 rodzin. Pochodzą oni
przeważnie z okolic Łomżyńskich. Pierwsi przybyli tutaj jeszcze przed czterdziestu laty. Byli nimi:
Franciszek Karmiłowicz, Piotr i Aleksander Gibowicze, Jakób Kozicki, Antoni Skibiński, Józef Jabłoński,
Walenty Majewski i inni. Był tu także niejaki Dr. Zabriskie, lecz ten nie przyznawał się do polskości i
nie brał udziału w życiu polonii. Wyżej wymienieni, prócz wspomnianego Zabriskiego, położyli wielkie zasługi w zorganizowaniu i utrzymaniu ducha polskiego wśród garstki swych rodaków, a także w
zabiegach o utworzenie polskiej parafii.
Początki naszych pionierów były, jak zwykle, trudne. Lud przybywał ubogi i bez znajomości
tutejszego języka i stosunków. Pracował ciężko, zadawalał się małym zarobkiem, który oszczędzał,
by wnet się czegoś dorobić. Zarobkiem tym dzielił się z pozostałymi krewnymi w Polsce, posyłał
niektórym na szyfkarty, aby i oni mogli się dostać do kraju dolarów i zażyć tutaj lepszej doli. Polonia
zatem z każdym rokiem wzrastała; w r. 1905 liczyła już około 60 rodzin. Odczuwała ona boleśnie brak
nad sobą opieki moralnej i duchownej, brak swego kapłana i kościoła. Naród nasz bez wszystkiego
obejść się potrafi, ale nie bez swego kościoła i księdza. Więc też było rzeczą zrozumiałą ustawiczne
zabiegi i starania o utworzenie swojej parafii. Nie poszło to łatwo z powodu braku polskich księży,
a także z powodu stosunkowo niewielkiej jeszcze liczby dusz polskich. Jednak w r. 1912 starania te
zostały załatwione w połowie pomyślnie. Ks. biskup Tomasz Beaven, Ordynariusz Springfieldski, polecił ks. Stanisławowi Zdeblowi, proboszczowi z sąsiedniego Turners Falls, zająć się swymi rodakami
w Greenfield i utworzyć tymczasowo tak zwaną stację misyjną, do której by dojeżdżał co niedzieli z
nabożeństwem. Nabożeństwo odprawiało się w suterynach kościoła irlandzkiego Św. Trójcy. Miejsce nie było ciasne, ale jak to w suterynach, ponure i niewygodne. W każdym razie serca polskie
radowały się, że jednak już mają opiekę duchowną, mają pasterza dbałego o ich dobro, mają swe
nabożeństwa i kazanie w języku ojczystym, mogą wspólnie i po swojemu chwalić Boga, Stan ten
chociaż był przejściowy jednak przetrwał przez lat siedem, zanim władza diecezjalna mogła przysłać
stałego proboszcza. Ks. Zdebel przygotował wszystko do utworzenia parafii, tak, by nowy proboszcz
miał pracę ułatwioną. Zakupił miejsce z domem przy Chapman ulicy, które wypłacił. Przygotował
plany na przyszły kościół, które wykonał polski architekt Bruno Woźny, i byłby nawet zabrał się do
1
budowy tegoż, lecz został przeniesiony do innej parafii.
W r. 1919 ks. Biskup przysłał nareszcie długo oczekiwanego stałego proboszcza ks. Andrzeja
Nowaka. Młody, pełen zapału kapłan, zabrał się do pracy energicznie. Sprzedał nabytą posiadłość
przy Chapman ulicy, gdyż trafiła się odpowiedniejsza: tą była sala niemiecka, którą nabył za $13
tysięcy i przerobił na kościół. Ks. Nowak cieszył się popularnością w mieście w śród Amerykanów.
Major miasta Fryderyk Payne pomagał mu gorliwie przy przeprowadzeniu kompanii (drajwu) na
korzyść parafii. Pomyślano też i o własnym cmentarzu, na który zakupiono sześć akrów ziemi przy
Wisdom Way.
Po jedenastu latach ks. Biskup przeniósł ks. Nowaka do większej, sąsiedniej parafii w South
Deerfield, a na jego miejsce przysłałks. Jana Langowa. Ten jednakowoż bawił u nas bardzo krótko
bo tylko parę tygodni; na jego miejsce przybył obecny proboszcz ks. Jan Kuszaj. Miał on wiele do
zrobienia, więc też zabrał się rączo do wszelkiej pracy, którą uważał za konieczną lub potrzebną. Lud
chętnie współpracował, grosza nie skąpił i dopomagał we wszystkim ks. Proboszczowi. Ponieważ
przerobiony z sali kościół był za ciasny i niewygodny, było wskazane, by go powiększyć, właściwie
przedłużyć. Przydłużono go zatem o trzydzieści stóp i dobudowano wieżę, tak, że obecnie ma on
formę regularnego kościoła z pomieszczeniem wystarczającym dla liczby tutejszych parafian.
Kiedy zbliżał się obecny rok jubileuszowy, wybrano komitet który razem z ks. Proboszczem uchwalił
i przeprowadził program upiększenia kościoła na tę uroczystość. Mimo ciężkich jeszcze warunków,
pomoc Boża była z nami. Dokonano następujących rzeczy: Obito azbestem na zewnątrz kościół zamiast malowania; wewnątrz pięknie i gustownie go odmalowano; dano nowe urządzenie elektryczne
z pięknymi lampionami i pająkami. Odnowiono artystycznie ołtarze; sprawiono metalowe tabernakulum. Dano tak w prezbiterium jak i gankach kościelnych posadzkę gumową zdobną w artystyczne
desenie. Odmalowano ławki, oraz sprawiono wielki organ który starczyłby do pięć razy większego
kościoła. Sprawiono także nowy dzwon w r. 1936, który poświęcił założyciel parafii ks. proboszcz
Zdebel, obecny proboszcz w Easthampton. Kościół nasz, jak się wyrażają ludzie, przedstawia się jak
mały pałacyk. Domu Bożego jednak nigdy nie można ozdobić dosyć bogato i pięknie ze względu na
Tego, który w nim przebywa. To, stosunkowo bogate, ozdobienie Domu Bożego, świadczy pięknie o
wysokim urobieniu i poczuciu religijnym naszego ludu. Na miejscu tym zaznaczyć należy, że dba on nie
tylko o stronę materialną świątyni Pańskiej, ale także i własne serca stara się uczynić świątynią Bożą.
Prowadzi życie wzorowe, chętnie uczęszcza na nabożeństwa i do sakramentów świętych. Okazuje na
każdym kroku wierność i wielkie przywiązanie do wiary Św., do wiary Ojców swoich. Chętnie łączy
się w towarzystwo, o których jest wzmianka poniżej. Wszystko czyni, aby Bóg naprawdę królował w
ich duszach, by był kochany i chwalony z całego serca i ze wszystkich sił.
Ponieważ parafia jest za mała, aby postarać się o własną szkołę mogła, zatem ks. Proboszcz zamierza sprowadzić do parafii kilka sióstr zakonnych nauczycielek, które by urządziły dla małych dzieci
przedszkole, szkolne zaś dzieci uczyły, przynajmniej religii i polskiego, po godzinach szkolnych, szkoły
publicznej, oraz w soboty. Piękne te plany ks. Proboszcz przeprowadzi, jak tylko stosunki finansowe
na to pozwolą. Rzecz ta będzie niesłychanym dobrodziejstwem dla parafii, gdyż na młodzieży polega przyszłość tejże, gdy młodzież będzie wyrobiona w duchu katolickim i narodowym, to istnienie
i rozwój parafii będzie zapewniony. Źle się mają pod tym względem parafie bez szkół katolickich,
najlepsze wysiłki kapłanów i rodziców na niewiele się zdadzą. Nawet i parafie ze szkołami nie mogą
się oprzeć fali amerykanizacji, cóż dopiero mówić o parafiach bez szkół!
2