Błąd co do faktu

Transkrypt

Błąd co do faktu
CCo piszczy
w prawie
Marian Filar
Błąd co do faktu
Niedawno ukończyłem 70. rok życia. Przy tej okazji „stuknęło” mi również 45 lat
pracy na UMK w Toruniu. W związku z tym władze adwokatury polskiej zaszczyciły
mnie przyznaniem odznaki „Adwokatura Zasłużonym”. Bardzo się uradowałem z tego
wyróżnienia i serdecznie za nie dziękuję. Chciałbym w związku z tym odejść nieco od
klasycznego wzorca naszego felietonu i zaproponować Państwu nieco inną, bardziej
osobistą jego formułę. Mam nadzieję, że zechcą mi Państwo to darować...
Jak się to stało, że w ogóle zostałem prawnikiem? Byłoby kłamstwem wmawiać Państwu, że już od wczesnego dzieciństwa marzyłem o tym, by wygłaszać wspaniałe mowy
sądowe, zwłaszcza mowy obrończe, czy pisać prawnicze artykuły. Prawda jest zaś taka,
że o mojej obecnej kondycji zawodowej zdecydował raczej przypadek. Krótko po maturze wybrałem się do mego sąsiada, powszechnie uznawanego za mądrego i roztropnego
człowieka. Spytałem go, jaki kierunek studiów sobie wybrać. „A jaka dziedzina wiedzy
interesuje cię szczególnie?” – spytał starszy pan. „Szczególnie? Mówiąc szczerze, to
żadna. A może lepiej, każda po trochu” – odpowiedziałem. Mój rozmówca krótko się
zastanawiał i odpowiedział: „Idź na prawo! To kierunek dla takich, jak ty, których żadna
dziedzina nie interesuje szczególnie, za to wszystko po trochu”. Taki był mój prawniczy
początek. Po przepracowaniu prawie pół wieku w roli wykładowcy uniwersyteckiego na
Wydziale Prawa widzę doskonale, że porada starszego pana była dla mnie znakomita.
Ale to nie był jedyny przypadek na mej drodze do królestwa Temidy. A było tak: po
poradzie starszego pana na wszelki wypadek starałem się o przyjęcie na dwie uczelnie
– jedna mnie przyjęła, a druga nie. Logika wskazywałaby, że jedna z nich się pomyliła,
ba! ale która? Do dziś nie wiem i Państwu pozostawiam ocenę w tym względzie. Zresztą
nie mam o to pretensji do losu, gdyż rok przerwy wykorzystałem na naukę w pomaturalnym technikum górniczym. Nauka w nim polegała na tym, że jeden tydzień był nauką teorii, drugi zaś poświęcony był praktykom w śląskich i zagłębiowskich kopalniach
węgla kamiennego. Tak więc muszę Państwa poinformować, że jestem dyplomowanym
technikiem górnictwa. Mówiąc serio, pod ziemią nauczyłem się jednej tylko rzeczy, za
to bardzo ważnej – nauczyłem się od starych śląskich górników, że robotę trzeba robić
224
11–12/2012
Błąd co do faktu
solidnie, bo jak na pierwszej zmianie nie podstempluje się dobrze stropu, to na drugiej
strop zwalić się może na głowy brata, zięcia lub innych członków rodziny. Tak więc
przekonanie, że strop trzeba dobrze podstemplować, przydało mi się w późniejszych
czasach, a późniejsze czasy to początek mojego romansu z Temidą na Uniwersytecie
Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ale nie da się ukryć, że górnicza przygoda była także
przypadkiem. No i mamy drugi przypadek. Dziś, z perspektywy czasu, widzę doskonale, że zarówno porada starszego pana, jak i epizod górniczy były dla dalszego biegu
mego życia znakomite. Wprawdzie porzuciłem służbę u świętej Barbary, za to stałem
się sługą nie świętej (bez aluzji) Temidy. Dziś widzę, że nie ma nic piękniejszego niż
wprowadzanie młodych adeptów prawa w meandry prawniczej wiedzy i inspirowanie
ich przez to do samodzielnego poznawania świata i prób takiej jego zmiany, by był on
coraz lepszy, sprawiedliwszy i piękniejszy, ale by taką wiedzę zdobyć, nie wystarczy
przeczytać grubych, prawniczych tomisk – trzeba samemu uczestniczyć w twórczym
badaniu rządzących nim reguł, a to robi się samemu, uprawiając naukę. Także i to ofiarował mi los, że miałem wspaniałych nauczycieli – wybitnych profesorów prawa, a wielu
by tu wyliczać. Pozwólcie więc Państwo, że wymienię jednego, dla mnie wszakże najważniejszego – Profesora Jerzego Śliwowskiego. Był to naprawdę mistrz – nauczyciel,
utrzymany nieco w starym stylu, ale potrafiący wpoić swym uczniom to, co w nauce
najważniejsze – solidność warsztatową. Trzeba tu zresztą przypomnieć, że Profesor Śliwowski był także wybitnym praktykującym adwokatem, a w tamtych czasach nie było
to łatwe zadanie. Myślę, że z nauk moich trzech mistrzów – sąsiada, który doradził mi
studiowanie prawa, górników, którzy nauczyli mnie, by zawsze stemplować strop, oraz
Profesora-Adwokata, który nauczył mnie, co jest najważniejsze w prawie i w jego nauce,
udało mi się skorzystać i zostawić dziś w spadku całkiem sporą biblioteczkę. Nie udało
mi się rozszyfrować wprawdzie wielu problemów, które rozwiązać chciałem. Wymienię
tu chociażby fundamentalne dla prawa karnego pytanie, jak to jest, że podstawowym
jego narzędziem jest kara kryminalna, która dla ukaranego jest dolegliwością, czymś, co
dla niego jest po prostu złem. Śmiertelny postrzał oddany przez przestępcę do swej ofiary boli przecież ją tak samo, jak postrzał oddany do tego przestępcy przez salwę plutonu
egzekucyjnego na mocy sądowego wyroku. Ale czy zło można leczyć złem? I ten problem pozostawiam swoim uczniom, bo sam nie potrafię go już chyba rozwiązać. Nie udało
mi się też rozwiązać do końca kolejnego fundamentalnego dla prawa karnego pytania
o relację między nim a polityką, choć los umieścił mnie przekornie w samym centrum
tego zagadnienia, gdy byłem posłem na Sejm RP VI kadencji i przewodniczącym Komisji
ds. Zmian Prawa Karnego. W związku z tym ostatnim nie jestem przekonany do dziś,
czy mam powiedzieć moim studentom, że prawo karne istnieje po to, by chronić dobro
obywateli, zwłaszcza ich wolność, czy jest po prostu narzędziem politycznym, służącym
zdobyciu władzy jednych nad drugimi oraz ochronie i utrzymaniu tak zdobytej władzy.
Innymi słowy, czy jest narzędziem populizmu penalnego? A może lękam się po prostu
odpowiedzi na to pytanie, świadomy, że mogłaby ona stać się rodzajem obdarcia młodych adeptów, oczekujących czegoś innego, z ich młodzieńczych wyobrażeń. No ale
w rezultacie i tak to od nich zależeć będzie ostateczna odpowiedź. Jak sobie pościelicie,
tak się wyśpicie. No, a teraz czas zakończyć. Ale zakończenia nie będzie. No bo cóż tak
naprawdę się zmieni? Przestanę czytać prawnicze książki? Przestanę je pisać? Przestanę
utrzymywać żywe kontakty z moim Wydziałem oraz kolegami z innych? O nie! Tak
225
Marian Filar
PALESTRA
łatwo się Państwo mnie nie pozbędą! A więc, Vivat academia, vivant Professores. Dziękuję
wam za moje szczęśliwe półwiecze. Tylko nie życzcie mi Państwo stu lat, bo a nuż się
spełni! No i wiem z pewnością, że porada trzech moich mistrzów nie była błędem co
do faktu w postaci błędu co do osoby. Może uznacie Państwo to za nieskromność, ale
nie sądzę, aby był to błąd.
Od Redakcji
Z okazji pięknych jubileuszy Profesora Mariana Filara, wręczenia dwutomowej Księgi jubileuszowej „Nauki penalne wobec szybkich przemian socjokulturowych”, a także odznaki „Adwokatura Zasłużonym”, Redakcja pragnie złożyć swojemu wybitnemu i stałemu współpracownikowi,
którego felietony goszczą na łamach naszego pisma od numeru 3–4 z 1994 r., życzenia wszelkiej
pomyślności i jak najdłuższej współpracy z „Palestrą”.
Redakcja
226

Podobne dokumenty