DYLEMATY bis
Transkrypt
DYLEMATY bis
Dr hab. Marta Zahorska Socjolog z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista w zakresie socjologii edukacji. Autorka licznych badań m.in. wśród nauczycieli, rodziców i uczniów, których tematyka oscyluje wokół społecznych nierówności edukacyjnych i skutków kolejnych reform oświaty. Autorka rzeczywistość szkolną poznała zarówno z punktu widzenia rodzica - działając w komitecie rodzicielskim i radzie szkoły jak również nauczyciela, ucząc WOS. DYLEMATY SZKOLNEJ DEMOKRACJI 1. O uwarunkowaniach historycznych i teoretycznych kształtowania się szkoły autorytarnej i demokratycznej. Autorytaryzmu grzech pierworodny. Jednym z podstawowych wymogów wychowywania dzieci w społecznościach tradycyjnych był zapewnienie ich uległości wobec nakazów dorosłych. Karcenie mogło być bardziej lub mniej dolegliwe, ale w sposób oczywisty musiało ono osiągać skutek, jakim było posłuszeństwo. W społecznościach tradycyjnych nie było miejsca na osobniki niesubordynowane. Konflikty między dorosłymi a ich potomstwem zaczynały się najczęściej, gdy ono dorastało i sięgało po przywileje wynikające ze statusu dorosłości. Także większość instytucji służących wychowaniu i nauczaniu, bez względu na to, czy był to warsztat majstra garncarskiego, szkoła paziów, szkółka parafialna, czy wreszcie guwerner, przez wieki korzystało z możliwości stosowania kar, a zwłaszcza chłosty, zmuszając w ten sposób wychowanków do uwagi i posłuszeństwa. Porządek społeczny był oczywisty, dorośli byli ważni i należał im się posłuch1. Gdy w XIX wieku, w krajach, które wchodziły w etap industrii, a więc przede wszystkim w Europie i Stanach Zjednoczonych, kształtował się powszechny system szkolny, korzystał on z dotychczasowych doświadczeń poskramiania dzieci. Trudno sobie wyobrazić nauczyciela bez rózgi czy dyscypliny, a jeśli nie operował nią sam nauczyciel, zatrudniany był wyspecjalizowany w jej stosowaniu fachowiec, np.: pedel. Państwem, które stosunkowo najszybciej, bo już w 1825r, wprowadziło powszechny obowiązek szkolny, były Prusy. Już w pierwszej połowie XIX wieku opisywano je jako kraj koszar i szkół. Szkoły zresztą niewiele różniły się od koszar. Panował w nich podobny porządek i dyscyplina. Nawet dzisiaj, gdy oglądamy dawne niemieckie budynki szkolne nasuwają one nieodparte wrażenie podobieństwa do koszar lub więzienia. Herbertowski 1 M. Mead, Kultura i tożsamość. Studium dystansu międzypokoleniowego, 1978 , Warszawa. 1 pomysł uregulowania nauczania poprzez wprowadzenie porządku lekcyjno-przedmiotowego stał się wzorem dla światowego szkolnictwa. Pruskie szkoły pod względem organizacji i dyscypliny robiły wrażenie na współczesnych i skłaniały do naśladownictwa także w pozostałych krajach Europy. Ślady tych fascynacji widać, jak się wydaje, w rozprawach Emila Durkheima. Między Durkheimem i Deweyem, czyli o naturze dziecka i co z tego wynika dla organizacji szkoły. Emil Durkheim, żyjący na przełomie wieków XIX i XX, socjolog, do którego idei nawiązuje się w każdym podręczniku socjologii, także w podręcznikach socjologii edukacji, skonstruował wizję systemu szkolnego, jako instytucji wypełniającej niezwykle istotne potrzeby współczesnego mu społeczeństwa. Społeczeństwo wytwarza zespół norm, wartości, któremu wszyscy jego członkowie mają być posłuszni. Nie oznacza to, że są oni zniewoleni. Znają i akceptują ramy dla swoich działań. Dzięki temu panuje ład, będący podstawą spoistości społeczeństwa, korzystny także dla jednostek. Ten podstawowy, wspólny zestaw wartości i norm jest wpajany we współczesnych społeczeństwach właśnie przez system szkolny. Organizuje go i czuwa nad właściwym funkcjonowaniem – państwo. „Od kiedy edukacja jest podstawową funkcją społeczną Państwo nie może się w nią nie angażować”2. Zarówno to, co jest nauczane, jak też ten, kto naucza muszą pozostawać pod kontrolą państwa, a więc i program, i nauczyciele. „Jest nie do przyjęcia, by funkcja nauczyciela była spełniana przez kogoś, kto nie spełnia odpowiednich wymagań, które ocenić może jedynie Państwo.” Państwo czuwa więc nad jednolitością i poziomem przekazywanego w szkołach programu. „Nie może być kwestionowane prawo większości do narzucenia swych idei dzieciom mniejszości. Szkoła nie mogłaby być własnością jakiejś części społeczeństwa, i nauczyciel nie spełniałby swoich obowiązków, gdyby wykorzystywał autorytet, którym dysponuje, na wciąganie uczniów w zasady swoich prywatnych poglądów, nawet gdy uważa je za w pełni uzasadnione.”3 Durkheim podkreślał, że wspólnota obowiązującego programu dotyczy wartości podstawowych dla funkcjonowania społeczeństwa demokratycznego, takich jak : szacunek dla rozumu, nauki i społeczeństwa. „Żadna szkoła nie może żądać prawa, mimo obowiązującej wolności, przekazywania edukacji antyspołecznej”. Nauczanie w szkołach oparte jest na autorytecie nauczyciela. Nauczyciel musi skutecznie egzekwować swoje wymagania. Ma on wręcz zmienić naturę wychowanka. W człowieku – jak twierdził Durkheim– tkwią dwa byty, dwie natury: indywidualna i społeczna. To co jest indywidualne w człowieku pochodzi od natury, jest to byt egoistyczny i aspołeczny. Wychowanie 2 3 Jak wyżej, s.60. Jak wyżej, s.60 2 ma przysposobić tę istotę bardziej zwierzęcą niż ludzką do życia w społeczeństwie, wpajając jej zasady moralności i posłuszeństwa wobec obowiązujących norm: „Trzeba więc, jak najszybszym sposobem na nowo narodzony byt egoistyczny i aspołeczny, narzucić inny, zdolny do prowadzenia życia moralnego i społecznego. … . [Wychowanie] tworzy w człowieku nowy byt.” 4 „Społeczeństwo znajduje się w przypadku każdej nowej generacji wobec prawie nie zapisanej karty, na której trzeba wyryć nowe rysy.”5 Rysy te są wspólne dla wszystkich członków danej społeczności, jest to warunek konieczny dla funkcjonowania społeczeństwa, jego życia zbiorowego. Żadne społeczeństwo nie przetrwa, jeśli nie wytworzy wspólnych cech, nie wpoi wspólnych wartości swoim członkom. „ Celem edukacji jest pobudzenie i rozwinięcie u dziecka określonej liczby cech fizycznych, intelektualnych i moralnych, które są pożądane zarówno dla niego jak i dla całego społeczeństwa politycznego a także w konkretnym środowisku, do którego jest on szczególnie predestynowany”6. Edukacja jest więc często procesem bolesnym, ale tylko dzięki niej dziecko stanie się człowiekiem. „…[Życie] jest poważne i trudne a edukacja przygotowująca do życia musi uwzględnić te trudności. By nauczyć się hamować swój naturalny egoizm, podporządkowywać się celom wyższym, podporządkować swe pożądania władzy woli, zamknąć je we właściwych granicach, trzeba by dziecko samo doznało, co znaczy wysiłek”7. Nauczyciel jako reprezentant społeczeństwa i jego wartości ma prawo do karania, i te kary są legitymizowane jego pozycją, misją i autorytetem. Durkheim podkreślał, że szkoła, o której pisze, to szkoła służąca społeczeństwu demokratycznemu, mającemu gwarantować ludziom wolność. Jednak zanim ludzie będą mogli skorzystać z wolności muszą przyswoić sobie obowiązki, jakie wynikają z uczestnictwa w życiu społecznym. Rozważania Durkheima wpisują się w ówczesne poglądy na szkołę i zadania nauczyciela. Jednak z początkiem wieku XX rozpowszechnia się także inne patrzenie na dziecko, jego rozwój oraz metody wychowawcze. Dziecko przestało być postrzegane jako nierozumne zwierzątko, które siłą należy cywilizować. Wskazywano na podmiotowość dziecka, na rolę i wagę dzieciństwa w rozwoju człowieka. Teorie te były podbudowywane rozwijającą się psychologią, analizowanymi stadiami rozwoju dziecka i służyły do podważania tradycyjnych metod wpajania wiedzy, które przede wszystkim zakładały przymus. Teorie te znajdowały zwolenników wśród 4 E. Durkheim, Education et socjologie, s.52 [tłumaczenie własne]. Jak wyżej, s.52. 6 Jak wyżej, s.51. 7 Jak wyżej, s.66 5 3 eksperymentatorów, którzy zaczęli tworzyć nowe typy szkół bardziej przyjaznych uczniom. „Z początkiem XX wieku, a zwłaszcza po pierwszej wojnie światowej, szereg krajów ogarnęła gorączka reform w dziedzinie wychowania. Niby grzyby po deszczu pojawiały się to tu, to tam nowe koncepcje, teorie, metody, jedne bardziej pomysłowe od drugich lub co najmniej pozornie atrakcyjniejsze. […] Mimo licznych sprzeczności i sporów zastępowi reformatorów szkoły przyświecały przekonania i cele w znacznej mierze wspólne. Wszyscy energicznie potępiali tzw. wychowanie tradycyjne, […] W wychowaniu tym dostrzegali w pierwszym rzędzie przemoc wobec dziecka. Zamiast niej, zamiast „wychowania represyjnego” domagali się dla ucznia swobody, a to ze względu na idee urabiania charakterów właściwych ludziom samodzielnym.”8 Taką odmienną wizję rozwoju człowieka, procesu socjalizacji a także zasad wychowywania i nauczania, uzasadniał i propagował John Dewey. Był to niewątpliwie, najbardziej znany, najbardziej wpływowy reformator edukacji, który poprzedził swoje działania reformatorskie rozważaniami na temat filozofii, psychologii, historii nauczania. Dziecko – jak twierdził Dewey - nie jest bynajmniej „białą kartą”, jak za Lockiem przyjęło wielu pedagogów. Wiedza nie ma też charakteru tylko umysłowego. Fałszywa jest teza obrazująca nauczane jako „przelewanie” wiedzy z głowy nauczyciela do umysłu ucznia. Dzięki temu procesowi w głowie ucznia miała powstawać kopia wiedzy nauczyciela. Tymczasem dziecko jest wyposażone w siły wrodzone, które w wychowaniu należy uwzględnić i wykorzystać: „…prawdziwe wychowanie dochodzi do skutku jedynie (podk.MZ) dzięki pobudzaniu wrodzonych sił dziecka przez wymogi społeczne ….”9. „Instynkty i siły wrodzone dziecka dostarczają materiału i stanowią punkt wyjścia we wszelkim wychowaniu. Jeżeli nie staramy się oprzeć wychowawczych wysiłków na samodzielnych czynnościach dziecka, wynikających z wrodzonej inicjatywy, niezależnej od wychowawcy, wychowanie staje się czysto zewnętrzną tresurą.”10 Instynkty tkwiące w dziecku są niezwykle użyteczne dla jego rozwoju, to np.: instynkt społeczny, czy instynkt tworzenia. Szkoła ma umożliwiać dziecku rozwój, poprzez pobudzanie jego ciekawości, uczenie jak formułować pytania oraz pomoc w poszukiwaniu na nie odpowiedzi. Szkoła ma stworzyć dziecku przestrzeń do działania. „Z chwilą gdy dzieci działają, indywidualizują się same przez się; przestają być masą, a stają się tymi bardzo wyraźnymi, odrębnymi istotami, jakie znamy poza szkołą, w domu, w rodzinie, na boisku i wśród 8 J .Pieter, Wstęp, [w:] John Dewey. Wybór pism pedagogicznych, Ossolineum, 1967, Wrocław, s. IX Moje pedagogiczne credo, s.1 10 Jak wyżej, s.4 9 4 znajomych.”11 Przed dziećmi należy stawiać realne, życiowe zadania, które będą w stanie rozwiązywać. Pomagając dzieciom w budowie stołu, czy kładki nie tyle przygotowujemy je do zawodu cieśli, czy stolarza, ale ćwiczymy pomysłowość, inwencję, kreatywność, zdolność rozwiązywania problemów, wskazujemy też przy okazji na prawa fizyki, czy biologii. Szkoła musi więc być powiązana z życiem, odpowiadać na problemy codziennego bytowania i co niesłychanie ważne - kształcić umiejętność współdziałania z innymi. W rozważaniach Deweya odbijają się wpływy koncepcji osobowości G.H. Meada, zgodnie z którą jednostka rozwija się i wykorzystuje potencjał dany jej przez naturę dzięki kontaktom z innymi ludźmi. Przed wychowaniem nie można stawiać jednego wzorca, nie należy formułować konkretnego celu, czy przystosowywać dzieci do życia w określonych warunkach. Nie sposób bowiem przewidzieć, jak potoczy się rozwój społeczny i z jakimi wyzwaniami spotkają się dzisiejsze dzieci w swym dorosłym życiu. „Dlatego też przygotować je do przyszłego życia znaczy tyle, co dać mu panowanie nad sobą: znaczy tak je wychować, iżby w każdej chwili umiało w całej pełni korzystać ze swych uzdolnień tak, by jego oko, ucho i ręka były stale gotowymi do działania narzędziami wykonawczymi, aby jego inteligencja w lot ogarniała zmienne sytuacje, w których wypadnie mu działać…”12 Zasady, na jakich Dewey chciał opierać edukację13 tworzą kanon reguł szkoły demokratycznej, a więc szkoły, w której dziecko jest traktowane podmiotowo, która skłania do aktywności i tym samym stwarza uczniowi warunki do samodzielnego poszukiwania wiedzy. Ważnym elementem takiej szkoły są odpowiednie relacje społeczne. Podstawą ich jest praca zespołowa uczniów. Nauczyciel uczestniczy w pracach dzieci, rozszerza ich horyzonty, wprowadza naukowy kontekst działań uczniów, jest ich opiekunem, przewodnikiem, czasem też partnerem, ale nie nadzorcą. Nie musi zresztą nim być, dzieci zainteresowane przedmiotem nauki, a przede wszystkim widzące sens swoich starań, same utrzymają dyscyplinę pracy. Dzięki samodzielnie planowanym działaniom dzieci uczą się też odpowiedzialności i konsekwencji. Tak jak w koncepcjach jednostki Deweya widać wpływy G.H. Meada, tak w sposobie patrzenia Durkheima na człowieka odczuwa się oddziaływanie Freuda i jego wizji konfliktu sił natury i cywilizacji, kształtujących osobowość. Stąd Dewey mógł zachęcać wychowawców do przypatrywania się naturze dziecka i rozwijania jego skłonności, Durkheim musiał nakazywać walkę z tym co indywidualne, gdyż było to zarazem egoistyczne i aspołeczne. Wg Deweya to, 11 J. Dewey, Szkoła a społeczeństwo, s.29 Moje pedagogiczne credo, s.5. 13 Dewey podkreślał, że wychowanie powinno być równoznaczne z e-ducatio, a więc wydobywaniem idei, pomysłów od ucznia, a nie przekazywaniem mu ich z zewnątrz. Por. Szkoła i społeczeństwo, s. 31. 12 5 czego ma uczyć szkoła powinno być zgodne z zainteresowaniami dzieci, pobudzać ich chęć działania. Dyscyplina miała stać się pochodną zaangażowania w proces tworzenia. Durkheim uważał, że to co przekazuje szkoła jest w sposób oczywisty sprzeczne z naturalnymi popędami dzieci. Szkoła zadaje gwałt ich egoistycznej naturze, a więc proces wychowania jest i musi być bolesny. Szkoła ma przygotowywać dziecko do dorosłego życia – to hasło podkreślali obaj uczeni. Jednak dla Deweya oznaczało to, że szkoła ma wzmacniać jego umiejętności, siłę, przedsiębiorczość, natomiast wg koncepcji Durkheima musiała ona prowadzić walkę ze złymi skłonnościami uczniów, wymuszać podporządkowanie autorytetom, przygotowywać do znoszenia trudów życia. Wzmacnianie sił i umiejętności młodych ludzi było wystarczającym celem dla wychowawcy w szkole Deweya, natomiast w szkole widzianej oczyma Durkheima wychowawca miał wpajać uczniom konkretny wzorzec zaprojektowany przez Państwo. Za wychowanie w szkole Deweya byli odpowiedzialni wychowawcy, uczniowie, a także i ich rodzice, za produkt nauczania w szkole Durkheima odpowiedzialne było Państwo, ono organizowało system szkolny, decydowało o wartościach wpajanych w szkole, kontrolowało przygotowanie nauczycieli. „Człowiek jest istotą społeczną”, „szkoła powinna przygotowywać do życia w społeczeństwie demokratycznym”, oba te sformułowania, jak i kilka innych podobnych, obaj uczeni przyjęliby z aplauzem, za każdym razem jednak były one wprowadzeniem do zupełnie innej szkoły i zupełnie innej praktyki pedagogicznej. W przypadku Deweya były to zasady szkoły demokratycznej, w przypadku Durkheima – autorytarnej. W koncepcji rozwojowej człowieka zwyciężyła wizja, którą propagował John Dewey. Posługuje się nią psychologia i pedagogika. Jednak szkoły zorganizowane są zupełnie inaczej niż on to sobie wyobrażał. W organizacji szkolnictwa częściej przebija duch Durkheima. Warto może przyjrzeć się szkole jako organizacji, by zrozumieć popularność wizji autorytarnej. 2. O uwarunkowaniach organizacyjnych szkoły autorytarnej i demokratycznej Pierwsza faza procesu socjalizacji, czyli tzw. „socjalizacji pierwotnej” przebiega w ramach grupy osób znanych, bliskich, z którymi dziecko łączą relacje emocjonalne, tworzące silne więzi osobowe. Ten typ stosunków społecznych zapewnia oddziaływanie na osobowość dziecka i ułatwia jego podporządkowanie. Kolejne fazy socjalizacji przebiegają często, zwłaszcza we współczesnych społeczeństwach, w warunkach więzi sformalizowanych, w organizacjach wyspecjalizowanych do zajmowania się dziećmi: żłobki, przedszkola, szkoły. Tu oddziaływanie dorosłych podlega licznym ograniczeniom. Mają kontakt z dzieckiem w określonych godzinach, mogą stosować jedynie określone metody wychowawcze, 6 Te instytucje wychowawcze zostały skonstruowane wg wzorców racjonalnej weberowskiej biurokracji, o wyraźnie wyznaczonym celu, dobranych środkach do jego realizacji, z podziałem władzy i kompetencji, z ludźmi zatrudnianymi zgodnie z kwalifikacjami. Mimo racjonalnego szkieletu te sformalizowane organizacje bywają nieskuteczne. Rozmaite słabości biurokracji zostały wnikliwie rozpatrzone przez całą armię socjologów organizacji. Istnieją dwa podstawowe źródła wad biurokracji, bądź ludzie są niezbyt staranni lub zbyt zachłanni, przedkładają własną wygodę, sympatie lub ambicje nad ład ustanowiony w organizacji, bądź też życie społeczne jest zbyt skomplikowane, a zmiany społeczne zbyt szybkie, by organizacja i jej ustawodawstwo mogło za nimi nadążyć. Największą jednak słabością szkolnictwa wydaje się ograniczenie więzi osobowych, a więc „ludzkich”, zindywidualizowanych relacji uczeń-nauczyciel. Szkolne biurokracje mogą uczyć, ale natrafiają problemy gdy mają wychowywać. Dla ochrony ładu i porządku, dla zwiększenia presji na uczniów, szkoły separują się, izolują od codziennego życia. W imię dobrej kontroli, możliwości koncentracji nad przerabianymi zagadnieniami, a także wyeliminowania niekorzystnych oddziaływań środowiska, uczniowie zostają oddzieleni w specjalnych budynkach. Ta tendencja do tworzenia sztucznego świata, sztucznych problemów, izolacji od codziennego życia została zauważona przez Deweya, a powtórzona i rozwinięta przez Znanieckiego: „ Działalność szkolna, jak działalność warsztatu lub fabryki, ma stanowić system zamknięty i cała skuteczność stosowanych środków pedagogicznych zależy od tego, czy i w jakiej mierze działalność ta jest istotnie systemem zamkniętym”14. […] To są tradycyjne przesłanki instytucji szkolnej: odosobnienie społeczne szkoły jako grupy […], odosobnienie psychologiczne ogółu zajęć szkolnych […]. Przesłanki te jednak z biegiem ewolucji społeczno-kulturalnej coraz mniej odpowiadają rzeczywistości.”15 „Szkoła dzisiejsza jest więc w rzeczywistości terenem krzyżowania się niezliczonych i różnorodnych działań zewnętrznych; odosobnienie jej, pomimo wysiłków, wciąż jeszcze czynionych dla sztucznego jego podtrzymania, staje się często niemal fikcją.”16 Znaniecki wręcz się pyta, na ile tego rodzaju instytucja zachowała jeszcze sens w obecnych czasach. To dramatyczne pytanie staje przed nami z coraz większą siłą. We współczesnej szkole daje się odczuć siły, które tę instytucję rozsadzają. Są nimi głównie konflikty pomiędzy uczniami a nauczycielami. Ich źródłem jest przede wszystkim brak poczucia sensu i chęci, jaki odczuwają uczniowie, zmuszani do wchłaniania wiedzy, którą oceniają jako nudną i nieprzydatną. By szkoła mogła funkcjonować potrzebny jest więc przymus. 14 F.Zaniecki, Socjologia wychowania, PWN, 1973, Warszawa, t.1, s. 184. Jak wyżej s.185. 16 Jak wyżej, s.188. 15 7 Następujące cechy szkoły: dyscyplina, kontrola i nadzór nad wychowankami; odmienność, a zarazem przeciwstawność statusu uczniów i nauczycieli; czy wreszcie tendencje izolacjonistyczne szkoły, wyposażają ją w niektóre cechy instytucji totalnych, zgodnie z charakterystyką tych instytucji przez E. Goffmana.17 Mają one już w założeniach wmontowany konflikt między personelem (nauczycielami) a podwładnymi (uczniami). Zapewnienie sobie w tym konflikcie przewagi jest dla nauczycieli sprawą podstawowej wagi, zwłaszcza że przewaga liczebna jest zawsze po stronie uczniów. Konieczne jest więc utrzymywanie odpowiedniego dystansu wobec uczniów, regulamin oraz środki dyscyplinujące: kary i nagrody. Oznacza to jednocześnie reakcje obronne ze strony uczniów, tworzenie kultury oporu, przejawiającej się bądź w jawnym sprzeciwie i kontestacji lub (oraz) w funkcjonowaniu tzw. „drugiego życia”, czyli tworzeniu uczniowskiej hierarchii, w której podstawą jest odwrócony system wartości w stosunku do pożądanego przez szkołę. Najwyższe miejsce w hierarchii zajmują „niezależni”, ci którzy potrafią się nie podporządkować szkolnym nakazom i zakazom, najniższe zaś ci, których podejrzewa się o zbytnią uległość ciału pedagogicznemu. Ta spirala wzajemnych prześladowań nie musi się w szkole rozkręcać. Szkoła nie jest ani „idealną” biurokracją, ani „idealną” instytucją totalna. W szkole mogą i często występują poza więziami formalnymi także nieformalne i to te dość przyjazne. Niektórzy nauczyciele dają się lubić, a czasem nawet lubią uczniów. Są uczniowie, którzy przyswoili sobie chęć i potrzebę uczenia się. Nawet, jeśli nie wiedzą, po co mają znać na pamięć wszystkie odnóża raka, to wiedzą, jaką rolę w ich życiu może odegrać wysoka średnia na świadectwie. Niestety, występuje szereg zjawisk, które bardziej uprawdopodabniają sytuacje konfliktowe. Są nimi, wspomniane już: mała elastyczność szkoły, anachroniczność programów, metod wychowawczych w zestawieniu ze zmieniającym się z szybko światem zewnętrznym, oferującym zajęcia bardziej interesujące, a do tego przyjemniejsze. Występuje także inny czynnik sporej wagi. Szkoła w większości krajów rozwiniętych obejmuje obecnie swym zasięgiem całą populację młodzieży od 6 do co najmniej 16 roku życia. Jest to ogromna i ogromnie zróżnicowana społeczność. Szkoła musi ją ujednolicić i zestandaryzować. Szkoła może dobrze pracować z grupą „przeciętnych”, zwłaszcza tych, którzy są zdeterminowani oprzeć swoją przyszłość na sukcesach w karierze szkolnej. Jednak, także i reszta młodej populacji, zarówno ta jej część poniżej przeciętnej, jak i powyżej, objęta jest szkolnym obowiązkiem. Objęcie skutecznym oddziaływaniem tej tak silnie zróżnicowanej społeczności często wykracza poza możliwości współczesnej szkoły. Paradoksem współczesnego, demokratycznego społeczeństwa jest to, że pracującą w coraz trudniejszych warunkach szkołę 17 E.Goffman, Charakterystyka instytucji totalnych, [w:] Elementy teorii socjologicznych, PWN, 1973, Warszawa. 8 pozbawiono możliwości stosowania wielu „wypróbowanych” przez wieki środków przymusu, ucznia nie wolno bić, ani ośmieszać. Najczęściej stosowaną karą są złe stopnie, nagany itp., a one robią wrażenie tylko na niektórych. Do szkół uczęszczają więc coraz dłużej, coraz większe grupy dzieci i młodzieży. To co oferuje szkoła w zestawieniu z atrakcjami świata zewnętrznego jest coraz mniej interesujące, coraz bardziej odbiegające od wymogów współczesności. Szkoła musi budzić niechęć i zniecierpliwienie. Jednym ze sposobów reakcji na brak podporządkowania się szkolnym regulacjom i niesubordynację stanowi zaostrzanie dyscypliny i zwiększenie represyjności. Można oczywiście wyobrazić sobie szkołę wymagającą, dyscyplinującą uczniów, której jednak nie będziemy porównywać do instytucji totalnej. Jest to szkoła o charakterze paternalistycznym. Ten typ szkoły propagowany przez konserwatystów, to autorytaryzm w wersji soft. W relacjach między uczniem a nauczycielem utrzymywany jest dystans. Choć nie stosują one obecnie kar cielesnych, możliwości oddziaływania nauczycieli są bardzo szerokie. Są to szkoły wymagające, dyscyplinujące uczniów, dbające o jakość nauczania i poziom szkoły. Ale też uczeń nie jest anonimową jednostką, jest pod kontrolą, ale i w razie potrzeby otoczony opieką. Podstawą relacji ucznia do nauczyciela jest zaufanie. Uczeń, nawet jeśli nie rozumie sensu niektórych poleceń, jest przekonany, że są one formułowane dla jego dobra. Nauczyciel w takiej szkole ma być mistrzem i opiekunem. Ten typ szkoły sportretował James Coleman18 w swych słynnych badaniach z 1981, w których porównywał funkcjonujące w Stanach Zjednoczonych, szkoły prywatne i państwowe. Wśród szkół prywatnych wyróżnił, jako szczególnie skuteczne, a więc dobrze radzące sobie zarówno z problemami wychowawczymi jak i dydaktycznymi, prywatne szkoły katolickie. Szkoły te nie pobierały wysokiego czesnego i skład społeczny rodziców, ze względu na poziom zamożności i poziom wykształcenia, był bardzo zbliżony do wielu szkół publicznych. Jednak wyniki uczniów były wyraźnie lepsze. We wnioskach autor wskazuje, jako na czynnik sprawczy sposób działania tych szkół, które były zarazem wymagające jak i opiekuńcze. Słabsi uczniowie byli stymulowani do pracy, ale też udzielana im była pomoc. Ważną cechą tych szkół była także ścisła współpraca z rodzicami. Założeniem relacji uczeń – nauczyciel jest też wspólnota celów i interesów obu grup. Nauczycielowi zależy, żeby ucznia nauczyć, a uczniowi zależy na szkolnych osiągnięciach. Warunki te spełniane są jedynie w specyficznych środowiskach (jak np. w rodzinach, które zdecydowały się wysłać dzieci do płatnych szkół katolickich w USA). Kolejnym wymogiem jest kadra nauczycielska, która musi odznaczać się wysokim poziomem i co istotne, nie 18 J.S.Coleman, Public and Private High Schools, Basic Books, 1987, USA. 9 mogą to być szkoły porażające wielkością i liczebnością uczniów. Wszystkie te okoliczności sprawiają, że trudno na ich przykładzie reformować szkolnictwo publiczne. Do „zwykłych” szkół muszą chodzić także oporni uczniowie, a i wielu nauczycielom wiele brakuje do opinii wybitnych. Na innych założeniach opiera „szkoła demokratyczna”. Przyjmuje ona, że mogą istnieć, przeciętni uczniowie i przeciętni nauczyciele, że obie grupy miewają odmienne interesy, wprowadza jednak instytucje, reprezentujące interesy zarówno uczniów jak i nauczycieli. Mają one sprzyjać rozwiązywaniu konfliktu. Są nimi samorządy szkolne, rzecznicy praw ucznia czy czasem nawet sądy szkolne. Obie strony powinny w sytuacjach konfliktowych móc negocjować i wypracowywać kompromis. Władza nauczyciela jest ograniczana przez prawa ucznia i zakres swobody, jaką ma uczeń. Kary i nagrody są określone, wyznaczane przez regulamin. Chronią one ucznia przed nauczycielem-satrapą, nauczycielem – nadzorcą, czy po prostu pomyłkami nauczycieli. Szkoła zapewnia swobodę działań ucznia, organizacji uczniowskich, wypowiadania własnych opinii. Wskazuje na możliwość i potrzebę udziału w życiu szkoły, artykulacji własnych interesów. Nauczyciel musi uznać w uczniu „podmiot”, winien nawiązywać kontakt z uczniem, sprawnie się z nim porozumiewać, czy prowadzić dialog. We współczesnych wizjach demokratyzacji stosunków szkolnych nie ma deweyowskich warsztatów. U Deweya program nauczania i sposób nauczania określał, czy wręcz kreował relacje pomiędzy uczniem a nauczycielem, jako uczestników współ-wykonujących określone zadanie. Współczesna szkoła, na bazie istniejących programów i obyczajów szkolnych, narzuca na mocy prawa demokratyczny typ relacji uczeń – nauczyciel. Jednak zagrożeniem dla szkoły demokratycznej jest jej „jurydyzacja” – posługując się określeniem Habermasa – niewątpliwego zwolennika, a nawet „ideologa” demokratycznej formy komunikacji także w szkołach. Ścisłe regulacje wprowadzają zbytnią formalizację, która niszczy relacje osobowe, nieformalne, będące podstawą procesu wychowania. Groźny dla szkół demokratycznych jest paradoks: dla dobrego ich funkcjonowania konieczne są regulacje stosunków społecznych, ale wprowadzenie ich niszczy bliższe kontakty uczeń - nauczyciel. Mimo swych słabości zasady szkoły demokratycznej, jak się wydaje, są lepiej dostosowane do wymagań współczesnego życia, lepiej do niego przygotowują. Mają kształtować ludzi aktywnych i odpowiedzialnych, a nie tylko posłusznych i zdyscyplinowanych. Idea demokratyzacji stosunków społecznych w szkole choć ukształtowana na początku wieku XX, upowszechniła się dopiero pod koniec lat 60., z początku w Stanach Zjednoczonych, a następnie w wielu krajach europejskich. Modne stały się tzw. szkoły alternatywne, zapewniające dużą swobodę uczniom. Także do szkół masowych wprowadzano często nowe zasady uwzględniające podmiotowość ucznia i jego prawa. Programy uelastyczniły się, częściej poruszały 10 zagadnienia świata współczesnego, a zadaniem metod nauczania stała się aktywizacja uczniów. Ta demokratyczna fala nie objęła oczywiście wszystkich szkół, spotkała się też z gwałtownym sprzeciwem i ostrą krytyką. Zwłaszcza w latach 80. gdy popularność uzyskują rozmaite teorie konserwatywne, demokratyzacja szkoły została poddana bardzo krytycznemu osądowi19. Oskarżano ją o demoralizację młodzieży20. Domagano się, pod hasłami „powrotu do podstaw”, przywrócenia tradycyjnych metod nauczania i tradycyjnych przedmiotów. Postulaty demokratyzacji stosunków społecznych w szkole napotykały często sprzeciw i na pewno nie można twierdzić, że współcześnie „szkoła demokratyczna” wyparła szkołę tradycyjną. Wprowadzanie w szkołach relacji społecznych z „demokratyczną twarzą” przypomina raczej kontredans: parę kroków do przodu i parę do tyłu. 3. O uwarunkowaniach społecznych i politycznych szkoły autorytarnej i demokratycznej, czyli o polskiej szkole. W Polsce, przełom lat 40. i 50., a więc okres kształtowania podstaw nowego systemu szkolnego, to czasy szkoły nie tylko autorytarnej, ale wręcz totalitarnej z wszech istniejącym terrorem i indoktrynacją21. Od lat 60 szkoła przybiera postać szkoły autorytarnej z fasadowymi pozorami szkolnej demokracji. Autorytarność szkoły była zresztą w pełni aprobowana przez sporą grupę rodziców obawiających się, żeby szkoła dziecka „nie zepsuła” i „nie rozpuściła”. Polskie, w dużej mierze, wiejskie społeczeństwo, hołdowało tradycyjnym metodom wychowawczym, stawiającym na pierwszym miejscu posłuszeństwo. Szkolna „demokracja” była trzymana w ostrych ryzach22. Aktywność uczniów podlegała kontroli ciała pedagogicznego, wybory do „samorządów szkolnych” były nadzorowane, „inicjatywy społeczne” planowane odgórnie. Głównym zadaniem samorządów była na ogół pomoc w utrzymywaniu w szkołach porządku. Rolą uczniów z „samorządu” było np.: spisywanie uczniów, którzy przyszli do szkoły w nieodpowiednim obuwiu, czy źle się zachowywali na przerwach. Konsekwencją tych lat była instytucjonalizacja „usługowej” wizji samorządu szkolnego, a także zawłaszczenie języka, w którym pojęcia opisujące zachowania demokratyczne straciły swoje znaczenie. 19 Por .reprezentatywną dla tego nurtu pozycję: A.Bloom, Umysł zamknięty, Zysk i S-ka, 1997 , Poznań. Doskonałym przykładem takich krytyk jest praca T.Sowella, Amerykańskie szkolnictwo od wewnątrz, WSZP, 1996, Rzeszów; 21 O kształtowaniu się nowego systemu szkolnego niezwykle ciekawie pisze K.Kosinski, O nową mentalność. Życie codzienne w szkołach 1945-56, TRIO, 2000, Warszawa. Kolejna praca tego samego autora obejmuje już charakterystykę szkoły w całym okresie PRL: Oficjalne i prywatne życie młodzieży w czasach PRL, Rosner i Wsp. 2006, Warszawa. 22 A.Dziurzyński, J.Gęsicki, Samorząd szkolny i uczelniany, CBPM, 1988, Warszawa. 20 11 Do Polski, także w okresie PRL, docierały nowinki pedagogiczne23. W latach 70. powstawały szkoły „eksperymentalne”, „twórcze” rezygnujące z przymusu, jako jedynego środka przybliżającego naukę młodzieży, a kładące nacisk na relacje bardziej partnerskie. Niemniej większość szkół charakteryzował wzorzec autorytarny, tworząc – wg określenia J. Kozieleckiego24 - syndrom NiL (Nuda i Lęk). Nacisk na powszechną demokratyzację stosunków w szkole, poparty rozmaitymi rozwiązaniami instytucjonalnymi, zaczyna się na dobre dopiero wraz z procesem transformacji. Początek lat 90 oznaczał prawdziwą próbę zrewolucjonizowania stosunków w szkole. W ustawie oświatowej wpisano gwarancje niezależności działań samorządu szkolnego, w statutach szkół zostały zapisane prawa ucznia, zalecano powołanie w szkołach rzeczników praw ucznia oraz ciała konsultacyjnego, jakim miały stać się rady szkół, składające się z przedstawicieli: ciała pedagogicznego, rodziców a nawet i uczniów itd. Przy bardzo niekorzystnej sytuacji finansowej w oświacie, złej atmosferze w szkołach, w których nauczyciele czuli się oskarżani o współpracę z „komuną”25, zwiększanie uprawnień rodziców i uczniów, postrzegali oni, jako sposób na obniżenie ich autorytetu, wręcz jako rodzaj kary za posłuszeństwo poprzedniemu systemowi. Także wielu rodziców przyjęło „wymysły” demokratyzacyjne z rezerwą. Bynajmniej nie wszyscy palili się do udziału w życiu szkoły, a niektórzy wręcz czuli się zaniepokojeni, gdy ich pociechom mówiono, że mają one prawo do poszanowania, czy do prywatności. Okres „liberalizmu” spadł na szkołę nieprzygotowaną i niechętną zmianom. Wizje szkoły uspołecznionej często odczytywano, jako rojenia ludzi, którzy nie znają i nie rozumieją szkoły. Trzeba jednak przyznać, że ograniczając dotychczasowe sposoby działań nauczycieli, niczego nie zaproponowano w zamian. A nawet, w ramach programu oszczędnościowego wyeliminowano większość zajęć pozalekcyjnych, dopłat do wycieczek, konkursów i zawodów międzyszkolnych, które z jednej strony dawały nauczycielom możliwość dorobienia, z drugiej stwarzały możliwość mniej formalnych kontaktów między nauczycielem a uczniem. Trudno o gorszy start dla zmian demokratyzacyjnych w szkole. Lata 1993-98 to okres pewnej stabilizacji stosunków w szkole. Można też było zauważyć, jak dostosowywano w szkołach pomysły reformatorów do praktyki życia szkolnego. Głównym zadaniem samorządów szkolnych stała się organizacja dyskotek i innych szkolnych imprez; prawa ucznia zostały sprowadzone do szkolnych przywilejów dotyczących np. „losowania szczęśliwego 23 Polska miała własną tradycję traktowania dziecka, jako istotnego partnera procesu wychowawczego, tradycję korczakowską. Jednak za powoływaniem się na idee Korczaka nie szła praktyka pedagogiczna, powszechnie realizowana wg wzorów autorytarnych. 24 J. Kozielecki, Edukacja: poza nudą i lękiem, Odra, 1987, nr 10. 25 Z. Kawka, Między misją a frustracją. Społeczna rola nauczyciela., UŁ, 2000, Łódź. 12 numerka” (czyli numeru ucznia, który w danym dniu nie musi odpowiadać), czy do „bycia nieprzygotowanym” itp.; gazetki szkolne zawierały słodkie opisy życia szkolnego. Nie można też powiedzieć, że samorządy stały się powszechnie niezależnym organem formułującym i reprezentującym poglądy i opinie uczniów, czy organizujące ich aktywność. Co prawda w niektórych gimnazjach, w których zapaleniec-opiekun samorządu szkolnego dawał zielone światło, młodzież przejawiała różne formy aktywności. Także w niektórych liceach organizowała się „naprawdę”. Niestety, w większości szkół w szkolnej demokracji było więcej pozorów niż autentycznego działania młodzieży. Reforma edukacyjna z 1999r utrudniła proces wychowawczy i dydaktyczny w wielu szkołach26. Wydłużając obowiązek szkolny o rok, do 16 roku życia, wprowadzono nie tyko zmianę ilościową, ale i jakościową. Po pierwsze, zatrzymano w szkołach starszą młodzież, która w poprzednim układzie przechodziła już do szkół wyższego poziomu, ponadto zmieniły się standardy wymagań wobec młodzieży kończącej okres obowiązkowej nauki. Przez prawie cały okres PRL połowa absolwentów podstawówek szła do szkół zasadniczych zawodowych. Przed tymi uczniami nie stawiano w szkołach podstawowych wysokich wymagań. Zdarzało się, że kończyli ją słabo czytając i jeszcze gorzej pisząc. Zgodnie z wymogami reformy wszyscy uczniowie kończąc gimnazjum zdają jednolity zewnętrzny egzamin testowy. Wyniki tego egzaminu stosowane są jako podstawa oceny pracy nauczycieli. Trzyletnie gimnazjum grupujące młodzież w tzw. trudnym wieku 14-16 lat stało się więc prawdziwym torem przeszkód dla nauczycieli. Natomiast w ideologii reformy stosunkowo małe znaczenie odgrywało „uspołecznienie szkoły”. Nie zmieniono, co prawda, ustawowych zapisów dotyczących „społecznych organów systemie oświaty” mimo, że większość z nich jak: rady szkoły, samorządowe rady światowe itp. były zapisami martwymi, ale też nie zrobiono nic, by w te instytucje tchnąć życie. Stopniowej marginalizacji ulegała też pozycja rzeczników praw ucznia. Można powiedzieć, że „zamrożono” proces demokratyzacji szkoły. Papierkiem lakmusowym tego procesu są prawa ucznia. O tym jak funkcjonują prawa ucznia w dzisiejszej szkole możemy dowiedzieć się z badań Michała Kowalskiego i Mikołaja Jasińskiego27 zrealizowanych jesienią 2005 roku na ogromnej próbie prawie 1 tys. nauczycieli, 1 tys. rodziców oraz 8 tys. (!) uczniów ze wszystkich rodzajów szkół z 26 Por: charakterystykę reformy w: M. Dudzikowa, Mit o szkole, jako miejscu ”wszechstronnego rozwoju” ucznia. Eseje etnopedagogiczne, Impuls, 2004, Kraków. 27 M.Kowalski, M.Jasiński, Prawa ucznia w szkole, W-wa 2006, MEN i CODN, badania dostępne w Internecie na stronach MEN i CODN. 13 całej Polski 28 . Autorzy do analiz wybrali cztery prawa: do informacji; do prywatności; do wyrażania opinii; do godności. Badania te wskazały na brak wiedzy w tej materii zarówno ze strony nauczycieli jak i uczniów29. Prawa ucznia zawarte w statutach szkolnych są mylone z przywilejami szkolnymi, które spisane są w regulaminach i bywają różne w różnych szkołach. Część respondentów wiązała przestrzeganie praw ucznia z realizacją przez niego obowiązków. Jak piszą autorzy we wnioskach swego raportu: „należy przede wszystkim zaakcentować niepokojąco niski poziom wiedzy o prawach ucznia wśród nauczycieli”. Także poziom poinformowania uczniów nie imponuje, często nie wiedzą jakie mają prawa, jakie przywileje, jakie obowiązki i jakie są konsekwencje nie wywiązywania się z tych obowiązków. Część z nich też nie wie, w jakich dokumentach zapisano ich prawa i obowiązki. Wydaje się, że niewiedza uczniów jest znacząca, świadczy o małym znaczeniu tych regulacji w życiu szkoły i zapewne dużej „uznaniowości” w ich stosowaniu. Niemniej nauczyciele w znakomitej większości (na ponad 900 odpowiedzi nauczycielskich na to pytanie jedynie cztery wyrażały wątpliwości) są przekonani, że prawa ucznia są przestrzegane, tymczasem spora część uczniów (ok.25%) zgłasza zastrzeżenia. Analizując funkcjonowanie prawa do informacji, autorzy stwierdzają, że uczniowie czują się w wielu ważnych dla siebie sprawach niedoinformowani. Ma to zresztą wpływ na ich funkcjonowanie w szkole, np.: ci uczniowie, którzy znają kryteria stawianych sobie ocen, częściej uznają je za sprawiedliwe. Jako prawo najczęściej naruszane, wymieniane jest przez uczniów prawo do swobody wypowiedzi i formułowania opinii. Szczególnie ostro odczuwają naruszanie tego prawa uczniowie liceów ogólnokształcących. Analizę prawa do prywatności autorzy połączyli z pytaniem o zaufanie do nauczycieli. Zaufanie to, pozostaje z kolei w silnym, negatywnym związku z doświadczaniem ujawniania przez nauczyciela prywatnych informacji o uczniu. Dane przedstawiane przez autorów pokazują, że zaufanie do nauczycieli spada w miarę upływu lat spędzanych przez ucznia w szkole, szczególnie gwałtownie obniża się ono po przejściu ze szkoły podstawowej do gimnazjum. Duże różnice pomiędzy nauczycielami a uczniami występują w ocenie poczucia bezpieczeństwa ucznia w szkole. Nauczyciele na ogół nie widzą problemu, natomiast uczniowie go dostrzegają. Najczęściej jako zagrożeni, zwłaszcza agresją kolegów, czują się uczniowie gimnazjów w dużych miastach. Natomiast na naruszanie godności poprzez przymus psychiczny (poniżanie, wyśmiewanie, obrażanie) skarżą się najczęściej uczniowie liceów ogólnokształcących. 28 Badania zostały zamówione przez poprzednią ekipę w MEN. Wiele wskazuje na to, że obecne kierownictwo tej instytucji nie uznaje tej problematyki za istotną i nie kwapi się z szerszym udostępnieniem raportu. 29 Jednym z wymienionych przykładowo praw przez ucznia było: „ usługiwanie nauczycielowi gdy o to poprosi” !!) 14 Ta skrótowa, a więc nie obejmująca wielu analiz przeprowadzonych przez autorów, relacja z badań świadczy, jak sądzę, o niedocenianiu znaczenia praw ucznia w procesie wychowawczym. W 17 lat po przełomie politycznym w Polsce, na podstawie licznych wizyt w szkołach, oraz odbytych wywiadów mogę z całą stanowczością stwierdzić, że autorytarny model komunikacji nadal cieszy się u nauczycieli wyraźną estymą30. Wprowadzane instytucjonalne rozwiązania na rzecz demokratyzacji szkoły, ograniczające władzę nauczycieli, są dla wielu z nich niezrozumiale. Mimo „upupienia” samorządów i praw ucznia, nadal już same te pojęcia wywołują gwałtowny protest u nauczycieli. Skarżą się oni, że uczniowie czują się bezkarni, a mówienie o ich prawach jeszcze tę sytuację pogarsza. Nauczyciele mają poczucie spętanych rąk: „Oświata jest pozbawiona narzędzi egzekwowania pewnych rzeczy. Jak pani ma wyegzekwować pewne rzeczy, jeśli pani niczym nie dysponuje, niczym właściwie, bo w tej chwili nawet obniżenie oceny dla ucznia, to jest żaden problem. Jest bardzo mało dzieci ambitnych.”[2006, wz.6] ; niemożności działania: „[…] No co ten nauczyciel może zrobić poza naganą? No co może zrobić, nic nie może zrobić, a uczeń o tym wie..”[2006, w.11]; a przede wszystkim utraty autorytetu: „Mówi się w oświacie za dużo o prawach ucznia, a za mało o obowiązkach, więc tu jest gdzieś ten problem upadku tego autorytetu [nauczyciela].”[2004, w.2]. Winę za te problemy ponosi „zbytni liberalizm”: „Ja bym większy nacisk położył na obowiązki ucznia. Zbyt daleko posunięta liberalizacja, większy nacisk się powinno położyć na obowiązki.[Preferowanie praw ucznia] w jakimś tam stopniu osłabia autorytet nauczyciela. Ja jestem zwolennikiem starej szkoły. Kiedy dyscyplina była większa niż teraz.”[2006, wz.9]. „W domu i w prasie tłumaczone jest to, że najważniejsze są prawa ucznia. Zawsze uczeń miał prawa. Ale teraz oni to rozumieją jakoś inaczej. Mówią: Pani nie ma prawa mnie zapytać!. A kiedyś, to było nie do pomyślenia. Dobrze, że znają prawa, tylko, że za bardzo je wykorzystują.”[2006, w. 5] Wydaje się, że dla wielu nauczycieli stanem idealnym byłoby wprowadzenie kar fizycznych, jako jedynych, które są skuteczne w przypadku szczególnie krnąbrnych uczniów. „Kiedyś były „łapy” niekoniecznie jestem za tym, ale to też była jakaś [możliwość oddziaływania] …” [ 2006, wz.6] „Za moich czasów, kiedy dostawałem w łapę [po łapie] w szkole, to człowiek się wstydził przyznać rodzicowi, bo rodzic twierdził, że nauczyciel ma racje i jeszcze by poprawił. W tej 30 Przytaczane poniżej wypowiedzi to fragmenty wywiadów prowadzonych wiosną 2006 z nauczycielami gimnazjów, kilka wypowiedzi pochodzi ze starszych badań z 2004r. W obu przypadkach badane były tzw. gimnazja „prowincjonalne”, a więc położone w małych miejscowościach w różnych częściach Polski. Literki „wi” – oznaczały wywiad indywidualny, natomiast „wz” wywiad zbiorowy. Materiały z tych badań wykorzystuję też w artykule „Szkolna wieża Babel”, który ma się ukazać w zbiorze artykułów wydawanych przez Instytut Socjologii UW. 15 chwili odchodzimy, i chyba dobrze, aczkolwiek nie do końca, od wszelkich kar cielesnych.” .” [2004, w.4] „Ja pamiętam, że gdy uczeń zasłużył w szkole, to w domu bał się przyznać. Reakcja była taka, że rodzic w domu poprawił.” [2004, w.5] „Czasami widać zaraz po wywiadówce, na następny dzień, czasami przez cały tydzień, że nie może usiedzieć na tyłku […]. Ja jak najbardziej popieram, zwłaszcza u chłopców [liczy się] siła.” [ 2006, wz. 7] W większości nauczyciele zdają sobie sprawę, że postulowanie kar fizycznych jest „niepoprawne pedagogicznie”, ale bez nich czują się bezradni. Wielu nauczycieli nie potrafi poradzić sobie z nieposłuszeństwem i agresją uczniów. Oczywiście są nauczyciele, którzy potrafią porozumieć się ze swoimi wychowankami, a jednocześnie utrzymać ich w ryzach, czy to dzięki swoim talentom, czy sile osobowości, czy zdobytemu doświadczeniu. Natomiast niezwykle często uderza brak podstawowych umiejętności, które pomogłyby nauczycielom poradzić sobie z klasą niesfornych uczniów. Wielu z nich jest rzucanych na pastwę młodzieży, która odreagowuje swoje domowe i szkolne stresy na nieudolnej ofierze31. Nauczycielom brakuje też wiedzy pedagogicznej i psychologicznej stwarzającej możliwości zrozumienia zachowań ich wychowanków: „Wydaje mi się, że oni (dwaj słabsi w nauce uczniowie) lubią grać takich klownów klasowych. To jest dla mnie trudne i czasami nie do zrozumienia. Czasami na nich patrzę i ręce mi opadają”32.[2006, wz.7] „ [o czym uczniowie] rozmawiają, dyskutują, nie bardzo do mnie dociera.” [2004, w.1] „To jest pokolenie internetowe, komputerowe. Techniczne w dużej części [nie humanistyczne]”. ”Pokolenie telewizyjne”. [2004, w.2] Czasem z rozmów z nauczycielami odnosi się wrażenie, że ich uczniowie, to jakieś obce, złowrogie plemię, posługujące się dziwnym językiem i wyznające niezrozumiałe wartości. Parafrazując tytuł książki Barbary Fatygi na temat młodzieży „Dzicy z naszej ulicy” 33, uczniowie dla nauczycieli to „dzicy z naszej szkoły”. Tych dzikich trzeba, tak jak to zalecał Durkheim, ( a obecnie minister Giertych) trzeba siłą cywilizować. Praca we współczesnej szkole, ze względu na ogrom problemów dydaktycznych a zwłaszcza wychowawczych, jest bardzo trudna i wymaga dobrego przygotowania, a także 31 Jestem daleka od pouczania nauczycieli. Dobrze pamiętam, jak sama weszłam w rolę „nieudolnej ofiary” dla moich niesfornych uczniów. Do dziś pamiętam, jaką „szkołę” oni mi dali. Pracując przez parę lat z dziećmi w wieku 13-14 lat bardzo powoli zdobywałam umiejętności, które pozwoliły mi w końcu w miarę sensownie wypełniać zadania nauczyciela. Nie poradziłabym sobie, gdyby nie rady innych nauczycieli, świetnych psychologów, no i liczne lektury. 32 Rola „klasowego błazna” została przeanalizowana w wielu pracach psychologicznych i pedagogicznych. 33 B.Fatyga, Dzicy z naszej ulicy, UW, 1999, Warszawa. 16 wsparcia ze strony wielu instytucji. Konieczność rezygnacji ze „środków przymusu bezpośredniego” w szkole nasuwa potrzebę stosowania innych metod panowania nad uczniami. Wybór tych metod zależy od zrozumienia, co powoduje zachowaniem uczniów. Brak tych elementów powoduje, że nauczyciele czują się bezradni, a „prawa ucznia”, „demokracja” stały się dla wielu z nich źródłem zła wszelakiego, rodzajem „kozła ofiarnego”, którego należy usunąć, aby wróciło do szkół wszystko co dobre. Zakończenie Próby stworzenia szkoły z „demokratyczną twarzą” trwają od ponad stu lat. Usiłowania te niewątpliwie zmieniły rodzaj relacji pomiędzy uczniem a nauczycielem. Zakaz chłosty (nawet w szkołach angielskich), złagodzona szkolna dyscyplina, większa swoboda zachowania młodzieży uczyniły ze szkoły instytucję bardziej przyjazną. Niestety, w wielu przypadkach zmniejszenie rygoru zaostrzyło problemy wychowawcze. Stąd zresztą płynie powiedzenie, wskazujące na różnice pomiędzy szkołą współczesną a tradycyjną: „w tradycyjnej uczniowie bali się nauczycieli we współczesnej jest odwrotnie”. Odchodzenie od autorytaryzmu może bowiem wywołać anarchię szkolną i utratę kontroli nad uczniami. Utrzymywanie dyscypliny wśród uczniów bez przemocy jest bardzo trudne, ale też jest wiele czynników, które to ułatwiają lub utrudniają. Możemy pokusić się o wyliczenie czynników, które stwarzają bariery dla tworzenia stosunków bardziej partnerskich w szkole. Podzielmy je na trzy rodzaje: (1) powiązanych ze stanem społeczeństwa oraz wzorami kulturowymi środowiska społecznego, (2) postawa i kwalifikacje kadry pedagogicznej (3) szkolną ofertą dotyczącą programów szkolnych, warunków nauki itp. Te trzy typy czynników będą warunkować: jaki uczeń, z jakimi nawykami i oczekiwaniami pojawia się w szkole, kto i jak będzie go uczył, oraz czego i w jakich warunkach będzie to uczenie przebiegać. Nie wydaje się, żeby hrabia Zamoyski miał rację, pisząc, że : „takie będą Rzeczpospolite jako ich dzieci chowanie”. O wiele większy wpływ ma społeczeństwo na szkołę niż szkoła na społeczeństwo. Jeżeli jest to społeczeństwo podzielone, skonfliktowane, to problemy te zostaną przeniesione na teren szkoły. Idea szkoły izolowanej, jak zauważył Znaniecki, jest fikcją. Różnice materialne, kulturowe odbiją się na funkcjonowaniu dzieci w szkole. Ogromny wpływ na zachowanie dzieci w szkole mają też metody wychowawcze stosowane przez rodziców. Jeżeli w domu przestrzega się podporządkowania dziecka dorosłym i wymaga od niego przede wszystkim posłuszeństwa, to często niezrozumiałe są dla niego inne relacje z dorosłymi. Nauczyciel 17 próbujący nawiązać dialog z dzieckiem natrafia często albo na mur milczenia, albo na wybryki młodego człowieka, który zaczyna szaleć nie mając nad sobą karzącej ręki. Poza kwalifikacjami nauczyciela, które oczywiście są bardzo ważne, istotne jest też jego przekonanie o naturze dziecka i skuteczności stosowanych metod. Jeśli ma on „durkheimowską” wizję natury ludzkiej i procesu nauczania, będzie czuł się rozgrzeszony stosując przemoc wobec dziecka. Będzie ją stosował z przekonaniem o jej dobroczynnych skutkach. Nie można zlekceważyć warunków, w jakich odbywa się nauka. Bliski kontakt ucznia i nauczyciela jest warunkiem koniecznym (choć na pewno nie dostatecznym) prowadzenia z dzieckiem autentycznego dialogu. Duża liczebność klas i szkół, skutecznie osłabia więzi osobowe. Anonimowość i formalizacja w stosunkach w szkole prowadzą najczęściej albo do anarchii, albo rygoryzmu. Jako czynnik ostatni, choć bynajmniej nie najmniej ważny, wymienić należy programy szkolne. Gdy są przeładowane, niedostosowane do poziomu uczniów, czy nie budzą ich zainteresowania dla ich realizacji, potrzebny jest przymus. Wszystkie te czynniki tworzące bariery dla demokratyzacji szkoły występują Polsce w dużej skali. Trudno się dziwić, że zmiany w szkole postępują z oporami i bardzo powoli. Trzeba przyjąć, że demokratyzacja szkoły musi stanowić proces a nie jednorazowy akt. Ważna jest jednak konsekwencja we wprowadzaniu zmian tam, gdzie są tylko po temu warunki i determinacja by te warunki stwarzać. Niestety, po „zamrożeniu” zmian w połowie lat 90. możemy obserwować obecnie odwrót od idei „szkoły demokratycznej”. Nie ma obecnie „pogody dla demokracji w szkole”. Artykuł „Dylematy szkolnej demokracji” ukazał się w książce "Wychowanie. Pojęcia, procesy, konteksty" t. 4 red. naukowa: Maria Dudzikowa, Maria Czerepaniak-Walczak (2008) Gdańsk: GWP. Artykuł udostępniony za zgodą autorki. 18