issn 0867-4469 numer 1/30/98

Transkrypt

issn 0867-4469 numer 1/30/98
W NUMERZE
Ludzie Kultury • Sylwetki • Wywiady
ISSN
0867-4469
Ziemia Sieradzka, ludzie Ziemi Sieradzkiej nie stracili swojej tożsamości z Kazimierzem Filipiakiem, Wojewodą Sieradzkim rozmawia Marek Jędras . . . . . . . .2
O osiągnięciach i planach wojewódzkich placówek kultury - Marek Jędras rozmawia
z Małgorzatą Szymlet - Piotrowską (BWA) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .3
Zofią Sobczak (WBP) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .4
Czesławem Rutkowskim (Muzeum Okręgowe w Sieradzu) . . . . . . . . . . . . . . . . . . .5
i Anną Tomaszewską (ROK) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .6
NUMER
1/30/98
Kultura • Animacja i Edukacja • Wydarzenia • Fakty • Relacje • Opinie
Marcin Gąsior
Trzy cerkwie w Piotrkowie, czyli rzecz krótka o dziejach tutejszej parafii prawosławnej .8
Zbigniew Gralewski
Skierniewice na kolejowym szlaku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .10
Grzegorz Bartosik
Małe ojczyzny a muzea . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .11
Zofia Peret - Ziemlańska
Działalność placówek kulturalnych w Skierniewicach w okresie dwudziestolecia
międzywojennego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .13
Andrzej Kobalczyk
Pojednanie nad Pilicą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .15
Jan Pietrzak
Obchody Mickiewiczowskie w Sieradzu. W stulecie urodzin poety . . . . . . . . . . . .17
Zbigniew Gralewski
Skierniewice w 1860 roku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .18
Józef Marchewka
Oświata na wsi w gminie Rozprza w XIX i I połowie XX wieku . . . . . . . . . . . . . . .19
Maciej Wojewoda
Wojenna Kolęda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .21
Mariusz Polit
Volanty, wasongi i milordy. Nietypowe hobby . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .23
Małgorzata Dziurowicz - Kaszuba
Kole Matki Boski Gromnicny - czyli kolejna udana impreza w Popowicach . . . . . .24
Zygmunt Stępień
Piotrkowski skrzypek - wirtuoz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .26
Marian Minias
40 lat „Dobronia“ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .28
Hanna Kuberska - Skrzydło
Wspomnienie o Panu Piotrze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .30
Mariusz Polit
Reymont w Krosnowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .32
Zbigniew Gralewski
Opieka społeczna w Skierniewicach w latach 1927 - 1934 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .34
Literatura • Sztuka
Małgorzata Tepper
PSAP po dwóch latach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .35
Mikołaj Pawlak
Moje pytania - piotrkowskie Translacje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .37
Michał Jagiełło
Grzech dociekliwości (proza) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .40
Bogumiła Krzew (wiersze) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .41
Jan Krzysztof Szczęsny
Marzy mi się, by cała Polska zaistniała w Wojkowie - rozmowa z Józefem
Banasiewiczem, malarzem i społecznikiem z Wojkowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .41
HTTP://WWW.7TH-PROVINCE.ORG.PL/
Czasopismo sponsorowane przez
Ministerstwo Kultury i Sztuki
© COPYRIGHT BY SEVENTH PROVINCE
Czasopismo zrzeszone
w Polskim Stowarzyszeniu
Prasy Lokalnej w kraju
i za granicą
Redaktor naczelny: Marek Jędras (Sieradz)
Z-ca red. nacz.: Jan Krzysztof Szczęsny
(Sieradz)
Sekretarze:
Bożena Dawidowicz (Piotrków Tryb.),
Andrzej Smyczek (Skierniewice),
Jan Pietrzak (Sieradz),
Członkowie:
Zygmunt Stępień (Piotrków Tryb.),
Danuta Szustakowska (Skierniewice),
Andrzej Tomaszewicz (Sieradz)
Wydawcy i adresy redakcji:
Wojewódzki Dom Kultury
w Piotrkowie Trybunalskim
97-300 Piotrków Trybunalski
ul. 3 Maja 12, tel. 647-71-94, 649-53-54
Regionalny Ośrodek Kultury
w Sieradzu
98-200 Sieradz
ul. POW 19, tel. 822-45-21, 822-57-12
Wojewódzki Dom Kultury
w Skierniewicach
96-100 Skierniewice
ul. Reymonta 33, tel. 33-33-36, 33-24-12
Recenzje
Michał Stefan Dalecki
...aby przestać obumierać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .44
Kultura • Źródła • Dzieje
Andrzej Tomaszewicz
Orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej w Sieradzu 1898 - 1998 . . . . . . . . . . . . . . .45
Skład i łamanie: MakoLab, Łódź
Projekt graficzny: Zbigniew Zieliński
Druk: Bagraf, Łódź
Redakcja zastrzega sobie prawo
do skracania przyjętych tekstów
oraz do zmiany ich tytułów.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
1
Ziemia Sieradzka,
ludzie Ziemi Sieradzkiej
nie zatracili swojej
tożsamości
Z Kazimierzem Filipiakiem - Wojewodą Sieradzkim rozmawia MAREK JĘDRAS Sieradz
kładności. A mój temperament nie pozwalał mi na zamykanie się przed otaczającą mnie rzeczywistością i stąd dostrzegane przeze mnie inne pola do działania.
Tak właśnie znalazłem się w Zarządzie Regionu NSZZ „Solidarność“ Ziemia Łódzka,
nie zaprzestając jednocześniĄe pracy dydaktycznej na uczelni.
Moje pojawienie się tutaj w Sieradzu, traktuję na zasadzie, że jest coś do stworzenia,
do zrobienia. I kiedy to już będzie szło
własnym, nowym trybem - to niech to
idzie ...
- Jako nowy gospodarz, jak postrzega
Pan to województwo?
- Jest Pan pierwszym wojewodą z tytułem naukowym. Czy odejście od pracy
naukowej na rzecz polityki to kolejne
wyzwanie w Pańskim życiu?
- Myślę, że tak. Przynajmniej ja tak to traktuję. Muszę się przyznać, iż zmuszony byłem, w którymś momencie wyhamować
jeśli chodzi o działalność naukową. Takie
były uwarunkowania. Jestem chemikiem
z wykształcenia i z dotychczasowej pracy
na Politechnice Łódzkiej jestem zadowolony. Mogłem jedynie narzekać na nawał
zajęć i wrodzoną nadaktywność. Zajmowałem się nie tylko pracą badawczą, ale
też dydaktyczną, organizowałem obozy
naukowe dla studentów. Przez przeszło 20
lat zajmowałem się pomocą socjanobytową dla studiującej młodzieży, wreszcie byłem głównym egzaminatorem i autorem
pytań egzaminów wstępnych na Politechnikę Łódzką. Przez szereg lat organizowałem praktyki wakacyjne. Byłem także założycielem „Solidarności“ na uczelni i aktywnym działaczem. Podziwiam i zawsze
będę podziwiał ludzi, dla których nauka
jest wszystkim, którzy poza nią nic innego
nie dostrzegają. A to przecież jest zamykaniem się przed otaczającą nas rzeczywistością. Muszę przyznać, iż zawsze pociągał mnie w pracy naukowej etap początkowy, czyli tzw. faza budowania koncepcji
i czas teoretycznego jej obudowywania.
Etap dalszy, w którym trzeba było wykonać n- rutynowych pomiarów i obliczeń,
by sprawdzić trafność i poprawność koncepcji - stawał się pracą zbyt nudną i monotonną. Wiadomo przecież że kariera naukowa wymaga systematyczności i do-
2
- Województwo Sieradzkie na pewno nie
wyróżnia się spośród innych województw
w kraju. Mówię to na podstawie własnych
obserwacji. Kiedyś sporo podróżowałem
po kraju z moją żoną i dwiema córkami.
Praktycznie każde wakacje spędzaliśmy
w innym zakątku kraju. Wielką zaletą tych
podróży była możność przebywania
w otoczeniu nie skażonym, niemal dziewiczym. Czego z pewnością nie można powiedzieć o czasach nam współczesnych.
We wszystkich odwiedzanych przeze mnie
regionach napotykałem te same problemy.
Dużym problemem województwa sieradzkiego jest struktura rolnictwa, choć
uprawa tutaj jest dość specyficzna, preferowana jest uprawa ziemniaka i problemem podstawowym jest zagospodarowanie tych zbiorów i ich przetworzenie na
produkt lepszej jakości. Ponadto mamy
też do czynienia ze złą strukturą przemysłu. O ile rejon województwa w kierunku
na Łódź, tj. Zduńska Wola i Łask jest
w miarę zasobny w przemysł i nawet mimo pewnych zawirowań potrafił się zrestrukturyzować i przystosować do wymogów rynkowych, o tyle na przykład w samym Sieradzu przemysł przeżywa największe trudności.
Poważnym problemem jest też Szpital
Wojewódzki. Wybudowany ogromnym
wysiłkiem i nakładami jest dużym obciążeniem dla budżetu województwa. Są
ogromne trudności z jego utrzymaniem.
Był to nie lada problem dla moich poprzedników. Jest i dla mnie.Na szczęście już
w tej sprawie pewne rozwiązania się rysują.
Myślę, że uda się problem tej placówki
rozwiązać po wprowadzeniu reformy administracyjnej.
Wydaje mi się, a nie chciałbym tu urazić
mieszkańców bardzo urokliwego Sieradza, iż miasto to mało skorzystało w wyniku przeprowadzonej w 1975 roku reformy
administracyjnej.
To co powiedziałem, to z oczywistych
względów tylko część moich spostrzeżeń
o województwie. Mogę jednak zapewnić,
że pracy jest dużo. Ja będę starał się problemy tego województwa rozwiązywać
w miarę możliwości i liczę na pomoc
szczególnie tych, dla których losy tego regionu nie są obojętne.
- A jak postrzega Pan sieradzką kulturę?
- Na podstawie moich pierwszych spostrzeżeń mogę powiedzieć, że ta dziedzina prezentuje się okazale i bogato. Wydaje mi się, że Ziemia Sieradzka, ludzie
Ziemi Sieradzkiej nie zatracili swojej tożsamości. Tożsamość ta jest kontynuowana z należytą pieczołowitością
i dbałością przez młode pokolenie. Przekonałem się o tym już pierwszego dnia
swojego urzędowania w Osjakowie podczas wręczania medali za długoletnie pożycie małżeńskie, gdzie mogłem obejrzeć
występy ludowego zespołu o wielopokoleniowym składzie osobowym. Jest też cały szereg ciekawych i wartościowych inicjatyw, jak choćby Ogólnopolski Plener
Plastyczny „Gdzieś w środku Polski“
czy organizowany już od 3-ch lat plener
plastyczny w Warcie. Swoistą wizytówką
tego województwa jest także Zespół Pieśni i Tańca „Dobroń“, który właśnie świętuje 40-lecie swojego istnienia. To są dla
mnie wartości wymierne i najważniejsze
i te właśnie zamierzam popierać.
Takie dokonania są dla mnie dowodem
i argumentem jednocześnie przeciwko
twierdzeniu, że jakoby Europa nas ma
zdominować. Ja mam nadzieję, że po prostu będzie to Europa ojczyzn. Mam także
nadzieję, że mieszkańcy Ziemi Sieradzkiej
będą dbali o to, żebyśmy owej polskości
i tożsamości nie zatracili.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
- Jakie więc zadania stoją przed Panem
w obliczu reformy administracyjnej
kraju?
- Reforma oznacza przekazanie środków
w dół, a to oznacza zwiększenie samorządności w gminie, powiecie i województwie. Jednocześnie też znaczący procent
środków pozostanie w województwie,
czyli w danym regionie.
Jeśli reforma przebiegała będzie prawidłowo, to wymusi ona na społecznościach lokalnych pewną określoną aktywność. Mój
urząd tę aktywność będzie wspierał. Jak
powiedziałem już w swoim powitaniu nie czuję się wcale likwidatorem tego województwa. Uważam, że przyszedłem tu,
by coś zbudować - inną na pewno rzeczywistość, rzeczywistość samorządową, by
pracować na rzecz rozwoju tego regionu.
W pierwszym rzędzie chcę zająć się budową lotniska w Łasku oraz infrastrukturą
nad zbiornikiem „Jeziorsko“. W tych inwestycjach dostrzegam wiele korzyści dla tego regionu i przyszłych pokoleń. Dzięki
tym inwestycjom być może zmniejszy się
liczba bezrobotnych w tym województwie.
Kolejną sprawą jest przetwórstwo rolne,
z którym moi poprzednicy nie ruszyli do
przodu. Ja, już pewne starania poczyniłem. Znaleźli się już ludzie, którzy chcą
wytwarzać płody rolne i wiązać swoją
przyszłość z taką firmą, jak „HORTEX“ ,
i z którą podpiszą stosowne kontrakty. Jest
oczywiście wiele jeszcze innych zadań do
zrealizowania, ale wymienione tu sprawy
stanowią dla mnie pewien priorytet.
Jaki będzie ostateczny efekt mojego tutaj
gospodarowania - czas pokaże. Uważam,
że ten efekt w dużej mierze zależeć będzie
od ludzi tutaj żyjących, pracujących i działających.
Co zaś tyczy się sfery kultury, to powtórzę
jeszcze raz: należy kontynuować to co już
osiągnięto do tej pory i nie wolno nam zaprzepaścić dotychczasowych, prosperujących świetnie inicjatyw. Moim pełnomocnikiem w tym obszarze moich kompetencji jest nowo powołany Dyrektor Wydziału
Kultury, Sportu i Turystyki, który, jak sądzę
w sposób prawidłowy zadba o dobrą kondycję kultury w Sieradzkiem.
Oczywiście deklaruję też, w miarę swoich
możliwości osobistą pomoc dla waszego
pisma.
Dziękuję za rozmowę.
Z zapytaniem o najbliższe plany zwróciliśmy się także do dyrektorów czterech wojewódzkich
placówek: Małgorzaty Szymlet-Piotrowskiej z Biura Wystaw Artystycznych,
Zofii Sobczak z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, Czesława Rutkowskiego
z Muzeum Okręgowego oraz Anny Tomaszewskiej z Regionalnego Ośrodka Kultury.
Małgorzata Szymlet-Piotrowska Biuro Wystaw Artystycznych w Sieradzu
Wręczenie III nagrody Wojewody Sieradzkiego
na Biennale „Martwej Natury" - 21.11.1997 r.
fot. ze zbiorów BWA w Sieradzu
- Czy ubiegły rok był dla Pani placówki
pracowity?
- Rok 1997 w Biurze Wystaw Artystycznych to czas obfitujący w różnorodne wydarzenia. To 17 wystaw premierowych ,
m.in.: wystawa poplenerowa „Gdzieś
w środku Polski“- Załęcze` 96 , wystawa malarstwa, medalierstwa i rzeźby Janusza Trzebiatowskiego z Krakowa, tkanina
unikatowa ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, pokaz malarstwa i grafiki Jerzego Nowosielskiego,
grafiki Pawła Likszteta z Zielonej Góry, Joanny Imielskiej z Poznania, Małgorzaty
Szymańskiej-Cegiełki z Warty. To także
dwa konkursy, zorganizowane z myślą
o dzieciach i młodzieży: Konkurs malowania na murze dla uczniów szkół podstawowych pod hasłem: „Znów będą wakacje Muralia ` 97 oraz I Międzynarodowy Konkurs Wiedzy o Sztuce „Sztuka Starożytna“.
To wreszcie I edycja Ogólnopolskiego
Konkursu Malarskiego „Triennale z Martwą Naturą“, którego rozstrzygnięcie połączone z otwarciem wystawy pokonkursowej i wręczeniem nagród miało miejsce
w listopadzie 1997 r. Warto tu wspomnieć, iż laureatką jednej z głównych nagród została artystka z Sieradza, Halina
Nowicka, a sam konkurs okazał się być
imprezą ogromnie ważną i znaczącą dla
wielu środowisk twórczych w kraju
Rok 1997 to także 21 Ogólnopolski Plener Plastyczny „Gdzieś w środku
Polski“, który odbył się w miejscu od lat
przez artystów ukochanym - w Kamionie.
Na plenerze tym spotkało się 21 artystów
z całej Polski, a m.in. Jerzy Duda Gracz,
Franciszek Maśluszczak, Stanisław
Mazuś, Tadeusz Majda, Alina SiberaKaczka, Andrzej Borowski, Paweł
Kotowicz, Zbigniew Woźniak, Józef
Panfil.
W trakcie pleneru powstało ponad 230
prac (głównie obrazy i rysunki),których
wybór prezentowany był w naszej galerii
w miesiącu lutym br.
Rok pracy BWA to także wystawy ze zbiorów własnych na terenie całego województwa, w domach i ośrodkach kultury,
szkołach i bibliotekach , także w Polsce
(Piła, Zamość).
- Czy któreś z wydarzeń artystycznych
wyróżniłaby Pani w sposób szczególny?
- Do udanych przedsięwzięć zaliczyć należy przeprowadzenie w dniu 31 sierpnia
1997 roku aukcji sztuki, której dochód
(27.604 zł) przeznaczony został na potrzeby zniszczonego przez powódź Domu Dziecka w Kłodzku.
- Czy równie bogato przedstawiają się
plany galerii w 1998 roku?
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
3
- Każdy rok pracy to też przygotowania do
realizacji zamierzeń w roku następnym,
który niemal zawsze kontynuuje zamierzenia rozpoczęte, wzbogaca je i uzupełnia.
Jednym z ważniejszych zadań BWA jest zawsze prezentowanie publiczności najnowszych dokonać polskiej sztuki współczesnej w dziedzinie malarstwa, grafiki, rysunku, rzeźby, ilustracji książkowej, tkaniny unikatowej, plakatu, szkła i ceramiki.
Wszystkie te rodzaje sztuk zostaną pokazane na zaplanowanych wystawach Tadeusza Łodziany, Aurelii Mandziuk,
Wiesławy Studenckiej-Grosset, Rafała Strenta i innych.
Nie zapomnimy też o historii najnowszej
polskiej sztuki, czego niezbitym dowodem
będzie oczekiwana od dawna wystawa
twórczości Tadeusza Brzozowskiego.
Co trzy lata odbywa się w sieradzkim BWA
przegląd profesjonalnej twórczości artystycznej. W tym roku właśnie przypadają
IX Sieradzkie Prezentacje Plastyczne,
w których wezmą udział wszyscy plastycy
zamieszkali na terenie naszego województwa, także ci „świerzo upieczeni“. Najlep-
szemu z nich wręczona zostanie nagroda
Wojewody Sieradzkiego.
We wrześniu odbędzie się w Kamionie kolejny, już XXII Plener, w maju kolejna edycja „Muraliów“. Rok Mickiewiczowski zamierzamy uczcić planowaną na czerwiec
wystawą ilustracji do Pana Tadeusza.
Pracy więc nie zabraknie, pozostaje tylko
mieć nadzieję, iż oferta przygotowana na
1998 rok zadowoli i usatysfakcjonuje miłośników sztuki i bywalców Galerii Sztuki
BWA w Sieradzu.
Dziękuję za rozmowę.
konferencji międzywojewódzkich (dla
użytkowników programu komputerowego SOWA), na których omawialiśmy informatyczną rolę bibliotek.
- Jakie zadania stoją przed Pani placówką w 1998 roku?
Obrady konferencji pt. „Funkcja informacyjna biblioteki
publicznej“ - WBP w dniach 18-19.11.1997 r.
fot. ze zbiorów WBP w Sieradzu
Zofia Sobczak - Wojewódzka Biblioteka
Publiczna w Sieradzu
- Jak przedstawia się sytuacja w zakresie komputeryzacji bibliotek?
- Kierunek ten traktujemy priorytetowo
w swoich działaniach. Planujemy oczywiście dalszy rozwój komputeryzacji tak Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej (gdzie już
od stycznia rozpoczęliśmy wypożyczania
książek na nośnikach mechanicznych w Filii dla dzieci i młodzieży), jak i bibliotek samorządowych. Zakładamy, że do 23 bibliotek posiadających komputery (na 41
bibliotek miejskich i gminnych) dołączy
10 następnych. Chcielibyśmy aby w drugie tysiąclecie wszystkie miejskie i gminne
biblioteki weszły skomputeryzowane.
Komputeryzacja prac bibliotekarskich stała się bowiem koniecznością z uwagi na
coraz większe potrzeby informacyjne czytelników i rosnące trudności w zaspokajaniu tych potrzeb. Wśród nowych sposobów dostarczania informacji dynamicznie
rozwijają się oferty informacyjne. Nowe
sposoby wyszukiwania w INTERNECIE, bazy danych na CD-ROM-ach, publikacje
elektroniczne. Bibliotekarze potrafiący się
poruszać w tym gąszczu danych są coraz
bardziej doceniani. Czytelnicy bowiem
4
poszukują kwerend na różne interesujące
ich tematy, na przykład: przepisów prawnych (bardzo pomocna jest tu baza CDLEX), gospodarki, zarządzania, rozwoju
firm, problemów ekologicznych. Coraz
częściej pomaga się czytelnikom w uzupełnianiu danych bibliograficznych, uzyskując niezbędne dane z różnych bibliotek
naukowych, czy Biblioteki Narodowej,
drogą poczty elektronicznej. Udzielanie
informacji, gdzie, w której bibliotece czytelnicy mogą znaleźć poszukiwany temat dzięki możliwościom penetracji poprzez
INTERNET to nowa epoka w usługach informacyjnych. Sądzę, że mamy powód do
satysfakcji, że naszym czytelnikom możemy zapewnić tak dużą pomoc, jak również podzielić się naszymi doświadczeniami w zakresie obsługi czytelników na nośnikach mechanicznych z innymi bibliotekami w kraju.
Od kiedy w 1995 roku uruchomiliśmy stanowiska komputerowe dla obsługi czytelników w wypożyczalni dla dorosłych, gościliśmy w naszej bibliotece bibliotekarzy
z około 40-u bibliotek, różnych typów:
publicznych (wojewódzkie i miejskie), pedagogicznych, szpitalnych (Matki Polki
w Łodzi), a także studentów Państwowego Studium Bibliotekarskiego w Jarocinie.
Byliśmy również organizatorami trzech
- Najważniejszym jest zapewnienie czytelnikom naszej placówki poszukiwanych
przez nich książek, czasopism i informacji.
A czytelników wciąż przybywa. W samej
tylko WBP przybyło w 1997 roku - 622
czytelników. Ogółem z naszej Książnicy
oraz Miejskiej Biblioteki korzysta około 15
tysięcy czytelników.
Nastąpił także wzrost czytelników w województwie. Jeśli w 1995 roku z bibliotek
publicznych w województwie korzystało
20% czytelników na 100 mieszkańców, to
w 1997 roku już 21% czytelników.
Podobny wzrost notujemy w zakresie wypożyczeń. W 1997 roku wypożyczono
w naszej placówce 215.878 vol., to jest
o 39.751 vol. więcej niż w 1995 roku.
Myślimy, rzecz jasna o powiększaniu naszych zbiorów. Planujemy zakupić dla naszych czytelników w 1998 roku 8 tys. książek, w tym także książkę alternatywną, po
którą czytelnicy sięgają coraz częściej.
W 1998 roku będziemy kontynuować pracę nad Bibliografią województwa sieradzkiego, tak by móc w 1999 roku wydać ją drukiem. Jest to ogromnie pracochłonne zadanie, ale sądzę, że jesteśmy
winni taką publikację tak mieszkańcom tego województwa, jak też przyszłym badaczom i historykom.
Przy tej okazji chcę zaapelować do tych
wszystkich, którzy wydawali na terenie naszego wojewdztwa w latach 1975-1997,
aby upewnili się czy ich pozycja znajduje
się w zbiorach regionalnych naszej placówki, a tym samym, czy została odnotowana w bibliografii. Szczególnie zależy
nam na różnego rodzaju drukach ulotnych, jak: katalogi, foldery, informatory.
Jest to bowiem okazja, aby tego typu wydawnictwa zostały zachowane dla następnych pokoleń.
Zamierzamy również zorganizować
czwartą już edycję sesji dotyczącej tożsamości kulturalnej wsi, wiele imprez poświęconych 200-ej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza odbędzie się we wszyst-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
kich bibliotekach publicznych na terenie
województwa, a szczególne znaczenie
przywiązujemy do sesji pn.“My wszyscy
z Niego“, dotyczącej wpływu twórczości
A. Mickiewicza na poezję polską. Ponadto
planujemy cykl imprez poświęconych 80ej rocznicy odzyskania niepodległości oraz
wojewódzki konkurs teatralny dla dzieci
poświęcony twórczości Juliana Tuwima
pn. „Tuwim dzieciom“.
Możemy również zapewnić mieszkańców
Sieradza i województwa, bibliotekarzy bibliotek publicznych i szkolnych, że kontynuować będziemy cieszące się tak wielkim
zainteresowaniem spotkania z wydawcami połączone ze sprzedażą książek.
- Pani Dyrektor, a czy ten Wasz wysiłek
został w kraju zauważony?
- Tak. Mamy satysfakcję, że w 1996 roku
otrzymaliśmy jako jedyna biblioteka
w kraju nominację do nagrody IKARA,
przyznanej przez wydawców, dziennikarzy i ludzi książki - dla osób i instytucji,
których działalność stanowi duże wydarzenie. Było to dla nas ogromnym zaszczytem, że nominację tę odbieraliśmy
wspólnie z takimi osobistościami, jak: Władysław Kopaliński i Ks. Józef Tischner
i przedstawicielami takich instytucji, jak:
Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK
i Łódzka Drukarnia Dziełowa.
Myślę, że dla każdej biblioteki otrzymanie
takiej nominacji jest swoistą nobilitacją
w świecie książki i docenieniem roli bibliotekarza w naszej rzeczywistości.
Dziękuję za rozmowę.
Już po przeprowadzeniu tej rozmowy,
przeglądając, w czytelni WBP prasę natknąłem się w czasopiśmie BIBLIOTEKARZ
(nr 1/98) na tekst Jana Wołosza, którego
właściwy fragment pragnę tu przyto-
czyć:“... W ostatnich trzech tygodniach
miałem okazję odwiedzić biblioteki wojewódzkie w Krakowie i Sieradzu (...) W Sieradzu piękny, chociaż niezbyt wielkich rozmiarów budynek liczy ok.30 lat. Tłumy czytelników udaje się rozładowywać w dużej mierze
dzięki komputerowej rejestracji wypożyczeń
i zwrotów. Komputery pomagają, ale też
przyciągają nowych czytelników, którzy ze
względu na bogate zbiory i sprawną obsługę preferują odwiedziny w bibliotece wojewódzkiej. Biblioteka słusznie chlubi się zaawansowaną komputeryzacją, którą kontynuuje obecnie w dwudziestej pierwszej bibliotece gminnej. Swoje doświadczenia i pomoc chętnie oferuje bibliotekom z okolicznych województw, które wybrały system
SOWA. Właśnie w takim towarzystwie radzono podczas mojej wizyty nad rozwojem
usług informacyjnych w dziedzinie rolnictwa
przy wykorzystaniu techniki komputerowej...“
Czesław Rutkowski - dyrektor Muzeum
Okręgowego w Sieradzu
- Instytucja, którą kieruje Pan od
trzech lat jest najstarszą placówką kulturalną w Sieradzu. Czy rozwój jej
przebiega prawidłowo?
- Tak jest w istocie. Placówkę tę powołano
już w 1937 roku, jako Muzeum Ziemi Sieradzkiej. Przyczynili się do tego członkowie Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, miłośnicy regionu i kolekcjonerzy zabytków. Ich to właśnie zbiory stanowiły
podwaliny naszego muzeum. Mimo wielu
zawirowań placówka trwa i wciąż energicznie się rozwija.
W ubiegłym roku obchodziliśmy 60. Urodziny i jesteśmy z tego faktu bardzo dumni i zaszczyceni, że od tylu już lat służyć
możemy sieradzkiemu społeczeństwu.
Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć
o wieloletniej kierowniczce, a w czasach
powojennych organizatorce naszego Muzeum Pani Zofii Neymanowej. Właśnie
z racji naszego Jubileuszu na frontonie budynku Muzeum wmurowana została pamiątkowa tablica oddająca hołd tej wielce
zasłużonej dla Muzeum i Sieradza osobowości, jaką była Pani Zofia Neymanowa.
Zgromadziliśmy ponad 42 tys. eksponatów, co roku organizujemy m.in. kilka wystaw, na których gościmy tysiące mieszkańców Sieradza i województwa, a także przybyszów z innych regionów kraju,
a nawet z zagranicy. Rozbudowaliśmy się
jako instytucja. Od 1984 roku , jako filia
funkcjonuje Muzeum Wnętrz Dworskich
w Tubądzinie, gdzie pod naszą opieką pozostaje dwór Walewskich, oficyna i ponad
3-hektarowy park.
Od 1990 roku funkcjonuje skansen położony w pobliżu sieradzkiego Wzgórza Zamkowego. Od 1995 roku organizujemy
Festiwal Muzyki Dworskiej i Salonowej
w Tubądzinie. Prowadzimy z pozytywnymi rezultatami penetracje archeologiczne.
Odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej pamięci
Zofii Neymanowej - 15.11.1997 r.
fot. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Sieradzu
Redagujemy i wydajemy Sieradzki Rocznik Muzealny. Posiadamy wspaniałą kolekcję portretu sarmackiego, eksponowaną
głównie w dworku Tubądzińskim.
- Co udało się zrealizować w minionym
roku, roku jubileuszowym?
- Zrobiliśmy dwie duże wystawy, właściwie to ekspozycje stałe: archeologiczną
oraz poświęconą lokalnym regionalistom.
Wreszcie po 14. latach udało się zakończyć remont kamieniczek w Rynku. Była to
olbrzymia inwestycja, która absorbowała
nas najbardziej.
Zyskaliśmy dodatkowe miejsce dla swojej
działalności. Mieści się tutaj m.in. biblioteka wraz z czytelnią, magazyny do gromadzenia eksponatów, sale wystawowe
i szkoleniowe.
Znalazło się też wreszcie dogodne miejsce
dla działu administracyjno-księgowego
oraz dyrekcji. Udało się także odremontować skansen po pożarze, jaki miał miejsce
w 1995 roku. Myślę, że to niemało, a i nie
wszystko tutaj wymieniłem.
- A co czeka was w 1998 roku?
- Kontynuować będziemy Sieradzki
Rocznik Muzealny, z tym, że zgodnie
z ustaleniami redakcją jego i wydaniem
zajmie się Muzeum Ziemi Wieluńskiej, jako nasz współpartner w tym przedsięwzięciu. Chcemy też wydać drukiem dwa nowe foldery: pierwszy - poświęcony naszemu Muzeum, zawierający informację o aktualnych wystawach, drugi - dotyczący
działalności Muzeum Wnętrz Dworskich
w Tubądzinie. Zakładamy, iż oba wydawnictwa służyć będą przez kilka następnych
lat. Chcemy kontynuować porządkowanie
magazynów i podjąć konserwację zbiorów i eksponatów
Zaplanowaliśmy modernizację stałej ekspozycji etnograficznej, która w obecnym
jej stanie wydaje się być wyraźnie niedo-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
5
świetlona i aranżacyjnie niedoskonała. To
wspaniała wystawa, posiadająca swój niepowtarzalny klimat i urok, ale znajdujące
się tutaj eksponaty wymagają lepszego
oświetlenia, podkreślającego ich barwę,
kształt i charakter. Jest to wystawa, która
prezentuje określony styl w ekspozycyjnych formach muzealnych.
Chcemy też, po 60-u latach zorganizować
stałą ekspozycję dotyczącą historii Sieradza. A poza wymienionymi zadaniami,
jest jeszcze kilka nie mniej ważnych prac
do zrealizowania: remont siedziby głównej Muzeum przy ul. Dominikańskiej, adaptowanie kotłowni na ekologiczną gazową czy przeniesienie do skansenu wiatraka z Brodni. Jak więc można się zorientować czeka nas bardzo pracowity rok.
- Słyszy się głosy, że dodatkowym obciążeniem dla Pańskiej placówki i inAnna Tomaszewska - dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury w Sieradzu
- Jak z perspektywy minionego roku postrzega Pani działalność Regionalnego
Ośrodka Kultury?
- Myślę, że można pokusić się już na dokonanie umownego bilansu i określić pozytywy i negatywy minionego czasu
transformacji i jego wpływ na rozwój kultury województwa sieradzkiego.
Mimo zagrożeń wynikających z wciąż niskich nakładów na kulturę, samorządy coraz wyraźniej doceniają znaczenie instytucji kultury w gminie, wagę tradycji i wzrastającą aktywność społeczną ukierunkowaną na zachowanie tożsamości kulturalnej regionu.
Bardzo ważnym i coraz częściej występującym jest zjawisko formowania strategii
nych muzeów w kraju będą budowane
autostrady. Czy jest to prawda.
- Oczywiście, że tak. Muzeum sieradzkie
prowadzić będzie wykopaliska na terenach przyszłych odcinków autostrady na
północy - nad Poddębicami - ten odcinek
będzie badany w pierwszej kolejności oraz odcinek za Łaskiem w kierunku na
Wieluń, ale to dosyć odległa przyszłość.
Trzeba koniecznie w świadomości społeczeństwa utrwalać przeświadczenie, że
każde muzeum jest dobrem kultury narodowej, jest depozytariuszem narodowego
dorobku kulturalnego.
Ale by muzea właściwie wypełniały swoje
funkcje, muszą się rozwijać, zaś każdy rozwój wymaga odpowiednich środków pieniężnych
- Dziękuję za rozmowę.
Wydaje się, iż w naszym działaniu powinniśmy kierować się zasadą, by nie zaprzepaścić niczego, co może świadczyć o naszych kulturalnych korzeniach, i co moglibyśmy, także z naszego dorobku, przekazać następnym pokoleniom.
Ważne jest też, by dostrzegać i pamiętać
o tym, że kultura narodowa jest kwintesencją tego, co tworzone jest tutaj na dole.
rozwoju gmin w oparciu o promocyjne
wartości jakie niesie kultura. Doceniane są
i w miarę możliwości finansowo wspierane zespoły amatorskiego ruchu artystycznego oraz przedsięwzięcia edukacyjne adresowane do dzieci i młodzieży.
Dzięki przejęciu przez gminy zarządzania
szkołami powstały pozytywne tendencje
w myśleniu władz samorządowych o konieczności łączenia form oświatowych
z programami placówek kultury, zacieśnia
się współpraca wychowawcza instytucji
świeckich z kościołem. Funkcjonują wspólne działania integrujące środowiska lokalne.
Dobrym przykładem jest wieś Popowice
gm. Pątnów, gdzie funkcjonuje autentyczny teatr wiejski, którym kierują p. Eugenia
Lachowa i p. Antoni Kędzia.
Od wielu lat mieszkańcy tej wsi organizują wspaniałe widowiska obrzędowe.
W 1997 roku była to impreza plenerowa
pt. „Jadą Bachusy“, a 1 lutego 1998 uroczyste święto Matki Boskiej Gromnicznej
w XVI-wiecznym kościółku w Grębieniu
oraz wspaniałe widowisko obrzędowe
w Popowicach w wykonaniu Zespołu
Obrzędowego z Popowic oraz Zespołu
obrzędowego z Dąbrowy Zielonej w województwie częstochowskim. Innym, niezwykle wartościowym zjawiskiem kulturowym jest organizowany od kilku lat przegląd zespołów folklorystycznych w Brzeźniu, który w 1997 roku odbywał się pod
hasłem „Od Adwentu do Zapust“,
w którym udział wzięło 18 zespołów
obrzędowych z województwa sieradzkiego, wśród nich wielopokoleniowy Zespół
Obrzędowy z Chojnego.
Zespół ten pod kierunkiem p. Janiny Świniarskiej prezentuje zwyczaje i obrzędy do
dziś kultywowane w Chojnem.
Nie sposób tu wymienić wszystkie działania, które składają się na realizowany
przez ROK, z dużym powodzeniem program „KRZESIWO“ - program od dwóch
lat sponsorowany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki.
Wielokrotnie padają stwierdzenia, że Sieradzkie to zagłębie folkloru, fakt ten potwierdza rosnące wśród środowisk lokalnych zapotrzebowanie na włączanie się
do programu „KRZESIWO“, na organizowanie w jego ramach spotkań pokoleń,
w trakcie których w formie warsztatów
twórcy ludowi przekazują młodzieży swoje umiejętności i wyroby artystyczne ucząc
dzieci i młodzież: haftu, rzeźby, tkactwa
ludowego, garncarstwa, dawnych pieśni,
tańców i zwyczajów regionu sieradzkiego.
Wizyta Sejmowej Komisji Kultury w Regionalnym Ośrodku
Kultury w Sieradzu - 5-6. 9.1996 r.
fot. Ze zbiorów Regionalnego Ośrodka Kultury w Sieradzu
6
Spotkania te znalazły duże uznanie wśród
nauczycieli i prowadzone są w wielu szkołach i ośrodkach kultury.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
W 1997 roku Ośrodek Folkloru ROK udzielił 181 konsultacji specjalistycznych zespołom ludowym i twórcom indywidualnym.
Plonem tej pracy jest przypomnienie
i organizacja widowisk z wykorzystaniem
zapomnianych już, ale też i funkcjonujących w środowisku wiejskim obrzędów,
jak również promocja Ziemi Sieradzkiej
w kraju poprzez m.in.:
- występ Kapeli Ludowej z Mroczek Małych i Zespołu Taneczno-Śpiewaczego
„Ostrowiacy“ w noworocznym spotkaniu
twórców ludowych - Warszawa ` 97;
- udział śpiewaczek ludowych - p. Antoniny Majdy z Masłowic i Bronisławy Bednarek z Zapusty Wielkiej w koncercie pieśni
o świętych w kościele św. Krzyża w Warszawie;
- występ Kapeli Ludowej z Lututowa na
Kongresie Kultury Polskiej Wsi w Częstochowie;
- prezentacja „Wesela Sieradzkiego“
w wykonaniu Zespołu Obrzędowego
z Chojnego w Muzeum Etnograficznym
w Warszawie;
- występ skrzypków i par tanecznych
w Stowarzyszeniu „Dom Tańca“ w Warszawie;
- uzyskanie czołowych miejsc i nagród na
Międzynarodowym Przeglądzie Kapel Ludowych w Toruniu;
- udział Zespołu Obrzędowego z Popowic
w galowym koncercie najlepszych zespołów obrzędowych na Sejmiku Teatrów
Wiejskich w Tarnogrodzie.
Do pomyślnej promocji naszego województwa zaliczyć należy także następujące fakty:
- na prestiżowym XXXI Ogólnopolskim
Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych
w Kazimierzu n. Wisłą trzy główne nagrody zdobyli: Kapela Ludowa z Baszkowa
gm. Warta, skrzypek Bronisław Radwański
z Wielunia i jego uczennica Zuzanna Tobis
oraz śpiewaczka Leokadia Grąbkowska i jej
uczennica Malwina Paroń z Lututowa;
- na Ogólnopolskim Konkursie Tańca Ludowego w Rzeszowie I nagrodę otrzymała grupa taneczna z Zapusty Wielkiej wraz
z kapelą z Baszkowa, a następnie 7 nagród
na Ogólnopolskim Festiwalu „Dziecko
w Folklorze“ w Baranowie Sandomierskim.
Promocji naszego województwa służyły
także: występy Zespołu Pieśni i Tańca
„Sieradzanie“ na koncertach z okazji święta narodowego Francji w Quentigny k. Dijon, gdzie zespół ten wyjechał dzięki Fundacji Kultury Wsi oraz wyjazd tego zespołu do Gaggenau w Niemczech , miasta
partnerskiego Sieradza, na jubileusz 75-lecia tego miasta.
Ochrona dziedzictwa kulturowego to
mocna strona działań programowych
ROK.
Obok folkloru promujemy amatorski ruch
artystyczny z dziedziny teatru.
Pomagamy np. „Teatrowi Bez Nazwy“ ze
Zduńskiej Woli, kierowanemu przez A.
Szturmę, teatrowi „Obecny“ z Wielunia,
kierowanemu przez p. E. Kalińską, teatrowi „28 Drużyny Harcerskiej im. Cz. Miłosza“ z Włynia, kierowanemu przez J.
Olszewskiego, Teatrowi Cieni „Cieniowaci“ z Warty kierowanemu przez J. Kaszubę, grupom teatralnym z Klonowej, Sędziejowic, Wróblewa i wielu innym.
Organizowane przez ROK konkursy recytatorskie i wieczory poezji mają na celu
pielęgnowanie języka ojczystego.
W dziedzinie muzyki również województwo nasze może poszczycić się sporymi
osiągnięciami w wielu konkursach, festiwalach i przeglądach ogólnopolskich.
Dla przykładu:
- Bronisław Tomaszewski: Malarstwo i rysunek 1967-1997,
- Maria Barbara Kozłowska: Malarstwo
i Poeci Siódmej Prowincji (antologia),
a ramach wznowionej serii: Arkusze Sieradzkie 3 pozycje:
- Feliks Rajczak in memoriam,
- Tadeusz Zawadowski: Krajobraz z kroplą
w tle (wiersze),
- Andrzej Bulzacki: Mój przyjaciel szczur
(wiersze).
- A jakie są plany na 1998 rok?
- Zakładamy organizację ok. 30 ważniejszych wydarzeń kulturalnych, wśród nich
wiele cyklicznych, już organizowanych na
terenie gmin i o dużej randze, takie, jak:
- Ogólnopolska Sesja Szkoleniowa Polskiego Stowarzyszenia Prasy Lokalnej w kraju
i za granicą ( Załęcze Wielkie ` 98 - maj),
- XV Ogólnopolskie Spotkania Kabaretów
Wiejskich (Osjaków ` 98 - maj);
- II Ogólnopolski Konkurs Poetycki
„O Laur Topoli“ (Zduńska Wola);
- w Przeglądzie Zespołów Rockowych
w Rawie Mazowieckiej „Grand Prix“ uzyskał zespół „Glider“,
- I Ogólnopolski Konkurs Aktorów Szczudlarzy „Złote Szczudła“ (Sieradz - czerwiec);
- na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Siedlce ` 97 Małgosia Rychlewska wyśpiewała III nagrodę - wystąpiła też w III Mikołajkowym Konkursie „Szansa na sukces
dzieciom“ w Sali Kongresowej w Warszawie oraz w koncercie „I Ty możesz zostać
św. Mikołajem“ na Placu Zamkowym
w Warszawie.
W Konkursie Radiowym „Super Bazar“
Rozgłośni Polskiego Radia w Łodzi I miejsce zdobyły: Dorota Pustelnik, Ewelina
Jóźwiak, Dominika Marciniak, a nagrodę
słuchaczy otrzymała Dominika Ziembińska (wszystkie z Sieradza) .
- XV Ogólnopolski Turniej Taneczny im.
J.R. Sarosieka (Łask `98 - maj);
Ponadto w ogólnopolskim programie promocji uzdolnionych dzieci i młodzieży
„TALENTY“ otrzymaliśmy 6 nagród i 2 stypendia.
Bardzo ważną rolę w naszej działalności
spełnia Klub Pracy Twórczej i oficyna wydawnicza.
To już ósmy rok ukazuje się Kwartalnik
Kulturalny „Siódma Prowincja“, a od
dwóch lat przy współpracy trzech województw: piotrkowskiego, sieradzkiego
i skierniewickiego.
W 1997 roku w ramach stałej serii: Biblioteka Siódmej Prowincji wydaliśmy
6 pozycji:
- Roman Tomaszewski: I Pan Bóg zamyka
oczy (wiersze),
- Katarzyna Godlewska: Poza tym nic
(wiersze),
- Alicja Klajsz: Babie lato (wiersze),
- II Ogólnopolski Festiwal Projektowania
Ubioru dla młodzieży szkól średnich „Sami dla siebie“ (Zduńska Wola - grudzień);
- Finał Konfrontacji Kulturalnych Gmin
Województwa Sieradzkiego (Sieradz - listopad) i in.
Powodzenie wszystkich zamierzeń, to systematyczna troska o animatorów kultury,
twórców i mecenat, o bazę lokalową
i sprzęt techniczny na miarę czasów w jakich żyjemy, to przede wszystkim zabiegi
w pozyskiwaniu sprzymierzeńców we władzach lokalnych i biznesie naszego województwa i poza nim, to wreszcie umiejętność pozyskiwania środków pozarządowych na kulturę, to także integracja i aktywizacja społeczeństwa w celu tworzenia
wspólnego frontu wychowawczego młodego pokolenia w czasie pełnym zagrożeń
jakie niesie z sobą transformacja.
7
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
7
Trzy cerkwie w Piotrkowie,
czyli rzecz krótka o dziejach
tutejszej parafii prawosławnej
MARCIN GĄSIOR Piotrków Trybunalski
Muzeum Okręgowe w Sieradzu
- ks.kanonik Anatol Kozicki
i mgr Czeslaw Rutkowski - autor
wystawy
fot. archiwum
Szata duchownego - wystawa
w sieradzkim muzeum
fot. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Sieradzu
8
W tym roku mija 210 lat, od kiedy oficjalnie funkcjonuje parafia prawosławna
w Piotrkowie. I tak się złożyło, że na początku lutego w salach piotrkowskiego
muzeum otwarta została wystawa czasowa zatytułowana „Prawosławie w Polsce“,
którą zorganizowało Muzeum Okręgowe
w Sieradzu. Pomysłodawcą i komisarzem
wystawy jest Czesław Rutkowski - dyrektor sieradzkiego muzeum. Zorganizowanie wystawy było możliwe dzięki przychylności J.E. arcybiskupa Szymona
oraz księży proboszczów Konstantego
Marczyka i Anatola Kozickiego. Dzieje prawosławia w Polsce, to temat obszerny i wymagający nie tylko rozległych badań ale i znacznie większych możliwości
materialnych od tych jakie posiadają nasze muzea, toteż naprawdę wystawa prezentuje prawosławną sztukę sakralną ze
zbiorów dwu parafii: św. Aleksandra Newskiego w Łodzi i Wszystkich Świętych
w Piotrkowie Trybunalskim. Ikony, naczynia, szaty i księgi liturgiczne wsparte są informacją ikonograficzną i tekstową, omawiającą pokrótce treść zawartą w tytule
wystawy. O ile w Sieradzu parafia prawosławna powstała stosunkowo późno
i praktycznie zakończyła swoje istnienie
wraz z końcem I wojny światowej i rozebraniem cerkwi, to dzieje parafii piotrkowskiej są o wiele dłuższe, a cerkiew p.w.
Wszystkich Świętych jest w dalszym ciągu
czynna i stanowi jeden z zabytków architektury i historii trybunalskiego grodu.
Oczywiście w latach dwudziestych chciano i ją zburzyć, ale po pierwsze w Piotrkowie pozostali wyznawcy prawosławia,
a po drugie już wcześniej rozebrano dwie
inne: garnizonową i gimnazjalną, które
jednoznacznie kojarzyły się z okresem niewoli i ucisku narodowego. Dlatego Rada
Miejska w Piotrkowie podjęła ostatecznie
decyzję o zachowaniu tej świątyni, której
losy były dość skomplikowane, a nawet
obrosły pewną legendą. Ale najpierw
o dziejach parafii, której początki sięgają
połowy XVIII wieku. W tym okresie przybyło do Piotrkowa kilkanaście rodzin greckich z europejskich prowincji imperium
tureckiego, a przede wszystkim z Macedonii, uciekający przed częstymi nie tylko
wówczas i nie tylko w tym państwie prześladowaniami religijnymi i narodowościowymi.
Zamieszkujący w Piotrkowie Grecy: Cocas, Argentis, Gianakis, Bilianis etc. jakkolwiek przyjmowali polskie nazwiska: Adamowicz, Duczyński, Grabowski, Janicki,
Seredyński, pozostawali prawosławnymi,
a dokładnie byli związani ze starogreckim
kościołem anatolskim, podległym patriarsze jerozolimskiemu, a wraz z nim patriarsze w Konstantynopolu. Ich zabiegi o uzyskanie prawa do posiadania własnej świątyni w Piotrkowie, zostały uznane przez
Stanisława Augusta, który zezwolił Grekom zamieszkałym w Rzeczypospolitej na
urządzanie kaplic w budynkach mieszkalnych. W roku 1788 w należącej do rodziny Grabowskich kamienicy na ulicy
Krótkiej 15 (dzisiejsza siedziba PTTK przy
Placu Czarnieckiego 10), ufundowana
przez Grabowskich, Janickich i Duczyńskich kaplica pod wezwaniem Wszystkich Świętych została poświęcona przez
biskupa Jewsieja. Pierwszym proboszczem nowopowstałej parafii został „jeromonach“ ksiądz Grzegorz Sergułowski
z Chios. Zdaniem niektórych badaczy jego nazwisko mogło brzmieć: Seredyński.
Ksiądz Grzegorz z Chios pełnił swoją funkcję aż do śmierci w 1832 roku. W Pamijatnoj kniżkie Petrokowskoj Guberni na 1872
god zapisana jest ciekawa opowieść
o tym, że w 1821 roku cesarz Aleksander
I wracając z Kongresu Wiedeńskiego (?)
przez Częstochowę spotkał się tam z duchowieństwem i zwrócił uwagę na godną
postać prawosławnego duchownego
z Piotrkowa. W łaskawej rozmowie obiecał
osobiste odwiedziny w parafii i podobno
obietnicy dotrzymał w 1825 roku. Na
przełomie lat 1820/21 car Aleksander był
faktycznie za granicą na kongresie Świętego Przymierza w Opawie (nie Wiedeńskim), a do Rosji powrócił w maju 1821.
Być może rzeczywiście spotkał się z księdzem Grzegorzem; wątpić jednak należy
w jego osobiste odwiedziny Piotrkowa
w roku 1825, który był rokiem śmierci cara w dalekim Taganrogu, ale prawdą jest,
że od tego roku ksiądz otrzymywał rocznie 180 rubli jako swego rodzaju uposażenie. Po śmierci zasłużonego duchownego,
przyszły trudne lata. W 1836 roku na mocy carskiego ukazu wszyscy prawosławni
w imperium, a także katolicy-unici, zostali
podporządkowani cerkwi rosyjskiej, jako
wyznawcy religii rosyjsko-greckiej.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Piotrkowską kaplicę Wszystkich Świętych
przekształcono w cerkiew rosyjsko-grecką
pomimo oporu ze strony parafian. Niektórym, jak rodzinie Grabowskich, wytoczono procesy. Chociaż w tamtych latach
rdzennych Rosjan nie było w Piotrkowie
wielu (w 1857 roku - 69 członków parafii),
to wystąpili oni z petycją do dyrektora Komisji Rządowej Wyznań i Oświecenia Publicznego o pomoc rządową na budowę
cerkwi motywując, że grecko-rosyjska kaplica jest za mała. Początkowo władze
miały zamiar przebudować na cerkiew popadający w ruinę kościół pofranciszkański
przy ulicy Jerozolimskiej, powstał nawet
projekt wstępny, ale ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu i kościół został rozebrany. W 1842 roku opracowana została
koncepcja i ustalona lokalizacja cerkwi
przy ulicy Kaliskiej (obecnie Słowackiego)
na gruntach Kolegium Pijarskiego, które
zostało zmuszone do oddania terenu wartości 1.020 rubli „prawem wieczystej
dzierżawy“. Budowa pierwotnej cerkwi
rozpoczęta w 1844 roku została zakończona w grudniu 1947, jej pierwszym proboszczem został ksiądz Mateusz Werżykowski. Kiedy władze postanowiły przenieść do nowej cerkwi wyposażenie z kaplicy przy Placu Czarnieckiego, wybuchł
tam nieoczekiwanie pożar, który je zniszczył. Chyba piotrkowscy Grecy, mocno
już spolonizowani, byli jego sprawcami.
Ostatecznie wyposażenie sprowadzono
z Rosji, w tym ikonostaz znanego malarza
Aleksandra Kokulara za sumę 1322 rubli.
Po utworzeniu guberni piotrkowskiej, kiedy do Piotrkowa przybyło wielu urzędników rosyjskich, cerkiew przy ulicy Kaliskiej
okazała się zbyt mała i niereprezentacyjna.
Władza gubernialna podjęła decyzję o jej
rozbudowie według projektu głośnego
wtedy rosyjskiego architekta Iwana Wasiliewicza Sztroma, mającego na swym koncie między innymi zrealizowany w 1861
roku projekt cerkwi św. Aleksandra Newskiego w Paryżu. Rozbudowa cerkwi
nadzorowana przez inż. Ignacego Markiewicza, kosztowała 32 tys. rubli i została zakończona w listopadzie 1870 roku. Jej poświęcenie, którego dokonał 9 grudnia patriarcha warszawski Joannik, odbyło się
w obecności samego Namiestnika Królestwa Polskiego feldmarszałka hr. Fiodora
Berga.
zgodnie z wcześniejszym projektem. Cerkiew garnizonowa przestała funkcjonować
w sierpniu 1914 roku, kiedy stacjonujący
tu 28 połocki pułk piechoty poszedł na
front, a do zamku weszli Austriacy. Resztki
ikonostazu, kopułka na dachu i dzwonnica przetrwały do końca wojny. Potem nowy użytkownik zamku Polskie Towarzystwo Krajoznawcze prowadząc remont,
usunęło ślady obcej przebudowy, a ikonostaz powędrował na wschód Polski, na
prośbę jakiejś zrujnowanej przez wojnę
parafii, jak mówią o tym wzmianki w dokumentach PTK.
U schyłku XIX wieku w szkołach państwowych zaboru rosyjskiego prowadzona była natężona akcja rusyfikacyjna. Temu celowi służyć miała trzecia z piotrkowskich
cerkwi usytuowana w murach dawnego
kolegium jezuitów pijarów, a wtedy Pietrokowskoi Gimnazii. Cerkiew p.w. św. Iwana
Rylskiego zaprojektował w 1895 roku, zatrudniony na stanowisku pomocnika inżyniera gubernialnego piotrkowskiego architekt Feliks Nowicki, projektant wielu budowli w Piotrkowie i okolicach. Budowę
cerkwi na ostatniej kondygnacji budynku
gimnazjum zakończono w 1898 roku, dodając późnobarokowej budowli cerkiewną
kopułę. Ale chociaż cerkiew św. Iwana Rylskiego funkcjonowała do 1914 roku, to
zamierzonego zadania nie spełniła. Strajk
uczniów Gimnazjum Piotrkowskiego
w 1905 roku jest najlepszym tego dowodem.
A wspomniana legenda? Trudno powiedzieć kiedy się właściwie narodziła. Wszystko wskazuje, że w okresie dyskusji nad
losami cerkwi p.w. Wszystkich Świętych,
na początku lat dwudziestych. Michał Rawita Witanowski w swoim Przewodniku po
Piotrkowie Trybunalskim z 1923 roku, podał, że pierwotna cerkiew była cmentarną
kaplicą unicką, którą odebrano piotrkowskim unitom z chwilą wzmożenia się prze-
Cerkiew p.w.
Wszystkich Świętych
w Piotrkowie
Trybunalskim
fot. archiwum
śladowania unii po powstaniu (...) na użytek prawosławnych. Tę wersję powtórzyło
kilku innych autorów i prawie wrosła ona
w popularną historię Piotrkowa. Zdecydowanie zaprzeczył jej Kazimierz Głowacki
w Studium Cerkiew prawosławna p.w.
Wszystkich Świętych w Piotrkowie Trybunalskim opracowanym w 1976 roku dla Pracowni Dokumentacji Naukowo-Historycznej PKZ w Kielcach. Być może opracowanie K. Głowackiego zostanie wkrótce wydane drukiem jako kolejna monografia
piotrkowskiego zabytku. Skąd zatem
wzięła się wersja o unickich korzeniach
piotrkowskiej cerkwi? Chyba z nieporozumienia. Kościół unicki powstały na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej po 1596
roku w wyniku unii brzeskiej, jest nazywany greckokatolickim. Językiem liturgicznym kościoła unickiego był język grecki,
bowiem wywodził się on z tradycji chrześcijaństwa wschodniego, z którego wywodzi się i grecki i rosyjski kościół prawosław-
Cerkiew garnizonowa w przebudowanym zamku, obecnej siedzibie Muzeum
Okręgowego, widok przed 1914 r.
fot. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim
W gubernialnym Piotrkowie ilość prawosławnych zwiększyła się o stacjonujący
w mieście garnizon wojska rosyjskiego.
W pozostałościach klasztoru franciszkanów położonych w sąsiedztwie zrujnowanego zamku - rezydencji ostatnich Jagiellonów, usytuowano koszary 38 tobolskiego pułku piechoty. Dla jego potrzeb władze gubernialne oddały zamek obniżony
o jedną kondygnację, w wyniku remontu
zniszczeń po pożarze z 1865 roku. W jego
wnętrzach znalazły się: kancelaria, magazyny wojskowe, a w sali na parterze ulokowana została cerkiew garnizonowa, której
w 1901 roku dobudowano dzwonnicę
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
9
tutaj z Chełmszczyzny bracia Kalińscy: Ludwik, Walerian i Henryk synowie księdza
Jana Kalińskiego zesłanego w 1866 roku
w głąb Rosji, skąd już nie powrócił. Dwaj
bracia Ludwik i Walerian także byli księżmi, których oderwano od swoich parafii.
Wszyscy trzej żyli dochowując wiary,
zmarli w Piotrkowie i tu są pochowani na
katolickim cmentarzu. Ich losy pewnie też
przyczyniły się do legendy o prześladowanej parafii unickiej w Piotrkowie.
Bibliografia:
Szkolna cerkiew p.w. Iwana Rylskiego w gmachu dawnego Kolegium Jezuitów
Pijarów, widok przed 1914 r. - fot. Tadeusz Nowakowski
ny. A piotrkowscy Grecy jeszcze w latach
dwudziestych XIX wieku wpisywali informacje w parafialnej księdze urodzin i zgonów po grecku.
Potem już po rosyjsku, bo tak żądała władza. której nie chcieli się podporządko-
wać, tak jak prześladowani na wschodzie
Polski unici. Tylko los unitów był znacznie
gorszy. I tak spolszczeni prawosławni Grecy zostali uznani greko katolikami - unitami. Czy zatem nie było w XIX wieku unitów w Piotrkowie? Owszem byli, zesłani
M. Rawita Witanowski - Przewodnik po Piotrkowie Trybunalskim, Piotrków 1923
T. Nowakowski - Piotrków Trybunalski
i okolice, Warszawa 1972
K. Głowacki - Cerkiew prawosławna p.w.
Wszystkich Świętych w Piotrkowie Trybunalskim, Kielce 1796 maszynopis w zbiorach
PSOZ w Piotrkowie Trybunalskim
J. Kisson Jaszczyński - Sensacje z tej ziemi,
Piotrków 1997
A. Kempa - Szkice trybunalskie, Piotrków
1997
7
Skierniewice
na kolejowym szlaku
ZBIGNIEW GRALEWSKI Skierniewice
Pierwszy rozkład jazdy Drogi
Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej
z 1845 r. - fot. archiwum
10
Obecni mieszkańcy Skierniewic przywykli
już do tak oczywistego faktu, że miasto
dzielą linie kolejowe na cztery części nierównej wielkości.
Dworzec kolejowy - a jakże - należy do
najważniejszych obiektów miasta. Nie
sposób też wyobrazić sobie, że jakiś kataklizm mógłby nagle pozbawić miasto połączenia kolejowego. Rodzą się jeszcze inne pytania: co spowodowało, że pierwsza
linia kolejowa w Królestwie Polskim przebiegała właśnie przez Skierniewice, a po
drugie - jakie byłyby efekty tego, gdyby
dla linii kolejowej wytyczono inną trasę,
omijającą miasto.
W Anglii w 1825 roku otwarto pierwszą
w świecie linię kolejową. W Królestwie Polskim już w początkach lat trzydziestych
XIX wieku powstał projekt wybudowania
podobnej linii kolejowej. Polacy nie pozostali więc daleko w tyle za Anglikami.
I oto w 1835 roku Henryk hrabia Łubieński udostępnił Bankowi Polskiemu „Pierw-
szy ogólny projekt pobudowania drogi żelaznej pomiędzy Warszawą a granicą południową Królestwa“. Kierownictwo Banku pośpiesznie zleciło zatrudnionym u siebie inżynierom: Stanisławowi Wysockiemu i Teodorowi Urbańskiemu ostateczne
opracowanie planu przebiegu linii kolejowej. Najbardziej korzystny okazał się wariant przeprowadzenia jej właśnie przez
Skierniewice. Wielce istotne w tym względzie okazały się usilne naciski, jakie czynił
Namiestnik Królestwa Polskiego.
Niewątpliwie na taki właśnie przebieg linii
kolejowej decydujący wpływ miał usytuowany w tym mieście pałac cesarski.
Zgodnie z wolą namiestnika linia kolejowa
omijając od północy i zachodu park cesarski, przebiegała w ten sposób możliwie
blisko pałacu. Podróżnym dawało to „pewien luksus i możliwość choćby pośredniego kontaktowania się z carem“. Hrabia Łubieński z Towarzystwa Budowy Kolei ostrzegł przed tym kaprysem zaznacza-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
jąc, że znacznie podroży to koszt budowanej linii.
Dziś można przypuszczać, że decyzja namiestnika o takim właśnie przebiegu linii
kolejowej miała znaczenie w dużej mierze
praktyczne, gdyż w przyszłości umożliwiała carowi wraz z całym dworem szybką
komunikację ze światem.
Początkowo koszt budowy ustalono na 21
mln złotych polskich. Błędne było jednak
założenie, że linia będzie obsługiwana
trakcją konną, zgodnie z koncepcją hr Łubieńskiego. Według niego lokomotywa
parowa byłaby wydatkiem zbyt kosztownym. Równie kosztowne byłyby reperacje.
Konserwacja machin, sprowadzenie do
ich obsługi wykwalifikowanych maszynistów. Tymczasem w naszym kraju konie są
tanie, a „napęd“, czyli owies i siano są
powszechnie dostępne.
Zwyciężyła jednak koncepcja Piotra Steinkellera o użyciu lokomotyw, co było oczywiście rozwiązaniem nowoczesnym, można powiedzieć na skalę europejską.
Budowę linii kolejowej rozpoczęto jesienią
1839 roku. Narzędzia, jakie wykorzystywano przy budowie, były wręcz prymitywne, a ograniczały się do łopat i taczek.
Ponieważ roboty były zakrojone na szeroką skalę toteż, aby podołać obowiązkom,
w okolice Skierniewic sprowadzono wielu
robotników, nawet z Augustowskiego
i Łomżyńskiego. Zostali oni skoszarowani,
a wykonując wręcz niewolniczą pracę, byli kiepsko opłacani i źle odżywiani. Przypadki bicia robotników były nagminne,
zdarzały się też przypadki zejść śmiertelnych. Trudno się więc dziwić, że w tych
okolicznościach tam, gdzie były prowadzone roboty kolejowe, plagą dla zamieszkałych tu rolników stały się kradzieże.
Na polach kradziono to, co urodziła ziemia, w domostwach masowo ginął drób.
Odrębnym, niezwykle trudnym zagadnieniem, było dostarczenie tej dużej rzeszy
robotników kolejowych wody do picia.
Dworzec carski w Skierniewicach w połowie XIX w. - fot. za „Tyg.Ilustr.“
Chłopi uparcie bronili dostępu do swoich
studni, ponieważ woda wyczerpywała się
bardzo szybko.
Wraz z budową kolei postępowały szkody
i zniszczenia. Wydeptywano uprawne pola, bezmyślnie wycinano drzewa, niszczono drogi.
Odszkodowania wypłacano niezwykle
opornie: nie należały do rzadkości fakty,
kiedy wypłacano je po kilku miesiącach,
a nawet latach.
Proboszcz Mikołaj Letki domagał się odszkodowania przysługującego mu z tytułu
zniszczenia rybnych stawów. Czynił to
widać zbyt śmiało, bo władze po piętnastu latach doprowadziły do tego, iż został
karnie odwołany z parafii.
Wiele innych, często kryminalnych spraw,
po prostu bez pardonu i bezkarnie tuszowano.
Pierwszy odcinek linii kolejowej był gotowy w 1845 roku (z powodu poważnych
trudności finansowych przerwa w budowie nastąpiła w latach 1842-1844). Był to
odcinek, który wiódł z Warszawy do Grodziska, a jego długość liczyła 26 km. Na
uroczystość otwarcia nie zaproszono pomysłodawców budowy linii, a więc Steinkellera i Łubieńskich.
Co ciekawe - Skierniewice stały się pierwszą w Królestwie Polskim stacją węzłową,
a pociągi docierały już do Łowicza i Rogowa. Spora grupa skierniewiczan znalazła
zatrudnienie w kolejnictwie. Sama zaś linia kolejowa w sposób znaczący zaczęła
wpływać na rozwój miasta.
7
Małe ojczyzny a muzea
GRZEGORZ BARTOSIK Piotrków Trybunalski
Działalność upowszechnieniowa muzeów
jest odpowiedzią na konkretne zapotrzebowanie za strony społeczności lokalnej.
Dotyczy ona przecież wszystkich bez wyjątku mieszkańców Regionu - począwszy
od przedszkolaków, z którymi w latach 80
i 90 z powodzeniem prowadziliśmy
w Muzeum Okręgowym zajęcia plastyczne (rysunki wnętrz, portrety królów) oraz
wstępne prelekcje przybliżające dzieciom
samą placówkę muzealną: co to jest muzeum, jak należy się zachowywać w tego
typu miejscach, co ciekawego można tu
z o b a c z y ć - bowiem kontakt z ekspo-
natem muzealnym - to przede wszystkim
kontakt w z r o k o w y. Już przedszkolaki
i dzieci z młodszych klas szkół podstawowych korzystają z podstawowej formy zapoznawania odbiorcy z eksponatem - ze
zwiedzania ekspozycji stałych, czasowych
i okolicznościowych. Uwaga ta dotyczy
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
11
odbiorców we wszystkich kategoriach
wiekowych - od najmłodszych - do
odbiorców tzw. trzeciego wieku.
Ze zrozumiałych względów ekspozycje
s t a ł e w naszych muzeach
r e g i o n a l n y c h dotyczą pradziejów
i dziejów najbliższego regionu - owych
Małych Ojczyzn, bez których pojęcie Ojczyzny jako wartości nadrzędnej nie byłoby pełne.
Pod tym względem muzea pełnią funkcję
edukacyjnąiwychowawcząwobec wszystkich zwiedzających i odwiedzających muzea.
Chciałbym zwrócić Państwa uwagę na rolę, jaką pełnią w muzeach o charakterze
regionalnym pracownicy merytoryczni.
Obok ich podstawowych zajęć (gromadzenie, opracowywanie zbiorów) współpracują szeroko z działami naukowymi
i oświatowymi poszczególnych placówek
- właśnie w zakresie działań upowszechnieniowych. Bez ich wysiłku nasza wiedza
o Regionie, owej „Małej Ojczyźnie“ byłaby niepełna.
Obok wystaw s t a ł y c h - ze zrozumiałych względów poświęconych prahistorii
i historii danego terenu - miasta również
na organizowanych wystawach czasowych ukazujemy kulturę, sztukę - historię
najbliższej okolicy. Przecież s u m a tych
działań w skali kraju daje pełniejszy, prawdziwszy obraz naszej wspólnej przeszłości.
Warto o tym pamiętać. Często bowiem
mieszkańcy wielu zasłużonych dla Polski
miast, osad, regionów - nie mają pojęcia,
że mieszkają wśród namacalnych śladów
historii. Właśnie muzea i muzealnicy pragną wypełnić tę lukę konkretną treścią.
Wśród działań Muzeum Okręgowego skierowanych na upowszechnianie wiedzy
o Regionie mamy - obok wystaw
s t a ł y c h i c z a s o w y c h - również
ekspozycje o k o l i c z n o ś c i o w e - towarzyszące z reguły działaniom o charakterze naukowym i popularnonaukowym:
sesjom poświęconym wybitnym postaciom Regionu - np. w Muzeum Okręgowym sesje przypominające postaci Kazimierza Stronczyńskiego, Michała Rawity Witanowskiego, gen. Grota - Roweckiego
i wielu innych, wśród których nie brak
i postaci żołnierzy Września, partyzantów
Armii Krajowej czy Konspiracyjnego Wojska Polskiego.
Wśród słuchaczy sesji i uczestników
s p o t k a ń kombatanckich nie brak i młodzieży, dla której jest to ż y w a lekcja historii najnowszej, historii ich regionu.
Wspomniałem już o najmłodszych uczestnikach edukacji muzealnej. Ale, jak wszyscy wiemy, to właśnie młodzież starszych
klas szkół podstawowych i młodzież szkół
średnich stanowi najliczniejszą grupę
odbiorców edukacji regionalnej. Wiedza
o „małych ojczyznach“ stanowi doskonałe uzupełnienie i rozszerzenie ich wiedzy
12
historycznej. Poglądowość zaś i atrakcyjna
forma przekazu stanowią o powodzeniu,
jakim cieszą się wszystkie formy edukacji
muzealnej. Podkreślić chciałbym z całym
naciskiem, że wiedza o Regionie stanowi
istotną część programów edukacyjnych
nowoczesnej szkoły polskiej.
My, muzealnicy, wychodzimy naprzeciw
zapotrzebowaniu na lekcje muzealne, wystawy, sesje, spotkania czy wydawnictwa
traktujące o sprawach Regionu.
Działania edukacyjne spotkać możemy we
wszystkich muzeach regionalnych, również w bełchatowskim muzeum, które
przecież dopiero od niedawna dołączyło
do grona muzeów woj. piotrkowskiego.
Kolejną formą działalności upowszechnieniowej są lekcje muzealne: ich liczba z roku na rok rośnie, co świadczy, że istnieje
coraz większe zapotrzebowanie na wiedzę
o Regionie właśnie ze strony placówek
oświatowych. W swej przytłaczającej
większości lekcje w Muzeum Okregowym
dotyczyły spraw regionalnych: chronologicznie ujmując - od pradziejów terenu
obecnego woj. piotrkowskiego, poprzez
obraz Piotrkowa w średniowieczu, renesansie (sejmy, Trybunał Koronny) - aż do
konspiracji w Piotrkowskiem w okresie
okupacji hitlerowskiej.
Lekcje te prowadzone są przez pracowników merytorycznych Muzeum, często
również z przygotowaniem pedagogicznym. Zresztą nie jest sprawą przypadku,
że Dział Oświatowy w Muzeum Okręgowym prowadzony jest przez absolwenta
pedagogiki UW.
Wiedza o regionie zyskała w przypadku
naszej placówki muzealnej wysoką rangę czego dowodem jest funkcjonujące
w oparciu o Muzeum Studium Regionalne
- przedsięwzięcie firmowane i - co tu ukrywać - sponsorowane przez Wydział Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Wojewódzkiego - wspólnie z naszym tradycyjnym
partnerem w dziedzinie działań oświatowych - Towarzystwem Wiedzy Powszechnej w Piotrkowie Trybunalskim.
Studium Regionalne zostało pomyślane
jako przedsięwzięcie oświatowe skierowane na odbiorcę w tzw. terenie - młodzież
tych szkół woj. piotrkowskiego, które na
co dzień mają określone trudności w kontaktach z Muzeum Okręgowym.
Programem edukacyjnym objęliśmy 8
szkół podstawowych:
Szkoły Podstawowe w: Przygłowie, Sulejowie (SP Nr 1), w Woli Krzysztoporskiej,
Rozprzy, Niechcicach, Rękoraju, Moszczenicy, Wolborzu.
Tematyka zajęć obejmowała zagadnienia
związane z dziejami terenu obecnego województwa - od pradziejów (wielce pomocny okazał się wydany przez Muzeum
Okręgowe - Informator „Pradzieje w Piotr-
kowskiem“ - autorstwa Marcina Gąsiora
i Mirosława Szukały.) aż po okres II wojny
światowej w Piotrkowskiem.
Zajęcia stanowiły rodzaj lekcji muzealnych
przeprowadzanych poza salami ekspozycyjnymi - w klasach szkolnych.
Muzealnicy, prowadzący lekcje wykorzystywali (w miarę możliwości) eksponaty,
mapy, kasety video i audio, a także literaturę fachową oraz wydawnictwa muzealne - najczęściej o charakterze monograficznym.
Jest sprawą oczywistą, że lekcja muzealna
w tzw. „terenie“ nie posiada tylu walorów,
co zajęcia w siedzibie muzeum.
Naszym celem jednak było i jest przybliżenie wiedzy o terenie, na którym mieszkamy także tym, którzy rzadko mają kontakt
z muzeum.
Pozytywne
doświadczenia
sezonu
1995/96 zadecydowały, że postanowiliśmy (wspólnie z Zarz. Woj. TWP i przy
aprobacie Wydziału Kultury UW) - rozszerzyć zakres naszych działań na kolejne
cztery szkoły: SP w Uszczynie, Dąbrowie
nad Czarną, Wójcinie oraz Paradyżu. Sądząc z opinii nauczycieli i uczniów wypowiedzianych podczas podsumowania
i wręczenia nagród laureatom II Konkursu
Studium Regionalnego -31. 05. 97 r. w salach Muzeum Okręgowego - pomysł muzealników na tego typu działania był trafiony w 10: zainteresowaliśmy młodzież
ich najbliższą okolicą, ich „Małą Ojczyzną“.
Wiedza ta na pewno zaprocentuje kiedyś
w ich dalszych losach edukacyjnych.
Oprócz lekcji muzealnych, sesji popularnonaukowych i spotkań środowisk twórczych (np. otwarcia wystaw) czy kombatanckich, młodzież czerpie wiedzę o Regionie podczas k o n s u l t a c j i, które
udzielane są przez pracowników muzeum
- wszystkim zainteresowanym, choć nie
ukrywam, że właśnie młodzież licealna
i słuchacze wyższych uczelni stanowią
większość korzystających z tej formy upowszechniania wiedzy.
Tematyka konsultacji znów dotyczy najczęściej spraw lokalnych - począwszy od
informacji o instytucjach i urzędach dawnego Piotrkowa, poprzez sprawy związane z konkretnymi zabytkami i ludźmi,
którzy kiedyś zasłużyli się miastu, Polsce,
narodowej kulturze.
Nawet jeśli nie otrzymują oni od muzealnika wyczerpującej odpowiedzi, kierowani
są do ludzi czy instytucji kompetentnych
w danej dziedzinie.
Nie muszę chyba dodawać, jak wiele zależy od sposobu przekazania zainteresowanym osobom określonych informacji. Wiele zależy tu od naszego taktu i - czego nie
ukrywam - cierpliwości. Najważniejsze
jednak, że muzeum jest postrzegane również jako instytucja edukacyjna i wycho-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
wująca - np. poprzez kontakt z muzyką, ze
sztuką.
cji) nosił nazwę: „Ocalić od zapomnienia“.
znawania i ocalenia pamięci o naszej przeszłości - tu, na tej ziemi, w tym regionie.
Uniwersalizm placówki muzealnej polega
na tym, że koncertu słuchają odbiorcy
w różnym wieku, z różnych środowisk.
Zarówno lekcje, koncerty, jak i konsultacje
są poza tym udzielane b e z p ł a t n i e co nie jest również bez znaczenia w dzisiejszych czasach.
Osobną dziedziną upowszechniania wiedzy o regionie są wydawnictwa muzealne
- szczególnie prace monograficzne. Muzeum Okręgowe w Piotrkowie wydało
w ostatnich latach wiele pozycji katalogowych, informatory, foldery, a nawet większe opracowania dotyczące historii Regionu, w tym jego pradziejów, sztuki (katalogi portretu polskiego w zbiorach Muzeum). Wystawom czasowym i sesjom towarzyszą wspomniane wyżej foldery i informatory.
Nie trzeba chyba przekonywać nikogo, jak
ważne jest dla wychowania i wykształcenia młodych ludzi przekonanie ich co do
wartości „kultury wysokiej“, z którą stykają się właśnie w muzeach - nie tylko w salach wystawowych - ale podczas różnorakich imprez o charakterze naukowym
i popularnonaukowym - organizowanych
w muzeach właśnie z myślą o nich.
Grupy wycieczkowe, w tym szczególnie
młodzież - przyjmowana jest w Muzeum
Okręgowym, a jak sądzę - również w innych placówkach - niekiedy poza ustalonymi dniami i godzinami funkcjonowania
ekspozycji. Jest to nasz krok i gest wobec
placówek oświatowych.
Przykładem promowania przez muzeum
piotrkowskie talentów są organizowane
od lat w Muzeum Okręgowym Przeglądy
Twórczości Plastycznej Nauczycieli i ich
Uczniów - z obszaru województwa piotrkowskiego.
Często w pracach spotykamy znajome
okolice - są to widoki naszej „małej ojczyzny“ - terenu, który zamieszkujemy.
Tytuł siódmego już przeglądu (ekspozy-
W Muzeum Okręgowym opracowywane
są od lat i wydawane - staraniem wicedyrektora muzeum - mgr Krzysztofa Wiączka
- Zeszyty Historyczne Św. Związku Żołnierzy AK oraz inne wydawnictwa kombatanckie.
W niedalekiej przyszłości ukaże się Przewodnik po Piotrkowie i okolicy, którego
współautorem (część dot. historii miasta)
jest dyr. Muzeum Okręgowego - mgr
Marcin Gąsior.
Tego typu działalność naukowa i edytorska stanowi również wkład w dzieło po-
Muzea stanowią ważne ogniwo w łańcuchu placówek oświatowych i kulturalnych
- stanowiących przeciwwagę dla wszechobecnej tzw. kultury masowej.
Wydaje się, że właśnie wiedza o „małych
ojczyznach“ jest dobrym przykładem
działań wychowawczych muzeów i konkretną ofertą dla odbiorców w każdym
wieku.
7
Działalność placówek kulturalnych
w Skierniewicach w okresie
dwudziestolecia międzywojennego
ZOFIA PERET-ZIEMLAŃSKA Warszawa
W życiu kulturalnym Skierniewic okresu
międzywojennego, oprócz czytelnictwa
oraz działalności kilku kin, bardzo ważną
rolę pełniły organizacje społeczne skupiające ludzi zainteresowanych sztuką teatralną i muzyczną.
W 1918 roku otwarto bibliotekę Towarzystwa Czytelni im. Tadeusza Kościuszki.
Pierwszym przewodniczącym zarządu Towarzystwa był ówczesny dyrektor Gimnazjum Realnego Polskiej Macierzy Szkolnej,
Jan Kurtz, następnie zaś w latach 1920-39
funkcje tę pełniła polonistka Janina Twardowska, przełożona Prywatnej Żeńskiej
Szkoły Średniej B. Kuczyńskiej w Skierniewicach. Działały również: biblioteka
Związku Zawodowego Kolejarzy, której
zbiory w 1938 roku liczyły około 3500
książek oraz biblioteka Gimnazjum im. Bolesława Prusa / około 3000 książek/.
W Skierniewicach wychodziło kilka gazet.
Pod koniec lat dwudziestych powstała
„Gazeta Skierniewicka“ a następnie „Gazeta Mazowiecka“. Tę ostatnią w drugiej
połowie lat trzydziestych zastąpił „Głos
Skierniewic i Okolicy“ - organ Towarzystwa Przyjaciół Skierniewic. Dużo wcześniej, bo w latach 1917-20 Ognisko Koleżeńskie Gimnazjum wraz z Komendą Harcerską wydawało pismo pod nazwą
“Ogniwo“, wspólnie z gimnazjum żeńskim redagowano „Brzask“/1926/, a także
„Stworus“ /humorystyczne/.
W mieście działały prywatne kina: „Saturn“, „Kultura“, „As“, „Stylowy“.
W okresie dwudziestolecia międzywojennego w Skierniewicach rozwinął się amatorski ruch artystyczny. Jeszcze przed rokiem 1914 ośrodkiem życia kulturalnego
było Towarzystwo Muzyczno-Dramatyczne. Posiadało ono własną orkiestrę, chór
i stałą scenę. W 1923 roku powstało Towarzystwo Śpiewacze „Lutnia“, którego
dyrygentem został Artur Wittenberg.
Około 1928 roku w Państwowym Gimnazjum im. Bolesława Prusa utworzone zostało Kółko Dramatyczne, którym kierował
nauczyciel religii w latach 1927-30, ksiądz
Antoni Pachnicki. Wystawiło ono siłami
uczniowskimi m.in. „Damy i huzary“ A.
Fredry oraz „Powrót posła“ J.U. Niemcewicza. Wyłoniona z Kółka Historycznego
Sekcja Dramatyczna dawała przedstawienia dla szerszej publiczności, na które składały się sztuki Jana Adolfa Herza, Jerzego
Szaniawskiego, Stanisława Wyspiańskiego.
Uczniowie Gimnazjum przygotowywali
przedstawienia z okazji świąt i uroczystości państwowych, rocznic historycznych
oraz licznych imprez pozaszkolnych. Reżyserem tych przedstawień był nauczyciel
języka polskiego, Czesław Lisek. Muzykę
zaś opracowywał Stanisław Janiszewski dyrygent, pianista i prelegent upowszechniający wiedzę o muzyce.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
13
Abonament Sekcji Muzycznej /kserokopia/ - ze zbiorów autorki
W 1930 roku powstało Koło Dramatyczne
przy jednostce Ochotniczej Straży Pożarnej, którego prezesem obrano Stanisława
Domańskiego. W roku 1932 połączyło się
ono z Akademickim Kołem Skierniewiczan, a po jego rozwiązaniu, jako Sekcja
Dramatyczna, weszło w skład powstającego wówczas Towarzystwa Artystycznego.
W Towarzystwie tym wyodrębniona została Sekcja Muzyczna, której Zarząd tworzyli: Stanisław Domański, Stanisław Janiszewski, Feliks Janus, Stanisław Kaczyński /
od 1928 roku dyrektor Państwowego
Gimnazjum im. Bolesława Prusa/, Franciszek Matuszczak, Teodor Sawicki, Janina
Program koncertu Popołudniowego
/kserokopia/ - ze zbiorów autorki
14
Twarowska, Artur Wittenberg oraz Kazimierz Wójcik. Sekcja Muzyczna Towarzystwa Artystycznego organizowała w Skierniewicach abonamentowe /!/ koncerty
symfoniczne i recitale, na które przyjeżdżali z różnych ośrodków kraju wybitni instrumentaliści i śpiewacy. Brali w nich
udział także miejscowi utalentowani wykonawcy amatorzy.
Koncerty z udziałem orkiestry symfonicznej i zapraszanych z całego kraju solistów
/za pośrednictwem Organizacji Ruchu
Muzycznego - ORMUZ/ odbywały się
w wielkiej sali Domu Sejmikowego, zbudowanego w 1927 roku według inżyniera
Konrada Kłosa Z zachowanych z tych lat
niektórych programów /ze zbiorów Jana
Anackiego - 1901-1987, klarnecisty orkiestry 18.Pułku Piechoty w latach 19141939/ udostępnionych mi przez córkę, historyka sztuki Marię Anacką-Łyjak, wynika,
że w sezonie 1936/37 zorganizowano 5
koncertów abonamentowych, w których
występowała wyżej wymieniona orkiestra
w powiększonym składzie pod dyrekcją
porucznika Kazimierza Wójcika i prof. Stanisława Janiszewskiego. Solistami byli: Tadeusz Łuczaj, A.Gołębiowski i Janina Hupertowa /śpiew/, K. Hardulak /śpiew
i skrzypce/, wybitny skrzypek Stanisław Jarzębski oraz Witold Małcużyński - laureat
III nagrody III Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina
w Warszawie w roku 1927. W utworach
skrzypcowych i wokalnych z towarzyszeniem fortepianu, jako akompaniator występował Stanisław Janiszewski. W zapowiedziach programowych czytamy, że
„każdy koncert poprzedzony będzie prelekcją F. Kurza i St. Janiszewskiego“.
Repertuar tych koncertów był urozmaicony i niełatwy pod względem wykonawczym. Obejmował m.in. uwertury koncertowe i operowe Karola Kurpińskiego, Stanisława Moniuszki, W.A. Mozarta, Zygmunta Noskowskiego, Gioacchino Rossiniego, Romana Statkowskiego, K.M. We-
bera i Władysława Żeleńskiego, suity
orkiestrowe Edwarda Griega i Jana Maklakiewicza, symfonię „Patetyczną“ Piotra
Czajkowskiego, Tańce słowiańskie Antona
Dworzaka, muzykę baletową, solowe
utwory skrzypcowe , arie operowe i pieśni
George`a Bizeta, F. Kurza, Ruggiera, Leoncavalla, Jules Masseneta, Stanisława Moniuszki i innych. Wykonany został koncert
skrzypcowy Ludwika van Beethovena
/Stanisław Jarzębski/ oraz koncert f-moll
Fryderyka Chopina /Witold Małcużyński/
ze skierniewicką orkiestrą 18.Pułku Piechoty pod dyrekcją Kazimierza Wójcika
i Stanisława Janiszewskiego.
Sekcja Muzyczna Towarzystwa Artystycznego organizowała również poranki symfoniczne oraz koncerty popołudniowe.
W zachowanym programie poranka symfonicznego z dnia 21 listopada 1937 roku,
oprócz kilkakrotnie wymienionej orkiestry
i jej dyrygentów, widnieją nazwiska solistów: Tatiany Wojtaszewskiej /fortepian/
i Eugeniusza Mossakowskiego /śpiew/.
W programie znalazła się V symfonia Ludwika van Beethovena, „Fantazja węgierska“ Franciszka Liszta, uwertura „Maria“
Romana Statkowskiego i „Bajka“ Stanisława Moniuszki, prolog do opery „Pajace“
Ruggiera Leoncavalla oraz aria z opery
„Carmen“ George`a Bizeta. W poranku
symfonicznym 23 stycznia 1938 roku ta
sama orkiestra wykonała utwory Christopha Willibalda Glucka i Edwarda Griega,
symfonię „Eroikę“ Ludwika van Beethovena oraz towarzyszyła znanej śpiewaczce,
Anieli Szlemińskiej w pieśniach klasyków
wiedeńskich.
Ruch artystyczny rozwijał się również
w Gimnazjum im. Bolesława Prusa.
W 1923 roku w 150 rocznicę powstania
Komisji Edukacji Narodowej wystąpił
szkolny zespół orkiestrowy pod kierunkiem prof. Stanisława Michalskiego.
W roku 1929 na czele orkiestry Gimnazjum stanęli: Kazimierz Wójcik i Stanisław
Janiszewski. Prof. Janiszewski w 1932 roku
zorganizował w Gimnazjum czterogłosowy chór mieszany, a w roku 1937 orkiestrę symfoniczną. Na dobrym poziomie
postawiona była również szkolna orkiestra
dęta. Doroczne popisy uczniów miały
charakter publicznych koncertów, podczas których wykonywano uwertury operowe, suity orkiestrowe i wiele znanych
utworów z repertuaru symfonicznego.
Orkiestra i chór Gimnazjum dawały kilka
audycji muzycznych w roku, często wspierając liczebnie orkiestrę symfoniczną
18.Pułku Piechoty, wyjeżdżały także na
gościnne występy do innych miast, m.in.
do Żyrardowa i Płocka.
Patrząc z perspektywy lat na tamten okres
w dziejach Skierniewic należy wyrazić
uznanie dla pełnej entuzjazmu działalności ludzi, którzy potrafili stworzyć tu warunki i atmosferę do rozwoju i odbioru
sztuki. Nieodparcie nasuwa się pytanie:
czy tamte czasy się powtórzą?
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Piśmiennictwo:
1. Życie oświatowe, kulturalne i społeczne
Skierniewic. Jednodniówka Akademickiego
Koła Skierniewiczan w Warszawie, Skierniewice 1929.
2. „Gazeta Skierniewicka“ z 4 listopada
1931 roku
3. Feliks Janus: Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Bolesława Prusa, Skierniewice
1938.
4. Jednodniówka z okazji III Zjazdu Wychowawców, Absolwentów i Wychowanków
szkół średnich ogólnokształcących w Skierniewicach 20-21 września 1980 roku.
5. Józef Józefecki: Dzieje Skierniewic 13591975, PWN, Warszawa 1988.
7
Pojednanie nad Pilicą?
ANDRZEJ KOBALCZYK Piotrków Trybunalski
„Jesteśmy pod dużym wrażeniem prac poszukiwawczych, podjętych w Polsce na dawnych polach bitew, po przeszło 50 latach od
zakończenia wojny, jak również i tego, że są
w Waszym kraju młodzi ludzie, pragnący się
dowiedzieć, jak do tego doszło...“. Tak zareagował na wciąż żywe echa minionej wojny, dochodzące z Tomaszowa Mazowieckiego nad Pilicą, Horst Holz - sekretarz
Stowarzyszenia Tradycji 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej, mającej swoje biuro w miejscowości Seelze - Letter koło Hanoweru.
Transporter „Rosi“ kończy przeprawę
przez Pilicę /rekonstrukcja/
rys. Andrzej Kobalczyk
Dotarli do niego tomaszowscy i szczecińscy pasjonaci historii i militariów, którzy
postanowili wyjaśnić do końca wszystkie
tajemnice poniemieckiego transportera
opancerzonego o wojennej nazwie „Rosi“, wydobytego w lipcu 1996 roku z Pilicy w Tomaszowie. Przypomnijmy, że inicjatorem wydobycia i pozostawienia właśnie w tomaszowskim muzeum pojazdu,
który zatonął w Pilicy w styczniu 1945 roku i na pół wieku skrył się pod jej dnem,
było piotrkowskie Stowarzyszenie Poszukiwań Zabytków Militarnych „Penetrator“.
Zarówno akcja wydobywcza, jak i przywrócenie tego pojazdu do życia stały się
spektakularnym i bezprecedensowym
przedsięwzięciem na skalę co najmniej europejską.
To ekscytujące spotkanie z najnowszą,
wojenną historią Tomaszowa nie skończyło się bynajmniej z chwilą wprowadzenia
wyremontowanego transportera do garażu w byłych stajniach obok tutejszego
muzeum i złożenia odrestaurowanej zawartości pancernego wozu w muzealnych
magazynach. Postanowiliśmy bowiem dopisać jeszcze jeden, końcowy rozdział do
tej niezwykłej historii.
Dzięki niemalże kompletnemu i wprost
znakomicie zachowanemu wyposażeniu
pojazd ten stanowi bowiem dzisiaj swoistą
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
15
„kapsułę czasu“. Jest nadal żywym, funkcjonującym zabytkiem techniki wojennej
i motoryzacyjnej sprzed ponad pół wieku.
Przekazał również nadspodziewanie wiele
informacji o ludziach, którzy w nim walczyli i żyli. Nadal jednak brakuje odpowiedzi na pytanie, w jakich okolicznościach
transporter „Rosi“ zatonął w Pilicy i jakie
były dalsze losy jego załogi. Czy spadł on
do rzeki z mostu w dzielnicy Brzustówka,
omyłkowo wysadzonego w powietrze
przez niemieckich saperów? A może znalazł się w Pilicy w inny sposób...
Takich informacji próżno by szukać w radzieckich i polskich opracowaniach historycznych, poświęconych walkom o Tomaszów i sforsowaniu środkowej Pilicy
w styczniu 1945 roku. Publikacje naukowe
i wspomnieniowe, licznie wydawane
u nas po wojnie, na ogół uwypuklają walki toczone na tomaszowskim odcinku
przez radziecki 11 Korpus Pancerny, należący do 69 Armii I Frontu Białoruskiego,
traktując raczej drugoplanowo działania
wojsk niemieckich. Wydaje się, że nadszedł czas, by poznać bliżej również obraz
tych dni widziany oczami przeciwnika. Porównanie wersji obydwóch stron z pewnością mogłoby się przysłużyć obiektywnej prawdzie historycznej. Może ujawniłyby się przez to nowe, nieznane historykom fakty. A znakomitym pretekstem do
takiej konfrontacji są właśnie nie wyjaśnione jeszcze zagadki transportera „Rosi“.
Dlatego pasjonaci z „Penetratora“, wspierani przez Stowarzyszenie Archeologii Militarnej w Szczecinie oraz utworzone
ostatnio w Piotrkowie Stowarzyszenie
Przyjaciół Pilicy i Nadpilicza prowadzą już
drugi rok fascynującą, acz mozolną rekonstrukcję tego epizodu z wojennej historii
Tomaszowa. Najpierw, a dokładnie w lutym ub. roku, wyjaśnili oni tajemnicę znalezionego w pilicznym transporterze żołnierskiego znaku rozpoznawczego, tzw.
nieśmiertelnika.
Na wytłoczonym z blachy, owalnym znaku zachował się czytelny napis: „255 stab.
I.E.B.1.497.A.“, oznaczający personalia
i przydział bojowy jego nosiciela. Nieśmiertelnik ten nie był przełamany (zazwyczaj czyniono to po śmierci żołnierza),
co sugerowało, że jego właściciel ocalał
z nieudanej przeprawy transportera „Rosi“ przez Pilicę. Istniejąca w Berlinie organizacja Deutsche Dienststelle, która identyfikuje nazwiska poległych żołnierzy Wehrmachtu, poinformowała nas, że istotnie, nosiciel tego nieśmiertelnika przeżył
wojnę, lecz zmarł w sierpniu 1996 roku
(a więc w miesiąc po wydobyciu „Rosi“
z Pilicy).
Następnym adresem, wskazanym przez
wspomnianą wcześniej organizację, było
Archiwum Federalne we Freiburgu. Poinformowaliśmy go zarówno o szczegółach
wydobycia transportera „Rosi“, o jego
16
oznakowaniu i już ustalonych nazwiskach
kilku członków załogi (zostały odkryte na
przedmiotach i dokumentach znalezionych w pojeździe), jak też przekazaliśmy
odcyfrowany w międzyczasie numer poczty polowej jednostki, do której to auto
należało.
Zwłaszcza ten ostatni szczegół, ustalony
dzięki fachowcom z laboratorium konserwacji archiwaliów AGAD w Warszawie,
okazał się niezmiernie ważny dla naszego
„dochodzenia“. W lipcu ub. roku Dział
Wojskowy Bundesarchiv rozszyfrował pod
podanym przez nas numerem (F. P. N. 17
599) 2 kompanię 19 wydzielonego oddziału łączności, należącego do 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej Wehrmachtu. Po bliższe dane skierowano nas do stowarzyszenia tradycji tej dywizji w Seelze Letter.
Stworzyło to niepowtarzalną okazję dotarcia do żyjących jeszcze byłych żołnierzy
Wehrmachtu, którzy w styczniu 1945 roku, uciekając przed ofensywą Armii Czerwonej, przekraczali Pilicę w okolicach Tomaszowa Maz. Może są jeszcze wśród
nich żołnierze wspomnianego wcześniej
dywizyjnego oddziału łączności ? A może
żyje do dzisiaj któryś z członków załogi
transportera „Rosi“ i dopomoże nam
w odtworzeniu sceny jego utonięcia w Pilicy w podtomaszowskiej Brzustówce ?
Kontakt wskazany nam przez Bundesarchiv okazał się nader trafny i owocny. Biuro Stowarzyszenia Tradycji 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej poinformowało o naszych poszukiwaniach kombatantów pułków dysponujących podczas wojny takimi transporterami. Jako pierwszy
odezwał się Werner Bismark, mieszkający
dzisiaj w Schenkenhorst koło Poczdamu
w byłej NRD. W styczniu 1945 roku miał
20 lat i służył w Wehrmachcie jako kierowca transportera opancerzonego SdKfz
251/9, uzbrojonego w armatę kalibru 7,5
cm. Był przydzielony do 74 pułku grenadierów
pancernych,
wchodzącego
w skład 19 dywizji pancernej.
W jego pamięci wciąż tkwi wyrazisty
obraz tamtej dramatycznej przeprawy
przez Pilicę pod Tomaszowem Maz..
W przesłanym do nas obszernym liście
opisał bardzo szczegółowo wydarzenia tego dnia. Ta tchnąca autentyzmem relacja
nasuwa już dzisiaj kilka frapujących wniosków i domysłów. Niewykluczone np., że
wspomniany w opowieści W. Bismarka
półgąsienicowy transporter amunicji,
który jego oddział musiał pozostawić w Pilicy koło Białej Góry, jest właśnie tym pojazdem, którego wrak nasza ekipa ... wydobyła jesienią 1989 roku. Obecnie znajduje się on w zbiorach Muzeum Wojska
Polskiego w Warszawie.
Ciekawe, czy tego rodzaju przypuszczenia
potwierdzą kolejni kombatanci 19 Dolno-
saksońskiej Dywizji Pancernej, którzy zapowiedzieli przekazanie nam swoich opisów forsowania Pilicy pod Tomaszowem
w tamtym, wojennym styczniu. Liczymy,
że tą drogą uda nam się wreszcie rozwikłać zagadkę utonięcia transportera „Rosi“
w nurtach Pilicy. Nie tracimy też nadziei,
że może odezwie się któryś z członków załogi tego auta - żywego świadka historii.
Chociaż jesteśmy już bardzo blisko, to jednak nie możemy się pozbyć obaw, że nasze poszukiwania są także autentycznym
wyścigiem z czasem. Wszak uczestnicy
owych wydarzeń są już w podeszłym wieku, a ich szeregi wykruszają się coraz bardziej.
Otuchą napawa nas jednak wyraźnie
zmieniający się po 1989 roku, zarówno
w Niemczech, jak i w Polsce, stosunek do
naszej wspólnej, najnowszej historii. Wymownym tego świadectwem jest przesłana nam jednocześnie przez H. Holza publikacja opisująca niecodzienną uroczystość, która za sprawą kombatantów 19
Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej odbywała się w październiku 1991 roku w Hanowerze. Przekazali oni wówczas na ręce
attache wojskowego Ambasady RP
w Bonn - płk. G. Ferenca kilka flag i proporców, zdobytych we wrześniu 1939 roku przez 73 pułk wspomnianej dywizji
Wehrmachtu podczas jego walk w Polsce.
Trofea te zabrał jeden z dowódców w tym
pułku - major Bruns. Pamiątki po oficerze,
który zmarł wskutek ran jeszcze w 1945
roku, znalazły dopiero podczas przeprowadzki w 1991 roku jego dzieci.
Zwrócono je Polakom podczas podniosłej
uroczystości w sali honorowej dowództwa
okręgu wojskowego w Hanowerze. „Spotkanie to stało się symbolicznym aktem
zadośćuczynienia i pojednania oraz ważnym krokiem na drodze do pokojowej
przyszłości obu naszych narodów“ - napisano w okolicznościowym folderze. Po raz
pierwszy Niemcy i Polacy złożyli wówczas
wieniec ku czci poległych obu armii pod
tablicą pamięci 19 Dolnosaksońskiej Dywizji Pancernej. Jak bowiem podkreślił
w swoim przemówieniu na tym spotkaniu
dowódca hanowerskiego okręgu wojskowego - generał major Hartmmut Behrendt: „Należy pamiętać o wojnie niemiecko - polskiej nie unikając związanych
z nią okrucieństw, jak też o poległych, zarówno po polskiej, jak i niemieckiej stronie. Należy utrwalić ich życie i śmierć, bo
każdy z nich zapewne działał wierząc, że
służy słusznej sprawie“.
Historia istotnie kołem się toczy. Szlak bojowy 19 Dolnosaksońskiej Dywizji - najpierw piechoty, a potem pancernej - prowadził we wrześniu 1939 roku przez ziemie obecnego woj. piotrkowskiego. Po
pięciu latach żołnierze tej dywizji znów
przekraczali Pilicę - tyle, że w zgoła odwrotnym kierunku i w zupełnie odmiennej
sytuacji. Czy ci z nich, którym udało się
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
przeżyć, powrócą jeszcze raz nad tę rzekę,
aby wyciągnąć dłoń w geście pojednania
do swoich dawnych wrogów ?
Czy właśnie nad Pilicą dojdzie do spotkania podobnego do tego, jakie przed kilku
laty miało miejsce między radzieckimi
i niemieckimi „pancerniakami“ koło Kurska? Przecież także nad Pilicą pod Tomaszowem walczyły ze sobą w 1945 roku
duże jednostki pancerne Wehrmachtu
i Armii Czerwonej.
Czy i u nas możliwe będzie zerwanie z dotychczasowymi stereotypami i uprzedzeniami ? Czy dociekania związane z transportem „Rosi“ okażą się historycznym
7
przełomem
?
Obchody Mickiewiczowskie
w Sieradzu .
W stulecie śmierci poety.
JAN PIETRZAK Sieradz
W 1955 roku przypadało stulecie śmieci
Adama Mickiewicza (1798-1855) twórcy
Pana Tadeusza i Dziadów , Wieszcza Narodu Polskiego. Jubileusz ten był uroczyście
obchodzony w całym kraju jako ROK MICKIEWICZOWSKI.
Uroczysta inauguracja miała miejsce 21
lutego 1955 roku w sali Prezydium Rady
Ministrów w Warszawie, w trakcie której
Przewodniczący Komisji Naukowej Komitetu Obchodów Roku Mickiewiczowskiego prof. Kazimierz Wyka wygłosił referat
„Na rozpoczęcie Roku Mickiewiczowskiego“. Szczególną wagę do obchodów
przywiązywano w oświacie.
Ministerstwo Oświaty w specjalnym komunikacie w sprawie Roku Mickiewiczowskiego zalecało:
„Rok Mickiewiczowski w szkołach powinien uczynić twórczość i postać poety
szczególnie bliską młodzieży, zainteresować młodzież rolą i znaczeniem Adama
Mickiewicza w kulturze polskiej i ogólnoludzkiej, przyczynić się do lepszego zrozumienia przez młodzież polskich walk narodowo-wyzwoleńczych, przyczynić się do
pogłębienia uczuć patriotyzmu i internacjonalizmu, do podniesienia wrażliwości
młodzieży na piękno poezji, na piękno języka i na piękno dobrej recytacji“.
Również i w Sieradzu w latach 1955 1956 miały miejsce obchody Roku Mickiewiczowskiego, których trwałe ślady przetrwały do dzisiaj.
Uroczyste rozpoczęcie ROKU MICKIEWICZOWSKIEGO w Sieradzu miało miejsce
w Teatrze Miejskim 20 czerwca 1955 r. na
sesji Miejskiej Rady Narodowej poświęconej pamięci wielkiego poety z udziałem
licznej rzeszy mieszkańców miasta.
Referat pt.“W stuletnią rocznicę śmierci
Mickiewicza , poety rewolucjonisty“ wygłosił sekretarz Prezydium Miejskiej Rady Narodowej Jan Matusiak, inicjator i realizator
większości przedsięwzięć związanych
z obchodami. Podjęto także dwie uchwały w sprawie nadania imienia Adama Mickiewicza „ulicy łączącej kombinat (Zakłady Przemysłu Dziewiarskiego „Sira“ przyp. J.P.) z miastem“ i nowemu parkowi
obok stadionu. Park powstawał w czynie
społecznym. Szczególne nasilenie prac
Obelisk Adama Mickiewicza
w Sieradzu - fot. archiwum
Odsłonięcie obelisku
Adama Mickiewicza w Sieradzu
fot. archiwum
Oceniając po latach tamte przedsięwzięcia daje się zauważyć wydźwięk ideologiczny. Niemniej jednak obchody te szerokim echem odbiły się w skali kraju
i w świecie.
Obradująca w Montevideo, w listopadzie
1955 r. VIII Konferencja UNESCO postanowiła, by wydać książkę trójjęzyczną: angielsko-francusko-hiszpańską poświęconą
Adamowi Mickiewiczowi dla spopularyzowania Wieszcza i jego twórczości.
Wiele wydawnictw, które ujrzały wtedy
światło dzienne nie straciły na swojej aktualności.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
17
miało miejsce przed lipcowym Światowym Zlotem Młodzieży Demokratycznej
w Warszawie. Uroczyste oddanie parku
dla społeczeństwa Sieradza nastąpiło
w dniu 22 sierpnia 1955 r.
W pracach przy jego organizowaniu brało
udział 1500 osób - młodzieży i starszych
mieszkańców miasta, którzy przepracowali ogółem ponad 6000 roboczogodzin.
Najbardziej aktywni otrzymali pamiątkowe dyplomy.
Również uroczysty charakter miało zakończenie ROKU MICKIEWICZOWSKIEGO,
które odbyło się dnia 19 maja 1956 r.
podczas sesji Miejskiej Rady Narodowej
połączonej z otwarciem Dni Oświaty,
Książki i Prasy.
Na sesji tej prof. Stefan Hrabiec z Uniwersytetu Łódzkiego wygłosił odczyt na temat: „Cyprian Bazylik mieszczanin sieradz-
ki“, a sekretarz PMRN Jan Matusiak przedstawił „sprawozdanie z działalności kulturalno-oświatowej w Roku Mickiewiczowskim“.
Kulminacyjnym punktem zakończenia
Obchodów Mickiewiczowskich w Sieradzu było uroczyste odsłonięcie w dniu 20
maja 1956 r. obelisku Mickiewicza w parku jego imienia.
W uroczystości, oprócz licznie przybyłej
młodzieży i mieszkańców miasta i okolicy,
udział wzięli także przedstawiciele ówczesnych władz politycznych i państwowych.
Odsłonięcia obelisku dokonał Piotr Chylak, Przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sieradzu.
W ramach części artystycznej wystąpiła
aktorka scen łódzkich Maria Malicka, która
recytowała utwory Mickiewicza oraz zespół artystyczny ze Szkoły Podstawowej nr
1 i zespół przy Cechu Rzemiosł Różnych ,
które zaprezentowały szeroki repertuar
melodii i piosenek regionu sieradzkiego.
Obelisk zaprojektowany został przez Jana
Matusiaka, zaś do jego budowy użyto
czerwonego piaskowca z rozebranego
przez ówczesne władze Sieradza pomnika
Józefa Piłsudskiego, który przetrwał lata
okupacji.
Wspomniany wyżej pomnik Adama Mickiewicza, park jego imienia i ulica to trwałe dzisiaj pamiątki po obchodach ROKU
MICKIEWICZOWSKIEGO w Sieradzu.
7
Skierniewice
w 1860 roku
ZBIGNIEW GRALEWSKI Skierniewice
się o wszystkim, co interesowało władze
carskie, a więc: ludność, gospodarka,
a także perspektywiczny rozwój skupisk
miejskich, którymi kierowali.
Skierniewice należały wówczas do powiatu rawskiego. W mieście funkcjonowała
parafia rzymsko-katolicka. Skierniewice
zamieszkiwała spora grupa Żydów, stąd
działał tu dozór bóżnicy wyznania mojżeszowego. Wyznawcy prawosławia mieli
parafię w Łowiczu, natomiast ewangelicy w Rawie.
W połowie XIX wieku Skierniewice szczyciły się już połączeniem kolejowym z Warszawą i Łowiczem. W rejonie wsi Skierniewka Prawa pobudowano dworzec kolejowy, na terenie którego działał urząd
pocztowy.
Skierniewice Park Carski z II poł. XIX w.
ilustr. za „Tyg. Ilustr.“ z 1872 r..
W II połowie wieku władze Królestwa Polskiego, działające pod presją władz carskich usiłowały przeprowadzić reformę
miast. Chodziło głównie o określenie ich
stanu, a to z tego względu, że miast na
ziemiach polskich było zdecydowanie
więcej, niż na terenie cesarstwa rosyjskie-
18
go. Określenie stanu miast miało doprowadzić do ich weryfikacji, a w efekcie do
znacznej ich redukcji.
W celu dokładnego sprostania temu zadaniu, burmistrzowie otrzymali ankiety,
w których mieli za zadanie wypowiedzieć
Najważniejsze połączenie drogowe wiodło do Rawy, przy czym należy dodać, że
była to jedynie droga utwardzona. Generalnie stan dróg w okolicach Skierniewic
uznano jako kiepski.
Terytorium miasta liczyło 68 włók, 14
morgów i 280 prętów, a w większości tereny te stanowiły własność mieszczan.
Wspólną własność gminy stanowiły zale-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
dwie 4 włóki i 28 morgów, a ponadto las
miejski, który liczył 17 włók i 25 morgów.
Poważnie wzrosła liczba mieszkańców
Skierniewic.
W 1820 roku mieszkało tu 1.721 osób,
a w momencie sporządzania ankiety było
ich 3.016. W mieście było 1.859 katolików, 1.102 osoby wyznania mojżeszowego oraz 52 ewangelików. Co ciekawe -car
objął swym panowaniem Skierniewice już
bez mała przed 50-u laty, a mieszkało tu
zaledwie troje prawosławnych.
Różnorodne były źródła utrzymania mieszkańców miasta. Najliczniejsza była grupa rzemieślników - 240-u, w tym 36u krawców i aż 72 szewców. Handlem
i dystrybucją alkoholu parało się 118
osób.
Co prawda ankieta wymienia aż 147u rolników, trudno jednak dociec, czy było to jedyne źródło ich utrzymania. W wielu przypadkach bywało tak, że obok rolnictwa zajmowali się oni również handlem
i rzemiosłem.
Przeciętne gospodarstwo rolne było dość
duże, skoro areał gruntu przeznaczonego
pod uprawę podzielono na 147 gospodarstw.
80 koni, 98 wołów ( w tamtych czasach
były one niezastąpione przy pracach polowych), 30 owiec i 507 sztuk trzody chlewnej - taki był stan posiadania inwentarza
żywego skierniewickich rolników.
Ziemia należąca do rolników nie leżała bynajmniej odłogiem - uprawiano m.in. 5
włók pszenicy, 15 włók żyta, 10 jęczmienia i 9 włok ziemniaków.
Burmistrz miał więc prawo w ankiecie napisać: „... mieszkańcy nie zostawiają nic
ugorem i każdorocznie przy częstym nawożeniu całe pole obsiewają“.
W Skierniewicach istniał też, oczywiście
w mniemaniu burmistrza „przemysł“. Do
fabryk zaliczano: 2 tartaki, browar, 14 garbarni, cegielnię, 2 wytwórnie lin i powrozów oraz wytwórnię octu. Z tych „zakładów“ największa była cegielnia, której
właściciel zatrudniał 5-u robotników.
W innych „fabrykach“ poza właścicielem majstrem pracował czeladnik oraz grupa
uczniów.
Burmistrz również nader nisko oceniał
wartość miejscowego rzemiosła pisząc
w ankiecie, że „rzemiosła znajdują się na
drodze bez rozwoju“.
Handel egzystował również kiepsko jak
rzemiosło: zaledwie 15 osób prowadziło
sklepy lub kramy, pozostałe zaś osoby trudniące się tym zajęciem zaliczano do tzw.
przekupniów.
W mieście pobudowano 190 domów,
w tym 162 drewniane i 28 murowanych.
Zaledwie 12 domów liczyło 2 piętra. Zabudowę publiczną, zdaniem burmistrza,
stanowiły 2 kościoły, bożnica, ratusz
w rynku, a także szkoła i przytułek.
niu drogi żelaznej warszawsko-wiedeńskiej
miasto zaczęło się wznosić i skutkiem tego
pobudowano ratusz i wzniesiono kilka
znaczniejszych domów murowanych, przez
podwyższenie ludności, bowiem dla bliższej
sposobności podróżowania tąż koleją każdorocznie wiele osób sprowadza się do miasta“.
W opisie miasta burmistrz nie mógł pominąć wizerunku pałacu carskiego: „Na
przeciw ulicy Śmiałej i Wojskowej exystuje
Pałac i Ogród Królewsko-Cesarski położony
na terytorium gminy Skierniewka, do Administracyi Księstwa Łowickiego należący, do
którego każdorocznie prawie Najjaśniejszy
Pan z swą familią przybywa na polowania“.
W sumie miasto zyskało ocenę pozytywną. Dalsze szanse miasta burmistrz upatruje w dalszej rozbudowie linii kolejowej.
Burmistrz uznaje też za celowe zorganizowanie w mieście szkoły realnej i co więcej
- założenie w Skierniewicach siedziby powiatu.
Nie doszło, przynajmniej w najbliższych
latach, do realizacji planów czy zamierzeń
burmistrza.
Powiat powstał w Skierniewicach dokładnie po siedmiu latach, natomiast na
szkołę realną czekano z górą pół wieku.
7
Burmistrz odpowiadając na pytania ankiety zaznacza, że dopiero „po zaprowadze-
Oświata na wsi w gminie Rozprza
w XIX i I połowie XX wieku.
JÓZEF MARCHEWKA Piotrków Trybunalski
Obszar dzisiejszej gminy Rozprza, po drugim rozbiorze w 1793 roku, dostał się pod
panowanie pruskie. Później nastały rządy
Księstwa Warszawskiego, a od 1815 do
wybuchu pierwszej wojny światowej istniał tu zabór rosyjski. W czasie wojny
1914 - 1918 tereny te zajmowali Austriacy.
Dopiero rok 1918 przyniósł niepodległość
II Rzeczypospolitej Polskiej.
Zarówno polityka zaborców, jak i istniejący ustrój społeczny (poddaństwo chłopów
i obowiązująca pańszczyzna) miały
ogromny wpływ na oświatę, a właściwie
na jej brak w XIX wieku. Ludność wiejska
prawie całkowicie pozbawiona była
oświaty, panował analfabetyzm. Świadczą
o tym m. in. dokumenty metrykalne od
początku XIX wieku: chrztu, ślubu i zgonu, które podpisywał ksiądz w imieniu
swoim i niepiśmiennych osób wymienionych w dokumencie.
W sporządzonym dla celów wojskowych
w 1865 roku spisie mężczyzn w wieku 20
- 24 roku życia na 140 poborowych
w gminie Rozprza tylko jeden umiał czytać po polsku, był nim Felicjan Cieśliński
z Sobakowa.
Po uwłaszczeniu 1864 roku, czyli nadaniu
chłopom na własność ziemi dotychczas
przez nich użytkowanej, pojawiają się dokumenty kupna i sprzedaży oraz przekazania gospodarstwa rolnego synom i córkom za alimenty, tzw. wycug. W tego rodzaju dokumentach z końca lat 60-tych
ubiegłego roku krzyżykami podpisywali
się: Tomasz Sadziński i Jan Cubała z Mierzyna, Marianna, Urszula, Marcin i Stanisław Cieślikowie, Ignacy Marchewka, Walenty Pielużek s. Szymona, Stefan Siemkowski, Szymon Lasoń i Mateusz Ziemski
z Rajska Dużego. Swoim nazwiskiem dokumenty te podpisał tylko wójt Goszcz.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
19
nie. Z Rajska Dużego w tym czasie uczęszczali do szkoły w Mierzynie: Stefan Lasoń, Józef Pielużek s. Szymona, zwany
Szymonkiem i Marcin Pielużek. Niektórzy
pobierali naukę u Stanisława Więciorka.
Prywatną nauczycielkę ze szkoły fabrycznej w Niechcicach Ludomirę Francke zatrudniono w Rozprzy. W 1914 roku
w gminie Rozprza było pięć szkół o jednym nauczycielu: w Rozprzy, Mierzynie,
Woli Niechcickiej, Gieskach i fabryczna
w Niechcicach. Ogółem w tych miejscowościach na 1186 dzieci uczęszczało do
szkoły 266 uczniów (22%).
Uczniowie szkoły powszechnej w Rajsku Dużym ok. 1920 r. - w środku
nauczycielka, prawdopodobnie Janina Pełnikas
fot. ze zbiorów rodzinnych Zofii Mrowińskiej z Warszawy
Wprawdzie szkoła w Rozprzy istniała
w 1856 r., a w Mierzynie w 1860 r., ale na
skutek represji zaborcy prawdopodobnie
przestały one istnieć pod koniec XIX wieku. Program tych szkół obejmował religię,
czytanie książek drukowanych w języku
ojczystym, zasadnicze działania arytmetyczne i wiadomości o miarach. Od 1871
r. wprowadzono obowiązek nauki czytania i pisania w języku rosyjskim, a od 1885
r. język ten stał się w szkołach językiem
wykładowym. Obowiązywał on także jako
język urzędowy w urzędach, sądach i aktach stanu cywilnego.
Wychodzące w Piotrkowie Tryb. pod koniec XIX wieku czasopismo „Tydzień“
zwracało uwagę czytelników na fakt braku
nauczycieli w szkołach ludowych. Pomimo, że nauczyciele otrzymywali, oprócz
wynagrodzenia, kawałek ziemi pod uprawę i świadczenia w naturze płodów rolnych, chętnych było niewielu.
Tuż przed pierwszą wojną światową naukę
czytania, pisania i rachunków prowadzili
prywatni nauczyciele, często bez odpowiedniego przygotowania dydaktycznego. W Rajsku Dużym uczył dzieci Stanisław Więciorek, w Bryszkach - Niemka
Glejzer, w Mierzynie Stanisław Kamodzki,
w Kęszynie Józef Pardel, w Łochyńsku Lefartówna, w Zmożnej Woli Stefania Wierucka
Gdy w wyniku działań wojennych 1914 1918 przyszli Austriacy, a we władzach cywilnych w powiecie piotrkowskim znalazł
się Polak, sprawa oświaty ruszyła do przodu. Przystąpiono do organizowania szkolnictwa. Stwierdzono, że w Rozprzy uczył
dzieci Józef Cyganek, nie mając odpowiednich kwalifikacji. Zabroniono uczyć Lefartównie w Łochyńsku i Wieruckiej
w Zmożnej Woli, natomiast z dniem 1
września 1915 roku mianowano nauczycielem Stanisława Kamodzkiego i Mierzy-
Uczniowie klasy piątej i szóstej szkoły powszechnej w Mierzynie, czerwiec 1939 r.
Siedzą od lewej nauczyciele: Józef Matusiak, Albin Sowiński /kierownik szkoły/
i Zofia Kulejska - fot. ze zbiorów autora
20
Pismem z dnia 9 listopada 1915 roku austriacka Komenda Obwodowa w Piotrkowie Tryb., powołując się na uchwałę rady
gminy w Rozprzy, postanowiła z dniem
1 lutego 1916 roku utworzyć siedem nowych szkół: w Białocinie, Dzięciarach,
Ignacowie, Rajsku Dużym, Starej Wsi,
Straszowie i Wronikowie.
Wkrótce Janina Pełnikasówna z Krakowa
ul. Grzegórzewska 19 otrzymała nominację do jednoklasowej pospolitej szkoły
w Rajsku Dużym z wynagrodzeniem 850
koron. Cały budżet szkoły na opłacenie lokalu, stróża, opał, środki czystości, biblioteczkę i książki dla biednych dzieci wynosił 900 koron. Szkoła mieściła się w jednej
izbie wynajętej od Magdaleny Siemkowskiej, po drugiej stronie przestrzałowej sieni mieszkała właścicielka domu. Do szkoły
uczęszczały dzieci z Rajska Dużego, Rajska
Małego i Bryszek.
Obsadzenie nauczycielami innych szkół
natrafiało na poważne trudności. Nauczyciel, jeżeli nie otrzymał mieszkania, rezygnował z pracy lub przenosił się do innej
miejscowości. Szczególnie często zmieniali się nauczyciele w Starej Wsi, Straszowie
i Zmożnej Woli. Dlatego też w następnych
latach notowano największą liczbę analfabetów w tych miejscowościach.
W 1916 r. utworzono w Piotrkowie Tryb.
żeńskie seminarium nauczycielskie, które
przygotowywało kadry pedagogiczne. Potrzeby jednak były ogromne. W Mierzynie
ks. Antoni Christoph przeznaczył bezinteresownie na cele szkolne salę parafialną na
60 uczniów. Czyniono starania o otwarcie
drugiej szkoły dla 100 dzieci nie pobierających nauki, ale jak stwierdził wójt gminy
- Stanisław Kuejski (mieszkaniec Mierzyna), lokalu dla drugiej szkoły nie udało się
znaleźć.
Powołano w gminie Radę Szkolną, w skład
której weszli: ks. Stanisław Szabelski, proboszcz i kan. z Rozprzy, Stanisław Kuejski wójt gminy, Stanisław Bronikowski - dziedzic z Mierzyna, Ludomira Francke - nauczycielka z Rozprzy, ks. Antoni Christoph proboszcz z Mierzyna, Goltlieb Knull - gospodarz z Giesek (Niemiec).
W latach dwudziestych szkoły przeżywały
trudności gospodarcze i administracyjne:
w Rozprzy przeciekał dach, w Mierzynie
nie zreperowano podłogi, w Rajsku Dużym sołtys nie wyznaczył podwody po
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
drewno do lasu i szkoła w czasie mrozów
musiała być zamknięta, podobnie dwór
w Łochyńsku nie dostarczył drewna do
szkoły w Rozprzy, inspektor szkolny - Jan
Skowroński zwracał uwagę na złe warunki
sanitarne i polecił, aby przy każdej szkole
był ustęp, zaostrzył się konflikt nauczycieli
z wójtem Aleksandrem Serafinem.
W roku 1926 na terenie gminy było jedenaście szkół, w tym w Rozprzy i Niechcicach było po 4 nauczycieli, we Wronikowie - trzech, w Mierzynie - dwóch, w pozostałych po jednym nauczycielu. W Rajsku Dużym nauczycielkami były kolejno:
Janina Pełnikas (1916 - 1922), Henryka Jędrzejewiczówna z Baranowa (1922 1923), Jadwiga Zawadzka (1923 - 1925),
Aniela Łuczakówna (1925 - 1930), Józefata Lubasówna (1930).
Na skutek wymówienia lokalu i zaniedbania sołtysa szkołę z Rajska Dużego przeniesiono do Bryszek, gdzie kolejno uczyły:
Halina Kleszczewska i Helena Demusowa.
W Mierzynie przez wiele lat uczył Józef
Matusiak, w Rozprzy Henryka Jędrzejewiczówna (po przeniesieniu z Rajska Dużego), w Kęszynie Maria Palisówna i w Straszewie Stefania Zabłocka.
W latach 1932 - 1933 sejm uchwalił nowe
ustawy o ustroju szkolnictwa. Inicjatorem
zmian był minister oświaty i premier rządu
- Janusz Jędrzejewicz. Dotychczas szkoła
powszechna była czteroklasowa; po ukończeniu czwartej klasy uczeń mógł ubiegać
się o przyjęcie do ośmioletniego, płatnego
gimnazjum. W myśl tej reformy szkoły powszechne podzielono na trzy stopnie. Do
szkoły pierwszego stopnia uczeń w założeniu uczęszczał siedem lat: 1 rok do klasy pierwszej, 1 rok do klasy drugiej, 2 lata
do klasy trzeciej i 3 lata do klasy czwartej.
Po ukończeniu tej szkoły otrzymywał świadectwo ukończenia czterech klas i nie miał
możliwości kontynuowania nauki, praktycznie naukę więc kończył po pierwszym
roku klasy czwartej. Szkołą pierwszego
stopnia była szkoła w Bryszkach.
W szkole drugiego stopnia uczeń pobierał
naukę sześć lat i był promowany co roku
do następnej klasy. Szkołą drugiego stopnia była szkoła w Mierzynie. Po ukończeniu takiej szkoły uczeń mógł zdawać egzamin do pierwszej klasy czteroletniego
gimnazjum, a po jego ukończeniu do
dwuletniego liceum typu matematycznofizycznego, humanistycznego lub klasycznego.
Szkołą trzeciego stopnia była szkoła
w Rozprzy. Posiadała dodatkowo siódmą
klasę, do której uczęszczali uczniowie nie
mający zamiaru uczęszczać do gimnazjum. System ten przetrwał do 1939 r.,
a nawet po wojnie obowiązywał do czasu
utworzenia ośmioklasowej szkoły podstawowej.
Na zakończenie należy przedstawić aktualny stan szkolnictwa w gminie Rozprza.
Obecnie na terenie gminy istnieje 8 szkół
podstawowych: w Lubieniu, Łazach Dużych, Mierzynie, Milejowie, Niechcicach,
Nowej Wsi, Rozprzy i Straszowie. Do największych szkół należą szkoły: w Niechcicach (19 oddziałów, 418 uczniów i 31 nauczycieli, w tym pedagog i bibliotekarka),
w Rozprzy (18 oddziałów, 415 uczniów,
30 nauczycieli). Po osiem oddziałów mają
szkoły: w Mierzynie, Straszowie, Nowej
Wsi i Milejowie. Klasy łączone (niechlubny
spadek po dawnych systemach) istnieją
w Lubieniu, Łazach Dużych i Longinówce
- filia Milejowa. W porównaniu z opisanym stanem również i dzisiaj oświata na
wsi nie jest wolna od nowych problemów,
które ją nurtują.
7
Wojenna Kolęda
MACIEJ WOJEWODA Skierniewice
Przeżycia wojenne, uczucie klęski poniesionej w walce z wrogiem, tęsknota za Ojczyzną i domem rodzinnym, obawa o los
rodzin i własny - sprawiły, iż wielu jeńców
szukało pociechy w modlitwie i praktykach religijnych.
Obóz jeniecki VII A Murnau
fot. ze zbiorów Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy Nad Bzurą
Oficerowie i szeregowi przebywający
w obozach jenieckich zgodnie ze zwyczajami panującymi w armii II Rzeczypospolitej rano i wieczorem zbierali się na wspólnej modlitwie. W obozach oficerskich,
gdzie Niemcy zachowali pozory przestrzegania konwencji genewskiej, nabożeństwa odbywały się w garażach, barakach,
piwnicach i innych pomieszczeniach.
Przerobione i ozdobione przez obozowych plastyków wnętrza stwarzały atmosferę prawdziwych „domów Bożych“.
W Oflagu VII A w Murnau, gdzie znajdowało się wielu oficerów wziętych do niewoli w czasie bitwy nad Bzurą, urządzono
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
21
Widok na obóz jeniecki VII A Murnau w sochaczewskim Muzeum
fot. M.Wojewoda
Od godz. 14.00 odbywały się wieczerze wigilijne spożywane według bloków i pięter.
Poprzedzono je odśpiewaniem kolęd i dzieleniem się opłatkiem. O godzinie 16.00 sala
jadalna zapełniła się żołnierzami.
Do zebranych przemawiali kolejno pułkownicy Kaleński i Iwanowski. Każdy szeregowy
otrzymał gwiazdkowy prezent: papierosy
i jabłka.
O godz. 17.00 odbyło się składanie życzeń
w poszczególnych blokach.
O godz. 24.00 ksiądz kapelan Szydelski odprawił uroczystą pasterkę.“
Aleksander Rymkiewicz
WOJENNA KOLĘDA
Pamiątki obozu jenieckiego
VII A Murnau w sochaczewskim
Muzeum - fot. M.Wojewoda
Lulajże, Jezuniu, w biednym polskim kraju
lulajże, Jezuniu, od chłodu fioletowy.
Wędrowiec krzyż całuje, na śniegu przy
staje,
chłopi na postronku pociągnęli krowę.
Lulajże, Jezuniu, oczyść nas od kary
idą trzej królowie, niosą święte dary.
Okna ciche świecą, śniegi białe leżą,
a Ty Go Matulu od chłodu otulaj.
W żłobek nasypali srebro , chleby, złoto
i kadzidła palą, otwierają wrota.
Kościołek na pasterkę woła srebrnym
dzwonem,
odłóżcie karabiny, przynieście koronę.
kaplicę w piwnicy bloku mieszkalnego.
Była ona dziełem plastyków Bohdana Bocianowskiego i Adama Siemaszki.
Dwa pomieszczenia kaplicy pozwalały na
jednoczesne przebywanie w niej ok. 100
osób. Odprawiono tu nabożeństwa,
w których tłumie uczestniczyli jeńcy. Miały one szczególnie uroczysty charakter
w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, a także w dni świąt pułkowych
i narodowych.
Przemieniały się wówczas w manifestacje
patriotyczne. Kończono je chóralnym
śpiewem „Boże coś Polskę“, a często mimo niemieckich represji hymnem narodowym.
W Murnau w pierwszym dniu Bożego Narodzenia, gdy jeńcy śpiewali: „Boże coś
Polskę“, do hali gimnastycznej, w której
odprawiane było nabożeństwo, wtargnęli
22
niemieccy żołdacy bijąc kolbami i rozpraszając śpiewających.
W wigilię Bożego Narodzenia w kaplicach
ozdobionych tradycyjnymi szopkami
chóry obozowe śpiewały kolędy, dzielono
się opłatkiem, składano sobie życzenia.
Drzewko zapalone, miód nalany w kuble
Dla Ciebie, Jezuniu, świeżo narodzony.
Piórka trzepotały, przyleciały wróble,
przyniosły pszenicy złote nasiona.
- Lulajże, Jezuniu mały, doskonały.
Za wioską, za borem armaty huczały.
7
W gazecie obozowej oflagu w Choszcznie
(Arnswalde) zamieszczono sprawozdanie
z uroczystości jakie odbyły się w czasie
Świąt Bożego Narodzenia w 1939 r. pierwszych świąt spędzonych w niewoli:
„- w dzień wigilijny o godz. 11.30 zebrał się
personel funkcyjny z płk. Kaleńskim i płk.
dypl. Iwanowskim na czele w sali jadalnej.
Po przemówieniu księdza kapelana Szydelskiego dzielono się opłatkiem i składano sobie życzenia, a następnie odśpiewano kolędę.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Wolanty, wasągi i milordy.
Nietypowe hobby
MARIUSZ POLIT Skierniewice
Witold Krawczyk z Łowicza już ponad
osiem lat zajmuje się odnawianiem starych powozów. Jest jedynym człowiekiem
w Polsce, który zajmuje się w ten sposób
dorożkami. Inni wykonują powozy z nowych części, biorąc stare bryczki za wzór.
Odnawianie traktuje jako swoje hobby.
- Początki były dziwne. Nie mogłem patrzeć, jak u teścia marnuje się bryczka.
Stała na powietrzu, drewno już przegniło.
Wtedy to po raz pierwszy zabrałem się za
odnawianie i robię to do dziś. Przy każdym powozie uczę się czegoś nowego opowiada Krawczyk.
Pierwsza bryczka, ta od teścia, była volantem, czyli najprostszą odmianą, na czterech kołach, z podwyższonym siedziskiem
dla woźnicy. Łowiczanin musiał założyć
właściwie tylko nowe błotniki, wymienić
część drewna i zmienić obicia. Powóz do
dziś jeździ w Kolumnie pod Łodzią.
Wachlarze z jesionu
- Jeżdżę po małych, nieznanych wsiach
i odkupuję bryczki od właścicieli. Biorę tylko te mało zniszczone, ale muszą mieć
przynajmniej dobry szkielet. Jak stoi pod
chmurką, to rezygnuję, bo musiałbym
praktycznie zrobić drugi pojazd - tłumaczy Krawczyk.
Obręcz przytwierdzona jest najczęściej do
drewnianych szprych, które niestety trzeba dorobić. W obręcz wlana jest guma, na
której powóz jeździ - tłumaczy.
Szprychy też dorabiane są z jesionu, mniej
szlachetne drewno wykorzystywane jest
do odnawiania podłogi czy kufrów pod
siedziskami. Tutaj wystarczą deski sosnowe.
Siedzenia odnawiane są takim samym materiałem, jaki wykorzystywany był w dawnych latach. W środku są sprężyny i morska trawa, na wierzchu bardzo mocne
płótno.
- Próbowałem robić też ze skóry, ale ludziom się nie podobają. Latem szybko się
nagrzewają i człowiek szybciej się na nich
poci, już jesienią są bardzo zimne. Zresztą
wszystkie bryczki, które spotkałem, były
obite pluszem, czyli materiałem podobnym do naszego atłasu - wyjaśnia Witold
Krawczyk.
Progi do bryczek wykładane są listwami
mosiężnymi. Oprócz wyglądu zyskają też
na trwałości, bo deski nie wyłamią się przy
wsiadaniu.
Najstarsza z 18 wieku
Łowiczanin najczęściej odnawia volanty,
ale zdążają się też inne odmiany powo-
zów. Najstarsza, jaką udało mu się spotkać
u rolnika na wsi, pochodziła z 1790 roku.
- Była to bryczka Victoria, wyprodukowana
w Warszawie, w Fabryce Powozów Hieropolitańskiego przy ul. Marszałkowskiej.
Miała jeszcze metryczkę.
Została w Polsce, ale nie mogę zdradzić,
kto ją ode mnie odkupił -opowiada.
Krawczyk odnawia też wasongi, czyli wozy cygańskie.
- Różnią się od zwyczajnych wozów tym,
że burty mają delikatne, wąskie i niskie.
Cyganie przy wasągach mieli zazwyczaj
pałąki, na które naciągali płótno. Mnie
wszystkie wozy trafiły się bez pałąków, nie
próbowałem też ich dorabiać - mówi.
Na wsiach spotkać można nawet dorożki.
- Spotkałem Milorda, ze skórzanym dachem, błotnikami z tłoczonego materiału,
nawet niezbyt zniszczonego. Ale pracy
przy tym bardzo dużo - dodaje.
Do hotelu i na ulicę
Bryczki kupują ludzie zamożni. Ceny ustalane są każdorazowo z klientem, Krawczyk
nie chce zdradzić nawet przybliżonej wartości pojazdów.
Prawie wszystkie bryczki, które odnawiał,
miały zniszczone wachlarze, czyli błotniki
przechodzące płynnie z tylnych na przednie koła. Muszą być z giętego drewna.
- Nadaje się tylko jesion, bo wygięty już
nie wyprostuje się. Deskę najpierw moczę
przez kilka dni w wodzie, potem gotuję
przez dwie-trzy godziny. Potem już tylko
wkładam w szablon i po kilku dniach wyjmuję gotowy wachlarz - opowiada łowiczanin.
Błotniki trzeba już tylko pomalować 3-4
razy bejcą holenderską. Farba olejna nie
nadaje się, bo szybko się łuszczy i odpada.
Morska trawa na siedzisko
Krawczyk kupuje tylko te bryczki, które
mają jeszcze dobre obręcze metalowe. -
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
23
- Kupują bardzo różni ludzie. Ostatnio
bardzo sympatyczne małżeństwo z Lublina wzięło od nas bryczkę.
Mają swojego konia, którego w tygodniu
karmi gospodarz na wsi, gdzie mają małe
gospodarstwo.
Bryczką jeżdżą tylko w weekendy - opowiada łowiczanin.
Kilka bryczek kupili właściciele drogich
hoteli na Mazurach, dwie jeżdżą po ulicach Szczecina.
Kupili je taksówkarze, którzy przesiedlili się
z mechanicznych na żywe konie.
Wóz strażacki i kierat
Witold Krawczyk ma też inne ciekawe
upodobania.
Zajmuje się odnawianiem oryginalnej łowickiej chałupy. W przyszłości chciałby
wynajmować turystom. Ma też kilkuhektarowe gospodarstwo, na którym sadzi
truskawki, porzeczki, wiśnie.
W obejściu trudno się ruszyć, wszędzie zabytki. Stoi wóz strażacki z 1912 roku, jeszcze na pompę, malutki wozik na drewnianych kółkach, jakimi woziło się mleko
200 lat temu, sprawny kierat, a nawet
wóz dworski.
- Odnawianie starych powozów to całe
moje życie. Chciałbym je wszystkie zatrzymać przy sobie, a w ładny słoneczny dzień
zaprząc konia i pojeździć wśród łąk czy
w lesie. Codziennie mógłbym wypróbować inną - marzy.
Niestety, aby mieć pieniądze na zakup nowej bryczki, musi sprzedawać te, które już
odnowił.
7
Kole Matki Boski Gromnicny
czyli kolejna udana impreza
w Popowicach
MAłGORZATA DZIUROWICZ-KASZUBA Sieradz
Ubiegłoroczne „Bachusy“ impreza w Popowicach pt. „Jadą Bachusy“ tak się wszystkim podobała, że domagali się, aby
w następnym roku je powtórzyć. Ale, wiadomo, jak to jest z powtarzanymi wiadomościami... Zespół Obrzędowy z Popowic
wpadł na ciekawy pomysł - urządzić
w tym mniej więcej czasie na początku lutego, inną imprezę opartą na widowisku,
które ma w swoim repertuarze, a mianowicie „Dzień Matki Boski Gromnicny“.
Święto wypadło w tym roku w poniedziałek, a impreza odbyła się w niedzielę
(1.02.1998 r.), stąd też jej nazwa „Kole
Matki Boski Gromnicny“.
W liturgii kościelnej jest to święto Ofiarowania Pańskiego oraz pamiątka Oczyszczenia, któremu po 40 dniach od połogu poddała się Maryja ofiarowując następnie Jezusa w Świątyni. Rytuał dokonujący się nad kobietą przychodzącą po raz
pierwszy do świątyni po urodzeniu dziecka przewidywał na samym wstępie wręczenie matce zapalonej świecy. Stosowanie świec w obrzędzie kościelnym nawiązuje więc do praktyk starotestamentowych. W dniu święta Oczyszczenia dokonywało się zawsze w kościele poświęcenie
świec, paliło się je podczas mszy świętej
a w domu zapalało się w razie grożących
Procesja dookoł kościoła - fot. Kazimierz Budzik
24
niebezpieczeństw, często podczas burzy,
stąd nazywano je gromnicami. Dlatego
też w staropolskim nazewnictwie święto
to określano jako Matki Boskiej Gromnicznej ( wg. Ks. Wł. Smolenia: Ilustracje świąt
kościelnych w polskiej sztuce. Lublin 1987)
. Gromnice to koniec okresu świątecznego, to moment powagi w czasie trwającego jeszcze karnawału. Z dniem tym związanych było wiele zwyczajów i obrzędów.
Pokazane zostały one w widowiskach
dwóch zespołów obrzędowych - gospodarza, zespołu z Popowic i gościa - zespołu „Dobroniacy“ z Dąbrowy Zielonej (woj.
Częstochowskie). Jako, że jest to święto
kościelne, głównym punktem programu
imprezy była msza święta. Odbyła się ona
w pięknym zabytkowym kościółku drewnianym w Grębieniu - wiosce równoległej
do Popowic - oddalonej w linii prostej o 2
km.
Była słoneczna zimowa pogoda. Śnieg
skrzył się pod stopami. Niektórzy członkowie zespołu z Popowic i Dąbrowy Zielonej
przyjechali do kościoła zaprzęgiem konnym, inni przyszli piechotą. Były też kobiety z zespołów z Kurowa i Wierzchlasa
ubrane w wieluńskie stroje ludowe. Wszyscy ze świecami w rękach. Mszę świętą
odprawił ksiądz Dziekan Stanisław Matuszczyk - proboszcz parafii w Dzietrznikach
- przekazał on wiele ciepłych słów uczestnikom imprezy oraz wygłosił piękne kazanie okolicznościowe, w którym m.in. powiedział: „Jakże ten dzień wrósł w tradycje
chrześcijańskie w naszym kraju. Gdy o tej
porze przed laty przychodziły surowe zimy i szalały zamiecie lud polski wyobrażał
sobie, że nad bezpieczeństwem wsi czuwa
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Matka Boska Gromniczna. Chodzi po
opłotkach z zapaloną gromnicą, której
blask odstrasza stado wilków. To był świat
przydrożnych kapliczek, wieczornych litanii; w tym świecie wszystko było jednością: życie i wiara, praca i jej surowe piękno“.
W kościele unosił się zapach topiącego się
wosku pszczelego, bowiem zespół z Dąbrowy Zielonej zapalił gromnice zrobione
przez siebie (wyrób ich mogliśmy zobaczyć później podczas widowiska, które zaprezentowali). Po mszy św. zakończonej
procesją wokół kościoła z zapalonymi
świecami wszyscy uczestnicy imprezy
udali się do remizy w Popowicach, gdzie
zostali podjęci przez zespół wspaniałym
obiadem. Następnie odbyły się prezentacje dwóch widowisk obrzędowych : „Gromniczna“ w wykonaniu zespołu z Dąbrowy Zielonej i „Dzień Matki Boski Gromnicny“ w wykonaniu zespołu z Popowic. Są
to dwa różne przedstawienia nawzajem
się uzupełniające. Pierwsze dotyczy przygotowań do święta Matki Boski Gromnicznej. Akcja rozgrywa się w przeddzień
w rodzinie pszczelarzy, gdzie gospodarz
wykonuje ręcznie z wosku pszczelego
świece, które następnie przystrajają
dziewczynki wstążkami i mirtą. Inni domownicy plotą ze słomy ul „Kószka“ - dziś
już zupełny archaik - niespotykany na wsi
od kilkudziesięciu lat. Przez izbę przewija
się wiele osób, w myśl powiedzenia:
„Gdzie świece robią, tam się ludzie schodzą“ Przychodzi też matka małego dziecka, które się przelękło i wówczas poznajemy moc uzdrawiającą wosku. Wartość widowiska wzbogacają piękne pieśni (To co
mnie w nim urzekło, gdy po raz pierwszy
je oglądałam jesienią w ubiegłym roku
w Tarnogrodzie. I wówczas postanowiłam
zaprosić zespół na imprezę). Jedna z nich
to pieśń opowiadająca o tym, jak Matka
Boska pogromiła stado wilków. Śpiewają
ją „zastygnięci“ nad czynnościami, które
wykonują.
Oto jej fragment:
A tam przy dolinie
Sierota płakała
Aż Maryja z aniołami
z nieba usłyszała
Cóż ci to sieroto
Cóż ci to potrzeba
Stado wilków mnie napadło
Ratuj Matko z nieba
Wzięła Matka Boska
Świecę zapaliła
I płomieniem od tej świecy
wilków pogromiła
Dziękuję ci Matko
żeś mnie ratowała
A Twoje świece gromnicą
Będę nazywała
Przedstawienie „Dzień Matki Boskiej Gromnicznej“
w wykonaniu zespołu obrzędowego z Popowic
fot. Małgorzta Dziurowicz-Kaszuba
Końcowa scena przedstawienia „Gromniczna“w wykonaniu
zespołu obrzędowego „Dąbrowiacy“z Dąbrowy Zielonej
fot. Kazimierz Budzik
( czyli nazwa gromnica pochodzi nie tylko
od gromu, ale i od gromienia).
Druga pieśń śpiewana na zakończenie widowiska przy przygaszonym świetle z zapalonymi gromnicami również robi wrażenie:
Chwała Bogu z wysokości
Z niniejszej uroczystości
Dzisiaj świece są gromnice
Dla przedniej tajemnice
Dziś z świecą w kościół
wchodziła
Maryja w tem co zrodziła
By Bogu ofiarowała
to co najdroższego miała
Dziś palimy owe świece
które w zgon dadzą nam
w ręce
Abyśmy w ich świetle żyli
I w świetle z świata schodzili
(...)
Ogień świecy Bogu miły
Ogień krzepi ludzkie siły
świeca cienie mroczne spędza
Gromnica czarta odpędza
Abyśmy za jej pomocą
Zdjęci śmiertelną niemocą
Gromnicą czarta skromili
zczęśliwie życie skończyli.
W pieśni tej zaakcentowane są dwa najważniejsze zadania, jakie spełniała gromnica, mianowicie: odpędzała złe moce
i była towarzyszką na ostatni moment życia człowieka.
Owe dwa atrybuty gromnicy wyraźnie zaakcentowane są w drugim przedstawieniu:“Dzień Matki Boski Gromniczny“.
Zapalone gromnice trzeba donieść z kościoła do domu, by nakreślić jej płomieniem krzyżyki na drzwiach, oknie belce
stropowej.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
25
W przedstawieniu czyni to gospodarz wypowiadając słowa „Broń nas Matuchno
Boska przed wszelkimi choróbskami, złymi
mocami. A gdy jest już przy oknie dodaje
jeszcze (...) i wilczyskami“.
umierającemu,,by jej światełko pokazywało drogę duszy do nieba.
Następnie świecą okadza każdego domownika okrążając go wokół, a ten wdycha trzy razy opary świecy, jakby połykając symbolicznie święty ogień.
Na gromnicę masz zimy połowicę
W obu przedstawieniach wypowiadane są
przysłowia związane z gromnicą:
Na gromnicę łataj bracie rękawice
Na gromnicę mróz szykuj chłopie wóz
Zabieg ten miał chronić od bólu gardła
i zębów. Krzyżyki należało też zrobić
w obórce „zeby te wściekłe carownice ni
mieły takigo dostympu“, bo gdy w minionym roku zapomnieli tego uczynić to czarownica zabrała krowie mleko.
Dowiadujemy się tego podczas dość zabawnej sceny kłótni z sąsiadką, której gospodyni przypisuje cechy czarownicy.
Całe widowisko jest wartkie, żywe, pełne
dowcipu i humoru, chociaż dotyczy spraw
nieraz poważnych, a nawet wręcz tragicznych, kiedy to wydaje się, że babcia umiera. Dają jej wtedy gromnicę do ręki.
Wcześniej zresztą gospodyni tłumaczy
wnukom, że świeca ta potrzebna jest
Na gromnicę miątka szykuj chłopie saniątka
Gdy słońce jasno świeci na Gromnice, To
będą jeszcze większe mrozy i śnierzyce
A jak rozstaje to będą rzadkie urodzaje
Gdy na Gromnicę z dachu ciecze to się zima się jeszcze powlecze
Dowiadujemy się również, że gdy do Gromnicznej ktoś się nie oświadczył to mówili mu:
Matka Boska Gromniczna w tradycji ludowej występuje przede wszystkim jako
obrończyni ludu przed wilkami.
Zaznaczone zostało to w kazaniu księdza
Dziekana, była o tym też mowa w przedstawieniu gości z woj. częstochowskiego,
w cytowanej już pieśni, a w widowisku zespołu z Popowic gospodyni snuje opowieść o tym jak Matka Boska uratowała
bogatego pana od stada wilków
i w podzience za to wybudował on
później kapliczkę, do której przychodzili
ludzie modlić się z zapalonymi świecami.
Prezentowane przedstawienia bardzo się
wszystkim podobały. Artyści nagrodzeni
byli gorącymi brawami. Impreza zakończyła się biesiadą połączoną z zabawą ludową trwającą do północy.
7
„Po Gromniczny bywaj zdrów mój śliczny
„ lub bardziej dosadnie:
„Po Gromniczny pocałuj mnie w d... mój
śliczny“.
Piotrkowski skrzypek
- wirtuoz
ZYGMUNT STĘPIEŃ Piotrków Trybunalski
Miasto gubernialne w okresie zaborów, jakim był Piotrków (zwany wówczas Petrokowem) miało ciekawe, ale mało znane
obecnym melomanom tradycje muzyczne. Tylko nieliczni piotrkowianie wspominają jeszcze postać świetnego skrzypkawirtuoza Alfonsa Brandta. Artysta ten urodził się 5 marca 1866 roku w Kolonii Kurnos, parafii Kaszewice w pobliżu Bełchatowa, zmarł zaś 28 stycznia 1925 r. w Piotrkowie. Grobowiec jego znajduje się jednak w rodzinnej miejscowości. Czasy,
w których żył i działał nie były sprzyjające
aby zostać docenionym przez współcześnie żyjących ludzi, nawet mających potrzeby duchowe oraz estetyczne i rozumiejących muzykę. Z konieczności pozostał tylko działaczem muzycznym, dyrygentem orkiestr, chórów oraz nauczycielem na terenie Piotrkowa, Bełchatowa, Łodzi i innych pobliskich miejscowości.
Naukę muzyki rozpoczął na trąbce u Maksa Mernitza oraz na skrzypcach u Izydora
26
Lotto w Warszawskim Instytucie Muzycznym od 1881 roku. Ponieważ skrzypce
były jego ulubionym instrumentem, kontynuuje tę naukę u słynnego pedagoga Jana Hrimaly'ego w Konserwatorium Cesarskiego Towarzystwa Muzycznego w Moskwie. A. Brandt reprezentował rosyjski
kierunek wiolinistyki - miał zamiłowanie
do gry kantylenowej, która z reguły podoba się zawsze słuchaczom. Po zakończeniu studiów i otrzymaniu w 1886 roku dyplomu przenosi się do Petersburga, gdzie
otrzymał pracę w Teatrze Maryjskim.
Wkrótce wraca do kraju i próbuje koncertować w różnych miastach ówczesnego
Królestwa Polskiego. Od 1895 roku na stałe osiedla się w Piotrkowie. Mirosław Dobrzański w czasopiśmie TYDZIEŃ napisał
wtedy:
„... miasto odczuwało od dawna brak
uzdolnionego nauczyciela gry skrzypcowej.
Kto wie czy też osiedlenie się u nas p. A.
Brandta nie będzie początkiem tyle pożądanego dla miasta zawiązania się orkiestry
amatorskiej pod batutą p. Brandta?... jako
dawny piotrkowianin wiele by się naszemu
miastu zawiązaniem takiej orkiestry przysłużył...“ (Tydzień 2.VII.1895).
Pierwszy występ A. Brandta w Piotrkowie
przyjęty był z entuzjazmem. W programie
znalazły się: Koncert d-moll H. Vieutemps'a, Romans andaluzyjski P. Sarasatego, Koncert Ch. A. Beriota.
W następnym roku wyrusza w tournee na
Śląsk (Dąbrowa, Sosnowiec, Zawiercie).
Dochodzą potem wyjazdy do Odessy i na
Krym z coraz to trudniejszymi pozycjami:
Koncert d-moll H. Wieniawskiego, C. Saint-Saensa, L. v. Beethovena, J. Brahmsa,
z niezliczoną ilością miniatur (Raffa, Hubay'a, Ernsta, Wieniawskiego), w tym
utworami własnymi - „Nadzieja“, „Romans“. Jednym z głośniejszych występów
był koncert z orkiestrą symfoniczną w Ło-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
dzi (16 maja 1914 r.) oraz udział w koncercie benefisowym Stanisława Mańkowskiego (1914 r.). W pochlebnej recenzji
napisano m. in.: „oprócz techniki dobrze
wyszkolonej w p. Brandtcie gra rolę wybitna inteligencja i talent muzyczny“.
Brandt dużo pracował społecznie. Był kierownikiem artystycznym i dyrygentem istniejącego na terenie Piotrkowa kwartetu
smyczkowego, w którym grali: A. Babicki
(I skrzypce), K. Weintraub (II sk.), Ed. Gerber (altówka), J. Ziółkowski (wiolonczela).
Pierwszy koncert tego zespołu odbył się
w 1887 roku.. Od 1900 r. skład tego kwartetu zmienił się. Udział w nim brali: Wł.
Kański (I sk.), E. Gerber (II sk.), H. Domański (altówka), W. Malinowski (wiolonczela). Program składał się z miniatur głośnych kompozytorów oraz z muzyki poważnej tj. kwartetów J. Haydna, Fr. Schuberta i L. v. Beethovena.
Od 1897 roku A. Brandt prowadzi orkiestrę dętą Ochotniczej Straży Pożarnej
w Piotrkowie. Pierwszy występ tej orkiestry odbył się 23 lutego 1897 roku z drobnymi utworami, jak walce, galopy, kadryle, mazury, fantazje z popularnych oper
w programie. W następnym roku ten niestrudzony muzyk jest dyrygentem orkiestry wojskowej 28 pułku połockiego stacjonującego w Piotrkowie. Obydwie te
orkiestry występowały często w uroczystościach miejskich, m. in. w Ogrodzie Kolejowym lub Bernardyńskim, bądź w Teatrze Letnim WODEWIL.
Na przełomie XIX i XX wieku została zorganizowana na terenie Piotrkowa mała
orkiestra symfoniczna prowadzona oczywiście przez A. Brandta. Występowała ona
z dużym powodzeniem w Piotrkowie
i Bełchatowie. Dyrygent ten staje się popularny nie tylko w Piotrkowie ale i w całej okolicy. Dojeżdża do Łodzi, gdzie prowadzi chór Rzemieślniczego Towarzystwa
Śpiewaczego LIRA, a także orkiestrę i chór
Towarzystwa Muzycznego im. F. Chopina
w Łodzi. Przez pewien czas był również
kierownikiem muzycznym i dyrygentem
orkiestry Towarzystwa Muzyczno-Dramatycznego w Koluszkach. Prowadził także
przez kilka lat orkiestrę i chór przy fabryce
w Moszczenicy.
Wspomnieć jeszcze należy o działalności
pedagogicznej tego muzyka. Dojeżdżając
do Łodzi był nauczycielem skrzypiec Szkoły Muzycznej Antoniego Grudzińskiego
w tym mieście. W 1910 roku A. Brandt
wystąpił do władz gubernialnych o wydanie zezwolenia na założenie szkoły muzycznej w Piotrkowie. Otrzymał je 24 grudnia tegoż roku. Inauguracja tej placówki
odbyła się 20 kwietnia 1911 r.. Szkoła
przyjęła nazwę KURSY MUZYCZNE - ze
względu na czterostopniowy podział nauki. Był więc: 1. Kurs przygotowawczy, 2.
Kurs niższy (odpowiadający obecnej szkole muzycznej I st.), 3. Kurs średni (odp.
szkole II st.), 4. Kurs wyższy (odpowiadający wyższej szkole muzycznej). Początkowo otworzono tylko jedna klasę skrzypiec,
którą prowadził sam A. Brandt. Lekcje
wówczas odbywały się w jego prywatnym
mieszkaniu przy ul. Michałowskiej 14.
Wkrótce przybyły inne klasy: fortepianu
(T. Mazurkiewicz), wiolonczeli (J. Gacki),
śpiewu solowego, teorii oraz muzyki kameralnej. Tę ostatnią prowadził również
sam dyrektor szkoły. Szkoła mieściła się
wówczas przy ul. Rokszyckiej 26 (ob. ul.
G. Narutowicza). Po wybuchu I wojny
światowej szkoła zaprzestała działalności.
A. Brandt pozostał w Piotrkowie do śmierci utrzymując się z prywatnych lekcji.
W bardzo ciekawej i dowcipnej formie
o Brandcie napisał Z. Tenenbaum w książce Gawędy o dawnym Piotrkowie: „Istniała
symfoniczna amatorska orkiestra pod batutą eleganckiego pana Brandta, chodzącego w jasnych getrach, w beżowym meloniku, z lśniąco wypomadowanym wąsikiem. Pan Brandt był świetnym skrzypkiem“. W ostatnich latach przed śmiercią
popadł niestety w nałóg alkoholizmu.
Prawdopodobnie miało to związek z zawiedzionymi nadziejami pozostania wirtuozem dużej klasy. Na pewno jego zdolności i praca stwarzały warunki aby mógł
koncertować jako solista w kraju i za granicą. Jednak nie powiodło mu się. Stąd
rozgoryczenie i frustracja. Opowiadał mi
pewien znajomy, że był świadkiem zdarzenia z pozoru zabawnego, w istocie zaś
bardzo smutnego: podczas koncertu znanego skrzypka warszawskiego, Stanisława
Barcewicza Brandt, zapewne „pod dobrą
datą“, wszedł na scenę z własnymi skrzypcami, chcąc zademonstrować słuchaczom, że jest nie gorszym wirtuozem niż
tamten.
Inny świadek, jeden z ostatnich uczniów
mistrza Brandta wspominał, że nie należał
on do najcierpliwszych pedagogów. Tak
Alfons Brandt
ze zbiorów Muzeum Regionalnego
w Bełchatowie
to w naturze ludzkiej często wielkość sąsiaduje z małością, zalety i wartości istnieją obok przywar.
Alfons Brandt zasługuje na pamięć, ponieważ wiele zrobił dla podniesienia kultury
muzycznej Piotrkowa i regionu.
Zamieszczone tu fotografie pochodzą ze
zbiorów Muzeum Regionalnego w Bełchatowie, które gromadzi wszelkie pamiątki po zmarłym muzyku pochodzącym
z tego regionu.
7
Pamiątki po A. Brandtcie - fot. ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Bełchatowie
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
27
40 lat „Dobronia“
MARIAN MINIAS Dobroń
Początki „Dobronia“
Zespół Pieśni i Tańca „Dobroń“ / do chwili likwidacji powiatu łaskiego / powstał
w 1958 roku jako Zespół Pieśni i Tańca
„Ziemi Łaskiej“. Wyłonił się z Towarzystwa
Śpiewaczego „Lutnia“ istniejącego w Dobroniu od 1886 roku. Tworzyły go trzy
grupy artystyczne: 60-osobowy, 4-głosowy chór mieszany, 24-osobowa grupa baletowa /12 par/ i 4-osobowa kapela.
Inicjatorami powstania zespołu byli: dr
Wojciech Wiesław Kabza, Józef Łoboda,
Jerzy Michalak, Maria Neugebauer, Włodzimierz Sysio i Barbara Żurawska, która
kierowała nim przez 30 lat.
Każde niemal przedsięwzięcie ma zwykle
grupę inicjatywną. Tak było w przypadku
tego zespołu. Skrzyknęło się trochę młodych, chętnych osób, odczuwających potrzebę uaktywnienia miejscowego folkloru. Wszyscy oni wyrośli na ideałach twórców Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia“.
Spośród pierwszych członków zespołu
wyróżniali się: Jadwiga Bartela, Teresa
Dębska, Zbigniew Domański, Andrzej Gaweł, Jan Gwiazdowski, Zenon i Włodzimierz Łubiszowie, Grażyna, Andrzej i Czesław Kabzowie, Barbara Kowal, Zygmunt
Magier, Urszula Nicze,Stanisław Prusisz,
Jan Sobolewski, Roman Śliz, Teresa Wróbel
i Marian Rynkiewicz.
Zespół był i jest do dzisiaj organizacją społeczną, działającą początkowo w oparciu
o własne fundusze uzyskiwane z koncertów. Później jednak przyszło szukać
wsparcia u innych. Stąd dr Wojciech Kabza nawiązał kontakt z Wydziałem Kultury
PRN w Łasku i uzyskał takie wsparcie na
opłacanie kierownika muzycznego, choreografa, zakup strojów. Po zlikwidowaniu
powiatu opiekę nad zespołem obejmują
kolejno: Spółdzielnia Pracy „Witamina“ /
zakład istniejący w Dobroniu/, Spółdzielnia Tkaczy „Pasmo“ w Gucinie, Międzywojewódzka Spółdzielnia Pracy „Sigma“
w Łodzi, Wojewódzki Związek Sółdzielczości Pracy w Sieradzu, Krajowy Związek
Spółdzielczości Dziewiarsko-Włókienniczej
w Pabianicach, Włókiennicza Spółdzielnia
Pracy „Polkana“ w Łasku, a od 1990 roku
Gminna Rada w Dobroniu oraz miejscowe
Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Dobrońskiej.
poszerzony o folklor sieradzki. Zespół miał
fachową opiekę instruktorską: Mikołaj Stanisławski i Janusz Kazimierczak - kierownicy muzyczni, Melania Rudzka, Irena Kik
i Sławomir Mazurkiewicz - choreografowie. Wszyscy wymienieni w szybkim tempie doprowadzili zespół do wysokiego poziomu. Świadczą o tym częste występy
w kraju i za granicą. Kolenymi instruktorami byli: choreografowie - Barbara Szwabe,
Wiktor Dębiński, Sławomir Lipiec, Jacek
Lewandowski i Maria Wróbel / pełniąca tę
funkcję obecnie/, kierownicy muzyczni:
Stanisław Wojtczak / pracujący już 27 lat/
i Sylwester Kabza. instruktorem śpiewu
jest Krzysztof Turała.
Kierunki działalności
Zespół brał i bierze czynny udział w uroczystościach państwowych i lokalnych,
organizowanych w województwie łódzkim i potem sieradzkim przez Związek
Spółdzielczości Pracy oraz Polski Związek
Chórów i Orkiestr. Dawał koncerty
w Operetce i Teatrze Wielkim w Łodzi,
w Teatrze Dramatycznym, Filharmonii Narodowej i hotelu „Wiktoria“ w Warszawie,
trzy razy nagrywany był w Studio Telewizyjnym w audycjach dla Polaków za granicą. Brał też udział w kręconym filmie „Daleko od szosy“. Przez kilka lat z rzędu Towarzystwo Rozwoju Ziem Zachodnich
organizowało dla zespołu tournee po ziemiach zachodnich i północnych. Zespół
miał także wspaniałych konferansjerów
w osobach: Stefana Sadłowskiego i Kazimierza Maurera. Dziś można bez przesady
powiedzieć, iż ma on już osiągnięcia znaczące w skali kraju. Czy za sprawą tego zespołu zyskał coś sam Dobroń. Myślę, że
tak. Wśród najistotniejszych pozytywów
posiadania zespołu wymieniłbym:
Repertuar zespołu oparty został na zwyczajach bogatej kultury Dobronia i okolic,
uwzględniający tańce, pieśni i widowiska
obrzędowe, np. ostatkowy „Siemieniec“,
„Poloneza czas zacząć“ - zespół w stroju dobrońskim
fot. ze zbiorów prywatnych
28
W następnych latach repertuar zespołu
zostaje poszerzony o folklor łowicki, kujawski, krakowski, opoczyński, rzeszowski,
przeworski, lubelski, żywiecki, cieszyński
i spiski. Zespół posiada też na wyposażeniu stroje z poszczególnych regionów kraju.
1. Zebrano od najstarszych mieszkańców,
którzy odeszli już, a byli w pełni sił na początku istnienia zespołu całą wspaniałą literaturę w postaci: zwyczajów, piosenek,
tańców i obrzędów związanych z lokal-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
nym folklorem. W przedsięwzięciu tym
udział znaczący mieli: dr Wiesław Kabza,
Jerzy Michalak, którzy zbierali teksty i nagrywali oraz Janusz Kazimierczak i Mikołaj
Stanisławski, którzy stworzyli muzyczne
opracowanie dla zespołu. W ten sposób
ocalono od zapomnienia dawne, mało już
znane utwory.
2. Została zachowana pewna ciągłość pokoleniowa w kultywowaniu najwartościowszych tradycji lokalnych. Utworzony
zespół nawiązuje wprost do ideałów jakimi kierowało się Towarzystwo Śpiewacze
„Lutnia“ założone w Dobroniu w 1886 roku.
3. Zespół Pieśni i Tańca „Dobroń“ zakorzenił się mocno w dzisiejszej rzeczywistości. Zauważa się stały napływ młodych,
chętnych do muzykowania, śpiewu i tańca. Stał się on ważnym ogniwem wychowawczym społeczności Dobronia. Dzisiaj
w jego szeregach spotykamy najmłodszych obywateli Dobronia - uczniów szkoły podstawowej, a nawet przedszkolaków.
4. Zespół ma własną siedzibę w szkole
podstawowej (pełnowymiarowa sala gimnastyczna wraz z zapleczem). Uzyskano ją
po długich i karkołomnych staraniach. Do
roku 1966 próby zespołu odbywały się
w różnych miejscach, czasem w baraku
straży pożarnej. Później powstał Komitet
Rozbudowy Szkoły, który uzyskał zgodę
Kuratorium Okręgu Szkolego w Łodzi na
jej rozbudowę. Niestety w opracowanych
wówczas planach uwzględniono normalną kubaturę sali gimnastycznej (standartową) i nie wyrażono zgody na pobudowanie zaplecza. Wówczas to Komitet Rozbudowy Szkoły w osobach: dr Wojciecha
Kabzy, Lucjana Prusisza, Stefana Papieskiego (kierownik szkoły), Stanisława Zieleźnickiego i Stanisława Gajzlera (Przewodniczący Gminnej Rady Narodowej) zlecił
opracowanie dokumentacji na budowę
sali gimnastycznej o zwiększonej kubaturze i pomieszczenia zaplecza dla zespołu.
Przystąpiono do rozbudowy obiektu
wbrew decyzji Kuratorium Okręgu Szkolnego w Łodzi. Inwestycję finansowały:
Urząd Wojewódzki w Łodzi, Centrakny
Związek Spółdzielczości Pracy oraz P.P.
„Totalizator Sportowy“. Obiekt oddano
do użytku w 1966 roku.
Działalność zagraniczna Zespołu
Wyjazdów zagranicznych było wiele
w tym 40-leciu. Zespół uczestniczył wielokrotnie w festiwalach folklorystycznych
w poszczególnych krajach europejskich.
Zespół zapraszany był z reguły przez zespoły zagraniczne. W rewanżu zespoły zagraniczne przyjmowane były z rewizytą
w Dobroniu i goszczone przez członków
i rodziny „Dobroniaków“. Po 3 razy gościły w Dobroniu zespoły folklorystyczne
z Bułgarii, Francji i ZSRR, zaś po 2 razy zespoły z Czechosłowacji, Rumunii i Węgier.
Zespół „Dobroń“ odwiedzał: 4 razy Francję, Niemcy i ZSRR, po 3 razy Bułgarię
i Węgry, po 2 razy Czechosłowację, Ru-
Taniec lubelski na stadionie w Filandii - fot. ze zbiorów prywatnych
munię i Włochy (w tym raz Sycylię) , jeden raz odwiedzał: Austrię, Holandię, Jugosławię, Serbię, Hiszpanię i Finlandię.
W czasie pobytu Zespołu we Francji
(1979) podpisane zostało porozumienie
o współpracy z Polonijnym Zespołem Folklorystycznym „Lublin“ w Charvieu o wymianie doświadczeń, repertuarów, opracowań muzycznych i choreograficznych.
We wszystkich wyjazdach zagranicznych
Zespół musiał brać udział obowiązkowo
w tzw. korowodzie , podczas którego prezentował swój repertuar mieszkańcom danej miejscowości.
Za swoją działalność Zespół otrzymał wiele nagród, wyróżnień i odznaczeń. Najważniejsze z nich to: Odznaka Tysiąclecia
Państwa Polskiego, Honorowa Odznaka
Województwa Łódzkiego i Sieradzkiego,
Medal Pamiątkowy Ministerstwa Oświaty
i Wychowania z okazji 200-ej rocznicy Komisji Edukacji Narodowej, Medal Towarzystwa „Polonia“, wpis do Księgi Zasłużonych Województwa Sieradzkiego, Medal
XX-lecia Województwa Sieradzkiego i inne.
walczyki łowickie i stare, zapustne, dobrońskie widowisko obrzędowe „Siemieniec“. Muzycznie koncert przygotował
Stanisław Wojtczak, zaś choreografię Maria Wróbel. Nad solistami czuwał Krzysztof
Turał. Nad całością koncertu czuwała Kamila Zastrużna - Dyrektor Gminnego
Ośrodka Kultury w Dobroniu. Na koncert
przybyli także przedstawiciele władz: posłowie: Irena Nowacka i Wojciech Zarzycki, senator - Stanisław Cieśla, wojewoda
sieradzki - Kazimierz Filipiak, przewodniczący Sejmiku Samorządowego - Grzegorz Ciebiada, przedstawiciel Ministerstwa Kultury i Sztuki - Krystyna Wodzowa,
proboszcz parafii Dobroń - ks. Czesław
Ślipski i inni przedstawiciele zakładów pracy, organizacji społecznych i politycznych
z Łaku i gminy. Obecna była też delegacja
zaprzyjaźnionego z „Dobroniem“ Zespołu
Pieśni i Tańca „Sieradzanie“. Wojewoda
Sieradzki wręczył odznaczenia i nagrody.
Wyróznieni zostali m.in. : Marek Wróbel otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi, Elżbieta
Łubisz i Irena Orłowska - otrzymały Brązowe Krzyże Zasługi, zaś Stanisław Wojtczak
nagrodę wojewody sieradzkiego.
Dzień dzisiejszy Zespołu
Zespół liczy 108 członków, w tym: 23 osoby - „oldboje“ występujący tylko okazyjnie, 16 osób - „starszaki“ w wieku około
20 lat, 18 osób - „średniaki“ po szkole
podstawowej, 42 osoby - maluchy z niższych klas szkoły podstawowej oraz 9-cio
osobowa kapela.
Z okazji jubileuszu 40-lecia Zespołu,
w dniu 7 lutego b.r. miał miejsce uroczysty koncert z bogatym programem. Zaprezentowały się wszystkie grupy wiekowe. Grupa dziecięca wykonała: utwór „Jadę do Krakowa“ oraz tańce: polkę, tańce i zabawy śląskie, polkę sieradzką i oberek. Grupa średniaków zaprezentowała:
tańce lubelskie, krakowiaka, tańce przeworskie i opoczyńskie, górali żywieckich,
oberek, kujawiak. „Oldboje“ zaś wykonali:
Minęło 40 lat od chwili zaistnienia Zespołu w Dobroniu.
Był to czas znojnej pracy owocującej
w docenione przez społeczeństwo i władzę sukcesy. Sądzę, że i dalsze lata będą
pomyślne dla Zespołu, tym bardziej, że
wzrasta zainteresowanie jego działalnością wśród najmłodszych mieszkańców
Dobronia.
7
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
29
Wspomnienie
o Panu Piotrze
HANNA KUBERSKA-SKRZYDŁO Skierniewice
Dwudziestego listopada 1997 r., w wieku
68 lat odszedł Piotr Kaźmierczak, twórca
powojennych kapel łowickich, kierownik
ruchomego kina, popularnej w powiecie
skierniewickim „dziesiątki“, współtwórca
Klubu Seniora przy Wojewódzkim Domu
Kultury, akordeonista, gawędziarz, trochę
poeta, często konferansjer, wielki miłośnik
filmu, muzyki, gorący, niepoprawny zwolennik „wiecznej młodości“ - jedna z najbarwniejszych postaci naszego miasta.
Wszędzie gdzie się pojawiał wnosił jakąś
pozytywną energię. Zjednywał sobie ludzi
uśmiechem, dobrymi manierami, dżentelmeńską postawą wobec kobiet - wspomina Danuta Szustakowska. Miał niezwykłą
potrzebę społecznego działania a wszystko co robił, robił porządnie i dokładnie.
Kiedy w 1975 roku powstał WDK, zaangażował się w stworzenie Klubu Seniora,
który prowadził ponad dziesięć lat. Był
zbieraczem starych pieśni ludowych, pisał
teksty do znanych melodii, tworzył scenariusze do wielu programów artystycznych,
w których błyszczał Jego talent instrumentalisty, śpiewaka, konferansjera i tekściarza. Ale był przede wszystkim znakomitym
organizatorem i czarującym człowiekiem.
Był duszą naszego Klubu Seniora - dodaje
Genowefa Matyjaszczyk. Z Jego opracowań różnych okazjonalnych programów
korzystam bez przerwy. Na dziesięciolecie
Wojewódzkiego Domu Kultury stworzył
teksty do znanych melodii i piosenek,
w których zabawnie sportretował wszystkich pracowników WDK. Dla przykładu
o magazynierce, pani Jance, napisał tak:
„Prosimy niech nas słucha pani Janka miła,
co trzy lata temu szachy pogubiła.
Dziewiętnastego maja, ze trzy lata temu
zostały zwrócone panu Sumińskiemu.
Droga Lebrychowo, nie trudź się kochanie
Kaźmierczak posiada to pokwitowanie“.
Piotr Kaźmierczak - fot. archiwum
Bo pieśń dodaje siły i rozwesela nas,
z nią trzeba iść przez życie dopóki jeszcze
czas.
Dopóki nasze zdrowie jest takie, jakie
jest,
tak długo trzeba nucić miłą, pogodną
pieśń.
30
Recepta na młodość
Piotr Kaźmierczak
Był rozkochany w Skierniewicach, szczególnie w Rynku, przy którym mieszkał do
końca.
„Dzisiaj dawny Rynek stroi Skierniewice.
Chętnie tu mieszkańcy na ławkach siadają,
pod płaczącymi wierzbami, które otulają.“
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Był wiecznie młody. Tak wyglądał i tak się
czuł. Pogodny, grzeczny był ulubieńcem
kobiet. Współpracowałam z Jego kapelą
w latach 1981 do 1986. Występowaliśmy
wszędzie, gdzie nas proszono. Przez te lata ani razu nie podniósł głosu, nawet wtedy, gdy się coś nie udawało. Umiał zatuszować każdy błąd podczas występu. Rozumieliśmy się dobrze. Wspominam lata
współpracy z Piotrem bardzo ciepło.
O pogrzebie dowiedziałam się całkiem
przypadkowo, ale jeszcze zdążyłam Mu
podziękować za tych kilka lat dobrej
współpracy. Choroba zabrała Go tak szybko, zbyt szybko, choć trzymał fason do
ostatniej chwili.
Był rozkochany w kinie, wręcz uwiedziony
magią filmu. To, poza muzyką, była Jego
wielka miłość - mówi Wojciech Podwysocki. Pracowałem z Nim od 1959 do 1971
roku w objazdowym kinie ruchomym. On
był kierownikiem, ja operatorem, trzecim
w ekipie był kierowca. Stanowiliśmy na
początku lat siedemdziesiątych „ostatnie
takie trio“. Objeżdżaliśmy wsie powiatu
skierniewickiego, robiliśmy projekcje
w szkołach, remizach, domach ludowych,
klubach Ruchu, salach konferencyjnych
a często po prostu w plenerze. Repertuar
filmowy tamtych lat był ubożuchny w po-
równaniu z dzisiejszym. Graliśmy filmy
polskie, nakazane przez władze filmy radzieckie, rzadko zachodnie. Były to obrazy sensacyjne, kryminalne, przygodowe
i komedie. Bazę mieliśmy w Skierniewicach, dyrekcję w Łodzi, skąd przywoziliśmy filmy. Zarabialiśmy dobrze, ale też
pracowaliśmy bez wytchnienia. Byliśmy
młodzi i bardzo nam się chciało pracować, dawać ludziom tę chwilę złudnego
szczęścia, jakie tworzy film. Kaźmierczak
to był „chart na pracę“. Jak wpadł w „szał
tworzenia“ to wymyślał konkursy dla widzów, dla naszych kin objazdowych, dla
dyrekcji w Łodzi. Nasze projekcje tradycyjnie były poprzedzone spotkaniami z aktorami i reżyserami. Był „ruchomym domem kultury“. Lubił współzawodnictwo.
Nie znosił monotonii. Miał niespożytą
energię. Bardzo ambitny, musiał być we
wszystkim dobry. Co ja mówię: dobry. On
musiał być najlepszy. I byliśmy najlepsi.
„Dziesiątka“, bo taki numer miało nasze
kino objazdowe, była najlepsza spośród
dwudziestu sześciu kin byłego województwa łódzkiego. Miała najlepsze filmy, największą frekwencję, najlepszą widownię.
Rekordy popularności bili „Krzyżacy,
„Czterej pancerni i pies“, „Stawka większa
niż życie“, „Diabeł morski“ czy „Awantura
o Basię“. Miał taki zwyczaj, że przynaj-
mniej raz w tygodniu pisał do prasy o sukcesach naszego kina. Gromadził skrzętnie
te notatki. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że
był znakomitym menedżerem.
Umiał pracować i umiejętnie sprzedawać
swoją pracę. To był niesamowity zapaleniec. Jak już coś robił to wkładał w to serce i nie liczył czasu. Nigdy się nie obrażał.
Kino łączyło nas bez reszty. Nie pamiętam
głośnej wymiany zdań. Pracowaliśmy „na
okrągło“. Często nad ranem wracaliśmy
do domu, bo seanse rozpoczynały się
o 21-szej. My wracaliśmy z pracy, a żony
nasze wychodziły do pracy, dzieci do
szkoły. Ciężko było, ale wspominam ten
okres z sentymentem. To były inne czasy.
Ludzie chcieli i umieli znaleźć czas na rozrywkę. Kto teraz spaceruje deptakiem: Rynek, Senatorska, Prymasowska, Sienkiewicza, park? A wtedy, całymi rodzinami wychodziło się na spacer. Deptak to było
miejsce spotkań zakochanych, spacerów
rodzinnych... A kino? Kino to była podstawowa rozrywka na wsi. Kaźmierczak umiał
dbać o widza.
Dzięki niemu pokochałem kino od początku naszej pracy. Projekcja w kinie objazdowym to kino i teatr zarazem. Puszczam
film i oglądam reakcję publiczności. To
było dopiero zjawisko. Pamiętam projek-
Kapela Piotra Kaźmierczaka - stoją od lewej: Leon Krajewski - skrzypce, Józef Kaczmarek - skrzypce, Piotr Kaźmierczak akordeon - fot. archiwum
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
31
Kapela Piotra Kaźmierczaka w skaładzie; Leon Krajewski - skrzypce,
Piotr Kaźmierczak - akordeon, Wojciech Gaworek - śpiew, Marek i Magdalena
Krulikowscy, Genowefa Matyjaszczyk - śpiew - fot. Ze zbiorów prywatnych
cje w Dolecku, Bartnikach i naszych stałych kinomanów, ich komentarze na teksty czy akcję dziejącą się na ekranie. To
było zabawne i wspaniałe zarazem. Magia
kina była tak wielka, że widzowie żyli ekranowym życiem bohaterów. Lubiliśmy tę
atmosferę. Na widowni dział się drugi
film. To była wspaniała praca. Piotrek był
dobrym kierownikiem i na swój sposób
niezwykłym człowiekiem. To najlepszy,
najaktywniejszy okres mojego życia, który
dzięki Piotrkowi miał wiele dobrych smaków i barw.
Był również pełen pomysłów w pracy muzycznej. Muzyka to była ważna sprawa
w Jego życiu - opowiada Marian Miniewicz. Na akordeonie grał od dziecka.
Pochodził z Suliszewa. Znał muzykę ludową popularną. Zacząłem z Nim grać
w 1956 roku. Graliśmy w następującym
składzie: Piotr Kaźmierczak - akordeon,
Jan Galla - skrzypce, Zygmunt Grodzki trąbka. Grałem na instrumentach perkusyjnych, na „dżezie“, jak się wówczas
mówiło. Nie mieliśmy nazwy, byliśmy
orkiestrą Kaźmierczaka. Grywaliśmy na
uroczystościach rodzinnych i państwowych. Występowaliśmy nawet na dożynkach centralnych w Warszawie, na stadio-
nie X-lecia. Byliśmy w dobrym jak na tamte czasy towarzystwie gwiazd kultury i polityki z Gierkiem na czele.
Był człowiekiem uprzejmym i nad wyraz
uczynnym. Szanowałem Go za uczciwość
i za zapał do pracy. Również za to, że
umiał docenić zapał innych. Miał wiele talentów i nie krył się z nimi. Lubił pracować
z ludźmi Jemu podobnymi i ludziom pracowało się z Nim dobrze.
Był wobec nas lojalny. Byłem najmłodszym w zespole i imponowała mi popularność naszej orkiestry. Graliśmy ponad 20
lat, to o czymś świadczy. To był bardzo
dynamiczny człowiek, lubił pracę w ruchu. Miał pasję działania i tworzenia wspomina Alicja Chachuła, kasjerka kina
„Stolica“. Pamiętam taki epizod. Na krótko została zawieszona z jakiś powodów
działalność kin objazdowych. Pan Piotr został oddelegowany do pracy w naszym kinie jako bileter. Widziałam jak ta praca Go
męczy, jak wydaje Mu się bezsensowna.
Na szczęście wrócił do pracy w kinie objazdowym i odzyskał dawną energię.
Odszedł człowiek, którego nieobecność
odczują szczególnie ci, którym przez wiele lat dawał impuls do twórczej, radosnej
pracy. Będzie nam Go brakowało Jego
uśmiechniętej twarzy i młodzieńczego
optymizmu, który dawał nadzieję w sytuacjach trudnych. Skierniewice straciły
barwną, nietuzinkową postać, jaką niewątpliwie był Pan Piotr.
7
Reymont w Krosnowie
MARIUSZ POLIT Skierniewice
Pod koniec ubiegłego wieku Władysław
Stanisław Reymont przez trzy lata (18911893) mieszkał w Krosnowie u rodziny
Kłębów. Teraz na tym samym placu, nieopodal stacji kolejowej, stoi już inny dom.
Mieszkają tam ludzie, wśród których legenda pisarza jest ciągle żywa.
Szafka przetrwała, ale ...
- Moja matka Józefa Kłąb, w długich opowieściach snutych wieczorami często wraca do Reymonta - wspomina z tęsknotą
w głosie Janina Polit z Krosnowy. Chyba
dlatego tak dokładnie pewne wydarzenia
pamięta. Pisarz wynajął u jej matki jeden
32
pokój w drewnianym domku. Na własny
koszt założył w nim solidną dębową
podłogę, a stolarz na zamówienie zrobił
kilka niezbędnych sprzętów, m.in. szafkę
na książki.
W czasie pierwszej wojny światowej, gdy
obok Krosnowy miała przechodzić linia
frontu, wszystkie zabudowania spalono.
Dom Kłębów również. Pozostała tylko mała piwniczka, wykopana pod byłym pokojem Reymonta. Uratowała ją dębowa
podłoga.
- Zawsze mama opisywała go jako niedużego, bardzo spokojnego i pracowitego
chłopaka - charakteryzuje pisarza starsza
pani. Często w opowiadaniach powracał
motyw człowieka, który pisywał na szynach.
Reymont pracował wtedy na kolei. Dozorował robotników przy torach i setnie się
nudząc, pisywał w swoim zeszycie. Kładł
prawdopodobnie kartki na szynach i ludzie tak właśnie go zapamiętali.
- W wolnych chwilach, przeważnie w długie zimowe wieczory uczył wiejskie dzieci
- mówi Janina Polit. Szczególnie chętnie
do wiedzy garnęła się młodzież. Znałam
jednego z mieszkańców naszej wsi, niejakiego Gulbasa, który właśnie u Reymonta
nauczył się podstaw czytania i pisania. Dla
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
młodych była to rozrywka, ale też możliwość poznania czegoś nowego. Późniejszy pisarz często opowiadał o innych krajach czy wierzeniach - wspomina.
- Nie zostały żadne pamiątki po pisarzu mówi z żalem staruszka. Jeszcze dziesięć,
piętnaście lat temu była taka szafka z szufladami. Wnuki wykorzystały ją do hodowli królików. Teraz już nie ma po niej
śladu. Aż szkoda, że nikt na to nie zwrócił
uwagi. - Zawsze byłam przekonana, że to
Krasnowa powinna nazywać się Reymontowska - dodaje. Ale w Krosnowie wtedy
nic się nie działo. To w Lipcach toczyło się
życie. Wieś była duża. Mieszkańcy z wszystkich okolicznych wiosek przychodzili do
kościoła. Po mszy św. wszyscy mężczyźni
zbierali się w karczmie. Większość potańcówek odbywała się w Lipcach.
Chorowity był ...
Tyle można się dowiedzieć o życiu pisarza
w Krosnowie od ludzi ze wsi. Kronikarze
jego życia wspominają, że zimę 18901891 spędził w Przyłęku Dużym. Ta wieś
leży kilka kilometrów od Krosnowy, też
przy torach kolejowych. Tutaj już nikt nie
wspomina o słynnym laureacie nagrody
Nobla. Tutaj nie mówi się o żalu, że Przyłęk nie jest „Reymontowski“.
Witold Kotowski w książce Pod wiatr. Młodość Reymonta wydanej w 1979 roku
przez Wyd. Łódzkie opisuje jeszcze jedną
bardzo ważną rzecz dotyczącą Krosnowy
i pisarza. „Widziałem się w 1943 roku
z Mateuszem Kłębem. Dostarczył mi on
jednej daty pewnej - 18 listopada 1891
roku. Był to jego ślub. Miał wtedy 21 lat
i na tym ślubie był obecny Reymont (pisarz był lokatorem jego rodziców)“. Być
może to wesele opisał potem w Chłopach.
Kotowski zbierał materiał do swojej książki
jeszcze w czasie drugiej wojny światowej.
Spotkał wtedy w Krosnowie matkę obecnej Janiny Polit. Tamta pani znała osobiście sławnego pisarza. Miała wtedy tylko
dwanaście lat, ale w jej domu był ktoś nowy, kto zachowywał się zupełnie inaczej
niż chłopi ze wsi. - Książek miał tyle, że
i na wóz by nie zmieścił. Ciągle tylko
w nich przewracał - wspomina.
Jeszcze jeden epizod z życia pisarza z Krosnowy zasługuje na uznanie. Sam Reymont w liście do jednego ze swoich przyjaciół pisał, że miał się ożenić z Kłębianką
i na stałe pozostać na wsi. Trzeba pamiętać, że pisarz prawie trzy lata spędził na
wsi, w której jedyną rozrywką były pierzawki lub pijatyki w karczmach. Dlaczego
do ożenku z Kłębianką nie doszło? Teraz
się już tego nie dowiemy, ale możemy
snuć domysły. Reymont nie był okazem
zdrowia, ciągle też wygrzewał się przy
piecu. I ta krótkowzroczność... Nie był też
zbytnio bogaty. Dla chłopów te sprawy
ważniejsze były od miłości.
A mieszkańcy Krosnowy ciągle noszą
w sobie żal, że to nie ich miejscowość nazywa się Reymontowska ...
7
Wł. St. Reymont z czasów pobytu w Krosnowie.
malował Antoni Kamieński / kserokopia/
Chata Kłębów, w której mieszkał Reymont - fot. archiwum
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
33
Opieka społeczna w Skierniewicach
w latach 1927 - 1934
ZBIGNIEW GRALEWSKI Skierniewice
Działalność samorządu miejskiego w tym
zakresie była dość znaczna. Cała akcja
w dziedzinie opieki społecznej prowadzona była w dwóch kierunkach:
- zakładowym
- pozazakładowym.
Pierwszy z nich polegał na utrzymaniu
dzieci w schroniskach i starców w przytułkach. Ten rodzaj opieki był niezwykle kosztowny i był przywilejem dla stosunkowo
małej liczby osób. I tak np. na koszt miasta w schronisku w Puszczy Mariańskiej
przebywało 29 dzieci, których roczne
utrzymanie kosztowało - bagatela! - 24
tys. złotych. Warunki w schronisku były
wręcz luksusowe i dalece odbiegały od
warunków bytowania w środowisku,
z ktorego dziecko zostało skierowane do
Puszczy Mariańskiej. W ten sposób cieplarniana atmosfera, w jakiej wychowywało się dziecko biednych rodziców, czyniła
z dziecka jednostkę niedostosowaną do
warunków, jakie go czekały po wyjściu ze
schroniska.
Te same dzieci później nadal korzystają
z pomocy miasta, jest to jednak tylko forma zapomóg na ich utrzymanie i z reguły
pozostają przy rodzinie.
Dzięki pomocy magistratu dzieci kierowane są do szkół podstawowych.
Opieką zakładową objęto wyłącznie starców w liczbie około dwudziestu, którzy na
koszt miasta przebywają w przytułku powiatowym. Koszt utrzymania jednej osoby
w tym przytułku wynosi miesięcznie 42 zł.
Inni ubodzy zostali objęci opieką pozazakładową i udziela się im pomocy stałej
i doraźnej. Należy dodać, iż poza akcją
bezpośrednią udziela się subsydiów nie-
którym instytucjom, niosącym pomoc
ubogim. Można tu wymienić:
- Stacje Opieki nad Matką i Dzieckiem
- Komitet „Chleb Głodnym Dzieciom“
- powstałe na okres zimowy punkty żywieniowe, uruchomione i prowadzone przez
osoby i różnego rodzaju organizacje społeczne. W mieście funkcjonowała Stacja
Opieki nad Matką i Dzieckiem, która miała za zadanie otoczenie opieką kobiet ciężarnych, potrzebujących pomocy oraz
prowadzenie nadzoru nad zdrowiem
i rozwojem niemowląt.
Komitet „Chleb Głodnym Dzieciom“ powstal w 1920 roku, a na celu miał dożywianie dzieci ubogich rodziców. Komitet
czerpał fundusze na działalność z różnych
źródeł. Miasto przekazywało tej organizacji w każdym roku sumy, przeznaczone na
dożywianie dzieci szkolnych i urządzenie
Gwiazdki. Miasto subsydiowało też pewne
środki na zakup opału, opłacenie światła
itp. Komitet dożywiał w ciągu roku ok.
300 dzieci.
Od 1931 roku w okresie zimowym prowadzono akcję udzielania pomocy bezrobotnym. W ramach tej akcji powstały tzw.
punkty dożywiania, prowadzone przez
osoby i organizacje społeczne. W tych
„kuchniach“ dożywiano przeszło 300
osób, przeważnie starców i dzieci. Poza
dożywianiem - w 1931 roku prowadzono
akcję zbiórki odzieży dla ubogich.
Obok wyżej wymienionych form pomocy
- władze miasta od 1930 roku podejmowały akcję wspierania bezrobotnych. Pomoc ta polegała na udzieleniu im tzw. porcji żywnościowych (coś w rodzaju zna-
nych nam z niedawnej przeszłości „kartek“). W samym tylko 1930 roku magistrat wydatkował na ten cel sumę kilku tysięcy złotych.
Oprócz cieszącej się dużym powodzeniem
akcji dożywiania - miasto dążyło też innymi drogami do złagodzenia losu bezrobotnych. W celu dodatkowego zatrudnienia robotników, nabyto w latach 1930-31
od Nadleśnictwa Panstwowego tereny
poleśne dla eksploatacji karpiny (drewno
pniaków pozostałych po ścięciu drzewa).
Przy tej pracy znalazło zatrudnienie przez
okres kilku miesięcy kilkuset bezrobotnych. Na tej transakcji miasto straciło kilka
tysięcy złotych, dało jednak zatrudnienie
szukającym pracy.
Magistrat udzielał także pomocy materialnej, głównie na koszty podróży, osobom,
udającym się do innej miejscowości w poszukiwaniu pracy. Zapomóg takich udzielano również przyjezdnym, którzy nie posiadali środków na podróż powrotną do
miejsca swego zamieszkania.
W swej działalności na polu opieki społecznej - władze miejskie nie zapomniały
o niesieniu pomocy bezdomnym, którzy
znaleźli się na bruku z powodu eksmisji
z domów prywatnych. Rozumiejąc dobrze
trudną sytuację ludzi, którzy poza brakiem
kawałka chleba znaleźli się bez dachu nad
głową, uznano za właściwe pobudowanie
tzw. baraków, w których zamieszkało kilkadziesiąt rodzin.
Niezależnie od lokowania eksmitowanych
w barakach, udzielano też wielu z nich zapomóg pieniężnych lub pożyczek na wynajęcie mieszkań. Udzielano wreszcie na
koszt miasta pomocy położniczej, pokrywano częściowo koszty pogrzebu ubogich, a także dawano bezpłatnie trumny.
Skierniewice, podobnie zresztą jak cały
kraj, nie należały do miast zasobnych.
Wręcz przeciwnie - nękane były biedą,
bezrobociem, a także sporym odsetkiem
ludzi bezdomnych. Mimo to z pełnym
podziwem należy odnieść się do wszelkich
wysiłków władz miasta, które nie szczędziły grosza na wszelkie akcje podejmowane
w ramach pomocy społecznej.
Baraki dla bezdomnych budowane w Skierniewicach w okresie międzywojennym
/ zbiory H.Lustych - Karmańskiej/
34
7
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
PSAP po dwóch
latach
Piotrkowskie Stowarzyszenie Artystów Plastyków istnieje od 1996 roku. Obecnie liczy 20 osób. Każdy członek Stowarzyszenia musi legitymować się dyplomem Akademii Sztuk Pięknych lub należeć do
Związku Artystów Plastyków. W statucie
Stowarzyszenia znajduje się punkt dotyczący współpracy artystów z dziećmi
szczególnej troski. Współpraca ta wyrabia
u dzieci fantazję i wrażliwość artystyczną,
a artystom dostarcza nowych wrażeń.
Założenia te Stowarzyszenie realizowało
już przed oficjalnym powstaniem, organizując w grudniu 1995 roku warsztaty artystyczne w szkole specjalnej. Pierwszą zbiorową wystawę swoich prac zorganizowali
w Starym Browarze.To było w maju.
Kilka dni później członkowie PSAP przedstawili swoje prace na wystawie promocyjnej firm w Bełchatowie. Potem ich
obrazy pojechały do niemieckiego miasta
- partnera Piotrkowa Esslingen. Z dużym
powodzeniem zostały przyjęte w tamtejszym ratuszu. Po Esslingen artyści wystawili swoje prace w częstochowskiej galerii
BONART. Brali udział w plenerach ekologicznych w gościnnej Tarasce.
Wystawa poplenerowa zorganizowana
w piotrkowskim BWA zgromadziła także
sporą grupę miłośników i koneserów sztuki.
Dużym sukcesem PSAP była wystawa
u Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie.
W tym czasie wydali też kilka albumów.
Zaczęli częściej pokazywać swoje prace na
wystawach indywidualnych.
śniu, a obrazy prezentowały „Miejskie Galerie“.
W grudniu w Piotrkowie PSAP pokazał
owoce uczestnictwa w plenerze w postaci
leśnych pejzaży, aktów i śpiących kamieni.
Staramy się, aby byli to ludzie znani ze
swych działań plastycznych, z dużym dorobkiem artystycznym.
Tym razem jego członkowie odeszli od
twardej reguły i do swoich prac dołączyli
również prace artysty nieprofesjonalnego
Zdzisława Słomki, bardzo utalentowanego malarza, który zaprezentował się dość
interesująco.
- Na początku powstała grupa założycielska, którą stanowiło pięć osób: ja, nie żyjący Piotr Makowski, Henryk Trojan, Jolanta Betnerowicz, Gabriela Szymańska.
Praca nad rejestracją Stowarzyszenia była
długim i złożonym procesem. Musieliśmy
uzyskać akces 15 osób potrzebny do rejestracji sądowej.
O ideę powstania Stowarzyszenia pytam
jego prezesa Juliusza Marwega.
Jak powstało Stowarzyszenie?
Jakie cele wam przyświecały?
- Jesteśmy dość daleko od Związku Polskich Artystów Plastyków, którego oddział
znajduje się w Łodzi. Dlatego postanowiliśmy stworzyć stowarzyszenie, które przejęłoby część działań statutowych tego
związku.
Głównym celem powołania naszego Stowarzyszenia była integracja środowiska
plastycznego Piotrkowa oraz pobudzenie
tego środowiska do działania grupowego.
Stowarzyszenie ma formułę otwartą dlatego należą doń również artyści spoza Piotrkowa.
- Organizowanie wystaw i promowanie
środowiska i miasta w Polsce, w najlepszych galeriach krajowych i zagranicznych. Stowarzyszenie prowadzi działalność edukacyjną.
Współpracujemy ze Szkołą Podstawową
nr 14 i z uczniami ze Szkoły Specjalnej
oraz z Państwowym Domem Dziecka
w Tarasce.
Pierwsze zajęcia członkowie naszego Stowarzyszenia przeprowadzili w Szkole Podstawowej nr 17. Tam pod kierunkiem artystów powstało kilka prac zbiorowych
Dotąd zaprezentowali się: Henryk Trojan,
Marek Miśkiewicz, Bogusław Maria Piasecki, Jan Norbert Dubrowin i Juliusz Marweg. W Piotrkowie tak naprawdę nie ma
galerii, toteż członkowie Stowarzyszenia
prezentują się w kawiarni „Literacka“
Miejskiego Ośrodka Kultury w Piotrkowie.
Tam mają swoją siedzibę.
Rok 1997 był również ogromnie pracowity. Jego członkowie uczestniczyli w II Plenerze Ekologicznym w Tarasce i pomagali
w przygotowaniu wystawy z okazji jubileuszu dziesięciolecia pracy twórczej Henryka Trojana i Juliusza Marwega. Otwarcie
tej wystawy nastąpiło w Łodzi we wrze-
Członkowie Stowarzyszenia - fot. ze zbiorów PSAP
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
35
w postaci wielkich zimowych pejzaży wykonanych przez dzieci.
Jak doszło do wystawy w Starym Browarze?
- W maju 1996 roku była pierwsza wystawa Stowarzyszenia. Dogadaliśmy się
z właścicielem Starego Browaru Jackiem
Ditrychem, który udostępnił nam 1000
metrów kwadratowych piwnic browarnych, pobiałkowanych. My musieliśmy
znaleźć stelaże służące do prezentacji,
gdyż do zabytkowych murów nie wolno
wbić ani jednego gwoździa. Potem stanęliśmy przed problemem oświetlenia, ale
i z tym daliśmy sobie radę. Całą instalację
wykonał MOK.
fot. Ze zbiorów PSAP
fot. Ze zbiorów PSAP
Na tej wystawie zostało pokazanych około 200 prac z różnych dziedzin plastyki:
szkło artystyczne, tkanina, emalie, grafika,
malarstwo. Wystawa odbiła się szerokim
echem a na jej otwarcie przybyło około
400 osób.
Stary Browar wypłatał nam figla, gdyż jego piwnice są bardzo wilgotne i musieliśmy szybko zwinąć żagle.
Proszę ocenić waszą dotychczasową
działalność.
- Uważam, że jako Stowarzyszenie społeczne zrobiliśmy bardzo dużo. W samym
1996 roku udało nam się zorganizować
sieć wystaw naszych członków: w Bełchatowie, w Częstochowie, oraz Galerii Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, a także wystawę poplenerową Taraska 96 i 97.
fot. Ze zbiorów PSAP
Odbył się nasz drugi plener, sponsorowany przez Wojewódzki Fundusz Ochrony
Środowiska w Piotrkowie.
Powstało na nim dużo prac malowanych
w różnych konwencjach artystycznych.
Inspirował nas pejzaż Sulejowskiego Parku
Krajobrazowego.
W plenerze brało udział 14 artystów,
którzy wykonali około 100 prac.
Co Stowarzyszeniu przeszkadza w działalności?
- Jesteśmy zadowoleni z naszej dotychczasowej pracy. Tylko chcielibyśmy pozyskać
większą ilość sponsorów.
Brakuje nam również bardzo Piotra Makowskiego, który był takim swoistym kołem napędowym naszego Stowarzyszenia.
Toteż w drugą rocznicę jego śmierci planujemy zorganizowanie dużej wystawy
poświęconej jemu na Zamku Królewskim.
Od planów do realizacji jeszcze daleko.
Życzymy więc powodzenia.
7
36
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Moje pytania
piotrkowskie Translacje
MIKOŁAJ PAWLAK Piotrków Trybunalski
Dla mnie jednak przyczyna realizacji tego
karkołomnego i ryzykownego przedsięwzięcia leży gdzie indziej. Znacznie głębiej. W moim odczuciu Translacje zrodziły
się z bardzo prostych, bardzo ludzkich potrzeb drzemiących w tych wszystkich ludziach, którzy ze szczególną wrażliwością
Celem Translacji jest stworzenie w Piotrkowie Kolekcji Sztuki Końca Wieku. Kolekcja
ta miała by być swego rodzaju śladem zostawionym przez twórców wchodzących
w nowe tysiąclecie - świadectwem ich
bytności i zaangażowania w szeroko rozumianą sferę sztuki.
nalne, zapraszać co roku tak wiele tak bardzo „obcych“ osób.
Zdaniem autorów tej idei żadne państwo
z osobna nie jest w stanie przedstawić
w sposób kompletny całej gamy działań
i poszukiwań artystycznych, których jesteśmy świadkami pod koniec XX wieku.
Skoro tak, to naturalnym okazał się pomysł zgromadzenia w tworzonej w Piotrkowie kolekcji dzieł jak największej ilości
twórców prezentujących odmienne sposoby postrzegania świata, wywodzących
się z różnych kultur, prezentujących różne
systemy wartości. W ten sposób Kolekcja
Sztuki Końca Wieku może stać się w miarę obiektywnym i barwnym freskiem
o czasach, w których żyjemy.
Marc Donikian /Francja/, Elisabeth Floret/Włochy/ i Ky Siriki/Burkina
Faso/ w piotrkowskiej Galerii BWA - fot. Małgorzta Gletkier
Odpowiedź na to pytanie znaleźć można
bez trudu w bogatej kolekcji dokumentów, publikacji, artykułów prasowych, katalogów i w samym dossier Translacji.
Czy uda się wykonać to bezspornie ambitne zadanie? Czy Piotrków stać na taką gigantyczną kolekcję.
Nie wiem i mówiąc szczerze problem ten
nie spędza mi snu z powiek. Nie to jest dla
mnie najważniejsze.
Zgodnie ze ściśle przestrzeganą zasadą tego przedsięwzięcia co roku liczba uczestników podwaja się - tak więc w 1997 roku
przyjechało do miasta 40 artystów, w tym
roku będzie ich 80, a w końcowej edycji
Translacji, w roku 2000 Piotrków gościł
będzie 160 twórców z całego świata.
Uczestnicy Międzynarodowych Spotkań Artystycznych „Translacje`97“
oraz młodzież piotrkowska podczas jednego ze spotkań
w piotrkowskim MOKU-u - fot. Małgorzata Gletkier
Nie ma w tym żadnej przesady - uczestnicy piotrkowskich spotkań to obywatele
większości krajów europejskich, a także
Amerykanie, Chińczycy, mieszkańcy Wybrzeża Kości Słoniowej i Argentyny.
Czy takie wydarzenie ma jakieś znaczenie
dla mieszkańców Piotrkowa?
Czy kiedykolwiek w historii miasta było
ono celem podróży tylu osób z tak wielu,
nierzadko najodleglejszych miejsc na kuli
ziemskiej?
Zawsze ciekawiło mnie skąd wziął się pomysł by do miasta, które większość trzeźwo patrzących osób uzna za prowincjo-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
37
Barbieo Barros-Gizzi/USA/ i Owusu Ankomah/Ghana/ podczas
jednego ze spotkań- Translacje`97 - fot. Małgorzta Gletkier
Para zagubionych (dosłownie i w przenośni) chińskich malarzy tuła się po mieście
prawie zawsze docierając na umówione
spotkania bądź to z godzinnym opóźnieniem, bądź to punktualnie ale nie w tym
miejscu - niełatwo dogadać się w Piotrkowie po chińsku. Angielski? „I not speak“.
Inni czarnoskórzy doświadczają aktów absurdalnego i żałosnego rasizmu w jednym
z nocnych lokali. Jaki to wszystko ma
sens?
To z pewnością kluczowe pytanie. Skłaniam się ku nieco przewrotnej odpowiedzi
- Translacje to poszukiwanie sensu, to niezwykle cenna i unikatowa inicjatywa.
i troską obserwują naszą własną rzeczywistość. Potrzeba rozmowy, krytyki, akcep
tacji, miłości (?) to właśnie te drzemiące
w każdym z nas potrzeby stały się w moim odczuciu prawdziwą siłą sprawczą
Translacji.
Kolejne pytanie: w jakim stopniu znamy
siebie i swoje miejsce na ziemi - co wiemy
o sobie? Przez tyle lat tysiące takich miast
jak Piotrków Trybunalski stanowiło rodzaj
skansenu.
Z dala od większych ośrodków kulturalnych, odgrodzeni od reszty świata sztywną zasłoną politycznych realiów mieszkańcy takich prowincji potrafili jednak doskonale dostosować się do nierealnych realiów reżimu politycznego.
Zawsze potrafiliśmy znaleźć jakiś sposób
na złagodzenie, udobruchanie, ba, uczynienie źródłem radości i (gorzkiego) śmie-
chu codziennej paranoi, o którym to zjawisku wiemy jak mało który naród w Europie.
Teraz ta Europa, cały świat, który w krytycznych momentach patrzył na nas
z zainteresowaniem, nierzadko z podziwem, jest w naszym zasięgu. Zniknęły bariery. Świat, którego kiedyś byliśmy tylko
odległą „niemą“ częścią zaczyna do nas
mówić.
A tego właśnie tak bardzo potrzebujemy.
Zaczyna się dialog.
Taki wielowymiarowy dialog rozpoczęty
został w Piotrkowie przed czterema laty.
Artyści przyjeżdżający do miasta pracują
twórczo, realizują się w wielu różnorodnych dziedzinach sztuki.
Czarnoskórzy twórcy z Burkina Faso pracują w FMG Pioma, Białorusin i artystka
z Beninu w sali gimnastycznej Ośrodka
Szkolno-Wychowawczego.
Translacje to szukanie sensu naszego tu
życia, sensu sztuki - to szukanie możliwości dialogu.
Dzięki realizowanemu w Piotrkowie wysiłkiem wielu osób i instytucji w mieście jak
i poza granicami Polski projektowi mamy
niepowtarzalną okazję przyjrzeć się temu,
co uważamy za dobre, bo „nasze“ i temu,
co jawi się jako jeszcze lepsze, bo „zagraniczne“.
Dzięki takim refleksjom jesteśmy w stanie
określić swoje obecne położenie, możemy
zobaczyć kim naprawdę jesteśmy i gdzie
żyjemy. To właśnie dzięki tej „fantastycznej“, „Chybionej“, „genialnej“, „żałosnej“, „niezwykłej“, „naiwnej“ idei uczynienia z Piotrkowa ważnego centrum kulturalnego w Europie mamy możliwość
skonfrontowania nas samych z tak wieloma kulturami, z tak wieloma sposobami
postrzegania świata.
Czy może być coś cenniejszego w sytuacji
kiedy nasze codzienne życie nabiera coraz
bardziej chaotycznego charakteru, charakteru tak typowego dla każdego okresu
schyłkowego jakim jest koniec tysiąclecia?
Czy potrafimy w pełni dostrzec zjawiska,
których na co dzień nie zauważamy bo sami jesteśmy ich uczestnikami?
Bez wątpienia Translacje dają nam taką
możliwość. Jest jednak jeden warunek musimy rozmawiać, musimy tłumaczyć
sobie pojęcia. Tłumacząc szukamy przecież tego co wspólne, tego co nas łączy.
Jako osoba zaangażowana w projekt od
1996 roku, kiedy to odbyła się druga jego
edycja, człowiek współodpowiedzialny za
tłumaczenia językowe znajduję coraz więcej przykładów na to jak wiele nas tu
w Piotrkowie i uczestników z zagranicy łączy.
Jan van den Langenberg /Holandia/ i Ky Siriki/Burkina Faso/ na tle
obrazów Eugeniusza Konowalowasa/Litwa/ w piotrkowskiej Galerii
BWA - Translacje`97 - fot. Małgorzata Gletkier
38
W trakcie tych dwóch sierpniowych tygodni, kiedy to Piotrków zamienia się na
chwilę w swego rodzaju „globalną wioskę“ (tak, wiem że to miasto wojewódzkie) dokonuje się coś magicznego. Obcy,
odlegli sobie ludzie razem rozmawiają ze
sobą, pracują, razem bawią się. Nic wielkiego? Czyżby? Jakże często i w jak tragicznych nierzadko okolicznościach przy-
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
chodzi nam obserwować akty irracjonalnej agresji, głupoty, złośliwości, czy wreszcie tak pospolitej indolencji.
Coraz częściej szukamy ucieczki od tej
przykrej rzeczywistości w ciągle udoskonalanych formach wyrafinowanej rozrywki albo też wpadamy w koleiny świetnie
prosperującej kultury masowej.
Przyczyna tego stanu rzeczy to powolny
zanik umiejętności rozmawiania, a nie wyłącznie komunikowania. Rozmowa to jednak nie to samo, co wypowiadanie mniej
lub bardziej istotnych treści. Do rozmowy
potrzeba partnerów, ludzi, którym zależy
na szukaniu porozumienia, na dochodzeniu do istoty rzeczy.
Według mojego odczucia Piotrków ma
szansę wyrwać się z takiego beznadziejnego kręgu zastygłych, leniwych, bądź bezmyślnie rozkrzyczanych, nieodpowiedzialnych głów, które znają się i wiedzą wszystko tak dobrze, że nie potrzebują już nawet rozmawiać ze sobą.
Piotrków może wyrwać się ze starych
schematów myślenia, patrzenia na rzeczywistość i działania. To wszystko jest realne.
To już się zaczęło. To właśnie dialog
z ludźmi z zewnątrz z wolna pozwala nam
uzmysłowić sobie to czym jesteśmy, pozwala nam dostrzec to, o co się codziennie potykamy, bo nie widzimy lub nie
chcemy zobaczyć pewnych zjawisk. Takie
rozmowy mogą być przykre, ale jeśli miasto chce odnaleźć się na mapie Europy to
musi podjąć ten wysiłek. Jeśli chcemy by
żyło się tutaj dobrze musimy odnaleźć to
co wartościowe, a przez nas samych niedostrzegane i wyeksponować takie znalezisko, uczynić częścią naszego tutaj życia.
Z drugiej strony musimy mieć odwagę ryzykować podejmując przedsięwzięcia,
których sukcesu nigdy nie możemy być
pewni.
Holandia to piękny kraj - pełen wiatraków,
tulipanów i czyściutkich krów co dają pyszne i zdrowe mleko.
Holendrzy, których poznałem na Translacjach to niezwykle serdeczni i otwarci ludzie. Piotrków chcieli zobaczyć w całości,
z wysokości, tak by wzrokiem objąć całe
miasto.
Kiedy pewnego wyjątkowo upalnego
sierpniowego dnia wdrapaliśmy się na
znaną każdemu piotrkowianinowi wieżę
ciśnień moim oczom ukazało się szarozielone miasto z dachami krytymi papą. Jakież było moje zdziwienie kiedy Jan i Leidi
w leniwie rozpoczętej rozmowie na temat
relacji między naturą, a kulturą i rozpościerającego się dookoła nas krajobrazu
zaczęli podkreślać niezwykłą dla nich ilość
drzew, parków, wszelkich zielonych plam
w mieście. To co dla mnie było czymś najzwyklejszym i niewartym uwagi dla Holendrów okazało się egzotyką. Co więcej,
Leidi wydawała się mile zaskoczona barwnością Piotrkowa, pogodną kolorystyką
budynków w mieście! Wyraz kurtuazji za
okazaną im gościnność i pomoc?
Dwa miesiące później miałem okazję pojechać do tej „brunatnej i smutnej“ Holandii. Byłem tak samo zachwycony. Więc jak
to jest?
Jest właśnie tak, że Translacje, jak mało
która inicjatywa, służą i mogą w jeszcze
większym stopniu posłużyć rozwojowi
Piotrkowa. Ten prosty przykład ukazuje jak
bardzo się różnimy w tym co na zewnątrz
będąc w gruncie rzeczy tak bardzo
podobnymi. Tych kilkudziesięciu malarzy,
rzeźbiarzy, grafików, poetów, filozofów,
którzy przyjeżdżają do Piotrkowa daje
nam szansę zobaczenia rzeczy na nowo.
To dzięki nim miasto wzbogaci się o unikatową kolekcję sztuki końca wieku, dzięki nim mieszkańcy miasta mogą wzbogacić swoją wiedzę o sobie i o miejscu,
w którym żyją.
Translacje to wreszcie szansa na przypomnienie sobie na czym polega dialog.
Dialog to szukanie sensu.
Ten projekt otwiera tyle możliwości, że
gdyby w pełni je wykorzystać, to za kilka
lat Piotrków Trybunalski stałby się czymś
znacznie bardziej istotnym niż tylko obszernym rozdziałem w historycznych
opracowaniach na temat rozwoju parlamentaryzmu i trybunałów w historii Polski. Piotrków ma szansę stać się miastem
normalnym, miastem, które istnieje dlatego, że to właśnie tu żyje się dobrze, wygodnie, bezpiecznie i ciekawie.
Piotrków może przyciągnąć ludzi młodych, którzy dobrze rozumieją, że już od
dawna nikt w Europie nie myśli poważnie
o mieszkaniu w wielkich miejskich molochach, a swego domu szuka się tam gdzie
wygodnie, spokojnie i swojsko. Już obecnie wyłania się kilka inicjatyw, które mogą w przyszłości zaowocować zmianą wyglądu miasta, podnieść jego prestiż i tym
samym pozytywnie wpłynąć na ludzi tu
żyjących.
Translacje to także szansa na przyciągnięcie do miasta inwestorów oraz potencjalnych prywatnych właścicieli, którzy nie
będą obawiali się podejmowania niepopularnych ale koniecznych decyzji.
Najważniejsze są zmiany w ludzkiej mentalności, a takie mogą się dokonać w dużej mierze poprzez dialog.
Wszyscy zaangażowani w ten projekt, zarówno artyści, ludzie tylko marginalnie
związani ze sztuką, wolontariusze opiekujący się zagranicznymi uczestnikami czy
wreszcie intelektualnie wspierający te zakrojone na szeroką skalę działania, wszyscy ciągle szukają tego co wspólne, tego
co pozwala rozmawiać i nadawać sprawom bieg.
Nie jest to jednak takie łatwe, bo i rzeczywistość jest rzadko koloru różowego (na
szczęście!). Jest wiele problemów finansowych, warunki życia w Polsce są wciąż
o wiele gorsze niż w krajach przyjeżdżających tu uczestników.
W czterdziestoosobowej grupie trudno
o sensowną dyskusję. Dają się słyszeć głosy krytyczne i pełne sceptycyzmu wobec
samej idei stworzenia w Piotrkowie kolekcji prezentującej sztukę końca wieku.
Z drugiej strony przecież wszystkie te
trudności i głosy krytyczne zmuszają do
szukania nowej formuły, szukania rozwiązań, które nawet daleko odbiegając od
pierwotnych założeń programowych mogą stać się początkiem nowych, równoległych, bądź zupełnie odrębnych inicjatyw.
Taka już jest uroda samego pomysłu.
Niemalże codziennie do biura Translacji
mieszczącego się w Galerii Sztuki BWA napływają faksy, przychodzi korespondencja
z wielu odległych miejsc na całej kuli
ziemskiej.
Nadawcy tych wszystkich faksów i listów
mają stały kontakt z Piotrkowem. Dzięki
nim miasto żyje nie tylko tu ale i gdzieś
tam, tysiące kilometrów stąd. Ten projekt
to także ogromna odpowiedzialność sztuka to poważna rzecz.
W tym roku w Piotrkowie pracować będzie 80 twórców. Czy piotrkowianie zechcą szerzej włączyć się w ten dialog? Czy
ci, którzy w naszym imieniu podejmują
istotne dla miasta decyzje będą mieli dość
dobrej woli i wyobraźni aby wykorzystać
tę niepowtarzalną szansę dla Piotrkowa
i znaleźć godne miejsce dla tak wyjątkowej inicjatywy?
7
Ale Translacje to w moim odczuciu coś
ważniejszego niż kolejna atrakcja i udogodnienie w postaci nowego supermarketu.
Z mojej perspektywy to swego rodzaju
wielki magazyn pomysłów, idei, kultur
i punktów widzenia.
To wielki intelektualny potencjał. Warto,
aby został on rozsądnie wykorzystany.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
39
Grzech
dociekliwości
MICHAŁ JAGIEŁŁO Warszawa
VII Cisza. Słońce wskazywało południe.
Usiadł oparłszy się plecami o graniczny
słupek. Prawdziwy teatr to mieszanina
śmiechu i grozy, zabawy i oczyszczenia przypełzło do niego przeczytane kiedyś
zdanie.
- Oczyszczenia ze zbłąkanych myśli - powiedział głośno.
Obserwował jak ciężkie ciemne chmury
osaczały płonącą tarczę. Przez chwilę czuł
się na swoim miejscu: góry, śnieg, wiatr,
chmury i słońce. Litania natury. Pacierz
wzniosłej zwyczajności zjawisk przyrody.
Wyrafinowana dzikość kształtów. Na dłoni
osiada dorodny płatek śniegu. Piękno.
Uporządkowany nieporządek. Nadzieja.
Nie daj się zwieść tej chwili - mówi w nim
ktoś dobitnym głosem. To było przecież
gdzieś tu. Poszukaj śladów, dogrzeb się
pazurami do kamieni i do traw i weź
w palce kolczaste słowa. Muszą tu być wrośnięte w twoją pamięć.
Zaczęło się niewinnie: zwyczajne opowiastki o przeszłości, o jego i jej poprzednich
zaangażowaniach. Uczyła angielskiego
niewiele młodszych od siebie. - Wodzili za
tobą oczami - dopowiada, niczego nie
przeczuwając. Ona przytakuje i wpatruje
się w coś, do czego on nie ma przystępu,
bo przecież znają się dopiero od paru tygodni. Drażni go, że nie potrafi wejść razem z nią w jej wspomnienia - więc zachęca do zwierzeń.
Miał w sobie coś z cygana - artysty. Wzdychał ostentacyjnie po niedospanej, przehulanej nocy, przytulał niegolony policzek
do drewnianego pulpitu w sali wykładowej - słowem, grał rolę nieszczęśliwie zadurzonego młodziana.
- I co?
Nic takiego. Miał pociągający szelmowski
uśmiech i zalążek bruzd na twarzy. Zapowiadał się na interesującego dojrzałego
mężczyznę.
- Zachęcałaś go?
Ten drań wykorzystywał nawet nudne
podręcznikowe zdania, wprawiając nauczycielkę w zakłopotanie. Nie zrezygnował, gdy chodziła brzemienna. Ani wtedy,
gdy szczęśliwie powiła pierworodnego.
Wtedy, gdy opowiadała o podchodach
studenta był upalny dzień. Dziś panoszy
się tu zima i wiatr żyjący swoim rytmem
uderzeń i cichnięć.
40
Przekleństwo zasłyszanych słów. Kara za
grzech dociekliwości. Piekło przypomnień, w którym praży się wypowiedziane z domniemaniem, słyszane z bulgotem
zazdrości podgrzewanej zatrutą wyobraźnią.
- Odejdź, Kobieto - rzucił jej w twarz widoczną na tle gór. - Opuść mnie chociaż
w tych ostatnich godzinach.
Nawiedzony kaznodzieja rozpłynął się
w promieniach słońca, a równocześnie był
niemal fizycznie obecny, szepcząc z jego
wnętrza: Wyjdź z tej swojej jaskini. Przejrzyj się w tafli wody. Przypomnij sobie jej
imię, które przecież jest ci wciąż tak miłe.
Chcę być tu, gdzie śnieg, lód, wiatr zazdrość. Coś kiedyś zostało wypowiedziane. Coś zostało we mnie dośpiewane.
Głos przestrzegał go, że to jest niedobry
śpiew. Fałszywy i zepsuty.
- Jestem wolny i nie pozwolę, aby pomiatały mną moje myśli. A zatem mam tylko
jedno wyjście: w kosodrzewiny, pod dorodną jarzębinę, w sen.
Ten z wnętrza starał się go przekonać, że
to on sam uzależnił się od zachcianki, aby
dopiero od niego rozpoczął się erotyczny
świat Kobiety.
I przestrzegał śpiewając:
„Na orawskiej grani
sieci zastawili,
uwazuj, Janicku,
by cie nie złapili.“
Zamknął oczy, aby lepiej widzieć scenę
sprzed wielu lat. Na egzamin przyszedł
w krótkich spodenkach: silne uda obrośnięte czarnym gęstym włosem - istny Cygan. I właściwie dopiero wtedy spojrzała
na niego, jak na interesującego mężczyznę. Powiedziała nawet, lub mogła była
powiedzieć o jego uzdolnieniach: języki,
skrzypce, śpiew. Tyle talentów. Nie szastaj
zbyt rozrzutnie swoim życiem. Powodzenia - podała rękę, a oko samo uciekło w te
czarne dzikości.
i moczary, w orawskie podmokłe torfiaste
bory. Stąd jest tylko jedna droga: Wołowiec, Dziurawa Przełęcz, Łopata i Czerwony Wierch.
Parę razy zawiódł się na sobie. Pozwolił
rozkrzewić się zazdrości o jej intymną
przeszłość, a nawet o ciekawość świata,
zjawisk i ludzi. Krak, krzew, krzewiać i rozkrzewiać. Sięgać, aż do korzeni swojej
choroby.
Wydawało mu się, że we mgle mignęła na
stoku sylwetka Zagraja. Za chwilę usłyszał
jego poszczekiwanie w sadzie, gdzie łzami
bezsilnej wściekłości podlewał, korzenie
urażonej dumy
Zagadać ból. Okryć nagość, tak wstydliwie obnażoną, słowami rozdętymi jak
przejrzałe jabłka, nie nadające się do jedzenia. Już wtedy, w sadzie z widokiem na
stodołę, miał świadomość tonięcia w mokradle i równocześnie widział siebie pogrążającego się w bagnisku, ale z twarzą
skierowaną ku temu drugiemu, który stał
na suchej grobli. Zostawić po sobie ślad.
Rozdzielić się na dwóch obserwujących się
nawzajem.
Dziadek mawiał czasem: dać wzajem, czyli pożyczyć. Pożyczyłem tak wiele od tego
drugiego, co kiedyś stał twardo na stałym
gruncie, że nadszedł czas oddawania.
Fragment powieści pt. „Długi upłaz
słów“.
7
VIII Sypał gęsty śnieg jakby rodzący się
z mgły, co znów zalała grań. Powodzenia
- stukało mu w myślach. Wodzić wybrankę po wysokich perciach i zawieść się na
swojej wyobraźni. Chciałem być jej przewodnikiem. Chciałem ją powieść do ołtarza znaczeń w kościele słów, a to właśnie
słowa zrzuciły wędzidło i rozhukane zawiodły mnie z twardego gruntu w młaki
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Nasze Prezentacje
NURTY
Twój i mój czas
ponad czasem
obok czasu
w poprzek rzeki
święto swobodnej myśli
Przywieram do ciebie
w czasie
który jest mój i twój
i czuję szorstkość włosów
łaskoczących
być może inną twarz
w czasie
który nie jest nasz
Udo dotyka uda
zwykła rzecz
Opowiadam
jak minął dzień
Twoje palce
ciągle na nowo
obejmują moją dłoń
Powietrze wokół
drży
Bogumiła Krzew / pseudonim/
publikowała m.in.
na łamach czasopism:
„Wiadomości Kulturalne“, „Sycyna“,
„Akcent“, „Przegląd Powszechny“, Więź“
i „Siódma Prowincja“ (nr 2 i nr 4 z 1996).
nie ma dnia
Kiedy cię kocham w rozpaczy
morze odpływa od brzegu
pochłania mnie czas
Kocham cię - i jest pełnia
* * *
Może zadzwonisz dziś
jeszcze raz
zza morza
SPACER
PALETA
Gdy tak idziemy razem
jak co dzień
i obejmujesz mnie ramieniem
wszystko jest niby
na swoim miejscu
Słucham cię jak zawsze
w skupieniu
Kiedy cię kocham radośnie
rośnie błękit
głęboki oddech bierze
świat
Kiedy cię kocham ze smutkiem
nie ma nocy
Okna ściany drzwi
niech pozostaną
zamknięte
wokół nas
Tam
senne miasto
otulone szarą mgłą
obojętne
Nasz świat
prawdziwy
wśród
rozpalonych
okien ścian drzwi
7
Marzy mi się , by cała Polska
zaistniała w Wojkowie ...
z Józefem Banasiewiczem, malarzem i społecznikiem z Wojkowa k. Błaszek rozmawia JAN KRZYSZTOF SZCZĘSNY Sieradz
- Jak to się stało, że zostałeś nauczycielem plastyki, który nie tylko uczy młodzież rysunków, ale czegoś więcej - historii sztuki, malowania, ma dla nich
czas, daje im serce ... no i znajduje czas
na rozwijanie własnej twórczości ?
- Chyba świadomie wybrałem ten zawód,
nie znając do końca na czym polega praca w oświacie. Natomiast zainteresowania
plastyczne w moim przypadku zrodziły się
stosunkowo wcześnie. Wiedziałem też, że
to trochę za mało, że to nie wystarcza.
Obok zainteresowań potrzebna jest konkretna wiedza tj. ukończone studia pla-
styczne ubogacone pracą w oświacie.
Wiadomo też, że środowisko wiejskie jest
zubożone w dostępie do dóbr kultury,
a i często samo nie potrzebuje wykształconych nauczycieli plastyki. Tak się dzieje
dlatego, że na wsi brak jest tego typu tradycji. Z tego powodu uważam, że od
uczącego plastyki w środowisku wiejskim
należy wymagać szczególnej postawy
twórczej. Myślę, że plastyka jest częścią
życia, a ono z kolei wymaga, by twórczo
je realizować. Stąd olbrzymia potrzeba
działalności społecznej, propagowania
szeroko pojętej kultury: nie tylko plastycznej, lecz kultury w większym wymiarze.
Mam tu na uwadze kulturę plastyczną,
rozwój czytelnictwa, turystyki, wiedzy
o historii regionu, kraju. Wszystko, co robiłem do tej pory do tego zmierzało. Pragnąłem uświadomić mieszkańcom Wojkowa fakt, że środowisko wiejskie to nie tylko ustawiczna praca, ciężka praca na roli
i przy inwentarzu, ale również obcowanie
z kulturą.
- Gdy kierowałeś szkołą w Gruszczycach
mówiono o tobie - malujący dyrektor.
Czy wtedy było ci łatwiej promować
plastykę w środowisku wiejskim? Jak
oceniasz te lata „na urzędzie“?
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
41
- Sensem twojego życia jest promocja
Wojkowa. Sporo podróżowałeś, uczestniczyłeś w wielu plenerach, działaniach
twórczych. Jednak swoje życie twórcze
związałeś z tą miejscowością. Dlaczego?
Spotkanie w dniu inauguracji pierwszej w województwie sieradzkim Wiejskiej
Galerii Sztuki w Wojkowie - 26 września 1987 - fot. ze zbiorów prywatnych
- W ubiegłym roku udało nam się zorganizować rajd ekologiczny z okazji Dnia
Dziecka oraz tygodniowe Dni Wojkowa
z okazji 640-lecia tej miejscowości. Cały
cykl imprez pn.“Teraz Wojków“ - z prezentacją twórczości literackiej i plastycznej, kilkudniowym plenerem malarskim
zgromadził liczne grono ludzi kultury oraz
spotkał się z miłym przyjęciem wśród mieszkańców Wojkowa i okolic. Marzymy, by
imprezy te kontynuować również w tym
roku.
Dlaczego akurat okolice Wojkowa?. Uważam, że są to miejsca jeszcze nieskażone
cywilizacją, świetnie nadające się do takich imprez, które rozbudzają potrzeby intelektualne mieszkańców. Także w zapomnianym Wojkowie - „gdzieś za siódmą
górą i siódmą rzeką“ mogą dziać się ciekawe imprezy. Również dla dzieci i młodzieży takie formy spędzania wolnego czasu
stają się szczególną formą edukacji, inną
niż w szkole.
- W 1987 r. w swoim domu w Wojkowie utworzyłeś pierwszą w województwie sieradzkim Wiejską Galerię Sztuki,
którą przez te lata odwiedziły tłumy
ludzi: dzieci i młodzież z nauczycielami, przechodząc tutaj swoistą edukację
plastyczną poszerzoną o wiedzę z zakresu literatury, historii regionu. Dobitnie świadczą o tym wpisy do trzech tomów kroniki, wycinki artykułów prasowych, fotografie ... Czy spełniły się zamierzenia, które przyświecały ci, gdy
powoływałeś do życia galerię?
Józef Banasiewicz prowadzi warsztaty Klubu Pracy Twórczej podczas pleneru
w Radzejowicach - luty 1987 r. - fot. ze zbiorów prywatnych
jak wyżej
42
- Funkcje kierownicze, które pełniłem
w szkole, jak i później w domu kultury
w Błaszkach dały mi pewne możliwości
promowania plastyki, lecz wspominam te
lata jako niezwykle trudny okres. Sądzę, iż
nasze placówki oświatowe i kulturalne nie
nadążają za sytuacjami umożliwiającymi
wszechstronną edukację dzieci i młodzieży.
W środowisku wiejskim edukacja taka jest
mocno zaniedbana. Bo nie wystarczy tylko nauczyć czytać, pisać no i liczyć. Te zaniedbania dotyczą nie tylko plastyki lecz
i kultury fizycznej, a biorą swój początek
w niedostatecznej bazie lokalowej, braku
odpowiedniej kadry. Bo talenty zdarzają
się często, o czym świadczą liczne konkursy organizowane dla dzieci i młodzieży
przez instytucje kulturalno-oświatowe Sieradza.
Tam w Sieradzu ta opieka nad dziećmi
twórczymi ma miejsce, zaś w środowisku
wiejskim jej brak.
- Wydaje mi się dziś, po tylu latach funkcjonowania galerii, że sens jej powstania
był niezaprzeczalny, choć wiadomo, że
w działalności społecznej nigdy nie osiąga
się stanu zadowolenia. Trudniej to przychodzi w środowisku wiejskim. Mimo to
nadal pragnę kontynuować tę działalność,
a na dzień dzisiejszy myślę o utworzeniu
biblioteki środowiskowej, gdyż tę w Wojkowie zlikwidowali radni gminy Błaszki.
Zwróciłem się do różnych wydawnictw
z prośbą o przekazywanie książek. Mam
już pewne sukcesy, gdyż Wydawnictwo Literackie i kilka innych przysłały już kilkadziesiąt interesujących pozycji książkowych. Tak więc „kości zostały rzucone ...“.
Kolejnym krokiem jest utworzenie Izby Pamięci Przeszłości Wojkowa i okolic. Pragniemy gromadzić stare dokumenty, wydawnictwa, pamiątki świadczące o bogatej przeszłości Wojkowa. Dziś i biblioteka,
i muzeum - pierwsze kroki - najtrudniejsze
mają już za sobą. Mocno wierzę, że
i uczniowie okolicznych szkół pomogą
nam w pomnożeniu zbiorów naszej Izby
Regionalnej.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
- Sporym wydarzeniem w sierpniu ubiegłego roku była impreza pn. „Dni Wojkowa“ - Wojkowo ` 97 z okazji 640-lecia tej miejscowości. Jakie są twoje
wrażenia z tej niezwykłej imprezy,
o której donosiła prasa, a podczas
której m.in. poeci pisali wiersze na
asfalcie ...
- Każda wieś, miasteczko posiadają bogatą przeszłość. Tak jest w przypadku Wojkowa, o którym wiemy, że erekcja parafii sięga XV wieku. Obecny kościół pn. Niepokalanego Poczęcia NMP został wzniesiony
w latach 1904 - 1908 wysiłkiem całej parafii, obok poprzedniego z 1645 r., który
spłonął. Okazało się również, że i Wojków
posiada bogate tradycje, które przy okazji
imprezy pn. „Teraz Wojków - Wojkowo `
97“ udało nam się wydobyć na światło
dzienne.
Okazało się, też, że: sąsiednie wsie obfitują w bogatą przeszłość. Taką wsią jest
Wrząca - słynna z toczących się tutaj walk
w Powstaniu Styczniowym. Myślę już teraz, by następną imprezę zorganizować
we Wrzącej.
- Dlaczego chcesz budować szkołę
w Wojkowie? Czy stać na to mieszkańców wsi i niebogatą przecież gminę
Błaszki?
- Sądzę, że szkoła w Wojkowie jest konieczna chociażby dlatego, że te znajdujące się
w sąsiednich wsiach są w opłakanym stanie
technicznym. Stąd wcześniej, czy później
nie będą one w stanie spełnić wymogów
do prowadzenia nowoczesnego procesu
dydaktycznego. Współczesne tendencje
zmierzają do tego, by tworzyć silne jednostki oświatowe, w których dziecko zdobędzie wszechstronną edukację. Nie tylko
w zakresie programu szkoły podstawowej,
lecz i w obszarze kultury. Taką możliwość
może tylko zapewnić szkoła duża, z licznymi pracowniami, dobrą kadrą.
Zaangażowanie społeczne mieszkańców
w dzieło budowy szkoły jest bardzo duże,
a nasze poczynania poparte są uchwałami:
wstępną - Zarządu Gminy co do koncepcji
budowy szkoły, jak również uchwałami dotyczącymi reorganizacji oświaty w gminie.
Ja wierzę, że szkoła w Wojkowie powstanie
i po to zbieramy środki, organizujemy imprezy charytatywne, tą budową żyjemy.
- Od wielu lat krok po kroku realizujesz
swoje marzenia, które stają się rzeczywistością. Wymyśliłeś sobie galerię,
a o tym, że ona żyje udowodniły uroczystości jubileuszowe we wrześniu
1997 roku. Szkoła w Wojkowie też coraz bardziej jawi się na horyzoncie. Ale
ty obok tych pasji, dobrowolnych obowiązków jesteś nade wszystko artystą
malarzem, twórcą i właścicielem galerii, biblioteki, radnym, społecznikiem,
przyjacielem artystów ... Jak czujesz się
w Wojkowie?
Fragment ekspozycji: Nauczyciel i jego uczniowie - Gruszczyce,
szkoła podstawowa - wrzesień 1986 r. - fot. ze zbiorów prywatnych
- Byłoby niedobrze, gdybym jako mieszkaniec tej wsi zamykał się tylko w otoczeniu
swoich obrazów, wśród poetów, malarzy.
Jednym słowem w środowisku artystycznym. Muszę żyć tak, jak żyją normalni ludzie. Swoje przeżycia jako twórca przenoszę czasem na obszar swojego społecznikowstwa. Moja twórczość zazębia się
z moim życiem, które również obfituje
w wiele twórczych momentów. Moje życie przenika przez moje malarstwo.Zwykle
też bywa tak, że bodźce, które dotykają
mnie na polu działalności społecznej spożytkowuję w swoich rozmowach z płótnem. Kontakty z ludźmi, obojętne jakie by
one nie były, są dla mnie bardzo istotne,
gdyż przyczyniają się do powstawania nowych obrazów.
Przy okazji odpustu Matki Boskiej Zielnej,
podobnie jak w roku ubiegłym, zaproszę
do Wojkowa artystów, by malowali, pisali
wiersze, zbierali datki na budowę szkoły.
Pragnę by hasło - „Teraz Wojków“ było
żywe przez cały rok. Marzy mi się, by cała
Polska zaistniała w Wojkowie, a wieś moja
w całym kraju.
Dni Wojkowa - „Wojkowo `97
fot. archiwum
Józef Banasiewicz - artysta plastyk. Ur.
30 kwietnia 1951 roku w Wojkowie. Absolwent Instytutu Wychowania Plastycznego w Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie oraz podyplomowych studiów plastycznych w Uniwersytecie Marii CurieSkłodowskiej w Lublinie. Członek Klubu
Pracy Twórczej przy Regionalnym Ośrodku Kultury w Sieradzu. Pracował w oświacie, kulturze, radny RG w Błaszkach. Swoje prace malarskie wystawiał m.in. w Wojkowie, Sieradzu, Szczecinie, Elblągu, Katowicach, Opolu, Olsztynie. W 1987 roku
w swojej wsi Wojków, w swoim domu powołał pierwszą w województwie sieradzkim Wiejską Galerię Sztuki.
7
Dni Wojkowa - „Wojkowo `97
fot. archiwum
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
43
...aby przestać
obumierać
MICHAŁ STEFAN DALECKI Łódź
Częstotliwość publicznych objawień się
książek poetyckich jest trudna do uchwycenia, więc też trudno jednoznacznie
orzec, czy zły czas dla poezji już minął.
Faktem jest, że pojawiło się nasilone zjawisko sponsoringu i prywatności edytorskiej.
Gdy chodzi o dostępność do rynku jest
ona właściwie nieograniczona i zależy od
zasobności autora.
Niełatwo jest znaleźć sponsora to fakt,
lecz zdarzają się i hojni miłośnicy poezji,
którzy wspierają inicjatywy wydawnicze
/bywają to również osoby prywatne/.
Zbiorek wierszy Babie lato Alicji Klajsz zyskał wsparcie finansowe MKiS, a wydawcą
jest ROK w Sieradzu. Kilka tygodni temu
tomik dotarł do witryn księgarskich.
Utarło się przekonanie, że ze względu na
specjalne relacje w zakresie finansów sam
fundator decyduje o zasadności pojawienia się publikacji, a w konsekwencji sygnalizuje, że wypada z kurtuazją odnieść się
wobec przedstawionej pozycji.
Osobiście uważam, że dla dobra sztuki
poetyckiej nie trzeba nadużywać owej
kurtuazji, bowiem w interesie czytelnika
trzeba zrezygnować z tzw taryfy ulgowej.
Autorka Babiego lata nie jest być może
znana miłośnikom poezji, choć więc jest
to Jej debiut książkowy to jako poetka dotarła do prasy kulturalnej. Nie mamy więc
do czynienia z wdzięczną debiutantką, ale
z wyraźnym wdziękiem posługującą się
poetyckim zapisem autorką. Oczywiście
wdzięk nie jest jedynym kryterium wskazującym na wartość wypowiedzi poetyckiej.
Alicja Klajsz usiłowała, jak się wydaje, dać
wyraz swego widzenia świata nie tylko jako bystry obserwator, lecz „przebrawszy
się w nieprzemakalność słowa“ ruszyła
„na spacer szpalerem cudzych wierszy“.
Czy to zwierzenie jest tylko przejawem kokieteryjnej skromności wstępującej autorki, czy też świadomą manifestacją obycia
z kanonami współczesnej poezji? Nie sądzę, aby piszący te słowa miał prawo wy-
44
ręczać czytelnika w dochodzeniu do istotnych spraw warsztatowych.
Przedmiotem niniejszych uwag mają być
same wiersze, a nie ich psychologiczny
kontekst.
Prócz nazwiska są to wiersze jawne. Jest to
jawność kobieca ze wszystkim dobrym
i złym tego nazwania. Widać to na przykładzie tekstu ze str. 12, który rozwija temat domu /mieszkania raczej/ z „kryształowym drzewkiem szczęścia“, a także ze
„słoniami ze szkła“, rajskimi ptaszkami,
które /od jutra?/ mają zacząć śpiewać“.
Czuć w tych fragmentach ironię z wyobrażenia sielskiego obrazka domowego.
Autorce udaje się to ze zmiennym szczęściem. Pisze więc : „Słyszę wciąż jego słowa, /których nigdy nie było/ i - być może
- nie będzie“. Wierzy jednak, że słowa mogą zilustrować strach, nienawiść, miłość
i chyba dlatego częściej o p i s u j e te stany niż je w przedstawieniach wyraża. Trafnym /niestety/ tego przykładem jest tekścik na s.52. Sama literatura.
Autorka /czy świadomie?/ rozbiła składnię
zdania podwójnie /potrójnie?/ złożonego
i sztucznie skonstruowała figurę wiersza.
Przypadek to czy spełnienie chytrego zamysłu? Nie sądzę, żeby doświadczona
przecież poetka za jedyny cel uznała pokpiwanie z tak zwanej kobiecości.
„ W wielkim koncercie muzyk czarny
poruszył we mnie struny napięte:
przenosząc w inny czas i przestrzeń;
śpiewałam więc z nim niema
wokalizy erotyzmu pełne - ciałem:
W jednym z wierszy /s.14/ „Upija się nocą
w altance życiem dziwacznym“ za co
„spodobała się sobie“ lecz w chwilę
później „nie podobała się“ /też sobie/, no
i w końcu „uciekła w koronkowo-czarnych
pończochach“. Dokąd to i w jakim celu
niechaj czytelnik sam docieknie /jeśli zdoła/.
Kobiecość jest wdzięcznym tematem, także dla czytelnika, ale Babie lato to nie tylko monotematyczna opowieść o kobiecości. Dla autorki o wiele ważniejsze są :
„Trudne pytania, tajemnice, człowiek“.
Wspomniane atrybuty w a ż n o ś c i autorka najczęściej znajduje w sobie: „Gdy
przyjdzie jesień bezszelestnie wynurzę się
z siebie“, potem „połączona ze złotymi
kolorami : zalśnię!“ Uczyni to oczywiście
dla n i e g o - mężczyzny jako cenna pamiątka jesieni. Autorka nie tylko romansuje z problemami męsko-damskimi. Właśnie te inne - których spontanicznie wyraża swoje więzi z naturą, objawia skryte lęki wobec przemijania i te partie, gdzie trudzi się nad rozwikłaniem sekretu twórczego - podobają się mnie i bardzo poruszają. W nich daje się prześledzić przekładanie świata rzeczywistego na rzeczywistość
słów aby w końcu czerpać przyjemność,
gdy te p r z e k ł a d y są udane.
W przestrzeni słów nie wykwita jednak
poezja - lecz jedynie mówienie o niej, czyli słowo, a pomnożone to słowa o poezji.
Już nieco inaczej jest w wierszu Lipiec, ale
w tekście, który cytuję w całości:
rozedrganym jego muzyką.
I ogromnym pragnieniem we mnie ! „
więc to w tym tekście s ł o w o, niestety
nie stało się ciałem poezji. Widać, że w tej
kwestii towarzyszą autorce do końca wątpliwości. To dobrze, bowiem, sądzić
po tym można, że powoli Alicja Klajsz
odejdzie od techniki /sposobu/ budowania wierszy ze słów i uda Jej się poezję
w y r a z i ć słowami. Z ciekawością czytam zapowiedź tego w wierszu „Ważne
słowa“, i w innym /bez tytułu/ na s.67.
Poetka odważnie ujawnia swoje zmagania
z własnymi słabościami, do których należą
m.in. uleganie dogmatom, schematy myślowe, sztampa. W końcu wyznaje : „jesteś bliska/ stworzenia turkusowej róży“.
Życzmy autorce Babiego lata, aby to marzenie spełniło się - także w interesie czytelników. Mogę na koniec dodać, że nie
jest chyba czczą deklaracją ta oto uwaga:
„Polubiłam swoje miejsce pod niebem
ogromnie /.../ ono także pragnie mojej
obecności i akceptuje :graną przeze mnie
rolę“.
Każdy z nas ma s w o j e miejsce i wg znanej teorii pełni w nim określoną rolę. Ale
granie roli to zwyczajne życie, a znaczy to
po prostu prawdziwe p r z e ż y c i e; nie
kostium.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Wierzę, że autorka nie chce być tylko kostiumem w teatrze poezji, lecz twórcą. Dla
osiągnięcia tego celu ma jeszcze Alicja
Klajsz sporo do zrobienia.
Przewiduję, że Autorka - Kobieta osiągnie
swój cel „by znów wyjść na ring: / wschodzącego / - i co dzień starszego - dnia“.
Jako niekwestionowana poetka / i badaczka obcych kultur/ a nie tylko spacerowiczka po „szpalerach cudzych wierszy“ pokaże nam własny nowy ciekawy tomik wierszu.
Alicja Klajsz: Babie lato. Regionalny Ośrodek kultury w Sieradzu, 1997.
7
Działalność Orkiestry
Ochotniczej Straży
Pożarnej w Sieradzu
w latach 1898 - 1939
ANDRZEJ TOMASZEWICZ Sieradz
W 1998 roku mija 100 lat od założenia
orkiestry strażackiej w Sieradzu.
Warto poświęcić kilka zdań temu zespołowi, który przez kilka dziesięcioleci odgrywał ważną rolę w życiu muzycznym
miasta.
Zorganizowana w 1876 r. straż sieradzka w ciągu około 20 lat nie posiadała
własnej orkiestry. Na występy publiczne
posiłkowała się dziesięcioosobową
orkiestrą Jana Dworzaka ze Zduńskiej
Woli.
Od 1894 r. zaniechano sprowadzania
obcej orkiestry i nawiązano porozumienie z orkiestrą kościelną. Orkiestra ta na
użytek straży występowała bezpłatnie.
Równocześnie były podejmowane kroki
zmierzające do zorganizowania własnej
orkiestry. W 1894 r. „Gazeta Kaliska“
donosiła :
„Latem poruszoną była kwestia zorganizowania orkiestry strażackiej, byli nawet
tacy, którzy już chcieli dać dobrowolnie
jakieś fundusze na zakup nowych instrumentów. Rozbił się jednak ten projekt
o brak odpowiednio uzdolnionego kapelmistrza. Dziś w Sieradzu mamy chętnego w osobie Józefa Witeckiego, który
chce się tym zająć, a nawet zebrał już
spore kółko amatorów muzyki mających
własne instrumenta i zaczął próby, jest
więc zawiązek, od nas zależy dalszy rozwój“.
Konieczność posiadania własnej orkiestry była tym większa, że w 1897 r.
z braku funduszów upadła orkiestra kościelna.
W 1898 r. naczelnikiem straży został wybrany lekarz Aleksander Murzynowski,
miłośnik muzyki, sam grający dobrze na
wiolonczeli.
Rozumiejąc znaczenie stałej orkiestry
dla straży i miasta, w lutym 1898 r. wyjednał u gubernatora kaliskiego zezwolenie na założenie zespołu.
Utworzenie orkiestry wiązało się z dużymi kosztami, przy czym najważniejszą
sprawą było kupno instrumentów muzycznych i zaangażowanie odpowiedniego nauczyciela muzyki.
Z zachowanego notesu A. Murzynowskiego możemy dokładnie określić wpływy i wydatki związane z utworzeniem
orkiestry. W 1898 r. orkiestra sieradzka
dysponowała funduszem 1191 rb 401/2
kop. Na sumę tą składały się następujące pozycje: z koncertu „Lutni“ kaliskiej
uzyskano - 251 rb 35 kop., z teatru
amatorskiego - 183 rb, 33 kop., z występów orkiestry - 70 rb, z wieczorku
strażackiego - 40 rb. A ponadto drobne
składki płacone przez strażaków i ofiary
od 50 kop. do kilkudziesięciu rubli, składane przez poszczególnych obywateli
miasta.
Z kolei wydatki na orkiestrę były następujące: kupno 14 dętych instrumentów
- 831 rb. 35 kop., waltornia, 2 bębny,
kontrabas, 2 pary skrzypiec - 232 rb,
nuty, ich oprawa i przepisywanie - 75
rb, nauczyciel muzyki (od lipca) - 100
rb. Inne wydatki to: oświetlenie i ogrzanie sali, szafa na instrumenty, podróże
służbowe itp. Łączne wydatki na orkiestrę w 1898 r. wynosiły 1565 rb 91 kop.
Niedobór finansowy pokrył A. Murzynowski z własnej kieszeni. Ofiarność
i społecznictwo sieradzkiego lekarza
przejawiała się ponadto w tym, że sprowadził z zakładu opiekuńczego w Warszawie 12 chłopców w wieku 10 - 12
lat, utrzymywał ich i opłacał pobieraną
przez nich naukę rzemiosła u miejscowych rzemieślników, pod warunkiem
jednak, że będą należeli do orkiestry
strażackiej. Wszystko wskazuje na to, że
ambicją A. Murzynowskiego było stworzenie przy straży małej orkiestry symfonicznej.
Mieszkanka Sieradza Zofia Serafinowicz
w jednym z listów do siostry Kazimiery
w 1898 r. pisała: „Pewnie wiesz, pan
Murzynowski jest naczelnikiem Straży
Ochotniczej Ogniowej. Otóż powiadam
Ci, w tej straży komponuje się muzykę
na dętych instrumentach, która składać
się będzie z członków straży. Instrumenty pewno już przyszły - 14 instrumentów kosztować będzie 800 rb. Ależ przy
tej orkiestrze tworzy się jeszcze inna na
rżniętych instrumentach, do której to,
tak przynajmniej twierdzi pan Murzynowski, należeć muszę. Ale co najważniejsze, mój nauczyciel pan Witecki będzie dyrektorem owych orkiestr, złączonych w jedną dęto-rżniętą orkiestrę“.
W praktyce jednak te ambitne plany tylko częściowo zostały urzeczywistnione.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
45
Trudności ze skompletowaniem odpowiedniego składu orkiestry i duże koszty
związane z utrzymaniem zespołu zadecydowały o tym, że pod koniec 1902 r.
orkiestra smyczkowa została rozwiązana. Nadal działała orkiestra dęta straży
ogniowej, chociaż i ona przeżywała
przejściowe trudności.
W 1908 r. korespondent „Gazety Kaliskiej“ donosił:
„Orkiestra straży ogniowej, która była
nawet wzywana do zagrania w parku
kaliskim, na którą ogół Sieradzan nie żałował grosza, które przeszastane zostały
zupełnie, ale na co? Trudno wiedzieć,
jeśli dziś z orkiestry pozostały tylko
wspomnienia“.
W tym czasie naczelnikiem straży został
geometra powiatowy Konstanty Walewski. Widząc, że instrumenty sprowadzone przez A. Murzynowskiego uległy
przyniszczeniu, w 1910 r. zakupił z własnych funduszów komplet nowych
w firmie Gliera w Warszawie i zaangażował pracowitego i zdolnego kapelmistrza, wychowanka orkiestry kaliskiego
pułku dragonów, Ignacego Kameckiego. Zwiększona została też liczba członków orkiestry do 20 osób, ubranych
w jednolite mundury. Przynależność do
orkiestry była niekiedy azylem dla młodych osób chroniących się przed służbą
w wojsku carskim. Szeroko rozgałęzione
stosunki K. Walewskiego wśród sfer
urzędniczych pozwalały mu na wyreklamowanie kandydata przed poborem do
wojska.
Zasięg oddziaływania orkiestry strażackiej był bardzo szeroki. Udział w uroczystościach państwowych, korporacyjnych, kościelnych, majówkach straży,
„wiankach“, fantowych loteriach stwarzał możliwości zetknięcia się z muzyką
praktycznie wszystkim mieszkańcom
miasta. Orkiestra strażacka urządzała też
własne koncerty. W okresie letnim
odbywały się one w parku lub przy obecnej ul. Tadeusza Kościuszki, zimą natomiast w miejscowej sali teatralnej. Tylko
w roku założenia orkiestry - 1898 źródła dostarczyły nam informacji o co
najmniej 15 takich koncertach. Podobnie było i w latach następnych. Orkiestra strażacka występowała też gościnnie w Kaliszu, Wieluniu i Zduńskiej Woli.
Śmiało więc można powiedzieć, że
orkiestra strażacka była prekursorem
muzycznej kultury masowej w Sieradzu.
Po wybuchu I wojny światowej i zajęciu
w 1914 r. Sieradza przez Niemców,
działalność straży została przerwana.
Zamilkła też orkiestra strażacka. W obawie by Niemcy nie zarekwirowali instrumentów muzycznych, zamurowano je
w skrytce w mieszkaniu członka orkiestry - Józefa Cieślickiego. Wznowienie
działalności straży nastąpiło na począt-
46
ku 1916 r., a wraz ze zmianą polityki
okupanta w stosunku do narodu polskiego (Akt z 5 listopada), wznowiła także działalność orkiestra strażacka. Po raz
pierwszy wystąpiła ona publicznie na
mszy żałobnej w związku ze śmiercią
Henryka Sienkiewicza w listopadzie
1916 r.. W latach 1917-1920 współpracowała ściśle z Chrześcijańskim Towarzystwem Zawodowym „Dźwignia“,
którego sekcja teatralna i chór prowadziły bardzo ożywioną działalność. Pomiędzy Zarządem Orkiestry Straży Pożarnej a Zarządem „Dźwigni“ zawarto
28 VI 1917 r. porozumienie, w wyniku
którego „... postanowiono wspólnie wystawiać sztuki, komedyjki i grać w niedzielę i święta na następujących warunkach - za wejście do parku będzie opłatę pobierać orkiestra, a za przedstawienia Towarzystwo „Dźwignia“. Orkiestra
będzie grać podczas antraktów przed
sceną, członkowie czynni straży ogniowej będą utrzymywać porządek w czasie przedstawienia honorowo“. Orkiestra strażacka występowała prawie we
wszystkich widowiskach organizowanych przez „Dźwignię“.
W 1923 r. po przerwie spowodowanej
wojną, wznowiło działalność Sieradzkie
Towarzystwo Muzyczne „Lutnia“. Także
z tym Towarzystwem straż utrzymywała
bardzo bliskie kontakty, organizując
wspólnie wieczornice i koncerty.
Orkiestra organizowała tez własne koncerty. W okresie letnim odbywały się
one w parku lub na skwerze przy ul. T.
Kościuszki,, zimą zaś w sali teatralnej.
Zasięg jej oddziaływania był bardzo szeroki: udział w uroczystościach państwowych, korporacyjnych i kościelnych
(akademie, pochody, manifestacje, majówki, „wianki“, loterie fantowe), stwarzał możliwość zetknięcia się z muzyką
prawie wszystkim mieszkańcom miasta.
Dla pełniejszego zobrazowania działalności orkiestry podejmiemy próbę rekonstrukcji jej udziału w życiu kulturalnym miasta w dwóch dowolnie wybranych latach.
Rok 1926: 19 kwietnia straż wraz
z orkiestrą brała udział w powitaniu
gen. Małachowskiego; w dniach 1 i 2
maja urządzono w teatrze, wspólnie
z Towarzystwem „Lutnia“, koncert z wystawieniem komedyjek; 3 maja straż
wraz z orkiestrą uczestniczyła w uroczystym nabożeństwie, a następnie w defiladzie z okazji święta narodowego; 9
maja rozpoczęto sezon letnich ćwiczeń
nabożeństwem w kościele farnym, po
którym odbyła się defilada z udziałem
orkiestry; 29 i 30 czerwca orkiestra koncertowała w parku; 27 czerwca straż
z orkiestrą, wespół z innymi organizacjami brała udział w tradycyjnych
„wiankach“ na rzece Warcie, z których
dochód był przeznaczony na pomoc
biednym dzieciom szkół powszechnych;
3 i 7 lipca - udział orkiestry w uroczystych procesjach Bożego Ciała; 4 lipca udział straży wraz z orkiestrą w akademii zorganizowanej z okazji święta narodowego Ameryki Północnej; 17 lipca
delegacja straży wraz z orkiestrą doręczyła uroczyście Radzie Miejskiej dyplom członka honorowego; 18 lipca
straż z orkiestrą uczestniczyła w uroczystościach poświęcenia figury Matki Boskiej przy kościele farnym; 12 września udział straży wraz z orkiestrą w uroczystości poświęcenia sztandaru sieradzkiej
organizacji „Sokół“; 11 listopada udział orkiestry w akademii z okazji
Święta Niepodległości; 15 grudnia,
w rocznicę śmierci prezydenta G. Narutowicza, podczas nabożeństwa kapelmistrz orkiestry strażackiej odegrał solo
kilka utworów.
Rok 1928: 18 lutego odbył się bal reprezentacyjny straży z udziałem orkiestry;
23 lutego - udział straży z orkiestrą
w pogrzebie członka rady miejskiej; 19
marca - udział orkiestry w capstrzyku
z okazji imienin marszałka Józefa Piłsudskiego; 19 marca straż z orkiestrą brała
udział w nabożeństwie i defiladzie, wieczorem - koncert orkiestry na okolicznościowej akademii; 22 i 23 kwietnia koncerty orkiestry i Towarzystwa „Lutnia“; 3 maja - udział straży z orkiestrą
w nabożeństwie i defiladzie, wieczorem
- w akademii; 13 maja - uroczyste nabożeństwo dla strażaków z udziałem orkiestry z okazji rozpoczęcia sezonu ćwiczebnego, następnie defilada; 26 maja
orkiestra i „Lutnia“ zorganizowały
przedstawienie amatorskie; 7 i 10
czerwca - udział straży i orkiestry w procesji Bożego Ciała; 23 czerwca straż
z orkiestrą, wespół z innymi organizacjami społecznymi, bierze udział w tradycyjnych „wiankach“; 24 czerwca
w święto WF i PW orkiestra koncertowała na stadionie sportowym; 8 lipca udział straży z orkiestrą w uroczystości
poświęcenia kąpieliska; 5 sierpnia orkiestra koncertowała na zabawie „Sokoła“;
15 sierpnia delegacja straży z orkiestrą
brała udział w nabożeństwie w rocznicę
„Cudu nad Wisłą“; 26 sierpnia orkiestra
uczestniczyła w konkursie orkiestr woj.
łódzkiego w Łodzi; 22 września delegacja straży wraz z orkiestrą uczestniczyła
w święcie „Tygodnika Lotniczego“; 7
października straż wraz z orkiestrą uczestniczyła w pogrzebie członka honorowego straży - Michała Danielewicza; 4
listopada - uroczystości związane z wręczeniem nagród uzyskanych na konkursie w Łodzi połączone z zabawą taneczną; 11 listopada straż z orkiestrą uczestniczyła w defiladzie z okazji Święta Niepodległości; w dniach 13, 14 i 15 listopada - koncert orkiestry w kinie; 12 grudnia orkiestra uczestniczyła w pogrzebie
członka straży.
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
Powyższy przegląd imprez, w których
uczestniczyła orkiestra Ochotniczej Straży Pożarnej, świadczy o dużej aktywności i pracy zespołu. Warto zaznaczyć, że
do 1924 r., kiedy powstała orkiestra
„Sokoła“, był to jedyny świecki zespół
muzyczny w mieście. Jego rola w zaspokajaniu potrzeb muzycznych mieszkańców wynikała również z faktu, że według danych z 1929 r. Sieradz posiadał
tylko 154 odbiorniki radiowe.
Zespół przeżywał swoje wzloty i upadki,
okresy wzmożonej aktywności i zastoju.
Trzeba bowiem pamiętać, że we wszystkich tego rodzaju stowarzyszeniach zasadniczą rolę zawsze odgrywały osoby
pełne inicjatywy, i choć instytucje takie
były wyrazem dążeń społecznych, swe
istnienie zawdzięczały głównie jednostkom, które swoim zapałem i pracowitością podtrzymywały działalność towarzystwa. Rzecz paradoksalna, ale pierwsze lata Polski Odrodzonej były zarazem
dla orkiestry okresem najtrudniejszym.
Wielu strażaków wstąpiło do tworzonego Wojska Polskiego, zaś powszechna
bieda i brak pracy uniemożliwiały prawie zupełnie pracę orkiestry. Próbę jej
odbudowania podjął na przełomie 1923
i 1924 r. Leon Skrzypiński - jej długoletni członek a zarazem jej gospodarz w latach 1910 - 1935. Wpływy z imprez
i przychylny stosunek władz miejskich
do orkiestry wyrażający się przyznaniem
w 1924 r. jednorazowego zasiłku w wysokości 1000 zł. na reperację instrumentów, pozwoliły zespołowi wyjść „na prostą“. Wtedy też narodziła się myśl utworzenia obok dętej także orkiestry smyczkowej. Zespół taki był bardziej przydatny do organizowania w mieście przedstawień amatorskich, wieczornic, akademii czy koncertów. Projekt został zrealizowany, gdy po śmierci długoletniego
kapelmistrza Ignacego Kameckiego
(1926 r.), nowym dyrygentem został Jan
Berdysz, były kapelmistrz wojskowy,
utalentowany muzyk grający biegle na
kilku instrumentach.
W dniu 1 I 1929 r. orkiestra dęta liczyła
29, a symfoniczna 30 członków. Ponieważ jednak kilkunastu muzyków grało
w obu zespołach, faktycznie obie orkiestry liczyły łącznie 43 ludzi. Dominowali w nich ludzie młodzi (do lat 20 - 18
osób, od 20 do 30 lat - 14, od 30 do 40
lat - 6 i powyżej lat 40 - 5 osób). W zespołach orkiestralnych dominowali
chrześcijanie (38 osób), niewielki odsetek stanowili żydzi (5 osób). Źródłem
utrzymania dla 24 osób było rzemiosło
i handel, dla 7 - zajęcia inteligenckie, 12
orkiestrantów było uczniami gimnazjalnymi.
Przełom lat dwudziestych i trzydziestych XX w. to okres największych sukcesów orkiestry. Na konkursie orkiestr
strażackich woj. łódzkiego 26 VIII 1928
r. zespół sieradzki zajął pierwsze miejsce
w grupie II (orkiestr miejskich), wyprzedzając orkiestry z Wielunia, Zgierza,
Piątku, Ozorkowa, Łęczycy i Radomska.
Jeden z jurorów pisał: „Z orkiestr miejskich straży pożarnych ochotniczych
pierwsze miejsce zajęła orkiestra z Sieradza pod kierunkiem druha J. Berdysza
w zespole 34 osób. Zespół ten wykazał
dużą sprawność techniczną i umiar artystyczny. Fantazja z opery „Halka“ odegrana była z odczuciem, a „Polne kwiaty“ prawie najlepiej z pozostałych
orkiestr miejskich. Zespół ten, wraz ze
swoim kapelmistrzem ma przed sobą
ładną przyszłość“.
Również na zawodach woj. łódzkiego
w 1933 r. orkiestra sieradzka, tym razem
pod dyrekcją kapelmistrza Wiktora Jaworskiego (byłego muzyka Operetki
Warszawskiej), zajęła pierwsze miejsce
w grupie orkiestr niezawodowych. Korespondent „Echa Sieradzkiego“ tak sko-
mentował ten fakt: „Sławą okryła się też
znana już szeroko mistrzowska orkiestra
straży sieradzkiej, która podczas tych zawodów wojewódzkich występowała
w konkursie najlepszych orkiestr województwa łódzkiego. I orkiestra zajęła
bezapelacyjnie pierwsze miejsce, nie
mając sobie równej w grupie orkiestr
niezawodowych. Członkowie orkiestry
zupełnie zasłużenie zbierają od lat laury
i poklask za swą systematyczną, harmonijną i mrówczą pracę nad doskonaleniem swych uzdolnień muzycznych“.
Na zakończenie rozważań nad działalnością orkiestry strażackiej należy zatrzymać się nad zagadnieniem związanym z jej repertuarem. Był on w zasadniczy sposób uwarunkowany możliwościami wykonawczymi koncertujących
muzyków. W sytuacji, gdy wykonawcami byli amatorzy, repertuar musiał rzecz
jasna, być dostosowany do ich możliwości wykonawczych. Z fragmentarycznie
zachowanych źródeł wynika, że były to
głównie utwory Leopolda Lewandowskiego, Stanisława Namysłowskiego
i Józefa Straussa: polki, walce, oberki,
krakowiaki i marsze, ale także urywki
z „Fausta“ Charlesa Gounoda, „Żydówki“ Jacquesa Halevyego, „Strasznego
dworu“ Stanisława Moniuszki. Wykonywano również utwory Verdiego, Ellenberga, Kalmana, Zimmermana, Osmańskiego, Sikorskiego.
7
Zespol smyczkowy orkiestry Ochotniczej Straży Pożarnej w Sieradzu -lata 30. XX w.
fot. ze zbiorów prywatnych
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego
47
Wojewódzki Dom Kultury w Piotrkowie Trybunalskim
97-300 Piotrków Trybunalski, Al. 3 Maja 12, tel. 647-71-94, 647-04-06, tel./fax 649-53-54
Centrum Promocji i Informacji
Kulturalnej WDK:
Redakcja Piotrkowskiego Informatora
Kulturalnego
Ośrodek Plastyki i Reklamy
Ośrodek Działalności Filmowej „Stop-klatka”
Ośrodek Działalności Środowiskowej
„Kontakt”
Ośrodek Działalności Teatralnej „Lustro”
Zespoły, kluby i koła
zainteresowań:
teatralne: „Na Poddaszu”, „Zielony”
- młodzieżowe
„Wiedźmy”, „Łysa Góra” - dziecięce
Recytatorzy
taneczne: młodzieżowy „Fuks”
dziecięcy „Szarada”
zespoły wokalno-instrumentalne:
zespół poezji śpiewanej „Przedświt”
zespół bluesowy „Morning Edition”
grupa wokalna „Gospel Group”
zespół poezji śpiewanej „Klimat(y)”
dziecięcy zespół wokalno-taneczny
„Bez nazwy”
dziecięca grupa solistów
Chór Seniora „Radość życia”
Klub Seniora
Regionalny Ośrodek Kultury w Sieradzu
98-200 Sieradz, ul. POW 19, tel./fax 822-57-12, 822-45-21, 822-49-32, 22-37-71
ROK w Sieradzu jako
państwowa instytucja
o funkcjach ponadlokalnych pomaga, inspiruje,
animuje i promuje działalność społeczno-kulturalną województwa i regionu. Działalność ROK
wyznacza VII programów merytorycznych:
I. Program „Kultura a samorząd“ ROK pełni
rolę organizatora kultury w wymiarze ponadlokalnym stosując najbardziej optymalne formy realizacji: doskonalenie warsztatu, dokumentowanie
działalności kulturalnej gmin, współfinansowanie
organizowanych imprez, organizowanie kompleksowych penetracji socjologicznych środowisk,
prowadzenie banku danych informacji o kulturze.
II. Program „Krzesiwo“ ROK polega na ściśle
współpracuje z lokalnymi społeczeństwami w za-
kresie ochrony dziedzictwa kulturowego realizowanej w formie: edukacji folklorystycznej dzieci
i młodzieży, promowaniu poszczególnych regionów kulturowych Sieradzczyzny, dokumentowaniu ważnych zjawisk etnograficznych, zwyczajów
i obrzędów ludowych oraz opieki merytorycznej
nad zespolami folklorystycznymi.
III. Program „Animacja Nieprofesjonalnej
Twórczości Artystycznej“ ROK na podejmuje
stałe działania edukacyjne w sferze teatru, literatury, plastyki, muzyki i tańca dla dzieci i młodzieży, wspiera organizacyjnie i finansowo amatorski
ruch artystyczny a przede wszystkim promuje go
w skali regionu, kraju i za granicą. Służą temu:
warsztaty, przeglądy, wystawy, spotkania i wydawnictwa.
IV. Program „Promocja Regionu“ ROKpopularyzuje i promuje dorobek i osiągnięcia instytucji
Dyskusyjny Klub Filmowy
Koła plastyczne dla dzieci
Pracownia grafiki i rysunku dla młodzieży
Szkółka dziennikarska: vademecum
dziennikarstwa dla młodzieży
Callanetics: w grupach dla początkujących i zaawansowanych
Polskie Towarzystwo Numizmatyczne
Klub gier fabularnych
Usługi:
ksero
graficzna reklama komputerowa:
plakaty, zaproszenia, afisze, etc.
wynajem pomieszczeń
(sala widowiskowa, klubowa)
nagłaśnianie imprez
realizacja imprez zleconych
kultury, amatorskich zespołów artystycznych oraz
twórców. Pozyskiuje niezbędne środków pozabudżetowe, zapewnia kontakty z organizacjami,
stowarzyszeniami, fundacjami krajowymi i zagranicznymi oraz współpracuje z województwami
ościennymi. Stałymi formami działań są: wydawnictwa, konfrontacje, festiwale, turnieje, przeglądy, sejmiki, wymiana zespołów artystycznych
w kraju i za granicą.
V. Program „Marketing i usługi kulturalne“
ROK świadczy usługi w zakresie: wydawnictw
(a tym akcydensów), impresariatu i usług artystycznych własnych, wideofilmowania, oprawy
plastycznej imprez, kserografii, nagłaśniania imprez oraz transportu krajowego i zagranicznego.
VI Program „TALENTY“ ROK promuje uzdolnione dzieci i młodzież, organizując warsztaty,
konsultacje i przeglądy.
VII Program „EKOMOTYWY“ ROK realizuje
edukację ekologiczną mieszkańców województwa stosując formy działalności: monitoring,
konkursy, warsztaty i szkolenia, zabawy i gry
dydaktyczne, imprezy plenerowe.
Wojewódzki Dom Kultury w Skierniewicach
96-100 Skierniewice, ul. Reymonta 33, tel. 33-36-39, 33-33-36, tel./fax 33-24-12
Kurs tańca towarzyskiego dla dzieci,
młodzieży i dorosłych; w grupach dla
początkujących i zaawansowanych
Kurs języka niemieckiego dla młodzieży i dorosłych; w grupach dla początkujących i średniozaawansowanych
Zajęcia w kołach
i klubach zainteresowań
Klub Miłośników Tańca
dla wszystkich grup wiekowych
Klub Fotograficzny „Foto”
48
dla wszystkich grup wiekowych
Klub Seniora „ARA”
Klub Literatów
Klub Francuski
Kino Studyjne „Klaps”
Klub Jazzowy „Muza”
Aerobik
Koło plastyczne dla dzieci i młodzieży
Zespoły Artystyczne
Estrada Dziecięca
„Wiercipięty”
Grupa Taneczna „4-20”
Grupa Tańca Nowoczesnego „Sen’s”
Chór dziecięcy
Zespół Dziecięcych Aktorów
Filmowych „Izyda”
Młodzieżowy Zespół Teatralny
Kapela Ludowa
Zespół Muzyczny „Lady Makbet”
Zespół Muzyczny „Epidemia”
Zespół Muzyczny „29 $ Blues”
Galeria Plastyczna
Siłownia
dla wszystkich grup wiekowych
Dyskoteka dla młodzieży
Scena Promocji
dla zespołów z terenu województwa
Scena Prezentacji profesjonalnych
i amatorskich zespołów artystycznych
Młodzieżowa Szkółka Dziennikarska
Usługi Ksero i Wideofilmowanie
Kompleksowa obsługa
szkoleń, seminariów, konferencji
Siódma Prowincja Kwartalnik Kulturalny Piotrkowskiego, Sieradzkiego, Skierniewickiego

Podobne dokumenty

issn 0867-4469 numer 2-3/31-32/98

issn 0867-4469 numer 2-3/31-32/98 Violetta Gołygowska Nie wolno oddzielać sztuki od miłości ... . . . . . . . . Mikołaj Pawlak Sztuka w galerii, sztuka na ulicy . . . . . . . . . . . . . .

Bardziej szczegółowo

Pokaż treść! - Cyfrowa Ziemia Sieradzka

Pokaż treść! - Cyfrowa Ziemia Sieradzka i za granicą Redaktor naczelny: Marek Jędras (Sieradz) Z-ca red. nacz.: Jan Krzysztof Szczęsny (Sieradz) Sekretarze: Bożena Dawidowicz (Piotrków Tryb.), Andrzej Smyczek (Skierniewice), Jan Pietrzak...

Bardziej szczegółowo