Chico Xavier / Andre Luiz,Oni żyją,Jeśli

Transkrypt

Chico Xavier / Andre Luiz,Oni żyją,Jeśli
List do mojej matki
Dziś mamo nie piszę do Ciebie z tego gabinetu wypełnionego
mądrymi książkami, gdzie Twój syn, biedny i chory patrzył jak
odpływają iluzje ludzkich tajemnic, siedząc przy lampie, która
powoli pożerała mu oczy cichą nocą. Dłoń, która jest podporą
dla pióra to zmęczona dłoń zubożałego człowieka, który spędził
cały dzień w poszukiwaniu gorzkiego chleba powszedniego dla
tych, którzy trudzą się i cierpią.
Moim biurkiem jest skromny trójnogi stołek zaadaptowany na
stół, a ściany, które mnie otaczają są nagie i przygnębiające,
jak te z naszego starego domu w Pedra do Sal. Nieobity dach
przepuszcza tęskne podmuchy nocnego wiatru i z tego właśnie
niewielkiego domowego zacisza, gdzie bieda kryje się z
wyczerpania i zniechęcenia, przyszło mi, bez niepokoju, o to
że najdzie mnie sen, albo zmęczenie, pisać, aby opowiedzieć
Ci, że wciąż żyję, by kochać i uwielbiać najszlachetniejszą z
matek.
Chciałbym powrócić do świata, który pozostawiłem, by być
ponownie Twoim synem, by stać się małym chłopcem i nauczyć się
modlić u boku Twego ducha uświęconego cierpieniami. Tęsknota
za Twoim oddaniem wiedzie mnie wciąż do tej Parnaiby z naszych
wspomnień, której piaszczyste drogi, gdzie czuć słonawy wiatr
znad morza, czynią mnie wrażliwszym. W tym ugwieżdżonym
zmierzchu Twej starości pełnej wiary i nadziei, idę z Tobą,
jako Duch, spoglądając w cudowny sposób pamięcią wstecz do
naszych odległych czasów.
Widzę Cię ubraną w skromne sukienki, gdy stoisz w naszym domu
w Miritibie i znosisz ze spokojem i poświęceniem zabawne
kaprysy mojego ojca. Następnie robię podsumowanie Twych dni
bolesnego wdowieństwa, gdy siedzisz przy maszynie do szycia,
czy też ze swym różańcem w dłoni, ofiarowując swoją młodość i
zdrowie za dzieci, płacząc razem z nimi nad sieroctwem, które
przyniósł im los, kiedy obok pulchnej i uśmiechniętej twarzy
Midoki, klękam u Twych stóp i powtarzam:
„Mój Panie Jezu, jeżeli nie dane mi szczęście, zabierz mnie z
tego świata, przynosząc mi dobrą śmierć.”
Wiele razy los sprawiał, że wierzyłaś w to, iż odejdziesz
pierwsza przed tymi, których wykarmiłaś pocałunkiem swych
pieszczot, gdy stawiał Cię u bram mroźnego i pustego świata
Śmierci. Ale, to my odeszliśmy, a Ty zostałaś. Zostałaś w
bolesnym tyglu tęsknoty nie tracąc nadziei na lepsze życie na
wielkim łonie Nieskończoności. Tymczasem cześć oddawana
dzieciom jest słodką pociechą Twego serca. Gładzisz głowy
swych wnuków i pielęgnujesz z taką samą troską moje drzewko
orzechowe, które stoi tam niczym symbol zasadzony pośród ziemi
parnaibskiej. Z miłością zrywasz jego owoce i grube, zielone
liście, aby dobre dusze zachowały wspomnienie Twego syna
porwanego przez wir bólu i śmierci.
Miroclesa, mamo, który zadbał o los mojego brata
pozostawionego przeze mnie pośród kwiatów i ptaków, który
dodawał mu sił, podczas, gdy jego ciało spoczywało w świeżej
ziemi, poprosiłem, by czuwał nad Twymi dniami odosobnienia i
starości. Wszyscy od nas wyciągają ku Tobie swe dobrotliwe i
przyjazne ręce; jest czymś niezwykłym, że dziś słyszysz mój
głos poprzez przekazy, które piszę do tak wielu ludzi, jak
wielu zdoła je zrozumieć. Wzruszają mnie Twoje łzy pojawiające
się, gdy przesuwasz swój zmęczony wzrok po stronach, które
piszę pośmiertnie starając się rozwiać wątpliwości, które
męczą Twe serce nadwyrężone ciężkimi trudami. Nachodzi Cię
pragnienie spotkania się ze mną, bym poczuł delikatny dotyk
Twych dłoni, jednocześnie odczuwasz wahania i skrupuły bojąc
się zaakceptować prawdy spirytystyczne, które podtrzymują Cię
w czasie tych trudnych dni, i odrzucić wiarę katolicką. Ale
nie
musisz,
mamo,
szukać
mnie
w
organizacjach
spirytystycznych. By wierzyć, że Twój syn wciąż żyje, nie
trzeba Ci porzucać Twej wiary. Nie ma już czasu, by Twój Duch
wyprawiał się w podróż ku nowym doświadczeniom na szerokim
polu filozofii i religii.
Na jednej ze swych stron, Coelho Neto pisał, że religie są jak
języki. Każda doktryna wysyła do Boga, na swój sposób, prośbę
lub uwielbienie. Wiele umysłów oddaje się na Waszym świecie
pracom polemicznym i dyskusjom mającym na celu rozwianie
wątpliwości.
Przychodzi jednak dzień, kiedy człowiek woli znaleźć spokój w
wierze, do której się przyzwyczaił, w swoich przemyśleniach i
swoich codziennych znojach. Ten czas, mamo, to właśnie Twój
czas, który przeżywasz uciekając w smutną pociechę łez i
wspomnień. Dochodząc do szczytu Twej Kalwarii tęsknoty i męki,
spoglądasz w niebiański wyraz twarzy Ukrzyżowanego, a Jezus,
który przyszedł, by pocieszyć wszystkich opuszczonych i
strapionych, mówi do Twego serca o delikatnych i słodkich
winach z Kany Galilejskiej, które przekształciły się w gorzki
ocet męczenników i o zielonych palmach Jerozolimy, które
przemieniły się w ciężką koronę cierniową. Krzyż wtedy wydaje
Ci się lżejszy i idziesz dalej. Oddani i ukochani przyjaciele
wysyłają Ci z oddali czułe pocieszenie, a Ty trwając w
uwielbieniu swych dzieci, czekasz, aż Stwórca swymi
wszechmocnymi rękoma odsłoni przed Tobą największe tajemnice
Życia.
Oczekiwanie i cierpienie są dwoma wielkimi słowami, wokół
których wirowało Twoje niemal siedemdziesiąt pięć lat życia
przepełnionych trudami, wdowieństwem i sieroctwem. A mnie,
moja mamo, nie ma tam przy Tobie, by ugłaskać Twe drżące
dłonie i siwe włosy uświęcone bólem. Nie mogę zapewnić Ci
chleba, ani chronić Cię przed atakiem burzy, ale gdy tulę
Twego ducha, staję się siłą, którą otrzymujesz w modlitwie,
zupełnie jakby po wypiciu tajemnego, boskiego nektaru.
Zapytany pewnego razu przez samego Luiza Gamę o swoje
wyzwolenie z kajdanów młody niewolnik mu odrzekł:
„Nie, mój panie!… Wolność, którą mi pan daje, bolałaby mnie
bardziej, aniżeli jarzmo niewoli, ponieważ moja spracowana,
sędziwa matka zostałaby pozostawiona sama sobie w swych
niewolniczych pracach.”
Gdyby Bóg mnie zapytał, mamo, o moje zdanie, zanim nakazał mi
wrócić do świata duchów, wolałbym zostać z Tobą, pomimo
przygnębiającego mroku, który towarzyszył moim oczom i
hipertrofii, która zamieniała mnie w potwora, tak by dawać Ci
moją miłość i przywiązanie, aż moglibyśmy odejść razem z tego
świata, w którym wszystko wymarzyliśmy, by niczego nie
osiągnąć.
Ale nawet jeśli Śmierć rozrywa delikatne kajdany ciała, nie
jest wstanie unicestwić niezniszczalnych więzów duszy.
Pozwól swemu sercu wciąż składać ofiarę na ołtarzu tęsknoty i
modlitwy; to boski i święty śpiew, w którym Bóg umieści
słodycz nadziei i wiary, a ja pewnego dnia u nieznanych bram
prowadzących do świata ciemności, przybędę trzymając za ręce
Midokę, cofając się w czasie, abyśmy znów stali się Twymi
umiłowanymi dziećmi. Otulimy się w Twych pełnych miłości
ramionach, niczym dwie malutkie ptaszyny z niecierpliwością
czekające na delikatne ciepło matczynych skrzydeł. Skryjemy
wtedy nasze łzy w boskiej skrzyni, gdzie przemienią się w
błyszczące i wieczne monety, których używa się na drogach
przebywanych przez wszystkich tych, którzy się smucą i trapią.
Twe dłonie trzymać jeszcze będą różaniec
niezapomnianych i nauczysz nas prosić na
modlitw tych
kolanach, ze
złożonymi rękoma o błogosławieństwa z Nieba. I gdy Twoje usta
będą szeptać cichutko: „Witaj Królowo… matko miłosierdzia…”
rozpoczniemy razem szczęśliwą podróż ku Nieskończoności pod
świetlistym sklepieniem delikatnych, jasnych i radosnych chmur
miłości.
Duch Humberto de Campos
fragment książki „Cronicas do Alem-Tumulo” [Kroniki
Zaświatów], psychografia Francisco C. Xavier
z
Nasze największe cierpienie
Naszym największym cierpieniem na świecie
Nie są trudności, ale zniechęcenie w stawianiu im czoła.
Nie są próby, którym jesteśmy poddawani, ale rozpacz wobec
cierpienia.
Nie jest choroba, ale strach przed jej nadejściem.
Nie jest nieszczęście kogoś bliskiego, ale gniew na to, że
zdarza się to w naszej rodzinie.
Nie jest porażka, ale upór w nieprzyznawaniu się do własnych
błędów.
Nie jest niewdzięczność, ale to, że nasza miłość nie jest
pozbawiona egoizmu.
Nie jest fakt, że jesteśmy tak mali, ale nasz bunt wobec
wyższości innych.
Nie jest obelga, ale zraniona duma.
Nie jest pokusa, ale rozkosz w jej przyjmowaniu.
Nie jest starzenie się ciała, ale ukochanie własnego wyglądu.
Łatwo zauważyć, rozwiązując każdą trudność, że największym
problemem jest brzemię zmartwień, które stwarzamy, rozwijamy i
utrzymujemy szkodząc samym sobie.
Duch Albino Teixeira
fragment książki „Passos da Vida” [Kroki życia], psychografia
Francisco C. Xavier
W chwili smutku
Czujesz się niczym spragniony podróżnik, na którego drodze nie
ma najmniejszego nawet źródełka.
Twoje serce bije się w piersi niczym wyczerpany ze zmęczenia
ptak potrząsający na próżno kratami klatki.
Lecz nawet wtedy nie pozwalasz, by niepokój wprowadził cię w
niepotrzebny smutek.
Jeśli czyjeś niezrozumienie przynosi gorycz twoim myślom,
przypomnij sobie o chorych lub kalekich towarzyszach, nie
rozumiejących i nie akceptujących sytuacji, w której się
znajdują; i służ im dalej czekając aż z czasem zmniejszy się
ich ból.
Gdy przyjaciele opuścili cię w trudnych zadaniach i rzucili
się w poszukiwanie rzeczy, które schlebiają ich ego, pomyśl o
beztroskich dzieciach spędzających czas na zabawie i
rozrywkach, lecz wspomnij też chwile spędzane na nauce; i służ
dalej czekając aż z czasem szkoła doświadczenia zmieni nas
wszystkich.
Jeśli po twoich bliskich pozostał tylko popiół i grób,
przekonaj się, że wszyscy oni wciąż żyją w sferze duchowej, a
ich los zależy, niemal zawsze, od tego, że pogodzisz się z ich
odejściem; dzięki temu będą mogli z powrotem nabrać sił; więc
służ dalej czekając aż z czasem otrzymasz pocieszenie, gdy
ponownie ich spotkasz.
Jeżeli dźwigasz zmartwienia, które wydają ci się zbyt ciężkie,
wspomnij twych braci słabnących gdzieś za tobą, dla których
jedno proste zdanie pokrzepienia płynące z twych ust jest
niczym błysk pochodni w mroku, który stale ich otacza; i służ
dalej czekając aż kiedyś, w odpowiednim dla siebie czasie,
każdy problem znajdzie rozwiązanie.
Wspomnij, że możesz być, już nawet dziś, głosem rozsądku dla
tych, którzy zabłąkali się przez brak roztropności; oparciem
dla tych, którzy potykają się w ciemnościach; pomocą dla
pielgrzymów naszej wspólnej drogi, których ubóstwo wpycha na
skały cierpienia; podporą dla tych, którzy ronią łzy rozpaczy
i głosem chroniącym ludzi bezbronnych, których nie omijają
nieszczęścia.
Nie powstrzymuj się, by łączyć w jedno wszystkie trudy.
Idź przed siebie i, jeśli nadmiar łez sprawia, że czujesz się
jakby noc zapadała w twoich oczach, podaj ręce Jezusowi i służ
dalej, mając pewność, że żyzna ziemia da nam chleb, a słońce,
którym kieruje Bóg, przyniesie nam jutro nowy dzień.
Emmanuel
fragment książki „O livro da esperança” [Księga nadziei],
psychografia Francisco C. Xavier
Spokój – Chico Xavier / Andre
Luiz
Chico Xavier / Andre Luiz
Spokój
Jeśli czujesz, że za chwilę twój umysł rozerwie się na
strzępy,
wycisz się na kilka chwil, by pomyśleć.
Jeśli przyczyną złego samopoczucia jest ciało,
niepokój przyniesie to, co najgorsze.
Jeśli powodem jest choroba ukochanej osoby,
twój brak równowagi jest czynnikiem, który sprawi, że stanie
się ona jeszcze poważniejsza.
Jeśli poniosłeś straty materialne,
narzekanie jest niczym bomba z opóźnionym zapłonem, która
wywołuje nowe nieszczęście.
Jeśli utraciłeś miłość,
skarżąc się na swój los, staniesz się mniej sympatyczny w
oczach twoich przyjaciół.
Jeśli przeoczyłeś jakąś wielką szansę,
niepokój to jedynie strata czasu.
Jeśli pojawiają się przeciwności,
twoja furia zniechęci tych, którzy zechcą ci niespodziewanie
przynieść pomoc.
Jeśli popełniłeś błąd,
rozpacz otworzy drzwi jeszcze większemu złu.
Jeśli nie udało ci się osiągnąć tego, co zamierzałeś,
zniecierpliwienie oddali cię tylko od celu, który sobie
zaplanowałeś.
Jakakolwiek byłaby trudność,
zachowuj spokój, gdy pracujesz, gdyż w każdej trudności pogoda
ducha stanowi ochronę dla duszy i wskazuje, że jedynym
rozwiązaniem jest działanie.
(Z książki „Ideał spirytystyczny”, medium F.C. Xavier, FEB)
Oni żyją
Przekaz otrzymany z zaświatów przez brazylijskie medium Chico
Xaviera. Jego autorem jest Duch Emmanuel.
Nie pozwól, by rozpacz ogarniała Twoje serce,
gdy myślisz o tych, którzy odeszli i jeszcze przed Tobą
przenieśli się do innej rzeczywistości.
Oni nie umarli.
Żyją.
Dzielą z Tobą troski, gdy wydaje się Tobie, że nic nie jest w
stanie Cię pocieszyć.
Niepokoją się, gdy ogarnia Cię bezsilność w stawianiu czoła
obowiązkom i gdy oddalasz się od Boga.
Oni także wiedzą, jak bardzo boli rozłąka.
Poznali łzy rozstania i pamiętają, jak bardzo drżą ręce, gdy
trzeba się pożegnać; wciąż słyszą słowa, które wypowiedziałeś
i to, że nie mogli odpowiedzieć na Twoje pytania zadane w tej
bolesnej chwili.
Nie dopuszczaj do siebie myśli, że Twoje życie i Twój ból
mogłyby im być obojętne.
Rozumieją, jak wiele kosztuje Cię powrót do normalnego życia
już bez nich; niemal zawsze nie przestają okazywać Ci
czułości, pomagając w tym trudnym zadaniu, albo ocierając łzy,
gdy natrafiasz na przeszkody, albo gdy ich wspominasz, pytając
się
dlaczego…
Myśl o nich, przemieniając tęsknotę w modlitwę.
Twoje pełne miłości modlitwy przynoszą im nadzieję i otwierają
im oczy na szersze horyzonty życia.
Kiedy możesz, wykonuj za nich zadania, które chcieliby
dokończyć; będą w tym bezustannie Cię wspierać.
Niektórzy chronią Cię i inspirują w działaniach, które Ty
podejmujesz; innym to Ty natomiast dajesz wsparcie i zachętę
do tego, by po tamtej stronie stawali się lepsi, bo to jest
ich zadanie.
Gdy jesteś gotowy do tego, by myślami poszukać ukochanych
bliskich mieszkających w zaświatach, nie skupiaj się jedynie
na ziemi, w której pochowano ich ciała,
czy tylko na tym, co materialne…
Pomyśl o niebie i niezliczonych światach, z których płyną
słowa o tym, że nie ma rozstania na zawsze, że wciąż jesteśmy
razem, a usłyszysz głos własnego serca, który powie Ci, że
Twoi bliscy nie udali się w stronę ciemności, ale tam, gdzie
mogą na nowo się obudzić.
Jeśli umrę wcześniej niż ty
Chico Xavier
Jeśli umrę wcześniej niż ty, zrób coś dla mnie:
Płacz tyle, ile chcesz,ale nie buntuj się przeciw Bogu za to,
że mnie zabrał.
Jeśli nie będziesz chciał płakać – nie płacz.
Jeśli nie będziesz w stanie płakać – nie przejmuj się.
Jeśli będziesz miał ochotę się śmiać – śmiej się.
Jeśli jacyś przyjaciele opowiedzą jakąś historię na mój temat,
wysłuchaj jej i dodaj swoją wersję.
Jeśli za bardzo będą mnie wychwalać, nie pozwól im na
przesadę.
Jeśli mnie będą zbytnio krytykować, broń mnie.
Jeśli będą ze mnie chcieli uczynić świętego tylko dlatego, że
umarłem, pokaż, że była we mnie odrobina świętości, ale że
daleko mi do obrazu, który malują.
Jeśli będą chcieli ze mnie zrobić demona, pokaż im, że być
może było we mnie trochę z demona, ale że przez całe życie
starałem się być dobrym przyjacielem.
Mam nadzieję, że będę przy Bogu wystarczająco długo, by
ciągle, gdziekolwiek bym nie był, jakoś ci pomagać.
I jeśli będziesz miał ochotę napisać coś na mój temat,
wystarczy tylko jedno zdanie:
– „To był mój przyjaciel, wierzył we mnie i chciał, żebym był
bliżej Boga!”
– Wówczas możesz uronić łzę.
Nie będzie mnie przy tobie, by ją wytrzeć, ale nie szkodzi.
Inni przyjaciele zrobią to za mnie.
I, gdy zobaczę, że ktoś przyjdzie na moje miejsce, pójdę
zajmować się moim nowym zadaniem w niebie.
Ale od czasu do czasu zerknij w stronę Boga.
Nie zobaczysz mnie, ale będę bardzo szczęśliwy, że na Niego
spoglądasz.
I, gdy nadejdzie twoja kolej, byś udał się do domu Ojca, gdy
nie będzie dzieliła już nas żadna zasłona, będziemy żyć w Bogu
przyjaźnią, która tutaj przygotowała nas na to, by z Nim być.
Wierzysz w to wszystko?
Więc módl się, byśmy żyli tak jak ktoś, kto wie, że kiedyś
umrze i byśmy umarli jak ktoś, kto wiedział jak dobrze żyć.
Przyjaźń ma jedynie sens wtedy, gdy dzięki niej niebo jest
bliżej nas, gdy to tutaj mamy jego początek.
Ale jeśli umrę wcześniej niż ty, myślę, że niebo nie będzie
dla mnie czymś dziwnym…
„Być twoim przyjacielem… to już przecież skrawek nieba…”