Wrzesień 2013

Transkrypt

Wrzesień 2013
1
Wrzesień 2013
Drogi
Czytelniku!
Ku wolności wyswobodził nas Chrystus....3
Wychowywać Razem ................................ 3
Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością
w Panu: postępujcie jak dzieci światłości. Nie bierzcie więc wzoru z tego
świata, lecz przemieniajcie się, abyście umieli rozpoznać..., co jest dobre...
Nie pozwól, by świat zagłuszył w Tobie ziarno Słowa. Nie ulegaj ciemności, świecidełkom tego świata, nie goń za przelotną modą, propozycjami,
które Cię poniżają, za banalnymi rozrywkami. Przecież w życiu nie najważniejsza jest kasa, władza, awans społeczny, przyjemność.
Myślę, że czytaliście lub oglądaliście Władcę Pierścieni. Jest tam pięknie
pokazane, co pragnienie władzy, pożądliwość pierścienia uczyniła z ludzi.
Potężni królowie stali się upiorami Nazgulami na służbie władcy ciemności Saurona. Co się stało z hobbitem, który przez długoletnie posiadanie
pierścienia stał się gollumem, potworem o oczach pełnych zniewolonego
pożądania? Czy chcesz, by Twoje życie tak wyglądało?
Nasz Pan Jezus Chrystus – Władca Światłości powołuje Cię do bycia
solą ziemi i światłem świata! Poznaj swoją godność chrześcijaninie!
Orzeł Królewski
Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie. Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i wyrósł wraz
z nimi. Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka, Myśląc,
że jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi szukając glist i robaków.
Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami fruwać kilka metrów
w powietrzu. No, bo przecież, czy nie tak właśnie fruwają koguty?
Minęły lata i orzeł się zestarzał. Pewnego dnia zauważył wysoko nad
sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka. Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo poruszając potężnymi, złocistymi
skrzydłami. Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.
– Co to jest? – zapytał kurę stojącą obok.
– To jest orzeł, król ptaków – odrzekła kura. Ale nie myśl o tym. Ty i ja
jesteśmy inni niż on.
– Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł wierząc, że jest kogutem w zagrodzie.
Nie jesteś powołany, by taplać się w błocie tego świata, lecz masz być
solą, która przyprawia, dodaje smaku światu, który tak często jest nijaki
i byle jaki. Masz być światłem, które uwalnia innych z lęku ciemności, masz
być Stróżem Poranka.
Ja Jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził
w ciemności, lecz będzie miał światło życia.
Oczywiście wiem, że nie jest to łatwe, możecie sobie pomyśleć: łatwo
się bratu pisze żyjąc w klasztorze.
Chcę Wam się przyznać, że mi wcale nie jest łatwo być światłem i solą,
często upadam, ale wiem, że mogę zacząć od nowa, bo On Jezus zawsze jest
przy mnie. Jego Miłość Miłosierna dodaje mi nowych sił do pracy nad sobą,
do powstawania. Drodzy Czytelnicy, pracujmy nad sobą, bądźmy twardzi,
o mocnym kręgosłupie, jak przebiśnieg, który mimo zimna, śniegu przebija
się i kwitnie w tak ekstremalnych warunkach.
NA DROGACH ŻYCIA NIECH CIĘ PROWADZI I STRZEŻE JEZUS!
Wasz proboszcz br. Marek
List z królewskiego pałacu......................... 7
Okruchy życia............................................ 8
Na 20-lecie............................................... 10
Młodzi u Maryi w Skrzatuszu.................. 11
Proboszcz uczestnikiem Półmaratonu... ...11
Dwanaście cudownych faktów z życia ....12
Małżeństwo (2)........................................ 15
„Niebo dla akrobaty”............................... 17
Z pamiętnika pewnego blefra... .............. 18
Rebus ...................................................... 19
Kołysanka Maryi...................................... 19
Rozmowa z Matką Bożą.......................... 19
Na wieczną rzeczy pamiątkę.................... 20
Pro Memoria............................................ 22
Msze św. w naszym kościele:
niedziele i święta: 7:00, 8:30; 10:00, 11:30,
13:00 14:30 (oprócz VII-VIII), 19:00
dni powszednie: 7:00, 8:00, 9:00, 18:30
Kancelaria Parafialna czynna:
wtorek i czwartek godz: 11:00-12:00 i 16:00-18:00
piątek i sobota godz: 11:00-12:00
Adres parafii:
64-920 Piła, ul. Ludowa 20
tel. 67 351 12 62, fax 67 213 13 32
www.pila.kapucyni.pl
e-mail: [email protected]
REDAKCJA: o. Marek Skwarło, Anna Adamczyk-Śliwińska, o. Andrzej Biniek, Roman Chwaliszewski,
Mariusz Góra, o. Łukasz Kopeć, Wojciech Krajewski, Cecylia Mirr, Hanna Rakowska,
Maciej Sarnowski, Bożena Wojtkowiak, Kamila Magdalena Wolicka
ZDJĘCIA: Archiwum „Głosu”, Mariusz Góra
DTP: Mariusz Góra
KOREKTA: Hanna Rakowska
ADRES REDAKCJI: 64-920 Piła, ul. Ludowa 20, tel. 67 351 12 62, fax 67 213 13 32, e-mail: [email protected]
DRUK: Zakład Poligraficzny Henryk Górowski, 64-920 Piła, al. Wojska Polskiego 66
Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany tytułów bez konsultacji z autorami.
Wrzesień 2013
3
Ku wolności wyswobodził
nas Chrystus
– czyli o pieniądzach
po chrześcijańsku
O jakiej wolności myślimy, gdy czytamy powyższe słowa z Listu do Galatów? Zapewne o wolności
od grzechu, o wolnej woli, wolności myśli i pięknie
sformułowanej przez św. Augustyna maksymie „kochaj
i rób, co chcesz”. Mało komu z nas jednak przyjdzie na
myśl wolność finansowa. Czy słowa św. Pawła można
również tak tłumaczyć? Czy mowa jest o jednym rodzaju wolności, czy też może Chrystus wyswobadza nas ze
wszelkich ograniczeń, którym jesteśmy poddani? Czy nie
czujemy się często przytłoczeni przez finansowe zobowiązania, kredyty, pożyczki, wysokie rachunki? Czy nie
ograniczają one niejednokrotnie naszej wolnej woli? Dlaczego więc nie założyć, że Chrystus chce nas wyzwolić
we wszystkich aspektach naszego życia, a więc również
i w kwestii finansów? Czym więc jest wolność finansowa
dla katolika? W jaki sposób powinniśmy do niej dążyć?
W mediach modne w ostatnich czasach jest postrzeganie wolności finansowej jako sytuacji, w której nie
musimy pracować, bowiem posiadany przez nas majątek
przynosi znaczne zyski. Dochody te pozwalają zaspokoić nasze potrzeby bez konieczności aktywności z naszej
strony. Zgodnie z ideą Kiyosaki’ego każdy człowiek
powinien budować sobie tzw. „pasywny dochód”, czyli
w taki sposób inwestować posiadane dobra, aby osiągać
z nich długofalowe korzyści. Mogą to być generujące
zyski przedsiębiorstwa, mieszkania na wynajem czy jeszcze inne inwestycje. Zgodnie z jego definicją człowiek
powinien zmienić swoje podejście do wydawania i jak
najwięcej pieniędzy kumulować w taki sposób, aby za jakiś czas móc przejść na emeryturę wypracowywaną przez
posiadany majątek. Jest to idea kusząca i niepozbawiona
ludzkiej logiki, czy jednak w pełni zgodna z chrześcijańską wizją świata? Czy ku takiej wolności finansowej wyswobodził nas Jezus? Czy kumulowanie majątku, choćby
i dającego zarobek, jest głównym celem chrześcijanina
w zakresie finansów? Wszak Jezus mówił: „Gromadźcie
sobie skarby w niebie, tam ani mól, ani rdza nie niszczą”
(Mt 6,20). Na czym więc mogłaby polegać chrześcijańska
wizja wolności finansowej?
Zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego wolność jest możliwością działania lub niedziałania, a więc
podejmowania przez siebie dobrowolnych działań (KKK
1744). Parafrazując – wolność finansowa będzie oznaczała sytuację, w której możemy podejmować dobrowolne
działania, nie będąc przymuszani do nadmiernej pracy lub
niezgodnych z zasadami moralnymi sposobów zdobywania pieniędzy. Człowiek cieszący się wolnością finansową
nie martwi się, skąd wziąć pieniądze na spłatę licznych
rat kredytów czy zaspokajanie swoich potrzeb. Co więcej
– w przypadku niepodziewanego koniecznego wydatku
jest w stanie mu sprostać nie korzystając z lichwiarskich
propozycji firm żerujących na ludzkim nieszczęściu. Ale
Wrzesień 2013
4
wolność finansowa ma też inne oblicze – pozwala dzielić
się z potrzebującymi i wspomagać Kościół. Wszak „radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 9,7). Wolność finansowa
nie polega na spełnianiu wszystkich swoich zachcianek,
ale też nie na nadmiernym ograniczaniu swoich potrzeb.
To nie wolność w ujęciu Kiyosaki’ego, która zmierza do
samowystarczalności. To sztuka umiejętnego zarządzania
zasobami, które są nam powierzone i wykorzystywaniu
ich do dobrych celów. I – jak każda cnota chrześcijańska –
wymaga nieustannej pracy nad sobą, równocześnie dając
poczucie wewnętrznego spokoju i wiarę, że jeśli zaufamy
Bogu, to On zaspokoi nasze potrzeby.
Co zatem trzeba zrobić, aby osiągnąć wolność finansową? Św. Jan nauczał: „poznacie prawdę, a prawda was
wyzwoli”. Maksymę tę można zastosować również do
finansów. Aby móc pozbyć się trosk o pieniądze, w pierwszej kolejności musimy poznać swoją sytuację finansową.
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, na co wydaje pieniądze. Często zdarza się, że pieniądze rozchodzą się nie
wiadomo kiedy i na co. Niby nic wielkiego nie kupiliśmy,
cała pensja już wydana, a pozostają jeszcze jakieś rachunki do zapłaty. Dopóki nie zdamy sobie sprawy, jaką kwotę
mamy do dyspozycji oraz ile wydajemy na jaki cel, nie
jesteśmy w stanie uporządkować tej sfery życia.
Spróbujmy przez dwa-trzy miesiące spisywać wszystkie dochody i wydatki. Po analizie tych danych będziemy
mogli stworzyć plan zakupów na kolejny miesiąc, spłacić
kredyty i pożyczki, stworzyć fundusz rezerwowy, zacząć
oszczędzać na większe wydatki, aby w końcu osiągnąć
sytuację, w której nasze finanse nie będą stanowiły naszego zmartwienia.
„Potem rzekł do swoich uczniów: „Dlatego powiadam
wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani
o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej
znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie
się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki!”
(Łk 12, 22-24)
Do spisywana wydatków przydatne będzie zbieranie
wszystkich paragonów, aby potem na ich podstawie podzielić zakupy na odpowiednie kategorie. To, jakie będą
to kategorie, zależy wyłącznie od nas – każdy wydaje
pieniądze w inny sposób i inne kategorie będą dla niego
użyteczne, jednak nie powinno być ich na początek więcej
niż dziesięć. Przykładowo kategorie mogę być następujące: żywność, opłaty za mieszkanie, edukacja i opieka nad
dziećmi, kosmetyki i środki czystości, utrzymanie samochodu, zdrowie, odzież i obuwie, raty kredytów, Kościół/
dobroczynność, rozrywka. Istotne jest, aby wydatki spisywać na bieżąco, nie rzadziej niż co 2-3 dni, póki jeszcze
pamiętamy, co kupowaliśmy. Dobrze jest też sprawdzać,
czy udało nam się ująć wszystkie zakupy, porównując
zmiany stanu naszego konta i portfela z sumą spisanych
wydatków. Postarajmy się wpisywać wszystkie, nawet
najdrobniejsze wydatki, gdyż sumarycznie mogą one
stanowić znaczącą pozycję w naszym budżecie. Najbardziej przejrzystą formą spisywania wydatków będzie tabelka, gdzie kolumny będą reprezentowały poszczególne
kategorie, a wiersze – kolejne dni miesiąca. Na koniec
miesiąca sumujemy każdą kolumnę, aby stwierdzić, ile
wydaliśmy na którą pozycję.
Poza zestawieniem wydatków niezbędne będzie też
spisane wszystkich dochodów wpływających do domowego budżetu. Będą to pensje, a w przypadku własnej
działalności – otrzymane płatności od klientów, dodatkowe dochody z umów zlecenia czy o dzieło czy ze sprzedaży niepotrzebnych nam już przedmiotów. Na podstawie
takich dwóch zestawień możemy spragawdzić, jak mają
się nasze dochody do wydatków. Jeśli okaże się, że wydajemy więcej niż zarabiamy, jest to bardzo niekorzystna
sytuacja, która zmusza nas do zapożyczania się. Lepiej
starać się wydawać mniej, a różnicę odkładać, tworząc rezerwę na nagłe, niespodziewane wydatki. Istotne jest też,
aby pozbyć się długów, które ograniczają naszą wolność
i spędzają nam sen z powiek, a ich spłata stanowi znaczną
pozycję w budżecie domowym. Znając dotychczasową
strukturę wydatków będziemy w stanie stworzyć plan
finansowy pozwalający nam rozsądnie gospodarować
i uwzględniający środki na stopniowe pozbycie się pożyczek i kredytów oraz pozwalający oszczędzać na „czarną
godzinę”.
Kiedy będziemy wiedzieli ile i na co wydajemy, to będziemy mogli podejmować racjonalne decyzje w zakresie
dysponowania środkami powierzonymi nam przez Pana
Boga do gospodarowania w tym świecie.
„Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej
będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy,
ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie
niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym
dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze?”
(Łk 16, 10-12)
Wrzesień 2013
Sylwia Krajewska
5
Tylko rodzina zapewnia dzieciom fundament wychowawczy – to jej zadanie i obowiązek!
Wychowywać Razem
Prysnął czar wakacji. Skończył
się czas letniego wypoczynku. Znów
życiem tętnią szkolne korytarze i lekcyjne sale. Rozpoczął się nowy rok
nauki i wychowania.
za swojego wychowanka, a z drugiej
wpływ na jego rozwój chce uzyskać
zbyt wiele podmiotów. W codziennej
praktyce objawia się to tym, że rodzice coraz częściej czują się bezradni
O tym, że nie tylko nauczanie,
ale i wychowywanie jest ważne, nie
trzeba chyba nikogo przekonywać.
Wykształcenie i zdobyte umiejętności praktyczne są z pewnością ważne.
Pozwalają one zdobyć odpowiednią pracę i odnaleźć swoje miejsce
w świecie. Jednak wiedza i wszelkie
kwalifikacje mogą przynieść dobre
owoce tylko wtedy, gdy towarzyszyć
im będzie dojrzała osobowość i ukształtowany charakter, a nade wszystko odpowiednio uformowane sumienie.
Nasi przodkowie w sposób
oczywisty „dziedziczyli” metody
wychowawcze swych rodziców
i dziadków, przekazując je następnym pokoleniom. Prości ojcowie
i matki, nie korzystając ze specjalnych
poradników pedagogicznych, a kierując się jedynie rodzicielską miłością
i mądrością, potrafili pomóc członkom swojej rodziny stać się dojrzałymi i szlachetnymi ludźmi.
Jednak dokonujące się na naszych
oczach zmiany cywilizacyjne i kulturowe doprowadziły do zachwiania
tradycyjnych wzorców wychowawczych. Dziś ten naturalny proces
napotyka na wiele przeszkód, ponieważ z jednej strony mało kto chce
podejmować pełną odpowiedzialność
wobec zadań, jakie stawia przed
nimi wychowanie, szkoła także nie
chce wychowywać tylko edukować
(w tym seksualnie i to od najmłodszych lat), Kościół jest marginalizowany, a media wszystkim narzucają
swoją wizję świata. Każdy ciągnie
w swoją stronę, każdy ma swoje własne cele (czyt. interesy), a dziecko
jest szarpane przez różne ideologie
i wzorce postępowania, od jednej
skrajności do drugiej.
Niepokojąco ciągle zmniejsza się
wychowawczy wpływ rodziny na
młode pokolenie, gdyż każdego roku
rozwodzą się rodzice ok. 200 tys.
dzieci. Rośnie też liczba maluchów
rodzących się
w rodzinach
niepełnych.
Z
drugiej
strony
rodzice coraz
powszechniej
pozostawiają
swoje
latorośle samym
sobie. Pochłonięci
pracą
zawodową,
z trudem zabezpieczając
Wrzesień 2013
byt materialny nie mają czasu, ochoty
i sił, aby podjąć trud wychowawczy.
Kontakt rodzica z dzieckiem zostaje
sprowadzony do absolutnie niezbędnego minimum. Jeszcze trudniejsza
z wychowawczego punktu widzenia
jest sytuacja rozłąki rodziców z córkami i synami spowodowana np. pracą za granicą. Większość rodziców
nie wyraża także żadnych chęci, aby
angażować się w życie szkoły czy
nawet tylko interesować się tym, co
się tam dzieje. Współpraca rodzica
z wychowawcą jest dzisiaj niezwykle
trudna. Każdy nauczyciel wie, jak
niełatwo „ściągnąć” matkę, a tym
bardziej ojca dziecka do szkoły. Najczęściej spotyka się z postawą roszczeniową i pretensjami, że ktoś śmie
krytykować ich dziecko.
Stąd szkoła coraz bardziej nie
chce podejmować odpowiedzialności
za wychowanie. Wielu nauczycieli
przestało traktować swój zawód jako
powołanie. Za swoje zadanie uważają
przekazywanie i egzekwowanie wiedzy, a nie kształtowanie pozytywnych,
ważnych życiowo postaw szkolnej
dziatwy. Rodzice, którzy poważnie
podchodzą do wychowania swojego
potomstwa, skarżą się na brak osobistego zaangażowania nauczycieli problemami wychowawczymi ich dzieci.
Ich dobra wola współpracy ze szkołą
szybko się wypala po niedobrych
doświadczeniach już w pierwszych
klasach szkoły podstawowej. Więk-
6
szość rodziców odnosi wrażenie, że
tzw. Trójki Klasowe i Rady Szkoły są
jedynie atrapą, aby wypełnić odgórne
zalecenia. Rodzic w szkole często
jest nadal kłopotliwym intruzem,
który subiektywnie ocenia pracę nauczyciela i przeszkadza w realizacji
programu. W tej sytuacji nie dziwią
wywiadówki, na które przychodzi
mało rodziców, a obecnym serwuje
się jedynie potężny zestaw pretensji,
że dzieci uczą i zachowują się źle,
z zupełnym pominięciem propozycji
działań pozytywnych. Z tych utyskiwań najczęściej nic nie wynika, gdyż
zarówno nauczyciel, jak i rodzic, nie
jest w stanie zmienić realiów polskiej
szkoły z jej współczesnymi uwarunkowaniami. Oczywiście mamy także
chlubne wyjątki, ale nadal wiele
pozostaje do zrobienia, wszak być
nauczycielem dzisiaj – uczyć i wychowywać – to wielka sztuka prowadzenia dzieci i młodzieży „pod prąd”
negatywnych zjawisk i zagrożeń.
Kościół ma obowiązek i pragnienie by służyć dziełu wychowania.
Czyni to poprzez duszpasterstwo
i katechezę, a także poprzez katolickie szkoły, przedszkola, parafialne
świetlice i inne placówki wychowawcze. Jednak katecheza szkolna
jest niejednokrotnie traktowana jako
coś drugorzędnego, sprowadzana do
przedmiotu mało ważnego, wręcz
niepotrzebnego. Tymczasem, bez
udziału dziecka w życiu Kościoła,
w grupach formacyjnych, a przede
wszystkim bez wychowania reli-
gijnego w rodzinie trudno mówić
o wychowaniu w wierze, zgodnie
z wartościami chrześcijańskimi.
W tej sytuacji pole wychowania
coraz bardziej przejmują media,
w trybie ciągłym, agresywnym
i niezwykle sugestywnym ukazując
nowy, modny, jedynie nowoczesny
tryb życia opierający się na ideologii
„Róbta, co chceta, tylko czasami nie
myślta”. Mają one wielki wpływ na
zachowania młodych, z czego najczęściej nie zdają sobie sprawy rodzice. Na dodatek ci ostatni są często
przez media „wkopywani w ziemię”
– pokazywani jako niekompetentni, sfrustrowani, stosujący jedynie
przemoc, nadużywający władzę. Cóż
więc dziwnego, że młody człowiek
z rodzicami rozmawia kilka minut
dziennie, lekcje odrabia jedynie
w szkole, natomiast godzinami ogląda
telewizję, czyta prasę młodzieżową,
żyje zgodnie z regułami swojej grupy
rówieśniczej i coraz częściej włącza
Internet.
Właśnie Internet przez swoją
aktywną formę kontaktu z całym
światem i gigantyczną ilość informacji stanowi olbrzymie zagrożenie
dla dziecka, które jeszcze nie zostało
nauczone dokonywania pozytywnych
i bezpiecznych dla niego wyborów.
Nie chodzi tu tylko o ogromną liczbę
stron pornograficznych ale promocję
wielu destrukcyjnych postaw, do których na co dzień prawdopodobnie nie
miałoby dostępu.
W tym zatłoczeniu nadmiarem
informacji, typowym dla współczeWrzesień 2013
snej cywilizacji, dziecko czuje się
zupełnie zagubione. Proces wychowania zostaje totalnie zdezintegrowany. Wszyscy mówią co należy
wybrać, a jednocześnie podkreślają
wolność wyboru, która staje się zupełną fikcją. Rzeczywistość ulega
zafałszowaniu w ogólnie głoszonym
egoizmie i wygodnictwie, a skutkiem
tego są coraz liczniejsze wśród młodych ludzi przypadki uzależnienia
od nikotyny, alkoholu, narkotyków,
leków psychotropowych. Narasta
problem przedwczesnego rozpoczynania współżycia seksualnego, ciąż
u nieletnich, przemocy na tle seksualnym, chorób przenoszonych drogą
płciową. Wzmaga się przestępczość.
U małoletnich wzrasta poczucie odrzucenia i dramat braku miłości. Coraz więcej młodocianych ma objawy
poważnego lęku, frustracji, depresji,
utraty radości, nawet sensu życia aż
po przypadki samobójstw.
Postawmy sobie zatem podstawowe pytanie: czy możemy zintegrować nasze wysiłki wychowawcze
i po prostu wychowywać razem.
Razem – to znaczy wspomagając się,
a nie przeszkadzając. Czy nie jest to konieczne w celu obrony przed poważnym
atakiem przeciwko rodzinie, przeciwko
wychowaniu do wartości, do wiary i zachowania tradycji swojego narodu?
Przede wszystkim jednak
powinniśmy zdecydowanie bronić praw rodziców – pierwszych
i najważniejszych wychowawców
i nauczycieli swych pociech. Bowiem
tylko kochająca się rodzina zapewnia
swoim dzieciom podstawowy fundament wychowawczy – to jej zadanie
i obowiązek! Pozostałe instytucje, od
szkoły zaczynając, powinny służyć
jej swoją pomocą i wsparciem.
Człowiek, aby stać się tym, kim
powinien ostatecznie być, koniecznie
potrzebuje wychowania oraz kochających i wymagających zarazem
wychowawców. Pozostawiony samemu sobie nie jest w stanie rozwinąć
w pełni swego człowieczeństwa.
A zatem wszyscy, którym droga jest
sprawa wychowania – będąc najpierw
cierpliwymi wychowawcami samych
siebie – pomóżmy naszym dzieciom
i młodzieży nieustannie wspinać się
w górę, by mogły przeżyć młodość
z całym jej bogactwem i pięknem.
Cecylia Mirr
7
List z królewskiego pałacu
Zdarzyło się któregoś razu, że
pewna dusza nieoczekiwanie dostała
list, opatrzony królewską pieczęcią.
Okazało się, że Król usłyszał o uczynku owej duszy i zapragnął ją poznać
osobiście. W tym celu zaprosił duszę
na uroczystą wieczerzę w pałacu królewskim.
Dusza poczuła się niezmiernie
wyróżniona zaproszeniem. Zdziwiła
się nieco, że akurat ów uczynek został zauważony, gdyż wydawał się jej
doprawdy mało znaczący. Pomyślała
więc, że Król winien dowiedzieć się
o wszystkich jej zasługach. Postanowiła się zatem nimi przystroić. Otworzyła szuflady i wyciągnęła z nich
wszystko, co tylko miała. Ponieważ
od lat dziecięcych służyła dla Króla, stać ją było na wyszukane szaty
z kosztownych materiałów. Na dłonie
nałożyła wysadzane klejnotami jałmużny pierścienie, na szyi zawiesiła
długie naszyjniki z nanizanymi perłami dobrych czynów. We włosy wpięła pyszne wstęgi wiedzy teologicznej
i powiązała je w kilkukrotne bukiety
kokard. Najbardziej dumna była
z diademu, w którym lśniły diamenty
wyrzeczeń i zniesionych upokorzeń.
Kiedy już wszystko ubrała, uginała
się wręcz pod kilogramami biżuterii,
lecz pragnienie zrobienia na Królu
dobrego wrażenia było silniejsze niż
niewygoda. Dzwoniąc licznymi bransoletami gorliwości i niedzielnych
wierności, na wysokich koturnach
lat służby, chwiejnym krokiem wkroczyła do przysłanej karety.
Jadąc do pałacu rozmyślała
o tym, czy nie zapomniała o jakichś
elementach stroju, czy jest wystarczająco dobrze ubrana? Nigdy nie
widziała Króla, ale wyobrażała sobie,
że jest On kimś wspaniałym: majestatycznym i potężnym monarchą,
w purpurowym płaszczu obszytym
gronostajami, ubranym w pełne
przepychu szaty wyszywane złotem,
z koroną wykonaną z najrzadszych
kruszców, zdobioną klejnotami tak
drogocennymi, o których zdobyciu
dusza mogła tylko pomarzyć. Otaczał
zaś monarchę dwór pełen cnót i zalet wszelakich, każdy zaś pracownik
pałacu wydawał się jej niedosiężnym
ideałem. Drżała więc dusza z emocji
i poprawiała nerwowo kokardy, czyniąc przegląd swej garderoby.
– Chyba o niczym nie zapomniałam – niepokoiła się. Snuła w myślach
tematy rozmowy, pragnąc olśnić Króla opowieścią o niezwykłych zmaganiach podczas zdobywania każdej
perełki. W marzeniach widziała już
uznanie, jakie niewątpliwie zobaczy
w oczach Króla na widok koturnów, kosztownych tkanin i biżuterii,
a zwłaszcza diademu. Tak minęła jej
cała droga.
Tymczasem Król był właścicielem ogromnej winnicy, bardzo pracowitym. Z pasją i ogromnym zaangażowaniem sam przycinał wszystkie
latorośle i troskliwie doglądał owoców swych winnych krzewów. Kiedy
więc doniesiono Mu, że przybywa
dusza, ogromnie się ucieszył. Przerywając pracę, tak jak stał w roboczym
ubraniu, z sekatorem w reku wybiegł
jej na spotkanie…
Na dziedziniec tymczasem właśnie wjechała karoca. Budzący reWrzesień 2013
spekt, jaśniejący lokaj otworzył drzwi.
Dusza wygramoliła się po schodkach
i dumnym choć chwiejnym krokiem
podążyła ku imponującym schodom,
na których szczycie dostrzegła licznych, pełnych blasku dworzan. U stóp
schodów stał uśmiechając się szeroko
ogrodnik w słomkowym kapeluszu,
z ogorzałą słońcem twarzą. Na tle
świty wyglądał dość nędznie. Zakurzony i spocony, w rozchełstanej
koszuli i w dodatku zupełnie bosy.
Patrzył na duszę z ogromną miłością.
Dusza jednak spojrzała nań tylko
przelotnie. Z niejaką wzgardą pomyślała, że nie wypada być tak podle
ubranym w królewskim pałacu. Mijając uśmiechniętego ogrodnika nie
obdarzyła go nawet jednym spojrzeniem. Miłą dla jej uszu muzyką był
stukot koturnów na schodach i brzęk
biżuterii. Kiedy wspięła się na szczyt
schodów, brakowało jej tchu, lecz
dworzanie wyglądali tak wspaniale,
że obracała się to tu, to tam, aby jej
klejnoty tym piękniej błyszczały…
Jak poczuł się dobry Król wzgardzony przez duszę?
Jaki wstyd ją z kolei ogarnął, gdy
powiedziano jej, że Król wyszedł jej
na spotkanie i czeka na nią u stóp
schodów. I poproszono uprzejmie,
czy byłaby łaskawa do Niego zejść?
Jak zażenowana musiała być dusza, gdy schodząc powoli z wysokich
schodów zrozumiała wreszcie, że
Król jest Kimś niezwykle skromnym?
***
Kiedy św. Franciszek pytał Boga:
„Kim jesteś Ty, a kim ja?” wkrótce
odkrył, że Jezus na ziemi był ubogi.
Franciszkańska małość jest, jeśli
dobrze myślę, stałym pamiętaniem
o tym (Ps 16,8), że Bóg jest bardzo
skromny. Jest On tak dobry, że nieustannie wszystko rozdaje, dzieli
się swą pełnią (Mk 10,18). Cóż
więc masz, czego byś nie otrzymał?
(1 Kor 4,7). Wszystkie najlepsze
nasze cechy, zdolności, możliwości
czynienia dobra pochodzą od Niego.
On nas do tego uzdolnił, On nam
wszystko dał. Jak śmiesznie wyglą-
8
Okruchy życia
„Potem Jezus odszedł stamtąd
i podążył w stronę Tyru i Sydonu.
A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała:
„Ulituj się nade mną, Panie, Synu
Dawida! Moja córka jest ciężko
dręczona przez złego ducha”.
Lecz On nie odezwał się do niej
ani słowem. Na to podeszli Jego
uczniowie i prosili Go: „Odpraw
ją, bo krzyczy za nami!” Lecz On
odpowiedział: „Jestem posłany
tylko do owiec, które poginęły
z domu Izraela”. A ona przyszła,
upadła przed Nim i prosiła: „Panie,
dopomóż mi!” On jednak odparł:
„Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom”. A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta
jedzą z okruszyn, które spadają ze
stołów ich panów”. Wtedy Jezus
jej odpowiedział: „O niewiasto
wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!”
Od tej chwili jej córka była zdrowa” (Mt 15, 21-28).
„Ewangelia o okruchach”
Każdy z nas słyszał treść tej Ewangelii przynajmniej
raz. Oczywiście można interpretować ją na wiele sposobów. Ksiądz Jan Twardowski mówi, że: „po przeczytaniu
tekstu tej Ewangelii najczęściej mówimy o cierpliwości,
wytrwałej modlitwie błagalnej, takiej, która się nie zniechęca. Może być ktoś, u kogo w rodzinie nie zdarzyła
się żadna katastrofa, diabeł nie dręczy córki, ale bez
tych okropności mogą być i inne okropne rzeczy. Ktoś
modli się o wielkie sprawy, o powołanie, o świętość –
damy w pysznych strojach zdobnych
w zasługi przed skromnym Królem,
który sam jest największym Dawcą
Darów. Przecież prawdziwie naszym
dziełem jest dziurawe grzechem,
powyciągane słabościami i przetarte
upadkami codzienne ubranie. Na nim
rzeczywiście rzuca się w oczy wielka
metka: ‘made by myself’ – cały(a)
ja. Bo grzech od Boga nie pochodzi.
W takich ciuchach przed Królem
wyglądamy najbardziej odpowiednio
– bo skromnie. Można powędrować
z Nim na wieczerzę jak przyjaciel z
przyjacielem. Bez obaw, że zachwiejemy się na koturnach, zaplączemy
w suknię czy sznury korali i widowiskowo upadniemy, a Król i Jego
i wydaje mu się, że nikt go nie
słyszy, że Bóg ogłuchł, przyszedł,
ale nie do niego, do innego. Ten
tekst budzi nadzieję, że nie ma
modlitw niewysłuchanych. Jak
zachowała się poganka, kiedy Jezus jej powiedział, że nie należy
zabierać chleba dzieciom i rzucać
go psom? W odpowiedzi Jezusa
mogła odnaleźć odmowę, odrzucenie, przezwisko, porównanie do
psa. Czy nas nie zastanawia, że ta
zrozpaczona kobieta uśmiechnęła
się? W jej odpowiedzi – „Ale
i szczenięta jedzą okruchy ze stołu
pańskiego” - kryje się uśmiech.
Bardzo dobrze trafiłeś, Panie, bo ja
właśnie jestem takim psiakiem”.
Przywołuję słowa „okruchy
życia” na znaczenie - może skromnych, z pozoru nic nieznaczących
– zdarzeń, chwil, momentów, słów,
gestów, spotkań, „zbiegów okoliczności”, które nigdy
zbiegami okoliczności nie są, z których właśnie „składa
się” ludzkie życie. Z ludzi, spotkań, wypowiedzianych
i usłyszanych słów, z okazanych uczuć, mnóstwa emocji
i przeżyć. W perspektywie całego życia i wieczności rzeczywiście są one „okruchami”.
W perspektywie tej oto chwili, kiedy „się dzieją”,
są bochenkami chleba. Chleba, którym każdego dnia
łamiemy, dzielimy się z innymi ludźmi. Niewątpliwie
każdy będzie miał tych okruchów i okruszków swój
woreczek, a każdy będzie pewnie inny. I okruchy nie tej
samej wielkości.
świta będą nas musieli podnosić.
Jeśli Król jest bardzo skromny, by nie
wyjść przy Nim na głupca, warto się
do Niego upodobnić…
Małość to również, jak wierzę,
pamiętanie o tym, że słudzy nieużyteczni jesteśmy (Łk 17,10), gdyż
wstążki teologicznej wiedzy powinny
nam służyć do sporządzania opasek
uciskowych, aby z czyichś ran nie
wyciekało życie, pierścienie i inną
biżuterię nakazano przecież jak najszybciej rozdać (Mt 6,3) i zapomnieć
o nich, a diamenty z diademu najsłuszniej byłoby upłynnić na głębie
zrozumienia podobnie skrzywdzonych czy odrzuconych albo dać w zastaw za tych, którzy sami nie umieją
się wyrzec jakiegoś „sssskarbu”. Jeśli
Wrzesień 2013
wciąż coś ‘posiadam’ tylko dla siebie,
chwalę się i mówię (2 Kor 12, 5-7)
o czymś innym, jak tylko o swej słabości, to w istocie żenująco umizguję
się przed Nim ozdobami i dzwonię
biżuterią. Być może dopiero z pustymi rękami, bez żadnych ozdób (bo
udało się dobrze zainwestować bransoletki, pozbyć się pereł oraz wstążek
i wyrzucić buty na koturnach (Mt 20,
1-14), w nędznym roboczym ubraniu
wyglądam przed Królem, i nie tylko
przed Nim, naturalnie.
Jest wielką łaską, kiedy Bóg uwalnia nas od zajmowania się tylko sobą.
I uzdrowieniem z duchowej ślepoty, gdy
Go nie minę dziś, jeśli stanie na mojej
drodze w skromnym przebraniu…
Anna Adamczyk-Śliwińska
9
Pierwszy „okruszek”… OCZEKIWANIE
W życie ludzkie wpisane jest czekanie. „Gdzieś”, „na
coś i po coś”, „na kogoś i dla kogoś”. Niejednokrotnie
towarzyszy temu zniecierpliwienie, irytacja, zdenerwowanie czy wręcz frustracja.
Czekanie – chciałoby się go uniknąć. Jednak Pan
Bóg pokazuje, że na naprawdę ważne rzeczy trzeba „trochę” poczekać, by umieć je dostrzec, przyjąć i się nimi
ucieszyć, i troskliwie zaopiekować. Dzień, tydzień, rok,
dziesięć lat, a może trzydzieści. Od czekania wszystko się
zaczyna... Przyjaźń. Miłość. Dom. Rodzina. I, wspaniała
nowina, że na „wy-czekaniu” i „do-czekaniu się” wcale
się nie kończy…
Drugi „okruszek”… DAR
Niektórzy ludzie są już u kresu życia, mają zasłużony
wiek, który bardzo często obdarował ich wielką mądrością.
Jakiś czas temu usłyszałam, jak bardzo bliska memu
sercu Osoba, powiedziała: „Babcia nie umie przyjmować
darów, prezentów. Czas, by Babcia się tego nauczyła”.
Niektórzy tak mają – bronią się zawzięcie przed przyjęciem czegokolwiek (kogokolwiek), by nie czuć się
zmuszonym do odwzajemnienia się, rewanżu, by uwolnić
się od poczucia wdzięczności. Nie lubimy być nikomu
nic dłużni. Nie lubimy być do niczego przymuszani. Nie
przyjmujemy, by nic nam nie zostało później „wypomniane”, by nikt nas nie „podliczył”, nie wystawił rachunku.
A przecież o to w życiu chodzi, by być radosnym dawcą,
bo radosnego dawcę Pan Bóg miłuje. Ale musimy też
potrafić przyjmować, bo dar wymaga przyjęcia, najlepiej
radosnego. Dziś na przykład miałyśmy problem z grzejnikami. Przyszedł do nas Pan Hydraulik (po godzinach
pracy), by wkręcić nowy zawór. Zanim zdążyłyśmy
się zorientować, Pan Hydraulik już wszystko naprawił
i wychodząc z mieszkania, zawołał: „Pani Krysiu, nic nie
trzeba. Trzeba sobie przecież pomagać”. Uczynione dobro
powróci do Ciebie – ze zdwojoną siłą i mocą – wtedy, kiedy
się tego nie będziesz spodziewać.
Dla niektórych pomoc i dobro to nic nadzwyczajnego,
to odruch, sposób bycia, istnienia, bez żadnego zastanowienia czy kalkulacji „co z tego będę mieć”. Bo najlepsze
są prezenty i niespodzianki „bez okazji”. Najlepszą zaś
„okazją” jest to, że chce się sprawić radość bliskiej osobie.
Trzeci „okruszek”… MODLITWA
Za Panią Łucję i Grażynę, które bardzo często spotykam w kościele czy na ulicy – o zdrowie i siły. Za Panią
Reginę, która potrzebowała wsparcia w drodze z rehabilitacji do domu. Za Panią Krysię, mamę Pani Halinki, która
ma mieć operację oka.
Za te wszystkie osoby, które spotkaliśmy być może
tylko raz w życiu, ale właśnie w takim momencie, w takiej
chwili, kiedy bardzo tego potrzebowały. Kiedy potrzebowały dobrego słowa, ludzkiej obecności, może po prostu
wysłuchania i westchnięcia w modlitwie. A może tak
naprawdę to my potrzebowaliśmy tego krótkiego spotkania? By się zatrzymać, dostrzec Chrystusa w tym drugim
człowieku, by otworzyć Mu drzwi i chwilę porozmawiać,
tak w ferworze dnia codziennego i licznych obowiązków,
i rzeczy „na wczoraj”. To Ban Bóg się do nas uśmiechnął
i dał nam szansę. Wspaniale, jeśli z niej skorzystaliśmy.
Czwarty „okruszek”… OBECNOŚĆ
Pani Łucja i Grażyna uśmiechają się i pozdrawiają.
Pani Regina – zaprasza zawsze na kawę i ciastko: „bo
to bardzo ważne by w każdym mieście mieć taką swoją
przyszywaną rodzinę, do której zawsze można przyjść,
tak bez zapowiedzi, bo to przecie po sąsiedzku”.
To niesamowite, że czasami przez dosłownie ułamek
sekundy jesteśmy współuczestnikami, współtwórcami
losu i życia innych ludzi. Możemy sprawić by na ich twarzy pojawił się uśmiech. To dar. Większego nie ma. Dar
bezinteresownej, gwałtownej miłości – choć przez chwilę.
Jezus kochał właśnie taką bezinteresowną, bezgraniczną
i gwałtowną miłością (ale cały czas, nie tylko przez chwilę). Dlatego pomagał innym, uzdrawiał ich, przywracał
do życia. Także tych, którzy mieli Go w nienawiści.
Piąty „okruszek”… UŚMIECH i RADOŚĆ
Pani Krystyna „zapałała miłością” i podzieliła się…
Sobą, swoją historią i tym, że chciałaby mnie jeszcze zobaczyć, i że zawsze mogę przyjechać. Poczułam w sercu
wielką radość. Ludzie są dobrzy. A Pani w „warzywniaku” uśmiecha się na odległość. Bo uśmiechnęłam się do
niej dwa razy i życzyłam, zwyczajnie, po ludzku: „miłego
dnia”. Ludzie nie przywykli do tego. Inaczej – odzwyczaili się od tego. To tak niewiele, nic nie kosztuje a daje tyle
radości – Tobie i innym.
I oczywiście tych okruszków i okruchów jest znacznie, znacznie więcej. Taki jest jednak mój „woreczek”,
a w nim wspaniały bochenek chleba. Chciałam się nim
z Tobą podzielić.
Co jest w Twoim „woreczku”? Dzielmy się sobą jak
chlebem. Dzielmy się sobą jak Jezus.
Wrzesień 2013
Kamila Magdalena Wolicka
10
Na 20-lecie...
Pomysł założenia biblioteki parafialnej
zrodził się w zakonie tercjańskim św. Ojca
Franciszka w momencie, kiedy zaczęły
krążyć wieści o przeniesieniu nauki religii
z salek katechetycznych do szkół. W wakacje
1993 roku dwie panie z zakonu świeckich
podzieliły się swoim pomysłem z ówczesnym
proboszczem, o. Zbigniewem Kasperczakiem. Trzeba było działać szybko i roztropnie. W dawnym pokoju katechetycznym stała
duża zamknięta szafa, mieszcząca podstawowy zbiór książek potrzebnych do nauczania
religii. Dalej przyszła z pomocą Opatrzność.
Nawiązaliśmy kontakt z pilaninem z pochodzenia, który opiekował się biblioteką
w Trzciance, a do nas czasami przychodził
na spotkania biblijne. On to zaprosił nas do
Trzcianki i pokazał jak funkcjonuje tamtejszy punkt biblioteczny, no i jak można przytulnie zagospodarować
i zaaranżować wnętrze. W tym samym czasie likwidowano w Pile ZNTK i przyzakładową bibliotekę. Trzeba
było zorganizować własny transport i zabrać za darmo
wybrany sprzęt oraz książki. W ten sposób trafiły do nas
regały, dwie szafy katalogowe i 2 tysiące książek. Znowu
Opatrzność postawiła człowieka, który nam pomógł. Jedną
z szaf katalogowych mogliśmy oddać panu do Trzcianki
w podzięce za okazaną pomoc. Inni panowie pomalowali
regały i szafkę na jednolity brązowy kolor i po ustawieniu
w największej z dawnych sal katechetycznych, można
było zakładać katalogi i układać księgozbiór.
Wielka to była radość dla nas , że w okresie postulatu
miałyśmy głowę, serce i ręce zaangażowane w coś, co dawało radość także innym. Radował bogaty księgozbiór ze
szczególnie rozbudowanym działem drugim z UK, czyli
działem religijnym w Uniwersalnej Klasyfikacji Dziesiętnej, a w nim działy z teologii naturalnej (Pismo Święte)
teologii dogmatycznej (życie religijne), teologii pastoralnej/nauczanie Kościoła), a także zbiór z teologii moralnej
(rozmyślania, modlitewniki, wiersze ubogacające nasze
życie wewnętrzne). Wbrew naszym oczekiwaniom, nasza biblioteka została wpisana do rejestru Bibliotek Ko-
ścielnych w Polsce (na stronie 279), opracowanym przez
Ośrodek Archiwów, Bibliotek i Muzeów Kościelnych
przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Przy pomocy
tych zbiorów powstawały opracowania, referaty a także
prace magisterskie np. obroniona na Uniwersytecie Warszawskim z bibliotekoznawstwa przez panią z Mrzeżyna
oraz inna z filologii polskiej na Uniwersytecie im. M. Kopernika w Toruniu, na temat poezji ks. Twardowskiego.
Niezmiennym powodzeniem u naszych parafian cieszą
się żywoty świętych, a wśród nich głównie Mała Tereska,
św. Faustyna, Ojciec Pio czy Jan od Krzyża.
Radością naszą są stali czytelnicy, z którymi czujemy
się jak w rodzinie. Rozmowy z nimi odsłaniają tak bogate
wnętrza, że sami zstępujemy do głębszych warstw pokory. Jedna z czytelniczek liczy więcej niż osiemdziesiąt
lat, przeczytała wiele książek i jest żywo zainteresowana
nowymi pozycjami książkowymi. Przypomina starą maksymę: „prawdziwa bieda jest nie tylko wtedy, gdy brakuje
chleba. Biedą jest brak pożywienia duchowego”.
Swą posługę pełnimy już 20 lat i nie wyobrażamy
sobie, że mogłoby jej nie być. Jest naszą radością każdy
odwiedzający nas czytelnik.
Serdecznie zapraszamy.
Szczęść Boże!
Bożena Wojtkowiak
BIBLIOTEKA PARAFIALNA ZAPRASZA:
s. Maria Kościelniak
s. Elżbieta Tokarska
wtorek godz.16.00-18.00
czwartek godz.16.00-18.00
Wrzesień 2013
11
Młodzi u Maryi
w Skrzatuszu
„Ogrzejcie swoje serce przy Jezusie. On chce wylać na was płomienie
żywe, płomienie miłości. Potrzebuje tylko Twojego ‘tak’. Weź ten
ogień!”.
Na tegorocznym Spotkaniu Młodych w Skrzatuszu do pięknej wspólnej modlitwy zachęcali oo. Enrique
i Antonello. Płomienie ognia były
wyjątkowe, przepełniały duszę, serce i ciało prawdziwą Bożą radością.
Rozpalały wiarę.
To był nadzwyczajny czas. Energia sześciotysięcznej młodej wspólnoty była niesamowita.
Otworzyłam się na działanie Ducha św. i czułam niepojętą radość.
Z tego, że jestem Bożym Dzieckiem,
że ilekroć upadam, On mnie podnosi,
że w codziennych drobiazgach mogę
ujrzeć Jego obecność.
Ważnym dla mnie momentem
spotkania było powierzenie się opiece Maryi. Wszyscy razem wyrazi-
liśmy chęć zabrania jej do swojego
domu jako naszą Matkę. Poczułam
się odpowiedzialna za tę relację,
choć zazwyczaj o niej zapominałam.
W natłoku ludzkich spraw gubiłam
sens życia z Maryją.
Kolejne Spotkanie Młodych
w Skrzatuszu z pewnością za rok. Zachęcam wszystkich. Pan Bóg naprawdę działa i warto poświęcić Mu ten
dzień, by miał szansę kształtować nas
takich, jacy jesteśmy – bez naszych
komputerów, telewizorów, Facebooka
i innych przyczyn rozproszenia.
Ja wiem, że pragnę tam wracać
każdego roku.
Ania
Proboszcz uczestnikiem Półmaratonu PHILIPS
Rekordowa ilość uczestników zgłosiła się do 23.
Półmaratonu Philips, który niedzielę 8 września 2013 r.
odbył się na ulicach naszego miasta. Podczas elektronicznych zapisów odnotowano 2937 uczestników, a do mety
dotarło 2431 osób. Jest to znakomity rezultat. W gronie
finiszujących znalazł się także o. Marek Skwarło.
Proboszcz ukończył bieg na 978 miejscu z czasem
1:45:51. Warto dodać, że zwyciężył Kenijczyk Joshua
Munywoki, który 21 km i 97 m pokonał w czasie 1:03:05,
drugie miejsce zajął jego rodak Martin Mukule z czasem 1:03:05, a trzecie Polak Marcin Błaziński z czasem
1:05:04.
Ojciec Marek planował ukończyć bieg w 2 godziny.
Rezultat pokazuje, że udało się to osiągnięcie nawet poprawić. Drogi Proboszczu – jesteśmy z Ciebie dumni!
Serdecznie gratulujemy!
Redakcja
W prawym dolnym rogu, ojciec proboszcz podczas maratonu
w 2011 roku
Wrzesień 2013
12
Dwanaście cudownych faktów
z życia św. o. Pio. (7 ost.)
11. Cud procesu
beatyfikacyjnego
Wspomniałem o „cudzie pomników o. Pio”, o którym
mówił arcybiskup Carta. Wizja osobowości o. Pio była
tak dla niego fascynująca, że nadał jej jakby pewne „Wierzę”, w którym występuje dwanaście artykułów wiary,
czy dwanaście pokoleń Izraela lub dwunastu apostołów.
Liczba symboliczna ale dająca człowiekowi wiele do
myślenia.
W obecnym numerze rozważymy nr 11: cud procesu
beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego. Trzeba powiedzieć,
że zaraz po śmierci o. Pio zaczęły do San Giovanni Rotondo przyjeżdżać rzesze pielgrzymów, którzy modlili się,
a ich modlitwy były wysłuchiwane. Działo się coraz wiecej
cudów i nawróceń. Te zdarzenia zbierano i opisywano.
Postulator generalny naszego zakonu, o. Bernardino
da Siena, w którego gestii jest przestawienie Stolicy Apostolskiej sprawy wyniesienia na ołtarze kandydata, który
w opinii ludzi jest świętym, udał się do San Giovanni
Rotondo w celu złożenia hołdu Zmarłemu. Postulatora
wprawił w zdumienie ogromny tłum wiernych, który
przesuwał się w modlitwie przed ciałem Sługi Bożego.
Oznaczało to, że opinia świętości, jaką Ojciec Pio cieszył
się za życia, potwierdziła się po jego śmierci.
W tym czasie przepis prawa kościelnego postanawiał,
że taki proces może zostać rozpoczęty przed upływem
trzydziestu lat od śmierci Sługi Bożego. Przed dwudziestą
piątą rocznicą śmierci o. Pio, mianowicie dnia 20 marca
1983 r., rozpoczął się w Manfredonii proces kanoniczny dotyczący życia, cnót i cudów Ojca Pio. Pierwsza sesja była sesją
otwarcia, podczas której nastąpiło ustanowienie Trybunału
i złożenie przysięgi przez zainteresowanych. Przesłuchano
73 świadków. Wśród nich był abp Carta, który stwierdził:
Czy ta praca, tak ogromna, wykonana w ciągu siedmiu lat,
czyż nie jest jeszcze jednym cudem ojca Pio?”
Warto w tym miejscu posłużyć się pismem papieża
Jana Pawła II, które zostało ogłoszone dnia 18 grudnia
1997 r. W pewien sposób podsumowuje ono cały proces
beatyfikacyjny o. Pio, i rozpoczyna się słowami: „U stóp
Jezusowego krzyża dusze przyoblekają się w światło
i rozpalają się miłością; tu otrzymują skrzydła, by się
unieść jak najwyżej. Niech krzyż także i dla nas będzie
łożem spoczynku, szkołą doskonałości, naszym umiłowanym dziedzictwem”.
Są to słowa, które Czcigodny Sługa Boży, Pio z Pietrelciny, napisał w młodości. Można je uważać za syntezę
jego życia duchowego i bardzo owocnego jego apostolatu. On rzeczywiście tak bardzo kochał Jezusa ukrzyżowanego, że wiernie go naśladował na drodze krzyża;
w duchu i w ciele dzielił z Nim cierpienia Jego męki, za
dnia i w nocy pracował dla budowania Jego Królestwa,
stając się wszystkim dla wszystkich, żeby uratować choć
niektórych (l Kor 9,22).
W tym Dokumencie znajdziemy jego krótki życiorys
i drogę do świętości, którą ukazywał swoim życiem i zachęcając innych. Wydaje się, że Jezus o nic tak się nie
troszczy, jak tylko o uświęcenie każdej duszy.
Szczególnym polem jego działalności był ołtarz, sprawowana przez niego Msza św. i konfesjonał oraz listy
pisane do osób, którym kierował jako ojciec duchowny.
Ojciec Pio spalany żarem miłości Boga i bliźniego,
zgodnie ze swoim specjalnym posłannictwem żył w całej
pełni swoim powołaniem do współzbawiania ludzi, co
znamionowało całe jego życie. Dla niego uczestnictwo
w Męce Chrystusa było wyjątkowo intensywne. Zostały mu
udzielone wyjątkowe dary i towarzyszyły mu wewnętrzne
i mistyczne cierpienia. Sprawiały one, że we wstrząsający
sposób i trwale przeżywał udręki Pana z niezmienną świadomością, że „Kalwaria jest górą Świętych”.
Nie mniej bolesne a po ludzku biorąc bardziej dotkliwe były cierpienia, które musiał znosić z powodu - można by powiedzieć – swoich wyjątkowych charyzmatów.
W historii świętości bywa czasem, że wybrany – za specjalnym Bożym przyzwoleniem – spotyka się z niezrozumieniem. Gdy tak się dzieje, posłuszeństwo staje się dla
niego tyglem oczyszczenia, drogą stopniowego upodabniania się do Chrystusa, pogłębieniem autentycznej świętości. Tak pisał ojciec Pio na ten temat do swego przełożonego: „Staram się być tobie posłuszny, gdyż dobry Pan
Bóg pozwolił mi poznać tylko to jedno, że najmilszą dla
Niego rzeczą, a dla mnie jedynym środkiem, jest nadzieja
zbawienia, by móc opiewać zwycięstwo”.
W tym Dokumencie podkreślono również to, że jego
miłosierna miłość była niczym balsam dla dotkniętych
słabościami i cierpieniem braci. W ten sposób łączył on
gorliwą troskę o dusze z wrażliwością na ludzkie cierpienie stając się pomysłodawcą budowy w San Giovanni
Rotondo zespołu szpitalnego, który sam nazwał Domem
Ulgi w Cierpieniu. Został otwarty 5 maja 1956 r.
Ojciec Pio założył Grupy Modlitwy, które nazwał
„szkółkami wiary i ogniskami miłości”, i ogniskami
Wrzesień 2013
13
miłości”. Nasz Czcigodny Poprzednik Paweł VI porównał je do wielkiej rzeki modlących się ludzi.
A w dniu 2 maja 1999 r., w uroczystość beatyfikacji,
Jan Paweł II powiedział: „Spełniając życzenie naszego
Brata Vincenzo D’Addario, Arcybiskupa ManfredoniiVieste, a także wielu innych braci w biskupstwie oraz
licznych wiernych, za Radą Kongregacji do spraw Kanonizacyjnych naszą Władzą Apostolską zezwalamy, aby
odtąd Czcigodnemu Słudze Bożemu Pio z Pietrelciny
przysługiwał tytuł Błogosławionego i aby jego święto obchodzono w miejscach i w sposób określony przez prawo
corocznie w dniu jego odejścia do nieba, 23 września”.
Natomiast dnia 16 czerwca 2002 roku ogłaszając
Ojca Pio świętym zadekretował: „Na chwałę Świętej
i Nierozdzielnej Trójcy, dla wywyższenia katolickiej wiary
i wzrostu chrześcijańskiego życia, na mocy władzy naszego Pana, Jezusa Chrystusa i Świętych Apostołów Piotra
i Pawła, a także Naszej, po uprzednim dojrzałym namyśle, po licznych modlitwach i za radą wielu naszych Braci
w biskupstwie, orzekamy i stwierdzamy, że błogosławiony Pio z Pietrelciny jest Świętym i wpisujemy go do
Katalogu Świętych, polecając, aby odbierał On cześć jako
Święty w całym Kościele. W imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego”.
Ojciec Pio jest chlubą Kościoła. I chociaż przez
wiele lat był prześladowany przez ludzi Kościoła – Bóg
w swej wielkiej dobroci zsyła czasami na człowieka różne
doświadczenia aby „doświadczyć go, jak złoto w tyglu”.
Dziękujemy Bogu za ten wspaniały dar świętości ale
również mamy iść jego śladami ku Chrystusowi, którego o.
Pio tak bardzo ukochał. Chciał, aby każdy człowiek miłował
Pana Boga swego: z całego serca, z całej duszy swojej, ze
wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego.
12. Cud wizyty
Jana Pawła II
Arcybiskup Carta w swoim referacie „Cuda o. Pio”
umieścił wizytę papieża Jana Pawła II na końcu wszystkich cudów. Nie oznaczało to, że jest ona dla niego najmniej ważna. Warto zwrócić uwagę, że te dwie osoby prowadziły ludzi do zbawienia tak jak Dobry Pasterz – Jezus
Chrystus.
Zanim doszło do tej wizyty warto tutaj przedstawić
historię kontaktów między o. Pio a papieżem Janem
Pawłem II. Spotkali się tu na ziemi tylko jeden jedyny
raz w życiu. Było to w Wielkanoc 1947 roku. Młody
wówczas kapłan Karol Wojtyła przebywał na studiach
w Rzymie, gdzie wiele słyszał o stygmatyku mieszkającym w San Giovanni Rotondo. Zapragnął odwiedzić bardzo znaną i zarazem tak kontrowersyjną postać. Wiedział
zapewne, że w tym czasie nie zalecano osobom duchownym odwiedzania go. Widocznie istniał jakiś powód,
o którym nigdy się już nie dowiemy. Wiemy, że rozmawiał
z ojcem Pio, następnie prosił o spowiedź i uczestniczył we
Mszy św. sprawowanej przez Niego przy bocznym ołtarzu
św. Franciszka. Jeszcze do tego zdarzenia wrócę przy omawianiu wizyty papieża w San Giovanni Rotondo.
W czasie Soboru Watykańskiego II młody biskup Krakowa Karol Wojtyła dowiedział się, że pracująca w Kurii
Krakowskiej i bardzo zaangażowana w sprawy rodziny
katolickiej Pani Wanda Półtawska, ciężko zachorowała.
Operacja była przewidziana na dzień 22 listopada
1962 roku.
W dniu 17 listopada 1962 roku biskup Krakowa Karol
Wojtyła pisze list do o. Pio, który zawozi pracujący wtedy
w Watykanie o. Angelo Battisti, będący osobistym sekretarzem o. Pio. Po dotarciu do San Giovanni Rotondo,
adresat polecił o. Angelo, aby list otworzył i przeczytał.
Był napisany po łacinie a treść następująca: „Czcigodny
Ojcze, proszę Cię, módl się za pewną matkę czterech córek, która ma czterdzieści lat i mieszka w Krakowie, w
Polsce. Podczas ostatniej wojny przez pięć lat przebywała
w obozach koncentracyjnych w Niemczech i teraz jest
w ciężkim zagrożeniu zdrowia, a nawet życia, z powodu
raka. Módl się, ażeby Bóg, za przyczyną Najświętszej Panienki, okazał miłosierdzie jej i jej rodzinie”. Podpisany
biskup Krakowa Karol Wojtyła.
Jak wspomina o. Angelo Battisti, o. Pio słuchał z
uwagą i zarazem był myślami gdzieś daleko. Następnie
powiedział: „Angelo, Temu nie można powiedzieć „nie”
i dodał, Angelino, zachowaj ten list, ponieważ w przyszłości będzie bardzo ważny”.
W dniu 28 listopada 1962 roku biskup Krakowa Karol
Wojtyła pisze drugi list do o. Pio, który również przywozi o. Angelo Battisti. Jak poprzednio otwiera i czyta:
„Czcigodny Ojcze! Kobieta, która mieszka w Krakowie,
w Polsce, matka czterech córek, w dniu 21 listopada,
przed operacją chirurgiczną niespodziewanie wyzdrowiała. Dziękuję Bogu i Tobie Czcigodny Ojcze, w imieniu jej
samej, męża i córek”. Podpisany Biskup Krakowa Karol
Wojtyła. Jak o. Angelo zaznaczył, o. Pio wysłuchał i nic
nie powiedział.
W dniach 1-2 listopada 1974 r. przybył do San Giovanni Rotondo kardynał Karol Wojtyła z siedmioma
kapłanami z Polski by świętować 28 rocznicę święceń
kapłańskich. Po przyjeździe bardzo długo modlił się przy
grobie o. Pio i zapewne dziękował Mu za tyle łask wyproszonych dla niego u Pana Boga. Wiemy na podstawie
kopii listu wysłanego do o. Pio przez biskupa Krakowa
Karola Wojtyłę( z dnia 13 grudnia 1963 r.), że dziękował za Wandę Półtawską oraz ciężko sparaliżowanego
syna adwokata z Krakowa, a także w swoich intencjach.
Wrzesień 2013
14
Kardynał odprawiając Mszę świętą w czasie kazania
powiedział: „Ten stary kościółek, pozostał w pamięci jako
moje spotkanie ze sługą Bożym Ojcem Pio i po 27 latach
widzę Go w moich oczach, odczuwam Jego obecność,
wspominam Jego słowa, a zwłaszcza celebrowaną przez
Niego Mszę świętą przy bocznym ołtarzu św., Franciszka, a następnie spowiadającego mężczyzn i kobiety, oraz
wspominam ołtarz, przy którym celebruję Mszę świętą.
Dziś, w dniu Wszystkich Świętych, trzeba powiedzieć:
„Chwała Bogu i człowiekowi żyjącemu”. Po prawie
27 latach widzę, że to prawda, „chwała Bogu, który stał
się Człowiekiem”.
Jako papież odwiedza San Giovanni Rotondo w dniu
23 września 1987 roku, w przededniu setnej rocznicy
urodzin o. Pio. Nawiedzając grób ojca Pio modlił się blisko pół godziny, a odprawiając Mszę świętą wspomniał:
Z wielkim wzruszeniem nawiedzam jeszcze raz to miejsce, które odwiedziłem tak dawno, bo w roku 1947, kiedy
rozpoczynano budowę szpitala – Domu Ulgi w Cierpieniu. Cieszę się, że widzę to nowoczesne urzeczywistnienie
myśli, którą proroczo wypowiedział Ojciec Pio: „Ma być
to szpital – miasto, urządzone pod względem technicznym
i klinicznym na najwyższym poziomie, a jednocześnie
z zachowaniem zasad ascetycznych żywotnego franciszkanizmu. Ma być to miejsce modlitwy i nauki, gdzie
rodzaj ludzki będzie się odnajdywał w Chrystusie Ukrzyżowanym, jako jedna trzoda pod jednym pasterzem”.
Wspominając to miejsce, papież powiedział do zebranych w tym dniu osób duchownych i konsekrowanych:
„Jak wiecie, z tymi miejscami wiążą mnie osobiste wspomnienia, to moje odwiedziny i spotkanie z o. Pio, czy
to za życia, czy później, duchowe spotkanie z Nim, po
Jego śmierci, przy Jego grobie. Bądźcie zawsze godnymi
świadkami dzieł danych tutaj przez Ojca Pio: Dom Ulgi w
Cierpieniu i Grupy Modlitwy”.
W San Giovanni Rotondo odbyło również osobiste
spotkanie o. Roberto Flavio Carraro z Janem Pawłem II.
Jak wspominał ojciec Generał, w czasie tego spotkania
zadał Ojcu Świętemu następujące pytania: „Czy w roku
1947 ojciec Pio powiedział, że Ojciec święty zostanie
papieżem?” Jan Paweł II odpowiedział zdecydowanie:”
NIE! „Jak wyglądała spowiedź u o. Pio?” Odpowiedź
Ojca Świętego brzmiała: „nie szukałem sensacji ale
spowiadałem się jak u każdego innego kapłana. Do dziś
pamiętam jednak jego słowa pouczenia.” Ojciec Święty
wspomniał również Mszę św. sprawowaną przez Ojca
Pio, która pozostała mu głęboko w pamięci. Owocem tej
wizyty, który można uznać za kolejny cud było, że proces
beatyfikacyjny i kanonizacyjny Ojca Pio ruszył z miejsca.
Sprawy, trudne, Jan Paweł II rozwiązywał bardzo szybko.
Beatyfikacja, która nastąpiła 2 maja 1999 r.m jak
również kanonizacja 16 czerwca 2002 r., zgromadziła
wielkie rzesze ludzi. Tak wielkich tłumów Rzym nie
oglądał nigdy.
Jan Paweł II i Ojciec Pio są już w domu Ojca Niebieskiego i czekają na zmartwychwstanie ciał. Teraz w niebie
pragną aby wszyscy naśladowcy Jezusa Chrystusa dążyli
drogą ku Niemu i wpatrywali się w Maryję, Jego i naszą
Matkę. Ojciec Pio powiedział: „Niech Maryja położy
swą Matczyną dłoń na twojej głowie”. Niech to się spełni
w naszym życiu.
o. Bolesław Konopka
Wrzesień 2013
15
Małżeństwo
2. Kościół określa warunki wymagane do ważnego
i godziwego zawarcia małżeństwa
sakramentalnego,
ustanawia przeszkody małżeńskie, rozpatruje i rozstrzyga sądownie sprawy
małżeńskie. Małżeństwo ochrzczonych podlega także władzy świeckiej
w odniesieniu do tzw. skutków cywilnych: jak używanie nazwiska, sprawy
majątkowe itp.
Małżeństwo zawarte zostaje przez
wyrażenie przez mężczyznę i kobietę zgody małżeńskiej (przymierze
małżeńskie). Musi to być akt wolny
(małżeństwo zawarte pod przymusem jest nieważne), bezwarunkowy
i bez żadnych zastrzeżeń (np. wykluczających potomstwo). Forma
kościelna (kanoniczna) zawarcia
małżeństwa polega na tym, że winno
ono być zawierane z reguły wobec
proboszcza lub delegowanego przez
niego kapłana i przynajmniej dwóch
innych świadków. W wyjątkowych
wypadkach można uzyskać dyspensę
od tej formy kanonicznej.
Forma liturgiczna małżeństwa
została ostatnio odnowiona zgodnie
z wymaganiami wysuniętymi przez
Sobór Watykański II. Małżeństwo
należy zawierać z reguły podczas
Mszy św., z zastosowaniem specjalnego formularza mszalnego.
Małżeństwo wolno zawierać
w każdym dniu roku kościelnego,
chociaż zwyczajowo w pewnych
dniach czy okresach nie zwykło się
tego czynić. Z punktu widzenia prawnego nie ma obecnie tzw. okresów
zakazanych (adwent i wielki post)
ale gdy małżeństwo jest zawierane
w adwencie, poście lub w innych
dniach o charakterze pokutnym (np.
piątek), nowożeńcy mając to na
uwadze powinni powstrzymać się
od urządzania tzw. hucznego wesela. Małżeństwo między katolikami
powinno być zawierane z zasady
w kościele. Należy pamiętać o spisaniu aktu małżeństwa.
Małżeństwo ochrzczonych ważnie
zawarte i dopełnione aktem małżeńskim zdolnym do poczęcia potomstwa nie może być rozwiązane żadną
ludzką powagą. Rozwiązuje je tylko
śmierć jednego z małżonków. Natomiast małżeństwo wprawdzie ważnie
zawarte, ale nie dopełnione, może
zostać rozwiązane przez papieską
dyspensę.
Małżeństwo zawarte między nie
ochrzczonymi może być rozwiązane
na mocy tzw. przywileju Pawłowego
(por. l Kor 7,12-16) w przypadku,
gdy jedno z małżonków uwierzy
i przyjmie chrzest, drugie jednak
z tym się nie godzi i nie pozwala
małżonkowi – chrześcijaninowi żyć
zgodnie z jego wiarą.
Małżeństwo ochrzczonych może
być jednak zawarte nieważnie, jeśli
Wrzesień 2013
(2)
istniały przeszkody unieważniające je lub inne określone prawem
okoliczności. Przeszkodami, podawanymi przez prawo kościelne są
m.in.: brak wymaganego wieku, tj.
ukończonych 14 lat (dla kobiety)
lub 16 (dla mężczyzny) życia, niezdolność do pożycia małżeńskiego
mogącego spowodować poczęcie
dziecka, uprzednio ważnie zawarte
małżeństwo, złożenie wieczystych
ślubów zakonnych lub przyjęcie
święceń kapłańskich, różność religii,
tzn. małżeństwo katolika z osobą nie
ochrzczoną, pokrewieństwo w linii
prostej i bocznej aż do czwartego
stopnia włącznie (nie mogą zawierać
małżeństwa dzieci krewnych ciotecznych lub stryjecznych), powinowac-
16
two, jakie zachodzi między każdym
z małżonków a krewnymi współmałżonka – we wszystkich stopniach linii
prostej oraz pokrewieństwo prawne,
powstałe z adopcji – w linii prostej
oraz w drugim stopniu linii bocznej
(np. brat i siostra adoptowana).
Od przeszkód ustanowionych
przez prawo kościelne można uzyskać dyspensę. W przypadku natomiast, w którym brak takiej dyspensy, ewentualnie brak wolnej decyzji
na małżeństwo czy nie zachowano
właściwej formy przy zawarciu małżeństwa – jest ono nieważne, chociaż na zewnątrz może mieć pozory
małżeństwa ważnego. Jeśli ci, którzy
uchodzą za małżeństwo, wiedzą (lub
dowiedzą się potem) o nieważności
swego związku, powinni starać się
o unieważnienie go przez władzę
kościelną. Czynią to za pośrednictwem proboszcza. Gdyby jednak nie
chcieli kontynuować swego związku,
każdemu z nich przysługuje prawo
wniesienia sprawy do sądu biskupiego, który rozstrzyga, czy dane
małżeństwo zostało ważnie czy też
nieważnie zawarte. W tym drugim
wypadku wyrok sądu ma charakter
wyjaśnienia, że małżeństwo było od
początku nieważne.
Małżeństwo katolików z osobami, które zostały ochrzczone w Kościele katolickim, a potem odstąpiły
od niego i są znane jako niewierzące
lub nawet zwalczające Kościół, jak
i z osobami dającymi swoim postępowaniem publiczne zgorszenie, nie
jest z punktu widzenia wiary i życia
chrześcijańskiego wskazane, dlatego na jego zawarcie potrzebne jest
zezwolenie biskupa ordynariusza.
Obydwie strony składają w takim
wypadku wobec proboszcza spe-
cjalne zobowiązania i oświadczenia.
Niewskazane jest również zawieranie
małżeństw mieszanych, tj. takich,
w których jedna strona jest katolicka,
druga zaś niekatolicka (ochrzczona
lub nie ochrzczona). Także w tym
wypadku konieczne jest zezwolenie
ordynariusza lub dyspensa.
Do małżeństwa należy się odpowiednio przygotować, w czym pomagają m.in. specjalne kursy organizowane w ramach życia parafialnego.
W odpowiednim czasie, na ogół na
trzy miesiące przed zawarciem małżeństwa, osoby zainteresowane powinny się zgłosić do proboszcza, na
terenie którego parafii narzeczona lub
narzeczony posiadają zamieszkanie
stałe, tymczasowe lub przynajmniej
miesięczny pobyt – celem załatwienia
formalności przedślubnych. Osoba
ochrzczona w innej parafii dostarcza
świeżą metrykę chrztu. Przed ślubem
głoszone są zapowiedzi, od których
jednak – dla ważnej przyczyny –
można uzyskać dyspensę.
3. Obrzędy zawierania małżeństwa, zgodnie z postulatami wysuniętymi przez Sobór Watykański II,
zostały w 1969 r. odnowione; liturgię
małżeństwa należy z reguły sprawować podczas Mszy św. Na całość
liturgii sakramentu małżeństwa składa się: wejście do kościoła, liturgia
słowa, liturgia sakramentu, liturgia
eucharystyczna, zakończenie.
Obrzędy zawierania małżeństwa rozpoczynają się od momentu wejścia do kościoła, w którym
w obecności kapłana i wspólnoty
wierzących, Chrystus Pan uświęci
i zatwierdzi miłość narzeczonych,
umacniając ich przez sakrament małżeństwa. Wejście do świątyni może
Wrzesień 2013
się odbyć w dwu głównych formach.
Narzeczeni w otoczeniu świadków
i członków rodziny mogą zostać powitani w drzwiach kościoła przez kapłana, który pozdrawia ich i wyraża
radość, jaką dzieli z nimi społeczność
Kościoła, by następnie razem z nimi
udać się w procesji do ołtarza; albo
narzeczeni sami przychodzą przed
ołtarz z pominięciem obrzędu powitania i wspólnej procesji.
Liturgia słowa Bożego w starannie dobranych czytaniach z uwzględnieniem okoliczności i ewentualnych
życzeń narzeczonych, ukazuje znaczenie małżeństwa w dziejach zbawienia oraz jego zadania i obowiązki,
dotyczące uświęcenia małżonków
i dzieci.
Liturgię sakramentu sprawuje się
po homilii. Kapłan stawia najpierw
narzeczonym pytania, których celem
jest publiczne sprawdzenie, a jednocześnie przedstawienie dobrowolności zgody na ich małżeństwo, woli
wytrwania w wierności oraz gotowości do przyjęcia i wychowania dzieci.
Śpiewem hymnu do Ducha Świętego
cały Kościół modli się o uświęcenie
tego związku i o łaskę wytrwania
w miłości umocnionej przez Ducha
Stworzyciela. Zawarcie małżeństwa
dokonuje się przez wyrażenie zgody
małżeńskiej w formie ślubowania,
o którą pyta, i którą przyjmuje asystujący kapłan. Tuż po przysiędze,
trzymając stulę na złączonych rękach nowożeńców, kapłan wygłasza
formułę potwierdzenia małżeństwa,
prosząc o błogosławieństwo Boże dla
tego związku małżeńskiego.
Teraz następuje błogosławieństwo obrączek, które są znakiem miłości i wierności. Na znak zawartego
małżeństwa małżonkowie nakładają
sobie obrączki w imię Trójcy Świętej. Następuje modlitwa powszechna,
czyli wiernych, uwzględniająca sytuację i potrzeby nowożeńców.
Liturgia eucharystyczna jest odprawiana w zwykły sposób choć
z pewnymi dodatkowymi modlitwami
i Komunią św. pod dwiema postaciami.
Zakończenie obrzędów stanowi
udzielenie przez kapłana nowożeńcom i wszystkim zgromadzonym
błogosławieństwa, według jednej
z formuł, będących rozszerzoną wersją błogosławieństwa mszalnego.
Opracował o. Henryk Masny
17
KSIĄŻKA
„Niebo dla akrobaty”
Autor: Jan Grzeogryczk
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2007 r.
Boimy się hospicjów. Nic dziwnego, bo dla wielu
z nas to „przedsionki śmierci” – miejsca, gdzie trzeba
porzucić wszelką nadzieję. W wymiarze biologicznym są
więc „umieralniami”. Ale czy rzeczywiście pozbawionymi nadziei?
Książka Jana Grzegorczyka przekonuje, że nie. „Niebo
dla akrobaty” to zbiór opowiadań o tych, którzy umierają,
i o tych, którzy pomagają im przejść na „drugą stronę”.
Ci pierwsi, skazani na „dźwiganie” swoich rozpadających się ciał, spotykają się z tymi, którzy niczego nie
muszą dźwigać. W momencie tego dramatycznego spotkania, zdaniem Grzegorczyka, otwiera się niebo – gdy
naprzeciw skrajnie cierpiącego człowieka stanie hospicyjny samarytanin: pielęgniarka, lekarz, wolontariusz,
siostra zakonna, ksiądz.
Takiego samarytanina nie interesuje: „kto zranił i jak
zranił tego człowieka, dlaczego cierpi, kto zawinił. Samarytanin pochylił się i dotknął jego rany, a potem jeszcze
wziął za niego odpowiedzialność”.
Książka, składająca się z dziesięciu opowiadań,
oparta została na autentycznych doświadczeniach, które Grzegorczyk przez kilka lat zbierał w Hospicjum
Św. Kamila w Gorzowie. Narratorami są kobiety i mężczyźni, których łączy jedno – są zdrowi. Z tej perspektywy
patrzą i próbują „być” z oczekującymi na śmierć „akrobatami”. Tym samym jedni i drudzy stale rozliczają się ze
swojego życia, szukają pojednania (ze sobą, z innymi),
pytają o istotę miłości, marzą o naprawieniu zła, o odkupieniu win. Jest też ksiądz i zakonnica. Jest ludzka wiara
i niewiara. Jest nadzieja na ocalenie człowieczeństwa.
Jest próba przezwyciężenia samotności śmierci. Bo życia
nie da się zmieścić w życiu…
Kamila Magdalena Wolicka
Gdy Czyn i Wola się dokona
Nie on testem nam będzie
Lecz to kim mogliśmy być
Gdybyśmy byli Nim pełniej
Emily Dickinson
tłum. Anna Adamczyk-Śliwińska
Wrzesień 2013
18
Z pamiętnika pewnego belfra...
Mówią o nas...
O kim? O nauczycielach, rzecz
jasna. Tak to już jest, że wśród różnych profesji są takie, które z założenia wywołują różne komentarze
i emocje. Każdy przecież zna i ma
coś do powiedzenia na temat jakiegoś lekarza, księdza, polityka czy…
nauczyciela.
„I cóż z tego, że mówią? Ważne,
by nie przekręcali nazwiska” – żartują popularni celebryci. Nauczycielom
na takiej popularności nie zależy, ale
z przekręcaniem nauczycielskich nazwisk to faktycznie cała historia.
Kilka lat temu zaczęła pracę
w naszej szkole młoda nauczycielka
o identycznym nazwisku jak pracująca matematyczka. I choć owa matematyczka jest już dawno na emeryturze, wiele osób żyje w przekonaniu,
że przemiła anglistka to jej córka.
Był też czas, gdy pracowały u nas
dwie wuefistki o takim samym nazwisku. Ależ było czasami z tym zamieszania! Najzabawniejsze sytuacje
zdarzały się, gdy jakiś uczeń bądź rodzic chciał poprosić jedną z nich, ale
nie pamiętał imienia tej właściwej.
Padały różne określenia: ta czarna, ta
grubsza, ta co szybko chodzi… itp.
A już legendą owiane są sytuacje,
gdy rodzic zamierza porozmawiać
z nauczycielem, ale zna tylko jego
pseudonim, choć jest przekonany, że
to najbardziej legalne nazwisko. Sama
pamiętam ze swojej podstawówki,
jak matka mojego kolegi, który wyjątkowo nie cierpiał matmy, zapukała
kiedyś do pokoju
nauczycielskiego
i grzecznie poprosiła o rozmowę
z panem... Bocianem. Podobno nasz
matematyk – p.
Bocianowski, najpierw się wściekł,
ale gdy zobaczył
pękające ze śmiechu
koleżanki
i przerażoną minę
matki,
machnął
ręką i uprzejmie
wyjaśnił:
„Tak.
Jest.
Właśnie
przyleciał”.
Belfer to szczególnie wdzięczny
temat do różnych
żartów i anegdot.
Mam swoją ulubioną: „Na przerwie Jaś podchodzi do nauczycielki: – Ja nie chcę pani straszyć,
ale mój tata powiedział, że jeśli dalej
będę przynosił uwagi w dzienniczku,
to ktoś dostanie w skórę!”. Albo to:
„Mąż odwozi do szpitala rodzącą żonę
– nauczycielkę polskiego. Ta nazajutrz
dzwoni do męża: Kochany, jestem taka
szczęśliwa! Wyobraź sobie: rodzaj męski, liczba mnoga.”
To bardzo miłe jeśli relacje uczeń
– nauczyciel – rodzic przebiegają w
serdecznej czy żartobliwej atmosferze. Niestety, bywa różnie. Zdarza się,
że jesteśmy krytykowani, posądzani
o złośliwość czy brak obiektywizmu.
Bywa, że zarzuca się nam niekompetencję, lenistwo albo zbytnią surowość. Sama mam niekiedy wrażenie,
że rozczarowuję niektórych rodziców
czy ich dzieci. Może spodziewali się,
że z tą panią będzie sympatyczniej
i przyjemniej? Trudno. Jest dużo
mądrości w starym ludowym porzekadle: „Jeszcze się taki nie narodził,
co by wszystkim dogodził”.
Ale cokolwiek mówiliby o nas
rodzice czy nasi uczniowie, proszę
wierzyć, że my NAPRAWDĘ się
staramy! Może trzeba lat i odpowiedniej perspektywy, by to zrozumieć
i docenić? A może się mylę i jednak
doceniają już teraz? Jak to kiedyś
żartobliwie powiedział ktoś mądry: „Póki jeszcze zainteresowany
przy życiu”.
Niezależnie od tego jak i co o nas
mówią, chciałabym złożyć życzenia z okazji zbliżającego się Święta
Edukacji Narodowej. Jednak, tym
razem, przekornie, będą to życzenia
skierowane do naszych uczniów:
„Niech zawsze mają takich fajnych
nauczycieli jak w „Czwórce”!”
Belferka
Wrzesień 2013
19
KĄCIK DLA DZIECI
Kołysanka Maryi
Poprawne rozwiązanie należy przynieść na serduszku w niedzielę 20 października br. na Mszę św. o godz.
11.30, na której nastąpi losowanie nagrody.
Na podstawie materiałów katechetycznych opracował
Wojciech Krajewski
Rozmowa
z Matką Bożą
Czy lubisz podbiał żółty
lipce z koźlakami
konwalie w kłączach stulone pod ziemią
lubczyk co miłość przywraca a częściej nadzieję
księżyc chodzący za nami jak cielę
ceremonialny lecz bez rękawiczek
poziomki te najniższe kminek najpodlejszy
i lato pół niebieskie gdy kwitną ostróżki
co przyjdą jak leniwa mądrość od niechcenia
żołędzie co się dłużą w październiku
Idź już spać, Maryjo, noc już puka do Twoich drzwi.
Idź już spać, Maryjo i niech Ci się zielona łąka śni.
Na niebieskiej pościeli niech Cię obłok otuli,
bo najpierw myje prawą nogę przednią
zawsze tych co się potkną gotowa obronić
Wiatr zaszumi, zaśpiewa, kołysanką zawieje,
między prawdą a szczęściem najłatwiej nos rozbić
Jutro zbudzą się lepsze nadzieje.
pragniesz spraw ostatecznych wybierasz najbliższe
Dlatego śpij nocą tak lepiej, sama wiesz,
Dlatego śpij nocą i śnij, o czym chcesz, o czym chcesz.
Jutro znajdziesz na miejscu, wszystkie serca zbłąkane,
Taka jesteś zmęczona, tyle spraw, tyle dni,
kota niewiernego ale z zasadami
Ale ty Matko nie myślisz źle o nas
Tak jak małą dziewczynkę do snu.
I myśli co niespokojne też się zbudzą nad ranem.
zwykły chleb co wie zawsze ile bólu w hostii
i szukasz pewnie jednej mrówki w lesie
tak bardzo spracowanej jakby miała umrzeć
najzabawniej jak człowiek
wśród wszystkich osobno
ksiądz Jan Twardowski
I jeszcze nie wiesz, że we śnie ładnie Ci.
Wrzesień 2013
20
Tablica upamiętniająca 500-lecie odnowienia praw miejskich Piły
Na wieczną rzeczy pamiątkę
Są w dziejach człowieka i wspólnot ludzkich wydarzenia zasługujące na upamiętnienie. Szczególne miejsce
wśród nich zajmują narodziny oraz kolejne ich rocznice.
Tak też 500-lecie ponowienia praw miejskich Piły przez
króla Zygmunta I Starego stanowiło dobrą okazję dla
nas współczesnych do radosnego dziękczynienia Panu
Bogu za Ojcowską opiekę nad naszym miastem oraz za
ustanowienie przez Stolicę Apostolską jego patronami:
św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelistę. Przy tej
okazji przywołano ważny dla naszej tożsamości fakt, że
kiedy ginęła materialna postać pierwszej świątyni w Pile,
na Osiedlu Górnym rodził się nowy Dom Boży. Przejął
on jego historyczną już posługę i uniósł tradycję żywej
wiary Polaków w grodzie ks. Staszica w nowe tysiąclecie.
Pamięć jest wyrazem wdzięczności. Z inicjatywy i według pomysłu ks. Prałata Stanisława Oracza, ufundowana
została tablica upamiętniająca 500-lecie nadania praw
miejskich królewskiemu wówczas miastu Piła.
Autorem i wykonawcą dzieła jest pan Lech Dziewulski z Krakowa, autor m.in. epitafium smoleńskiego na
Jasnej Górze w Częstochowie. Odlew został wykonany
przez odlewnię artystyczną „Brązart” Państwa Juliusza
i Barbary Kwiecińskich z Pleszewa. W niedzielę, 15 września 2013 r., przy licznym udziale wiernych uroczyście
poświęcił ją ks. kardynał Kazimierz Nycz – Arcybiskup
Metropolita Warszawski.
Tablica ma kształt kulisty. Koło bowiem jest nie tylko
najprostszą ale i najdoskonalszą figurą. W kulturze chrześcijańskiej uważa się je za symbol absolutnej wszechobecności Boga oraz odnosi do wiecznego, kolistego ruchu
Kosmosu. Także ziemskie życie, podobnie jak linia koła,
powraca wciąż do swojego punktu wyjścia. W centrum
owej tablicy, pod orłem Jagiellonów – godłem Rzeczypospolitej, zamieszczony został fragment przywileju króla
Polski – Zygmunta I Starego dla królewskiego miasta Piły
nadającego mu prawa miejskie magdeburskie:
„My Zygmunt z Bożej łaski król dziedziczny Polski…”.
Pod tekstem widnieje podobizna odcisku pieczęci wielkiej
koronnej wspomnianego władcy. Na obrzeżu tablicy znajdują się teksty i wyobrażenia dotyczące dziejów miasta
i kościoła w Pile.
Na samej górze czytamy tekst:
„Jagiellońskie, królewskie miasto Piła od początków
swego istnienia stanowiło niezłomną tarcze wiary i polskości na pogranicznych terenach Rzeczypospolitej”
Nieco niżej po stronie lewej widnieje herb Piły na tle
zarysu planu naszego miasta z 1626 roku.
Pod nim kolejny tekst:
„Centralnym ośrodkiem wiary i polskości był przez
wieki najstarszy fundowany przed lokacją miasta kościół
pod wezwaniem św. Janów. Wypalony podczas II wojny
światowej. Wysadzony został na polecenie władz PRL”.
Niżej umieszczono wizerunek owego kościoła, który
w 1975 r. zniknął z pejzażu naszego miasta.
Z prawej strony od góry napis:
„Ziemia Pilska dała Polsce i Europie wiele niepospolitych postaci trwale wpisanych w historię”, a pod nim
portrety w formie medalierskich płaskorzeźb:
– ks. Stanisława Staszica, który w 1755 r. urodził się
w Pile i wiele uczynił dla dobra Ojczyzny i Polaków;
– ks. kard. Edmunda Dalbora, Prymasa Polski, który
w 1920 r. ustanowił Dekanat Pilski;
Tablica 500-lecia
Wrzesień 2013
21
lecenie królowej Konstancji odbudował Piłę po wielkim
pożarze i nadał jej wówczas kształt nowy przestrzenny.
Po prawej stronie, od góry:
– Orzeł Piastowski – herb województwa Poznańskiego z czasów I Rzeczypospolitej.
U dołu: herb biskupi ks. Edwarda Dajczaka – Ordynariusza diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej z dewizą „Esso
in Christo” = Być w Chrystusie.
Nad całością umieszczono freski z historycznym wizerunkiem kościoła św. Janów oraz postaciami : św. Jana
Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty jako patronów Piły
wykonane techniką sgrafitto – przez tych samych twórców którzy są autorami ołtarza głównego – czyli artystów
z Warszawy – Janusza i Adama Kazimierczuków.
Przypomina on nam, że decyzją Stolicy Apostolskiej
święci Janowie są zatwierdzonymi przez Stolicę Apostolską Patronami miasta Piły i naszymi orędownikami przed
Bogiem budzącymi nasze sumienia aby nie zapominały
pouczeń płynących m.in. z psalmu 127
– ks. dr Bolesława Domańskiego – proboszcza Par. Zakrzewo a w latach 1932-1939 prezesa Związku Polaków
w Niemczech; który w 5 prawdach Polaków przyjętych
w 1938 r. zawarł i to, że „Wiara Ojców naszych jest wiarą
naszych dzieci”;
– ks. kard. Ignacego Jeża – pierwszego ordynariusza
diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej do której od 1992 r.
należy Piła;
– ks. bp Wilhelma Pluty – ordynariusza Diecezji Gorzowskiej, który w 1981r, poświęcił kamień węgielny pod
tutejszy kościół.
Poniżej widnieje plastyczny wizerunek bryły kościoła
p.w. NMP Wspomożenia Wiernych a pod nim tekst:
„Kontynuację posługi i tradycji zniszczonej w 1975 r.
świątyni od lat osiemdziesiątych XX wieku realizuje kościół p.w. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w którym
obecnie jesteś”.
W centralnym poziomie tablicy, na wzór przecznicy,
zamieszczony został tekst: „500 lat – 1513 – 2013”.
Tablica umieszczona została w wypukle profilowanej,
sztukatorsko opracowanej, ramie.
W jej narożnikach umieszczono elementy heraldyczne.
Z lewej strony stanowią je:
Herb Zaremba – Marcina ze Sławska, uczestnika bitwy pod Grunwaldem, starosty ujskiego, który w XV w.
nadal Pile polskie prawa miejskie.
U dołu:
Herb Rogala – Samuela Targowskiego z Kaczlina nad
Wartą, sekretarza królewskiego, który w 1626 r. na po-
Freski i tablica
„Jeżeli Pan domu nie zbuduje,
na próżno się trudzą ci,
którzy go wznoszą” (Ps.127,1)
Niechaj to uroczyste odsłonięcie i poświęcenie umocni naszą wiarę i nadzieję abyśmy zgodnie z życzeniem
błogosławionego Jana Pawła II, największego z rodu Polaków, wyciągnęli wnioski z tych dramatycznych „lekcji”,
jakie przyniosła nam historia i pamiętali, że „(-) żadna
z ofiar, żaden trud poniesiony w imię miłości Ojczyzny nie
są jedynie epizodami historii”.
Wrzesień 2013
Roman Chwaliszewski
22
PRO MEMORIA
Sierpień 2013
Wrzesień 2013
Wrzesień 2013
23
Papież Franciszek
Wrzesień 2013
CZYTANIE
SZKOŁA
SŁOWA BOŻEGO
ROZWAŻANIE
OSOBISTE
SŁUCHANIE
MODLITWA
I DZIELENIE SIĘ
WYBÓR
DZIAŁANIA
Temat spotkania:
„W imię Jezusa Nazarejczyka, chodź!”
DZ 3, 1-26
w czwartek 17 października 2013 r.
po Mszy św. wieczornej
w kościele św. Antoniego w Pile

Podobne dokumenty