1-15 Kwiecień 1977 r.
Transkrypt
1-15 Kwiecień 1977 r.
tOmSC POLSKI DWUTYGODNIK • ORGAN PaSKIEGO ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO • 1-15 KWIETNIA • CENA 4 ZŁ Tresc numeru KALENDAfiZYK MYŚUWSKI 2 SZANSA M E W PEŁNI WYKORZYSTANA 3 WŁOŚNICA - GROŹNA CHORO BA... Leszek Grzywłóskł 4 W kwietniu wolno polować na na stępujące zwierzęta łowne: do 15 kwietnia - na kaczory, od 21 kwietnia na: batationy-koguty. Przez cat>' miesiąc na: dziki - warcłilaki, przelatki, wycinki i odyńce, lisy, łrarsuki, jenoty, tchórze, piżmaki, głuszcG-koguty, cietrzewie-koguty, dzikie gęsi z wyjątkiem województw: bydgoskiego, elbląskiego, gorzow skiego, jeleniogórskiego, kaliskiego, konińskiego, koszalińskiego, olsztyń skiego, pilskiego, poznańskiego, su walskiego, szczecińskiego, toruńskie go, wrocławskiego i zielonogórskie go, słonki. Przez cały rok wolno strzelać: w i l k i - na terenach województw: krośnień skiego, nowosądeckiego i przemy skiego, kuny leśne - na terenach z os toją głuszca, cietrzewia i jarząbka oraz w ośrodkach hodowli zwierzyny, zające szaraki i dzikie króliki - na terenach sadów i szkółek ogrodzo nych w sposób uniemożliwiający przedostanie się zwierzyny, czaple si we - na terenach stawów zagospoda rowanych, wrony siwe, sroki i gawrony. Z KÓŁ I ŁOWISK 5 NA KULAWY SZTYCH Z. Siedlecki 6 DZIELIMY SIĘ DOŚWIADCZE NIAMI L. Pomomadd 7 DLACZEGO „JELEŃ"? 8 Z GOŃCZYMI W SŁOWACKIEJ KNIEI W. LesiBski 9 MAMUT A. Kryński 10 NASZE SPRAWY W TELEWIZJI Z. Jóźwiak KUCHNIA MYŚLIWSKA 12 ZE STARYCH KRONIK CIENKIM ŚRUTEM 13 ROZRYWKI UMYSŁOWE 14 NA BAGNIE Z. Zdanowkz 16 Zd}ęcte na okładce: jarząbek WŁODZIMIERZ ŁAPIŃSKI tO^lEC POLSKI NrT<1538) WYDAWCA: Polski Z w ó z e k Łowłeckl - Zarząd Główny. (X3-029 Warsza wa. Nowy Świat 35, tel. 2&-46-13, konto: NBP XV O M 1153-:it57-132. REDAKCJA: Z. Golańskl. A. K r y n k i (rnd ndr/.I. A. Sikorcka, R.I«rMil)ew (sekr. red.), A. Krzysztoionki (red. graf). K O M I T F r REDAKCYJNY: A. Brzezicki, E . Franidewicz, Z. Golansld. A- KryńslU (przewodniczą cy). J.E. Kucharski, M. Kurek. W. Mazurek. G. Mroczkowsłd. T. Pa* sławski, J . Szelągłewicz, R. Terent]ew. B. Zieliński. Redaktor „ŁOWCA POLSKIEGO" przyjmuje we wtorki i czwartki w godz. 10-12, w inne dni i godziny po uprzednim telefonicznym porozumie niu. Redakcja zastrzega sobie prawo skrótów, poprawek i uzupełnień w przypadku wykorzystania w druku nadesłanego materiału redakcyjnego. Rękopisów nie zćunówionydi Redak cja nie zwraca. 2 BycJUfUSZ KOSSAK GODZINY WSCHODU I ZACHODU SŁOŃCA I KSIĘŻYCA Kwiecień c z « ńodkowoeuropełski 24 25 26 27 28 29 30 SłoDce Księżyc >iua Świt Wscłiod Zachód 7jnrok Wschód Zartłdd 1 2 3 4 5 6 7 8 g 10 n 12 13 U 15 16 !7 18 19 20 21 22 23 4,32 4J0 4,26 4.26 4.23 4.20 4,18 4.16 4.13 4.11 i.OR 4.05 4,03 4,01 3.59 3.57 3.54 331 3.49 3,47 3.44 3.42 3.40 5,11 5,09 5,06 5.04 5.02 4,59 4.57 4,55 4,53 4,50 4,48 4,46 4,44 4,41 4,39 4.37 4,35 4J3 4.30 4,28 4.26 4.24 4.22 18.10 18,12 18.13 18.15 18,1? 18,18 18,20 18,22 18,24 18,25 18,27 18.29 18,31 18.32 18.34 18.36 18,37 18,39 18,41 18,43 18.44 18.46 18,48 18,49 18,51 18.53 18.55 18,56 18,58 19,00 19,02 19,04 19,06 19,0? 19,09 19,11 19.13 19.15 19,17 19,19 19.21 19,23 19.24 19.26 19.28 19,30 15.00 16,16 17,35 18,56 20,17 21,35 22,47 23,50 0,43 1,27 2,02 2,32 2,59 3,23 3,46 4,09 4,33 5,00 5,30 6,04 6,44 7,29 3,41 4,08 4,35 5.03 5,34 6,11 6.53 7,44 8.42 9,47 10,56 12.06 13,16 14,25 15,33 16,40 17,45 18,49 19,52 20,52 21,48 22,39 23,25 " 3,38 3.35 333 3,31 3,29 3,26 3,24 9 16,49 18.51 18.53 18,55 18.56 18,38 19,00 19,32 19,34 19,36 19,38 19,40 19.41 19.43 8,21 9,18 10.21 11.27 12,37 13.50 15.06 _ 0,05 0,41 1.12 1,40 2,07 2.33 i*opnwki sednie ftta miast tu dzieó 15 IcwietnlA Słoac« Miasto 'i 4,20 4,18 4.16 4,14 4,12 4.10 4,08 Lublin KicW Kraków Bielsko Lodź Wrodaw Poznań Szczecin Słupsk Gdańsk •Olsztyn Bydgoszcz Biotyslok Rzeszów !>w1t - 0,03 •ł-0.04 + 0,10 + 0,14 + 0,06 + 0,19 + 0,16 + 0,22 + 0,10 + 0,03 - 0.02 1 0,09 - 0,11 + 0.02 Wsdiód + + + + + + + + + 0.04 0,03 0,08 0,12 0.06 0.19 0,16 0,24 0.12 0,05 0,00 + 0,10 0.10 0,00 Zachód ZmroC - 0,08 - 0,01 0,00 + 0,04 + 0,06 ^ 0,14 + 0,16 + 0,28 f 0,20 + 0,13 + 0.08 + 0,14 - 0,06 - 0.08 - 0,09 0,02 - 0,02 f 0,02 + 0,06 + 0,13 + 0.16 + 0,31 + 0,23 + 0,16 tO.ll -ł 0,15 - 0.05 - 0,10 WARlJ^aa P R E N U M E R A T Y : prenumeratę na kraj przyjmują Oddziały RSW „Prasa-Książka-Rucii waz urzędy pocaaowe i doręczyciele w lermmdch: - do 26 bstopada na styczeń, I kwartał, 1 półrocze roicu następnego i na cały rok następny. - do dnia 10 mi<?5iąca. popizedzającego okres prenumeraty na pozostałe <^esy roku bieżącego. Cena prenumeraty rocznej - zł 96.Jednostłd gospodarki uspołecznionej, instytucje i organizacje społeczno-polityczne składają zamówienia w miejscowydi Oddziaładi RSW ,,Prasa- Książka-Ruch' Zakłady pracy i instytucje w miejscowościach, w którytii nie ma Oddziałów RSW otok prtBumeratofTy IndywidooliU, zdouwta^ prr n M f ritr w oraędacA pocztowycii lob u doręczycieli Prenumeratę ze zleceniem wysyłki za grasicę, która jest o 50% droższa od prcammeraty krajowej, przyjmuje KSW ..Prasa-Ksi^śka-itiKii". C«itrala Kolportażu Prasy i Wydawiurtw, ui. Towarowa 28. 00-958 Warszawa, konto PKO nr 1531-71 - w tenninocfa podanych dla pfcnumeiaiy kiapiwcj. Cuurik ogłoCTei: za centymetr kwadratowy zi 45. ~ Dntt»c do 25 wynzów za wynz zł 12. - Ncluołogi 35. za rm kwadratowy. Mieiwa zastrzeżone 5ł) proc. drożej. Druk Zakłady Graficzne ,X>om Słowa Polskiego , Warszawa Nakład .55 000egz.PapK--rrotogr. kl. V. Sidad lecinikąMosUadu Unotroa5«5TC. Indeia36451. Zam. !54r< O P-<«i Szansa nie w p ^ i wykorzystana Ogólna liczba szkolnych kół LOP wynosi ok. I Wszystko wskazywało na to, że kota łowieckie zdały j sobie sprawę, iż wobec decyzji władz oświatowych I 12000. w tym blisko 7000 koł wiejskich, a więctych, na współpracy z którymi Polskiemu Związkowi Ło j współdziałanie z Ligą Ochrony Przyrody, jest nie wieckiemu powinno zależeć najbardziej. Tymcza ; tylko słuszne, ale wręcz konieczne, gdyż innej moż sem koła łowieckie współpracowały tylko z 1563 • liwości pracy z młodzieżą nie ma. Zresztą władze szkolnymi kolami LOP i zorganizowały w tych szko ; LOP otrzymały wytyczne, w których Zarząd Główny łach 1308 imprez różnego typu (wycieczki, poga i Ligi Ochrony Przyrody zalecił nawiązanie ścisłej danki, wystawy). Nagrodzono 170 nauczycieli. Łą współpracy z Polskim Związkiem Łowieckim. czna kwota nagród dla nauczycieli i młodzieży : W celu zaktywizowania kół łowieckich we współ wyróżniających się w dokarmiat^iu i ochronie zwie j pracy z młodzieżą i udoskonalenia form tej współ rzyny wyniosła 812046 zł. pracy. Zarząd Główny Polskiego Związku łx)wieckiego ogłosił współzawodnictwo kół łowieckich Najwięcej kół łowieckich, współpracujących z młodzieżą znajduje się w woj. bydgoskim, opol ' w rozwijaniu współpracy ze szkolnymi kołami LOP Podsumowanie wyników tego konkursu pozwalało skim, zielonogórskim i w olsztyńskim. Najaktyw na bieżąco śledzić faktyczne wyniki współpracy kół niej współpracują koła łowieckie z woj. łódzkiego, j łowieckich z młodzieżą. W roku szkolnym 1969/70 olsztyńskiego i krakowskiego. O tym jakie wartości niesie współpraca ze szkoła i we współzawodnictwie tym wzięło udział 410 kół, w roku 1970/71 tylko 294 koła łowieckie, na 2230 mi nie trz.eba nikogo przekonywać. Warto jednak istniejących. W latach następnych liczba kół ło przytoczyć pewne dane. Otóż według sprawozdań wieckich biorących udział we współzawodnictwie LOP, dziaialno.ść użyteczna szkolnych kół Ligi zmniejszała się coraz bardziej, Ochrony Przyrody przynosi średnio rocznie między j W tej sytuacji Zarząd Główny PZŁ, po rozważeniu innymi następujące efekty wymierne: posadzenie całości problemu stwierdził, że ogłaszanie współza 2000000 drzew, posadzenie3000000krzewów, zało wodnictwa koi łowieckich mija się 2 celem ponie żenie 3000 ha upraw leśnych, wykonanie 60000 ! waż nie przynosi zamierzonych efektów, o czym skrzynek lęgowych, wykonanie 70000 karmników, ! świadczyła przede wszystkim właśnie niewielka wykonanie 8000 pojemników, wyłożenie 900000 kg liczba kół łowieckich biorących udział w tym współ karmy, zlikwidowanie 40000 wnyków i sideł. [ zawodnictwie. W liczbach tych mieści się oczywiście duża część t pracy, którą młodzież wykonała właśnie przy pomoZarząd Główny PZŁ postanowił zaprzestać ogła szania współzawodnictwa kół łowieckich w rozwi I cy myśliwych. J e d n a k ż e uznać należy, że pracę tę ' janiu współpracy, natomiast koła łowieckie zostały i można i trzeba zaktywizować, zwłaszcza, że koła łowieckie współpracują z niewielkim procentem i zobowiązane do składania corocznych informacji szkół. (Warto wiedzieć, że tylko szkól podstawo o współpracy z młodzieżą. wych jest w naszym kraju 17500). Według danych Zarządów Wojewódzkich liczba ; kół łowieckich współpracujących ze szkołami wy Sprawa współprac^' kół łowieckich ze szkołami nosiła w roku 1972 73 - 1975. wroku 1973 74 - 1070, była rozpatrywana na jednym z ostatnich posiedzeń 1974 75-948. Natomiast w roku 1975 76 tylko 547. Zarządu Głównego PZŁ, który po zapoznaniu się ze szczegóło^^ymi sprawozdaniami Zarządów Woje Potwierdziły to również dane Ligi Octirony Przy wódzkich na ten temat zobowiązał je do analizowa rody. Na posiedzeniu jury Konkursu podsumowują nia przynajmniej dwa razy w roku stanu współpracy cego rok szkolny 1975 76 podkreślc-o gwałtowny kół łowieckich ze szkołami, egzekwowania od kół spadek liczby szkół wiejskich biorących udział ; w konkursie. Z 30 województw, które zgłosiły szko łowieckich sprawozdań dotyczących współpracy j ły do udziału w konkursie ogólnopolskim - sześć oraz interesowania się przy okazji kontroli kół ło •' z nich nie mogio wytypować żadnej szkoły wiejskiej wieckich sprawami współpracy z młodzieżą. {Częstochowa, Katowice, Piła, Gdańsk, Słupsk, Zarządy Wojewódzkie powinny także zobowią zać kola łowieckie do rozsyłania do szkół bezpłatne Po przełamaniu początkowych trudności organi Wroclawek) - 19 województw nie zgłosiło do udzia go dodatku dla młodzieży do „Łowca Polskiego". zacyjnych w pierwszym okresie sprawozdawczym łu w konkursie ogólnopolskim żadnej szkoły, nastąpił znaczny wzrost liczby szkół, z którymi kola W większości były to województwa nowo powstałe, H.N. łowieckie nawiązały i prowadziły współpracę. a oprócz nich Lódz, Kraków i Rzeszów. Już prawie dziesięć lat minęło od zawarcia porozumienia między Polskim Związkiem Łowieckim i Ligą Ociirony Przyrody w sprawie wspólnego prowadzenia konkursu młodzieżowego. Na mocy tego porozumienia Polski Związek Łowiecki zaprzestał ogłaszania konkursu ,,Każde dziecko przyjacielem zwierząt", natomiast LOP zobowiązała się umożliwić młodzieży uczestniczącej w tym konkursie bra nie udziału w konkursie ,,Na najlepiej pracujące szkolne koto LOP", ogłaszanym corocznie przez Ligę Ochrony Przyrody. Zadania wykonywane dotychczas przez młodzież uczestnic7.ącą w konkursie „Każde dziecko przyjacielem zwierząt'' przejęły z dniem 1 września 1967 r. szkolne koła LOP Liga ochrony Przyrody zapewniła udział przedslawicieli PZŁ w sądach konkursowych i prawo decydowania o przyznaniu nagród. Równocześnie z podpisaniem umowy z LOP Zarząd Główny Pol skiego Związku Łowieckiego opracował instrukcję - przestaną do Zarządów Wojewódzkich, która określiła wyraźnie kierunki działania kół łowieckich w zaitresie współpracy z młodzieżą. Koła łowieckie, którycli zadaniem statutowym jest prowadzenie pracy wśród młodzieży, zostały zobowiązane do nawiązania wSpółpracy ze wszystkimi szkołami na terenach dzierżawionych obwo dów do utrzymania stałego kontaktu ze szkołami i ustalanmzopiekunamiszkoInychk,ółLOP2akresu i form współpracy. Zalecenia i zobowiązania podane przez instrukcję zostały usankcjonowane uchwałą XI Krajowego Zjazdu Delegatów, która brzmiała następująco: „Zjazd zobowiązuj*? Naczelną Radę Łowiecką, Wo jewódzkie Rady Łowieckie i Powiatowe Rady Łowieckie oraz organy wykonawcze do udoskonalania form i zasad współpracy kół łowieckich zmłodzieżą wiejską zorganizowaną w kolach Ligi Ochrony Przyrody. Koła łowieckie powinny współpracować z młodzieżą wszystkich szkół znajdujących się na terenie dzierżawionych obwodów, krzewiące idee łowiectwa i ochrony przyrody". Uchwały kolejnych Krajowych Zjazdów Delegatów, w tym i XIII, także podkreślały konieczność daiszego rozwoju współpracy z młodzieżą. Młodzież ze szkoły podstawowej w Cieszewie, w woj. płocttim uczestniczy w akcji dokarmiania zwterzyOY 'i _.. liii I .- f •" . t' ^A^ośnica— groźna choroba odz wierząca Włośnica jest typową antropozoonozą, do zaraże nia ludzi dochodzi drogą spożycia mięsa (świnia domowa, dzik) zawierającego larwy Tricbinellaspi' ralis. Po zjedzeniu mięsa zarażonego włośniami, w przewodzie pokarmow^'m człowieka pod w j ^ wem soków trawiennych uwalniają się iarwy, które wnikają do gruczołów błony śluzowej dwunastnicy, gdzie w przeciągu trzech dni rosną i uzyskują doj rzałość płciową. Pasożyty te są bardzo drobnych rozmiarów, samica mierzy około 3,5 mm, a samiec około 1,5 mm. Po kopulacji samica zaczyna rodzić żywe larwy (mniej więcej od piątego dnia po zaraże niu) w liczbie do 1500 sztuk, które przenikają do układu cłiłonnego i krwionośnego i tą drogą wędru ją po całym organizmie. Larwy wnikają do mięśni poprzecznie prążkowanych, szczególnie do mięśni, które są w ciągłej pracy i w związku z tym są dobrze FOT.LSAWICia 4 ukrwione oraz odżywione (mięśnie, przepony, mię dzyżebrowe, i iime, z wyjątkiem serca). W mięś niach, w których dochodzi do poważnych zmian jchoroŁwwych, larwy rosną do około 1 mm, skręcają się charakterystycznie i zostają otoczone torebką, kształtu cytrynowatego lub owalnego. W czasie od 6 do 18 miesiąca, w torebce ma miejsce odkładanie się soli wapnia, doprowadzając do jej kalcyfikacji, a nawet śmierci larwy. Czasami jednak larwy mogą przeżywać kilka, lub kilkanaście lat. Podobny roz wój odbywa się u wszystkich zwierząt zarażonych włośniami. Przebieg włośnicy u ludzi uzależniony jest od liczby zjedzonych larw w mięsie. Przy silnej inwazji mogą wystąpić bóle brzucha i biegiinki, które nie stety nie są na ogół wiązane z zarażeniem włośnia mi. Następne objawy zaczynają się dopiero po 2-3 tygodniach, występują wówczas t>óle głowy, pod wyższona temperatxira, obrzęki powiek lub całej twarzy, bole mięśni i stawów. Towarzyszy temu złe samopoczucie chorego. Ciężki przebieg włośnicy może kończyć się zejściem śmiertelnym. Ostatnio sądzi się, że po przebytej chorobie, w niektórych przypadkach, larwy otorbione w mięśniach mogą przez długie lata wywoływać bóle mięśni, które u w a ż a n e są za Ijóle reumatyczne. Włośnica jest chorobą ogniskową, występuje w wolnej przyrodzie bez udziału człowieka. Włoś nie występują u szeregu zwierząt dzikich jak i udo mowionych. W najbliższym otoczeniu człowieka włośnie ,,krążą" u takich zwierząt, jak świnia, pies, kot, szczur, mysz, a ostatnio pewną rolę w tym krążeniu odgrywają również hodowlane zwierzęta futerkowe - lisy. Wszystkie te zwierzęta są źródłem inwazji dla siebie, np. mysz zaraża się zjadając padlinę, z kolei kot zjadając mysz, pies zjadając kota, a padłego psa może zjeść świnia, która z kolei może być źródłem inwazji dla człowieka. Człowiek zresztą często sam się przyczynia do zarażania świń, skarmiając je nieprzegotowanymi odpadami rzeź nymi, tuszkami bitych lisów hodowlanych itp. Natomiast z zwierząt dziko żyjących, włośnie stwierdzono u szeregu gatunków, ale głównie u mięsożernych, drapieżników, dzików, a nawet u nutrii. Jeśli chodzi o dziki. które przede wszystkim interesują myśliwych, to brak jest dokładnych da nych co do ekstensywności zarażenia ich włośniami. Kozar w oparciu o dane uzyskane drogą ankiet lub bezpośredniej informacji, podaje, że w latach 19491965 na 30 743 zbadanych dzików - włośnie wykry to u 46 zwierząt, czyli w 0,11%. Nie są to dane pełne i nie obrazują faktycznego stanu zarażenia dzików włośnicą w kraju. Należy jednak podkreślić, że nawet tak niski procent stwierdzonych przypadków włośnicy u dzików stwarza duże niebezpieczeństwo zarażeń człowieka. Ekstensywność inwazji włośni u trzody cłilewnej w Polsce w latach 1946-1965 wynosiła jedynie 0,018%, a pomimo tego doszło w kraju do szeregu poważnych epidemii, chorowało w tym czasie około 11 500 osób, a 112 zmarło. Mając to na uwadze, należy wszystkie upolowane dziki, tak jak bite świnie, jH)ddać badaniom na ot>ecność włośni. Trzeba również pamiętać, że mię so musi być długo smażone lub gotowane, ponieważ wysoka temperatura zabija larwy włośni. Czas goto wania powinien być uzależiuony od wielkości ka wałków mięsa, np. szynkę należy gotować - licząc 30 min. na każdy kilogram jej wagi. Upolowane zwierzęta, których mięso nie nadaje się do konsumpcji dla ludzi, (lisy. kuny, tchórzeitd.) należy zawsze po ich oskórowaniu, zniszczyć (za kopać łub spalić). Szczególną rolę w szerzeniu się włośnicy w wolnej przyrodzie mają lisy, które w Pol sce, są zarażone od 10 do 20%. Włośnie stwierdzono u nas również u wilków, tchórzy, kun leśnych i t>orsuków, ale nie są to pełne dane, gdyż stosunkowo mało zwierząt badano w tym kierunku. Prof. dr habłl. LESZEK GRZYWIŃSKI Inicjatywa poznańsidch kolekcjonerów Podjęta przez Zarząd Główny PZŁ inicjatywa organizowania kolekcjonerskich środowisk w Pol sce powoli się upowszechnia. Po ośrodkach kielec kim i wrocławskim, przyszła kolej i na Wielkopol skę. Przy Zarządzie Wojewódzkim PZŁ w Poznaniu utworzono ostatnio Komisję do Spraw Kolekcjoners twa i Kultury Łowieckiej. Z inicjatywy tej Komisji powołano do życia ł d u b Kolekcjonera. Przewodni czącym został kot. Franciszek Szczerbal. Swoją działalność IGub zainaugurował otwar ciem wystawy zbiorów myśtiwych-kolekcjonerów. Impreza, starannie przygotowana, odbyła się w E)omu Łowieckim w Poznaniu. Zaprezentowano m. in. wyroby wykonane z poroża, wypalane w drewnie obrazki o tematyce łowieckiej iprzyrodniczej, a tak że bogaty zbiór numizmatów o tematyce faunistycz nej. Oprócz tego na wystawie znalazły się myśliw skie przedmioty użytkowe oraz bogaty zbiór czaso pism łowieckich, polskich i zagranicznych. niem własnych funduszy (koło nie dyspono wało wówczas pieniędzmi) podjął się czło nek zarządu. Jan Jankowski wraz z żoną S4arią. Stado podstawowe zakupiono w jed nym z bydgoskich PGR. Bażantarnię urzą dzono w Przewozie, a prymitywną wylęgar nię na własnej parceli w niedalekim Grzybme. 5 TYS. BAŻANTÓW Z... „ŁABĘDZIA" Koło Łowieckie „Łabędź" dzieraawi 18 tys. ha w trzech obwodach łowieckich na wyżynie kaszubskiej. Tereny są biednei rolnicy uprawiają głównie żyto i ziemniaki. Z tego względu niewiele jest tu zwierzyny drobnej, gdyż na masową skalę stosuje się Myśliwi na starej fotografii H>T. ABCHIWUM cłiemiczne opryski plantacji przeciwko stonce ziemniaczane). Co należy robić, by ucłmmić naturalne środowisko od zniszczenia? Nad zagadnie niem tym zastanawiano się nie raz. Wresz cie, po zmianie zarządu kcda, latem 1975 r. podjęto uchwałę u rozpoczęciu hodowli ba żantów na 5 ha gruntów wydzierżawionych z Państwowego Fimduszu Ziemi. Ryzyka tego, poleczonego z wydatkowa Zaangażowame i osobiste dopilnowanie wylęgów i odchowu piskląt przez pp. Jan kowskich sprawiło, że pierwszy rzut udał się nadspodziewanie dobrze. Odchowano 5 tys, mk)dych bażantów, które rozprowadzo no wśród kół łowieckich w województwach gdariskim i elbląskim. Zachęceni dobrymi wynikami myśUwi postanowili rozwinąć w tym roku hodowlę tych poszukiwanych ptaków. Stado matecz ne znów zakupiono z pegeerowskiej fermy. Wybudowano jednak z prawfłziwego zda rzenia inkubatiNTy i odctu>walnię piskląt. - Liczymy, że w tym roku - mówi p. Jankowski - powinniśmy odchować 10 tys. bażantów. ZapotrzetMiwanie na te ptaki jest t>ardlzo duże. Zainteresowani kupnem są nie tylko myśliwi, ale także rolnicy posia dający większe plantacje ziemniaków. Pod kraiiec styczma zaczął się sezon lę gowy. Pierwsze nasadzenia jaj rozpoczną się jednak w połowie lutego. Jak dobrze pójdzie, to od maja sukcesywnie poszcze gólni odbiorcy będą mogli nat}ywać młode l>ażanty z kartuskiego kota ,,Łabędź", M. PACH^aA SAMO SERCE PUSZCZY Zaczęło się to u mnie już w dzieciń stwie - i to wczesnym, z którego pa mięć nie zachowuje jeszcze ciągłości wydarzeń, lecz tylko oderwane prze życia, łe najmocniejsze. Takim właś nie przeżyciem dla miejskiego dziec ka była obecność w lesie, gdy matka wyjeżdżała ze mną na letnisko. CłiodzUiśmy wtedy do lasu na spa cery, na grzyby. Oczywiście tak, jak można chodzić z czteroletnim dziec kiem, które trzeba to za rączkę popro wadzić, to ponieść kawałek; a więc nie więcej niż kilkaset motrow w las. A dla mnie były to wspaniale, odkry wcze wyprawy. Pamiętam pnie sosen pokryte siwymi, chrzęszczącymi przy dotknięciu porostami. paprocie, w których chowałem się cały, mech pod nogami, jałowce - kłujące ivpriiwdzie, ale podniecające, bo gdy się rozgarniało ich gałęzie, w środku można było znaleźć wolną przestrzeń, czasem na tyle obszerną, żeby wejść i schować się. Odkryłem też. że im dalej wchodzi się w las, tym więcej jest tych nowych, tajemniczych i podniecających wspa niałości. Więc poznawszy już okolicę, po której spacerowaliśmy, napiera łem się isć dalej, wgląb lasu, mimo straszliwych wilków, które - jak twie rdzili dorośli - miały tam siedzibę. I byłem przekonany, że właśnie tam, w nieznanej i zakazanej głębi lasu. jest najcudownicj, najwspanialej. Opowiadano mi, że tam dalej jestleś' niczówka; nie znając znaczenia tego słowa wyobrażałem sobie, że to jest właśnie środek serca lasu, owo miej sce najwspanialszeMusiaiem tak bardzo nudzić matkę 0 tę leśniczówkę, że gdy przyjechał ojciffc. pojechaliśmy tam bryczuszką. której zielone siedzenia i błotniki pa miętam do dzisiaj, i choć w owej leśni czówce zostałem poczęstowany mio dem z plastra, którego smak tez do dzisiaj czu]o na języku, doznałem roz czarowania. Bo leśniczówka niewiele się różniła nd zwykłej wiejskiej za grody - I dlatego nie była wymarzo nym sercem lasu. AJe las rozciągał się 1 za nią, byłem więc przeświadczony, że najcudowniejsze miejsce jest jeszfzp dalp], i było mi ogroimiif^ przykro. że rodzicf* nie chcieli mmo tam zawiczc. Przeżycia dzieciństwa kształtują człowieka. Tak więc zostało mi coś 2 dziecinnego pragnienia dotarcia do samego środka lasu. Ilekroć poluję w nieznanym łowisku, ło - niezależ nie od częstszych czy rzadszych spot kań ze zwierzem w rejonie podchodu - chwytam się na myśli, że tam dalej, w oddziałach leżących poza zasię giem wyznaczonej sobie trasy, jest znacznie lepiej. Że tam właśniemógłbym spotkać wspaniałego kozła, cu 6 downego byka. najgrubszego odynca. I sam siebie muszę przywoływać do porządku, żeby się trzymać trasy pod chodu i nie zapuszczaćsię dalej ślepo, bezsensownie. Dzisiaj, przy rozpowszectinieniu samochodu, kiedy w kilkanaście mi nut można się przerzucić z jednej części lasu w inną. odległą, bardzo łatwo jest sobie samemu wykazać ir racjonalny charakter tego przeświad czenia. Ale opuszcza mnie ono dopie ro wtedy, kiedy dobrze poznam łowi sko. Czyli, kiedy moja podświado mość zarejestruje wreszcie fakt, że ono... nie ma środka; że jego najpięk niejsze i najbardziej obfitujące w zwierzynę partie nie znajdują się „tam dalej", lecz w całkiem konkret nych rruejscach. Dawno już uświadomiłem sobie, że pod tym względem nie jestem orygi nalny, ze irracjonalna wiara w istnie nie serca puszczy wcale me jest moją, w dzieciństwie narodzoną, cechą in dywidualną. Jeśli nie wszyscy, tochyba wielu z nas zywi podświadome pragnienie dotarcia do samego środka lasu. żeby to stwierdzić nie trzeba rozpisywać ankiety, wystarczy się gnąć do baśni i poezji, tam. gdzie nasze odczucia, nawet te polświadome, są uogólnione i wyrażone tak pięknie, że w nas rezonują. Ot. Mic kiewicz w „Panu Tadeuszu"daje wIV księdze („Któż zbadał puszcz htewskich przepastne krainy..."! zaczer pnięty z ludowych baśni opis samego serca kniei, matecznika - chronione go przez nieprzebyte gęstwiny i trzę sawiska miejsca, gdzie nikt jeszcze nie dotarł, a gdzie się znajdujc „Główna królestwa zwierząt i roślin stolica". Ta liaśń jest tak bardzo naiwna, że opieramy sic akceptacji jej związku z tym co samiprzeŻYwaiuy. Sii;giujmy więc do pisarza, który w polskiej lite raturze daiłowieckim przeżyciom wy raz najgłębszy, na]mocnicjszy i chyba najpiękniejszy a zarazem bez wątpie nie realistyczny - do .łózeiri Weyssenhotta. Jest w ,,Sobolu i Pannie roz dział poświęcony polowaniu im par(twyna Sze.pecie, inszaraih z krają tyl ko dostępnych, nwprzehyrych. z nipznan}77i jeziorom pośrodku Zawiera między irmymi opowieść o ptzygtupiin chłopie Petrulisie. który, postano wiwszy dotrzeć do sanifHjt) śntdka Szepety, zbudował dubicę, nałożył do niej... kilka bochnów chleba, machor ki funtów trzy" - i wyruszył. ł*ono do tarł do środka, a po kilku miesiącach wrócił obłąkany. Między mszareni Szepety a matecznikiem z ..Pana Ta deusza" śmiało możemy postawić znak równania. Można-powiedziec, ze Weyssenliott jest zeszłowieczny. że świat o którym • lOl, \ \ { . PUCHALSKI pisał już nie istnieje. To prawda. Się gnijmy więc do dzieła nam współ czesnego i do pisarza, o którym w ska li światowej powiedzieć można to sa mo, co o Weyssenhoffie w polskiej: do Ernesta Hemingwaya. ..Zielone wzgórza Afryki'. jedyna jego książka w całości poświęcona polowaniu, składa się z wielu obra zów łowieckich, wręcz niedościgłych w samej doskonałości. Kompozycyjną nitką, niewidoczną zresztą, która je łączy, jest przenoszenie obozu z jed nego miejsca w drugie, wędrówka w poszukiwaniu najlepszego, ideal nego łowiska. Bo gdy mu się nie po wiodło, gdy spaprał i nie doszedł byka antylopy szablorogiej, mówi: poja dę za te wzgórza i tam będzie inny kraj, gdzie człowiek może żyć i polo wać, jeżeli ma czas żyć i polować. Ludzie docierają tam, gdzie tylkozdoła dojść samochód. Ale tu wszędzie muszą być takie zakamarki, o których nikt nie wic, kłorc samochody mijają przejeżdżając drogą. ' I tak szukając miejsca, o którym nikt nie wie, gdzie człowiek możeżycipolować, wędruje z obozowiska do obozowiska, ze wzgórz na inneWzgórza, z jednej doli ny do drugiej. Wędmwce tej nadaje Hemingway wymiar głębszy, wymiar ucieczki z krajów i kontynentów zniszczonych przez C)'wilizację: „Kontynent starze je się prędko, kiedy już raz tam zje dziemy. Tubylcy żyją z nim w harmo nii. Natomiast cudzoziemiec niszczy wszystko, wycina drzewa, osusza wo dę, tak że jej zasób się zmicrua, a zie mia, gdy ją przekopią, prędko jaiowi9je. potem zaś wiatr zaczyna Ją zdmuchiwać, tak jak zdmuchuje ją w każdym starym kraju i jak zaczął zdmucłiiwać ją wmoich oczach w Ka nadzie.' Ale nie jest to jałowy eskapizm, bo chodzi o ucieczkę o tyle tyl ko, o ile jest ona środkiem prowadzą cym do celu: do znalezienia kraju, gdzie człowiek może żyć i polować. Ucieczka jest szukaniem: „Ludzie na szego narodu ściągali kiedyś do Ame ryki, bo wówczas ona właśnie była od powiednim miejscem. Był to dobry kraj, a myśmy z niego zrobili diabelne paskudztwo, więc teraz udamsięgdzie indziej... Za dawnych czasów zawsze gdzieś się szło, a są jeszcze dobre nuejsca. do Ictórych można się udać...' Dawne czasy, kiedy zawsze gdzieś się szło, odnosi Hemingway do bli ziutkiej, o parę stuleci zaledwie odle głej epoki kolonizacji Nowego Świa ta. W istocie zaś są one odległe niestychanie, giną w przeddziejowym mro ku, dotyczą okresu, kiedy pierwotny łowca koczował na wielkich obsza rach, wciąż szukając miejsca, w któ rym można żyć i polować, kraju obli-. łującego w nie przepłoszoną zwierzy nę, czyste wody do picia i jaskinie do mieszkania; dziewiczego, szczęśliwe go kraju. Było to marzenie żywione przez niezliczony ciąg ludzkich poko leń, tak długi, że przy nim opoka osiadiości i cywihzacji wydaje się chwil ką Nic dziwnego, że w nas pozostało nawet wtedy, kiedy straciło racjonal ny sens. Nieważne więc, że Hemingway się myli; każdy ekolog powie, że Airyka jest po względem zniszczeń dokona nych przez człowieka kontynentem starszym niż Europa, o Ameryce nie mówiąc, bo zapewne właśnie tu, na zielonych wzgórzach Kenii znajdowa ła się kolebka naszego gatunku, stąd chyba w pradawnych czasach wędro waliśmy w wiecznym poszukiwaniu kraju gdzie można żyć ipolować. Nie ważne, bo owo marzenie można od nieść do każdego kraju i do każdego lasu. póki go się. oddział po oddziale, nie przedepcze... Przed kilkunastu łaty, przejeżdża jąc przez okolicę, gdzie jako dziecko byłem z matką na letnisku, zjechałem z drogi, aby odnaleźć las mego dzie ciństwa. 1 odnalazłem. Są to nędzne suchoborki na szczerycłi piaskach, tu i ówdzie podszyte jałowcami, gdzie nawet zając na głodno biega. Sosenki tam ladajakie. pokrzywione - łowi sko, w którym nie ma pu co włóczyć się ze szlucerem. a i dubeltówka nie na wielo się przydaje. Odjechałem stamtąd prędko i uzna łem tę wycieczkę za niebyłą. Była błędem, pokazała mi obraz fałszywy, zniekształcony, skrzywiony, skarlany przez soczewki wiedzy i doświadcze nia, które czas nałożył na moje stare oczy. One już po prostu nie potrafią zobaczyć tego prawdziwego, najreal niejszego z realnych, wspaniałego la su mojego dzieciństwa. ZBIGNIEW SIEDLECKI Porady dla młodych selekcjo nerów z każdym rokiem wzrasta liczba myśliwych, ma jących uprawnienia selekcjonerskie. Swą wiedzę zdobywają przeważnie na kursach. Aczkolwiek są one na dość wysokim poziomie, to jednak ich uczes tnicy otrzymują zasadniczo tylko dużą porcję wie dzy teoretycznej, natomiast praktykę muszą już zdo bywać samodzielnie. A właśnie ta praktyka decydu je, czy odstrzały dokonywane później przez młode go selekcjonera są właściwe, czy też nie, a tym samym jak często czerwone punkty zdobią trofea przedstawiane komisji do oceny. Zarówno w czasie wytcładów, jak i potem na stole komisji egzaminacyjnej, widzimy zawsze szczęki jeleniowatych, pozwalające na określenie wieku danej sztuki a także wieńce i parostki łowne oraz selekcyjne. Dlatego też myśliwy, składający egza min selekcjonerski jest zasugerowany tylko tym orężem i wyobraża sobie, że jedynie po wieńcu czy parostkach można rozpoznać w łowisku właściwą sztukę do odstrzału. A tymczasem wcale tak nie jest! Ponieważ młodzi selekcjonerzy częściej otrzymu ją zezwolenia na odstrzał kozłów, niż byków jeleni, jako zwierzyny bardziej pospolitej a jednocześnie łatwiejszej do ustalenia cech nieprawidłowości, dlatego też zajmę się tylko uwagami na temat rozpo znawania rogaczy z a ^ g u j ą c y c h ze względów ho dowlanych na usunięcie z łowiska. Do dokonania odstrzału kozła, poza bronią kulo wą, bezwgłędnie potrzebna jest lornetka, ułatwiają ca ocenę parostków. Ale bywają sytuacje, kiedy jej użycie nie da zadawalających wyników, na przy kład o zmierzchu, czy przy dalszej odległości. Wte dy należy szukać innych cech, niejako zastępczych, po łctórych rozpoznamy d a n ą sztukę. Wiadomo, że poza obfitością selektów wśród sztuk w młodych klasach wieku, spotyka się je najczęściej pomiędzy okazami starymi, gilzie otmk możliwego zdeformowania parostków, występują już i cechy uwstecznienia, polegające na skracaniu się, a nawet całkowitym zanikaniu odnóg tMKznych. A w jaki sposób r o ^ o z n a ć starego rogacza? Otóż ot>serwując na czatach czy z ambony wycho dzące na żer kozły, należy pamiętać, że młode sztuki wychodzą zazwyczaj jeszcze przed zachodem słoń ca i żerują spokojnie z opuszczonymi ku ziemi głowami. Stare rogacze natomiast wysuwają się cichutko na skraj lasu i przez pewien czas obserwu ją otoczenie, po czym k i l k u dużymi susami oddalają się na środek zrębu czy łąki o kilkadziesiąt i dalej metrów od ściany lasu. Żerują nerwowo, ostrożnie, a po uszczknięciu paru listków, szybko unoszą łeb i rozglądają się dookoła. Wyctiodzą zazwyczaj już po nastaniu zmierzchu. Młode sztuki mają ponadto linię grzbietową wy równaną, natomiast stare rogacze nad przednimi łopatlcami mają wyraźnie zaznaczające się spiczas te wzniesienie w kształcie małego garbu, co nawet z dalszej odległości jest lepiej widoczne, niż parost ki, l>o ruda sylwetka zwierzęcia odcina się wyraźnie od zielonego tła. Poza tym młode sztuki maja na łbie białą plamę tylko tuż nad nozdrzami, stare nato miast mają wyraźnie jasne c-zoło pomiędzy oczami i aż do nasady parostków (po róże). Również barwa sukni u młodych jest zawsze bardziej ruda; zaś u starych bledsza, niekiedy nawet siwawa. Warto także wiedzieć, że poza okresem rui stare kozły wolą przebywać samotnie, natomiast młode i w wie ku łownym towarzyszą zazwyczaj kozom w ciągu całego roku. Jak z powyższego widać, istnieją duże możliwoś ci rozpoznania rogaczy starych nawet tiez potrzeby dokładnego oglądnięcia ich parostków. Oczywiś cie, nie należy uważać, że każdy stary kozioł jest selektem, jednak są to sztuki już przeważnie uwst€>cznione, za ich odstrzelenie nie grożą czerwone punkty, bo już spełniły one swoją rolę w lowislni. Młodsze kozły nie są zbyt płochliwe, zwłaszcza gdy przebywają w towarzystwie kóz. Można dobrze przyjrzeć się ich parostkom przez lornetkę, a niekie dy nawet g c ^ m okiem, toteż nie zachodzą większe trudności z odszukaniem wśród nich typowych se lektów, nadających się do odstrzału w pierwszej kolejności. Gdy jesteśmy dobrze ukryci lub poluje my z podjazdu, młode kozły nie przejawiają wię kszej płochliwości, gdy tymczasem stare, nawet na widok furmanłci umykają w długich susach. Specjalną u w a g ę należy poświęcić tak zwanym kozłom „t>agiennyra", trzymającym się wilgotnych Olsztyn z łanami pokrzyw, paproci i w ^ o k i c h ziół, albo zachwaszczonych lasów mieszanych przepla tanych małymi łączkami czy enklawami z kępami łozy. Kozły te odznaczają się mocnymi, dobrze uperlonymi parostkami o pielenie wykształconych ró żach. Parostlu są czarnej lub czekoladowej barwy i charakteryzują się tym, że nigdy nie mają ani grotów, ani też odnóg z wyszlifowanymi białymi końcami. Są raczej tępe i zniekształcone. Dlatego też rogacze bagienne uważa się z reguły za okazy selekcyjne, mimo że ze w ^ l ę d u na grutłość tyk, okazałe róże i trogate uperienie, mogą stanowić nierzadko trofea medalowe. Wśród tych rogaczy spotyka się dość często okazy anormalne, ósmaki, dziesiątaki, itp. odbiegające wyglądem od typu „modelowego" kozła tiagiennego z naszych łotvisk uznanego za prawidłowy. W każdym razie młody selekcjoner po zauważeniu kozła t>agiennego o czarnej t>arwie parostków i cłiarakterystycznym ich wyglądzie, bez obawy o czerwone punkty może go odstrzelić. Najt>ardziej właściwym okresem do dokonywa nia odstrzałów selekcyjnych jest początek rui. a więc okres pomiędzy 10 a 20 lipca, gdyż usuwając w tym terminie sztuki nieodpowiednie, zapobiega my i d i udziałowi w zapładnianiu kóz. Poza tym w czasie rui wychodzą ze swych ostoi różne rogacze. 0 których istnieniu na tym terenie dotąd nie wie dzieliśmy,- wśród nich bywa wiele selełctów i starych wsteczniaków nieprzydatnych już do hodowli. Na wet te tak bardzo zazwyczaj ostrożne stare kozły, przebywając w towarzystwie kóz, nie okazują pło chliwości, a zrywają się do ucieczki dopiero pocią gnięte przez swe towarzyszki. Dlatego istnieje wię ksza możliwość zbliżenia się do nich na skuteczny strzał, zwłaszcza gdy polujemy zpodjazdu i furman ka nie wzbudza u kóz zbytniego zaniepokojenia. Należy jednak pamiętać, że w zależności od dzielnicy kraju - parostki rogaczy różruą się wagą, wymiarami i ogólnym wyglądem. Toteż gdy mamy odstrzał w obcym, nie znanym nam dotąd łowisku, nie należy spieszyć się z polowaniem. Trzetia po święcić trochę czasu na zapoznanie się z typem występujących łam kozłów. Jest to bardzo ważne, aby nie popełnić ł>łędu. Dla przykładu podam, że każdy wsteczniak a nie kiedy i selekt z Kielecczyzny - w Olsztyiiskiem tiyłby uważany za mocnego, może nawet łtapitalnego kozła, którego w żadnym wypadku nie należało od strzeliwać. Tymczasem dla myśliwego z innych wo jewództw, wszystltie rogacze olsztyńskie i te łowne 1 te selekty są tak słabe, że bez zastrzeżeń nadawały by się do usunięcia z łowiska. Ale tamtejsza komisja oceny trofeów nie zaakceptowałaby z pewnością takiego stanowiska nie szczędziła czerwonych pun któw zbyt wymagającemu selekcjonerowi. Z powy7.szych powodów nie należy więc zbytnio spieszyć się z wykonaniem przydzielonego odstrzału, zanim nie zaznajomimy się z typem rogaczy, dominującym w danym obwodzie łowieckim i będziemy mogli określić bezbłędnie, która sztuka jest słaba, niepo żądana w tym łowisku. W swej praktyce miałem tmwiem i takie przypadki, że typ rogacza był tak mocny w danym obwodzie łowieckim, że nie mo głem zdecydować się na odstrzał żadnej sztuki i wy jeżdżałem bez oddaiua strzału, choć kozłów widzia łem dużo i w różnych klasach wieku. Gdzie indziej natomiast bez trudu dałoby się podejść na strzał 3-4 sztuki dziennie i to w dodatku typowe selekty, nie budzące żadnych zastrzeżeń czy wątpliwości. Przeglądając parostki nadesłane do komisji oce ny trofeów przy zarządach wojewódzkich PZŁ w i dzimy, że selekcjonerzy zbyt mało uwagi poświęca ją rogaczom w młodych klasadi wieku, odstrzeliwując zazwyczaj tylko sztuki starsze 5-8 letnie. A tym czasem właśnie wśród młodzieży występuje dużo okazów anormalnych, zasługujących przede wszys tkim na odstrzał. Jest to tym bardziej dziwne, że właśnie te młode rogaczyki są przecież najłatwiej sze do spotkania i dokładnego obejrzenia ich paros tków. FOT. L SAWICU Nowi selekcjonerzy, nie mający jeszcze dostate cznej rutyny, powinni od tej właśnie młodzieży sarniej rozpoczynać swą praktykę, a wtedy unikną przykrych omyłek i zdołjędą po paru latach do świadczenie, potrzebne do odstrzału sztuk starych, trudniejszych do właściwego rozpoznania. LEOPOLD POMARNACH 7 Dlaczego „Jeleń"? Regny są niewielką miejscowością leżącą nieopodal Koluszek, w byłym łódzkim, a obecnie piotrkowskim wo jewództwie. Tutejsze lasy graniczą ze słyrmymi spalskimi borami, ro nie znaczy, że są równie bogate i obroś nięte tradycją. Tu, na kawałku regneńskicłi lasów skromniejszą i krótszą bo dwudziestopięcioletnią tradycję tworzy jedno z ciekawszych kół ło wieckich - KŁ nr 417 .„leleń". Gospodarczą działalność dwu dziestu kilku myśliwych z Regn moż na streścić w kilku zdaniach. Gospo darują w jednym obwodzie leśnym 0 powierzcłmi ośmiu ipol tysiąca hek tarów, lecz za to bardzo urozmaico nym. Choć przeważa gruba zwierzy na, na kaczki też jest gdzie pojsć. Las dobrze zagospodarowany, darzy my śliwych zwierzyną. Podczas pobytu w Regnach, nie gospodarcze wyniki zwróciły moją uwagę, lecz raczej spe cyficzny i dość jeszcze rzadko spoty kany stosunek do myślistwd. Łowczy. Tadeusz Kowalczyk mówi; - przecież sezon łowiecki nie trwa przez cały rok. w „martwym" okresie leż trzeba coś robić. Więc zrobiliśmy. Podchodzimy do jednego z bloków mieszkalnych, jakich na regneńskira osiedlu wiele. Do sutereny wchodzi my przez zwykłe drzwi, lecz naciskam klamkę i oto mam w ręku pięknie wykutą w metalu sylwetkę dzika. To dopiero początek. Za drzwiami znaj duje się niewielki, raczej długi pokój. Ściany wyłożone jasnym drewnem, sosnowa lawa. lustro w ramie kutej w sceny myśliwskie, kinkiety również zdobione myśliwskimi motywami. Na niewielkim kominku plonie ogień, przy okapie wiszą dhigie rożny. Jest miejsce na zapas drewna, znalazło się 1 na łazienkę choć pokoik jest napraw dę niewielkiDo drugiego, znacznie już większe go pomieszczenia prowadzą ażurowe drzwi, takie jakie widuje się niekiedy na kowbojskich filmach. Znów pokój wyłożony drewnem, po środku .stoi długi stół otoczony ławkami. I to już prawie wszystko Prawie, gdyż jest jeszcze jeden kominek (sztuczny), tro chę trofeów, dwie sztuki ciekawej broni na ścianie, trąbka myśliw-cka I tryton. W sumie, ciepło, przytulnie i swojsko jest w myśliwskich klubie KŁnr417.,Jeleń'. Adaptacja tych dwu piwnic i urzą dzenie wnętrz trwało pol roku, koszto wało n i e w i f l f ponciil 30 tys. /totych w gotowce. Reszta to już wynik społe cznej pracy myśliwych i oczywiście dobrych pomysłów. Podłogę z klepek kupiono np. za kilkaset złotych. Prze znaczona była na spalenie, pochodzi ła zaś ze zburzonej leśniczówki. Każ dą klepkę należało obrobić i dopaso wać. To była zegarmistrzowska praca. Podobnie zresztą jak i wyłożenie ścian drewnem. Bardzo krótkie deski pochodziły ze,,, skrzynek, w które opakowuJG się jakieś tam urządzenia. Nie wystarczyło oheblować deskę, należało jeszcze ,,zai)lindować" czyli wklejonymi kolkami zatkać otwory po gwoździach. Tą metodą urządzono ca ły kJub. Stroną „artystyczną" zajął się byty członek kola, obecnie jego sym patyk. 8 Przyjemnie jest tu posiedzieć po polowaniu, przyjemnie jest przyjść na spotkanie z kolegami w martwym se zonie, pogadać o planach, upiec kieł basę na kominku. O historii ..Jelenia" rozmawiam z jego prezesem, Janem Oleaszem. - Gdyśmy założyli kolo w roku 1952 zastaliśmy łowisko dość ubogie. Było trochę zajęc\' i kur na obrzeżach, a dużo było tylko dzików. Nie było za to ani jednego jelenia. gajówkach. Stamtąd właśnie przy wieźliśmy jedenaście jeleni. Przez kilka lat było z nimi wiele kłopotów, oswojone bowiem zwierzę ta nie bały się ludzi, swobodnie pod MAfiCDSI ZAMOYSKI chodziły do zabudowań. Szczególnie utrwaliła się nam w pamięci łania, którą nazywaliśmy ,,Miss". Była ona bohaterką zabawnego epizodu. Otoż którejś niedzieli przyłączyła się we - Dlaczego więc „Jeleń"? wsi do grupy tudzi zdążających ran - To już dalsza łiistoria. Pytaliśmy kiem do kościoła. Podczas nabożeńs miejscowej ludności o jelenie. Ponoć twa, niezauważona początkowo przez były w tych lasach, ale przed I wojną nikogo, weszła do środka Oczywiście światową. Od tamtego czasu płowego nabożeństwo przerwano, lecz wiele zwierza nie widziano w tutejszych la czasu minęło zanim łania zechciała sach. Pomyśleliśmy, że nie ma powo- j opuścić kościół. Niestety, w tydzień du by nie było go po drugiej wojnie. ; później zginęła, prawdopodobnie Mieliśmy trochę szczęścia, że w 1958 z ręki kłusownika. Pewnego byka mu roku w Smardzewicach utworzono sieliśmy sami zastrzelić, gdyż stał się sierociniec dla zwierzyny, która oswo niebezpieczny. Czekaliśmy cierpli jona wychowywała się po wsiach czy wie na następne i jeszcze jedno poko lenie przywiezionych ze Smardzewic jeleni. I wreszcie uzyskaliśmy dopiero trzecie, zupełnie zdziczałe pokolenie. Tak więc po wielu latach znów powró ciły jelenie do naszych lasów ZDJĘCIA Dziś myśliwi z „Jelenia" strzelają rocznie w regnenskich lasach 5 by ków, 4 łanie i 3 cielaki. Taki byl wynik ostatniego sezonu. Zaś historiami 0 słynnej lani „Miss" i o „Kubie" zabawiają gości. W ngole materiału anegdotycznego nagromadziło się w ciągu c-wierćwiecza sporo. O każdym z myśliwych można by usłyszeć ciekawą historię. Zwykle, gdy bywam w kolach, spoty kam się z prośbami - niech pan napi sze o takim to a takim myśliwym, to dobry człowiek, działacz itp. W tym kole poproszono mnie lylko bym wspomniał o Grześku, słynnym psie, który przeszedł do [eqpndv. Był taki pies, foksterier może nie najczystszej krwi, który, sam całe po noć polowanie na dziki załatwiał za myśliwych. Przez długie osiem lat wiernie służył. I zginął pod dzikiem, choć nigdy w życiu nie był nawet draśnięty szablami. Zasłużył sobie na długą pamięć i wdzięczność ludzi. - Co decyduje o atmosferze w wa szym kole? - pytam łowczego Kowal czyka. - Drobiazgi - odpowiada - w zasa-' dzie dla postronnych mało istotne dro biazgi. Dużą wagę przywiązujemy do organizacji polowania, do tego czym Sie to polowanie kończy. Samo kulty wowanie myśliwskich oljyczajów stwarza już określoną atmn.śferę na polowaniu, taką. że np. nie wypada się klocie o zająca czy nie rozstrzyg nięty strzał. Na każdym polowaniu król otrzymuje medal, który zostaje jego własnością. Marny też królów po szczególnych sezonów i tez oczywiś cie mają oni medale. Goście nato miast zawsze otrzymują pamiątkowe i, jak misie wydaje, ładnie wykonane, z drzewa, plakietki. Z taką plakietką wiążą się pewne przywileje, a takie mianowicie, że uprawnia ona do wej ścia w łowisko. Znaczy to, że chętnie widzimy danego myśliwego w na szym kole, że sie z nim rozumiemy. W regneńskim ,,Jeleniu' wszyscy się dobrze rozumieją, i dlatego stano wią nie tylko grupę myśliwych lecz 1 przyjaciół, z których każdy może na drugiego liczyć nie tylko od święta, na polowaniu lecz i w codziennym życiu. Jeżeli udało się taki cel osiągnąć w ciągu ćwierćwiecza istnienia tego kolektywu, jego wartość można tylko porównać z wprowadzeniem jeleni do regnenskich lasów, (ter) FOT. W. ŁESINSKI z gończymi w słowackiej kniei kniejach. Przedmiotem oceny pracy psów było polowanie na czarnego zwierza. Była także możliwość spotkania niedźwiedzia i rysia, I tak się stało. W jednym z miotów przedefilowały przed myśliwymi trzy niedźwiedzie. Komisja sędziowska obiektywnie oceniła, że psy startujące na tegorocz nych konkursach psów gończych były gorzej przygotowane aniżeli w latach ubiegłych. Sldrano się /.atem znaleźć przyczynę lego stanu rzeczy, ponie Potwierdziła SIG ta opinia również waż były to psy wybrane z dziesiąt podczas Ul Międzynarodowych Kon ków w Słowacji. Ta uwaga nie doty kursów Psów Gończych, które odbyły się zimą w knieiach Pnevidza koło | czy psów austriackich, bowiem dopie ro tuta}, na słowackiej /.iemi spotkały kurortu Bojnice w Słowacji. Uczest się pierwszy raz z dzikami. niczyłem tam w pracach komisji sę dziowskiej. W czasie dodatkowych prób, mają cych na celu dokładne stwierdzenie Do konkursów dopuszczono wybra ciętości na dzika, poszczególne psy ne z najlepszych cztery gończe (Siowpuszczano do zagrody z dzikami venski Kopov) ze Słowacji, styryjskie wiele psów oszczekiwało zwierza z lę go gończego szorstkowłosegn i aus kiem, bez należytej wytrwałości. Po triackiego gończego krótkowłosego dobnie zresztą było i drugiego dnia (obydwa z Austrii). Szkoda, ze zabrak konkursów, psy nie pracowały jak na ło naszego polskiego ogara, który po tęży. Dlatego też dano słabe oceny. kazał w Słowacji na ubiegłorocznej Pies słowacki gończy. Flora Janovik, imprezie nadzwyczajną klasę, zdoby kol. Rudolfa fialaża uzyskała zaled wając tytuł „Championa Pracy" wie dyplom I stopnia. CAcrr. Po konkursach sędziowie spotkali Komisji sędziowskiej przewodnisię z wlad7,ami klubu hodowców psów c"zył znany i ceniony również w Pol gończych i wytyczyli kierunki dalszej, sce, myśliwy i kynolog, sędzia Jinkontrolowanej hodowli ze szczegól drich Makara, uczestniczyło zaś nym uwzględnieniem głoszenia na w konkursie 6.5 strzelców zamykają tropie i ciętości. cych ogromny miot w wysokogórskich Od wielu lat z uwagą śledzę rozwój hodowli psów myśliwslcich w Czecho słowacji, Wielkie zasługi w upowsze chnieniu dobrych, rasowych psów mają tam przede wszystkim sędzio wie kynologiczni - sumienni, do świadczeni i obiektywni. Dzięki nim i ich ocenom exlerier i użytkowość psów stale się poprawiają i śmiem twierdzić, że nie ma dzisiaj lepiej zor ganizowanej kynołogii łowieckiej w EnropiH niż jest w CSRS W sumie padło 14 dzików, choć było może być zmęczony, nadmiarem kilkadziesiąt strzałów, Na konkur szkolenia przed konkursami. Bywa sach w Prievidze każdy myśliwy j(?st też, że pies prosto z kojca zabrany do zobowiązany podać komisji sędziow kniei, bez treningu, nic ma po prostu skiej swoje uwagi o pracy widzianego kondycji. psji. Dobrze, że organizatorzy znaczą Jedno jest pewne, psy gończe pra poszczególne pby kolorowymi wstę cując raz gorzej, raz lepiej, spełniają gami - nie istnieje Ijowiein możliwość w łowiectwie ważną rolę i wydaje się, pomyłek w ocenie bardzo do sicłjie że przyszłość polowania w trudnych podobnych gończych. Szkoda nato warunkach terenowych należeć bę miast, że gończe słowackie i austriac dzie właśnie do nich. Rolę naganki kie tylko głoszą, a nie, jak polskie i w górach musi spełniać dobry pies. ogary, grają - wtedy uczta słuchowa Kas jest wiele, lecz żadna nie daje byłaby pełniejsza. Sądzę, że nasz re tych wrażeń emocjonalnych i słucho gulamin dla psów gończych, posiada wych co praca psa gończego, zwłasz jący dodatkowo ocenę donośności, cza polskich ogarów. klarowności, rytmiczności, melodyjPodczas konkursu w Prievidzo mia ności i wytrwałości głosowej nie mó łem niaznusc uczestniczyć w dyskus głby mieć w ogóle zastosowania dla jach z 7agran1c7,nymi hodowcami. ras, lakie startowały w Pricvidze. Wszystkie sprowadzały się do wspól Zakończenie konkursów i rozdanie nego .mianownika: psy gończe, do nagród odbyło się tiadycyjiiie przy brze zaprawione w łowach, są użyte czterech ogniskach, świecących ,,na czne wszędzie tam. gdzie zawodzi cztery świata strony". Hejnał zakoń człowiek. Dlatego istnieją kluby ho czenia łowuw niusi w gcjrskiej, ośnie dowców psów gończych, mające de żonej kniei stawę czechosłowackiej cydujący wpływ na kontrolowaną kynologu. Pomimo, ze psy na tych i kierowaną hodowlę. Wszelkie wer konkursach wypadły słabiej niż zwy dykty sędziowskie są przedmiotem kle, nie oceniono tego katastroficznie. dokładnej analizy tak pod względem Potrzeba będzie dalszej pracy nad punktacji psa jak i sposobu oceniania udoskonaleniem metod ehminacji po przez sędziego. Trudno zdobyty pa do szczególnych psów na duże i ważne tent sędziowski zobowiązuje obiektywizmu pod każdym wzglę imprezy. dem. Wiemy, że każda ocena ma Poza tym być może, że psy, zmęczo wpływ na dalszą hodowlę i jeżeli jest ne wielogodzinną podróżą, bez akli dana „na piękne oczy" - mści się matyzacji w wysokich górach, nie prędzej czy później. miały po prostu chęci do wytrwałej pracy. W drugim dniu konkursów pra Sądzę, że spotkania sędziów na cowały znacznie lepiej. Przecież trze międzynarodow^'ch konkursach są ba się liczyć z tym. że w zawodach bardzo potrzebne, stwarzają bowiem bierze udział drugi żywy organizm' możliwość wymiany cennych do 1 nigdy nie wiadomo, co „psu do łba świadczeń. A tych nigdy nie jest zbyt strzeli". Często myśliwi nie potrafią wiele. zrozumieć, że psa może boleć głowa. WACŁAW K. LESIŃSKI 9 ALBIN KRYŃSKI MAMUT /poWTeść myśliwska/ 114 ROZDZIAŁ XVH Józef przyzwyczaił się już do tego, że po „do brym" w jego życiu prawie zawsze musi przyjść „złe", ł u b co najmniej „gorsze". Ot. tałti pogłos przesądów pierwotnego człowielui, przeniesiony w najł>ard7iej racjonalną epoltę. Podobnie jałi trzynastłta, piątek i baba z pustymi wiadrami. Przez pierwsze dni po powrocie od pana Romana i jego ,,Kiemłiczów", po prostu na to czekał. Ale o dziwo, ów przewidywany „niż" nie nadcdKxłził. „Więc może moja karta w życiowym pokerze odwróciła się na dłużej? W takim razie trzeba zacząć jak najszyttciej działać, a nuż się ją jeszcze tiardziej utrwali?" W zarządzie koła zarówno Marian jak i pozostali członkowie przyjęli z entuzjazmem jego propozycję czynnego udziału w społecznych pracach w łowi sku, nawet nie pytając skąd u niego nagle tyle wolnego czasu. Może myśleli, że inżynier to jednak i dziś trochę „wolny zawód". Najpierw przysiedzi po nocach, zaprojektuje coś twmtwwego i potem przez jakiś czas ma święty spokój. W parę dni potem zwołano zebranie koła, by wspólnie, szczegółowo już omówić co i jak ma zdziałać niecodzienny ochotnik w ramach swego akcesu. Zaproponowano, a Józef przyjął propozycję zorganizowania wspólnie z nowym strażnikiem ło wieckim transportu pestek ze śliwek, które, między innymi, w ramach porozumienia z pobliską prze twórnią owocowo-warzywną, mieli otrzymać nieod płatnie i przygotować do przyorania w wyznaczo nych miejscach dla dzików. Oczywiście nie było to wszystko. Litania działań Józefa ot>ejmowała też dokładną inwentaryzację potrzeb remontowych wszystkich urządzeń łowieckich w obwodzie, upo ważnienie do zawarcia umowy z dyrekcją pegeeru w Olsznicach w sprawie wypożyczenia przez nich trzech pługów odśnieżnych na wypadek dużych opadów śniegu. Zlecono mu-także przeprowadzenie wstępnych konsultacji w sprawie jak najbardziej operatywnego i sumiennego współdziałaiUa w sza cowaniu szkód łowieckich. Potem zajęto się sprawami bieżącymi, których nie brak nigdy w żadnym dobrze pracującym kole. Prezes przypomniał o jeszcze jednej sprawie i zwró cił się z nią do Józefa sądząc, nie t>ez racji, że przynieść mu tn może trochę łowieckiej satysfakcji. Otóż już dużo wcześniej ustalono, że z dziesięt:iu przeznaczonych w tyra sezonie do odstrzału byków, dwa należy sprzedać „dewizowcom". Oferta została przez „Orbis" przyjęta i w drugiej dekadzie wrześ nia mieli zjechać do .,Ostoi" dwaj zagraiucziu myśliwi. Józef wysłuchał propozycji i gdy już wszyscy byli pewni, że powie „tak", powiedział zdecydowanie.rfiie". Ci, co pierwsi ruszyli na niego, bardzo zresztą zdziwieni, 2 wymówkami, prosili o wyjaśnienie po wodu odmowy towarzyszenia „dewizowcom". Na tomiast ci, którzy jak Bronek, Zygmunt, Janek i Ar kady pojęli w lot o co chodzi, nie mogli na razie dojść do głosu. Tymczasem Józef dawał wymijające odpowiedzi, ale w końcu natarczywie przyciskany przez kilku bardziej rozgorączkowanych kolegów, powiedział wprost: - Bardzo proszę zarząd i kolegów, aby jednak zwolnili mnie z otx>wiązku służerua pomocą tym myśUwym. Mam osobiste powody, by o to właśnie prosić. Łowczy zdążył powiedzieć, że to żaden obowią zek, że dicieli tylko przy okazji, że i tak z własnej 10 woli robi tyle i że w związłtu 2 tym prosi Józefa, aby propozycję uważał za niebyłą. Sprowokowany już jednak i wyprowadzony tro chę z równowagi Józef, uważał że sprawa nie zosta ła zamknięta. - Nigdy nie zgłaszałem jakicłikolwiek zastrze żeń co do celowości polowań dewizowych, ustala nych oczywiście w rozsądnych proporcjach, gdyż byłoby to po prostu nonsensem. Powinniśmy aprotx>wać każdego naszego klienta, pod warunkiem wywiązywania się przez niego z w a n m k ó w zawar tej umowy, która, choć już nie na piśmie, ot>ejmuje tałiże sprawy etyki łowieckiej przestrzeganej w na szym kraju, jak również przyjęte powszecłmie nor my zachowania i współżycia między ludźmi. - Więc o co koledze chodzi?! - przerwał mu ktoś z bardziej nieopanowanych. - Powiedziałem już, że mam jakieś tam swoje zupełnie prywatne powody, z którymi nie cłidałbym się aliszować. - A dlaczegóżby nie? Jesteśmy tu wszyscy jak w rodzinie i mamy chyt>a prawo wiedzieć? - teraz z kolei z niezbyt przemyślaną pretensją wyskoczył Sławek, znany w kole z poważnych zadatków na etatowego pieniacza. - Niestety - Józef z widocznym trudem starał się opanować - ci koledzy którzy tak sądzą, są w błę dzie. Skoro tłowiem nie chcę o tym mówić, to nikt zmusić mnie nie może, zwłaszcza, że nie dotyczy to absolutnie mojej otiecności i pracy w naszym kole. Ponieważ jednak mimo woli dotknęhśmy już jakie goś problemu, który jak widzę zainteresował część kolegów, powiem co sądzę na temat osób towarzy szących zagranicznym myśliwym. Myślę, że chodzi, i to nie tylko mnie, aby w trakcie spełniania roli towarzysza i podprowadzającego nie narażali oni na szwank dobrego imienia polskich myśliwych. Może nie wszyscy koledzy, ale na pewno część, tak jak ja, zna przypadki niezbyt godnego prezentowania się niektórych myśliwych w czasie łowieckich kontak tów z naszymi gośćmi z zagranicy. 1 dlatego sądzę, że na ich towarzyszy należy zawsze typrować tych spośród nas, o których powszechnie wiadomo, że w każdej sytuacji, a wiemy, że zdarzają się najprze różniejsze, potrafią zawsze odpowiednio się znaleźć i stanąć na wysokości zadania. Bo trzeł>a pamiętać, że i z tego podwórka zaczerpnięte opinie kształtują obraz naszego kraju za granicą. - Ciekawe, czy kolega mówiąc o tym wszystkim, miał może na myśli kogoś z nas? - Sławek rzucił to pytanie bardzo zaczepnym tonem, - Przykro m i - Józef w dalszym ciągu starał się zachować"5pokój, ale widać już było, że przychodzi mu to z trudem - że akurat kolega zareagował swoim pytaniem na to, co przed chwilą powiedzia łem. Wszyscy dobrze wiemy, że nie dotyczy to na szczęście ani naszego koła, ani nie jest żadną regu łą. Po prostu wiem i powtarzam z całą odpowiedzial nością, iż wypadki takie niestety się zdarzają. Po nieważ nie jesteśmy dziećmi, sądziłem, że powin niśmy sobie także i o tym porozmawiać. Nie chodzi tu zresztą tylko o nasze myśliwskie środowisko,- ile to już razy pisano w prasie o niegodnym zachowaniu się niektórych naszych rodaków, na przykład pod czas wycieczek zagranicznych. - Skoro tak jest - podchwycił Sławek, który ani myślał dać za wygraną i i wyraźnie zagiął parol na Józefa - skoro tak właśnie trzeł>a postępować, jak nam to przed chwilą wyłuszczył kolega t ^ m i ń s k i , to ja ciągle nie rozumiem... - Czego nie rozumiesz? - zapytał podniesionym już trochę głosem Marian. - Jak to czego? - zaperzył się tamten. - Wiemy przecież, że kolega Kamiński jest dobrym, etycznym myśliwym, doskonałym strzelcem, et ceatera, et caetera, jednym słowem zgromadził wokół swej osoby same, w pełni zasłużone, superlatywy, I dlate go nie rozumiem - tu zwrócił się do Mariana dlaczego, skoro nam zaleca wybierać na podprowa dzających najlepszych, najbardziej godnych - sam się uchyla od podjęcia się tej roli? W tym momencie nie wytrzymał zawsze opano wany Zygmiml. - Proszę cię - popatrzył spod swych wielkich brwi na Sławka - odpieprz ty się wreszcie od Józefa, bardzo o to proszę! Czy ty n a p r a w d ę nigdy nie wpa dłeś na to, że słowo „myśliwy' wzięło się od irmego trochę słowa - „myśleć" lub „przerayśliwac'? Jak to zazwyczaj bywa, wybuch zdrowego śmie chu w jednej chwili oczyścił zagęszczającą się z każdą chwilą atmosferą zebrania. Ogarniające ludzi napięcie natychmiast zelżało. Milczący dotąd Bronek, nitiy to ściszonym gło sem, ale tak aby słyszeli go i dalej siedzący, począł opowiadać jedną ze swych słynnych anegdotek, zresztą zawsze a'propos. - Zupełnie jak ta przekupka na pyskówce do sędziego: „jak mnie proszę Wysokiego Sądu nazwa ła zdzirą - anim się odezwała, jak poprawiła małpą - też wytrzymałam, ale jak mnie przy ludziach nazwała sufraganem - nie wytrzymałam takiej obelgi i trzasnęłam trochę w łeb donicą!" Sławek nie odważył się zacząć ani z jednym ani z drugim i do końca zebrania nie odezwał się już ani słowem. Wracając późnym wieczorem do domu. Józef na gle zdecydował się zatelefonować do ICrystyny. I to z pierwszej napotkanej na ulicy budki. ICiedy wy kręcał ostatnią cyfrę poczuł, że gwałtownie zascłilo mu w gardle i musiał parę razy szybko przełknąć ślinę. Równocześnie usłyszał dźwięk spadającej w automacie monety i głos Krystyny j>o drugiej stronie przewodu. Powiedział głosem, fctórggo nie poznał; „dobry wieczór ICrysiu, to ja..." Chwilę, ale bardzo krótką, słyszał pulsującądaleidm pogłosem na linii ciszę, a potem odkładaną słuchawkę. „Oczywiście słyszała mnie i poznała. Gdyby tele fon był uszkodzony powiedziałaby, jak to się zwykle robi, kilkakrotnie „lialo". Powiedziała tylko raz na początku i zaraz przerwała połączeme. No tak... to było chyba normalne. Kto dziś może i chce zrozu mieć mamuta? Mamut musi odejść z pracy, od ma muta musi odejść żona, mamuta przez grzeczność udali, że rozumieją koledzy z koła. Została jeszcze tytko „grzeczna Madzia", ale na jak długo?... To proste, jeszcze mnie na tyle nie poznała; w łóżku być może jestem jeszcze taki jak inni. Więc prędzej czy później i ona odejdzie, jest przecież w każdym calu podobna do tych, którzy się tiądż ode mnie odwraca ją, bądź tolerują jeszcze..." łCiedy otwierał drzwi do przedpokoju ogarnęło go nagle przemożne pragnienie kobiety. Nawet nie zapalając światła podszedł do telefonu i wykręcił numer Madzi. Była w domu, więc się n a p r a w d ę ucieszył. Powiedział jej wprost: „mam cholerną chandrę i jestem taki ł>ardzo sam." Odpowiedziała od razu, że weźmie taksówkę i przyjedzie do niego najdalej za pół godziny. Po tym telefonie zaraz się uspokoił i puścił wodę do wanny. Widocznie Madzia musiała dość długo czekać na taksówkę, bo zdążył się wykąpać i przy gotować kawalerską ,.kolację we dwoje", to znaczy usmażyć belsztyki, wyłożyć ze stoika bułgarską „sałatkę myśliwską" i postawić na małym stoliku butelkę wina i kieliszki. Akurat wtedy zadzwoniła do drzwi. Gdy tylko zamknął je za nią, zarzuciła mu ramio na na szyję i przywarła do nieyo całym ciałem. Była jedną z tych kobiet, które nie pytają nigdy o nic pierwsze i chyba dlatego są bardzo cenione przez partnerów. trzeźwa była tylko infuła na głowie celebrującego mszę biskupa," ~ No i co ty na to? - Fajne, wspaniałe! - wykrzyknęła szczerze. Proszę, przeczytaj coś jeszcze! Począł przerzucać kartki, ale przez dłuższą chwilę nie mógł odnaleźć zabawnego fragmentu. Kiedy go wreszcie znalazł, zamiast czytać zaczął się śmiać. - No, nie bądź takim egoistą - szarpnęła go za łokieć - pozwól pośmiać się i Madzi... - Zaraz, za cłiwilę. spróbuj, może przeczytasz to sama, bo ja naprawdę nie mogę! - krztusił się wprost ze śmiechu. Postanowił nie mówić jej o zajściu na zebraniu, Wzięła z jego rąk książkę i nie zmieniającpozycji a tym bardziej o telefonie do Krystyny. Przecież założyła nogę na nogę, odsłaniając białe udo. pragnął dziś nie zwierzeń, ale właśnie tylko prężne - Uwaga, zaczynam, niech mój chłopak słucha go, młodego ciała i pełnego zapomnienia w jej i już za bardzo się nie śmieje, bo jak słyszałam ramionach. Niby koneser tej sztuki celowo przedłu można od tego nawet umrzeć. żał nadejście chwili, kiedy zacznie ją wolno rozbie Potargał jej dłonią gęste twarde włosy. - Dobrze, rać, by potem, już nagą, wziąć na ręce i przenieść te postaram się być poważny. dwa kroki na tapczan. „Jeśli chodzi o trunki, to służba piła podczas Befsztyki udały mu sio wyjątkowo, czego nie wszelkich uczt na równi z panami" - wcale to nie onueszkała pochwalić, wino szybko odegnało czar śmieszne - wtrąciła swój komentarz - ,,oczywiście ne myśli lub też tylko zamieniło je na różowe i właś z wyjątkiem najwyższych gatunków alkoholu. Naj ciwie myślał już zacząć wstępy do miłosnej gry, gorzej bywało kiedy upijały się obie strony" - to już kiedy wyczul, że byłoby to jeszcze za prędko, że tajne - parsknęła krótkim śmiechem. ,,Wówczas przecież najważniejsze jest wszystko to, co przed, bowiem przestawano przestrzegać etykiety i służba a więc rozmowa, spojrzenia, oszczędne jeszcze ges dopuszczała się rozmaitych tigli, na przykład w ro ty i wstępne pieszczotv. dzaju wycierania talerzy zwisającymi rękawami kontuszów czy ,,ferozyji", a czasem nawet ogonami W pewnej chwili wziął z półki książkę, którą kręcących się pod stołem psów".,. czytał ostatnio przed snem. - Wiesz, jestem ciągle pod wrażeniem zawartych To co stało się z Madzią po przeczytaniu ostatnie go słowa przeszło wszelkie oczekiwania Józefa. tu opisów naszej staropolskiej obyczajowości. Najpierw krzyknęła głośno, w następnej chwili do Popatrzyła na niego trochę zdziwiona, ale zaraz słownie spadla mu z kolan na podłogę i zanosząc się się uśmiechnęła, jakby chciała powiedzieć: ,,tak rozumiem, to jest naprawdę wspaniała książka, sko i swoim altowym śmiechem, pełnym „ochow ' \ i „achów", ,,już nie m o g ę ' , skręcała się przez parę ro tobie się podoba". minut na dywanie. Próbował ją podnieść, choć tro - Nie mógłbyś mi czegoś z niej przeczytać, a mo chę uspokoić, ale na nic się to nie zdało. Burza że wolisz opowiedzieć... śmiechu musiała powoli ucichnąć sama, ale nawet Skorzystał natychmiast z tego przyzwolenia i za kiedy było już niby po wszystkim wracał z nienacka czął od tematu bardzo bliskiego programowi ich krótkim urywanym „cha-cha". Wreszcie jednak dzisiejszego wieczoru, czyli o sprawach seksu sie zdołała przemówić jakimś zrozumiałym językiem. demnasto- i osiemnastowiecznych przodków. - Czy ty też to widzisz?, bo ja widzę i dlatego nie - Wprost trudno nam uwierzyć jak wtedy swo mogłam inaczej. Przecież to jest takie wspaniałe, bodnie traktowano sprawy płci i wierności małżeń tak obrazowe! Koniecznie, koniecznie musisz mi ją skiej, jaką rangę nadawano współżyciu seksualne pożyczyć. Kto to wszystko opisał? mu. Mentalność europejskiego i naszego rodzimego - Naturalnie, że pożyczę, a napisał ją historyk, baroku a potem rokoka wprost nie mieściły się profesor Uniwersytetu Łódzkiego, Zbigniew Kucho w głowie społeczeństwa wieku dziewiętnastego, wicz. który pruderię przekazał i nam w spadku. Jeśli cię to - Dobrze, wszystko przeczyłam sama, ale dziś interesuje, będziesz musiała zapoznać się z tym znajdź mi jeszcze kochany coś o miłości. Naprawdę sama. Ja mogę ci przeczytać kilka małych fragmen tów, które przyprawiły mnie wczoraj w nocy o taki i nie wstydzono się wtedy tego? atak wesołości, że już myślałem o pobudzonych ze - Jak wynika z l i c z n y c h p r z e k a z ó w - o g ó l n i e n i e , snu sąsiadach, którzy lada chwila zrobią mi koncert oczywiście znajdowali się, jak wszędzie i zawsze, na kilka kijów od szczotek. Chodziło tam o sprawy fałszywi lub mniej fałszywi „stróże moralności". Bachusa, czyli nadużywanie alkoholu pod wszelki - Poszukaj, poszukaj - prosiła coraz bardziej mi postaciami, przymilnie - ale coś naprawdę lajnego. Józef oburzył się nieszczerze: - Doprawdy, co też mogło rozśmieszyć tałuego - A te, to ma być dla mnie czy dla ciebie? Bo ja poważnego chłopca jak ty? Bardzo proszę, przeczy jeszcze nie potrzebuję takich podniet, na razie ty mi taj mi to. wystarczasz za dziesięć takich książek. - Chwileczkę, zaraz to znajdę.,. O, już mam, - Dobrze, Madzia jest zawsze grzeczna i sama posłuchaj takiego drobnego epizodziku, od których aż się nil w tej książce. Jest tu akurat mowa o ulega I jutro wieczorem wszystko przeczyta. Ale nie zdziw niu pokusom do kielicha osobistości bardzo za i się, że jak w trakcie lektury weźmie mnie na ciebie cnych, często na wysokich stanowiskach. chętka, przyjadę bez zapowiedzi. - Dobrze, umowa stoi, alo z małą poprawką; Położyła mu cflowę na kolanach, więc musiał i jutro, i pojutrze, przecież do trzech razy sztuka. unieść wyżej książkę. Zaczął czytać: - Zgoda, trzymam za słowo. A teraz mam taką ,.Jeden z t udzoziemców, niejaki Beaujeu, pisząc prośbę: nie będziemy się dziś siebie wstydzić. Nic o czasach lana Sobieskiego tak powiada: ..wielu a nic. Tak jak w tych czasach baroku i rokoka, z pomiędzy biskupów oddaje się pijaństwu z zanie o których mi mówiłeś. To było słuszne. Ktoto wymy dbywaniem obowiązków względem swej owczarni. ślił, że trzeba się kryć właśnie z tym. co jest w życiu Widziałem sam biskupa krakowskiego przy cere najpiękniejsze i co sprawia ludziom największą monii ślubu dworskiego w Grodnie, w chwili gdy rozkosz, tyle wspaniałych doznań? - na chwilę za opuszczając biesiadę chwiał się na nogach, bełkotał myśliła się wcisnąwszy pięść pod brodę - słuchaj ja niezrozumiale wyrazy i (iśmieszal uroczysty habit pierwsza tn zaproponowałam, alt? nie pomyśl teraz, kapłański dziwacznymi ruchami. Gdy nadeszła że jestem taka zepsuta, co z każdym i w każdych chwila czytania modlitw z przedstawionego mu okolicznościach. Może mi nie uwierzysz, alo na annału. szukał długo okularów w kieszeni, a znalaz prawdę, mogę ci przyciąć na wszystko, jesteś moim łszy w niej pierścień sądził, że tn okulary i włożył go drugim w życiu chłopcem. na nos pracując przeszło kwadrans aby go należycie umieścić. Zebranie cale wobec Ich Królewskich Powiedziała to tak spontanicznie, że nie mógłby Mości śmiało się z tej sceny do rozpuku, ku zgorsze nie uwierzyć. Chciała jeszcze coś dodać, ale za niu ludzi rozważniejszycłi na widok takiej profa mknął jej usta długim, zachłannym pocałunkiem. nacji." Poczuł jak jej ciało odpręża się lekko w jego ramio nach, słyszał jak oddech zaczyna nabierać przyspie - To jeden kwiatek z tej ląc-zki. Teraz posłuchaj szenia. Wtedy począł odpinać jej bluzkę. Za ścianą bardzo wiarygodnej relacji Albrychta Radziwiłła. panowała głucha cisza. ,,Śpi albo nasłuchuje - po Jak sarn wspomina „zdarzyło mu się kiedyś widzieć, myślał o tym najpierw z jakąś dziwną satysfakcją, iż podczas uroczystego nabożeństwa, na którym a potem z żalem. „Może lepiej żeby słyszała? Unie znajdował się król i cały Senat Rzeczypospolitej. \ j I i ruchomiona od lat w ióźku stara kobieta być może właśnie dzięki nam przeżyje podobną chwilę we wspomnieniach, zapomni choć na krótko o cierpieniach i o tyra, że pewne piękne sprawy w ludzkim życiu mijają naprawdę bezpowrotnie." Usnęli kiedy zdawało im się, że nie pozostało w nich ani odrobiny sił, tylko majacząca w półśnie nadzieja, że rankiem, który był już niedaleko, od najdą się bardzo blisko siebie. Zaraz pierwszego dnia po przyjeździe do ,,Ostoi" Józef złożył wizytę w nadleśnictwie. Na wstępie powiedział w jakim celu i na jak długo przybył do lasu, umówił się z inżynierem na dzień następny w celu dokładnego już omówienia najpilniejszych spraw, a następnie odwiedził nowego strażnika. Okazał się nim bardzo młody, ale wyjątkowo bystry i doskonale rozumiejący swoje obowiązki człowiek. Przegadali do drugiej w nocy. Oczywiście nie o su chym gardle i pustym żołądku. Miody człowiek mial nomen omen na imię Hubert, zas nazwisko Robak, jeszcze młodszą od siebie ładną żonę i półrocznego synka. Najpierw zdał Jozefowi dokładna relację ze sta tus quo na terenie obwodu, opowiedział o wła.snych koncepcjach i o tym, co już zdążył zrobić w łowisku, Wyglądało na to, że wygrali duży los na loterii, powierzając mu ochronę obwodu, Łuczak był dobry, ale ten był prócz tego jeszcze młody i pełen zapału. Jozef nie wrócił do ,,Ostoi", Gospodarz nie chciał słyszeć, aby w tę naprawdę bezgwiezdną ciemną noc miał się ,,rozbijać po krętych drogach i to w dodatku samochodem". Sam posiał amerykankę w drugim pokoju, zapewniając, że „mały do rana nie zakwili i w spaniu na pewno nie przeszkodzi'. - Kochane dziecko, niech mi pan wierzy, jeszcze do niego ani razu nie wstawałem. Jak zaśnie z piąst ką w buzi po ostatnim karmieniu, tak sobie śpi spokojnie do pierwszego rannego. - Nie wstaje pan, bo pewnie wstaje żona - dro czył się Jozef. A broń mnie Panie Boże! -zaprotestował gorą co młody tata, - U nas pełna demokracja i równość. Razem pracujemy i razem odpoczywamy. Kąpać i przewijać umiem nd początku. Gdy było trzeba, w pierwszym miesiącu, wstawaliśmy na zmianę oboje. Ale teraz już naprawdę nie ma potrzeby. No co, słychać go było choć raz? Siedzimy tu ładnych parę godzin... Józef musiał skapitulować, istotnie przez cały czas nie posłyszał płaczu za drzwiami. - A nie wie kolega co tam słychać w gajówce, u ojca panny Franciszki? - zagadnął w pewnej chwili. Miał zamiar odwiedzić staruszka, więc wolał zrobić przedtem jakie takie rozeznanie. - To pan nie wie? Zmarło mu się chyba zc dwa miesiące temu. Ostatnio to już miał taką okropną astmę, że aż przykro było słuchać. Śmierć była dla niego najwięk.szą ulgą. ,,Zawsze jestem spóźniony, dlaczego tak właśnie się dzieje?" - pomyślał Józef gasząc światło. Nazajutrz prosto od Robaka pojechał na wiejski cmentarzyk. Od jakiejś malutkiej staruszki dowie dział się gdzie znajduje się grób „leśnego". Bez trudu odnalazł nieodamiowaną jeszcze mogiłę, na której leżały dawno już uschmętc polne kwiaty. Postał chwilę nad grobem bez żadnej myśli i szytikim krokiem wrócił na drogę. Z cmentarza pojechał prosto do „Ostoi". Odurze nie lasem i jakieś bliżej nieokreślone poczucie winy spławiły, że resztę dnia przespali na zmianę przele żał w pokoju. Wyszedł przed samym wieczorem, ale tylko na krótko, przed dom. Parę razy zaczerpnął głęboko powietrza i pomyślał, że las jeszcze nie pachnie jesienią Rano, była godzina w pół do piątej, zbudził się wypoczęty i niemal w pogodnym nastroju. Szybko przyrządził i zjadł z apetytem śniadanie, przerzuci! dwunastkę przez plecy i bez specjalnego celu, a lu bił to przecież tak bardzo, zagłębił się w otaczającą „Ostoję" od wschodu drągowinę, za którą zaczynały Się liczne i pogmatwane wąwozy. Pierwszą rzeczą, którą zauważył zupełnie przy padkowo, była lisia nora. Ucieszył się z tego odkry cia jak dziecko. Potem ostrożnie spenetrował najbli ższe otoczenie i ustalił, jak mu się wydawało, wszys tkie wloty i wyloty mieszkania mykity. ,,Trochę za wcześnie, ale Madzia z pewnością ucieszy się bar dzo ze skórki na coraz bardziej modną czapkę z ruDokoóczenie na str. 13 11 ł^ł^^^— HSSSS* ^!2S£££ 1?*???* • S ł t t s " ' l i t * i i i 3 S Chwała Redakcji Programów Oświatowych Telewizji i Telewizyjnej Wytwórni Filmowej „Polte!" za 40-mtniitowy kolorowy fiim 2 1976 r. pt. ,,W krairue losj". Jego auttM^ - J, Wierzbicka (reżyseria, scenariusz, realizacja) i R. Czerwiński (zdjęcia) spt^iwszy kilka miesięcy na nad biebrzańskimi bagnach stworzyli pierwszą polską mo nografię filmową łosia. A z wielu względów ten największy u nas gatunek łowny na nią zasługiwał. Choć zredukowany na terenach Polski w czasie ostatniej wojny do kilku zaled wie sztuk zwięk^ył swą p<^ulację do 3259 w r. 197,5, od 196? jest obiektem polowań. Wtopiony w bogaty świat roślinny bagnisk (żywi się 250gatunkami), mimo że wystę puje najczE^iej w tnrmie badylarza, stanowił prawdziwą ozdotię licznie występujących w filmie mnydi zwierząt. Także glos byka w czasie bukowłska - w nastrojowej muzyce ptasicłi głosów: śpiewie słowików, bulgotaniu to kujących cietrzewi, przejmującym klangorze żurawi - wy różniał się siłą postękiwań i namiętnością rżenia. Apel autorów, by tę krairtę łosi i największy, nie tylko w Polsce, teren pierwotnych bagnisk zachować w nienaruszonym stanie, znatad w filmie przekonujące i wielorakie uzasad nienie: emocjonalne, estetyczne, Historyczne i naukowe. Już od kilku miesięcy, nie bez drobnych potknięć, którydi łatwo można by uniknąć, mamy w telewizji nowy cykl audycji pt.,.Tajemniczy świat przyrody ". Nadawany w pro gramie II mniej więcej w odstępach 4-tygodniowych, po czątkowo zbiegał się w czasie ze,,Zwierzyńcem ", powodu jąc rozterki wewnętrzne telewidzów. Ostatnio oglądany przeze mnie program, 9 lutego, zapowitHlziany jako program studyjno-filmowy pL „Ptaki". za wierał jak zwykle wstęp oreiz 2 filmy, w których jeden pt. „Osy t ich gniazda" świadczyłby, że nie wszystko, co ma skrzydła i się gnieździ, jest ptakiem. Mówiąc ix>ważnie jest o co kruszyć kopie, twwicm omawiany cykl stanowi prze gląd polskich Mmuw przyrodniczych nakręconych po woj nie. M. in, emitowano tu 2 filmy W, F>uchalski<>go - „Skrzy dlatych rycerzy" (13 grudnia, o tokacti batalionów nad FMdiwią) oraz ,.Instynkt m<łcierzyiiskj ptaków" (9 lutego). Do początków kultury człowieka pierwotnego nawiązy wał fibn o malowidłach naskalnych w jaskini Lascaux w płd.-zdch. Francji, nadany w ,,Wieczorzezdziermikiem ' 16 listopada. Pochodzące sprzed 10-14 tys. lat, a odkryte dopiero w r. ł940~rysuiiki przedstawiają liczne zwierzęta w mchu (tury. jelenie, konie), sceny myśliwskie (raniony oszczfjpem żubr szarżuje na człowieka), strzały do łuku. Poza wysokimi walorami artystycznymi (tectmika malowa nia przypominająca XX w. ekspresjonizm) sztuka LascauK jest jeszcze jednym dowodem, że w ciężkiej walce człowie ka o przetrwanie pierwszorzędną rolę spełniło kiedyś my ślistwo. Do problemów współczesnego łowiectwa przeniósł nas lijii!! inilH •*¥ łW wywiad IrenyDziedzicwświątecznymTele-Echu(25grud nia) z dr. Jerzym Krupką ~ przewodniczącym Zarządu Głównego PZŁ i wia>prezesem Międzynarodowej Rady Łowiectwa i Ochrony Zwierzyny. Dr Krupka mówił o istocie polskiego łowiectwa, jego powojennej demokratyzacji, znaczeniu go^)odarczym, tłumaczył narosłe wokół myśli wych nieporozumienia brakiem właściwej inłcHmacji. Spo kojny, rzeczowy ton wypowiedzi, kultura osobista i takt, ,,telewizyjność" postaci - wszystko to sprawiło, że w intCTlokutorze p. Ireny Dziedzic łowiectwo polskie znalazło świemego ambasadora. Odnotujmy także drugi przykład propagandowej passy; w zainicjowanej przez,.Wieczór z dziennikiem" akcji prof. Zina na izecz budowy Centrum Zdrowia Dziecka wśród dwóch licytowanych akwarel, jedna przedstawiała frag ment renesansowego zamku w Niepołomicach, o którego historii i odbudowie gawędził jak zwykle sam Profesor. Zbudowany przez Zygmunta Augusta na miejscu dawnego zamku myśliwskiego Kazimierza Wielkiego, po trwającej obecnie rekonstrukcji ma nawiązać do swej pierwotne} użytkowości. W najtwdziej zabytkowej części zamku znaj dować się l>owiem ttędzie muzeum łowieckie. Zdaniem Profesora liczne pierwiastki myśliwskie w kulturze polskiej stanowią o jej odrębnościach narodowych. Tak więc przy szłe muzeum spełni ważną rolę dydaktyczną Kolejny epizod myśliwski w filmie fabularnym, prawie identyczny jak omawiany w poprzedniej recenzji (w ..Za proszeniu na polowanie") tym razem w angielskim filmie spolerzno-obyczajowyra pt. ..Wielka kariera", wyświetlo nym 18 gmdma, w $ot>otnim kinie nocnym. Atrakcyjne widowiskowo falowanie par force na łisa przeradza się w polowanie na człowieka. Dopędzony przez psy i jeźdź ców tmliater zrozumie sens symboliczny osaczenia i chociaż początkowo buntuje się przeciwko złu („Wy polujrac i sto sujecie swoje prawa, ale ja, zwierzyna, nie stosuję się do tych zasad"), to jednak w końcu ult?gnie. Tak więc wątek myśliwski nie jest tu tylko tłem, ozdobą filmu, lecz łącznie z innymi tworzy dramaturgiczną całość. W innym filmie fabularnym pt. ,,Jaków Bogomołow" (4 lutego), wyprodukowanym w ZSRR na podstawie nie do kończonej sztuki M. Gorkiego, syt)eryiski przesąd myśliw ski pełni ważną rolę kompozycyjną, zapowiada lxwiem klęskę bohatera, beznadziejnie zakochanego w kobiecie. To jego ostatnia w życiu kobieta, tak jak dla myśliwego czterdziesty niedźwiedź. Według przesądu myśliwy może pokonać 39 niedźwiedzi, ale czterdziesty pokona myśliwe go. Zapowiedz spełnia się w finale, bohater nie znajdując wzajemności popełnia samotwjstwo. Wśród nowych akcji,.Zwierzyńca" - propaganda ochro ny zwierząt, w tym ptaków drapieżnych, jwpieranie idei parków narodowych oraz przegląd znaczków animalistycz- mi z trochą wody; zagotować zupę kilka razy dobrze na ogniu, puścić na czystą serwetę, oczyściwszy mostki z kapusty, porąbać w sztuki, i na wydaniu dodać trochę suszonego kopru; do zupy robią się kołdunki tym sposot>em: Kołdunki do zupy. Wziąć miękis7.a od warchlaka lub sarny, usiekać, dodać część trzecią słoniny, soli, pieprzu, majeranu w miarę, jedno jajo, utłuc na miazgę to wszystko, zarobić ciasto z mąki, samemi jajami, z dodaniem kawałka masła dla kruchości, porobić małe kołdunki czyli pierożki, odsmażyć na fryturze, to jest: tlustości no rumiano, i wrzucić iia wazę do zupy. GĘŚ PIECZONA Z NADZIENIEM KAPUŚNIAK MYŚLIWSKI Z WARCHLAKÓW Wziąć do naczynia dobrze pobielonego, łub pole wanego garnka, trochę kapasty, a więcej od niej samego rosołu, włożyć mostki z warchlaków, wia nek grzybów, kilka cebul i porów; trochę całego angielskiego pieprzu, dolać bulonu z mięsa woło wego, a w niedostatku suchego bulonu z wodą. i gotować aż mr>stki staną się miękkie; wtenczas je wyjąć, aby ostygły; a bulon kapuściany, czyli zupę odcedzić na durszlak, wycisnąć kapustę; potem do drugiego naczynia przepuścić przez gęste sito, ze brać tłustość zupełnie i sklarować rozbitemi białka 12 Do pieczenia najbardziej nadaje się młoda gęś. Gąskę należy wypatroszyć i zostawić w piórach przez co najmniej tydzień, aby skruszała. Po tym czasie, gęś oskubać, wymoczyć w zimnej wodzie a następnie osuszyć, najlepiej lnianą serwetą, na stępnie natrzeć solą, odłożyć i zabrać się do przygo towania nadzienia. 2 - 3 bulki namoczyć w mleku, wrycisnąć, wbić do tego 3 całe jaja, 10 dkg słoniny, 1 4 szynkowej kiełbasy lub szynki. 10 dkg migda łów, 15 dkg wątróbki, dodając trochę cukru i soli. Wszystko razem dobrze usiekać lub przekręcić przez maszynkę i dobrze wymieszać. Tak przygoto wanym nadzieniem napełnić gęś, zaszyć i wstawić do gorącego piekarnika. I ^ e z cały czas pieczenia Sł? nych w rzadkim okładzie gatunkami zwierząt |a nie seria mi). Tu chciałbym zwrócić uwagę na małe przeoczenie: pokazany z 2 polskimi łosiami znaczek z rumuńskiej serii łowieckiej z r. 1965 to jednak nie łoś, a jeleń-byk. Poważniejszy błąd popełni! tłumacz kmnentatza do ra dzieckiego filmu o reniferach, wyświetlonego 12 grudnia w programie ..Dobrarnir dla dzieci", nazywając wielokrot nie renifera Jeleniem. Tłumacz filmu przyrodmczego nie musi, chociaż mógłby, odróżnić po wyglądzie dwa pokrew ne gatunki. Powinien jednak wiedzieć, że rosyjskiemu ,,północny jeleń" odpowiada polski ,.renifer". Co prawda ten ostatni należy do tzw. jeleni Nowego Świata, jednakże w języku potocznym nazywany jest zawsze reniferem. Ostatni odcinek omawianej w poprzedniej recenzji francusko-wloskiej serii ..Prawdy i legendy przyrody", nadany 5 lisl<^da. poza kontynuacją związków kultury ludowej, a szczególnie tańca, zc światem zwierzęcym, zawierał epi zod par excelłence myśliwski - polowanie irańskich sokol ników na gołębie. Draniatyczna scena ataku sokoła utrzy mana w typowej dla tego serialu konwencji stylizowanego baletu, z muzyką, zwalnianiem zdjęć i powtarzaniem sek wencji, wywiera olbrzymie wrażenie, bowiem poza wartośdarni artystycznymi dotyka odwiecznych problemów ety cznych myślistwa, zmusza do zadumy nad prawem zadawa nia śmierci. Problematykę ochrony gęsi śnieżnej podjął kolorowy film radziecki ..Na wyspie WrangJa". wyświetlony 15stycz nia w serii,.Popołudnie podróży i przygody". Gniazdujące na wyspie gęsi zaskoczyła burza śnieżna. Silny instynkt macierzyiiski ptaków nie pozwolił opuścić im gniazd. Z po mocą przyszli pracownicy miejscowej stacji l>adawczej, którzy odgrzetiali spod śniegu ptaki, zaobrączkowali je I wypusdh na wolność. Wyspa Wrangla nie jest rezerwa tem, prowadzona jest na niej nomialna gospodarka. Film utwierdził w przekonamu, że można czerpać z przyrody, d jednocześnie zachować ginący świat. Irmy film radziecki. .,Dom pod t}łękitnym nieboskło nem", nadany 4 lutego w programie D ukazywał ptasich mieszkańców rezerwatu, utworzonego na jednym z 6 tys. litewskich jezior. Rozśpiewany glosami 124 lęgowych gatimków, roztańczony godowymi zalotami łat^ędzi. ukazują cy klucze ciągnących gęsi i prace uczonych (z klwych jeden, omitolog-samouk. autor wielu książek, roqx>znaje po głosie, upierzeniu, sposobie lotu ponad 500 gatunków ptaków), dawał wyraz „odwiecznej tęsknocie człowieka za krzykiem żurawi, za cichym poszumem ptasich skrzydeł", przekonywał, że w całym bogactwie przyrody ptaki są szczególnym dobrem ziemi i radością ludzi" i dlatego należy je cłironić. ZYGMUNT JÓŹWIAK podlewać tłuszczem, a przed wydaniem ną slói oblać kieliszkiem wytrawnej wiśniówki oraz szklanką kompotu z wiśni. Podaje się z frytkami i pieczonymi jabłkami. Kwiecień 1927 rok „Nostt wilk razy kilka..." (Przy^iody fowiedde) Juliana Ejsmonda. Wspomniana książka ukazała się obecnie na półkach księgarskich i zawiera gruntowną znajomość tachu łowieckiego, obyczajów i psychologii dzikiego zwierza oraz ptactwa na tle naszych lasów, pól i moczarów starego Polesia... Jak zawsze skry dowcipu i swojskiego humoru lśnią barwą tęczy w jego opowiadaniach. Autor nie uznaje polowań na zające w kotły, czy strzelania pędzonych kuro patw - natomiast wysoko sobie ceni czar toków wiosen nych, czaty na dziki i wilki, sady kacze, ciągi słonek oraz zćisadzki z puchaczem. Wtedy dopiero rozwija się w całej pełni dar obserwacyjny i możność wytcłinienia w kniei. CharakterystyCTiym rysem twórczości Ejsmonda jest właś nie ścisła łączność głębokiej wiedzy fachowej zartystyczną formą literacką. Mamy sporo wytwmych dziel i artykułów w tej dziedzinie, mamy mistrzów poezji przyrodniczo-iowieckiej tej miary, co Weyssenhoff, Zatiorowski. ks. Niedbal, B. Świętorzecki, Czemiejewski, mamy potentatów erudycji naukowej tej miary, co profesor Sztoicmann, Do maniewski i wielu innych. Niezawodnie jednak prace Ejs monda zajmują jedno z pierwszych miejsc wśród arcydzieł myśliwskiego pióra. Przygoda z ItsamL Leśniczy z Januszowie udał się do lasu w towarzystwie gajowego dla odbioru drzewa opałowego. W pobliżu zrębu znajdowało się w lesie spore mokradło, zarośnięte trawą na k^>adi, w otoczeniu sosnowego, karło watego drzewostanu. Po skończeniu odbioru, gajowy za proponował, aby się przejść po kępach, bo tara czasem lisa widywał. Leśniczy chętnie się na to zgodził i idąc w odle głości około 80 - 100 kroków od siebie, zaczęli przeczesy wać mokradiło. Po pewnym czasie padł strzał z kierunku gajowego i w tej samej chwili ieśmczy spostrzegł lisa. który w susach sadził na niego na sztych. Był przekonany, że gajowy sfuszerował do i ten nie tknięty idzie na niego. L^niczy strzelił na jakieś 40 kroków i lis w ogniu znilowal. Podiuósł lisa i idąc z nim w stronę gajowego spostrzegł, ze ten również niesie lisa. Po spotkaniu, zaczęli uradowani oglądać nawzajem upolowane szczęśliwie lisy, gdy wtem o jakieś 30 kroków z kępy pomkną! trzeci lis i w susach skoczył w wodę, miejscami zamarzniętą, przez co zapadał się i bieg miał wolniejszy. Leśniczy strzelił i ku jego wielkiej radości lis padł na miejscu. Wszystko to trwało nie więcej niż pięć minuL W tak ióótkim czasie podnieść trzy lisy - to się rzadko zdarza w życiu!. Czanty lis. „Dziennik Wileński" donosi: „Pan W. Grabo wski z majątku Kirjanowce ubił na polowaniu w JKJW. wileTtsłdm niezwykłego lisa. Futro upolowanego zwierzę cia było całkiem czarne, a poza tym niczym irmym nie różniło się od swych mdycb wspcUbraci. Nacfewyczajny ten okaz tutejszej fauny został przezp. Grabowskiego odesłany do Warszawy." Odezwa do nyiUwYdi. Kiedy w dawnych czasach srogi zwierz nawiedził okolicę - myśliwska pobudka leciała w dal, zwać na łowy do wspólnego czynu łowiecką hrać... I ruszali najprzedniejsi myśliwcy na radosną załtawę, har- tującą duszę i dało, a kb^gnuśniejąc w domu pozostał i o ło wach zapcffiiniał. na czarowny dźwięk myśliwskiego rogu czuł dawny wigor w kośdach, psy zwoływał, broń chwytał, rumaka dosiadał - i stawiał się pod zielony znak rycerskiej zabawy Łowiec Polski' jest dziś tym naszym sztandarem i tą naszą radosną pobudką A choć koło niego skupiłsię już zacny zastęp łowców z krwi i kośd, niejeden jesŁcze brat myśliwy nie zdążył na głos jego przybyć konno i zbrojno, rzudwszy domowe pielesze, aby łowiecką ochotą serce zagrzać, jak staropolskim miodem... I dlatego „t/iwiec" postanowił zagrać Wam, brada myśliwi, którzyśde pod jego znak jeszcze nie zdążyli przybyć, pobudkę myśliwską, dawnym dobrym obyczajem.,. Grać Wcun ł>ędziemy wsiadanego! Na dźwięk naszej pobudki wspomnijde dawne przygody łowieckie, minione wiosny, spędz^ine w pusz czach poleskich i na l>ękitnych rozlewiskach rzek i jesienie w tx>racii pełnych zwierza i rykowiska jelenie w górach, i zimy mroźne, w białej kniei, ostoi dzików i wilków. Zwać Was będziemy na myśliwskie gody pod nasz sztandar po imieniu - nie dlatego iżbyśde inaczej nie stawili się na naszą pobudkę, ale przeto, że jesteśde naszymi najmilszy mi i najgodniejszymi braćmi... A każdy z Was, stanąwszy pod znakiem św. Hul>erta. wezwie nowych wybrańców spośród najmilszych i najgodniejszych... I tak wzrośnie w siły i moc zastęp spod zielonego sztandam. Sygnały na trąbkach dla rin^iy leśnej są obecnie opraco wywane. Chodzi o to, ażeby gajowi czy leśniczowie mogli dać znać ustalonym sygnałem, czy śdgają kłusowników, czy strzelili do drapieżnika, czy też odpowiadają na wezwa nie swych zwierzchników. Przy sdganiu kłusowników pro ponowany jest podobna sygmU na znaną nutę: „A gdy zobaczysz ciotkę mą to jej się kłaniaj!... ,,Schwytawszy natomiast babę zbierającą grzyby lub jagody, gajowy wi nien trąbić: .,Cźy pani mieszka sama?..." Zwierzcłinikowi zaś oc^wiada gajowy sygnałem: ,,Ewentualnie panno Maniu... może tak, może nie...' Chwytawszy w lesie prze stępcę i pragnąc go zrewidować, gajowy powinien trąbić; ,,Co pani ma tam pod koszulką?..." Ważną pizy tym jest rzeczą, aby leśniczy trąbili czysto, a nie czystą, bo to nie jest jedno i to samo... Myśttwl (Bajka) O Kto choć kilka lat poluje l spudłował razy parę. Nie powinien w swe zdolności Zaraz wątpić - tracić wiarę. Ale wyciąć dwa patytri, Związać przy pomocy sznurka, I w ten sposób - zresztą prosty, Już powstało coś ~ podpórka. A podpórka proszę łowców. Jest nam w życiu nieodzowna, Byłe tylko była sztywna. To naprawdę rzecz cudowna, l nie tylko w polowaniu Jest potrzebna - ale w żydu, Z tym, że w żydu ta podpórka. Często musi być w ukryciu, l jeżeli ktoś czasami. Usiąść chce do twego biurita. Wówczas przegrasz - jeśli sprawy Nie podeprze kto? - podpórka. Więc niech teraz na podpórki Nikt już złego nic nie powie, A czasami wzniesie toast... Za podpórek naszych zdrowie. Pytał głupi mądrego: „Na co rozum zda się?" — Na to, aby pc^iarde dać łowieckiej prasie. Dlatego jesteś głupi i głupio mię pytasz, kocłiany przyjadelu, że ,,Łowca ' nie czytasz. Myśliwi by się nigdy głi^io nie pytali, gdyby każdy z nich członkiem byi naszej Centrali. Julian Ejsmond SZARAK HUMOR MYŚLIWSKI DtJwny stwór. W dniu 1 kwietnia br. w leśnictwie Łęg na PuiiKirzu wykluło się z jaja jakieś dziwne stworzenie, z dwiema głowami i Łizema nogami, które oglądać można w wyżej wąpcnmianej leśniczówce. Womii MAMUT Dokończenie ze str. 17 dego. Mamy czas, to sobie poczekamy na głównego lokatora". Załadował broń, usadowił się wygodnie za dużym jałowcem, sprawdził wiatr, ale zaraz uświadomił sobie, że to próżny zabieg, IłO przecież nie wiadomo z której strony nadejdzie lis, jeżeli oczywiście nie siedzi sobie cichutko w środku. Starał się więc teraz tyiko jak najdokładniej obserwować bliższe i dalsze przedpole. Dokładnie przez trzy kwadranse, spoglądał paro krotnie na zegarek, nic nie zwróciło jego wyostrzo nej uwagi. Nie tylko ze strzałem, ale nawet z dokładnym zmierzeniem spóźnił się jak zwykły ćwik. Z dwóch zasadniczych powodów. N a p r a w d ę nie spodziewał się, że wracający do nory lis może przybrać postać tiorsuka, a ten z kolei, swoim zwyczajem będzie wracał do domu pełnym galopem i jak prowadzony radarem pocisk wpadnie w zbawczy otwór, wzbija jąc za ginącą w czeluści jamy kiścią obłoczek kurzu. Józef śmiał się z siebie serdecznie. „No, w takim razie kolego jaźwcu spotkamy się jeszcze, ale tylko tak dla sportu, jak będziesz stąd wychodził. Możesz spać spokojnie, Madzia się przecież nie goli." (Dalszy ciąg nast^i) Może byś powiedział swemu gościowi polega polowanie... aa czym 13 /^|B|c|P|g|P|g|H| / \3\K\L mm wm 13 WKW iiiiZŁiiizri KRZYŻÓWKA MYŚLIWSKA Po prawidłowym lozwjązaiuu krzyżówki, litery 2 ponumerowanych kratek, czytane kol<'|n{) od 1 do 36, utworzą rozwiązanie. Poziomo: 1) na wilczym karku, 2) druga zwrotka pieśni tokującego głuszca, 3) narzędzie kłusownika, 4) zbiory mtormacji liczbowych, 5( jeden z klucza, 6) ptak morski, bytuje nad morzem półkuli północnej, 7) ważny u psa myśliwskiego, 8) duży przedpokój, 9) pies informujący myśliwego o odnalezieniu strzelonej zwierzyny, t l ) niiasto w woj. jjoznańskim, 12) chyba tylko on zarabia na polowaniu, 13) ptak drapieżny z rodziny soktrfów. 14) słynny reżvser r<isviski, twórca fdmu ..Pancernik Potiomkin", 15) ślimak mórz aeptych. jego masywna inaszla sfuzy nam do wabienia byków w czasie rykowiska, 16) Ryki u kraj z którego Napoleon umykał, 17} iperyt TT zniejnarytwk, 18) aągniewokienku krzyżówki do kruszenia z kimś, 19| pokaz mody - wyspa grecko-turecka. Pionowo: A) koń(7.y pieśri głuszca, B) zakoriczenie tyki w porożu rogacza T-r wyrastają po bokach palców leśnych kuraków, po tokach zanikają, C) późny grzyb, D) zbiórka ptactwa powinien być w działaniu, E) zespół 9 instrumentalistów, 1^ napój musujący -r pies gończy, H) kręgosłup Ameryki Pd. •..- czti.szyka, J) ceniona francuska strzellja kapiszonowa, później odt ylcowa, wyrabiana w ubiegłym wieku .- motyl nocny, szkodnik głównie drzew iglastych, K) Uzymajmy je na wodzy, L) gatunek gryki literacki szablon. Ł) członek baletu, M) zgiełk, wrzawa .; chodzi z orężeni, N) głos żurawi wydawany o świcie i wieczorem. O) kontroler w iiLstytucji V wyszuldwanie trop<>w w łowisku. P) makieta cietrzewia do przywabiania. Rozwiązanie prosimy nadsyłać na kaitkacli pocztowych, do dnia 20 maja br. pod adresem: Redakcja „Łowiec Polski", ul. Nowy Swfal 35, 00-029 Warszawa, z dopiskiem .,t<rzyżowka z nru. 7". W!łr('>d rz.ytelnikow, którzy nadeślą prawidłowe rozwiązanie, rozlosujemy nagrodę-nicspodziankt; oraz pitjc książek. WIESŁAW ZIELIŃSKI Na bagnie Dokończenie ze str. 16 ,,Może dojdę" - zacząłem wierzyć, wpatrując się w czerwone i szare dachy domów, lecz zaraz nastą pił kryzys. ,,Nie chcę kozła! Nie chcę kaczek! Nie chcę niczego! - buntował się ktoś we mnie, powtarzając w kółko: „wody. wody!" Na moment wydało mi się, że jest nas dwóch: jeden dyktujący morderczy marsz i ten drugi pra gnący porzucić kaczki i tuszę kozia i uwolniony od ciężaru uciec rozszalałym komarom, aby dobiec do zbawczej wody, która płynęła czysta i chłodna w niedalekiej już rzece, ,,Uspokój się, bo to początek szaleństwa ' - stara łem się opanować ogarniającą mnie słabość. Na próżno, byłem już głuchy na wszelką logikę. Balast przygniatający plocy, wtłaczający w bagien ny muł złożyłem na trawiastej kępie i odszedłem wolny, lekki, nie oglądając się za siebie. ,.Jeśli obejrzysz się - zawnicisz" - upominałem siebie, oddalając się od porzuconej zdobyczy. ,,Dojdę do Brzozówki, napiję się wody, odpocznę i zaraz wrócę" - kldinalem sobie bez przekonania. ,,Nie wrócisz, a Jeśli nawet zdobędziesz się na powtórny wysiłek to na próżno, zmarntijcsz wszyst ko. Jest gorąco, duszno i białko zacznit? się szybko rozkładać" - d i ę r / y l o »iiimienie, ,,Dobrze tak radzić" - targowałem się z nim. ,,Jeśli nawet nie wrócę, to przecież nie zmuszę się do szaleństwa i lue umrę przy koźle i kaczkach" zbuntowałem się ostalnr/nie, ,,To czegoś strzelał?" - protestował nieugięcie rozsądftk. „CćY tylko ja robię głupstwa, dzieje się tyie głupstw i bezsensu, że jedno więcej lub mniej, niczpgo nie zmieni" •- nie poddawałem się. „Zabierz chociaż trofeum, parostki kwalifikują się co najmniej do srebra, a ty je zostawiasz. Łeb z parostkami nie jest taki ciężki" ~ rozsądek dora dzał kompromis. Odpowiadało mi takie rozwiązanie, nie było cał kowitą przegraną, zmniejszało poczucie winy. Za wróciłem. Kozioł leżał duży, z bezradnie odchylonym na bok łbem. ubranym w ciężkie poroże. Na tuszy obsiadło kilka tęczowych much. 14 ,.To już początek" - o d n o t o w a ł e m w myśli, wycią gając nóż. Chwyciłem łeb za parostki, a spłoszone muchy zerwały się brzęcząc. Ręka z nożem zawisła w po wietrzu. ,,1 co, zostawiasz go na pastwę much?' W przypływie nagłej determinacji zrezygnowa łem z podjętego zamiaru. Znowu zarzuciłem tuszę na plecy 1 szedłem z nią naprzód, wracałem po kaczki, kładłem je i wracałem po kozła. Chwyciłem ponownie rytm 1 jak mechanizm po ruszany silnikiem, wykonywałem ciężką pracę, nie myśląc o niczym. Wreszcie stanąłem na twardej drodze, biegnącej wzdłuż Brzozówki. Zsunąłem się po skarpie i zanu rzyłem twarz w wodzie. Podnosiłem ją, aby zaczer pnąć powietrza i zanurzałem znowu. Nie wiem, jak długo to trwało. Do rzeczywistości przywołał mnie turkot traktora. Na przeciwległym brzegu rolnicy z Karpowicz zbie rali siano. Było ich dwóch. Jeden z nich, starszy człowiek, oderwał się od pracy i podszedł do rzeki. - Co panu jest? - zapylał zaniepokojony. Leżał pan tak nad wodą jak przyjechaliśmy na łąkę, a już jesteśmy tu pól godziny... - Ma pan caie ubranie pokrwawione! - zatrwożył się już wyraźnie. - Nic ml nie jest - odpowiedziałem, siląc się na spokój 1 próbując jednocześnie uśmiechnąć się po godnie. Osiągnąłem wręcz odwrotny skutek, bo stary od wrócił sic do współtowarzysza i krzyknął; - Franek! Dawaj tu żywo, bo ten tutaj chyba pobiły, albo postrzelony! - Nie nilici(> paniki, bo nic mi nic jest. Strzeliłem na bagnie rogacza 1 wynosiłem go na plecach, stąd krew - uspokajałem przerażonego rolnika. - Sani go pan wyniósł? - zdziwiony pokręcił głową młodszy, który przybiegł już nd traktora. - Myślałem, że pana ktoś skrwawił, chociaż tu tak nie słychać, żeby na ludzi napadali. A skąd go pan niósł? - zaciekawi! się. - Ze środka bagna, z grądka pod Czarnowem odpowiedziałem, nie bez uczucia dumy. - Ho, ho! - cmoknął - to pan twardy człowiek, w taki gorąc można było ducha wyzionąć. Poprosiłem, aby zdobycz jak najszybciej zawieźli do wsi i złożyli w chłodnej piwnicy. Zgodzili się zapewniając, że piwnicę mają jak lodówkę i do rana nic sie tuszy kozła i kaczkom nic stanie. Z ulgą patrzyłem za odjeżdżającym traktorem'. Potem położyłem się na trawiastej skarpie, obser wując ctimury płynące po niebie i wysoko szybujące ptaki. Pod wieczór objechałem Jagłowo, Mogielni cę i zabrałem zdobycz. Tuszę kozła jirzyjęto w punk cie skupu w pierwszej klasie. Wczesną jesienią wróciłem na bagno z zezwole niem na odstrzał łosia. W drugim dniu pobytu w ło wisku zawędrowałem o świcie na pamiętny grądek. Towarzyszył mi syn, którego sposobię do sztuki łowieckiej- Zamierzałem strzelić kilka kaczek, nie sądząc, aby pod Czarnowem, a tym bardziej w okoli cach Karpowicz, mogły być losie. Ostatnio widziano je w lesie 1 łozinach pod Jasionowem. Sztucerem i lornetką obciążyłem syna, bar dziej dla treningu niż z myślą o spotkaniu z łosiem. A jednak w łowieckiej przygodzie zdarzają się historie nieoczekiwane. Na grądku stal łoś! Wyłonił się z rannej mgły jak nierealne monstrum. - Tato! - szepnął przejęty do głębi syn, oglądając go przez mocno szkła lornetki. - Tato, badylarz! Tato, strzelaj! - dusił się od emocji, wciskając m i w ręce sztucer. Sztucer był nie załadowany. Kryjąc się w krza kach, delikatnie odciągnąłem zamek i wprowadzi łem nabój do lufy, 1,05 stojąc na odwietrznej stronie nie słyszał i nie wyt:zui na.s. Oceniłem odległość na 90 metrów, Z precyzyjnego sztucora, 2 dokładnie ustawioną lunetą chybić trudno, chyba, przez przy padek. Uniosłem sztucer. W lunecie wyraźnie ryso wała się sylwetka potężnego badylarza. Igły lunety położyłem na komorze... Opuściłem sztucer. - Tato strzelaj! Tato strzelaj! - gorączkował się syn. [Jśriiierhnąlem Się Jak człowiek wtajemniczony, bo syn ochłonął i przyglądał mi się wyczekująco. - Co się stało? Dlaczego nie strzelasz? - szepnął już spokojniej. - Synu - odpowiedziałem 7 nutą patosu, której nie udało mi się uniknąć. - Strzał to ostatni akt myśliwskiej przygody. Zanim strzelisz pomyśl, czy wninn ci już nacisnąć spust. Potom opowiedziałem mu przygodę na bagnie, którą można by nazwać również historią o zbyt szybkim strzale. ZYGMUNT ZDANOWICZ KOMUNIKATY TERMINY WIOSENNYCH PRÓB POLOWYCH DLA MŁODYCH PSÓW RAS MYŚLIWSKICH Zarząd Główny PZŁ. informuje, iż tegoroczne próby polowe dla młodych wyżłów i psów małych ras myśliwskich, będą organizowane, zgodnie z planem, przez Zarządy Wojewódzkie PZL w podanych niżej terminach: w BYDGOSZCZY - 17 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśUwskich z województwa bydgoskiego. w OLSZTYNIE - 1 7 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich. w TOBUNti; - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psow małych ras myśliwskich z województw: toruńskiego, włocła wskiego i płockiego. w KATOWICACH - 24 kwietnia br. i 8 maja br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw; katowickiego, bielskiego, tarnowskiego i krakowskiego, w SZCZECINIE - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: szczecińskiego i pilskiego. w ZIELONEJ GÓKZE - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: zielonogórskiego i gorzowskiego. w ELBLĄGU - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: elbląskiego i gdań skiego. w P O Z N A N I U - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich, w BIAŁYH^STOKU - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: białostockiego, suwalskiego, łomżyńskiego, ostrołęckiego, w WABSZAWIE - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: warszawskiego, ciechanowskiego, siedleckiego. w RZESZOWIE - 24 kwietnia br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: rzeszowskiego, przemyskiego, nowosądeckiego, krośnieńskiego i tarnobrzeskiego, w ŁODZI - 8 maja br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: łódzkiego, skiernie wickiego, piotrkowskiego, radomskiego, kieleckiego, w ŁUBUNIE - 8 maja br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskichz województw: lul>elskiego, bialsko podlaskiego, chełmskiego i zamojskiego, w KOSZALINIE - 7 i 8 maja br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: koszaliliskiego i słupskiego. w KONINIE - 8 ma|a br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: konińskiego, leszczyńskiego, kaliskiego i sieradzkiego, we WROCŁAWIU - 1 5 ma}a br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskich z województw: wrocławskiego, legnickiego, jeleniogórskiego i wałbrzyskiego, w OPOLU - 15 maja br. dla wyżłów i psów małych ras myśliwskictz województw: opolskiego i często chowskiego. Ocena psów i przyjmowanie zgłoszeń odbywać się będzie zgodnie z zasadami regulaminu prób i konkursów polowych psów myśliwskich z dnia 24 marca 1971 r. (Ocena młodych wyżłów wg załącznika nr 1 oraz młodych psów myśliwskich małych ras wg załącznika nr 3). Myśliwi ołrowiązani są zgłoszenia psów wypełniać czytelnie i dokładnie na podstawie doltumentu psa - (rodowodu) i przesłać do zarządów wojewódzkich PZŁ organizujących próby, tylko za pośrednictwem macierzystych zarządów wojewódzkich PZŁ. najpóźniej 7 dni przed datą prób. Dla najlepszych psów w każdej klasie wyróżnionych dyplomami będą przy znawane nagrody rzeczowe z hmduszu PZL oraz dla najlepszego przewodnika psa w każdej klasie. XVI Ogólnokrajowe HELDS TRIALSY im. prof. dr. Teodora Mardilewskiego dla wyżłów ras angielskich i rodowodowych wyżłów niemieckich krótkowło sych organizuje Zarząd Wojewódzki PZŁ w Krakowie w dniu 8 maja 1977 r. Zgłoszenia wyżłów na te próby myśliwi zobowiązani są składać w macierzys tych zarządach wojewódzkich PZŁ, które z kolei po zaopiniowaniu zostaną przesłane do Zarządu Wojewódzkiego PZŁ 31-130 w Krakowie, ul. Kremerowska 8.'^2, w terminie nie później niż 10 dni przed próbami. Bliższych mtormacji udzielają zarządy wojewódzkie PZŁ organizujące próby. ZARZĄD GŁÓWNY POLSKIEGO ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO W dniu 10 grudnia 1975 roku zmarł po ciężkiej chorobie w wieku 69 lat Kolega dr WŁADYSŁAW KUZIA długoletni członek naszego koła, byty prezes Wojewódzkiej Rady Ło wieckiej w Olsztynie, wielce zasłużony, odznaczony złotym Medalem Zasługi Łowieckiej, serdeczny kolega i przyjaciel, wysoce etyczny myśliwy. Cześć jego pamięci! Koledzy z Kota Łowieckiego Kndypy Ogłoszenia Uirieważiil^ii zgubioną legitymację PZŁ wydaną przez Zarząd Wojewódzki w Kosz£iliiuc. Tadeusz Kuczyński. 73/77 UBieważnUm zgubioną legitymację PZŁ m 33802 wydaną przez Zarząd Woje¥fódi!ti Poznań. Stanisław Kaszuba. 74-77 Uideważnlen legitymację PZŁ wydaną przez ZarjKjd Wojewódzki w Szczecinie. Piotr Ehibicki. 75/77 Unieważniani zgubioną legitymację PZŁ wydaną pr^ez Zarząd Wojewódzki'Gdańsk. Jan Kondraciuk. 76/77 U^eważniani zgubioną legitymację FZL wydaną przez Zarząd Wojewódzki Warsza wa. Stefan Białek 77,'77 Unieważnan legitymację PZL wydaną przez Zarząd Wojewcjdzki Warszawa. Ma rian IJołowy. 78/77 Szczenięta wyżły niemieckie szorstkowłose po doskonałych rodzicach użytko wych i eksterierowycti, oraz 3-letnią sukę hodowlaną tej rasy sprzedam, odbiór po 15 kwietnia br. Zdzisław Kujawa 42-463 Mie rzęcice bl. 31/111/ m 7. woj. Katowice. 79/77 Wyżelki czeslóe fooskL Ojciec - import, 2 razy zwycięzca międzynarodowy, matka m miejsce w Polsce, wszechstronne kon kursy laajowe 1976 r. Sprzeda: Waruszewski 86-300 Grudziądz, ul. Moniuszki 15'6 tel. po 15,0031-57, Informacja bliższa W-wa tel. 58-W-74. 80/77 Przyjmi^ę zamówienia na SKczcnięta se lery angielskie po rhampionadi Polski, CSRS, Węgier. Zwyc. NRD. Wybitme użyt kowe, dyplfMny I stopnia iwierełło, 73-110 Stargard. Szymanowskiego fi. Teł. 52-27. 81/77 Wyżetid nieniieclde krótkowłose, o. Bej Łowiecka Nadzieja tn. Afra z Wawelskiego Parku. OdbiOT 15 maja. Arcimawicz87-100 T<Muń, ul. aowackiego 36 m 3. Tel. 24-107. 82/77 Czeside wyiełki szorstkowłose touski. Ojdec zwycięzca dwukrotny wszectistronnych konkursów w CSRS. Matka zwycięzca polowycłi 100 punktów, nd lOU moztiwycii. Wystawy: zwycięzca stolicy, certyfikat na ctiampiona. g r z ę d a Vogiel, Weuszawa. Pi- Dnia 24 lutego 1977, przeżywszy 66 lat zmarł Kolega ANTONI SZCZĘSNY długoletni członek PZŁ, zamiłowany myśliwy, strażnik łowiecki. Cześć Jego pamięci! Zarząd i członkowie Workowego Koła Łowieckiego nr 123 „Narew" w Zegrzu warskiegolbmlU.Tel.41-?3-45iub5»-8474 83./7? z okazji jubileuszu urodzin naszego ojca Jozefa Pytki. Składają córki. 88/77 Teriery wallłslde po ojcu championie, matce medalistce użytkowej, sprzedam. Wiadomość, Pułtusk tel. 33-44. 84,'77 Mam do sprzedania 24 roczniki „Łowca Polskiego" 1953-1976 r. do oprawy. Józef Gładoch, Złaków-Borowy. 99-441 Złaków Kościelny, woj. Skierniewice. 89/77 ^uzedam nową chibdtówkę-bock, kał. 16 z eżektorami produkcji tadzieduej. Ko szalin, ul. Tetmajera 22/7, Pieniążek. 85/77 Sprzedan wyżły szM^owłose po rodzicatit użytkowych. Odbiór pw 20 kwietaia. Hodowla: Józel Mierzwiński 86-062 CieleTrzciniec. Bydgoszcz, tel. 81-91-61. 90./77 Wyżły krótlUMtfłoM po rodzicacłi użytko wych z wysokimi osiągmęciami wystawo wymi i konkursowymi do odbioru po 15 kwietma. Stanisław Grześkowiak, Warsza wa, ul- Modzelewskiego 52 m 32 . 86/77 Wyże! gladkowłosy suka ur. 18.U.73 r. hodowlana, po 3 próf>adi polowych, sprze dam. Wysoko użytkowa z wystaw złote me dale (10.0(X)) oraz niemieckiego teriera ur. 8.in.75 r. ułożonego na dziki przy psie, który zajął I miejsce w konkursach w 1973 (7000). Karol Załoga. Pustelnik kW-wy 05ul. Pieniążka 1. 87/77 Zarządowi Kola Łowieckiego „Szarak" przy Ministerstwie Handlu Zagranicznego i Gospodarki Morskiej w Warezawie, s«deczne podziękowanie za pamięć i pomoc Nową łuietę japońską nastawną 2,5 do 8 X 32. rocznego foksteriera, siedmiomiesięczne jagdteriery sprzedam. 15-224 Białys tok, Parkowa 14/23, tel. 264-89 Klimasze wski. 91/7? Unieważniam legitymację ¥2L wydaną przez Zarząd Wojewódzki PZL Wrocław. Maciej Komar. 92/77 Unieważniam zgubioną legitymację PZł. wyda ną przez Zarząd Wojewódzki w Szcze cinie na nazwisko Józef Jankowski. 93/77 Uaiewainlan zgubioną legitymację PZL wydaną przez Zarząd Wojewódzki Warsza wa, Franciszek Nowak. 94/77 15 4^ ZYGMUNT ZDANOWICZ Na bagnie L U S T R . STANISŁAW ROZWADOWSKI Między Biebrzy i Brzozówką ciągną się bagna i rozJewiska, z których jak garby wyrastają wyspy twardego gruntu, zwane tu grądkami. Grądki poroś nięte gęstą trawą, karłowatymi brzozami i łoziną stanowią zaciszne i bezpiec-zne ostoje zwierzyny. Spotkać tu można szukające spokoju łosie, dziki wypłoszono z lasu przez grzybiarzy, a nawet wędru jące wilki. Niedawno nie było tu zamkniętych hory zontem bagien, lecz łąki, wprawdzie podmokłe, torfiaste i rodzące kwaśną trawę, lecz wykorzysty wane przez okolicznych rolników. Przed kilkoma laty zdarzyło się, że jeden z nich me zdążył w czas wykosić trawy, a że był podobno jednakowo opieszały jak i zmyślny, wczesną wiosną podpalił suchą trawę. Susza owej wiosny była wyjątkowa, a że nastała po bezśnieżnej zimie, łąki wyschły całkowicie. Pali ła się więc wysuszona trawa skutecznie, lecz od niej zajął się torf. a potem ogień przeniósł się na cały obszar obecnych bagien. Z nieopatrznie wyzwolonym żywiołem daremnie walczyły wspomagane przez miejscową ludność za wodowe i ochotnicze straże pożarne. Przez wiele miesięcy pomiędzy Biebrzą i Brzozówką wisiała chmura dymu i unoszonego wiatrem popiołu, aż po łąkach pozostały wypalone torlowiska, rowy zapo rowe i ziemia jałowa, martwa. Nie na długo jednak, bo już następnej wiosny wypaleniska wypełniła woda, na drugą wiosnę zaszumiały trzcinami i tata rakiem, stając się rajem zwierzyny. Rozlegle jest to łowisko darowane przez przypa dek. Ogarnia zielenią i ciszą, mąconą lylko szumem trzcin i ptasim rozgwarem. Wrogie w lowi.iiku są tu j*?dnak komary. Takich ilości i tak ciętych, nie ma chybił nigdzie, W sierpniu polowałem na kaczki w środku ba gien, między Czarnowem. Jagłowem i Karpowicza mi, Samochód zostawiłem na brzegu parowu pod Jaglowem. W każdym kierunku do stałego lądu należało przejść stąd co najmniej pięć kilometrów przez porośnięte trzciną bagienne rozlewiska, bro dząc w wodzie po kolana, często do pasa i grzęznąc w ilastym mule. Kaczek było wiele. Ciągnęły nisko nad trzcinami. Strzeliłem 12 krzyżówek, rezygnując z dalszego polowania, po pierwsze więcej ich nie potrzebowałem, a po drugie - nie problem w strzela niu kaczek, a problem w dobrnięciu z nimi do biwaku. Upolowane kaczki przeniosłem na grądek, na którym rozłożyłem biwak, chcąc odpocząć przed wędrówką do samochodu, Kiedy w brzozowym zagajniku wycinałem drą żek, sposobiąc go do transportu zdobyczy, z trawy podniosła się sarna, aby zatrwożona niespodziewa nym spotkaniem, gwałtownie uskoczyć w bok i zniknąć w zaroślach. I Rozumowałem prosto: jeśli pojawiła się koza. to ! w pobliżu należy spodziewać się kozła, bo w sieri pniu sarny trzymają się często parami, i Do luf dubeltówki włożyłem breneki i nie omyli; lem się. Po chwili wyplosz>'łem rogacza. Stanął I w odległości 30 metrów, prezentując uwsteczniająj ce się poroże. Oceniłem błyskawicznie parostki, I grube, ale deformujące się, bielejące ostrymi szpi cami. Strzeliłem mierząc na komorę. Kozioł wysko czył w górę rakietą i po krótkim biegu padł. Ogarnęła mnie radość i duma. Parostki starego kozia, mimo typowych dla selekta cech, wielkością 1 wagą kwalifikowały się do medalu. Szybko uporałem się z patroszeniem tuszy, lecz kiedy w bagiennej wodzie obmyłem ręce z farby i wytarłem je w miękką trawę, uczucie radości opuściło mnie kompletnie. Zamglony ranek narastał dusznym skwarem. Wo koło pustka, bezludzie, niekończące się trzciny i pe rspektywa samotnego marszu przez bagno z upolo wanym rogaczem i tuzinem kaczek. „Jakoś to będzie" - pocieszałem się, mobilizując siły i wiarę we własne możliwości. Rzeczywiście początkowo było znośnie. Na plecy zarzuciłem tuszę kozia, w jedną rękę chwyciłem wiązkę kaczek, a drugą podtrzymując uwieszoną na ramieniu dubeltówkę, ruszyłem w kierunku Brzo zówki, zamierzając dojść do twardej drogi, biegną cej do parowu. Wkrótce nastąpił pierwszy cios. Idąc. roztrącałem trzciny i budziłem uśpione komary. Od razu obsia dały twarz, ręce, plecy, a podniecone zapachem krwi, cięły boleśnie. Polożyłem kozła i kaczki na przyłamanych trzci nach i broniąc się przed bezlitosnymi owadami, wdziałem giuby wełniany sweter, przydatny w chłodzie rannego przedświtu. Teraz było gorąco i trzcin me poruszał najmniejszy podmuch wiatru, ale wolałem się pocić niż znosić dotkliwe kłucie komarów. Niewiele pomogło. Ochroniłem plecy 1 barki, ale skoncentrowałem atak skrzydlatych I irzeciwników na rękach i twarzy. Zdeterminowany, diisit.-m i lozmazywdłein kunidry, aż ręce i twarz pokryły się kiwią. Sięgnąłem do kieszeni po płyn przeciw komarom i obficie posmarowałem nim dłonie i twarz. Pomo gło. Komary brzęczały przeraźliwie, ale nie przycze piały się do skory. „Może mnie nie zagryzą"... Nogi szybciej miesiły bagienny muł. Tusza przy gniatała wprawdzie plecy, a wiązka kaczek wycią gała rękę ze stawów, ale przecież niesiony ciężar był niczym w porównaniu z poprzednią torturą. Niestety, przyszedł cios następny. Opatulony w gru by, wełniany sweter pociłem się, a lepka maż antykomarinu spływała z czoła, zalewając oczy. Paliło jak diabli i oślepiało! „To gorsze od komarów" - doszedłem do wnio sku, rozpaczliwie wycierając twarz wyciągniętą z kieszeni chustką. Na wpół oślepiony bezradnie rozglądałem się wokoło. Było jak przed tym: zielo no, pusto i cicho. Tylko co krok z przeraźliwym krzykiem podrj^wały się kaczki. Nie zwracając uwagi na rwące się spod nog krzy żówki i cyranki zdjąłem koszulę, okręcając nią głowę i twarz. Teraz dla odmiany dusiłem się, ale szedłem dalej. Kaczki porzuciłem, gdy wpadłem po pachy w ba gienną rozpadhnę. Nawet nie zdjąłem troków. Było znacznie lżej, bo niezależnie od mniejszego obcią żenia, uwolnioną ręką opędzałem komary sporzą dzoną na poczekaniu miotełką z trzcin^. Oddaliłem się 300 metrów, lecz myśl • porzuco nych kaczkach nie dawała spokoju. Przystanąłem i obejrzałem się. W górze, zniżając lot, szybowały błotniaki. „Krążą nad moimi kaczkami" - pomyślałem z ża lem. ,,Jutro w tym miejscu pozostanie gromada szarego pierza i obdarte szkielety uwieszone na trokach". Nawet rye zdawałem sobie w pełni sprawy z tego, że wracam, bo chyba nie ja podjąłem tę decyzję. „Coś" we mnie nakazało zawrócić po zdobycz i nieść ją dalej. Kiedy przyniosłem kaczid do ułożonego na trzci nach kozia, zapragnąłem pić. Niestety w przytroczo nej do paska manierce me pozostało ani kropli płynu. Wody było wokol pełno, gęstej, rdzawe], bagiennej. Rozgarnąłem ręką jej powierzchmę i po chyliłem się nad rdzawą plamą, aby zaraz cofnąć się przed zanurzeniem w niej ust. Namoczyłem tylko chustkę i jak kompresem obłożyłem twarz. Nagrza na woda była lepka, o odrażającym zapachu; nie chłodziła, a podniecała pragnienie. Komary atakowały nieustępliwie, ale znów sze dłem. Wymyśliłem teraz nową, wydawało mi się dostosowaną do sytuacji, taktykę. Przenosiłem przez odcinek czterdziestu metrów tuszę kozła, kła dłem ją I wracałem po kaczki, a następnie kładłem kaczki i transportowałem tuszę. Za piątym czy szós tym nawrotem wpadłem w zalany rów. Grot parostka zranił mi policzek. ,,Utnę mu łeb i zostawię tuszę" - zrodził się nowy pomysł. Przeszedłem przecież nie więcej niż dwa kilome try, do końca bagna pozostało mi co najmniej trzy, a więc przy nawrotach muszę pokonać sześć kilome trów bagiennego szlaku, z tuszą kozia wgniatającą nogi w miękki muł, .,Nie dam rady iść dłużej" - usprawiedliwiałem przed sobą dojrzewającą decyzję, ,.Możesz tak uczynić, lecz trzeba było myśleć o tym zanim strzeliłeś" - włączył się rozsądek, karcąc kapitulancki zamiar. ,.Zostawię kozia i pójdę po pomoc" - targowałem się z własnym sumieniem. „Policz dobrze - do brzegu pozostało trzy idlometry - półtorej godziny marszu, do samochodu dwa kilometry, to dalsze pół godziny, a zanim dojdziesz do wsi i znajdziesz chętnego do tej wyprawy, minie znowu godzina. Po dodaniu czasu powrotnego i nie zbędnego na wyniesienie aężaru, rachunek okaże się prosty • siedem bitych godzin." „Co wtedy zostanie z tuszy kozła?" - kalkulował rozsądek. Tak, rachunek był prosty, Pozostało sześć kilome trów, a więc trzy godziny marszu, jeśli ruszę dalej, nie ociągając się, mam szanse uratować zdobycz. Krew sączyła się z policzka i strącane spod liści trzcin komary obłędnie cisnęły sic do twarzy. Zmy łem zranione miejsce antykomarinem i szczelniej okrę<'ilem koszulą. Podrażnione komary, nie mogąc jej sforsować, wciskały się pod sweter, kłując nagie ciało. Coraz bardziej dręczyło pragnienie. Byłem mokry od potu, ale usta zasychały i drętwiał język. Kiedy przymykałem oczy pod powiekami pojawiały się rzędy butelek wody sodowej, coca-coli i kuile piwa z wysokimi czubami piany. Znowu szedłem. Przenosiłem tuszę kozła, wraca łem po kaczki, kładłem je i zarzucałem kozła na plecy. Chwyciłem rytm mechanizmu powtarzające go te same czynności. Mąciły się myśli, nogi słabły grzęznąc w bagnie, lecz nic ustawałem i liczyłem nawroty. Jeszcze dwadzieścia kilka nawrotów. Za trzcinami ciągnęło się pasmo równej, ciemnej zieleni, za nią pola, a za mmi wyraźnie już widoczne budynki wsi Karpowicze. Dokończenie na str. 14