1-15 Październik 1973 r.

Transkrypt

1-15 Październik 1973 r.
ŁOWIEC P O L S K I
O R G A N
P O L S K I E G O
Z W I Ą Z K U
Ł O W I E C K I L G O
D W U T Y G O D N I K
NR 19 (1454)
1-15
PAŹDZIERNIKA 1973
CENA ZŁ 3.00
PERSPEKTYWY HODOWLI ZAJĄCA
W DOBIE OCHRONY ŚRODOWISKA
dr ELEONORA SZUKIEL
wielu krajach europe^jskich gospodarka
Jowiecka dąży obecnie do intensyfika­
cji hodowli zwierzyny drobnej, zwłasz­
cza zajęcy. N i e w ą t p l i w i e czynnikiem u ł a t w i a ­
jącym realizację tych z a m i e r z e ń s ą stosun­
kowo dobre w y n i k i b a d a ń nad biologią i eko­
logią tego gatunku. Polskie osiągnięcia na
t y m odcinku z a j m u j ą czołową pozycję. Wiele
z a g a d n i e ń pozostało jednak dotąd n i e w y j a ś ­
nionych; nie wiemy wszystkiego o zdobywa­
n i u przez zająca pokarmu w łowisku lub o
w p ł y w i e w i e l u c z y n n i k ó w z e w n ę t r z n y c h na
jego t » o l < ^ ę rozrodu oraz d y n a m i k ę liczeb­
ności populacji. Ustalono dotąd, że na liczeb­
ność populacji duży w p ł y w nuiją m . i n . : typ
gleby, klimat, krajobraz, choroby i d r a p i e ż ­
n i k i . Stwierdzono też w p ł y w zasobności po­
karmowej na zagęszczenie zajęcy; w Polsce
najwięcej zajęcy jest tam, gdzie uprawia się
buraki cukrowe, l u c e r n ę i rzepak. Nie w i e m y
natomiast jakie jest zapotrzebowanie zająca
na pokarm.drzewiasty (pędy i kora drzew i
k r z e w ó w ) . Faktem jest. że zając poszukuje
żeru twardego, który m. in. jest mu niezbędny
do ścierania stale o d r a s t a j ą c y c h siekaczy.
W
f
Pod t y m względem, obecne w a r u n k i w ł o ­
wiskach nie są korzystne dla bezkonfliktowej
hodowli i zwiększenia liczebności zająca, z l i ­
kwidowano bowiem ś r ó d p o l n e zakrzewienia,
k t ó r e s t a n o w i ł y miejsce jego ż e r o w a n i a . Kie­
dy ujawniły się zgubne skutki odlesien oraz
l i k w i d a c j i z a d r z e w i e ń (m. i n . pogarszanie się
w a r u n k ó w glebowych, a szczególnie stosun­
k ó w wodnych) zaczyna się w p r o w a d z a ć za­
drzewienia śródpolne, zwykle pasowe, k t ó r e
są niszczone przez zające zanim zdążą pod­
rosnąć.
W sadach wprowadza się gatunki niskopienne, które są l&Łwo d o s t ę p n e dla zajęcy i
nie w y r a s t a j ą z ich zasięgu. Istnieje więc Sta­
te zagrożenie szkodami.
W lasach zaczyna się n a p r a w i a ć błędy prze­
szłości w gospodarce hodowlanej oraz ograni­
czać ujemne w p ł y w y zanieczyszczeń przemy­
słowych na drzewostany; w miejsce jednoli­
tych lasów iglastych sadzi się 2—3-letnie
drzewka liściaste i to p r z e w a ż n i e tych gatun­
ków, k t ó r e są chętnie zgryzane przez zające.
Ponadto, w związku
ze wzmożoną
akcją
ochrony ś r o d o w i s k a
naturalnego
człowieka
coraz bardziej docenia się pozaprodukcyjne,
ochnHine i rekreacyjne funkcje lasu, zwięk­
sza się powierzchnie zadrzewień i zalesień
n i e u ż y t k ó w oraz o d n o w i e ń lasu. P r z y w i ą z u j e
się ostatnio coraz większą u w a g ę do r e k u l t y ­
wacji t e r e n ó w poprzemystowych oraz tworze.
2
nia ochronnych p a s ó w leśnych wokół rejonów
p r z e m y s ł o w y c h . Najczęściej sadzi się drzew­
ka liściaste, t y m bardziej atrakcyjne dla za­
jęcy, że często pojawiają się po raz pierwszy
w danym rejonie.
Obecnie sytuacja jest taka, że w typowo
polnych łowiskach zajęczych na ogół brak jest
żeru pędowego z drzew i k r z e w ó w , zaś w po­
bliskim lesie, pasie ochronnym lub sadzie do­
s t ę p n e s ą młode, aii-akcyjne drzewka hodowanycłi g a t u n k ó w o d u ż y m znaczeniu gospodar­
czym.
Jakkolwiek zajitc jest z w i e r Y ^ i e m s t e p o ­
w y m i g ł ó w n y m jt-^o biotopem Jest pole, co­
raz częściej peneti-uje on powierzchnie leśne.
Jest gatunkiem biirdzo r u c h l i w y m ; jego w ę ­
d r ó w k i do 2 k m u/.naje się za normalne po­
ruszanie się w areale osobniczym, który wg
b a d a ń Piełowskiego wynosi ok. 350 ha, w g
Rieck'a ok. 500 ha. Spotyka się jednak często
zające w głębi lasu. w odległości paru k i l o ­
m e t r ó w od pól.
Z ostatnich badaii kanadyjskich wynika, że
przy d u ż y m zagęs7c?eniu jeleni i zajęcy, a
malej dostępności żcnj p ę d o w e g o
występuje
konkurencja w zdobywaniu pokarmu między
t y m i gatunkami ;el.>nie i zające zgryzały p ę ­
dy tych samych gatunków, nawet na tej sa­
mej wysokości p r / y wysokiej p o k r y w i e śnież­
nej, przy czyni zające zgryzały więcej pędów
na 1 ha niż jelenie.
P l a n u j ą c i^Jspddarkę h o d o w l a n ą tego ga­
tunku, nie można obecnie nie u w z g l ę d n i a ć
sprawy szkód przez niego po kredowanych, a
tym bard^it\i nie można z góry zakładać, że
niezbędny ; « r pędowy pobierać o n będzie w
okolicznyth uprawach leśnych, .sadach, lub
na świeżi. posadzpnych pasach ochronnych
itp,
W celu uniknięcia konfliktów z innymi gospodarziimt terenu oraz stworzenia dobrych
w a r u n k ó w pirfęarmowych dla zająca
należy
dążyć do wzbogacenia łowiska w drzewiaste
gatunki zgryzowe, m. in. przez z a k ł a d a n i e po­
letek żerowych, w y k ł a d a n i e gałęzi
krzewów
i drzew. Poletka zgryzowi', karmowe oraz
punkty dokarmiania powinny być zlokalizo­
wane z dala od powieiv.chni. na których rosną
atrakcyjne dla zająca gatunki (np. drzewka
owocowe lub leśne jak d ą b , buk i jesion).
W celu ochrony upraw leśnych robi się pró­
by sadzenia dla z a j ^ y dodatkowo drzewek
zgryzowych, np. karagany, robinii (na terenie
GOP). albo z a k ł a d a n i a pasów zaporowych
p r z e d uprawami, obsadzonych gatunkami nie­
chętnie zgryzanymi (w ZSRR).
Wymienione p r z y k ł a d o w o zabiegi biologicz­
ne w d u ż e j m i e r z e mogą być wykonywane
przez gospodarzy łowisk, inne — w drodze
porozumienia
i w s p ó ł p r a c y z pozostałymi
u ż y t k o w n i k a m i t e r e n ó w zasiedlanych
przez
zające.
Pozostaje Jeszcze ochrona drzewek spHJSobami technicznymi, a więc grodzenie powierzch­
ni, owijanie pojedynczych drzewek siatką
alt}o i n n y m i m a t e r i a ł a m i , lub traktowanie
drzewek chemicznymi ś r o d k a m i odstraszają­
cymi (repelentami). Są to jednak zabiegi pra­
cochłonne, kc^ztowne, a w wielu wypadkach
m a ł o skuteczne. Na zlecenie Lasów P a ń s t w o ­
wych, Instytut Badawczy L e ś n i c t w a przepro­
wadził 5-letnie badania nad ochroną drzewek
leśnych przed zającem. Spośród kilkunastu
repelentów najlepsze efekty d a w a ł Morsuvin,
który obecnie jest stosowany w leśnictwie w
skali gospodarczej. S m a r o w a ć trzeba pędy za­
grożonych drzewek do grubości 1 cm oraz do
wysokości zasięgu zająca (zimą w zależności
od pokrywy śniegu). Ś r o d e k ten nie jest t o k ­
syczny. Naniesiony dość g r u b ą w a r s t w ą (2—3
mm) ogranicza przez k i l k a miesięcy zgryza­
nie pędów przez zające. Nie chroni jednak w
pełni przed zgryzaniem; w wypadku braku i n ­
nych pędów zgryzowycli, pędy smarowane są
uszkadzane, z t y m , że częściej są pM^ucane
obok sadzonki.
Trzeba r ó w n i e ż podkreślić, że jakkcdwiek
nie stwierdzono w y r a ź n e j zależno&i między
rozmiarami szkód od zajęcy a ich zagęszczę*
niem, to jednak przy wysokiej liczebności po­
pulacji szkody są bardziej dotkliwe, a stoso­
wane zabiegi ochronne mniej skuteczne.
Nie bardzo więc optymistycznie przedsta­
wiają się perspektywy hodowli zająca, czego
zdają się nie dostrzegać najbardziej zaintere­
sowani. Jeśli nie podejmie się k r o k ó w w celu
racjonalnego zagospodarowania łowiska
nie
tylko w aspekcie pozyskania (właściwe od­
strzały, zwalczanie szkodników itp.), ale r ó w ­
nież przez wzbogacenie i właściwe zlokalizo­
wanie bazy pokarmowej, co odciągnie zające
od hodowanych drzewek — konflikty będą
n a r a s t a ć . Nie można zapominać, że w hierar­
chii z a d a ń gospodarczych i ochronnych, sku­
teczne odnowienia lasu, zalesienia, zadrzewie­
nia terenu oraz uprawa drzew owocowych
m a j ą w i ę k s z e znaczenie niż wartości ekono­
miczne i pozaekonomiczne w y n i k a j ą c e ze
zwiększenia liczebności populacji zająca.
Drugim czynnikiem, poza szkodami, który
związany jest z c z y n n ą akcją ochrony natu­
ralnego ś r o d o w i s k a człowieka i może mieć
wpływ na d y n a m i k ę liczebnc^ci zająca, jest
planowana zmiana asortymentu stosowanych
w rolnictwie śj-odków ochrony roślin. Zamiast
DDT i innych p r e p a r a t ó w chlorowcopochod­
nych, k t ó r e okazały się niebezpieczne
dla
zdrowia człowieka (m. i n z powodu długiego
pozostawania w organizmach żywych), będą
stosowane środki k r ó t k o działające {szybko
rozkładające się), ale bardzo toksyczne. W
Polsce stosować się będzie m. in. „enolofos"
(chlorfenwinfos), związek
fosforoorganiczny,
który należy do I grupy toksyczności. N a l e ł y
prz>'puszczać, że po akcjach chemicznych mo­
gą w y s t ą p i ć ostre zatrucia zwierzyny, zwłasz­
cza zwierzyny drobnej. W przyszłości planuje
się też powszechne stosowanie w rolnictwie
preparatów
chemicznych
do
zwalczania
chwastów.
W z w i ą z k u z t y m n a l e ż a ł t ^ y zainteresowaić
się możliwościami zmniejszenia n i e b e ^ i e czeAstwa zatruć ś m i e r t e l n y c h z c h w i l ą pow­
szechnego za-«losowania tych ś r o d k ó w . Jed­
nym z takich przedsięwzięć powinno b y ć od­
straszanie zwierząt od penetracji traktowa­
nych powierzchni (np. przez dodawanie do
p r e p a r a t ó w specjalnych środków o d s t r a s z a j ą ­
cych). Dobrze by było. żeby zainteresowane
i odpowiedzialne za gospodarkę łowiecką w ) a .
dze i M^gany włączyły się w sprawy dotyczą­
ce planowania ł przeprowadzania
cłiemicznych akcji w rt^nictwie.
Wydaje się więc, że hodowcy zwierzyny
współpracując
z u2ytkownikami
terenów.
w c h o d z ą c y c h w skład łowisk, są w stanie
s t w o r z y ć korzystniejsze w a r u n k i dla egzys­
tencji zająca we współczesnycłi środowiskach
przez wzbogacanie łowisk w bazę pokarmo­
wą, a zwłaszcza w żer p ę d o w y z drzew i
k r z e w ó w oraz przez przyciąganie zajęcy do
femtz. poletek ! p u n k t ó w dokarmiania, zloka­
lizowanych w polu. Dotyczy to zwłaszcza te­
renów, gdiie hodowane drzewka (np. w lesie
lub w sadzie) .są poważnie zagrożone, Ponad­
to należałoby dołożyć wszelkich s t a r a ń , aby
w m i a r ę możliwości ograniczyć rto m i n i m u m
niebezpieczeństwo zatruć zwierzyny drobnej
pestycydami, które l>ędą stosowane w upra­
wach rolnvch.
OPINIE - POGLĄDY - PROPOZYCJE - OPINIE - POGLĄDY - PROPOZYCJE
P O Ł O S I A C H , C Z A S NA...
W
czasopiśmie „ C h r o ń m y P r z y r o d ę O j ­
czysta" Czeszyt nr 2 z 1973 r.) ukazał
się interesujący a r t y k u ł
W i reiUusza
2 u r o w « M e g o pt. ,,0 ^ u t e c ź n ą o d i r o o ę bo­
brów".
Wśród w i e l u cennycli uwag na temat przy­
szłości hobn w Polsoe, m y ś l i w y c h powinien
zainteresować następujący
fragment
tego
artykułu.
^Wydaje się. ś e a c h r o a ę I g—podarta bak m r ą w Palsce n a l d y p o w i ą s a ć i towlcctwtm, ca p m r a H w n k ^ a l e k t e j p i i j s i l o i i l
wpfwadalć
babra aa Uat^ s w i e n M
law•ycb. P a l i U Zwiąaek ł o w i e c k i
dyapamjc
WBola nrteraciaari ś t e O * t y J ą c j m L O r f a a i n c i a U ieat • • i a l i r i s s w s a i padJeekoi g » • p o d i r i u babtawej, gśjt s s a i i e n a na w t a w i j
kaatf a p r a w a d i i ć 4 t mśmk tej s w i e m m y a U tmrskUJ 8 S S , eetem H p s c u t b o w s a l a bodawU".
W e d ł u g oficjalnych danycłi, stan b o b r ó w
w Polsce na początku 1973 roku miał wyno­
sić ok. 600 sztuk, jednak autor, opierając się
na zebranych m a t e r i a ł a c h , u w a ż a t ę cyfrę za
w y o l b r z y m i o n ą i jako ilość bardziej prawdo­
p o d o b n ą wymienia 350 sztuk, k t ó r e j u i sta­
nowiłyby stado podstawowe do dalszej, bar­
dziej skutecznej hodowli.
Bóbr jest otMcnie z w i e r z ę c i e m ustawowo
chronionym, co m u jednak na dobre nie w y ­
chodzi, gdyż konkretnie nie ma kto n i m się
o p i e k o w a ć . Opieka ta właściwie zawieszona
jest m i ę d z y Ministerstwem L e ś n i c t w a i Prze­
myślu
Drzewnego, a P a ń s t w o w ą
Radą
Ochrony Przyrody, w rezultacie czego pewna
ilość tych cennych zwierząt ginie corocznie
z r ą k k ł u s o w n i k ó w , r y b a k ó w lub rolników.
Autor wymienionego a r t y k u ł u straty te sza­
cuje dość wysoko, chociaż jednocześnie uwa­
ża, t e rekompensuje j e pewna ilość b o b r ó w ,
przedostających
się na nasze tereny
ze
Z w i ą z k u Radzieckiego.
Niemal identyczna sjrtuacja m i a ł a u nas
miejsce z łosiem. P o c z ą t k o w o chroniony t y l ­
ko przez P a ń s t w o w ą R a d ę Ochrony Przyro­
dy, przeszedł n a s t ę p n i e pod o p i e k ę myśli­
wych, stając się z w i e r z ę c i e m ł o w n y m .
Od
tego czasu nastąpił nadspodziewanie szybki
Keremla
wrerost pogłowia tej z w i n z y n y . dziś s t a n o w i ą ­
cej j u ż przedmiot p o l o w a ń m y ś l i w y c h k r a ­
jowych 1 „dewiaowycfa", a ponadto stale roz­
szerzającej swój zasięg na dalsze kcnnpleksy
leśne, gdzie p o w s t a ł o k i l k a ostoi. Ta opieka
m y ś l i w y c h nie tylko nie wyszła łosiowi na
złe, ale z ^ w w n i l a m u n a d ł u g i e Łata m o ^ i w o ś ć spokojnego bytu oraz dalszej rozmno­
ży
D l a t ^ iz, j a k pisze Ż u r o w s k i — „ m y ś l i ­
wi
d y s p o n u j ą odpowiednim d o ś w i a d c z e n i e m
w gospodarowaniu z w i e r z ę t a m i dziko żyją­
c y m i " — warto maże z a s t a n o w i ć się nad
przeniesieniem bobra do grupy zwierząt ł o w nycłi, i z a p e w n i ć m u znacznie pewniejszą o d
f>becnej o p i ę t e , a tym samym ograniczyć do­
tychczasowe straty, t y m bardziej przykre, że
wysoko cenione na r y n k u futrzarskim skóry
b o b r ó w , w obawie przed odpowiedziahłością
k a m ą , na r y n e k ten nie trafiają i w w i ę k s z o ­
ści zostają zmarnowane.
C a ł e pogłowie polskich b o b r ó w jest skon­
centrowane na twenie zaledwie d w ó c h w o ­
j e w ó d z t w : białostodciego i
irisztyńskiego.
Jeszcze do niedawna zwierzęta te m i a ł y tam
dobre warunlti
siedliskowe. Obfitość w ó d
oraz odpowiednie zapasy świeżej karmy w
tamtejszych lasach, nie w s k a z y w a ł y na to,
że sytuacja ta m o ż e ulec zmianie na gorsze.
O ^ t n i o jednak na tereny bobrowe coraz
śmielej w k r a c z a j ą melioracje oraz regulacja
r z e ł Ł . k t ó r e p o w a ż n i e zagrażają t y m rzadkim
zwierzętom. Bobry t r a c ą odpowiednie d l a
siebie siedliska, a osuszone o k s y nie dyspo­
n u j ą j u ż t a l c ą ik>ścią p o ż y w i e n i a j a k daw­
niej, co zmusza je do w ę d r ó w ^ w inne oko­
lice, w czasie k t ó r y c h nierzadko g i n ą .
Przejęcie opieki nad bobrem przez Polski
Zwiąaek. Łowiecki
zapewniłoby mu znośne
w a r u n k i bytowe chociażby w drodze prze­
siedlenia na tereny innych w o j e w ó d z t w , tam
g d z i e istnieją jeszcze Motopy o d p o w i a d a j ą c e
bobrom, a t y m samym ich żeremia wyszłyby
i poza zagrożone melioracjami w o j e w ó d z t w a
północne.
Skoro Z a r z ą d G ł ó w n y P Z L nosi s i ę * z za­
miarem sprowadzenia
40 sztuk b f ^ r ó w
z
BOBRY
ZSRR i rozpoczęcia ich hodowli, to c ^ me
byłoby w ł a ś c i w e p r ^ tej okazji przejęcie w
swoje ręce hodowli i ochrony wszystkich bo^
b r ó w w Polsce, j a k wspcuimialem już, jako
z w i e r z ą t łownych. Cłiociaż o d ł ó w b o b r ó w i
przenoszenie ich w nowe siedliska pociągnie
za s o b ą koszty, j e d n a k ż e w y d a ł o te n i e w ą t ­
p l i w i e się opłacą. Stawłcą jest iHiatowanie
zagroaonego gattmku. tak tianłao z w i ą z a n e g o
z dziejami ł o w i e c t w a polskiego.
Trzeba by j u i teraz przystąpić w z a r z ą ­
dach wojewódzkich do inwentaryzacji u r o ­
czysk n a d a j ą c y c h się do hodowli bobra, w
celu zgromadzenia możliwie w y c z e r p u j ą c ^ o
m a t e r i a ł u , który pozwoliłby na zaplanowa­
nie całej akcjL Jedynie tx>włem
szerokie
rozprzestrzenimie
zwierząt w kraju
daje
możność pomyślnej hodowli. W wypadku nie
przystosowania się w k t ó r y m ś 'egionin. po­
zostaną w d r u g i m , trzecim i dalssydi. Nato­
miast zgromadzoiie i c h w jednym miejscu
w razie j a k i e j ś epizoocji grozi zniszczeniem
c a ł e g o pogłowia.
Dziś, gdy coraz c&ęiciej n a w i ą z u j e m y
do
tradycji, bóbr jako zwierzę ł o w n e nie może
być nam otwjętny i myśliwi m a j ą
niejako
moralny obowiązek z a o p i e k o w a ć się nim. B y t
on przecież kiedyś, obok żut>ra, najcemitejszą n a s z ą zwierzyną, c h r o n i o n ą tardzo surowymi ddcretami ł u ó l e w s k i m i .
J u ż k i l k a pokoleń polskich m y ś l i w y c h nie
polowało na bobry. S k ł a d a ł y się oa Ło z a r ó w ­
no specyficzne w a r u n k i łowieckie minionych
lat j a k i m«ła liczebność bot>rów v, kraju.
Dzisiaj jednak, skoro potrafiliśmy rozwiązać
s p r a w ę ż u b r a i łosia, p o w i n n i ś m y z a d b a ć i
o bobra, aby c i . co po nas przyjdą, nie ob­
ciążali nas odpowiedziaInf>icią za dc^uszczenie do jego z a j a d y .
Z c h w i l ą , gdy proponowana akcja przynie­
sie z czasem podobne rezulUty Jak u łosi,
m o ż n a będzie myśleć o uwzględnieniu umiar­
kowanego pozjrskania w drodze o d s t r z a ł u .
Leopold PłHiiarnacki
Radom
FOŁ. w i a d y a U w L s p i n s k i
\
I X
w
M I S T R Z O S T W A
P Z Ł
STRZELANIU MYŚLIWSKIM
IGNACY STACHOWIAK
ŚRODEK Strzelectwa Myśliwskiego wojtwództwa katowickiego położony jest wśród
pięknej zieleni w Siemianowicach — Bańgowie. Aż trudno uwierzy*;, że jeszcze parę lat
temu było tu wyrobisko pol^opalnianej piaskow­
ni, przypominające księżycowy krajobraz. Czyny
społeczne nnyśliwych • oraz materialna pomoc
różnych instytucji i przedsiębiorstw wojewódz­
twa katowickiego przywróciły do życia nieuży­
tek, a wielkiej aglomeracji górnośląskiej i całe­
mu województwu stworzyły piękny i bardzo po­
trzebny w tym regionie obiekt, służący szkoleniu
strzeleckiemu nie tylko myśliwych. Na tej to
zielonej strzelnicy odbyły sie w dniach od 31
sierpnia do 2 września br. I X Mistrzostwa PZL
w strzelaniu myśliwskim, nad którymi honorowy
patronat objął członek Rady Państwa, przewod­
niczący Prezydium WRN w Katowicach, generał
Jerzy Ziętek
O
Ostatniego dnia sierpnia o godzinie 9.00 nastą­
piło otwarci - zawodów przy udziale gości hono­
rowych — pr. "J.=tawicieli wojewódzkich i miej­
scowych instancji partyjnych, władz administra­
cyjnych i organów PZL z całego kraju. Przy
dźwiękach marsza górniczej orkiestry kopalni
..SiemianowiLe" przemaszerowały i ustawiły sit,
przed grupą honorowych gości strzeleckie reprez::ntacje wszystkich województw, poprzedzane
przez kolegium sędziowskie. Zastępca przewod­
ni-.'..icego komitetu organizacyjnego Mistrzostw łowczy wojewódzki w Katowicach, kol. mgr Józet Żukowski powitał gości i uczestników zawo­
dów. Okolicznościowe przemówi* nie wygłosił,
a następnie otwarcia mistrzostw dokona) prze­
wodniczący komitetu
organizacyjnego, prezes
WRL w Katowicach, koi. mgr Leon Frąckiewicz.
Punktualnie o godzinie 10.00 rozpoczęty sif>
strzelania konkursowe w kla.sie powszechnej,
które trwały przez dwa dni. Do zawodów stanę­
ło 90 strzelców, zorganizowanych w 18 pięcio­
osobowych zespołach wojewódzkich. Reprezentowan*' byty wszystkie województwa, a gosp<idarze, zgodnie z przyjętą zasada, wystawili dwu
zespoły. Po pierwszym dniu strzL-lań prowadził
zdecydowanie zespól województwa łódzki<;go.
który już dwukrotnie zdobył pierwsze miejsti;
(1968 r. i 1969 r.), wszystko wskazywało na to.
że nagroda przechodnia Mistrzostw — puchar
Zarządu Głównego PZL — powędruje na stale do
Lodzi. Drugiego dnia jednak zabłysnął wysoką
formą ze.-ipół województwa poznańskiego, osią­
g a j ą c ponad 80 proc. możliwych punktów i
wprowadzając czterech .swych strzelców do kla­
sy mistrzowskiej oraz zdobywając po raz pier­
wszy puchar przechodni. Wyniki końcowe w kla­
sie powszechnej przedstawiają sit; na.stepująco:
Zespuluwo:
1. Poznań <M. Franczak. L. H i l debranski. H. Jachimowicz. St
Radzimski, R. Szczerkowski) - 402/500
2. Lódź (W. Hamerszmidt. Zb. Ja­
necki. W. Klitowski. Zb. So­
wiński, M. Trubowicz — jr)
- 389
:i. Kraków (J. Kolarczyk. P. Kotucha, Zb. Kysiak. W! Lenarłowicz. W, Szamrej)
375
4. Bydgoszcz
374
5. Warszawa
373
t>. Katowice 1
361
7. Zielona Góra
360
8. Rzeszów
359
9. Szczecin
3M
10. Białystok
346
11. Kielce
344
343
12. Lublm
13. Katowice I I
342
327
14. Olsztyn
15. Opole
m
16. Gdańsk
322
17. Wrocław
314^
311
18. Koszalin
-
4
\
pkt.
pkf.
pki.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
Indywiduslnłe:
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
Henryk Jachimowicz — Poznań
Marek Franczak - Poznań
Wiesław Kwaśniewski — W-w a
Zbigniew Janecki — Lódż
Wiesław Klitowski — Lódź
M. Trubowicz (jr) - Lódź) *
Tadeusz Orlewski — Rzeszów
A. Nicbieszczański - Rzeszów
Wacław Swiderski - Białystok
Marcin Pazde] — Warszawa
Henryk Walczak - Szczecin
Sl. Tarkowski — Bydgoszcz
Zbigniew Halski — Wrocław
R. Szczerkowski — Poznań
B. Wiśniewski - Bydgoszcz
W. Czajkowski — Szczecin
Stefan Kłębek - Olsztyn
Zygmunt Gremłik — Katowice
Witold Szamrej — Kraków
Władysław Glista - Kielce
Jan Kolarczyk - Kraków
Piotr Kotucha - Kraków
Maciej Żebrowski - Katowice
B. Mączkowski - Bydgoszcz
Zbigniew Ky.siak - Kraków
Micha) Junak - Lublin
Stanisław Radzimski - Poznań
Zbigniew Sowiński - Lódż
Marek Dąbrowski - Warszawa
Edward Witter — Rzeszów
- 86
- 84
- 84
- 83
- 82
- 82
-
87/100 pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
81
pkt.
81
pkt.
81
pkl.
81
pkt.
81
pkt.
pkt.
80
80
pkt.
80
pkt.
78
pkt.
78
pkt.
78
pkt.
77
pkt.
77
pkt.
77
pkl77
pkt.
76
pkt
76
pkt.
76
pkt.
76
pkt.
75
pkt.
75
pkt.
75
pkt.
75
pkt.
nowo kreowanych
by) Marek Franczak z Poznania - 65 pkt. przed
Henrykiem Jachimowiczem również z Poznania
i Adamem Niebieszczańskim z Rzeszowa - po 63
pkt. Zająca najlepiej strzelał znowu zespół Poz­
nania — 89 pkt., przed zespołem Warszawy — 7S
pkt. zaś indywidualnie czyste serie po 20 pkt. o.
siągnęli: Henryk Jachimowicz i Leon Hildcbrański obaj z Poznania oraz Adam Niebieszczański
z Rzeszowa. Na osi myśliwskiej najlepszy byJ
także zespól Poznania - 84 pkt., a drugi, zespól
Szczecina — 82 pkt.. zas uidywidualnie po 19
pkt. uzyskali Zbigniew Moczydłowski z Białe­
gostoku, Franciszek Amroży z Bydgoszczy. Mie­
czysław Trubowicz z Lodzi, Tadeusz Rudziński
z Olsztyna i Jan Wysocki z Wrocławia. Na kręgu
myśliwskim przodował zespól Krakowa - 92 pkt.
przed Katowicami
90 pkt. i Łodzią pkt..
a indywidualnie po 20 pkt. zdobyli Witold Szam­
rej z Krakowa i Mieczysław Trubowicz z Lodzi,
Do rzutków na przelotach najlepiej strzelały ze­
społy Poznania i Szczecina — po 47 pkt., a indy­
widualnie aż 24 strzelców strzelało czysto, osiiigając po 10 trafień.
W strzelaniu kulami przodował zespół Lodzi 110 pkt., drugi był zespól Warszawy - 105 pkl..
zaś indywidualnie najlepszy był Bogdan Wiś­
niewski z Bydgoszczy - 26 pkt. przed Wiesławem
Klitowskim z Lodzi — 25 pkt. Do dzika w prze­
biegu najlepszy wynik uzyskał zespół l ^ d z i 64 pkt-, a po 59 pkt, zespoły Poznania, Warszawy
i Zielonej Góry. Indywidualnie w strzelaniu do
dzika po 16 pkt. zdobyli Bogdan Wiśniewski z
Bydgoszczy i Hubert Niestrawski z Zielonej Gó­
ry, zaś po 15 pkt. uzyskało dalszych pięciu
strzelców. Do rogacza najlepiej strzelał zespół
Kielc 47 pkt.; zespoły Lodzi i Warszawy uzy­
skały po 46 pkt. Indywidualnie aż 20 strzelców
zrobiło czyste lierie po 10 pkt.
Tak więc mieliśmy już 30
mistrzów strzelectwa myśliwskiego, stanowią­
cych trzecią część wszystkich strzelających: tego
jeszcze nie było!
Wobec tak wysokich wyników w kla^iie pow­
szechnej, oczekiwano, co też pokażą następnego
dnia. w niedziele, mistrzowie w strzelaniu my­
śliwskim. Nie zawiedli — i 2 września dali nam
pokaz strzelania na najwyższym poziomie mi­
strzowskim,
Śrutem najlepiej strzelał zespół Poznania, któ­
ry uzyskał 303 pkt.. następnie zespoły Krakowa
(287) i Lodzi (279). indywidualnie zaś najlepszy
W klasie mistrzow.skiej strzelała w tym roku
rekordowa ilość - 77 zawodników, z których 48
występowało w ramach szesnastu Irzyosołjowych
zespołów wojewódzkich.
I'n'.vitani'" ur-^estnlkrtw Mislrzoi-lw
fol.
t\v;in<iv, ski
oto wyniki w tej klasie:
Zespołowo:
Poznań w składzie: M. Fran­
czak. M. Głyda, J. Kobyliński - 274/300
Warszawa w składzie: W. Auterhoff. L. Królikowski, H. Osuehowski
- 264
Rzeszów w składzie: W. Ma­
łecki, A, Rołlnik, Z- Ziobrowski
254
Katowice
252
Bydgo.szcz
252
Kraków
251
Lódź
250
Zielona Góra
247
Opole
243
Olsztyn
240
Gdańsk
235
Wrocław
235
Szczecin
230
Białystok
224
Lublin - Kieicf
221
Katowice
211
pkt.
pkl.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt,
pkl,
pkl.
Indywidualnie:
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
Janusz Kobyliński - Poznań
Wiesław Jaskólski - Katowice
Wiesław Auterhoff - Warszawa
Mirosław Franczak - Poznań
Leszek Królikowski - W-wa
Adam Maiyjewicz - Kraków
M. Trubowicz (sen.) - LÓdź
Michai Glyda - Poznań
Marek Franczak - Poznań
Walenty Małecki - Rzeszów
Janusz Tuszkowski ~ Olsztyn
Andrzej Przewoski - Bydgoszcz
Emil Mess - Wrocław
~
~
-
95/100
95
92
92
88
88
87
87
86
86
85
85
B5
pkl.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkt.
pkl.
pkt.
pkt.^
pkt.
pkt.
pkt.
Na krt;gu
m y ś l t w s k i m sirzels mistrz w klasie
powszechnej
Fol,
A.
lwa;iow.^ki
Fot.
A,
lwano<A$ki
Śrutem najlepiej strzelał zespól Poznania ~
195 pkt., przed zespołem Warszawy — 193 pkt..
a indywidualnie Wiesław Auterhoff z Warszawy
— 69 pkt., który w całym strzelaniu śrutem „zgu­
bił" tylko jeden jedyny punkt na osi myśliw­
skiej. Zająca w przebiegu najskuteczniej strze­
la! zespół Poznania — 57 pkt. przed zespołem
Opola — 56 pkt., zaś indywidualnie sześciu
strzelców zrobiło czyste serie po 20 pkt. Na os!
myśliwskiej pierwszy by! ztspól Lodzi — 56 pkl..
a drugi zespół Gdań.ska - 54 pkl.. zaś indywidijalnie, czysto, po 20 pkt. osiągnęli: Wiesław Ja­
skólski z Katowic, Tadeusz Pawlak i Stefan Litkiewicz. obaj z Lodzi. Na kręgu myśliwskim
tryumfował znowu zespół Lodzi - 58 pkt., przed
zespołami Poznania i Warszawy - po 56 pkt..
zaś indywidualnie ośmiu strzelców wystrzelało
czysto serie po 20 pkt. Do rzutków na przelotach
(bażantów) bezbłędnie strzelał zespół Poznania,
osiągając 30 pkt, na 30 możliwych. Po 29 pkt.
miały zespoły Bydgoszczy. Warszawy i miesza­
ny zespół woj. lubelskiego i kieleckiego. Indy­
widualnie czyste .serie po 10 pkt. wy.strzt-lalo 27
strzelców.
Kulami najltpiej -iirzelat zt.-Npol Katowic - HI
pkt. przed zespołem Poznania - 79 pkt. Indywi­
dualnie bezbłędnie strzelał Wiesław Jaskólski z
Katowic, który w obydwu konkurencjach kulo­
wych mial czyste serie. W strzelaniu do dzika
pierwszy był zespól Katowic - 53 pkt., a drugi
zespół Poznania — 32 pkt., indywidualnie zaś 20
pkt. miał Wiesław Jaskólski z Katowic, a po 19
pkt. Adam Matyjewicz z Krakowa, Erwm Klisz
z Katowic, Janusz Kobyliński z Poznania i Artur
Rollnik z Rzeszowa. Do rogacza bezbłędnie .'strze­
lały zespoły Opola i Zielonej Góry — po 30 pkt..
indywidualnie zaś aż 32 strzelców miało czyste
serie po 10 pkt.
Kol. Wiesław Jaskólski z Katowic ustanowi!
nowy rekord wieloboju myśliwskiego — 95 pun­
któw na UW możliwych, bijąc poprzedni rekord
kol. Jana Modrzyńskiego z Bydgoszczy, wyno­
szący 93 pkt.. a ustanowiony na V I I I Mistrzo­
stwach PZL 1972 roku w Krzywiniu. Rekord kol.
Jaskólskiego wy:uwnal w godzint; po jego usta­
nowieniu kol. Janusz Kobyliński z Poznania.
Świadczy to dobitnie o wysokim poziomic tegorocznyel\ mistrzo-stw. zważywszy, żo wynik ze.szIfliocznegn zwycięskiego zespłjłu plasowałby go obecnie na I I miejscu, a zeszłoroczny mistrz mi­
strzów byłby teraz na I I I miejscu. Szczególnie
jednak wzrost poziomu umiejętności strzeleckich
widać na przykładzie wyników klasy powszech­
nej. Tutaj zeszłoroczny zwycięski zespól zająłby
osiągniętym wynikiem (344 pkl.) dopiero KI
miejsce (!), a indywidualny zwycięzca w tej kla­
sie (79 pkt.) - X V I miejsce. Wymowt; posiada
również wpiowadzenie do klasy mistrzowskiej
nie notowanej dotychczas ilości M slrziiiców, któ­
rzy, osiągając wyniki od 75 pkt, wzw.vż, uzyska­
li tytuły i odznaki mistrzów w strzelaniu my­
śliwskim.
Trzeciego dnia zawodów o godzinie 17,00 rozpo­
częta- się uroczystość zakończenia Mistrzostw.
RewelacM zawodów byt zespól woj. poznańskiego
Przy dźwiękach marsza orkiestry górniczej prze­
maszerowały w kolejności zajętych miejsc ze­
społy wojewódzkie i ustawiły się przed oficjal­
nymi gośćmi i kierownictwem zawodów. Do
zgromadzonych zawodników i publiczno.sci prze­
mówił przewodniczący Komitetu Organizacyjne­
go Mistrzostw i prezes Wojewódzkiej Rady Ło­
wieckiej w Katowicach, mgr Leon Frąckiewicz,
który wskazał na wagę imprezy w okresie j u ­
bileuszu 50-lecia PZL i propagandy łowiectwa
wśród społeczeństwa oraz podziękował tym
wszystkim, którzy przyczynili się do uzyskania
tak doskonałych wyników i sprawnego przebie­
gu zawodów. Następuje moment ogłoszenia wy­
ników przez s(>dzicgo głównego oraz wręczenie
nagród i dyplomów zwycięzcom, którego doko­
nują przewodniczący Zarządu Głównego PZL. dr
Jerzy Krupka i prezes WRL w Katowicach, mgr
Leon Frąckiewicz w asyście łowczego wojewódz­
kiego, mgra Józefa Żukowskiego.
Zwycięski zespół Poznania otrzymał z rąk dr,
J. Krupki puchar przechodni Zarządu Głównego
PZL oraz dyplom. Dyplomami nagrodzono rów­
nież przodujące zespoły Lodzi i Krakowa. Zaj­
mującemu w klasyfikacji V I miejsce zespołowi
Katowic wręczono puchar, ufundowany przez
,.Animex". Puchar ten stanowić t)ędzie nagrodę
przechodnią dla zwycięskiego zespołu w zawo­
dach rozwoju strzelectwa myśliwskiego na Zie­
miach Południowych, które z inicjatywy aktywu
katowickiego organizowane będą co roku. Przo­
dujące zespoły w klasie mistrzowskiej — Poznań,
Warszawa i Rze-szów otrzymały również dyplo­
my. Zwycięzca w klasie powszechnej, kol. Hen­
ryk Jachimowicz z Poznania otrzymał sztucer z
lunetą - nagrodę ufundowaną przez Prezesa Ra­
dy Ministrów, Piotra Jaroszewicza, a zwycięzcy
w klasie mistrzowskiej, kol. kol. Janusz Koby­
liński z Poznania i Wiesław Ja.skól.ski z Katowic
cenne nagrody ufundowane przez ministra Obro­
ny Narodowej oraz ministra Ltśnictwa i Przemy­
słu Drzewnego, Ponadto tradycyjnie już, dwudzicstu przodujących strzelców otrzymało nagrody
rzeczowe, a wszyscy uczestnicy okolicznościowe
znaczki i upominki.
Opuszczenie flag z masztów, przy dźwiękach
hejnału myśliwskiego .,Darz Bór" zakończyło I X
Mistrzostwa PZL w Strzelaniu Myśliwskim.
pik Ignacy Stachowiak
5
. NA KULAWY SZTYCH • NA KULAWY SZTYCH .
M
AM znajomego, który wprawdzie
nie
jest myiliwym,
ale się wtrąca.
Dawny­
mi czasy uważał
mnie za
krwawego
zbójcę, wandala, sadystę
mordującego
dla
przyjemności
— oskarżał mnie o wszystko, co
nam, myśliwym,
zarzucają
ludzie, którzy
so­
bie sąd o przyrodzie
wyrobili
na
podstawie
lektury rzewnych opoiciastek o zajączkach
i
sarenkach. Jakoś go w końcu oswoiłem,
do­
prowadziłem
do jego świadomości
elementar­
ne prawdy o życiu zwierząt,
funkcjonowaniu
przyrody i o roli człowieka
w jej
mechaniz­
mie, zgrzytającym
od cywilizacyjnej
korozji.
Złagodniał,
ale pozostał nieufny i przy każdej
okazji szuka dziury w całym.
^
Ilekroć
do mnie przyjdzie,
przegląda
nu­
mery „ Ł o w c a " t czepia się. Ostatnio zająt ńę
dytkusją
nad zmianami regulaminu
polowań.
Nie miał o niej pochlebnego
zdania.
— Chodzi o to, aby polowanie było i sku­
teczne i przyjemne,
a wy r o b i c i e z ttgo ce­
remoniał,
przywiązując
wagę do Titetftotftycfi
szczegółów
i wykłócając
się o nie.
Ot,
na
przykład
zastanawianie
się, gdzie ma
staujoć
prtnradzący
polowanie. Je$t to zupełnie
pozbawit>ne sensu. Człowiek trzeźwy,
jak ja, za­
poznając się z waszymi sporami dochodzi do
wniosku, ie starsi panowie bawią się w In­
dian.
No i któryś z kolei raz m u s i a ł e m m u tlumaczyć podstawowe sprawy: że od regulami­
nu zależy nie tylko skuteczność
polowania, ale
przede wszystkim
bezpieczeństwo,
że mecha­
nizm polowania musi funkcjonować
bezbłęd­
nie, bo jeśli zacznie zgrzytać,
to i atmosfera
robi się nieprzyjemna
i wypadek zdarzyć
się
może.
Jednakże,
choć go z n o w u fi z n o w u nie do
końca!
przekonałem,
jego wywody nie spły­
nęły po mnie jak woda po gęsi. Zasiały
we
mnie rozmaite
wątpliwości,..
Co do prowadzącego
polowanie... Są tu trzy
możliwości.
Albo będzie stawał tak, jak dyk­
tuje kartka, którą wylosował
— c o wydaje się
'. Ki:*^ardziej demokratyczne,
zgodne z nadrzęd­
ną zasadą równych
szans dla każdego
uczest­
nika polowania, albo, po rozprowadzeniu
my­
śliwych, będzie zostawał na flance — c o może
traktować
jako dyskryminację,
bo nie wszys­
cy lubią stanowiska
flankowe, a w dodatku
zajmowanie
wciąż tego samego miejsca
w
każdym
pędzeniu
czyni polowanie
monoton­
nym; albo wreszcie
będzie zajmował
takie
słanouisko,
jakie — jego zdaniem — pozwa­
la mu najlepiej
panować nad przebiegiem
pę­
dzenia. To ostatnie rozwiązanie
budzi
najwię­
cej kontrowersji,
ponieważ
prowokuje
podej­
rzenie, że prowadzący
będzie l u y b i e r a l s o b i e
s t o T i o u ł i s k o U! i n t e r e s i e nie publicznym,
lecz
prywatnym,
uzyskując
większe szanse niż i n ­
n i koledzy.
NA KULAWY SZTYCH •
strzału. Gdy mu zarzucaTio, że dany miot trze­
ba brać zupełnie inaczej, cierpliwie
argumen­
tował, że jednak właśnie tak, bo...
Wiemy,
przecież, że uzasadnienie zawsze się
znajdzie,
bo albo pod wiatr, albo z wiatrem, albo pod
słońce, albo wzdłuż bruzd, albo pod górę, al­
bo...
Przykład
ten, choć przyznaję,
doić
wyjąt­
kowy, dowodzi, że rozwiązanie
formalne,
sa­
mo w sobie trafne lub nietrafne,
wcale nie
przesądza
o rezultatach. Wynik zależy od te­
go, jaką treścią się je wypełni.
Jeśli
prowa-
Rzadko się zdarza udane polowanie zajęcze
w mniej n i i 8 strzelb.
Przy dobrym stanie
zająca i na płaskim polu, strzelb powinno ttyć
kilkanaście.
Ale w terenie pagórkowatym,
z
licznymi remizami, gdzie się bażant
trafia,
można by, jak sądzę, strzelać zajączka
i
w
mniej niż sześć
strzelb...
Podsumowując,
trzeba atu-ierdzić, że iiczba
strzelb na zajęczym
polowaniu w
jednych
warunkach powinmi być większa niż sześć, a
w innych może być mniejsza, bo od niczego
innego, tylko właśnie od tych warunków
za­
leży zaróteno minimalna, jak optymalna licz­
ba m y i l i w y c h . Czy zatem potrzebny jest prze­
pis regulujący
liczbę minimalna? Wydaje m i
się, że nie.
A skąd się ten przepis wziął? Były
czasy,
kiedy polowało
się na pomyka i kiedy trze­
ba było w intencji poprawienia zajęczego
po­
głowia odzwyczajać
myśliwych
od
wszelkich
innych sposobów polowania, niż
pędzeniami.
Wtedy potrzebny byl rygor
jakiegoś
prze­
pisu. Dziś jednak kiedy o polowaniu na po­
myka wszyscy już, prócz najstarszych
kole­
gów, zapomnieli, fygor przestał mieć sens —
a tym samym sztywne ustalenie
minimolnej
ilości strzelb po prostu przestało
być potrzeb­
ne. Wystarcza, jeśli tę m i n i m a l n ą liczbę, po­
dobnie jak rozwiązania
w i e l u innych
spraw
nie objętych
ścisłymi
przepisami
dyktować
tfędą ogólne zasady, warunki terenowe,
po­
trzeby i możliwości
koła. Sądzę bowiem, że
w tym przypadku nie musi już nas
prowadzić
za rączkę przepis regulaminu.
Jesienny poranek
Fot. H .
HUbner
Zbigniew Siedlecki
Reguły
gry
Mnie o s o b i i c i e jest wszystko jedno,
gdzie
stoi prowadzący,
byleby
dobrze
prowadził
polowanie. Nawet gotów jestem przyznać
mu
premię w postaci wyboru stanowiska,
pod
warunkiem, że to się przyczyni do
sprawniejszego przebiegu polowania. Ale problem
raz
postawiony domaga się
rozwiązania.
Kiedy się zastanawiałem
nad
rozwiązaniem
optymalnym,
przypomniał
mi się pewien
ko­
lega. Dawniejszymi
czasy był on łowczym
w
jednym z dobrze m i znanych kół i zawsze sam
prowadził
polowanie.
Było to koto
niezbyt
zgodne, a prawdę powiedziawszy
nawet kłó­
tliwe. Twardo
przestrzegano
zasady, że pro­
wadzący staje wedle
kartki.
Kiedy zaproszono mnie tam pierwszy
raz
zauważyłem,
że pędzenia
niekiedy
zakładane
są dziwnie, inaczej, niż by wskazywał
zdrowy
rozsądek,
co byto widoczne nawet dla mnie,
nie znającego łouHska. Dyskretnie
zagadnąłem
przyjaciela
nałeiącego
do wspomnianego
fcola:
— Wydaje mi się, ie u was pędzi się « icto*em i pod włos...
Zaimial się i tryjoiiuJ te czym rzecz:
— Nasz prowadzący
jest genialnym
rach­
mistrzem, strategiem,
taktykiem
itd.
Zawsze
orifanizuje pędzenie
tak. żeby zwierzyna
szła
na niego, żeby jego stanowisko
było
najtepszym stanouńskiem.
Ogromnie musi się i tym
gimnastykować
~ ule mu to wychoilzt.
dzący jest chłopem
łcoleżetwfcim, etycznym
i
dbającym
o swoją reputację — m o ż n a m u po­
zwolić na w y b ó r dowolnego stanowiska;
jeśli
jest cwaniafciem. to i stając wedle kartki po­
trafi kolegów
oszwabić...
Weźmy
inny przepis,
również
dyskutowa­
ny — ustalenie minimalnej liczby uczestni­
ków polowania na zające. Krytykuje
się go —
i słusznie
— w przypadku
pędzeń
leśnych,
kiedy to zajączek
poiiobnie jak lis,
pojawia
się na okmsę,
przy czym z reguły chodzi o
pałowania
o niewielkiej
liczbie m y ś l i w y c h , bo
yromadne wchodzenie
do lasu mierne
daje
wyniki. Ileż to razy zdarzyło
mi się, że
z
miotu, w którym miały być dziki,
wyskakiwał
zajączek,
napraszając
się o strzał, a
strzelać
nie mogłem, bo było nas czterech czy ptęcńi.
Przepis ten nie ma sensu w odniesieniu do poloti»itV leinych — ale czy ma sens w odniesie­
niu do polnych?
Nieftrawdopodobne,
ate jednak
prawdziwe.
V) potwierdzone
wynikami:
rzadko się tam
:darzato, żeby prowadzący
nie byt k r ó l e m po''••ioania. Oczywiście,
nie pudtowal,
strzelał
świetnie
— ale też najwięcej
mial okazji do
Proszę sobie wyoimizić
polne pędzenie
z
udziałem
tylko trzech czy czterech
myśli­
wych. Przecrież, cho<^t>v stawali o ponad sto
metrów, jeden od drugiego, zajmą zbyt krótką
linię, ałiy zające musioty na nut wychodzić —
6
1
wszystkie ujdą na boki. Co więcej, polotuanie
w sześciu też stoi pod zruikiem zapytania, bo
też linia jest zbyt krótka.
W łowisku z do­
brym zającem
jest to papranina,
marnowa­
nie terenu, który w sześciu nie może być po­
rządnie
opolowany. Zastanawianie się
nad
minimalną
liczbą strzelb
przypomina
mi
rozu^ożanid sofisty Protagorasa
na temat tłu­
mu. Ile osób tworzy tłum? Sto? No a 99? Też
tworzy t ł u m ? No to 9S... I w końcu
dochodzi
się do paradoksalnego
wniosku,
że np.
30
osób to jeszcze tłum, ale 29 to już nie...
A w ogóle to mi się wydaje, że
tendencja
do regulowania
każdej sprawy
drobiazgowy'
mi przepisami mija się z celem. Nie
tylko
dlatego, że każdy przepis możno obejść, o i m
drobniejszy
przepis, tym
mniejsze
skrupuły.
Także dlatego, że rozrost liczebny p r z e p i s ó w
utrudnia z a p a m i ę t a n i e i c h (a niewielu
myśli­
wych ma adwokackie głowy) i, co więcej,
au­
tomatycznie
je dewaluuje. Repulamin polo­
w a ń będzie tym lepszy, im będzie
szczuplej­
szy, im jego przepisy będą
zwięźlejsze,
ogól­
niejsze, jaśniejsze,
im bardziej będą się od­
w o ł y w a ć do nadrzędnych
zasad i po prostu
do zdrowego
rozsądku.
Od tej reguły
u c z y n i ł b y m jednak
jeden
wyjątek:
przepisy dotyczące
bezpieczeństwa
na polowaniu. T u i szczepółowość jest
po­
trzebna i żelazny
rygor
w
egzekwowaniu.
Dobre przepisy repulominu mogą się przyczy­
nić — i miejmy nadzieję, że się przyczynią
—
do ograniczenia liczby wypadków
na polowa­
niu. Ale tylko n a i i f n i mogą sądzić, że je wy­
eliminują.
Wypadki zdarzały
się i będą
się
zdarzać przy każdym reflulominie — oby rza­
dziej. Szczegółowe
przepisy
bezpieczeństwa
na polowaniu są potrzebne nie tylko dla za­
pobiegania wypadkom,
ale i w celu
stwo­
rzenia sytuacji, w której po wypadku
można
będzie w sposób nie budzący w ą t p l i w o ś c i ocenić stopień winy czy to myśliwego,
który
jest sprawcą b e z p o ś r e d n i m , czy to p r o w a d z ą cepo polowonie — j e i l i ten, zantedbujt^
egzekujowania
przepisów
regulaminu,
pośred­
nio się do wypadku przyczynił. Przepisy
do­
tyczące
bezpieczeństwa
na
polowaniu
po­
winny więc datoać myśliteym
przeświadcze­
nie, że retpektoioanie
ich jest
rćnenoznaczne
z zapewnieniem
sobie prawnej ochrony w ra­
zie
nieszczęścia.
I naleomifc jeszcze jedna uwaga.
Oczywiś­
cie kaidy reJ^Blomin stwarza pewien ceremoniał, który widzowi patrzącemu
z boku moie
wydaipać się niepoioożny t ń n i e s z n y . Nie
po­
winniśmy
się ty.r. przejmować,
bo na polowa­
n i u zawsze o b o w i ą z y w a ł j a k i i ceremoniał. Na­
wet w czasach najbardziej
zamierzchłych,
z
których pozostały nam tylko znaleziska
arche­
ologiczne i m a l o w i d ł a na ścianach jaskiń,
o
tym ceremordale
świadczące.
50
LAT
PZŁ
ŁOWIECTWO NA DOŻYNKACH
Tegorocine dożynki woi«wódzkie zorgonizowooe w Pyskowicoch w niedzielę 9 wrzeinio bf. róż­
niły się od dotychciosowych m. in. tokże tym, ł e
po raz pierwszy pokazono udział myśliwych regio.
nu gliwickiego w o..i(igniędach gospodorciych po­
wiatu ofoz w ochronie środowisko. Powilon PoMriotowej Rody Łowieckiej wyróżniał itą zarówno ar­
chitektoniczno-plastycznym rozwłqzaniem jak i
tr«icio ekspozycji. No płonsioch wyeksponowano
efekty gospodarcze - łloić i wartość pozyskone]
oroz dottorczonej do punktów skupu zwierzyny
oraz odłowionych no eksport żywych zojęcyWkłod w ochronę środowiska obraiowały liczby
zakupionych przez koła łowieckie bożontów i ZOięcy wpuszczonych następnie do łowisk powiotu
gliwickiego oraz iioić karmy rozprowadzonej pizer
myiliwych w terenie dla kuropatw, boianU>w. za­
jęcy oroz dzików i rwierryny płowej w losach.
Sdcreun KW HZPK nta*
Inl. St. CieAUk pncd p*wUtmera PBŁ
Pawilon zwiedzili z zointeresowoniem Sekretorz
KW PZPR w Katowicach tow. mgr inż. Stanislow
Cieślik i I Sekretarz KP PZPR w Gliwicach tow.
mgr inż, Jon Jonosz, którzy w towarzystwie gospo­
darzy dożynek oraz pozostałych przedstowiciel)
władz powiotu i miosto o««M>rzyli calq wystawę.
Pawilon myśliwski powstot w czynie tpolecznym.
przy czym szczególne »łowa uzr>onta i podziękowonio nołeżg się autorowi rozwiązonio płostycino
orchitełitoniczrtego mgr. iru. Ofch. Fr. Solichowi
i innym pracownikom Biuro Proł- Górniczych w
Gliwicoch omz i n i . L. Witeckiemu z nodleśnictwo
Rujłziniec, który w swoim zespołem wykonał koostfukcję W doborze plonsz i fotografii oroz eki
ponatów korzystano z focłwwej konsultocji mgr,
inż. J. Dylewskiego (mpótorgonizatoro stoisko pol.
tkiego iwiotowej Wyrtowy ŁowiM^iej w Boriinic
- 1937).
Akcentem podkreśło|qcym jubileusz SO-lecto
PZŁ było dużo kopia idjęcio z „Łowco Polskiego"
pnedftawiajaca udzioł premiera Piotra ioroszewiczo w uroczystościoch (ubileuizowych w Wo.isawia.
Ekspozycjo łowiecko no wojewódzkich dożyn­
kach byto udanq propogondq wtęzi myiliwych
z rołntkomi i leśnikami.
HODOWiiA R A M I
sic o pói miliona drzew
włąexcnlem się dfl akcji
d o r t a r c u i ą miededajnarch
dla rolnictwa ptactwa. Ce
1
i kriewów. Rachunek rkwnomicuiy pnwmawia za iak aajnersas^ia
ladnewletk. Zresztą nie tylko o z w ł c n ę U tu ehodxi, luitcwy prccciei
kwiatów dla pncsól. miejsc |ę«owycli dla d r » b a ^ , yetrlccsnef*
sadsM?
— Róła — Najlepsze sa wszystkie odmiany
rozmącę dziko w polu. Nie spełniają Jednak roli
karmitiela. jeżeli rosną przy drogach, w polu
na miedzach itp. Te właśnie róże przesadzone
do remiz dają dobrą osłonę i pożywienie dla
bażantów. Wykopywać najlepiej krzewy młode,
jednak z bryłą ziemi i dobrym ukorcenteniem,
poniesiony trud opłaci się, bo przy dobrym po­
sadzeniu i w dobrych warunkach krzewy owo­
cują Już po roku. Z innych gatunków można po­
lecić różę wielokwiatową
(Rma multinora)
krzew t>ardzu wy.sokt. Róża ta jest odporna na
mrół, nie ma specjalnych wymagań gletMwycli.
obficie owocuje.
Rozmnażanie — Jak wyżej lub przez aiew na­
sion wiosną (nuu-zec - kwieciefi) po uprzednim
ich dołowaniu przez okres 2 tygodni.
— Tarnina — krzew ciernisty niewybredny w
uprawie, odporny na mróz i .suszę, spełnia zna­
komitą rolę dot»'ej osłony dla zwierzyny na
obrzeżach remiz i uroczysk leśnych, na nieużyt­
kach. Bażanty i kuropatwy z upodobaniem prze­
bywają pod chłoną tarniny, przy czym tkaianty
chętnie zajadają jej owoce.
Rozmnażanie z odrostów korzeniowych lub
przez wysiew nasion wiosną po zadołowaniu na
okres zimy,
— Jarzębina — Bardzo cenny gatunek tak w
łowisku leśnym Jak i polnym.
Owoce zjada
wsz<;lka zwierzyna. Pędy są chytnie zjadam.'
przez zwierzynę płową. W ocienieniu mniej
owocuje. Rozpowszechnianie przez posadzenie
sadzonek wiosiui lub w Jesieni, a także przez
posiew nasion.
~ CIór — wszystkich odmian zupełnie dobrze
się udaje na gleljach piaszczystych, jak i podmo­
kłych. Jagody zjada wszelka zwierzyrui, bażanty
z upodotłaniem wygrzebują opadłe nasiona na­
wet spod śniegu. Rozpowszechnianie przez po­
sadzenie sadzonek wiosną lub na Jesieni, bądź
też przez wysiew nasion Jesienią po ztnorze.
Posiane nasiona kiełkują dopiero po dwódi ła­
tach, Lubi stanowiska nie ocienione. Sadzonki,
zwłaszcza młode, powinny być chronione, ponie­
waż cłtętnie są zgryzan<« przez zające i zwierzy­
nę płową.
— I r n chińska (Cotimeasier dłvarifcaU>. Krzew
udaje się nawet na piaskach, dotirze zno­
si zimę. nie lubi ocienienia. Ładnie się rozkrzewia, owoce są walcowate, wietkoici owoców ja­
rzębiny, ciemno-czerwone. zimują na krzewie,
są chętnie zjadane przez wszelkie ptactwo łow­
ne i nielowne.
Nazwę łacińską podaję dlatego, że z w i r i u od­
mian tego gatunku I dla celów łowieckich ten
uważam za najodpowiedniejszy. Rozmnażanie
przez .sadzenie sadzonek zakupionych w zakła­
dach szkółkarskich.
- Ognik ciernisty (Pyrmcmatha ceccinea). Gę­
sty krzew zimoziclony, wysokość do 3 m. Pędy
cienkie, cierniste. Owoce wielkości grochu,
okrągłe. t>arwy pomarańczowej są chętnie zjada­
ne przez ptactwo, zwłaszcza bażanty. Ognik Jest
niezupełnie odporny na mróz. Rośnie dobrze n-i
różnych typach i rodzajach gleb. Jc-cz dostatecz­
nie wilgotnych i dobrze luutonecznionych. Roz­
powszechnianie przez zakup sadzonek (dość
trudny do przyjęcia) lub przez wysiew nasion,
jednak po jednorocznym prwchowywaniu w
piasku przy odpowiedniej temperaturze i wiłgotnóćci.
— Kałlaa — udaje się na każdej glebie w i l ­
gotnej. Spotkamy ten krzew n a j o ę ^ e j w olszy­
nach, owoce czerwone, wodniste utrzymują się
na krzewie przez całą zimę, chętnie są zjadane
przez ptaki. Rozpowszechnianie przez zakup sa­
dzonek.
— Rokitnik - ostatnio powszechnie polecany
ze względu na małe wymagania glebowe. Może
rosnąć na szczerym piasku, pod warunkiem że
w danym rniejscu Jest płytka woda gruntowa.
Owoce są chętnie zjadane przez ptaki. Rozpo­
wszechnianie przez ń k u p sadzonek.
— 8nłe<uUcxka — ozdobny krzew, miododajne
kwiaty i śnieżnobiałe soczyste owoce pozosUJa
na krzewie w okresie całej zimy i są chętnie
zjadane przez t>ażanty. Krzew niewybredny w
uprawie, znosi dobrze ocienienie, lecz wtedy
słabiej owocuje. Rozpowszechnianie z odrostów
korzeniowych.
— Wierzba paszowa (SaUx odenephylla) cenny
krzew zgryzowy dla sarn. zajęcy 1 dzikich króli­
ków. Nie ma zbytnich wymagań glełxłwych. jed­
nak rvajlepiej odpowiadają jej gleby przewiew­
ne i zasobne w wilgoć. Na gl^iach suchvch
1 podnMktych - torfowych nie udaje się oraz
nie lut)i miejsc ocienionych. Rozpowszecłuuanie
Jest dość kłopotliwe, t>owiem wymaga dobrego
przygotowania g aby pod radzonki i pielęgnacji:
pielenia, nawożei^ia oraz [ .-zycinarUa. Sadzonki
prowadzi się w szkółkach tJi zrzezów zakupionych
wyłącrtHe zc szkółek gwiirantujących
czystość
odminny. Do gruntu wysadza sie krzewy jednoroczne lub dwuletnie. Zrzezy sadzone bezpośred­
nio do gruntu w większości przepadają. Dokład­
ny opis uprawy podał „Łowiec Polski" Nr 4 z
dnia 1«—28.IL1967 r.
7
w
lipcu edbywoły SIĄ W W(irs<oWi« c«ntraln« uroeiystości
jubileuszowe, przed nimi i po nich — uroczystości w wojeYirództwach, powiatach i kotach. Zataczając coraz szersze
kręgi, nie wypływają jednak tylko z naszej polskiej skłonności
do
świętowania jubileuszy, lecz majq bardziej
racjonalny
charakter. Jubileusz nie jest bowiem imprezą środowiskową
dio wąskiego grona wtajemniczonych, lecz przede wszystkim
okazją do pokazania się społeczeństwu nie tylko ze stnelbą
w ręku. Jest wreszcie bodźcem aktywrizującym tzw. teren, o
ur2qdrenia wystawy. Przygotowonia
trwoty kilko tygodni, zaś myśliwi umiejętnie sterowoli nostrojami niewtojemniczonych. Do ogółu przecie­
kały tylko niejosne informacje, potęgujqc zocfe kawie nie. Na dwa dni
przed otwarciem słyszałem rozmowy
w sklepie, że coś się szykuje w kinie
i dobrze, że o dziesigtej w niedzie­
lę, bo zaraz po kościele będzie moż­
no obejrzeć.
jak twierdzi wielu, takie jest całe łowiectwo, jakie są powia­
towe rady łowieckie. Przekonałem się o tym w Książu Wiel­
kopolskim.
Jest to fniosteciko dwutysięczne,
ciyste r schludne jak większość je­
mu podobnych w Wielkopolsce i no
pierwszy rzut oko nieco senne. Gdy
przybyłem tam późnym wieczorem
światło poliły się jedynie w oknoch
piekarni i w soli ktnowe], w której
przygotowywano włośnie powłatowq
wystawę towteckg. O godzinie 2 w
nocy rozpoczyno się wypiek chle­
ba, o 23 tego dnia piekorz i myśli­
wy Wlodystow Nieborok jeszcze „ufzędowol" no wystowie. - Tok jest
już od dwóch tygodni — powiedzioło mi pani Nieborokowa. Pomyśla­
8
łem więc, że senność tego miosteciko jest tylko pozorna. Następne dni
przyniosły potwierdzenie tego spostrzeienio.
Powiatowo Rodo Łowiecka ^ Ś r e ­
mie zdecydowoło, że jubileuszowe
uroczystości odbędq się właśnie w
Ksiqiu. Motywy tej decyzji były notury historycirwj - mija właśnie 125
rocznica słynnej bitwy kosynierów
pod Ksiqżem podczos Wiosny Ludów
oroz bardziej proktycinej. bowiem
spośród czterech miast w powiecie
tu była najodpowiedniejsza solo do
W sobotę uczestniczyłem w ostotniej narodzie orgonizocyjnej, którq
prowadził łowczy powiatowy doc. dr
Włodysłow Bugola z Zakłodu Den­
drologii PAN w Kórniku. Zebroli się
wszyscy współorganizatorzy: władze
gminy i miasto, dyrektor miejscowe­
go pegeeru, przedstowiciel gminnej
spółdzielni, leśnicy, członkowie PRŁ
i przedstawiciele kół łowieckich. Mó­
wiono o sprowoch przyziemnych, jok
fundusze no tJlCSs, ale też i o tym
czego się po wystawie należy spodziewoć i jok jq nojlepiej wykorzystoć. Wśród wielu ciekowych pro­
pozycji zastanowił mnie głos nie my­
śliwego, noczelniko gminy, ini. M i ­
zerskiego. Zoproponowol on, by któ­
regoś dnio zoprosić no wystawę
wszystkich sołtysów i cołg służbę rolnq powiatu. Byłoby to doskonało
okozjo do wyjaśnienia sobie niepo­
rozumień, do nawiązania śctślejsze)
współpracy z kołami
łowieckimi.
Propozycję oczywiście przyjęto.
Następnego dnio rono przed solq
wystowowq
zgromadził się tłum
mieszkańców Ksiqżo i okolic. Przybywojqcych gości już przy wjeździe
do miasto witoło wielka plonszo informujqca o wystawie. Z Poznania
no otwarcie ekspozycji przybył wiceprzewodniczgcy
PWRN,
prezes
WRŁ mgr Andrzej Śliwiński, sekre­
tarz ZW PZŁ mgr Zbigniew Jomiolkowski. Obecni byti sekretarz KP
PZPR w śremie Morion Dominiczak,
przew. PPRN Mieciysłow Wawrzyniok oraz zaproszeni goście.
Trudno jest w kiłku zdaniach opi­
sać wystawę, no urzgdzenie której
organizatorzy poświęcili kilko tygod­
ni procy, niektórzy zaś jok Wacław
Lesiński z Poznania — urlopy. Ten
dobrze znony w łowieckich kręgoch
organizator i plostyk zaprojektował
ekspozycję, jego dziełem jest piękno
diorama, któro bardzo podoboła się
zwiedzojqcym. Duże zointeresowonie,
szczególnie włodz odministrocyjnych,
wywołały plansze obrozujgce doro­
bek łowiecki powiatu. Przejrzysty,
dobrze pomyślany układ i oprowo
plastyczno pozwoioły
zorientować
się nie tylko w dorobku, lecz i ce~
locł> gospodorki łowieckiej. Kręcili
niektórzy głowami
nod
plonsza
obrazujqcq skład socjalny kół łowiec­
kich. No cóż, stotystyko jest w sło­
nie obolić wiele mitów. I len o elitorności pozostał już no szczęście
pozo nomi.
Wystawo spełnia doskonole swojq rolę propagandowq. Oprócz, jok
już wspomniotem, służby rolnej i
rolników, zwiedzi jq również mło­
dzież szkolna z licznych w powiecie
szkół podstawowych. Obserwowołem
harcerzy, którzy okazali dużq pomoc
organizatorom w dniu otworcio wy­
stawy i później — nie tylko Intereso­
wali się eksponatami, lecz potrofili
objaśniać je zwłedza)qcym.
Bezpośrednio po otwarciu wysta­
wy odbyła się jeszcze jedno uroczy­
stość, w której również uczestniczyli
myśliwi. Z orkiestrg no czeie przemaszerowono przez miasto do szko­
ły, której z okazji 125 .rocznicy bitwy
pod Ksiqżem nadano imię „Wiosn/
Ludów". Na plocu opelowym odby
ło się uroczyste wręczenie sztandaru
ufundowonego przez społeczeństwo
powiatu. Eskortę honorowg sztondoru stonowili jeźdźcy ubroni w mun­
dury z epoki, uczniowie, członkowie
sekcji jeździeckiej. Gdy gospodori
województwo Andrzej Śliwiński mó­
wił o tradycjach ich pradziadów,
nod placem opelowym powiało historiq. To patetyczne określenie niech
jednok usprawiedliwi fakt, że dowód,
ca tego honorowego szwadronu, tre­
ner sekcji i kierownik zakładu tre­
ningowego koni eksportowych nozywo się Jon Dgbrowski... W potriotycznym wychowaniu tej młodzieży
mo on niemały udzioł. Ploc treningo­
wy sgsioduje z mogiłami kosynie­
rów, o pan Dgbrowski jest zamiło­
wanym historykiem.
Ci włośnie chłopcy byli
mi drugiej potowy dnio
skiego biegu, pogoni za
cjotorem tej imprezy było
bohatera­
- myśliw­
lisem. IniPowiatowa
Prezes W R L w P o z n a n i u , m g r
Rodo Łowiecka oroz myśliwi z koto
w Ksigźu, którzy od downa współpracujg z poństwowym gospodor.
stwem rolnym. Efektem tej współpra­
cy było wspólnie zorganizowano im­
prezo, któro ściognęla
dostownie
wszystkich mieszkańców miosteczko.
O godz. 14.00 rynek zapełnił się
powozami i końmi. Odegrono my­
śliwski hejnał i dwudziestu kilku
jeźdźców ruszyło no trasę biegu. Za
nimi goście w powozoch i sznur sa­
mochodów. Kto mtejsco nie zdobył,
podgżot pieszo. Wyludniło się miasto.
Bieg myśliwski - przed wojng no)bordziej ekskluzywno imprezo, molo
już mojgco wspólnego z dawnymi
tradycjami łowiectwa, po wojnie orgonizowono było jedynie w ścisłych
kręgoch jeździeckich, jako sprowdzion umiejętności koni i ludzi. W
Ksigżu odbyło się joko imprezo my­
śliwsko, przypominojgco dawne Iowy
z chartami, konne pogonie z soko­
łem. Koń w historii łowiectwa mo
przecież zasługi niemołe.
Widziałem już kilko biegów za l i ­
sem, ten w Ksigżu był wyjgtkowy nowet nie diotego, że mioł czysto my­
śliwski charakter, że był doskonole
zorgonizowony. Można w nim było
zobaczyć niebłohg czgstkę dokona­
nych w naszym kroju przeobrażeń
społecznych. Był joktś symbol w wi­
doku chłopskiego dziecka ze zbior­
czej szkoły, chłopaka z pegeeru, M
czerwonym froczku, w biołych spod­
niach i długich butach no koniu. Zn
nimi to pognało cale miasteczko, po­
pędzili brykami oficjalni goście z
województwo i powiotu...
Lisa wreszcie dopodnięto no roz­
ległych Igkoch nad Wortg. śmierć
jego. jak każe myśliwska tradycjo
— otrgbiono. Potem był bigos, gratulowono ponu Dgbrowskiemu, który
bieg prowadził, gratulowono chłop­
com, ie korku nie skręcili, bo troso
było wyjątkowo trudno, ale też i dla­
tego efektowna. Tok się zakończyło
niedziela w Ksigżu i tylko słychoć
było głosy, że szkodo iż na następny
AndtzeJ Śliwiński w y s o k o ocenił w y s t a w ę
jubileusz przyjdzie
pół wieku.
czekać
jeszcze
Jui no spokojnie, po jubileuszo­
wych emocjoch rozmawialiśmy o dniu
codziennym myśliwych, o ich działal­
ności w powiecie, w miosteczku. Noczelnik gminy i miasto (29 lot, wyż­
sze studio) powiedział mi, że cieszy
go każdo imprezo, wyzwala bowiem
społeczng inicjatywę, dopinguje. Tej
niedzieli
miasteczko
„rozhuśtali"
myśliwi, zyskując tym wdzięczność
miesikońców, którym nie wystarcza
telewizjo i miejscowo, doskonało
zresztg gospoda. Zyskoli zaintereso­
wanie i zrozumienie dla swej dzia­
łalności. A to jest bardzo dużo. Żodna orgonizocjo nie moie być wy­
obcowano ze środowiska, silno z nim
więź świodczy o je] wartości. Ludzie
z którymi się zetkngłem podczas po­
bytu w Ksigiu jok dr Ryszard Stwecki, ini. Edmund
Kojzer,
czy
Franciszek Lewondowicz, myśliwi z
kóf w Dolsku, Śremie i Kórniku do­
brze rozumiejg tę zasadę, o nie po­
wiedzieli jeszcze ostotniego słowo.
Tekst ROBERT TERENTJEW
Zdjęcia ANDRZEJ IWANOWSKI
Moment wręczanta
s z t a n d a r u u o z n i r m szkcl.v i m . . . W i o s n y
l.udów
Ambona
wnotmom
OPOWMOANK
w KONKUtsn
MYSUWSKti
na
STANISŁAW UCHACZ
P
IERWSZE moie myśliwskte kroki pociql«n'
stawiać na liemi myśłentckiej; tom, gdikna wMdiód od Myślenic, Bedcid Wyspowy
wybrzuszył uą pierwszg tw6)q
kopg nazwana
Uideim), tai na zochód Be^id Średni spiętrzył
pi«rwsze pasmo, zwone Bomosiówką. Pontewoż
bytom gtodny wiedzy myśliwskiej, bardzo szybko
wszedłem w drugte wtajemniczanie i
zdah^^
pas rycerski' fokim tą dla myśliwego uprownienio
f setekcfonet o.
U -podndio lego pierwuego pasmo Be^idu
Średniego, w mtejccu, gdzie |>oprzecznłe zooronu
chłopskie poło spodajoce stromo w dół wdorty
sią głęboko w mieszany lot przeważojcłcy jodło­
wym drzewostanem, zbudowałem ombonę odpowiadojgcg w każdym calu wymogom stowionym w
tym względzie przez znawców raeczy. Niestety,
krótki był jej ;tywoŁ Kiedy po dwóch tygodntadt
prarjechołeffl z blogq nodiiejg. że wdropowszy się
po drobinie, zagłębię się w jej wygodnym wnętrzu
i spojrzę na zieion* pola, stwierdziłem z rozczarowartiem. że drabirm zniknęło twzpowrotnie. Nie
podejmowołem syzyfowej procy roł»enio nowej
drabiny, natomiast wyszukołem fOŁOchotq sosnę,
której poskręcane konory mogły tokowg z powo­
dzeniem zostgpić i na tej sośnie zbudowałem
ombor>ę nie 'mniej wygodrtg od poprzedrwej. Moje
przewłdywonio okazały się słuszne. Drobinę xobrono mi dlatego, że było ściętym,
mormtjgcyffl
się drewnem zr>ołdujqcym się no terenie cWopskich lasów. Ta drugo, z budowa r>a no rosochatej
sośnie nikomu nie wodziło. Właściwie nie byto jej
prawie widać spoza jodłowej młodzi, waiczgcej
o swój byt no skroju loiu.
Trudno byłoby zliczyć godziny, które spędziłem
wśród tych kilkunastu jodłowych, moftwych, obtoiqcych z kory drqżków. zanurzonych w żywej,
pochrKicci jodłowej zieleni.
Tu żyłem życiem łosu, upajałem się jego ciszg,
jego szumem. Tu wiosiKi sypał się na mnie g ę ­
stym tumonem żółty pył kwitngcych sosnowych
szyszek, kopało na mnie podobna do miodu, zło­
to, pochngco żywico. Tu prażyło mnie słońce i mo­
czył deszcz. Oderwony od szorej codzienności życio, tkwiłem tu między niebem i ziemig — w oczekiwoniu.
Nie strzeliłem z tej ambony żadr\ego płowego
zwierza. Nie diotego, żeby omtKMKi było źle zlokołizowono, tylko dlatego, że przyjgłem
zbyt
wygórowane kryteria. Czekołem no tego jedyne­
go, wyśnionego. Tym wymorzonym miol być ewi­
dentny myłkus. względnie storzec u schyłku swoich
sarnich dni. Zyjg jeszcze myśłiwi. którzy przysięgali,
że wszystkie beskidzkie kozły, o w kożdym razie
większość z nich to myłkusy o iMJdziwaczniej poskręconych porostkach. Zdoniem tych „nouczycieli". kolejność rzeczy powinno być tako, że naj­
pierw sie strzeto. o potem się oglgdo co się strze­
liło. Jak >i nigdy nie mogłem się dostosować do
tej swo stej recepty, ponieważ zawsze uwożołem,
że nie l:rłogramy mięsa stanowig o wielkości przy­
gody
Mijałbym się jednak z prowdg, gdybym uparcie
podtrzymywał, że nigdy nie widziałem z nrrojej
ombony kozła, kf^trego mógłbym loiiczyć do tych
wymarzonych.
Roz widziałem ..
Już wycłtodzctc z domu zdowołem sobie spra­
wę, ie będzie to tylko spocer z bronig na romie,
oiu, ponieważ wieczór zopowiodot się wietrznie.
Prognozy pogody byty niekorzystne i zakładały
niożlrwość opadów. Od zochodu wiał ostry wiotr.
Los szumiol. Sięgngłem pomięcig no którgt tom
stronicę świetnej ksigżki Stelińskiego, odzie autor
pisał, ie gdy los szumi, zwierz zwykle nie opuszczo
swych ostoi i o spotkonie z nim w taki czos bar­
dzo trudno. Ale, siedzenie no ombonie moie być
10
,łrzyjemoościq samg w sot>ie. dropołMn się pod
gvrę nie rokujgc sobie dużych nodziei.
Usiadłem no wygodnej ławeczce, sztucer uło­
żyłem rui wystojgcych drgżkach, lufq w lewg stro­
nę, fonieważ tok jest wygodniej dta szybkiego
zlożen'o się i zopodłem w błogi stan oczekiwa­
nia, jot>* mi fcożdorozowo towarzyszy w momen­
cie, gdy wszystkie swoje troski zostawiam r>a dołe
fozem z rojem brzęczgcych much.
Porywy wiotru szorpoty gołęziamr drzew, koły­
sząc mnie z mojg ombong jak kolebkg niemowlę­
cia. Było mi przyjemnie. Jeszcze wtedy nie wie­
działem, że to przyjemrte kołysanie odbierze mi
jedyrKł szansę, jakq miałem na tej ambonie.
Zmrok już zopodł, aie ja pottoftowiłem dotrwoć
do zupehtej ciemfK>ści. Musiałem co prawda wracoć przez łos wgskg ścieżyng, którg częściowo
tworzyło koryto potoku, ożywrojgcego tylko w okresoch obfitych opadów, ale ścieżkę tę znałem
bardzo dobrze, o los w nocy r>ie był mi straszny.
W pewnym momencie zóutrażyłem, że od łcuu
no środek poto młodej koniczyny wyskoczyła zwin­
na sylwetko. Podniosłem do oczu lornetkę — było
to koza. Po dłuższej chwili na obrzeżu losu pokozoł się drugi cień. Tym rozem był to rogacz. Bo
- jokżeby mogło być inaczej; przeciei byt to okres godowy sarn. Stare kożlJsko z grubg szyjg,
ściętym zodem i długimi, białymi porostkomi
szydlorzo. Coś, no co czekałem no tej ambonie
przez wiele dni. Podniosłem sztucer do ramienia,
uchwyciłem sylwetkę rogoczo w łuntttę i w tym mo­
mencie zrozumiołem, że nie j ^ t e m w stanie ulo.
kowoć igły na komorze na czas potrzebny do oddonio strzału. Szczycę vę tym, że nigdy nie sforbowolem grubego zwierza. Wszystkie moje strzoły były strzolomy czystymi. Nie strzelam, gdy strzał
jest niepewny, I tym razem wryczekiwrałem no mo­
ment, gdy wiotr uspokoi się. Ale nie. Diabelski
młyn, który kręcił prgdami powietrza no skraju la­
su, oni rKi moment nie przestawał obracoć wiotroko. no którym siedziałem' Roz kozioł pod igłg
lunety, raz nad niq; raz z prawej strony, raz z le­
wej...
Nie mogłem ryzykować zejścia no ziemię, po­
nieważ zejście oo gołęziach w zupełnej prawie,
w gqszczu młodniko, ciemności musiałoby spło­
szyć zwierzynę.
W pewnym momencie kozioł podniósł do góry
głowę i poczgł oczyć zo siebie. Potem odskoczył
nogle w qqszcz i rozszczekol się chropliwym, ury­
wanym głosem.
No pole koniczyny powoli, z igrocjg wyszło druoa kozo i beztrosko zanurzyło pyszczek w jej trójłistnej zieleni.
Siedziołem długo wśród pochnqcych, iglastych
pędów, oby nie zakłócać uczty mieszkonkom kniei.
W nocy rozdeszczylo się i podało obłędnie przez
trzy dni.
Pfyrtęły dni, miesigce. tato, zmienioły stę na p o .
letko przed omboruj płody. Dziesięć razy modrze­
wiowy młodnik, który mam z prowej strony w. za­
sięgu wzroku, pokrył się delikatna zletenig mło­
dego igitwło. dziesięć rozy to zieleń przybroło ko­
lor słoneczników, potem starego złoto, by noreszcie opaść na ziemię. Bo przecież jo na tej ambo­
nie siedzę już od lot dziesięciu. Wierzyć się nie
chce, że tkwię przy niej pomimo, że okozoto s«ę
być tak niewdzięczno.
Był sierpień. Okres, w którym wtoścrwie no po­
lach trudno oczekiwoć jakiegoś ważkiego tpotkonia. Los jeszcze dostatecznie zielony, zaś w poloch zboża wykoszone, tylko gdzieniegdzie półko
zopóinionego owsa, zwłaszcza na północnych stokoch. Aie i w lesie miost zwierza, najczęściej
możno było spotkać zbieraczy runo łeśnegó. No
i te muchy, których nic nie jest w stanie odstra­
szyć.
Po przejściu kilku kilometrów, sporoliżowol
mnie nogfe szelest w moltniakoch i widok czegoś
rudego. Po kilku minutoch trwania w bezruchu ze
wstrzymanym oddechem stwierdziłem, że to wy.
rotlek w brgzowej koszuli zbiera maliny, Uciekłem
no swojg ambonę.
Pnede mng łon dojrzołego O¥no, Polo ułożone
sg no stoku w toki sposób, że miedze odgraniczojgce je tworzg uskoki o wysokości dochodzgcej do
jednego metra. Spostrzegam, że z prawej strony
od losu wyszedł mykito. Płynie w trowoch — to
go widzę, to niknie mi z oczu. Jestem tok zojęty
jego obserwocjg, że w ostatniej chwili dostrzegam
drugiego liso, wchodzgcego w łon owso z lewej
strony, bo przecież moje polo graniczg z losem
i z lewo i z prawo. Ten z prawej też migngł mi
no gronicy trow i owsa i j u i siedzi zo jego nie­
przeniknionym parawanem. Widzę miejsca, w
których myszkujg. Czosem tylko rudy grzbiet wy­
skoczy ponod dojrzałe kłosy. Odległość z górg
pięćdziesigt metrów. Gdybym miol broń śrutowg,
możno by itrzeloć w miejsce, gdzie wiem, że sie­
dzi. AJe kutg? Szlag mnie o moło nie trofio. Robi
się zt>K}rowe polowonie w dziesięć strzelb i strze­
to się jednego rudego, o byto i tok, że ten jedyny
rudy solwowoł się ucieczkg, pozostowiojgc na plo­
cu boju ciepłego jeszcze kogutka, którego zratx>wał chłopu w Trzebuni. Tymczasem jo mom dwo.
Fortele chodzą mi po głowie, co nie przeszkodzo
w obserwowaniu cołych pól, które mam w zasięgu
wzroku. I kiedy już postonowilem doć zo wygrong,
zoboczyłem i prawej strony no skraju losu, w
odległości dwudziestu metrów, trzeciego lisiuro.
W
YŻŁY
s t a n o w i ą n a j l i c z J i i e j s z ą e»'JPc
psów mj^śliwskich, będących w posia­
daniu i u ż y t k o w a n i u m y ś l i w y c h . Przyj­
muje się, że dziewięćdziesiąt procent
wy­
żłów w Polsce jest
u ż y w a n y c h do różnych
p o l o w a ń na z w i e r z y n ę d r o b n ą . Pozostałe, a
w ś r ó d nich najliczniej setery irlandzkie, są
własnością
niemyśliwych, miłośników
po­
szczególnych r a s .
Wynika z tego. że hodowla wyżła l e ż y pra­
wie wyłącznie w r ę k u zrzeszonych w Polskim
Związku Ł o w i e c k i m myśliwych. S ą oni więc
odpowiedzialni za stan i jakość p o p u l & c j i
wyżIa w Polsce. P r z y j ę ł o się twierdzenie, j a ­
koby wystawy spełniały rolę aktualnego prze­
glądu stanu 1 dorobku ł>odowli srtipy lub ra­
sy psów. Tymczasem praktyka, i to j u ż k i l k i K U M i t o l e t n i a , wykac^ała c o ś innego. Otóż na
w y s U w y doprowadza słę fwy nie p o s i a d a j ą ­
ce większych usterek eksterierowych. W ł a ­
ściciel zdający sobie s p r a w ę z wady,
iaką
posiada j e g o p i e s , lub pouczony przez inne­
go kynologa, nie doprowadza go p o prostu nu
wystav/ę. Z drugiej strony (jednak w dużo
mniejszym s t o p n i u ) psy dobre sksterierowo na
skutek różnych prz>-ciyn r ó w n i e ż nie s ą po­
kazywane. Stosunek psów, k t ó r e mogłyby na
wystawie o t r z y m a ć p o z y t y w n ą ocenę bardzo
dobrą, a nawet d o s k o n a ł ą , do psów, k t ó r e by­
łyby ocenione negatywnie wynosi szacunko­
wo 2:8, to znaczy, ż e na dziesięć psów nie
doprowadzonych na w y s t a w ę , dwa mogłyby
n a d a w a ć się do dalszej hodowli. Naturalnie
r o z w a ż a n i a powyższe dotyczą wyłącznie psów
zarejestrowanych w Z w i ą z k u Kynologicznym
w Polsce hodowli, a więc m a t e r i a ł u o p e ł n y m
pochodzeniu.
Na podstawie p r z e g l ą d u kart ocen wyżłów,
ocenianych na przestrzeni ostatnich k i l k u lat
przez naszych sędziów krajowych i zagranicz­
nych, u d a ł o m i się s k o m p l e t o w a ć skromny
materia) o najczęściej spotykanych wadach
w eksterierze wyżłów.
Spostrzeżeniami
m o i m i chcę się podzielić
z zainteresowanymi m y ś l i w y m i , k i e r o w n i k a ­
mi
sekcji w y ż ł a w Z K P i komisjami upo­
wszechnienia
psa
myśliwskiego.
Chodzi
głównie o to, b y nie kojarzyć ze s o b ą part­
n e r ó w posiadających takie same wady czy
usterki, g d y ż n i e k t ó r e z nich nie t y l k o nie
dają s i ę w hodowli u s u n ą ć , ale się potęgują.
WYZLY
MYŚLIWYM KU UWADZE
NAJCZĘŚCIEJ SPOTYKAffi WADY I USTERKI
ERSTERIEHOWE WYŻŁÓW W POLSCE
Setery bfauMhkic
Zanadto wydłtiżone głowy,
wąskie
kuty.
Ijardzo s ł a b e żtichwy, jaśmejszy
pigment
oka; nisko trzymana szyja, zazwyczaj cien­
ka i k r ó t k a z f a ł d a m i ; niekiedy nietypowe
dla rasy. zwłaszcza u psów, k l a t k i piersiowe
— szerokie i beczkowate; braki w uzębieniu.
Setery s z k ę c k l e (Gordony)
Ogólnie zła nrłechanika m c h u , podejrzenie
o dyspłazję stawu biodrowego, mniej w y r a ­
ziste głowy, k r ó t k i e szyje, owłosione uszy, luk
u w y ż ł ó w długowłosych, m a ł o w y r a ź n y klab.
zanadto w y p u k ł a partia lędźwiowa, k r ó t k i
krzyż, źle osadaony i noszony ogon; złe kato­
wanie tylnych k o ń c z y n ; duże r ó i n i c e w
długości i strukturze sierści.
W y i l y nlemiecUe k r ó ł k a w l e s e
^ b y , nietypowy dla rasy kościec, u suk
zbyt lekkie głowy ze źle osadzonym uchem;
k l a t k i piersiowe o nieco krótszych ż e b r a c h ,
stromo iBitawłone uda i podudzia; długie,
m a ł o w y p u k ł e palce. stat}e podpalanie.
Setery angielskie
Nietypowe głowy, kufy w ą s k i e z profilu, a
nie p r o s t o k ą t n e , kufy o g l ą d a n e z góry z w ę ­
żające się k u nosowi; często n i e r ó w n o m i e r n a
szata, mniej muskularne kończyny.
WYŻŁY K O N T Y N E N T A L N E
W y i l y niemieckie szorstkowłose
Najliczniejsza rasa w y ż ł ó w w Polsce, twu-dzo ustępuje eksterierowo (i użytkowo) w y ­
żłom z początku lat sześćdziesiątych. Na sku­
tek masowej i często m a ł o p r z e m y ś l a n e j ho­
d o w l i i tolerancyjnej oceny na
wystawach
oraz preferowaniu
nieodpowiednich repro­
d u k t o r ó w , rasa niepokojąco upadająca. W
n i e k t ó r y c h rejonach kraju konieczna odbudo­
wa pogłowia.
Eksterierowo lepsze od wyżłów lat sześć­
dziesiątych, z w ł a s z c z a z hodowli
warszaw­
skich i krakowskich.
Nie zawsze typowe głowy, za lekkie ucho,
brak w y r a ź n e g o przedpiersia, płytkie k l a t k i
piersiowe. Żle osadzone ogony „zajęcze ła­
py", braki w uzębieniu a zwłaszcza P I w ż u c h ­
wie.
W y ł l y milnsterlUnderskle m a ł e
Braki w u z ę b i e n i u ; zbyt k r ó t k i e i grube
szyje, zbyt niski wzrost suk, odsiebnie usta­
wione łapy, mniej przylegający włos.
Pozostałe rasy rzadko goszczą na naszych
w y s u w a c h Z k i l k u opisów trudno orzec o
typowych wadach ich eksterieru.
Najbardziej niepokojącą s p r a w ą w hodowli
wyżła, jest n i e w ą t p l i w i e aktualnie ^ y stan
jakościowy wyżłów niemieckich szorstkowłosych. Rasa ta ma n a j w i ę c e j
zwolenników
wśród myśliwych w Polsce. Jest tu poti-zebna
surowa selekcja
materiału
hodowlanego i
maksymalne
wykoi-zystanie r e p r o d u k t o r ó w ,
k t ó r e g w a r a n t u j ą poprawienie rasy.
E r w i n Dembiniok
ANGIELSKIE
JESIENNE KONKURSY
Pointery
Mniej typowe głowy tak u psów. j a k i s u k ;
rzadko spotyka t i ę szeroką p r o s t o k ą t n ą kute
m a ł o zaznaczona bruzda w części c z o ł o w e j ;
grzbiet nosa często nietypowy dla rasy; od
mało wyraźnej krawędzi
czołowej
grzbiet
nosa nie unosi się stopniowo na
wysokość
k o ń c a nosa; z b y t mięsiste uszy, niekiedy
mniej przylegające; słabo zaznaczone przedpiersie, pomimo dostatecznie głębokiej k l a t k i
piersiowej; m a ł o muskularna część l ę d ź w i o ­
wa u psów. często z a mocno w y p u k ł a , grube
i źle osadzone ogony.
Wyszedł z gqszczu, sloł przez dlugq chwilę i potnył no rozpościerojgce się przed nim po!e. Po­
tem usiodl jok pies i kontemplowoł opędzajqc się
od much. Zrobiłem nieopatrzny ruch rękq, bo pod­
niósł się gwohownie, oczqc w mojq stronę. ) tok
jok wyszedł, nogle cofngł się w los. Ale jo już
miotem słuch nopięty i śledziłem jego kroki. Stqpol od tylu powoli w stronę, w której rozległy się
szmery wzbudzojgce jego nieufność. Słyszolem, jok
przedziero się przez zietenioki lofegojgce
los
pozo ombong. Trwoto to dłuższg chwilę. A potem
wylazł mi nagle z lewej strony. Znów siedział i śłepłł no pole. Złożyłem się spokojnie i kiedy ruszył
w stronę (onu owso - straelilcm. Er>ergto pocisku
rzuciła do tyłu zwiotczołym noc\m ciołem. W owsie
zopartowrato ciszo. Wprowodzilem rwwy rwibój do
komory. Ałe Jtrieloć już nie miotem do czego.
*
Hekos przejecłwł już swoim wazem, topczężonym w cztery ogniste rumoki. coty r\tebosklon i je­
go zaprzęg poczgł się stoczoć ku zocłiodowt.
Z ł^wej strony mojej omlx>ny. w odległości joktchi stu metrów, rozciggolo się łgczka o szero­
kości nie większej nit trzydzieści metrów. Łgczko opodolo w dół. gdzie ginęła mi z oczu za pochyJoicig grur.Nj, nod którg sterczoły wierzcłwtki wie­
kowych jodet porostaigcych zbocza potoku. Nojdoluy zokgtek Igki, będgcy w zasięgu mojego
A P E L DO MYŚLIWYCH
Instytut Zoologiczny PAN, 83-016 S»Messewo, Stacja Omitoloriczna Górki
Wschodnie, prosi uprzejmie Koletów Myś­
liwych o przesyłanie na •podany w y ł e j
adres obrączek strzelonych lub znalesionych ptaków, i podaniem f^atunku pta­
ka oraz daty I d o k ł a d n ^ K o miejsca pozys­
kania. Każda taka wiadomość ma duże
znaczenie dla międzynarodowej akcji ba­
dań nad miKraejaml ptactwa. Z góry ser­
decznie dsiękBJemy.
wzroku znojdował się w odległości około
metrów. Ileż razy przemierzyłem te poio...
trzystu
Ostatnie blaski słońca wpodoly mi jeszcze w
oczy poprzez gałęzie drzew. Igczko tonęła już w
głębokim cieniu.
Z zagajnika wykicot zojgc: przysiodł no tylnych
skokoch i poczgł objadać się loczystg trowg. Po
jakimś czosie. kilko metrów od niego pokozot się
drugi. Spostrzegł sgsiodo i zamiost zabrać się do
kolacji, przyskoczył ku niemu i usiodl opodal. Siedziot przez moment, po czym zoczgt go okrgłoć.
Tomten przestoł żerowoć i przyjgł pozycję bojowowyciekujgcg. Po chwili usiadły rto paeciw siebie
i poczęty się oklodoć po pyszczkoch przednimi
ikokomt. Po zoinkasowoniu odpowiedniej ilości
ciosów, przeciwnik uważoł zo stosowne pójść „rw
deski", oby po cłiwiłi rozpoczgć wołkę — o może
zobowę od rwwo.
W pewnym momencie oderwołem hxnetkę od
oczu i zotMKzyłem, że z prowej strony, zza mie­
dzy, skrodo się lis. Podrłosi łeb do góry. oczy. znów
ku ziemi, krołi. oczy •- i tok metr po metrze, bo.
centymetr po centymetrze zbtiżo się do zopoiników.
Czekołem do ostotnicj ch¥rili w nodziei,
tc
zojgce otrzeiwieig, że instynkt weźmie górę nad
zobowg czy też wolkg. Ałe. gdzie tom!
PSOW G O Ń C Z Y C H - O G A R Ó W
Zarząd Wojewódzki PZŁ w Poznaniu
zawiadamia zainteresowanych, że Jesien­
ne Konkursy Psów Gończych (ogarów)
odbędą się w dniach Zl i 28 października
1 » 3 r. w Ostrawie Wlkp.
Zgłoszenia przyjmuje i szczegółowych
informacji udziela Zarząd Wojewódzki
PZŁ w Poznaniu — Poznań, u l . Libelta 37,
tel. 542-18.
Tymczasem lis był już no odległość skoku. Już
się nie skrada), tylko sprężony w sobie podnosił
głowę do góry, przypadoł do ziemi, coroz częściej
) coraz bardziej nenMowo. Uznołem, że nodeszło
poro, w której mogę uratować niewgipliwg ofiorę.
Odległość było duża. Niemniej strzał, nawet nie
celny, odniesie przynajmniej połowiczny skutek,
czyłł spłoszy liso. Złożyłem się z idealnej podpórki.
L>s zajmował mi jedng trzecig rozstawu pomiędzy
liniomi poziomymi lunety. Igło biego po jego syl­
wetce. Koncentruję się. Biorę poprawkę no od­
ległość dwustu metrów i ściggom spust. Błysk wystrzołu oślepło mnie no moment Dobry myśliwy
zowsze wie. czy Irofil, czy nie. Ałe nie o zmroku.
Podniosłem lornetkę. Zajęcy już nie byto: rKitomiost no Ipce widniała bez ruchu rudo plomo.
W tym roku strzeliłem kozła w zupełnie innej
partii losu. Z podchodu. Story kozioł, nieregulorny
szóstok o różoch stromych, jok doch i>o gófolskrcj
chocie, sytwetce dobrze zapowiodojfłcego się w i dłako, bez śladu rejestrów rta czwortym, ciorno
zaborwtonym zębie.
Mimo tego w okresie urlopu nodoł będę tosiodot no mojej ambonie. Z nodziejp. 80 cóż worte
byłoby życie bez nodzieif
Stanisław
UCIMKI
U
Łowiectwo za granicą
RVSIE A Z W I E R Z Y N A
HÓWA
..Tanap" — czyli T a t r z a ń s k i P a r k N a r o d o w y po
•itronie s ł o w a c k i e j p o s i a d a o d w i e i u j u ż l a t p r a w i e
u s t a b i l i z o w a n y s l a n r y s i ó w . W y n o s i o n 20 s / J u k
l y c h z w i e r z ą t . Oznacza l o , ż e n a j e d n e g o rysia
p r z y p a d a n i e c o p o n a d 2000 h a p o w i e r z c h n i s t a n o ­
w i ą c y c h w p a r k u obszar ż y c i o w y jeleni^OPaz p r a ­
w i e 1700 h a p o w i e r z c h n i z a s i e d l o n y c h p r z e z s a r n y ,
w o k r e s i e IS l a t ( o d 1951 d o 1968 r o k u ) p r o w a d z o n o
t u obserwacje, j a k i w p ł y w n a stan z w i e r z y n y p ł o ­
we) w y w i e r a u Ł r z y m y w a n i e unniarkowane) liczeb­
ności rysiów. Wyniki wskazują, że w p ł y w ten w re/ . e r w a t o w y c i i w a r u n k a c h n a t u r a l n e g o r o z w o j u Jeleni
1 sarn b y t bardzo p o z y t y w n y . Uzasadnieniem tego
as, n a s t ę p u j ą c e u s t a l e n i a . W c i ą g u p i ę t n a s t u l a t r y s i e
mlaly następujący udział w ubytkach w pogłowiu
z w i e r z y n y p ł o w e ] : z 828 j e l e n i o f i a r ą i c h p a d ł o
181 s z t u k , w t y m 7 b y k ó w . 98 ł a ń i 76 c i e l ą t ; z 538
s z t u k s a r n — 192. z t e g o 32 k o z ł y . 35 k ó z 1 4S k o ź l ą t .
Z n a m i e n n y jest znaczny u d z i a ł l a ń I k ó z w ś r ó d
o l l a r r y s i ó w , c o u z n a n o za n a t u r a l n y c z y n n i k r e ­
g u l o w a n i a stosunku płci I zapobiegania nadmiernej
r o z m n o ż y . Ustalono r ó w n i e ż r o ż n y w c y k l u rocz­
n y m , natomiast dość regularnie p o w t a r z a j ą c y się
w p o s z c z e g ó l n y c h l a t a c h , u d z i a ł ż e r u ze z w i e r z y n y
p ł o w e j w ,,jadłospisie" rysiów. Na pierwsze k w a r ­
tały w obserwowanych latach p r z y p a d a j ą wszystkie
J e l e n i e - b y k i , 50"e lart i «0"„ c i e l ą t o r a z M'% s a r n -
k o z l ó w , 23*,. k ó z i M % k o ź l ą t . N a d r u g i e k w a r t a ł y 25% ł a ń i 17% c i e l ą t , o r a z 25% k o z ł ó w . I S % k ó z 1
30% k o ź l ą t . N a t r z e c i e — 15% ł a ń 1 K*;, c i e l ą t o r a z
30% r o g a c z y . M % k ó z i 30% k o ź l ą t . N a o s t a t n i e
k w a r t a ł y p o s z c z e g ó l n y c h l a t p r z y p a d a ł o 10% ł a ń i
IS^ri c i e l ą t o r a z I S ^ b r o g a c z y , 16*,'o k ó z 1 10"n k o ź t ą t .
J a k 7, t e g o w i d a ć n a j w i ę c e j j e l e n i 1 s a r n p a d a o f i a r ą
rysiów w I kwartale, a najmniej w IV kwartale
każdego roku, przy czym stwierdzono, i e są to w
zasadzie sztuk! s ł a b e l u b w r ę c z chore. N a j e d n e g o
r y s i a p r z y p a d a ś r e d n i o r o c z n i e 1—2.C s z t u k i z w i e ­
rzyny płowej.
S p o r a d y c z n i e r y s i e U u k ą w a r c h l a k i i słat>e p r z e latki, natomiast w ś r ó d koztc. k t ó r e p a d a j ą
ofiarą
d r a p i e ż n i k ó w , rysie m a j ą n a j w i ę k s z y udział. W y ­
n o s i o n 70%, n a w i L k l p r z y p a d a 18,2%, n a n i e d ź w i e ­
d z i e 4 % , reszta n a i n n e d r a p i e ż n i k i . W t o k u o b s e r ­
wacji stwierdzono r ó w n i e ż , że w latach o ostrych
zimach, kiedy sporo zwierzyny pada w s k u t e k z ł y c h
w a r u n k ó w klimatycznych,
mniej zwierząt ż y w y c h
pada ofiarą r y s i ó w . Straty b y w a j ą w i ę k s z e , kiedy
w rysiej populacji p r z e w a ż a j ą sztuki m ł o d e n i ż
w t e d y , kiedy s t r u k t u r a w i e k o w a jest n o r m a l n a .
Utrzymanie stanu rysiów na poziomie z a ł o ż o n y m
dla T a t r z a ń s k i e g o P a r k u Narodowego nie przedsta­
w i a t r u d n o ś c i , g d y ż n a d m i a r i c h zasadniczo sam
się w y r ó w n u j e przez e m i g r a c j ę sztuk m ł o d y c h , a
dopełnia dzieła niewielki odiów, l u b w ostateczności
odstrzał.
I - S.
SAFARI Z OBIEKTYWEM
KOŻlCt
W NOWEJ Z E U N D I I
w d z i e w i ę t n a s t y m w i e k u n i e znano w N o w e j Z e ­
l a n d i i k o z i c . W 1M7 r o k u s p r o w a d z o n o t u ze S t y r i i
w A u s t r i i n i e w i e l k i e stacUco, o f i a r o w a n e p r z e z w t a ś r i c l e l a a l p e j s k i e g o r e w t r u Mlirz-steg s w e m u k r e w ­
niakowi, k t ó r y osiedlił s i ę w ó w c z a s w tej części
ś w i a t a , a gdzie nie m i a l m o ż l i w o ś c i k o n t y n u o w a n i a
ulubionego p o l o w a n i a na kozice. Stadko s k ł a d a ł o
się z s z e ś c i u d o r o s ł y c h k ó z i t y l k o jednego, ale W i ­
docznie Jurnego capa. W a r u n k i e m
zaaklimatyzo­
w a n i a s i ę s t a d a i Jego d a l s z e j r o z m n o ż y s t a ł o s i ę
również
sprzyjające
środowisko.
Nowozelandzkie
A l p y P o ł u d n i o w e , r i ą g n ą c e s i ę wzdłuż Wyspy Po­
ł u d n i o w e j , k t ó r y c h n a j w y ż s z y s z c z y t .vięga p o n a d
3000 m. n . p . m . s ą p o d o b n e d o A l p S t y r y j s k i c h , l e ż ą
nawet w p r z y b l i ż o n e j s z e r o k o ś c i geograficzne] (tyle.
ż e n a p o ł u d n i o w e j p ó ł k u l i ) . Z a s a d n i c z ą r ó ż n i c ę sta­
n o w i j e d n a k k l i m a t , p o d d a n y t u s i l n y m wpływom
m o r s k i m , z t e m p e r a t u r a m i nie s c h o d z ą c y m i w za­
s a d z i e p o n i ż ę ] z e r a . W r o k u 1967 z a n o t o w a n o w
Nowej Zelandii s t u t y s i ę c z n ą s z t u k ę kozicy na roz­
k ł a d z i e . Z t e ] okazji zainteresowano s i ę bliżej po­
głowiem
kozic nowozelandzkich. Stwierdzono, ż e
zasiedlają one pasma g ó r s k i e Wyspy P o ł u d n i o w e j
d ł u g o ś c i 516 k m . S t a n i l o ś c i o w y w y m a g a z n a c z n e g o
z w i ę k s z e n i a o d s t r z a ł ó w . Obecnie szacuje s i ę p o ­
g ł o w i e k o z i c ( p o l ę g a c h ) n a b l i s k o Jeden m i l i o n
sztuk.
Szczególnie
dynamiczny
wzrost
pogłowia
p r z y p a d a na ostatnie pięciolecie.
Pod względem
jakości
kozice w N o w e j
Zelandii
przewyższają
swych antenatów / Europy
zarówno
wielkością
t u s z y Jak 1 m o c ą h a k ó w . M i m o d u ż e g o z a g ę s z c z e ­
n i a p o p u l a c j i n i e s t w i e r d z o n o e p i z c o c j i , k t ó r e pr7.<:ś l a d u j ą o d k i l k u lai p o p u l a c j e e u r o p e j s k i e .
I.
S.
pod reciakcjq Krzysztofa Wysockiego
BAŻANCI RAJ... DLA MYŚLIWYCH
p o i u w u n i e n a ptactwo ł o w n e n a l e ż y do n a j p o ­
pularniejszych
w środkowych
stanach
Ameryki
P ó ł n o c n e j , na c z o ł o z a ś w y s u w a s i ę p o l o w a n i e na
b a ż a n t y . K r a i n ą o n a j w y ż s z y m c h y b a obecnie stanie
b a ź a m o i t jest P o ł u d n i o w a D a k o i a . B a ż a n t y p o j a ­
w i ł y s i ę u i i a j o k o ł o 1880 r o k u . s p r o w a d z o n e p r z e ;
ó w c z e s n e g o konsula S i a n ó w Ziednoczon.vch w Chi­
n a c h , k t ó r e g o s t a ł y m m j e j s c e m zajniesrJcania b y ł a
własna posiadłość
o k o l i c y m i a s t a SJou.-^ F a l K
( K a s k a d y Siuksotc). B a ż a n t y z n a l a z ł y t u idealne
w a r u n k i b y t o w a n i a , m n o ż y ł y s i ę o p t y m a l n i e i roz­
s z e r z y ł y obszar swego w y s t ę p o w a n i a g ł ó w n i e w
k i e r u n k u p ó ł n o c n o - z a c h o d n i m na c a ł y obszar W y ­
ż y n y Missouri i dziś gęsto zasiedlają nie tylko całą
P o ł u d n i o w ą D a k o t ę , ale r ó w n i e ż j e j p ó ł n o c n ą sios i r z y c ę . W znacznie m n i e j s z y m stopniu m i g r o w a ł y
b a ż a n t y do s ą s i e d n i c h s t a n ó w Nebraska. I o w a i
lvimne.sota. O b e c n i e szacuje s i ę . . ż n i w n y " s t a n b a ­
ż a n t ó w w P o ł u d n i o w e j D a k o d e na 30 m i l i o n ó w
s z t u k (!). N i e w i e l e n i ż s z y Jest I c h s t a n w P ó ł n o c n e j
Dakocie. O ś r o d k i e m n a j w i ę k s z e g o zagęszc7,enia s ą
n a d a l o k o l i c e S i o u x P a l l s . D o tego . . t > a ż a n c i e g u
r a j u " ś c i ą g a c o r o c z n i e w o k r e s i e p o l o w a ń okolu
40 DOU m y ś l i w y c h /, i n n y c h s t a n ó w U S A . Z m i e j s i - o w y c h p o l u j ą p r a k t y c z n i e w s z y s c y . Pada t u w
t y m czasie 15 000 b a ż a n t ó w ( k o g u t ó w i k u r ) w c i ą .
gu... KOdziny. T o n i e f a m a » , j a ! O k r e s p o l o w a n i a na
b a ż a n t y t r w a d w a m i e s i ą c e ; o d 15 p a ź d z i e r n i k a d o
polowy grudnia. DTienna norma o d s t r z a ł u
wynosi
3 p t a k ó w na m y ś l i w e g o , toteż s t r z e l a j ą o n i wy­
biórczo, p r e f e r u j ą c piti*jie koguty, k i ó r y c h udział
w r o z k ł a d z i e w y n o s i ca 70%, co jest k o r z y s t n e d l a
h o d o w l i . L i c e n c j a na u d s t r z a l k o s z t u j e o b y w a t e l a
Południowe,! Dakoty i dolara, z a ś przybysza z inne­
go s t a n u — 20 d o l a r ó w .
I.
bardzo impolę i tym, i e rogi kobo ugandyjskiego
A ote trięci przedstawiciel rodtiny kobów - liob
sq grubsie, piericlenie na nich bordziej l o m a ugandyjslci. Fotografia wykonano nod rozlewiskiem
Jeziora Alberto w lachodniej tięści Ugandy w po- cione, o kształt wspomnianej litery S jest bordziej
iwofty. Samice sq beirogie.
bliiu granicy kongijskiej. Zgodnie i noiwp centW Ugandzie spotyko się stado tych twierzgt do­
lum bytowanio tej antylopy jtonowi Uganda, choć
chodzące do kilkuset situk. Nierzadko widii się
spotyka się je tokie, lecz w mniejszych iloiciach,
stoda somców przewoźnie młodzieży, gdyż w sta­
w krajach ościennych. Zamieszkuje tereny zalesio­
dach ponuja surowe obyczaje potriarchalne. Syk
ne, najchętniej typu sawanny i w pobliżu wody.
Kob ugondyjski jest mniejszy niż opisane w po­ slodny riodko toleruje konkurencje innych aman­
tów rozprawiojgc s.ą t nimi przy pomocy swoich
przednim numerze, osiqgo wagę 70-90 kg, a borostrych rogów. I te antylopy nie majq stałych okre­
wo jego sukni jest rdiawo-brgiowa. Posiado rogi
sów rui, nie wydają żadnych odgłosów godowych.
o wyiqtkowo pięknym tsitałcie, podobne do itery
Spłoszone lub zaniepokojone ,,ttciekojq" podob>
S, wygięte do tyłu i ku górze; długoić ich stęgn
nie łok nosie sarny.
do 70 cm. Wyglądem orai porożem priypomino
12
s.
DROBIAZGI ZE ŚWIATA^
Norwegia należy w Europie do krajów,
kiór.y
iMitatnio Jak s i ę w y d a j e o s i ą g a n a j w y ż s z e
wyniki
w p o z y s k a n i u r y s i ó w . Rocznie r o / k ł a d y o d k i t k u
lat u t r z y m u j ą s t ę n a p o z i o m i e o k o ł o SO s z t u k , a
Obecne s t a n y o c e n i a n e s ą n a r ó w n e p o g ł o w i u i p r z e d
stu l a t . T u i ówd?;lt;. g d z i e s t a n r y s i ó w j e s t f.nav/.vty.
p o l u j e s i ę n a w a b {miauL-zeiuc), p r z y i : z y m z a r ó w n o
s a n i ć e Jak i s a m i c e d a j ą
się z w a b i ć p o d tulęWięk.s/.osć roc7.ne«o r o z k ł a d u r y s i ó w ; p a d a j e d n a k ż e
p r z y g o d n i e na i n d y w i d u a l n y c h p o l o w a n i a c h / p l o ohacza^nl l u b w czasie c i c h y c h p ę d z e ń .
I. H.
PAŹDZIERNIK
1913
NIECO O „SOBOLU I PANNIE"
,,/
wszystko
w
wax
ucichnie
Ostatnka przetrwa moja gra
f przeminie —
łowiecka".
Talt z a k o ń c z y ł s w ą śliczną p o w i e ś ć z n a k o m i t y p i s a r z - m y ś l i w y . Józef Weyssenłioff,
laką
nieśmiertel­
ną p o b u d k ę zagrał genialny znawca litewskiej kniei,
k o ń c z ą c swe a r c y d z i e ł o . Bo k t ó ż by z c z y t e l n i k ó w
„ Ł o w c a P o l s k i e g o ' ' nie o d g a d ł , ż e n'.owa o . . S o b o l u
i Pannie".
, . l wszystko przeminie... ostatnia przetrwa
.ni.)a
g r a ł o w i e c k a . . . " O, p r z e t r w a bez w ą t p i e n i a , b o w
niej życie, bo sama ona
to ź r ó d ł o z plerwotnei^o,
nieskalanego życia, gdy człowiek lepszym byl...
Doprawdy, gdy k o ń c z y się czytać takie arcydzie­
ło, n i e w y m o w n y żal ogarnia c z ł o w i e k a ,
ż e *,n j u ż
koniec, że trzeba p o ż e g n a ć i dzielnego Stacha P u c e v ; l c z a . k t ó r y w tej p i e r w o t n e j k r a i n i e . mał>j JsiZcze o d r a j u o d m i e n n e j , w z r ó s ł „ J a k B ó g d a t "
i Mi­
sia R a j e c k i e g o i p a n a B e n e d y k t a T a l m o n t a i . . k a p i ­
tana Pakona o wojskowe] postawie, c h o ć nigdy
w
w o j s k u nie s ł u ż y ł " i L a n k i n i s a k ł u s o w n i k a l u b r a ­
czej . . o c h o t n i k a " , wreszcie o k r a s ę
tego a r c y d z i e ł a .
mo<4rooką W a r s z u l k ę . . . s ł o w e m , że trzeba p o ż e g n a ć
te w s z y s t k i e
tak
s y m p a t y c z n i e l po m i s t r z o w s k u
s k r e ś l o n e t y p y . z k t ó r y m i z a p o z n a ł nas a u t o r . A
k n i e j e , w o d y l e ś n e , m s z a r y . s i t o w i a . . . h e j i to nie
k s i ą ż k a , to ż y w y s k a r b i e c dla intellgentnegio m y ś l i ­
wego... K t o c z y t a ł i o d c z u ł ..Sobola i P a n n ę " , ten d u ­
c h o w o b r a ł u d z i a ł w i ś c i e k r ó l e w s k i c h I o w a c h 1 oc z y m a d u s z y t o w s z y s t k o widzJa!... B o t e ż n i e p o s p o ­
l i t y talent pisarski Weyssenhoffa stawia nam przed
oczy postacie w p r o s t ż y w e . . . A c h I cudna p i e ś n i m y ś ­
l i w s k a żyj i przetrwaj w s z y s t k o !
Wbrew etyce ł o w i e c k i e j . O d czasu r o z w i n i ę c i a się
u nas p r a w i d ł o w e j g o s p o d a r k i ł o w i e c k i e j
zdarzały
s i ę czas'?m p r z y p a d k i p o d k u p y w a n l a
dzierżaw
na
polach w ł o ś c i a ń s k i c h przez r ó ż n y c h niepowotany:^h
m y ś l i w y c h , ze s z k o d ą w i e l k i c h g o s p o d a r s t w ł o w i e ­
c k i c h , k t ó r e te p o l a d z i e r ż a w i ł y
w celu zabcipieC7.enia s w y c b t e r e n ó w o d z a k u s ó w
niezbyt rzetel­
n y c h s ą s i a d ó w l u b t e ż w p r o s i d l a p o w i ę k . s z c n i ^ ob­
s z a r ó w hodow-isnych dla z w i e r z y n y . Dotychczas j e d ­
n a k p o d o b n i e n i e e t y c z n y c h c z y n ó w d o p u s z c z a l i sie
ludzie o m a ł o w y r o b i o n e j k u l t u r z e ł o w i e c k i e j , j a c y ś
m a ł o m i a s t e c z k o w i n e m r o d z i l u b w i e l k o m i e j s c y sonlags.tiieer^.y. d l a k i ó r y c h l e d y i i y m c e l e m j e s t w y o i j a n i e za j a k n a j i a ń s z e
pieniąaze. jak
największej
i I o s c i z w i e r z y n y , bez w z g l ę d u na t o . czy ta z w i e . z y iia w y h o d o w a n a z o s t a ł a
/. w i e l k i m n a k ł a d e m
pie­
n i ę ż n y m o r a z n i e b a c z ą c , ż c t a k i e w y b i j a n i e d o p r >w a d / a do r u i n y i c h w ł a s n e 1 s ą s i a d ó w t e r e n y . O s t a t ­
nio doiMftdujemy
się. że z a r z ą d d ó b r
KrosnJ<?
Koiistaiitegcł Rembielinskiego.
d/itrżawiący
od
ż3
lat K r u n t y o s a d y D ą b r o w i c e , p o ł o ż o n e
w Kuliowskiem. został
p o d k u p i o n y w d z i e r ż a w i e nie przez
j a k i e g o ś p o j e d y n c z e g o s o n t a g s j a g e r a . lecz p r z e z , p o ­
żal się S o ż e . T o w a r z j ł i t w o My.słiwskle. k l o r e
me
b a c z ą c na z a s ł u g i d ó b r K r o ś n i e w i c e
w krzewieniu
k u l t u r y ł o w i e c k i e j , niema) silą 1 podstęiMun .wesoło
w p o s i a d a n i e t e j d z i e r ż a w y . Na p o l a f h t y e h o p o ­
w i e r z c h n i z g ó r ą 100 w ł o k w ł a ś c i c i e l n i g d ? n i e
ł o w a t . leoz t r z y m a ! t a k o w e j a k o p a £ a c h n i n n y
na
g r a n i c a c h s w y c h p o s i a d ł o ś c i . N a p : } U le r o z c i ą g a n y
b y l skuteczny dozór oclwony ich od
drapieżników
i kłusownictwa. Wspomniane Towarzystwo dało w y ­
raz s w o i m w a r t o s c i t w n e t y c i z n y m , g d y — k o r z y s t a ­
j ą c z r o z p o c z ę t e g o na l e r e n i e d ó b r K r o ś n i e w i c e Jowienia ż y w y d i zajęcy,
podczas k t ó r e g o
zwierzyna
i i n z w y c z a j p r z e c h o d z i na t e r e n y s p o k o > n e , w
da­
n y m p r z y p a d k u pcla d ą b r o w i c k l e — u r z ą d z i ł o polo­
wanie w kotły przy
udziale S
myśliwych,
przy
c z y m w y b i t o do nogi w s z y s t k i e mające, k t ó r e znaj­
d o w a ł y się na polach U ą b r o w i c k r c h .
T r a g e d i a b i a ł y c h c z a p l i . M o d a . k t ó r a s t r o j n y m pa­
niom każe ozdabiać
swoje
kapelusze p i ó r a m i
i
• s k r z y d ł a m i p t a k ó w , s k a z u j e na z n i s z c z e n i e c a ł e ga­
t u n k i o r n i t o l o g i c z n e . AUści do w a l k i z t a k t y k ą mo­
d y , t e j ś l e p e j i g ł u c h e j na w s z y s t k o , co t y l k o
nie
d o t y c z y Jej w ł a s n y c h i n t e r e s ó w , w ł a d c z y n i ,
stają
miłośnicy przyrody, / zamiarem ochrony prześla­
dowanych p t a k ó w . PoSród ptaków,
szczególnie poszukiwan>ich i cenionych przez handlarzy piór.
a
tym samym i szczególnie narażonych
na i c h s t r z a ­
ł y , z n a j d u j ą s i ę w i ę c b i a ł e c z a p l e . P t a k i te, j a k w i o d o m o , p o s i a d a j ą w ogonie s w y m po k i l k a n a ś c i e p i ó r
odmiennych od pozostałego
upierzenia, piór
zwa­
nych rajeraml. O t ó ż te p i ę k n e r a j e r y s t a n o w i ą w ł a ś ­
nie o zgubie b i e d n y d i p t a k ó w , ludzie tx>wiem u p a ­
t r z y l i s o b i e t ę i c h n a t u r a l n ą o z d o b ę i a b y Ją z d o ­
b y ć bez w a h a n i a z a b i j a j ą c a ł e i c h z a s t ę p y .
Wotwc
t a k i e g o s m u t n ^ o ich p<riożenla w w i e l u k o l o n i a c h
australijskich r z ą d stamął do w a l k i
z chciwymi
1
bezmyślnym tępieniem
białych
czapli i p r z e d s i ę ­
w z i ą ł szereg ś r o d k ó w z a r a d c z y c h . W b r e w w s z e l k i m
j e d n a k o c z e k i w a n i o m , ś r o d k i te n i e w i e l e d o t y c h c z a s
zdziałały. Znaczna rozległość terytorialna i
skąpe
zaludnienie
sprzyjały
rozpowszechnionemu
tutaj
ktusowmlclwu. Czaple w i ę c , p o m i m o r z ą d o w e j
in­
terwencji, b y ł y nadal r ó w n i e z a g r o ż o n e , j a k i daw­
niej 1 zbliżały
się k u
nieodw-olalnej
zagładzie,
i
wszystko t o c z y ł o b y się dalej do z u p e ł n e g o w y g i n i ę ­
cia g a t u n k u , g d y b y nie s z c z ę ś l i w y p r z y p a d e k , b r z e ­
mienny w poważne następstwa
Oto p e w i e n w p ł y w o w y c z ł o n e k Z w i ą z k u O r n i t o l o ­
gów Australijskich.
M . A. Mattlngley. p o w z i ą ł
za­
miar unaocznienia całego
ż y c i a c z a p l i za p o m o ; ą
szeregu zdjęć f o t o g r a f i c z n y c h . W t y m celu u d a ł się
w r a z z k i l k u t o w a r z y s z a m i na l ę g o w i s k a b i a ł y c h c t a pll w Riveziny
{Nowa
P o ł u d n i o w a Walla),
znane
Jako miejsce p o b y t u licznych z a s t ę p ó w
tych
pta­
k ó w . N i e p i e r w s z y raz M a t t l n g l e y z w i e d z a ł t e m i e j ­
sca. B y ł t u J u ż p r z e d d w o m a l a t y i
skonstatował
w ó w x : z a s i^>ecno5Ć 700 p a r c z a p l i . T e r a z z n a l a z ł za­
l e d w i e 150 par. D l a c z e g o J e d n a k I l o ś ć p t a k ó w l a k s i ę
znacznie z m n i e j s z y ł a ? O d p o w i e d ź prosta 1 j e d y n a ;
handlarze — poszukiwacze piór tędl'
przecliodzill.
M a t t m g l e y . s t w i e r d z i w s z y t e n &mutn.v f a k t . w y k o n a ł
k i l k a fotograficznych z d j ę ć i u d a ł się do M e l b o u r n .
by po sześciu tygodniach, gdy m ł o d e się Już z j a j
wyklują
w r ó c i ć 1 p r z e p r o w a d z i ć dalsze obserwacje.
Z a n i m Jednak n a d s z e d ł w y z n a c z o n y t e r m i n p o w t ó r ­
nej p o d r ó ż y na l ę g o w i s k a b i a ł y c h c z a p l i , M a t t i n g l e y
został zaalarmowany
wieścią,
iż o b e c n i e
właśr.ie
p l ą d r u j ą tam poszukiwacze p i ó r i gromadnie mor­
dują nieszczęśliwe ptaki. Nlezwłoczjiie więc w y r u ­
s z y ł c / . a p l o m z o d s i e c 7 . ą . ale, r i i e s t e t y , p r z y b y ł
ca
późno, okruŁnicy
spetniU j u ż
dzieło
zniszczenia.
.,Oh! j a k ż e o k r o p n y w i d o k p r z e d s t a w i ł się m o i m
o c z o m ! — pisze M a t t l n g l e y
w organie
ornitologów
a u s t r a l i j s k i c h — na t r a w i e l e ż a ł o SO z a b i l y c h c z a p l i ,
a w g n i a z d a c h z n a j d o w a ł o s i ę p r z e s z ł o 200 p i s k l ą t
zdychających z głodu, a wszystko g v o l l
zdobycia
paru garści p l d r " !
M a t t l n g l e y . w s t r z ą ś n i ę t y do g ł ę b i t y m
widokiem,
w y k o n a ł d a l s z ą s e n ę z d j ę ć fotografii:;zn>'ch
i uwie­
cznił t r a g e d i ę białej czapli w c y k l u z ł o ż o n y m z sied­
m i u fotografii. Ta seria m i g a w k o w y c h z d j ę ć m a l u ­
j ą c a t r a g e d i ę b i a ł y c h c z a p l i , s u ł a ^ i ę rzec m o ż n a ,
historyczna i obiegła niemal cały świat!
Korpor.icje n a u k o w e o t r z y m a ł y o d p r e z e s a r a d y m i n i s t r ó w
z a p e w n i e n i a , ż e t>ędą p r z e d s i ę w z i ę t e e n e r g i c z n i e j s z e
ś r o d k i k u skuteczniejszej,
niż d o t y c h c z a s , o b r o n i e
białe] czapli. Zebranie Prawodawcze w y d a ł o n a s t ę p ­
nie u s t a w ę , z a b r a n i a j ą c ą w y w o z u c z a p l i c h p i ó r . , i
u r z ę d y celne a u s t r a l i j s k i e z a c z ę ł y j e d n o c z e ś i u e sto­
s o w a ć p r a w o z a b r a n i a j ą c e p r z y w o ż e n i a p i ó r do N o ­
we] G w i n e i , Wobec
lak
energiczjiie
prowadzonej
k a m p a t u t nie m o g ł y p o z o s t a ć o b o j ę t n e i inne naro­
d o w o ś c i , u w a ż a j ą c e ] ę / y k a n g i e l s k i za o j c z y s t y , s t a n
a m t r y k a ń s k : . N o w y J o r k . na p r z y k ł a d n i e z a d o w o ­
lił s i ę s a m y m t y l k o z a k a z e m n a b i j a n i a b i a ł y c h cza­
p l i o r a z i m p o r t u i c h p i o r . lecz p o n a d t o w y d a ł p r a w j
o k a z u j ą c e na w y s o k i e g r z y w n y o s o b y , k t ó r y m
mo­
głoby b y ć dowlertzione. że p o s i a d a j ą
pewne
ilości
czapiJch p i ó r w celach handlowy^^h. w A n g l i i f a l a
p r a s a . l>cz w z g l ę d u na r ó ż n i c e p r z e k o n a ń , z a j ę ł a s i ę
s p r a w ą czapli. T y s i ą c e pań... zaprzysięgły, że nig­
d y (!) j u ż n i e b ę d ą n o s i ć r a j e r ó w . R z ą d p r z y r z e k ł ,
że w y d a
ustawę
zabraniającą
sprzedaży
czaplich
piór.
t n e r g i a i z a p a ł , y. j a k u n w z i ę t o s i ę d o z w a l c z a n i a
o k r u c i e ń s t w p o p e ł n i a n y c h d o t y c h c z a i . z c a ł a jWOb;>d ą na b i a ł y c h c z a p l a t ^ . p o z w a l a j ą m i e ć n a d z i e j ę , ze
w p r z y s z ł o ś c i p o d o b n e f a k t y b ę d ą n a l e ż a ł y do w y ­
jątków.
*
Obelisk ł o w i e c k i . P r z y w j e ź d z i e do lasku B i e l a ń ­
s k i e g o p-łd W a r s z a w ą , o d s t r o n y s z c s y Z a k r o c z y m .sklej, ^.atarto o s t a t e c z n i e w s z e l k i e s i a d y
obelisku,
j a k i t u s t a ł na p a m i ą t k ę ł o w ó w u r z ą d z a n y c h w p u .szcży P u l k o w s k i e j . o b e c n i e l a s k u B i e l a ń s k i m , p r z e z
k r ó l a J a n a K a z i m i e r z a . N i e o d n a w i a n y Obelisk r u n ą ł
cienkim śrutem
Sprząt lauHecki to my mamy,
(Obiektywnie
przyznać
muszę),
Dubeltówki,
futerały.
Ciut za małe
kapelusze,
Bluzy, swetry i obuwie —
Takie właśnie jak ja lubię;
1 skórzane i gumowe.
Lekkie zgrabne, no i zdrowe.
Ale kiedy wejdziesz
w wodę.
Wtedy się zaczyna bieda —
Do chirurga i... ciąć nogę.
But inaczej zdjąć się nie da.
A poza t y m wyglądają
Prawie tak jak
zagraniczne:
Kiedy się ich nie
używa.
Całe lata będą
śliczne.
Tylko, że u zza
granicy.
Nie przepuszczą
nigdy wody,
No i jeszcze
uwzględniają
Jakieś tam wskazania
mody.
Czyli, że różnica mata.
Lepszych b u t ó u ' już nam nie trza.
Nasze wodt;
przepuszczają.
Nie przepuszczą
zaś
powietrza.
Polowanie w takich
butach,
(Nawet dziecko wam to powie).
Niewymowna
satysfakcja,
A poza tym „samo
zdrowie".
W takich butach, na dodatek.
Nie spudłujesz
nipdy
zwierza:
Na sto metrów cię
usłyszy
l bezpiecznie w gąszcze
zmierza.
SZARAK
k i l k a n a ś c i e lat t e m u . o b e c n i e z a ś z T . l k n ę ł a bez ś l a ­
du, l e ż ą c a w gruzach k o l u m n y tablica z napisem, a
n a w e t f u n d a m e n t y r o z e b r a n o na c e f i l ę .
*
M ą d r e k a c z k i . J e d e n z m o i c h z n a j o m y c h . p ; i n H..
o p o w i e d z i a ł .v r e d a k c j i . . Ł o w c a P o l s k i e g o " n a s t ę p u ­
j ą c y f a k t ; w ogrodzie d o t y k a j ą c y m do ł ą k . d z i k i e
k a c / . k i z a p o z n a ł y s i ę ze s w o j s k m i i . R a z e m p r z y c h a dzUy ao k a r m y , k t ó r ą i m r z u c a ł a k u c h a r k a , ra?em
p ł y w a ł y p o s t a w i e i rzeczce, k t ó r a p r z e c i n a ł a o^rifid.
P o w o l i k a c z k i d z i k i e s k r z y ż o w a ł y *lę ze
swojskimi
1 na s t a w i e p o w s t a ł a n o w a g e n e r a c j a k a c z a , r ó w n i e
ł a s k a w a i o s w o j o n a j a k p o p r z e d n i a . lecz w s p a n i a l e
władająca skrzydłami.
M ł o d e p o k o l e n i e dz]e1n.Vi:h k a c z ą t r o s ł o na stavv':t;
w s p o k o j u , aż... k u c h a r k a , j a k to z w y c z a j n i e
ku­
charka, p o ł a p a ł a kaczki, p o w i ą z a ł a im s k r z y d ł a i u
ś w i c i e p o w i o z ł a na j a r m a r k da L o d z i , b y t e ż i k a ­
c z k i , z n a j ą c e d o t ą d t y l k o staw w K l e ł c z ó w c e i Je^ó
bliskie okolice, m o g ł y
przypatrzeć
się
wspanialej
L o d z i , a za t o w n a g r o d ę p o w ę d r o w a ć d o ż o ł ą d k ó w
..łodaerinanów".
N a t a r g u k u c h a r c e d o b r z e z a p ł a c o n o za d r ó b i z
p e ł n ą k i e s z e n i ą w r ó c i ł a do d o m u .
Nazajutrz ranp
w y c h o d z i do o g r o d u , aż t u sprzedane wczoraj
ka­
c z k i n a j s p o k o j n i e j p ł y w a j ą .sobie p o s t a w i e . . .
J a k s i ę p ó ź n i e j w y j a ś n i ł o , k u p d c n y m w L o d z i ka­
czkom ix>zwlązano s k r z y d ł a ! wpuszczono j e do ko­
m ó r k i . K t o ś Jednak z dobrego serca o t w o r z y ł d r z w i ­
c z k i , k a c z k i , w y s z ł y na b r u d n e p o d w ó r k o , a ż e i m
s i ę to w i d o c z n i e niezbyt ^>cdobalo, w i ę c z a m a c ł t e l y
skrz>^ł,i;ni l pożegnały się z Łodzią...
P a n s. j u ż d r u g i raz m e p o z w o l i ł k u c h a r c e
wy­
w i e ś ć kaczUt do Łoc^i... ciioć podobno chciała.
Wuer'
13
Dnia 29 marca 1973 roku zrnarl w wieku 67 lat
w d n i u 17 marca 1973 r. z m a r ł nagle w wteku 61 lat
Kol«ga
Kokga
BOLESŁAW MICKIEWICZ
JAN LABOCH
długoletni czloiłek Koła Łowiecłciego „Czarny Bór* przy
N-ctwie Smolarz w Kleśnie. Odznaczony b r ą z o w y m i ttdttrn y m Medalem Zastugi Ł o w i e c k i e j . W z m a r ł y m utraciliśmy
miłego towarzysza łowów i serdecznego Kolegę.
Cześć Jego p a m i ę c i !
Z a n ą d 1 cdsafcowic
Kola ŁMrienkirgo „Cteray B 4 r pray N - c t w ł e SmoUrs w Kleinie
długoletni cidonek Kota Łowieckiego N r I M w Pocnaniu.
W zmartym utraciliśmy etycznego mySliwego, bardzo serArrrp^tn Kc^egę, wiernego towarzysza łowów.
GBBŚĆ Jego pamicci!
K«l* Ł e w i e d t i e g * Nr I W w PMaaaia
W dniu 17 k w i e t n i a 1S73 r. z m a r ł po długiej diorobie
Dnia 18 kwietnia 1973 raku z m a r ł w wieku 74 lat
RYSZARD SOBECKI
JAN GRABARCZYK
długoletni sekretarz Koła l>owteckiego N r 71 w Grodzisku
WUip. W zmartym s t r a d i i i m y ulacłieŁnego cztowirica, etycz­
nego i •erdec^nego Kołeg^.
Cześć JeftD pamięci*
E a n ą d i cstookawie
K i l a N r 71 w OindilrtB
długoletni członek G l i w i n ^ e g o Kota Łowieckiego ,,Danieł''
w Gliwicach. W z m a r ł y m straciliśmy szlachetn^o człowie­
ka, serdeczn^o Kolegę i wiernego towarzysza ł o w ó w .
Cseść Jego p a m i ę d !
EMmąd 1 c^MkMrte
CBwifkiete Kola ŁowłecUego .Jteałet**
w Ołłwicach
W d n i u 19 k w i e t n i a 1973 roku z m a r ł w w i d c u 50 lat
W dniu 29 kwietnia 1973 roku z m a r ł w wieku 69 lat
Kolego
PAWEŁ DYMITROW
WŁADYSŁAW WOLSKI
założyciel i długoletni łowczy K o ł a Łowieckiego „Rogacz"
w Stargartlzie Szczecińskim. W z n u r t y m straciliśmy wzoro­
wego kolegę i towarzysza łowów.
Zegnamy Go z głębokim smutkiem.
Zarząd i cztonkowie
K o U Łowieckiego JRogaei"
w Stargardzie S w s e d ń d J f l i
długoletni członek Kota Łowieckiego „Rogacz^ w Osięcinach.
Odznaczony b r ą z o w y m , sret>rnym i złotym Medalem Z a s ł u ­
gi Łowieckiej. W z m a r ł y m straciliśmy szlachetnego człowieka,
etycznego m y ś l i w e g o i serdecznego Kolegę.
Zarząd i członkowie
K o U Lowieckirio . A o g a a "
w Osłędoacfa
Z gtęt>okim żalem zawiadamiamy, że w d n i u 3 maja 1973 r.
z m a r ł w wieku 63 lat
Z gtęl>okim żalem zawiadamiamy, żt> w dniu 3 czerwca 1973
roku z m a r ł w w i d m 47 lat
Kolggo
Kologo
FRANCISZEK SIKORA
major HENRYK SPYCHAŁA
byty kierownik Szkoły Podstawowej w Istebnej. W z m a r ł y m
straciliśmy szlachetnego c z ł o w i e t u . wzorowego i etycznego
m y i l t w ^ o , serdecznego Kolegę. P a m i ę ć J ^ o w sercach na­
szych nigdy nie zaginie.
Cześć Jego p a m i ę c i !
Zarsąd ł cdonkowle
Kola Łowieckiego Istebna
Z głębołcim żalem zawiadamiamy, i e po ciężkiej cliorc^ie
w 70 roku tycia z m a r ł
Kol*g<i
PAWEŁ KUKUCZKA
długoletni członek Z a r z ą d u W K Ł K r 311 w Warszawie, od­
znaczony K r z y ż e m Kawalerskim Orderu Odmdrenia Polski
i b r ą z o w y m Medalem ZasłufiU Łx}wieckiej. W zmartym stra­
ciliśmy prawego, etycznego i serdecznego K o ł ^ .
Cześć Jego p a m i ę c i !
Zarsąd i cslonkowle
Wojskowego K o l a Ł«wlecklego N r 311
w Warssawie
Dnia 9 maja 1973 r. z m a r ł w wieku 62 U t
Kologo
mgr JAN FELICJAN LEPCZAK
długoletni cdonek naszego Koła. Człowiek prawy, wzorowy
myśliwy, powszechnie lubiany i szanowany.
Cześć Jego p a m i ę c i !
Zarząd 1 członkowie
K o U Łowieckiego Istebna
długoletni Przewodniczący Z a r z ą d u naszego Kota. Drogiego
Przyjaciela z żalem żegnają
2!arxąd 1 cslonkowic
K o U ŁowieclŁłego .JemioU"
w Warasawle
W dniu 11 maja 1973 roku z m a r ł po długiej chorobie
w w i e k u 68 lat
Dnia 24 maja 1973 roku z m a r ł w wieku 56 lat
Kolego
BOLESŁAW WRÓBLEWSKI
długoletni członek Kota Lowieckiegc Nr 2 „Leśnik" w lMt>łinie. W zmarl>m straciliśmy szlachetnego człowieka, etycz­
nego i serdecznego Kolegę, wieloletniego cziwika Z a r z ą d u ,
a k t y w i s t ę Wojewódzkiej Rady Łowieckiej, odznaczonego b r ą ­
zowym i srebrnym Medalem Zasługi Łowieckiej.
Cześć Jego pamięci*
Z a r z ą d 1 członkowie
Koła Łowieckiego Nr 2 „Leśnik"
w Lublinie
14
.
Kolego
ANDRZEJ WILCZYŃSKI
z ^ t u ż o n y działacz łowiectwa, długoletni członek Koła Ło­
wieckiego ^.Ponowa" we W r o c U w i u . W z m a r ł y m straciliśmy
wzorowego i etycznego myśliwego, w y c h o w a w c ę młodego po­
kolenia myśliwych, przyjaciela młodzieży szkolnej, prawego,
szlachetnego człowieka i wiernego towarzysza łowów. Zegna­
my Go w głębokim smutku
Cfeść Jego p a m i ę c i !
Zarząd i członkowie
Koła Łowieckiego „ P o n o w a "
we Wrocławiu
KRZYŻÓWKA Z HASŁEM
K
L
t
M
H
O
P
Mmnn
ZJEDNOCZENIE PI. „LAS" PRZYPOMINA.
ZE PUNKTY POZYSKANIA ..LAS"
piTygotowane S9 do przyjęcia
upolowanej zwierzyny
KACZEK, KUROPATW
I ZWIERZYNY GRUBEJ
SttKgMowe tnfwtnacje we wagyatkłcli
ponktach posyskAoia n Ł u " .
Po p r a w i d ł o w y m r o z w i ą z a n i u k r z y ż ó w k i , l i t e r y z ponumerowanych
kratek,
c z y t a n e w k o l e j n o ś c i o d l d o 39, u t w o r z ą h a s ł o , k t ó r e w y s t a r c z y n a d e s ł a ć j a k o
r o z w i ą z a n i e c a ł e g o zadania.
P O Z I O M O : i) Jedna z faz p l e S n i g ł u s z c a . 2) p o d n o ć n i k . 3) t y g r y s p o l s k i e j
k n i e i * g ł ó w n a t ę t n i c a , 4) p i e s m y ś l i w s k i , z k t ó r y m nie m o ż n a p o l o w a ć •
zna­
ny piosenkarz z w y k s z t a ł c e n i a artysta-malarz, w y s t ę p o w a ł w „Silnej
Grupie
P o d W e z w a n i e m " . 5) p i e s n a r u s z a j ą c y t u s z ę s t r z e l o n e j z w i e r z y n y . 6> s t a w i a n a
p r z e z n i e d ź w i e d z i a . 7> n i e m i e c k i k o n s t r u k t o r l o t n i c z y i p i l o t s t e r o w c ó w ; w
1929 r. o d b y ł lot d o o k o ł a ś w i a t a * m i e l i z n a na rzece. 8> p r z e d s i e w e m * c e g ł a
na c e g l e a na n i c h j e s z c z e m n ó s t w o c e g i e ł • m e t r o p o l i a n a d T y b r e m . 9) m y ś l i w •ika c z a t o w n i a ł
n i e p i s a n e p r a w o ł o w i e c k i e . 10) o w o c z i m p o r t u
*
wybitny
r e ż y s e r polski t w ó r c a filmów ..Eroica" i . . P a s a ż e r k a " , ll) r o l n i k a m e r y k a ń s k i ,
13) m i e s z k a n k i g e o g r a f i c z n e g o b u t a . 1S) u r z ę d n i k s ą d o w y w s t a r o ż y t n y m
R/yi n i e . 17) w y w ó z t o w a r ó w . 19) k r u k o w a t e * M e d a l Z a s ł u g i Ł o w i e c k i e j .
P I O > f O W O : A ) m y ś l i w y n a f l a n c e # w y ć w i c z o n y , w y s o k i e } k l a s y ptak ł o w c z y .
B) z e s t a w i e n i e , l i s t a . C ) r o d z a j k a r m y d U z w i e r z y n y z m ł o d y c h p ^ d ó w d r z e w
1 k r z e w ó w l i ś c i a s t y c h ł w y s p y k o r a l o w e . D ) r z e k a ze z n a n e g o w a l c a ł
spe­
c j a l i s t a w o j s k o w y . E ) s t r a s z e n i e d z i k a * g ę s u . m a z i o w u a p o z o s t a ł o ś ć po d e ­
stylacji ropy naftowej, F ) gospodarstwo z kowbojami, G ) budowla w holender­
s k i m krB}ot>razle * d y s c y p l i n a a p o r t ó w z i m o w y c h . H ) b e z w o n n y gaz p a l n y ,
t) s p r z ę t s p o r t o w y W o j t k a F ^ t u n y . J ) n a j p o p u ł a r n t e j s z y i p o l s k i c h p i o s e n k a r z y .
K ) t k a n i n a z w ł ó k n a s z t u c z n e g o * r o t l l n a rta w l a i t e k d l a oblutrienicy. Ł ) s t r e s z ­
czenie, n k i c . Ł ) p t a k ł o w n y o w y b o r n y m m t ę s t e , M ) i m i ę t w ó r c y p o p u t a r n f ^ u
tartca z s z a b l a m i . N> d z i k i g o ł ą b . O ) „ H a r s y t t a n k a " dla F r a n c u z ó w , P ) d a w n f j
c z ę M I n d o c h l n frar^cusklch 4 glos p r z e r a ż o n e g o z a j ą c a .
R o z w i ą z a n i e p r o s i m y n a d s y ł a ć do dttta U U s t e p a d a b r ^ pod a d r e s e m : S e t f a k c j a
HŁawea P e t o k ł e g o " . a L N o w y Swtat U , M-Mt W a n s a w a . z dopiskiem na koper­
cie: „ R o z r y w k i u m y s ł o w e " .
WżrOd c z y t e l n i k ó w .
ittArzy n a d e d l ą p r a w i d ł o w e
nnwi4zanłe.
rozlosujemy
n a g r o d ę - n i e s p o d z i a n k ę oraz p l « ć k t i ą ł e k .
Wiesław złetiAski
KOHUMHCAT
BlyiUwych 1 sydapstykAw
loMricctwa praśniemy połnl o n a e w a ć . ł e w dnin Z I J L
br. w progranałc f ó l a o p < l aklm telewizji emitewuiy
będzie p r e r f U B s tnmlcja
„Na U W , ktAry w dahi
2 Ł I X - t S J X b r . •dbywal
się w Mrągowie.
SPROSTOWANIE
w kaleiKlarzyku msriliwskim na m-c p a ź d z i e r n i k
zamieszczonym w nr. IB
„Łowca Polskieco" p o m i ­
nięto infm-mację, że przez
cały m i e s i ą c wolno polo­
w a ć na danldc — b y k i , ta^ nie, cielęta.
Przepraszamy
BedakcjB.
O G Ł O S Z E N I A
DoakonaJy w a M k ze s r e b r n ą n ł e m b r a n ą (kntazienie z a j ą c a ) n a Usy, k u ­
n y 1 u i n e . K a r t a d ź w i ę k o w a do n a ­
u k i z l o a t n i k c j ą . K o m p l e t ZTS zł. W a ­
bi k n a k o z ł a ze s r e t Ń m ą m e m b r a n ą
I M zi. W y s y ł k a za zaliczeniem pocz­
towym R o m a n BlłUk.
NlepolonUce.
1 H a j a 3S.
-m/n
W j r i d k l niemieckie k r ó t k o w ł o s e
po
rodzicach u ż y t k o w y c h
pełnorodowod o w y e h u r . 3.M.7] r . s p r z e d a m po 19
p a ż d z t e r n l k a br. J a n T e t e r w a k
Głu­
c h o ł a z y , u l . S o b i e s k i e g o 1X pow. Nsrsa.
2M/n
P o i n t e r s u k a h o d o w l a n a po z ł o t o medaUstce j championie, czteroletnia,
do s p r z e d a n i a . I d e a l n y w i e l o s t r o n n y
pies na ż ą d a n i e
wypróbowanie
na
miejscu. Zdzisław Gordzlałkowski. K a ­
s z t e l a ń s k a 37, S»-31fl P o z n a ń .
2M/7)
Jagdterrtery s z c z e n i ę t a p A ^ r o d o w o ­
d o w e po r o d z i c a c h u t y t k o w a c h . m e d a l i s ł a e h s p r s e d a — J e r z y l ^ m i li. i
U-«W
Środa Wlkp.
Kasprzaka
l
tel. za-«o.
3M/73
KMpią t r ó j l u l k e
nową
(dryUngj
względnie
kniejó w k ę
czeską,
tet
Ss»-14 P o z n a ń .
Ml/7]
J a g d t e r r t e r y c z t e r om l e a l ę c z n e r o d o ­
wodowe u ż y t k o w e (ojciec champion)
z b r a k u w a r u n k ó w pilnie i p n e d a m .
Henryk Białowież.
I I - S U Bopot. M
P a i d z ł e m i k a eW tc). S t - l S - M .
mpi
T r ó j t a f k a — l i e r k l c l kaŁ
1VM z
lunetą
Z e ł « 4 X sprzedam.
C e n a t ł «M z L J . P i e k a r s k i . K a t o w i c e ,
B a n k o w a M/S3.
Wtfn
Cecfeer-spanicle z ł o t e s z c z e n i ę t a ro­
dowodowe 1 u ż y t k o w e oraz
suczkę
p ó ł t o r a r o c z n ą po p r ó b a c h
polowych
1 wystawie sprzedam: Szczepan Ś w i ą ­
tek, P I U . tli. B o h a t e r ó w 5 t a U n g r * d u
n / s s tei. n - M .
as/n
S p e c j a l n y b(.x:k m y S H w s k i z t e d n y m
spustem produkcji belgUakiej k a L
u
p r a w i e n o w y aiM^edam. K u p t < l u n e ­
t ę n a s t a w n ą o d o l e j sile ś w u t l a . Zbi­
gniew L a r s k l , Warszawa, B ł ę k i t n a U ,
td. Ł s ^ i t .
m/n
W Y D A W C A : P o l s k i Z w i ą z e k L o w l e e k i — Z a r z ą d O l d w n y , 00-429 W a r s z a w a , N o w y S w l a t 35, t e l . 2fl-20-9l —3 1 26-46-13, k o n t o N B P X V O M
1552-9-156906 o r a z k o n t o P K O n r 1-9-120-010. R E D A K C J A i Z . G o l a ń s k i , A . K r y ń s k i ( r e d . n a c z . ) , B . T e r e n l j e w ( s e k r . r e d . ) , A . I w a n o w s k i ,
(fotoreporter). K O M I T E T R E D A K C Y J N Y : A . B r z n i c k i , E . Fraakie wlcz, Ł Golańskł. A . K r y ń e U ( p r z e w o d n i c z ą c y ) . J . E . Kucharski, M .
K u r e k , W . M a z u r * * , G . M r o c z k o w s k i , T . P a s ł a w s k i . J . S z e l ą g l e w i c z, B . Z i H l A s k i . R e d a k t o r „ Ł O W C A P O L S K I E G O " p r z y j m u j e w e w t o r k i
1 c z w a r t k i w god^. 10—12; w I n n e d n i 1 g o d z i n y po u p r z e d n l r n t e l e f a n l c z n y m p o r o z u m i e n i u . R e d a k c j a zastrzega s o b i e p r a w a s k r ó t ó w , p o p r a w e k 1 u z u p e ł n i e ń w p r z y p a d k u w y k o r z y s t a n i a w d r u k u nadesta nego m a t e r i a ł u r e d a k c y j n e g o . R ę k o p i s ó w nie z a m ó w i o n y c h R e d a k c j a
nil- z w r a c a . P r e n u m e r a t a r o c z n a TŁ— z ł . C e i u i ł k o g ł o s z e ń : za c e n t y m e t r k w a d r a t o w y zł M . — . D r o b n e d o 25 w y r a z ó w z a w y r a z t l 4.—.
Graficzne Dom
S ł o w a Polskiego.
Warszawa.
N e k r o l o g i zł 10.— za c m k w a d r a t o w y . M i e j s c a z a s t r z e ż o n e 90 "» d r o ż e j . Z a k ł a d y
N a k ł a d 55 000 egz., p a p i e r r o t o g r . k l . V k l .
I n d e k s 3CC51
Z a m . 7669 R-75
15
POLUJEMY Z SOKOŁAMI (1)
Od
czego zaczęć?
rtT/yCHODZĄC
naprrmu'
rosnącaM M / mu
zainteresowaniu
soknlniWw
ctwem, w poprzednich
numerach
„Łowca" zapoznaliśmy
Czytelników
z
historią polowań
z ptakami
łowczymi,
z możliwościami
współczesnego
sokolnictwa oraz z pierwszymi
próbami
ukiadania jastrzębi podejmowanymi
przez
uczniów Technikum Leśnego w Tucholi.
Obecnie rozpoczynamy publikację
cyklu
rad praktycznych, które, mamy
nadzieję,
zainteresują
myśliwych
i pozwolą im na
podjęcie samodzielnych
prób
układania
ptaków.
Tych wszystkich,
którzy
zdecydują
się na rozpoczęcie pracy z ptakami, pro­
simy o utrzymywanie z redakcją
stałego
kontaktu, donoszenie nam o swych suk­
cesach czy porażkach.
W razie potrzeby
i w miarę naszych możliwości,
będziemy
się starali w każdym przypadku
stużyć
radą i pomocą.
Na postawione w tytule pytanie jest tylko
jedna o d p o w i e d ź — zacząć trzeba od budowy
sokolarni, od zapewnienia ptakowi
miejsca
wypoczynku. Do pierwszych czynności należy
^aiern wybranie miejsca na zbudowanie so­
k o ł a m i lub zadaszenia z drucianym wybie­
giem, usytuowanego najlepiej w ś r ó d drzew.
Wykonanie wybiegu jest najbardziej celowe
i stosunkowo tanie. Osobiście m o g ę stwierdzić,
że od k i l k u lat moje ptaki bez względu na
p<łry roku czują się znakomicie. Wybieg z w y ­
sokim stojakiem powinien być zwrócony w
.>5tronę p o ł u d n i o w o - w s c h o d n i ą . Obudowa w y Mo.Wefto stojaka (rysunek nr 1) w formie alta­
ny, powinna mieć wysokość 200—220 cm, glębokaść 180 cm, szerokość 200—250 chi. Może
być wykonana z drewna lub innych materia­
łów. Wysoki stojak (rys. l element b) wbudo­
wany do w n ę t r z a
zadaszenia s k ł a d a się /.
iei-dki ró>.nej grutwści. k t ó r a w części ś r o d ­
kowej, na przestrzeni ok. 35 cm powinna być
obita w y g a r b o w a n ą s k ó r ą b a r a n i ą włosem do
w e w n ą t r z . Ma to duże znaczenie dla zdrowot­
ności, gdyż chroni palce ptaka od przykrych
odcisków.
Pod ż e r d k ą przymocowujemy m i ę k k ą tka­
n i n ę (np. p ł ó t n o żaglowe, czy nawet z worka)
zwisającą do samej ziemi. W ś r o d k o w e j części
stojaka, na wysokości 10 cm od ziemi umo­
cowujemy d r u t stalowy, zaczepiony za t k a n i ­
ną, na wbetonowanym haku, za p o m o c ą moc­
nej sprężyny. Drut naciągnięty jest po prze­
ciwnej stronie także hakiem. W zależności od
posiadanej przestrzeni, długość d r u t u powinna
wynosić od 4,0 m do 1,2 m. Na drut z a k ł a d a
się druciane kółeczko o średnicy ca 5—6 cm.
(rys. 1 element i), do którego przymocowuje
się dłużec. Z boku ustawia się niski stojak
p a ł ą k o w a t y (rysunek nr 1 element d) obity
p ł ó t n e m , lub wykonany całkowicie z drewna.
Sam p a ł ą k powinien m i e ć m i ę k k i e wymosz­
czenie ze skóry.
Na wybiegu nie może z a b r a k n ą ć stsde czys­
tej wody w specjalnym p ł a s k i m naczyniu do
ulubionej przez ptaki d r a p i e ż n e kąpieli (ry­
sunek 1 element e). Misa taka musi być umie­
szczona dość daleko od stojaka, na
którym
zazwyczaj ptak wypoczywa, ze względu
na
wydalanie przez niego k a ł u zanieczyszczają­
cego wodę.
Dopiero do tak przygotowanego wybiegu,
w k t ó r y m może dowolnie się poruszać przela­
tując ze stojaka na stojak i do kąpieli, m o ż n a
w p r o w a d z i ć ptaka.
A l e miejsce dla ptaka to jeszcze nie wszyst­
ko. Musimy zaopatrzyć się w akcesoria sokolnicze, k t ó r e są nieodzowne z a r ó w n o przy u k ł a
daniu jak i podczas polowania. Zaliczyć do
nich 1?rzeba g r u b ą r ę k a w i c ę w y k o n a n ą z ela­
stycznej skóry na okrycie lewej ręki, na któ­
rej będziemy nosili jastrzębia. Musimy r ó w ­
nież w y k o n a ć „ p ę t a " z cienkiej, elastycznej
skóry nasączonej olejem
nietwardniejącym
(najlepszy jest olej parafinowy). Z p ę t a m i
ptak nie będzie się nigdy r o z s t a w a ł nawet w
Fol. Zdiłłtow WdowJńłki
c/asie wolnego lotu. P ę t a są dla niego t y m
czym dla człowieka obuwie — m ó w i ą sokol­
nicy. Istnieją już t r a d y c j ą ustalone wzory
w y k r o j ó w pęt, dla każdego gatunku inne.
(rysunek nr 2 od e l e m e n t ó w a do f). Na t y m
samym rysunku pokazany jest wzór kara­
bińczyka obrotowego, k t ó r y m ' ł ą c z y m y
dwa
p ę t a znajdujące się na odnóżach ptaka. Do
dyspozycji mamy jeszcze pęto przedłużające
p ę t a zasadnicze, łączone k a r a b i ń c z y k a m i (ry­
sunek 2 element g, h). Potrzebny jest jeszcze
dłużec czyli r z e m i e ń długości ok. 150 cm i d r u ­
gi dłużec — otok z wąskiej skóry kilkumetro­
wej długości. Dłużce są z a k o ń c z o n e specjal­
nym węzłem, k t ó r y nie pozwala w y s u n ą ć się
z karabińczyka.
Bardzo przydaje się r ó w n i e ż dzwoneczek,
który mocujemy do nogi ptaka. Gdy sokół lub
j a s t n t ą b zapadnie w wysokich
uprawach,
dzwonek pozwoli nam szybko go odszukać.
Rysunek nr 3 prezentuje p r a w i d ł o w e węzły
sokolnicze służące do w i ą z a n i a ptaka do ob r ą c z k i - k ó ł e c z k a na stojakach. T y m samym
w ę z ł e m m o ż n a p r z y w i ą z a ć go do stojaka pa­
ł ą k o w a t e g o stojącego poza sokolarnią.
W sokolnictwie nie u ż y w a się t r o k ó w , więc
każdy sokolnik posiada specjalną torbę sokolniczą na jednym szerokim pasie z trzema
przegrodami na umieszczenie wabidel i po­
zyskanej zwierzyny.
Gdy mamy już wybieg i akcesoria, k t ó r y m i
umiemy się posługiwać, zastanawiamy
się
jakiego ptaka będziemy w d r a ż a l i do łowów.
d.c.n.
Wybieg
dla
ja­
s t r z ę b i a : a)
poddaszenle,
b)
wysoki
s t o j a k , c) n a p r ę ż o n y
d r u t s t a l o w y , d) s t o ­
jak p a ł ą k o w a t y w o l ­
no
stojący
obity
p ł ó t n e m , e) m i s a d o
k ą p i e l i , t) k ó ł e c z k o -obrączka,
Sr.
3—7
c m do p r z y m o c o w a ­
nia dłujura
z
pta­
kiem.
sposOt) Krótkiego w i ą z a n i a u e z l e m s c x o l n i c z y m ptaka ł o w c z e g o
Wykroje
pet
z*
skóry
wg
s k a l i v.
c m ; a)
dla
sokoła
s a m i c y , bt d l a so­
k o ł a s a m c a , c> d l a
drzemlika,
d)
dla
j a s t r z ę b i a s a m c a . e>
dla jastr7-;bla s a m i ­
c y . 1] d l a k r o g u l c a ,
g) d ł u ż e c z a k o ń c z o ­
ny wezlem
i;uzłko~
wym,
ł\)
karabiń­
czyk
obrotowy
do
związania
pyt
1
przewleczenia
dłutca, t | k r ó t k i e
nijto
prr.edlutające
peta
z w i ą z a n e na
odnó­
żach
umocowane
między dwoma
ka­
rabińczykami
obro­
towymi
WACŁAW LESiKłSKI

Podobne dokumenty