1 Numer 1 (35) Kraków Luty 2005 (R.VIII)
Transkrypt
1 Numer 1 (35) Kraków Luty 2005 (R.VIII)
1 Numer 1 (35) Kraków OD REDAKCJI Drodzy Czytelnicy, w rozpoczynającym się sezonie turystycznym roku 2005, życzymy by w Waszych głowach lęgły się pomysły jak uczynić swoją rzeczywistość ciekawszą, a wspólną rzeczywistość lepszą. By w realizacji owych pomysłów nie zawadzały wam jakieś nieistotne stutonowe kłody. Życzymy Wam również dobrego aperiodyku, wiele weny tfurczej, muz wszelakiego rodzaju, a także cierpliwych i spolegliwych redaktorów ☺ Redakcja KRÓTKO SZYBKO Historii o pomniku św. Mikołaja w Rabce ciąg dalszy Rabka podzielona przez spór o pomnik św. Mikołaja. Na pomysł jego powstania wpadła Kapituła Orderu Uśmiechu już sześć lat temu. Przygotowania rozpoczęto w 2002 r., kiedy burmistrzem został Antoni Rapacz. Za 100 tys. zł zamówiono pomnik u Michała Batkiewicza, który postać świętego umieścił na kuli ziemskiej w otoczeniu dzieci. Niestety - opozycyjni radni rabczańscy uznali, że pomnik wymyślili masoni, kanclerz Kapituły Orderu Uśmiechu Cezary Leżeński działa bowiem w stowarzyszeniu wolnomularskim. Radna Ewa Rutkowska dopatrzyła się w tym masońskiego spisku. Na sesji rady powiedziała: Leżeński jest prezesem największej loży masońskiej, a w 1939 r. za to się szło siedzieć. Luty 2005 (R.VIII) Pod groźbą odwołania opozycyjni radni zażądali od burmistrza rezygnacji z pomysłu. Ten jednak się uparł i pomnik odsłonił. Teraz do sprawy wkroczył nadzór budowlany. Dlaczego? Ponieważ pomnik stoi 24 m od miejsca, które dla niego przeznaczono. Jednak, gdy powiatowy inspektor budowlany chciał dokonać pomiarów, tłum zwolenników pozostawienia pomnika skutecznie mu w tym przeszkodził np. poprzez wyrwanie taśmy mierniczej. Rabkoland? (CeH) Speleonews! Mamy nową rekordzistkę w Beskidzie Żywieckim! Członkowie Speleoklubu Beskidzkiego dzięki informacji uzyskanej od mieszkańca pobliskiej miejscowości odnaleźli nową jaskinię w Beskidzie Żywieckim, konkretnie w Paśmie Polic. Jaskinia zwie się Oblica, do tej pory poznano ponad 300 m korytarzy osiągając gębokość 21 m. Grotołazi swym zwyczajem nie podają na stronach internetowych dokładnej lokalizacji jaskini. źródło: http://www.ssb.strefa.pl (wb) Taniej dla przewodników PTTK na swej stronie internetowej informuje o zniżkach, jakich udziela sieć sklepów HiMountain. Dzięki podpisanej umowie „przewodnicy turystyczni PTTK, piloci wycieczek należący do PTTK oraz przodownicy i instruktorzy PTTK otrzymają 15 % rabatu przy zakupie odzieży i sprzętu outdoor w sklepach HiMountain na terenie całego kraju. Pozostałym członkom PTTK będzie przysługiwał 10 procentowy rabat.” źródło: http://www.pttk.pl (wb) Skansen w Jaworkach Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu planuje utworzenie Skansenu Pienińskiego w Jaworkach. Szczawnica dla mającego powstać skansenu przekazała w formie darowizny działkę nieopodal Wąwozu Homole. Mają tam stanąć zabytkowe obiekty z terenu Szczawnicy, Rusi Szlachtowkiej oraz z pobliskich wsi słowackich[!]. Do skansenu zostanie również przeniesiona ekspozycja z Muzeum Pienińskiego w Szczawnicy. Obiekt Muzeum przy placu Dietla, w którym mieszczą się obecnie zbiory ma zostać przekazany prawowitym właścicielom – rodzinie hr. Adama Stadnickiego. 2 Trudno powiedzieć kiedy skansen zostanie otwarty. Na drodze do jego powstania stoją jeszcze przeszkody finansowe i prawne (pojawiły się np. problemy związane z formą przekazania działki w Jaworkach). źródło: Tygodnik Podhalański (wb) Z NASZEGO GRAJDOŁKA 49lecie W dniach 27-28 listopada 2004 w ośrodku "Halit" w Kirach po raz kolejny spotkaliśmy się na tradycyjnym „Leciu” SKPG i AKPT. Trójkątne blachy SKPG przy tradycyjnej watrze odebrało szesnaścioro nowych przewodniczek i przewodników. Lecie było także (a może przede wszystkim) okazją do spotkań i hulanek, które trwały do samego rana. Nawet wyjątkowy brak kabaretu nie był w stanie zepsuć dobrej zabawy. Humory nieco popsuł nam wynik porannego, tradycyjnego meczu piłkarskiego Beskidy-Tatry, który mimo niebywałych poświęceń ze strony beskidzkich zawodników i publiki przegraliśmy 1-3 (choć jak niektórzy twierdzą, ostatnia bramka padła jak Stasiu Figiel nabierał już powietrza w usta do odgwizdania końca spotkania, więc nie powinna się liczyć). Miejmy nadzieję, że podczas 50lecia puchar (oryginalny, z tradycjami, a nie tatrzańska podróbka) zawędruje z powrotem w beskidzkie ręce. (pm) Po Walnym… … właściwie niewiele się zmieniło. We władzach nastąpiła wymiana kilku członków na świeższych, lecz trzon pozostał na swoim miejscu – twardy i niewzruszony. Oczywiście nie mogło zabraknąć dyskusji, w której wielu wykorzystało okazję i dało popisy (mniej lub bardziej udane) swojej sztuki perorowania. Niestety dało się zauważyć pewną monotonię tematów przewodnich, które podczas poprzednich Walnych Zgromadzeń już się po prostu wypaliły. Z burzliwej dysputy, min o opłacalności płacenia składek, czy większym zaangażowaniu się przewodników w szkolenie, a kursantów w życie Koła, jak to zwykle niestety bywa, nie za dużo pewnie wyniknie. Ale cóż, taki to już urok Walnego…(pm) Weekendy w Górach W Nowym Roku odkopaliśmy spod śniegu naszą cykliczną imprezę „Weekend w Górach”. Piętnasty już z kolei wyjazd odbył się w dniach 26-27 II w Beskidzie Sądeckim. Osoby chętne do poprowadzenia tego typu wyjazdów proszone są o kontakt z Wojtkiem Góralczykiem, bądź Zarządem przynajmniej na 2 tygodnie przed planowanym wyjazdem. Rozpoczęcie sezonu 2005 W dniach 5-6 marca 2005r w chatce studenckiej na Adamach odbędzie się już drugie (tradycyjne) przewodnickie rozpoczęcie sezonu turystycznego pospołu z SKPB z Katowic i SKPG „Harnasie” z Gliwic. Może i tym razem uda się zdobyć puchar Prezesów w piłce wysokogórskiej. Szczegóły można znaleźć na naszej stronie WWW. Uprasza się o liczne przybycie braci przewodnickiej. PASOŻYTY WŚRÓD ROŚLIN Jako, że wraz z sezonem turystycznym rusza również sezon wegetacyjny (a może odwrotnie☺ ) , poniższym artykułem wychodzimy już ze zniecierpliwieniem naprzeciw Pani Wiośnie. Słowo pasożyt zapewne kojarzy Wam się z tasiemcem. I bardzo dobrze, ponieważ tasiemiec jest pasożytem. Ale wyobraźcie sobie, że pasożyty istnieją również wśród roślin, wysysając niecnie soki ze swych ofiar, mogąc doprowadzić w przypadku zbiorowego ataku na jedną ofiarę nawet do jej śmierci. O rany! – zapewne sobie myślicie – czy w takie razie może się zaląc jakiś paskudny krzor w moich wnętrznościach i wyssać całą moją krew!? Na szczęście roślinne pasożyty są wegetarianami i nie gustują w ludziźnie. Jak w takim razie wyglądają, kim są ich ofiary i jak prowadzą swe występne życie? Zajmiemy się w tym artykule roślinami spotykanymi na terenie polskich gór. Zacznijmy od definicji pasożyta. Jest to organizm związany z innym żywym organizmem (żywicielem), rozwijający się na (wszy) lub w (tasiemiec) tkankach swego gospodarza i żyjący jego kosztem. Wśród roślin 3 dzielimy je na całkowite (bezzieleniowe), które nie posiadają chlorofilu i nie są zdolne o fotosyntezy, a wszystkie substancje niezbędne do życia czerpią od gospodarza oraz półpasożyty (zielone), które co prawda chlorofil posiadają i fotosyntetyzują, ale od gospodarza czerpią wodę i sole mineralne. W lasach liściastych i iglastych regla dolnego czasami można spotkać łuskiewnika różowego. Jest to bezzieleniowy pasożyt drzew liściastych i iglastych, spędzający większość swego życia pod ziemią, gdzie jego kłącza osiągają masę nawet 5kg. Do korzeni rośliny żywicielskiej wnika za pomocą specjalnych ssawek. Po około 10 latach roślina wydaje po raz pierwszy nadziemne kwiaty, różowe i łuskowate (stąd nazwa). Pojedyncze okazy dożywają nawet 60-70 lat. Niektórzy traktują formę rosnącą na górnoreglowych świerkach za osobny podgatunek subsp. tatrica. Łuskiewnik jest starą rośliną leczniczą, możemy jego opis znaleźć między innymi w germańskiej Farmakopei pod nazwą Radix Squamariae. W XV i XVI wieku wywar z łuskiewnika stosowano na padaczkę oraz różne drgawki nieznanego pochodzenia. Ponieważ roślinę można było zlokalizować tylko wiosną w trakcie kwitnienia, a o miejscu jej występowania wiedzieli tylko nieliczni, z czasem została przez zielarzy zapomniana. Obecnie potwierdzono zawartość w łuskiewniku szeregu związków aktywnych – co ciekawe, ich rodzaj oraz ilość zależy od rodzaju rośliny żywicielskiej, np. łuskiewniki pasożytujące na wierzbach zawierają salicylany, a na śliwach związki cyjanogenne. Inną formę pasożytowania zastosowała kanianka pospolita. Jest również bezzieleniowym pasożytem, pozbawionym korzeni. Owija się wokół swojej ofiary jak wąż i wnika do tkanek rośliny żywicielskiej za pomocą ssawek (haustoriów), którymi pobiera wodę i substancje organiczne. Liście kanianki są silnie zredukowane do maleńkich, niezielonych łusek, niezdolnych do asymilacji. Kanianka pasożytuje na chmielu, konopiach, ziemniakach, pokrzywach, mięcie, wierzbach i innych roślinach, będąc bardzo uciążliwym chwastem, wyczerpującym i niszczącym swojego gospodarza. Wykorzystywana niekiedy w homeopatii. W ziołoroślach nad potokami można spotkać zarazę żółtą, kolejnego bezzieleniowego pasożyta, pasożytującego głównie na lepiężnikach, ale także rzadziej na miłośnie górskiej i podbiale pospolitym. Brak chlorofilu nadaje jej charakterystyczną żółtawo-brunatną barwę. Natomiast na suchych zboczach i w zaroślach można spotkać inną roślinę z tego rodzaju – zarazę czerwoną, pasożytującą na roślinach motylkowych. W Polsce występuje w sumie 14 gatunków zarazy, trudnych do odróżnienia między sobą. Wszystkie są na Czerwonej Polskiej Liście gatunków zagrożonych. Niektóre pasożyty bezzieleniowe gustują w grzybach, tak jak np. gnieźnik leśny. Należy on do storczyków, które kojarzą nam się z barwnymi i pięknie pachnącymi kwiatami. Nic bardziej mylnego! Gnieźnik „na co dzień” żyje pod ziemią w postaci podziemnego kłącza, a nadziemne pędy wytwarza jedynie w celu rozmnażania. Brązowe kwiaty nie zawierają nektaru ani nie pachną, a zapylane są przez muchy lub zapylają się same. W latach suchych gnieźniki, których pędy nie mogą przebić stwardniałej warstwy gleby, mogą nawet kwitnąć pod ziemią i wytwarzać dojrzałe owoce. Pasożytuje na grzybie Rhizoctonia neottiae, od którego pobiera wodę, sole mineralne i substancje organiczne. Nazwa polska i łacińska gnieźnika (neottia nidus-avis) pochodzi od kształtu splątanych korzeni, podobnych do ptasiego gniazda (łac. neottia = ptasie gniazdo, nidus = gniazdo, avis = ptak). W grzybach gustuje również korzeniówka pospolita, ale tu współpraca jest oparta na zasadach partnerskich. By uzyskać niezbędne do życia substancje, korzeniówka współżyje z grzybami z rodzaju borowik. Strzępki grzyba oplatają dokładnie korzenie rośliny i za pomocą ssawek wnikają do komórek skórki, gdzie pękają, a uwalniające się substancje organiczne są pobierane przez korzeniówkę. Jedna z hipotez głosi, że grzyb tworzący mikoryzę z korzeniówką tworzy ją jednocześnie z drzewami leśnymi i część pobieranych od nich materiałów pokarmowych przekazuje korzeniówce – była by więc ona pośrednim pasożytem leśnych drzew. Niektóre nasze pasożyty są „spadkiem” po epoce zlodowaceń. W taki sposób zadomowiła się w piętrze hal i kosówki bartsja alpejska, a w Karkonoszach gnidosz sudecki. Obie te rośliny należą do półpasożytów. Pierwsza z nich otrzymała swą nazwę na cześć XVIIIwiecznego holenderskiego lekarza J.Bartscha, gnidosz natomiast od miejsca swego odkrycia (później się okazało, że rośnie również poza Sudetami). W Tatrach można także spotkać gnidosza okółkowego oraz Hacqueta (tenże również na Babiej Górze). Do półpasożytów należy podobnie szelężnik większy, spotykany na łąkach, polach i pastwiskach. Młode szelężniki zapuszczają ssawki do korzeni traw, od których czerpią składniki pokarmowe. Ponadto zawiera trującą dla zwierząt (szczególnie owadów) aukubinę. Stąd od dawna uważany za „szkodnika łąk”. Jednak pasożytnictwo nie jest dla niego obowiązkowe - niektóre osobniki mogą kwitnąć bez pasożytowania, ale osiągają wtedy mniejsze rozmiary. Na łąkach i pastwiskach rośnie również zielony pasożyt świetlik łąkowy, pasożytujący na sąsiednich roślinach zielnych. Nazwa świetlik wzięła się od intensywnej białej barwy kwiatów, które obserwowane z daleka na łące wyglądają, jakby świeciły. Kobietom znany jako składnik kremów pod oczy likwidujących poranne „worki”. Jego właściwości poznano dopiero w średniowieczu i od tego czasu wykorzystywany także jako roślina lecznicza, głównie w chorobach oczu alergicznych (zawiera aukubinę, hamującą wydzielanie hista- 4 miny) i bakteryjnych (zawiera katalpol o działaniu dezynfekującym). Większość naszych pasożytów to rośliny albo niepozorne, trudne ze względu na swą barwę do zauważenia (zarazy, gnieźnik, korzeniówka), albo rzadko spotykane (łuskiewnik). Ale są też bardzo pospolite, widoczne z daleka (szelężnik, świetlik). Niektóre są piękne, inne co najwyżej mogą być interesujące ze względu na swoje przystosowania (żeby nie powiedzieć, że brzydkie jak noc). Chętnych dowiedzenia się jak wyglądają zapraszam do Atlasu Roślin Górskich, który lada dzień pojawi się na naszej stronie kołowej. Urszula Dyner O CZŁOWIEKU, KTÓRY Z KARPAT DO ZIEMI ŚWIĘTEJ CHODZIŁ Czytając „Na wysokiej połoninie” Stanisława Vincenza natkniemy się na króciutką opowieść o tym jak to Dobosz spotkał w swej opryszkowskiej jaskini Żyda. Wzburzony tym, że ktoś ośmiela się myszkować po jego dobrach, zamierzył się na niego toporem i oto stał się cud – Doboszowi odjęło siły, topór wypadł mu z dłoni a on padł na kolana przed owym Żydem, z którego oczu bił nieziemski blask. Kim był ów człowiek, który tak potrafił okiełznać dumnego i potężnego herszta opryszków? Czegóż mógł szukać w karpackich ostępach? Vincenz podaje nam jego imię, to Baal Szem Tow, legendarny mistrz chasydów, który właśnie niedaleko Doboszowej siedziby szukał płaju wiodącego do Safed w Ziemi Świętej. Tyle huculska legenda, ale Baal Szem Tow istniał naprawdę, choć jego życie tak obrosło mitami i podaniami, że dziś trudno je odtworzyć. Przyszedł na świat około 1700 roku, w małym miasteczku Okop (Okopy Świętej Trójcy) leżącym u ujścia Zbrucza do Dniestru niedaleko Kamieńca Podolskiego. Jego prawdziwe imię, gdyż Baal Szem Tow - w skrócie Beszt, to przydomek, brzmiało Izrael ben Eliazar. O jego rodzicach nie wiemy nic ponad to, że byli biedni i już niemłodzi, więc bardzo wcześnie go osierocili i mały Izrael wychowywał się na koszt gminy. Gdy miał około dziesięciu lat otrzymał posadę pomocnika mełameda tj. nauczyciela w chederze – szkole dla dzieci. Jego głównym obowiązkiem było przyprowadzanie najmłodszych dzieci do szkoły i odprowadzanie ich do domów po lekcjach. W wieku lat trzynastu został pomocnikiem szamesa w synagodze. Jak głosi tradycja już wówczas odznaczał się niezwykłą pobożnością. Dniami, gdy przez synagogę przewijało się wielu ludzi, sypiał, nocami zaś w samotności modlił się i czytał święte księgi. Tam też, wedle podań, odnalazł go syn słynnego reb Adama zwanego Cudotwórcą i przekazał mu niezwykle cenne rękopisy swego zmarłego ojca. I w ten oto sposób czternastoletni wówczas Izrael rozpo- czął studiowanie Talmudu i Kabały. Ile w tym prawdy nie wiadomo, pewne jednak jest, że nie uczęszczał on do żadnej wyższej szkoły. W wieku lat siedemnastu Izrael ben Eliazar ożenił się, jednak żona zmarła wkrótce po ślubie, a on sam opuścił Okop i osiadł w miasteczku Jazłowiec, gdzie dostał posadę mełameda. Tam też spotkał reb Abrahama z Kutów, którego tak oczarował swoją osobowością, że ten postanowił oddać mu za żonę swą córkę - Rachel Leę. Młody Beszt zgodził się na to, jednakże postawił pewien warunek umowa pozostanie przez jakiś czas utajniona. Tak się złożyło, że reb Abraham zmarł w drodze powrotnej do domu. Jego syn, rabin Gerszon Kutower z Brodów, odnalazł w papierach ojca umowę wiążącą jego siostrę z nikomu nie znanym Izraelem ben Eliazarem. Postanowił zatem zaczekać, aż ów Izrael sam się zgłosi. I tak też się stało, pewnego dnia u rabina zjawił się niepozorny, młody człowiek i upomniał się o rękę jego siostry. Ta wyraziła zgodę i wkrótce odbył się ślub. Ponieważ rabin nie był specjalnie zachwycony swym niewykształconym zięciem, a takiego Beszt wówczas udawał, zaproponował swojej siostrze, aby wzięli rozwód lub wyjechali z Brodów. Młoda para zdecydowała się na drugie rozwiązanie. Po długiej wędrówce osiedlili się w małej wioseczce zagubionej w Karpatach, gdzie mieszkali przez siedem kolejnych lat. Dziwne to było życie. Na utrzymanie zarabiała tylko Rachel – zbierała w górach glinę i sprzedawała ją w wiosce. Jej mąż rzadko pojawiał się we wsi. Nieraz całe miesiące spędzał w samotności poszcząc, modląc się i obcując z przyrodą w górach. Pewnego razu, jak podaje jedna z opowieści, spacerował sobie po górskich szczytach w tak głębokim zachwyceniu, że nie zauważył otwierającej się przed nim przepaści. Uczynił krok w otchłań, a wtedy jedna z okolicznych gór podbiegła i przytuliła się do swej sąsiadki tak, że Beszt szedł spokojnie dalej niczego nie zauważywszy. W taki sposób przygotowywał się do wypełnienia swego przeznaczenia. Pewnie wtedy też szukał owego płaju do Ziemi Świętej. Bieda i głód zmusiły ich w końcu do powrotu do Brodów. Rabin Gerszon Kutower chciał początkowo znaleźć dla swego szwagra jakieś zajęcie w swoim domu, ale ponieważ nie był z niego zadowolony i nie chciał go mieć w pobliżu, wydzierżawił dla niego gospodę w pobliżu Kutowa, nad Prutem. I znów to żona zajmowała się gospodą, a mąż całe dnie spędzał w chatce, którą sobie zbudował na brzegu Prutu, poszcząc, modląc się i studiując kabałę. Na co dzień żywił się suchym chlebem i tylko w czasie szabasu wkładał białe szaty, jadł pił i radował się. W tych rzadkich dniach, gdy wracał do domu, pomagał żonie pracując jak zwykły karczmarz. Niestety w niejasnych okolicznościach małżonkowie musieli oddać przynosząca całkiem niezły dochód gospodę. Przenieśli się do Tłustego, gdzie Beszt zatrudnił się jako mełamed. Znów przyszło klepać biedę. Wreszcie w wieku trzydziestu sześciu lat Izrael postanowił objawić się światu jako Baal Szem Tow. Przydomek ten oznacza tyle co Pan Dobrego Imienia. Baal Szem to człowiek, który poznał cudotwórcze imię Boga i otrzymał moc posługiwania się tym imieniem. Człowiek, który widzi więzi łączące rzeczy poza prze- 5 strzenią i czasem, który w imię Boga dokonuje cudów. I tak też czynił Izrael. Przez kolejnych dziesięć lat wędrował po wołyńskich i podolskich miasteczkach nauczając, lecząc i wypędzając złe duchy. W końcu postanowił osiąść gdzieś na stałe. Wybrał miasteczko Międzyboże koło Płoskirowa (dziś miasto to nosi nazwę Chmielnicki). W czasach Baal Szem Towa było to miasto prywatne należące do rodziny Sieniawskich. Spotkał się on tam z bardzo przychylnym przyjęciem i to zarówno ze strony właścicieli jak i miejscowej społeczności żydowskiej. I tam też spędził ostatnie dwadzieścia lat swego życia zajmując się głównie nauczaniem. Wielu Żydów z Podola i Wołynia przybywało by słuchać jego nauk i szybko otoczył go krąg stałych uczniów. Baal Szem Tow zmarł wiosną 1760 roku w pierwszy dzień święta Szawuot. Zgodnie z tradycją ostatnie jego słowa, wypowiedziane do otaczających go uczniów i przyjaciół, brzmiały: „Nie żałujcie mnie – jednymi drzwiami wychodzę, drugimi wchodzę. Was trzeba żałować, gdyż wasza strata jest nieskończenie wielka”. Beszt nie pozostawił po sobie żadnych pism ani zapisków autobiograficznych. Jego życie i myśli zostały opisane przez uczniów, którzy rozeszli się po świecie zakładając własne ośrodki. I tak narodził się chasydyzm – jeden z najsilniejszych prądów w Judaizmie. Ale to już inna historia. A wracając do Baal Szem Towa to jego życie, jak już było wspomniane, obrosło legendami. Stał się bohaterem wielu chasydzkich opowieści. Możemy wśród nich odnaleźć jedną, analogiczną do przytoczonego na początku podania huculskiego, opowieść o poszukiwaniu drogi do Ziemi Świętej. Jednak w tym przypadku to zbójcy przyszli do Baal Szema mówiąc, że znają tajemne przejście. Ten wybrał się z nimi jednak, gdy już miał wstąpić na wąską ścieżkę, Bóg postawił przed nim miecz ognisty i Beszt zawrócił zrozumiawszy, że Pan nie chce aby wybierał się w tą podróż. Jakkolwiek by nie było opowieść ta to wspaniały przykład przenikania się podań sąsiadujących ze sobą kultur, co było tak charakterystyczne dla dawnej Galicji. Ale podobno w każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy, może więc ów płaj istnieje gdzieś we wschodnich Karpatach ? Łukasz Kania chasydyzm – ruch mistyczno-religijny i społeczny, zapoczątkowany przez Izraele ben Eliazara, przeciwstawiający się judaizmowi rabinicznemu; rozwinął własny rytuał; głosi przede wszystkim radość życia kładąc nacisk na osobistą modlitwę, która ma służyć przylgnięciu człowieka do Boga; do II wojny światowej centrum chasydyzmu stanowiła Europa wschodnia, obecnie Izrael i Stany Zjednoczone cheder – szkoła religijna dla chłopców w wieku od trzech do trzynastu lat, mieszcząca się zwykle w domu nauczyciela zwanego mełamedem; przedmiotem nauczania była Tora i Talmud kabała – najczęstszy termin określający tajemne nauki Judaizmu i żydowskiej mistyki Talmud – olbrzymie dzieło będące zbiorem komentarzy i objaśnień do Tory; powstawał w okresie od VI w. p.n.e. do VI w. n.e safed – miasto w Górnej Galilei; ważny ośrodek myśli kabalistycznej, gdzie działał, miedzy innymi, jeden z największych myślicieli rabin Icchak Luria Aszkenazy (1534 – 1572); pod koniec XVIII w. również ważny ośrodek chasydyzmu; obecnie najwyżej położone miasto Izraela szames – posługacz w synagodze; do jego zadań należało utrzymanie porządku i czystości Szawuot – Święto Tygodni, obchodzone szóstego dnia miesiąca siwan (maj-czerwiec); w starożytności miało charakter rolniczy; przede wszystkim jednak, według tradycji, to dzień w którym Mojżesz otrzymał Torę na górze Synaj; w tym dniu synagogi i mieszkania przystrajano zielenią na pamiątkę kwiatów i zieleni jaką okrył się góra Synaj w momencie objawienia; w diasporze szawuot trwa dwa dni Źródła: Haumann, Heiko, Historia Żydów w Europie Środkowej i Wschodniej. Warszawa 2000. Kameraz-Kos, Ninel, Święta i obyczaje żydowskie. Warszawa 2002. Eliasberg, Alexander, Legendy Żydów polskich. Kraków 2004. Buber, Martin, Opowieści chasydów. Poznań 1986. Vincenz, Stanisław, Na wysokiej połoninie – prawda starowieku. Sejny 2002. 50 ROK SIĘ KOŁO TOCZY… Początki Początki przewodnictwa górskiego na terenach Polski sięgają roku 1875, w którym to pierwsi przewodnicy w ramach Towarzystwa Tatrzańskiego zaczęli prowadzić 6 po Tatrach. Próby tego typu działalności poza Tatrami podjął Oddział Pieniński TT w 1893 roku. Równocześnie starania o przyznanie uprawnień przewodnickich w okolicach Babiej Góry podjął Wawrzyniec Szkolnik. Były to początki przewodnictwa górskiego w Polsce w ogóle, o turystyce studenckiej jeszcze nikt wtedy nie słyszał, a co dopiero o tego typu przewodnictwie. Pierwszą organizacją skupiającą młodych turystów był Akademicki Klub Turystyczny powstały w 1906 roku we Lwowie. Jego bardzo aktywnym działaczem był wybitny krajoznawca, geograf Mieczysław Orłowicz. W roku 1930 Polskie Towarzystwo tatrzańskie dostrzegło potrzebę stworzenia jednostki zajmującej się turystyką studencką. Powstał wówczas pierwszy Oddział Akademicki PTT, który niestety w wyniku wejścia w życie niefortunnej ustawy, przestał istnieć trzy lata później. Równocześnie w latach trzydziestych zaczęły następować znaczne zmiany w funkcjonującym do tej pory przewodnictwie górskim. W 1937 roku Stanisław Motyka (łodzianin) jako pierwszy nie-góral otrzymał uprawnienia przewodnickie, musiał on zdać egzamin przed komisją złożoną z grupy górali i jednego członka PTT. Był to ogromny przełom w przewodnictwie, które do tej pory było zmonopolizowane przez górali, którzy nie dopuszczali do swojego grona „ludzi z nizin”. Zaraz po wojnie PTT wprowadziło tytuł przodownika GOT-u. W 1950 roku doszło do połączenia Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, w wyniku czego doszło do powstania Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego. A studenci? Nowe struktury stwarzały nowe możliwości rozwoju przewodnictwa górskiego. W pełni ukształtowało się też przewodnictwo beskidzkie. Tymczasem coraz bardziej rozwijała się idea zorganizowanej turystyki studenckiej. Na tym polu największe zasługi położyło Zrzeszenie Studentów Polskich. W 1953 roku zostały zorganizowane przez ZSP pierwsze dwa obozy wędrowne, w których miał swój udział Włodzimierz Kulczycki – ojciec polskiego przewodnictwa studenckiego. Początkowo ZSP korzystał z wykupionych w PTTK wczasów (obozów), jednak po udanej akcji obozowej w 1955 roku powstał pomysł stworzenia wykwalifikowanej kadry do obsługi tego typu wyjazdów. I tak jesienią 1955 roku powstało w Krakowie pierwsze Koło Przewodników Studenckich, którego głównym pomysłodawcą i założycielem był Włodzimierz Kulczycki. Celem powstałego Koła była przede wszystkim organizacja masowych imprez turystycznych dla środowiska akademickiego, propagowanie turystyki górskiej wśród studentów zarówno podczas wakacji – „Akcja lato”, jak i w ciągu roku akademickiego. Pierwszą taką imprezą był I Środowiskowy Babiogórski Rajd Studencki zorganizowany w 1956 roku. W sumie odbyły się trzy takie rajdy. W czasie trzeciego w 1958 roku nieszczęśliwie zmarł Włodzimierz Kulczycki, którego imieniem nazwano następne rajdy. Koło Przewodników Studenckich w początkach swojego istnienia intensywnie próbowało nawiązać współpracę ze środowiskami uczelnianymi w celu rozszerzenia swojej działalności, której trzon w dalszym ciągu stanowiły masowe obozy i rajdy studenckie. Spore znaczenie dla Koła miało powstanie w 1957 roku Międzyuczelnianego Oddziału PTTK oraz Biura Wczasów, Podróży i Turystyki (późniejszego Almaturu), z którym Koło bardzo ściśle współpracowało. Nie klanowość, a fachowość Od początku działalności Koła organizowane było szkolenie i egzaminy na przodownika GOT. Pod koniec lat pięćdziesiątych podjęto starania o uzyskanie przez członków Koła uprawnień przewodnickich PTTK. Okazało się, że to nie takie proste. Środowisko przewodnickie PTTK niechętnie widziało w swoich szeregach młodych przewodników studenckich i stwarzało problemy w dopuszczeniu do egzaminów. Odpowiedzią była akcja „nie klanowość, a fachowość” mająca na celu przekonanie działaczy PTTK-owskich, że aby być przewodnikiem należy przede wszystkim wykazać się rzetelną wiedzą i umiejętnościami. Spór znalazł rozwiązanie w latach 1960-63. W roku 1960 weszło w życie zarządzenie określające zasady szkolenia i nadawania uprawnień przewodnickich. Szkolenie i organizację kół przewodnickich powierzono PTTK. Utworzono Komisję Młodzieżową ZG PTTK, której członek Zdzisław Ryn (równocześnie członek KPS) usilnie walczył o dopuszczenie studentów do egzaminów na przewodnika PTTK. W 1963 zezwolono przewodnikom studenckim na podejście do egzaminów PTTK-owskich. W tym samym roku walne zgromadzenie Koła zmieniło nazwę na Studenckie Koło Przewodników Turystycznych, które stało się oficjalną częścią przewodnictwa PTTK. Działalność W międzyczasie rozwijała się współpraca z uczelniami, co zaowocowało bardzo popularnymi rajdami uczelnianymi. Zorganizowano tez I Rajd Zimowy. W roku 1967 Janusz Trzebiatowski zaprojektował trójkątną blachę kołową - od tej pory stała się ona znakiem rozpoznawczym dla przewodników studenckich. W tym samym roku 22 marca odbyło się pierwsze przyrzeczenie przewodnickie, również wtedy zmieniono nazwę na Studenckie Koło Przewodników Górskich. Koło znacznie się usamodzielniło. W roku 1970 z incjatywy SKPG we współpracy z innymi kołami i tury- 7 stycznymi klubami akademickimi z całej Polski stworzono Radę ds. Przewodnictwa przy Radzie Naczelnej ZSP. Rok później odbył się ostatni XVI rajd imienia Włodzimierza Kulczyckiego, w zamian powstała impreza pod hasłem „Ludziom gór” poświęcona pamięci Kulczyckiego, Andrzeja Ostaszewskiego i Bartłomieja Kwiatkowskiego, osób szczególnie zasłużonym dla przewodnictwa studenckiego. Idea masowych imprez organizowanych do tej pory przez Koło zaczęła chylić się ku upadkowi, ale od roku 1973 zaczęto organizować obozy zagraniczne do Bułgarii w Piryn i Riłę, w Niżne Tatry na Słowacji oraz do Jugosławii. Ważnym wydarzeniem w dziejach Koła było przyznanie Oddziałowi Międzyuczelnianemu PTTK lokalu na ul.Westerplatte 5, od tego momentu miało ono swoja własna siedzibę. W 1974 ruszył rajd „szlakami kurierów”, którego trasa wiodła z Zakopanego do Budapesztu. Rok 1978 przyniósł pierwszą „Watrę”, kołowy periodyk, który ukazuje się do dzisiaj – kolejny, 11 numer, już w przygotowaniu. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych zaczęto myśleć o umundurowaniu przewodnickim i tak rozpoczęto akcje zaopatrywania przewodników w swetry kołowe (które są znakiem rozpoznawczym również dzisiaj), a także w buty, czapki i getry. Dzielimy się W roku 1978 po raz pierwszy zaczęto mówić o podziale na dwa koła: beskidzkie i tatrzańskie (gdyż SKPG skupiało przewodników obydwóch specjalności), ale pomysł ten upadł. zostały wstrzymane wyjazdy zagraniczne, Koło przestało otrzymywać fundusze, nie organizowało otwartych obozów i rajdów studenckich, bardzo ograniczyło wszelkie wyjazdy nawet w polskie góry oraz inne imprezy kołowe. Był to czas, kiedy SKPG sprowadziło swoją aktywność do minimum, ale nie zaprzestało swojej działalności. Bardzo istotną datą w historii SKPG jest rok 1987, w którym to doszło do wyodrębnienia ze struktur SKPG Akademickiego Koła Przewodników Tatrzańskich. Podział na dwa koła, o którym kilkakrotnie wcześniej wspominano, stał się faktem. Bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy było wejście w życie nowych przepisów dotyczących przewodnictwa tatrzańskiego. Powstało Centrum Przewodnictwa Tatrzańskiego, którego członkami musiały być wszystkie organizacje zajmujące się przewodnictwem po Tatrach. Niemożliwe okazało się przyjęcie do CPT SKPG wraz z przewodnikami beskidzkimi, zatem by tatrzańscy mogli wykonywać swoją pracę musieli stworzyć odrębne koło. Pomimo tego rozdzielenia oba koła są ze sobą ściśle związane, organizują wiele wspólnych imprez, a sporo przewodników posiada uprawnienia za równo beskidzkie jak i tatrzańskie będąc członkami obu kół na raz. c.d.n. Nataszka HUMOR Z PRZEWODNIKÓW Po dość długiej przerwie powraca, niegdyś stała, rubryka „Humor przewodników”. Mam nadzieję, że zagości na dłużej, choć to zależy przede wszystkim od kursantów, gdyż… to oni czytają najwięcej przewodników. Zasady są proste i nie ma co ich omawiać, więc przejdźmy od razu do rzeczy: Początek lat osiemdziesiątych zaznaczył się spadkiem aktywności w działalności Koła. W związku z tym rozpoczęto prace nad nowym regulaminem SKPG, który przewidywał wyodrębnienie dwóch sekcji: beskidzkiej i tatrzańskiej. Wszedł on w życie w 1983 roku. Koło zaczęło mieć również w tym czasie kłopoty ze zdobywaniem funduszy na swoją działalność w związku z zamieszaniem w działających wówczas głównych organizacjach studenckich oraz nie do końca jasnymi stosunkami z Almaturem. Groziło to zaprzestaniem finansowania dotychczasowej działalności SKPG. W dalszym ciągu coraz bardziej malało zainteresowanie zorganizowanymi obozami wędrownymi, dlatego zdecydowanie zmniejszono ilość turnusów. Nie bez znaczenia Dla Koła było wprowadzenie stanu wojennego, który zawiesił działalność wszelkich organizacji studenckich. Nie oznaczało to jednak zupełnego zaprzestania działalności Koła. Jednak na jakiś czas Michał Jurecki, Bukowina kraina łagodności, Bezdroża, K-ów 2001, wyd. I s. 264 – 265 opis przejścia przez Nowy Sołoniec: „Przechodzimy obok budynku szkoły, gdzie kończy się asfalt i wspina się w górę, pomiędzy domami już jako droga gruntowa. Po chwili dochodzi do kulminacji doliny Sołońca.” 8 Słowem, asfalt się maskuje, a czym jest kulminacja doliny autor wyjaśnia w innym miejscu: bardziej ujęły zamieszczone na końcu rozmówki. Oto kilka przykładów: s. 267 „Droga prowadzi nas doliną rzeki Solca. Aby nieco urozmaicić sobie trasę można wejść na lewą kulminację doliny i iść dalej ścieżką grzbietową, aż do zbliżenia się do miejsca, gdzie ścieżka grzbietowa i droga idąca doliną łączą się” Skoro dolina ma lewą kulminację to ma też prawą , a ja myślałem że to są po prostu grzbiety. Na okręcie: Jak pięknem jest morze – ma jafe hajam Gdy nie ma wiatru jest pięknie – kyszeejn ruach, jafe myod Tylko niebo i woda – rak szamajim, wamajim A wczoraj było morze jeszcze burzliwe – wyetmol haja hajam od soejr Przebyliśmy wszyscy chorobę morską – kulanu hajinu cholej jam s. 218 „W Baia w XV w. istniały dwa kościoły katolickie, z których jeden z nich, franciszkański, zaginął bez śladu.” Ciekawe czy wyznaczono nagrodę za odnalezienie? s. 284 „Pod tą sceną ukazany jest Baranek Boży wyobrażony jako czasza z małym Chrystusem, z zamkniętymi oczami i przebitym bokiem.” s. 207 „Zwróćmy uwagę na ciekawy, aczkolwiek niewielki obrazek Rozpięcia znajdujący się poniżej Chrztu Jezusa.” W Polsce przyjął się raczej termin Ukrzyżowanie, a rozpiąć to można np. rozporek. s. 237 o cerkwi drewnianej w miejscowości Putna: „Tak naprawdę jednak, datacja tego zabytku jest rzeczą sporną. Wiadomo, iż cerkiew została zbudowana w 1468 r. być może na miejscu wcześniejszej cerkwi fundacji hospodara Dragoşa (1353).” s. 215 „Przez kolejne wąskie drzwi wchodzimy do małego pomieszczenia o bardzo małych wymiarach.” Zebrał: Łukasz Kania CZAR STARYCH PRZEWODNIKÓW Przewodnik po Palestynie, oprac. Joseph Ben Adam, Księgarnia Nowości we Lwowie, 1934. Ciekawe jest porównanie wiadomości z tego przewodnika z obecną sytuacją w Palestynie. Mnie jednak naj- Lądowanie: Oto kraj! – Hinej haarec! Ja nic nie widzę – ejneni roeh klum A przecież, patrz się – tam! – Ulam, ryej nah – szam! Rzeczywiście, ląd, brzeg, skały – beemeth, hajabasza, hachof, hakejfim W hotelu: Czy życzy sobie Pan by go zbudzić? – hechafejc adoni szenair oto? Proszę mnie obudzić punktualnie o ósmej i postawić dzbanek wody gorącej przed drzwiami – bywakaszah lyhair oti byszmoneh bydijuk wylasim kat majim chamim lyfnej hapetach Mamy wodę bieżącą, ciepłą i zimną w każdym pokoju – jesz lanu majim szotfim, hen chamim hen karim bychol cheder wacheder Tem lepiej, dobranoc – mah tow, bytow talin W restauracji: Dziękuję nie lubię szparagówki – todah, ejneni ohew aspereg Ale proszę się teraz pospieszyć, jest mi niemożliwem czekać – awal achszaw na lymahejr, i efszar li lyhamtin Natychmiast, mój Panie, już jest zupa – tejchew umijad adoni, sinej kwar hamarak Brakuje serwetka – sinej hamapith chasejra (CeH) 9 WOKÓŁ KURSU AKTUALNOŚCI KURSOWE: ZE WSPOMNIEŃ ZAMKA Z KURSANCKIEGO ŻYCIA Poezja jak widać nie schodzi z naszych łam. Tym razem jednak prezentujemy tzw. „wierszyk przydatny”, z odmiany topograficznej. Tego typu rymowanek niestety nader mało powstało podczas szkoleń w SKPG, w przeciwieństwie do kursów tatrzańskich. A byłyby one na pewno cennymi przy „zakuwaniu” przed egzaminami. Dlatego też liczymy, że odkryjecie w sobie talent wierszoklety i w przyszłości pojawi się więcej takich pomocnych wierszyków. Jest to wciąż niezapełniona nisza, A jak wiemy natura pustki nie znosi. Więc do dzieła! Właściwie to sama do końca nie wiedziałam, w jaki sposób znalazłam się na tym obozie, skoro cały wszechświat sprzysiągł się, by działać przeciwko mnie. Rzucał kłody pod nogi i opóźniał dzień wyjazdu. Czy raczej – dojazdu. A jednak stało się – i w środę w Grybowie dane mi było spotkać innych „spóźnialskich”. Dla nich nie lada gratka – dzień z Martinim! Kto był, wie wszystko, kto nie – niech żałuje! A panorama w jego wykonaniu to kunszt słowa, poezja. I wcale teraz nie żartuję! Wieczorem nastąpiło spotkanie z bracią kursową (nareszcie!). Stanęli w drzwiach zziębnięci, zmarznięci (ponoć po drodze była kąpiel w potoku.. doprawdy, dziwne te kursowe zwyczaje), ale chyba szczęśliwi. Cóż, po dotarciu do takiej szkoły jak „nasza” uściańska, to każdy by się cieszył. Szybka regeneracja sił i.. mecz siatkówki. Tak, tak, tego wieczoru śpiewogranie zeszło na dalszy plan. W obliczu przestrzeni i piękna sali gimnastycznej staliśmy onieśmieleni i zachwyceni. Wyruszajac z rana – zupełnie bez troski Pierwsze, co napotkasz – potok Nawojowski! Chwytasz się za głowę i w około zerkasz Co widzisz następnie – to potok Homerka! Wspinasz się więc dalej – jak świetny sportowiec, A tu Ci po drodze przepływa Czaczowiec. Z mozołem prowadzisz kochany kolego Cóż z tego, gdy wpadłeś do Składziszczańskiego Idziemy wciąż dale, choć czasu ubywa Ale tuż przed nami Felczyn dołem spływa. Szef kursu pogania, nie mając litości Lecz ciek Łabowczański nas teraz ugości. Masz już tego dosyć, pot już z czoła bije. Niestety – w dolinie Uhryński się wije. Już jesteś znudzony, nikt Ci nie dogodzi Tymczasem zboczami Kryściów tu uchodzi. Złościsz się okropnie, zdrowie Twoje mija Nie bój się – na koniec Łosiński dobija! W desperacji Przed egzaminem Skleciła Kasia Mlekodaj Gdy nam przeszło, graliśmy mecz za meczem. I minęła noc – nadzwyczaj szybko (dziwne, że te wyjazdowe noce mijają jakoś szybciej niż normalnie). Rano nie było litości – autobus do Izb miał nadjechać punktualnie, więc trzeba było się spieszyć. A jak tu po ciemku znaleźć swoje ubranie? Ale to jeszcze nic – najważniejszy REWASZ! „Biblia” każdego kursanta – „Beskid Niski dla prawdziwego turysty” (tu zapewne błąd w tytule – winno być „dla prawdziwego kursanta” – takie niedopatrzenie drukarskie). Jak lunatycy zwieszaliśmy głowy nad kartkami przewodników. Izby 10 kojarzyły się jedynie z zaciszną izbą, w jakiej stoi ŁÓŻKO z PIERZYNĄ, w którym można SPAĆ. Śniadanko było na przystanku. O ironio losu! – co za podstępne miejsce - zza wiaty widać cerkiew. Nawet na chwilę nie pozwolą nam się zrelaksować, cerkiew niczym fatum stała przed nami. Jeden kęs – budowa spółdzielna, kęs drugi – dach namiotowy połamany, kęs trzeci – cerkiew zorientowana, kęs czwarty – kursant zdezorientowany. Ruszyliśmy! Na szczęście po pięciu minutach był postój (byśmy przypadkiem się za bardzo nie zgrzali). I opis cerkiewki, i rys historyczny.. i nerwy, czy przypadkiem to nie ja będę następnym wybrańcem z kajecika do prowadzenia grupy. A tu jeszcze dwa rozdziały REWASZA do wyrycia na pamięć! Strach był wielki, bo czerwienią pałała nasza grupa – na jednego kursanta prawie jeden przewodnik (ech, tylko w SKPG Kraków mają indywidualny tok nauczania). Lecz pozostawiliśmy konfederatów ich własnemu losowi, bo oto nasz zaczął interesować nas o wiele bardziej. Przed nami zjawiło się zachodnie oblicze Lackowej (dziwne, dlaczego upadły plany budowy kolejki na ten szczyt). Szło się przyjemnie, o ile bardzo mocno się w to wierzyło. A na szczycie – śnieg, święte zmęczenie i radość. Jak tam było pięknie! O tym, że Lackowa nas nie pokonała, najlepiej można się było przekonać wieczorem na sali: siatka, kosz i piłka nożna.. hmm…tego jeszcze nie było! Kolejny dzień (jeszcze żyję). Męczące podejście do schroniska na Magurze.. z przełęczy. Na Magurze ludzi tłum, dookoła szum, lecz my dalej – ku żołnierskim mogiłom. Zeszliśmy do Nowicy. Do miejscowego „marketu” po łyżki, co by każdy kursant (i przewodnik też) miał swoją i nie zabierał innym. A łyżek był wybór ogromny– duże i małe, drewniane i bardziej drewniane, a wszystkie bukowe (opinia znawców). Wieczorem (jeszcze przed 24.00) odsypialiśmy to i owo. Jeszcze przed północą zabawa „Zróbmy kursanta w balona” (czy może – coś bardziej niskobeskidzkiego: „zróbmy z kursanta łosia”). Ha ha! Nie taki kursant nie- douczony, na jakiego wygląda, drodzy Ściemniacze! O północy, oprócz naszych rozweselonych serc, płonęło ognisko, nad rzeczką, opodal krzaczka, nieopodal szkoły. Grała gitara, trzaskał ogień i nawet nie było tak strasznie zimno. Gorąca atmosfera? Hmm.. Zrobiło się poważnie – popłynęły życzenia. Serdeczne, ciepłe, materialne (każdy sobie życzył jakiejś blachy). Wróciliśmy do szkoły. Jakoś wróciliśmy – szampan był.. ups.. dużo szampana.. hmm.. Niektórzy po omacku. A potem bumstarara, czyli „zagraj mi (nie tylko góralsko) muzycko”. Dla szaleńców był jeszcze mecz siatkówki, pierwszy w tym roku. Kiedy słońce było już wysoko, a widoczność była iście panoramowa – nad szkołą zaległa cisza. Tylko gdzieniegdzie dało się słyszeć to chrapanie (oj, chłopaki z sali nr…), to jakieś opowieści przez sen; przemknęło paru lunatyków z REWASZEM w ręce. A pomiędzy nimi ma postać, z trudem kompletująca swój bagaż. Och, tak, to był fatalny błąd; pierwszy błąd w tym roku, którego już żałuję – wyjechać wcześniej z kursowego obozu. Ech! Niecierpliwie oczekujące na następny obóz Maleństwo – Biuletyn Informacyjny Krakowskiego Studenckiego Koła Przewodników Górskich. Nie wiemy, czy może być jeszcze bardziej aperiodycznym pisemkiem, niż obecnie, ale... rzeczywistość potrafi nas bardzo zaskakiwać – na tym polega ponoć jej urok. Poglądy i opinie prezentowane na jego łamach nadal nie zawsze i nie do końca są zgodne z oficjalnym stanowiskiem SKPG. Zespół Beskidnika: CeHanka Dobranowska (specjalistka ds. Decorum), Paweł „Misiek” Miśkowiec i wszyscy ludzie dobrej woli, którzy im pomogli, wliczając autorów oraz dobrego (bo mobilizującego) Ducha Bazylego, który chcąc nie chcąc nadal unosi się nad Beskidnikiem. Projekt winiety: Karolina Jabłońska. Ilustracje: Nataszka Figiel, Lili Bernaciak Jacek Beni, Ojciec CeHanki. Redakcja nadal zastrzega sobie prawo skracania tekstów oraz zmiany ich tytułów. Wszelkie uwagi, propozycje oraz teksty (zwłaszcza teksty) proszę kierować na adres: [email protected], [email protected].