1 Numer 1 (35) Kraków Luty 2005 (R.VIII)

Transkrypt

1 Numer 1 (35) Kraków Luty 2005 (R.VIII)
1
Numer 1 (35)
Kraków
OD REDAKCJI
Drodzy Czytelnicy, w rozpoczynającym się sezonie
turystycznym roku 2005, życzymy by w Waszych głowach lęgły się pomysły jak uczynić swoją rzeczywistość
ciekawszą, a wspólną rzeczywistość lepszą. By w realizacji owych pomysłów nie zawadzały wam jakieś nieistotne stutonowe kłody.
Życzymy Wam również dobrego aperiodyku, wiele
weny tfurczej, muz wszelakiego rodzaju, a także cierpliwych i spolegliwych redaktorów ☺
Redakcja
KRÓTKO SZYBKO
Historii o pomniku św. Mikołaja w Rabce ciąg
dalszy
Rabka podzielona przez spór o pomnik św. Mikołaja.
Na pomysł jego powstania wpadła Kapituła Orderu
Uśmiechu już sześć lat temu. Przygotowania rozpoczęto w 2002 r., kiedy burmistrzem został Antoni Rapacz.
Za 100 tys. zł zamówiono pomnik u Michała Batkiewicza, który postać świętego umieścił na kuli ziemskiej w
otoczeniu dzieci. Niestety - opozycyjni radni rabczańscy uznali, że pomnik wymyślili masoni, kanclerz Kapituły Orderu Uśmiechu Cezary Leżeński działa bowiem w stowarzyszeniu wolnomularskim. Radna Ewa
Rutkowska dopatrzyła się w tym masońskiego spisku.
Na sesji rady powiedziała: Leżeński jest prezesem największej loży masońskiej, a w 1939 r. za to się szło
siedzieć.
Luty 2005 (R.VIII)
Pod groźbą odwołania opozycyjni radni zażądali od
burmistrza rezygnacji z pomysłu. Ten jednak się uparł i
pomnik odsłonił.
Teraz do sprawy wkroczył nadzór budowlany. Dlaczego? Ponieważ pomnik stoi 24 m od miejsca, które dla
niego przeznaczono. Jednak, gdy powiatowy inspektor
budowlany chciał dokonać pomiarów, tłum zwolenników pozostawienia pomnika skutecznie mu w tym
przeszkodził np. poprzez wyrwanie taśmy mierniczej.
Rabkoland? (CeH)
Speleonews!
Mamy nową rekordzistkę w Beskidzie Żywieckim!
Członkowie Speleoklubu Beskidzkiego dzięki informacji uzyskanej od mieszkańca pobliskiej miejscowości odnaleźli nową jaskinię w Beskidzie Żywieckim,
konkretnie w Paśmie Polic. Jaskinia zwie się Oblica,
do tej pory poznano ponad 300 m korytarzy osiągając
gębokość 21 m. Grotołazi swym zwyczajem nie podają
na stronach internetowych dokładnej lokalizacji jaskini. źródło: http://www.ssb.strefa.pl (wb)
Taniej dla przewodników
PTTK na swej stronie internetowej informuje o zniżkach, jakich udziela sieć sklepów HiMountain. Dzięki
podpisanej umowie „przewodnicy turystyczni PTTK,
piloci wycieczek należący do PTTK oraz przodownicy
i instruktorzy PTTK otrzymają 15 % rabatu przy zakupie odzieży i sprzętu outdoor w sklepach HiMountain
na terenie całego kraju. Pozostałym członkom PTTK
będzie przysługiwał 10 procentowy rabat.”
źródło: http://www.pttk.pl (wb)
Skansen w Jaworkach
Muzeum Okręgowe w Nowym Sączu planuje utworzenie Skansenu Pienińskiego w Jaworkach. Szczawnica
dla mającego powstać skansenu przekazała w formie
darowizny działkę nieopodal Wąwozu Homole. Mają
tam stanąć zabytkowe obiekty z terenu Szczawnicy,
Rusi Szlachtowkiej oraz z pobliskich wsi słowackich[!]. Do skansenu zostanie również przeniesiona
ekspozycja z Muzeum Pienińskiego w Szczawnicy.
Obiekt Muzeum przy placu Dietla, w którym mieszczą
się obecnie zbiory ma zostać przekazany prawowitym
właścicielom – rodzinie hr. Adama Stadnickiego.
2
Trudno powiedzieć kiedy skansen zostanie otwarty. Na
drodze do jego powstania stoją jeszcze przeszkody
finansowe i prawne (pojawiły się np. problemy związane z formą przekazania działki w Jaworkach).
źródło: Tygodnik Podhalański (wb)
Z NASZEGO GRAJDOŁKA
49lecie
W dniach 27-28 listopada 2004 w ośrodku "Halit" w
Kirach po raz kolejny spotkaliśmy się na tradycyjnym
„Leciu” SKPG i AKPT. Trójkątne blachy SKPG przy
tradycyjnej watrze odebrało szesnaścioro nowych
przewodniczek i przewodników. Lecie było także (a
może przede wszystkim) okazją do spotkań i hulanek,
które trwały do samego rana. Nawet wyjątkowy brak
kabaretu nie był w stanie zepsuć dobrej zabawy. Humory nieco popsuł nam wynik porannego, tradycyjnego meczu piłkarskiego Beskidy-Tatry, który mimo
niebywałych poświęceń ze strony beskidzkich zawodników i publiki przegraliśmy 1-3 (choć jak niektórzy
twierdzą, ostatnia bramka padła jak Stasiu Figiel nabierał już powietrza w usta do odgwizdania końca spotkania, więc nie powinna się liczyć). Miejmy nadzieję, że
podczas 50lecia puchar (oryginalny, z tradycjami, a nie
tatrzańska podróbka) zawędruje z powrotem w beskidzkie ręce. (pm)
Po Walnym…
… właściwie niewiele się zmieniło. We władzach nastąpiła wymiana kilku członków na świeższych, lecz
trzon pozostał na swoim miejscu – twardy i niewzruszony. Oczywiście nie mogło zabraknąć dyskusji, w
której wielu wykorzystało okazję i dało popisy (mniej
lub bardziej udane) swojej sztuki perorowania. Niestety
dało się zauważyć pewną monotonię tematów przewodnich, które podczas poprzednich Walnych Zgromadzeń już się po prostu wypaliły. Z burzliwej dysputy, min o opłacalności płacenia składek, czy większym
zaangażowaniu się przewodników w szkolenie, a kursantów w życie Koła, jak to zwykle niestety bywa, nie
za dużo pewnie wyniknie. Ale cóż, taki to już urok
Walnego…(pm)
Weekendy w Górach
W Nowym Roku odkopaliśmy spod śniegu naszą cykliczną imprezę „Weekend w Górach”. Piętnasty już
z kolei wyjazd odbył się w dniach 26-27 II w Beskidzie
Sądeckim.
Osoby chętne do poprowadzenia tego typu wyjazdów
proszone są o kontakt z Wojtkiem Góralczykiem, bądź
Zarządem przynajmniej na 2 tygodnie przed planowanym wyjazdem.
Rozpoczęcie sezonu 2005
W dniach 5-6 marca 2005r w chatce studenckiej na
Adamach odbędzie się już drugie (tradycyjne) przewodnickie rozpoczęcie sezonu turystycznego pospołu z
SKPB z Katowic i SKPG „Harnasie” z Gliwic. Może i
tym razem uda się zdobyć puchar Prezesów w piłce
wysokogórskiej. Szczegóły można znaleźć na naszej
stronie WWW. Uprasza się o liczne przybycie braci
przewodnickiej.
PASOŻYTY WŚRÓD ROŚLIN
Jako, że wraz z sezonem turystycznym rusza również
sezon wegetacyjny (a może odwrotnie☺ ) , poniższym
artykułem wychodzimy już ze zniecierpliwieniem naprzeciw Pani Wiośnie.
Słowo pasożyt zapewne kojarzy Wam się z tasiemcem.
I bardzo dobrze, ponieważ tasiemiec jest pasożytem.
Ale wyobraźcie sobie, że pasożyty istnieją również
wśród roślin, wysysając niecnie soki ze swych ofiar,
mogąc doprowadzić w przypadku zbiorowego ataku na
jedną ofiarę nawet do jej śmierci. O rany! – zapewne
sobie myślicie – czy w takie razie może się zaląc jakiś
paskudny krzor w moich wnętrznościach i wyssać całą
moją krew!? Na szczęście roślinne pasożyty są wegetarianami i nie gustują w ludziźnie. Jak w takim razie
wyglądają, kim są ich ofiary i jak prowadzą swe występne życie? Zajmiemy się w tym artykule roślinami
spotykanymi na terenie polskich gór.
Zacznijmy od definicji pasożyta. Jest to organizm
związany z innym żywym organizmem (żywicielem),
rozwijający się na (wszy) lub w (tasiemiec) tkankach
swego gospodarza i żyjący jego kosztem. Wśród roślin
3
dzielimy je na całkowite (bezzieleniowe), które nie
posiadają chlorofilu i nie są zdolne o fotosyntezy, a
wszystkie substancje niezbędne do życia czerpią od
gospodarza oraz półpasożyty (zielone), które co prawda chlorofil posiadają i fotosyntetyzują, ale od gospodarza czerpią wodę i sole mineralne.
W lasach liściastych i iglastych regla dolnego czasami
można spotkać łuskiewnika różowego. Jest to bezzieleniowy pasożyt drzew liściastych i iglastych, spędzający większość swego życia pod ziemią, gdzie jego
kłącza osiągają masę nawet 5kg. Do korzeni rośliny
żywicielskiej wnika za pomocą specjalnych ssawek. Po
około 10 latach roślina wydaje po raz pierwszy nadziemne kwiaty, różowe i łuskowate (stąd nazwa). Pojedyncze okazy dożywają nawet 60-70 lat. Niektórzy
traktują formę rosnącą na górnoreglowych świerkach
za osobny podgatunek subsp. tatrica. Łuskiewnik jest
starą rośliną leczniczą, możemy jego opis znaleźć między innymi w germańskiej Farmakopei pod nazwą
Radix Squamariae. W XV i XVI wieku wywar z łuskiewnika stosowano na padaczkę oraz różne drgawki
nieznanego pochodzenia. Ponieważ roślinę można było
zlokalizować tylko wiosną w trakcie kwitnienia, a o
miejscu jej występowania wiedzieli tylko nieliczni, z
czasem została przez zielarzy zapomniana. Obecnie
potwierdzono zawartość w łuskiewniku szeregu
związków
aktywnych – co
ciekawe,
ich
rodzaj
oraz
ilość zależy od
rodzaju rośliny
żywicielskiej,
np. łuskiewniki
pasożytujące
na wierzbach
zawierają
salicylany, a na
śliwach związki cyjanogenne.
Inną formę pasożytowania zastosowała kanianka pospolita. Jest również bezzieleniowym pasożytem, pozbawionym korzeni. Owija się wokół swojej ofiary jak
wąż i wnika do tkanek rośliny żywicielskiej za pomocą
ssawek (haustoriów), którymi pobiera wodę i substancje organiczne. Liście kanianki są silnie zredukowane
do maleńkich, niezielonych łusek, niezdolnych do
asymilacji. Kanianka pasożytuje na chmielu, konopiach, ziemniakach, pokrzywach, mięcie, wierzbach i
innych roślinach, będąc bardzo uciążliwym chwastem,
wyczerpującym i niszczącym swojego gospodarza.
Wykorzystywana niekiedy w homeopatii.
W ziołoroślach nad potokami można spotkać zarazę
żółtą, kolejnego bezzieleniowego pasożyta, pasożytującego głównie na lepiężnikach, ale także rzadziej na
miłośnie górskiej i podbiale pospolitym. Brak chlorofilu nadaje jej charakterystyczną żółtawo-brunatną barwę.
Natomiast na suchych zboczach i w zaroślach można
spotkać inną roślinę z tego rodzaju – zarazę czerwoną,
pasożytującą na roślinach motylkowych. W Polsce
występuje w sumie 14 gatunków zarazy, trudnych do
odróżnienia między sobą. Wszystkie są na Czerwonej
Polskiej Liście gatunków zagrożonych.
Niektóre pasożyty bezzieleniowe gustują w grzybach,
tak jak np. gnieźnik leśny. Należy on do storczyków,
które kojarzą nam się z barwnymi i pięknie pachnącymi kwiatami. Nic bardziej mylnego! Gnieźnik „na co
dzień” żyje pod ziemią w postaci podziemnego kłącza,
a nadziemne pędy wytwarza jedynie w celu rozmnażania. Brązowe kwiaty nie zawierają nektaru ani nie
pachną, a zapylane są przez muchy lub zapylają się
same. W latach suchych gnieźniki, których pędy nie
mogą przebić stwardniałej warstwy gleby, mogą nawet
kwitnąć pod ziemią i wytwarzać dojrzałe owoce. Pasożytuje na grzybie Rhizoctonia neottiae, od którego
pobiera wodę, sole mineralne i substancje organiczne.
Nazwa polska i łacińska gnieźnika (neottia nidus-avis)
pochodzi od kształtu splątanych korzeni, podobnych do
ptasiego gniazda (łac. neottia = ptasie gniazdo, nidus =
gniazdo, avis = ptak).
W grzybach gustuje również korzeniówka pospolita,
ale tu współpraca jest oparta na zasadach partnerskich.
By uzyskać niezbędne do życia substancje, korzeniówka współżyje z grzybami z rodzaju borowik. Strzępki
grzyba oplatają dokładnie korzenie rośliny i za pomocą
ssawek wnikają do komórek skórki, gdzie pękają, a
uwalniające się substancje organiczne są pobierane
przez korzeniówkę. Jedna z hipotez głosi, że grzyb
tworzący mikoryzę z korzeniówką tworzy ją jednocześnie z drzewami leśnymi i część pobieranych od nich
materiałów pokarmowych przekazuje korzeniówce –
była by więc ona pośrednim pasożytem leśnych drzew.
Niektóre nasze pasożyty są „spadkiem” po epoce zlodowaceń. W taki sposób zadomowiła się w piętrze hal i
kosówki bartsja alpejska, a w Karkonoszach gnidosz
sudecki. Obie te rośliny należą do półpasożytów.
Pierwsza z nich otrzymała swą nazwę na cześć XVIIIwiecznego holenderskiego lekarza J.Bartscha, gnidosz
natomiast od miejsca swego odkrycia (później się okazało, że rośnie również poza Sudetami). W Tatrach
można także spotkać gnidosza okółkowego oraz Hacqueta (tenże również na Babiej Górze).
Do półpasożytów należy podobnie szelężnik większy,
spotykany na łąkach, polach i pastwiskach. Młode
szelężniki zapuszczają ssawki do korzeni traw, od których czerpią składniki pokarmowe. Ponadto zawiera
trującą dla zwierząt (szczególnie owadów) aukubinę.
Stąd od dawna uważany za „szkodnika łąk”. Jednak
pasożytnictwo nie jest dla niego obowiązkowe - niektóre osobniki mogą kwitnąć bez pasożytowania, ale osiągają wtedy mniejsze rozmiary.
Na łąkach i pastwiskach rośnie również zielony pasożyt świetlik łąkowy, pasożytujący na sąsiednich roślinach zielnych. Nazwa świetlik wzięła się od intensywnej białej barwy kwiatów, które obserwowane z daleka
na łące wyglądają, jakby świeciły. Kobietom znany
jako składnik kremów pod oczy likwidujących poranne
„worki”. Jego właściwości poznano dopiero w średniowieczu i od tego czasu wykorzystywany także jako
roślina lecznicza, głównie w chorobach oczu alergicznych (zawiera aukubinę, hamującą wydzielanie hista-
4
miny) i bakteryjnych (zawiera katalpol o działaniu
dezynfekującym).
Większość naszych pasożytów to rośliny albo niepozorne, trudne ze względu na swą barwę do zauważenia
(zarazy, gnieźnik, korzeniówka), albo rzadko spotykane (łuskiewnik). Ale są też bardzo pospolite, widoczne
z daleka (szelężnik, świetlik). Niektóre są piękne, inne
co najwyżej mogą być interesujące ze względu na swoje przystosowania (żeby nie powiedzieć, że brzydkie
jak noc). Chętnych dowiedzenia się jak wyglądają zapraszam do Atlasu Roślin Górskich, który lada dzień
pojawi się na naszej stronie kołowej.
Urszula Dyner
O CZŁOWIEKU, KTÓRY Z KARPAT DO ZIEMI
ŚWIĘTEJ CHODZIŁ
Czytając „Na wysokiej połoninie” Stanisława Vincenza
natkniemy się na króciutką opowieść o tym jak to Dobosz spotkał w swej opryszkowskiej jaskini Żyda.
Wzburzony tym, że ktoś ośmiela się myszkować po
jego dobrach, zamierzył się na niego toporem i oto stał
się cud – Doboszowi odjęło siły, topór wypadł mu z
dłoni a on padł na kolana przed owym Żydem, z którego oczu bił nieziemski blask. Kim był ów człowiek,
który tak potrafił okiełznać dumnego i potężnego
herszta opryszków? Czegóż mógł szukać w karpackich
ostępach? Vincenz podaje nam jego imię, to Baal Szem
Tow, legendarny mistrz chasydów, który właśnie niedaleko Doboszowej siedziby szukał płaju wiodącego
do Safed w Ziemi Świętej. Tyle huculska legenda, ale
Baal Szem Tow istniał naprawdę, choć jego życie tak
obrosło mitami i podaniami, że dziś trudno je odtworzyć.
Przyszedł na świat około 1700 roku, w małym miasteczku Okop (Okopy Świętej Trójcy) leżącym u ujścia
Zbrucza do Dniestru niedaleko Kamieńca Podolskiego.
Jego prawdziwe imię, gdyż Baal Szem Tow - w skrócie
Beszt, to przydomek, brzmiało Izrael ben Eliazar. O
jego rodzicach nie wiemy nic ponad to, że byli biedni i
już niemłodzi, więc bardzo wcześnie go osierocili i
mały Izrael wychowywał się na koszt gminy. Gdy miał
około dziesięciu lat otrzymał posadę pomocnika mełameda tj. nauczyciela w chederze – szkole dla dzieci.
Jego głównym obowiązkiem było przyprowadzanie
najmłodszych dzieci do szkoły i odprowadzanie ich do
domów po lekcjach. W wieku lat trzynastu został pomocnikiem szamesa w synagodze. Jak głosi tradycja
już wówczas odznaczał się niezwykłą pobożnością.
Dniami, gdy przez synagogę przewijało się wielu ludzi,
sypiał, nocami zaś w samotności modlił się i czytał
święte księgi. Tam też, wedle podań, odnalazł go syn
słynnego reb Adama zwanego Cudotwórcą i przekazał
mu niezwykle cenne rękopisy swego zmarłego ojca. I
w ten oto sposób czternastoletni wówczas Izrael rozpo-
czął studiowanie Talmudu i Kabały. Ile w tym prawdy
nie wiadomo, pewne jednak jest, że nie uczęszczał on
do żadnej wyższej szkoły. W wieku lat siedemnastu
Izrael ben Eliazar ożenił się, jednak żona zmarła
wkrótce po ślubie, a on sam opuścił Okop i osiadł w
miasteczku Jazłowiec, gdzie dostał posadę mełameda.
Tam też spotkał reb Abrahama z Kutów, którego tak
oczarował swoją osobowością, że ten postanowił oddać
mu za żonę swą córkę - Rachel Leę. Młody Beszt zgodził się na to, jednakże postawił pewien warunek umowa pozostanie przez jakiś czas utajniona.
Tak się złożyło, że reb Abraham zmarł w drodze powrotnej do domu. Jego syn, rabin Gerszon Kutower z
Brodów, odnalazł w papierach ojca umowę wiążącą
jego siostrę z nikomu nie znanym Izraelem ben Eliazarem. Postanowił zatem zaczekać, aż ów Izrael sam się
zgłosi. I tak też się stało, pewnego dnia u rabina zjawił
się niepozorny, młody człowiek i upomniał się o rękę
jego siostry. Ta wyraziła zgodę i wkrótce odbył się
ślub. Ponieważ rabin nie był specjalnie zachwycony
swym niewykształconym zięciem, a takiego Beszt
wówczas udawał, zaproponował swojej siostrze, aby
wzięli rozwód lub wyjechali z Brodów. Młoda para
zdecydowała się na drugie rozwiązanie. Po długiej
wędrówce osiedlili się w małej wioseczce zagubionej
w Karpatach, gdzie mieszkali przez siedem kolejnych
lat. Dziwne to było życie. Na utrzymanie zarabiała
tylko Rachel – zbierała w górach glinę i sprzedawała ją
w wiosce. Jej mąż rzadko pojawiał się we wsi. Nieraz
całe miesiące spędzał w samotności poszcząc, modląc
się i obcując z przyrodą w górach. Pewnego razu, jak
podaje jedna z opowieści, spacerował sobie po górskich szczytach w tak głębokim zachwyceniu, że nie
zauważył otwierającej się przed nim przepaści. Uczynił
krok w otchłań, a wtedy jedna z okolicznych gór podbiegła i przytuliła się do swej sąsiadki tak, że Beszt
szedł spokojnie dalej niczego nie zauważywszy. W taki
sposób przygotowywał się do wypełnienia swego przeznaczenia. Pewnie wtedy też szukał owego płaju do
Ziemi Świętej.
Bieda i głód zmusiły ich w końcu do powrotu do Brodów. Rabin Gerszon Kutower chciał początkowo znaleźć dla swego szwagra jakieś zajęcie w swoim domu,
ale ponieważ nie był z niego zadowolony i nie chciał
go mieć w pobliżu, wydzierżawił dla niego gospodę w
pobliżu Kutowa, nad Prutem. I znów to żona zajmowała się gospodą, a mąż całe dnie spędzał w chatce, którą
sobie zbudował na brzegu Prutu, poszcząc, modląc się i
studiując kabałę. Na co dzień żywił się suchym chlebem i tylko w czasie szabasu wkładał białe szaty, jadł
pił i radował się. W tych rzadkich dniach, gdy wracał
do domu, pomagał żonie pracując jak zwykły karczmarz. Niestety w niejasnych okolicznościach małżonkowie musieli oddać przynosząca całkiem niezły dochód gospodę. Przenieśli się do Tłustego, gdzie Beszt
zatrudnił się jako mełamed. Znów przyszło klepać
biedę.
Wreszcie w wieku trzydziestu sześciu lat Izrael postanowił objawić się światu jako Baal Szem Tow. Przydomek ten oznacza tyle co Pan Dobrego Imienia. Baal
Szem to człowiek, który poznał cudotwórcze imię Boga i otrzymał moc posługiwania się tym imieniem.
Człowiek, który widzi więzi łączące rzeczy poza prze-
5
strzenią i czasem, który w imię Boga dokonuje cudów.
I tak też czynił Izrael. Przez kolejnych dziesięć lat wędrował po wołyńskich i podolskich miasteczkach nauczając, lecząc i wypędzając złe duchy. W końcu postanowił osiąść gdzieś na stałe. Wybrał miasteczko
Międzyboże koło Płoskirowa (dziś miasto to nosi nazwę Chmielnicki). W czasach Baal Szem Towa było to
miasto prywatne należące do rodziny Sieniawskich.
Spotkał się on tam z bardzo przychylnym przyjęciem i
to zarówno ze strony właścicieli jak i miejscowej społeczności żydowskiej. I tam też spędził ostatnie dwadzieścia lat swego życia zajmując się głównie nauczaniem. Wielu Żydów z Podola i Wołynia przybywało by
słuchać jego nauk i szybko otoczył go krąg stałych
uczniów. Baal Szem Tow zmarł wiosną 1760 roku w
pierwszy dzień święta Szawuot. Zgodnie z tradycją
ostatnie jego słowa, wypowiedziane do otaczających
go uczniów i przyjaciół, brzmiały: „Nie żałujcie mnie –
jednymi drzwiami wychodzę, drugimi wchodzę. Was
trzeba żałować, gdyż wasza strata jest nieskończenie
wielka”.
Beszt nie pozostawił po sobie żadnych pism ani zapisków autobiograficznych. Jego życie i myśli zostały
opisane przez uczniów, którzy rozeszli się po świecie
zakładając własne ośrodki. I tak narodził się chasydyzm – jeden z najsilniejszych prądów w Judaizmie.
Ale to już inna historia. A wracając do Baal Szem Towa to jego życie, jak już było wspomniane, obrosło
legendami. Stał się bohaterem wielu chasydzkich opowieści. Możemy wśród nich odnaleźć jedną, analogiczną do przytoczonego na początku podania huculskiego, opowieść o poszukiwaniu drogi do Ziemi Świętej. Jednak w tym przypadku to zbójcy przyszli do Baal
Szema mówiąc, że znają tajemne przejście. Ten wybrał
się z nimi jednak, gdy już miał wstąpić na wąską ścieżkę, Bóg postawił przed nim miecz ognisty i Beszt zawrócił zrozumiawszy, że Pan nie chce aby wybierał się
w tą podróż. Jakkolwiek by nie było opowieść ta to
wspaniały przykład przenikania się podań sąsiadujących ze sobą kultur, co było tak charakterystyczne dla
dawnej Galicji. Ale podobno w każdej legendzie tkwi
ziarnko prawdy, może więc ów płaj istnieje gdzieś we
wschodnich Karpatach ?
Łukasz Kania
chasydyzm – ruch mistyczno-religijny i społeczny,
zapoczątkowany przez Izraele ben Eliazara, przeciwstawiający się judaizmowi rabinicznemu; rozwinął
własny rytuał; głosi przede wszystkim radość życia
kładąc nacisk na osobistą modlitwę, która ma służyć
przylgnięciu człowieka do Boga; do II wojny światowej centrum chasydyzmu stanowiła Europa wschodnia,
obecnie Izrael i Stany Zjednoczone
cheder – szkoła religijna dla chłopców w wieku od
trzech do trzynastu lat, mieszcząca się zwykle w domu
nauczyciela zwanego mełamedem; przedmiotem nauczania była Tora i Talmud
kabała – najczęstszy termin określający tajemne nauki
Judaizmu i żydowskiej mistyki
Talmud – olbrzymie dzieło będące zbiorem komentarzy i objaśnień do Tory; powstawał w okresie od VI w.
p.n.e. do VI w. n.e
safed – miasto w Górnej Galilei; ważny ośrodek myśli
kabalistycznej, gdzie działał, miedzy innymi, jeden z
największych myślicieli rabin Icchak Luria Aszkenazy
(1534 – 1572); pod koniec XVIII w. również ważny
ośrodek chasydyzmu; obecnie najwyżej położone miasto Izraela
szames – posługacz w synagodze; do jego zadań należało utrzymanie porządku i czystości
Szawuot – Święto Tygodni, obchodzone szóstego dnia
miesiąca siwan (maj-czerwiec); w starożytności miało
charakter rolniczy; przede wszystkim jednak, według
tradycji, to dzień w którym Mojżesz otrzymał Torę na
górze Synaj; w tym dniu synagogi i mieszkania przystrajano zielenią na pamiątkę kwiatów i zieleni jaką
okrył się góra Synaj w momencie objawienia; w diasporze szawuot trwa dwa dni
Źródła:
Haumann, Heiko, Historia Żydów w Europie Środkowej i Wschodniej. Warszawa 2000.
Kameraz-Kos, Ninel, Święta i obyczaje żydowskie.
Warszawa 2002.
Eliasberg, Alexander, Legendy Żydów polskich. Kraków 2004.
Buber, Martin, Opowieści chasydów. Poznań 1986.
Vincenz, Stanisław, Na wysokiej połoninie – prawda
starowieku. Sejny 2002.
50 ROK SIĘ KOŁO TOCZY…
Początki
Początki przewodnictwa górskiego na terenach Polski
sięgają roku 1875, w którym to pierwsi przewodnicy w
ramach Towarzystwa Tatrzańskiego zaczęli prowadzić
6
po Tatrach. Próby tego typu działalności poza Tatrami
podjął Oddział Pieniński TT w 1893 roku. Równocześnie starania o przyznanie uprawnień przewodnickich
w okolicach Babiej Góry podjął Wawrzyniec Szkolnik.
Były to początki przewodnictwa górskiego w Polsce w
ogóle, o turystyce studenckiej jeszcze nikt wtedy nie
słyszał, a co dopiero o tego typu przewodnictwie.
Pierwszą organizacją skupiającą młodych turystów był
Akademicki Klub Turystyczny powstały w 1906 roku
we Lwowie. Jego bardzo aktywnym działaczem był
wybitny krajoznawca, geograf Mieczysław Orłowicz.
W roku 1930 Polskie Towarzystwo tatrzańskie dostrzegło potrzebę stworzenia jednostki zajmującej się
turystyką studencką. Powstał wówczas pierwszy Oddział Akademicki PTT, który niestety w wyniku wejścia w życie niefortunnej ustawy, przestał istnieć trzy
lata później. Równocześnie w latach trzydziestych
zaczęły następować znaczne zmiany w funkcjonującym
do tej pory przewodnictwie górskim. W 1937 roku
Stanisław Motyka (łodzianin) jako pierwszy nie-góral
otrzymał uprawnienia przewodnickie, musiał on zdać
egzamin przed komisją złożoną z grupy górali i jednego członka PTT. Był to ogromny przełom w przewodnictwie, które do tej pory było zmonopolizowane przez
górali, którzy nie dopuszczali do swojego grona „ludzi
z nizin”. Zaraz po wojnie PTT wprowadziło tytuł przodownika GOT-u. W 1950 roku doszło do połączenia
Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego
Towarzystwa Krajoznawczego, w wyniku czego doszło
do powstania Polskiego Towarzystwa Turystyczno
Krajoznawczego.
A studenci?
Nowe struktury stwarzały nowe możliwości rozwoju
przewodnictwa górskiego. W pełni ukształtowało się
też przewodnictwo beskidzkie. Tymczasem coraz bardziej rozwijała się idea zorganizowanej turystyki studenckiej. Na tym polu największe zasługi położyło
Zrzeszenie Studentów Polskich. W 1953 roku zostały
zorganizowane przez ZSP pierwsze dwa obozy wędrowne, w których miał swój udział Włodzimierz Kulczycki – ojciec polskiego przewodnictwa studenckiego.
Początkowo ZSP korzystał z wykupionych
w PTTK wczasów (obozów), jednak po
udanej akcji obozowej w 1955 roku
powstał
pomysł
stworzenia
wykwalifikowanej kadry do obsługi
tego typu wyjazdów. I tak jesienią
1955 roku powstało w Krakowie
pierwsze
Koło
Przewodników
Studenckich, którego głównym
pomysłodawcą i założycielem był
Włodzimierz
Kulczycki.
Celem
powstałego Koła była przede wszystkim
organizacja
masowych
imprez
turystycznych
dla
środowiska
akademickiego,
propagowanie
turystyki górskiej wśród studentów
zarówno podczas wakacji – „Akcja
lato”, jak i w ciągu roku
akademickiego. Pierwszą taką
imprezą był I Środowiskowy Babiogórski Rajd Studencki zorganizowany w 1956 roku. W sumie odbyły
się trzy takie rajdy. W czasie trzeciego w 1958 roku
nieszczęśliwie zmarł Włodzimierz Kulczycki, którego
imieniem nazwano następne rajdy. Koło Przewodników Studenckich w początkach swojego istnienia intensywnie próbowało nawiązać współpracę ze środowiskami uczelnianymi w celu rozszerzenia swojej działalności, której trzon w dalszym ciągu stanowiły masowe obozy i rajdy studenckie. Spore znaczenie dla
Koła miało powstanie w 1957 roku Międzyuczelnianego Oddziału PTTK oraz Biura Wczasów, Podróży i
Turystyki (późniejszego Almaturu), z którym Koło
bardzo ściśle współpracowało.
Nie klanowość, a fachowość
Od początku działalności Koła organizowane było
szkolenie i egzaminy na przodownika GOT. Pod koniec lat pięćdziesiątych podjęto starania o uzyskanie
przez członków Koła uprawnień przewodnickich
PTTK. Okazało się, że to nie takie proste. Środowisko
przewodnickie PTTK niechętnie widziało w swoich
szeregach młodych przewodników studenckich i stwarzało problemy w dopuszczeniu do egzaminów. Odpowiedzią była akcja „nie klanowość, a fachowość” mająca na celu przekonanie działaczy PTTK-owskich, że
aby być przewodnikiem należy przede wszystkim wykazać się rzetelną wiedzą i umiejętnościami. Spór znalazł rozwiązanie w latach 1960-63. W roku 1960 weszło w życie
zarządzenie
określające
zasady
szkolenia
i
nadawania
uprawnień
przewodnickich. Szkolenie i
organizację kół
przewodnickich powierzono
PTTK.
Utworzono Komisję Młodzieżową ZG
PTTK, której członek Zdzisław
Ryn
(równocześnie członek KPS)
usilnie
walczył o dopuszczenie
studentów do
egzaminów na przewodnika
PTTK.
W
1963
zezwolono
przewodnikom
studenckim na podejście do
egzaminów
PTTK-owskich. W tym
samym
roku walne zgromadzenie
Koła zmieniło nazwę na
Studenckie Koło Przewodników Turystycznych, które stało się
oficjalną
częścią
przewodnictwa
PTTK.
Działalność
W międzyczasie rozwijała się współpraca z uczelniami,
co zaowocowało bardzo popularnymi rajdami uczelnianymi. Zorganizowano tez I Rajd Zimowy.
W roku 1967 Janusz Trzebiatowski zaprojektował trójkątną blachę kołową - od tej pory stała się ona znakiem
rozpoznawczym dla przewodników studenckich. W
tym samym roku 22 marca odbyło się pierwsze przyrzeczenie przewodnickie, również wtedy zmieniono
nazwę na Studenckie Koło Przewodników Górskich.
Koło znacznie się usamodzielniło. W roku 1970 z incjatywy SKPG we współpracy z innymi kołami i tury-
7
stycznymi klubami akademickimi z całej Polski stworzono Radę ds. Przewodnictwa przy Radzie Naczelnej
ZSP. Rok później odbył się ostatni XVI rajd imienia
Włodzimierza Kulczyckiego, w zamian powstała impreza pod hasłem „Ludziom gór” poświęcona pamięci
Kulczyckiego, Andrzeja Ostaszewskiego i Bartłomieja
Kwiatkowskiego, osób szczególnie zasłużonym dla
przewodnictwa studenckiego.
Idea masowych imprez organizowanych do tej pory
przez Koło zaczęła chylić się ku upadkowi, ale od roku
1973 zaczęto organizować obozy zagraniczne do Bułgarii w Piryn i Riłę, w Niżne Tatry na Słowacji oraz do
Jugosławii.
Ważnym wydarzeniem w dziejach Koła było przyznanie Oddziałowi Międzyuczelnianemu PTTK lokalu na
ul.Westerplatte 5, od tego momentu miało ono swoja
własna siedzibę.
W 1974 ruszył rajd „szlakami kurierów”, którego trasa
wiodła z Zakopanego do Budapesztu. Rok 1978 przyniósł pierwszą „Watrę”, kołowy periodyk, który ukazuje się do dzisiaj – kolejny, 11 numer, już w przygotowaniu. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych zaczęto myśleć o umundurowaniu przewodnickim i tak rozpoczęto akcje zaopatrywania przewodników w swetry
kołowe (które są znakiem rozpoznawczym również
dzisiaj), a także w buty, czapki i getry.
Dzielimy się
W roku 1978 po raz pierwszy zaczęto mówić o podziale na dwa koła: beskidzkie i tatrzańskie (gdyż SKPG
skupiało przewodników obydwóch specjalności), ale
pomysł ten upadł.
zostały wstrzymane wyjazdy zagraniczne, Koło przestało otrzymywać fundusze, nie organizowało otwartych obozów i rajdów studenckich, bardzo ograniczyło
wszelkie wyjazdy nawet w polskie góry oraz inne imprezy kołowe. Był to czas, kiedy SKPG sprowadziło
swoją aktywność do minimum, ale nie zaprzestało
swojej działalności.
Bardzo istotną datą w historii SKPG jest rok 1987, w
którym to doszło do wyodrębnienia ze struktur SKPG
Akademickiego Koła Przewodników Tatrzańskich.
Podział na dwa koła, o którym kilkakrotnie wcześniej
wspominano, stał się faktem. Bezpośrednią przyczyną
takiego stanu rzeczy było wejście w życie nowych
przepisów dotyczących przewodnictwa tatrzańskiego.
Powstało Centrum Przewodnictwa Tatrzańskiego, którego członkami musiały być wszystkie organizacje
zajmujące się przewodnictwem po Tatrach. Niemożliwe okazało się przyjęcie do CPT SKPG wraz z przewodnikami beskidzkimi, zatem by tatrzańscy mogli
wykonywać swoją pracę musieli stworzyć odrębne
koło. Pomimo tego rozdzielenia oba koła są ze sobą
ściśle związane, organizują wiele wspólnych imprez, a
sporo przewodników posiada uprawnienia za równo
beskidzkie jak i tatrzańskie będąc członkami obu kół
na raz.
c.d.n.
Nataszka
HUMOR Z PRZEWODNIKÓW
Po dość długiej przerwie powraca, niegdyś stała, rubryka „Humor przewodników”. Mam nadzieję, że zagości na dłużej, choć to zależy przede wszystkim od
kursantów, gdyż… to oni czytają najwięcej przewodników.
Zasady są proste i nie ma co ich omawiać, więc
przejdźmy od razu do rzeczy:
Początek lat osiemdziesiątych zaznaczył się spadkiem
aktywności w działalności Koła. W związku z tym
rozpoczęto prace nad nowym regulaminem SKPG,
który przewidywał wyodrębnienie dwóch sekcji: beskidzkiej i tatrzańskiej. Wszedł on w życie w 1983
roku. Koło zaczęło mieć również w tym czasie kłopoty
ze zdobywaniem funduszy na swoją działalność w
związku z zamieszaniem w działających wówczas
głównych organizacjach studenckich oraz nie do końca
jasnymi stosunkami z Almaturem. Groziło to zaprzestaniem finansowania dotychczasowej działalności
SKPG. W dalszym ciągu coraz bardziej malało zainteresowanie zorganizowanymi obozami wędrownymi,
dlatego zdecydowanie zmniejszono ilość turnusów.
Nie bez znaczenia Dla Koła było wprowadzenie stanu
wojennego, który zawiesił działalność wszelkich organizacji studenckich. Nie oznaczało to jednak zupełnego
zaprzestania działalności Koła. Jednak na jakiś czas
Michał Jurecki, Bukowina kraina łagodności, Bezdroża, K-ów 2001, wyd. I
s. 264 – 265 opis przejścia przez Nowy Sołoniec:
„Przechodzimy obok budynku szkoły, gdzie kończy się
asfalt i wspina się w górę, pomiędzy domami już jako
droga gruntowa. Po chwili dochodzi do kulminacji
doliny Sołońca.”
8
Słowem, asfalt się maskuje, a czym jest kulminacja
doliny autor wyjaśnia w innym miejscu:
bardziej ujęły zamieszczone na końcu rozmówki. Oto
kilka przykładów:
s. 267 „Droga prowadzi nas doliną rzeki Solca. Aby
nieco urozmaicić sobie trasę można wejść na lewą
kulminację doliny i iść dalej ścieżką grzbietową, aż do
zbliżenia się do miejsca, gdzie ścieżka grzbietowa i
droga idąca doliną łączą się”
Skoro dolina ma lewą kulminację to ma też prawą , a
ja myślałem że to są po prostu grzbiety.
Na okręcie:
Jak pięknem jest morze – ma jafe hajam
Gdy nie ma wiatru jest pięknie – kyszeejn ruach, jafe
myod
Tylko niebo i woda – rak szamajim, wamajim
A wczoraj było morze jeszcze burzliwe – wyetmol haja
hajam od soejr
Przebyliśmy wszyscy chorobę morską – kulanu hajinu
cholej jam
s. 218 „W Baia w XV w. istniały dwa kościoły katolickie, z których jeden z nich, franciszkański, zaginął
bez śladu.”
Ciekawe czy wyznaczono nagrodę za odnalezienie?
s. 284 „Pod tą sceną ukazany jest Baranek Boży wyobrażony jako czasza z małym Chrystusem, z zamkniętymi oczami i przebitym bokiem.”
s. 207 „Zwróćmy uwagę na ciekawy, aczkolwiek niewielki obrazek Rozpięcia znajdujący się poniżej Chrztu
Jezusa.”
W Polsce przyjął się raczej termin Ukrzyżowanie, a
rozpiąć to można np. rozporek.
s. 237 o cerkwi drewnianej w miejscowości Putna:
„Tak naprawdę jednak, datacja tego zabytku jest rzeczą
sporną. Wiadomo, iż cerkiew została zbudowana w
1468 r. być może na miejscu wcześniejszej cerkwi
fundacji hospodara Dragoşa (1353).”
s. 215 „Przez kolejne wąskie drzwi wchodzimy do
małego pomieszczenia o bardzo małych wymiarach.”
Zebrał: Łukasz Kania
CZAR STARYCH PRZEWODNIKÓW
Przewodnik po Palestynie, oprac. Joseph Ben Adam,
Księgarnia Nowości we Lwowie, 1934.
Ciekawe jest porównanie wiadomości z tego przewodnika z obecną sytuacją w Palestynie. Mnie jednak naj-
Lądowanie:
Oto kraj! – Hinej haarec!
Ja nic nie widzę – ejneni roeh klum
A przecież, patrz się – tam! – Ulam, ryej nah – szam!
Rzeczywiście, ląd, brzeg, skały – beemeth, hajabasza,
hachof, hakejfim
W hotelu:
Czy życzy sobie Pan by go zbudzić? – hechafejc adoni
szenair oto?
Proszę mnie obudzić punktualnie o ósmej i postawić
dzbanek wody gorącej przed drzwiami – bywakaszah
lyhair oti byszmoneh bydijuk wylasim kat majim chamim lyfnej hapetach
Mamy wodę bieżącą, ciepłą i zimną w każdym pokoju
– jesz lanu majim szotfim, hen chamim hen karim bychol cheder wacheder
Tem lepiej, dobranoc – mah tow, bytow talin
W restauracji:
Dziękuję nie lubię szparagówki – todah, ejneni ohew
aspereg
Ale proszę się teraz pospieszyć, jest mi niemożliwem
czekać – awal achszaw na lymahejr, i efszar li lyhamtin
Natychmiast, mój Panie, już jest zupa – tejchew umijad
adoni, sinej kwar hamarak
Brakuje serwetka – sinej hamapith chasejra
(CeH)
9
WOKÓŁ KURSU
AKTUALNOŚCI KURSOWE:
ZE WSPOMNIEŃ ZAMKA
Z KURSANCKIEGO ŻYCIA
Poezja jak widać nie schodzi z naszych łam. Tym razem jednak prezentujemy tzw. „wierszyk przydatny”,
z odmiany topograficznej. Tego typu rymowanek
niestety nader mało powstało podczas szkoleń w
SKPG, w przeciwieństwie do kursów tatrzańskich. A
byłyby one na pewno cennymi przy „zakuwaniu” przed
egzaminami. Dlatego też liczymy, że odkryjecie w
sobie talent wierszoklety i w przyszłości pojawi się
więcej takich pomocnych wierszyków. Jest to wciąż
niezapełniona nisza, A jak wiemy natura pustki nie
znosi.
Więc do dzieła!
Właściwie to sama do końca nie wiedziałam, w jaki
sposób znalazłam się na tym obozie, skoro cały
wszechświat sprzysiągł się, by działać przeciwko mnie.
Rzucał kłody pod nogi i opóźniał dzień wyjazdu. Czy
raczej – dojazdu.
A jednak stało się – i w środę w Grybowie dane mi
było spotkać innych „spóźnialskich”. Dla nich nie lada
gratka – dzień z Martinim! Kto był, wie wszystko, kto
nie – niech żałuje! A panorama w jego wykonaniu to
kunszt słowa, poezja. I wcale teraz nie żartuję!
Wieczorem nastąpiło spotkanie z bracią kursową (nareszcie!). Stanęli w drzwiach zziębnięci, zmarznięci
(ponoć po drodze była kąpiel w potoku.. doprawdy,
dziwne te kursowe zwyczaje), ale chyba szczęśliwi.
Cóż, po dotarciu do takiej szkoły jak „nasza” uściańska, to każdy by się cieszył. Szybka regeneracja sił i..
mecz siatkówki. Tak, tak, tego wieczoru śpiewogranie
zeszło na dalszy plan. W obliczu przestrzeni i piękna
sali gimnastycznej staliśmy onieśmieleni i zachwyceni.
Wyruszajac z rana – zupełnie bez troski
Pierwsze, co napotkasz – potok Nawojowski!
Chwytasz się za głowę i w około zerkasz
Co widzisz następnie – to potok Homerka!
Wspinasz się więc dalej – jak świetny sportowiec,
A tu Ci po drodze przepływa Czaczowiec.
Z mozołem prowadzisz kochany kolego
Cóż z tego, gdy wpadłeś do Składziszczańskiego
Idziemy wciąż dale, choć czasu ubywa
Ale tuż przed nami Felczyn dołem spływa.
Szef kursu pogania, nie mając litości
Lecz ciek Łabowczański nas teraz ugości.
Masz już tego dosyć, pot już z czoła bije.
Niestety – w dolinie Uhryński się wije.
Już jesteś znudzony, nikt Ci nie dogodzi
Tymczasem zboczami Kryściów tu uchodzi.
Złościsz się okropnie, zdrowie Twoje mija
Nie bój się – na koniec Łosiński dobija!
W desperacji
Przed egzaminem
Skleciła
Kasia Mlekodaj
Gdy nam przeszło, graliśmy mecz za meczem.
I minęła noc – nadzwyczaj szybko (dziwne, że te wyjazdowe noce mijają jakoś szybciej niż normalnie).
Rano nie było litości – autobus do Izb miał nadjechać
punktualnie, więc trzeba było się spieszyć. A jak tu po
ciemku znaleźć swoje ubranie? Ale to jeszcze nic –
najważniejszy REWASZ! „Biblia” każdego kursanta –
„Beskid Niski dla prawdziwego turysty” (tu zapewne
błąd w tytule – winno być „dla prawdziwego kursanta”
– takie niedopatrzenie drukarskie). Jak lunatycy zwieszaliśmy głowy nad kartkami przewodników. Izby
10
kojarzyły się jedynie z zaciszną izbą, w jakiej stoi
ŁÓŻKO z PIERZYNĄ, w którym można SPAĆ.
Śniadanko było na przystanku. O ironio losu! – co za
podstępne miejsce - zza wiaty widać cerkiew. Nawet
na chwilę nie pozwolą nam się zrelaksować, cerkiew
niczym fatum stała przed nami. Jeden kęs – budowa
spółdzielna, kęs drugi – dach namiotowy połamany,
kęs trzeci – cerkiew zorientowana, kęs czwarty – kursant zdezorientowany.
Ruszyliśmy! Na szczęście po pięciu minutach był postój (byśmy przypadkiem się za bardzo nie zgrzali). I
opis cerkiewki, i rys historyczny.. i nerwy, czy przypadkiem to nie ja będę następnym wybrańcem z kajecika do prowadzenia grupy. A tu jeszcze dwa rozdziały
REWASZA do wyrycia na pamięć! Strach był wielki,
bo czerwienią pałała nasza grupa – na jednego kursanta
prawie jeden przewodnik (ech, tylko w SKPG Kraków
mają indywidualny tok nauczania).
Lecz pozostawiliśmy konfederatów ich własnemu losowi, bo oto nasz zaczął interesować nas o wiele bardziej. Przed nami zjawiło się zachodnie oblicze Lackowej (dziwne, dlaczego upadły plany budowy kolejki
na ten szczyt). Szło się przyjemnie, o ile bardzo mocno
się w to wierzyło. A na szczycie – śnieg, święte zmęczenie i radość. Jak tam było pięknie!
O tym, że Lackowa nas nie pokonała, najlepiej można
się było przekonać wieczorem na sali: siatka, kosz i
piłka nożna.. hmm…tego
jeszcze nie było!
Kolejny dzień (jeszcze żyję).
Męczące podejście do schroniska na Magurze.. z przełęczy. Na Magurze ludzi tłum,
dookoła szum, lecz my dalej
– ku żołnierskim mogiłom.
Zeszliśmy do Nowicy. Do
miejscowego „marketu” po
łyżki, co by każdy kursant (i
przewodnik też) miał swoją i
nie zabierał innym. A łyżek
był wybór ogromny– duże i
małe, drewniane i bardziej
drewniane, a wszystkie bukowe (opinia znawców).
Wieczorem (jeszcze przed
24.00) odsypialiśmy to i
owo. Jeszcze przed północą
zabawa „Zróbmy kursanta w
balona” (czy może – coś
bardziej niskobeskidzkiego:
„zróbmy z kursanta łosia”).
Ha ha! Nie taki kursant nie-
douczony, na jakiego wygląda, drodzy Ściemniacze! O
północy, oprócz naszych rozweselonych serc, płonęło
ognisko, nad rzeczką, opodal krzaczka, nieopodal szkoły. Grała gitara, trzaskał ogień i nawet nie było tak
strasznie zimno. Gorąca atmosfera? Hmm.. Zrobiło się
poważnie – popłynęły życzenia. Serdeczne, ciepłe,
materialne (każdy sobie życzył jakiejś blachy).
Wróciliśmy do szkoły. Jakoś wróciliśmy – szampan
był.. ups.. dużo szampana.. hmm.. Niektórzy po omacku. A potem bumstarara, czyli „zagraj mi (nie tylko
góralsko) muzycko”. Dla szaleńców był jeszcze mecz
siatkówki, pierwszy w tym roku.
Kiedy słońce było już wysoko, a widoczność była iście
panoramowa – nad szkołą zaległa cisza. Tylko
gdzieniegdzie dało się słyszeć to chrapanie (oj,
chłopaki z sali nr…), to jakieś opowieści przez sen;
przemknęło paru lunatyków z REWASZEM w ręce.
A pomiędzy nimi ma postać, z trudem kompletująca
swój bagaż. Och, tak, to był fatalny błąd; pierwszy błąd
w tym roku, którego już żałuję – wyjechać wcześniej z
kursowego obozu. Ech!
Niecierpliwie oczekujące na następny obóz
Maleństwo
– Biuletyn Informacyjny Krakowskiego Studenckiego Koła Przewodników Górskich. Nie wiemy, czy
może być jeszcze bardziej aperiodycznym pisemkiem, niż obecnie, ale... rzeczywistość potrafi nas bardzo zaskakiwać –
na tym polega ponoć jej urok. Poglądy i opinie prezentowane na jego łamach nadal nie zawsze i nie do końca są zgodne
z oficjalnym stanowiskiem SKPG. Zespół Beskidnika: CeHanka Dobranowska (specjalistka ds. Decorum), Paweł
„Misiek” Miśkowiec i wszyscy ludzie dobrej woli, którzy im pomogli, wliczając autorów oraz dobrego (bo
mobilizującego) Ducha Bazylego, który chcąc nie chcąc nadal unosi się nad Beskidnikiem. Projekt winiety: Karolina
Jabłońska. Ilustracje: Nataszka Figiel, Lili Bernaciak Jacek Beni, Ojciec CeHanki. Redakcja nadal zastrzega sobie
prawo skracania tekstów oraz zmiany ich tytułów. Wszelkie uwagi, propozycje oraz teksty (zwłaszcza teksty) proszę
kierować na adres: [email protected], [email protected].