Wywiad z Wawrzyńcem Dąbrowskim – liderem Frozen
Transkrypt
Wywiad z Wawrzyńcem Dąbrowskim – liderem Frozen
Wywiad z Wawrzyńcem Dąbrowskim – liderem Frozen Lakes Co napędzało was przy tworzeniu projektu Frozen Lakes? Myślę, że przede wszystkim chęć stworzenia składu z tymi ludźmi. To chyba jest najtrudniejsze, znaleźć odpowiednie osoby do wspólnego grania i tworzenia. Często jest tak, że pomimo, iż wszyscy chcą grać, to nie do końca chcą grać konkretnie ten sam gatunek. Więc myślę, że przede wszystkim ludzie, wspólna przygoda, no i to, że każdy z nas czuł podobny klimat muzyczny. Płyta „Oceans of subconcious” jest concept albumem, który opowiada historię. O czym jest ta płyta? Kim jest Joe? Myślę, że nie można powiedzieć dokładnie, kim on jest. To jest pewien fikcyjny bohater, jest pewnego rodzaju symbolem. To taki pan Cogito trochę (śmiech). To historia zawieszona między jawą, a snem. Dosłownie i w przenośni, bo pierwszy utwór opowiada o zapadaniu Joe w sen, a kolejne utwory przedstawiają historię jego podróży po podświadomości. W ostatnim utworze towarzyszymy mu zaś, kiedy się wybudza. To historia o przechodzeniu przez własną podświadomość po jakimś traumatycznym przeżyciu. Powiedziałeś, że Joe jest taką postacią archetypiczną, symbolem. Czy uważasz, że każdy może utożsamiać się z tą postacią? Myślę, że tak. To jest po części historia o zagłębianiu się w ludzką psychikę i docieraniu do jej mrocznej sfery. Stąd te „czarne oceany strachu”, które pojawiają się na płycie. Nie żeby się jakoś fascynować tą ciemną stroną, tylko po prostu jest to immanentna część ludzkiego życia. Piosenka „King Joe”, którą wybraliście do zagrania w programie, dzieli się na trzy części. Trochę jak sztuka teatralna. Każda część ma swoje zwroty akcji i specyficzną dynamikę. Czy ta piosenka jest w jakiś sposób najważniejsza z tej płyty? Dla mnie tak. Jest mi najbliższa. Szczególnie moment końcowy jest takim apogeum tego concept albumu. Może to za dużo powiedziane, ale na pewno mini concept albumu. To ciekawe spostrzeżenie z tym trójpodziałem utworu. Myślę, że to nie było świadome. Natomiast cechą charakterystyczną naszej muzyki jest zmienność dynamiki i nastrojów - są bardzo powolne, spokojne momenty, aby po chwili przejść w coś naprawdę mocnego. Śmiejemy się, że to jest trochę zasada muzycznego światłocienia. Muzyka na epce, w połączeniu z tekstem i jego całą historią, bardzo wizualizuje te motywy zamarzniętych jezior, wody. Czy woda i zimno są symbolami, które opowiadają historię? To są kolejne symbole. Jeziora, woda to po części nawiązanie do stylu naszej gry. Nasza muzyka jest w dużym stopniu osadzona na sekcji. Na tej sekcji rozpościerają się „jeziora gitar”. Te gitary pełnią trochę inną rolę, niż w większości zespołów, które mają podobny do nas skład (czyli: bas, perkusja i dwie gitary). To wszystko nie mogłoby funkcjonować bez sekcji, która trzyma wszystko w ryzach. Myślę więc, że ten motyw wody i jezior przejawia się zarówno, jeżeli chodzi o odniesienia do samej muzyki, jak i do ogólnego klimatu, który jest dosyć surowy, mroźny i przez ten mróz, może w pewien sposób “szlachetny”. Czy wykorzystywaliście jakieś inspiracje z zakresu psychologii? Jak według ciebie człowiek radzi sobie ze stratą bliskiej osoby? Czy przechodzi przez psychologiczne fazy jak np. wyparcie, gniew, depresja? Ciekawe i głębokie pytanie! (śmiech) Jeżeli chodzi o te inspiracje psychologiczne, to myślę, że tam jest sporo Junga i motywów bardzo baśniowych. Przez tą konwencję baśniowości było możliwe użycie środków stylistycznych, które pewnie poza tą konwencją byłyby banalne. Używanie tych motywów mogłyby być bardzo kiepskie, gdyby nie osadzenie fabuły w konwencji z pogranicza snu i jawy. Natomiast czy to jest taki dokładny psychologiczny opis... Chyba nie. Nikt z nas w zespole nie czuje się uprawomocniony i nie ma takiej wiedzy, żeby to opisywać w ten sposób - jest to bardziej wizja artystyczna. Czy uważasz, że podświadomość jest naszym sprzymierzeńcem czy wrogiem? Czasami potrafi pomóc odpowiedzieć na ważne pytania, a czasami poważnie dokopać i wpędzić w depresję. Ja myślę, że jest i tak, i tak. Nie można powiedzieć, żeby podświadomość była ani dobra, ani zła. To jest trochę tak, jak Baruch Spinoza mówił o substancjach chemicznych, że one mogą być czasami lekarstwem, a w innym przypadku mogą być trucizną - nie wiadomo więc czy są dobre czy złe. Myślę, że tak samo jest z podświadomością. Czasami może ona nam pomagać, może działać stymulująco, czasami rozwijająco, a czasami destrukcyjnie. Czy i dlaczego muzyka jest dobrym medium do opowiadania historii? Ja nie wiem, czy ona jest dobrym medium (śmiech). Ja i chłopaki robimy to po prostu od dłuższego czasu i myślę, że muzyka oraz ogólnie sztuka jest językiem komunikacji. Wydaje mi się, że udało nam się uchwycić na płycie to, co chcieliśmy tam zawrzeć. Gdybyśmy teraz mieli to zwerbalizować, to pewnie by nam się nie udało. Dlatego użyliśmy do tego celu muzyki. Przy pisaniu tekstów inspirowałeś się filmami takimi jak „Zakochany bez pamięci” i „Źródło”. Czy uważasz, że historia z płyty ma potencjał, żeby ją zekranizować lub stworzyć fabularyzowany teledysk? Myślę, że ona może być dobrym zaczynem do filmu, ale trzeba by ją bardzo solidnie rozbudować. Też nie jest tak do końca tak, że ja się inspirowałem tymi filmami, bardziej wydaje mi się, że tam się pojawia podobna przestrzeń emocjonalna. Taka, gdzie nie ma jasno określonego czasu ani miejsca akcji. Nasz bohater podróżuje przez podświadomość i krainy, które po części symbolizują jego różne odczucia i przemyślenia, ale gdybyśmy mieli jasno wyznaczyć czas i miejsce akcji, to byśmy go nie znaleźli, podobnie jak w „Źródle” Aronofsky’ego. Tam akcja rozgrywa się w trzech wymiarach jednocześnie i nie te wymiary są najważniejsze, a bardziej historie, które tam się odbywają. A więc bardziej teledysk? A może ta historia lepiej funkcjonuje tylko w formie muzycznej? Teledysk byłby super, tylko że chcielibyśmy to zrobić bardzo dobrze, albo nie robić tego w ogóle. Najgorsze jest, kiedy wychodzi “prawie dobrze” i poczucie, że niby coś zrobiliśmy, ale to nie jest to. Marzymy o teledysku i myślę, że prędzej czy później nam się uda go zrealizować, ale dopóki nie znajdziemy odpowiedniej osoby, to się tego nie podejmiemy. Nie jest też powiedziane, że ten teledysk nie będzie animowany. To może być wizualizacja, niekoniecznie coś fabularnego. Preferujesz fabularne teledyski, czy takie które zupełnie nie są związane z piosenką? To bardzo zależy od muzyki, do jednych pasuje to, do innych zupełnie coś innego. Trzeba dobrać odpowiedni środek przekazu do danej muzyki. A osobiście chciałbyś napisać muzykę do filmu? Do jakiego? Strasznie! (śmiech) Chyba do tego typu jak nasza muzyka, bo w tym się najbardziej odnajduję. Z drugiej strony muzyka stricte akustyczna do filmu drogi też byłaby fajna. Generalnie synkretyzm w sztuce mi bardzo odpowiada, więc jeżeli będę miał kiedyś możliwość zrealizowania muzyki do filmu, który mi się podoba (to już w ogóle byłoby super, gdybym mógł wybierać (śmiech), to byłoby to coś wspaniałego. A jakby Ci zaproponowali „M jak miłość”? No to myślę, że zaproponowałbym kogoś innego (śmiech). Chociaż nie uważam, żeby takie rzeczy były złe. To jest po prostu coś, co do mnie nie przemawia, może do kogoś innego tak. Owszem, są pewne filmy i realizacje artystyczne, które są po prostu tandetną kichą, i to czuć. Nie mam też nic przeciwko muzyce popowej, jeżeli jest dobrze zrobiona i jest ciekawa. Jest to gatunek artystyczny, którego może rzadko słucham, ale nie musi być zły. Tworzycie nowy materiał, w jaką stronę pójdzie „fabuła” piosenek Frozen Lakes? Czy to dalej będzie historia Joe, będziecie trzymać tę koncepcję? Myślę, że na pewno nie będziemy sztywno się trzymać tej koncepcji, bo sztywne trzymanie się jakiejkolwiek koncepcji doprowadza do tego, że sama sztuka staje się sztywna i wtedy przestaje być sztuką. Natomiast klimat takiej oniryczności, senności i poruszania się w obrębie metafor pozostaną. Funkcjonujecie jako kwartet, czy zastanawialiście się nad wprowadzeniem nowego instrumentu np. klawiszy, które dodawałoby jakieś efekty? Zastanawialiśmy się i to nie jest wykluczone, ale to tak samo jak z tym teledyskiem - staramy się, żeby było dobrze - musimy więc znaleźć osobę, która naprawdę by temu podołała i musimy okrzepnąć na razie w formie kwartetu, żeby rozszerzać skład. Planujecie trasę koncertową po Polsce. Jak będą wyglądały koncerty? Wasza muzyka obrazuje nam wiele ciekawych miejsc, czy w takim razie wspomożecie się wizualizacjami? Jak będą wyglądały koncerty, to zależy najbardziej od publiki (śmiech), od tego jak nas przyjmie, od klubu i miejsca, więc jeszcze dokładnie nie wiem. Jeżeli chodzi o wizualizacje, to jest to świetny pomysł, natomiast na chwilę obecną ich nie mamy. Preferujesz albumy koncepcyjne, czy lubisz piosenki, które są zupełnie niepowiązane ze sobą? Nie wydaje mi się, żeby album, który kiedykolwiek przypadł mi do gustu, mógł być zlepkiem utworów, które nie są w żaden sposób powiązane. Myślę, że w ogóle jak ktoś pisze kilka tekstów, to moment napisania jednego utworu musiałby być oddalony o 5 lat od kolejnego, żeby one nie były w jakiś sposób powiązane, bowiem pisze się o tym, co się wydarza w życiu. Ale jeżeli pytasz tak konkretnie o concept albumy, to podoba mi się to. Nie jest to wyznacznik, że tak musi być. Ale trudno jest później z takiego concept albumu wybrać jakiegoś singla, który będzie figurował oddzielnie jako hit? Trudno, no i myślę, że w większości (w przypadku wyboru singla) kierujemy się chęcią dotarcia do słuchacza. Nie ukrywamy, że na tym nam zależy. Dlatego jest wiele utworów, które uznajemy być może za lepsze, ale w “pierwszym odbiorze” nie są chwytliwe. Mamy świadomość tego, że są utwory które np. trwają 10 minut i wiadomo, że jeżeli wybierzemy je na singiel, to nie mamy szans, żeby pojawił się kiedyś w radiu. W ogóle mamy na to niewielkie szanse, chociaż pojawiliśmy się ponoć w Trójce o 4 w nocy (śmiech). Z tą muzyką mamy małe szanse na takie przebicie się, bo to na pewno jest muzyka niszowa. To nie jest muzyka rozrywkowa. Sylwester z dwójką? Może Dwójka czy Jedynka nas zaskoczy albo inna telewizja i na Sylwestra puści na przykład „King Joe” o północy (śmiech). Polecamy się! Chociaż faktycznie mogłoby to być trochę depresyjne. Spotkaliśmy się w jednej z recenzji z opinią, że ta płyta jest bardzo smutna. Kilka bliskich mi osób też tak się o niej wypowiadało. Ja nie mam takiego poczucia. Na pewno nie należy do wesołych, ale bardziej postrzegam ją w klimacie pewnej refleksyjności, niż czegoś “dołującego”. Smutek wynika chyba z samej podstawy tej płyty skoro opowiada ona o stracie? Na pewno tak, ale jest to pewnego rodzaju przejście, bohater jednak się wybudza z tego snu. Radzi sobie z sytuacją? Tak, jest to pewnego rodzaju metamorfoza. Poza tym ostatni utwór „Bruised Knees” posiada motyw, że tak go określę, kojący. Masz pewne doświadczenie w koncertowaniu z Letters From Silence. Wybrałeś miasta właściwie na podstawie tego, gdzie Was chcieli. Ktoś rzucił na fanpage’u komentarz „Białystok!” i nagle zabukowaliście Białystok. To nie do końca tak było, ale dzięki temu, że ludzie piszą np. „Białystok!”, to wiemy że tam jest przynajmniej jedna osoba, która chce nas posłuchać. A to jest tak naprawdę dużo, szanujemy to. Zawsze lepiej zagrać dla kilku osób, które bardzo chcą posłuchać tej muzyki, niż przyjechać do super miejsca, gdzie okaże się, że publika oczekuje w ogóle czegoś innego i (to zabrzmi jak przechwałka) nie doceni tego, co chcemy zagrać. Prawdopodobnie trasa będzie miała nawet nazwę (co jest takie szumne jak na w sumie 4 koncerty - ale dobrze się z tym czujemy (śmiech)) - „Take Me Home Tour”, a to dlatego że każde z tych miast, jest miastem rodzinnym każdej z podróżujących z nami kapel. Łódź – Hunted by the waves, Puławy – Servants of silence, Lublin będzie jedynie takim satelitą, no i Warszawa, gdzie urzęduje Frozen Lakes. Także tu bardziej chodzi o to, że to jest kumpelska trasa i od początku tak miało być. Jeżeli chodzi o nocleg, to też organizujemy go sobie we własnym zakresie. Jeśli będzie fajnie i wszystkim nam się będzie podobało, to myślę, że takie trasy będą się odbywać częściej w tym składzie. My i słuchacze zobaczymy i ocenimy. Tak na koniec, możesz zdradzić o czym jest nowy materiał? Czy zmienia się u Was stylistyka piosenek? Ciężko mi jest odpowiedzieć bezpośrednio, bo to tak jak bym miało powiedzieć, o czym jest ten pierwszy album, który jest “scalony”. Koncepcja rodzi się w momencie, kiedy te wszystkie utwory się konsolidują, więc na pewno nie zmienia się drastycznie klimat, natomiast piosenki nie są na razie powiązane jedną koncepcją. Być może ta koncepcja się zrodzi, a jeżeli nie, to jej po prostu nie będzie. Natomiast myślę, że tego materiału już jest więcej niż na epce i że kolejnym krokiem, na którym nam bardzo zależy, jest już longplay. Mogę chyba powiedzieć, mówiąc za wszystkich członków Frozen Lakes, że naszym marzeniem jest stworzenie pełnego albumu. Nasza epka była dobra na start - chcieliśmy pokazać jak gramy. Jednak, tak jak nie pisze się połowy książki, tak my chcielibyśmy zaprezentować ludziom pełną książkę w postaci longplay’a (śmiech). A pytanie odnośnie dystrybucji płyt. Rynek się zmienia, co myślisz o dystrybucji cyfrowej muzyki, czy to jest dobra droga? Czy ludzie przekonają się do tego? Ja myślę, że to się stanie czy ludzie się przekonają, czy nie. To tak jak z komórkami, kiedyś były fanaberią, teraz to jest absolutna podstawa funkcjonowania bardzo dużej części ludzi. Nie mówiąc już o tym, że to jest w pewien sposób ekologiczne, co mnie też bardzo przekonuje. Uważam, że to jest fajny kierunek, ale, podobnie jak chociażby z książkami, miło jest wziąć do ręki coś materialnego. To jeszcze bardziej ukonkretnia pewien przekaz artystyczny, jeżeli można zobaczyć coś, co jest spojone np. wizją graficzną okładki. Więc myślę, że to będzie funkcjonowało podobnie jak instrumenty klasyczne w filharmonii – to znaczy, że możemy bardzo podobny dźwięk osiągnąć innymi metodami, ale nie tylko o to chodzi. W tych instrumentach klasycznych jest zaklęta jakaś magia i myślę, że podobnie będzie z płytami zawsze będą w formie materialnej, ale pewnie wtedy będą towarem bardzo ekskluzywnym. Wywiad przeprowadził Kuba Styczyński