1904 r. List z Żychlina.

Transkrypt

1904 r. List z Żychlina.
Rok 1.
2 9 (16) w r z e ś n i a 1904 r .
n
/I
H
Q
' ,'
"3
\-
Nr. 39.
CZYTELm
DLA WSZYSTKICH.
Tyfoflnik ilustrowany, poświgcony naace, literatarze, polityce i życia bieżącemu.
WYCHODZI CO CZWARTEK.
Drogowskazy na Wsiach.
Każdy, ktokolwiek miał sposobność odbywać
dłuższą podróż konno lub pieszo po Królestwie Pol­
skim, nie mógł nie zauważyć opłakanego stanu dro­
gowskazów, w jakim znajdują się w niektórych miej­
scach, jak również tej niejednostajności w napisach
na tablicach drogowskazowych, jaka rzuca się
w oczy tu i owdzie. [ tak, w jednej miejscowości
mamy drogowskazy w rosyjskim i polskim języku,
w drugiej tylko w rosyjskim, w trzeciej nareszcie,
na słupach sterczą blachy, dowodzące, że na nich
było coś pisane, ale co — niewiadomo, gdyż miejsce
liter pokryła rdza.
Niemniejsza też różnorodność panuje w napi­
sach na słupach przed mieszkaniami sołtysów: tu
spotykamy to samo zjawisko co powyżej, z tą tylko
różnicą, że sołtysa w niektórych powiatach (zwłasz­
cza w guberni Piotrkowskiej) niewłaściwie nazywa­
ją „sotskim". Nie wdając się w pochodzenie słowa
„sotskij", zaznaczam, że według Najwyższego Uka­
zu z 1864 roku o urządzeniu włościan, urzędnicy wsi
tak po rosyjsku, jak i po polsku nazywają się sołty­
sami, co potwierdzają napisy w dwóch językach na
znakach, które noszą przy spełnianiu służby, a zatym nazwa „sotskij", jako bezpodstawowa, jest
mylna.
O tem, że drogowskazy, na których nieraz ab­
solutnie nic nie można przeczytać (a takie nie stano­
wią rzadkości) nie posiadają najmniejszego znacze­
nia, dwóch zdań być nie może. Takie zaniedbanie
pod tym i wielu innymi względami wynika stąd, że
administracja gminna, nie wypełniając należycie
obowiązków, jakie na nią zostały włożone, nie stara
się o zaspokojenie niezbędnych potrzeb społeczeń­
stwa. Wiadomo przecież, że tam, gdzie miejscowa
administracja jest dbała, drogowskazy, mosty, dro­
gi — słowem wszystko jest utrzymane w dobrym
stanie..
Co się zaś tyczy napisów, to jak wiadomo War­
szawski Gienerał-Gubernator, zmarły książę Imeretyński, biorąc pod uwagę tę okoliczność, że, stosow­
nie do rozporządzenia b. Głównego Dyrektora, prezydującego w Rządzącej Komisji Spraw Wewnętrz­
nych i Duchownych i Narodowego Oświecenia z dnia
10 lipca 1835 roku, wszystkie tablice i drogowskazy
w kraju powinny być pisane w języku rosyjskim
i polskim, wydał okólnik do władz z dnia 30 czerwca
1898 r. za Nr. 11572, aby powyższe rozporządzenie
było zastosowane, z wyjątkiem miejscowości, zamie­
szkanych wyłącznie przez ludność unicką.
Przypomniane przez okólnik prawo, które
przedtem było zaniedbane, znalazło zastosowanie
w praktyce: w wielu powiatach, dzięki gorliwości
naczelników tychże powiatów, powstają nowe tabli­
ce na drogowskazach, na domach, przed mieszkania-"
mi sołtysów itd. w dwóch językach, z oczywistym
pożytkiem dla społeczeństwa.
Jednakże mimo to w wielu miejscowościach
nadal pozostały napisy na tablicach tylko w języku
państwowym, bez tłumaczenia ich na język polski, co
sprzeciwia się powyżej wspomnianym przepisom.
Smutnym objawem jest to, że niektórzy wójci przy wprowadzaniu nowych tablic w swoich
gminach nie zastosowują się do obowiązujących
przepisów, co dowodzi, że tych przepisów nie znają.
Wszystko to dostatecznie dowodzi, że jeżeli
znajomość prawa obowiązuje każdego, to tymbardziej wójta, biorącego tak czynny udział w ży­
ciu społecznem; bez znajomości odnośnych ustaw
i przepisów często zbacza się z drogi właściwej.
Czas zdaje się, abyśmy wszyscy w XX-tym wieku
zrozumieli tę prostą zasadę, że znajomość prawa
obowiązuje każdego.
S. D.
/B#
j
310
_
CZYTELNIĄ DI,
WSZYSTKICH
Nr. 39
— Chcę gospodarować sama... a plan gospodar­
ski gotów?
— Będzie na czas... tylko ostrożnie, kuzynko,
stracić łatwo, ale odzyskać trudno.
— Przecież kuzyn mi pomoże?
Powieść współczesna
— Z całego serca... A jak myśli kuzynka, czy
nie byłoby lepiej abyśmy razem pracowali? dokazaliPRZEZ
byśmy cudów.
JLrtura Gruszeckiego.
— Zapomina kuzyn, że Borowiczki wymagają
(Dokończenie).
pięć lat, a Żaleniec również.
— Zadziwiająca pamięć w tak młodym wieku!
Dostański, wysłuchawszy, przemówił:
ale
po
oczyszczeniu Borowiczek?
— Mojem zdaniem należy tak zrobić:
—
I Żaleńca — dodała,
Napiszę do wuja pani Stanisławowej i zażądam od
— Niech będzie i Żaleńca! czy pójdziemy ręka
niego, jako najbogatszego z nas, trzydzieści tysięcy
w miejsce wypowiedzianej sumy kasy. Ja daję na w rękę przez całe życie?
— Zobaczymy...
dalszą hypotekę dziesięć tysięcy, przeznaczone dla
— Ach moja najmilsza kuzyneczko, urobię so­
mego wnuka dziesięcioletniego, a Reginka sześć ty­
bie ręce po łokcie, nogi po kolana, a Żaleniec i Boro­
sięcy ze Żaleńca.
wiczki będą czyste w połowie tego czasu próby —
— A mnie ojciec dobrodziej pominął?
i
— Ty, panie Bolesławie, z wielkim trudem ura­ ucałował jej ręce, których mu nie broniła.
— Nie, kaleki nie chcę — zaśmiała się — trze­
towałeś Borowiczki, masz jeszcze kupę długów... nie
ba wszystko z rachunkiem... otóż i Staś... tak pręd­
bierz za wiele na wóz, bo ustaniesz.
— I jam tego samego zdania — dorzucił gospo­ ko? — mówiła.
— To prawda — westchnął, i do wchodzące­
darz — wiem, że masz najlepsze serce, ale nie upo­
go: cóż tam Stachu?
karzaj mnie twoją dobrocią.
— Gdzie Zosia?
— Otóż to wdzięczność ludzka! — westchnął
—
Jestem; cóż się stało? — mówiła wchodząc
Bolek, zwracając się do Reginki —ja, com się przy­
od
dzieci.
czynił do skruszenia pęt, odchodzę z niczem.
— A więc słuchajcie: Barwitza nie zastałem,
— A sława rycerza nic nie znaczy? — zaśmiała
wchodzę do gabinetu, by napisać kilka słów i spo­
się Reginka.
strzegam list otwarty; poznaję pismo Keltermanna
— Jeśli to wzrusza dainę serca rycerza, jestem
i dostrzegam moje nazwisko. List ten wziąłem, jako
szczęśliwy — i patrzał zakochanemi oczyma.
dowód bardzo mi potrzebny.
— Bolku uważaj — zawołał Stach — czy po­
Wyjął list z kieszeni, a upewniwszy się, że
dejmujesz się otrzymania sześciu tysięcy na Żadrzwi od dzieci zamknięte, czytał:
leniec ?
— „Zapewne już doniosła wielmożnemu panu
— Bardzo chętnie, dziś jadę do Poznania, a ju­
panna Emilja — to nasza bona, objaśnił — że odbył
tro wracam z pieniędzmi.
się u nas w Młodowie zjazd komitetu ratunkowego,
Omówiono bliższe szczegóły terminów i goście był pan Dostański i ten bezczelny szowinista Zier­
wyjechali.
nicki...
Bolek, zamiast wieczornym pociągiem, wrócił
— To ja — skłonił się Bolek z powagą.
z Poznania popołudniowym i około piątej był w Mło— „Jej zdaniem, oni, jak to zwykle czynią pola­
dowie.
cy, dużo nagadają, naobiecują, dobrze zjedzą i wypiją,
— Jakto, już kuzyn wrócił? zdziwiła się Regin­ i już po burzy. Lecz zauważyłem, że Szczukowski
ka, którą zastał w pokoju jadalnym.
stąpa z pewną dumą i pewny siebie; jego siostra, ta
— Nie martw się tem, kuzynko, bo wracam szowinistka, jest wesoła i swobodna. A co najwa­
obładowany złotem.
żniejsze, Dostański obiecał dać dziesięć tysięcy,
— Dopiero Staś się ucieszy!
a Ziernicki sześć tysięcy. Może blagują, ale uważam
— Gdzież on?
za swój obowiązek donieść o tem. Nie wątpię, że
— Pojechał do pana Barwitza, aby odwołać Żaleniec jest już nasz, niemiecki; kiedyż będzie na­
sprzedaż.
reszcie i Młodów!? Obawiam się też, czy nie usłuchał
— Chciałbym widzieć minę tego węża, gdy wielmożnego pana Hersch Berliner zbyt pospiesznie:
wymknie mu się ofiara — zaśmiał się — jak on tylko groza położenia ubezwładnia tych ludzi".
— Cóż wy na to?
nas klnie!
— My dawno wiedzieliśmy, że niemcy krępują
— O nas nic nie wie przecież.
— Tak, o nas dwojgu nie wie, ale o polakach cię i zaciągają pętlicę; ale co ty powiesz?
posiada wyobrażenie.
— Łajdaki! — zawołał z gniewem — a ja im
— Zapomniałam... może kuzyn głodny?
tak wierzyłem! Nie dostauą Młodowa, póki żyję!
— Czy zawsze mam być głodny?... Pomówmy Sam będę ekonomem, pisarzem, o chlebie suchym
kuzynko, jakież są plany?
żyć będę, a nie dam. Tak mi Panie Boże dopomóż!
NAD WARTA
Ł
;
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
'Nr..-39
— Nawet ta pobożna bona nas szpiegowała!
oburzyła się pani Zófja.
— Wiesz Stachu, zrób tak. Zbierz wszystkich
ludzi, zaproś niemców z damą na czele, powiedz im
słowa prawdy, wskaż na szpiegostwo, zdradę, i wy­
rzuć ich z miejsca. Co stracisz na zapłaceniu trzech•miesięcżnej pensji, zyskasz, powstrzymując ich zło­
dziejstwo, bo że kradną, jestem pewny.
— Zrobię tak... a gospodarstwo powierzę — na­
myślił się chwilę, i dodał — tymczasowo Grześko­
wiakowi.
I Reginka i Bolek spojrzeli na siebie i west­
chnęli; w szczęściu zapomnieli o nim.
Zwołano ludzi dworskich, wezwano nic nie
przeczuwających: Keltermanna, Hallmanna, który
przyjechał z raportem, Fehrentlieila i bonę.
Szczukowski podniecony gniewem, oburzony
•zdradą i szpiegostwem, napiętnował dosadnie ich
postępowanie ku uciesze robotników, i z miejsca
uwolnił wszystkich ze służby, przeznaczając Grześ­
kowiaka na Młodów, a Wierzbicę na Żaleniec.
Zaledwie ludzie się rozeszli, gdy zajechał Barwitz i zanim wysiadł z powozu, wołał:
— Już mam uznanie pełnoletności sioBtry pana!
Szczukowski i Bolek stali chłodni i nieporuszeni na werendzie. To go zdziwiło, ale nie tracąc do­
brej miny, zbliżył się i trzymając w lewej ręce pa­
pier, prawą wyciągnął do uścisku. Szczukowski za­
łożył obie ręce w tył, a Bolek biorąc papier, spojrzał
i rzekł po polsku:
— Przyda się nam do pożyczki wziętej.
.— Co to znaczy,.moi panowie? — zawołał pod­
niesionym głosem:
— To, że szpiegów nie chcę mieć w domu,
a o bliższe szczegóły spytaj pan Keltermanna, bo­
ny i innych.
— Ach, verfluchte Pollacken, ich werd' euch
lehren!-— odwrócił się i wsiadł dó .oczekującego go
powozu.
Koniec.
Moralność u zwierząt.
Pomiędzy postępkami zwierząt znajdujemy
i takie,- które świadczą, że i tam istnieje w zarodku
pojęcie dobrego i złego, słuszności i niesprawiedli­
wości. Zwierzęta mają nawet coś w rodzaju sądów,
że przypomnimy tutaj „sądy bocianie" a nawet „su­
mienie", bo jakże inaczej wytłómaczylibyśmy sobie
cały szereg faktów, wybiegających daleko za obręb
tak zwanego instynktu, a co najważniejsze świadczą­
cych, że moralność nie jest czemś umówionem po­
między ludźmi, dowolnem, ale przyrodzonem, się,gająęem korzeniami ze świata ludzkiego aż do zwie­
rzęcego.
-611
Zwierzęta, jak tego dow.odzą tysiączne przy­
kłady, nie są maszynami kierowanemi nieuswiadomionemi instyktami, ale istotami posiadającemi pe­
wien rodzaj „inteligiencji", wyższej od tego, co na­
zywamy „zmyślnością", a także są dostępne i dla
uczuć, które mylnie przypisujemy tylko ludziom
Czyż by jednak nie można pójść dalej jeszcze i przy­
znać zwierzętom uzdolnienie do rozróżniania „do­
brego" od „złego", uzdolnienie do postępowania
„moralnego" i pojęcie „obowiązku"?
Poszukajmy więc pomiędzy masą zdarzeń ta­
kich, które dowodziłoby, że tak jest w samej xzeezy,
że w świecie zwierzęcym świta już zorza moralno­
ści ludzkiej.
7
Wiemy, że zwierzęta są zdolne kochać i po­
święcać się dla tych, których obdarzają sWojem
przywiązaniem. Znajdujemy pomiędzy niemi wiele
przykładów miłości macierzyńskiej i małżeńskiej.
Ileż to razy czytaliśmy, słyszeliśmy a nawet.wtdzieliśmy na własne oczy matki — zwierzęta narażające
się w obronie swojego potomstwa!
Czyżby takie zdarzenia dowodziły tylko istnie­
nia ślepiego instynktu i niczego więcej? Zobaczmy.
Opowiadano niejednokrotnie anegdotę o psie
naturalisty Romaneesa. Ukradł on raz jeden tylko
w życiu i to w następujących okolicznościach:
Pewnego dnia był on bardzo głodny i ściągnął
kotlet ze stołu, następnie uciekł z nim pod kanapę.
Pan był świadkiem tego wykroczenia ale udał, że
nic nie widzi; winowajca pozostał pewien czas pod
kanapą, walcząc z uczuciem głodu a z pojęciem obo­
wiązku. To ostatnie przemogło i pies złożył u nóg
swojego pana skradziony kotlet. Po tem zadość
uczynieniu schował się napowrót pod kanapę i żad­
ne wołanie nie mogło go stamtąd wyprowadzić. Da­
remnie pan głaskał go po głowie; pies odwracał ze
wstydem mordę.
Co bardzo ważne w tym przykładzie, — że
pies nigdy nie otrzymywał plag, a zatem nie działa­
ła tutaj obawa przed karą cielesną.
Jak sądzimy pies ten pojmował różnicę pomię­
dzy swojem a cudzem, zdawał sobie sprawę, że po­
pełnił występek i chciał naprawić krzywdę wyrzą­
dzoną swojemu panu.
•
Stwierdzono także, że zwierzęta wiedzą bardzo
dokładnie, czego można od nich wymagać i opierają
się, jeżeli te wymagania przeskoczą zwykłą miarę.
W pewnym ogrodzie używano wołów do obra­
cania kół, wyciągających wodę ze studni do podle­
wania kwiatów; codziennie musiały one wyciągać
sto wiader i trwało to przez pewien dłuższy czas.
Aliści zdarzyło się, że z powodu suszy należało wię­
cej wody czerpać ze studni. Otóż woły tak dalece
przyzwyczaiły się do stu wiader, że, skończywszy
swoje obowiązki, w żaden sposób'nie dały się nakło­
nić do przedłużenia pracy.
O wielbłądach wiadomo, że przeciążone ładun­
kiem przenoszącym ich zwykłą noszę nie chcą się
podnieść na nogi, dopóki im ciężaru nie zmniejszą,
poczem idą chętnie. To samo daje się powiedzieć
o słoniach.
.
.
Muły, używane do ciągnienia tramwaju w mie­
ście amerykańskim Nowym Orleanie, codziennie
obracały cztery razy, poczem szły do stajni. Zda­
rzyło się, że trzeba było obrócić niemi pięć razy.
Pierwsze cztery podróże zwierzęta odbyły bez naj­
mniejszego oporu, kiedy jednak chciano je zmusić
612
do piątej, uparły się; ani bicie, ani głaskanie nic nie
pomogło. Muły czując znać, że im chcą wyrządzić
krzywdę, nie ruszyły z miejsca i musiano je, jak co­
dziennie, odprowadzić do stajni.
Oto inny przykład:
Uczony francuski Arago, podczas podróży za­
skoczony przez burzę, schronił się do oberży i kazał
Nr. 39
Przytoczymy teraz kilka faktów przekonywa­
jących, że zwierzęta czują litość dla nieszczęliwyeh
stworzeń tego samego a nawet innego gatunku i sta­
rają się ulżyć im w niedoli, że się unoszą często
wspaniałomyślnością, która każe im zapominać o do­
znanych urazach i krzywdach, że są zdolne do po­
święceń dla cudzego dobra.
Nie rób źle nikomu, oddaj każ­
demu co mu się należy według zasług—
to zasady moralności biernej, ograni­
czającej się do niepopełniania nicze­
go przeciwko sumieniu. Ale człowiek
wznosi się wyżej: „Czyń drugim to,
cobyś chciał, żeby tobie czyniono"!
Jest to niewątpliwie zasada wznioślejsza od tamtych.
Czy zwierzęta potrafią wznieść się
aż do niej? Czy nie obcym im jest
wspaniałomyślność i dobroczynność?
Wielu będzie utrzymywała, że to
niepodobieństwo, a jednak posłuchaj­
cie faktów, a potem zastanówcie się
nad niemi.
W Paryżu, w ogrodzie zoologicz­
nym, znajdowała się wspaniała lwica
z Sachary nazwana Konstantyną. Pe­
wnego dnia rzucono jej na pastwę do
klatki małego pieska, który daremnie
szukał schronienia przed straszliwym
KROWA- KARMIĄCA JAGNIĘTA. (Podług fotografji).
zwierzem, drżąc na całym ciele. Lwi­
ca podniosła się wolno i zbliżyła się
do stworzenia, które zaczęło skomleć
sobie upiec na wieczerzę kurę. Oberżysta wsadził żałośnie i spoglądało błagalnie na królowę pustyni.
kurę na rożen, potem chciał schwytać przyuczonego Tknięta znać litością, lwica, nie uczyniwszy nic złe­
jamnika i kazać mu obracać rożen. Ale pies uciekł go pieskowi, położyła się spokojnie na swoim
pod stół i pokazał zęby panu. Kiedy się uczony dzi­ miejscu.
wił nieposłuszeństwu psa, oberżysta wyjaśnił, że
Kiedy nadeszła chwila karmienia zwierząt
jamnik ma słuszność, bo to nie jego kolej obracać w menażerji, rzucono do klatki dla lwicy kawał mię­
rożen. Musiał poszukać drugiego jamnika, który sa. Zwierz wspaniałomyślnie zostawił kawałek dla
bez oporu robił, co do niego należało.
swojego towarzysza. W kilka dni potem pies jadał
I tutaj pies rozumiał, że mu chciano narzucić razem z lwicą, a w tydzień zaś rzucał się pierwszy
to, co przekraczało jego obowiązki. Czyż nie widzi­ na objad swojej protektorki. Jesienią piesek uzna­
my z tego faktu wyraźnego poczucia niesprawie­ wał już za możliwe sypiać razem z lwicą pomiędzy
jej łapami, bo tam było ciepło.
dliwości?
Mamy więc piękny przykład gościnności i li­
Kiedy kura była do połowy upieczona, oberży­
sta zluzował jamnika kręcącego rożen tym, który tości.
niedawno opierał się i, co powiecie, tym razem pies
Przypisujemy pospolicie zwierzętom żarłocz­
nie okazał najmniejszego niezadowolenia!
ność, której niepodobna spotkać w podobnym stop­
Słyszeliście zapewne nieraz, jak pewne ptaki niu pomiędzy ludźmi. Czyż więc można spodzie­
wymierzają sprawiedliwość przestępcom, bądź nale­ wać się, że istnieją zwierzęta dające dla samej przy­
żącym do tego samego gatunku, bądź do innego. jemności dawania?
Była zima. W ogrodzie nie znalazłbyś naj­
Wróbel zajął jaskółkom gniazdo; skrzywdzone zni­
mniejszego
owada. Smutne, głodne wróble darem­
kły po daremnych usiłowaniach odzyskania swojej
nie
szukały
pożywienia pod grubym całunem śnież­
własności, ale niebawem powróciły w licznym towa­
nym,
Widziały
one, że za oknem nawpółotwartem
rzystwie jaskółek, które, rozpatrzywszy położenie,
zaczęły znosić w dziobkach błoto i żywcem zamuro­ stała klatka z kanarkiem, tłoczyły się więc na wy­
ścigi, żeby pochwycić jakie ziarnko siemienia, które
wały przywłaszczyciela.
zasobny niewolnik niechcący wypuszczał z dziobka,
Podobno bociany, jak utrzymują świadkowie, albo też rozrzucał niebacznie.
stwierdziwszy niewierność małżeńską jakiej samicy,
Kanarek, według zapewnień p. Fulie, spo­
zwołują sąd na nią i po klekocących naradach zabi­ strzegł znać dobijanie się swoich szarych krewnia­
jają zdraj czynię.
ków o ziarnka, bo niebawem umyślnie zaczął brać
Doktór Edmonson powiada, że wrony od czasu w dziobek okruszyny bułki i podawał je przez pręty
do czasu odbywają zgromadzenia, na których rozsą­ swojego metalowego więzienia wróblom.
dzają rozmaite sprawy. Zlatują się one w jednym
Albo ten fakt:
miejscu, jak by na wiec. Spostrzeżesz pomiędzy
Pewien człowiek dobrego serca, znalazłszy na
niemi winowajców z opuszczonemi głowami, nie­ ulicy psa ze złamaną nogą, wziął go do siebie i, wy­
śmiało łączących się ze zgromadzeniem i sędziów leczywszy, puścił.
z dumnie podniesionemi dziobami. Kiedy zgroma­
Po kilku miesiącach widzi ze zdumieniem tego
dzenie osądzi winowajców, cały tłum ptaków rzuca samego psa u swoich drzwi. Przyszedł on w towarzy­
się na nie i dziobie na śmierć z ogłuszającą wrzawą. stwie jakiegoś innego psa. Ów człowiek przyjrzą w-
Nr. 39
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
Oto inny obrazek, także bardzo pouczający,
szy się przybyszowi spostrzegł, że ten ma także no­
a nawet wzruszający:
gę złamaną i ledwie się wlecze.
Naturalista Edwards (nazwisko angielskie) cza­
Pies wyleczony pamiętał więc doskonale i dłu­
go wyświadczone sobie dobrodziejstwo, a spot- tował z fuzją nad morzem, polując na jaskółki mor­
kawszy innego psa, przypomniał sobie o lekarzu skie. Oto jedna z nich bystrym lotem zbliża się na
i, zdjęty litością, zaprowadził do niego kalekę. strzał; rozlega się huk i trafiony śrutem ptak pada
zakrwawiony; nie jest jednak zabity, lecz ranny.
Zdarzenie to mówi samo za siebie.
P. Mieczysław Brze­
ziński, utalentowany pi­
sarz i znany przyrodnik
opowiadał nam zdarze­
nie, na które sam pa­
trzył. W jego domu cho­
wały się suka i kotka;
obie jakoś równocześ­
nie miały młode, ale su­
ka zdechła, osierociw­
szy swoje potomstwo.
Szczenięta parotygodniowe zginęłyby, gdyby
nie poświęcenie kotki,
która, pokonawszy wro­
dzony wstręt do psów,
zgodziła się karmić sie­
roty obok własnych ko­
ciąt i pełniła przez dłuż­
szy czas przyjęte na sie­
bie tak wspaniałomyśl­
nie obowiązki.
Fakt to niezmiernie
ciekawy ze względu na
nienawiść, panującą
zwykle pomiędzy psami
i kotami
Miłosierdzie u zwie­
rząt może dojść nawet
do poświęcenia.
Raz kaczki pluskają­
SKRZYDLACI WĘDROWCY
ce się w stawie zostały
obrzucone przez jakie­
goś nicponia kamienia­
mi. Jeden z pocisków trafił kaczkę w głowę, tak, Miota się na powierzchni wody, żeby nie utonąć. Wi­
iż zaczęła trzepotać się, straciwszy snać przy­ dzą to jego towarzyszki.
tomność.
Dwie podlatują i, nie bacząc na śmiercionośną
Pozostałe kaczki z początku uciekły przerażo­ strzelbę, podtrzymują po jednej z każdej strony za
ne, ale wnet wróciły, i nie bacząc na niebezpieczeń­ skrzydła swoją siostrę. Niosły ją kilkanaście kro­
stwo, ratowały towarzyszkę, pomagając jej to skrzy­ ków, potym inne dwie zastąpiły znużone jaskółki.
dłami, to głowami, póki nie odprowadziły ją w miej­ W ten sposób zmieniając się ciągle, uniosły ranną
na niedostępną skałę.
sce bezpieczne.
Głośny uczony Reamur przytaczał zdarzenie,
Hen, wysoko pomiędzy obłokami, spostrzega­
my jakiś trójkąt, poruszający się szybko; przypa­ którego był świadkiem.
Pszczoła wpadła do wody i znajdowała się
trzywszy się baczniej, widzimy, że to ptaki przelot­
ne w wędrówce. Uszu naszych dolatuje ich krzyki, w niej tak długo, że utraciła przytomność. Kiedy
to pieśń wędrowców powietrznych. Płyną oni się stamtąd przypadkiem wydobyła, towarzyszki
w szyku utrzymywanym starannie. Ten trójkąt — wzięły ją pod swoją opiekę i tak długo otaczały ją
to symbol solidarności. Po bokach wiosłują skrzy­ staraniami, aż wróciła do siebie.
dłami stare, podtrzymując młodzież, nie zaprawną
Mrówki, widząc że jedna z pośród nich jest ran­
jeszcze do dalekich podróży.
na, zatrzymują się, żeby jej przyjść z pomocą i okry­
Na przedzie przewodnik. Stanowisko to naj­ wają ją śliną. Udając się na wyprawę wojenną, te
trudniejsze; trzeba niemało wysiłków, żeby przeci­ owady zawsze mają ze sobą oddział sanitarjuszów,
nać powietrze i torować w ten sposób drogę tym, co którzy zbierają railnych i zabitych. Mrówki nigdy
lecą z tyłu. Jeden najsilniejszy ptak nie podołałby nie pozostawią na pastwę nieprzyjacielowi swojego
takiemu zadaniu bez przerwy. W pewnych odstę­ trupa; jest to ich punkt honoru.
pach czasu ptaki zmieniają się więc; miejsce znużo­
Pewien uczony robił doświadczenia następu­
nego przodownika zajmuje inny jego towarzysz, któ­ jące: Rzucił na mrowisko kawałek cyanku potasu —
rego z koleji zastąpi inny po godzinie, czy dwóch i t. d. strasznej trucizny. Mrówki niezwłocznie zabrały
Dzięki takiej to solidarności, godnej naśladowa­ się do usunięcia niebezpiecznej substancji. Chwytały
nia nawet dla ludzi, ptaki wędrowne przelatują setki ją odważnie w pyszczek; jedne padały po paru se­
wiorst jednego dnia w swych dalekich podróżach za­ kundach, inne natomiast podejmowały niebezpiecz­
morskich. Trzeba się wzajemnie wspomagać, to ne zadanie; padały i one z kolei, ale to nie zrażało
bynajmniej następnych. Owad umierał, ale o ćwierć
prawo przyrody.
Nr. 39
wstało u nas dążenie do zakładania sklepików
spożywczych. Ruch ten jest następstwem zmiany
warunków życiowych. Rzemiosła po wielu mia­
stach upadają, a zarobki rzemieślników zmniejszają
się stale; dawne dwory i folwarki zanikają, tracą
więc posady liczni oficjaliści dworscy; grunta wło­
ściańskie ulegają rozdrobnieniu i coraz więcej wło­
ścian jest zmuszonych do szukania zarobku po za
gospodarstwem; wreszcie byli szynkarze wiejscy po
wprowadzeniu monopolu zwrócili się także do sklepikarstwa.
Zrodziła zatym ten ruch potrzeba życiowa,
a wzmogło go nawoływanie pism. zwłaszcza lu­
dowych. Pisma te zaczęły zachęcać do zakładania
sklepików; niestety nie zawsze zabierali w nich głos
ludzie znający się na handlu i na trudnościach, ja­
kie towarzyszą u nas temu zawodowi. Pobudką do
zabierania głosu były dobre chęci i nadzieja uwol­
nienia ogółu współbraci od żydowskiego wyzysku
i dania licznym jednostkom sposobu zarabiania ucz­
ciwie na kawałek chleba.
Treść takich nawoływań bywa mniej więcej
taka: „Bierzcie się do handlu — do zakładania skle­
pików, to będziecie mieli łatwy a dostatni kawałek
chleba; bo wszak żydzi nie orzą, nie sieją, a mają
z handlu życie i jeszcze majątki robią. Wy, którzy
założycie sklepy, jeżeli będziecie dawali towar do­
bry, wagę i miarę rzetelną, a ceny będziecie brali
cokolwiek niższe niż żydzi i nie będziecie tak sza­
chrowali jak oni, — sami będziecie na tym korzystali
a ogółowi otworzycie oczy na wyzysk żydowski".
Czytelnik nieświadomy rzeczy nic przeciw te­
mu powiedzieć nie może, lecz znający warunki ku­
pna towarów i usposobienie spożywców, — musi po­
wziąć poważne wątpliwości, tymbardziej, jeśli zda­
nia takie wygłaszają ludzie, o których wiadomo, że
0 handlu słabe mają pojęcie.
Nawoływania te nie pozostają bez skutku, lecz
są podnietą do zakładania sklepików. Niestety
sklepiki po początkowym, złudnym i najczęściej
krótkotrwałym powodzeniu, wiodą następnie żywot
sucliotniczy i upadają ze stratą znacznej części, lub
całkowitego kapitału. To jest fakt znany powsze­
chnie; a że niektóre sklepiki mimo początkowych,
znacznych strat istnieją i prosperują stosunkowo
nieźle — dowodzi tylko, że właściciel danego
sklepiku, będąc do tego dość zdolnym, umiał skorzy­
stać z doświadcżenia, a co ważniejsza, miał własną
parusetrublową gotówkę lub odpowiedni, najczęściej
bezprocentowy kredyt. Ważnym czynnikiem utrzy­
mania się takiego sklepiku było z pewnością silne
poparcie inteligiencji a zwłaszcza duchowieństwa.
Godzi się więc zastanowić nad pytaniem: jakie
są przyczyny bardzo słabego rozwoju, a w wielu ra­
zach zupełnego bankructwa naszych sklepików?
Oprócz wielu przyczyn mniejszego znaczenia, ważniejszemi są: lj zupełny brak składów polskich
hurtowych we wszystkich miastach prowincjonal­
nych — nietylko powiatowych ale i gubernjalnych;
2) szczupłość kapitałów posiadanych przez zakłada­
jących sklepiki i brak kredytu; 3) brak nietylko zna­
jomości i nawet jakiegokolwiek pojęcia o handlu,
jak również brak umiejętności i zamiłowania do pro­
wadzenia rachunków.
To są przyczyny ważne, lecz za najważniejszą
uważać należy pierwszą — brak składów polskich.
Aby nie być gołosłownym, muszę swoje twierdzenie
oprzeć na przykładzie. Oto ktoś, mający zamiar za­
I. Sklepiki prywatne.
łożyć sklepik, a ożywiony najlepszemi nadziejami
Od lat kilkunastu, szczególniej od czasu wpro­ 1 chęcią bronienia siebie i swojaków od żydowskie­
wadzenia w państwie monopolu wódczanego, po­ go wyzysku, posiada kapitalik 100 — 300 rb., jedzie
njilimetra bodaj odsunął dalej straszną truciznę, któ­
ra groziła wytępieniem wszystkim mieszkańcom
mrowiska.
Ta walka rozpaczliwa z trucizną trwała, dopó­
ki nie udało się nakoniec odepchnąć precz od mro­
wiska cyanku potasowego. Czyż to nie piękny przy­
kład poświęcenia się dla ogólnego bezpieczeństwa?
Iluż ludzi ńie zdołałoby się zdobyć na takie poświę­
cenie!
Tak samo poświęcają się mrówki, kiedy jakie
inne niebezpieczeństwo zagraża ich mrowiBku, np.
jeżeli je podpalą w celu niszczycielskim. Wtedy
każdy z owadów zamienia się na bohatera; setki i ty­
siące giną dla zapewnienia pozostałym ocalenia.
! Jeżeli komuś przykłady z tak nizkich szczebli
zwierzęcych nie wystarczą, to przytoczymy fakty
poświęcenia się i miłosierdzia koni i ptaków.
i; W stajni znajdował się raz bardzo stary koń,
który już nie mógł żuć owsa ani siana, i dlatego gro­
ziła mu śmierć głodowa. Otóż stojące obok niego
konie młode spostrzegły jego rozpaczliwe położenie.
Jeden z nich wziął się do siana, drugi do owsa, ście­
rały pokarm w swoich zdrowych szczękach, i tak
przeżuty podawały starcowi niedołężnemu; i to
trwało przez kilka lat!
; J. Lubbock, sławny naturalista, widział, jak
mrówki karmiły przez pięć miesięcy niedołężną to­
warzyszkę.
I' W pewnej klatce pomiędzy wieloma ptakami
rozmaitych gatunków znajdowały się także dwie si­
kory — mówi Milne Edwards — jedna z nich wdała
się iw kłótnię z ptakiem grubodziobym i silnym, któ­
ry też zaraz wszczął bójkę; sikorka obdarta z pierza,
ze złamanym skrzydłem legła na placu. W tym smu­
tnym stanie nie mogła ona dostać się na grządkę
i musiała spędzić noc na ziemi. Ponieważ było chło­
dno, zginęłaby zapewne, gdyby nie przyszła jej z po­
mocą jej towarzyszka. Zdjęta litością, okryła ranną
swoim skrzydłem, potym dla osłodzenia smutnego
losu, znosiła jej smaczne kąski, dopóki chora nie
ozdrowiała.
Przykładów budujących i wzruszających mogłibyshiy przytoczyć setkami, gdyby nie brakowało
nam miejsca na to. Pragnęlibyśmy przekonać czy­
telnika, że pierwsze przebłyski moralności, którą
człowiek wynosi się nad stworzenie, widzimy już po­
między zwierzęty. Nawet na tych nizkich szczeb­
lach nie panuje bezgranicznie egoizm wstrętny, bez­
względna walka o byt, deptanie słabszego zębami
i pazurami silniejszego.
Skoro widzimy zarodki wzniosłych praw moral­
nych pomiędzy najskromniejszemi tworami, jakże
można utrzymywać, że moralność — to wynalazek
ludzkości, pewien rodzaj umowy pomiędzy ludźmi?
Nąuka obala podobne mniemania, ukazując nam
w nizinach przebłyski tego wspaniałego słońca,
oświecającego rodzaj ludzki w jego mozolnym po­
chodzie ku dobremu i lepszemu.
w
ze SK epi (arsiwo po miastcczKac i
Nr. 39
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
z nim do miasta gubernjalnego z myślą zrobienia
potrzebnych zakupów w składach polskich. I cóż się
okazuje? Oto po straceniu paru godzin na chodze­
niu — dowiaduje się, że żaden duży i okazały sklep
polski sprzedaży hurtowej nie prowadzi i że sami ci
kupcy biorą wiele towarów u składników żydów.
Następuje rozczarowanie i zniechęcenie. Idzie więc
początkujący kupiec do wskazanego składnika— ży­
da, który okazuje mu wielką grzeczność i usłużność,
zapewnia go o swojej honorowej uczciwości kupiec­
kiej —- i wyprawia z towarami i życzeniami powo­
dzenia do domu. Ale cóż? Wiadomo, że żydzi nie
są życzliwie usposobieni dla powstających polskich
sklepów, a że między niemi jest wielka solidarność,
więc każdy sklepikarz chrześcijanin prawie za
wszystkie towary musi płacić o 3—5 proc. więcej, niż
sklepikarz żyd. Każdy zaś początkujący sklepikarz
polak musi opłacić „frycowe" —jest na niektórych
towarach „oberżnięty", tak co do cen jak i do jako­
ści. Okazuje się bowiem później, po rozpatrze­
niu rachunku składowego, że niektóre towary za­
płacone są drożej hurtowo, niż płaci się detali­
cznie w sklepikach żydowskich na miejscu. Wszel­
kie zaś reklamacje pozostają bez skutku, albowiem
składnik żyd ma na to wiele gotowych wykrętów: że
dany towar bardzo podrożał, że jest w lepszym ga­
tunku itd. Wreszcie nie szczędzi zapewnień, że po­
stępowanie rzetelne z każdym sklepikarzem leży
w jego własnym interesie.
Nie mówiąc o intrygach i szykanach żydów
sklepikarzy — sklepikarz chrześćjanin znajduje się
odrazu między młotem i kowadłem: jeżeli zacznie
brać na towarach przynajmniej 10 proc. nadwyżki,
zraża odrazu dość licznych spożywców; jeżeli zaś
spostrzeże się, że jest oszukany i chce sprzedawać
po cenach żydowskich, wystawiony jest na straty.
W końcu wychodzi na to, że, zamiast mieć przecię­
tnie w ogólnym targu około 15 proc. zysku, nie może
mieć nawet i 10 proc. co przy małym obrocie nie
wystarcza na zapłacenie mieszkania, patentu i wła­
sne utrzymanie, więc niedobór kończy się uszczupla­
niem włożonego w sklepik kapitaliku. Oprócz nie­
doboru spowodowanego wysokością cen towarów
składowych do niepowodzenia sklepiku przyczyniają
się spożywcy, którzy w ciągu paru miesięcy rozbiorą
towaru na kredyt za kilkadziesiąt do stu rnbli.
W takim razie, jeżeli sklepikarz nie ma własnych,
zapasowych pieniędzy, albo bezprocentowego kredy­
tu, nie jedzie już do większego miasta po towar do
składu, lecz załatwia drobnostkowo kilkurublowe
sprawunki u blizkich żydów sklepikarzy. Wreszcie—
czy taki sklepikarz polak robi większe zakupy u hur­
towników w mieście większym, czy u sklepikarzy ży­
dów w małym miasteczku, — zawsze jest tylko mało
płatnym agientem żydowskim i narzędziem podko­
pującym zaufanie chrześćjan do swego sklepiku
w szczególności, a do sklepikarstwa chrześćjańskiego wogóle. Skąd też pochodzi nie zupełnie błędne,
przekonanie ludu, że — „lepiej jest kupować u ży­
dów sklepikarzy, niż u polaków".
Naturalnie, że roztropny sklepikarz po jakimś
czasie nabywa nie tylko rutyny i wprawy sklepowej,
ale i pewnego doświadczenia, i, o ile mu się uda, nie
daje się wyzyskiwać — ma się rozumieć, jeżeli po­
siada odpowiedni fundusz własny lub łatwy i tani
kredyt; lecz jeżeli tego nie posiada, musi być w zu­
pełnej zależności od żydów i po krótszym, lub dłuż­
szym szamotaniu się, musi sklep zamknąć ze zna­
czną, lub zupełną stratą.
Z tego co wyżej powiedziano wynika, że naj­
ważniejszą rzeczą, chroniącą początkujących sklepi­
karzy od strat i zawodów, a wzbudzającą zaufanie
015
do sklepików byłyby składy hurtowe polBkie — nie
tylko w miastach gubernjalnych ale i powiatowych
większych.
Może się to wydawać nie możliwym, aby w mie­
ście powiatowym, liczącym kilka tysięcy mieszkań­
ców, nie mógł się utrzymać skład hurtowy polski to­
warów kolonjalno-spoży wczych, a jednak takie składy
żydowskie istnieją w każdym mieście powiatowym,
a w niektórych i nie powiatowych bardziej oddalo­
nych od miasta gubernjalnego. Te składy żydow­
skie w miastach powiatowych nie tylko że istnieją,
ale jest ich w każdym mieście po parę i każdy robi
co najmniej około stu tysięcy rb. obrotu rocznie ze
sprzedaży hurtowej, nie licząc detalicznej, która
czyni około 12 tysięcy. Licząc zaś 4 proc. zysku od
obrotu hurtowego, a co najmniej 10 proc. od detali­
cznego, uczyni to około 5,200 rb. rocznie; po otrące­
niu zaś na mieszkanie, na patenty, na służbę skle­
pową itd., hurtownik otrzyma dla siebie na pewno
więcej niż połowę.
Nie można twierdzić, że taki sam obrót miałby
skład hurtowy polski, ale w każdym razie robiłby
znaczne obroty, albowiem w każdym powiecie jest
parę miasteczek i osad, kilkanaście wsi gminnych
i parafjalnych i znaczna liczba dość dużych wsi,
w których ani gmin, ani kościołów niema. Otóż
w każdym takim miasteczku, w każdej takiej wię­
kszej wsi, sklepiki chrześćjańskie bądź już istnieją,
bądź też mają wszelkie warunki, aby mogły istnieć
i dobrze prosperować. Takich sklepików w promieniu
trzymilowym danego miasta powiatowego może być
20—30, a w niektórych powiatach mogłoby być
i więcej, a że każdy sklepik wiejski robi obrotu od
1,500 rb. — 3,000 i więcej, a w miasteczkach od
3,000 do (i,000 a niektóre i więcej, — przeto, jeżeli
weźmiemy średnio 3,000 rb. obrotu jako przeciętną
każdego z poszczególnych sklepików, uczyni to ogól­
nie 00,000—90,000 rb. obrotu rocznie wszystkich
sklepów. A że mniej więcej połowa sklepików mie­
wa i takie towary, jak wyroby masarskie i niektóre
inne, których skład dla pewnych względów trzymaćby nie mógł, — więc w przybliżeniu każdy ze skle­
pików ze składu brałb}' towarów przeciętnie za
jakie 2,000 rb. a więc 20—30 sklepików brałoby za
40,000—60,000 rb. rocznie. Jeżeli zaś zyski z obro­
tów hurtowych dadzą 4 proc., to uczyniłoby to od
1,600 do 2,400 rb. rocznie. A nie trzeba zapominać
o sprzedaży detalicznej, która w takim sklepie hurto­
wym dałaby dochodu napewno drugie tyle, o czym
wiedzą zresztą ci, którzy mają porządniejsze sklepy
kolonjalno-spożywcze w miastach powiatowych.
Naturalnie, że składy hurtowe w miastach guber­
njalnych robiłyby nie równie większe obroty. Wszak
w Warszawie takie składy istnieją, więc czemużby
nie mogły być w miastach gubernjalnych? Wszak jest
to umieszczenie kapitału równie dobre, a może na­
wet lepsze, niż w przemyśle; mogłyby się tym zająć
towarzystwa akcyjne w każdym mieście gub. zawią­
zywane. Taki skład hurtowy w mieście gub. mógł­
by mieć swoje filje w miastach powiatowych. Gdy­
by takie składy powstały i gdyby w nich ze sklepi­
karzami postępowano rozumnie, uczciwie i po przy­
jacielsku, wtedy sklepikarstwo drobne, mając opar­
cie o te składy, rozwijałoby się pomyślnie. Lud nie
byłby wyzyskiwany jak obecnie, lecz nabierając za­
ufania do swojskich sklepików, zyskiwałby na tym
moralnie.
U. Topór.
Nr. 39
616
Mistrzyni życia.
(Ciąg dalszy).
Za panowania Mieszka a jeszcze bardziej za
Chrobrego, widzimy pierwsze w Polsce zarysy two­
rzenia się stanów, czyli klas społecznych. Różnice
stanów wynikają z różnorodności zajęć i sposobu ży­
cia. W starodawnej rolniczej Polsce Bposób zajęcia
i życia dla wszystkich był jeden: uprawa ziemi. Stąd
niemal zupełna pośród mieszkańców równość. Religja dawnych polan (i wszystkich naogół słowian)
nie wymagała utworzenia osobnej klasy kapłanów.
Każdy ojciec rodziny, a tymbardziej każdy najstar­
szy w rodzinie mógł sprawować obrządki służące ku
czci bogów.
Nastanie chrześcijaństwa przywiodło do nas
stan kapłański; był on, jak widzieliśmy, na razie na­
pływowy.
Rzemiosło wojenne jako zawód nie istniało
w Polsce przed epoką Mieszka i Chrobrego. Do wo­
jen zaborczych polanie zgoła nie okazywali pociągu,
a na obronę granic szedł wszystek lud pospolitym ru­
szeniem, by odepchnąwszy wroga, rozchodzić się
znów po domach.
Mieszko zrozumiał potrzebę obrony wytężonej
i ciągłej; z pomiędzy najdzielniejszych towarzyszów
przygodnych utworzył sobie stałą drużynę. Bole­
sław I nietylko przejął po ojcu ową myśl niesłabną­
cej obrony, lecz poszedł głębiej i dalej. Wyczul,
jak wierny, wszystek ogromny zasób młodzieńczych
sił i zdolności narodu, przeniknął, kędy jest dla nich
odpowiednie pole. Stąd szereg wzmożony wojen
już poniekąd zaborczych, ogarniających te słowiań­
skie krainy, które z wielu przyrodzonych warunków
nadawały się całkiem do połączenia z Polską.
Za Bolesława i pod jego ręką utwierdziło się
państwo, a naród począł uświadamiać sobie moc swą
i zdolność; to wszystko wywołało pewną zdobywczość, jako naturalną chęć rozwoju.
Z pierwotnej, szczupłej drużyny Mieszka wyro­
sło wojsko Bolesławowskie, na owe odlegle czasy
potężne i liczne, wynosiło bowiem 18,000 ciężkiej
i lekkiej jazdy; krom tego była piechota. Garstka
podług wymagań chwil obecnych, ale podówczas
stanowiło to zbrojną moc nielada.
I gotowe było rycerstwo ono na każde ski­
nienie króla, a on ich w zamian żywił wraz z rodzi­
nami i opatrywał hojnie, obficie. Na dworze Bolesławowym 40 stołów biesiadnych zastawiano co­
dziennie dla wiernych sług-rycerzy. Dzieci rycer­
skie król wyposażał. W owym czasie rycerze nie
posiadali dóbr na własność, a jeśli dzierżyli je nie­
kiedy, to jedynie jako wydzielone sobie z łaski kró­
lewskiej.
Dotyczyło to zarówno i wszelkich innych mie­
szkańców w całym kraju.
Za pierwszych królów piastowskich wszystkie
grunta stanowiły własność monarchy i na tym wspie­
rała się jego silna władza. Taki król-Piast był go­
spodarzem zupełnym w obszernej ziemi. Pozwa­
lał siedzieć w niej ludziom wolnym, karczować,
orać pola, ryby łowić po wodach, zwierzynę bić
w puszczy, żyć z krajowego bogactwa, ale musieli
mu w zamian ci osadnicy przynosić pewne daniny
i czynić wyznaczone posługi. Ludzie wolni, o któ­
rych mowa, to byli kmiecie, potomkowie dawnych
dziedziców i sami jeszcze poniekąd zowiący się dzie­
dzicami. W najdawniejszej Polsce wszystka ziemia
należała do rodów kmiecych, potym gdy utworzyło
się państwo, panuj{|cy ogarnął ową własność, ale po­
zostawi! w niej kmieci dziedzicami jakby warunkowemi, każdego na swej glebie, jednakże z obowiąz­
kiem opłacanej daniny.
Że kraj był obszerny, a ludności w nim skąpo,
osadzał panujący na pustych przestrzeniach karczowników, oraczy, łowców itp. a także rzemieślni­
ków — niewolnycli. Niewolnicy ci byli przeważnie
jeńcami zabranymi na wojnie, lub potomkami takich
jeńców. Sadowiono ich gromadami w oznaczonych
miejscach i nakazywano zazwyczaj pewien określo­
ny rodzaj pracy.
Najczęściej osady takie musiały powstawać
w pobliżu grodów, czyli miejsc obronnych i dostar­
czały tym grodom wszelakiej posługi i żywności.
Daniny i opłaty składane przez kmieci i niewolników
szły na potrzeby państwa, na wyżywienie rycerstwa
i urzędników, wreszcie na wzbogacenie królewskie­
go skarbu. Bolesław Chrobry szeroko słynął z po­
siadanych ogromnych skarbów. Pieniędzy w Polsce
podówczas prawie nie znano, opłaty wszelkie skła­
dano w naturze, w zbożu, bydle, futrach, owocach,
miodzie, wosku itd. A tego wszystkiego w bród było,
stąd dostatek codzienny na królewskim dworze;
zwycięzkie wojny dodawały, czego kraj nie znał,
klejnotów, srebra, złota.
Rycerstwo staraniem króla utrzymywało się
z żywności dostarczanej przez ludność rolną (wolną
i niewolną). Nie było to wszakże uciskiem ani ujmą,
gdyż rycerstwo ono samo niedawno wydzielone z ró­
wnego kmiecego stanu wszystek czas żywota po­
święcało istotnie na obronę granic.
Duchowieństwu dawał król dziesięcinę czyli
dziesiątą część swych dochodów.
Przemysł nie istniał wcale, chyba domowy,
w rodzinie jednej, w osadzie, na potrzebę tejże ro­
dziny lub osady i na opłatę danin.
Z tego powodu nie było we wnętrzu kraju han­
dlu. Handel zamienny na zewnątrz istniał potrochu
oddawna, lecz zawsze jeszcze bardzo dorywczo i sła­
bo. Przyjeżdżali czasem kupcy niemieccy z towara­
mi, za które brali miejscowe płody w naturze. Czę­
ściej wszelako, szczególniej za Chrobrego, obcych
wyrobów lub kosztowności niemieckich dostarczała
wojenna zdobycz. Wojował król Bolesław z niewielkiemi przerwami przez wszystkie swoje lata.
Nie przeszkadzało mu to jednakże wpatrywać się
pilnie w wewnętrzne sprawy kraju, rządzić. Sam
zawiadywał wszystkim i wszędzie, tak być musiało
w myśl ówczesnego u polaków pojęcia królewskiej,
nieograniczonej władzy.
Nie miał Bolesław rzeczywistej stolicy, w którejby zwykle mieszkał. Przebywał kolejno po ró­
żnych zamkach obronnych czyli grodach, bacząc na
ich umocnienie i wymierzając sprawiedliwość oko­
licznemu ludowi. Sprawiedliwość to była rychliwa
i ścisła.
Kmieci daninami nie obarczał nigdy do zbytku,
a ochraniał ich pilnie od wszelkiej krzywdy i darzył
opieką, tak, że wszędy witała go szczera życzliwość
ludu. Krzywdzicieli karał zawsze i nieraz okrutnie.
Opuszczając gród na czas pewien, pozostawiał w nim
swego zastępcę, nazywanego zazwyczaj kasztela­
nem od wyrazu łacińskiego castellum (zamek). Ka­
sztelan pod nieobecność monarchy sprawował sądy
i wykonywał władzę. Kasztelani stali się w taki
sposób pierwszemi w Polsce urzędnikami państwowemi.
Nr. 39
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
Prócz państwowych byli, i to przedtem jeszcze,
urzędnicy nadworni. Ci znajdowali się zawsze w po­
bliżu panującego i na bezpośredni!}, przy nim posłu­
gę. Nosili, stosownie do odprawianych zajęć, na­
zwy: cześników, mieczników, stolników, skarbników
itd. Całym dworem królewskim zarządzał zwierz­
chniego wojewoda, że jednak współcześnie, w razie
potrzeby, zastępował króla w dowodzeniu wojskiem
lub wymierzaniu najwyższej sprawiedliwości, przeto
godność jego z uprzedniej dworskiej stała się rychło
państwową.
Przedstawione tu wewnętrzne urządzenie Polski
rozwijało się samo z siebie za następców Chrobre­
go, zmiany nie zachodziły znaczne a jeno powolne,
stopniowe. 1 tak, z urzędników państwowych i dwor­
skich począł wytwarzać się pomału stan inożnowładzców uposażonych nadaniami królewskiemi
017
pragnęli, korzystając z zamieszek, przywrócić stan
uprzedni, rozerwać uczynioną przez Piastów jedność.
W wypadku drugim za Bolesława Śmiałego kmiecie,
pospołu z niewolnemi osadnikami, wydali wojnę pa­
nom swoim—rycerzom. Wnosimy stąd, że nadawa­
nie ziemi na własność poczynało coraz bardziej
wchodzić w obyczaj, że tworzyły się już powoli zna­
czne prywatne dobra. Bezpośrednio po onej domo­
wej wojnie wszczęła się druga, także wewnętrzna,
a donioślejsza jeszcze i mająca rychło widome skut­
ki. Podówczas w Europie zachodniej odbywało się
wielkie starcie naczelnej władzy duchownej z naj­
wyższą władzą świecką; w Polsce mieliśmy objaw
podobny. Duchowieństwo zapragnęło nietylko wy­
zwolić się z pod przewagi królewskiej, ale wykazać
swoją ponad nią wyższość. Zakończyło się to w zna­
cznej mierze zwycięztwem dostojników kościelnych.
••jaaii;
WYNOSZENIE RANNYCH Z POCIĄGU W LAOJANIE.
w ziemi. Na darowanych sobie obszarach możnowładzcy mieli prawo osadzać niewolnych ludzi, a od
wolnych pobierać część oznaczoną danin, uprzednio
idących całkowicie do króla. Z możnowładcami
świeckiemi kojarzyło się przyjaznemi związki coraz
bogatsze duchowieństwo świeckie i zakonne. Dobra
osobiste osób duchownych powstały, podobnież jak
majętności świeckich, przez królewskie, szczodrobliwe nadania.
Wielkie wstrząśnienia rozwijających się w ten
sposób stosunków społecznych zdarzyły się w epoce
tej dwukrotnie; za bezkrólewia przed nadejściem
Kazimierza Odnowiciela i potym za Bolesława Śmia­
łego. W pierwszym wypadku było nawet niebezpie­
czeństwo obalenia jedności państwowej.
Polska powstała, jak wiemy, ze spójni kilku
plemion pokrewnych sobie i sąsiednich: z polan, wiślan, łęczycan, sieradzan, ślązan, mazurów. Otóż po­
tomkowie dawnych nad temi plemionami książąt, za-
Nieco później za Władysława Hermana łącznie z duchownemi podnosiło potrochu głowę utwierdzające
się córaz możnowładztwo świeckie, ale to wszystko
nie wybujało jeszcze aż po śmierci Krzywoustego,
w tak zwanym dzielnicowym okresie.
Pod względem obszaru granic współczesna Gal­
lowi Polska uszczupliła się znacznie, jakeśmy już
mówili. Utraty w ziemiach przypadły głównie na
czasy nieszczęsnego Mieszka II. Bolesław Śmiały
częściowo to odzyskał.
Za Krzywoustego granica południowa przybli­
żyła się znacznie i oczywiście nie było już mowy
o władaniu krajem nad rzeką Cissą. Granica owa
od tej epoki opierała się mniej więcej stale o linję
gór Karpackich, przestępując ją tylko na nieznacz­
nej przestrzeni.
Z północy pas graniczny wahał się także w cią­
gu następujących po Chrobrym panowań. Ze skut­
kiem rozmaitym walczono o wpływ nad Pomorzem.
618
Dopiero Krzywousty ustalił i umocnił ten polski
wpływ należycie i jednocześnie ochrzcił pogańskie
jeszcze Pomorze.
Do roku 1113 najdonioślejszym zewnętrznym
czynem Krzywoustego było właśnie owo przyłącze­
nie Pomorza, a także szereg podejmowanych prze­
ciwko nieincotn wojen, skutecznych i wytrwałych.
Pomimo wielkich ongi zwycięztw i rozbłysłej szybko
chwały Bolesława Chrobrego, cesarze niemieccy nie
mogli wyrzec się snadnie dumnych uroszczeń do
zwierzchnictwa nad polskim krajem. Te uroszczenia powodowały mnogie wojny. Krzywousty szere­
giem bojów, z których długo pamiętną była bitwa
pod Wrocławiem na Psiem Polu, a także bohaterska
obrona Głogowa, skruszył owe pyszne żądze niemiec­
kie, że chociaż próbowały się potem podnosić, to je­
no znikomo i na chwilę.
Przejrzeliśmy, aczkohviek pobieżnie, całe bo­
gactwo stosunków i wydarzeń na przestrzeni dosyć
długiego okresu, cały tak zwany materjał historycz­
ny, z którego mógł Gall uczynić księgi swoje.
Obaczmyż, jak potrafił wziąć się do tego.
(Dalszy ciąg nastąpi).
W sprawie praktyki we dworach.
Przeczytawszy ostatni artykuł p. Wałcza, przy­
szedłem do tego wniosku, że i ja nie zostałem przez
niego należycie zrozumiany. Pan Walcz twierdzi,
że jestem „przeciwny wszelkiej praktyce" i, że jako­
bym pisał, iż drobnemu rolnikowi niepotrzeba prak­
tyki „żadnej". Nie! o, tem nawet nie myślałem. Słowa
„żadnej r i w artykule moim nie było wcale. Mówiłem
tylko, że gospodarzowi małorolnemu najpotrzebniej­
sza jest wiedza teoretyczna, że poza nią praktyka
może być niekonieczną, ale nigdy nie pisałem, iżby
była zbyteczną. Zresztą twierdzenie swoje sam
p. Walcz dalej zdradza, mówiąc, iż jestem zwolen­
nikiem kursów paromiesięcznych. A przecież kursą
te nie byłyby niczem innem, tylko praktyką.
I znów dalej p. Walcz zarzuca mi, iż popie­
rając kursą paromiesięczne pisałem, że praktykant,
który będzie ich słuchał, musi być nieźle rozwinięty,
a to dlatego, żeby potrafił sobie przez tak krótki czas
dużo wiadomości przyswoić. Prawda, pisałem o tem,
ale pisałem trochę inaczej. Pisałem tedy, że taki
praktykant nie musi, ale „pożądanem by było, iżby
był nieźle rozwinięty", co podług mnie znaczy: lepiej
by było.
A czy naprawdę drobny rolnik za granicą może
się obyć bez praktyki ? Że on umysłowo wyżej stoi,
że on już wczoraj dobrze gospodarował (nie wszę­
dzie), to jeszcze nie dowód. Wszak postęp w gospo­
darstwie, tak u nas, jak i gdzieindziej musi iść ciągle
naprzód, toć przecież na szczyt kuitury jeszcze się
nikt nie wdrapał.
Zwraca mi p. Walcz uwagę, iż wspominając
o Pszczelinie pominąłem jego sprawozdanie ważne.
Niby racja; ale mnie nie chodziło o środki podtrzy­
mujące zakład; mnie chodziło o to, że jedna, jedyna
szkoła u nas tego rodzaju cierpi na brak kandydatów.
Wreszcie utrzymanie Pszczelina kosztować będzie
jednakowo, czy on będzie miał 24 uczniów jak obec­
nie, czy też 40, to jest liczbę, jaką jest jeszcze w sta­
nie pomieścić.
Pszczelin —jak już wiemy,—jest założony dla
drobnych rolników, dla przyszłych samodzielnych
gospodarzy. I czeka na nich z otwartemi rękoma,
chcąc im dać to, co dla nich jest niezbędne, co uczyni
ich światlejszemi i rozumniejszemi, bo chodzi mu
o dobro, o dobro ogółu. Pszczelin pokaże, że i na
małym kawałku ziemi można żyć dostatnio, nawet
dobrze, tylko trzeba mieć w głowie naukę, bo nauka
dziś — to grunt.
To też starać się nam wypada o to, iżbyśmy na
swej ziemi potrafili dobrze gospodarzyć, ażeby ona
wydawała nam coraz większe plony, bo inaczej czeka
nas nędza, głód. Wszak nie jest to rzecz tak trudna!
Bo czyż można uwierzyć, iżby włościaninowi na­
szemu średniej zamożności trudno było oddać syna
na rok do szkoły? Komu są stosunki wiejskie znane
bliżej, ten powie, — że nie. Ale ileżto chłop na wsi
straci na rzeczy zupełnie mu zbyteczne: na palenie
tytoniu, na poczęstunki, na włóczenie się gdzie mu
żywnie niepotrzeba; myślę, iż stracone na to pieniądze
starczyłyby od biedy na naukę dla chłopaka.
Życzyłbym przeto z serca wszystkim ojcom,
iżby nie żałowali grosza na naukę i oddawali swych
synów do Pszczelina. Grosz wydany na naukę sto­
krotnie się wróci, a syn będzie wdzięczny, wdzięczny
bez granic. Korzystajmy z tego co mamy! nie po­
zwólmy na to, iżby jedyne kursy praktyczne w kraju
nie miały odpowiedniej ilości kandydatów, toć to
naprawdę wstyd dla całego ogółu.
Ale zanadto odbiegłem od głównego przed­
miotu, rozpisałem się o tem, o czem nawet nie mia­
łem zamiaru pisać; proszę jednak nie brać mi tego
za złe, ponieważ chciałem wypowiedzieć wszystko,
co mi leży na sercu. Nasuwa się zatym do omówie­
nia sprawa praktyki we dworach. Otóż ganiąc po­
przednio takową, nie wygadałem się należycie, o co
mi chodziło i dlatego pod paroma względami zosta­
łem niezrozumiany. Na zapytanie czem się będzie
praktykant zajmował we dworze, otrzymałem rze­
czywiście trafną odpowiedź: że praktykant razem ze
służbą będzie wykonywał wszelkie roboty. To istot­
nie lepiej mi się podobało, niż stanie nad ludźmi,
chociaż i w tem widzę wiele stron niepraktycznych.
Kto zna bliżej stosunki dworskie, kto choć trochę
miał do czynienia ze służbą dworską, ten śmiało
może powiedzieć, że chłopiec wiejski, a w dodatku
mało rozwinięty, znalazłszy się w podobnem otocze­
niu więcej straci, niż skorzysta. Pomijając to i owo.
musimy zwrócić uwagę na to, jak okropnie niedbale
służba dworska wykonywa sw : oje obowiązki. Czy nie
znamy pracy we dworze? a gdzie jest większe nieposzanowanie cudzej własności, nie wspominając już,
chociaż o drobnych, lecz często powtarzających się
kradzieżach, chociaż te może nie w każdym majątku
się powtarzają? Tak, — i to miałaby być szkoła dla
włościańskiego syna, który dopiero co wyjrzał z za­
cisza wiejskiego? On by się miał tam uczyć robót,
kiedy wiele z tych samych robót widzi w domu da­
leko staranniej wykonywanych? Nad tem wartoby
się dłużej zastanowić
A może ja za ostro Bądzę dwory? może tylko
w mojej okolicy jest podobne mniemanie o nich ?
Zdaje nii się, że p. Walcz nie zwracał uwagi na to,
ja zaś, jeżeli jestem przeciwny powyższej praktyce,
to tylko głównie dla tych względów. 1 pogodziłbym
się wreszcie z p. Wałczem, gdyby można było usu­
nąć owe względy, a urządzić praktykę pożyteczną
ze wszech stron, a zatym praktykę taką, któraby
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
była dla włościańskiego rolnictwa podporą nietylko
materjalną, ale i moralną. Lecz praktyka podobna
według mnie powinnaby odpowiadać następującym
Warunkom:
1) Gospodarstwo, które będzie przyjmowało
praktykantów powinno być wzorowe, w całem tego
słowa znaczeniu.
2) Praktyka w danym gospodarstwie powinna
być ciągle przeplatana objaśnieniami.
3) Dbać o ogólne rozwinięcie praktykanta.
4) Praktyka winna być płatną.
5) Praktykanci powinni pracować osobno.
Na tego rodzaju praktykę w zupełności się
zgadzam, gdyż wierzę, że dla chłopaka, który będzie
rzadko przestawał ze służbą, a częściej z właścicie­
lem, czy też zarządzającym gospodarstwem, prak­
tyka we dworze może być korzystną.
Na zakończenie dodam, że gospodarstwa, które
będą przyjmowały praktykantów, należałoby popie­
rać, a one w zamian powinny dawać swym uczniom
jak najwięcej.
O łączności serc pamiętajmy, lecz starajmy się
zarazem czerpać wiedzę tylko ze źródeł niezmą­
conych.
Ii. Koczara,
b. uczeń l'szczclina.
L i I S T Y .
Żychlin.
619
wiele nierogacizny i krów; handel krowami jest zna­
czny; z jednej strony handlarze skupują do Łodzi,
z drugiej klasa robotnicza musi często zmieniać kro­
wy, gdyż długie odżywianie wytłokami buraczanemi wpływa ujemnie na zdrowie bydła; zapada na no­
gi i płuca. Kiedy mówię o krowach, wspomnę zara­
zem o składkach asekuracyjnych przeciw księgosuszowi. Dawniej płaciliśmy 1 kop. odsztuki, w roku
zeszłym ściągali z nas po !) kop., a w tym to już po
12 kop. *_)
Blizkość większych miast, jak Łodzi, Warsza­
wy i fabryk jest przyczyną znacznej drożyzny u nas;
funt nieszczególnego mięsa wołowego kosztuje 12
kop., cielęcina jak teraz 14 kop., baranina 12 kop.,
mięso wieprzowe 18 kop., funt masła stosownie do
pory roku od 12 kop. do 40 kop., kopa jaj średnio 80
kop. do 1 rb. 20 kop. itp. Krowy mlecznej niżej 60
rubli nie dostanie; pomimo drożyzny nie cieszymy
się dobremi materjalami spożywczemi; brak dobrego
i zdrowego mięsa, brak wyboru jarzyn, a przy tym'
dostarczane produkty domowego gospodarstwa są
niedbale traktowane; masła naprzykład rzadko mo­
żna dostać smacznego, świeżego. Na to powinni
zwrócić uwagę włośćjanie, a dochód z tego mają
wcale tutaj niezły.
Z biur mamy w osadzie urząd gminny, pocztę
i telegraf. O rozwoju osady może świadczyć obe­
cność opieki i dwóch lekarzy a do niedawna i wete­
rynarz, który opuścił Żychlin, udając się na Daleki
Wschód. Dzisiaj kontroli weterynaryjnej nie mamy.Przed dwoma laty pozostała u nas staraniem
miejscowej inteligiencji straż ogniowa, duszą której
jest dr. W. Pod jego kierunkiem straż rozwija się
bardzo ładnie, a choć to dopiero początek, kilka ra­
zy już energję swą wykazała u pożarów. Obecnie
straż stawia swój gmach, jak na Żychlin bardzo
okazały; gmach murowany piętrowy, gdzie jedno­
cześnie będą urządzone i sale dla zebrań straży, za­
baw itp. staraniem naczelnika straży dr. W. Mieli­
śmy kilka wieczorów deklamacyjnych, na których
była obecna bardziej oświecona część mieszkańców
Żychlina i okolicy, a straż przytym zyskała zasiłek.
Nie wszyscy z inteligiencji należą do straży, wido­
cznie nie rozumiemy jeszcze znaczenia społecznych
urządzeń. Zacząłem o straży, więc powiem i o po­
żarze większym, jaki nawiedził wieś Dobrzelin od­
daloną od nas o 1 i pół wiorsty. Jak to zwykle by­
wa, wskutek nieostrożnego palenia ogień z komina
przedostał się na sąsiedni dom; domy były kryte sło­
mą, tuż obok siebie stały, a przytem wiatr był bar-,
dzo silny, więc domostwa momentalnie pochłaniane
były ogniem. W niespełna dwie godziny w samo,
południe znaczna część wsi zamieniła się w gruzy.,
Pomoc była silna ze strony straży żychlińskiej i z cu­
krowni Dobrzelin, która ma doskonale wyćwiczoną
straż, lecz nad ludzkie siły było uratować płonące
zabudowania. Wielu gospodarzy i wyrobników po­
traciło swe mienie, pogorzelcom przyszła z pomocą
p. Hożyńska, właścicielka Dobrzelina. Z ludźmi
nieoświeconemi to zawsze ciężka i trudna sprawa.
Wszystkie zabudowania stawiają zwykle blizko je­
dno drugiego, przytym kryją słomą, tak że naj­
mniejszy ogień wszystko niszczy; dopiero po poża­
rze myślą o lepszym, jakby dogadzając polskiemu
przysłowiu: „mądry polak po szkodzie". Tak się ma
i w Dobrzelinie. Dzisiaj zamożniejsi gospodarze
stawiają ładne murowane domy, kryjąc już nawet
Żychlin, osada wiejska, przed rokiem 1450 wy­
niesiony został przywilejem Kazimierza Jagielloń­
czyka do rzędu miast; następnie, podobnie jak inne
miasteczka w Królestwie, zamieniony został z powro­
tem na osadę. Dzisiaj Żychlin liczy przeszło 4,200
mieszkańców, w tym 67 proc. żydów; przed laty 25
liczył 2,500 mieszkańców w mniejszej połowie ży­
dów. Jak widzimy z liczby ludności, miasteczko
wzniosło się ogromnie; wiele zawdzięcza swojemu
położeniu już to blizkości drogi żelaznej Warsz. Bydgowskiej (od stacji Pniewo jest oddalony o 2 wiosty),
już to sąsiedztwu kilku cukrowni, jak Walentynów,
Dobrzelin i Model, przy tym kilkanaście większych
i. mniejszych posiadłości ziemskich otaczających nie
jest bez wpływu na rozwój osady naszej. I w samym
Żychlinie mamy też kilka fabryczek, jak odlewnię
żelazną, dwa młyny parowe, większy warsztat na­
rzędzi rolniczych, kotlarnię itd. W samym środku
rynku stoi ciasny, lecz dosyć schludny kosciolek parafjalny; założono go w roku 1418, nanowo odbudo­
wano z muru w 1782 r., od tego czasu nieraz prze­
prowadzano gruntowną restaurację. Przed dwoma
laty sprowadzono nowy organ z Niemiec, lecz bardzo
jakoś nieszczęśliwie, gdyż dzisiaj przedstawia już
wiele do życzenia.
Osada nasza jest stosunkowo ożywiona, w zwy­
kły nawet dzień spotykamy się tutaj ze znacznym
ruchem. Sklepy przeważnie nędzne, żydowskie, nie­
które tylko nieco przyzwoitsze; jest także i kilka
chrześćjańskich z towarami spożywczemi, z pieczy­
wem, kilkanaście masarni, nawet mamy i restaura­
cję. Co tydzień odbywają się znaczne targi, na któ­
*) Podatek ton używany jest obecnie na pokrycie ko­
re podążają okoliczni mieszkańcy; prócz tego mamy sztów służby weterynaryjnej a wskutek wzrostu tych kosztów
w roku sześć wolnych jarmarków, na które spędzają został podniosiony.
Red.
620
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
Nr. 39
tekturą nie słomą; chociaż są jeszcze i zwolennicy wciąż prosić o litość. Obowiązkiem chyba zarządu
słomy, zapominając o tem, iż przy tekturze bezpie­ gminnego wystąpić energicznie z przedstawieniem
czniej i ratunek łatwiejszy w razie nieszczęścia, do odpowiedniej władzy o rychłe naprawienie jak
a koszt nie o wiele większy od słomy. Smutne to bruku tak i mostu. O tym ostatnim to już strach pi­
doprawdy, że zapóźno przychodzimy do rozumu.
sać, a cóż dopiero przez niego iść i jechać. Wątpi­
Żydzi zajmują się handlem i rzemiosłami; ma­ my bardzo, czy wytrzyma wobec zbliżającego się ru­
my zegarmistrzów, ślusarzy, krawców i kowali; bie­ chu w cukrowniach nadchodzącą kampanję. Ten
dniejsi są to przekupnie i roznosiciele towarów trzęsący się, podziurawiony i połatany most, to urą­
po mieście i po okolicy. Wobec blizkości łódzkich gowisko cywilizacji; nie wstydzi się chyba tylko
fabryk w wielu domach zajmują się robieniem poń­ swej nieodłącznej towarzyszki—rzeki. A jestto ma­
czoch. Przy tym są zajęci zwykle wyrostki od 14 ła, cuchnąca struga, która prócz tego że zatruwa
do 16 lat, pracują po całych dniach i wieczorach nam powietrze, nie przynosi żadnej korzyści. Brak
i stosunkowo otrzymują bardzo skromne wynagro­ nam czystej wody do kąpieli; człowiek przez cały
dzenie. Warsztat taki pończoszniczy składa się rok chodzi bez możności opłukania swych brudów.
zwykle z dwóch maszyn do robienia pończoch, i je­ Fabryki są szczęśliwsze, bo mają stawy i łazienki,
dnego koziołka do zwijania nici i bawełny. Zaję­ lecz dla szerszego ogółu rzecz prosta są one niedo­
tych przytym jest 3 osoby. Dziennie maszyna stępne. Gdyby tak kto zaryzykował i urządził wan­
przygotowuje średnio 4 tuziny par; od tuzina par ny płatne w Żychlinie byłby prawdziwym dobroczyń­
płaci się od 12 do 18 kop.; pracownia zarabia tygo­ cą. Ale czyż my do takich rzeczy dorośliśmy ?
dniowo do 2 rb.
Mieszkamy tak blizko cukrowni Walentynowa
Nędzy naturalnie jest dosyć tak między żyda­ i Dobrzelina, słyszymy codzień gwizdawki tamtej­
mi jak i chrześćjanami, szczególniej między wyro­ sze, trudno jakoś nie powiedzieć paru słów i o nich.
bnikami, których w Żychlinie jest spora garstka. Walentynów to przecie jakby dalszy ciąg Żychlina,
Między rzemieślnikami chrześćjanami wyrobiła sobie bo tylko dzieli nas owa rzeczka i ów słynny most.
uznanie stolarka, a jest ich tu kilkunastu. Szew- Walentynów zarzucił nakoniec olej i przeszedł na
ctwo ma też swych przedstawicieli, chociaż już go­ postęp: urządził u siebie elektryczne oświetlenie.
rzej postawione od stolarstwa; najgorzej stoi kra­ Fabryka wieczorem bardzo okazale wygląda. Obie
wiectwo i gdyby jaki porządny i dobrze znający fabryki zaprowadziły u siebie od kilku lat or­
swój fach krawiec osiadł tutaj, powinienby wyrobić kiestry robotnicze; szczególnie dobrzelińska robi
ogromne postępy i dzisiaj miło już posłuchać ich
sobie niezłe utrzymanie.
muzyki. Fabryki posiadają szpitale, wsęólnego le­
Dzisiaj zmuszony jest ubierać się w Warsza­ karza, felczerów, Bzkółki męzkie i żeńskie, brak im
wie każdy, kto chce mieć przyzwoiciej uszytą odzież tylko ochron, a takim bogatym fabrykom chyba na­
O ile zarobki rzemieślników są wcale niezłe, leżałoby pomyśleć o tych instytucjach. Ochronki
0 tyle robotnicy wynagradzani są tutaj bardzo ogromuie dodatnio mogłyby wpłynąć na moralność
skromnie; przeważnie 30—40 kop. dziennie, za co młodzieży, która pozostawia do życzenia i przynio­
utrzymać całą, często liczną rodzinę przy ogromnej słyby znaczną ulgę zapracowanym rodzicom. Sto­
drożyźnie bardzo trudno. Zamiast jednak pomyśleć sunki między fabrykami a plantatorami; jak więrozsądnie o swojej biedzie, wspólnie jednoczyć się kszemi, tak i drobnemi — włościanami, są bardzo
1 wspólnemi siłami coś przedsięwziąć, kończy się dobre i nie możemy narzekać na żadne nieprawidło­
często na korzystaniu z cudzej własności. Nierzad­ wości i niesnaski.
ko trafiają się u nas ludzie bardzo pracowici, oszczę­
Żychliniak.
dni, którzy po kilkunastu latach pracy dochodzą do
jakiej takiej własności. W pobliskiej z Żychlinem
wiosce, Rzymie, wyrastają jak grzyby po deszczu ła­
dne, murowane domki, a wszystko to własność robo­
Kamienskoje.
tników. Zwykle kupują sobie kawałek ziemi, na
Przeniesiona tutaj w r. 1887 z Pragi (pod War­
miejscu wyrabiają cegłę, wypalają sami i sami sta­
wiają dom. Domki przeznaczone są zwykle dla kla­ szawą) stalownia warszawska, rozwinęła się w ol­
sy robotniczej, a mieszkania są tu ładniejsze, zdrow­ brzymią fabrykę, która obecnie zatrudnia do 8,000
sze i tańsze niż w Żychlinie. Większej łączności robotników. Ostatnie „Sprawozdanie z rachunków
w Żychlinie nie widać. Nie mamy żadnych kas, ża­ kościelnych" podaje ciekawą Btatystykę ruchu lu­
dnych instytucji społecznych; jedna jedyna straż dności katolickiej w Kamienskoje w 1903 r. Dnia
ogniowa zabłysła nad nami jak słonko. Może od 1 stycznia r. z. kolonja polska liczyła 5,385'głów,
niej zaczną się i inne czasy. Jesteśmy blizko wiel­ w tej liczbie płci męzkiej 2,855, płci żeńskiej 2,530.
kiego świata, bo samej Warszawy, ale brak nam świa­ Mamy więc przewagę mężczyzn: zjawisko zwykłe
tła, oświaty. W Kutnie—nasze powiatowe miasto— w kolonjach emigracyjnych. W tymże roku urodziło
urządzają często przedstawienia teatralne amator­ się dzieci płci męzkiej 225, płci żeńskiej 162, razem
skie, zabawy ogrodowe, odczyty nawet dla wieśnia­ 387; a umarło 20 mężczyzn, 10 kobiet, 52 dzieci
ków mają różne kasy, a u nas o tem mało się mówi, płci męzkiej i 59 dzieci płci żeńskiej, razem 141.
albo wcale. Myślimy, że jak budynek straży ognio­ Przyrost więc ludności katolickiej, czyli polskiej,
wej będzie wykończony i my posuniemy się parę w procentach wyraża Bię liczbą 4,57 procent. Ślu­
bów wzięto 63. Kościół wraz z księżmi, organistą,
kroków naprzód.
zakrystjanem
i t. d., utrzymuje się wyłącznie ze
Do godnych widzenia rzeczy w Żychlinie nale­
składek
parafjan,
wynoszących 1% od pensji urzędni­
żą bruki i most. Są to rzeczy tak strasznie zaniedba­
ne, że warto o nich coś wspomnieć. O złamanie bry- ków i %% od zarobków robotników fabrycznych.
Z nowin fabrycznych należy zanotować utwo­
ćzki na bruku tutejszym bardzo łatwo; drogi chińskie
są niczem wobec naszego żychlińskiego bruku, a je­ rzenie specjalnej dyrekcji kopalń lidjewskich i anżeli chcesz, przyjacielu, mieć połamane koła, resory nieńskich, przeniesienie głównego buchaltera p. Simy
i własne żebra, pozwól się wieźć prędko przez mia­ do zarządu do Petersburga i zmniejszenie stopy
sto. Przed kilku laty fabryka Walentyno w zlitowa­ procentowej z 6 na 5 od sta dla sum, składanych
ła się nad nami i bruk poprawiła, trudno jednak przez urzędników w fabryce. Brak kąpieli dla ro-
Nr. 39
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
621
botników daje się bardzo odczuwać. Nie licuje to
wprost z europejskiemi mechanicznemi urządze­
niami fabryki. Za granicą dbają, żeby robotnik, który
musi pracować w brudzie, mógł chociaż wychodząc
z fabryki wykąpać się i przywdziać ubranie nie na­
sycone tłuszczami i kopciem. Jedną z bolączek
miejscowych jest brak zorganizowanej dobroczyn­
ności. Wprost dziwnem się wydaje, że dotąd nie
została rzucona myśl utworzenia katolickiego towa­
rzystwa dobroczynności, gdy na innych polach wi­
dać tyle żywotności: mamy stowarzyszenie spo­
żywcze, którego obrót przewyższa 700,000 rs., biblio­
tekę, dwa kluby, przy fabryce szkolę, szpital i t. d.
czone w istotny stan rzeczy, przepowiedziały ją na
pół roku przed wybuchem.
Rosja zwyciężka ma przed sobą świetną przysz­
łość w Azji. Rząd zdaje sobie doskonale sprawę
z tego wszystkiego i ztąd też rokowania pokojowe
nie mają dziś żadnego prawdopodobieństwa—bo jak
powiedzieliśmy, do końca jeszcze daleko — rok —
a może i dłużej.
Wielka doniosłość wojny obecnej sprawia, że
pochłania ona uwagę całego świata, spychając na
drugie miejsce inne wydarzenia polityczne, np. ko­
ronację króla Serbskiego, pielgrzymkę ks. Jerzego
Kreteńskiego, walkę rządu francuzkiego z Kościołem,
wyprawę angielską do Tybetu i t. d.
Z.
Król Serbski, który bez nadzwyczajnych wy­
stąpień, bez t. zw. pompy, włożył na czoło koronę,
nie zdołał dotąd uzyskać przebaczenia ze strony
wszystkich rządów za moralne popieranie spiskow­
ców. Rząd angielski nie przysłał nawet swojego
przedstawiciela na koronację. Król obdarzył znowu
odznaczeniami spiskowców, budząc tem wielkie nie­
zadowolenie w armii. Niewiadomo, jak się to wszyst­
ko skończy. Przedstawiciele Bułgarji byli podejmo­
wani bardzo uprzejmie, co każe przypuszczać, że
układ serbsko-bułgarski wyrazi się niebawem jakimś
W rozmaitych dziennikach europejskich ukazu­ czynem w polityce.
ją się pogłoski o pośrednictwie pokojowem. Pogłoski
te są pozbawione podstawy. Rząd rosyjski niejedno­
krotnie dawał do zrozumienia, że o takiem pośred­
nictwie niema mowy, bo do ukończenia wojny w zna­
czeniu zakończenia operacji w polu stanowczem
zwycięztwem, jeszcze daleko.
Wprawdzie nowa bitwa w okolicach Mugdenu
może wybuchnąć lada chwila—gienerał Kuropatkin
szykuje się do niej gorliwie, z Charbina otrzymuje
wciąż nowe posiłki; to samo donoszą o japończykach,
którzy otrzymali z kraju świeże wojska w liczbie
podobno 100 tysięcy. Gdzie się jednak ta bitwa
Pod powyższym tytułem czytamy w Now. Wr.
odbędzie, tego dziś przewidzieć niepodobna; może co następuje:
w najbliższych okolicach Mugdenu, może bardziej
„Z wydrukowanych do 18-go b. m. włącznie
na północ w Tielinie, odległym o 60 kilom, od stolicy w Russie. Imval. wiadomości o stratach w składzie
Mandżurji. Obie strony czynią co mogą dla prze­ oficerów pod Laojanem, poczynając od dnia 25-go
chylenia szali szczęścia wojennego ku sobie.
sierpnia, widzimy, że:
Gdyby nawet przypuścić, że bitwa ta wypadnie
Straty ogółem wynoszą 465 ludzi; w tej liczbie:
z pewną korzyścią dla japończyków, to ostateczny gienerałów 6, sztab-oficerów 39, ober-oficerów 420.
wynik wojny nie będzie jeszcze przesądzony; poniżej W tej liczbie: zabitych 80, ranionych 286, kontuzjo­
czytamy, że zostaje utworzoną druga armja mand­ wanych 86, pozostało na placu boju 13.
żurska, która ma działać wspólnie z pierwszą; zna­
Cyfry te nie są, jak się zdaje, kompletne, ale
czy to, że Rosja postanowiła nie szczędzić kosztów,
uzupełnienia
nie mogą być tak wielkie, aby zmienia­
i ofiar dla dopięcia celu. A wojna dzisiejsza,,cho­
ły
ogólny
pogląd
na straty.
ciaż, według p. ministra spraw wewnętrznych SwiaCyfry
te
wymowniej
niż słowa mówią, że ofi­
topołk Mirskiego, niezupełnie popularna — posiada
cerowie
rosyjscy
walczą
dzielnie;
w sprawozdaniu
olbrzymie znaczenie dziejowe, nad którem warto się
zastanowić. Skutki jej leżą w dalekiej przyszłości zaznaczono, że wielu ranionych pozostało w szere­
gu. Pomimo to strata jest znaczna i musi być po­
i dla tego może nie każdy potrafi ocenić ich wagę.
Rosja, jak wszystkie państwa pierwszorzędne, krywana wysyłaniem oficerów z oddziałów pozosta­
nie mogła stać na boku w chwili, kiedy kulę ziemską łych w europejskiej Rosji, jak również chorążych re­
zerwy i przyjmowaniem do służby dymisjonowa­
dzielono na obszary wpływów. Dąży ona, w do­
nych.
brem pojmowaniu swoich interesów, do zdobycia
Z tych samych cyfr widzimy tę ogromną różni­
niewzruszonego i pierwszorzędnego stanowiska
cę,
jaka
dzieli ober-oficerów od sztab-oficerów i gie­
w Azji; w tym celu zbudowała kosztowną kolej Sy­
beryjską, w tym celu wydzierżawiła Port Artura nerałów; strata pierwszych prawie 10 razy większa.
z. okolicami, założyła Dalnij—naturalne zakończenie Strata podoficerów jest jeszcze większa.
Nie ręcząc za ścisłość, można powiedzieć, że
olbrzymiej linii komunikacyjnej, w tym celu zabez­
pieczyła swoje stanowisko w Mandżurji. Posiadając największe straty poniósł 137-my nieżyński pułk
kolej, porty niezamarzające i flotę silną na Dalekim piechoty (45 sztab- i ober oficerów). Dalej ucierpiał
Wschodzie, Rosja założyła podwaliny dla przyszłego 6-ty syberyjski jenisejski pułk piechoty, 33-ci jelecpanowania w Azji Wschodniej. W tych dążeniach ki, 121-szy penzeński; mają straty również 1-sza
spotkała się z Japonją, powołaną do odegrania i 6-ta syberyjskie brygady strzelców oraz pułki 9-ej
w Azji tej 'samej roli jaką gra Anglja w Europie; dywizji; znaczna liczba dowódców ubyła w 215-ym
wojna oddawna była nieuniknioną i osoby wtajemni­ burułuckim pułlru.
Przegląd polityczny
Głosy prasy rosyjskiej o wojnie.
Nr..'39
022
Mówiłem wczoraj, że oprócz obliczonej na 350
tysięcy żołnierzy armji; japończycy iiiog,:Ł wysłać na
plac boju kilkaset tysięcy (według HussJc. Liw. do
pół miljona) na poły wyuczonych żołnierzy, nie li
cząc poboru 1904 roku. Zarówno jedni, jak i drudzy,
mogą zastąpić ubywających, aby podtrzymać tym
sposobem liczebność szeregów, ustanowioną eta­
tami.
Pozatym mówią o tworzeniu nowych oddzia­
łów; jest to już rzecz znacznie trudniejsza, gdyż po­
trzeba do tego kadrów, których w kilka miesięcy się
nie stworzy. Trzeba będzie mianować oficerami
junkrów i podoficerów, co znacznie obniży naogół
jakość nowoutworzonych oddziałów. Co się tyczy
powiększenia oddziałów artylerji i jazdy — to po­
mimo całej enćrgji, triidno będzie sobie z tem pora­
dzić władzy wojskowej w Japonji.
W tym wypadku braki fachowe trzeba będzie
pokrywać rezerwami. Przypuśćmy, że kilka miesię­
cy pomyślnej wojny mogą z nieuka zrobić dobrego
żołnierza, ale dlatego' potrzeba, żeby wojna obecna
i na przyszłość była pomyślną dla oręża japoń­
skiego.
Z tego też powodu trzeba, abyśmy wytężyli
wszystkie siły i cały patryotyzm, aby zachwiać po­
wodzenie japończyków, zadać im coś nieoczekiwa­
nego, obudzić w nich zwątpienie i nie pozwolić gą­
sienicy zamienić się w motyla t. j. milicjantowi —
w pewnego siebie, wytrwałego żołnierza".
*
*
*
IŹuś zwraca;uwagę na to, że od czasu- do czasu
ukazują się w pismach wieści o rozczarowaniu poli­
tycznym w Tokjo, o zdyskredytowaniu marszałka
Ojamy, o wyczerpaniu kredytu, o braku ludzi do
wojska itp. Wieści te bywają brane na serjo i usil­
nie komentowane przez prasę rosyjską. Ale Ihiś jest
odmiennego zdania.
„Jeżeli zachować się bardziej krytycznie w sto­
sunku do wieści z Japonji, w rodzaju np. tej, że po­
siłki, wysyłane do armji czynnej rekrutują się z dzie­
ci, i starców, to odrazu wyjdzie na jaw całe ich
bzdurstwo.
„Francja może'podczas wojny wystawić armję.
liczącą powyżej 2,500,000 ludzi, podczas gdy corocz­
nie ma tylko 800,000 młodzieńcow w wieku poboro­
wym. W Japonji ilość ich wynosi około 450,000.
Jakimże więc sposobem Japonja, która wystawiła
dotychczas armję, liczącą około 500,000 ludzi doszła
już do tego, że nie może dalej posyłać posiłków zło­
żonych z żołnierzy, chociażby licho wyćwiczonych,
ale w wieku poborowym, a musi się zadawalać dzieć­
mi i starcami? Jest to wymysł oczywisty, jak wy­
mysłem jest także wiadomość, że w Japonji nie po­
zostało już wcale oficerów, ani podoficerów do ćwi­
czenia-milicji!
„Skutkiem czego mógł nastąpić upadek ducha
w Japonji, dlaczego, naród stracił zaufanie do mar­
szałka Ojamy? Czyż tak małe są osiągnięte przez
japończyków powodzenia?
„Jest rzeczą zupełnie jasną, że wszystkie te pe­
symistyczne dla Japonji pogłoski są fantazją, na
której budowanie jakićhkolwiekbądź zamiarów by­
łoby bardziej niż ryzykownem.
;
W celu pomyślnego zakończenia wojny Rosja
musi dokonać jeszcze wielu wysiłków i ponieść wie­
le ofiar, — ofiar nietylko materjalnych, ale ofiar du­
kli a,-energii i talentów. Ale im większa jest ofiara,
tem trudniej ją złożyć; Należy mieć zupełną świa­
domość olbrzyiniości zadania, stojącego przed nami,
aby śmiało zdecydować się na te ofiary i wysiłki.
I sądzimy, że samopocieszanie się za pomocą plotek
o słabości przeciwnika — plotek, których autenty­
czność jest bardziej, niż wątpliwą, może nam tylko
oddać złe usługi".
Echa wojenne.
Główny sztab ogłasza co następuje:
„W ostatnich czasach osobny oddział sztabu
głównego do zbierania wiadomości o zabitych i ran­
nych na wojnie z Japonją otrzymuje wiele zapytań
z prośbami o wyjaśnienie losu żołnierzy w czynnej
armji mandżurskiej.
Osobny oddział podaje do wiadomości, iż listy
zabitych, ranionych i zaginionych bez wieści żołnie­
rzy, z wyłuszczeniem gubernji, powiatu, gminy i wsi,
w miarę otrzymywania ich z armji czynnej, dru­
kowane są w dodatkach do gazety Russltij Inwa­
lidy i oprócz tego rozsyłane są do wszystkich guber­
natorów dla powiadomienia krewnych. Taki porzą­
dek daje możność każdemu zainteresowanemu do­
wiedzenia się o losie osoby obchodzącej go. Osobny
oddział nie ma możności inną drogą zadość czynić
prośbom o udzielenie wiadomości o losie żołnierzy,
i na przysyłane do niego w tym przedmiocie podania
nie może odpowiadać.
Lista oficerów drukowana jest w „Russkim In­
walidzie" . W liście tej, starannie sprawdzanej, wskazanem jest tylko, kto z pp. oficerów został zabity,
kontuzjowany, pozostał na polu walki, lub wzięty zo­
stał do niewoli. Donosić zaś, gdzie się znajduje ra­
niony oficer, jaki stan jego zdrowia i gdzie on został
umieszczony oddział nie ma możności, gdyż te wia­
domości nie są komunikowane.
Osoby, które chcą powziąć te wiadomości, pro­
szone są o zwracanie się nie do osobnego oddziału
sztabu głównego, lecz do dyżurnego gienerała armji
mandżurskiej, gienerał-majora Błagowieszczeńskiego, lub też do naczelnika sanitarnej części armji
mandżurskiej, gienerał-lejtnanta Trepowa".
*
*
*•
Z ogłoszonych do dnia 18 września w Russlcim
Inwalidzie strat w bitwach pod Laojanem, od 25-go
sierpnia wynikają cyfry następujące: gienerałów 6,
oficerów sztabowych 39 i ober-oficerów 420; z tej
liczby zabitych 80, ranionych 286, kontuzjowanych
86, pozostałych na polu walki 13.
*
*
*
Z powodu rozpoczętej częściowej mobilizacji
w niektórych okręgach wojennych, główny zarząd
dróg żelaznych, jak donosi Warse. Dniewzawiado­
mił tutejsze zarządy kolejowe, że żołnierze rezerwy,
pracujący na kolejach w Rosji europejskiej, nie bę­
dą powoływani do służby wojskowej tylko do tego
czasu, do którego pozostawać będą na służbie kole­
jowej.
Nr. 39
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
623
Pogoda dopisuje; drogi obsychają. Japończycy
Z chwilą uwolnienia z kolei, żołnierze rezerwo­
wi, zapisani w powiatach mobilizowanych, podlegają naprawiają pośpiesznie linję kolejową.
Kilku agentów wojskowych, przybyłych w zesz­
powołaniu do szeregów wojsk.
łym tygodniu z Tokjo do Laojanu, przejechało 100
mil w otwartych wagonach, które ciągnęli kulisi.
•x•*
Z armji są wysyłane wozy i maszyny, zabrane rosjanom.
Komunikacja z Laojanem będzie w czasie naj­
Birż. Wied. obliczając szczegółowo siły armji bliższym przywrócona, co znacznie ułatwi przewóz
japońskiej, oceniają siłę bojową japończyków na 300 wojsk i zaopatrywanie w żywność oddziałów czo­
do 315 tysięcy i twierdzą, że po odliczeniu oddziałów, łowych.
pozostawionych na tyłach armji i strat w bitwach
Przypuszczają tutaj, że marszałek Oyama bę­
poprzedzających atak na pozycje Laojańskie, mar­ dzie napierał na gienerała Kuropatkina przed zapad­
szałek Ojama miał w swojem rozporządzeniu 220 do nięciem zimy, poczym do wiosny będzie się trzymał
230, a najwyżej do 250,000, Straty pod Laojanem na zajętej linii pozycyjnej.
wynoszą około 40,000, pozostało więc 180—190,000,
Mukden, 21 września. Bitwa jest nieunikniona.
najwyżej 210,000. Te posiłki o których mowa
Naciera ośm lub dziewięć dywizji japońskich. Olbrzy­
w ostatnich depeszach, a które mają być gotowe za
mie proso zebrano już prawie wszędzie, wobec cze­
miesiąc i które rząd japoński ma pchnąć na teatr
go otwarte jest pole do strzelania na równinie. Rzeka
wojny (100 do 120,000), będą potrzebne dla pokrycia
Chunche stanowi przednią rosyjską pozycję fron­
strat w armji, znajdującej się na drodze ku Mukde- tową.
nowi, i armji oblężniczej pod Portem Artura.
Laojan, 23 września: Biuro Reutera donosi:
„Rosjanie znacznemi oddziałami jazdy, wspo­
maganej przez artylerję, prowadzą wywiady, w celu
wyśledzenia stanowisk frontu japońskiego. Wczoraj
wieczorem zbliżyli się oni wraz z trzema armatami
na odległość 6000 metrów od st. Jantaj i rzucili kil­
kanaście pocisków. Strzelanina z małemi przerwami
trwała dzień cały.
Wojska rosyjskie rozstawione są na drodze,
wiodącej do Mukdenu".
Czifu, 23 września. Biuro Reutera donosi, że
Petersburg, 25 września. Reskrypt Najwyższy japończycy przeprowadzają linję fortów od zatoki
na imię gien.-adjutanta Grippenberga.
Gołębiej do Daguszanu w kierunku najbliższych
Oskarze, synu Kazimierza. Wielkie natężenie, obwarowań rosyjskich. Ostatni fort znajduje się
z jakiem prowadzi obecną wojnę Japonja i ujawnio­ w odległości 4000 metrów od obozu marynarzy ro­
ny przez wojska japońskie upór i wysokie zalety bo­ syjskich.
jowe skłaniają Mnie do znacznego powiększenia sił
Znany kupiec Kratz, przybyły z Portu Artura, '
zbrojnych na teatrze wojny, aby w możliwie najkrót­ opowiadał, że widział na wysokości wysp Mjaodao
szym czasie osiągnąć decydujące wyniki. Ponieważ, 150 dżonek, naładowanych zapasami żywności, płyną­
skutkiem tego liczebność jednostek armii dojdzie do cych do Niuczwangu. Według słów Kratza, od d. 10
cyfry, wobec której pozostawienie ich w składzie do 17 b. m. w twierdzę nie trafił żaden pocisk.
jednej armii nie może być dopuszczone bez szkody Opowiada on, że wszystkie serca biją tam w takt
dla dogodności zarządu, manewrowania i ruchliwości uderzeń serca gien. Stessla. Wszyscy są tego zda­
wojsk, to uznałem za konieczne podział wojsk prze­ nia, że jest on jedynym człowiekiem, który może
znaczonych do działań w Mandżurji na dwie armje; wyprowadzić twierdzę z ciężkiego położenia. Na
pozostawiając dowództwo nad pierwszą z nich w rę­ ulicach często można zauważyć jego wysoką, oka­
kach Kuropatkina i mianując Pana dowódcą drugiej załą postać.
armii. Długa służba pańska ojczyźnie, wyróżniająca
Gienerał Stessel, udając się na pozycje, przy­
się czynami bojowemi, wielkiem doświadczeniem, wdziewa na siebie zwyczajny, szary uniform.
dotyczącem przygotowania wojennego wojsk dają
Mieszkańcy opowiadają, że gienerał nigdy nie
Mi zupełną pewność, że Pan, kierując się wskazów­ udaje się na spoczynek po załatwieniu czynności
kami głównodowodzącego, będziesz korzystnie kie­ administracyjnych, lecz udaje się wieczorem na
rował do osiągnięcia celów wojny całą działalność objazd fortów, śpi w jakimkolwiek okopie, lub na
powierzonej Panu armii, i że pod pańskiem dowódz­ pierwszym lepszym wale. W towarzystwie swojej
twem nasze sławne wojska będą odznaczały się małżonki obchodzi szpitale, zwracając się do cho­
zwykłym im męstwem, wytrwałością w walce z nie­ rych ze słowami pełnemi współczucia. Podczas
przyjacielem dla obrony czci i godności Ojczyzny. bitwy gienerał Stessel zajmuje zawsze widoczne
Niech Bóg błogosławi Panu na wysoką i sławną stanowisko. Jeśli oficer, wiodący żołnierzy do ataku
służbę dla Mnie i dla Rosji. Pozostaję dla Pana nie­ pada, gien. Stessel sam prowadzi ich do boju, który
zmiennie życzliwy.
w takich razach jest zawsze uwieńczony pomyślnym
skutkiem.
Jego zasada: „Co ja rozkażę jest możliwe
Na oryginale własną Jego Cesarskiej Mości
do
wykonania".
ręką podpisano:
Wilno. Dnia 23 uroczyście poświęcono pomnik
MIKOŁAJ.
cesarzowej Katarzyny.
Tokjo, 21 września, Biuro Reutera donosi:
„Przypuszczają, źe bitwa stanowcza odbędzie
się pod Mukdenem w najbliższej przyszłości. Giene­
rał Kuropatkin, jak widać, przygotowuje się do za­
ciętej obrony, wznosząc obwarowania.
Obie armje wypoczęły już po bitwie laojańskiej
i przygotowane są do nowych walk.
Ostatnie wiadomości.
CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH
624
—
K
R
O
N
I
K
A
,
Nr. 39
i
Ponieważ chcielibyśmy, by pismo nasze stało się łącznikiem dla tych wszystkich, którzy biorą udział
w pracach zbiorowych dla pożytku ogólnego, więc prosimy naszych przyjaciół i czytelników o nadsyłanie nam
ustaw i sprawozdań ze stowarzyszeń do których należą (towarzystw pożyczkowo-oszczędnościowych, towa­
rzystw kredytowych, towarzystw wspomagania ubogich, straży ogniowych, spółek handlowych itd).
Zawiadomienia i rozporządzenia
urzędowe.
Pobór tło wojska. Na mocy ukazu
Najwyższego wziętych będzie w jesieni
togo roku do wojska z całego Państwa
Rosyjskiego 447,402 rekrutów; w roku
zeszłym powołano 321,000. W pierw­
szej z tych cyfr mieści się 41,711,
a w drugiej 30,000 rokrutów z Króle­
stwa Polskiego.
Różne.
'L politechniki. Egzaminy konkur­
sowe w r. b. składało według Gońca na
politechnice warszawskiej 594 kandyda­
tów, z których ostatecznie przyjęto 210
osób, czyli 35 proc.
"Według wydziałów, liczba, nowo
przyjętych studentów przedstawia się
w sposób następujący: na wydział me­
chaniczny zapisano 59 studentów, na bu­
dowlany 58, na mechaniczny 53 i na
górniczy 40.
W Zjeździe sędziów pokoju m. War­
szawy rozpoznawane było pytanie co
do ustanowienia w poszczególnych od­
działach sądów pokoju bezpłatnej obrony
nieletnich, czego się podjęło 33 obroń­
ców z pośród adwokatów przysięgłych
i ich pomocników. Tego rodzaju obrony
już od pewnego czasu są stosowano
w Zjeździe sędziów pokoju; zachodziła
tylko wątpliwość co do szczególnych
oddziałów t. j. co do sędziów pokoju.
Kursy dla bon. Właścicielka zakładu
freblowskiego w Warszawie, p. Zofja
Szmitkowska, otrzymała pozwolenie
władzy wyższej na przyjmowanie pa­
nien na kursą przygotowawcze w kie­
runku opieki nad dziećmi w charakterzo
bon. Pani Szmitkowska uzyskała rów­
nież prawo wydawania odpowiednich
świadectw bonom, które kurs przygoto­
wawczy ukończyły.
Fmulusz im. P. S. Lewentaln. Dla
uczczenia pamięci ś. p. Franciszka Salezogo Lowentala, jako w drugą rocznicę
śmierci, złożyła świeżo p. Hortensja
Lowontalowa rb. 4 500 w Kasio Litera­
ckiej. Odsotki od tej sumy, mającej no­
sić nazwę ..funduszu wieczystego imie­
nia F. S Lowentala" służyć będą do
udzielania co 5 lat nagród w połowie za
najlepszą w ciągu togo czasu oryginal­
nie napisaną powieść polską, a w polo­
wie za najlepszą sztukę dramatyczną
polską napisaną i wydrukowaną, oraz
na scenie warszawskiej wystawioną.
Szkołn rolniczo-ogrodnicznn. Wła­
ściciel Otwocka, p. S. Kurtz, ofiarował
starożytny pałac wraz z parkiem,
w miejscowości Roskoła, na założonie
tam nowej szkoły roiniczo-ogrodniczej.
Uskutecznieniem tego projektu zajmio
się warsz. tow. ogrodnicze.
Budowa nowej koloi. Naczelnik bu­
dowy kolei Siedico-Połock, inźenier ko­
munikacji Timjfjew Rasowski, miano­
wany został naczelnikiem budowy odno­
gi kolejowej od Grodna do st. Zeljony
(obecnie przemianowanej na Mosty).
Odnoga powyższa będzie przyłączona
do kolei Siedlce-Bołogoje. Budowa od­
nogi rozpocznie się w przyszłym miesią­
cu. Obecnie na całej przestrzeni odby­
wa się przymusowo wywłaszczanie grun­
tów. Zarząd budowy odnogi będzie się
mieścił w Grodnie.
Długi in. Warszawy. Do 14 stycznia
1905 r. długi m. Warszawy wynosić bę­
dą 40,609,311 kop. 92, a mianowicie:
1) Na budowę kanalizacji i wodocią­
gów V pożyczka I-ej serji 4V 3 % — rb.
4,298,300, oraz II-ej sorji 4'/ a — rb.
1,960,200.
2) Na budowę hali targowej VI po­
życzka 4'/ 2 °/ 0 — rb. 1,116,300.
3) Na różne wydatki miejskie VII
pożyczka 4'/ 2 0 / 0 — rb. 33,000,000.
4) Na zapłacenie długów warszaw­
skich teatrów rządowych z kapitału
ubezpieczeniowego ni. Warszawy 4"/,, —
187,511 kop. 92.
W r. 1905 zarząd miejski potrzebować
będzie na amortyzację powyższych po­
życzek i procenty od nich rb. 1,926,134
kop. 50.
Rady ziemskie. Jurid. gaz. donosi,
żo projekt zaprowadzenia w gub. Króle­
stwa Polskiego rad ziemskich, gubernjalnych i powiatowych ma być rozważany
wkrótce przez Radę Państwa. Pomieniony dziennik potwierdza zarazem po­
dawaną już przez nas wiadomość, że ra­
dy ziemskie będą miały charakter do­
radczy, a prezesami ich będą gubernato­
rowie i naczelnicy powiatów.
Otrzymaliśmy sprawozdanie o ilości
pożarów, któro dotknęły nasz kraj
w ciągu r. z. Według niego ogółem by­
ło po za obrębem Warszawy 4,075 poża­
rów, a z liczby tej 594 w gub. Warszaw­
skiej, 460 w Kaliskiej, 536 w Kieleckiej,
160 w Łomżyńskiej, 354 w Lubelskiej,
596 w Piotrkowskiej, 229 w Płockiej, 402
w Radomskiej, 463 w Suwalskiej i 281
w Siedleckiej. Dzieląc na kategorje,
stosownie do przyczyn, które klęskę
sprowadziły, przypada 628 (15,3 proc.)
na pożary z podpalenia, 264 (6,5 proc.)
od pioruna, 354 (8,7 proc.) z powodu złe­
go urządzenia kominów, 507 (12,4 proc.)
skutkiem nieostrożnego obchodzenia się
z ogniem, 61 (1,5 proc.) przez swawolę
dzieci i wreszcie ogromna liczba 2,265
(55,6 proc.) dotyczy pożarów, wynikłych
z przyczyny niewiadomej.
Kalisz. Umowę przedwstępną co do
urządzenia stacji przeładunkowej ko­
loi Kaliskiej w Szczypiornie podpisa­
no. Umowa formalna będzie podpisaną
na specjalnym zjeździe, który nastąpi
w Warszawie w październiku.
^..4.
T R E Ś Ć ; Drogowskazy n a wsiach, przez S . D . — N a d Wartą,powieść, przez Artura Gruszeckiego (dokończenie). — Moralność
u zwierząt, przez w. — Nasze sklepikarsrwo po /niasteczkach i wioskach, p\'zez B. Topora. — Mistrzyni życia, przez J. M. (ciąg dal­
szy — W spraicie praktyki we dworach, przez B. Koczara. — Listy: Z Żychlina, przez Zychliniaka. — Z Kamicnskoje, przez Z. —
Przegląd polityczny. — Głosy prasy rosyjskiej o wojnie. — Echa wojenne. — Ostatnie wiadomości. — Kronika.
Na okładce : Od Administracji. — Z Towarzystiva Ogrodniczego. — Z pola walki. — Eośrednictwo. - Drobne wiadomości. — Wy­
padki. — Łamigłówka. — Rozwiązanie łamigłówki z Nr. 38. — Odpowiedzi od Redakcji. — Zawiadomienie.
„CZYTELNIA DLA WSZYSTKICH" kosztuje:
w Warszawie:
z przesyłką pocztową:
Rocznie . . rb. 4
Półrocznie
„ 2
Kwartalnie . „ 1
Rocznie
rb. 6 kop. —
Półrocznie „ 2 „ 50
Kwartalnie „ 1 „ 25
Za granicą:
w Niemczech 3 marki 50 fonigów kwartalnie
4 korony
>( Austrji
„ Stanach Zjednoczonych 34 dolara rocznie.
Za odnoszenie do domu dopłaca się 10 kop. kwartalnie.—Zmiana adresu kop. 10.— Numer pojedyńozy kop. 12.
REDAKCJA i ADMINISTRACJA: SMOLNA 17.
Rękopismów nadsyłanych nie zwraca się.
Redaktor i Wydawca I Władysław
,/Io3Bo.ieHo IleBBypoH). Bapmasa, 15 CeiiTJiftpa 1904 r.
Umiński.
Druk J. Sikorskiego, Warecka 14.

Podobne dokumenty