ZYGZAK wyd. 126
Transkrypt
ZYGZAK wyd. 126
Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach - Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w Opolu Wydanie 07/2009(126) Rok XII SIERPIEŃ 2009 Relaks W KRUŻGANKACH Letni turniej sportowy Dzień solidarności Życie zaczyna się po 30-tce Festyn Abstynencki Rocznica pracowni Zasnę, a Ty wróć... Ja muszę... TURNIEJ PIŁKI PLAŻOWEJ Ekscytująca, prawdziwie sportowa walka Letni Turniej Sportowy O d roku w branickim szpitalu funkcjonuje boisko do piłki plażowej, które wspólnymi siłami zbudowali instruktorzy terapii zajęciowej i pacjenci. W sezonie wiosenno-letnim instruktorzy z oddziałów przyprowadzają tu grupy swoich podopiecznych, by ci mogli pograć w siatkówkę, czy inne gry. W dniu 27 sierpnia br. odbył się tam Letni Turniej Sporto- wy zorganizowany przez Pracownie Terapii Zajęciowej. To było duże wydarzenie, w którym udział wzięli pacjenci z większości oddziałów szpitalnych, którzy aktywnie uczestniczą na co dzień w zajęciach terapeutycznych prowadzonych w pracowniach. Turniej obejmował rozgrywki w takich dyscyplinach jak: siatkówka plażowa, badminton, boule i krykiet. KRYKIET Spora grupa uczestników świetnie się bawiła 2 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 To była sportowa zabawa obfitująca w emocjonujące momenty. Blisko 100 pacjentów; zawodników i widzów dobrze się bawiło i to było najważniejsze, a sprzyjała temu piękna, letnia pogoda Instruktorzy częstowali wszystkich napojami chłodzącymi, bo dzień był upalny i słodyczami, które ofiarowali szczodrzy sponsorzy. Dodatkową atrakcją były nagrody, które ufundowali: Władysław Lenartowicz przewodniczący Rady Gminy Branice, Łukasz Maliszewski właściciel sklepu „Malinka”, Sylwia Jania kierowniczka kuchni szpitalnej, Stowarzyszenie CARITAS CHRISTI, doktor Piotr Duda, oraz Irena Koziura włascicielka sklepu „Magda”. Bawiących się na boisku odwiedzili: dr Waldemar Mrowiec z-ca dyrektora, Czesława Gałka naczelna pielęgniarka szpitala oraz Andrzej Jania kierownik Działu Technicznego. Rozgrywki wyłoniły zwycięzców w poszczególnych dyscyplinach turnieju: Siatkówka: I miejsce – Drużyna Oddziału C, II miejsce – Drużyna Oddziału B, Badminton: I miejsce – Jacek Rosół (Oddz. B), II miejsce – Teresa Faron (Oddz. K-2), III miejsce – Bogdan Danielczuk (Oddz. C). Nagrody pocieszenia otrzymali: Izabela Paździor (Oddz. K-3), Walenty Ziółkowski (Oddz. C), Joanna Enden (Oddz. B). Boule: I miejsce – Jan Nowak (Oddz. K-2), II miejsce – Izabela Luleczko (Oddz. C), III miejsce – Katarzyna Kluska (Oddz. K-2), Krykiet: I miejsce – Małgorzata Wuwela (Oddz. K-2), II miejsce – Krzysztof Wilchelm (Oddz. K-2), III miejsce – Janusz Gołacki (Oddz. C). Zwycięzcy otrzymali dyplomy i nagrody rzeczowe. Na zakończenie turnieju z ust Anny Dudziak kierowniczki Pracowni Terapii Zajęciowej padła obietnica, że jeszcze przed sezonem jesienno-zimowym zostanie zorganizowany podobny turniej. To była dobra zabawa i warto ją powtórzyć. H. Ś. WYDARZENIA KONKURS BOULE Nie brakowało zaciętej sportowej walki NIE TYLKO SPORTEM człowiek żyje, o czym pamiętali organizatorzy. Dzięki szczodrym sponsorom były słodycze i napoje chłodzące. BADMINTON Lotka nie zawsze chciała lecieć tam, gdzie była adresowana, ale bawiono się znakomicie ZWYCIĘZCY Drużyna Oddziału C pokazała dobrą siatkówkę plażową i stworzyła lepszy zespół, co dało jej zwycięstwo. LAURY DLA ZWYCIĘZCÓW Dyplomy i nagrody rzeczowe otrzymali nie tylko zwycięzcy, ale również wielu wyróżniających się zawodników. ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 3 WYDARZENIA Dzień Solidarności C orocznie w drugą niedzielę września obchodzony jest Ogólnopolski Dzień Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie, który jest organizowany w ramach programu Schizofrenia – Otwórzcie Drzwi. Program ten ma na celu głównie przełamanie funkcjonujących wciąż stereotypów o chorobie psychicznej i pomoc rodzinom osób chorujących. Choroba psychiczna to wciąż temat drażliwy, wstydliwy, o którym lepiej nie mówić. Chorzy ukrywają chorobę przed bliskimi, przed znajomymi i pracodawcami. Niestety wiedza o tej chorobie w naszym kraju jest nadal dość nikła i wciąż więcej w niej stereotypów niż naukowo potwierdzonych informacji. Przełamanie ich jest bardzo ważne, bo bez tego funkcjonowanie chorych w środowisku będzie bardzo trudne, a przecież dotyczy to sporej części naszego społeczeństwa. Według przeprowadzonych badań prawie co setny Polak choruje na schizofrenię, a ilu choruje na inne schorzenia psychiczne, to trudno nawet oszacować. 4 ZYGZAK Czym jest schizofrenia? W rozumieniu potocznym schizofrenia pojmowana jest jako rozdwojenie rzeczywistości. Lekarze definiują tę jednostkę chorobową jako chorobę mózgu, która w znacznym stopniu wpływa na pojmowanie rzeczywistości, procesy myślowe, zachowanie i emocje. U osób cierpiących na schizofrenię wyróżnia się szereg objawów psychosomatycznych. Zaliczamy do nich m.in. omamy – zwane inaczej halucynacjami – które można określić jako spostrzeżenia powstające bez udziału bodźców zewnętrznych. Mogą być to na przykład głosy, które słyszy tylko chory lub przedmioty, których nie widzi nikt poza nim. Wyróżnia się także złudzenia, czyli iluzje – tj. odbieranie rzeczy innymi niż są one w rzeczywistości. Oprócz już wymienionych do tzw. wytwórczych objawów psychotycznych zalicza się również urojenia, które polegają na podtrzymywaniu przez osobę chorą fałszywych poglądów lub osądów – bez względu na racjonalne argumenty. Urojenia często są ob- SIERPIEŃ 2009 jawem dominującym i mogą powodować, że osoba chora uważa, że jest kimś innym niż ma to miejsce w rzeczywistości. Przypomina mi się w tym miejscu fragment książki czeskiej autorki traktujących o schizofrenii. Opisywała ona chorego, który był przekonany, że pochodzi z innej planety układu słonecznego i latami pisał historię kilkunastu zamieszkujących ją narodów, tworzył języki, którymi się posługiwali, opisywał obyczaje i codzienne zajęcia. Przez lata dokonał gigantycznej pracy, żyjąc w świecie, który sam sobie wykreował. W bardziej zaawansowanym etapie choroby pojawiają się także objawy negatywne, do których zalicza się m.in. wycofanie z życia, ograniczenie inicjatywy, a także spłycenie emocji. Wśród innych chorób psychicznych schizofrenię wyróżnia przede wszystkim wpływ, jaki wywiera ona nie tylko na osobę chorą, ale również na jej najbliższe otoczenie. Zmiany zachodzące w osobowości człowieka cierpiącego na schizofre- nię mogą przybierać różne formy. Często obserwuje się chwiejność emocjonalną, a także nadmierne pobudzenie lub ospałość. Należy podkreślić, że osoba chora nie zdaje sobie sprawy ze swojej choroby, jak również z tego, że zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Powyższy tekst, z konieczności w bardzo skróconej formie, mówi o schizofrenii, gdyż intencją naszą jest, by przy okazji zbliżającego się Dnia Solidarności również wpisać się w akcję uświadamiania zdrowej części społeczeństwa, że chory psychicznie, to nie negatywny bohater oglądanego w kinach horroru, thrillera, czy zakorzenionych w nas uprzedzeń, ale człowiek taki jak inni, którego dotknęła ciężka choroba i ogromne nieszczęście, człowiek, któremu warto podać pomocną dłoń, by mógł odzyskać zdrowie i normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Zachorować na choroby psychiczne czy nerwowe może przecież każdy, bo nikt nie wie, co go w życiu spotka. Warto o tym pamiętać. Hieronim Śliwiński Program obchodów DNIA SOLIDARNOŚCI Z OSOBAMI CHORUJĄCYMI PSYCHICZNIE w Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Neuropsychiatrycznym im. św. Jadwigi Śl. w Opolu KOŚCIÓŁ JEST Z NAMI 2 września 2009 Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu, ul. Piastowska 18 godz. 18.00 – otwarcie wystawy prac pacjentów „Przestrzenie koloru i wyobraźni” – (wystawa czynna dla zwiedzających do końca września). 9 września 2009 Ogród szpitalny • godz.13.00-18.00 – festyn w dla pacjentów, ich rodzin i przyjaciół – wspólne tworzenie prac plastycznych, ognisko, jazdy konne, zabawy, śpiewy. 11 września 2009 WSZN im. św. Jadwigi Śl. w Opolu (Oddział Dzienny) – konferencja na temat: • godz. 12.00 – Wykład ,,Medykalizacja i psychiatryzacja życia codziennego’’ Prof. Bogdan de Barbaro – Collegium Medium UJ w Krakowie; • godz. 12.40 – Wykład ,,Kościół a chorzy psychicznie – wczoraj i dziś” Ks. Dr Arnold Drechsler – Dyrektor Caritas Diecezji Opolskiej; • godz. 13.10 – Wykład ,,Politerapia w schizofrenii – znaczenie interakcji leków przeciw psychotycznych II generacji’’ Prof. Przemysław Bieńkowski – Instytut Neurologii i Psychiatrii w Warszawie; • godz. 14.00-14.30 – Przedstawienie „Kawiarnia samotnych serc” na podstawie tekstów Agnieszki Osieckiej i Jonasza Kofty w wykonaniu grupy teatralnej „ W drodze”. ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 5 WYDARZENIA Relaks w krużgankach MUZYKOTERAPIA Nawet deszcz nie przeszkodził rozśpiewanym uczestnikom zajęć W iększość z nas, gdy ma czas wolny, który można dowolnie wykorzystać, nie korzysta wcale z tego przywileju. Najpierw narzekamy, że nie mamy wolnego czasu dla siebie, a potem nie potrafimy go dobrze spożytkować, a przecież jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia. Chorych, którzy samorzutnie próbują zagospodarować swój wolny czas jest niewielu i tutaj zadaniem instruktora terapii zajęciowej jest wzbudzenie zainteresowań zajęciami, które prowadzone są w godzinach popołudniowych w pięknie odnowionych krużgankach naszego Szpitala. W każdy wtorek w godzinach popołudniowych instruktorzy prowadzą zajęcia, które są dopasowywane do upodobań naszych podopiecznych, tak aby za każdym razem były ciekawe, a chorzy brali w nich udział z wielkim entuzjazmem i zainteresowaniem. Do tej pory udało nam się przeprowadzić zajęcia z muzykoterapii czynnej z wykorzystaniem zestawu Orffa, gitary, klaskanie, śpiew solo, śpiew w kilkuoso6 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 bowych grupach oraz wszystkich razem, w pierwszych zajęciach brało udział jednocześnie ok. 70 chorych. Mimo deszczu, który się rozpadał nie musieliśmy wracać na oddziały, tylko przenieśliśmy się z dziedzińca na korytarz krużganków. W następnych zajęciach chorzy mogli malować, improwizować przy muzyce, mogli zaspokoić swoje potrzeby estetyczne, które mają związek z pięknem, twórczością, wyobraźnią i doborem kształtów. Kiedy po zakończanych zajęciach słyszmy od uczestników pytanie; „kiedy znowu się tutaj spotkamy”, to wiemy, że są one potrzebne, mają sens i na pewno będą cykliczne. Najważniejsze jest, aby nieustannie kontrolować i stymulować efekty i skutki organizacji czasu wolnego. Jego wpływ na samopoczucie naszych pacjentów, oraz na jedność i zaufanie całej grupy. Anna Dudziak Od redakcji: Z ramienia redakcji naszego miesięcznika wziąłem udział w takich zajęciach i muszę przyznać, że urzekła mnie ich atmosfera i widok pacjentów, którzy z zapałem i bez skrępowania, jak to niekiedy ma miejsce, brali w nich udział. Pacjenci zostali podzieleni na trzy grupy, z których każda miała inne zadanie do zrealizowania, w trakcie którego trzeba było wykazać się zmysłem artystycznym i kreatywnością. Jedna z grup podzielona na trzy zespoły tworzyła kreacje z gazet. Zespołami opiekowały się: Anna Dudziak, Barbara Wojtuś i Beata Czepczor. Druga grupa pod opieką Beaty Brzostowskiej tworzyła na posadzce krużganków obrazy z włóczki, a trzecia wspierana przez Barbarę Zawada malowała na sztalugach obrazy. W prowadzeniu zajęć pomaga również Danuta Szewczyk. Pomysłowości nie brakował. Każda z prac była niepowtarzalna, a sam akt twórczy na tyle wciągający, że jeden z uczestników zajęć zabrał swoją pracę na oddział, by tam ją dokończyć. Dobra zabawa, serdeczna atmosfera, pobyt na świeżym powietrzu w letni pogodny dzień, to sama przyjemność i chyba najlepszy ze sposobów spędzenia wolnego czasu. Pogratulować dobrego pomysłu. (H. Ś.) REWIA MODY Pogratulować pomysłowości twórcom i cierpliwości modelom OBRAZY Sznurkiem malowane SZTALUGI I FARBY Wyobraźnia poszła w ruch UKŁADY KWIATOWE Wyobraźnia i artyzm najwyższej próby KAMIENNE OBRAZY Malowanie na granicie ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 7 WYDARZENIA Rocznica W OTWARCIE PRACOWNI Pracownia stolarsko-rzeźbiarska – sierpień 1995 r. JASEŁKA Pierwszy występ grupy teatralnej – styczeń 1996 r. WYCIECZKA To była niezwykła wyprawa do Wisły – lipiec 1998 r. 8 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 arsztaty Terapii Zajęciowej w Samodzielnym Wojewódzkim Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach mają już dość długą historię, bo ich uroczyste otwarcie nastąpiło 8 sierpnia 1995 roku, więc 14 lat temu. To spory szmat czasu, w trakcie którego wiele się działo: były wzloty i zagrożenie likwidacją, były chwile miłe i mniej miłe. W tym okresie przewinęło się przez ich pracownie sporo pacjentów szpitala i ZOL-u. Niegdyś utworzone zostały, jako Pracownie Rehabilitacyjne dla pensjonariuszy Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego, a dziś stanowią prężny ośrodek terapeutyczny prowadzący zajęcia z ludźmi chorymi z wszystkich oddziałów szpitalnych. Pomysłodawcą ich utworzenia był pierwszy kierownik ZOL doktor Antoni Junosza-Szaniawski, a przez 13 lat kierowała nimi Maria Wyszyńska nazywana przez pacjentów „mamą” z powodu bardzo serdecznego podejścia do ludzi chorych. Pierwszą lokalizację pracownie znalazły w suterenie pawilonu K i tam funkcjonowały do wiosny roku 2004. Później zostały przeniesione do pomieszczeń na II p. pawilonu A, gdzie mieściły się przez 4 lata. W maju 2008 roku kierownikiem pracowni zostaje mianowana Anna Dudziak, która kieruje nimi do chwili obecnej. W lipcu tegoż roku pracownie zostają przeniesione na parter pawilonu A, gdzie funkcjonują po dzień dzisiejszy. W tych warszta- tach zawsze wiele się działo, a ludzie chorzy znajdują tam zawsze serdeczną, miłą atmosferę i dobre warunki rehabilitacji, czemu sprzyjają ciekawe zajęcia, jakie proponują chorym zatrudnieni tam instruktorzy. Szpital w trakcie minionych kilkunastu lat przechodził chwile trudne i na terapię często brakowało środków. Od czego jednak ofiarność i pomysłowość zatrudnionych w nich instruktorów. Kierowniczka wsiadała w samochód i objeżdżała „po prośbie” znajome zakłady, by pozyskać materiały i sprzęt do prowadzenia zajęć. Instruktorzy nierzadko z własnych pieniędzy kupowali niezbędne materiały. Wszystko to w ciągle zmieniających się warunkach, które nie sprzyjały funkcjonowaniu warsztatów. Był czas, gdy szpital na zewnątrz miał do pokazania jedynie to, co ładnego stworzone zostało w nich rękami ludzi chorych. To właśnie ci ludzie, którzy potrzebowali dobrych, sprzyjających warunków, by odzyskać sprawność po intensywnym leczeniu farmakologicznym, którzy potrzebowali serdeczności, przebywania w dobrej atmosferze pośród zdrowszych pacjentów, tam w warsztatach to otrzymywali, tam to znajdowali. Wiele ludzi chorych ma bardzo dużo do zawdzięczenia tym warsztatom. Pracownie były i są nadal inspiratorami wielu ciekawych inicjatyw, które wzbogacają i uatrakcyjniają zajęcia rehabilitacyjne i pobyt ludzi chorych na leczeniu w branickim szpitalu. By urozmaicić chorym pobyt na leczeniu pracowni organizowano, gdy udało się pozyskać sponsora, czy wypracować środki własne, wycieczki do pięknych miejsc: Moszna, Pszczyna, Wisła, Turzy Śl. i Gródczan k/ Pietrowic Wielkich. Organizowano pielgrzymki, ogniska, zabawy plenerowe, występy artystyczne w szpitalu i poza nim, wspólne obchodzenie świąt i wiele, wiele innych dobrych rzeczy. Pracownie zaopatrywały wielu pacjentów w odzież pochodzącą z darów. Kilkanaście lat, to szmat czasu i nie sposób wymienić wszystkich dobrych rzeczy, jakie w tym okresie się wydarzyły. Dzień dzisiejszy pracowni, to czas sporych zmian, to kontynuacja dobrych tradycji oraz wciąż nowe pomysły i inicjatywy. To dbałość o chorego, ale również o wizerunek całego szpitala, który się odnawia, modernizuje i pięknieje. Tak jest też w pracowniach, które mają coraz więcej do zaoferowania choremu człowiekowi. Obecnie warsztatami kieruje prężnie Anna Dudziak, którą wspiera 5 instruktorów: Barbara Wojtuś, Beata Brzostowska, Celina Zacharska, Barbara Zawada i Beata Czepczor. Na co dzień prowadzą one zajęcia z kilkudziesięcioma chorymi w kilku pracowniach tematycznych. W warsztatach funkcjonuje kawiarenka, biblioteka z czytelnią, jest salka komputerowa wyposażona w 3 komputery. Pracownie od rana do godzin popołudniowych a nierzadko wieczornych kipią życiem, gdy organizowane są próby chóru czy zajęcia w krużgankach byłe- go wirydarza. Warsztaty to miejsce, gdzie chorzy ludzie mogą się odnaleźć po okresie nasilenia psychozy i z pomocą życzliwych im ludzi odbudować w sobie, to co choroba w nich nadwątliła. Personelowi warsztatów nigdy pomysłów i pracowitości nie brakuje. Z podziwem obserwowaliśmy, z jakim samozaparciem i poświęceniem kilka miesięcy odnawiali gobeliny Henela, czy kilkadziesiąt obrazów pozostałych po niegdysiejszych pacjentach szpitala. To była praca wykonana nierzadko na kolanach z ogromnym pietyzmem. Dziś jedne i drugie można podziwiać w pomieszczeniach warsztatów. Boisko do siatkówki plażowej położone obok pawilonu K, to również inicjatywa i duży wkład pracy personelu pracowni i pacjentów z różnych oddziałów szpitala i ZOL-u. Dużo by pisać o przeszłości i dniu dzisiejszym Warsztatów Terapii Zajęciowej, ale nigdy nie napisze się wszystkiego, bo tych najważniejszych dokonań przewinęło się przez nie w ciągu tych kilkunastu lat setki – to każdy chory, który w nich znalazł coś dobrego dla siebie i zachował to w sercu. Jako autor tego artykułu mam okazję również we własnym imieniu podziękować temu miejscu i wspaniałym ludziom, którzy niegdyś mi tam pomogli, a dziś darzą przyjaźnią i nierzadko nadal potrafią pomóc dobrą radą i niewymuszoną serdecznością. Dziękuję i życzę dalszych sukcesów. Hieronim Śliwiński PRZEPROWADZKA Otwarcie pracowni w pawilonie A – maj 2004 roku. JUBILEUSZ X-lecie pracowni – pamiątkowe dyplomy pacjentom wręcza Maria Wyszyńska i Dariusz Pawluch, gra Jan Rapacz – sierpień 2005 r. OTWARCIE BOISKA Inauguracyjny turniej sportowy – sierpień 2008 r. ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 9 WYDARZENIA Zasnę, a Ty wróć córeczko Dziadek S taruszek. Któż zliczy ile ma lat. Siwiuteńki, krąg łysiny na głowie, przygarbiony ciężarem lat. Siada na swojej ławeczce koło domu, pod murkiem, albo pod wiśnią, albo w sadzie koło szopy wśród drzew. Siedzi zadumany i patrzy, patrzy w przeszłość. Może w przyszłość... patrzy oczyma niewidzącymi, bladymi, zbyt niebieskimi od starości, blado niebieskimi. Opiera ręce na kolanach i wzdycha cichutko. Twarz wydaje się nie mieć wyrazu, biała kartka. Czasami tylko zaśmieje się sam do siebie na wspomnienie czegoś... potem gaśnie jego uśmiech i znowu zagłębia się w sobie, zapada w studnię myśli. Zapatrzył się głęboko... łza spływa mu po policzku, nie czuje jej. Ciężka łza: „Moja córeczka, moja córcia, córunia...”. Wyciąga zabrudzoną chusteczkę, ale skrupulatnie poskładaną i wyciera nią łzę:” Ach te oczy, łzawią i łzawią, trzeba je zakropić. Trzeba iść już...”. Staruszeczek zjada w domu kolację. Kroi ostrym nożem chleb, bierze kawałek kiełbasy, co to już nikt jej jeść nie chce, kroi z namaszczeniem w kosteczkę i wkłada do ust, gryząc powoli, popijając herbatą. Suchy chleb i kiełbasa... i herbata... Potem sprząta kubek fajansowy, nóż, łyżeczkę, odsuwa stół i rozkłada starą jak świat wersalkę. Wyciąga pościel, puchata, wysoką pierzynę, zakłada piżamę, wyciąga swoje zęby, płucze i wkłada do słoika z wodą. Kładzie się cichutko do łóżka na prawym boku i patrzy w ciemność oczami niewidzącymi. Zamyka je i kołysze się na granicy snu i myśli. – Tato, jak ja odejdę to co ja wam zostawię? Co zostawię? Chyba tylko czapeczkę... Zerwał się staruszek ze swego łóżka, usiadł obudzony, pierzyna podwoiła swoją objętość, zmniejszona wzdłuż, podskoczyła w górę. – Przyszłaś do mnie córeczko moja, przyszłaś jako żywa. Widziałem Cię, widziałem, byłaś żywa... córeczko, ja nic nie chcę tylko wróć. Zasnę a Ty wróć, wróć... Tak, tak już śpię... I zasnął staruszek, nie zdążył się przykryć pierzyną... 10 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 Babuleńka B idula, drepce i drepce drobniutkimi kroczkami, sunie. – Aj, aj już nie mam siły, a tu trzeba obiad zrobić, dziadek jest głodny. Co tu zrobić temu dziadkowi? Podreptała do kuchni przez ciemną sień, podłożyła do pieca i nastawiła wodę na zupę. Usiadła na wersalce, zapadła się ociupinkę w nią, tak aby jej lepiej do wiaderka sięgać. Zabrała się do obierania ziemniaków. Szybkimi, sprawnymi ruchami skrobała je, wrzucała do garnka z wodą i stękała: – Aj, aj, gdzie to niebo jest, gdzie ono jest? Mówią niebo, Bóg, ale gdzie ono jest. Już nie wierzę w żadne niebo. A co to za Bóg co mi to dziecko jedno zabrał, nie ma on litości nade mną... Aj, aj... – stękała i zaszlochała, załkała... Starowinka pewnie umarłaby z żalu za dzieckiem ale ten dziadek, jemu gotować trzeba i wszystko tłumaczyć, bo zapomina. – Trzeba jeszcze pożyć, najpierw dziadek, niech on pierwszy, potem ja. Ja dam radę, ale on beze mnie... aj... aj – Babuleńka spojrzała na drzwi, bo ktoś zapukał. – A kogo tam niesie, kiej licho. Proszę! Drzwi otworzyły się, klamka klasnęła i weszła drobniutka kobieta o krótkich włosach, odświętnie ubrana. – Cześć mamo, już jestem. Nic Ci nie przywiozłam. Zostaw już te ziemniaki, ten obiad, zostaw i chodź ze mną. Oniemiała staruszka, słowa wypowiedzieć nie mogła, bo to przyszła jej jedyna córka, jej ukochana córka, co to Bóg ja zabrał. – Ta jak pójść, tak dziadka zostawić, samego. Nie, ja mam dużo roboty... Wzięła ją córka za rękę delikatnie, uniosła z siedziska i poprowadziła do drzwi. Podreptała staruszka, lekko na duszy jej się zrobiło i przestała już płakać. Jakaś pogoda w nią wstąpiła, zniknął żal i smutek, bo córka gdzieś ją prowadzi – Mamo, przyszłam żebyś więcej nie płakała... i ja też już stęskniłam się za Tobą... I poszła starowinka tam, gdzie córka ją prowadzi, nie ważne dokąd – ważne, że córka... tak, córka... Graniczna Festyn Abstynencki S towarzyszenie Głubczycki Klub Abstynenta – Organizacja Pożytku Publicznego w Głubczycach, była organizatorem festynu abstynenckiego PRZYSTANEK OAZA, który odbył się 30 sierpnia 2009 r. (niedziela) o godzinie 15.00 w Głubczycach. Miejscem spotkania był głubczycki amfiteatr przy ul. Kochanowskiego. W ramach festynu odbyły się występy zespołów artystycznych, loteria fantowa, interesujące spotkania itp. Impreza ta miała na celu pokazanie sposobów na zdrowe spędzanie wolnego czasu oraz przybliżenie mieszkańcom, a w szczególności młodzieży, skutków nadużywania alkoholu lub innych środków psychoaktywnych. Imprezie tej patronowali m. in. Poseł Ziemi Głubczyckiej p. Adam Krupa. Efektem działań głubczyckiego klubu jest ciągle zwiększająca się populacja osób, którzy zaprzestali picia alkoholu i wracają do normalnego życia w społeczeństwie, co przynosi pozytywne skutki nie tylko dla nich samych (prowadzą normalne życie rodzinne, podejmują stałą pracę zarobkową), ale też dla społeczności (zmniejsza się zagrożenie bezpieczeństwa publicznego, ulega zmniejszeniu patologia społeczna, osoby nie używające środków psychoaktywnych takich jak alkohol, narkotyki, leki, cechują się lepszą wydajnością w pracy i solidnością połączoną z uczciwością, w mniejszym stopniu korzystają z opieki społecznej, następuje poprawa ich zdrowia fizycznego itp.). Do udziału w festynie zostały zaproszone Warsztaty Terapii Zajęciowej branickiego szpitala, które wystawiały tam prace pacjentów wykonanych w ramach zajęć rehabilitacyjnych. Atrakcyjnie wyeksponowane i kolorowe bibeloty były chętnie oglądane i nabywane przez uczestników festynu. Stoisko odwiedziła też spora grupa przyjaciół pracowni i branickiego szpitala. Przebieg festyn zakłócił dramatyczny wypadek, który wydarzył się w sąsiadującym z amfiteatrem budynku. Hieronim Śliwiński STOISKO PRACOWNI było chętnie odwiedzane Prelekcja H istoria, to sfera, którą w nawale codziennej krzątaniny raczej z rzadka się zajmujemy. Zaś szpital, a szczególnie szpital psychiatryczny zdawałby się być miejscem, gdzie jeszcze rzadziej pacjenci są skłonni nią zajmować. Przeczy temu jednak prelekcja dotycząca 89 rocznicy „Cudu nad Wisła”, jaką przygotowali pacjenci Oddziału B Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach. W świetlicy oddziału zasiedli nie tylko pacjenci oddziału, ale również goście z innych oddziałów i Pracowni Terapii Zajęciowej. Obecny był również ordynator doktor Antoni Junosza-Szaniawski i personel oddziału. Zgromadzeni w świetlicy słuchacze z ogromną uwagą słuchali tej niezwykłej prelekcji, w trakcie której prowadzący ją Tomasz Skoczylas omówił nie tylko samą wojnę polsko-bolszewicką, ale również tło historyczne i sylwetki dowódców obu walczących stron. Przekaz był na tyle sugestywny i czytelny, że przykuł uwagę wszystkich zgromadzonych, o czym świad- czyła cisza jaka panował na sali. Ludzie chorzy, nierzadko pobudzeni w chorobie, słuchali z ciekawością historii znanej, ale zawsze wartej przypomnienia. Ta bitwa, ten zryw narodu polskiego, który odzyskawszy niepodległości po 126 latach niewoli w zaledwie 2 lata musiał znów stanąć do walki, był jednym z najważniejszych w naszej historii. To działa na wyobraźnie i budzi w sercu szacunek dla tych, którzy blisko 90 lat temu ocalili naszą niepodległość i położyli podwaliny pod dzisiejszą demokratyczną Polskę. W przygotowaniu prezentacji uczestniczył również Stanisław Hajduk, a mapy batalii narysował Mirosław Magnukiewicz z oddziału D-2. Po prelekcji wszyscy zostali podjęci kawą przez gościnny personel oddziału. Naszym zdaniem twórcom tego wydarzenia należą się słowa podziękowania za przypomnienie genealogii Święta Niepodległości i pokazanie, że można o historii mówić przystępnie, ciekawie i bez nadmiernego patosu. H. Śliwiński ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 11 Latoś Latoś Ciężar przemyśleń Lato Sumienie, jak tkanka delikatna pajęczyna tyle, że to nić jest to coś wynikły z otoczenia szczegół podnoszony do rangi czegoś koniecznego pisze się gdyż trzeba się zastanowić odważnik, to coś co waży jest to praca myślę, że to jest ważne jak to w popada Jestem sama sobie ciężarem który noszę poważnie Jest to słonko jest okrągłe jest zawsze jest wodą źródlaną jest piaskiem jest to słoma kapelusz jest potrzebny okulary przeciwsłoneczne jest na jagody jest w konewce jest kwieciste jest odpoczywanie jest to wypas krów skubią trawę Kwiat bzu kolor lila i biel niekształtne stożki kolor zadumy i popołudnia wtedy wącham powietrze które nosi ten krzak na nim perełki deszczu Wypoczynek Czuję radość więcej kocham często się śmieję gromkim głosem palpitacja lata głęboka myśl pochylona nad studnią woda jest letnia. 12 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 Uroda pogody Myślę, że piękną jest jaskółka bolejąca uczucie, które w rękach się tłucze jak ona kocha lato jak tak potrafi męka polowa konik polny Wyraź niechęć Uczucie do wzmianki chociaż jest ono niestety częste ukryta pogarda nazywam się Charles Boudlair Spadłam z gruszki ale to nie jest już niechęć. Wiersze EWY Chciałam tylko kochać Wiersze Barbary Żaba Pani Iwonko, byłam ostatnio po receptę w przychodni i przeczytałam gazetkę „Zygzak”. Nigdy nie miałam tej gazetki w ręce i nie wiem gdzie można ją kupić, będę wdzięczna za taką informację. Wysyłam Pani kilka moich wierszy, może się przydadzą. Wysyłam też zdjęcie swoje i moich dzieci. Pozdrawiam gorąco Baśka. Sen List do Maleństwa Zawsze widziałam w Tobie piękno przejrzystość, blask, kolor słodkiego miodu. Dzisiaj z bólem dostrzegam jeszcze jedną cechę – twardość bursztynu. Jeszcze nie tak dawno byłam dumna, że mieszkam w bursztynie. Dzisiaj jednak jest we mnie smutek: jesteś tak piękny, a mnie boli bycie z Tobą. 2 września 2006 Kochane Maleństwo Często jestem smutna, ale zapewniam Cię, że to nie Twoja wina. Martwię się, że zostanę bez Ciebie dlatego tak długo nie mogłam Cię nawet pokochać. Ja też tęsknię za Tobą. Nie śpiewam, bo wyschła we mnie cała muzyka... Tylko ze względu na Ciebie czasem potrafię przypomnieć sobie jakąś piosenkę. Jesteś nadzieją, że znów mogą być dobre dni. Jeszcze tylko pięć miesięcy. 16 luty 2006 List do mamy Nie bój się mnie pokochać mamo, jestem tylko maleńki, ale już taki sam jak Ty, ja - człowiek. Zaśpiewaj mi jakąś piosenkę pogłaskaj. Daję ci znać o sobie ze wszystkich sił moje maleńkie rączki i stópki stają się przez to silniejsze. Nie bądź dziś smutna, bo kocham Ciebie. Ciekawe, czy jesteś taka, jak sobie wyobrażam. Mamusiu, czekam na ciebie. Jeszcze tylko pięć miesięcy. luty 2006 List do Oblubieńca Nie patrz na mnie, kiedy cierpię niech zatopi mnie mrok. Ciemność mniej boli. Niech pali się tylko ta świeca, to przecież sama Nadzieja. Ten płomyk ogrzewa serce i suszy łzy goryczy, że życie tak bardzo upadło, że ręka unosi się w gniewie, że twarze nam się krzywią od krzyku, że upadł i Dedal i Ikar, i cały mój świat się zawalił... ja przecież chciałam tylko kochać. ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 13 TWÓRCZOŚĆ Baśń owszem Deszcz ze skruchą część XV O mojej przygodowej historii. To się działo kiedyś. Bardzo odległe czasy są wielkim wyrzuconym pomysłem. Kosz to przyjmie. A to kilka lat temu. Miałam bardzo mało czasu, aby zdążyć na ósmą do szkoły. Dzisiaj w szkole uczymy się cały dzień historii. Jest poruszony temat: co jest czasem minionym, co przez to rozumiemy, co to jest zegar, czy można utkwić w czasie, ale tak inaczej? Błazna począł Hugo. Chodził w swoich pałacowych butach. Szpiczastych, ale myślę, że wygodnych. Poruszał się i zapraszał do stołu w podskokach. Kapelusz miał również śmieszny. Na stole kuropatwa, bażant, stos owoców w wydrążonej misie. Kielichy złote nabijane drogim kruszcem. Zasiadano na tron i na ławie z drzewa dębowego. Na zaproszenie przybyli minstrele uświetniając biesiadę. Jakie piękne szaty z drogich tkanin z dalekich krajów. Bardzo syte kolorów sukmany. Hrabianki i księżniczki bardzo pięknie ustrojone. Kamienie szlachetne, perły w postaci naszyjników i pierścieni. Rycerz Ernest Pobladły prowadzi do biesiady panią swego serca. Król zasiadał na zaszczytnym miejscu. Służba roznosi co 14 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 Parasolka rozłożona metalowej konstrukcji moja żyrafo paryskie z ciasta francuskiego akcentów geograficznych mój wieki huraganie mój szumu, mój znaczenie to dla i ode skala kropli i to jak czasowo kapie kap, kap, nie uciekaj przed deszczem stój kocham cię nie ruszaj mojego parasola. rusz to nowe dania. Lady Ginewra jest tak piękna. Zasiada przy boku swojego pana. Jej uroda żenuje. Książe Ernest Pobladły spuszczone oczy, zmieszany. Taka historyjka bardzo nieśmiale uczyniona przez jednego z uczniów Julka z pierwszej ławki. To jest wyjątek. Co rozumiem pod pojęciem historia. Tym razem znajdujemy się w starożytności. Jakie piękne peplum. Masuj, masuj, chłodno, chłodno – palmowe wachlarze. Balsam rozcierają sprawne ręce niewolnicy, ową życiodajną maść. Jaki pachnący olejek. Tu się je na leżąco. Wieńce zdobią głowy. Orator oto w gaju w pro- wincji Grecja. Wystąpienie zachęcając do rozmowy. W Rzymie jak na popisie gladiatorów. Zatrzymany czas. Wróżbitka w oparach zmyśla historię nie z tej ziemi. Oto wyrocznia. Pytia. Panteon. Cezar recytuje z nowego rulonu. Papirus. Rzecz fantastyczną Pt. „Średniowiecze i co potem?” Jest to rozprawa probabilistyczna. Ale ubogie opowiadanie. Jedno i drugie podstawa jak dorycki filar. Mietek siadaj! Jesteście tacy sami, bardzo szczupłe są te opowiastki. Co zapisałaś Małgosiu? Czy Jasi to byłoby dziwne potraktowanie tematu? Zaobserwowałam skrót jak w poprzednich wypadkach. Powiedz tak rekordowo, napisz o tym. Dwoje dzieci chodziło po lesie. Zgubiło się i napotkało chatę. Stara czarownica, po krótkiej pogadance, wsadziła dzieci do pieca i bajka się tak nie może skończyć. Dzieci dały więc drapaka z pieca. Krople łez ugasiły płomień. Julku nadajesz się. Jest mi miło powiedzieć, że jesteś zwięzły. Chodzi o okupację tym razem. Wojna spowodowała niechciane a konieczne wypadki. W nieszczęśliwy sposób wywarła piękni unieszczęśliwiając nie tylko nas. Zrujnowane domy, gruz. Kąt by spać. Jadłodajnia, w której się czeka na menażkę jadła. Po wojnie pociski zmieniły się w ptaki. Niebo już nie było takie głodne. Czołgi wróciły do garaży. Karabiny maszynowe zamknęły swe magazynki. Wojna była udokumentowana. W Oświęcimiu wyświetlano film. Wojtusiu, to streszczenie fabuły jest jak wszystkie zapiski, bardzo zwięzłe, a to jest walor akapitu informacji na skrzydełkach. Urywku prozy i treści utworu literackiego. Lecimy w kosmos. Mówi Horacy. Lecą dwa psy: Biełka i Striełka. Cały świat tym żyje. Jest to czas nie tak odległy. Lecą na księżyc. O księżycu wiem z książki Żuławskiego „Na srebrnym globie”. Myślę, że figuranci narobiliby dużo huku. A co powiecie o prahistorii. Zbigniewa Herberta „Barbarzyńca w ogrodzie”. Wasza ciekawość jest zaspokojona. Jest taki film „Walka o ogień”. Potraktować trzeba z dużym dystansem ten temat. Otóż to jak jest dzisiaj. Dzisiejszy dzień odrywa nas od pilnych zajęć, to jest jakieś kolej- ne święto. Ludzie szczególnie lubią plotkować, a przy tum jeść kanapki, jeździć na rowerach, motorach, autem. W autobusie balansuję uchwytem. Chodzimy na prywatki, fruwamy po ulicach. Jak pada deszcz okrążamy kałuże. Pracujemy w fabrykach, urzędach, na uczelni, w szkołach jakie tylko są, uczęszczamy do bibliotek. Jest ósma rano. W pośpiechu idę do szkoły. Zamknęłam mieszkanie na klucz. Wzięłam ze sobą taką grubą książkę do historii wielkości dziennika. Mająca tysiąc stron. Chodzę do takiej szkoły, gdzie nauka jest prowadzona przez niemiłych nauczycieli – mamy rewolucyjny rodzaj nauki. Jest to nazwa „Bloki”. Uczymy się konsekwentnie, maksymalnie długie lekcje. Takie, że na różne sposoby klepie się temat, wałkuje się. Miesiąc trwają różne przedmioty. Jestem ubrana według swojego fasonu w to co sama sobie wymyślam. Wędruję czasem po mieście. Raz w tygodniu kupuję propozycje w Modzie. Stroję się do tego w dodatki: klipsy, kolczyki, broszki, spinki. Jest to w naszej szkole rodzaj konkurencji. Nasz ubiór jest oceniany przez nauczyciela historii sztuki. Jest tu jak wśród motyli. I do tego są, bo różne fasony. A zatem w szkole zdejmuję wełniany płaszcz. Mam suknię w pepitkę. Do kąta na półkę odstawiam buty i parasol biorę ze sobą. Skórzana torebka korzystam z szatni. Nauka odbywa się w salonach. Miękkie fotele i stoliki – to jest dawny pałac. Szkoła na wzór amerykański, czyli jeden z różnych pomysłów, aby nauka owocowała. Wchodzi Rzepicha, wszyscy się odkłaniamy. Dzień dobry Pani Profesor. Z listy proszę się zgłaszać z pamięci, ta szkoła ma wielkie wymagania. Wychodzimy na przerwę, wymieniamy uwagi. Podchodzi nauczyciel Geosympatyki. Pyta czy przygotowujemy się do badań testowych. Przypomina, że to jest półrocze. Dzisiaj panowała atmosfera gniewu. Po założeniu małych cenzurek wymieniłam zaledwie kilka miniaturek. A to przecież budzi zdziwienie. Wyobraźcie sobie, że to szkoła inna od innych, bardzo droga. Nauczyciele, to absolwenci Harwardu. Są to sami poligloci wyjątkowo z całego świata. Pamiętam o napisaniu listu. Koniecznie inny rodzaj wzmianek. Te rodzajowe ananasy pisane czystą angielszczyzną. Przygotowują nas do obowiązków zbyt poważnych, zbyt surowych: będziemy ekipą badań nuklearnych. Uczymy się diagnostyki, stąd takie riposty. Informacja ma być prosta i szybka. Dzisiaj uczyliśmy się w kwadracie cztery kwadranse. O jak to odkrywczo potraktowany zespół nauk. Na pierwszej przerwie schodzimy do restauracji. Nie musimy nosić jedzenia do szkoły. Bardzo wielkie i pyszne potrawy: śmietanka do kawy, bułeczki chrupiące i dużo wspaniałości. Śmiejemy się z humoru na życzenie. Naprawdę jest taka książka. Ta szkoła powstała nie tak dawno. Historia jest podzielona na okresy. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. Podręczni do nauki, jak multiwitamina. Tak ją doświadczam. Redaktor techniczny głowa do oceny. Forma jest bardzo ważna. Puls tekstu, zdjęcia, mapy, ilustracje, a to wszystko w kolorach wyraziście. Książka historii na ten blok ma 1000 stron formatu zeszytu akademickiego. Czeka w szafce w szatni. Mam do tego książkę do nauki powtórnej domowej. Jest znacznie mniej opasła, czyli do szkoły mam zamiar chodzić z torebką. I ten zamiar kontynuuję codziennie. Noszę ze sobą drobnostki. Historia współczesna zahacza o politykę. Zawsze jak idę do szkoły w drodze czytam ten organ informacji. Interesuje mnie życie kraju na arenie krajowej i międzynarodowej. Współcześnie są to kłótnie dyskutowane w Sejmie. Kwestia wyboru za co i o co walczę. Gdy przychodzę do domu, to oglądam i wysłuchuję programów w telewizji. Starcza mi ta namiastka czasu, aby wysłuchać dziennik. Historia się powtarza co dzień. Codziennie się doinformowuję. Jestem na bieżąco. Powiem wam na ucho, że mnie to wcale nie obchodzi, co ludzie mówią na temat naszej szkoły. Budzimy niechęć zgrai szkół o etosie miernym. Jestem taka uspana, piszę właśnie mój dziennik. Przyszłam do domu po dziesięciu godzinach nauki. Obiad w szkole. Bardzo duży wybór pokarmów. Jesteśmy obsługiwani przez kelnerki. Mówię tu o języku francuskim. Mam łatwość nawiązywania kontaktów w językach obcych. Jest to dar nadprzyrodzony. W bibliotece, bo jest bardzo rozbudowana, pytam się o książki w języku autora „Chęci”. Przez dwie godziny mamy czas wolny na śniadanie. Pół godziny obiad, godzinę i półgodzinny podwieczorek. Proszę sobie wyobrazić, że to jest szkołą podstawowa, czyli to niemożliwe – ogromny dystans. Uczymy się przede wszystkim języka zawodowego. Umysły dzieci są chłonne. W naszej szkole był nie dawno konkurs literacki w językach obcych i ojczystym, ponieważ w naszej szkole są uczniowie z różnych stron świata. Mamy zawodowo umieć posługiwać się swoim ojczystym językiem. Mamy to wykazać. Przede wszystkim jesteśmy patriotami. Choć szkołę cechuje międzynarodowy Pax. Dzisiaj przy stole czytam Abe Kobo „Kobieta z wydm”. Wrażenie bardzo głębokie. Języki wschodu są z ściśniętymi ustami. Przedkładam nade wszystko trudność własnego języka. Krytykuję dzisiaj zawiązek. Czym jest treściwość chwil. Science-fiction jest olbrzymią krą lodową literatury – wymaga lodołamacza. Myślę, że literatura innych narodów pociąga, ale jest bardziej pilna niż przykra, aby się zasycić. A ja uwielbiam literaturę narodową i do tego beletrystyczną. I ten czas i ten świat się liczy ponieważ jest mój. Tekst i grafika EWA ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 15 LEKTURY Najbardziej lubił wtorki K Byłem zwykłym kapłanem – tak mówi o sobie abp Mieczysław Mokrzycki. Bałem się, bałem się, czy podołam. Każdy, kto miał okazję spotkać się z Janem Pawłem II doświadczał czegoś niezwykłego. Ojciec Święty budził w sercu respekt i wielką cześć. Był przecież głową całego Kościoła. Spojrzał na mnie z życzliwym uśmiechem, strach i obawy zniknęły, i usłyszałem: „Myślę, że będzie się nam dobrze pracowało”. I tak było. Jan Paweł II był człowiekiem otwartym i dobrym. Tworzył atmosferę rodzinną, pełną spokoju i ciepła – opowiadał abp Mokrzycki, który jest skarbnicą historii bardzo intymnych z życia domowego Ojca Świętego. 16 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 siążka, którą w tym numerze chcę polecić, to wspomnienia arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego, drugiego po kard. Stanisławie Dziwisz, osobistego sekretarza Jana Pawła II. Tytuł książki – Najbardziej lubił wtorki. Opowieść o życiu codziennym Jana Pawła II. Jest to zapis rozmowy przeprowadzonej z arcybiskupem przez Brygidę Grysik. Niewielu wie, że papież miał jeszcze drugiego sekretarza; ks. Mieczysław podjął tę posługę w 1996 r. na prośbę papieża. Trwała ona do końca Jego pontyfikatu. Później jeszcze przez dwa lata zajmował się kancelarią Benedykta XVI. W 2007 r. powrócił do Lwowa, gdzie objął funkcję arcybiskupa, pasterza diecezji. Książka jest tym, czego trochę spodziewaliśmy się po Świadectwie kard. Dziwisza. Ukazuje nam, jaką osobą był Jan Paweł II prywatnie, poza audiencjami, oficjalnymi spotkaniami i pielgrzymkami. Choć o tych spotkaniach ks. Mokrzycki także opowiada – jak się do nich papież przygotowywał, jak przeżywał pielgrzymki, które były szczególnie ważne czy wzruszające, kogo lubił przyjmować w Watykanie (wyjątkowa zażyłość łączyła go z Jasirem Arafatem i prezydentem Włoch, Carlem Ciampi, chętnie widywał też Matkę Teresę z Kalkuty). Ks. Mokrzycki przedstawia plan dnia Jana Pawła II. Wstawał bardzo wcześnie o 5:15 i od rana się modlił. Jeszcze przed poranną mszą świętą odmawiał różaniec w kaplicy, potem odwiedzał ją jeszcze wielokrotnie w ciągu dnia. Lubił modlić się również w ogrodach na dachu papieskiego apartamentu, gdzie polecił ustawić stacje drogi krzyżowej. Sekretarz wspomina wspólne posiłki, święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy, a także imieniny (Mieczysława i Stanisława), kiedy mogli zaprosić swoich przyjaciół na obiad z papieżem. Do niego również przyjeżdżali na różne okazje przyjaciele z Krakowa, koledzy ze szkoły. Bardzo dokładnie przedstawia także ks. Mokrzycki postęp choroby i ostatnie chwile życia Ojca Świętego, te najtrudniejsze – papież w oknie, kiedy zabrakło Mu tchu i słów, ostatnia Msza Św. i godzina odejścia Jana Pawłą II do domu Ojca. Czuł solidarność wszystkich wiernych. „Dziś mówi, że żył w cieniu świętości. Świętość mówiła do niego: Mieciu...” – napisał we wstępie do książki, którą czyta się jednym tchem. Czyta się ją tym chętniej, gdy ma się świadomość wzruszającego spotkania ze świadkiem ziemskiego życia „nieziemskiego papieża”. To ciepłe, osobiste wspomnienia. Jeśli, Drodzy Czytelnicy, chcecie dowiedzieć się, co oznaczało kółko kreślone przez papieża na stole po obiedzie i zagadkowy uśmiech, jak żartował i czym najbardziej zaskoczył ks. Mieczysława, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Polecam. Grażyna Marciniak UCZUCIA Życie zaczyna się po 30-tce Moje życie nabrało „wiatru w żagle” i wyrwałem się z letargu choroby, zacząłem się cieszyć życiem „ożyłem” niczym przyroda po zimie, co budzi się na wiosnę. Atmosfera w pracy jest bardzo dobra, a przełożeni życzliwi, co jest dla mnie niezmiernie ważne. J estem 31-letnim mężczyzną i leczę się psychicznie od 17 roku życia, wtedy byłem pierwszy raz hospitalizowany w Wojewódzkim Neuropsychiatrycznym Szpitalu w Opolu na Oddziale dla dzieci i młodzieży. Rozpoznanie choroby; psychoza – wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że jestem chory psychicznie. Kiedy zostałem zawieziony przez moich rodziców do szpitala, był okres zimy, dokładnie miesiąc grudzień i został mi do zaliczenia ostatni rok zasadniczej szkoły zawodowej. Po kilku tygodniowym pobycie w szpitalu razem z przepustkami i wyjściami do domu byłem około 6 tygodni. Potem byłem jeszcze kilka tygodni na zwolnieniu lekarskim w domu. Nie chcę opisywać szczegółów choroby i jej objawów, bo jest to dla mnie przykre doświadczenie. Po leczeniu wróciłem do szkoły i ją ukończyłem w terminie. Spotkałem się z nieżyczliwymi komentarzami ze strony kolegów i przeżyłem dalsze załamanie nerwowe. Nie wiedziałem jaka czeka mnie przyszłość i bałem się o niej myśleć. Razem z rodzicami i po rozmowie z lekarzem, postanowiłem pójść do szkoły średniej w systemie wieczorowym. Byłem zadowolony z tej podjętej decyzji i czułem się szczęśliwy. Jednak zaczęły się problemy z nauką; nie mogłem się skoncentrować i miałem słabą pamięć. Nauka szła mi ciężko. Dlatego pobierałem korepetycje z przedmiotów zawodowych. Jednak miałem jeszcze przyjaciół i znajomych, którzy pomogli w nauce. Podczas uczęszczania do szkoły średniej, byłem dwa razy na oddziale całodobowym w szpitalu i kilka razy na Oddziale Dziennym. Moim zadaniem było się tylko uczyć. Pomyślnie zaliczyłem zdanie pracy dyplomowej oraz uzyskałem maturę. Potem dostałem się na studia wyższe w systemie zaocznym na Uniwersytecie Opolskim na pedagogikę. Wybrałem studia licencjackie i byłem zadowolony z siebie. Nauka szła mi słabo. Jednak miałem dużo wolnego czasu, bo nie pracowałem i wykorzysta- łem go na naukę. Szczególnie dużo czasu spędzałem w bibliotece i na opracowaniu notatek do zaliczeń, egzaminów i referatów. Szybko zaprzyjaźniłem się kilkoma osobami, które już pracowały i ciężko im było znaleźć czas na naukę, więc uczyliśmy się u mnie w domu lub u innej osoby. Studia ukończyłem i rozpocząłem magisterskie uzupełniające na tym samym kierunku. Często miałem problemy z nauką i opanowaniem sporego materiału. Zacząłem sobie dorabiać w prywatnej firmie, więc i mogłem sobie częściowo opłacić czesne za studia. Podczas tego studiowania, byłem kilka razy w szpitalu na Oddziale Dziennym. Studia magisterskie ukończyłem pół roku później, niż planowałem na Uniwersytecie Opolskim. Jednak nie mogłem dalej pracować w wyuczonym zawodzie, bo się nie najlepiej czułem. Często udzielałem się jako wolontariusz, aby mieć zajęty czas i być wśród ludzi. Ukończyłem kilka bezpłatnych kursów, które pomogły mi w pracy z ludźmi. Na początku zacząłem pracę jako wolontariusz w biurze, zajmowałem się archiwizacją dokumentów. Potem opiekowałem się starszymi osobami, którym pomagałem w miarę swoich możliwości. W 2008 roku zostałem uczestnikiem programu „Trener pracy” i nastawiłem się na opiekę nad starszymi osobami, ale trudno było znaleźć pracę w tym fachu, bo większość ofert pracy w tym zawodzie jest przeznaczona dla kobiet. Jednak referencje, które uzyskałem dzięki pracy jako wolontariusz pomogły mi podjąć pracę na przygotowaniu zawodowym w programie „Trener pracy” organizowanym przez Opolskie Centrum Wolontariatu i Opolskie Forum Organizacji Socjalnych. Dzięki przygotowaniu zawodowemu, podjąłem prace w bibliotece i archiwum. Otrzymałem zatrudnienie na pół roku i mam, co miesiąc wypłacane stypendium z Powiatowego Urzędu Pracy w Opolu. Jestem z tego bardzo zadowolony i czuję się szczęśliwy. Moje życie nabrało „wiatru w żagle” i wyrwałem z letargu choroby, zacząłem się cieszyć życiem „ożyłem” niczym przyroda po zimie, co budzi się na wiosnę. Atmosfera w pracy jest bardzo dobra, a przełożeni życzliwi. Oczywiście, to wszystko było możliwe, tylko dzięki życzliwym osobom, którym bardzo dziękuję za pomoc i współpracę. Szczególnie podziękowania za wsparcie, składam osobom Duchownym, Paniom z Urzędu Pracy i mojej Pani Trenerce oraz rodzinie. Tekst napisał Michał z woj. Opolskiego ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 17 Już nie będę dla nich znojem Wiersze PA-NA Miła moja Żal za grzechy Moja miła jestem w niebie, gdy me ciało blisko Ciebie. Czuję się jak dziecko w mroku, gdy nie słyszę Twego kroku. Gdy nie mogę z Tobą być, moje ciało nie chce żyć. I w ukryciu ciągle szlocham, nigdy innej nie pokocham. Więc mi uwierz moja Myszko, oddałbym Ci w życiu wszystko. Będę kochał Cię do grobu, lecz inaczej – bez nałogu. Wiele krzywdy wyrządziłem, chciałbym cofnąć chwile takie. Piekło z życia Ci zrobiłem, przyjmij przeprosiny moje. Będę starał się odmienić, z Tobą zacząć nowe życie, Twoje mniemanie o mnie zmienić, mym marzeniem z Tobą bycie. Nigdy już Ci nie ubliżę, będę starał się być wzorem. Daj mi w Tobie znaleźć ciszę, bo przyznaję – jestem chory. Tęsknota W samotności serce boli, sami obcy dookoła. Miłość umrzeć nie pozwoli serce me do Ciebie woła. Wiem, że kiedyś będziesz ze mną, nie pozwolisz zostać mi tu, że nie czekam na daremno, że się w końcu stanie cud. Wolno tutaj płyną chwile, gdy nie mogę Cię zobaczyć, lecz nadzieja ciągle żyje – musisz wszystko mi wybaczyć. Wybacz wszystkie błędy moje, kiedy ubliżałem Tobie, nie przespane noce Twoje, nie wybaczę tego sobie. Lecz w ciemności widzę promyk – obiecuje lepsze życie. Płynie miłość ma jak strumyk, uwierz kocham – tylko skrycie. 18 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 Postanowienie poprawy Gdy nadejdą te godziny, że zachłysnę się wolnością znów dołączę do rodziny, by traktować ich z godnością. Już nie będę dla nich znojem nie chcę być już pośmiewiskiem, pragnę dożyć dni z honorem, by nie wstydzić się nazwiskiem. Będę bardzo dobrym ojcem, będę mężem doskonałym, aby nie być znów golcem i pijakiem wyśmiewanym. Terapia Wpadłeś bracie w nałogu bagno, nie pociągaj innych na dno i przyjeżdżaj tu do Branic, tutaj nie ma barier – granic. Do Janusza przyjdź ze skruchą, wyznaj prawdę mu na ucho. Idź do Gosi – zamień słowo, Ona sprawdzi co z Twą głową. Poznasz ludzi na terapii, co podobnie jak ty wpadli i nauczysz się sposobów, by nie wpędzać się do grobu. Gdy już poznasz te sposoby nie myśl nigdy żeś już zdrowy. Niech nie kusi Cię, nie kręci, jesteś chory aż do śmierci. Gdy bezsilność w końcu uznasz i rywala swego poznasz nie walcz nigdy z nim – to rada, bo kto walczył – ten upadał. Nowe życie Może na początku boli, myślisz, że to niemożliwe, lecz czy warto być w niewoli – zmień swe życie na szczęśliwe Zauważysz piękno świata, swoją wartość zaczniesz widzieć, miłość matki, ojca, brata, przestań trwać w amoku zwidzie. Inni zaczną Cię szanować i dostrzegać w Tobie miłość. Zacznij życiem swym kierować i pokonaj swoją słabość. Powszedniość Wiersze Coala Jestem w siódmym niebie, bo mam Ciebie. Więc precz smutkom, samotności i pustce. Niech chwila trwa ku wieczności. W nocy gwiazdy na niebie – blaskiem swym drogę nam oświetlały. Na szczęście i chwale uczuciom. Na wieczność miłości. Opole, 2009 Płacz II Już nie ma płaczących wierzb rosnących koło ulicy. Dusza ich żywcem została wzięta prosto do nieba z zapachem jutrzenki wiosny. Teraz żyję i mieszkam w nowej małej ojczyźnie, która jest bliska mojemu sercu. Więc gra w nim melodia, póki jest nadzieja na lepsze jutro „I tak warto żyć, przecież nie jestem sam”, Mam jedno życie i nie narodzę się drugi raz. Opole, 2009 CZAS (dla Beaty) Upływa jak woda w młyńskim kole. Niczym morska fala – cykliczne się powtarza. Jak bicie serca – rytm życia wyznacza. Dzisiaj jestem – czy będę jutro. Człowiek się rodzi – odchodzi. Jakby cichy szum drzew. Opole, 2004 Potrzeba widzenia (dla Joanny B.) Mówisz „ do miłego zobaczenia”. Radosne to chwile, kiedy Ciebie widzę. Dostałem od Ciebie jeszcze ciepły list. Do zobaczenia – nie odchodzisz. Poszedłem po deszczu na spacer świeże powietrze. Słowik swoja melodię gra – wiatr chłodzi. Pociąg szumi liście śpiewają na wietrze. Serce jak zegarek cicho chodzi – co je osłodzi? Myślę o Tobie – budzi się ranek. Deszcz pada uzbierałem tęczy dzbanek. Pokój ziemi – Panu Bogu chwała. Czy nasza przyjaźń jest dojrzała. Matko Maryjo! Czuwaj nad nami. Obdaruj wszystkie narody swoimi łaskami. Opole, czerwiec 1996 r. Gdy już łez zabraknie i serce bić ze smutku przestaje. Mgła jak śmietana, życie przykryje i zasłoni. Muszę szukać szczęścia, radości wśród ludzi w Bogu i przyrodzie. Na koniec tego wszystkiego, a może najważniejsze, będzie przepisane lekarstwo, Które mam nadzieję, będzie dobrze działało i z choroby wyleczy. A wtedy nastanie wiosna, która będzie w mym sercu i odrodzą się słowa „wiary, nadziei i miłości”. ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 19 Mój wybór Wiersze Andrzej Iwanowicz Jak Ci na imię Idziemy samotni przez życie i tylko nadzieję znamy. Widząc pary szczęśliwe zazdrosne spojrzenia rzucamy. Imion swoich nie znamy, są w sercach głęboko ukryte. Choć bliskie, to jednak odległe, jak szczyty niezdobyte. Dusze nasze wciąż tęsknią w sercu nadzieja płonie. Dzieli nas czas i przestrzeń, czy splotą się nasze dłonie. Gdybym wiedział gdzie jesteś wysłałbym wiatr po Ciebie. Gdybym znał Twoje imię ptakom bym podał na niebie. One do mnie Cię wezwą, Wiatr Twoją miłość przywieje. Połączą się nasze serca i spełnią się nasze nadzieje. Tylko podaj swe imię, prześlij ze swoją tęsknotą. Niech dusze nasze się złączą i ciała nasze się splotą. Mój wybór Gdy słońce świeci świat nie jest wrogi Odnajdę cel, choć go nie widzę Nie zboczę raz z obranej drogi, Bo przecież wiem już dokąd idę. Dałeś mi znak, bym ruszył w drogę Nie zapytałeś czyj jest gotowy. Wiem, na Twą łaskę liczyć mogę, Nie będę w piasku chował głowy. Jeśli uznałeś, że czas mój nastał, To niech się dzieje wola Twoja. Duszą w trzeźwienie będę wrastał, W nim będę ja i wiara moja. Ty jesteś znów w dalekim niebie Odległym w czasie i przestrzeni. A mi tak smutno, smutno bez Ciebie Stąpać samotnie po tej pięknej ziemi. 20 ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 Lecz jeśli Ciebie Panie znalazłem Odkryłem wiarę i sens istnienia, To będę trzeźwiał Panie dla Ciebie – Wybieram trzeźwość zamiast złudzenia. Złamane pierwsze przykazanie W jednego Boga tylko wierzyłem, Jednego miałem Przyjaciela. Pełną butelkę tylko ceniłem Myśląc, że wiedzie do zbawienia. Moim kościołem knajpa była W kuflu pływało rozgrzeszenie. Czym więcej było pustych kufli, Tym czystsze było me sumienie. Kazania w domu zawsze miałem Praca, rodzina, puste słowa. Ja w takie bajki już nie wierzyłem – Problemy to nie moja głowa. No i pokuta nadchodziła, Zamknięte knajpy, brak mego Boga. Czym sobie na to zasłużyłem, Że mnie nad ranem ogarnia trwoga. Ja przecież wieczni mu służyłem, A on nad ranem mnie opuszcza. I to przeklęte obce sumienie Gwałtu się na mnie ciągle dopuszcza. Mówi o jakimś obcym Bogu, Który na krzyżu za nas umierał. Ja taki krzyż na co dzień miałem, A przecież nikt mnie nie doceniał. Moich wysiłków nikt dziś nie chwali, A przecież pięknie życie przepiłem. Duszę, sumienie, nawet rodzinę Bogu procentów w darze złożyłem. Gdy się ocknąłem nic nie zostało – Trzeba od nowa życie budować, Lecz tak niewiele czasu zostało, A chciałbym jeszcze szczęścia spróbować. Miłość jest snem Wiersze Andrzeja Olszak Muzyka gra, serce drga na Twój widok, a usta trzepoczą słodkie i miłe słowa zwiewne jak chmury i ulotne duszy. Ciemność – idę aleją mroku, czy ujmę światło co otacza mnie wokół. Jestem sam, czy ktoś ujrzał smutek w moim oku? Zimno ogarnia me ciało i tęsknota do Mroku? Wyjdź na dwór i popatrz w górę, a ujrzysz chmury. Pomyśl, że to Ty tak szybujesz, jesteś subtelna, niepowtarzalne, rozbudzasz wyobraźnię i budzą się marzenia. Jestem w szoku! Mam topić swego ptaszka w innym kroku?! Pełna wersja tego skoku nie nadejdzie, to w tym roku. Pomysł fajny lecz chybiony, wolę jedną niż dwie żony. Szum wiatru, szelest liści – czy moje marzenie się ziści? Płomyk nadziei jest przykry – brak zrozumienia. Co jest? Oślepiony tym wszystkim?! Co dalej? Zawieszony pomiędzy Niebem a Ziemia, nie mogąc stąpać po niej, ni też wzbić się do gwiazd. Jak wielka jest bezsilność ludzka wobec obojętności innych! Patrząc z góry w krzywe zwierciadło, rozbijając się jak fala o skalne nadbrzeże, widzę chwilę, to błyska światła zapomniany przez Boga? Pytając wychodzę naprzeciw czemu i komu? Odpowiedź nasuwa się sama – życie to walka z samym sobą. Cisza i smutek rodzi mrok, mrok śmierć. Jak jest, a jak nie jest? Kropla czystej prawdy jest tym czym jest, dopóki nie spadnie na ziemię, wtedy tworzy błoto, które brudzi każdą biel! Miłość jest snem, tęsknota dniem, słowa słodyczą oczekiwaną w każdej chwili. Życie, jak zorza polarna zwiewna, cudowna, niepowtarzalna, jak magnes przyciąga sobą uwagę. ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 21 REFLEKSJE Opowiadanie cz. II Ja muszę do dziecka Co ja mam zrobić? Co zrobić z Bernadettą? Co to będzie? Ja chcę żyć! Życie jest przecież w zasięgu ręki, a ja je tracę na codzienność, na chorą Bernadettę, nic tylko dzieci, dom i praca. Co zrobić? – wyła w samotności. D zieciom czytała co wieczora bajki jak były małe, przytulała i kołysała, brała na kolana, bawiła się z nimi. W domu zawsze było pełno śmiechu i dziecięcej radości. Potem z czasem dzieci podrosły a coraz mniej czasu spędzali razem. Dzieci żyły swoim dziecię- 22 ZYGZAK cym życiem, swoimi dziecięcymi sprawami, a Daria wreszcie miała czas dla siebie, mimo obowiązków. Jednakże nie zajmowała się sobą a skupiła swoje życie, angażując się w sprawy rodziny i związki z żonatymi, bo wiek juz słuszny według jej mniemania. Zaledwie trzydziestopięcioletnia kobieta spotkała dawną miłość, miłość z lat nastoletnich. Zmęczona opieką nad chorą na raka matką bratanka, swoją koleżanką uważała, że jest starą, brzydką kobietą, że nic ją już w życiu nie spotka dobrego. Uważała, że nikt nie zechce jej z dwójką dzieci, chorą koleżanką i lekami psychotropowymi, jakie brała od kilku lat. Wciąż czuła w sobie pustkę i utratę upływającego czasu. Miała wrażenie, że nie zdąży załatwić wszystk i c h spraw, że nie przeż y j e wszystk i e go, co SIERPIEŃ 2009 przeżyć może i powinna kobieta, że umrze zapomniana i opuszczona. W tym poczuciu samotności wpadła w ramiona dawnej miłości. Wydawało jej się, że nagle życie zmieniło bieg. Zobaczyła, że jest kobietą, że może jeszcze coś przeżyć. Nowe uczucie, brak bliskości mężczyzny spowodował, że zagłębiła się w ty związku, zatopiła się i prawie utonęła. „Co ja mam zrobić? Co zrobić z Bernadettą? Co to będzie? Ja chcę żyć! Życie jest przecież w zasięgu ręki, a ja je tracę na codzienność, na chorą Bernadettę, nic tylko dzieci, dom i praca. Co zrobić?” – wyła w samotności, pochłonięta tęsknotą i bliskością ciała Damiana. Chodziła z kąta w kąt, zamyślona, zbolała, pełna wątpliwości i sprzeczności. Nie wiedziała co w tej sytuacji stanie się z bratankiem, co postanowi matka dziecka. Wszakże miała największe prawo do decyzji, mimo choroby. Wreszcie postanowiła, że matka – koleżanka wyprowadzi się do swojego mieszkania we Wrocławiu, służbowego, utrzymywanego przez pięć lat w razie gdyby można byłoby je kiedyś wykupić. I wyprowadziła koleżankę, lecz z wielkim hukiem to się odbyło, ponieważ Bernadetta przywykła do troski Darii, przywykła do jej zapobiegliwości, zaradności. Daria rozpieszczała chorą Bernadettę, współczuła jej głęboko, podtrzymywała ją stale na duchu, pocieszała i tłumaczyła jak dziecku, że będzie żyć długo, że najważniejsze jest poczucie celowości zdarzeń, że nic nie dzieje się przypadkowo. Bernadetta była zawsze rozpieszczana, jako dziecko wytęsknione, jedyna dziewczynka swojej matki, pozbawiona przez nią kontaktu z rówieśnikami. Wykazywała się zaborczością. Jej poczucie wyższości i bezwzględnej mądrości doprowadzało Darię do rozdrażnienia, powodowało wiele konfliktów między nimi, na co patrzyły dzieci. Daria w swoimi poczuciu słuszności pomocy matce i dziecku znosiła kaprysy Bernadetty. Ta w chorobie zachowywała się jak rozkapryszone dziecko. Stale stawiała żądania, które mimo trudnej sytuacji Daria spełniała. Na samą myśl o żelkach miśkach, Daria dostawała napadu wściekłości i gniewu. Graniczna PAMIĘTNIKI Z pamiętnika pacjenta Branice, dnia 18 marca 2009, środa robocza. Modlitwą i pracą ludzie się bogacą i samowyzwalają z 6 sfer cierpienia w sanskrycie Samsary. D o 6:18 obudziłem się. Wysikałem się do porcelanowego pisuaru. Opłukałem dłonie wodą z rury. Pościel złożyłem Kazimierzowi S. i po Sobie Poruczniku Januszu Żelaznym. Poruczniku Wojska Polskiego i Policji Państwowej. Do 6:52 zalałem wrzątkiem 1 łyżkę stołową granulatu herbaty „Indyjskiej” z 1 torebką kwiatów „Rumianku” lekarskiego (flos chammomillae officinalis) L. Do 9:08 na śniadanie zupa mleczna z lanymi kluskami „Pszennymi”. Dwa talerze i chleba Żytniego 3 kromki. Do 9:08 przed śniadaniem wykąpałem się mydełkiem „Bambino” i gąbką do kąpieli różową. Ogoliłem Oblicze maszynką „Polsilver” 2 ostrzową. Do 9:15 do golenia użyłem kremu „Pollena lider” i pędzla do golenia. Dawniej nauczałem Dobrymi Przypowieściami, bo Ludzie nie rozumieli Moich Nauk wprost szczególnie Hebrajczycy i Hebrajki, czyli Żydzi i Żydówki. Wtedy nie było żadnych Komputerów wśród Ludzi na Całej Planecie Ziemi w Układzie Słonecznym, ani nawet się nikomu nie przyśniły. Taka Ziemia jak jest będzie trwała miliardy lat po czym nastąpi wybuch Słońca (erupcja) i powstanie biały karzeł ze Słońca a następnie czarna dziura o niesamowitej gęstości i to jak magnes wciągnie wszystkie słoneczne Planety łącznie z Ziemią i po Ziemi zostaną ino Sny istot, które wcześniej zamieszkiwały Ziemię w innych Układach Słonecznych aż do całkowitej Entropii Kosmosu. Pozostanie po Kosmosie ino ślad karmiczny, aż do uformowania nowego Kosmosu wielorakiego i nieskończonego jak Obecny Kosmos, tyle że lepszego i doskonalszego bez pamięci o Obecnej Ziemi i Kosmosie zamieszkiwanym obecnie przez niezliczone cywilizacje w niezliczonych Układach Słonecznych podobnych Słonecznemu Układowi Planet takich jak Ziemia.. Do 9:32 opłukałem jamę ustną solanką H+CL+NA +OH i wyszczotkowałem zęby pastą „Blenda-Med” Użyłem do tego szczoteczki „Jordan” i była wizyta lekarska. Na razie Mnie Cesarza Janusza nic nie boli. Papież Benedykt XVI w pielgrzymce do dzikiej Afryki. Samolotem podróżuje jak Jan Paweł II zmarły przed kilku laty. Mam świeżo w jamie ustnej. Do 17:50 na obiad zupka rosół z makaronem „Pszennym”, a na drugie danie buraczki ćwikłowe i dwie gały ziemniaków gotowanych. Pomogła Mi Januszowi załączyć komputer Pani Kierowniczka Anna. Do 17:56 na Wieczerzę łyżka jedna dżemu „Truskawkowego” i 3 kromki chleba i Moje Cesarskie „Masło z Margaryną” „Pyszny duet”. Woziłem dziś wózkiem termosy z posiłków. Zjadłem 0,125=1/8 l Miodu „Pszczelego”. Wlałem 1,5 l wrzątku do termosu 1,5l szklano – plastikowego z nakrętką i dziobem. Zwolnienia grupowe robotników i na bruk. Związek wypędzonych Niemców i Niemek wygonił Mnie Janusza z Domu Rodzinnego. W Czadzie w Afryce jazda we mgle i pojazdy wojskowe uszkodzone, bo pękają akumulatory. Ma być Noc pogodna, ale możliwe opady śniegu lub deszczu. Wiatr 50 km/h i +40C, a ciśnienie spada. Do 18:31 zaszyłem dziurę w kieszeni jedwabnych spodni prywatnych kordonkiem białym i najgrubszą igłą stalową. Ubrałem czystą pidżamę i swetry. Do 18:51 opłukałem jamę ustną solanką i wyszczotkowałem zęby pastą „Blendamed”. Do 21:35 pod ciepłym prysznicem mydełkiem „Bambino” i gąbką do kąpieli wykąpałem się. Ubrałem czyste „Pampersy” i czyste slipy i czystą pidżamę i bluzę czerwoną i czyste skarpety. Ubrałem slipy i galoty białe i nowe skarpety. Dostałem leki „Psychotropowe” i zjadłem łyżkę miodu „Pszczelego”. Wyszczotkowałem zęby pastą „BlendaMed” i szczoteczką „Jordan”. Do 21:50 Marek Z. rozlał wodę z kubka, a Ja Janusz wytarłem po Marku ściereczką i chusteczką higieniczną. W akwarium w jadalni żałość budzi stara dziurawa starogrecka lub starorzymska amfora. Ryby pływają w nowym Akwarium a na salce więźniowie powoli zasypiają, a Ja Janusz włożyłem czapkę 23 zł. z wełny. KONIEC DNIA. Janusz Hoffman ZYGZAK SIERPIEŃ 2009 23 REDAKCJA Redaktor naczelny: Hieronim Śliwiński Koordynator w WSZN Opole: Iwona Kapral. Współpraca Szpital Branice: EWA, Janusz Hoffman, Anna Dudziak, Andrzej Olszak, Andrzej Iwanowicz, Współpraca WSZN Opole: Coala, Grażyna Marciniak, Graniczna, PA-NA, Barbara Żaba, Michał. Adres redakcji: Redakcja Miesięcznika ZYGZAK, Pracownie Terapii Zajęciowej, 48-140 BRANICE, ul. Szpitalna 18, e-mail: [email protected], Internet: www.zygzak-branice.pl, Druk: Zakład Aktywności Zawodowej im. Jana Pawła II w Branicach, Nakład: 60 egz.