ZYGZAK wyd. 126

Transkrypt

ZYGZAK wyd. 126
Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach - Wojewódzki Specjalistyczny Zespół Neuropsychiatryczny w Opolu
Wydanie 07/2009(126)
Rok XII
SIERPIEŃ 2009
Relaks
W KRUŻGANKACH
Letni turniej sportowy
Dzień solidarności
Życie zaczyna się po 30-tce
Festyn Abstynencki
Rocznica pracowni
Zasnę, a Ty wróć...
Ja muszę...
TURNIEJ PIŁKI PLAŻOWEJ Ekscytująca, prawdziwie sportowa walka
Letni Turniej Sportowy
O
d roku w branickim szpitalu funkcjonuje boisko
do piłki plażowej, które
wspólnymi siłami zbudowali
instruktorzy terapii zajęciowej i pacjenci. W sezonie
wiosenno-letnim instruktorzy
z oddziałów przyprowadzają
tu grupy swoich podopiecznych, by ci mogli pograć
w siatkówkę, czy inne gry.
W dniu 27 sierpnia br. odbył
się tam Letni Turniej Sporto-
wy zorganizowany przez Pracownie Terapii Zajęciowej.
To było duże wydarzenie,
w którym udział wzięli pacjenci z większości oddziałów
szpitalnych, którzy aktywnie
uczestniczą na co dzień w zajęciach terapeutycznych prowadzonych w pracowniach.
Turniej obejmował rozgrywki w takich dyscyplinach jak: siatkówka plażowa,
badminton, boule i krykiet.
KRYKIET Spora grupa uczestników świetnie się bawiła
2
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
To była sportowa zabawa obfitująca w emocjonujące momenty. Blisko 100 pacjentów;
zawodników i widzów dobrze się bawiło i to było najważniejsze, a sprzyjała temu
piękna, letnia pogoda
Instruktorzy częstowali
wszystkich napojami chłodzącymi, bo dzień był upalny
i słodyczami, które ofiarowali
szczodrzy sponsorzy. Dodatkową atrakcją były nagrody,
które ufundowali: Władysław
Lenartowicz przewodniczący
Rady Gminy Branice, Łukasz Maliszewski właściciel
sklepu „Malinka”, Sylwia
Jania kierowniczka kuchni
szpitalnej, Stowarzyszenie
CARITAS CHRISTI, doktor Piotr Duda, oraz Irena
Koziura włascicielka sklepu
„Magda”. Bawiących się na
boisku odwiedzili: dr Waldemar Mrowiec z-ca dyrektora, Czesława Gałka naczelna
pielęgniarka szpitala oraz Andrzej Jania kierownik Działu
Technicznego.
Rozgrywki wyłoniły zwycięzców w poszczególnych
dyscyplinach turnieju:
Siatkówka: I miejsce – Drużyna Oddziału C, II miejsce
– Drużyna Oddziału B,
Badminton: I miejsce – Jacek
Rosół (Oddz. B), II miejsce –
Teresa Faron (Oddz. K-2), III
miejsce – Bogdan Danielczuk
(Oddz. C). Nagrody pocieszenia otrzymali: Izabela
Paździor (Oddz. K-3), Walenty Ziółkowski (Oddz. C),
Joanna Enden (Oddz. B).
Boule: I miejsce – Jan Nowak
(Oddz. K-2), II miejsce – Izabela Luleczko (Oddz. C), III
miejsce – Katarzyna Kluska
(Oddz. K-2),
Krykiet: I miejsce – Małgorzata Wuwela (Oddz. K-2), II
miejsce – Krzysztof Wilchelm
(Oddz. K-2), III miejsce – Janusz Gołacki (Oddz. C).
Zwycięzcy otrzymali dyplomy i nagrody rzeczowe.
Na zakończenie turnieju z ust
Anny Dudziak kierowniczki
Pracowni Terapii Zajęciowej
padła obietnica, że jeszcze
przed sezonem jesienno-zimowym zostanie zorganizowany podobny turniej. To
była dobra zabawa i warto ją
powtórzyć. H. Ś.
WYDARZENIA
KONKURS BOULE Nie brakowało zaciętej sportowej walki
NIE TYLKO SPORTEM człowiek żyje, o czym pamiętali organizatorzy.
Dzięki szczodrym sponsorom były słodycze i napoje chłodzące.
BADMINTON Lotka nie zawsze chciała lecieć tam, gdzie była adresowana, ale bawiono się znakomicie
ZWYCIĘZCY Drużyna Oddziału C pokazała dobrą siatkówkę plażową
i stworzyła lepszy zespół, co dało jej zwycięstwo.
LAURY DLA ZWYCIĘZCÓW Dyplomy i nagrody rzeczowe otrzymali nie
tylko zwycięzcy, ale również wielu wyróżniających się zawodników.
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
3
WYDARZENIA
Dzień Solidarności
C
orocznie w drugą niedzielę września obchodzony jest Ogólnopolski
Dzień Solidarności z Osobami Chorującymi Psychicznie,
który jest organizowany w
ramach programu Schizofrenia – Otwórzcie Drzwi. Program ten ma na celu głównie
przełamanie funkcjonujących
wciąż stereotypów o chorobie
psychicznej i pomoc rodzinom osób chorujących.
Choroba psychiczna to
wciąż temat drażliwy, wstydliwy, o którym lepiej nie
mówić. Chorzy ukrywają
chorobę przed bliskimi, przed
znajomymi i pracodawcami.
Niestety wiedza o tej chorobie w naszym kraju jest nadal dość nikła i wciąż więcej
w niej stereotypów niż naukowo potwierdzonych informacji. Przełamanie ich
jest bardzo ważne, bo bez
tego funkcjonowanie chorych
w środowisku będzie bardzo
trudne, a przecież dotyczy to
sporej części naszego społeczeństwa. Według przeprowadzonych badań prawie co
setny Polak choruje na schizofrenię, a ilu choruje na inne
schorzenia psychiczne, to
trudno nawet oszacować.
4
ZYGZAK
Czym jest schizofrenia?
W rozumieniu potocznym
schizofrenia pojmowana jest
jako rozdwojenie rzeczywistości. Lekarze definiują tę jednostkę chorobową
jako chorobę mózgu, która
w znacznym stopniu wpływa
na pojmowanie rzeczywistości, procesy myślowe, zachowanie i emocje.
U osób cierpiących na
schizofrenię wyróżnia się
szereg objawów psychosomatycznych. Zaliczamy do nich
m.in. omamy – zwane inaczej
halucynacjami – które można
określić jako spostrzeżenia
powstające bez udziału bodźców zewnętrznych. Mogą być
to na przykład głosy, które
słyszy tylko chory lub przedmioty, których nie widzi nikt
poza nim. Wyróżnia się także złudzenia, czyli iluzje – tj.
odbieranie rzeczy innymi
niż są one w rzeczywistości.
Oprócz już wymienionych do
tzw. wytwórczych objawów
psychotycznych zalicza się
również urojenia, które polegają na podtrzymywaniu
przez osobę chorą fałszywych
poglądów lub osądów – bez
względu na racjonalne argumenty. Urojenia często są ob-
SIERPIEŃ 2009
jawem dominującym i mogą
powodować, że osoba chora
uważa, że jest kimś innym
niż ma to miejsce w rzeczywistości. Przypomina mi się
w tym miejscu fragment
książki czeskiej autorki traktujących o schizofrenii. Opisywała ona chorego, który
był przekonany, że pochodzi
z innej planety układu słonecznego i latami pisał historię kilkunastu zamieszkujących ją narodów, tworzył języki, którymi się posługiwali,
opisywał obyczaje i codzienne zajęcia. Przez lata dokonał gigantycznej pracy, żyjąc
w świecie, który sam sobie
wykreował.
W bardziej zaawansowanym etapie choroby pojawiają
się także objawy negatywne,
do których zalicza się m.in.
wycofanie z życia, ograniczenie inicjatywy, a także
spłycenie emocji. Wśród innych chorób psychicznych
schizofrenię wyróżnia przede
wszystkim wpływ, jaki wywiera ona nie tylko na osobę
chorą, ale również na jej najbliższe otoczenie. Zmiany zachodzące w osobowości człowieka cierpiącego
na schizofre-
nię mogą przybierać różne
formy. Często obserwuje się
chwiejność
emocjonalną,
a także nadmierne pobudzenie
lub ospałość. Należy podkreślić, że osoba chora nie zdaje sobie sprawy ze swojej
choroby, jak również z tego,
że zaczyna tracić kontakt
z rzeczywistością.
Powyższy tekst, z konieczności w bardzo skróconej formie, mówi o schizofrenii, gdyż intencją naszą
jest, by przy okazji zbliżającego się Dnia Solidarności
również wpisać się w akcję
uświadamiania zdrowej części społeczeństwa, że chory
psychicznie, to nie negatywny bohater oglądanego
w kinach horroru, thrillera,
czy zakorzenionych w nas
uprzedzeń, ale człowiek taki
jak inni, którego dotknęła
ciężka choroba i ogromne nieszczęście, człowiek, któremu
warto podać pomocną dłoń,
by mógł odzyskać zdrowie
i normalnie funkcjonować w
społeczeństwie. Zachorować
na choroby psychiczne czy
nerwowe może przecież każdy, bo nikt nie wie, co go w
życiu spotka. Warto o tym pamiętać. Hieronim Śliwiński
Program obchodów
DNIA SOLIDARNOŚCI Z OSOBAMI CHORUJĄCYMI PSYCHICZNIE
w Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Neuropsychiatrycznym im. św. Jadwigi Śl. w Opolu
KOŚCIÓŁ JEST Z NAMI
2 września 2009
Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu, ul. Piastowska 18
godz. 18.00 – otwarcie wystawy prac pacjentów „Przestrzenie
koloru i wyobraźni” – (wystawa czynna dla zwiedzających do końca
września).
9 września 2009
Ogród szpitalny
• godz.13.00-18.00 – festyn w dla pacjentów, ich rodzin i przyjaciół
– wspólne tworzenie prac plastycznych, ognisko, jazdy konne,
zabawy, śpiewy.
11 września 2009
WSZN im. św. Jadwigi Śl. w Opolu (Oddział Dzienny) – konferencja
na temat:
• godz. 12.00 – Wykład ,,Medykalizacja i psychiatryzacja życia
codziennego’’ Prof. Bogdan de Barbaro – Collegium Medium UJ
w Krakowie;
• godz. 12.40 – Wykład ,,Kościół a chorzy psychicznie – wczoraj
i dziś” Ks. Dr Arnold Drechsler – Dyrektor Caritas Diecezji
Opolskiej;
• godz. 13.10 – Wykład ,,Politerapia w schizofrenii – znaczenie
interakcji leków przeciw psychotycznych II generacji’’ Prof.
Przemysław Bieńkowski – Instytut Neurologii i Psychiatrii
w Warszawie;
• godz. 14.00-14.30 – Przedstawienie „Kawiarnia samotnych
serc” na podstawie tekstów Agnieszki Osieckiej i Jonasza Kofty
w wykonaniu grupy teatralnej „ W drodze”.
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
5
WYDARZENIA
Relaks w krużgankach
MUZYKOTERAPIA Nawet deszcz nie przeszkodził rozśpiewanym uczestnikom zajęć
W
iększość z nas, gdy ma czas
wolny, który można dowolnie
wykorzystać, nie korzysta wcale
z tego przywileju. Najpierw narzekamy,
że nie mamy wolnego czasu dla siebie,
a potem nie potrafimy go dobrze spożytkować, a przecież jest tyle ciekawych
rzeczy do zrobienia.
Chorych, którzy samorzutnie próbują zagospodarować swój wolny czas
jest niewielu i tutaj zadaniem instruktora terapii zajęciowej jest wzbudzenie
zainteresowań zajęciami, które prowadzone są w godzinach popołudniowych
w pięknie odnowionych krużgankach
naszego Szpitala. W każdy wtorek
w godzinach popołudniowych instruktorzy prowadzą zajęcia, które są dopasowywane do upodobań naszych
podopiecznych, tak aby za każdym
razem były ciekawe, a chorzy brali
w nich udział z wielkim entuzjazmem
i zainteresowaniem.
Do tej pory udało nam się przeprowadzić zajęcia z muzykoterapii czynnej
z wykorzystaniem zestawu Orffa, gitary,
klaskanie, śpiew solo, śpiew w kilkuoso6
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
bowych grupach oraz wszystkich razem,
w pierwszych zajęciach brało udział jednocześnie ok. 70 chorych. Mimo deszczu, który się rozpadał nie musieliśmy
wracać na oddziały, tylko przenieśliśmy
się z dziedzińca na korytarz krużganków.
W następnych zajęciach chorzy mogli
malować, improwizować przy muzyce,
mogli zaspokoić swoje potrzeby estetyczne, które mają związek z pięknem,
twórczością, wyobraźnią i doborem
kształtów. Kiedy po zakończanych zajęciach słyszmy od uczestników pytanie;
„kiedy znowu się tutaj spotkamy”, to
wiemy, że są one potrzebne, mają sens
i na pewno będą cykliczne.
Najważniejsze jest, aby nieustannie
kontrolować i stymulować efekty i skutki
organizacji czasu wolnego. Jego wpływ
na samopoczucie naszych pacjentów,
oraz na jedność i zaufanie całej grupy. Anna Dudziak
Od redakcji: Z ramienia redakcji
naszego miesięcznika wziąłem udział
w takich zajęciach i muszę przyznać,
że urzekła mnie ich atmosfera i widok
pacjentów, którzy z zapałem i bez skrępowania, jak to niekiedy ma miejsce,
brali w nich udział. Pacjenci zostali podzieleni na trzy grupy, z których każda
miała inne zadanie do zrealizowania,
w trakcie którego trzeba było wykazać
się zmysłem artystycznym i kreatywnością. Jedna z grup podzielona na trzy
zespoły tworzyła kreacje z gazet. Zespołami opiekowały się: Anna Dudziak,
Barbara Wojtuś i Beata Czepczor. Druga
grupa pod opieką Beaty Brzostowskiej
tworzyła na posadzce krużganków obrazy z włóczki, a trzecia wspierana przez
Barbarę Zawada malowała na sztalugach
obrazy. W prowadzeniu zajęć pomaga
również Danuta Szewczyk. Pomysłowości nie brakował. Każda z prac była niepowtarzalna, a sam akt twórczy na tyle
wciągający, że jeden z uczestników zajęć
zabrał swoją pracę na oddział, by tam ją
dokończyć. Dobra zabawa, serdeczna atmosfera, pobyt na świeżym powietrzu w
letni pogodny dzień, to sama przyjemność
i chyba najlepszy ze sposobów spędzenia
wolnego czasu. Pogratulować dobrego
pomysłu. (H. Ś.)
REWIA MODY Pogratulować pomysłowości twórcom i cierpliwości modelom
OBRAZY Sznurkiem malowane
SZTALUGI I FARBY Wyobraźnia poszła w ruch
UKŁADY KWIATOWE Wyobraźnia i artyzm najwyższej próby
KAMIENNE OBRAZY Malowanie na granicie
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
7
WYDARZENIA
Rocznica
W
OTWARCIE PRACOWNI Pracownia stolarsko-rzeźbiarska – sierpień 1995 r.
JASEŁKA Pierwszy występ grupy teatralnej – styczeń 1996 r.
WYCIECZKA To była niezwykła wyprawa do Wisły – lipiec 1998 r.
8
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
arsztaty Terapii Zajęciowej w Samodzielnym Wojewódzkim Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych
w Branicach mają już dość
długą historię, bo ich uroczyste otwarcie nastąpiło
8 sierpnia 1995 roku, więc
14 lat temu.
To spory szmat czasu,
w trakcie którego wiele się
działo: były wzloty i zagrożenie likwidacją, były chwile miłe i mniej miłe. W tym
okresie przewinęło się przez
ich pracownie sporo pacjentów szpitala i ZOL-u. Niegdyś utworzone zostały, jako
Pracownie Rehabilitacyjne
dla pensjonariuszy Zakładu
Opiekuńczo-Leczniczego,
a dziś stanowią prężny ośrodek terapeutyczny prowadzący zajęcia z ludźmi chorymi z wszystkich oddziałów
szpitalnych.
Pomysłodawcą ich utworzenia był pierwszy kierownik ZOL doktor Antoni Junosza-Szaniawski, a przez
13 lat kierowała nimi Maria
Wyszyńska nazywana przez
pacjentów „mamą” z powodu
bardzo serdecznego podejścia
do ludzi chorych.
Pierwszą lokalizację pracownie znalazły w suterenie
pawilonu K i tam funkcjonowały do wiosny roku 2004.
Później zostały przeniesione
do pomieszczeń na II p. pawilonu A, gdzie mieściły się
przez 4 lata. W maju 2008
roku kierownikiem pracowni
zostaje mianowana Anna Dudziak, która kieruje nimi do
chwili obecnej. W lipcu tegoż
roku pracownie zostają przeniesione na parter pawilonu
A, gdzie funkcjonują po dzień
dzisiejszy. W tych warszta-
tach zawsze wiele się działo,
a ludzie chorzy znajdują tam
zawsze serdeczną, miłą atmosferę i dobre warunki rehabilitacji, czemu sprzyjają
ciekawe zajęcia, jakie proponują chorym zatrudnieni tam
instruktorzy.
Szpital w trakcie minionych kilkunastu lat przechodził chwile trudne i na terapię
często brakowało środków.
Od czego jednak ofiarność
i pomysłowość zatrudnionych
w nich instruktorów. Kierowniczka wsiadała w samochód
i objeżdżała „po prośbie”
znajome zakłady, by pozyskać materiały i sprzęt do
prowadzenia zajęć. Instruktorzy nierzadko z własnych
pieniędzy kupowali niezbędne materiały. Wszystko to
w ciągle zmieniających się
warunkach, które nie sprzyjały funkcjonowaniu warsztatów. Był czas, gdy szpital na
zewnątrz miał do pokazania
jedynie to, co ładnego stworzone zostało w nich rękami
ludzi chorych. To właśnie ci
ludzie, którzy potrzebowali
dobrych, sprzyjających warunków, by odzyskać sprawność po intensywnym leczeniu farmakologicznym, którzy
potrzebowali serdeczności,
przebywania w dobrej atmosferze pośród zdrowszych pacjentów, tam w warsztatach
to otrzymywali, tam to znajdowali. Wiele ludzi chorych
ma bardzo dużo do zawdzięczenia tym warsztatom.
Pracownie były i są nadal
inspiratorami wielu ciekawych inicjatyw, które wzbogacają i uatrakcyjniają zajęcia
rehabilitacyjne i pobyt ludzi
chorych na leczeniu w branickim szpitalu. By urozmaicić chorym pobyt na leczeniu
pracowni
organizowano, gdy udało się
pozyskać sponsora, czy wypracować środki własne, wycieczki do pięknych miejsc:
Moszna, Pszczyna, Wisła,
Turzy Śl. i Gródczan k/ Pietrowic Wielkich. Organizowano pielgrzymki, ogniska,
zabawy plenerowe, występy
artystyczne w szpitalu i poza
nim, wspólne obchodzenie
świąt i wiele, wiele innych
dobrych rzeczy. Pracownie
zaopatrywały wielu pacjentów w odzież pochodzącą
z darów. Kilkanaście lat, to
szmat czasu i nie sposób wymienić wszystkich dobrych
rzeczy, jakie w tym okresie
się wydarzyły.
Dzień dzisiejszy pracowni, to czas sporych zmian, to
kontynuacja dobrych tradycji
oraz wciąż nowe pomysły
i inicjatywy. To dbałość
o chorego, ale również o wizerunek całego szpitala, który się odnawia, modernizuje
i pięknieje. Tak jest też w pracowniach, które mają coraz
więcej do zaoferowania choremu człowiekowi.
Obecnie
warsztatami
kieruje prężnie Anna Dudziak, którą wspiera 5 instruktorów: Barbara Wojtuś,
Beata Brzostowska, Celina
Zacharska, Barbara Zawada
i Beata Czepczor. Na co
dzień prowadzą one zajęcia
z kilkudziesięcioma chorymi
w kilku pracowniach tematycznych. W warsztatach
funkcjonuje kawiarenka, biblioteka z czytelnią, jest salka
komputerowa wyposażona w
3 komputery. Pracownie od
rana do godzin popołudniowych a nierzadko wieczornych kipią życiem, gdy organizowane są próby chóru czy
zajęcia w krużgankach byłe-
go wirydarza. Warsztaty to
miejsce, gdzie chorzy ludzie
mogą się odnaleźć po okresie
nasilenia psychozy i z pomocą życzliwych im ludzi odbudować w sobie, to co choroba
w nich nadwątliła.
Personelowi warsztatów
nigdy pomysłów i pracowitości nie brakuje. Z podziwem
obserwowaliśmy, z jakim samozaparciem i poświęceniem
kilka miesięcy odnawiali gobeliny Henela, czy kilkadziesiąt obrazów pozostałych po
niegdysiejszych pacjentach
szpitala. To była praca wykonana nierzadko na kolanach
z ogromnym pietyzmem.
Dziś jedne i drugie można podziwiać w pomieszczeniach
warsztatów.
Boisko do siatkówki plażowej położone obok pawilonu K, to również inicjatywa
i duży wkład pracy personelu pracowni i pacjentów
z różnych oddziałów szpitala
i ZOL-u.
Dużo by pisać o przeszłości i dniu dzisiejszym Warsztatów Terapii Zajęciowej, ale
nigdy nie napisze się wszystkiego, bo tych najważniejszych dokonań przewinęło
się przez nie w ciągu tych
kilkunastu lat setki – to każdy
chory, który w nich znalazł
coś dobrego dla siebie i zachował to w sercu.
Jako autor tego artykułu
mam okazję również we własnym imieniu podziękować
temu miejscu i wspaniałym
ludziom, którzy niegdyś mi
tam pomogli, a dziś darzą
przyjaźnią i nierzadko nadal
potrafią pomóc dobrą radą
i niewymuszoną serdecznością. Dziękuję i życzę dalszych sukcesów.
Hieronim Śliwiński
PRZEPROWADZKA Otwarcie pracowni w pawilonie A – maj 2004 roku.
JUBILEUSZ X-lecie pracowni – pamiątkowe dyplomy pacjentom wręcza Maria
Wyszyńska i Dariusz Pawluch, gra Jan Rapacz – sierpień 2005 r.
OTWARCIE BOISKA Inauguracyjny turniej sportowy – sierpień 2008 r.
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
9
WYDARZENIA
Zasnę, a Ty wróć córeczko
Dziadek
S
taruszek. Któż zliczy ile ma lat. Siwiuteńki, krąg łysiny na głowie,
przygarbiony ciężarem lat. Siada na
swojej ławeczce koło domu, pod murkiem, albo pod wiśnią, albo w sadzie
koło szopy wśród drzew. Siedzi zadumany i patrzy, patrzy w przeszłość. Może
w przyszłość... patrzy oczyma niewidzącymi, bladymi, zbyt niebieskimi od
starości, blado niebieskimi. Opiera ręce
na kolanach i wzdycha cichutko. Twarz
wydaje się nie mieć wyrazu, biała kartka.
Czasami tylko zaśmieje się sam do siebie
na wspomnienie czegoś... potem gaśnie
jego uśmiech i znowu zagłębia się w sobie, zapada w studnię myśli.
Zapatrzył się głęboko... łza spływa
mu po policzku, nie czuje jej. Ciężka
łza: „Moja córeczka, moja córcia, córunia...”. Wyciąga zabrudzoną chusteczkę,
ale skrupulatnie poskładaną i wyciera nią
łzę:” Ach te oczy, łzawią i łzawią, trzeba
je zakropić. Trzeba iść już...”.
Staruszeczek zjada w domu kolację.
Kroi ostrym nożem chleb, bierze kawałek kiełbasy, co to już nikt jej jeść nie
chce, kroi z namaszczeniem w kosteczkę
i wkłada do ust, gryząc powoli, popijając
herbatą. Suchy chleb i kiełbasa... i herbata... Potem sprząta kubek fajansowy, nóż,
łyżeczkę, odsuwa stół i rozkłada starą
jak świat wersalkę. Wyciąga pościel, puchata, wysoką pierzynę, zakłada piżamę,
wyciąga swoje zęby, płucze i wkłada do
słoika z wodą.
Kładzie się cichutko do łóżka na prawym boku i patrzy w ciemność oczami
niewidzącymi. Zamyka je i kołysze się
na granicy snu i myśli. – Tato, jak ja
odejdę to co ja wam zostawię? Co zostawię? Chyba tylko czapeczkę... Zerwał
się staruszek ze swego łóżka, usiadł obudzony, pierzyna podwoiła swoją objętość, zmniejszona wzdłuż, podskoczyła
w górę.
– Przyszłaś do mnie córeczko moja,
przyszłaś jako żywa. Widziałem Cię, widziałem, byłaś żywa... córeczko, ja nic
nie chcę tylko wróć. Zasnę a Ty wróć,
wróć... Tak, tak już śpię... I zasnął staruszek, nie zdążył się przykryć pierzyną...
10
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
Babuleńka
B
idula, drepce i drepce drobniutkimi kroczkami, sunie. – Aj, aj już
nie mam siły, a tu trzeba obiad zrobić,
dziadek jest głodny. Co tu zrobić temu
dziadkowi?
Podreptała do kuchni przez ciemną
sień, podłożyła do pieca i nastawiła wodę
na zupę. Usiadła na wersalce, zapadła
się ociupinkę w nią, tak aby jej lepiej do
wiaderka sięgać. Zabrała się do obierania ziemniaków. Szybkimi, sprawnymi
ruchami skrobała je, wrzucała do garnka
z wodą i stękała:
– Aj, aj, gdzie to niebo jest, gdzie ono
jest? Mówią niebo, Bóg, ale gdzie ono
jest. Już nie wierzę w żadne niebo. A co
to za Bóg co mi to dziecko jedno zabrał,
nie ma on litości nade mną... Aj, aj... –
stękała i zaszlochała, załkała... Starowinka pewnie umarłaby z żalu za dzieckiem
ale ten dziadek, jemu gotować trzeba
i wszystko tłumaczyć, bo zapomina.
– Trzeba jeszcze pożyć, najpierw dziadek, niech on pierwszy, potem ja. Ja
dam radę, ale on beze mnie... aj... aj –
Babuleńka spojrzała na drzwi, bo ktoś
zapukał. – A kogo tam niesie, kiej licho.
Proszę!
Drzwi otworzyły się, klamka klasnęła i weszła drobniutka kobieta o krótkich
włosach, odświętnie ubrana. – Cześć
mamo, już jestem. Nic Ci nie przywiozłam. Zostaw już te ziemniaki, ten obiad,
zostaw i chodź ze mną. Oniemiała staruszka, słowa wypowiedzieć nie mogła,
bo to przyszła jej jedyna córka, jej ukochana córka, co to Bóg ja zabrał. – Ta
jak pójść, tak dziadka zostawić, samego.
Nie, ja mam dużo roboty...
Wzięła ją córka za rękę delikatnie,
uniosła z siedziska i poprowadziła do
drzwi. Podreptała staruszka, lekko na
duszy jej się zrobiło i przestała już płakać. Jakaś pogoda w nią wstąpiła, zniknął żal i smutek, bo córka gdzieś ją prowadzi – Mamo, przyszłam żebyś więcej
nie płakała... i ja też już stęskniłam się
za Tobą... I poszła starowinka tam, gdzie
córka ją prowadzi, nie ważne dokąd –
ważne, że córka... tak, córka...
Graniczna
Festyn
Abstynencki
S
towarzyszenie
Głubczycki Klub Abstynenta
– Organizacja Pożytku
Publicznego w Głubczycach,
była organizatorem festynu
abstynenckiego PRZYSTANEK OAZA, który odbył się
30 sierpnia 2009 r. (niedziela)
o godzinie 15.00 w Głubczycach. Miejscem spotkania był
głubczycki amfiteatr przy ul.
Kochanowskiego. W ramach
festynu odbyły się występy
zespołów artystycznych, loteria fantowa, interesujące spotkania itp.
Impreza ta miała na celu
pokazanie sposobów na zdrowe spędzanie wolnego czasu
oraz przybliżenie mieszkańcom, a w szczególności młodzieży, skutków nadużywania
alkoholu lub innych środków
psychoaktywnych. Imprezie
tej patronowali m. in. Poseł
Ziemi Głubczyckiej p. Adam
Krupa. Efektem działań głubczyckiego klubu jest ciągle
zwiększająca się populacja
osób, którzy zaprzestali picia
alkoholu i wracają do normalnego życia w społeczeństwie,
co przynosi pozytywne skutki nie tylko dla nich samych
(prowadzą normalne życie
rodzinne, podejmują stałą
pracę zarobkową), ale też dla
społeczności (zmniejsza się
zagrożenie bezpieczeństwa
publicznego, ulega zmniejszeniu patologia społeczna,
osoby nie używające środków psychoaktywnych takich
jak alkohol, narkotyki, leki,
cechują się lepszą wydajnością w pracy i solidnością
połączoną z uczciwością,
w mniejszym stopniu korzystają z opieki społecznej, następuje poprawa ich zdrowia
fizycznego itp.).
Do udziału w festynie zostały zaproszone Warsztaty
Terapii Zajęciowej branickiego szpitala, które wystawiały tam prace pacjentów
wykonanych w ramach zajęć
rehabilitacyjnych. Atrakcyjnie wyeksponowane i kolorowe bibeloty były chętnie
oglądane i nabywane przez
uczestników festynu. Stoisko
odwiedziła też spora grupa
przyjaciół pracowni i branickiego szpitala.
Przebieg festyn zakłócił
dramatyczny wypadek, który
wydarzył się w sąsiadującym
z amfiteatrem budynku.
Hieronim Śliwiński
STOISKO PRACOWNI było chętnie odwiedzane
Prelekcja
H
istoria, to sfera, którą w nawale codziennej krzątaniny raczej
z rzadka się zajmujemy. Zaś
szpital, a szczególnie szpital
psychiatryczny zdawałby się
być miejscem, gdzie jeszcze
rzadziej pacjenci są skłonni
nią zajmować. Przeczy temu
jednak prelekcja dotycząca 89
rocznicy „Cudu nad Wisła”,
jaką przygotowali pacjenci
Oddziału B Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych
w Branicach. W świetlicy oddziału zasiedli nie tylko pacjenci oddziału, ale również
goście z innych oddziałów
i Pracowni Terapii Zajęciowej. Obecny był również
ordynator doktor Antoni Junosza-Szaniawski i personel
oddziału.
Zgromadzeni w świetlicy
słuchacze z ogromną uwagą
słuchali tej niezwykłej prelekcji, w trakcie której prowadzący ją Tomasz Skoczylas
omówił nie tylko samą wojnę
polsko-bolszewicką, ale również tło historyczne i sylwetki
dowódców obu walczących
stron. Przekaz był na tyle sugestywny i czytelny, że przykuł uwagę wszystkich zgromadzonych, o czym świad-
czyła cisza jaka panował na
sali. Ludzie chorzy, nierzadko pobudzeni w chorobie,
słuchali z ciekawością historii znanej, ale zawsze wartej
przypomnienia. Ta bitwa,
ten zryw narodu polskiego,
który odzyskawszy niepodległości po 126 latach niewoli
w zaledwie 2 lata musiał
znów stanąć do walki, był
jednym z najważniejszych
w naszej historii. To działa na wyobraźnie i budzi w
sercu szacunek dla tych, którzy blisko 90 lat temu ocalili
naszą niepodległość i położyli podwaliny pod dzisiejszą demokratyczną Polskę.
W przygotowaniu prezentacji
uczestniczył również Stanisław Hajduk, a mapy batalii
narysował Mirosław Magnukiewicz z oddziału D-2.
Po prelekcji wszyscy zostali
podjęci kawą przez gościnny
personel oddziału.
Naszym zdaniem twórcom tego wydarzenia należą się słowa podziękowania
za przypomnienie genealogii Święta Niepodległości i pokazanie, że można
o historii mówić przystępnie,
ciekawie i bez nadmiernego
patosu.
H. Śliwiński
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
11
Latoś
Latoś
Ciężar przemyśleń
Lato
Sumienie, jak tkanka delikatna
pajęczyna tyle, że to nić
jest to coś
wynikły z otoczenia
szczegół podnoszony
do rangi czegoś koniecznego
pisze się
gdyż trzeba się zastanowić
odważnik, to coś co waży
jest to praca
myślę, że to jest ważne
jak to w popada
Jestem sama sobie ciężarem
który noszę poważnie
Jest to słonko
jest okrągłe
jest zawsze
jest wodą źródlaną
jest piaskiem
jest to słoma
kapelusz jest potrzebny
okulary przeciwsłoneczne
jest na jagody
jest w konewce
jest kwieciste
jest odpoczywanie
jest to wypas krów
skubią trawę
Kwiat bzu
kolor lila i biel
niekształtne stożki
kolor zadumy i popołudnia
wtedy wącham powietrze
które nosi ten krzak
na nim perełki deszczu
Wypoczynek
Czuję radość
więcej kocham
często się śmieję
gromkim głosem
palpitacja lata
głęboka myśl
pochylona nad studnią
woda jest letnia.
12
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
Uroda pogody
Myślę, że piękną jest jaskółka
bolejąca
uczucie, które w rękach się tłucze
jak ona kocha lato
jak tak potrafi męka polowa
konik polny
Wyraź niechęć
Uczucie do wzmianki
chociaż jest ono niestety częste
ukryta pogarda
nazywam się Charles Boudlair
Spadłam z gruszki
ale to nie jest już niechęć.
Wiersze EWY
Chciałam tylko kochać
Wiersze Barbary Żaba
Pani Iwonko, byłam ostatnio po receptę w przychodni i przeczytałam gazetkę
„Zygzak”. Nigdy nie miałam tej gazetki w ręce i nie wiem gdzie można ją kupić, będę
wdzięczna za taką informację. Wysyłam Pani kilka moich wierszy, może się przydadzą.
Wysyłam też zdjęcie swoje i moich dzieci. Pozdrawiam gorąco Baśka.
Sen
List do Maleństwa
Zawsze widziałam w Tobie piękno
przejrzystość, blask,
kolor słodkiego miodu.
Dzisiaj z bólem dostrzegam
jeszcze jedną cechę –
twardość bursztynu.
Jeszcze nie tak dawno byłam dumna,
że mieszkam w bursztynie.
Dzisiaj jednak jest we mnie smutek:
jesteś tak piękny,
a mnie boli bycie z Tobą.
2 września 2006
Kochane Maleństwo
Często jestem smutna,
ale zapewniam Cię, że to nie Twoja wina.
Martwię się, że zostanę bez Ciebie
dlatego tak długo
nie mogłam Cię nawet pokochać.
Ja też tęsknię za Tobą.
Nie śpiewam,
bo wyschła we mnie cała muzyka...
Tylko ze względu na Ciebie
czasem potrafię
przypomnieć sobie jakąś piosenkę.
Jesteś nadzieją,
że znów mogą być dobre dni.
Jeszcze tylko pięć miesięcy.
16 luty 2006
List do mamy
Nie bój się mnie pokochać mamo,
jestem tylko maleńki,
ale już taki sam jak Ty,
ja - człowiek.
Zaśpiewaj mi jakąś piosenkę
pogłaskaj.
Daję ci znać o sobie
ze wszystkich sił
moje maleńkie rączki i stópki
stają się przez to silniejsze.
Nie bądź dziś smutna,
bo kocham Ciebie.
Ciekawe, czy jesteś taka,
jak sobie wyobrażam.
Mamusiu, czekam na ciebie.
Jeszcze tylko pięć miesięcy.
luty 2006
List do Oblubieńca
Nie patrz na mnie, kiedy cierpię
niech zatopi mnie mrok.
Ciemność mniej boli.
Niech pali się tylko ta świeca,
to przecież sama Nadzieja.
Ten płomyk ogrzewa serce
i suszy łzy goryczy,
że życie tak bardzo upadło,
że ręka unosi się w gniewie,
że twarze nam się krzywią od krzyku,
że upadł i Dedal i Ikar,
i cały mój świat się zawalił...
ja przecież chciałam tylko kochać.
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
13
TWÓRCZOŚĆ
Baśń owszem
Deszcz ze skruchą
część XV
O
mojej przygodowej historii.
To się działo kiedyś. Bardzo
odległe czasy są wielkim wyrzuconym pomysłem. Kosz to przyjmie.
A to kilka lat temu. Miałam bardzo mało
czasu, aby zdążyć na ósmą do szkoły.
Dzisiaj w szkole uczymy się cały dzień
historii. Jest poruszony temat: co jest
czasem minionym, co przez to rozumiemy, co to jest zegar, czy można utkwić
w czasie, ale tak inaczej? Błazna począł
Hugo. Chodził w swoich pałacowych
butach. Szpiczastych, ale myślę, że wygodnych. Poruszał się i zapraszał do
stołu w podskokach. Kapelusz miał również śmieszny. Na stole kuropatwa, bażant, stos owoców w wydrążonej misie.
Kielichy złote nabijane drogim kruszcem. Zasiadano na tron i na ławie z drzewa dębowego. Na zaproszenie przybyli
minstrele uświetniając biesiadę. Jakie
piękne szaty z drogich tkanin z dalekich
krajów. Bardzo syte kolorów sukmany.
Hrabianki i księżniczki bardzo pięknie
ustrojone. Kamienie szlachetne, perły
w postaci naszyjników i pierścieni. Rycerz Ernest Pobladły prowadzi do biesiady panią swego serca. Król zasiadał na
zaszczytnym miejscu. Służba roznosi co
14
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
Parasolka rozłożona
metalowej konstrukcji
moja żyrafo
paryskie z ciasta francuskiego
akcentów geograficznych
mój wieki huraganie
mój szumu,
mój znaczenie to dla i ode
skala kropli
i to jak czasowo kapie kap, kap,
nie uciekaj przed deszczem
stój kocham cię
nie ruszaj mojego parasola.
rusz to nowe dania. Lady Ginewra jest
tak piękna. Zasiada przy boku swojego
pana. Jej uroda żenuje. Książe Ernest
Pobladły spuszczone oczy, zmieszany.
Taka historyjka bardzo nieśmiale uczyniona przez jednego z uczniów Julka
z pierwszej ławki. To jest wyjątek.
Co rozumiem pod pojęciem historia.
Tym razem znajdujemy się w starożytności. Jakie piękne peplum. Masuj, masuj,
chłodno, chłodno – palmowe wachlarze.
Balsam rozcierają sprawne ręce niewolnicy, ową życiodajną maść. Jaki pachnący olejek. Tu się je na leżąco. Wieńce
zdobią głowy. Orator oto w gaju w pro-
wincji Grecja. Wystąpienie zachęcając
do rozmowy. W Rzymie jak na popisie
gladiatorów. Zatrzymany czas. Wróżbitka w oparach zmyśla historię nie z tej
ziemi. Oto wyrocznia. Pytia. Panteon.
Cezar recytuje z nowego rulonu. Papirus.
Rzecz fantastyczną Pt. „Średniowiecze
i co potem?” Jest to rozprawa probabilistyczna. Ale ubogie opowiadanie. Jedno
i drugie podstawa jak dorycki filar. Mietek siadaj!
Jesteście tacy sami, bardzo szczupłe
są te opowiastki. Co zapisałaś Małgosiu?
Czy Jasi to byłoby dziwne potraktowanie tematu? Zaobserwowałam skrót jak
w poprzednich wypadkach. Powiedz tak
rekordowo, napisz o tym. Dwoje dzieci
chodziło po lesie. Zgubiło się i napotkało
chatę. Stara czarownica, po krótkiej pogadance, wsadziła dzieci do pieca i bajka
się tak nie może skończyć. Dzieci dały
więc drapaka z pieca. Krople łez ugasiły
płomień. Julku nadajesz się. Jest mi miło
powiedzieć, że jesteś zwięzły. Chodzi
o okupację tym razem. Wojna spowodowała niechciane a konieczne wypadki.
W nieszczęśliwy sposób wywarła piękni
unieszczęśliwiając nie tylko nas. Zrujnowane domy, gruz. Kąt by spać. Jadłodajnia, w której się czeka na menażkę jadła.
Po wojnie pociski zmieniły się w ptaki.
Niebo już nie było takie głodne. Czołgi
wróciły do garaży. Karabiny maszynowe
zamknęły swe magazynki. Wojna była
udokumentowana. W Oświęcimiu wyświetlano film. Wojtusiu, to streszczenie
fabuły jest jak wszystkie zapiski, bardzo
zwięzłe, a to jest walor akapitu informacji na skrzydełkach. Urywku prozy i treści utworu literackiego. Lecimy
w kosmos. Mówi Horacy. Lecą dwa psy:
Biełka i Striełka. Cały świat tym żyje.
Jest to czas nie tak odległy. Lecą na księżyc. O księżycu wiem z książki Żuławskiego „Na srebrnym globie”. Myślę, że
figuranci narobiliby dużo huku. A co powiecie o prahistorii. Zbigniewa Herberta
„Barbarzyńca w ogrodzie”. Wasza ciekawość jest zaspokojona. Jest taki film
„Walka o ogień”. Potraktować trzeba
z dużym dystansem ten temat. Otóż to
jak jest dzisiaj. Dzisiejszy dzień odrywa
nas od pilnych zajęć, to jest jakieś kolej-
ne święto. Ludzie szczególnie lubią plotkować, a przy tum jeść kanapki, jeździć
na rowerach, motorach, autem. W autobusie balansuję uchwytem. Chodzimy
na prywatki, fruwamy po ulicach. Jak
pada deszcz okrążamy kałuże. Pracujemy w fabrykach, urzędach, na uczelni,
w szkołach jakie tylko są, uczęszczamy
do bibliotek.
Jest ósma rano. W pośpiechu idę do
szkoły. Zamknęłam mieszkanie na klucz.
Wzięłam ze sobą taką grubą książkę do
historii wielkości dziennika. Mająca tysiąc stron. Chodzę do takiej szkoły, gdzie
nauka jest prowadzona przez niemiłych
nauczycieli – mamy rewolucyjny rodzaj
nauki. Jest to nazwa „Bloki”. Uczymy
się konsekwentnie, maksymalnie długie lekcje. Takie, że na różne sposoby
klepie się temat, wałkuje się. Miesiąc
trwają różne przedmioty. Jestem ubrana
według swojego fasonu w to co sama sobie wymyślam. Wędruję czasem po mieście. Raz w tygodniu kupuję propozycje
w Modzie. Stroję się do tego w dodatki:
klipsy, kolczyki, broszki, spinki. Jest to
w naszej szkole rodzaj konkurencji. Nasz
ubiór jest oceniany przez nauczyciela historii sztuki. Jest tu jak wśród motyli.
I do tego są, bo różne fasony. A zatem w szkole zdejmuję wełniany płaszcz.
Mam suknię w pepitkę. Do kąta na półkę
odstawiam buty i parasol biorę ze sobą.
Skórzana torebka korzystam z szatni.
Nauka odbywa się w salonach. Miękkie fotele i stoliki – to jest dawny pałac.
Szkoła na wzór amerykański, czyli jeden
z różnych pomysłów, aby nauka owocowała. Wchodzi Rzepicha, wszyscy się
odkłaniamy. Dzień dobry Pani Profesor.
Z listy proszę się zgłaszać z pamięci, ta
szkoła ma wielkie wymagania. Wychodzimy na przerwę, wymieniamy uwagi.
Podchodzi nauczyciel Geosympatyki.
Pyta czy przygotowujemy się do badań testowych. Przypomina, że to jest
półrocze. Dzisiaj panowała atmosfera
gniewu. Po założeniu małych cenzurek
wymieniłam zaledwie kilka miniaturek.
A to przecież budzi zdziwienie. Wyobraźcie sobie, że to szkoła inna od innych, bardzo droga. Nauczyciele, to absolwenci Harwardu. Są to sami poligloci
wyjątkowo z całego świata. Pamiętam
o napisaniu listu. Koniecznie inny rodzaj
wzmianek. Te rodzajowe ananasy pisane czystą angielszczyzną. Przygotowują
nas do obowiązków zbyt poważnych,
zbyt surowych: będziemy ekipą badań
nuklearnych. Uczymy się diagnostyki,
stąd takie riposty. Informacja ma być
prosta i szybka. Dzisiaj uczyliśmy się
w kwadracie cztery kwadranse. O jak to
odkrywczo potraktowany zespół nauk.
Na pierwszej przerwie schodzimy do restauracji. Nie musimy nosić jedzenia do
szkoły. Bardzo wielkie i pyszne potrawy:
śmietanka do kawy, bułeczki chrupiące
i dużo wspaniałości. Śmiejemy się z humoru na życzenie. Naprawdę jest taka
książka. Ta szkoła powstała nie tak dawno. Historia jest podzielona na okresy.
Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość.
Podręczni do nauki, jak multiwitamina.
Tak ją doświadczam.
Redaktor techniczny głowa do oceny.
Forma jest bardzo ważna. Puls tekstu,
zdjęcia, mapy, ilustracje, a to wszystko
w kolorach wyraziście. Książka historii
na ten blok ma 1000 stron formatu zeszytu akademickiego. Czeka w szafce
w szatni. Mam do tego książkę do nauki
powtórnej domowej. Jest znacznie mniej
opasła, czyli do szkoły mam zamiar chodzić z torebką. I ten zamiar kontynuuję
codziennie. Noszę ze sobą drobnostki.
Historia współczesna zahacza o politykę. Zawsze jak idę do szkoły w drodze
czytam ten organ informacji. Interesuje mnie życie kraju na arenie krajowej
i międzynarodowej. Współcześnie są to
kłótnie dyskutowane w Sejmie. Kwestia
wyboru za co i o co walczę. Gdy przychodzę do domu, to oglądam i wysłuchuję programów w telewizji. Starcza
mi ta namiastka czasu, aby wysłuchać
dziennik. Historia się powtarza co dzień.
Codziennie się doinformowuję. Jestem
na bieżąco. Powiem wam na ucho, że
mnie to wcale nie obchodzi, co ludzie
mówią na temat naszej szkoły. Budzimy
niechęć zgrai szkół o etosie miernym.
Jestem taka uspana, piszę właśnie mój
dziennik. Przyszłam do domu po dziesięciu godzinach nauki. Obiad w szkole.
Bardzo duży wybór pokarmów. Jesteśmy
obsługiwani przez kelnerki. Mówię tu
o języku francuskim. Mam łatwość
nawiązywania kontaktów w językach
obcych. Jest to dar nadprzyrodzony.
W bibliotece, bo jest bardzo rozbudowana, pytam się o książki w języku autora
„Chęci”. Przez dwie godziny mamy czas
wolny na śniadanie. Pół godziny obiad,
godzinę i półgodzinny podwieczorek.
Proszę sobie wyobrazić, że to jest szkołą podstawowa, czyli to niemożliwe –
ogromny dystans. Uczymy się przede
wszystkim języka zawodowego. Umysły
dzieci są chłonne. W naszej szkole był
nie dawno konkurs literacki w językach
obcych i ojczystym, ponieważ w naszej
szkole są uczniowie z różnych stron świata. Mamy zawodowo umieć posługiwać
się swoim ojczystym językiem. Mamy
to wykazać. Przede wszystkim jesteśmy
patriotami. Choć szkołę cechuje międzynarodowy Pax. Dzisiaj przy stole czytam
Abe Kobo „Kobieta z wydm”. Wrażenie bardzo głębokie. Języki wschodu są
z ściśniętymi ustami. Przedkładam nade
wszystko trudność własnego języka.
Krytykuję dzisiaj zawiązek. Czym jest
treściwość chwil. Science-fiction jest olbrzymią krą lodową literatury – wymaga
lodołamacza. Myślę, że literatura innych
narodów pociąga, ale jest bardziej pilna
niż przykra, aby się zasycić. A ja uwielbiam literaturę narodową i do tego beletrystyczną. I ten czas i ten świat się liczy
ponieważ jest mój.
Tekst i grafika EWA
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
15
LEKTURY
Najbardziej lubił
wtorki
K
Byłem zwykłym kapłanem – tak mówi
o sobie abp Mieczysław Mokrzycki.
Bałem się, bałem się, czy podołam.
Każdy, kto miał okazję spotkać się
z Janem Pawłem II doświadczał czegoś
niezwykłego. Ojciec Święty budził
w sercu respekt i wielką cześć. Był
przecież głową całego Kościoła. Spojrzał
na mnie z życzliwym uśmiechem, strach
i obawy zniknęły, i usłyszałem: „Myślę,
że będzie się nam dobrze pracowało”.
I tak było. Jan Paweł II był człowiekiem
otwartym i dobrym. Tworzył atmosferę
rodzinną, pełną spokoju i ciepła –
opowiadał abp Mokrzycki, który jest
skarbnicą historii bardzo intymnych
z życia domowego Ojca Świętego.
16
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
siążka, którą w tym numerze chcę
polecić, to wspomnienia arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego, drugiego po kard. Stanisławie Dziwisz, osobistego sekretarza Jana Pawła
II. Tytuł książki – Najbardziej lubił
wtorki. Opowieść o życiu codziennym
Jana Pawła II. Jest to zapis rozmowy
przeprowadzonej z arcybiskupem przez
Brygidę Grysik. Niewielu wie, że papież
miał jeszcze drugiego sekretarza; ks.
Mieczysław podjął tę posługę w 1996 r.
na prośbę papieża. Trwała ona do końca
Jego pontyfikatu. Później jeszcze przez
dwa lata zajmował się kancelarią Benedykta XVI. W 2007 r. powrócił do Lwowa, gdzie objął funkcję arcybiskupa, pasterza diecezji.
Książka jest tym, czego trochę spodziewaliśmy się po Świadectwie kard.
Dziwisza. Ukazuje nam, jaką osobą był
Jan Paweł II prywatnie, poza audiencjami, oficjalnymi spotkaniami i pielgrzymkami. Choć o tych spotkaniach ks.
Mokrzycki także opowiada – jak się do
nich papież przygotowywał, jak przeżywał pielgrzymki, które były szczególnie ważne czy wzruszające, kogo lubił
przyjmować w Watykanie (wyjątkowa
zażyłość łączyła go z Jasirem Arafatem
i prezydentem Włoch, Carlem Ciampi, chętnie widywał też Matkę Teresę
z Kalkuty).
Ks. Mokrzycki przedstawia plan dnia
Jana Pawła II. Wstawał bardzo wcześnie
o 5:15 i od rana się modlił. Jeszcze przed
poranną mszą świętą odmawiał różaniec
w kaplicy, potem odwiedzał ją jeszcze
wielokrotnie w ciągu dnia. Lubił modlić się również w ogrodach na dachu
papieskiego apartamentu, gdzie polecił
ustawić stacje drogi krzyżowej. Sekretarz wspomina wspólne posiłki, święta
Bożego Narodzenia i Wielkanocy, a także imieniny (Mieczysława i Stanisława),
kiedy mogli zaprosić swoich przyjaciół
na obiad z papieżem. Do niego również
przyjeżdżali na różne okazje przyjaciele
z Krakowa, koledzy ze szkoły. Bardzo
dokładnie przedstawia także ks. Mokrzycki postęp choroby i ostatnie chwile
życia Ojca Świętego, te najtrudniejsze –
papież w oknie, kiedy zabrakło Mu tchu
i słów, ostatnia Msza Św. i godzina odejścia Jana Pawłą II do domu Ojca. Czuł
solidarność wszystkich wiernych. „Dziś
mówi, że żył w cieniu świętości. Świętość mówiła do niego: Mieciu...” – napisał we wstępie do książki, którą czyta się
jednym tchem. Czyta się ją tym chętniej,
gdy ma się świadomość wzruszającego
spotkania ze świadkiem ziemskiego życia „nieziemskiego papieża”. To ciepłe,
osobiste wspomnienia.
Jeśli, Drodzy Czytelnicy, chcecie
dowiedzieć się, co oznaczało kółko kreślone przez papieża na stole po obiedzie i zagadkowy uśmiech, jak żartował
i czym najbardziej zaskoczył ks. Mieczysława, to koniecznie sięgnijcie po tę
książkę. Polecam.
Grażyna Marciniak
UCZUCIA
Życie zaczyna się po 30-tce
Moje życie nabrało „wiatru w żagle” i wyrwałem się z letargu choroby, zacząłem się cieszyć życiem „ożyłem” niczym przyroda po zimie, co budzi się na wiosnę. Atmosfera w pracy jest bardzo
dobra, a przełożeni życzliwi, co jest dla mnie niezmiernie ważne.
J
estem 31-letnim mężczyzną i leczę się psychicznie od 17 roku
życia, wtedy byłem pierwszy raz
hospitalizowany w Wojewódzkim Neuropsychiatrycznym Szpitalu w Opolu na
Oddziale dla dzieci i młodzieży. Rozpoznanie choroby; psychoza – wówczas
nie zdawałem sobie sprawy, że jestem
chory psychicznie. Kiedy zostałem zawieziony przez moich rodziców do szpitala, był okres zimy, dokładnie miesiąc
grudzień i został mi do zaliczenia ostatni
rok zasadniczej szkoły zawodowej. Po
kilku tygodniowym pobycie w szpitalu
razem z przepustkami i wyjściami do
domu byłem około 6 tygodni. Potem byłem jeszcze kilka tygodni na zwolnieniu
lekarskim w domu.
Nie chcę opisywać szczegółów choroby i jej objawów, bo jest to dla mnie
przykre doświadczenie. Po leczeniu
wróciłem do szkoły i ją ukończyłem
w terminie. Spotkałem się z nieżyczliwymi komentarzami ze strony kolegów
i przeżyłem dalsze załamanie nerwowe.
Nie wiedziałem jaka czeka mnie przyszłość i bałem się o niej myśleć. Razem
z rodzicami i po rozmowie z lekarzem,
postanowiłem pójść do szkoły średniej
w systemie wieczorowym. Byłem zadowolony z tej podjętej decyzji i czułem się
szczęśliwy. Jednak zaczęły się problemy
z nauką; nie mogłem się skoncentrować
i miałem słabą pamięć.
Nauka szła mi ciężko. Dlatego pobierałem korepetycje z przedmiotów
zawodowych. Jednak miałem jeszcze
przyjaciół i znajomych, którzy pomogli
w nauce. Podczas uczęszczania do szkoły średniej, byłem dwa razy na oddziale
całodobowym w szpitalu i kilka razy na
Oddziale Dziennym. Moim zadaniem
było się tylko uczyć. Pomyślnie zaliczyłem zdanie pracy dyplomowej oraz
uzyskałem maturę. Potem dostałem się
na studia wyższe w systemie zaocznym
na Uniwersytecie Opolskim na pedagogikę. Wybrałem studia licencjackie
i byłem zadowolony z siebie. Nauka szła
mi słabo. Jednak miałem dużo wolnego
czasu, bo nie pracowałem i wykorzysta-
łem go na naukę. Szczególnie dużo czasu spędzałem w bibliotece i na opracowaniu notatek do zaliczeń, egzaminów
i referatów. Szybko zaprzyjaźniłem się
kilkoma osobami, które już pracowały
i ciężko im było znaleźć czas na naukę,
więc uczyliśmy się u mnie w domu lub
u innej osoby. Studia ukończyłem i rozpocząłem magisterskie uzupełniające na
tym samym kierunku. Często miałem
problemy z nauką i opanowaniem sporego materiału. Zacząłem sobie dorabiać
w prywatnej firmie, więc i mogłem sobie
częściowo opłacić czesne za studia. Podczas tego studiowania, byłem kilka razy
w szpitalu na Oddziale Dziennym. Studia magisterskie ukończyłem pół roku
później, niż planowałem na Uniwersytecie Opolskim. Jednak nie mogłem dalej
pracować w wyuczonym zawodzie, bo
się nie najlepiej czułem.
Często udzielałem się jako wolontariusz, aby mieć zajęty czas i być
wśród ludzi. Ukończyłem kilka bezpłatnych kursów,
które pomogły mi
w pracy z ludźmi.
Na początku zacząłem
pracę
jako wolontariusz w biurze,
zajmowałem
się archiwizacją dokumentów.
Potem
opiekowałem się
starszymi osobami, którym pomagałem
w miarę swoich możliwości.
W 2008 roku zostałem
uczestnikiem programu „Trener
pracy” i nastawiłem się na opiekę
nad starszymi osobami, ale trudno
było znaleźć pracę w tym fachu, bo
większość ofert pracy w tym zawodzie jest przeznaczona dla kobiet.
Jednak referencje, które uzyskałem
dzięki pracy jako wolontariusz pomogły mi podjąć pracę na przygotowaniu zawodowym w programie
„Trener pracy” organizowanym przez
Opolskie Centrum Wolontariatu i Opolskie Forum Organizacji Socjalnych.
Dzięki przygotowaniu zawodowemu,
podjąłem prace w bibliotece i archiwum.
Otrzymałem zatrudnienie na pół roku
i mam, co miesiąc wypłacane stypendium z Powiatowego Urzędu Pracy
w Opolu. Jestem z tego bardzo zadowolony i czuję się szczęśliwy. Moje życie
nabrało „wiatru w żagle” i wyrwałem
z letargu choroby, zacząłem się cieszyć
życiem „ożyłem” niczym przyroda po
zimie, co budzi się na wiosnę. Atmosfera
w pracy jest bardzo dobra, a przełożeni
życzliwi. Oczywiście, to wszystko było
możliwe, tylko dzięki życzliwym osobom, którym bardzo dziękuję za pomoc
i współpracę. Szczególnie podziękowania za wsparcie, składam osobom
Duchownym, Paniom z Urzędu Pracy
i mojej Pani Trenerce oraz rodzinie.
Tekst napisał Michał
z woj. Opolskiego
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
17
Już nie będę dla nich znojem
Wiersze PA-NA
Miła moja
Żal za grzechy
Moja miła jestem w niebie,
gdy me ciało blisko Ciebie.
Czuję się jak dziecko w mroku,
gdy nie słyszę Twego kroku.
Gdy nie mogę z Tobą być,
moje ciało nie chce żyć.
I w ukryciu ciągle szlocham,
nigdy innej nie pokocham.
Więc mi uwierz moja Myszko,
oddałbym Ci w życiu wszystko.
Będę kochał Cię do grobu,
lecz inaczej – bez nałogu.
Wiele krzywdy wyrządziłem,
chciałbym cofnąć chwile takie.
Piekło z życia Ci zrobiłem,
przyjmij przeprosiny moje.
Będę starał się odmienić,
z Tobą zacząć nowe życie,
Twoje mniemanie o mnie zmienić,
mym marzeniem z Tobą bycie.
Nigdy już Ci nie ubliżę,
będę starał się być wzorem.
Daj mi w Tobie znaleźć ciszę,
bo przyznaję – jestem chory.
Tęsknota
W samotności serce boli,
sami obcy dookoła.
Miłość umrzeć nie pozwoli
serce me do Ciebie woła.
Wiem, że kiedyś będziesz ze mną,
nie pozwolisz zostać mi tu,
że nie czekam na daremno,
że się w końcu stanie cud.
Wolno tutaj płyną chwile,
gdy nie mogę Cię zobaczyć,
lecz nadzieja ciągle żyje –
musisz wszystko mi wybaczyć.
Wybacz wszystkie błędy moje,
kiedy ubliżałem Tobie,
nie przespane noce Twoje,
nie wybaczę tego sobie.
Lecz w ciemności widzę promyk –
obiecuje lepsze życie.
Płynie miłość ma jak strumyk,
uwierz kocham – tylko skrycie.
18
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
Postanowienie
poprawy
Gdy nadejdą te godziny,
że zachłysnę się wolnością
znów dołączę do rodziny,
by traktować ich z godnością.
Już nie będę dla nich znojem
nie chcę być już pośmiewiskiem,
pragnę dożyć dni z honorem,
by nie wstydzić się nazwiskiem.
Będę bardzo dobrym ojcem,
będę mężem doskonałym,
aby nie być znów golcem
i pijakiem wyśmiewanym.
Terapia
Wpadłeś bracie w nałogu bagno,
nie pociągaj innych na dno
i przyjeżdżaj tu do Branic,
tutaj nie ma barier – granic.
Do Janusza przyjdź ze skruchą,
wyznaj prawdę mu na ucho.
Idź do Gosi – zamień słowo,
Ona sprawdzi co z Twą głową.
Poznasz ludzi na terapii,
co podobnie jak ty wpadli
i nauczysz się sposobów,
by nie wpędzać się do grobu.
Gdy już poznasz te sposoby
nie myśl nigdy żeś już zdrowy.
Niech nie kusi Cię, nie kręci,
jesteś chory aż do śmierci.
Gdy bezsilność w końcu uznasz
i rywala swego poznasz
nie walcz nigdy z nim – to rada,
bo kto walczył – ten upadał.
Nowe życie
Może na początku boli,
myślisz, że to niemożliwe,
lecz czy warto być w niewoli –
zmień swe życie na szczęśliwe
Zauważysz piękno świata,
swoją wartość zaczniesz widzieć,
miłość matki, ojca, brata,
przestań trwać w amoku zwidzie.
Inni zaczną Cię szanować
i dostrzegać w Tobie miłość.
Zacznij życiem swym kierować
i pokonaj swoją słabość.
Powszedniość
Wiersze Coala
Jestem w siódmym niebie,
bo mam Ciebie.
Więc precz smutkom,
samotności i pustce.
Niech chwila trwa ku wieczności.
W nocy gwiazdy na niebie –
blaskiem swym drogę nam oświetlały.
Na szczęście i chwale uczuciom.
Na wieczność miłości.
Opole, 2009
Płacz II
Już nie ma płaczących wierzb
rosnących koło ulicy.
Dusza ich żywcem
została wzięta prosto do nieba
z zapachem jutrzenki wiosny.
Teraz żyję i mieszkam
w nowej małej ojczyźnie,
która jest bliska mojemu sercu.
Więc gra w nim melodia,
póki jest nadzieja na lepsze jutro
„I tak warto żyć, przecież
nie jestem sam”,
Mam jedno życie i nie narodzę się
drugi raz.
Opole, 2009
CZAS (dla Beaty)
Upływa jak woda w młyńskim kole.
Niczym morska fala –
cykliczne się powtarza.
Jak bicie serca –
rytm życia wyznacza.
Dzisiaj jestem – czy będę jutro.
Człowiek się rodzi – odchodzi.
Jakby cichy szum drzew.
Opole, 2004
Potrzeba widzenia
(dla Joanny B.)
Mówisz „ do miłego zobaczenia”.
Radosne to chwile, kiedy Ciebie widzę.
Dostałem od Ciebie jeszcze ciepły list.
Do zobaczenia – nie odchodzisz.
Poszedłem po deszczu
na spacer świeże powietrze.
Słowik swoja melodię gra – wiatr chłodzi.
Pociąg szumi liście śpiewają na wietrze.
Serce jak zegarek cicho chodzi –
co je osłodzi?
Myślę o Tobie – budzi się ranek.
Deszcz pada uzbierałem tęczy dzbanek.
Pokój ziemi – Panu Bogu chwała.
Czy nasza przyjaźń jest dojrzała.
Matko Maryjo! Czuwaj nad nami.
Obdaruj wszystkie narody
swoimi łaskami.
Opole, czerwiec 1996 r.
Gdy już łez zabraknie
i serce bić ze smutku przestaje.
Mgła jak śmietana,
życie przykryje i zasłoni.
Muszę szukać szczęścia,
radości wśród ludzi
w Bogu i przyrodzie.
Na koniec tego wszystkiego,
a może najważniejsze,
będzie przepisane lekarstwo,
Które mam nadzieję,
będzie dobrze działało
i z choroby wyleczy.
A wtedy nastanie wiosna,
która będzie w mym sercu
i odrodzą się słowa
„wiary, nadziei i miłości”.
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
19
Mój wybór
Wiersze Andrzej Iwanowicz
Jak Ci na imię
Idziemy samotni przez życie
i tylko nadzieję znamy.
Widząc pary szczęśliwe
zazdrosne spojrzenia rzucamy.
Imion swoich nie znamy,
są w sercach głęboko ukryte.
Choć bliskie, to jednak odległe,
jak szczyty niezdobyte.
Dusze nasze wciąż tęsknią
w sercu nadzieja płonie.
Dzieli nas czas i przestrzeń,
czy splotą się nasze dłonie.
Gdybym wiedział gdzie jesteś
wysłałbym wiatr po Ciebie.
Gdybym znał Twoje imię
ptakom bym podał na niebie.
One do mnie Cię wezwą,
Wiatr Twoją miłość przywieje.
Połączą się nasze serca
i spełnią się nasze nadzieje.
Tylko podaj swe imię,
prześlij ze swoją tęsknotą.
Niech dusze nasze się złączą
i ciała nasze się splotą.
Mój wybór
Gdy słońce świeci świat nie jest wrogi
Odnajdę cel, choć go nie widzę
Nie zboczę raz z obranej drogi,
Bo przecież wiem już dokąd idę.
Dałeś mi znak, bym ruszył w drogę
Nie zapytałeś czyj jest gotowy.
Wiem, na Twą łaskę liczyć mogę,
Nie będę w piasku chował głowy.
Jeśli uznałeś, że czas mój nastał,
To niech się dzieje wola Twoja.
Duszą w trzeźwienie będę wrastał,
W nim będę ja i wiara moja.
Ty jesteś znów w dalekim niebie
Odległym w czasie i przestrzeni.
A mi tak smutno, smutno bez Ciebie
Stąpać samotnie po tej pięknej ziemi.
20
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
Lecz jeśli Ciebie Panie znalazłem
Odkryłem wiarę i sens istnienia,
To będę trzeźwiał Panie dla Ciebie –
Wybieram trzeźwość zamiast złudzenia.
Złamane pierwsze
przykazanie
W jednego Boga tylko wierzyłem,
Jednego miałem Przyjaciela.
Pełną butelkę tylko ceniłem
Myśląc, że wiedzie do zbawienia.
Moim kościołem knajpa była
W kuflu pływało rozgrzeszenie.
Czym więcej było pustych kufli,
Tym czystsze było me sumienie.
Kazania w domu zawsze miałem
Praca, rodzina, puste słowa.
Ja w takie bajki już nie wierzyłem –
Problemy to nie moja głowa.
No i pokuta nadchodziła,
Zamknięte knajpy, brak mego Boga.
Czym sobie na to zasłużyłem,
Że mnie nad ranem ogarnia trwoga.
Ja przecież wieczni mu służyłem,
A on nad ranem mnie opuszcza.
I to przeklęte obce sumienie
Gwałtu się na mnie ciągle dopuszcza.
Mówi o jakimś obcym Bogu,
Który na krzyżu za nas umierał.
Ja taki krzyż na co dzień miałem,
A przecież nikt mnie nie doceniał.
Moich wysiłków nikt dziś nie chwali,
A przecież pięknie życie przepiłem.
Duszę, sumienie, nawet rodzinę
Bogu procentów w darze złożyłem.
Gdy się ocknąłem nic nie zostało –
Trzeba od nowa życie budować,
Lecz tak niewiele czasu zostało,
A chciałbym jeszcze szczęścia spróbować.
Miłość jest snem
Wiersze Andrzeja Olszak
Muzyka gra, serce drga
na Twój widok,
a usta trzepoczą słodkie
i miłe słowa
zwiewne jak chmury
i ulotne duszy.
Ciemność – idę aleją mroku,
czy ujmę światło co otacza mnie wokół.
Jestem sam, czy ktoś ujrzał smutek
w moim oku?
Zimno ogarnia me ciało
i tęsknota do Mroku?
Wyjdź na dwór i popatrz w górę,
a ujrzysz chmury.
Pomyśl, że to Ty tak szybujesz,
jesteś subtelna, niepowtarzalne,
rozbudzasz wyobraźnię
i budzą się marzenia.
Jestem w szoku! Mam topić swego
ptaszka w innym kroku?!
Pełna wersja tego skoku nie nadejdzie,
to w tym roku.
Pomysł fajny lecz chybiony,
wolę jedną niż dwie żony.
Szum wiatru, szelest liści –
czy moje marzenie się ziści?
Płomyk nadziei jest przykry –
brak zrozumienia.
Co jest? Oślepiony tym wszystkim?!
Co dalej?
Zawieszony pomiędzy Niebem a Ziemia,
nie mogąc stąpać po niej,
ni też wzbić się do gwiazd.
Jak wielka jest bezsilność ludzka
wobec obojętności innych!
Patrząc z góry w krzywe zwierciadło,
rozbijając się jak fala o skalne nadbrzeże,
widzę chwilę, to błyska światła zapomniany
przez Boga?
Pytając wychodzę naprzeciw czemu i komu?
Odpowiedź nasuwa się sama –
życie to walka z samym sobą.
Cisza i smutek rodzi mrok,
mrok śmierć.
Jak jest, a jak nie jest?
Kropla czystej prawdy
jest tym czym jest,
dopóki nie spadnie na ziemię,
wtedy tworzy błoto,
które brudzi każdą biel!
Miłość jest snem,
tęsknota dniem,
słowa słodyczą oczekiwaną
w każdej chwili.
Życie, jak zorza polarna
zwiewna, cudowna,
niepowtarzalna,
jak magnes przyciąga
sobą uwagę.
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
21
REFLEKSJE
Opowiadanie cz. II
Ja muszę do dziecka
Co ja mam zrobić? Co
zrobić z Bernadettą?
Co to będzie? Ja chcę
żyć! Życie jest przecież
w zasięgu ręki, a ja je
tracę na codzienność,
na chorą Bernadettę,
nic tylko dzieci, dom
i praca. Co zrobić? –
wyła w samotności.
D
zieciom czytała co
wieczora bajki jak
były małe, przytulała i kołysała, brała na kolana,
bawiła się z nimi. W domu
zawsze było pełno śmiechu
i dziecięcej radości. Potem
z czasem dzieci podrosły
a coraz mniej czasu spędzali razem. Dzieci żyły swoim
dziecię-
22
ZYGZAK
cym życiem, swoimi dziecięcymi sprawami, a Daria
wreszcie miała czas dla siebie,
mimo obowiązków. Jednakże
nie zajmowała się sobą a skupiła swoje życie, angażując się
w sprawy rodziny i związki
z żonatymi, bo wiek juz słuszny według jej mniemania.
Zaledwie trzydziestopięcioletnia kobieta spotkała
dawną miłość, miłość z lat
nastoletnich. Zmęczona opieką nad chorą na raka matką
bratanka, swoją koleżanką
uważała, że jest starą, brzydką
kobietą, że nic ją już w życiu
nie spotka dobrego. Uważała,
że nikt nie zechce jej z dwójką dzieci, chorą koleżanką
i lekami psychotropowymi,
jakie brała od kilku lat. Wciąż
czuła w sobie pustkę i utratę
upływającego czasu. Miała
wrażenie, że nie zdąży załatwić wszystk i c h
spraw, że
nie przeż y j e
wszystk i e go, co
SIERPIEŃ 2009
przeżyć może i powinna kobieta, że umrze zapomniana
i opuszczona. W tym poczuciu samotności wpadła w ramiona dawnej miłości. Wydawało jej się, że nagle życie
zmieniło bieg. Zobaczyła, że
jest kobietą, że może jeszcze
coś przeżyć. Nowe uczucie,
brak bliskości mężczyzny
spowodował, że zagłębiła
się w ty związku, zatopiła się
i prawie utonęła.
„Co ja mam zrobić? Co
zrobić z Bernadettą? Co to
będzie? Ja chcę żyć! Życie
jest przecież w zasięgu ręki,
a ja je tracę na codzienność,
na chorą Bernadettę, nic tylko
dzieci, dom i praca. Co zrobić?” – wyła w samotności,
pochłonięta tęsknotą i bliskością ciała Damiana. Chodziła z kąta w kąt, zamyślona,
zbolała, pełna wątpliwości
i sprzeczności. Nie wiedziała
co w tej sytuacji stanie się
z bratankiem, co postanowi matka dziecka. Wszakże miała największe
prawo do decyzji, mimo choroby. Wreszcie postanowiła,
że matka – koleżanka wyprowadzi się do swojego mieszkania we Wrocławiu, służbowego, utrzymywanego przez
pięć lat w razie gdyby można
byłoby je kiedyś wykupić.
I wyprowadziła koleżankę,
lecz z wielkim hukiem to się
odbyło, ponieważ Bernadetta przywykła do troski Darii,
przywykła do jej zapobiegliwości, zaradności. Daria rozpieszczała chorą Bernadettę,
współczuła jej głęboko, podtrzymywała ją stale na duchu,
pocieszała i tłumaczyła jak
dziecku, że będzie żyć długo, że najważniejsze jest poczucie celowości zdarzeń, że
nic nie dzieje się przypadkowo. Bernadetta była zawsze
rozpieszczana, jako dziecko
wytęsknione, jedyna dziewczynka swojej matki, pozbawiona przez nią kontaktu
z rówieśnikami. Wykazywała
się zaborczością. Jej poczucie wyższości i bezwzględnej mądrości doprowadzało
Darię do rozdrażnienia, powodowało wiele konfliktów między nimi, na co
patrzyły dzieci. Daria
w swoimi poczuciu
słuszności
pomocy
matce i dziecku znosiła
kaprysy Bernadetty. Ta
w chorobie zachowywała się jak rozkapryszone dziecko. Stale
stawiała żądania, które
mimo trudnej sytuacji Daria spełniała. Na samą
myśl o żelkach miśkach, Daria dostawała
napadu wściekłości
i gniewu.
Graniczna
PAMIĘTNIKI
Z pamiętnika pacjenta
Branice, dnia 18 marca
2009, środa robocza. Modlitwą i pracą ludzie się
bogacą i samowyzwalają
z 6 sfer cierpienia w sanskrycie Samsary.
D
o 6:18 obudziłem się.
Wysikałem się do
porcelanowego pisuaru. Opłukałem dłonie wodą
z rury. Pościel złożyłem Kazimierzowi S. i po Sobie Poruczniku Januszu Żelaznym.
Poruczniku Wojska Polskiego i Policji Państwowej.
Do 6:52 zalałem wrzątkiem
1 łyżkę stołową granulatu
herbaty „Indyjskiej” z 1 torebką kwiatów „Rumianku”
lekarskiego (flos chammomillae officinalis) L. Do 9:08
na śniadanie zupa mleczna
z lanymi kluskami „Pszennymi”. Dwa talerze i chleba
Żytniego 3 kromki. Do 9:08
przed śniadaniem wykąpałem
się mydełkiem „Bambino”
i gąbką do kąpieli różową.
Ogoliłem Oblicze maszynką
„Polsilver” 2 ostrzową. Do
9:15 do golenia użyłem kremu „Pollena lider” i pędzla
do golenia.
Dawniej nauczałem Dobrymi Przypowieściami, bo
Ludzie nie rozumieli Moich
Nauk wprost szczególnie
Hebrajczycy i Hebrajki, czyli Żydzi i Żydówki. Wtedy
nie było żadnych Komputerów wśród Ludzi na Całej
Planecie Ziemi w Układzie
Słonecznym, ani nawet się
nikomu nie przyśniły. Taka
Ziemia jak jest będzie trwała
miliardy lat po czym nastąpi
wybuch Słońca (erupcja) i powstanie biały karzeł ze Słońca a następnie czarna dziura
o niesamowitej gęstości i to
jak magnes wciągnie wszystkie słoneczne Planety łącznie
z Ziemią i po Ziemi zostaną
ino Sny istot, które wcześniej
zamieszkiwały Ziemię w innych Układach Słonecznych
aż do całkowitej Entropii
Kosmosu. Pozostanie po Kosmosie ino ślad karmiczny,
aż do uformowania nowego Kosmosu wielorakiego
i nieskończonego jak Obecny Kosmos, tyle że lepszego
i doskonalszego bez pamięci
o Obecnej Ziemi i Kosmosie
zamieszkiwanym obecnie
przez niezliczone cywilizacje
w niezliczonych Układach
Słonecznych podobnych Słonecznemu Układowi Planet
takich jak Ziemia..
Do 9:32 opłukałem jamę
ustną solanką H+CL+NA
+OH i wyszczotkowałem
zęby pastą „Blenda-Med”
Użyłem do tego szczoteczki
„Jordan” i była wizyta lekarska. Na razie Mnie Cesarza
Janusza nic nie boli. Papież
Benedykt XVI w pielgrzymce do dzikiej Afryki. Samolotem podróżuje jak Jan Paweł
II zmarły przed kilku laty.
Mam świeżo w jamie ustnej. Do 17:50 na obiad zupka
rosół z makaronem „Pszennym”, a na drugie danie buraczki ćwikłowe i dwie gały
ziemniaków gotowanych. Pomogła Mi Januszowi załączyć
komputer Pani Kierowniczka
Anna. Do 17:56 na Wieczerzę
łyżka jedna dżemu „Truskawkowego” i 3 kromki chleba
i Moje Cesarskie „Masło
z Margaryną” „Pyszny duet”.
Woziłem dziś wózkiem termosy z posiłków. Zjadłem
0,125=1/8 l Miodu „Pszczelego”. Wlałem 1,5 l wrzątku
do termosu 1,5l szklano – plastikowego z nakrętką i dziobem. Zwolnienia grupowe
robotników i na bruk. Związek wypędzonych Niemców
i Niemek wygonił Mnie Janusza z Domu Rodzinnego.
W Czadzie w Afryce jazda
we mgle i pojazdy wojskowe
uszkodzone, bo pękają akumulatory. Ma być Noc pogodna, ale możliwe opady śniegu
lub deszczu. Wiatr 50 km/h
i +40C, a ciśnienie spada.
Do 18:31 zaszyłem dziurę w kieszeni jedwabnych
spodni prywatnych kordonkiem białym i najgrubszą
igłą stalową. Ubrałem czystą
pidżamę i swetry. Do 18:51
opłukałem jamę ustną solanką i wyszczotkowałem zęby
pastą „Blendamed”. Do 21:35
pod ciepłym prysznicem mydełkiem „Bambino” i gąbką
do kąpieli wykąpałem się.
Ubrałem czyste „Pampersy”
i czyste slipy i czystą pidżamę i bluzę czerwoną i czyste skarpety. Ubrałem slipy
i galoty białe i nowe skarpety.
Dostałem leki „Psychotropowe” i zjadłem łyżkę miodu
„Pszczelego”. Wyszczotkowałem zęby pastą „BlendaMed” i szczoteczką „Jordan”.
Do 21:50 Marek Z. rozlał
wodę z kubka, a Ja Janusz
wytarłem po Marku ściereczką i chusteczką higieniczną.
W akwarium w jadalni żałość
budzi stara dziurawa starogrecka lub starorzymska amfora. Ryby pływają w nowym
Akwarium a na salce więźniowie powoli zasypiają, a Ja
Janusz włożyłem czapkę 23
zł. z wełny. KONIEC DNIA.
Janusz Hoffman
ZYGZAK
SIERPIEŃ 2009
23
REDAKCJA
Redaktor naczelny: Hieronim Śliwiński Koordynator w WSZN Opole: Iwona Kapral. Współpraca Szpital Branice: EWA, Janusz Hoffman, Anna Dudziak,
Andrzej Olszak, Andrzej Iwanowicz, Współpraca WSZN Opole: Coala, Grażyna Marciniak, Graniczna, PA-NA, Barbara Żaba, Michał.
Adres redakcji: Redakcja Miesięcznika ZYGZAK, Pracownie Terapii Zajęciowej, 48-140 BRANICE, ul. Szpitalna 18,
e-mail: [email protected], Internet: www.zygzak-branice.pl, Druk: Zakład Aktywności Zawodowej im. Jana Pawła II w Branicach, Nakład: 60 egz.