ten widok maszyniści pamiętają do końca życia
Transkrypt
ten widok maszyniści pamiętają do końca życia
30 3 lipca 2009 r. TEN WIDOK MASZYNIŚCI PAMIĘTAJĄ DO KOŃCA ŻYCIA CZŁOWIEK NA TORACH Jacek Atłas cztery razy przeżywał tragedię. Był wrzesień 2002 roku. Siódma rano. Pociąg z Sieradza wjeżdżał do Pabianic. Przy torowisku kucał młody mężczyzna. Gdy skład zbliżył się na odległość 20 metrów, nagle podniósł się i skoczył. Jacek Atłas wcisnął hamulec. Tylko tyle mógł zrobić. – Nie jestem winny, że ci ludzie zginęli. Ale zadra pozostanie do końca życia – mówi g Jacek Atłas, który ma cztery wypadki ze skutkiem śmiertelnym. Ludzie często rzucają się z peronów na oczach pasażerów. bie ciemną kurtkę, zlała się z otoczeniem. Nic nie mogłem zrobić – wspomina. Siła uderzenia odrzuciła ją 150 metrów od torów i zdruzgotała głowę. CZASAMI SIĘ UDAJE wa lata później. Listopadowy wieczór, pociąg jadący w okolicach Łasku. Zobaczył ją z odległości 10, może 20 metrów w świetle reflektorów. Leżała w poprzek torów. Iznowu to poczucie bezsilności. Nie zdołał wyhamować. Potem wyczytał w gazecie, że ta starsza, siedemdziesięciokilkuletnia kobieta przyszła na tory prosto ze szpitala. Dowiedziała się, że ma raka. Była jeszcze 20-letnia kobie- D O czwartym przypadku pan Jacek nie chce za dużo opowiadać. Bo znał tego mężczyznę, taki daleki znajomy. Nie popełnił samobójstwa. Po prostu upił się i zasnął na torach. MAKABRYCZNY WIDOK 90 procent osób ginących na torach to samobójcy. Wybierają pociągi pasażerskie, bo te są w rozkładzie i wiadomo, że przyjadą. Ludzie nie prze- W lutym na stacji Łódź Niciarniana wydarzył się jeden z najtragiczniejszych wypadków w tym roku. 46-letni Brytyjczyk Paul S. popełnił samobójstwo rzucając się pod pędzący pociąg. Był lubianym przez studentów i cenionym przez pracowników wykładowcą na Uniwersytecie Łódzkim. ta, która po zawodzie miłosnym zdecydowała ze sobą skończyć. Na szlaku kolejowym pod Sochaczewem nagle wyszła zza słupa sieci trakcyjnej. Nie zdążyła skoczyć, ale przód pociągu i tak w nią uderzył. żywają uderzenia kilkuset ton żelastwa. Każdy przypadek człowieka rzucającego się pod pociąg, muszą sprawdzić drużyny trakcyjne, jak nazywa się zespół maszynisty i konduktorów. – W drużynie były kobiety, to się ich przecież nie posyłało. Szedłem więc ja. Widok był makabryczny – opowiada Jacek Atłas, maszynista z 15-letnim stażem. Po zderzeniu z kilkusettonową masą rozpędzonego żelastwa ciała są rozrywane na pół, na trzy części, jak w przypadku tego 23-letniego mężczyzny rozjechanego pod Pabianicami. Strona ciała 20-latki, którą zawadził przód składu, zrobiła się granatowa od wewnętrznych wylewów. Ale cuda też się zdarzają. Takie jak kilka lat temu, kiedy to z peronu dworca w Zduńskiej Woli dziewczyna rzuciła się pod lokomotywę. Tylko złamała biodro! – Mamy swoje obserwacje. Najwięcej samobójstw kolejowych przypada na okres przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy pod pociąg rzucają się ludzie samotni. Przed końcem roku szkolnego i po wakacjach większość ofiar stanowią młodzi, którzy nie poradzili sobie w szkole albo przeżyli niespełnioną, wakacyjną miłość. I jest jeszcze listopad – analizuje Roman Kubiś, naczelnik sekcji drużyn trakcyjnych na stacji Łódź Kaliska, który do ubiegłego roku pracował jako maszynista. To właśnie w tym depresyjnym miesiącu trafiła mu się samobójczyni. – Między Zgierzem a stacją na Żabieńcu pociąg jedzie po łuku. Widoczność ograniczają krzaki. Wtedy była już szarówka. Kobieta siedziała na torach, tyłem do pociągu. Miała na so– Czułem niemoc, nie mogłem zapobiec śmierci tej kobiety – mówi Roman Kubiś. Zanim został naczelnikiem, był maszynistą. Pociąg, który prowadził, potrącił samobójczynię, która siedziała na torach. Bywa, że maszyniści mają przeczucie. Domyślają się, że człowiek stojący na peronie albo na szynach planuje ze sobą skończyć. – Po godzinie 15 jechałem do Kutna. Już za Zgierzem na środku torów zauważyłem dwie postacie. Nie rozpędzałem pociągu. Intuicja podpowiedziała mi, że coś jest nie tak. Zatrzymałem się, wyskoczyłem i zacząłem gonić dwie dziewczyny. Jedną udało mi się złapać. Wyglądała na 17 lat. Przyznała, że chciała się zabić – wspomina Roman Kubiś. Są maszyniści, którzy przeżywali tragedię kilka razy. Jednemu z nich, który przepracował w zawodzie 40 lat i odpoczywa na zasłużonej emeryturze, pod pociągi rzuciło się 21 desperatów! Choć pechowcy powtarzają sobie, że przecież nie są winni śmierci tych ludzi, nie zabili z premedytacją czy nieumyślnie, to jednak mają świadomość, że ktoś zginął. Niechętnie rozmawiają o tym między sobą, nie roztrząsają przeszłości. Szkoła zawodowa nie przygotowuje ich na takie sytuacje i drastyczne widoki. O śmiertelnych wypadkach, ciałach rozpryskujących się na lokomotywach słyszą od tych, którzy to przeżyli. A potem doświadczają sami. Niemoc, bezsilność – to czują. Nie są przecież w stanie zapanować nad pociągiem, który w ciągu sekundy pokonuje 100 metrów, a do zatrzymania się potrzebuje pół kilometra. – Śmierć każdej z tych czterech osób była dla mnie szokiem. Mam silną konstrukcję psychiczną i staram się nie brać tego wszystkiego do siebie, wyrzucić widok tych ludzi z pamięci. Nie śnią mi się po nocach. Ale mój kolega po takim wypadku przez trzy miesiące nie wsiadł do lokomotywy. Zadra pozostanie do końca życia – kończy Jacek Atłas. MAGDALENA RUBASZEWSKA FOT. JAROSŁAW ZIAREK, PAWEŁ ŁACHETA