Odizolowanie pochłaniało wszystkie uczucia i napełniało duszę

Transkrypt

Odizolowanie pochłaniało wszystkie uczucia i napełniało duszę
Odizolowanie pochłaniało wszystkie uczucia i napełniało duszę pustką, częściowo
unicestwiało nawet poczucie człowieczeństwa. Bo o człowieczeństwie nie decydują ani nasze
ciała, ani umysły, lecz odczucia. […] Pozbawieni uczuć przestajemy być ludźmi.
Olivia Goldsmith
Ból istnienia
Nazywam się Yŏng-hye,
Czy jestem potworem, czy może jestem człowiekiem? Właściwie nie opuszcza mnie to
pytanie. Nie potrafię do końca nawet stwierdzić, co to znaczy. Wszystko, co robię, każdy krok,
który stawiam wydaje mi się przepełniony czymś brutalnym. Czuję jak rozrywa mnie od
środka dzikość, pewnego rodzaju żądza. Zdaje mi się, że moje dłonie zabarwione są
szkarłatną cieczą, a ta mogłaby wypłynąć z każdego z otworów mojego ciała. Sączyłaby się z
moich włosów i wnętrza genitaliów skapując na ziemię, tworząc kałużę, by w końcu
skonstruować dla mnie samej pułapkę.
To wszystko zaczęło się właśnie od takiego snu. Widzę swoją postać czującą zewsząd
metaliczny zapach krwi i właśnie wtedy nachylając się do tej właśnie kałuży widzę to oblicze.
Pustą twarz, która powinna mi przekazać tak wiele, a nie przekazuje nic. Jedyne, co wiem to,
to, że jest to moja własna twarz, ale obraz ten jest tak obcy i nienaturalny, że odrywam się od
niego i z obrzydzeniem uciekam. Uciekam od tego, co krwawe, brzydząc się plugawości,
która wszystko przepełnia. Z początku myślałam, że wizje te ustaną, jeśli przestanę jeść
mięso. Sądziłam, że zjadłam go zbyt wiele i teraz duchy zwierząt, które tym zabiłam
zakłócają mój stan ducha.
Czułam, jak coś uciskało moją klatkę piersiową, traciłam oddech, nie mogłam zaczerpnąć
powietrza. Na nadgarstkach narastały obrzęki, jakby ktoś próbował je wiązać pozbawiając
moje ręce możliwości samoobrony. Próbowałam rozrywać niczym zwierzę węzy, którymi
mnie krępowano, jednak wtedy uczucie zwyrodnienia nawracało, choć to zapewne jedynie
ludzkie odruchy, jakie z siebie wydaję walcząc o swoje istnienie. Dużo czasu zajęło mi
dojście do tego, że właśnie taki powinien być stan rzeczy, że to kajdany są czymś
wynaturzonym, a moja wola kłębiąca się w podbrzuszu jest prawdziwą naturą.
Jeśli bycie człowiekiem ma polegać na tym, by w sprzeczności z samym sobą tworzyć jakąś
rzeczywistość, to nie mam nic przeciwko, by pozwolić tej rzeczywistości rozpaść się na małe
kawałeczki. Jeśli jednak przetrwanie ma być ważniejsze od zachowania człowieczeństwa, to
nie chcę przetrwać.
Przez całe życie dawałam z siebie jak najwięcej, byłam przykładną córką, siostrą, a na koniec
żoną. Wszystko to jednak osiągnęłam w niezgodzie z samą sobą, tak jak wymagało tego ode
mnie społeczeństwo. Teraz jednak już znam swoją drogę i wiem, gdzie chcę zmierzać.
Pragnę zbliżyć się do prawdy, do natury i stąpać bosymi stopami po świecie, na którym będę
mogła być sobą. Chcę być szczera w stosunku do świata, szczera z własnym sercem.
Wiem, że moich decyzji nie pochwala cała rodzina, wiem też, że jestem z ich powodu tępiona,
jednakże nawet, jeśli mam zostać sama, to decyduję się wziąć na siebie ten bagaż, bo czy tak
naprawdę już dawno nie zostałam sama pośród iluzji kłamstw i oczekiwań? Wyzbywam się
ich, ponieważ poza wolnością, nie oczekuję już nic. Nie odczuwam już żądzy, nie posiadam
pragnień poza tym, w którym pozostaję wolną istotą.
Pokonałam walkę z własnym mężem, pokonałam walkę z rodzicami. Stoczyłam wiele bitew
także z własną siostrą. Najbardziej rozumną osobą jednak okazał się jej mąż, a mój szwagier.
To dzięki niemu dokonały się we mnie kluczowe przemiany, to dzięki niemu zrozumiałam już,
że to nie martwe dusze, które zabiłam, zamieszkują moje wnętrze. To dzięki niemu okropne
sny, przez które przestałam sypiać, odeszły. Kwiaty, które malował na naszych ciałach
pozwoliły mi dojrzeć prawdziwe piękno i wolność. Wilgoć, która obejmowała moje ciało w
ich obecności była prawdziwym stanem życia. Pozwoliła mi oderwać się od sztuczności.
Jestem u wrót wolności. Odsłaniając swoje ciało na promienie słoneczne czuję, jak nasycają
mnie życiem, mimo, że nikt nie był wcześniej w stanie tego zrobić. Nikt nie potrafił mnie
uratować. Nikt nie próbował mnie zrozumieć. Nie wiem nawet, czy tak naprawdę ktokolwiek
próbował to zrobić. Wiem już, że nie mogę szukać pomocy u nikogo innego jak u siebie.
Wiem, że to do mnie należą ostateczne kroki, które muszę podjąć, by odzyskać wolność.
Wiem, że nikt inny nie może zdjąć ze mnie kajdan zniewolenia.
Czując ciepło na swoich krągłych piersiach wiem, że nikogo nie skrzywdzę. Jedyne, co
muszę zrobić to uodpornić się na toksyczność. Dlaczego mam dłużej świadomie pozbawiać
się wolności? Z jakiego powodu miałabym dalej pozwalać na to innym? Dlaczego ktokolwiek
inny usilnie próbuje mi wmówić, że śmierć jest czymś złym? Czy dokonanie własnego
wyboru może być czymś złym? Stąpam po śladach decyzji, które już dawno przede mną
wskazują mi drogę. Jestem świadoma tego, co robię i napawa mnie radość z podjętych
samodzielnie kroków. Jeśli nie ma innego sposobu na samodzielne istnienie, to jestem
szczęśliwa, że mogę realizować się właśnie w ten sposób. Nie boję się już niczego, dopóki
mogę pozostawać sobą.
Niektórzy uważają mnie za szaloną. Zamieszkałam w przytulnym miejscu, oddalonym od
ludzi uznawanych przez społeczeństwo za normalnych. Żyję w spokoju raz po raz tocząc
walkę z tymi, którzy próbują mi przeszkodzić w realizacji mojego celu. Do jego spełnienia
jednak nie pozostało mi nic więcej, jak czekać.
Czy jestem szalona? Czy naprawdę postradałam zmysły? Myślę, że nie istnieje odpowiedź na
to pytanie, ponieważ odpowiedź może być jedynie zbiorem słów wytworzonych w umyśle.
Co więc podpowiada Ci Twój umysł? I czy jesteś w stanie zagwarantować, że Twoja
odpowiedź będzie poprawna?
Nie chcę czuć śladów bluźnierstwa na swoim ciele, pragnę by stało się drzewem, a między
nogami ukształtował się piękny kwiat, by czerpało życie z ziemi, zakorzeniało się w niej
głęboko kosztując prawdziwych soków istnienia. Pragnę, by moje korzenie rosły pobierając
wodę i promienie słoneczne. Nie chcę być bestią bezmyślnie słuchającą innych. Pragnę
zespolić się z ziemią, słońcem i powietrzem.
Teraz nie jestem już zwierzęciem, nie jestem kobietą, nie jestem też mężczyzną, swoją myślą
i spokojem zespalam się z naturą, zamykam oczy, by znaleźć się na łonie kwiatów i drzew,
gdzie czuję, że żyję. Czuję zapach życia. Poprzez destrukcję własnego ja, destrukcję
własnego ciała, porzucam je i udoskonalam swą duszę, która przenosi się do innego świata,
do świata spokoju, do którego dostęp mam tylko ja.
Zwracam się do Was, ponieważ chcę Wam powiedzieć, że tak naprawdę to prawdziwa
wolność jest pierwszą cechą człowieczeństwa. Musicie być świadomi, że Wasze pragnienia,
Wasze marzenia, Wasze myśli, są wiodącymi czynnikami, którymi powinniście kierować się
w podążaniu przez życie. Nie ma znaczenia to, czy będziecie tępieni, czy nie. Nie jest niczym
złym spotykać się z nienawiścią, czy nietolerancją. Czymś złym jest poddawanie się jej.
Czymś niewybaczalnym jest stosowanie jej w stosunku do innych.
Przestałam jeść mięso, bo sądziłam, że staję się przez nie zwierzęciem, wierzyłam, że pijąc
jedynie wodę mogę zmienić się w drzewo. Pytam się jednak Was, co może zrobić każdy z
Was, by pozostać człowiekiem? Jak możecie uratować swoje prawdziwe człowieczeństwo?
Co możecie zrobić, by nie stać się zwierzętami?
Ludzie!
Pragnę byście otworzyli się i spojrzeli na świat pod innym kątem. Pragnę, byście byli sobą,
wyzbyli się uprzedzeń i nienawiści, a przede wszystkim byście pozwolili na to swoim bliźnim.
Pragnę byśmy wszyscy stanęli na głowie i stali się drzewami stojącymi obok siebie na całym
świecie i zjednoczyli się, jako bracia i siostry. Pragnę byśmy dawali sobie szczęście, tlen, a
więc i życie!
Pragnę byście przestali toczyć między sobą walki i żyli ze sobą w pokoju. Pragnę byście
otworzyli swe serca na dobro, które możecie dawać innym, a i Wy będziecie czuli się wtedy
lepiej.
Proszę Was byście realizowali się zgodnie ze swoją wolą i nie uniemożliwiali tego swoim
pobratymcom. Bądźcie dla siebie towarzyszami w drodze do samorealizacji!
I wreszcie, proszę Was, by nienawiść przestała przepełniać Wasze serca. Proszę Was, byście
pozwolili w jej miejsce zakwitnąć miłości i byście darzyli nią siebie pielęgnując wzajemnie
Wasze wspólne korzenie.
Yŏng-hye