Nr 2 - Głos Biznesu
Transkrypt
Nr 2 - Głos Biznesu
Numer 2• 2009• Magazyn gospodarczy •Dystrybuowany bezpośrednio do wielkopolskich przedsiębiorców Dossier Zenona Laskowika Design zmieni biznes Rozmowa z Piotrem Voelkelem Czy warto należeć do organizacji biznesowej? Dyskusja przedsiębiorców SPIS TREŚCI AKTUALNOŚCI 6 16 lat WKK 6 Gala w siodle 7 Piknik golfowy LBC 7 Wielkopolscy Liderzy Społecznej Odpowiedzialności Biznesu 2009 8 Newsy e-poznan.pl 7 10 DOSSIER 9 Dobry żart tynfa wart Zenon Laskowik ROZMOWY GŁOSU 10 Design zmieni biznes Rozmawiamy z Piotrem Voelkelem ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA 15 Czas zdefiniować nowe cele „Czy warto się organizować?” – pytamy wielkopolskich biznesmenów w redakcyjnej dyskusji FELIETONY 22 Yes, yes, yes! „Okiem z Brukseli” Filipa Kaczmarka 23 Między słowami Porady prawne Jerzego Krotoskiego TWOJA FIRMA 15 24 Kompleksowe zarządzanie transportem Narzędzia optymalizujące spedycję 25 Ile kosztuje profesjonalna serwerownia? Outsourcing systemów informatycznych Rada redakcyjna: Anna Lisewska Bussines Centre Club – Loża Wielkopolska Iwona Marszałek Polsko-Niemieckie Koło Gospodarcze (DWK) Grzegorz Wichniarek Lech Business Club Iwona Wesołek Polska Izba Gospodarcza Importerów, Eksporterów i Kooperacji Karina Plejer Wielkopolski Klub Kapitału Małgorzata Animucka Wielkopolski Związek Pracodawców Redakcja i realizacja: Skivak Custom Publishing www.skivak.pl Dyrektor wydawniczy: Damian Nowak [email protected] 4 C: 0, M: 75, Y: 100, K: 0 C: 0, M: 0, Y: 0, K: 100 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Redaktor prowadzący: Sebastian Frąckiewicz [email protected] Projekt graficzny i skład: Katarzyna Bartosik [email protected] Fotografie: Skivak Custom Publishing, Tomasz Jurgielewicz, Waldemar Śliwczyński Okładka: Tomasz Jurgielewicz Adres redakcji: Głos Biznesu ul. Głuchowska 1, 60-101 Poznań tel. + 48 061 625 61 15 fax + 48 061 625 61 21 www.glos-biznesu.pl Druk i oprawa: Drukarnia Classic www.classic.net.pl 26 Zarządzanie ograniczeniami Teoria ograniczeń w biznesie INWESTYCJE 28 Powiat poznański Gdzie warto ulokować swój biznes? 28 KULTURA 30 Straszy dwór Wielkopolska traci swoje cenne zabytki 32 Stworzyłem przestrzeń dla sztuki Rozmowa z Andrzejem Kareńskim-Tschurlem FINANSE 34 Plan sukcesji w biznesie Czas zabezpieczyć swoją przyszłość RETRO AUTO 35 Prestiż i elegancja Pierwsza odsłona kącika motoryzacyjnego Andrzeja Roszkiewicza PODRÓŻE BIZNESOWE 36 Czas na Oktoberfest reklama 30 Święto piwa w Monachium LIFESTYLE 38 Gentleman z cygarem Sylwetka Zino Davidoffa 39 Relaks dla mężczyzn Przedstawiamy CitiSpa KALENDARIUM 42 Wydarzenia biznesowe i kulturalne PO DEBIUCIE Pierwszy numer „Głosu Biznesu” został przyjęty przez Państwa bardzo ciepło. Na spotkaniach biznesowych mogliśmy usłyszeć, że spodobała się nie tylko warstwa merytoryczna tekstów, ale także nowoczesna szata graficzna. Miejmy nadzieję, że drugi numer spodoba się jeszcze bardziej, szczególnie że postaraliśmy się dobrać zestaw ciekawych artykułów i autorów. Przeprowadziliśmy wywiad z Piotrem Voelkelem, który rzadko pojawia się w mediach. Rozmawiamy z nim nie tylko o jego najnowszym projekcie – Akademii Designu, ale także o skomplikowanych relacjach między projektantami (designerami) a światem biznesu. W świecie innowacyjnej gospodarki designerzy będą się liczyć coraz bardziej. W tym numerze zamieszczamy także zapis debaty „Czy warto się organizować?” – w ramach której wielkopolscy biznesmeni dyskutują nad rolą i nowymi zadaniami organizacji biznesowych. Polecamy również materiał o dworach i pałacach – zapomnianym dziedzictwie kulturalnym naszego regionu. Artykuł ilustrują zdjęcia Waldemara Śliwczyńskiego – profesjonalnego fotografa, a jednocześnie przedsiębiorcy z Wrześni. Temat dopełnia rozmowa z Andrzejem Kareńskim-Tschurlem, który przywrócił blask Podstolicom. Chcielibyśmy, aby „Głos Biznesu” nie był czasopismem, które po szybkiej lekturze odkłada się na półkę lub na stos dokumentów. Chcemy intrygować, inspirować i prowokować dyskusje. Czy nam się to uda? Ocenę pozostawiamy Wam, Szanowni Czytelnicy. Zespół redakcyjny „Głosu Biznesu” Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 5 AKTUALNOŚCI 16 lat WKK W Hotelu-Restauracji Meridian w Poznaniu 5 czerwca br. odbyło się szesnaste rocznicowe spotkanie Wielkopolskiego Klubu Kapitału. J ak co roku w uroczystości wzięli udział znakomici goście, wśród nich: JE Ric Todd (ambasador Wielkiej Brytanii), Daniel Lissner (attaché Republiki Federalnej Niemiec w Polsce), Piotr Florek (wojewoda wielkopolski), Marek Woźniak (marszałek województwa wielkopolskiego), Ryszard Grobelny (prezydent miasta Poznania) oraz licznie przybyli parlamentarzyści, przedstawiciele korpusu dyplomatycznego i konsularnego, przedstawiciele świata nauki, kultury i mediów. Honorowy patronat nad spotkaniem objęli: JE Ric Todd, JE Marnix Krop (ambasador Królestwa Niderlandów) oraz Konsulat Generalny Republiki Federalnej Niemiec we Wrocławiu. Podczas uroczystości wręczono Odznaki Honorowe za Zasługi dla Województwa Wielkopolskiego. Otrzymali je: Angelika Menze – przedstawicielka kraju związkowego Brandenburgia w Wielkopolsce, członek zarządu Polsko-Niemieckiego Koła Gospodarczego, oraz Cornelis Gerardus van Rijn – prezes Holendersko-Polskiego Klubu Biznesu Wielkopolska. Po Odznakach Honorowych przyszedł czas na wręczenie Wielkopolskich Filarów Biznesu, nagród przyznawanych przez WKK już od 10 lat. Kapituła konkursowa wyłoniła trzech laureatów. W 2009 roku statuetki otrzymali: Wyższa Szkoła Handlu i Rachunkowości, Bogdan Bartol (prezes zarządu BARTEX-Bartol sp.j.) oraz Zdzisław Filary (prezes zarządu Zakładów Chemicznych UNIA Spółdzielnia Pracy). Uroczystego wręczenia statuetek dokonał prezydent WKK Jacek Cenkiel wspólnie z przewodniczącym kapituły konkursowej Andrzejem Łyko. Gala w siodle S Ponad 500 przedsiębiorców, polityków, ludzi nauki, kultury i mediów bawiło się na tradycyjnym pikniku Loży Wielkopolskiej BCC. potkanie odbyło się w niedzielne popołudnie 31 maja w Zespole Pałacowo-Parkowym Wąsowo. Przedwakacyjne imprezy BCC w Wielkopolsce stały się już tradycją. W tym roku zorganizowany został piknik jeździecki. Gala w siodle zgromadziła wiele wybitnych postaci. Przybyli: Piotr Florek (wojewoda wielkopolski), Marek Woźniak (marszałek województwa wielkopolskiego), Przemysław Pacia (wicewojewoda), Jerzy Stępień (zastępca prezydenta miasta Poznania), Grzegorz Ganowicz (przewodniczący Rady Miasta Poznania). 6 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Pierwszy raz w roli gospodarza gali wystąpił Marian Nickel, kanclerz Loży Wielkopolskiej BCC. Na uczestników gali czekało mnóstwo atrakcji, między innymi pokazy konne, parady powozów, pokazy XVII-wiecznej jazdy, poczty węgierskiej, jazdy w siodle, przejazdy bryczkami oraz zawody jeździeckie – konkurs Grand Prix o Puchar Kanclerza Loży Wielkopolskiej BCC. Dodatkową atrakcją pikniku był – tradycyjny już – wielki okazjonalny tort przygotowany przez poznańską Cukiernię Gruszecki. W trakcie trwania gali uczestnicy mogli wziąć udział w wielu loteriach przygotowanych przez sponsorów pikniku. AKTUALNOŚCI I mpreza odbyła się na terenie Poznań Golf Park przy ulicy Wichrowej. Wśród zaproszonych gości znalazł się również wiceprezes Lecha Poznań, Arkadiusz Kasprzak. Organizatorzy przygotowali dla swoich gości wiele atrakcji. Bez wątpienia największą z nich była możliwość wzięcia udziału w Akademii Golfa. Zainteresowani mogli obejrzeć najnowsze modele samochodów marki BMW, które zaprezentował partner LBC Dealer BMW Smorawiński, oraz przygotowaną na tę okazję pełną kolekcję akcesoriów BMW Golfsport. Piknik LBC W słoneczną sobotę 20 czerwca przedstawiciele poznańskich firm mogli spędzić czas w miłym towarzystwie. Atrakcją były również luksusowe auta pokazane przez Top Car Rental – pierwszą w Polsce wypożyczalnię luksusowych samochodów sportowych, która oferuje możliwość wynajmu szerokiej gamy samochodów Porsche oraz Ferrari. Specjalnie dla pań konsultantki firmy Herbalife doradzały, jak zadbać o sylwetkę i urodę, oraz opowiedziały, w jaki sposób prowadzić zdrowy tryb życia. W pikniku wzięły również udział makijażystki Perfumerii Douglas, które pomagały dobrać najlepsze kosmetyki pielęgnacyjne, wykonały najmodniejsze makijaże oraz prezentowały najpiękniejsze zapachy. Organizatorzy nie zapomnieli również o najmłodszych. Specjalnie dla nich przygotowano kącik animacyjny oraz trening piłkarski, który poprowadzili trenerzy ze Szkółki Piłkarskiej Wichniarek. Każde dziecko otrzymało też gadżety związane z klubem KKS Lech Poznań. Znamy liderów CSR 5 czerwca 2009 Wielkopolski Związek Pracodawców ogłosił wyniki konkursu „Wielkopolski Lider CSR”. P rojekt „Wielkopolska Liderem CSR” realizowany przez Wielkopolski Związek Pracodawców od grudnia 2008 roku, ma na celu upowszechnienie koncepcji Społecznej Odpowiedzialności Biznesu (ang. Corporate Social Responsibility – skrót CSR) od pracodawców, organizacji pracodawców, pracowników przedsiębiorstw oraz społeczności lokalnej z terenu województwa wielkopolskiego. W tym celu zorganizowano Konkurs na „Wielkopolskiego Lidera CSR”, w kategoriach związanych z dbałością o lokalny rynek pracy, warunki pracy pracowników oraz środowisko naturalne, w którym wzięło udział kilkadziesiąt firm z całej Wielkopolski. W kolejnej części projektu, w okresie od czerwca 2009 do marca 2010, WZP zorganizuje 11 konferencji poświęconych Społecznej Odpowiedzialności Biznesu w wielkopolskich przedsiębiorstwach. A oto zwycięzcy konkursu: KATEGORIA „DBAŁOŚĆ O LOKALNY RYNEK PRACY” • I. nagroda OPAL RYSZARD SZULC, WACŁAW OLEJNICZAK S. J. • II. nagroda PROMAG S.A. • III. nagroda KONRAD SP. Z O.O. KATEGORIA „DBAŁOŚĆ O ŚRODOWISKO NATURALNE” • I. nagroda LUVENA S.A. • II. nagroda KUVERT POLSKA SP Z O.O. • III. nagroda METROLOG SP. Z O.O. KATEGORIA „DBAŁOŚĆ O WARUNKI PRACY PRACOWNIKÓW” • I. nagroda PRO REHA SP. Z O.O. • II. nagroda DYNEA SP. Z O.O. • III. nagroda FIRMA KARLIK SP.J. Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 7 NEWS NEWS Ormiańskie Superszybka kolej inwestycje w HCP nie do Poznania Są szanse na polepszenie kondycji poznańskiego Ceglorza. Do końca tego roku powinien zostać podpisany kontrakt z ormiańskim inwestorem. Jeśli dojdzie on do skutku, kilkudziesięciu pracowników nie straci pracy. Do dziś pracownicy Ceglorza o Ormianach wiedzieli niewiele. Ale już niedługo być może to się zmieni. W ciągu najbliższych miesięcy ma bowiem ruszyć współpraca pomiędzy poznańską fabryką a inwestorem z Armenii. Chodzi o zawarcie kontraktu na budowę 120 wagonów. Być może budowa wagonów rozpocznie się już na początku przyszłego roku. Co więcej, wicemarszałek województwa Leszek Wojtasiak liczy, że na budowie wagonów współpraca z Ormianami się nie zakończy. Jeśli kontrakt dojdzie do skutku, część pracowników Ceglorza mogłaby znaleźć zatrudnienie przy jego realizacji. Niektórzy związkowcy do pomysłu prezesa podchodzą bez zbytniego entuzjazmu. Przy tym kontrakcie zatrudnienie może znaleźć od 20 do 30 osób spośród tych, które mogą obawiać się zwolnień. Poza tym Ministerstwo Infrastruktury zrezygnowało z planów budowy szybkiej kolei na trasie Poznań – Warszawa. Ministerstwo zamierza natomiast zbudować szybką kolej na trasie z Gdańska przez Warszawę do Krakowa. Już w 2012 roku nowoczesne pociągi na tej trasie będą kursować z prędkością 250 kilometrów na godzinę. Jak podano, odrzucenie projektu budowy szybkiej kolei z Poznania do Warszawy wynika z kalkulacji przychodów. Koszt zakupów supernowoczesnych pociągów na potrzeby trasy Gdańsk – Warszawa – Kraków wynosi 400 mln euro. Źródło: www.epoznan.pl Spalarnia nabiera kształtów Trwa kampania informacyjna „Poznań odzyskuje energię”, połączona z konsultacjami społecznymi na temat lokalizacji dla spalarni odpadów. Jej powstanie jest już przesądzone. wznowione zostaną rozmowy zarządu Cegielskiego ze związkowcami dotyczące zwolnień grupowych. Od kilku miesięcy zarząd negocjuje ze związkowcami wprowadzenie planu oszczędnościowego. Dlatego zostało wprowadzone tzw. postojowe, które zapewniało pracownikom 65% pensji. Przewidziano także 85 procent dotychczasowej pensji dla osób, które znajdą zatrudnienie przy porządkowaniu fabryki. W połowie lipca zostało podpisane kolejne porozumienie w sprawie zawieszenia punktu układu zbiorowego pracy w związku z odprawami emerytalnymi do 2010 roku oraz o wstrzymaniu funduszu nagród. Źródło: www.epoznan.pl Władze argumentują, że całe przedsięwzięcie wynika z realnych potrzeb lokalnej gospodarki odpadami. Spotkanie z przedstawicielami ekologicznych organizacji pozarządowych upłynęło w mniej nerwowej atmosferze niż poprzednie z mieszkańcami miasta. Dopytywano jednak o sens wielkich konsultacji w sprawie lokalizacji w chwili, gdy poza terenem Elektrociepłowni Karolin miasto nie przygotowało żadnej realnej alternatywnej propozycji. Mający powstać w Poznaniu „Zakład Technicznego Przekształcania Odpadów Komunalnych” będzie kosztował 640 mln zł, z czego 352 mln zł pokryje dofinansowanie Unii Europejskiej w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Źródło: www.epoznan.pl reklama wart Tym razem w naszym „Dossier” prezentujemy jednego z najbardziej znanych Wielkopolan – Zenona Laskowika. FOTO: SEBASTIAN fRĄCKIEWICZ Dobry żart tynfa DOSSIER ROZMAWIAŁ | Sebastian Frąckiewicz Nigdy nie żartuję z… zasad bliźniego. Życie staje się kabaretem, kiedy… tego jeszcze nie wiem. Polacy potrafią się śmiać… stojąc z boku. Słowo i język są dla mnie… Słowo jest po to, aby się dobrze wyrażać, kiedy trzeba. A język, by go trzymać za zębami, gdy tylko się da. Jeśli mam wolną chatę… to wspominam z rozrzewnieniem bale na muzykę, tańce dzikie i pięć, sześć lal. Do płaczu doprowadza mnie… zachwaszczony ogródek. Gdybym miał zostać biznesmenem, zająłbym się… handlem bronią. Bo jak zarabiać, to miliony, a jak kochać, to królową. Swoje poczucie humoru zawdzięczam… mojej żonie Aleksandrze. To ona odkryła we mnie talent. Żart, który zawsze bawi, brzmi… dobry żart tynfa wart. Nie lubię kupować… leków. Oglądając polityków w telewizji, marzy mi się… zmiana kanału na erotyczny. Najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek mi zadano, brzmiało… Najgłupsze jeszcze nie padło. Ale jedno z najdziwniejszych brzmiało: „Panie Bohdanie, co tam słychać u pana Laskowika?”. Zenon Laskowik Klasyk polskiego kabaretu. Wraz z Krzysztof Jaślarem założył w 1970 roku „Tey”. Przez wiele lat występował w duecie z Bohdanem Smoleniem. Zagrał także dwie epizodyczne role w filmach „Słodkie oczy” (1979 rok) oraz „Filip z Konopii” (1981 rok). W latach 90. zamienił mikrofon na torbę listonosza. Powrócił na scenę w 2003 roku. Obecnie prowadzi Kabareciarnię Laskowika w poznańskim kino-teatrze Apollo. Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 9 ROZMOWY GŁOSU Design zmieni biznes O innowacyjnym biznesie w Wielkopolsce, stworzeniu międzynarodowej szkoły dla projektantów oraz możliwościach konstruktywnego dialogu między przedsiębiorcami i designerami rozmawiamy z PIOTREM VOELKELEM ROZMAWIAŁ | Sebastian Frąckiewicz ZDJĘCIA | Tomasz Jurgielewicz JEST PAN OSOBĄ ZNANĄ Z TEGO, ŻE STRONI OD MEDIÓW I RZADKO SIĘ W NICH POKAZUJE. DLACZEGO TAK SIĘ DZIEJE? PIOTR VOELKEL: To nie tak, że od nich stronię, ale chcę zachować umiar. Z jednej strony unikanie mediów budzi podejrzenia, że człowiek coś chce ukryć i ma coś na sumieniu. A ja mam czyste sumienie, więc nie chcę unikać dziennikarzy. Ale z drugiej strony nie warto się na mediach skupiać, ja nie jestem gwiazdą medialną. Zajmuję się biznesem, próbuję robić to, co do mnie należy. Wychodzę także z założenia, że lepszy jest brak informacji niż niepełna, pobieżna informacja. ALE DZIŚ SIĘ JEDNAK SPOTYKAMY, TYM BARDZIEJ ŻE PROJEKT SZKOŁY DLA DESIGNERÓW W POZNANIU, KTÓRĄ PAN OTWIERA, JEST ZAKROJONY NA SZEROKĄ SKALĘ. Stopień wiedzy na temat tego projektu i jego sensu jest wciąż za mały. A jak czegoś nie wiadomo, to pojawiają się nieporozumienia. Uczelnia, pod roboczą nazwą Polska Akademia Designu, ruszy na dobre w październiku 2010 roku. W tym roku akademickim – od listopada – rozpoczną się w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa podyplomowe studia menedżerskie dotyczące zarządzania designem w przedsiębiorstwie, pierwsze tego typu studia w Polsce. 10 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 W TAKIM RAZIE POSTARAJMY SIĘ KILKA KLUCZOWYCH SPRAW POWYJAŚNIAĆ. NA POCZĄTEK CHCIAŁBYM ZAPYTAĆ O PAŃSKĄ DEFINICJĘ DESIGNU. W ŚRODOWISKU BIZNESOWYM TEN TERMIN KOJARZY SIĘ Z CZYMŚ ABSTRAKCYJNYM, ODERWANYM OD RZECZYWISTOŚCI I MAŁO PRAKTYCZNYM. Ja chętniej używam słowa „wzornictwo”, albo nawet „wzornictwo przemysłowe”, bowiem wyraz „design” w świecie biznesowym powoduje wiele nieporozumień. Design rozumiany jest opacznie jako projektowanie rzeczy abstrakcyjnych, często niewykonalnych, a jeżeli już wykonalnych, to nieużytecznych. Design czy też właśnie wzornictwo – naprawdę wolę używać tego drugiego terminu – nie ma na celu zadziwiania świata niezwykłością projektu. To nie ma być kompletnie wolna działalność artysty, który eksperymentuje na szczytach własnej dziedziny. Nie o to tu chodzi. Design to jest proces, w którym rozwiązuje się określony problem. Projektant musi stworzyć przedmiot akceptowany przez użytkowników, funkcjonalny, dobrze przygotowany technologicznie (aby można go było wykonać) i dostosowany do możliwości finansowych grupy potencjalnych odbiorców. Ten projekt musi po prostu osiągnąć sukces biznesowy. I właśnie takich projektantów, którzy potrafią rozwiązać ten zestaw problemów, chciałbym kształcić w swojej szkole. Pro- ROZMOWY GŁOSU jektant musi umieć znaleźć kompromis między tymi, często sprzecznymi, obwarowaniami. Ale czy każda gałąź biznesu potrzebuje designerów? Proces wprowadzania w życie projektów jest często czasochłonny, a każdy chce oszczędzać czas. Wszystkie produkty, przedmioty, którymi się otaczamy, zostały zaprojektowane. Dobrze lub źle. Zostały zaprojektowane uczciwie lub zostały skopiowane. Bardzo wielu ludzi biznesu nie może znaleźć projektanta i dlatego albo sami mniej lub bardzie nieudolnie projektują, albo nieświadomie kopiują, bo nie zakładam, że są z natury oszustami. Czy w takim razie, zanim Pan zdecydował się na stworzenie szkoły dla projektantów, robił Pan rozeznanie na wielkopolskim rynku? Pytał, czy biznesmeni potrzebują designerów i dobrych wzorów? Świadomość tego, czy biznes potrzebuje projektantów i dobrze zaprojektowanych produktów, jest na bardzo różnym poziomie we wszystkich branżach. W każdej są liderzy, którzy rozumieją zalety dobrego projektowania. Niewykluczone, że wśród ludzi biznesu o mniejszej świadomości wiara w to, że warto dobrze projektować produkty i mieć własne, oryginalne wyroby i swój styl, jest niewielka. Oni idą w prymitywne, samodzielnie wymęczone wzory albo kopiują innych. Doświadczenie z całego świata mówi, że drogę edukowania biznesu musiały przejść wszystkie kraje. Nawet te, które dziś uznawane są za ojczyznę projektowania przemysłowego, jak np. Dania. Zaczynały od zera. Czy u nas nie jest to trudniejsze ze względu na estetyczne zaległości związane z okresem komuny? Nie był to przecież czas, w którym oryginalność była w cenie. Wszyscy mieli takie same fiaty, telewizory i meblościanki. Tu wkraczamy w inne zagadnienie – edukacji klienta. Ale pod tym względem my, Polacy, jesteśmy bardzo elastyczni i szybko się uczymy. Warto popatrzeć, jak błyskawicznie wymieniliśmy rubiny na nowoczesne telewizory. Widocznie drażniła nas ich brzydota. Ludzie są skłonni do zmiany, mają także swoje aspiracje. Moim zdaniem nie ma ludzi pozbawionych jakichkolwiek aspiracji. Oczywiście można je realizować na różne sposoby, w zależności od gustów. Jednak coraz częściej najniższa cena nie jest decydująca podczas naszych wyborów. Jesteśmy w stanie za te aspiracje płacić, a dobrze zaprojektowany produkt nie musi być drogi. Chciałbym jednak wrócić do tego, czy pytał Pan swoich kolegów biznesmenów o ich aspiracje i potrzeby? Zanim marszałek wielkopolski uruchomił projekt „Innowacyjna Wielkopolska”, w który powstanie szkoły dla projektantów się wpisuje, były robione badania. Analizowano to, jak na świecie rozwijały się inne regiony. Jaka była droga od zacofania do nowoczesności. Badaliśmy np. części Brabancji i Eindhoven. 20 lat temu Philips zapowiedział, że przeniesie stamtąd całą produkcję do innej, tańszej części świata. Wobec tego rząd Brabancji stanął przed wyborem – zamienić swój region w jedno wielkie miejsce dla bezrobotnych albo przestawić się na inne tory i zbudować region innowacyjny. W Eindhoven powstała też wtedy Akademia Designu. I w sumie w ciągu 20 lat intensywnej pracy zaowocowało to tym, że dzisiaj jest to region świata, w którym przypada najwięcej patentów na 1000 mieszkańców. Dlatego, tworząc szkołę dla designerów, idę przetartym szlakiem i uruchamiam sprawdzony scenariusz. A wracając do „Innowacyjnej Wielkpolski”, badania wykazały, że biznes i projektanci mają problemy komunikacyjne, nie potrafią się ze sobą porozumieć. Okazało się także, że bardzo szybko rośnie świadomość konieczności posiadania produktów własnych, dobrze zaprojektowanych. Inna sprawa, że często koszt produkcji przedmiotu dobrze zaprojektowanego jest niższy niż kiepsko zaprojektowanego. Nie mówiąc już o satysfakcji ze sprzedaży. Bardzo wielu ludzi biznesu nie może znaleźć projektanta i dlatego albo sami mniej lub bardzie nieudolnie projektują, albo nieświadomie kopiują, bo nie zakładam, że są z natury oszustami. Jak chce Pan w takim razie doprowadzić do spotkania tych dwóch, zupełnie innych światów – biznesu i projektantów? Poza szkołą powstanie Centrum Designu, gdzie będzie miejsce na edukację i projektantów, i biznesmenów w taki sposób, aby potrafili się ze sobą porozumieć. Będą mogli przyjść po radę, na konsultacje itp. Obecnie obie strony nie potrafią sobie wyjaśnić podstawowych rzeczy: celu projektowania, np. jakie funkcje ma spełniać dane opakowanie produktów spożywczych. Myślę, że uruchomimy centrum w ciągu półtora roku. Obecnie jest tak, że z jednej strony mamy artystę, który chce tworzyć unikatowe przedmioty, a z drugiej małego przedsiębiorcę, prostolinijnego człowieka. Ten drugi ma w nosie sztukę. On chce sprzedać swoje produkty, musi zapłacić za materiały, wypłacić pensje pracownikom… To jak go przekonać, aby skorzystał z usług designera? Po pierwsze, trzeba przedsiębiorcę nauczyć, jak się wdraża produkty. Jaka jest technologia ich wdrażania i jak artyście designerowi określić zadania. Bardzo wielu ludzi kończących ASP po pewnym czasie chce twardo stanąć na ziemi. Już nie chcą być designerami artystami, tylko designerami projektantami form przemysłowych i współpracować z biznesem. Wielu z nich zaczyna się dostosowywać do rynkowej sytuacji i pojawia się coraz więcej udanych wdrożeń, ale ciągle za mało. Trzeba edukować jednych i drugich jednocześnie. I ta- Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 11 FOTO: TOMASZ JURGIELEWICZ ROZMOWY GŁOSU kie szkolenia realizowane przez marszałka wielkopolski już miały miejsce (trwający od maja bezpłatny cykl warsztatów „Zarządzanie designem”). Były to jednodniowe warsztaty o tym, jak się zarządza designem w firmie. Mówiliśmy też o roli nowych materiałów i rozwiązań, które pozwalają zmienić nasze przedsiębiorstwo z firmy lokalnej w firmę globalną. Na pierwsze warsztaty prowadzone przez Xenię Viladas – wieloletnią szefową Design Center w Barcelonie – przyszło ponad 200 osób. Zainteresowanie tematem jest i wierzę, że to szybko przyniesie skutki. Jest Pan niepoprawnym optymistą, jak widzę… Mówię o tym z takim przekonaniem, bo sam musiałem się tego nauczyć. Nie wyssałem tego z mlekiem matki. Jestem z wykształcenia inżynierem, ale po studiach pracowałem w teatrze, gdzie praca z artystami była codziennością. Byłem szefem technicznym Polskiego Teatru Tańca. Odpowiadałem za przygotowania kostiumów, dekoracji itp. – i to wszystko produkowałem, więc musiałem poznać różne rzemiosła. Odpowiadałem też za światło i akustykę. Przy tworzeniu premier musiałem współpracować ze scenografami mającymi przeróżne, często fantastyczne wizje. Wszystko da się zrobić ale trzeba zdefiniować oczekiwania, czego dowodem są udane efekty naszej współpracy z młodymi projektantami dla marki Meble Vox – projektują dla nas z powodzeniem kolekcje mebli, przedmioty użytkowe i dekoracyjne. Biznesmen tak naprawdę nie umie powiedzieć dziś projektantowi, czego od niego oczekuje. Designer często otrzymuje zlecenie, które brzmi: „Proszę zaprojektować krzesło, widelec”. Ta swoboda w połączeniu z wyobraźnią kończy się klęską, bo artysta w efekcie może przynieść nam widelec, którego nie da się wziąć do ręki. Artysta musi mieć wytyczne. Na przykład: widelec ma być tani w produkcji, pod względem estetyki nawiązywać do rozwiązań klasycznych, 12 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 przeznaczony dla klienta w określonym wieku, wykonany z takiego, a nie innego materiału itd. Dobry projektant, mając całą listę takich „ograniczeń”, potrafi się nimi inspirować i stworzyć dobry produkt, spełniający oczekiwania biznesowe zlecającego projekt. I to wcale nie jest żaden idealizm. A produkt nie musi być supernowoczesny, może być klasyczny czy stylizowany, byle trafić do odpowiedniego klienta. Wspomniał Pan, że dzięki designowi firmy lokalne mają szansę zaistnieć w skali światowej. Czy w związku z tym wielkopolscy biznesmeni mentalnie są bliżej Berlina i Europy czy bliżej Warszawy? Bardzo różnie, nie da się uogólnić. Są firmy praktycznie na światowym poziomie, takie jak Solaris, i takie, które nie potrafią wyjść poza własne prowincjonalne ograniczenia. Są cały czas zamknięte w swoim świecie. W takim razie jak chce Pan dotrzeć do tych drugich? Dla każdego biznesmena musimy stworzyć produkt dostosowany do jego potrzeb. Ja mam ogromny szacunek do biznesmenów, bo to są ludzie, którzy pewnego dnia postanowili zaryzykować. Zrezygnowali z ciepłych posadek i stałych pensji i stwierdzili, że zmienią swoje życie. Przedsiębiorca to z reguły człowiek bardzo prorozwojowy, poszukujący rozwiązań. Wystarczy mu tylko pokazać lepsze, skuteczne narzędzie i dać kontakt z właściwie przygotowanym projektantem. Ostatnia kampania promocyjna Poznania promuje miasto i region jako miejsca idealne dla tworzenia tzw. gospodarki wiedzy i innowacji. Wierzy Pan, że to się może udać, czy skończy się tylko na hasłach? ROZMOWY GŁOSU Piotr Voelkel Przedsiębiorca, z wykształcenia inżynier, absolwent Politechniki Wrocławskiej (Wydział Mechaniczny). Zasiada w zarządzie spółek Grupy Kapitałowej Vox (firm z branży budownictwa, wykończenia i aranżacji wnętrz), twórca Fundacji Sztuki Współczesnej Vox-Artis, współzałożyciel Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, inwestor Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, prezes Wielkopolskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. W budynku starej drukarni w Poznaniu stworzy wkrótce Centrum Designu, a przy WSNHiD – wydział wzornictwa przemysłowego. Myślę, że to się uda – przy kilku założeniach. Musi zabrać się za to wiele osób i środowisk. Na szczęście zajmuje się też tym władza, szczególnie marszałek województwa wielkopolskiego – zrobił w tym kierunku bardzo dużo. Zrozumiał to ale jako wyzwanie i pokazanie kierunku rozwoju miasta. My dopiero takim miastem możemy się stać i na szczęście władze robią coraz więcej w tym względzie, organizując np. Światowe Dni Innowacji. Designer często otrzymuje zlecenie, które brzmi: „Proszę zaprojektować krzesło, widelec”. Ta swoboda w połączeniu z wyobraźnią kończy się klęską, bo artysta w efekcie może przynieść nam widelec, którego nie da się wziąć do ręki. Artysta musi mieć wytyczne. W końcu nie możemy konkurować ceną z Chinami lub z jakimkolwiek państwem oferującym tanią siłę roboczą. Pozostaje nam tylko kreatywność. Oczywiście. Inaczej Wielkopolska (i cała Polska zresztą) stanie się wielkim domem starców, bo młodzi ludzie stąd wyjadą. Jestem pewny sukcesu Wielkopolski w dziedzinie innowacji. W Poznaniu mamy ogromny potencjał edukacyjny i dzięki wielkiej liczbie studentów jesteśmy bardzo młodym miastem. Poza tym argumentacja związana z wzornictwem jest bardzo logiczna. To nie jest lot na Marsa, tylko jasna zależność. Dobry projekt – dobry produkt, dobry produkt – dobra sprzedaż. Firma, która zainwestuje we własne projektowanie, zwycięży na rynku. Szansą Poznania jest nowoczesność i innowacyjność. i wspiera na różnych obszarach także Urząd Miasta i prezydent Grobelny. Aktywnie w promocję dobrego wzornictwa angażują się MTP. Targi Arena Design były interesującą zapowiedzią wieloletniego projektu. Tradycyjnie dużo ciekawych działań podejmują ASP i Politechnika Poznańska. Ale najważniejsze jest zaangażowanie biznesu. Jestem pewien, że ludzie biznesu szybko zrozumieją, że warto robić dobre produkty, z satysfakcją je sprzedawać i promować dobre wzornictwo. Przyjemnie jest zarządzać firmą z duszą. Uczymy tego na studiach podyplomowych z zarządzania Designem. To dziedzina wiedzy, która właśnie się rodzi, więc rozwijajmy się razem z Europą. Z kolei „Poznań know-how” rozumiem nie jako chwalenie się stanem faktycznym, Wobec tego na jakim etapie wprowadzania innowacyjności jest dziś Wielkopolska? Ja mogę mówić tylko o tych inicjatywach, które wspieram. Po pierwsze, jest to wspomniane już Centrum Designu, po drugie, szkoła dla projektantów – Akademia Designu, którą pokieruje Li Edelkoort – wieloletnia szefowa Akademii Designu w Eindhoven. W tym wypadku mamy wyjątkowe szczęście, udało się nawiązać współpracę z najlepszym fachowcem. W oparciu o doświadczenie Li i jej kontakty z czołowymi projektantami powstanie świetna szkoła na światowym poziomie. Jestem pewien, że to wesprze przemysł i będzie dobrym wkładem w rozwój kreatywnego potencjału Poznania. Mam nadzieję, że w nurt rozwoju Wielkopolski jako regionu innowacji włączą się kolejni koledzy z biznesu. Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 13 ROZMOWY GŁOSU Czym będzie się różnić Pana szkoła od wydziału wzornictwa przemysłowego działającego na warszawskiej ASP? Moja uczelnia wchodzi w przestrzeń edukacyjną, która jest zupełnie niezagospodarowana – między Akademię Sztuk Pięknych a Politechnikę. Akademia Sztuk Pięknych z natury rzeczy kształci artystów. Moja szkoła nie ma konkurować z Akademią Sztuk Pięknych, ale wypełnić lukę. Mamy kształcić projektantów pracujących w kręgu narzuconych ograniczeń i przy wykorzystaniu wiedzy z wielu dziedzin. Przy uwzględnieniu potrzeb klienta, ergonomii, kosztów, kalkulacji, marketingu, ograniczeń technologii i biznesu. Cieszy mnie, że na Politechnice moja inicjatywa jest bardzo dobrze postrzegana i już pojawiają się obszary współpracy. Z drugiej strony jestem umówiony z rektorem Akademii Sztuk Pięknych, aby razem szukać wspólnych interesów i rozwijać płaszczyznę porozumienia. Tak naprawdę nie konkurujemy ze sobą. Ja szukam trochę innych studentów. FOTO: TOMASZ JURGIELEWICZ Skoro Pańską szkołą designu będzie kierować Li Edelkoort, to założę się, że docelowo ma odgrywać dużą rolę nie tylko w Polsce, ale i w Europie? Jaki jest Pana dalekosiężny cel? Plan, jaki wspólnie z Li Edelkoort przygotowujemy, zakłada że poza bardzo pieczołowicie dobranymi nauczycielami z Polski pojawią się „gwiazdy” z całej Europy. Projektowania mają uczyć praktycy – osoby, które na co 14 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 dzień prowadzą pracownie współpracujące z firmami. Językiem wykładowym będzie angielski, żeby absolwenci od razu przestawili się na myślenie o swojej działalności jako o działalności globalnej, żeby absolwent potrafił projektować nie tylko dla kolegi ze Swarzędza, ale także dla klienta z Finlandii czy Danii. Studenci będą mieli praktyki w najlepszych pracowniach Europy. Będą pracowali dla znanych firm i marek. To doświadczenie znacznie ułatwi im podjęcie współpracy z polskimi firmami. Ma to być pod każdym względem szkoła międzynarodowa. Będziemy już w czasie studiów projektować na potrzeby firm, które przy okazji ocenią korzyści wynikające z takiej współpracy. Powstanie rynek na usługi projektowe. Taka szkoła będzie przyciągała młodzież z naszej części Europy. Mam nadzieję, że Centrum Designu i Akademia Designu przyniosą realne i długotrwałe zmiany. Wzornictwo przemysłowe jest dziś tak samo ważne jako biotechnologia, nanotechnologia czy informatyka. Udało mi się przekonać minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarę Kudrycką, że wzornictwo nie jest dziedziną sztuki, tylko przemysłu – i dlatego mam szansę uzyskać wsparcie finansowe od rządu. Najważniejsze, żeby zmienić sposób myślenia o designie. Nie ograniczać jego definicji do dziedziny sztuki, a pamiętać o projektowaniu na potrzeby przemysłu i biznesu. Możemy mieć świetne technologie i fabryki, ale jeśli w efekcie współpracy z projektantem nie powstaną dobre produkty – to przegramy naszą batalię o światowe rynki. ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA Czas zdefiniować nowe cele „ Czy warto się organizować?” – to pytanie, choć proste, wcale nie jest banalne i niepotrzebne. Spowolnienie gospodarcze postawiło przed organizacjami biznesowymi nowe zadania. W jaki sposób powinny pomagać swoim członkom? W jakim stopniu są w stanie wpływać na polskich polityków, a także na wizerunek biznesmena w polskim społeczeństwie? Czy wreszcie nadszedł czas na konsolidację i bardziej aktywną działalność, skuteczniejszy lobbing? Na te i inne pytania staramy się odpowiedzieć w debacie „Głosu Biznesu”. Wzięli w niej udział członkowie wielkopolskich organizacji biznesowych: Business Centre Club Loża Wielkopolska, Polsko-Niemieckiego Koła Gospodarczego (DWK), Polskiej Izby Gospodarczej Importerów, Eksporterów i Kooperacji, Wielkopolskiego Klubu Kapitału oraz Wielkopolskiego Związku Pracodawców. Miejmy nadzieję, że ich opinie przełożą się wkrótce na nowe inicjatywy i działania. reklama ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA Przedstawiciele BCC Lucjana Kuźnicka-Tylenda, prezes TFP Andrzej Głowacki, prezes zarządu Doradztwa Gospodarczego DGA SA Czy warto należeć do organizacji biznesowej? Gdyby mieli Państwo nakłonić do tego swojego niezrzeszonego kolegę, jakich argumentów warto by użyć? LUCJANA KUŹNICKA-TYLENDA: Przynależność do organizacji biznesowej to szereg korzyści. Gdybym miała do tego namówić niezrzeszonego kolegę, to argumentem podstawowym byłby fakt, iż jest to spojrzenie na biznes z wielu perspektyw. Niezrzeszony stoi obok, wiele rzeczy do niego nie dociera. Wówczas tylko wydaje mu się, że jest OK. Dopiero przy wymianie zdań kilku osób widzimy rzeczywistość. ANDRZEJ GŁOWACKI: Patrząc na Poznań, organizacje biznesowe to Wielkopolska Izba Przemysłowo-Handlowa, Wielkopolski Klub Kapitału czy Loża Wielkopolska BCC. Są reprezentacją przedsiębiorców, lecz skupiają ich zaledwie kilka procent. Czy warto być członkiem? Z jednej strony to możliwość nawiązania kontaktów biznesowych. Drugi aspekt to poznanie głosu środowiska przedsiębiorców i jego problemów. Trzeci czynnik to możliwość kontaktu, spotkań z władzami samorządowymi, politykami czy przedstawicielami różnych instytucji państwa. Czwarty argument to edukacja. Niektóre spotkania klubów, izb są bardzo ciekawe, gdyż zapraszani goście dzielą się swoją wiedzą, doświadczeniem i praktycznymi przykładami. Tych argumentów użyłbym, aby przekonać przedsiębiorcę, który jeszcze nie jest członkiem takiej organizacji. JAKIE KORZYŚCI UZYSKALI PAŃSTWO ZE SWOJEJ ORGANIZACJI BIZNESOWEJ? JAK PRZYCZYNIŁO SIĘ TO DO ROZWOJU FIRMY? LUCJANA KUŹNICKA-TYLENDA: Wiele korzyści z pewnością przynoszą spotkania Loży Wielkopolskiej z władzami miasta i ludźmi, którzy wpływają na biznes. To daje mi poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że gdy będę miała problem z urzędem czy bankiem, mogę zwrócić się tam o pomoc. Dzięki organizacji biznesowej firma bierze czynny udział w podnoszeniu jakości swoich usług. Doskonale sprawdza się tutaj konkurs „Lider polskiego biznesu”. Moja firma uzyskała w nim złotą statuetkę i sześć diamentów. Staramy się o kolejne wyróżnienia, dlatego utrzymujemy wysoki poziom produkcji i obrotów oraz dbamy o relacje z klientami. 16 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 ANDRZEJ GŁOWACKI: Uczestnictwo w organizacji biznesowej ułatwia prowadzenie firmy. Rozmowy z innymi przedsiębiorcami są bardzo pouczające, dają możliwość zdobycia wiedzy, doświadczenia oraz poznania tendencji w innych branżach. Jakie wyzwania, Państwa zdaniem, stoją przed organizacjami biznesowymi i jakie najbardziej palące problemy polskiego biznesu powinny rozwiązywać? LUCJANA KUŹNICKA-TYLENDA: Nie mam wątpliwości, że jest to sprawa podatków. Nie może być tak, że najpierw się je obniża, a po krótkim czasie podnosi. Przykładem może być chociażby VAT na samochody. Przepisy powinny być jednoznaczne i nie mogą się zmieniać z roku na rok. Dotyczy to także kodeksu pracy, kodeksu handlowego czy ZUS-u. Kolejną kwestią jest wprowadzenie euro. Uważam, że należy zrobić to jak najszybciej. Sytuacja, w której na początku roku europejska waluta kosztuje np. 4 zł, a pod koniec roku 4,50 zł, nie jest dobra dla biznesu. Nie mówię już o opcjach walutowych, które są zdecydowanie złym pomysłem. ANDRZEJ GŁOWACKI: Bardzo wiele organizacji biznesowych powstało wraz z gospodarką rynkową w Polsce, czyli prawie 20 lat temu. Zmiany zachodzące w Polsce, prywatyzacje, powstawanie bardzo wielu nowych firm, okresy hossy i kryzysu, wreszcie wszechobecna informatyzacja stawiają nowe wyzwania. Także przed organizacjami zrzeszającymi przedsiębiorców. Najważniejsze z tych wyzwań to nowy model działania – czyli wspierania w rozwiązywaniu problemów, dotarcie do zdecydowanie szerszego grona menedżerów prowadzących firmy i wreszcie wartość dodana z punktu widzenia członka organizacji. Rok 2010 powinien przynieść w organizacjach biznesowych działania, nowoczesne metody komunikacji oraz wymierne korzyści dla firm. ROZMAWIALI| Natalia Wrońska/ SF ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA Przedstawiciele DWK Mareike Durst, head of MAN Accounting Center w Poznaniu Marek Pływaczyk, manager ds. marketingu i komunikacji firmy Remondis Czy warto należeć do organizacji biznesowej? Gdyby mieli Państwo nakłonić do tego swojego niezrzeszonego kolegę, jakich argumentów warto by użyć? MAREIKE DURST: Dziś przynależność do organizacji biznesowych jest szczególnie istotna. Oferują one bowiem swoim członkom możliwość interakcji na różnych poziomach. W zależności od sytuacji te poziomy mogą się od czasu do czasu zmieniać. Poza tym organizacje stanowią również podstawę owocnej współpracy i są dobrym miejscem do podejmowania różnorodnych aktywności biznesowych. MAREK PŁYWACZYK: Wychodzę z założenia, że warto należeć do organizacji biznesowych, co więcej – Remondis należy do kilku z nich. Warto przede wszystkim dlatego, że dzięki nim możemy nawiązywać bezpośrednie kontakty z innymi biznesmenami lub też wypracowywać wspólne stanowiska w danej branży, wprowadzać wspólne dla niej standardy czy podejmować rozmaite przedsięwzięcia. Jakie korzyści uzyskali Państwo ze swojej organizacji biznesowej? Jak przyczyniło się to do rozwoju firmy? MAREIKE DURST: Organizacje biznesowe mogą wspierać tworzenie sieci w danym miejscu. Tworzą płaszczyznę porozumienia pomiędzy różnymi gałęziami przemysłu, a także umożliwiają wymianę wiedzy, jak również najlepszych praktycznych rozwiązań dla danego miejsca czy innych firm. Pomagają również wyznaczać wspólne cele. Poza tym inicjatywa na polu legislacyjnym może mieć większą moc, jeśli interesy i cele są wskazywane wspólnie, przez silnie zjednoczoną organizację. MAREK PŁYWACZYK: Na spotkaniach DWK przekazywanych jest wiele merytorycznych informacji. Poza tym Remondis działa w specyficznej branży. Zajmujemy się nie tylko odpadami komunalnymi czy przemysłowymi, w tym niebezpiecznymi, ale także recyklingiem elektroodpadów, a nawet bezpiecznym niszczeniem dokumentów. Świadczymy kompleksowe usługi. Dlatego w naszym przypadku ważne jest zaufanie klienta. Kiedy na poznańskim rynku pojawia się nowa firma, korzysta z rekomendacji i doświadczeń innych podmiotów, uzyskanych podczas spotkań biznesowych. Organizacje powinny mieć wpływ na proces legislacyjny i stanowić organ doradczy w przypadku wprowadzania nowych ustaw. A także wspierać swoich członków, by mogli elastycznie dostosowywać się do rynku. Jakie wyzwania, Państwa zdaniem, stoją przed organizacjami biznesowymi i jakie najbardziej palące problemy polskiego biznesu powinny rozwiązywać? MAREIKE DURST: W czasie ekonomicznego kryzysu elastyczność – w mojej opinii – jest kluczowym czynnikiem. Ostatnie zmiany w prawie możemy uznać za ogromne osiągnięcie. Elastyczne spojrzenie na regulację prawa pracy może stać się świetnym narzędziem do tego, aby pomóc przemysłowi. Jedną z najważniejszych wspólnych inicjatyw powinno być także zmniejszenie biurokracji, co pomoże przedsiębiorstwom przywrócić zdolność do osiągnięcia równowagi. MAREK PŁYWACZYK: Organizacje powinny mieć także wpływ na proces legislacyjny i stanowić organ doradczy w przypadku wprowadzania nowych ustaw. A także wspierać swoich członków, by mogli elastycznie dostosowywać się do rynku. Poza tym dziś, w czasie spowolnienia gospodarczego, potrzebne są wspólne działania, aby stymulować rynek. ROZMAWIAŁ| SF Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 17 ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA Przedstawiciele LBC Jarosław Szymkowiak, dyrektor zarządzający ESA Trucks Poznań Sp. z o.o. Łukasz Gogulski, właściciel firmy Bio Verba Czy warto należeć do organizacji biznesowej? Gdyby miał Pan nakłonić do tego swojego niezrzeszonego kolegę, jakich argumentów by Pan użył? JAROSŁAW SZYMKOWIAK: W LBC tak naprawdę mamy wszystko, czego szukamy: kontakt z potencjalnymi klientami (członkami klubu) i możliwość przyjemnego spędzania czasu na stadionie z naszymi dotychczasowymi klientami. Istnieje zapewne wiele organizacji zrzeszających ludzi z różnych branż, każdy jednak dobrze wie, gdzie powinien być, a gdzie nie. Samemu należy dokonać bilansu i na tej podstawie podjąć decyzję. ŁUKASZ GOGULSKI: Przyszłość należy do tych stowarzyszeń, które z powodzeniem reprezentować będą interesy konkretnych branż nie tylko na szczeblu lokalnym, ale także w ministerstwach i agendach rządowych, które decydują o kształcie przepisów i uregulowań dotyczących prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce. Z drugiej strony możliwość nawiązania bezpośrednich kontaktów z innymi przedsiębiorcami pozwala na szybszy i łatwiejszy przepływ informacji i wymianę doświadczeń. Najważniejsze jednak jest, by uczestnictwo w stowarzyszeniu nie ograniczało się do płacenia składek i figurowania na liście zrzeszonych. Ma ono sens tylko wtedy, gdy aktywnie uczestniczyć będziemy w życiu stowarzyszenia. Jakie korzyści uzyskał Pan ze swojej organizacji biznesowej? Jak przyczyniło się to do rozwoju firmy? JAROSŁAW SZYMKOWIAK: Korzyści, jakie wynikają z przynależności do Lech Business Club dla ESA Trucks Poznań, to przede wszystkim: idealny sposób rozpropagowania dziedziny naszej działalności, czyli serwisu i sprzedaży pojazdów marki DAF, a od niedawna również NISSAN Truck, nie tylko wśród członków organizacji, ale również kibiców Lecha. Najważniejszym jednak aspektem członkowstwa w LBC jest możliwość spędzania czasu z naszymi lojalnymi klientami – bowiem emocje, jakie towarzyszą rozgrywanym na stadionie meczom, powodują, że zapominamy o szarej codzienności i regenerujemy siły. Dużym atutem przynależności do Lech Business Club są również osoby zajmujące się jego administracją, ludzie otwarci na propozycje, pomysły. 18 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 ŁUKASZ GOGULSKI: Przede wszystkim możliwość dotarcia do innych firm, z którymi łatwiej jest teraz nawiązać współpracę handlową. Poza tym poprzez osobistą znajomość z innymi przedsiębiorcami niektóre przedsięwzięcia można planować i realizować wspólnie. Przy wysokiej specjalizacji naszej firmy – oferowaniu produktów wpływających na zdrowie, komfort i poczucie luksusu naszych klientów w systemie sprzedaży bezpośredniej – zaistnieliśmy w świadomości, czyli zdobyliśmy rozgłos, reklamę i zainteresowanie naszymi produktami ze strony firm stowarzyszonych oraz ich pracowników. Możemy pochwalić się, iż dzięki prezentacji, jaką przeprowadziliśmy na spotkaniu Lech Business Club, zrealizowaliśmy zamówienie złożone przez innego członka LBC. Jakie wyzwania, Pana zdaniem, stoją przed organizacjami biznesowymi i jakie najbardziej palące problemy polskiego biznesu powinny rozwiązywać? JAROSŁAW SZYMKOWIAK: Problemy polskiego biznesu upatruję w braku naprawdę ciekawych pomysłów, a jak już one są – w braku możliwości wcielenia ich w życie przez młodych ludzi. Organizacje biznesowe zrzeszają ludzi chcących rozpropagować swój biznes i metody jego prowadzenia, ludzi, którzy mają na to środki finansowe. Jest to dla wszystkich idealne miejsce na wymianę spostrzeżeń i nawiązywanie kontaktów, które mogą zaprocentować w przyszłości owocnymi kontraktami. Dlaczego zatem nie umożliwić bezpłatnego dostępu do grona członków, np. LBC, młodym ludziom, którzy mają ciekawe pomysły i problemy z rozpoczęciem swojego biznesu? ŁUKASZ GOGULSKI: Stowarzyszenia przede wszystkim powinny występować jako silna organizacja, reprezentująca – jak w przypadku LBC – kilkaset wielkopolskich firm wobec podmiotów zewnętrznych. Stowarzyszenie ma przedstawiać wspólne stanowisko, z którym należy się liczyć, gdyż jest to stanowisko organizacji skupionej wokół jakieś idei. Jeżeli członkowie stowarzyszenia będą korzystali ze swoich produktów i usług, będą zadowoleni z ofert i jakości obsługi, darzyli się zaufaniem, będą także stanowili najlepsze źródło rekomendacji dla odbiorców zewnętrznych. A w dobie wysokiej konkurencyjności wiarygodność jest wysoce ceniona. ROZMAWIAŁ| SF ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA Przedstawiciele PIGIEiK Tomasz Szczepaniak, właściciel firmy Danbes Ryszard Szulc, prezes firmy Opal Czy warto należeć do organizacji biznesowej? Gdyby miał Pan nakłonić do tego swojego niezrzeszonego kolegę, jakich argumentów by Pan użył? TOMASZ SZCZEPANIAK: Izba przekazuje dużo informacji potrzebnych do prowadzenia biznesu. Są to zapowiedzi imprez targowych z Polski i zagranicy, a także – co ważne – informacje o możliwościach uzyskania dotacji unijnych. RYSZARD SZULC: Muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o seminaria i konferencje, to w organizacjach dzieje się bardzo dużo. Mam natomiast złe doświadczenia z pozyskiwaniem środków unijnych. Przeszedłem przez trzy nieudane próby. Chociaż organizacje bardzo chciały mi pomóc, nie udało się to. I to tak naprawdę nie z ich winy – organizacje bowiem nie mają żadnego wpływu na instytucje, które przydzielają dotacje. Dlatego nie wiem, czybym nakłaniał kogoś do zrzeszenia się. Przed organizacjami biznesowymi stoi kilka wyzwań, ale najważniejsze z nich (i mówi się o tym od lat) to odbiurokratyzowanie gospodarki i uproszczenie systemu podatkowego. Aby to zrobić, środowiska biznesowe powinny mieć jeszcze bardziej skuteczny lobbing. Jakie korzyści uzyskał Pan ze swojej organizacji biznesowej? Jak przyczyniło się to do rozwoju firmy? TOMASZ SZCZEPANIAK: Dzięki przynależności do Izby mogę brać udział w szkoleniach i spotkaniach biznesowych. Bezpośredni kontakt, rozmowa z innymi przedsiębiorcami z Polski i zagranicy to dobre sposoby, żeby poszerzać swoją wiedzę oraz kontakty. Korzyściami płynącymi z przynależności do organizacji są przede wszystkim różne formy zdobywania wiedzy. RYSZARD SZULC: Korzyściami płynącymi z przynależności do tych organizacji są przede wszystkim różne formy zdobywania wiedzy. Uczestniczyłem w ciekawych spotkaniach na temat klastrów ekonomicznych, swoich pracowników wysyłałem na szkolenia dotyczące ISO czy systemów kadrowych. Jakie wyzwania, Pana zdaniem, stoją przed organizacjami biznesowymi i jakie palące problemy polskiego biznesu powinny rozwiązywać? TOMASZ SZCZEPANIAK: Przed organizacjami biznesowymi stoi kilka wyzwań, ale najważniejsze z nich (i mówi się o tym od lat) to odbiurokratyzowanie gospodarki i uproszczenie systemu podatkowego. Aby to zrobić, środowiska biznesowe powinny mieć jeszcze bardziej skuteczny lobbing. RYSZARD SZULC: Sądzę, że w Polsce organizacji biznesowych jest zbyt dużo, są bardzo rozdrobnione (sam należę aż do pięciu). W efekcie każda z nich, działająca w pojedynkę, nie ma zbyt dużej mocy. Gdyby nastąpiła konsolidacja, miałyby większą siłę przebicia. Mogłyby także skuteczniej wpływać na państwo. ROZMAWIAŁ| SF Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 19 ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA Przedstawiciele WKK Zenon Michaś, prezes zarządu firmy Lazur Zygmunt Garstecki, prezes firmy Pol-Car Czy warto należeć do organizacji biznesowej? Gdyby miał Pan nakłonić do tego swojego niezrzeszonego kolegę, jakich argumentów by Pan użył? ZENON MICHAŚ: Z własnego doświadczenia wiem, że członkostwo w organizacji biznesowej ma zarówno swoje zalety, jak i wady. Jest to względne i zależne od wielu czynników. Jeśli chodzi o drugą część pytania – nie należę do osób, które zmuszają kogoś do czegoś. Nie zakładam, że każdy powinien być zrzeszony. Jestem daleki od nakłaniania do tego. ZYGMUNT GARSTECKI: Oczywiście, że warto. Znajomemu powiedziałbym o możliwości poznania nowych ludzi. Ciekawe biznesowe kontakty są konieczne, to wymiana doświadczeń. Dzięki temu można dyskutować na temat problemów i możliwości. Co więcej, te spotkania nie ograniczają się do kilku firm. To także możliwość kontaktu z przedstawicielami innych branż. Organizacje biznesowe muszą zająć się przede wszystkim oddziaływaniem na rząd w procesie tworzenia przepisów. Dzięki temu moglibyśmy osiągnąć np. poprawę warunków pracy. Jakie korzyści uzyskał Pan ze swojej organizacji biznesowej? Jak przyczyniło się to do rozwoju firmy? ZENON MICHAŚ: Przede wszystkim informacje, cała strona merytoryczna. Przynależność do organizacji to dla mojej firmy także kontakty z innymi przedstawicielami świata biznesu. Zrzeszenie zapewnia wsparcie wielu osób i ułatwia wzajemną integrację. Nie mam natomiast możliwości rzetelnego sprawdzenia, czy korelacja z organizacją przełożyła się np. na wzrost sprzedaży. 20 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 ZYGMUNT GARSTECKI: Trudno mówić o konkretach. Na pewno sprzedajemy samochody osobom, które poznaliśmy dzięki przynależności do organizacji. Korzyści ciężko jest zmierzyć, bycie zrzeszonym trudno przeliczyć na złotówki czy liczbę kontraktów. Jakie wyzwania, Pana zdaniem, stoją przed organizacjami biznesowymi i jakie palące problemy polskiego biznesu powinny rozwiązywać? ZENON MICHAŚ: Organizacje biznesowe muszą zająć się przede wszystkim oddziaływaniem na rząd w procesie tworzenia przepisów. Dzięki temu moglibyśmy osiągnąć np. poprawę warunków pracy. Politycy jednak potrzeb przedsiębiorców nie rozumieją, a wzajemne przenikanie się tych dwóch światów budzi podejrzenia. ZYGMUNT GARSTECKI: Myślę, że problemem jest mało elastyczny kodeks pracy. Za dużo w nim uprawnień wywalczonych przez związki zawodowe. Co gorsze, zamiast pomagać, często obracają się one przeciwko pracownikom. Na przykład wcześniejsze emerytury to jednocześnie uprawnienie i kara. Związki zawodowe w ogóle działają w sposób nie do końca pożądany. Reprezentują interesy swoich władz, a nie pracowników. To absurd, że angażują się politycznie. W efekcie jedne związki są najpierw na fali, a później w opozycji. Organizacje biznesowe są apolityczne i dzięki temu działają dobrze. ROZMAWIAŁA| Natalia Wrońska ORGANIZACJE BIZNESOWE: DEBATA Przedstawiciele WZP Lesław Wiatrowski, prezes firmy Wia-Les Kazimierzem Zagozda, prezes Luvena SA Czy warto należeć do organizacji biznesowej? Gdyby miał Pan nakłonić do tego swojego niezrzeszonego kolegę, jakich argumentów by Pan użył? LESŁAW WIATROWSKI: Generalnie warto należeć do tego typu organizacji. Trzeba jednak zastanowić się nad jej wizją i konkretnymi celami, jakie ma ona realizować. Obecnie istnieje wiele organizacji biznesowych, które powstawały w różnych warunkach. Dlatego należy zdefiniować, czemu każda z nich ma służyć. Musimy zastanowić się, jak ma wyglądać organizacja, aby przyciągnąć ludzi. Nie mam jednak na myśli organizacji masowej. Powinna być ona elitarna. Chodzi o to, aby przekazywać informacje kolegom o tym, jak mają funkcjonować w nowych warunkach. Ta wzajemna pomoc i wymiana doświadczeń jest głównym argumentem, którego użyłbym w nakłonieniu kolegi do zrzeszenia się. KAZIMIERZ ZAGOZDA: Skoro istnieją organizacje biznesowe, to warto do nich należeć. Co roku rozpatrujemy możliwość przynależności do nich i co roku podejmujemy pozytywną decyzję. Co daje zrzeszenie w organizacji? Przede wszystkim możliwość lobbingu w zakresie tworzenia prawa (chodzi tu o lobbing z wielkiej litery, bez pejoratywnych skojarzeń). Ponadto przynależność do organizacji biznesowej umożliwia wymianę doświadczeń między podmiotami, które łączą wspólne problemy i wspólna branża. Jakie korzyści uzyskał Pan ze swojej organizacji biznesowej? Jak przyczyniło się to do rozwoju firmy? LESŁAW WIATROWSKI: Moja firma zaistniała dużo wcześniej niż WZP. Korzyści, jakie uzyskuje z tytułu przynależności do organizacji biznesowej, nie są duże. Zrzeszenie gwarantuje mi przede wszystkim doradztwo prawne i zapewnia kontakt z rzeczoznawcami, co jest przydatne w przypadku reklamacji. To raczej drobne kwestie. Nie zmieni się to, dopóki nie określimy spójnej wizji działalności organizacji. KAZIMIERZ ZAGOZDA: Niewątpliwie jedną z największych korzyści była dla mnie możliwość oddziaływania na komisję trójstronną. Zostałem delegowany, aby reprezentować branżę chemiczną i uczestniczyć w procesie tworzenia przepisów prawnych. Inną zaletą przynależności do organizacji jest oferowany pakiet szkoleń. Dzięki małym i szybkim kursom moi pracownicy zyskują szereg informacji, dotyczących np. przepisów księgowych czy unijnych. Zyskuję na tym podwójnie – mam nie tylko dobrze wyszkoloną kadrę, ale i nie ponoszę dodatkowych kosztów związanych z wyjazdami, gdyż wszystkie szkolenia odbywają się na miejscu, w Poznaniu. Jakie wyzwania, Pana zdaniem, stoją przed organizacjami biznesowymi i jakie palące problemy polskiego biznesu powinny rozwiązywać? LESŁAW WIATROWSKI: Musimy się dogadać, o co chcemy walczyć. Obecnie istnieje wiele organizacji, z których każda ma swój cel i próbuje załatwić partykularne interesy kosztem innych. Wiele problemów rozwiążemy, gdy wszystkie organizacje biznesowe będą mówić jednym, wspólnym głosem. KAZIMIERZ ZAGOZDA: Po zawarciu umowy trójstronnej, przełożonej na pakiet antykryzysowy, problemem organizacji i biznesu w ogóle jest brak działań z zakresu PR dotyczących tego projektu. Media głośno komentują zapisy zawarte w pakiecie, wytykając błędy. Gdy „Rzeczpospolita” ostro go skrytykowała, środowisko biznesowe nie potrafiło odpowiedzieć. To duży problem, zwłaszcza w czasie, w którym o biznesie mówi się tylko w kontekście upadających przedsiębiorstw. Społeczeństwo powinno wiedzieć, z czym zmaga się biznes, jakie są jego problemy i potrzeby. Stworzenie pozytywnego wizerunku w tym zakresie to sprawa kluczowa. ROZMAWIAŁA| Natalia Wrońska Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 21 OKIEM Z BRUKSELI Yes, yes, yes! Muszę przyznać, że bardzo łatwo było wybrać temat tego tekstu. Temat, który jednocześnie jest najważniejszy dla Polski i dla Europy. To wybór Jerzego Buzka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. TEKST | Filip Kaczmarek M ożna żartobliwie powiedzieć, że teraz, jako Polacy, na szczytach Rady Europejskiej będziemy mieli dodatkowe krzesło. I to bez pomocy prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Parlamentu jest bowiem zapraszany na wszystkie szczyty Rady i prezentuje tam stanowisko Parlamentu. Dystansowanie się PiS-u od kandydatury Jerzego Buzka było przykrym i żenującym doświadczeniem. Tym bardziej że odbywało się to pod absurdalnym pretekstem braku formalnego zgłoszenia kandydata. W chwili gdy najważniejsi politycy w Europie rozważali atuty Jerzego Buzka, „życzliwi” z PiS-u obłudnie martwili się o rzekomy brak zgłoszenia naszego kandydata. Zawodowi malkontenci nie zadali sobie trudu przeczytania regulaminu Parlamentu, który określa sposób wyboru przewodniczącego. W sensie politycznym kandydatura Jerzego Buzka była znana od miesięcy. W noc wyborczą 7 czerwca mówił o nim przewodniczący największej frakcji politycznej w Parlamencie – Joseph Daul. A mówił to w chwili, gdy żaden kandydat nie był formalnie zgłoszony. Na szczęście „pomoc” ze strony prezydenta i PiS-u nie zaszkodziła naszemu kandydatowi. Niektórzy dziwią się, że część polskich polityków ma złą opinię wśród polityków z innych krajów Unii Europejskiej. Z przykrością trzeba stwierdzić, że nie ma w tym nic dziwnego. Sami pracujemy na taką opinię o sobie. Proszę wytłumaczyć komuś z Włoch, dlaczego polski prezydent bardziej troszczy się o swobodę wyrażania woli przez Irlandczyków niż o polityczny interes własnego kraju. Szczerze mówiąc, nawet Irlandczy- 22 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 cy nie rozumieją, skąd taka nagła sympatia do ich wolności. Z punktu widzenia innych krajów zachowanie Lecha Kaczyńskiego to nic innego, jak nieudolnie ukrywana niechęć do Traktatu Lizbońskiego. Prezydent nie może otwarcie kwestionować Traktatu, bo wcześniej chwalił ten dokument. Dlatego teraz wymyśla karkołomne konstrukcje. Tak samo było w przypadku kandydatury Jerzego Buzka. Nie można też zrozumieć, dlaczego prezydent nie docenia funkcji przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, mówiąc, że jego kadencja jest krótka, a rola symboliczna. W Parlamencie od dawna jest praktykowana tradycja piastowania funkcji przez połowę kadencji, a w tej symboliczności nie ma nic złego. Jeżeli przewodniczący jest tylko symbolem, to dlaczego Michał Kamiński (nieskutecznie zresztą) kandydował na jednego z 14 wiceprzewodniczących Parlamentu? Nasza narodowa odmienność polega na tym, że w każdym innym kraju wszyscy politycy cieszyliby się z wyboru swego rodaka na tak ważne stanowisko. Nikt publicznie nie kwestionowałby takiej decyzji. U nas, jak to zwykle bywa, naród jest mądrzejszy niż jego wybrańcy. Według badań sondażowych sympatia dla Buzka gwałtownie wzrosła i pod względem popularności został liderem polskiej polityki. Sukces jest tym większy, że zwycięstwo było bezapelacyjne. Pierwszy w historii przewodniczący Parlamentu pochodzący z Europy Środkowej uzyskał poparcie 555 posłów. Zamiast okrzyku: „Yes, yes, yes!!!” moglibyśmy teraz krzyknąć: „Pięć, pięć, pięć!!!”. Komunistyczna konkurentka zdobyła tylko 89 głosów. Wszystkie duże frakcje polityczne w Parlamencie Europejskim poparły naszego kandydata. Od dawna Polska nie miała tak wspaniałego sukcesu. PORADY PRAWNE Między słowami Niekonwencjonalne podejście do rozwiązywanego problemu i kompetencje językowe są niezbędne w przypadku skomplikowanych sporów prawnych. TEKST | mecenas Jerzy Krotoski W brew powszechnemu przekonaniu, prawnicy nie stanowią jednolitej wewnętrznie grupy zawodowej o porównywalnych umiejętnościach, kompetencjach czy osobowościach. W wielu nietypowych sprawach, wymagających nowatorskiego podejścia i niekonwencjonalnych rozwiązań, strategia i osobowość prawnika mogą decydować o wygranej. Specyfika zawodu adwokata, ale również doświadczenie, wiedza i specjalizacja prawnika decydują o jakości świadczonych usług i sposobie podejścia do problemu. Z całą pewnością znajomość przepisów prawa materialnego i procedury stanowi podstawę wykonywania zawodu. Gwarantuje to prawidłowe prowadzenie sprawy i umożliwia poprawną ochronę interesów klienta, a samego prawnika sprowadza do roli dobrego rzemieślnika. Zdarza się jednak, że rzemieślnik nie wystarcza. Adwokat nie tylko winien znać zmieniające się przepisy, ale jednocześnie musi umiejętnie posługiwać się słowem. Bez zdolności odpowiedniego interpretowania umów, dokumentów i wypowiedzi świadków trudno jest osiągnąć pożądany efekt. Dużym wyzwaniem dla prawnika są spory powstałe na gruncie interpretacji umów cywilnoprawnych. Największą satysfakcją dla adwokata jest wygranie sprawy, w której udało się tak zinterpretować postanowienia umowy, że ich rzeczywista treść całkowicie różni się od ich językowego brzmienia, na pozór oczywistego po pierwszym przeczytaniu umowy. Cała finezja sztuki prawniczej polega bowiem na wykazaniu, że np. zapis umowny „cena wynosi 500 000 zł” nie jest kategoryczny i dopuszcza szereg odstępstw, o które stronom umowy chodziło, jednak wprost ich w umowie nie zapisały. Nie zawsze bowiem tekst umowy odzwierciedla rzeczywisty zamiar stron. Dopiero szeroka interpretacja postanowień umowy, wprowadzonych zmian oraz praktyki wymiany handlowej między kontrahentami pozwoliła ustalić rzeczywisty kształt umowy i uzyskać rozstrzygnięcie w całości na korzyść klienta. Zdarza się, że odtwarzany jest przebieg negocjacji poprzedzających zawarcie umowy, aby dokładniej ustalić, „co strony miały na myśli”. Wszystko to jednak wymaga pewnej wrażliwości lingwistycznej i nierzadko odwoływania się do dorobku językoznawstwa. Umiejętność sprawnego posługiwania się słowem jest niezbędna nie tylko na sali rozpraw. Przedsiębiorcy rozumieją potrzebę zabezpieczenia swoich interesów jeszcze przed nawiązaniem współpracy i coraz częściej zwracają się o pomoc już na etapie redagowania umowy. Cała finezja sztuki prawniczej polega bowiem na wykazaniu, że np. zapis umowny „cena wynosi 500 000 zł” nie jest kategoryczny i dopuszcza szereg odstępstw, o które stronom umowy chodziło, jednak wprost ich w umowie nie zapisały. Złożone stosunki gospodarcze wymagają wieloaspektowej analizy i umiejętności przewidywania możliwych scenariuszy tak, aby zagwarantować maksymalne bezpieczeństwo prawne planowanej inwestycji i silną pozycję klienta w razie sporu. W takich przypadkach cały kunszt polega na tym, aby w umowie wprowadzić maksymalne zabezpieczenia dla klienta, a jednocześnie nie przestraszyć drugiej strony ostrymi sformułowaniami. Potrzeba zatem dużego wyczucia językowego, aby zapisy nieprzyjemne dla drugiej strony odpowiednio ubrać w słowa, a jednocześnie zapewnić ich wykonalność w razie ewentualnego sporu sądowego. Jak widać, kultura słowa i wrażliwość językowa to nie tylko element savoir-vivre, ale również narzędzie pracy. Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 23 TWOJA FIRMA Kompleksowe zarządzanie transportem W czasie walki o pozycję na rynku firmy muszą dysponować sprawnie działającym systemem informatycznym. Aby to osiągnąć, wprowadzono rozwiązanie ICG FOL. Właściciele przedsiębiorstw otrzymali odpowiednie narzędzie optymalizujące spedycję. TEKST | Marcin Kuryłło D uża konkurencja wymusza na firmach optymalizację działania poprzez zmniejszenie kosztów działalności, wzrost efektywności oraz zapewnienie bezpieczeństwa pracownikom. Dotyczy to w znacznym stopniu zarządzania transportem w przedsiębiorstwach. Pomocne w tej sytuacji może być wykorzystanie sprawnego systemu informatycznego, uwzględniającego potrzeby firm w tym zakresie. Przedsiębiorstwa aspirujące do odgrywania ważnej roli na rynku muszą posiadać pełne informacje oraz reagować w taki sposób, aby zdobyć przewagę konkurencyjną nad innymi. Pod czujnym okiem ICG FOL to rozwiązanie w formie wygodnego serwisu internetowego, które w oparciu o system SAP dostarcza pełnych informacji o pracownikach w terenie oraz lokalizacji i wykorzystaniu środków transportu. Narzędzie pozwala na śledzenie zgodności planowanych i faktycznych działań oraz terminów realizacji dostaw zamawianych towarów. – W pojazdach monitorowane są urządzenia wykorzystujące najnowsze technologie. Zintegrowane w jednym module podzespoły zbierają i analizują wszystkie niezbędne dane, takie jak sygnał GPS, w celu zlokalizowania pojazdu, i stan aktywnych wejść (np. autoalarm, autoryzacja, temperatura, stan paliwa, etc.). Specjalnie zabezpieczone dane są transmitowane dalej z wykorzystaniem technologii GPRS, SMS lub CSD. Oprogramowanie urządzeń można aktualizować za pośrednictwem GPRS, zatem dodawanie nowych funkcji oraz unowocześnianie oprogramowania odbywa się bez komplikacji dla użytkowników. Takie podejście daje użytkownikom gwarancję funkcjonowania systemu przez wiele lat – mówi Tomasz Krasiejko, dyrektor handlowy Finder S.A. 24 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Więcej za mniej Rozwiązanie adresowane jest do firm handlowych, dystrybucyjnych, transportowych, produkcyjnych i logistycznych, które posiadają flotę samochodową i są zainteresowane zmniejszeniem kosztów oraz zwiększeniem efektywności poprzez wzrost liczby wykonanych zadań, a także skrócenie czasu potrzebnego na ich realizację. – Firmy, które zdecydują się na wdrożenie rozwiązania ICG FOL, mogą optymalizować transport poprzez wybór kolejności dostaw i wyznaczanie tras dla transportów, dzięki czemu zmniejszą się przebiegi oraz ilość zużywanego paliwa. Dodatkową korzyścią są pełne informacje, jakie otrzymują zarządzający flotą, o licznikach zużycia paliwa, poziomie oleju, aktualnej prędkości i temperaturze w samochodach chłodniach itp. Wszyscy klienci mają dostęp do aktualnych informacji przy użyciu przejrzystej i wygodnej w obsłudze przeglądarki internetowej. Rozwiązanie może być w pełni zintegrowane z systemem SAP – mówi Marcin Bąkowski, dyrektor sprzedaży ICG Wdrożenia SAP. TWOJA FIRMA Ile kosztuje profesjonalna serwerownia? Outsourcing systemów informatycznych pozwoli Twojej firmie zaoszczędzić pieniądze. TEKST | Marcin Kuryłło J ednym ze znaczących obciążeń dla finansów firm jest budowanie i utrzymywanie własnych serwerowni. Zbudowanie prywatnego data center to koszt od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Należy pamiętać o tym, że serwerownia składa się nie tylko z pomieszczenia, ale także ze specjalistycznych instalacji: elektrycznej, przeciwpożarowej, układu wentylacji i klimatyzacji. To wszystko plus opłaty za prąd, łącza internetowe, chłodziwo to niemałe koszty. Nie można również zapominać o wynagrodzeniu dla wysoko kwalifikowanych pracowników, którzy taką serwerownię obsługują. Dlatego najlepszą alternatywą dla budowania i utrzymywania własnych data center jest skorzystanie z zewnętrznego, profesjonalnego centrum gromadzenia i przetwarzania danych. Firma ICG Wdrożenia SAP wychodzi naprzeciw potrzebom firm w zakresie zarządzania środowiskiem IT, oferując gotowe rozwiązania dopasowane do wielkości przedsiębiorstwa oraz liczby użytkowników systemu. Idealne rozwiązanie? Decyzja o skorzystaniu z obsługi profesjonalnego data center okazała się idealnym rozwiązaniem dla Koszalińskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Drzewnego. Firma wydzierżawiła pięć serwerów, na których pracuje system SAP, obsługujący ok. 150 użytkowników. – Podejmując decyzję o współpracy z firmą ICG Wdrożenia SAP, kierowaliśmy się kilkoma przesłankami. Po pierwsze, chcieliśmy ograniczyć koszty związane z budową, uruchomieniem i utrzymaniem własnych serwerów. Po drugie, zależało nam na dostępie do najnowocześniejszych technologii: serwerów o najwyższych parametrach użytkowych przy możliwie niskim koszcie utrzymania. Wreszcie ostatni powód to bezpieczeństwo danych i jakość obsługi, jakie zapewnia nam partner projek- tu – mówi Marek Szutowicz-Włodarczyk, prezes zarządu KPPD. Umowa została podpisana na trzy lata. Miesięczny koszt utrzymania i dzierżawy serwerów jest niższy od wynagrodzenia administratora infrastruktury sprzętowej. Dodatkową korzyścią jest usługa całodobowej administracji i utrzymania, ujęta w cenie dzierżawy: klient nie ponosi dodatkowych kosztów związanych z administracją. Dlaczego warto? W ramach usługi Koszalińskie Przedsiębiorstwo Przemysłu Drzewnego otrzymało: • gwarancję bezawaryjnego działania serwerów (niezależne zasilanie z dwóch linii miejskich, zasilanie awaryjne na agregatach); • pełną i szybką obsługę serwisową, w tym czterogodzinny serwis awaryjny; • całkowite przeniesienie odpowiedzialności na dostawcę usługi; • bezpieczeństwo przechowywania i przesyłania danych; • dostęp do infrastruktury internetowej udostępnianej przez pięciu niezależnych operatorów. – Wadami posiadania własnej serwerowni są przede wszystkim duże koszty związane z jej zbudowaniem i uruchomieniem, a następnie utrzymaniem oraz konieczność zatrudniania wysokiej klasy specjalistów. Zaletą jest dostęp do najnowocześniejszych technologii za cenę dopasowaną do możliwości przedsiębiorstwa. Chciałbym również zwrócić uwagę na bezpieczeństwo, jakie oferuje profesjonalne data center. Największe instytucje finansowe, sieci handlowe korzystają z podobnej usługi i chwalą sobie bezpieczeństwo, jakie otrzymują –– mówi Tomasz Stępski, bussines solution architect ICG Wdrożenia SAP. Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 25 TWOJA FIRMA Zarządzanie ograniczeniami Łańcuch jest tak silny jak jego najsłabsze ogniwo, czyli o teorii ograniczeń w biznesie. TEKST | Marcin Kuryłło, Małgorzata Janicka T OC to akronim od „Theory Of Constraints”, co po polsku znaczy „teoria ograniczeń”. TOC stanowi jedną z najskuteczniejszych filozofii zarządzania i doskonalenia organizacji. Metodyka teorii ograniczeń zawiera przejrzyste systemy planistyczne, narzędzia analityczne oraz sprawdzone rozwiązania stosowane w biznesie. Znajdują one zastosowanie w różnych gałęziach gospodarki: przemyśle, wojsku, medycynie, usługach, organizacjach pozarządowych, edukacji. Z rozwiązań Teorii Ograniczeń korzystają m.in.: Intel, Boeing, ABB, Fabryka Mebli Klose. Poprzez swoje holistyczne podejście TOC jest otwartą dziedziną nauki o zarządzaniu, która obejmuje coraz nowsze obszary rzeczywistości gospodarczej. U podstaw TOC leży zasada, że organizacja lub firma jest tak silna jak jej ograniczenie. Podobnie w łańcuchu – jest on tak silny jak jego najsłabsze ogniwo (ograniczenie). Zatem w każdym złożonym organizacyjnie systemie, w dowolnym momencie, istnieje zazwyczaj tylko jeden obszar, który ogranicza zdolność do osiągania zdefiniowanego celu. Organizacja, aby uzyskać znaczącą poprawę, musi być zarządzana z uwzględnieniem tegoż ograniczenia i dlatego mówimy o „zarządzaniu ograniczeniami”. Tradycyjne metody zarządzania nie pokazują, jak rozwiązywać problemy w ujęciu holistycznym. Każde niepożądane zjawisko zidentyfikowane w organizacji jest zwykle rozwiązywane osobno, bez uwzględnienia problemów w innych obszarach oraz skutków, które one powodują. Autorem koncepcji zarządzania ograniczeniami jest dr Eliyahu Goldratt. Punktem wyjściowym do stworzenia i opracowania TOC było pytanie: „Jak szybko i sprawnie poprawić rentowność firmy?”. Głównym celem firm jest zarabianie pieniędzy dziś oraz w przyszłości – i temu powinny być poświęcone działania kierownictwa oraz wszystkich pracowników organizacji. Najlepiej zilustrować to przykładem: u producenta opakowań X proces produkcyjny obejmuje trzy etapy: zadruk tektury, sztancowanie oraz klejenie. Klasyczne podejście do zarządzania produkcją oznacza planowanie produkcji w ujęciu liniowym. Z uwagi na brak zharmonizowania mocy produkcyjnych poszczególnych etapów powstają często: nadmierna produkcja w toku, zbyt wysokie stany magazynowe, brak punktualności dostaw. W takiej sytuacji kierownictwo podejmuje najczęściej decyzję o inwestowaniu w najmniej wydajne ogniwo, co prowadzi do wzrostu kosztów. TOC zaleca, aby rozpocząć planowanie pro- 26 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 dukcji od najmniej wydajnego ogniwa. Efektem są: płynna organizacja pracy, niższe koszty produkcji, większa wydajność załogi, mniejsza awaryjność maszyn. Więcej informacji na temat teorii ograniczeń będzie można uzyskać podczas konferencji „TOC receptą na rozwój Twojego biznesu” organizowanej wspólnie przez firmy ICG Wdrożenia SAP, VENTO Consulting oraz INFOR Training. Konferencja odbędzie się w Poznaniu 27–28 października 2009 roku. Więcej informacji na stronie www.icg.pl. Podczas konferencji firma ICG Wdrożenia SAP przedstawi oprogramowanie wspierające zarządzanie przedsiębiorstwem według teorii ograniczeń. Aksjomaty Teorii Ograniczeń: 1. Rzeczywistość jest prosta. 2. Jeżeli rzeczywistość wydaje się skomplikowana, to dlatego, że jej nie rozumiemy. 3. Każdy problem można rozwiązać, ale najpierw trzeba go zrozumieć. Zarządzanie organizacją zgodnie z zaleceniami teorii ograniczeń daje wiele korzyści, które prezentuje poniższa tabela. TYP PRZEDSIĘBIORSTWA PRODUKCJA NIEPOŻĄDANE EFEKTY JAKIE WYSTĘPUJĄ W PRZEDSIĘBIORSTWACH • Niski poziom punktualności dostaw • Zbyt wysokie stany magazynowe • Niska dostępność produktów KORZYŚCI Z WDROŻENIA TOC • Punktualność dostaw powyżej 95% • Czas dostaw krótszy nawet o 50% • Niższe stany magazynowe nawet o 50%. • Dostępność produktów powyżej 95% DYSTRYBUCJA • Niska dostępność produktów • Wysokie stany magazynowe • Sprzedaż na siłę i zapychanie kanałów dystrybucji • Wysoka dostępność produktów powyżej 95% • Niższe stany magazynowe nawet o 50%. • Sprzedaż zrównoważona i współpraca z kanałami dystrybucji SPRZEDAŻ • Syndrom końca miesiąca/końca kwartału • Olbrzymia liczba kontaktów (czas) • Mała sprzedaż • Sprzedaż systematyczna co tydzień • Mniej kontaktów, ale lepszych • Wysoka sprzedaż dzięki wysokiemu wskaźnikowi konwersji ZARZĄDZANIE PROJEKTAMI • Zbyt długi czas realizacji projektów • Złe praktyki – zbyt wiele projektów jednocześnie, • Przekraczanie założonych budżetów • Czas realizacji projektu krótszy o 20 - 50% • Wielozadaniowość ograniczona do minimum • Realizacja projektów w założonym budżecie INWESTYCJE Powiat poznański Czy warto inwestować w powiecie poznańskim? To pytanie kluczowe – zarówno dla potencjalnych inwestorów, jak i dla lokalnych samorządów. Zadanie nie jest łatwe, gdyż każdy region kraju właśnie u siebie stara się zapewnić lokatę pożądanego kapitału. TEKST | Anna Solak W powiecie poznańskim, mimo kryzysu gospodarczego, pojawią się nowe miejsca pracy. Powstaną one za sprawą budowanej właśnie fabryki farb w Niepruszewie (gmina Buk). Miejsce to uznała za optymalne duńska firma Hempel Manufacturing. Inni również lokują tu swój kapitał: Baumit – austriacki producent materiałów budowlanych, który inwestuje w Pobiedziskach, czy amerykański koncern Kimball Electronics, funkcjonujący w Sadach (gmina Tarnowo Podgórne). Każdy z tych nowych podmiotów gospodarczych oferuje miejsca pracy dla okolicznych mieszkańców. Inne renomowane marki, które zaufały terenom wokół stolicy Wielkopolski, to m.in. Volkswagen, MAN, Wavin Metalplast czy Raben. Rodzimi inwestorzy również uznali je za odpowiednie, tak jak Solaris Bus&Coach, mieszczący się w Bolechowie. Zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników nowych firm jest nasycane poprzez tworzenie konkretnych szkół zawodowych przy wcześniejszym porozumieniu z przyszłym pracodawcą. W ten sposób wykształceni zostali np. mechatronicy dla firmy Volkswagen Poznań. Szacuje się, że w powiecie poznańskim jest około 41,5 tys. zarejestrowanych podmiotów gospodarczych (dane z marca 2009 roku). W szerszym rozliczeniu stanowią one blisko 37 % wszystkich podmiotów działających na terenie województwa wielkopolskiego. – Dobrze jest inwestować w powiecie poznańskim, bo dobrze jest być w dobrym towarzystwie – kwituje Jan Grabkowski, starosta poznański. 28 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Na dobry początek – ulgi Co tak naprawdę przyciąga inwestorów w te strony? Bliskość ogromnego rynku zbytu (w samym Poznaniu liczbę stałych mieszkańców określa się na 600 tys., gminy przyległe natomiast zamieszkuje 310 tys. potencjalnych klientów), rozwinięta infrastruktura (autostrada A4 i drogi ekspresowe S-11 oraz S-5 w fazie budowy), dostęp do wykwalifikowanej kadry pracowniczej (ośrodek akademicki) czy zwolnienia i ulgi podatkowe. Jeśli chodzi o ten ostatni czynnik, sytuacja jest zróżnicowana. Warunki ich przyznawania nie są jednolite, jako że zależą od skali danej inwestycji i wysokości poniesionych nakładów finansowych. Przykładowo: gmina Pobiedziska oferuje ulgi podatkowe w zakresie podatku od nieruchomości dla przedsiębiorców prowadzących swoją działalność gospodarczą w nowo wybudowanym budynku (tj. takim, który został oddany do użytku po 1 stycznia 2006 roku) lub jego części. Wysokość podatku wygląda tutaj następująco: w pierwszym roku zaistnienia obowiązku podatkowego – 1,2% wartości budowli, a następnie kolejno – 1,4%, 1,6% i 1,8%. Okres korzystania z tego przywileju trwa od roku do czterech lat. Nie wyklucza się przy tym korzystania z innego rodzaju udogodnień oferowanych przedsiębiorcom. Warunkiem niezbędnym jest, aby łącznie nie przekroczyły one granic wyznaczonych przez obowiązujące przepisy. Starostwo czy gmina? Kto i za co odpowiada Powodzenie polityki inwestycyjnej w dużej mierze uzależnione jest od prawidłowej współpracy wszystkich odrębnych INWESTYCJE FOTO: CLIP Wspomniane Centrum Promocji Biznesu oprócz prezentacji na międzynarodowych targach oferuje pośrednictwo w nawiązywaniu kontaktów z zagranicznymi przedsiębiorcami. Odbywa się to poprzez sieć kontaktów z partnerskimi samorządami z Austrii, Niemiec, Brazylii, Włoch czy Ukrainy. W Swarzędzu działa ponadto Centrum Logistyczno-Inwestycyjne, ciągle rozrastające się za sprawą lokacji firm w jego pobliżu. Oferuje ono głównie projektowanie i budowę hal, a także wynajem już gotowych pawilonów. Część terenów Centrum objęta jest specjalną strefą ekonomiczną. Obecność takiej strefy może zapewnić inwestorom przygotowanie działek pod kątem uzbrojenia i mediów. Daje też możliwość zwolnienia firm z płacenia podatków na okres 12 lat i może nastąpić z dwóch przesłanek: poniesionych nakładów inwestycyjnych lub tworzenia nowych miejsc pracy. Istnieje także szansa czasowego anulowania podatków lokalnych. Strategia powiatu opiera się zatem na opracowaniu ofert gmin, pomocy w ich realizacji i powiększaniu palety udogodnień dla inwestujących podmiotów. W poszukiwaniu lidera Spośród siedemnastu gmin powiatu trudno wyodrębnić niekwestionowanego lidera na płaszczyźnie inwestycyjnej. Każda posiada inne walory i atuty, choć ze względu na stopień jakości ofert wyróżnia się gminy Pobiedziska, Buk i Tarnowo Podgórne. Oferty te są na bieżąco aktualizowane, zwłaszcza teraz, gdy zbliża się termin rozpoczęcia targów Expo Real 2009. Niektóre gminy przechodzą radykalną metamorfozę. Gmina Kleszczewo, którą do tej pory cechował profil rolniczy, już niedługo może zmienić swój charakter za sprawą budowy w jej obrębie węzła wylotowego autostrady w kierunku Gniezna. Z kolei gmina Mosina niebawem nabierze rysu rekreacyjnego, gdyż w Krajkowie planuje się stworzenie trzeciego w powiecie pola golfowego. Teren pod ten projekt w dalszym ciągu jest do nabycia. Jak wygląda przygotowanie inwestycyjne powiatu w porównaniu z innymi aglomeracjami, na przykład Wrocławiem? – Nie można porównywać aglomeracji poznańskiej z aglomeracją wrocławską. Działania Poznania są działaniami „u podstaw”, jednak prowadzącymi do konkretnego celu, a działania Wrocławia są nacechowane medialnym rozgłosem. Choć moim zdaniem powiat poznański i gminy otaczające Poznań są silniejsze gospodarczo od wrocławskich – twierdzi Tomasz Morawski, dyrektor Wydziału Promocji Starostwa Powiatowego w Poznaniu. Jednakże o tym, kto w danej chwili będzie znajdował się na czele tego swoistego peletonu, zadecydują już sami inwestorzy oraz szeroko pojęty vox populi. W Krajkowie powstanie pole golfowe FOTO: CLIP organów, jakimi są Urząd Marszałkowski, Starostwo Powiatowe i władze gminne. Jeśli chodzi o dofinansowanie danego projektu ze środków UE, leży to w kompetencji Urzędu Marszałkowskiego i to właśnie tam przedsiębiorcy powinni składać wnioski. W przypadku poznańskich gmin obserwujemy nikłe dotacje w obrębie gospodarki, gdyż obszary te są już dobrze rozwinięte. Niemniej w takich dziedzinach jak rozwój oświaty czy infrastruktury szanse na zdobycie funduszy z unijnego źródła rosną. Kooperacja na linii starostwo – gmina opiera się natomiast na tym, iż starostwo otrzymuje od gmin oferty terenów inwestycyjnych, które po odpowiednim przygotowaniu promuje na zagranicznych targach nieruchomości, np. w Cannes czy na Expo Real w Monachium. Wszelkie informacje dotyczące tych terenów można otrzymać tak w urzędach gmin, jak i w Centrum Promocji Biznesu Powiatu Poznańskiego. Po nawiązaniu kontaktu z inwestorem negocjacje powracają do urzędu gminy, gdzie osoby upoważnione kontynuują dalsze rozmowy z zainteresowanym podmiotem. Centrum Logistyczno-Inwestycyjne Poznań Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 29 KULTURA Straszy dwór Świadectwo dawnej świetności wielkopolskiej szlachty – dworki i pałace – popadają w ruinę. Pasjonaci, na ogół lokalni biznesmeni, próbują je ratować. Za kilka lat niektóre z nich zostaną już tylko na fotografiach. TEKST | Sebastian Frąckiewicz ZDJĘCIA | Waldemar Śliwczyński W aldemar Śliwczyński to zarazem przedsiębiorca i fotograf, na co dzień właściciel i wydawca „Wiadomości Wrzesińskich”. Na zamówienie Muzeum im. Adama Mickiewicza w Śmiełowie realizuje projekt „Topografia niepamięci”. Jego celem jest sfotografowanie opuszczonych, zaniedbanych dworów i pałaców Wielkopolski. Do tej pory odwiedził 40 obiektów, a to dopiero połowa pracy. Pracuje przy pomocy aparatu wielkoformatowego, a zdjęcia wywołuje na tzw. barytach. To klasyczny papier fotograficzny i klasyczna praca w ciemni. Śliwczyński musi się spieszyć, bo szlacheckie siedziby tętniące przed wojną życiem, są w opłakanym stanie. – Niektóre miejsca, które odwiedzałem, już nie istnieją – przyznaje. Jego zdjęcia, bezpośrednie i oszczędne formalnie, przedstawiają dramatyczny obraz zniszczonego ziemiańskiego świata, który tak naprawdę tworzył podstawę kulturowego dziedzictwa Wielkopolski. Wiele obiektów czeka na ratunek. Dla takich, jak kompletnie zniszczony dwór w Kotlinie, szans praktycznie nie ma. Problem tkwi w prawie. Reprywatyzacyjny pat Na podstawie Dekretu PKWN o reformie rolnej z 6 września 1944 roku w ręce państwa trafiły wszelkie majątki przekraczające 50 ha powierzchni użytków rolnych lub 100 ha powierzchni ogólnej. W praktyce uwłaszczone zostały także mniejsze majątki. Na mocy innej ustawy upaństwowiono również posiadłości niemieckie, które przed wojną stanowiły w Wielkopolsce ok. 30%. Dziś większość obiektów zarządzana jest przez Agencję Nieruchomości Rolnych, która najchętniej pozbyłaby się niszczejących budowli, ale problem stanowi brak ustawy reprywatyzacyjnej. Nawet jeśli mamy wystarczające pieniądze, możemy kupić tylko taki 30 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Paruszewo, powiat słupecki zabytek, do którego spadkobiercy nie zgłosili roszczeń lub roszczenia są nieuzasadnione. W Wielkopolsce w dużej mierze są to właśnie majątki poniemieckie, bowiem wielkopolscy Niemcy w 1939 roku na ogół zrzekli się obywatelstwa polskiego i w świetle prawa ich roszczenia się nie liczą (chyba że wówczas zostali przy obywatelstwie polskim). Ale nawet przypadku polskich majątków czasem roszczeń nie ma – w czasie wojny ginęły przecież całe rodziny. Natomiast w stosunku do wielu dworów, zostały one jednak zgłoszone. W świetle obecnej ustawy spadkobierca, który udokumentował swoje prawo do obiektu, może go jedynie kupić od Agencji na prawach rynkowych na zasadzie pierwszeństwa, bez przetargu. Nie odzyska go za darmo. I tu powstaje pat, bo nie każdy spadkobierca ma na to środki. Z kolei Agencja nie ma prawa odsprzedać takiego zabytku nikomu innemu. W efekcie przybywa ruin, bo państwa nie stać na niezbędne remonty. Obecnie w posiadaniu poznańskiego oddziału terenowego ANR znajdują się 124 zespoły dworsko-pałacowe i 58 zespołów pałacowo-parkowych z czego jedynie do 33 nie zgłoszono żadnych roszczeń. Szlachecka tradycja Marcin Libicki, historyk sztuki i znawca tematu (a do niedawna także europoseł), nie jest optymistą i nie widzi na razie szans na reprywatyzację. To mało medialny temat, KULTURA a ostatnim razem projekt ustawy zgłoszono w kadencji sejmu 1997–2001 i został zawetowany przez prezydenta Kwaśniewskiego. Choć obserwuje coraz większe zainteresowanie dworami wśród wielkopolskich biznesmenów, to na Mazowszu sprawa wygląda lepiej. – Środowisko warszawskie ma po prostu więcej pieniędzy. Poza tym, niezależnie od regionu, to tak naprawdę wyścig człowieka z czasem. I człowiek w wielu przypadkach przegrywa – mówi naszej redakcji. Na pytanie, jakich argumentów użyłby, aby przekonać biznesmenów do inwestowania w dworki argumentuje: – Polska kultura zakorzeniona jest w tradycji szlacheckiej. Nie w chłopskiej, mieszczańskiej czy wielkopańskiej, ale właśnie w tradycji rodzinnych dworów i dworków, spójrzmy choćby na Soplicowo. Kultura szlachecka, o czym warto pamiętać, to także kultura indywidualizmu i demokracji. Ktoś, kto urządza się w dworze, wpisuje się bezpośrednio w tę tradycję. Poza tym to zupełny inny tryb życia, bliższy naturze. Nie dla zysku Wielkopolscy biznesmeni, którzy kupują kompleksy dworskie i pałacowe (kompleksy, bo na ich terenie najczęściej znajdują się także park, staw czy pomniejsze zabudowania), robią to z przeznaczeniem na własne siedziby lub wykorzystują jako obiekty rekreacyjne i hotelowe. I w jednym, i drugim przypadku wymaga to dużych pieniędzy, samozaparcia i zamiłowania do historii. Trzeba wygrać przetarg, mieć plan renowacji tworzony przy udziale konserwatora zabytków, a także tzw. program, który obejmuje pomysł na dany obiekt i harmonogram prac. Dworu nie kupuje się z racjonalnych pobudek. Piotr Olewiński, współwłaściciel pałacu Mierzęcin i firmy Novol nie ma co do tego złudzeń. – Z punktu widzenia biznesowego taka inwestycja praktycznie się nie zwraca, nawet w chwili obecnej, kiedy prowadzimy tu hotel, jest to trudne. Oczywiście cały czas rozwijamy ofertę rekreacyjno-turystyczną: mamy stadninę koni, korty tenisowe, bowling, spa, a obecnie trwają prace przy budowie basenu w jednym z zaadaptowanych budynków folwarku. Wierzymy, że kiedyś pałac Mierzęcin będzie przynosił dochody, choć jest to przede wszystkim pasja i mamy ogromną satysfakcją z tego, że udało nam się ten obiekt przywrócić do świetności. Postanowiliśmy kupić obiekt historyczny, bo takie miejsca mają duszę i charakter – opowiada. Kiedy Piot Olewiński i Piotr Nowakowski z Novolu kupowali Mierzęcin, był on zdewastowany, wcześniej zajmował go miejscowy PGR. Nie zniechęciło ich to jednak. Nie załamała się także Helena Osicka, właścicielka firmy Landbud i pałacu w Zalesiu (gmina Borek Wielkopolski), która kupując pałac, zastała go w 60% ruinie, ze zniszczonym dachem i kompletnie zniekształconym wnętrzem. Obszerne pomieszczenia zostały podzielone bowiem na mniejsze mieszkania ściankami działowymi. Trzeba było wszystko rekonstruować. – To ciężka i kosztowna praca, ale jej efekt wynagradza mi wysiłek włożony w renowację. Cieszę się z wszystkiego, co tu powstaje. Tak naprawdę ja przy tym odpoczywam, bo to coś zupełnie innego niż prowadzenie firmy. Gdybym mogła, uratowałabym wszystkie pałace – mówi Helena Osicka. Obecnie najwięcej pracy wkłada w renowację wnętrz. Kupiła już kolejny, Unia, powiat słupecki mniejszy zabytek. Narzeka jednak na tych nabywców, którzy kupują pałac, a potem nie przeprowadzają remontów. – To jest straszne, konserwator powinien dawać kilka lat na to, aby w obiekcie ruszyły prace, a jeśli budynek nadal niszczeje, powinien być odbierany – dodaje. Zarówno Piotr Olewiński, jak i Helena Osicka potwierdzają słowa Marcina Libickiego o innym, „dworskim życiu”. Jak mówią, pałacowe kompleksy stojąc na uboczu, tworzą enklawy ciszy i spokoju, czas płynie tu inaczej. Oby tych enklaw udało się ocalić jak najwięcej. Bardo, powiat wrzesiński Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 31 KULTURA Stworzyłem przestrzeń dla sztuki O sztuce, walce o odtworzenie zabytków i emocjach z nimi związanych opowiada w rozmowie z „Głosem Biznesu” Andrzej Kareński- Tschurl. ROZMAWIALI | Damian Nowak, Michał Cieślak Historia obecności rodziny Kareńskich w dworku w Podstolicach sięga 1992 roku… Wszystko zaczęło się znacznie wcześniej od sceny artystycznej i galerii, którą przy Starym Rynku w Poznaniu prowadziła moja żona. Nasza galeria była jednak za mała, nie mogliśmy aranżować tych spotkań tak, jakbyśmy chcieli. Stąd pomysł na to, by poszukać budynku gwarantującego swobodę, odpowiednią przestrzeń dla rzeźb, obrazów i spotkań. Wykorzystaliśmy fakt, że w tamtych czasach, mimo wielu ograniczeń, był jeden przepis, który ułatwił nam starania o dworek w Podstolicach. Członkowie związków twórczych mogli ubiegać się o udostępnienie zabytków z list urzędów miast, pod warunkiem stworzenia w nich miejsca promującego kulturę. Moja żona, jako piosenkarka, skorzystała z tej możliwości. Początki nie były zapewne łatwe… Zaproponowano nam siedem obiektów, niewątpliwie pięknych, ale bardzo dużych, wymagających kosztownych inwestycji. Mierząc siły na zamiary, wybraliśmy najmniejszy z nich i najlepiej położony, bez ryzyka, że pewnego dnia zgłoszą się z roszczeniami poprzedni właściciele. Dwór w Podstolicach, położony w dobrym miejscu koło Wrześni, kilka kilometrów od obecnej autostrady, przed wojną był dzierżawiony (własność skarbu państwa). Zastaliśmy budynek w opłakanym stanie, w sali balowej przez dziurawy strop można było oglądać niebo. Naszym celem było stworzenie w tym miejscu sceny, galerii, organizacja wystaw i koncertów. Do tej koncepcji udało się przekonać panią konserwator, która pozwoliła na adaptację pomieszczeń. Działaliśmy po omacku, nie zachowała się żadna dokumentacja obiektu pozwalająca odtworzyć dawny wygląd, niewiele było też oryginalnych elementów zdobniczych czy sprzętów. Krok po kroku tworzyliśmy salę teatralną, salę galerii, urządzaliśmy piętnaście pokojów mieszkalnych, na pod- 32 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 daszu pomieszczenia konferencyjne. Cieszyliśmy się z tego, że park, mimo tego że zarośnięty, nie był zniszczony. Zachował się staw, droga dojazdowa i przede wszystkim nienaruszony 150-letni drzewostan. Dlaczego tak ważne było dla Pana znalezienie miejsca poza miastem na działania artystyczne? W latach 90. byliśmy jedyną polską galerią biorącą regularnie udział w targach sztuki za granicą. Promując dzieła sztuki na targach we Frankfurcie, w Japonii czy na Art Cologne, mogłem bez problemów zaprosić klientów do odwiedzenia galerii, zaproponować plener rzeźbiarski czy zorganizować wernisaż. Moją intencją było stworzenie przestrzeni artystycznej. Mógłbym oczywiście wybudować nowy budynek galerii. Ale to trochę tak jak z dobrą porcelaną. Figurki miśnieńskie, mimo że od dwustu lat produkowane wciąż z tych samych materiałów, według tego samego wzoru, mają różną wartość. Także symboliczną. Te starsze mają swoją historię, człowiek wiąże się z nimi emocjonalnie. Miał Pan chwile zwątpienia? Bywały momenty trudne. Większość z nich wynikała z braku właściwej informacji. Nikt nie zajmował się wyliczeniem rzeczywistych kosztów całej inwestycji. Wydawało mi się, że z naszej działalności uda się wyremontować i utrzymać pałacyk. Rzeczywistość nie raz okazała się trudniejsza. Relatywnie tanio kupuje się taki obiekt – to jest pułapka, w którą człowiek sam wpada. Trzeba sobie uświadomić skalę, dla przykładu zwykła wymiana okien nie dotyczy czterech sztuk, tylko od razu czterdziestu. Takie przedsięwzięcie trudno jest traktować jako wykalkulowany projekt biznesowy. Obawialiśmy się pułapki kredytowej, dlatego nie rozpoczęliśmy wielkiego remontu, działaliśmy ostrożnie, Hiszpański styl w centrum Poznania adaptując pokój po pokoju. Dworek nie jest miejscem przynoszącym zysk, zresztą nie miał pełnić takiej funkcji. Środki z organizacji imprez, szkoleń, konferencji mają wystarczyć na pokrycie bieżących kosztów oraz pensje zatrudnionych osób. Oczywiście nie chciałbym z mojej działalności biznesowej dofinansowywać działania tego miejsca (poza wyjątkowymi sytuacjami). Cieszę się, że dzisiaj Podstolice stały się miejscem, gdzie można odciąć się zupełnie od świata, zrelaksować się w pięknym parku ze starymi drzewami. Organizacja szkoleń i konferencji pomaga nam w utrzymaniu obiektu, bo jako prywatna instytucja kultury nie jesteśmy dotowani przez żaden urząd. Na szczęście od jakiegoś czasu udaje nam się do organizacji koncertów, wystaw pozyskać firmę wspierającą. Czerpię z tego wiele satysfakcji – z obcowania z ładnymi przedmiotami, przebywania w wyjątkowych wnętrzach, spotykania wyjątkowych ludzi. To wszystko daje realizowanie takiego projektu. A ludzi chcących uczestniczyć w naszych inicjatywach jest coraz więcej. Dla Pana dwór w Podstolicach stał się pasją, przestrzenią dla sztuki. Czy poleciłby Pan komuś innemu zainteresowanie się opuszczonymi dworkami, których w Wielkopolsce nie brakuje? Gdyby ktoś mnie zapytał czy osiemnaście lat temu podejmowałem decyzję o zakupie dworku w pełni świadomie, odpowiem, że nie. Ale nie żałuję tego. Natomiast jeśli ktoś teraz chce budować duży dom w mieście, faktycznie polecałbym zaadaptowanie któregoś z zaniedbanych pałacyków. Dzisiaj najbardziej pożądanym dobrem jest przestrzeń. Miejski dom z miniaturowym ogródkiem nie zapewnia takiego komfortu. Pałacowe ogrody mają nierzadko dziesiątki tysięcy metrów kwadratowych powierzchni. Na koniec podkreśliłbym to, co dla mnie jest ważne – emocje związane z danym miejscem. reklama M. A. Kareński-Tschurl konsul honorowy Republiki Federalnej Niemiec w Poznaniu, przedstawiciel Rosenthala w Polsce, promotor polskiej sztuki współczesnej i artystów na licznych targach na świecie. POZNAŃ 90 pokoi Klimatyzacja Bar Wellness Business Corner Restauracja 4 sale konferencyjne (153 m2 ) Parking Św. Marcin 67 61-806 Poznań T. +48 624 88 00 F. +48 624 88 01 [email protected] www.nh-hotels.com FINANSE Plan sukcesji w biznesie Ostatnie 20 lat w Polsce to okres, który wielu przedsiębiorczych ludzi wykorzystało do tworzenia i rozwijania własnych firm. Teraz czas je zabezpieczyć na przyszłość. K ażdy biznes, jak statek na morzu, potrzebuje wyznaczonego kursu, silnej ręki kapitana oraz ciągłości dowodzenia. Dla przyszłości firmy konieczna jest wizja rozwoju na następne lata i następne pokolenia. Plan sukcesji powinien uwzględniać, że kiedyś przyjdzie czas, gdy ster biznesu przejmie kolejne pokolenie. Warto już dziś zastanowić się, jak nasi bliscy i nasz biznes są do tego przygotowani. Czy wiedzieliby dziś, co zrobić, gdyby wczoraj doszło do takiej zmiany przywództwa? Uwarunkowania historyczne i ustrojowe spowodowały, że znaczna część dużych majątków firmowych i osobistych w Polsce pochodzi z ostatnich 20 lat. Brakuje nam tradycji i pozytywnych przykładów dziedziczenia dużych majątków. Plan sukcesji w firmie oraz testament kojarzą nam się z ostatnim dokumentem, jaki będziemy podpisywać w życiu. Z tego powodu rzadko sporządzane są z odpowiednim wyprzedzeniem. Często, niestety, życie pisze inny scenariusz, a wtedy nie zdołamy już podpisać odpowiedniego dokumentu. Wobec braku ostatniej woli spadkodawcy zawartej w testamencie stosuje się „plan sukcesji” napisany przez ustawodawcę. Nasz majątek zostanie podzielony zgodnie ze wskazaniami dziedziczenia zapisanymi w przepisach prawa. Tryb dziedziczenia ustawowego rodzi często wiele problemów. Szczególnie w stosunku do składnika majątku, jakim jest firma. Kluczowy staje się problem czasu i braku możliwości sprawnego podejmowania decyzji biznesowych. Działanie zgodnie z takim planem (nie przez nas pisanym!!!) bardzo często kończy się likwidacją dobrze dotąd prosperującego biznesu, a nierzadko również zepsuciem dobrych relacji w rodzinie. Kto będzie kierował firmą, gdy nas zabraknie? Wspólnicy czy rodzina? Kto będzie po nas dziedziczył? Czy osoby te mają odpowiednie predyspozycje, przygotowanie i doświadczenie, by sprostać takim wyzwaniom? Czy mają osobowość i hart ducha, by realizować naszą misję i wizję rozwoju? To trudne pytania. Dobry plan sukcesji wymaga nie tylko stawiania trudnych pytań, ale przede wszystkim znajdowania na nie właściwej odpowiedzi. Odpowiedzi, która wymaga od nas odwagi i rozwagi. Jednak kto wie, czy nie okaże się ona najważniejszą decyzją biznesową w naszym życiu? Czy jako przedsiębiorcy możemy od niej uciekać, oczekując, że podejmie ją za nas sędzia w asyście nierzadko skłóconej rodziny i wspólników? 34 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Stworzenie dobrego planu sukcesji wymaga przemyśleń oraz współdziałania ze specjalistami w dziedzinie finansów i prawa. Od ponad dwóch lat współpracą przy tworzeniu takich rozwiązań zajmuje się grupa doradców Aviva, członków MDRT skupionych wokół Biura Regionalnego Ubezpieczeń Grupowych w Poznaniu. Działając na terenie północno-zachodniej Polski, nawiązaliśmy współpracę z regionalnymi kancelariami prawnymi specjalizującymi się w obsłudze przedsiębiorców. W opinii naszych klientów wdrożone rozwiązania pozwoliły im na uzyskanie pewności, że w każdym przypadku panują nad kierunkiem rozwoju ich firmy, a obrana misja działania i wizja rozwoju firmy nie umrze wraz z nimi. Wszystkich, których postawione tutaj pytania skłaniają do zastanowienia się nad swoim biznesem i zagadnieniami sukcesji, zapraszamy do współpracy. Krzysztof Pawlak Pawlak & Szubert Kancelaria Ubezpieczeniowo-Finansowa ul. Sieradzka 10, 60-163 Poznań tel.: 061 22 11 838 [email protected] • Oferujemy kompleksowe rozwiązania i elastyczne produkty – Ubezpieczenia Grupowe, już dla dwóch osób, „szyte na miarę” rozwiązanie dla przedsiębiorstw niezależnie od profilu ich działalności. • Ubezpieczenie może obejmować ochroną wszystkich pracowników lub tylko wybrane grupy, łącząc w sobie część ochronną z elementem inwestycyjnym. • Dobrze skonstruowany, dopasowany do specyfiki danej firmy, program ubezpieczenia grupowego może być elementem polityki personalnej przedsiębiorstwa i dodatkowym składnikiem sytemu wynagrodzeń. Skontaktuj się z nami, a nasi specjaliści i pracownicy Biura Regionalnego przygotują odpowiednie rozwiązanie. Z poważaniem Jerzy Tomczak Dyrektor Regionalny ds. Ubezpieczeń Grupowych Aviva Tow. Ubezpieczeń na Życie S.A. Biuro Regionalne ds. Ubezpieczeń Grupowych ul. Zeylanda 3/6, 60-808 Poznań, tel.: 061 662 74 35, 061 662 74 36 [email protected] RETRO AUTO Prestiż i elegancja Rolls-Royce Phantom II to auto stworzone dla zamożnych indywidualistów. Prawdziwy rarytas. Każdy egzemplarz tego modelu posiada indywidualnie wykonaną karoserię. TEKST | Andrzej Roszkiewicz S amochody produkowane przez fabryki Rolls-Royce budziły zawsze emocje i pożądanie bogatych arystokratów, przedsiębiorców i ludzi, których pozycja społeczna wymagała zewnętrznych oznak przynależności klasowej. Fabryki RR przyjmowały indywidualne zamówienia na wykonanie poszczególnych egzemplarzy. W pierwszych latach funkcjonowania ograniczano się głównie do produkcji kompletnych jeżdżących podwozi, na które nabywca mógł zamontować karoserię wykonaną według własnego życzenia w jednej z wielu firm powozowo-karoseryjnych funkcjonujących na początku XX wieku i później, w latach 20. i 30. Było to bardzo istotne. Im bardziej indywidualnie wykonana karoseria, tym większe budziła uznanie. Z technicznego punktu widzenia samochody posiadały znacznie różniące się od siebie nadwozia. Połączenie jednostkowych nadwozi z doskonałą mechaniką dawało efekt niezawodności i elegancji. Jednym z takich przykładów jest samochód, który znajduje się w mojej kolekcji. Jest to Rolls-Royce model Phantom II z roku 1936, z typowym dla brytyjskich pojazdów lat 30. nadwoziem wykonanym przez firmę Thrupp&Maberly. W latach 1929-1936 wyprodukowano ogółem 1402 sztuk Phantom II, w tym 278 Phantom II Continental. Egzemplarz tego auta, który trafił do mojej kolekcji, pochodzi ze Szwecji. Gdy go kupowałem, był w stanie kompletnym i posiadał pełną dokumentację: od zakupu w fimie Rolls-Royce począwszy, skończywszy na ostatnim przeglądzie z roku 1968. Przywrócenie do świetności takiej jak na fotografiach zajęło mi dwa lata. Pierwszą właścicielką tego samochodu była żona Roberta Petera Fleminga (kupiła go w styczniu 1936 roku), słynnego brytyjskiego pisarza i podróżnika, który zasłynął jako redaktor „The Times” i autor książki „Brazilian Adventure”, opisującej własne brawurowe przygody w Ameryce Południowej. Egzemplarz Phantom II pani Fleming posiada karoserię wykonaną z aluminium. Ma to niebagatelny wpływ na osiągi auta. Aluminium jest bowiem lekkie, co umożliwia rozwijanie większej prędkości i mniejsze zużycie paliwa. Poza tym tworzywo to charakteryzuje się lepszą plastyką i dzięki temu wykonawca karoserii mógł uzyskać bardziej opływowy kształt nadwozia. Auto otrzymało, zgodnie z zamówieniem, skórzaną tapicerkę w kolorze beżowym na siedzeniu dla kierowcy oraz tapicerkę welurową na siedzeniach dla pasażerów. Dokumentacja opisuje bardzo szczegółowo wyposażenie, takie jak typ klaksonu, lamp zderzaków, lusterek i wszelkich innych detali. Skąd wiem, że dokumentacja jest autentyczna? Sprawdziłem ją w Królewskim Klubie Rolls-Royce (Wielka Brytania), który prowadzi swego rodzaju „kartoteki” wszystkich aut tej marki. Dzięki temu każdy posiadacz starego Rolls-Royce’a może dowiedzieć się, kto był jego pierwszym właścicielem, i wręcz odtworzyć całą historię auta. Już wkrótce sam zamierzam to zrobić. Nie ma bowiem nic lepszego niż piękny samochód z ciekawą historią. reklama Andrzej Roszkiewicz Z zawodu energetyk, pasjonat i kolekcjoner starych aut. W swojej kolekcji posiada 42 samochody, w tym 26 całkowicie odrestaurowanych. PODRÓŻE BIZNESOWE Czas na Oktoberfest Monachium, zwane ze względu na swój potencjał gospodarczy drugą stolicą Niemiec, jest modelowym przykładem sukcesu gospodarczego naszych zachodnich sąsiadów. Słynie także ze znanego na świecie święta piwa. TEKST | Andrzej Zuba M iasto wraz z całą Bawarią stanowi siłę pociągową niemieckiej gospodarki opartej na doskonale rozwiniętych sektorach usług i finansów. Świetnie radzi sobie również przemysł. W Monachium swoje centrale posiadają między innymi: Siemens, BMW, Munich Re (jeden z największych reasekuratorów na świecie), Allianz, czy też MAN. Pozycję gospodarczą aglomeracji umacnia jej położenie geograficzne, przyciągają również atrakcje turystyczne oraz dogodna komunikacja. Autostrady, szybka kolej ICE oraz jedno z największych i najnowocześniejszych lotnisk Europy – słowem: mamy czego Monachium zazdrościć. Powodów (oprócz tych biznesowych) do odwiedzenia Monachium może być wiele. Pasjonaci sztuki znajdą tutaj między innymi Starą Pinakotekę ze zbiorami malarstwa od XIV do XVIII wieku, Nową Pinakotekę z kolekcją sztuki europejskiej od klasycyzmu 36 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 do art nouveau i Gliptotekę – muzeum sztuki starożytnej. Bogactwo i różnorodność architektoniczną miasta reprezentują trzy bramy (pozostałość po średniowiecznych fortyfikacjach), gotyckie kościoły św. Piotra i Ducha Świętego, katedra – wizytówka miasta – z charakterystycznymi cebulastymi hełmami na wieżach oraz Nowy Ratusz. Uzupełnia je architektura nowoczesna, której znakomitymi przykładami są Muzeum Brandhorstów, a także nowe, wielofunkcyjne BMW Welt. To miejsce, gdzie oprócz starych modeli można na żywo oglądać proces konstrukcji samochodu, a sam budynek zachwyca bryłą. Kibice piłkarscy z pewnością wybiorą się na jeden z meczów czołowego klubu Niemiec – Bayernu Monachium. Allianz Arena (bo taką nazwę nosi budowla) jest obecnie najnowocześniejszym stadionem Europy. Niewątpliwie najbardziej znaną na świecie, a jednocześnie najbardziej widowiskową i masową atrakcją Monachium jest Oktoberfest – organizowany co roku w drugiej połowie wrze- PODRÓŻE BIZNESOWE śnia festiwal piwa. Na dźwięk słowa „Oktoberfest” niejednemu piwoszowi serce zaczyna bić mocniej. Monachium w tym czasie przeżywa prawdziwe oblężenie amatorów złocistego trunku oraz dobrej zabawy. Skąd nazwa i pomysł? Pierwszy Oktoberfest miał miejsce w 1810 roku z okazji ślubu bawarskiego księcia Ludwika, późniejszego króla, i jego wybranki – księżniczki Theresy von Sachsen-Hildburghausen. Uroczystość, na którą byli też zaproszeni mieszczanie, odbyła się przed bramami Monachium – na łąkach, które potem nazwano Theresienwiese (Łąkami Teresy – od imienia wybranki). Impreza udała się na tyle, że postanowiono na cześć pamiętnego ślubu powtarzać ją co rok w tym samym miejscu. Tradycja nakazuje, że w ostatnią wrześniową sobotę, w samo południe, burmistrz Monachium, uderzając drewnianym młotkiem, wybija szpunt w wielkiej beczce, z której wylatuje strumień legendarnego monachijskiego piwa Märzenbier. Po otwarciu beczki głośny krzyk oznajmia: „Ozapf is, Angezapft ist”, czyli: „Oktoberfest roku uważam za otwarty!”. W trakcie imprezy w ogromnych, specjalnie na tę okazję przygotowanych namiotach (każdy pod patronatem innego lokalnego browaru) goście piją piwo w litrowych kuflach zwanych „mass”, zagryzają lokalnymi specjałami i śpiewają regionalne bawarskie piosenki z akompaniamentem orkiestry. Obowiązuje strój miejscowy: dla panów bawarskie skórzane spodenki na szelkach, dla pań sukienka chłopka z dopasowaną górną częścią, marszczoną spódnicą i fartuszkiem. Festyn trwa w najlepsze pół miesiąca, a dodatkową atrakcją jest położone tuż obok wesołe miasteczko, które spragnionym innego typu emocji pozwala podziwiać nocną panoramę miasta z perspektywy rollercoastera. Radzimy jednak zachować odpowiednią kolejność: najpierw rollercoaster, potem piwo. Termin tegorocznego Oktoberfest: 19 września-4 października. Warto więc zarezerwować sobie czas na podróż do Monachium. INFORMACJE PRAKTYCZNE Waluta euro Jak dolecieć Z Poznania do Monachium latają bezpośrednio 2 linie lotniczeLufthansa i LOT, aktualnie są to 4 połączenia dziennie. Kuchnia Bawarskie specjały są proste, ale oryginalne, opierają się głównie na wieprzowinie, baraninie i drobiu, a królują Weiswurst czyli białe kiełbaski, pieczona golonka podawana z sosem, knedlem i kapustą po bawarsku i tradycyjny brezl (precel). Do większości potraw dodaje się ocet winny, co nadaje im specyficzny kwaśnowinny posmak. Polecane bawarskie restauracje (poza kuchnią w obrębie Oktoberfest) Löwenbräukeller – flagowa restauracja i pijalnia piwa browaru www.loewenbraeukeller.com Augustiner Großgaststätten – www.augustiner-restaurant.com Hofbräuhaus – „matka” wszystkich piwiarni, obowiązkowe www.hofbraeuhaus.de Zum Franziskaner – doceniona przez Michelin www.zum-franziskaner.de Polecane hotele w obrębie Oktoberfest Le Meridien Munich Sofitel Munich Bayerpost Best Western Atrium Hotel Four Points by Sheraton reklama www.lemeridien.com www.sofitel.com www.atrium-hotel.de www.fourpoints.com LIFESTYLE Gentleman z cygarem Nazwisko Zino Davidoffa wymawiają z czcią nie tylko wielbiciele i znawcy cygar. Historia jego życia to biografia bez pęknięć – od pierwszego do ostatniego dnia konsekwentnie związana z tytoniem. TEKST | Maciej Kasprzak U rodzony 11 marca 1906 roku w Kijowie Zino wspominał, że pierwszym zapachem, jaki zapamiętał, był aromat tureckiego tytoniu. Nic dziwnego, jego ojciec Henri Davidoff, mimo surowego zakazu, skręcał w mieszkaniu cygara dla swoich przyjaciół. Ten aromat związał życie Zino – piątego dziecka w rodzinie Davidoff – na zawsze z tytoniem. W wyniku narastających konfliktów etnicznych (Dawidoffowie byli Żydami) i coraz bardziej napiętej sytuacji politycznej w carskiej Rosji rodzina Davidoff wraz z pięcioletnim wówczas Zino podejmuje decyzję o ucieczce. Po wielu perturbacjach i przygodach docierają do celu – neutralnej Szwajcarii, gdzie już legalnie mogą kontynuować rodzinną tradycję. W 1911 roku Henri Davidoff zakłada w Genewie na Place des Philosophes pierwszy butik z cygarami. Choć nie jest lekko, bo siedmioosobowa rodzina Davidoff musi pomieścić się w dwóch niewielkich pokojach, to po latach Zino dobrze wspomina tamte czasy: „Żyliśmy w dwóch małych pokojach, wspólnie ze szczurami i myszami. Ale było to piękne dzieciństwo, bo wszystko było fascynujące, nowe i piękne”. Szkoła podstawowa znajduje się niedaleko od domu, ale po lekcjach Zino nie gra z kolegami w piłkę – wraca szybko do domu, by razem z braćmi i siostrami sortować liście tytoniu i przygotowywać mieszanki. Pierwsze cygaro Zino wypala, mając lat 12. Czy miało złotą opaskę (charakterystyczny znak cygar Davidoff) – nie pamięta, ale jak wspomina wiele lat później – smakowało mu. Po kilkunastu latach ciężkiej pracy i studiowaniu gustów klientów rodzinnego sklepu młody Zino wyrusza w świat w poszukiwaniu nowych doświadczeń. Wyposażony jedynie w smoking i listy polecające do przyjaciół – sprzedawców tytoniu – wypływa statkiem do Ameryki Południowej. 38 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Jedź na Kubę, synu Od 1925 roku przez pięć lat Zino ciężko pracuje na plantacjach tytoniu i w fabrykach cygar w Argentynie. Z Buenos Aires przenosi się do Brazylii, gdzie poznaje czarny tytoń. Doznaje olśnienia. „Wielkie, mocne liście to szlachectwo naszego rzemiosła” – pisze w pamiętniku. Jego fascynację tytoniem zauważają też inni. Kiedy pracuje na plantacji w Bahia, pewnego dnia stary brazylijski plantator mówi mu: „Ty, synu, kochasz tytoń. Jedź na LIFESTYLE Kubę, na czerwoną ziemię. Odkryjesz Puro, które będzie dla ciebie wszystkim”. I tak też Zino czyni. Przez kolejne dwa lata obserwuje produkcję najlepszych hawańskich cygar – od pikowania sadzonek tytoniu, przez zbieranie liści, ich suszenie, fermentację, zwijanie, aż po sortowanie i pakowanie gotowych produktów. Kiedy w 1930 roku powraca do Genewy, rozszerza natychmiast sklep ojca o dział cygar ze specjalną „piwnicą”, w której mogą być przechowywane najlepsze liście tytoniu bez uszczerbku dla najwyższej jakości. Ten prototyp dzisiejszego humidora jest wówczas prawdziwą nowością i sprawia, że cygara Davidoffa wyróżniają się wśród innych swym smakiem i aromatem. Kiedy lata 30. przynoszą wielki kryzys gospodarczy, butik w Genewie jest już znany jako najważniejszy adres dla fanów kubańskich cygar. To pozwala mu przetrwać nadchodzące ciężkie czasy. W 1940 roku Davidoff otrzymuje rozpaczliwy telegram – dwa miliony kubańskich cygar może wpaść w Paryżu w ręce Niemców. Nie zastanawia się. Organizuje transport i cały skład cygar zostaje przerzucony do Szwajcarii. Kubańczycy bez wahania powierzają mu cały ładunek, a „aficionados” (miłośnicy cygar) przez cały okres wojny jeżdżą wyłącznie do Genewy, by kupować swoje ulubione cygara. Zino Davidoff nigdy nie stracił z oczu swojego celu – wzbogacania życia poprzez przyjemność. W zaawansowanym już wieku zwykł mawiać: „Kocham wszystko, co oddziałuje na zmysły: cygara, wino, kobiety. Te ostatnie już tylko teoretycznie”. Imperium dobrego smaku W 1946 roku Zino wpada na genialny pomysł. Studiując kartę win w ulubionej restauracji, postanawia stworzyć pierwszą własną serię cygar i nadać jej te same fascynujące nazwy, które nadano winom. W ten sposób powstaje słynna seria <<G.C.>> (Grand Cru): Château Haut Brion, Château Lafitte, Château Latour, Château Margaux i Château Yquem, pakowana w drewniane skrzyneczki, zachwycająca każdego konesera bogactwem smaku i aromatu. Chociaż Zino kreuje swoje marki bez żadnej licencji, nawet po latach renomowani producenci win nie protestują. Wysoka jakość cygar robi swoje. Przekonuje ich idea powstania serii: wino i cygaro to dwa ukojenia dla duszy. Wraz z jej powstaniem rozpoczyna się budowa imperium Zino Davidoffa – który zostaje nieformalnym królem cygar i zarabia miliony. Imperium pozostaje niezachwiane nawet w obliczu rewolucji kubańskiej w 1959 roku. Amerykańskie embargo wobec Kuby zmusza Zino Davidoffa w połowie lat 70. do poszukiwania dobrego tytoniu w Hondurasie. Z niego powstaje marka Zino. Kubańscy przyjaciele nadal wspierają Davidoffa i ułatwiają mu w 1970 roku budowę fabryki w Hawanie, w której powstają nowe rodziny cygar: seria Davidoff No 1, Davidoff No 2 i Ambasadrice. Pali je sam Fidel Castro, choć do jego spotkania z Zino nigdy nie dochodzi. Zmiana warty W szczytowym punkcie swojej kariery Davidoff podejmuje życiową decyzję i sprzedaje firmę bogatej szwajcarskiej, rodzinnej firmie Oettinger z Bazylei, której szef – dr Ernst Schneider – nadal ściśle współpracuje z zaprzyjaźnionym Zino i czyni tego charyzmatycznego patrona ambasadorem marki Davidoff. W 1989 roku dla wielbicieli cygar Davidoff nadchodzi wielka niespodzianka. Z początkiem lat 90. przyjaciele decydują się na zmianę miejsca uprawy tytoniu. Wybrane zostają najlepsze plantacje Dominikany, w dolinie Cibao. Ta zmiana wiąże się z dużym ryzykiem. Dla „aficionados” jest to kraj prawie nieznany. Ale wierni amatorzy cygar Davidoff nie zawodzą. Nowa odmiana tytoniu szybko zdobywa serca koneserów. Doceniają, że każde z tych cygar ma swój indywidualny charakter. Gdy 14 stycznia 1994 roku w wieku 88 lat umiera Zino Davidoff, świat opłakuje człowieka, który całe swoje życie – od pierwszego do ostatniego dnia – poświęcił tytoniowi i cygarom. Konesera z doskonałym poczuciem humoru i wyczuciem piękna. Estetę, który rozumiał ludzi i respektował ich potrzeby. Zino Davidoff nigdy nie stracił z oczu swojego celu – wzbogacania życia poprzez przyjemność. W zaawansowanym już wieku zwykł mawiać: „Kocham wszystko, co oddziałuje na zmysły: cygara, wino, kobiety. Te ostatnie już tylko teoretycznie”. Pozostawił potomnym firmę zarabiającą rocznie 1,5 mld euro, 2700 pracowników, 53 sklepy firmowe – od Londynu po Beverly Hills. Pod marką Davidoff sprzedawane są koniaki, wyroby skórzane, okulary, wieczne pióra i perfumy – wszystko najwyższej klasy. Świat zapamiętał go jako starszego pana z cygarem, zawsze w krawacie i z tysiącem franków w portfelu, który mawiał: ”Eat less but only the best; Drink less but only the best; Smoke less but DAVIDOFF”. Sklep w Genewie Więcej na temat cygar Davidoff na www.tobacco.pl Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 39 LIFESTYLE Relaks dla mężczyzn Zabiegów relaksacyjnych i odprężenia potrzebują nie tylko panie, ale także panowie. Tym bardziej, że pracują coraz dłużej i w coraz bardziej stresujących warunkach. Dlatego warto, aby odwiedzili CitiSPA w samym sercu Poznania. i odprężenie, a nie mają ochoty tracić czasu na dojazdy jest więcej. Po kilku latach pomysł przerodził się we własny biznes – CitiSPA, które znajduje się w kamienicy przy ulicy Długiej. Kilka kroków od ul. Półwiejskiej i Kupca Poznańskiego. Ma to niebagatelne znaczenie, dzięki temu bowiem klientami są pracownicy dużych firm zlokalizowanych w centrum Poznania. Również panowie, których pojawia się coraz więcej. P omysł na zlokalizowanie SPA w centrum miasta narodził się kilka lat temu. Monika Makosz i jej mąż chcieli kontynuować zabiegi, z których korzystali będąc w różnych ośrodkach na wakacjach. Jak się okazało, po przyjeździe do Poznania nie mogli tego robić, bo wszystkie gabinety zlokalizowane były na obrzeżach miastach, co zabierało mnóstwo czasu. Doszli do wniosku, że osób takich jak oni, które mają ochotę na prawdziwy relaks 40 GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 Przerwa na SPA Dla większości panów SPA to trochę większy i bardziej luksusowy gabinet kosmetyczny, jednym słowem przestrzeń dla kobiet, którą nie ma sensu się interesować. Nic bardziej mylnego. SPA ( z łaciny Sanus Per Aquam) znaczy „leczenie przez wodę” i tak naprawdę jest miejscem gdzie relaksujemy nasz umysł i ciało, dbamy o nie kompleksowo. Namiastką dzisiejszego SPA były rzymskie łaźnie, a kąpieli zdrowotnych nie wstydzili się nawet krzyżowcy, którzy podpatrzyli ten zwyczaj w świecie islamu. Dziś do CitiSPA Moniki Makosz panowie przychodzą w przerwie pomiędzy swoimi zajęciami. Menadżerowie, prawnicy i inni przedsta- LIFESTYLE wiciele wolnych zawodów (stałym klientem jest Ray Wilson), których dzień pracy często się wydłuża, postanawiają znaleźć godzinę, by zająć się na chwilę sobą. Tym bardziej, że często nie mają czasu na sport. W trakcie stresującego dnia, zabieg w SPA przynosi uspokojenie, odprężenie i daje energię do dalszej pracy. Nic więc dziwnego, że ostatnio dużą popularnością cieszą się wszelkiego rodzaju masaże relaksacyjne i rozluźniające, likwidujące napięcie. Panowie biorący udział w licznych spotkaniach biznesowych coraz większą uwagę przywiązują do swojego wyglądu zewnętrznego, dbają nie tylko o sylwetkę, i dobre samopoczucie, ale także o dłonie i skórę twarzy. Dla większości panów SPA to trochę większy i bardziej luksusowy gabinet kosmetyczny, jednym słowem przestrzeń dla kobiet, którą nie ma sensu się interesować. Nic bardziej mylnego. SPA tak naprawdę jest miejscem gdzie relaksujemy nasz umysł i ciało, dbamy o nie kompleksowo. Specjalnie dla Panów W CitiSPA znajdziemy szereg zabiegów przeznaczonych specjalnie dla mężczyzn. Obok wspomnianych już wyżej masaży możemy zdecydować się na Ocean Treatment for Men, który regeneruje skórę drażnioną podczas częstego golenia czy Mer&Sens teratment – ekskluzywny zabieg z wykorzystaniem gorących i zimnych kamieni, który neutralizuje negatywną energię, likwiduje napięcia i przywraca dobre samopoczucie. Popularnością cieszą się także zabiegi w specjalnej kapsule Dermalife SPA Oceana (hydroterapia) przynoszące pełne odprężenie i relaks. Ciekawym doświadczeniem są także zabiegi ajurwedyjskie, oparte o starohinduską medycynę naturalną. Monika Makosz zamierza wprowadzić wkrótce także specjalne masaże niwelujące ból kręgosłupa, bardzo powszechne wśród mężczyzn prowadzących siedzący tryb życia. CitiSPA ciągle ewoluuje i oferuje nowe usługi. Mając do dyspozycji obiekt o powierzchni 300 metrów kwadratowych, złożony z 10 specjalistycznych gabinetów, a także wykształconą kadrę CitiSPA nie bez powodu może nosić miano „azylu w centrum miasta”. Nr 2│2009 │ GŁOS BIZNESU 41 KALENDARIUM WRZESIEŃ KALENDARIUM Imprezy biznesowe i gospodarcze 22.10.2009 „Fiesta Mexicana” - impreza meksykańska dla członków Lech Business Club w hotelu Sheraton Poznań. 23.09. 2009-09-14 Seminarium Wielkopolskiego Związku Pracodawców „Ubezpieczenia społeczne w obliczu kryzysu gospodarczego” – Zakład Ubezpieczeń Społecznych w Poznaniu I Oddział, ul. Dąbrowskiego 12. Od 21.10.2009 do 24.10. 2009 Tour Salon. Targi Regionów i Produktów Turystycznych Międzynarodowe Targi Poznańskie. 29.09.2009 „Fortuna kołem się toczy” Impreza w kasynie Casinos Poland dla członków Lech Business Club. 27-28.10. 2009 Konferencja Wielkopolskiego Związku Kapitału „TOC receptą na rozwój biznesu” z udziałem Dr Alex Klarman, jednego z współtwórców TOC i prezesa Goldratt Institute – Hotel Trawiński w Poznaniu. Imprezy kulturalne Od 3.09 do 25.10 „Ireneusz Zjeżdżałka (1972-2008). Fotografie”. Wystawa prac jednego z najciekawszych dokumentalistów polskich w CK Zamek. Imprezy kulturalne 6.10 – 17.10 Art& Fashion Festiwal w Starym Browarze 26.09.2009, godz. 20:00 Koncert Kazik na Żywo w klubie Eskulap 17.10.2009 TSA akustycznie – koncert legendy polskiego metalu w kinie Apollo 26.09.2009, godz. 20.30 Koncert Doroty Miśkiewicz w klubie Blue Note Imprezy biznesowe i gospodarcze Imprezy biznesowe i gospodarcze „Ochrona majątku osobistego i firmowego. Zachowanie ciągłości firmy” - spotkanie organizowane przez Lożę Wielkopolską BCC oraz Aviva CU, miejsce - Nickel Technology Park Poznań. Szczegóły (program i termin) w Loży Wielkopolskiej BCC. 03.10.2009 deblowy Turniej Tenisowy - impreza dla członków Lech Business Club. 13.10. 2009, godz. 18.00 - 22.00 Forum produktów DWK, Pawilon z Iglicą, teren Międzynarodowych Targów Poznańskich. Firmy członkowskie DWK oraz firmy należące do regionalnych kół gospodarczych zaprezentują się wybranej grupie odwiedzających na nieformalnych stoiskach targowych Celem imprezy będzie budowanie regionalnych sieci i prezentacja produktów. Tegoroczne Forum Produktów będzie stało pod znakiem regionalnej współpracy z Brandenburgią. 42 16.10.2009, godz. 20:00 Koncert braci Waglewskich - Fisz & Emade w klubie Eskulap LISTOPAD PAŹDZIERNIK 22.09.09, godz. 20.00 Widowisko plenerowe „Rabin Maharal i Golem” w wyk. Teatru Asocjacja 2006. Dziedziniec Różany CK Zamek. GŁOS BIZNESU │ Nr 2│2009 03.11.2009 Impreza Lech Business Club. Wspólne oglądanie meczu AC Milan - Real Madryt w Multikinie. Mecz skomentują specjalni goście - trener oraz zawodnicy Lecha. 24. 11.2009 – 27.11.2009 Targi Dla Gmin, Miast i Regionów Międzynarodowe Targi Poznańskie 25.11.2009 Dzień Polsko-Niemiecki pod patronatem Konsulatu Generalnego Niemiec we Wrocławiu na Targach POLEKO, kraj partnerski – Brandenburgia, Sala Niebieska, teren Międzynarodowych Targów Poznańskich. reklama drukujemy wszystko i na wszystkim ul. Krauthofera 55 60-202 Poznań tel./fax 0-61 860 00 00 e-mail: [email protected]