biblioteka dziel wyborowych

Transkrypt

biblioteka dziel wyborowych
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
BIBLIOTEKA DZIEL WYBOROWYCH
WYCHODZI CO TYDZIEŃ
w objętości je d n e g o toina.
WARUNKI PRENUMERATY
w W A R S Z A W IE :
Z p r z e s y łk ą pocztową:
Rocznie . (52 tomy) rs. 10
Półrocznie (2B tomfim) „ 5
Kwartalnie (13 tomów) „ 2 kop 50
Za odnoszenie do domu 16 kop. kw.
Rocznie. . . (52 tomy)
pótr(lra|8 _ („ t e j ł )
rs. 12
,
) KW3rt<lini8 . (13 tOmÓW)
n 3
Ce na każdego tomu 25 kop., w oprawie 4 0 kop.
DOPŁATA ZA OPRAWĘ:
Rocznie . . (za 52
Półrocznie. (za 26
Kwartalnie, (za 13
tomy) .
tomów)
tomów)
.
. rs.
. . .
. ,,
6 kop. —
„ 8„ —
I ,, 5 0
Za zmianę adresu na prowincyi dopłaca się 2 0 kop
REDAKTOR I WYDAWCA
Franc. Jul. Gronowski
H
*
--------
Redakcya i Administracya: Warszawa, Nowy-Swiat 47.—Telefonu 1670.
we Lwowie Plac Maryacki 1. 4.
Drukarnia A. T. Jezierskiego, Nowy-Swiat 47
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
BIBLIOTEKA OZIEŁ WYBOROWYCH
Jfc 3 0 6
CZTERY DNI.
P O W IE Ś Ć
przez
ANTONIEGO MIECZNIKA.
O
z q ś ć
II.
s
Cena 40 kop.
W pren. 30é kop.
W ARSZAW A
K e d a k c y a i A d m in i s t r a o s t»
47.
N o w y - Ś w ia t
1003.
47.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
C Z T E R Y DNI,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
i
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
ANTONI MIECZNIK.
' 0 ------------- ’S 3 1'-------------0 '
Cztery dni
POWIEŚĆ.
sk ,
C z ^ ś ć II
a
9
W ARSZAW A
D R U K A R N IA
A.
T.
JE Z IE R SK IE G O
47.
Nowy-Świat
47.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
^osBOneHO U,eH3ypoio.
BapmaBa, 3^ Hoaópa I9°3 roßa.
* W»1cvi\
174033
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
\
III.
Dzień pana Leona Edeiberga.
P a n L eo n po raz p ią ty , czy szósty sta w a ł p rzed
telefo n em i w y rzu ca ł z siebie w a p a ra t n a trę tn ikom c a ły sz e re g mniej więcej ta k ich zdań:
— D zień dobry...
b rze.
A c h a , dobrze,
b ard zo do­
P ro s z ę pąna. — D a lib ó g pierw sze
sto rubli,
ja k ie m i do r ą k wpadną, przeniosą się do pańskiej
kasy...
tro ...
Tak,
Co
tak...
T e ra z,
panu z tego
czeka, p rzecie ż pan wie...
dzisiaj ani grosza— j u ­
p rzyjd zie?— N ie c h pan p o ­
N ie m ogę.— N ie — to tru ­
dno, ja. nie je ste m w stanie ..
w ięcej straci...
Pan
na
tein n a j­
od
tygodnia.
D o w idzenia.
P o w ta rza ło , się
to
codziennie
U siebie pań L eo n b y ł napastow any p rzez zw ykłych
lich w iarzy,
na m ieście nie m ógł się opędzić od po ­
w ażn iejszych w ierzy cieli obcych i znajom ych.
P rzy ­
ch o d ziły mu te ż do głow y różne kom b in acye, zm ie­
r za ją ce nie tyle do tego , żeb y w ydostać w ja k ik o l­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
w iek sposób pien iędzy i sp ła cić w ek slarzy,
by od nieb uciec.
L teraz, zad zw on iw szy
dwa
rozm owę przez telefo n skończył,
śleć n ad
ch a ją c ą
tern, ja k i gdzie
nań tłu szczą
opanow yw ał
do d obrodziejstw
ran a
zm orą,
ra zy na znak, źe
zaczął
znów
m y­
się schow ać p rzed czy-
brudnych Ż y d ó w - lichw iarzy.
C h o d z ił po gabinecie i g ry z ł
przytem
ile ż e ­
go
sobie
do krw i w argi,
stopniowo
cyw ilizacyi.
dziw ny w stręt
Telefon
p rze k lin a ł go i b yłb y
mu
ro zb ił
sobie
tę
od
e le ­
g a n ck ą
sk rzyn eczkę,
biurku,
gdyby m iał d ostateczn y zasób tej w ściekłej
en ergii,
która, raz
zam ienia
sto ją cą
był
w yprow adzona
spokojnie
w
na
stan czynny,
k ażd ą m yśl w odpowiedni mniej lub w ię­
cej gw ałtow ny ruch.
P a n L eo n jed n ak stracił energię, g ią ł się, ale
nie złam ał,
w ięc cierp iał okrutnie, a beznadziejnie;
czu ł się ja k b y
p o grą żo n y w bagn isko o ruchom ym
dnie, z k tó reg o m ogła go w ydobyć
tylk o ja k a ś se-
rya cudów.
C zekał
w ięc na cud.
Jakoż
zam iast
cudu,
punkt o wpół do 12-ej zja w ił się Sław oborski.
— J a k się m asz, L e o n ? — z a c z ą ł hrabia, sado­
wiąc
się
wygodnie na kan ap ie, stojącej
tu ż
obok
okna. — U ciebie cie p ło i dobrze, a u mnie zim no
i źle.
—
W o lę tw o je zim no — bąkn ął pan L e o n —
aniżeli m oje ciepło — i za ją ł m iejsce obok szw agra.
H ra b ia sp o jrzą ł nań, ja k b y mu m iał
stow ać
tryu m f niespodziany;
zwiasto-
uśm iechał się, głow ą
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
k r ę c ił i sza rp a ł swój siwy wąsik.
Pan
L eo n
w a ży ł tę w eso łą minę szw agra i czek a ł,
j ą c się swoim starannie oczyszczon ym
7
zau ­
p rzygląd a­
paznokciom ,
o k tó re d b ał n iezm ie rn ie, poczem sp y ta ł nieśm iało:
—
N o i cóż?
—
A nic.
—
"Więc z ojcem nie m ów iłeś?
—
O w szem , bardzo w iele.
—
W
—
P r e z e s wie o tw oicb in teresach lep iej, niż
ty sam.
—
T a k , o jcie c wie, bo mu pow iedzieli, bo są
ła sk a w cy .
moim interesie?
N iech dyabli p orw ą c a ły
św iat!— k r z y ­
k n ą ł pan L e o n i ze rw a ł się z kanapy.
P o czem chw ycił się za głow ę ju ż p o rzą d n ie
u czesan ą,
ale
tak , ażeb y sobie tylniej p rzed ziałki,
n iesłych an ie m isternie w ykonanej, nie popsuć— i j ą ł,
ch o d zą c po pokoju, m ówić:
— N ie c h d ya b li p orw ą świat cały!
To tru ­
cizna; gdybym ja b y ł w iedział?...
—
—
Co?
A l e nie, j a jestem głupi, id yo ta; ta k , g łu ­
pi i idyota!
— N ik t ci tych ep itetów nie odmówi — z ja ­
dliwie
p o d ch w ycił h rab ia
i
p o cią g n ą ł szw agra
za
ręk ę .
—
W ie sz co, ty m asz ra cyę...
Co
tu
długo
mówić; j a sobie w łeb palnę, w łeb sobie strzelę —
rozum iesz ty to?
—
R ozum iem -— zaśm iał się h ra b ia —
a i to
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
8
ta k ż e rozum iem — dodał, k ła d ą c panu L eon ow i r ę ­
kę n a ram ien iu — źe ty te g o nie u czyn isz.
—
D la cze g o ?
—
P o tro s ze , ale to nie d la tego ,
M yślisz, żem tchórz?
bo
p rzecie ż
i tch ó rze zd o b y w a ją się na różn e kroki ryzyk ow n e,
lecz d la te g o , źe na p aln ięcie sobie
m iał zaw sze czas...
się w yd aje.
—
w łeb będ ziesz
T a k znów źle nie je s t,
ja k ci
Z a te m ojciec płaci długi?
— A n i m yśli.
—
W ięc?...
— O p o ry zro b ią klapę; m oje a, raczej tw ojej
sio stry w spaniałe palazzo, k tó re je s t w łaściw ie b u ­
d ą żyd ow ską, rozpadnie się w g ru zy, ty ta k ż e p ó j­
dziesz na g rz y b k i, jeżeli...
—
N ie m ęcz m nie, m ów...
— J e ż e li
do interesu .
się
razem
m ądrze
nie zabierzem y
— N o w a k o m b in acya jak a ś — w y rzu cił z sie­
bie pan L e o n szyderczo. — M oże ja k ie św ieże sz e l­
mostwo?
— M ój d ro g i— o b u rzył się h rab ia — ty w iesz,
źe ja ....
—
Z pś
ty
uczciw y czło w iek ,
ale
ta k —
c z a ł pan L e o n — o u czciw ości tak ieg o , ja k
ty
sy ­
s z la ­
ch cica, n ikt nie w ątpi. H on oru nie m ają Ż y d zi, no,
oczyw iście, ale nie wy, ja śn ie państw o.
—
J u ż za cz y n a sz?
—
S k o ń czy łe m , te r a z ty zaczn ij.
—
U spokój się.
\
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
9
J u ż się uspokoiłem , mów!
H ra b ia na chwilę zaperzyw szy się, ostygł znów
i
znów
p rzy b rał
m inę
k ry ty k a optym isty.
obojętną
w idza
W y d o b y ł sreb rn ą
artysty,
papierośnicę
z kieszen i i z a c z ą ł się n ią przez chw ilę baw ić, p o d ­
rzu ca ją c
do góry;
h rab ia
m iał pasyę
do sztu czek
zo n glerskich ; potem p rzym ru żył oczy, p o d k rę cił wąsa i za czą ł:
—
W id zisz, to tak... u w ażasz...
— N ic nie w idzę i na nic nie uważam-^-przer w a ł pan L e o n zniecierpliw iony. — S k ra ca j się!
—
Słusznie...
C z y ta łe ś
w gazetach
o aw an­
tu r z e K o n iecp o lsk ieg o ?
—
Co mnie
to
w szystko obchodzi? —
ry k n ą ł
pan L eo n — Co mnie obchodzi, źe tego aro gan ta j a ­
kiś urzędniczyn a
zw ym yślał; dobrze
mu zro bił, bo
z a s łu ż y ł na to.
—
O tó ż, widzę, źe zaczyn asz
u rzęd n iczyn a dobrze
K o n ie c p o lsk ie g o ,
zrobił,
na co
rozum ieć.
zw ym yślaw szy N a tan a
N a tan K o n ie cp o lsk i,
wiasem m ów iąc, rzeteln ie za słu żył.
pan, ju ż ząpom niałem , ja k
Ten
się
Id ę dalej:
na­
ten
nazyw a, zro b ił ta k ­
że dobrze d la nas, a tu trz e b a w ykom bin ow ać, że­
by mu to „d o b rze ” na zdrow ie nie w yszło.
—
Zw aryow ałeś!
J a się cieszę,
że
K o n ie c ­
p o lski zo s ta ł zelżon y, bo n ie cierpię tego Ż y d a , bo
on mnie, to b ie , ojcu, O porom — nam w szystkim r a ­
zem , stoi na drod ze, a ty ch cesz,
sm ucić; 110, bo tak...
żeby się z tego
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
10
-r-- T w ój o jciec, a mój teść ta k samo, lite r a l­
nie ta k samo m yśli.
—
dok
J a k ie ż mój o jc ie c m oże m ieć uczucie na w i­
zgnębionego ,
sponiew ieranego
p r z e c iw n ik a ,
w roga?
i
— N ienaw iści... zapew ne.
—
W ię c ?
— E t,
ty
znów
nie chcesz
m nie zrozum ieć.
U w ażasz, nienaw iść dobra w ted y i k o rzystn ą n aw et,
je ż e li j ą się um ie p rzeb ić na m onetę b rz ę c z ą c ą .
—
A h a , nous y sommes!
—
Vous n'y êtes p a s . mon cher, bo ty chcesz
tra k to w ać uczucie nienawiści, ja k artysta, co to u d a ­
je , źe tw o rzy sztukę d la sztuki: bo udaje, gdyż nie
ch ce mi się w ierzyć w szczero ść ty c h panów.
—
T y ś, czło w ieku , zawsze się m ija ł ze szcze ­
rością, więc nie m ożesz w ierzyć w nią, ale ja?
— P rzyp u śćm y...
w ięc pleciesz głu p stw a,
ca łą
b a tery ę
osobiste
Ty
a
je s te ś
rozdrażn iony,
we mnie ch cesz wmówić
p otw orn ości
etycznych.
nasze zdania w tej m atery i
Z ostaw m y
ną inny czas,
a teraz słu chaj d alej — skracam się...
H ra b ia zap alił pap ierosa, w zią ł z b iu rk a m a ­
leńki p rzy cisk i z a c z ą ł
go podrzu cać w g órę— czy ­
nił to tak w praw nie, ja k żon gler
praw dziw y— przy-
tem mówił:
—
D o s z ły mnie wieści,
źe
K o n iecp o lsk i nas,
to je s t, w łaściw ie o jca naszego p o trzbu je na to, źe-
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
11
by go tenże oczyścił z zarzu can ych mu przez prasę
niew łaściwości.
—
N iew łaściw ościam i
nazyw asz
gburow atośó
i ła jd a ctw o ?— szyderczo m ru kn ął pan L e o n
i z b li­
ż y ł się do okna.
—
M n iejsza o sposób pojm owania tych w yra ­
zów, chodzi o rze cz ...
n astępującą:
sk iego ,
a
my
Ja
oczyścim y
obm yśliłem
tra n z a k c y ę
z kalum nii K o n iecp o l­
on nam u ra tu je O p ory,
p rzyzn a
k red y t
i w yśw iadczy m ilion innych grzeczn ości...
P a n L eo n , w m iarę ja k h rabia Cedził te zda­
nia, p a tr z y ł na niego ze zdum ieniem . Z n a ł on sw e­
go szw agra, ale je s z c z e nie w ied ział, źe tenże je s t
gotów do takich kom prom isów su bteln ych z god n o ­
ścią w łasn ą.
M ilcza ł, a Sław oborski c ią g n ą ł dalej:
—
C h o d zi o to, żeby o jciec podpisał c y ro g ra f-
razem z innym i członkam i K r e d y tu K ra jo w e g o : ja k o
ci
p o tę p ia ją onego
u rzęd n iczyn ę
naiwnego, a d la
nas nieocenionego w tej chwili, i sta ją ,
niby je d e n
m ąż, za N atan em K o n iecp o lskim z całem uznaniem
dla je g o dotychczasow ej d ziałaln ości finansowej.
—
C ó ż dalej?
—
A
co?
Ź le ?
P o szed łem
z tern
i w yłu szczyłem p ro je k t ca łk o w ity , k tóry,
do
ojca
nawiasem
dodam , p o tęp iła tw o ją s io s tr a , a zaap rob o w ał tw ój
siostrzen iec.
O jc ie c kiw n ął parę
razy
głow ą, plu ­
n ą ł i rzekł: ja tego nie zro b ię, bo K o n ie cp o lsk ie g o
nienawidzę, a z tego,
co
go
sp otkało,
cieszę
się.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
12
O d p o w ied ział, ja k ja k i
B ogiem a p raw d ą,
książę
żadnym
niezłom ny, ch o ciaż
księciem
i
w dodatku
niezłom nym nie je st.
—
C o , w ięc i ty?!...
—
I ja , mój drogi, zw ła szcza ja .
—
A kto będ zie d łu gi p ła c ił,
kto?
tw oje długi —
Z O porów ani gro sza nie w yciśn iesz.
—
g ra
O jciec m iał racyę.
—
B o też j a nie m yślę w yciskać.
T u pan L eo n pogardliw ie
sp o jrza ł
i
od
b a w ią c się łań cuszkiem
na
szw a­
zegarka,
c e d z ił
p rzez zęby:
'—
Ja?...
O mnie
m n iejsza;
m oja
skończona. D łu g i? N ie c h mnie z licy tu ją ,
ro la
ju ż
no, niech
zlicy tu ją , w ówczas odetchnę — zostanie mi je d n a k ...
— M ilion zobow iązań i w eksli n iezapłaconych —
w tr ą c ił hrabia.
— Z o b o w iązan ia m oje — o d p a rł zimno m łody
E d e lb e r g — są m niejsze, niż ci się zdaje.
—
A
—
H a, w innych
L a ck a ?
w arun kach
p o w stałyb y
we
mnie pewne plany, w tych obecnych trz e b a się b ę ­
d zie z nimi p o żeg n a ć...
A
długi?...
cić... bo n ależy.
—
Czem ?
— W ła s n ą p racą.
—
C o , ty będziesz pracow ał?
—
A ja .
—
Jak?
N a le ży
sp ła ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
13
— J a k umiem — i po chwili m ilczenia d od ał,
wolno w ażąc słowa: — J a k um iem... Mam za sobą
tra d y cy ę rodzin ną, ta tra d y c y a o ży ła we mnie i d o­
p row ad ziła mnie do pew nych refleksyj na tem at m o­
jej w łasnej p ozycyi w tym św iecie, k tó ry uw ażałem
za swój, a k tó ry moim nie je st... ho nie je st.
—
wałeś!
L e o n — za w o łał h rab ia — ty chyba zw aryo-
—
O trzeźw iłem się, mój koch any, o trzeźw iłem
się — p o w tó rzył, a w gło sie
desperacka.
P oczem , zbliżyw szy
d rżała mu ja k a ś nuta.
się
do
szw agra,
sta n ą ł
p rzed nim i ta k m ówił:
—
T o b ie się w ydaje, że we mnie n iczeg o w ię­
cej niem a prócz narzuconej p rzez wychowanie i tak
zwane tow arzystw o eleganckiej blagi; ty sądzisz, żem
j a tylko g łu p iec, m arnotraw ca, idyota: czy nie tak ?
A tym czasem to w szystko niepraw da; ja także w i­
dzę, co się naokoło mnie dzieje, a w idzę, kiedy
chcę w id zieć.
D o strzeg a m anorm alności
mego po ­
łożenia osobistego na tle ty c h stosunków , w ja k ic h
ży ję
razem z wam i.
I n ieraz
się
p y ta łem siebie,
co j a niby w tern kole b ły szc zą ce g o fałszu robię?
P y ta łe m siebie, ale sobie nie chciałem k a te g o ry cz­
nej
narzucić
odpow iedzi.
I żyłem , ja k
inni ży ją ,
i św ieciłem pozoram i szychu zło te go , rzu całem p ie ­
niędzm i, k tó rych nie zarobiłem , i tra ciłem to, co do
mnie nie n ależało.
Jed n em
słowem, udaw ałem j a ­
kiegoś dynastę w ielkiej rodzin y
historycznej, ja k ie ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
14
goś pana, m agnata, kiedy tym czasem
byłem
w nukiem J a k ó b a E d e lb e r g a , a praw nukiem
tylko
rab in a
E d e lb e rg a ...
— N o , no i co
dalej? — b ą k n ą ł pogąrdliw ie
Sław oborski, zdum iony m ow ą szw agra
i zły, źe do
ty c b w ynurzeń p rzyszło .
— D a lej?
—
Tak.
p rzed w czo raj
J a to, co ty mi
z
ust
tw ojego
te ra z
m ówisz, ju ż
w łasn ego
ojca
sły ­
szałem .
—
O jc ie c — r z e k ł pan L e o n sp o k o jn ie— to m ą­
d ry człow iek, on
sobie
zd a je
spraw ę
z naszej sy-
tu a c y i fa m ilijn ej, ale on je s t za stary, on na inną
drogę nie w ejdzie; on kiwnie głow ą i m achnie r ę k ą
na to w szystko
i
będ zie ż y ł podawnem u.
J a mam tego w szystkiego d o syć...
A le ja ?
D o syć
w o łał z m ocą — i nie wytrzym am więcej!
mam —
O statn ie
dni zb u d ziły we mnie czło w iek a takiego, jak im n a­
praw dę jestem .
O tó ż ten to czło w iek stary, a k tó ­
ry tob ie w yd aje się nowym, clice żyć in aczej, chce
ocalić sobie opinię człow ieka porządn ego, człow ieka
honoru.
B o nie pow iesz ty
i nikt,
iżbym u czyn ił
coś takiego, coby mnie osobiście plam ić m ogło.
M am d łu gi, ale się nie m yślę rato w a ć wybiegam i
i
bankru ctw em pozornem ,
nie chce
w chod zić w u k ła d y, kom prom isy;
p ła cić
i za p ła c ę .
T a k , za p ła cę,
mi
się
naw et
ot, p ragnę je za ­
skoro ojciec mój
nie będzie w stanie po m ód z mi w tym w zględzie.
— N o , no, 110... — • m rukn ął ironicznie hrabia
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
15
w sta ł z kanapy. — Z a te m w kw estyi K o n ie c p o l­
skiego nie b ęd ziesz z ojcem mówił?
—
A n i m yślę, bo to je s t świństwo.
—
A czem źe je s t K o n ie c p o lsk i w edłu g ciebie?
—
N iec h b ę d zie , czem chce,
to mnie nic nie
obchodzi, to je g o rzecz; on je s t tylk o takim , jak im
go stw orzyło je g o w łasne o to czen ie, je g o w ych ow a­
nie, je g o tk w ią ca w nim żyw iołow ość rasowa.
— M ój L eosiu — r z e k ł znowu h ra b ia — d osyć
tego patosu, tej em fazy.
tego
ro d za ju
rzeczy
P rzyzn a m ci się, źe lu b ię
czasam i,
dobre w sztuce, lecz nie
ale
w życiu.
nie zawsze,
to
N a tan K o n ie c ­
polski je s t w tej chw ili p o tę g ą , i trz e b a umieć z tej
potęgi ko rzyść w yciągn ąć.
Po
czem uś go zaniedbyw ał?
On
coś
ty
go
ma rodzinę,
u n ik a ł,
ma có r­
ki, m a...
—
H a , ha, ha! — zaśm iał się szyderczo E d e l-
b e rg .— U w ażam , źe ty m asz ja k ie ś je szcze inne w i­
doki na K o n ie cp o lsk ich ,
ta
h isto rya
że nietylko
s k a n d a lic zn a ,
w K r e d y c ie K ra jo w y m .
k tó ra
Ty
C zy ty ch cesz mię ożenić,
obchodzi
się
w ydarzyła
coś kn u jesz...
m nie,
cię
A
co?
zbankrutow anego
szlach cica żyd ow skiego, z p an n ą R ó żą ?
H ra b ia zm ieszał się nieco
—
W
—
A ja wiem,
i o d rzekł spiesznie:
tej chwili o tern nie m yślę.
ślisz — p rz e r w a ł
o czem
ty
w
tej chw ili m y­
pan L e o n z ironią. -— T y m yślisz
o żen ić z panną R ó żą syna swego,
ciec chce dla mnie tego m aryaźu.
ch o ciaż
mój o j­
•
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
16
-
Co?!
—
A tak , mój
d rogi hrabio!
O
tem
ju ż m ów ią...
J a niby na nic nie uważam ,
nie słucham ,
a w szystko wiem
lu d zie
niczego
i słyszę.
O tóż nie
bój się: j a A r tu r o w i w drogę nie ^ ejd ę, ja wam się
w ogóle z d ro gi usunę,
wy sobie tam b ezem nie d a­
cie ra d ę . K lem en ty n a o d eg ra kom edyę, co potrafi;
ty podsuniesz A rtu ro w i plan gotow y, m atka się z g o ­
dzi, a J u la
da
swoim szczebiotem
powód
do c ią ­
głego poruszania tego tem atu. T a k b ęd zie. O jcie c
zaś, p rzecie ż j a ci pow iedziałem , źe to czło w iek
m ądry, ale ju ż stary, on się na nic więcej nie zd o ­
będzie, ja k na aprobatę.
wiek
finansów,
d la którego
Z r e s z tą on, prezes,
kom binacyj
filozofia ży cia
odm ienne rzeczy:
giełdow ych,
i życie
c z ło ­
czło w iek ,
samo
to
dwie
on w danym w ypadku m oże wam
być u żyteczn y p rzy tra n za k cyi — okpić siebie i was
nie p ozw oli...
zapom nijcie
o
M nie,
uw ażasz,
m ojej
eg zy sten cy i
daj
św ięty
tak,
pokój;
ja k b y m j a
o niej sam p rag n ął zapom nieć.
O statn ie zdanie
razem
tw a rz y
z jak iem ś
zm ęczonej
pan
L e o n w y rzu cił
p rzecią g ie m
w y stą p iły
niezdrow ego rum ieńca.
S ław o b o rsk i się skrzyw ił,
trz ą c na
rzekł:
okno,
westchnieniem .
mu
czerw one
Na
plam y
B y ł w zruszony.
dły do sm aku słow a szw agra.
cisk do rę k i i z a c z ą ł
z siebie
bo
mu nie p rzy p a ­
W z ią ł znowu
się nim baw ić,
p rzy sło n ięte
poczem ,
białem i
p rzy ­
pa­
w itrażam i,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
17
—
T y ś dziw ny człow iek, nie w iedziałem o tem.
—
N ie, mój drogi,
ja dopiero teraz,
w tych
ciężkich dla mnie m om entach życia, czuję się zd ol­
nym
nie
do norm alnych
b ył
re fle k sy j.
w in teresa ch ,
W id zisz,
gdybym
w
gdybym
dalszym
ciągu
m ógł się baw ić, ja k to d otychczas czyniłem , byłbym
takim , jak im mnie znałeś...
A le to — tu pan L eo n
w y cią gn ął przed siebie ręce — to coś błysko tliw ego
p rysło, rozw iało się i sprow adziło
konieczność w y­
d łubania z siebie rzeczy now ych d la ciebie,
rych dla m nie.
bawnym
śnie,
O budziłem
k tó ry
je st
się ja k
tylko
a s ta ­
po
bardzo za ­
snem,
m am idłem ,
niczem więcej.
S ław o b o rsk i
w sta ł
z
kanapy.
W id o czn ie
ch ciał przerw ać rozm ow ę, sch od zącą
na takie dlań
niezw ykłe tory, może te ż
b a ł się
sobie
tego g łęb szego człow ieka,
k tó ry
w
obudzić
w każd ym , naw et
pospolitym filistrze, drzem ie, więc rzekł:
—
M a te ry ę rozm owy
tak
jakb yśm y ju ż
w y­
czerpali.
—
C h y b a — m ruknął pan L eon .
—
Z a te m na ciebie liczy ć nie można?
—
N ie — o dparł stanow czo
pan L eon
i dodał
po chwili ju ż szeptem .— B ą d ź pewny, że z A rtu rem
ryw alizo w ać
nie
będę,
choćby
mnie do teg o mój
w łasn y ojciec nam awiał.
—
N iem a
o czem m ówić — p rze rw a ł
S ła w o ­
b o rsk i.— M oże u nas będ ziesz dziś na śniadaniu?
Biblioteka — T. 300.
2
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
18
—
N ie mogę.
— .A m oże do o jca pójdziesz?
—
P ó jd ę wieczorem ... nie wiem zresztą kiedy,
ale pójdę dzisiaj,
tym czasem
mam
do
za łatw ien ia
milion interesów.
—
Z a tem do w idzenia, bo i mnie się sp ieszy—
za k o ń czy ł Sław o bo rski,
—
że g n a ją c
się ze szwagrem .
D o widzenia!
S ław oborski w yszed ł.
Pan
L e o n z o s ta ł sam.
U siadł przed biurkiem i o p arłw szy się na ło k cia ch ,
zb ie ra ł swe m yśli.
Rozm ow a ze szw agrem b r z ę c z a ­
ła mu. w u szach, ja k
n atrętn a
m ucha,
któ rej
się
trudno pozbyć.
Z a d aw ał
w yw n ętrzał
sobie
ze
teraz pytanie: po
sw ych
co
n a jserd eczn iejszych
on się
m yśli
p rzed tym człow iekiem , do któ reg o cz u ł in sty n k to ­
w ną odrazę, i k tó ry mu b y ł nieprzychylny.
P a n L e o n ży ł lekkom yślnie, szed ł za popędem
sw ych zach cian ek, nie w n ikał w m otyw y sw ych w ła ­
sn ych czynów , nie za stan aw iał
się
pobudkam i czynów innych ludzi,
wiekiem n ietylko
też w ogóle nad
b y ł je d n a k
elegancko-konorow ym ,
c z ło ­
za jakiego
u w ażali go p rzy ja c ie le i znajom i, lecz także poprostu uczciw ym .
ch a ra k te rze ,
nie w d aw ał
M ia ł żyw io łow ą w łaściw ość w swym
iż na punkcie
się
w
tej
kom prom isy
prostej
z
uczciw ości
sumieniem w ła-
snem.
G r a ł w karty, p rzeg ry w a ł, w yd aw ał dużo pie­
n ięd zy na zabaw y
i m iłostki po kątn e,
b y ł m arn o­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
19
tra w cą, ale zaw sze w iedział, że je ż e li ru jn u je ko go ,
to
jed y n ie
ojca.
Tym czasem
strunę p rzecią g n ą ł,
dowodnie się p rzek o n ał tym razem , źe o jciec m ógł
z a p ła cić dwa razy d łu g i krociow e, lecz źe niepodo­
bieństw em b yło żą d a ć , że b y dalej p ła cił. P r z e k o ­
n ał się, iż sta ry E d e lb e rg w a lczy ł sam z nadchodzącym krachem finansowym
i źe mu się w szystko
w ręk a ch rw ało.
O tó ż
pan
Leon
p o czu ł
cya jego zaczyn a się w ikłać
tern rozdrożu , z którego
m iał w sobie
on
źe sytua-
sam staje na
w ychodzą dwie drogi: j e ­
dna p row ad ząca do ubóstw a,
kom binacyj, sto jących
nareszcie,
i źe
a d ru ga— do różn ych
w p o p rzek
uczciw ości,
k tó rą
i k tó ra b y ła dlań d ro ższą nawet nad
naw yknienia elegan ckiego i próźniaczego żyw o ta.
Na
m yśl ubóstwa,
p ra c y
m ozolnej, dźwigania
się w górę z pow rotem ku tej błysko tliw ej pozycyi,
ja k ą tra c ił, d rżał i cofał się.
P r z e z ca łą noc p rzesu w ały
mu się o b ra zy na
tle podnieconej w yobraźni tego życia, ja k ie dotych­
czas pędził.
C z u ł się ta k
iż sam a m yśl innej
niem al fizyczny.
z tern
egzysten cyi
życiem
sp ra w ia ła
złą czo n y ,
mu
ból
B y ł bezsilny, ale zarazem czuł, źe
d alej ta k być nie m oże.
B u n to w a ła się dusza je g o
p rzeciw ko przym usowi, w id ział się niew olnikiem b lich ­
tru i filisterstw a nabytego, a nie um iał się w ydobyć
na wolność.
D o p iero
teraz,
niego p rzem aw iał,
gdy
S ław o b o rski
ku sząco
do
w y ła n ia ją c plan popraw ienia in
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
20
teresów cudzym kosztem , dopiero teraz, gd y sta n ą ł
na rozd ro żu , w yrw ało mu się z duszy to,
Sum ienie
o d ezw ało
się
i p rzem ó żcie d zia ła ć za częło .
działanie sum ienia
w
nim
co spało.
przem ożnie
W y ra z iło
w tycłi w łaśnie
się zaś to
zdaniach,
k tóre
zdziwionem u szwagrowi w yrzu cił z siebie.
I o d czu ł pewne zadow olenie
z tego ,
w ied zia ł się, a w yp o w ied ział przed tym ,
staw ał na d ro d ze,
k tó ry
go
k u sił
iż w ypo­
k tó ry
mu
i zdepraw ow ać
u siłow ał.
N ow e życie w stąp iło w pana L eon a.
O d etch n ął.
W s t a ł z k rzesła ,
p rze su n ą ł r ę k ą
po zm ęczonem czole i j ą ł sp acero w ać po pokoju.
J a k o ż duch pracow ał,
zn a la złszy
inny
punkt
oparcia dla m yśli.
T o,
co
było,
staw ało się dla
niego
czemś
napraw dę niedobrem , napraw dę anorm alnem .
d ziły się
dości
w czesnej
p la sty k ą
Zbu­
w nim wspom nienia la t p rzeży ty ch ,
sięgające, i za c z ę ły
rozsnuw ać
się
z
m ło­
przedziw ną
na tle rozbujanej
wyo-
brąźni.
U jr z a ł się
znów
m ałym chłopcem
siostry pod dachem ojcow skiego
domu.
obok swej
W
o to cze­
niu bon i guw ernerów cudzoziem skich u pływ ało mu
życie d ziecięce.
R odziców
w idyw ał jed y n ie
w cz a ­
sie śniadań i obiadów,
poniew aż w iecznie byli z a ję ­
ci:
swojej
o jc ie c
interesam i
firmy
przez siebie in stytu eyj finansowych,
i
stw orzonych
a m atka p rz y j­
mowaniem utytu łow anych gości z tow arzystw a i od­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
21
daw aniem w izyt tym że utytułow anym gościom .
N ie
było teź w stosunku wzajem nym d zieci do rodziców
i rodziców
teraz
do d zieci
nawet
żadnej
je szcze ,
czu ło ści.
po la ta ch
Pan
m ógł w y liczy ć te okoliczn ości rzadkie,
zw racał się do niego
z jak ie iiiś
z ja k ą ś
W ó w cza s
pieszczotą.
nienaturalnego stanu,
cięcym
pow oli
w yrabiało
być powinno, ja k b yło.
się
kied y o jciec
zdaniem ,
nie
owszem,
L eon
dwudziestu k ilk u ,
a m atka
od czu w ał
tego
w um yśle jego dzie- „
przekonanie,
U czył
źo tak
się m iernie,
więcej
z nudów, niż z wrodzonej skłonności do nauki.
K ie d y siostra,
w yszła
zam ąż,
o k ilka
bardzo
la t
starsza
od niego,
w ów czas
odczuł
ten wypa-
dek, ponieważ p o zo sta ł w domu sam.
nie m iał żadnego,
d la
niego
ja k ie ś
bo
te chwile,
k in d erb a le,
Tow arzystw a
kiedy
na
dzieci g rzeczn e i dobrze w ychow ane,
tow arzystw a, b y ły n a d e r rzad kie.
u rząd zan o
które
spraszano
a n ależące do
Z re sztą , owe za ­
bawy, utrzym yw ane w granicach dobrego tonu, b y ły
pozbaw ione wszelkiego w dzięku,
w które się zw ykle
p rzy stra ja w iek dziecięcy, b y ły to p o w tarzan e w m i­
niaturze five o’clock’i i rau ty osób starszych.
pan
L e o n przypom inał
sobie,
źe
go
T o teź
ta
grom ada
dzieci grzecznych, paplących po francusku
i an giel­
sku, n u d ziła, i źe zadow olony się czuł, kied y zo s ta ­
w a ł sam.
B a w ił się, ja k um iał, a zabaw ek m iał b e z liku,
gdyż pod tym w zględem hojnośp rodziców b y ła bez
granic.
N a jch ętn iej ato li przesiad yw ał w kredensie,
p rzy słu ch u ją c się gw arze lokajów
i kłótniom
dzie-
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
22
w czyn
pokojow ych,
w
których
często
sam
brał
udział.
N a s tą p ił nowy okres w je g o życiu,
ojciec
oddał
do
po raz pierw szy
szkó ł
publiczn ych.
sp o tk a ł się
k ied y
go
W ó w cza s to
z nowem
otoczeniem ,
do którego nigdy nie m ógł się przyzw yczaić, bo od­
stęp ow ało od zim nych form tow arzyskich, będ ą cych
regu łą w domu rodzicielskim .
Ż y ł w ięc tylk o z t y ­
mi dawnynii swoimi tow arzyszam i, k tó rzy p rzych o ­
dzili do nich na kinderbale i w zrastał w śród nich.
Jednym jedyn ym k o legą, trzym a jącym się poza
dobranem kołem paniczów ,
b y ł J askrow ski;
te ż zaw iązał b liższą
znajom ość.
z grom ady
tern,
uczniów
iż
z nim
W y ró żn ia ł
był
zdolny,
on się
p o stęp y
w nau kach rob ił, a w yższości swej, ja k o syn b o g a ­
tych rodziców, nie okazyw ał.
L eon
go
lubił,
ch o ­
ciaż J a sk ro w sk i nie oszczęd zał mu n igdy słów p r a ­
wdy, często k ry ty k u ją c je g o postępki.
P o d wpływ em Ja sk ro w sk ieg o m łod y E d e lb e rg
staw ał się szczerszym
i naturalniejszym ;
skłonność do ucz iwości b ra ła
bytem i przyw aram i.
U c zy ć
piej i pow oli ze sp a lą ł
kolegów.
się
się naw et
z
A le za szła zm iana.
stosowne, id ą c za ra d ą żony,
w rodzon a
w nim górę nad natrybem
O to
źe
zaczyn a ł le ­
życia
innych
ojciec u zn ał za
L eo n a trzeba w y ­
cofać ze szkó ł krajow ych, gdzie ja k o b y nauka sta ła
nizko,
uwagi.
a
na dobre
m aniery
nie
zw racano
w cale
S ta ry E d elb erg m yślał in a czej, bo b y ł c z ło ­
w iekiem m ądrym , ale
d la
m iłego
spokoju
tak, ja k sobie tego ży cz y ła m ałżonka.
u czyn ił
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
I zn a la zł
się pan L eo n za granicą, w jedn ym
z p ierw szo rzęd n ych
w arzystw o
23
było
pensyonatów, gdzie istotn ie to ­
dobrane i gdzie
napraw dę n iesły­
chaną uw agę zw racano na dobre wychowanie.
W z r a s ta ł
w ięc znowu w śród narzuconej sobie
sfery, do której
m iał praw o jedyn ie jako syn boga­
tego i w pływ ow ego człow ieka.
T u ta k że dano
go od innych.
ja k k o lw ie k
o jciec
ty lk o kupcem
wychowani
w śród nieb
mu
Tu
i
poczu ć
różnicę, d zielącą
także d ow iedział się o tern, źe,
jeg o
był
b a n kierem
panicze
nieraz
bogaty,
b y ł jed n a k że
Edelbergiem .
dow odzili
D o b rze
mu, iż
je st
tylko skutkiem dziw nego zb iegu o k o li­
czności, nie zaś z n atu raln ego p o rządku rzeczy. —
I w idział jasno, źe on je s t
stym
E d elb ergiem ,
a
tylko E d elbergiem , pro­
nie
żadnym
księciem
lub
hrabią.
C z u ł się
też
z
początku
nieswój o , i bardzo»,
tęsk n ił za w arszaw skiem gim nazyum , gdzie m ógł im­
ponow ać — tu jem u im ponowano, nie o szczęd za jąc
go w cale.
nia, to je s t
uwagi.
W sty d z ić
teg o ,
N a p isa ł
na
się zaczyn ał swego poch odze­
co
poprzednio
nie
zw racał
w tym sensie p a rę listów do m at­
ki, bo mu się w ydaw ało, iż m atka go najlepiej zro ­
zumie.
P r z e d ojcem
b y ł i p o zo stał dla
której
m ożna
się
zw racać
i ważnych, w d o d a tk u
m at do dyskusyi.
nie śm iał się zw ierzać: ojciec
niego ja k ą ś osobą u rzęd ow ą, do
w
ch w ilach
rzadkich
m ając gotow y, o k reślo n y te
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
24
M atka, k o b ieta zre s ztą dobra i łago d n a, zb y ­
ła go p a ro k ro tn ie n ic z e m — odpow iedzi je j z d ra d za ­
ły dziw ną
czuw aną
chw iejn ość
i ślizganie się pom iędzy w y­
rzeczy w isto ścią
i
p o le g a ją cą
na różnych
kom prom isach p ra k ty k ą pow szedniego życia.
Pan
L eon
en ergiczn ych,
nie
n a le ża ł
brakow ało
więc też dał
pokój
ta k ja k je st,
tak być musi.
się we własnej
do
refleksyom ,
duszy,
natur upartych,
mu zaw sze stanow czości,
w yw nioskow ał,
zło ży ł
na
karb przesadn ej
jak o b y w rażliw o ści sw oich nerwów.
bie żyć tak, ja k żyją inni.
w ać
od
tow arzystw a,
ko le
za
pozy
arysto kratyczn ej,
in tru za,
swój, p r z e ją ł
że
Sp rzeczn o ści, rod zące
P o sta n o w ił so ­
Z a m ia st się p rzeto usu­
k tó re
go
u w ażało w swem
lg n ą ł do niego.
N a b r a ł pew nej
p o d ch w ycił bieg m yśli
nie
w ięk szą część su bteln ości elegan ckie­
go m łod zień ca — i gd yb y nie nieszczęśliw a fizyonom ia, zd ra d za ją c a
pochodzenie
z innej rasy, b y łb y
się upodobnił z otoczeniem .
T a k minęło p arę lat. P a n L e o n , acz kiep sko,
jed n a k bąd ź
p ierw o tn ie
co
bądź
sk o ń czy ł
dla potom ków
in stytu t, założony
w ielkich rodów m agnac­
kich.
O jc ie c
chciał
go oddać do akadem ii h an d lo­
wej - i pan L eo n może d a łb y się b y ł namówić, g d y ­
by nie m atka,
k tó ra
nie um iała pogod zić się z tą
m yślą, źe n ajw łaściw szą
rze cz ą
d la
syna ban kiera
i ku p ca je s t zo sta ć także kupcem i bankierem . N a ­
m ów iła
w ięc
m ęża,
by jed y n ak a zw ró cił na drogę
studyów u n iw ersyteckich .
W y b ra n o mu praw o.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Pan
życia
Leon
znów
na jedn ej
w którym
o
z
ro z p o c zą ł
w szechnic
w szystkiem
0
nauce.
w
„ k o r z e ” , w ypełniały
p rzez
Zabaw y,
dwa
lata,
okres
niem ieckich, okres,
n a b ra ł pojęcia, tylk o nie
b a le,
po
odmienny
25
kom ersy
koleżeń skie
mu całkow icie egzysten cyę
upływ ie
k tó ry ch
w ró cił
do
W arszaw y po to, ażeby w niej na zaw sze p o zo sta ć.
W ró cił, a za
rachu n ków
nych.
nim p o p ły n ę ły do kantoru ojca stosy
nieu regulow anych i
S ta ry
E d e lb e rg
weksli niewykupio-
w szystko to uporządkow ały
z synem m iał potem bardzo
d łu gą razm owę, r e zu l­
tatem której było to, źe pan L eon za c z ą ł pracow ać
w interesie firm y ojcow skiej.
W sz a k ż e
się
w
wir
obecnie
nie
teg o
p racow ał, tylk o pow oli w c ią g a ł
życia
m iejskiego, którego nicość
n ajdokład n iej po raz
pierw szy
zrozu m iał
1 o dczu ł.
O ile o jciec m ógł nim kierow ać, gd y b ył je s z ­
cze
m łodzieńcem ,
i m iał w sobie
kop ań skie,
o
o
tyle
te ra z ,
gdy
syn
dorósł
zakorzen ione p rzyzw yczajen ia wielżadnym
kierow aniu
mowy
być
nie
gdzie
go
m ogło.
Pan
Leon
za p isa ł
się
do
klubu,
p rzyjęto p rzez
w zgląd na pozycyę ojca; pozaw iązy-
w ał elegan ckie
stosunki z m łod zieżą a ry sto k ra ty c z­
ną, g ra ł
pana.
bie
w
w
k a rty
i
p rzeg ryw ał z m iną w ielk ieg o
U r z ą d z ił się z przepychem ; przyjm ow ał u sie­
domu,
a
po
za
domem
w w ykw intnych restau racyach .
w yd aw ał kolacye
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
26
P on iew aż b y ł łatw y w obejściu, g ła d k i w sto­
sunkach,
a pieniądz
zd a w a ł
się
u niego nie grać
żadnej roli, więc go lubiano i m ile widywano naw et
tam , g d zie d otych czas
jeg o w łaściw a sfera dostępu
nie m iała.
A le tak ie
cye,
życie p o cią g a ło za sobą konsekwen-
o k tórych
dochody
starego
pan L eo n zapom niał.
E d e lb e rg a
b y ły
W p raw d zie
duże, je d n a k nie
w tym stopniu, że b y m ogły w y sta rc zy ć na nadm ier­
ne zb ytki syna.
Jakoż,
na tern, źe sta ry ban kier
co p a rę la t
ko ń czyło się
m usiał je d y n a k a ratow ać,
ja k mówiono na m ieście, od niechybnej topieli, p ła ­
cąc je g o d łu gi.
P a n L e o n w ta k ich m om entach
tra c ił ko n te­
nans, zw łaszcza po b ardzo bu rzliw ych ko nferen cyach
z ojcem ,
rał
obiecyw ał
się
do
niej.
rep rezen tacyę
popraw ę, a nawet seryo z a b ie ­
O jc ie c
w ielkiej
mu sam osobiście kan to r
wnymi
w y sta ra ł mu się o ja k ą ś
tirmy zagran iczn ej, u rz ą d z ił
i za p ełn ił go
swoimi
pe­
ludźm i. G d y b y pan L e o n ch ciał, b yłb y d zię ­
ki potężnem u je sz c ze
poparciu
rodzica
sta n ą ł na
mocnych nogach, ale pan L eon nie ch ciał i nie m ógł
chcieć: p rzyzw yczajen ia nabyte sta ły się dlań drugą
n a tu rą — więc ż y ł po dawnem u i w dawnem tow a­
rzystw ie.
W
ką
tym także czasie m yślano go ożenić z cór­
bogatego
fa b ryk an ta ,
sfera a rysto kratyczn a,
którem u
im ponow ała ta
w ja k ie j się k rę cili E d elber-
gowie. T o m ałżeństw o b y ło m arzeniem starego b a n ­
kiera, ale
m arzenie p o zo sta ło m arzeniem , ponieważ
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
27
pan L eo n ani słyszeć c h cia ł o podobnej kom binacyi.
N atom iast
żeństw ie,
ośw iad czył
ale
M orge n rot,
ojcu,
iż także m yśli o m ał­
nie
z
żadną panną.
tylk o
z
panną
M orgen fest lub
L a c k ą , k tó ra n a le ża ła
do tow arzystw a i w któ rej się na swój sposób koch ał.
Jakoż
pan
L e o n napraw dę b y ł za jęty panną
K r y s ty n ą , k tórą poznał w domu siostry, g d zie L a c ­
cy
dość
często
bywali.
Im po n o w ała mu ta panna
nie u ro d ą nad zw yczajn ą, bo tej nie m iała, nie intelig en cyą, bo o nią nie dbał w cale, ale sw oją dystynkcyą
i
rasow ością.
N a zyw ali j ą też w szyscy zn ajo­
mi rasow ą hrabianką.
L accy
byli niegdyś
bardzo bogaci, ale życie
wystawne pochłon ęło zn aczn ą część fortu ny.
Pozo­
sta ł im dom w W a rsza w ie i m ają te k w lubelskiem —
jedno i dru gie obdłuźone w sposób niepraw dopodo­
bny.
Pom im o krytyczn eg o stanu interesów , nie sp u­
ścili z tonu, przyjm ow ali u siebie po dawnem u, w y­
daw ali ra u ty
się
ożeni
i
b a le,
bogato,
a
liczą c głów n ie na to, źe syn
córka
rów nież
k a ry erę zrobi
w m ałżeństw ie.
Istotn ie,
syn
p rzysto jn y
i elegan cki m ło d zie­
niec, zd o ła ł uczynić w rażenie w ielkie na starszej od
siebie, ale bardzo posaźnej kuzynce: o św iad czył się
i zo sta ł p rzy jęty .
Z có rk ą było tru d n iej. N ik t z m łodzieży a ry ­
sto kratyczn ej
na seryo się o nią nie sta ra ł, ponie­
waż w iedziano, iż panna nie posiada nic, prócz swej
przep yszn ej rasow ości, a że czasy b y ły ciężkie, więc
szukano p rzed ew szystkiem m ajątku lub gotów ki.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
28
Z e sferą krajow ych przem ysłow ców i fa b ryk an ­
tów L a c c y nie u trzym yw ali b liższych stosunków , j a k ­
kolw iek p o sy ła li w estch nien ia w tam te stron y.
To
też opatrzn ościow ym im się w yd ał konku rent, a sp i­
ru jący do rę k i
ich
jed yn aczki, w osobie
eleg an ck iego E d e lb e rg a .
św iadczeni
i
zn a ją cy
zm ienność
państw o L a c c y trzym ali
rzeczy w szelkich,
pana L eon a na dość p r z y ­
zw oitej od siebie o d leg ło ści.
P a n n a K r y s ty n a , dla
k tórej ów syn znanego b a n k ie ra
p rzed sta w ia ł
żadnego
sam osobiście nie
szczególn iejszego
um iała doskonale w ejść w sw oją rolę.
m iała tylko
w
now cze tak
albo
m łodego,
Jed n a kże, ja k o lud zie d o ­
interesu,
Pan a Leona
r e ze rw ie , nie d ecydu jąc się na s ta ­
n ie.
W
ostatecznym razie je d y ­
nie postanow iła sobie na niego podziałać, a w ied ziała,
że d oko n a
za z n a cza ł
swego, ile
sw oją
że pan L eon dość w yraźnie
dla niej słabość.
cich y flirt, p rzech o d zą cy
cie,
przez
rok
ca ły.
T r w a ł w ięc ten
niekiedy w czulsze n apię­
R e zu lta t
b y ł taki, że serce
p an a L eon a za p ło n ę ło , a panny
K r y s ty n y p o zo sta ­
ło zimne.
P raw d opod obn ie
sk o ń czy ło b y ' się
na tern, że
pann a w yrzu ciłab y ze sw oich karm inow ych u steczek
m agiczne
słówko
zro b ił b ra t,
„ ta k ” , g d y ty
zostaw szy
dziczki wielkiej
przew idzian a.
fortuny.
L accy
w a rzy sk a za c z ę ła
mienne zdanie.
nie k ary era, k tó rą
narzeczonym
W ó w cza s
poszli
bogatej d zie­
sta ła
w górę,
się rzecz
a opinia to ­
sobie o nich w y rab ia ć nieco o d ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
P rz y tern
się
w
h rabia
in teresy
L a ck i
rod zin y
powoli
29
w tajem n iczył
E d e lb e rg ó w
i p o zn ał, źe
pokrew ieństw o z neoficką firm ą przez córkę ani dla
h rabskiej
korony,
ani
dla
hrabskięgo
stanowiska
społecznego zaszczytn e nie jest.
P a n n a K r y s ty n a
o detchn ęła
w spaniałej piersi, a pan
c a łą pełnią swej
L e o n ze swymi konkuram i
w ydał jej się odrazu śmiesznym.
S ta ło
się
a m ian ow icie
to
p rzed
paru
w ów czas, kiedy
dniami
spraw a
dopiero,
O porów ju ż
za c z y n a ła być w W a rsza w ie głośn ą.
P a n L e o n o tern nie w iedział, d latego też, po
ostatnim czulszym
styną, b y ł p ełen
niż zw ykle flircie z panną K r y ­
sło d k ich złu dzeń co do sw ej, ja k
j ą n azyw ał w g łęb i duszy, przyszłej pani.
W
czało mu
chwili więc owego
w
się zbankrutow anym
ności od o jca,
a
ja k postąpić?
doszczętnie,
za le ża ł
D o sko n ale
w zu p e ł­
inaczej, ja k na tle p rzep ych u
sobie
że ta k a żona, ja k panna
zd aw ał sp raw ę z tego,
K r y s ty n a , nie będzie się
m ogła zadow olnić skrom ną p o zycyą,
m ógł stw orzyć, a
h u­
W id z ia ł
nie rozum iał egzysten cyi m ałżeń ­
skiej z panną L a c k ą
i zb ytk u .
porachunku z sobą
głow ie jed n o :
nie
był
tyle
ja k ą b y on je j
naiwny, iżb y m ógł
na chw ilę przypuścić, źe w zn iecił w jej sercu u czu ­
cie tak potężn e, ja k
ja k a ś
ognista,
płom ienna m i­
ło ść, co to łam ie w szelkie p rzeszk o d y i gotow a jest
na pośw ięcenia różnego rod zaju.
P rzyp u ściw szy
naw et, że
sta ry ojciec po raz
/
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
30
ostatn i za p ła ci w szystkie je g o długi, to je sz cze po­
zo sta w a ła
kw estya:
z
ja k ic h
m ateryałów
gniazdko d la zony z hrabio w ską koroną.
choć pobieżnie,
są o p arte
dochody
owe d o ch o d y
,
ale
ostatecznie
ojca,
w ied ział, n a czein
w ied zia ł
zm n iejszyły
się
u słać
P a n Leon ,
tak że
zn aczn ie
i
i to, że
źe
nad
c a łą ro d zin ą zaw isło widmo ja k ie jś gw ałtow nej k a ­
tastro fy.
W p ra w d z ie szw agier
m ów ił
mu
o
sposobie
w yb rn ięcia z topieli, o zatrzym aniu burzy, ale pan
L e o n ze w strętem o d rzu ca ł m yśl sk orzystan ia z sytuacyi — zb ud ziła się w nim w rodzona, nieu znająca
kom prom isów uczciw ość.
I rosło w nim postanow ienie w ypow iedzenia
się zupełnego przed panną K ry s ty n ą .
—
K t o w ie — b łą k a ła mu się m yśl— m oże ona
mnie n apraw dę
kocha,
a koch ając, zrozum ie p o ło ­
żenie m o je— i pójdzie za m ną?...
T a m yśl zaw ierała
w
sobie ostatn ią nad zieję
lep szej, jaśn iejszej p rzy szło ści, której za rysy niepe­
wne w id ział na innem
W ą tp liw o ść
p rzy b ie ra ła
niż dotychczasow e tle życia.
ato li
inny
nie
ustępow ała,
owszem ,
ch a ra k ter — ja k ie jś ro zte rk i w e ­
w nętrznej, ja k ieg o ś
u krytego
bólu, k tó ry po tężn iał
i s ła b ł w m iarę, ja k um ysł ch w yta ł n a rzu ca ją ą się
brutalnie rzeczyw isto ść.
Pan
Leon
/ ^ p i ^ n o tłu m ił
/>
\ *
\
w
w a ł % K skotliw ych
P ((¡»Wł
/
próżno
zd obyw ał
się
na spokój,
sobie rozdźw ięk, próżno w yw ołynadziei
w ien iec barw ny— m arze-
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
nie je g o chw iało
się
31
i chwiało na sw ych kru ch ych
p odstaw ach .
P o tr z e b o w a ł
słowa,
w
przyjaznego
tej
chw ili ja k ieg o czulszego
serca,
zro zu m iał i pom ógł
do
kogoś takiego, coby go
w yd ostan ia się z lab iry n tu
w ątpliw ości, k tóre go o ta czały .
P rzyp o m n ia ł
tow arzyszu
ze
sobie tylko o jednym człow ieku,
szkół, o
Ja skrow skim ... T en je d e n
m iałby nań teraz w pływ , ten jed e n m ógłby mu być
pom ocny.
niego
w
Ja sk ro w sk i w praw dzie
eleganckim
św iecie,
źył
ale
podobnie do
prow ad ził egzy-
sten cyę odrębn ą, inną - b y ł daleki od w szelkich z a ­
kulisow ych
m achinacyj.
nowisko ob serw atora
dało je g o
J a sk ro w sk i
zajm ow ał sta ­
objektyw n ego, k tó re odpow ia­
sceptycznem u
poglądow i na ludzi.
T en
czło w iek ze w szystkiego się śm iał i szydził, więc pan
L e o n p rzy p u szcza ł,
d ziłb y wnioski
zdobył
źe
i z je g o sytu acyi w yp row a­
odm ienne od tych, na ja k ie on sam
się
po
d ługiej
w alce
z
sobą. —
I
dał
W s ta ł
od
biu rk a, listy porozrzucan e p o zb ie­
pokoj.
ra ł, w rzu cił do szuflady, p rze s ze d ł się je szcze p arę
razy, o b ejrzał ca ły swój kaw alerski a p artam en t b a r ­
dzo szczegółow o, ja k b y chciał w izyę je g o zatrzym ać
na zawsze w swej duszy, poczem zadzw onił na słu ­
żą ce g o i k azaw szy mu p rzyn ieść w izytow y garnitur,
pow lókł się do sypialni, by się tam u b rać.
B y ła
z domu.
godzina
d ru g a ,
kied y
się
w ysu n ął
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
32
P o n iew a ż
na
w izyty
b y ło
zawcześnie,
w ięc
w stą p ił do resta u ra cy i na śniadanie.
O godzinie
trzeciej
wsiadł
do
d orożki p a ro ­
konnej i k a za ł się zaw ieźć do A le i P ó ź , gdzie m ie­
szkali L accy.
W s z e d ł do
sieni.
N a k rześle , tu ż p rzy w ie­
szadłach, sied zia ł lo k a j w sutej
p a trząc na
w ielk ą
nie, do k tó rej
lib eryi, bezm yślnie
łosiow ą skórę, w iszą cą na ścia ­
był
p rzyb ity
ry c e rsk i p an cerz, p o ­
chodzący z tych widocznie czasów, k ied y to w o jacz­
k a stanow iła głów ne za ję cie szlachetn ie u rodzonych
panów.
Z o czyw szy
ja k struna,
p o d b ie g ł
S łu żb a w dom u
bankiera
gościa,
ku
niem u
hrabstw a
E d e lb e rg a
lokaj
w yprostow ał się
i
od eb rał palto.
L a c k ic h
b y ła
d la syna
z wielkim szacunkiem , bo za ­
wsze dośw iadczała jego hojności.
L o k a je p o w tarzali sobie nieraz w kredensie:
—
T en
źydek,
to
w praw dzie nie żad en pan,
ale po pańsku p łaci.
—
P ań stw o w domu?— sp yta ł pan Leon .
—
T a k , ja śn ie panie— o d rze k ł lokaj, sk ła n ia ­
j ą c lekko głow ę.
P o czem
p o szed ł
o którym w iedział,
źe
oznajm ić
zaw sze
przybycie
m ile
gościa,
b y ł p rzyjm o ­
wany.
Jeszcze
chw ila, i pan L eon zn a la zł się w sa ­
lonie w obecn ości hrabiego E w a ry sta .
cej nie było.
-— D zień dobry panu!
N ikogo w ię­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
D z ie ń dobry.
—
P ro sz ę
kochanego
pana
A to, kochany panie, zad ym ka —
siadać,
n iech
33
spocząć.
licho
po­
rw ie, ani sposób wyjść!
—
A
ta k — ję k n ą ł
u śm iech n iętą
fizyonom ię
pan
L eon ,
p a trzą c
na
czło w ieka, którego w m y­
ślach sw ych ju ż oddawna tytu ło w a ł papą.
—
I pan
na taki czas z w izytam i? —
za czą ł
znowu h rah ia, lu s tru ją c swego gościa.
—
T o w arzyskie
hrabio.
—
obow iązki
N a tu ra ln ie... —
zm uszają,
oczyw iście... —
mój
p o w tarzał
L a c k i, częstu ją c pana L e o n a papierosam i.
A pan
L eo n
w y sy ła ł
go do w szystkich dya-
błów, poniew aż nie dla niego się tu w ybrał.
Na
chw ilę
nie pu szczał
m ilczen ie za leg ło .
dym
nerwowo palcam i
L a c k i sp o k o j­
z papierosa, a pan L e o n bęb nił
po
stole,
p rzy
którym sied ział.
Iry to w a ło go to, źe n ik t się w ięcej nie p o kazyw ał,
że nie n a d ch o d ziła ta, z k tó rą w łaśnie dzisiaj z a ­
m ierzał
stanow czą
mieć
rozm owę.
W ię c
rzekł
znowu:
—
A g d zie ż to panie?
L a c k i,
za c ią g n ą ł
zam iast
się
natychm iastow ej
mocno
dym em
odpowiedzi,
i, przyw oław szy
na
tw arz ja k ą ś kw aśną minę, za c z ą ł go wolno puszczać
w górę, następnie d opiero j ą ł mówić:
—
A,
uw aża
Biblioteka. — T. 303.
kochany
pan, panie
także
3
się
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
34
w ybrały
z
w izytam i
T era z
załatw ien ia, źe, dalibóg,
nie
mamy tyle rzeczy do
wiem, w ątpię bardzo,
czy na czas w szystko będzie gotowe.
—
N a tu ra ln ie —
m ru k n ął pan L eo n —
ślub
D y o n ize go ...
—
W ła ś n ie , w łaśnie.
—
Term in nieodw ołalnie ten sam?
—
M a się rozum ieć, m a się rozu m ieć— n ieo d ­
w ołalnie
ten
sam ...
U nas, w naszej sferze, któ rą
,zresztą pan d rogi zna, bo się w niej obraca, w szy­
stko je s t nieodw ołalne, kiedy ju ź raz zo stało p o sta ­
nowione.
W sz y s tk o , panie, zw łaszcza zaś taki krok,
ja k m ałżeństw o.
—
W iem
coś
o
tern —
w trą c ił
pan
L eon,
którem u duszę z a c z ą ł przew iercać n a g ły sm utek.
—
J a k to d obrze, źe my się na tym punkcie
rozum iem y.
P a n L eon się
skrzyw ił, a hrabia E w a ry s t ta k
m ów ił dalej:
—
D yo n izy
p rzy b ija
do
portu:
on
z tego, i m y tak że jesteśm y zadow oleni.
ja k a
to
d w ojga
będzie
doskonale
m łodych
dobrana
lu d zi, dw ojga
ko n ten t
P a n wie,
p a ra
z
ty c li
spadkobierców tra-
dycyj i fortun wielkich.
P a n L eo n
p o ch y lił się nieco, a żeb y nie sp o j­
rzeć na starego
w ygę, poniew aż się obaw iał uśm ie­
chnąć
zja d liw ie,
sły szą c
ta k ą
k rz y c z ą c ą
U agę
o w ielkiej fortunie L a c k ic h .
Tym czasem hrahia wolno p u szcza ł dym w g ó ­
rę i c ią g n ą ł'd a le j:
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
pan
35
P a n mnie zna, panie L eon ie, d ob rze.— Z n a
ta k ż e
moje
pan, ze chcę
lib eraln e
nie
pogląd y
na
świat; wie
być zacofanym , zaku tym ko n ser­
w a tystą — przeciw nie, p ragnę pozostać
a la hauteur
du siecle, a jed n a k nie umiem się pozbyć swej żyw io­
łow ości...
P an
sobie zd aje sprawę z tego, czem to
je s t w człow ieku
to
dziwne,
cie p rzynależn ości do ja k ie jś
a
n iep rzeparte u czu ­
określonej
sfery spo­
łe czn e j?
P a n L eo n podniósł zdziwione oczy na m ów ią­
cego
i
nie
m ógł
zrozum ieć,
dlaczego on to jem u
w łaśn ie m ówił— i odparł:
—
N ie
zupełn ie
chw ytam treść tego , co pan
chce pow iedzieć.
N a to
h rabia podn iósł się z g od n o ścią z sie­
d zen ia i rzu ca ją c
niedopalonego
papierosa do sre ­
brnej popielniczki, rz e k ł tym razem ju ż głośniej:
— N ie chw yta
P rz e c ie ż
p oznać
pan, hm...
rz e c z szczególna...
pan, a nadewszystko pan b ył w m ożności
to tow arzystw o,
w
którem
się ta k d ługo
o bracałeś.
,
P a n L eon
i j ą ł coś
żało.
—
L ib eralizm
rzu cił z siebie
byłem
z b la d ł nagle, potem poczerw ieniał
kombinować,
coś, co go poprostu p rze ra ­
nasz niezu pełnie się u d a ł— w y­
L a c k i.— J a
lib erałem
nie
tylk o
sam, jak k o lw iek zaw sze
w
relig ii, ale i w p o ­
gląd zie na stosunki społeczne, d ro gą ciężkiej anali­
zy przyszedłem do tego wniosku— źe się myliłem.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
36
—
Tani to b y ł lib era lizm — sykn ął pan L e o n
zło śliw ie.
—
W ła ś n ie , to
p o d ch w ycił
le mot.
sam o ch ciałem pow iedzieć —
zręcznie
Tani,
L acki —
panie,
z u st mi pan w y ją ł
je s t ten liberalizm , k tó ry nie
poch odzi z duszy, le c z z narzuconych d oktryn ludzi
nowych:
J a , u w aża
bie i uznany
pan, ją ... L a c k i, u zn ają cy sie ­
p rzez
innych za czło w iek a bez p rze­
sądów , czuję się w chw ilach w ażnych w mem życiu
żyw iołow o p o ciąg n ięty
by się zw ietrzałych ,
żyw ych, j a k
sam a
w stronę tra d y cy j, zd a w a ło ­
a
tym czasem
natu ra.
N ie c h
żyw ych,
tak ich
sobie pan w yo­
brazi stopień u ciech y m ojej, k tó rą mi spraw ił D y o nizy,
p rzyn iósłszy
wiadom ość
o tern, źe sobie w y­
ja k ą ś
pannę z obcej sobie
b r a ł za żonę
nie
sfery, ale ze
swej w łasnej.
dawne m oje
tam
S e rc e we mnie zabiło,
serce szlach eckie.
L a c c y odrodzą się
w ca łej sw ojej szlach etn ości, w c a łe j czysto ści sw o­
je j krwi.
Pan
L eo n
nie
m ógł się ju ż pow strzym ać od
złośliw ego uśm iechu— i rzek ł:
— Panna
B ie lsk a
je s t
d zied ziczk ą
nie tyle
w ielkiego im ienia, ile sp ad ko bierczyn ią w ielkiego m a­
ją tk u ziem skiego.
L a c k i p r z y g ry zł usta, poczem zb liża ją c się do
pana L eo n a , p o ło ży ł mu rękę na ram ieniu:
—
P a n wie — za w o łał — źe ja o m ają tek nie
dbam!
„■
—
N ie wiem , pan ie hrabio.
—
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
37
A to szkoda, bo mnie pan zna i powinien
pan w iedzieć.
P a n nie zd a je sobie spraw y z tego ,
ile j a zło żyłem na ołtarzu ta k zw an ego lib eralizm u ,
ja k mi ciężko było
nieraz
przyjm ow ać u siebie lu ­
dzi obcych mojej sferze, ja k mi przykro było byw ać
u tych ludzi nowych! C zyn iłem to, bom się łu d ził...
M yśla łem sobie:
chińskim ,
m ylił.
nie
nie
D la te g o
sam byłem
wolno
wolno.
w
się
O t,
szczęśliw ym
błędzie,
o d g ra d za ć murem
w idzę, żem
się srodze
się czuję, źe tylk o ja
ale że b łą d mój nie czep ił
się serca syna... i nie zdepraw ow ał duszy córki...
—
A c h , tak?— w yrw ało się z g łęb i całej isto ty
pana L e o n a ,
do głow y.
i u czu ł
T eraz
nagle, ja k mu krew n apływ a
dopiero w id ział jasno, do czego
zm ierzał lib era ln y hrabia.
—
T a k , p a n ie — za w o ła ł L a c k i — có rk a m oja
pod ziela m oje obecne p o glą d y w zupełności!
—
P rz e z
tyle
la t
nie
dom yślałem się tego,
owszem, dom yślałem się czego innego.
—
B o wy,
panow ie,
zaraz m yślicie co innego...
— Isto tn ie, nie wiem,
jesteście
dziwni lud zie;
co ci panow ie,
ry c h h rabia mówisz, m yślą, n atom iast wiem ,
o k tó ­
co j a
sam osobiście m yślę.
Lacki
ch ciał
coś
nagle
pow iedzieć,
ale
się
w strzym a ł i po chw ili dopiero r z e k ł wolno:
—
re
F o rtu n y nowe ch w ieją się, a trą d ycye sta ­
trw a ją
siłą
swej
p rzejrza łe m rze czy ,
in ercyi
żyw iołow ej.
sytuacye pew ne,
O dkąd
na k tó re po ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
38
przednio, n iestety,
nie zwróciłem
n ależytej
uwagi,
przed staw iały mi się one w zu p ełn ie innem św ietle.
P a n L eo n p rz y g r y z ł usta aż do krwi, ną tw arz
w ystą p ił mu rum ieniec,
m iał przytem
takie w ra że ­
nie, ja k ie m a człow iek, którem u w ydaję się,
w p rze strzeń
b ez końca.
N ie
m ógł
iż leci
sło w a
p rze­
m ówić; słu chał d alej, a L a c k i, zapaliw szy papierosa,
j ą ł sp acerow ać po salonie
stojn ą.
ża,
z miną niesłychanie d o ­
"W idocznie przejm ow ał
obejm ującego
czeństw a ca łego .
się ro lą sw oją m ę­
szerokie h o ryzo n ty
W re sz cie
sta n ą ł
m yśli sp o łe ­
p rzed E d e lb e r-
giem i kiw nąw szy łysaw ą głow ą, powiedział:
—
Tak,
panie, źrle je s t z nam i— to „z nam i”
za zn a czy ł podniesieniem głosu , d a ją c o słu p iałem u
panu Leonow i do p o jęcia, iż on się w zakresie t e ­
go zaim ka nie m ieści— źle jest!
m ówię i wiem ,
p rzy d ało b y
się
A le co j a panu
O, bo ja wiem , co
na co p a trzę,
dośw iadczenie
dla bardzo wielu
będę p o w ta rz a ł
z naszej
to,
o
m oje
sfery...
czem
pan
wie, w szak pan zna tę naszę sferę — ot, pogadajm y
lepiej o zd arzen iach dni ostatnich.
P an Leon
p rzych o d ził do
dnolitego rum ieńca, p o zo sta ły
siebie;
zam iast j e ­
mu na tw arzy tylk o
plam y czerwone.
—
P o g a d a jm y
K rajo w y m , o którym
o
tym
skan dalu w K r e d y c ie
pan n ajd o kład n iej
musi w ie­
dzieć, bo to p rze c ie ż ojciec jego je s t prezesem owej
chw alebn ej instytucyi.
D o c z e k a ł się ń areszcie K o ­
niecp olski za słu żo n ego afron tu , d oczekał się... M ó ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
wiono mi tak że,
że
O p o ry
są
39
zachw iane,
czy to
p raw da?
Pan
L e o n ju ż zupełnie
niego w rażen ia.
o ch ło n ą ł
z poprzed­
S p o jrz a ł na m ów iącego tak ostro,
że ten m imowiednie m usiał w zrok sk iero w ać
w in­
n ą stronę, i o d rze k ł zimno;
—
sp raw y,
P an ie hrabio — głos mu d rżał lekko — te
o któ ry ch pan
szem i spraw am i...
K o n iecp o lsk ieg o
r a c z y ł wspom nieć,
My
sobie
bronić
nie
obrony nie p o trzeb u je ,
z
niem i
m yślę,
są na-
poradzim y!
bo
on
m ojej
zre sztą uw ażam go sam za
m arnego człow ieka, za ...'
—
A le tak, ta k .
W iem , co pan ch ce p o w ie­
dzieć— p rzerw a ł L a c k i, sia d a ją c obok gościa — i to
także wiem , że wy, panowie, zaw sze sobie dacie r a ­
dę...
Z e b y w paść, ja k się to mówi,
być jednym z naszych.
M iecio
na
to
trzeba
O paliński
u w ik ła ł
się i ję c z y p o czciw iec, a za swoje honorow e prezesow stw o
za p ła ci sowicie, gdyż sły szę ,
gulow ania p rzez za rzą d
szony je s t sp rzedać
że, d la u re­
zrobion ych deficytów , zm u­
całe
D zikow ce.
rów nież krucho, i ten b ied ak
m itrą
Z Zaborskim
sw oją nie p o ­
k ryje długów T o w a rzy stw a ulepszonych
P o d o b n o mu g rożą procesem
kie czasy...
sjDraw daleki.
C h w a ła B o gu ,
przędzalni.
krym inalnym .
że j a
jestem
C ię ż ­
od tych
O t, idę śladem ojców moich — u pra­
wiam ro lę i mam sp okój, obecnie w iększy,
wniej, bom p r z e jr z a ł,
a
ze
i m oja żona i dzieci moje.
m ną
niż d a­
p r z e jr z a ły także
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
40
—
H r a b ia szczęśliw y— w y ced ził iron icznie pan
L e o n i nie ch cąc p rze d łu ża ć
sie b ie rozm ow y, zw łaszcza,
tej
ty le przykrej dla
iż zrozum iał,
o co sta ­
rem u lisowi chodzi, w sta ł z k rzesła .
W te m za drzwiam i,
pokoju,
d ały
się
prow adzącem i
sły szeć
ja k ie ś
do p r z e d ­
zmieszane
głosy.
P a n L e o n drgnął.
—
h rabia.
T o m oje panie
w ró ciły do domu —
J a k o ż niebaw em do salonu
rzekł
w to czy ła się pani
L a c k a , a za nią w p a d ła panna K r y s ty n a ; obie były
w w esołem usposobieniu, obie uśm iechnięte.
P a n L e o n z b liż y ł się
ku
nim,
pan ią
L acką
p ocałow ał w rękę, a pannie dłoń lekko uścisnął.
—
O brzydliw y cza s— za częła, m atka, ścią g ają c
ze sw ych pulchnych placów rękaw iczki.
—
D ałyśm y pokój w izytom , nie sposób k rę c ić
się po mieście-— w ydzw oniła có rk a .— A cóż pan p o ­
rab ia?— dod ała, zw racając się do pana L eo n a ,
ry z zachw ytem u jm ow ał w długiem
k tó ­
sp ojrzen iu jej
praw dziw ie harm onijną figurę.
I uczyniło mu się naraz żal tego w szystkiego,
co zam ierzał
na zaw sze
p o rzu cić,
i to tak że, że ow a piękna panna,
zro zu m iał atoli
której seled yn o ­
we o czy b łą d ziły
po je g o
d rg a ją cej
od
wew nętz-
nego w zbu rzen ia
obcą.
tw arzy,
s ta ła
się
zupełnie
N ie było w niej
we wspólnej tęsknocie,
nic z teg o ,
we
mu
co
w spólnej
łą c z y
dusze
rad o ści
i je -
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
dnakiin sm utku.
czej
silna,
ja k a ś
D z ie liła go od niej przepaść, a r a ­
zasłona
p rzezro czysta
iź niepodobieństw o
w niej, przez
rok cały,
k tó re g o źró d ło
41
biło
niemal, lecz ta k
b yło je j p rzerw a ć.
żył
pod
w rażeniem
na dnie duszy,
nań czar p ięk n a fizycznego,
D a­
uroku,
teraz
d zia ła ł
bo panna L a ck a isto ­
tnie b y ła w tej chwili piękna.
A n a liz a ow ych zm ieszanych p o czu ć trw a ła m o­
m ent zaledw ie,
ale
w tym m omencie
zaw arło
się
ca łe wrażenie ogólne w zw iązku z poprzedniem i w ra ­
żeniam i b ęd ą ce. R z e k ł więc, zd o b yw ając się ca łą
m ocą duszy na ton ja k n a jb a rd zie j swobodny, gdyż
czuł, iż w szelki tragizm
b yłb y śm ieszny,
a b a ł się
zaw sze ja k ogn ia śm ieszności.
—
J a , p roszę pani,
je s t — nic...
robię to,
C hodzę do klubu,
co zw yk le,
do tea tru ,
cam się wielkiem i koncertam i sym fonicznym i
się p o ryw ać g rze
tego genialnego
to
za ch w y ­
sk rzyp ka,
i daję
który
w szystkich doprow adza do szału.
—
O K u b e lik u
pan
mówi? — w trą c iła
pani
L a c k a , osoba, któ ra , chociaż ju ż dawno skoń czyła
czte rd zie stk ę , zach o w ała do tej pory znaczną część
sw oich wdzięków .
—
T a k , pani.
—
W a m w głow ie K u b elik , a tym czasem czy
w a rto w aryow ać dla ja k ieg o ś tam skrzypiciela?
Ot
moda, ale i ta p rze jd zie — m oralizow ał L ack i.
— M ój papo, mój papo, proszę w ten sposób
o praw dziw ym artyście nie mówić,
to
geniusz,
ge-
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
42
n iu sz L . J e szcz e dzisiaj m ów iła mi K o c ia m asę za b a ­
wnych rzeczy o jego genialności,
a K o c ia się zna...
T o pan E d e lb e r g m oże zaśw iad czyć.
—
O czyw iście, źe się zn a — m ru kn ął pan L e o n ,
cią gle sto ją c na jed n em m iejscu i d o d a ł:— J a p r z y ­
szed łem tu w łaściw ie z pożegnaniem .
P ię k n a , panna
p ryszonego
dziecka,
L acka
k tóre
zro b iła
ch ce
m inkę
się
ro z k a ­
zdobyć
na
sm utek.
—
P a n w yjeżd ża?
—
T a k , pani, ju tro praw dopodobn ie.
— A
d o k ą d bo gi poniosą?
•— P e w n ie
do N icei? — w ycedziła hrabina. —
J e ż e li tak, to pan pewnie za w a d zi i o P a r y ż .
—
jĄch, papo, kied y my się nareszcie
w ybie­
rzem y do P a ry ża ? — za w o łała panna K ry s ty n a ,
nąc w p o d sko kach
do o jca,
k tó ry
su ­
stał p rzy oknie
i bębnił w szybę.
—
Jak
będziem y
m ieli
pien iąd ze -
o d rze k ł
hrabia i z ca łą pow agą za ło ży ł ręce na k rzyż.
—
niądze?...
A
kiedyż my nareszcie będziem y m ieli p ie ­
W ię c pan n apraw dę do N ic e i, potem do
P a ry ża ? ...
P a n L eon sp o jrza ł na nią ta k , iż piękna pan­
na się zm ieszała: we w zroku praw ie błyskaw icznym
m łodego E d e lb e r g a
zgn io tło .
zau w ażyła coś,
co ją
narazie
B y ł to rzu co n y um yślnie, do niej sk ie ro ­
wany, w yrzu t człow ieka, który j ą niedaw no jeszcze,
ot w czo ra j, m oże naw et dziś, ubóstw iał,
dla której
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
w m yślach
sw ych
sta w ia ł
św iątynię,
43
a k tó ry nią
obecnie gard ził.
I tro sk a ja k a ś zm io tła nagle z jej tw arzy, p o ­
dobnej do oblicza klasyczn ej bogini, w eso ło ść i sw o­
bodę.
U c z u ła się nieswój ą.
A m łody E d e lb e r g r z e k ł wolno:
—
N ie do N icei ja d ę , panno K ry sty n o , nie na
P a r y ż m oja d ro ga w ypadnie:
w yzn a czy
mi
j ą los
tw ard y - i p o d a ł jej rękę na pożegnan ie. — D o w id ze ­
nia pani, czas złu d zeń m inął, we
śnie niezdrowym
się ro zw ia ł...
P o czem pożegnaw szy się z hrabiną, w zdum ie­
niu niem em ch w y ta ją cą je g o słowa, z L ackim , k tó ­
ry z m iną starego dyplom aty na niego sp oglądał, w y­
szedł.
P r z e d domem cz ek a ła na niego dorożka. P a n
L e o n wsiadł do niej i k a z a ł
się wieźć do cu kiern i
L ou rsa
D la cze g o
na M arsza łk o w sk ą.
jedn ak
w y­
b r a ł tę cu kiernię, a nie inną,
sam nie um iał sobie
zd ać spraw y.
dorożkarzow i,
O t,
ta k r z e k ł
w ogóle coś pow iedzieć.
kimś określonym kierunku,
lecz
ład n ie je d n a dru giej.
oszołom iony,
po tej okrutnej
ażeb y
M yśli jego b ieg ły nie w ja ­
Był
w izycie
czep iały
d ośw iad czał
C iężar mu sp ad ł z serca, jed n a
się
a
b ez­
je d n a k
pew nej
ulgi.
z p rzeszk ó d sam a
się u su nęła z d ro gi: z L a ck im i stosunki zerw an e—
i d obrze...
T e ra z dopiero zrozum iał, ja k b y ł śm ie­
szny ze swym afektem d la rasow ej hrabianki — i to
go w łaśnie
z niczem ...
X
\
irytow ało
n a jw ięcej.
W ykw itow an o go
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
44
Jeszcze
parę m iesięcy
tem u
sp o d ziew ał
się
innego zako ń czen ia, w te j.c h w ili w yd ało mu się ono
bardzo
n atu raln em
ja k m ałą
i zw ykłem .
rolę o d gryw ała
osobistość, jeg o
strona
P o ją ł
u L a c k ic h
duchowa,
w n ętrzn ość i p o zycya.
ta k że i to,
je g o
a ja k
T en stary w yga
w łasna
w iele zea ry sto k ra ­
tyczn y z miną spadłego z eta tu am b asad ora, za ch o ­
w u jącego
w ka żd ej
dostojności,
sytu acyi
w yłożył
p ozór
przebrzm iałej
mu najdokład niej
w
św iecie,
dziś właśnie, u k ry ty sens tego odłam u sp ołecznego
życia, w którym on, L e o n E d elb erg,
chowny u d ział
b r a ł p o w ierz­
B o tylko pow ierzchow ny, gdy tym ­
czasem dusza je g o drzem ała, zaw isłszy ponad u stro ­
jem zm iennych przejaw ów istnienia. L a c c y tw orzyli
ten świat, k tó ry
siłą
okoliczności
innem u, nowem u św iatu,
co
się
z niezm iernym w ysiłkiem z m roku,
staczał
się
ku
dopiero
w yłan iał
ohydy
i brudu
życiow ego. T o nie dusza zbiorow a tych ludzi o św ie­
tn y ch tytu ła ch
i h isto ryczn ych
g a ła się
w chłonięcie
przez
sp ołecznych ,
a ch ęć,
nazw iskach
św ieżych
żyw iołow e
w zm a­
pierw iastków
pragnienie u życia ,
w yczerp aw szy stare źró d ła dostatków ,
była
za p o ­
szukiwaniem innych źródeł.
I czyniło
się panu
zry w a ją cy ch się je d n a
się ofiarą, ale ofiarą nie
ile przyw id zeń
L eon ow i
za drugą,
od
tych
nieznośnie.
m yśli,
C zuł
ty le w łasnych przyw idzeń,
c a łe j zbiorow ości sp ołecznej,
z każdym dniem r o s ła
i s ta c z a ła
b ły szczą cy ch pozorów ,
łych pożądań...
u ro jon ych praw ,
k tó ra
się do śm ietnika
zw yrodn ia­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
D o ro żk a stanęła.
45
P a n L eon w ysk oczył z niej,
za p ła c ił stangretow i, darząc
go jeszcze
sutym
na­
piwkiem , i w szedł do cukierni.
W rogu,
na w yściełanej
żó łtym
pluszem k a ­
napce, w prost okna, siedział J a sk ro w sk i i, trzym a­
ją c w ręk u ro zw in ięty
a rku sz
Figara,
zd aw ał się
c z y ta ć, choć co chw ila sp o g lą d ał na snujący się po
chodniku tłu m przechodniów .
P a n L eon p o sko czył ku niemu.
—
J a k się m asz, F ran iu ! — r z e k ł, p o d ając mu
rękę.
J a sk ro w sk i po d n iósł na niego swe m ądre oczy
i ziew nął, mówiąc:
—
Vous voilà ici?...
— N iespodzianka?
—
słeś?...
A no bo tak.
Ty
tu
N a M arszałko w ską?
teraz
M oże
się
na
przenio­
kogo
cze ­
kasz?...
— E t,
w iesz n a jle p ie j, ja k daleki jestem od
podobnych h isto ryj, zw łaszcza obecnie.
—
T o doskonale... siadajźe!
P an Leon
siadł, k a za ł
czarn ej, ciastek
i za b ra ł
skrow ski
dziennik,
r z u c ił
N ow ego nic?
podać
się
do
filiżankę kaw y
jedzen ia,
p r z e c ią g n ą ł
się
a Ja­
lekko
i czekał:
—
C zęsto tu bywasz? — sp yta ł pan Leon .
—
P za d k o ; m oże raz w tygodn iu .
czasu do czasu w ym ykać się
się w niem znudzę.
L u b ię
z tow arzystw a,
od
kied y
L ou rse się p rzerachow ał, u rz ą ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
46
d za ją c tę kawiarnię
na M arsza łk o w sk iej
eleg an ck iej publiczności,
wne w p rzyszło ści się
której
to
tu
zm ieni,
i
niem a.
bo
to
d la
Zape­
ru ch się tu
z każdym m iesiącem wzm aga, ale do tej p o ry ruch
ten
nosi na sobie
c h a ra k te r specyalny.
D zieln ica
lud zi p racu jących , urzędników , przem ysłow ców dro­
bnych i episyerów .
N ie m asz p o jęcia,
nie widzę z tych okien,
mam
czego ja tu
b a je czn ą kolorow ość
o b razk ów ulicznych.
—
K tó r y c h inni nie d o s tr z e g a ją — w trącił pan
—
O czyw iście, że nie, to dla mnie.
—
S zczęśliw y je ste ś , dla ciebie św iat cały je s t
L eon .
obrazkiem , ty na w szystko p a trzysz z góry.
— B o z g ó ry najlepiej w idać — roześm ia się
J a sk ro w sk i i d od ał — ale tym czasem co u ciebie
słych ać? ■
—
N ie wiesz?
—
W id z ia łe m się w czoraj z twym szw agrem ...
ja k iś zdenerwow any, choć, ja k
ją cy.
zw ykle,
prom ien ie­
G u bię się w dom ysłach.
—
N ie w arto
się dom yślać — m ru kn ął E d el-
—
S ły szałem ,
źe
—
I do ciebie to doszło?
b erg .
O p ory
nad p rzep aścią
za­
wisły?
— Z n a jd zie się zaw sze ktoś,
co w trą ci swoje
słowo, m oże czasam i naw et niepotrzebne... A propos
skandalu w waszej instytu cyi, i ja k ż e to będzie? C óż,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
ojciec
twój
dzienniki?
u ra tu je
K o n iecp o lskiego?...
A to ja d ą
47
C zyta łeś
po K o n iecp o lskim
i z ja k ą
nam iętnością ja d ą ...
—
w innem
P o w tó rzę
m iejscu
ci
to,
co
p rzed
pow iedziałem :
ra d ę, ci K o n iecp o lscy ...
oni
godziną
sobie
P r z e c z e k a ją burzę, a m o­
że ju ż ja k ą nową kom binacyę
w ysnuli,
czy jedn ak
w ciągną do niej m ojego o jca — nie wiem .
praw dopodobne.
Z r e s z tą ,
ło mnie to obchodzi, ja
ju ź
d a d zą
W sz y s tk o
powiem ci szczerze, m a­
juź
swoje rachunki
skoń­
czyłem .
—
C óż, w łeb sobie strzelisz?— sp yta ł w esoło
J a sk ro w sk i.
— N a to zaw sze mam czas!
—
W ię c do k la szto ru wstąpisz?
— I na to mam ta k ż e czas! — w yrzucił z sie­
bie pan L eo n i p o łk n ą ł odrazu
p ó ł filiżan ki kawy.
P o czem sk rzyw ił się, a po ch ylając
się ku da­
wnemu koledze swemu, rzekł:
—
T y , F ra n iu , prow ad zisz
zupełn ie
wot, an iżeli my w szyscy; niby należysz
inny ż y ­
do naszego
tow arzystw a, a w łaściw ie nie n a leży sz— jesteś o b ser­
watorem , baw isz się w idokiem ka ryk a tu r sp o łe c z ­
nych, k tó re
m asz
cią g le
przed
cieb ie stanowim y p rzed m iot
w ięcej.
oczyma.
My
studyów ja k ich ś
M y śnimy na jaw ie,
a ty
p atrzysz,
dla
i nic
p rzy ­
gląd asz się, zaw sze jed n aki, trzeźw y, zrów now ażony.
N ie m ożesz zatem
odczuć
ca łej
goryczy
istnienia
p różn ego , całej p u stk i egzysten cyi bezcelo w ej,
albo
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
48
uganiającej się za m am idłam i
celów m arnych,
p ływ a ją cy ch się
zalew ie nam iętności.
co chw ila
w
ro z­
T y rozum iesz, w ięc się ty lk o rozum nie śm iać um iesz,
ale ja n a p rzy k ład na twój olim pijski spokój zdobyć
się nie mogę.
Ja skrow ski, w m iarę ja k L e o n
sem urywanym , przechodzącym
to m ów ił g ło ­
w ja k iś żal głęboki,
staw ał się poważniejszy: uśm iech iron iczny zn ikł mu
z pięknej, m ęzkiej
tw arzy, n atom iast
ro z sia d ł
się
na niej sm utek praw dziw y.
W z ią ł L e o n a d elikatnie za rękę
—
C o tob ie je st?
M ło d y E d e lb e r g w lep ił
rych
d rżała w ielk a
i ją ł
pytać:
T y ś nie swój.
tro sk a
w niego oczy, w k tó ­
i o d p arł
z w estchnie­
niem:
—
je
się
M nie
źle
sk o ń czy ły,
je s t
na
świecie.
m asz p rzed sobą
G od y
m o­
człow ieka,
co
p r z e jr z a ł i zd a ł sobie sprawę ze w szystk ieg o , czem
ż y ł i o d d y ch ał dotąd. I oto w idzę się nędznym ,
pochylonym ku przep aści,
zk ą d w y g lą d a
na
potw ór, z ie ją c y bezw stydem i nikczem nością.
mnie
M am
w duszy p o ga rd ę dla siebie.
—
D la czeg o ?
C zy dlatego, żeś p o p ad ł w d łu ­
gi, z k tó ry ch w ybrnąć nie m ożesz?
—
A c h , te m oje długi!
G d ybym w iedział, źe
je sz c z e raz mi j e sp łacą, źe je szcze raz mnie o czy­
szczą,
b y łyb y
one
dla
mnie
błogosław ieństw em .
M yśl o nich, za tru w ają ca mi k a żd ą chwilę od paru
m iesięcy, zapro w ad ziła m nie
ną drogę,
k tó rą w ła ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
ściwie powinienem
b y ł iść p rzez życie.
49
B a n k ru t...
p o gardzon y— oto czem jestem !
— A ojciec?
— W sz a k w iesz, sam w spom inałeś o O porach ,
one się chw ieją.
pośw ięcą.
A
Zaś
m oi
ju ż
się
św iat mnie potępi...
dla
mnie
nie
M n iejsza zresztą
o sąd, ja k i o mnie w y d a — o mnie, któ reg o m ają za
rozbaw ion ego parweniusza.,
o ciera jąceg o się
my ryce rsk ie, o korony h rabskie
o h e ł­
i książęce.
M nie
0 coś innego ch odzi, o sum ienie w łasne, k tóre mam
1 k tó re czuję.
—
A L accy?
P a n L e o n naraz zb la d ł, m achnął rozp a czliw ie
ręk ą , mówiąc:
— N ie wspominaj mi o nich.
czenie g łu p i
byłem ,
prąd ow i pożądań .
G łu p i, n ieskoń ­
źe pozw oliłem
się
pociągnąć
W ła śn ie wracam od nich.
Z a trzym a ł się i o d etch n ął, poczem rze k ł znów
głosem cichym :
— J a tobie to powiem , w iąże mnie z tob ą nić
n ajlep szych wspom nień,
szkolna nas łą c z y . .
kne!
W ie s z ,
la ta
m łode
nasze
J a k ie to o d leg łe,
z
tobą
spędzone
lata,
ław ka
a ja k ie pię­
są te ra z dla
mnie jed y n ą o słod ą w mem rozdw ojonem , zaw ieszonern nad przep aścią życiu.
Ja
je
i od nich ro zp o c zn ę— chcę, m uszę
żyw ot...
Ja
tobie
w szystko
zabiorę
z sobą
rozp ocząć nowy
powiem,
bo
w tobie
czuję człow ieka, jed n eg o , jed y n ego w całej tej groBiblioteka — T. 306.
4
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
50
m adzie opętańców , do k tó r e j, n iestety, ty le lat sam
należałem ...
W łaśn ie
od
L a c k ic h
wracam ,
ode­
p ch n ęli m nie— to rodzina kom edyantów.
—
W iem ot e r n — m ru kn ął J askrow ski.
—
O n sam, hrabia, sta ry lis, ona, godna je g o
połow ica, a pann a— istota,
w której
odbiła w sposób zew nętrzny,
k tó ra niem a za grosz tego,
się rasa tylko
a taki doskonały, ale
co się nazyw a praw d ą.
T e r a z dopiero widzę, ja k a b y to b y ła
ka, gdybym się ta k
d la mnie m ę­
za późno o b u d ził
z
ciężkiego
a niezdrow ego snu, w którym trw ałem do tej pory.
T o n ęłem w niej, lecz
le c z
się
nie
nie utopiłem .
zaton ąłem ,
topiłem
W y sze d łem
raz
w
się,
życiu
z po za tych ku lis z god n ością.
—
Z a ostro św iat
sądzisz,
za
rw ał J a sk ro w sk i — mówi p rzez ciebie
ostro — p rze ­
gorycz,
i ludzie na nim, zw łaszcza tacy ludzie,
nie
św iat
są ani
źli, ani dobrzy, ży ją tern samem podw ójnem życiem ,
jak iem i ty żyłeś.
ko
z
T y sp ogląd asz tera z na w szy st­
najw yższego punktu,
ogarniasz to, co p rze d ­
tem było dla ciebie zasnute przyw idzeniem ,
nie
m ożesz
sobie
któ ry ato li nietylko
życia, ale zarazem
żeń.
dać rad y
je s t
z
objektyw nie
c a łą se ry ą
O ni, ci L a c c y
p rzeto
widokiem ,
u ję tą
S tw ó rz
pow ied nie w arunki, a zw ycię żą
w zn io słą,
bronisz na swój sposób,
w izyą
podm iotow ych
i inni do nich podobni,
pionki na szachow nicy bytu.
odm ienną tre ść ży cia ,
nowym
a oni
dla
i w ysn u ją
id ealn ą ...
na
m ożecie się w tej chwili zrozum ieć.
swój,
w ra ­
są to
nich od­
z
siebie
T y ' się
w ięc
nie
L a c k i nie je st
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
51
tylk o ch ytrym lisem , a panna K r y s ty n a tylk o ra so ­
w ą hrabianką bez sumienia
u dają, bo m uszą udaw ać.
i uczuć g łęb szych ,
W szystkiem
konieczność, i n ikt się z je j szponów
K ie d y się uspokoisz,
b ęd ziesz
zaś
oni
rzą d z i
nie w yrw ie...
p a trz y ł in a czej... j a
ciebie znam , bo cię poznałem w ty c h lata ch , k ied y
naiw ność
ja w
n ajw ew nętrzniejszą
isto tę człow ieka, ale nie żądaj,
w yprow adza
na
żeby cię oni znali.
O ni n a ciebie p a trzy li in aczej, tyś dla nich b y ł sy ­
nem bogatego człow ieka, który ogrom nie dużo m ógł;
tyś dla nich b y ł
osobnikiem
ogładzonym ,
wanym w eleg an ck iej atm osferze,
wym do życia, do ich życia...
zniw elo­
ułożonym ,
P a n L e o n p o w ió d ł r ę k ą po czole
i
g o to ­
zaw ołał:
— M oże ty m asz racyę. W tej chwili jed n a k
nie jestem zd o ln y
by rozumiem .
swego
w yczuć tw ych m yśli, choć je n i­
T e ra z
ja
muszę
punktu widzenia
u czyn ić.
i wiem,
G dybym się za b ra ł
co
mi
tylk o
gdybym
się je s z ­
na tle dotychczasow ego ż y ­
cia, m ożebym nie w yszed ł
z b łęd n ego k o ła,
bym się nie w yrw ał...
ja
trz e b u ję
skupić
ze
w ypadnie
do przew ałkow yw ania
z takim tru d em nabytych sądów,
cze raz p rzea n a lizo w a ł
p a trzeć
A
w szystkie
się wyrwę,
swe
siły,
by
m oźe-
w ięc
po­
dotrw ać
w postanow ieniu, ty zaś wiesz, ja k jestem słab y.
W sta ł, za w o ła ł na garsona,
za kaw ę za p ła cił
i p o d a ją c rękę J askrow skiem u , r z e k ł jeszcze:
— B ą d ź zdrów!
M oże się ju ż
nie
zobaczy­
my; pierw szym i m oże ostatnim jesteś, z którym tak
szczerze m ówię...
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
52
—
C ó ż ty postanow iłeś ro b ić, w yjeżd ża sz? —
p y ta ł poruszony do głęb i Ja sk ro w sk i.
—
P ostan ow iłem pracow ać tak, ja k inni — i do­
d ał z iro n ią — a wiesz, z ja k ie j sfery pochodzę i j a ­
kiego rod zaju może być ta m oja p raca... W yjeżd żam ,
być może, dziś,
byle
się u su n ąć od ty c b ludzi.
J a sk ro w sk i sp ow ażn iał, na tw arzy jego odm a­
low ało się w spółczucie i rzekł:
—
Tyś
na dobrej drodze,
z ciebie
je sz cze w ynurzyć inny czło w iek.
m oże się
B ą d ź zdrów ,
ży­
czę ci pow odzenia z całego serca!
—
D z ię k u ję — w yszeptał pan L eo n i zn ikł za
oszklonem i drzwiami cukierni.
W ieczo rem około god zin y
ósmej b y ł
w g a b i­
necie sw ego o jca.
S ta ry
E d e lb e rg sied ział
p rzy
biurku
o b licza ł na skraw ku listow ego papieru.
p rzeszło dziesięć minut,
dziesięć
i
coś
T rw a ło
długich
to
dla pana
L eo n a chwil, w ciągu któ ry ch jeszcze raz p rzesu n ę­
ły mu się przez głow ę m yśli, łą c zą ce
go
ze
św ia­
tem szyku i życiow ej nędzy.
—
S k o ń czy łe m !— w yrzu cił z siebie sta ry ban ­
k ie r i sk rzyw ił się!
P oczem w y ją ł z kieszen i chustkę, p rz e ta rł b i­
nokle
i
o sa d z ił je
na
swoim
długim ,
rozdętym
nosie.
N a reszcie d o czek a łem się ciebie, a czek a ­
łem , przyzn asz sam,
tro ch ę
za długo — tu kiw nął
głow ą p aro k ro tn ie i pop raw ił binokle,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
53
P a n L eo n nic nie o d rzek ł; sied ział naprzeciw
ojca i lustrow ał nerwowo mapę E u ro p y , w iszącą na
ścianie.
—
C zyn iłem w tej chw ili aproksym atyw ną kal-
ku lacyę tw oich długów ;
nie
wiem ,
czy
obliczenie
m oje zg a d za się z rzeczyw isto ścią, weź i p rzejrzy j! —
T o m ów iąc pod ał mu porzucony dopiero co skraw ek
listow ego papieru.
P a n L e o n d rgnął, d ostrzegł
ćm ionych od starości oczach
błyski ja k ie ś ironiczne.
w
zw ykle
przy-’
ojca coś niezw ykłego,
S p o jrz a ł
na papier p o b ie­
żnie i rze k ł, zdobyw ając się na spokój;
—
M niej w ięcej tak.
S ta ry E d e lb e rg podniósł głos:
—
Co
to znaczy mniej więcej?..
T y pozycye
spraw dź: m ogłem się pom ylić...
W
brzm ieniu
—
P ozycye
je g o
m owy czu ć było sarkazm
ostry.
są
zgodn e z rzeczyw isto ścią: o j­
ciec zo sta ł dokładn ie poinform ow any— tylko b ra k u je
paru tysięcy, o k tó rych nikt nie doniósł.
—
To
je st,
ch cesz
m nie o ich uregulow an ie
pow iedzieć:
Ż e b y ś ty, człow ieku, w iedział, ile mnie
sił m oich kosztow ały?!..
n ikt
się do
nie zg ło sił? In fo rm a c y e L
one resztk i
B o w mym w ieku nie mó­
wi się ju ż o nerw ach, tylko w prost o życiow ych si­
łach .
J a jeste m stary, lada dzień może mnie T en
w ielki ktoś pow ołać, T e n ktoś, co na pam ięć p rzy ­
ch o d zi,
kiedy
się
szczęścia
lub
n ieszczęścia zb yt
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
54
nad człow iekiem nagrom ad zi...
A le , co ja ci o tern
będę m ówił; czyż mnie ty zrozum iesz, ty, ty?!...
G ło w a
sta re go
groźn ą; oczy
mu
E d e lb e rg a
la ta ły ,
sta ła
rozd ęły, nabierając czerw ien i n ag łej.
p rzetw a rza ł
rzenia.
p od
— T y mi
się w p rost
rzu ca ją c iskry, w argi się
wpływem
C z ło w ie k się
w ew nętrznego
pow iedz, co j a
w zbu­
mam z tein robić?
C a ły gm ach naszej chw ały trzeszczy... naszej chw a­
ły zło tej...
H a,
ha, ha!..
kiedy ż y ł ten
B y ła złotą, ale wówczas,
- i w skazał d rżącą ręk ą , dziwnie fo­
rem ną i w ązk ą,
a p o rtret w bogato zło co n ych r a ­
mach.
A w yo b rażał
finansowej
ten
p o rtre t
E d elb ergó w ,
owego
z a ło ż y cie la p o tę g i
słynnego
N a ta n a
E d e lb e rg a , k tó ry b y ł w rod zin ie cytow any, ja k o j e ­
den z twórców w ielkiego przem ysłu krajow ego.
M ala rz um iał
c a łą żyw iołow ość
siły.
w rysach tego m ęża u w ydatnić
n atu ry
silnej i
pysznej
ze swej
Z w ie szała mu się na białym gorsie d ekoracya
orderow a, dar
m onarszy, n a p a łn iają cy fam ilię c a łą
dum ą w ielką.
—
O n nie żyje, ale widzi... P a tr z , ja k on spo­
g lą d a i drw i sobie ze w szystkiego, co je s t słabością
a n ędzą.
nędzy.
Tyś
wnuk je g o , i on się p rzygląd a twej
O n d la ciebie
budow ał p a ła c zło ty; byłbyś
w nim m ieszkał, g d yb yś b ył ch cia ł... ale tyś zw ala ł
z
pośpiechem
wznoszone
przezem nie m ury, m ury,
wznoszone d la ciebie... On się z nas obu śmieje.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
I p a trzy li syn
ży cie la potęgi,
z
o jcem
55
na ten p o rtret z a ło ­
ich w łasnej potęgi, k tó ra się ła m a ­
ła i ju ż gotow a b y ła ru n ą ć im na głow y.
—
Ja
niezadługo p o łą czę się z nim — rz e k ł
znowu sta ry b an kier — alé
ty, ty, L eo n ie, żyć b ę ­
dziesz, bo będziesz...
— W ię c czego ojciec
chce odem nie? — w trącił
szeptem syn.
—
C zego? Czego? A ch !..
śmy sami; przezem nie mówi
W
tej chwili j e s t e ­
żałość; j a wypowiadam
głośn o m yśli m oje — bo ich ju ż utrzym ać w sobie
nie jestem w stanie — one
tyle w tych
mi o dbierają r e s z tę s ił?
czasach p otrzebn ych sił...
Ć w ierć mi­
liona! Z n ow u ćw ierć m iliona! C zy ty, synu, wiesz, co
to zn aczy ćw ie rć m iljona?
—
T e ra z wiem.
—
A!
teraz?
nieskończona
Ć w ierć
serya
i ja k ich zachodów !.,
N a s tą p iła
ręce w
długa
ty ł,
chw ila
ciężkiego
milczenia^
głow a opadła na p iersi — od­
N a ra z w sta ł i za czął, założyw szy
sp acerow ać
tylk o zega r, stojący
p racy, zachodów ...
u p o k o rze ń — i ja k ic h , jakich?!..
S tarem u E d elb ergo w i
d ych ał z trudem .
m iliona, to, człow ieku,
w ysiłków ,
w
po
pokoju .
B y ło
cicho,
rogu na ciem nej m arm uro­
wej konsoli, d y g o ta ł m onotonnie.
W te m stary bankier zatrzym ał
się p rzed sy­
nem i k ła d ą c mu dłoń na ram ieniu, rzek ł:
—
W ie s z , co ja zrobię?
P y ta ją c e sp ojrzen ie pana L eon a oparło się na
ojcu c ą łą m ocą skupienia.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
56
—
J a tego p łacić nie będę!
P a n L e o n zb la d ł.
— N ie będę — p o w tó rzył stary E d e lb e rg , k i ­
w ając głow ą.
— W ię c co j a zrobię?
—
R ó b co chcesz; je ste ś pełnoletni, odpow ia­
dasz za sw oje czyn y.
czem .
I
mój
dom
mnie zw ali, ta k i
m iał być
ich
hrabstw o!
J a nie za p ła cę, bo nie mam
i
dom
piękn y,
S ła w o b o rsk ich
h rabską koroną ozdobiony.,.
K le m e n ty n a
się
na
echt francu ski dom, który
buduje
D o bre
grób dla rodziny...
piękne m auzoleum ...
S ta ry trz ą s ł się, ja k w feb rze; śm iech mu się
zryw a ł, niby zg rzy t brzytw y tępej!...
—
O jciec wie, źe jestem kom pletn y bankru t —
ję k n ą ł pan L eo n .
— A ja
się
bronię
przed bankructw em , do
którego ty mnie system atycznie spychasz - w y k rztu ­
sił stary
E d elb erg i dodał, p a trzą c groźnie na sy­
na: — M uszę ci jed n a k
dnio
zm odyfikow ał
E d e lb e rg ,
m oje
postanow iłem
mym p ałacu :
z O poram i
J a sobie
pow iedzieć, żebyś odpowie­
k tó ry
k u p ił
m yśli,
sobie
n ieb oszczyk
od
postanow iłem
iź
S tan isław
mój ojciec razem
um itrow an ego
w ytrw ać
ja ,
um rzeć w tym sa ­
na
m arnotraw cy.
tej
placów ce
naszej przebrzm iałej p o tęgi finansowej i pozory w ła ­
snej a ry sto k ra cy i
z E d elb ergó w ,
co
u trzym ać.
źył,
B ę d ę przeto ostatnim
ja k w ielki pan, nie gorszy
od innych w ielkich panów!
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
57
K ie d y to m ówił, w szystkie zm arszczki na czo ­
le z b ie g ły mu
ro zw a rteg o
się
k ą ta ,
w
jed n ę
grubą, fałdę
zn aczącą się
wzw yż
k szta łtu
w yp ełzłych
brw i.
— A
co ludzie pow iedzą? - z ro zp a czą za w o łał
pan L e o n i podniósł
ci,
k tó rzy
mi
się z k rze s ła —
zau fali,
co pow ied zą
w ierząc w p łatn ość naszej
firmy?
— P o w ie d zą, żeś łajd ak , tak i sam łajd ak, ja k
tylu innych.
— A ch !
— Ko,
uboczu; na
bo
tak!
Ja
mnie
nic
n ikt nie będzie śmiał powie"
się
wycofam ,
stanę na
d zieć, j a zaw sze będę zn aczył...
—
A le
nie
u
tych ,
o któ ry ch ojcu chodzi:
nie u n aszych znajom ych, k s ią ż ą t i h rab ió w — w trą ­
cił z g o ry czą pan L eon .
S ta ry E d e lb e r g
k iw n ą ł
g ło w ą i za to p ił swój
w zrok w m ów iącym , poczem r z e k ł znowu:
—
O p o ry
trzeszczą, ną w szystkie strony szu ­
kam sum p o trzeb n ych do p rzetrw an ia zastoju i nie
m ogę znaleźć.
J e s zc z e parę tygodn i— i rozpoczn ie
się przym usow a likw idacya interesów .
w ciągn ąć
K o n iecp o lskieg o, ale
z naszego nieszczęścia.
P ró b o w a łem
ten cieszy się jeno
A k c y j K r e d y tu K ra jo w e g o
mamy tylk o tyle, ile je s t niezbędne, żeby coś w z a ­
rząd zie
w kasie
zn a czy ć, żeby
na
dwie starczy.
opędzenie
utrzym ać
pozory... gotów ki
zw yk łego trybu ży cia z a le ­
P a tu n k u czekam !... I w obec tego , ty
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
58
ch cesz, żebym
znowu
ja
tw o je
b ły s z c z a ł, j a k
p ła c ił
po
to, byś
z ło ta ćm a, w świetnym g ro ­
nie sw oich tow arzyszów .
bie.
d łu gi
T y teraz, synu, myśl o so­
M oże m asz ja k ą kom binacyę, to powiedz?
—
—
M am !— ponuro za w o ła ł pan L eon .
Jaką?
— W y ja d ę ztąd,
i wezmę się do pracy.
zerw ę
w szystkie
stosunki
— H a , ha!..— zaśm iał się ironicznie ojciec. —
I ty to mówisz?
pracow ał?...
A
Ty,
k tó ryś
d okąd
n igdy
naprawdę
nie
to m yślisz się u dać, ja k za­
m ierzasz pracow ać?
—
rasy
J a k ?..
T a k , ja k lud zie z mej sfery, z mej
pracow ać
zw ykli;
m uszę
zarab iać, bo muszę
u czciw ie w yjść z ca łej tej spraw y.
—
nosem
m ożesz?
K t o u czciw ie za ro b ił krocie?— m ru kn ął pod
sta ry E d e lb e rg .— C o
N a w et
p rzy
ty, człow ieku, za ro b ić
n a jlep szych
ch ęciach jesteś
w stanie zarobić tyle, ile za ra b ia skrom ny urzędnik
drugorzędn ego
kantoru
co innego wym yślić.
w ekslarskiego.
T y m usisz
T o, o czem mówisz, je st poe-
zyą, efektem buduarow ego rom ansu.
—
W ię c cóż mi pozo staje?
—
Co?
Co?.,
Z r ó b tak, ja k
zb an kru to w an ą
inni
p o w tórzył, ja k echo, ojciec. —
robią:
szlach tą
ożeń
daj
się
sobie
bogato...
Ze
pokój, to było
dobre, ale ju ż nie jest.
—
W ie m o tern —
i dałem
sobie pokój, nie
m yślę o żad nych um itrow anych pannach, o żadnem
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
59
tow arzystw ie, do któ reg o w darłem się przez g łu p o ­
tę własną, i nabytą,.
— N abytą, od kogo?
—
O d was, moi ro d zice — w yrw ało się z g łę b i
duszy panu L eon ow i,
—
O d nas?
—
T ak... W y w prow adzaliście mnie na tę fa ­
taln ą drogę, a
ja
w p o rę cofnąć.
wspólnego
było
z
i za p ło n ą ł.
nie
Bo
m iałem
pow iedz,
dość siły, żeby się
papo, co m ógł m ieć
E d elb erg, parw eniusz, na
napisane
M irskim i,
ostro,
którego czole
w yraźnie jego
O pelskim i,
pochodzenie,
Zad urow iczam i?..
W sz a k
śm ieszny byłem , a śm ieszność tę odczu łem dopiero
teraz, niestety, k ied y, bodaj, czy nie na zaw sze stra ­
ciłem
poczu cie
w łasnej
godności,
za p rze p a ści,
łem p rzyrod zo n y spryt, w yzb yłem się zdrow ego r o z ­
sądku, łą c zn o ści
ze
sw oją sferą, do której należę,
a której k azaliście mi się brzyd zić od sam ego d zie ­
ciństwa.
Z a sła b y
b y łem
w ciągn ąć w zaw rotn y
wir
na to, żeby się nie dać
zabaw y
i b ły sk o tliw eg o
ży cia , w ięc teraz cierpię.
—
T y mi w yrzu ty czyn isz?
—
N ie
to b ie,
i m a granice, boś
N a ta n ie
E d elb erg u
stalowej
w oli.
Ja
w przyw idzeniach,
z nich śmieje.
papo,
tw o ja
próżność
m iała
ty bezpośrednio o d zied ziczy ł po
część
żelazn ego
ch a ra k teru ,
poszedłem k o le ją tych, co ży ją
nie m yśląc o tern, źe
B asa
się
we
św iat się
mnie odezw ała, rasa
trzeźw a, scep tyczn a - odezw ał się we mnie gło s ży ­
wiołu mego.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
60
—
N ie poznaję cię!
—
B o ś się,
w łasn ego syna,
w n ajlep szym
papo,
nigdy
o poznanie m nie, tw ojego
nie sta ra ł; byłem d la ciebie
razie spadkobiercą prezesow skich t y ­
tułów , bankierskich
in stytu cyj, n astęp cą d y n a s ty c z ­
nej linii jak iejś dziw acznej a rysto kracyi, k tó ra c h ło ­
nie w siebie w szelkie przyw ary starej polskiej a ry ­
stokracyi,
tów.
p o zb a w ia jąc
Oni
nigdy nie
m ają
się
także
w łasn ych zalet i talen ­
sw oje
cnoty, ale
tych my
odziedziczym y, nie odczujem y ich nawet,
bo natu ra k a z a ła nam być tylk o samymi sobą.
—
K t o cię tego nauczył?..
—
G łu p i, taki g łu p i, za ja k ie g o mnie b ie r z e ­
cie, nie jestem — w ięc m usiał n ad ejść m om ent, w k tó ­
rym mi się naraz oczy otw orzyły.
S ta ry E d c lb e r g drw iąco sp o jrza ł na syna i z a ­
w ołał:
—
T o ty sądzisz,
żeś mi nowość ja k ą p o w ie­
d ział, źe ja o tych „o g ó ln ych r z e c z a c h ” p o jęcia nie
m iałem ?..
—
T o ty,
p apo ,
rozum iesz, boś
je st m ądry,
n apraw dę m ąd ry — o d p a rł pan L eo n — ale w ątpię,
czy rów nocześnie to sam o odczuw asz?
E d e lb e r g p oru szył p a rę ra zy gło w ą i zw ró co ­
ny w stronę p a trzą ce g o
z p o rtre tu o jca sw ego, ją ł
mówić przyciszon ym głosem :
—
życia; w
W tern
tern
leży
tra g ed y a
stre szcza
się
m ojego
sens
tego
w nas, żydach, w szechw ładnie panuje...
i tw o jeg o
fatum , co
M ylisz się,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
61
synu, je żeli ci się w ydaje, źe żyd m ąd ry je s t tylk o
m ądrym
dróg,
do
na
robien ia
których
interesów ,
zło to
się
do w yszukiw ania
mieni
i do kas je g o
p łyn ie. N ie ste ty , nie; ta rasa, przez J eh o w ę w ybrana
z pośród inn ych
ras ziem skich, czujn ą je s t w ięcej,
niż k ażd a inna— dlatego egzystuje
d zie na m ocy
owej
i egzystow ać bę­
sw oistej, niezależnej od w szel­
kiego rozum ow ania n ad w rażliw ości...
A c h , my to czujem y, czego inni o d czu ć nie są
w stanie; my czujem y obcość sw oją
i
to taką o b ­
cość, z k tó r ą nic w porównanie iść nie m oże.
sza odm ienność
płyn ie
N a­
z czasów tak o d ległych , iż
się w n ich m yśl realn a doli ludzkiej g u b i —
niknie
św iat ca ły zam arły, na zaw sze zam arły, nikną narody
i ludy przed wiekam i zn aczące swój b y t i w cie la ją ce
m arzenia swe olbrzym ie w tenże b y t— a my trwam y.
R o zd zielen i,
rozłam an i
zew nętrznie,
przetw orzen i
pod pewnym względem , trw am y całkow icie — i p r ó ­
żne są w y siłk i tych, co nam zgubę p rzyo biecali, aż
do ostatn ich granic m ożliw ości.
P ró żn e są wysiiki,
próżne b y ły w ysiłki...
Ci
przed w ieczn i
n iep rzyjaciele
rasy
n aszej,
C h a ld e jczy cy , G re cy , R zym ianie p rzeszli — i niem a
z nich nic;
p rzep ad li w rozgro m ię ogólnym , stając
się żyw iołem zap ład n iającym k u ltu rą narody nowe...
N ie szc zęsn a
rasa
a z przesądam i
bez w iary, onej
biblijnej
potw ornem i w yrosłem i
w iary,
na gruncie
biblii, bez ję z k a w łasnego, bez o byczaju sw ojego —
żyje i czuje...
stopnia,
iż
P rzero d zo n a ,
przepleniona
dawnej krw i, podobno,
do tego
zdaniem u czo ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
62
nych, ledw o trzyd ziesty p rocen t w sobie m ająca, ta
rasa żyje i czuje... czuje obecność sw oją, czuje t r a ­
gizm swój, czuje nędzę swoją!
Tu
stary
E d e lb e rg
podn iósł ręk ę
do
góry
i stał się innym; w o cza ch za p ło n ą ł mu ogień, ogień
tra g iczn y .
P a n L e o n nigdy go w tak im stanie podniececenia nie w idział dotąd:
czło w ieku coś w ięcej,
p rzed sobą
grozę
i d o strzeg ł w tym starym
niż
ojca rod zon ego —
ży jącą, u osobion ą
m iał
zagad kę bytu
całego plem ienia, do któ reg o n a leża ł, a którego du­
szy nie rozum iał,
—
I zaw ołał:
O jcze, ja cieb ie zaczynam pojm ow ać.
— H a, ha, lia!... Z a cz y n a s z m nie ¡Dojmować—
za śm ia ł się nerw ow o
stary
E d e lb e rg —
zaczyn asz
mnie odczuw ać, a raczej to, co, ja k m ogłem
i
ile
m ogłem , sta ra łem się p rzez życie ca łe w duszy mej
u k ry ć.
jam
M e udało mi się.
winien,
T y , synu, m asz racyę —
żem w tob ie, w y p len iając
żydow stw o,
p o p ch n ął cię zarazem na drogę zg u b y — bo ty z g i­
niesz
i
m usisz zginąć!
m oja
pom ściła się
U łu d a m oja,
na mnie.
nie,
Ż yd ow stw o
słabość
z ciebie
w yp rzeć chciałem — j a m ądry, tak i m ądry — chcia­
łem ...
T a k , ale nie m ogłem ci w lać do se rca innej
żyw iołow ości, której sam nie mam.
P od obnym też
do człow ieka, co p rzyjacielo w i swemu w y trą ca z r ę ­
ki broń jed y n ą , nie d ają c mu innej, kiedy na niego
w róg
serdeczny
n a ciera .
W z ią łe m
z a b r a łe m ci w łaściw ość tw o ją, naszą,
ci od p o r r o ś ć
a
nie dałem
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
odporności innej, nie n aszej.
mnie los,
p o m śc ił's ię
O to ,
J elio w a
63
pom ścił się na
zd rad zon y,
idea, osnowa, serce naszego plem ienia.
symbol,
M ój ojciec
b y ł m ąd ry, bo on mnie trzym a ł, pókim b y ł
m łody,
zd a ła od tego, co nie je s t nasze... S o ło w ejczy k b y ł
m ądry,
bo
mi
w czynie, ja
także
o dradzał...
oni
byli
m ądrzy
tylko w swych m yślach, w swych s ą ­
dach...
—
W ię c
ty,
ojcze,
ża łu jesz,
że
jesteśm y
ochrzczeni?
—
A tak!
— N ie , to być nie może?
—
M asz skutki; tyś je s t owocem tych
tranz-
akcyj n ieszczęsn ych .
— W ię c tyś p o zo sta ł Żydem ?. .
—
A ja k ź e ś ty sąd ził?
N ie mocen je s t
je d y n czy człow iek zm ienić n a tu ry sw ojej:
czein
po ­
się
u ro d ził, tem na w ieki w ieków pozostanie.
— P r z e c ie ż inni?...
— N iem a w yjątków ; w ieki p rze jść m uszą, p o ­
k o len ia p rzero b ić m uszą żyw ioł obcy,
ale
nie mo­
ment, chw ila — gd yż d łu gi la t szereg
je s t w bycie
ch w ilą tylko .
— - A ch !
—
In n i
są
tacy,
ja k
my;
niem a
w yjątków !
I ci, co w nasze ślady pójdą, a pójdą; ot, ju ż id ą ...
W id z ę ich na tle p rzy szło ści — i ci ta k że m ocow ać
się b ęd ą , by zm ienić istność swoją,
zmiennem nie jest...
to
je s t to, co
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
64
—
A g d zie k o n ie c tej m ęki?
— N igdzie, synu!
L osam i
rzą d zi
w ielki J a ­
hve, co stw arza człow ieka i każd ą rzecz —
ten
nasz B ó g , jed en , osobow y,
zn aczący
Jahve,
m ądrość
sw ą na d ziełach r ą k sw oich.
D rżał
głos
te słow a, co
starem u E defbergow i,
pochodziły
gdy m ówił
z w ew nętrzn ego
odczucia
p o tę g i plem ienn ego bóstw a.
Pan
L eon
m ilczen ie,
opad ł
g łę b o k ie
na krzesło .
m ilczenie
Z n ó w za leg ło
dw ojga
znużonych
dusz.
—
T o być nie m oże...
—
T o je s t...
—
O jcz e , zmiłuj się nadem ną i nad sobą! —
bła gą lo ie w y sze p ta ł pan L eo n .
—
P rzed sta w iłem ci tra g e d y ę n aszą — wolno
j ą ł znów m ówić stary E d e lb e r g — bo tego żąd ałeś.
W ię c e j
odem nie nic w tym rod zaju
nie u słyszysz,
albow iem lata m oje, a m oże m iesiące naw et są p o ­
liczone.
P ra g n ą łem tylk o , a żeb yś
mnie i nędzę n aszą w spólną...
w reszcie pozn ał
A gdy cię los
w y­
rw ie ze szponów n ieszczęścia, bo d la Z y d a takiego,
ja k ty, nieszczęściem
będziesz
u m iał
lepiej
ubóstwo
nazw ać
pokierow ać
trzeb a ,
życiem
może dzieci swych, aniźelim j a to po trafił.
żdym
razie
w iesz, czego
się
to
innych,
W
ka­
trzym ać.
J a ślepym
nigdy nie byłem , ch y b a w tych razach ,
skoro sam
teg o chciałem .
—
C o m oje życie tera z znaczy? W y ję ty z ż y ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
65
cia zo stałem — w tr ą c ił pan L eon i d od ał cicłio:—
P o k o ń czy łem
rach u n ki z dotychczasow ym
swym, ju źb ym naw et
m óg ł...
światem
do niego nie w rócił, gdybym
Z e rw a łe m nić se rd eczn ą .
O jc z e , ty wiesz,
kogo mam na m yśli?
—
N o?
— L ack ich !
S ta ry E d e lb e rg sk rzyw ił się mocno, i na p r z y ­
b la d łych pom arszczonych u stach za ig ra ł mu uśm iech
ironiczny:
—
P o w ie d z sz c z e rz e — r z e k ł — po co te blagi;
w ykw itow ali cię owi hrabiow ie?
—
en ergii,
N ie dopuściłem do tego; zo stało mi tyle
ze się w ycofać zd ą ży łem z pozorem form
św iatowych, k tó re znam .
—
Aha,
O czyw iście,
form y z o s ta ły ...
m yśm y
zachow ane zostały!
przed ew szystkiem
lud zie
form
n a b ytych , p rzejęty ch , n ied o stro jon ych do naszej tre ­
ści, kiepsko p o k ry w a ją cych
mi się,
iż
dojdzie do tego ,
nasze
że
ciała...
W y d a je
n ik t lepiej
nie będzie obserw ow ał r e g u ł p o lo ru
od nas
tow arzyskiego.
Św iat ca ły posunie się o p a rę stopni w yżej,
zaw sze
pozostaniem y
w ty le — w iekuiści
a my
spadko­
biercy p rzeżytkó w k u ltu ry sp ołeczn ej. P r z y jr z y j się
n a p rzy k ład , choćby naszej K lem en ty n ie?
ra
z
p raw d ziw y ch ,
raso w ych
hrabin
C zy k tó ­
p o tra fi
w tonie utrzym ać dostojność sw oją, ja k ona?
by nie podobień stw o
Biblioteka. — T. 306.
do każdej
z pań
ta k
G dy­
K o n iecp o l6
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
66
skich,
M orgenfeldów ,
w ziąć
za k tórąkolw iek z b aroko w ych
R abin erson ów ,
inoźnaby
ją
a ry sto k ra te k
X V I I I wieku. A le , niestety, ta zew n ętrzn ość z d ra ­
dza j ą i p o zw ala m yśleć o niej, ja k się m yśli o ż y ­
dówce pospolitej.
—
P o co ta ironia? — w yrw ało się z w y k rzy ­
w ionych cierpieniem u st pana L eon a.
—
P o co?
O t,
ta k sobie: m ówię
o tern, bo
jeste m z to b ą sam na sam — m y się rachujem y z so­
bą, mój kochany!
N a te r a z dam jed n a k tej m ateryi
śm iesznej, tej h u m orystyce ży ją c e j,
w iem ci,
iż
cieszy mnie to bardzo,
w ykw itow ali,
źe
spokój,
źe
przestan iesz w zdychać
a
cię
po­
L accy
do tej ich
la lk i bez rozum u i serca. J u żeś u czyn ił k ro k w k ie ­
runku popraw y, u zn aw szy ca łą
postępow ania.
nielogiczność sw ego
B ę d ę też z to b ą m ów ił in aczej; j e ­
szcze ra z ci pom ogę do w yb rn ięcia
z b agn a, w j a ­
kiem siedzisz po uszy.
—
Z a p ła ć , o jcze, m oje d łu gi — g o rą co p o d jął
pan L eon — je sz c ze raz je d e n , ostatni, a
ja,
oczyszczon y,
inaczej
żyć
zaczn ę;
wówczas
p o każę,
co
uczciw ość w pc i •zeniu z p racą i sprytem może!
S ta ry
p rze c zą cy
E d e lb e rg kiw n ął gło w ą,
ru c h
sw oją
forem ną
ręką
a
uczyniw szy
w ą zk ą,
od ­
rzekł:
— N ie to m iałem na m yśli, lecz co innego, zu ­
p ełn ie inną kom binacyę.
. ’
P a n L eo n z za p a rty m oddechem w p iersi słu ­
chał, gdy o jciec cią g n ą ł dalej:
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
67
J a tw oich długów nie spłacę, bo nie mam
pieniędzy; m oje i N a ta n a E d e lb e rg a resu rsa ju ż się
w yczerp ały
— resztk a m i w ielkiej
fortu n y
opłacam
p ozór egzysten cyi świetnej. A nic z niej uronić nie
m ogę, gdyż razem z wami w szystkiem i
ekspresam i
zjech a łb y m na samo dno nędzy lu d zk iej.
—
W ię c?
—
W ię c
—
O d mojej?
w szystko
od twej woli
zależeć
b ę­
d zie...
—
Tak.
—
N ie rozum iem ...
—
Z a r a z ci w ytłóm aczę.
T u stary E d e lb e r g u siadł w fo telu ,
a w ziąw ­
szy w rękę jed n ą z le ż ą c y c h na sto le gazet, za c z ą ł
n ią
trzą ść
w pow ietrzu,
p rzyczem
zło śliw o ść
mu
d rż a ła subtelna w oczach b ły szc zą cy ch .
—
O aw anturze
cie K ra jo w y m wiesz;
z K o n iecp o lsk im
m usiałeś
w K red y­
dzienniki
d zisiejsze
czytać.
—
W iem , czyta łem , ale...
— Z n a sz mój stosunek do tego Ż y d a w s trę t­
nego, co się zaw ziął, ażeb y
i zepch nąć
nas
zgubić, u p o k o rzy ć
z tego p ied esta łu , na którym ,
pomimo
w szystkiego, d otychczas się trzym am y?
—
Z n am , więc?...
—
O n mnie w czoraj rano p rzy p ra w ił o w styd,
ale los mi sam n a strę czy ł sposobność zemsty; skom ­
prom itow ałem
go, j a sam, choć
jem u
się
wydaje,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
68
że tym , co go ze łź y ł, u p o korzył, ośm ieszył b ył ty l­
ko urzęd nik banku, je d e n z ow ych robaków , o k tó ­
rych
się
wie
tylko tyle,
i dośw iadczyłem
uczucia
bodaj jed yn ej.
źe żyją.
rozkoszy,
Zem ściłem się
w moim
C h ciałb ym t a zo staw ić w zaw iesze­
niu, chciałbym go, teg o aro gan ta, je sz c z e
uw ikłać —
w ieku
a mam sp osob y— ale
czynię
bardziej
ofiarę
dla
was, dla ciebie, w ielką czyn ię ofiarę...
—
B o że,
ja k ie
to
w srętn e! — ję k n ą ł
pan
—
Z e w strętów sk ład a się życie ludzkie; ch a ­
L eo n .
ra k tery silne tw o rzą sobie z nich narzęd zia do swo­
ich czynów .
T a k ro b ił mój ojciec, ta k rob iłem ja ;
a ty się b aw iłeś... czyli, m yśm y to robili,
się baw ił
i
g ra ł rolę wielkiego
cliajźe dalej!
paną.
żebyś ty
O tóż, słu-
K o n iecp o lsk i je s t w moim ręku , mo­
gę go w ybaw ić z kłopotów ,
ale
za
to
wybawienie
chcę go u żyć dla dopięcia mych celów w łasn ych.
—
Ja k ich ?
— Z a r a z zobaczysz.
— J a się ju ż dom yślam ...
nii
—
T em lep iej...
—
T y, papo chcesz, żeby za u spokojenie opi­
publicznej,
zaw ziętej
na K o n ie cp o lsk ie g o , ten
ostatni zg o d ził się na oddanie
mi
rę k i córki sw o­
j e j — tak?
—
T ak...
—
Aha,
S ła w o b o rsk i
mi o
tem
wspominał,
chociaż on ma sw oją w łasn ą kom binacyę...
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
S ta r y E d e lb e r g u d erzył ręk ą w biurko
69
i
za­
wołał:
—
có rk i
T u m oja w ola w szystko znaczy!
K o n iecp o lsk ieg o dla A r tu r a ,
ale
O n ch ce
nic z tego
nie będzie; ja m uszę m yśleć p rzed ew szystkiem o swo •
jem własnem nazw isku, którego ty zo sta łeś sp ad ko ­
b iercą .
D y n a s ty a nasza trw ać ma dalej!
—
D ynastya?..
C o ojciec mówi— nowa arysto-
T a k ... i nie
g o rsza od starej... N a z a ło ż e ­
kracya?!
—
nie fundam entów
d ziadek.
pod
ciebie re sztę
rod zin y
u ratow ać
wiem, że K o n iecp o lsk i
tran zakcyę; ja
mu
w
weźm ie
za
O pory zo stan ą
J a ciebie, a przez
pragnę!
się
O tó ż
ja
zg o d zi na tak ą
kom unikat
publiczny,
u rzędnika, a staw iający jego sa­
aczciw em
cię
chętnie
podpiszę
p o tę p iają cy owego
mego
n ią pracow aliśm y, j a i twój
M y także szlachta. -
św ietle
zięcia , z
w obec
któ reg o
św iata, on zaś
będzie kontent.
uratow ane, bo zyskam y nieocenibny
kred yt, albow iem K o n iecp o lscy ro zp o rząd za ją ogromnemi środkam i.
—
R ozum iesz?
R ozum iem , ale... z tego nic nie kędzie —
w yrzek ł z m ocą pan L eo n . —
J a się o pannę K o -
niecpolską starać nie m yślę, bo m nie z n ią nic nie
łą c z y , bo je j nie znam, a tych żyd ów -lickw iarzy p o ­
znać rów nież nie pragnę!..
S ta ry prezes zm arszczył brw i, ironia mu z oczu
u cie k ła . —
S ta ł się podobny do sępa, k tó ry broni
swego gniazda.
>
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
70
P o d n ió sł się, a chw yciw szy d rżącą ręk ą s k ra ­
w ek papieru, zapisanego
pozycyam i
długów swego
jed y n a k a , r z e k ł stłum ionym głosem:
—
To
było...
J a także ich
nie cierpię, tych
K o n iecp o lskich , ja ta k że N atan a nienaw idzę —
tówbym mu
nie m ogę.
p rzep aść w ykopać,
go-
gdybym m ógł... ale
O c z y mu się za isk rzyły , ja k w feb rze.
M ó w ił d alej, a coraz mocniej; w jakiem ś ponu­
rem ryczen iu ła m a ły mu się słowa:
— A jed n ak, j a ofiarę czynię ze swej niena­
w iści... czynię j ą dla was, nie — czyn ię j ą dla c ie ­
bie— ch o ć je ste ś mi ty taki w strętn y— bo oto w t o bie w idzę w yższy
szczeb el naszego domu, k tó ry od
stu la t stawiam y, domu, p a ła cu — p rzyw id zen ia n a sze­
go: a j a je nadew szystko
kocham .
T y ju ż nic nie
zrobisz, boś ty się w yrod ził, ale zrobi twój syn, twój
•wnuk...
k tó ry
J a żyję m arzeniem tego w nuka p rzy szłe go ,
będzie
zrozum ieniem samem m oich pożądań ,
moich zaw rotów ,
m a przyjść,
m oich
odrodzę
dążeń...
się!
W
nim, tym , co
P o jm u jesz
ty
to, synu
mój?!
I w pił w L e o n a swe oczy czarne, ja k puhacz
p rzeszy w a jący ciem ności nocne, w k tó ry ch się k s z ta ł­
ty rzeczy gubią.
A
syn
w ytrzym ał
owo spojrzenie, stan ął n a­
przeciw ko o jca i rzek ł:
— P ojm u ję, papo, coś pow iedział.
pojm uję, ja k
J a to tak
nikt: bo tylko ja je ste m kością tw ych
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
kości, krw ią tw ojej
71
krwi — ale nie poddam się i nie
uczyn ię te g o , czego odemnie żądasz!..
—
N ie uczynisz?
—
N ie .
—
Z a te m
dzie się
wrócisz!
zginiesz, w n ędzy
zaprzepaścisz,
do
zginiesz, w ohy­
bru dów nalew kow skich
— N iech będzie, co chce, ale nie zro b ię k ro ­
ku w stron ę K o n iecp o lsk ich , nie pozwolę też nigdy
n a to, żeby ktoś w mem im ieniu i na m oją ko rzyść
krok ów uczynił!
— H a, w ięc niechże się stanie! — krzyk n ą ł
sta ry ban kier i cisn ą ł skraw ek papieru w ką t.
A pan
L eon
w sta ł z k rzesła i zb liżyw szy się
do ojca, z a c z ą ł mu cich o mówić:
—
S łu c h a j, o jcze, i zrozum !
szych rzeczach znasz,
to je s t uczucie,
T y się na w yż­
ale na tern się nie znasz: co
co to je s t pycha.
C z y ty sądzisz,
źe K o n iecp o lsk i w yd ałby tera z swoją córkę za mnie?
—
T a k , je ste m przekon an y o tern, ho on chce
w yjść z tego sam ego przek]ętego k o ła żydow skiego,
z którego m yśm y w yszli — ju ż wyszli...
—
O n na to ma milion innych sposobów— prze^
k ła d a ł coraz łag o d n iej pan L eo n — około niego ju ż
teraz k rą ż y zd aleka ca ły tuzin um itrow anych panów,
goto w ych na każde skinienie jego dłoni....
—
A le
ja
go
mam w ręk u i nie p u szczę!—
przerw ał gw ąłto w n ie sta ry E d e lb e rg .
—
W s tr ę tn e to je s t, ojcze, o czem ty m yślisz,
w strętn e i nie p row ad zące do celu,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
72
— J a wiem, o czem mówię!
— N ie
w iesz,
papo,
nie
w iesz...
m ądry, ale nie w tym w ypadku.
tego
Ty
—
Co — zresztą?
—
M nie za stą p i kto inny z rodziny.
—
K to ? —
—
N ie, A rtu r!
—
Co?/..
—
A tak.
m ógł
jeste ś
Z r e s z t ą ..
E d elb erg?
P rzyp u szczam
dom yśleć.
To
n aw et,
na ow ego
żeś
ty się
najbliższego
krew n iaka naszego spadnie zło ty p tak ; to on, a nie
ja , lub p rzyszły mój syn, o d zied ziczy m arzenia d zia­
dowskie, w nim się d yn astya odrodzi.
— D y n astya?
S zereg
h rabiów
zb an kru to w a­
nych — m ru kn ął ponuro sta ry E d e lb e rg . — J a w ie ­
d ziałem
o
N ie dalej
zabiegach
ja k
w tej m ateryi
wczoraj
zręczn e
n a le żą w praw dzie
A r tu r a
i p lan a ch jeg o ojca.
k o ch an y
słówko.
zięć
mój w trą c ił
Oni, S ła w o b o rscy,
do naszej rod zin y —
ale tyś mi
je s t b liższy, a ty chcesz zg in ą ć m arnie.
—
J a , o jcze, chcę p racow ać.
—
K p in y!
—
N ie, ojcze, praw da... Z o b aczysz!
S ta ry nic
d rż ą c ą r ę k ą
na
razie nie odpow iedział, pocierał
pom arszczone czoło i zd aw ał się r o z ­
m yślać, poczem w stał z fotelu i k ła d ą c dłoń na r a ­
m ieniu syna, r z e k ł wolno a dobitnie:
—
T y nie ch cesz się ratow ać.,
ale ja w szyst­
ko zrobię, w b rew tw ojej w oli zro b ię— i u ra tu ję cię!
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
T y trw ać m usisz, bo j a
nia rod zin y m ojej,
są tą
m oją
a
73
cb cę, gorąco pragnę trw a ­
S ła w o b o rscy, pow tarzam , nie
rod zin ą, o
której m arzę.
P rz e są d to
rasow y, ta gw ałtow na chęć p rzed łu żen ia domu sw e­
go, ale cóż,
ponad
poniew aż
w szystko!
rasow y, w ięc
N a le g a ć ju ż
też
silniejszy
na ciebie nie będę,
idź do domu— j a za ra z ju tro zaczn ę regu low ać tw o­
je in teresy...
T w a rz
pana
L eona
w y p o g o d ziła się, sc h y lił
się ojcu do kolan i w zruszonym gło sem zaw ołał:
—
D zięku ję!..
Z y cie zaczn ę nowe, ale nie tu,
w W arszaw ie, tylko gdziein dziej.
—
T y ch cesz jech a ć?
—
D z iś je szcze .
— D o kąd ?
—
A lb o ja wiem ?— P o ja d ę , dokąd ty, ojcze, z a ­
pragniesz...
P o ją d ę
spokojny, źe
za
m ną się nie
p ow lecze ohyda i wstyd. — M oże się jeszcze d ocze­
kasz, mój papo, tego wnuka, o którym m arzysz, ale
m oja rzecz w tern, żeby ów w nuk szed ł po drodze
p ew n iejszej, niż b y ła
d ro ga m oja i tw o ja zarazem .
W nim się odrodzi ród nasz z tą uczciw ością, k tó ­
r ą j a czu ję
w sobie i której nie s t r a c ę — o resztę
nie dbam ...
—
W id zę, źe mnie nie zrozum iałeś.
—
Z ro zu m iałem , p apo — p rz e k ła d a ł ju ż zu p e ł
nie spokojnie pan L e o n — ty lk o
przeko n ań swych
zm ięnić nie m ogę, bo nie m o g ę .— J a d ę dziś je s z c z e
do B e rlin a i tam będ ę c z e k a ł na dalsze tw oje roz?
kazy, w skazów ki, k tó re mi się przyd ad zą.
74
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— O, mój synu, mój synu, ja k iż zaw ód mnie
spotkał! — z boleścią
n a jw yższą
w yksztusił sta ry
E d e lb erg i p o ca ło w a ł syna w czoło.
— N ie mówmy ju ż
w idzenia, mój
ojcze,
o
jeszcze
straszn y sp ad ł mi z serca. —
tem , zapom nijmy!
raz
dziękuję;
Do
ciężar
Id ę do m atki... P ó j ­
dziem y razem , razem też we tró jk ę spędzim y osta­
tni nasz w ieczór...
— H a , trudno! — r z e k ł sta ry b a n k ier i u d a ł
się z synem do pokoju żony.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
IV.
Dzień kompromisów.
S ta ry
E d e lb e rg
sied zia ł p rzy biurku i p rze­
g lą d a ł p ap iery, k tó ry ch
ca ły stos le ż a ł p rzed nim-
N ie k tó re o d czy ty w a ł z w ielką uw agą, na inne r z u ­
ca ł tylk o
okiem
i
odkład ał
na
bok,
a
b y ły tez
i takie, na k tó rych ro b ił szczegółow e adn otacye.
W ła ś n ie za b iera ł się do d łuższego pisania, gdy
wtem p o sły sza ł
lek k ie
pu kanie
do drzwi
D rgn ął
i w y k rztu sił z w ysiłkiem : — P ro szę!
W s z e d ł lokaj w lib ery i i na srebrnej ta c y po­
dał b ilet w izytow y.
E d e lb e r g sp ojrzał
na
nazw isko,
uśm iechnął
się iron icznie, poczem rzekł:
— • P opro ś.
J a k o ż niebaw em we d rzw iach gabin etu u kaza­
ła się niem al kw ad ratow a postać p an a N a ta n a K o ­
niecpolskiego.
S łu ż ą c y d rzw i zam knął.
S ta ry E d e lb e rg
sp o jrza ł
na pana N a tan a zi-
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
76
innym wzrokiem ; ja k a ś
en ergia
w stęp ow ała mu do
duszy na w idok przeciwnika..
U n ió sł sie nieco z fo­
telu, na
rękę:
i
którym
sied ział —
—
D zień dobry!
—
D zień
K o n iecp o lsk i
i
dobry
panu
u padł
całym
rzek ł,
w y cią g a ją c
prezesow i! — za w o ła ł
ciężarem
swym
na
krzesło .
—
—
P an prezes p rzy p racy?
W id z i pan.
—
T a k , rozum iem to, ja ta k że w ty c h g od zi­
nach ślęczę nad wekslam i w K re d y cie .
—
O b aj jedn akow o pracujem y, panie K o n ie c ­
p o lsk i— b ą k n ą ł sta ry E d e lb e r g i w p a trzył sie u w a ­
żnie w pana K a ta n a , k tó ry
b łą d z ił oczym a po g a ­
bin ecie, nie w iedząc na razie, ja k z a cz ą ć rozm ow ę.
C z u ł się ja k iś zażenow any i niespokojny.
—
C zem
m ogę panu słu ży ć? — W t r ą c ił E d e l­
b erg, ch cą c gościow i dodać odwagi.
— E t, panie
prezesie,
straszn e rzeczy , s t r a ­
szne, ohydne rzeczy!
—
C óż znowu?— sp y ta ł E d e lb e r g , zd o b y w a ją c
się na ton, ile m ógł najsw obodniejszy.
— C z y ta ł pan
z naszej in stytu cyi?
—
w
gazetach,
ja k
sobie kpią
C z y z in stytu cyi?
P a n K a ta n p o cze rw ie n ia ł nagle, ze rw a ł się na
rów ne nogi i zaw ołał:
—
Jakto ?!
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
77
N o, in stytu cyi d otychczas nie ru sza ją , d o­
tych cza s,
pow tarzam ,
a
co
będzie
potem ,
nie
wiem.
— A ja , ja k
w ygląd am
w całej tej sprawie?
E d e lb e r g roześm iał się na c a ły głos:
—
N ieszczególnie,
panie
N atan ie,
nieszcze­
gólnie.
—
N ie
chcesz
mi
pan
pow iedzieć
prosto
z m ostu: głu pio.
—
N o?
—
A le tak!
—
E t , b a g a te la , b a ga tela...
—
T o nie b a ga tela, panie.
—
C h c ia łe ś pan p rzecie ż aw antury?
— K t o , ja?.. T o
nicpoń!
ten dureń, ten n ęd zarz, ten
— Z a p ew n e — m rukn ął sta ry E d e lb e r g i k i­
w n ął gło w ą.
N a s tą p iła ch w ila m ilczenia.
K o n ie cp o lsk i z a c z ą ł chodzić po gabinecie i zd a­
w a ł się coś ostateczn ego obm yślać; w reszcie stanął
przed
b iu rk iem
i p o ch y la ją c się
ku E d elb ergo w i,
rzekł:
—
P re z e sie , pan mi m ożesz pom ódz...
E d e lb e r g sk rzyw ił się nieznacznie i o d p arł p ó ł­
głosem :
— Ja?
lepiej,
ja k
ile
C o ja m ogę?
W s z a k pan wiesz n a j­
mój głos zn a czy w K red ycie;
p rzed w czoraj, sam -żeś mi pan
d zia ł.
o
nie dalej,
tern
pow ie­
78
—
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
N o , n o ...— w y rzu cił z siebie K o n ie c p o lsk i—
pow ied ziałem , ale ta k , żeby wogóle coś pow ied zieć;
j a wiele rzeczy mówię
ta k
sobie...
szu k a ją c
saty-
sfakcyi.
—
I zn a la złeś j ą pan?
—
W ła śn ie , ze nie!
sto się m yli.
ale
ja
In ni
się
C z ło w ie k się
do
m yli, c z ę ­
b łęd ów
nie p rzyzn ają,
je s te m bez przesądów , w ięc
powiem szcze­
rze: czy w arto , żebyśm y z so b ą w alczyli?
Z a trz y m a ł się, o d etch n ął głęboko
i
znów j ą ł
mówić:
—
C z y w arto?
—
J a ju ż pom yślałem .
N ie c h prezes pom yśli.
— N ie, nie ta k trz e b a staw iać kw estyę.
— J a jej w cale nie stawiam; to pan do mnie
p rzych o d zisz, a nie j a do pana. D aw ałem panu do
r ą k d oskon ały in te r e s— nie ch ciałeś pan...
—
ski,
A
tak, nie c h c ia łe m — p rze rw a ł K o n ie c p o l­
p a trz ą c na p o rtre t
N a tan a E d e lb e rg a ,
zd aw ał się dziwnie surowo
k tó ry
na niego sp o g lą d a ć . —
N ie ch ciałem , bo ja k ż e w ów czas m ogłem chcieć?
—
J a k to
nic się nie
w ów czas?
zm ieniło! —
P rz e c ie ż
za w o łał
od dwóch dni
podstępnie
stary
bankier.
—
M ój p reze sie —
n iecp olsk i,
k tó ry
śpieszn ie pod ch w ycił K o ­
czuł w słow ach
E d elb erg a
nie-
s z c z e ro ść — pan rozum iesz, że czasam i jedn ego dnia
dosyć, ażeb y
tym
razem
Bóg
wie, ja k ie za szły zm iany.
m iały m iejsce
te
zm iany...
O tóż
J a m uszę
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
się obecnie
inaczej
na pański
interes,
79
n a pańskie
O p ory p a trzeć, ja m uszę...
W m iarę,
w zrastała.
w ysilił
ja k
m ów ił,
E d e lb e rg
się
na
cały
niecierpliw ość
staw ał
kunszt
się
w nim
co raz zim niejszy;
panowania nad
sobą.
U k ła d a ł sobie wolno kom binacyę, k tó rą ch ciał zd y ­
skon tow ać, ja k
w eksel
długoterm inow y.
p rzew ag ę nad swym współzaw odnikiem ,
M ia ł
iż
tę
nie p o ­
zw olił się unieść nam iętności, co się w nim g w a łto ­
wnie zry w a ła .
I r z e k ł znów, podsu w ając
pu d ełko z papierosam i:
—
Ja
nie rozum iem
K o n iecp o lsk iem u
konieczności z pańskiej
strony, chciałbym też w yprow ad zić
pana z b łęd n e­
go m niemania, iż mnie się konieczność ja k a k o lw ie k
narzu ca.
M asz pan ra cyę, od dwóch
się zm ien iło w n aszych
p an a
buję.
potrzebow ałem
—
w zajem nych
n arazie,
a
dni co nieco
pozycyach: j a
teraz nie p o trze­
J akto?
— Ano,
kredyt,
któregoś mi pan nie ch cia ł
udzielić, z n a la zł się.
— E t , co pan prezes?...
— A le
ta k się
m ogło.
znów
ta k ,
panie, tak!
ch w ie ją ,
ja k b y
O p ory
się
jeszcze
panu
nie
zdaw ać
— W ię c któż zaryzykow ał?
— K to ?
T o ju ż m oja rzecz.
K o n iecp o lsk i sp o jrza ł na m ów iącego wzrokiem ,
w którym odbiła się jed n o cześn ie nieufność
i
nie­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
80
pew ność.
M ia ł ta k ą minę, ja k ą ma czło w iek, k tó ­
ry id ąc o zm roku szerokim
gościńcem ,
naraz
sta ­
n ą ł u rozd ro ża , albowiem gościniec się sk oń czył.
N ie
K r ę c ił
w ied ział,
się
co
rob ić
niespokojnie
i ja k
dalej
na k rze ś le ,
mówić.
poczem w stał
i r z e k ł znów:
—
T u się d zieją dziwne rze c z y .
—
D ziw n e — m ru kn ął E d elb erg.
—
Jed n a k że j a pana potrzebuję.
—
W ie m ...
—
J a k to ?
—
J a w szystko wiem.
—
G ra jm y w otw arte k a rty .
— P o co gra?
rz e c z y sto ją.
Ja
.
panu
pow ied ziałem , j a k
J a pana nie p o trzeb u ję, a p o trz e b o ­
w ałem dwa dni tem u.
K o n ie cp o lsk i
za czął
z
niecierpliw ości
kręcić
w ąsy, a sta ry E d e lb e r g g ła d ził sobie siwe bokobro­
dy i c z e k a ł.
W y ja śn ia ło mu się' stopniowo
pom ar­
szczone oblicze; w id zia ł w yraźnie, źe czło w iek, z k tó ­
rym
teraz
rozm aw iał, a na którym
mu
tak
wiele
zależa ło , sta ł się nieporadnym i przez to czyn ił się
łatw ym do w szelkich ustępstw .
—
Ja
panu
powiem
o tw arcie, z czem p rzy ­
s z e d łe m — odezw ał się K o n iecp o lsk i.
—
W iem , z czem pan p rzyszed łeś; chcesz pan
praw dopodobnie, żebym d ek la ra cyę w obronie p a ń ­
skiej p o d p isał i w ten sposób z d ją ł z p an a w szelką
o dpo w ied zialn o ść w o b ec
opinii publicznej za skan­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
dal, k tó ry przed w czoraj
K r a jo w y m — czy tak?
81
w y d arzy ł się w K re d y c ie
—
Tak.
—
A pan wzam ian ch ciałeś mi ofiarow ać k r e ­
dyt, nie wiem do ja k ie j w ysokości— kredyt,
j a nie p o trzebu ję.
—
T a k ...
którego
T ak?
I co pan na to?
S ta r y E d elb erg za to p ił w niego
oczy i sp yta ł zimno:
swoje
— I nic mi pan nie m asz więcej
dzen ia, mnie osobiście?
m ądre
do pow ie­
K o n ie cp o lsk i w ytrzym ał to sp ojrzen ie.
— A gdybym m iał?
—
To
powiedz pan...
—
Są
spraw y, k tó re p rzech od zą kom petencyę
finansistów ...
P a n wie,
ja
jestem nie tylko N a ta ­
nem K o n iecp o lsk im , posiadaczem
akcyj K r e d y tu K ra jo w e g o ,
trzech czw artych
w spółw łaścicielem p ię k ­
nych fabryk; ja jestem nie tylko człow iekiem p u b li­
cznym ...
ba;
—
R ozum iem .
—
M nie się p ań ski w nuk S ła w o b o rsk i
podo­
zresztą , nie o m nie tu chodzi; on się m ojej żo­
nie, zw łaszcza
zaś
m ojej córce
podoba...
On
by­
w a ł u nas, no i cóż d ziw n ego, źe kobiety w z ią ł z a
se rce .
J a ta k że z nim rozm aw iałem ,
w jego gło w ie,
sp ryt niepow szedni;
widzę
sp ryt
z niego będzie
czło w iek; niech on się tylk o w m oje rę c e dostanie
Biblioteka — T. 306.
6
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
82
to jem u źle b yć nie m oże.
O tóż,
panie
prezesie,
j a do pana m ówię w tej oliwili in a czej, niż się m ó­
w ić zw ykło p rzy interesach, na k tó ry ch
kowo zn am y— ja i pan.
chodzi
o pański
podpis
M nie
na
się je d n a ­
osobiście
naw et nie
d e k la ra c y i
zbiorow ej,
k tó rą gotow ą przyniosłem do podcyfrow ania. J a j e ­
stem je s z c z e Z y d , a czegóż się
na Ż yd ó w nie m ó­
wi?... O statecznie nie p rze ra ziłb y mnie w rzask w g a ­
zetach: popisaliby, pogad ali — i na tem by się sk oń­
czyło.
Z a p o m n ielib y
w szyscy o sk an dalu,
K red yt
K r a jo w y dyskontow ałby sobie w dalszym ciągu w e ­
ksle, a ja b y m w je g o im ieniu zg a rn iał zyski piękne.
P ow iem panu w ięcej, zn a la złb y się i d la m ojej c ó r ­
ki ta k i pan hrabia, k tó ry ch cały tuzin k ręci się po
W a rsza w ie
i miałbym z ię c ia do w yboru. I)o pana
nie p rzyszed łb ym sam osobiście, przysłałb ym kogo­
kolw iek
ze swoich z p ro p o zycy ą
do
przyjęcia
lub
do odrzucenia... ale tu je s t co innego. W n u k p a ń ­
ski
córce
m ojej
w p ad ł w oko, j a jej tego
sw adow ać nie umiem, żeb y ona sobie
T o sp raw a sercow a
w yp er­
d ała spokój.
ja się te ż na tern znam, gdyż
sw o ją żonę kocham , ta k kocham , ja k w szystkie in ­
te re sy razem .
—
H a, ha, ha!... —
zaśm iał
się
sta ry E d el-
b e r g .— P an n a K ó ź a n iezły ma gust!
— W ię c ?
—
A lb o ja wiem , p rzecież w skórze m łodego
nie siedzę.
— J a k ie ż pan A r tu r ma zam iary?
— P ó jd z ie za głosem serca, m yślę — o d rzek ł
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
sta ry E d e lb e rg
— bo i jem u panna
83
R óża
w pad ła
m oja
R ózia...
w oko.
—
W ie d z ia łe m
o tern,
bo
ta
zresztą, co tu d ługo m ówić; trzeb a tę spraw ę z a ła ­
tw ić odrazu.
—
J a k tu tak ie spraw y załatw iać odrazu? —
w trącił sta ry E d e lb e r g .— T o nie interes, nie w eksel.
J a plenipotencyi od wnuka i jego rodziców nie mam.
M nie się w ydaje, źe z tem się śp ieszyć
niem a
co;
niech się m łodzi lepiej pozn ają.
—
O ni się ju ż poznali — p rzerw a ł K o n iecp o l­
s k i - j a wiem o tem.
z a g lą d a ł...
A r t u r do nas od dość dawna
U w a ża pan,
panie p reze sie,
mnie cho­
dzi o to, ażeb y rodzin y swej nie n arażać na różne
rzeczy
nieprzew idziane, bo to
i ludzie o tem m ó­
w ią — j a nie ży czyłb y m sobie za nic na świecie sta­
n ąć w fałszyw em położeniu.
Taki
skan dal
banko­
wy zgryzłb ym nie jeden — to rze cz zw yczajna, ale
takiego dom owego p rzełk n ą ć nie potrafiłbym - rozu ­
mie pan?
E d e lb e r g w stał, p o d szed ł do k rze sła , na k tó rem siedział pan N a tan , i rzekł:
—
C o do mnie, w ierz mi pan, kochany panie
K o n iecp o lski, robię w szystko,
doprow adzić
do
skutku.
ażeby m ałżeństw o to
M nie ono je s t
po m yśli
choćby z tego ty tu łu , źe my razem iść powinniśm y...
R ozb ici,
niczego
nie dokonam y
-
złączon ych,
nic
i n ik t nie pokona.
—
mówi.
Tak,
rozum nie
i
p rzeko n yw ająco
pan
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
84
—
B ą d ź pan spokojny, w szystko się zrobi; te
tam ja k ie ś u boczne w zględ y są do usunięcia. M o ja
rzecz w tem ...
T ym czasem ja poznałem dziś w p a ­
nu innego człow ieka, człow ieka z sercem , nie tylko
z rozum em .
—
J a takim jestem , mnie trzeb a
tw ierd ził pan N a ta n nieco
na
wniony
dłoń
i
u ścisn ął
m ocno
zn ać — p o ­
swój sposób ro z rz e ­
starego bankiera.
P o czem r z e k ł znów:
—
M ój p rezesie, p o n iew a ż’ w k ró tce
będziem y
stanow ić jednę fam ilię, więc ja pragnąbym , żeby pan
m nie u w ażał za sw ojego p rzy jaciela .
J a nie wiem,
nie chcę wiedzieć, kto panu otw iera
kredyt na in ­
teres O porów ...
E d e lb e r g z zap artym oddechem słu ch a ł, a K o ­
niecpolski tak ciągn ął dalej:
—
M nie byłoby bardzo przyjem nie, g d y b y pan
zam ienił tam ten k re d y t na nasz kred yt... D o w yso ­
ko ści p ó ł m iliona m oże pan czerp ać z naszych kas
w sposób, ja k i pan uzna za stosow n e. W ie m p r z e ­
cież, źe to pójdzie na w spóln y interes fam ilijny.
—
J a k pan c h c e — o dparł śpiesznie E d e lb e r g ,
zd o byw ając się n a bezinteresow n ość pozorną.
—
có rk i,
T e p ó ł m iliona pójdzie na rach u n ek mojej
p rzy szłe j
pani
S ła w o b o rsk ie j.
A
co
pan
n a to?
—
—
rów ...
D o sko n ale, niech b ęd zie i tak.
J a się ju ż rozp atrzyłem w in te re sa ch O p o ­
T e rą z żelazo nie idzie, ale mam nadzieję, iż
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
w krótce p ó jd zie.
D o sta rc zę
panom
lunków , o k tó re zresztą , pan
wie,
naw et
85
obsta-
ja k je s t trudno
w n aszych czasach.
—
N o?
— E t , panie p rezesie, ja wiem— z uśm iechem
za u w a żył K o n ie cp o lsk i i m ach n ął ręk ą .
N a stę p n ie w y cią g n ą ł z kieszen i arku sz p a p ie­
ru, a podając go E d e lb e rg o w i, dodał:
—
O to d e k la ra c y a członków rad y, w szyscy tu
są, n aw et zięć pański; b ra k u je jed n eg o
tylk o
n a j­
w ażn iejszego podpisu.
—
D a w a j pan! —
za w o ła ł E d e lb e rg i rzu ciw ­
szy okiem na arku sz, podpisał.
K o n ie c p o lsk i d ek la racyę schow ał
i
ścisk a ją c
ręk ę starem u bankierowi, mówił:
— D zięk u ję!... K r e d y t m a pan o tw arty... L i ­
czę n a pana...
—
B ą d ź pan spokojny.
— W sobotę u mnie wieczór, m oże
dzie ła sk a w razem z żoną i synem.
—
pan
b ę­
Z p rzyjem n o ścią — zako ń czył E d e lb e rg , w y ­
p row ad zając g o ścia za próg gabinetu.
Z o s t a ł sam.
p rzed
ręce
ch w ilą
na
S ta n ą ł w prost drzwi, za którem i
zniknął
w ą tłych
K o n iecp o lsk i,
zapadniętych
się iron icznie — poczem
i rze k ł głośno:
—
G łupi!..
W
tym w ykrzykn iku
a za ło ży w szy
piersiach,
kiw n ął
za w a rł
skrzyw ił
p arę ra z y g ło w ą
się c a ły nastrój
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
86
jeg o duszy, zm agającej
się
p rzez cią g ży cia długi
z coraz n ad b iegającym i zew sząd sprzecznościam i.
T ryu m fo w ał, bo
źnych jeszcze
przed
w ybrnięcie
paru
z k ło p o tó w
dniami,
g ro ­
kiedy to naraz
m iał do o calen ia syna w łasnego i fortunę, na której
o p ierał
sw oją i rod zin y
swej p rzy szło ść, m ógł na­
zw ać praw dziw ym tryum fem .
I uczyniło mu
się raźniej; zm ysł ko m b in acyj­
ny pod wpływ em chwilowego
zdwojonym zasobem energii.
pow odzenia w ra ca ł ze
Zad zw onił. W s z e d ł lokaj i sta n ą ł we drzwiachJaśn ie pan każe?., — p ytał.
— P o p ro ś pana W erm a n a.
W erm an b y ł szefem biura przyboczn ego E d elbergów .
ców
C złow iek ju ż stary, w rodzinie ch lebo d aw ­
zasłużon y.
E d elb ergó w
i
Znał
często
w szystkie
um iał
tajem nice
doskonale
domu
poradzić,
zw łaszcza w spraw ach w ym agających d elikatn iejszej
ręki.
G d y się u k a za ł w gabinecie, E d e lb e rg ju ż zu ­
p ełnie uspokojony sied ział p rzy biurku.
U k ło n ił się i zd jąw szy okulary, za cz ą ł je p r z e ­
cierać.
mo,
na
S ta ry E d e lb e r w sk a za ł mu krzesło , to sa­
którem
p rzed
chw ilą
sied ział
K o n ie c ­
polski.
— N o, i ja k tam ?— spytał.
— Ź le , ciągle źle.
— C zy w ykaz długów
całkow ity?
pana L e o n a dokładn y,
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
N ib y
ta k .
W ła śn ie
87
p rzed chw ilą zjaw ili
się ostatni w ierzy cie le , ja c y ś w ekslarze drobni z różnemi p retensyam i.
—
P a n L eon w y jech a ł za granicę!
W e rm a n
w iącego.
rzu cił
C h cia ł
czyta ć, ja k ma
ze
p y ta ją c e
spojrzen ie
na m ó­
w zroku starego finansisty w y ­
sobie
ów
w yjazd kom entow ać, ale
nic nie w yczyta ł: E d e lb e rg p o zo sta ł zim ny, n iep rze­
nikniony.
— L eo n w y je ch a ł — p ow tórzył
pew ien czas, nie na zaw sze...
— N o,
rozum i się,
J eżeli się co da zro b ić,
E d e lb e r g — na
Sam mu p orad ziłem .
pan p rezes
m iał
racyę.
to i b ez p a n a L e o n a zro ­
bim y.
M ów iąc to, pop raw ił na sobie okulary i c h r z ą ­
k n ą ł.
—
Co my
m ożem y
w ięcej zrobić, ja k spłacić
jeg o długi.
— “A
czem ? W
k a sie mamy ta k ja k b y nic.
— W ię c to, co mamy, m oże w y sta rczy na z a ­
ła ta n ie n ajpiln iejszych dziur.
— M oże.. W każdym razie z trudnością.
— S łu ch aj pan, panie W erm an! - S t a r y E d e l­
b e rg zam yślił się na m oment, p o czem j ą ł d alej m ó­
wić: — D ziś albo ju tro w ierzy ciele praw dopodobnie
zajm ą rze cz y pana L e o n a .— No, niech zajm ują! N a ­
wet nie będziem y
kupić na
licytacyi:
nikogo
m ój,
podstaw iali,
nasz
żeby je z a ­
E d elb ergó w
honor,
h o n o r ku piecki, nie pozw ala na podobe świństwa sy­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
m ulacyjne.
N a stęp n ie
pan
w ejdziesz 'w
u k ła d y
z w ierzyciela m i L eo n a i będ ziesz się s ta ra ł skłonić
icb do ustępstw , a skłonni będ ą, poniew aż coś w y­
co fać w ten kom prom isow y sposób zd o ła ją.
D oko­
nać tych operacyi, o ile m ożna, bez k r z y k ó w — spo­
kojnie, cicho.
H ra b ió w M ylsk ich u regu low ać w c a ­
łości, zarów no ja k Jo d ło w icza.
— D o b rze , dobrze, panie prezesie, ale...
—
1'ieniądze mamy: K r e d y t K r a jo w y zd yskon­
tu je obecnie k a żd y nasz weksel.
—
A , a!..— w y d arł
się o k rzyk podziw u z u st
sta re go W erm an a. — T o tak?
— T a k , panie... J e s zc z e jedn o: d łu gi L eo n a
reg u lu je pan sam w je g o im ieniu, nie w mojem, ani
też w imieniu naszej firmy.
uform ować
czajn e
W ię c p o sta ra j się pan
nowy, oddzielny rach u n ek, to je s t zw y­
konto
pana L eon a.
wiem , więc też proszę
J a niby o niczem nie
do mnie nikogo, ale to lite ­
raln ie nikogo z pretensyam i
nie w pu szczać. — O to
je s t plen ip o ten cya pana L eon a, a oto są w eksle do
zdyskontow ania.
T o m ówiąc,
podał nie m ogącem u w yjść z po ­
dziwu W erm anow i arku sz papieru i kilk a
p o dpisa­
n ych w eksli.
— J a panu
w yznaczonym
na
to
ten
do
rąk
cel
oddaję
funduszem
i m yślę, że
oczyścim y
je sz c ze raz naszego jedynaka.
T o „ ra z je s z c z e ” E d e lb e r g
tnie w mowie.
p o d k reślił
dobi­
P oczerń w stał, W erm an rów nież się
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
podniósł z m iejsca — i znowu
89
skłoniwszy się przed
swy szefem , w yszed ł z gabinetu.
Po
śniadaniu
stary
bankier
p o jech ał
do
córki.
C a łe tow arzystw o
za sta ł je sz c z e p rzy czarnej
kawie.
H ra b in a m iała minę obrażonej królow y; do ni­
kogo nie
m ów iła ani słow a, z ojcem się p rzyw itała
w m ilczeniu.
cza ł;
A r tu r
H ra b ia
był
p a lił
zasępiony,
p a p iero sa i tak że
d o stra ja jąc
m il­
się w ten
sposób do tonu rod ziców . Z a to J u la kręciła się na
krześle, raz po raz za g ad y w a ła to do ojca, to do b r a ­
ta, je d n a k że bez sk utku —
sz a ła
m ruczenie jakieś,
zam iast odpow iedzi sły_
więc się zw ra ca ła do swej
nauczycielki, ale ta ta k że d la ja k ich ś pow odów m ó­
w ić nie ch ciała.
—
Cóż
wy
tak
m ilczycie w szyscy? —
sp ytał
stary E d elberg, szczypiąc A r tu r a w policzek.
—
D ziad zio m yśli — w yszczebiotała J u la — że
to dopiero te ra z za c z ę ły się te reko lekcye?
—
J u la , proszę być cicho! —
—
Ju la! —
sykn ęła m atka.
—
D a ła b y ś p o kój, J u la !— w tr ą c ił A r tu r , zdo­
pow tórzył groźnie h rabia.
b yw a jąc się na m inę, ile m ógł, n ajp o w ażn iejszą.
D ziew czyn ę
owo
strofow an ie
nie zdetonow ało: p rzeg ięła
się
z
trzech stron
ku dziadkow i i k ła ­
d ąc mu rękę na plecach , sn u ła pó łgłosem :
—
To,
dziadziu,
lecz od paru dni...
tak u nas; i nie
od d zisia j’
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
90
L o k a je w yszli z pokoju. R odzina zo sta ła sama.
—
M oi drodzy, cóź wam się stało? G rom spadł
z jasn eg o nieba, czy co? — W y k s z tu s ił stary E d elb erg .
N a to hrabina roześm iała się ironicznie i rzekła:
—
A grom!
— N o, co takiego?
—
P ię k n y ch rze cz y się dow iedziałam tem i dnia-
mi o A r tu r z e ...
A r tu r niespokojnie p o ru szył się na krześle, ale
nic nie odpow ied ział —
—
czek a ł.
C ó źeś ty spsocił nowego, fig la rzu ?— zw rócił
się doń d ziad ek z uśm iechem .
—
J a ? — o b ru szył się A r tu r —
ciłem : nikogo
nie
okradłem ,
nie
N ic nie spso-
zabiłem , nic nie
sfałszow ałem , oto, siedzę sobie spokojnie w W a r s z a ­
wie —
i na tern kon iec.
—
O tóż, ja nie chcę, żebyś ty sobie spokojnie
sied ział w W arszaw ie — p rzerw a ła m atka i w sta ła
od stołu.
Z a nią, podniosło się c a łe tow arzystw o i p r z e ­
szło do salonu.
—
J a nie chcę, żebyś ty tu siedział!— p o w tó ­
rz y ła S ła w o b o rsk a.
— • D a j mu pokój, K lem en tyn o! —
p rzek ła d a ł
E d e lb e rg .
—
On musi je ch a ć do L ip sk a , chodzić do uni­
w ersytetu , ja k
B ó g wie gdzie...
inni
chodzą,
a nie tu się w łóczyć,
—
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
91
G d zież to on się w łóczy? — w trą c ił
h ra ­
bia i p rzy b ra ł w yzy w a jącą minę.
—
T y ju ż wiesz!
— K adbym je sz c ze raz w iedzieć!
— J a ci m ów iłam — zaw ołała
hrabina — źe
nie życzę sobie, aby A r tu r w łó czył się po tych ró ­
żn ych żyd ach.
—
O j, mamo, mamo...
— M am a
w ała
się
ma
racyę —
jednocześnie
p iszcza ła J u la i usu­
w kąt z obawy p rzed ojcem
k tó ry p a rę kroków p o stą p ił za nią.
—
dżaj —
J u ż ty,
K lem en ty n o ,
z żydam i nie w yjeż­
sykn ął sta ry E d elb erg.
Z am iast odpowiedzi h rabin a zb liżyła się do sto­
ją ceg o przy fortepianie A r tu r a i kład ąc mu rękę na
ram ieniu, rzekła:
— D o ść
tam nie chodź!
mam
tych K o n iecp o lskich .
Ty
mi
W sty d , co ludzie gad ają, ca ła W a r ­
szaw a się śm ieje.
—
żeby
C i ludzie, co się śm ieją, są stw orzeni na to?
się
z nich śmiano —
flegm atyczn ie zao p in io ­
w a ł sta ry E d e lb e rg i rozsiad ł się w ygodnie w fotelu.
—
A r tu r ,
mój
ojcze, przed ew szystkiem
ode-
mnie zależy: ja m yślę o jego losie, ja dbam o je g o
honor.
- A
ja ,
mamo, zwalniam
cię
od tej opieki;
mam dosyć tego — dzieckiem nie jestem !
ła ł
A r tu r ,
zaskoczony
sam
w niego w stępow ać poczyn ała.
zawo­
dziw ną energią, któ ra
a
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
C óż to znowu?
—
P ow iedziałem ...
—
Żeś
głupi,
bo
g łu p o tą przez ciebie p rze ­
m ów iła.
— T ro ch ę jestem m ąd rzejszy od innych— za u ­
w a ży ł ironicznie A r tu r .
—
T o ta k a
w dzięczność za m oje sta ra n ia , za
m oją p ieczołow itość?
— M o ja mamo, m oja mamo, m ówmy rozsądn ie.
— Ja
rozsądn ie
mówię:
nie chcę, żebyś b y ł
pośm iewiskiem całej W arszaw y,
w oborski
w y ciera
k ą ty
ot co! H ra b ia S ła -
u tych , k tó rzy czy h a ją na
n aszą zg u b ę, u tych plu gaw ych , w strętnych, o b rzy ­
d liw ych — ta k , plugaw ych, w strętn ych , obrzyd liw ych
żydów! T y sobie tą R ó zią gło w y nie za p rzą ta j, nie
m yśl o
tej śled zia rce,
pom arań cze
któ ra
za Ż e la z n ą
powinna
B ra m ą .
sprzedaw ać
C o ty sobie my­
ślisz, co sobie ty m yślisz?!
— K lem en ty n o , uspokój s i ę — p rz e k ła d a ł stary
E d e lb e rg ,
bo gw ałtow ny w ybuch córki zaczyn a ł go
niecierpliw ić.
P o sta n o w ił rato w ać sytu acyę i nie doprow adzać
rze cz y do ostateczności.
A r tu r b y ł blady, ja k płótno; od czasu do c z a ­
su
rz u c a ł
sp ojrzen ia
ironiczne
w
stronę
m atki,
z nienaw iścią sp o g lą d ają cą na m ęża, k tó ry sta ł p rzy
oknie i w yb ijał palcam i
po
szybie
ja k ieś zryw ane
ta k ty niepochw ytnej d la u ch a m elodyi.
—
U spokój się, K le m e n ty n o — pow tórzył sta ry
b a n k ie r— i posłu ch aj, co j a ci powiem.
—
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Z góry
znów u słyszę
93
wiem , co mi ojciec powie; pewnie
p an eg iryk
na
cześć
dostojnych n a ­
szych przodków ?
—
śli,
N ie, w tej
chociaż
chwili mam
w arto,
żebyś
także nie zapom inała,
o
co innego na m y­
naszych
p rzodkach
zw łaszcza, źe nie w ygład zisz
ich z pam ięci w łasnej i cu d zej.
— A tak, pójdą, oni za m ną... — r ze k ła h r a ­
bina z przekąsem . — W iem
o tern, ale niech by się
na mnie ta gen ea lo g ia sk oń czyła, tym czasem widzę,
źe może się nie skoń czyć, skoro A r tu r dziedzictw em
zb iorow ej duszy swych dziadków i prad ziad ków ob­
darzony zo sta ł.
M yślałam ,
źe
się w yrodzi, p raco ­
w ałam nad tern— i napróźno!
— To
w szystko,
co mówisz, m a tylk o pozór
praw dy, to je s t poezya, a rzeczyw isto ść w zupełnie
innem p rzed sta w ia
się św ietle— rze k ł z pow agą o j­
c ie c .— R zeczyw isto ść je s t inna, niż tw o je m arzenie;
staje p rzed nami w przeróżn ych
k szta łta c h , o k t ó ­
rych nam
O to np., ten K o ­
się
naw et
nie śniło.
niecpolski. nie je st ju ż naszym wrogiem .
—
A p rzy ja cielem może?
—
T a k , p rz y ja c ie le m — potw ierd ził z n aciskiem
b a n k ie r — m am na to n a jrzeteln iejsze dow ody.
—
C oś nowego?
— S ta re , ja k
świat.
W id z isz,
on
nas w tej
chw ili p o trzeb u je, a w ydaje mu się, źe my go w ca­
le
nie
p o trzeb u jem y.
Tym czasem
sy tu acy a nasza
ani na jo tę się nie p o p r a w iła — jesteśm y na samym
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
94
b rzeg u ruiny. O pory ledw ie d yszą — słyszała ś o tem —
n a leży w nie w pakow ać masę pieniędzy, że b y istnieć
n ad al m ogły.
P rzytem
trz e b a ja k k o lw ie k u re gu lo ­
wać interesy L eo n a — ą zk ąd tu wziąć, zkąd , powiedz?
—
O L eo n ie sły sza ł ju ż ojciec m oją opinię—
spiesznie w yrzu ciła z sieb ie S ław o b o rska — on sam
siebie w trą c ił w przepaść, j a za nim iść nie m yślę,
nie m yślę go rato w ać
N iech sobie robi, co mu się
podoba...
—
T y go, m oja córko, nie m yślisz ratow ać —
podniósł głos ojciec, którym w zb u rzen ie w ła d a ć po­
czyn ało — ale j a g o ju ż uratow ałem !
—
J a k to ? — pow tórzyli jedn ocześnie m ąż i żona.
A r t u r z ciekaw ością sp ogląd ał na d zia d ka
i krzy w ił się, znać było po nim, źe p o d ziela ł p rzy ­
kre zdziw ienie rod ziców .
—
A tak, płacę je g o długi.
—
A on?
— J e g o ju ż niem a,
za granicę.
—
w czoraj
go
w ypraw iłem
W ię c na O p ory b rak pien ięd zy— k rzy k n ę ła
h rab in a — a
na p o d ró ż
za g ra n iczn ą
tego
nicponia
i na je g o d łu gi są?!
— N a O p ory także mam p o trzeb n e
zbędne sumy, d o s ta rc zy ł ich K o n iecp o lsk i!
—
Co?!
—
Tak,
ten sam K o n iecp o lsk i,
i
nie­
k tó ry, gdyby
b y ł m niej próżny, an iżeli je s t, gdyby się
w
sen ty­
m enty rodzinne nie baw ił, a sz e d ł d ro g ą przez o jca
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
95
swego w skazaną, tob y i O pory bez w ysiłku za p sie
p ien iądze k u p ił
i p a ła c twój pyszny n a m ieszkan ie
dla siebie p rzezn a czył.
A le on,
fa talizm em p o c ią ­
gnięty, w yszed ł z w łaściw ej sobie k o le i życia i zg łu ­
piał, my zaś z je g o g łu p o ty korzystam y.
—
H a, ba, ba! —
zaśm iała
się
S ła w o b o rsk a
i, stając przed ojcem , Zawołała:
— W y k ie ro w a liście
teraz w yglądali!
—
nas,
piękn ie
będziem y
W a r y a tk a — sy k n ą ł S ław o b o rsk i
i
rozp o ­
c z ą ł na nowo bębnić po szybie.
—
U ży liście do tego podstępnie A r tu r a !— w o­
ła ła z w z ra s ta ją c ą w ściek ło ścią h rabin a.
A r tu r , sły sząc to, zb liż y ł się do m atki i rzek ł
z flegm ą:
— M am o, mamo, tylko bez kom edyj.
— I ty śmiesz?...
—
Śm iem ,
z a m ało znasz,
bo
tu
o
mnie chodzi.
m oja mamo,
o tern, czy i ja k mnie
kto
¿e b yś
użyć
T y mnie
sąd zić
potrafi,
ja
m ogła
także
mam swoje indyw idualne p o g lą d y na pewne spraw y.
W id zą c , co się tu u nas w domu dzieje, zd a ją c so ­
b ie dokładnie sprawę
z uryw anych,
cych się coraz częściej reflek syj
a
pow tarzają­
w aszych,
p rzy sz e ­
dłem do wniosku..
—
J a k ie g o ? — p rzerw a ła m atka, ochłonąw szy
nieco pod w pływ em spokojnej, a zimnej mowy syna.
—
P rz y sze d łe m
m nie in teresu czek a ć,
do
wniosku,
że
aż mnie razem
niem a
z
dla
wami bu-
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
96
rzą
zm iecie
i
w ycofa
z
kursu.
T o bie się, m a­
mo, różne rzeczy zdają,, a mnie się nic nie zdaje, ja
p atrzę
a
na
świat
oryen tu ję
się
nie p rze z
p rzy
oku lary ilu zyj tw oich,
p'omocy
w łasnych zm ysłów
i chcę sobie zapew nić byt.
M ów iąc to sp ojrzał w yzyw ająco n a m atkę. .
—
J a nie m yślę usunąć się ze św iata,
la ta m oje w ydzw onią kres memu życiu .
miem zaś życia w szam otaniu się
zanim
N ie rozu ­
z widm em
i złoconej nędzy; ra tu ję się póki czas,
bied y
wy zaś mo­
żecie się przy mnie uratow ać.
S ław o b o rsk i z zadow oleniem p a tr z a ł na syna,
ra d b y mu b y ł przyklasn ąć, gdyby się nie b a ł żony.
— W ię c chodzę do K o n iecp o lsk ich , w ięc uda­
ję , że nic nie wiem o w aszych in teresach , więc b a ­
w iąc się,
nie spuszczam
z widoku
głów n ego celu,
a celem tym je s t unorm ow anie sobie ży cia , w yjście
z głupiego p ołożenia
cego
krew
p różn ej w ściek ło ści
zdenerwow ania.
Z r e s z tą —
i p su ją ­
dodał po
chw ili— co tu długo mówić, mnie się panna K o n iecp o lska podoba,
tem bard ziej,
źe
uśm iecha
mi
się
zło ta opraw a jej p rzyrod zon ych wdzięków.
—
T o ś ty przedem ną ukryw ał?
—
U kryw ałem ,
wna, bo ty m yślisz
bo ty, m am o, jesteś
tylko
o sobie,
g w a łto ­
ch o ciaż
ci
się
zd aje, źe m yślisz o mnie.
—
P okrew ieństw o z żydami!
—
N o , no, no! — zd o był
Sław oborski, zab ierając
syna.
się
się
na
w ykrzyknik
do g o rą cego
p o p arcia
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
P rzyp om n ę ci,
źe nam
97
nie w ypada w y je ż­
dżać z żydam i— syk n ął sta ry E d e lb e r g i w stał.
—
N ie w ypada,
nie
w ypada!...
A
kto ode-
mnie system atycznie
u su w ał wszystko
co
skie, kto mnie u czy ł
od sam ego dzieciństw a,
żyd ow ­
m nie
i L eon a, p o gard zać tern przeklętem plem ieniem , kto
mnie poił m arzeniem innego św iata,
kto
mi k a z a ł
zapom nieć o natu rze w łasnej, kto?!
Sło w a hrabiny brzm iały groźnie,
się po złom ach
nych wód.
gran itow ych
N a s tą p iła cisza n a g ła ,
skał
ja k
to c zą ce
fale
trw a ją ca
ro z p ę ta ­
atoli
chw ilę
ty lk o .
S ta r y E d elb erg
w sta ł z fo telu
i rze k ł praw ie
szeptem :
—
J a i żona m oja...
M yśm y
zd a ją c sobie spraw y z tego,
co
to czyn ili,
czynim y.
źle, bardzo źle;
b łąd
tw ych pom ścił.
N ie poru szaj tej kw estyi, bo mnie
zabijasz!
koju .
tam i
nasz na nas się
nie .
B y ło to
w
słow ach
J a p o trze b u ję a sch yłku swoich dni sp o­
W c z o ra j z tem i sam em i pytaniam i
L e o n w ystą p ił,
ale
on le p sz y od cieb ie,
on
zro zu m iał,
pomimo w szystkiego-
P rz e ż y łe m w czoraj straszn ych
ja k w ieki— i mam
mnie
i w y rzu ­
dosyć...
chwil kilka,
P o p lą ta ły
bo
lep szy...
się,
dłu gich
pogm a­
tw ały złudzen ia nasze, straciliśm y to, co było naszą
siłą , a nie zdobyliśm y
tego
zarów no
ciebie
w szystko,
mnie,
ja k
zrozum
i
to
Biblioteka — T. 306.
innego
n ę cił.
i zapam iętaj
św iata,
k tó ry
P o p su ło
sobie...
się
A r tu r
7
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
98
m a racyę, że zaw raca z drogi, gdzie m ieliśm y zn a­
le ź ć szczęście,
a
zn aleźliśm y
k a ry k a tu rę
i pozór
szczę ścia ...
Sław o b o rski, w idząc na ja k ie to ry schodzi ro z­
m owa pom iędzy teściem , synem
i żoną, w ziął J u lę
za rękę i w yniósł się bocznem i drzw iam i
z salonu.
U czy n ił to także d latego , bo pomimo w szystko, niera d zw ykle słu ch a ł w ynurzeń
w łasnej rodzinie.
an iżeli aktorem
tów.
W o la ł
czynnym
plem iennych
być
widzem
tych
fam ilijnych
N iesm akiem go przejm ow ał
w swej
obojętnym ,
d ram a­
b ra k su btelności
w żonie, k tó ra nie ch c ia ła u trzym ać pew nych materyj w zaw ieszeniu, w stanie nie p o zw alającym na
zu p ełn e uśw iadom ienie...
ny, źe to p rzy nim się
C zuł
się niejako o b ra żo ­
te zachw iania rasow e
zry­
w ały.
— N ie c h m yślą,
co chcą — p o w tarzał
sobie
w duszy— ale niech nie mówią.
—
Z apó źn o, p ap o ,
zapóźno chcesz,
bym
się
zm ieniła— p o w tarzała Sław o bo rska, przybita słowam i
ojca.— T a k pragnęłam
zapom nieć
o tem,
żem
ży ­
dów ka, a ty mi to, mój ojcze, przypom inasz? C h cia ­
łam w tej roli nowej, ra.sie naszej
nieodpowiedniej,
żyć do końca; łu d zą c s ie b ie —łu d zić innych; a tym ­
czasem nie u d ało mi się, bo się nie u d a ło .
— N ie bierz
tych
rzeczy
n ie — w trą c ił ojciec, którem u
bo widział na tw arzy je j
co się tu mówi, mówi się
się
ta k znów tra g ic z ­
ża l córki zrobiło,
ogrom ne znużenie. — To,
w
nie p o w ie d zą —jesteśm y sami.
tajem nicy;
te
ściany
Ś w iat zawsze będ zie
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
p a trz y ł na nas po dawnemu;
99
ludzie są naiwni,
lu ­
dzie są głupi, ich to w szystko, te rozdźw ięki nasze,
nic nie obchodzą.
za d aw aln ia ją.
dziesz.
S ą d zą z pozorów i pozoram i się
T y chcesz pozoru, w ięc go mieć b ę ­
N ik t ci się nie ośm ieli p rzed oknam i tw e­
go p a ła cu wyśpiewywać
serenad
śliwość ma ta k ż e swoje granice,
żydow skich.
Z ło ­
w y czerp u je się: to
co m ieli o nas pow iedzieć ci inni, ci co
z nam i n i­
by ż y ją serd ecznie, ju ż pow iedzieli, ju ż się
z
nas
w yśm ieli...
H ra b in a z a k r y ła tw arz rękam i
i tak p rzyb ita
słu ch a ła słów ojca.
A gdy ten skończył,
dzianym żalem
na
syna;
sp o jrza ła
w
oczach
z niew ypow ie­
je j
czarn ych ,
b ły szczą cy ch , p e rliły się łzy , i r z e k ła półgłosem :
—
B ie d n y ś ty, mój A rtu rze !
Z a la ła się łzam i.
—
R ó b , co ch cesz — m ów iła d alej p ła c zą c —
d la mnie się życie skoń czyło,
W a lczy ła m , i na nic.
jestem
w yczerp an a...
W id z ę d opiero teraz, ja k sro ­
dze się m yliłam .
—
M am o!
—
W ię c ty m usisz
się
ożenić
z
córką
Ko­
A r tu r widząc, źe m atka ju ż złagodniała,
po­
niecpolskiego?
s tą p ił ku niej, i ca łu ją c ją po ręk a ch , j ą ł mówić:
—
M am o, j a wiem, ja k ty mnie kochasz.
—
A c h , ty naw et teg o
hrabina — ty nie wiesz, ja k ie
nie ^ iesz — od rzek ła
ja
nad zieje
w tob ie
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
100
pokładałam ; czem ty byłeś dla mnie, szczególnie d la
mnie: ty byłeś odnowieniem m ojego życia, zw rotnym
punktem m yśli i uczuć m oich.
ciebie
Z m ien iłam
i w tej zm ianie trw ać chciałam ,
a
się dla
tu tym ­
czasem ...
S ta ry E d elb erg w yszedł.
z synem
Z o s ta ła tylko m atka
w tym ogromnym salonie,
czyn ają c od
starych gobelinów ,
w którym , z a ­
w iszących na ścia­
nach, a kończąc n a etażerce do nut, w szystko było
utrzym ane w stylu
i we w łaściw ym
tonie.
Sław o-
b orska m iała szczególną zdolność naśladow an ia tego,
co stanowi zew n ętrzn ą
sw aja ła sobie
pozór,
ko n a ją ceg o pod
stron ę
układ,
arystokracyi.
m anierę
o lbrzym ią m itrą
ko ch ała, z którym się
zży ła
cowania - ale darem ne
b yły jej
te g o
P rzy­
św iata
próżności, k tó ry
p rzez d łu g ie la ta ob­
w ysiłki,
by
p rzy ­
swoić sobie je g o duszę, jego zb u tw iałą tre ść. Z d r a ­
d zała się tern m ianow icie, o co je j przew ażnie ch o­
dziło, zb ytnią uw agą na siebie; czuć było w jej po­
stępow aniu z osobam i
z tow arzystw a
ową nienatu-
ralność, p o ch o d zą cą ze stosow ania
cią g łe g o p o c z y ­
nionych
życia.
obserw acyj
do
w łasnego
M ówiono
też o niej w salonach, źe b y ła je d n ą , jed y n ą isto tą ,
k tó ra ro lę hrabin y
w stylu X V I I I w ieku najlepiej
g ra ćb y m ogła, gdyby... T u zło śliw i dodaw ali, g d yby
nie łu d zą ce podobieństw o
do przeciętnej ładnej ż y ­
dówki z przedm ieścia
Istotn ie,
h rabin a Sław o b o rska
w ystęp u swego w świecie g ra ła
p rzyw ykła do tego i było jej
od
pierw szego
rolę w ielkiej dam y,
z tern naw et dobrze.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Z tą d
tez
udaw ania
każd e
w ytracen ie
staw ało się
chw iania się duszy,
do p orachu nku
z sobą
robienia w duszy
m iała p rzed
tego
ustaw icznego
dla niej m ęką.
te
j a k p rzyk re sny. W
z
zryw ania
się
sam ą b y ły
101
A le
do
te
za­
refleksyj,
rzadkie, m ijały,
tej atoli chwili m iała do p rze ­
ca łą seryę zapom nianych w rażeń,
sobą życie samo, zaw racające
w swej n a g iej rzeczyw istości.
I
nie
ku niej
u m iała
sobie
z tern rad zić, cie rp ia ła te ż bardzo i praw dziw ie.
Syn
ca ło w a ł
ją
po
rękach ,
a
ona p łak a ła,
niemocna, złam ana.
— M am o, m am o!...— p o w ta rza ł.
—
W ię c to je s t praw da, źe ty zam ierzasz że­
nić się z tą...
— P om yśl mamo, co mam rob ić? W ie sz p rze ­
cież,
źe p racow ać
nie
umiem
i nie
wiesz, żem się w ychow ał na pana,
w idzę, źe to
będę
umiał;
a tu tym czasem
m oje w ieikopaństw o łam ie
m ych m łodych.
— I ty w ejdziesz w tę rodzinę,
się
za la t
k tó ra
ci ży ­
cie za tru je swem parw eniuszowstwem ?
—
N o,
a co mam robić,
m oje studya uniw ersyteckie,
mi się przyd ać
co?
P ow iedz!
to blaga,
Te
k tó ra może
do im ponowania ludziom
w salono­
w ych gaw ędach, i na tern koniec. J a nie mam w so ­
bie, nie czuję w sobie tego czegoś,
coby mnie w y­
niosło ponad przeciętn ość i p a rło ku ja k ie jś św iet­
n ej ka ryerze.
—
C h cesz, żebym zginął?
C hcesz?!
A c h , to okropne!— w yrw ało się z za ciśn ię ­
ty c h ust Sław oborskiej.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
102
— N ie ta k okropne, ja k się mamie w ydaje —
szepn ął A r tu r .
—
Śm iech ludzki...
—
Z a zd ro ść, nie śm iech— odparł z przeko n a­
niem m łody czło w iek.— W ie rz mi, mamo!
Z r e s z tą ,
czy ty o tein nie wiesz, gdyhy K o n iecp o lsk i ch ciał,
m iałby na zaw ołanie
Cały tuzin
lep szy ch
odem nie. J a ci powiem , mamo,
za szczęśliw ego.
źe
hrabiów
mnie u w a ża ją
-— Ł a d n e szczęście — w trą c iła iron icznie m at­
ka, o cierając łz y z oczu.
—
N o , a co, nie ładne?
czyn a je s t
napraw dę
piękn a,
o co zre sztą najm niejsza:
N a p rzó d
dobrze
ta d ziew ­
wychow ana,
w ychow ania je j dopełn ię
sam; ko ch a się we m nie— a po za tern K o n ie cp o l­
ski podeprze nasze O p ory.
— K ób,
tylk o
ja k
powiadam ,
chcesz,
rób, ja k
że złow rogi
A c h , gdybyś ty w ied ział,
co
los
się
ch cesz, j a ci
za d rw ił
zem ną
z nas...
d zieje na
sam ą m yśl, źe będę m usiała w ejść znowu w tę sfe­
rę lud zi, z któ rej w yp łyn ęli na szerszy świat E d elbergow ie?
—
J a się ożenię z panną K o n ie cp o lsk ą , a nie
z c a łą je j rod zin ą.
—
M arzenie, ho nie
ty
się tylko
ożenisz,
to
my w szyscy się żenim y, to rod zin y się żenią. I w d o­
d atku,
co o tym K o n iecp o lskim m ówią,
co
M yśla łe ś ty o tern?
A r tu r zb la d ł nagle i o d rze k ł poryw czo:
piszą?
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
O kim nie m ówią?
co m ówią?
Jak
z niego
A
103
o naszym w u jaszku
się śm ieją?
P rz e c ie ż
te
konku ry jego w domu L a c k ic h s ą 'c ią g ły m tem atem
rozm ów tej niby naszej sfery...
-— T o inna
rzecz,
zupełnie inna — p rzerw a ła
m a tk a .— L eon je s t głupiec...
—
A
skan dal,
w
ja
nim nie jestem ?
k tó ry w ydaje
rzeczyw isto ści.
opinii, to j ą
K o n iecp o lsk i
mu się w iększym ,
J e ż e li
uspokoją;
chodzi
jestem
niż
ma
je s t
o
u spokojenie
pewny,
źe dziadzio
da sobie rad ę z owym fantem .
H ra b in a m ilczała,
ra c y ę .
—
w duszy p rzyzn ają c synowi
P o w ie d ziałam ci ju ż w szystko,
co
mi le ­
żało na sercu; tłom acz się, ja k chcesz, j a nie p rze­
stanę u w ażać kroku , ja k i czynisz,
gorsze
od w szelkiego
innego
w racasz życie rod zin y naszej
za
n ieszczęście,
nieszczęścia.
Ty za­
na opu szczony,
b ru ­
dny gościn iec ohydy żydow skiej.
W s ta ła , p o p ra w iła
sobie włosy i, przystąp iw ­
szy do A r tu r a , dodała:
—
J a o w szystkiem tern,
co
się stanie, w ie­
d zieć nie chcę; za w iele mnie to ko sztu je.
ta j, że się opieram
ustępują.
N ie
i tylko
u sły szy sz
zn aglon a
nigdy
przez
P a m ię ­
ciebie,
p rzyzw olen ia,
wy-
sz łeg o z u st m oich, będę ży ła swojem w łasnem ż y ­
ciem , t. j. tak, ja k od la t przyw ykłam .
nie ch cę inaczej żyć: przyzw yczajenie
tu rą m oją.
N ie m ogę,
stało się na­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
104
—
M oja mamo, m oja mamo — szeptem
p rze­
k ła d a ł A r t u r — ja ci i zato d zięku ję; przystosu ję się
do tw o je j bierności, chociaż,
w ierz
mi, ja b y m ta k
p o trze b o w a ł u łatw ien ia z tw ej strony.
—
U ła tw ien ia ?
J a p rzecież
iść do nich, do tych lu d zi...
nie m yślę nawet
N a pew ien czas usu­
nę ci się z terenu, będ ziesz... b ęd ziecie w olniejsi...
A r tu r się zm ieszał, za czą ł przestępow ać z n o ­
gi na nogę, w reszcie o b ją ł m atkę za szyję
i rzek ł:
— M am o, czyżbyś ty m ogła u czyn ić mi p rzy ­
krość?
M atk a rzu ciła na niego p y ta ją c e spojrzenie.
—
kiego?
J a k ż e to ta k chcesz, się usunąć od w szyst­
C zyż nie dom yślasz się, mamo,
ile
mi z a ­
leży na tein, żeby choć pozór b y ł zachowany?
—
J a sobie w yjad ę
za b io rę J u lę z sobą,
a
za
ty
granicę,
tu
niby
zostaniesz
chora,
z ojcem
i dziadkiem , oni potrafią d o stro ić-się do tonu, ja k i
tam będzie panow ał.
—
A le kiedy
K o n iecp o lskim
o ciebie!— za w o ła ł A r t u r .— T y ś
d ostęp na...
O ni ch cą m ieć
d la
chodzi
głów nie
nich tak a n ie ­
tę satysfakcyę,
iż
cię
u siebie zo b a czą.
— N igd y!
— Z a te m ja
w ątpię,
czy
m oje
konkury na
co ko lw iek się przyd ad zą.
—
P rz e c ie ż nie ze m ną ślub b ęd ą brali; panna
w ychodzi za ciebie.
—
Z ro zu m to, mamo, o co ja cię proszę: two-
ia nieobecn ość b ęd zie d la tych lu d zi im pertynencyą!
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
A,
z
ja k ą
ro zk o szą
jabym
im
afron t— za w o łała S ła w o b o rsk a, i oczy je j
105
zro b iła
złow rogo
za b ły sły.
—
T o potem , potem , po ślubie...
Z ro b isz, co
ci się będzie podobało, a wiem, że dla mnie p o tra ­
fisz się m iarkow ać, bo mnie kochasz, za bardzo k o ­
chasz,
byś się nie zm ogła,
le cz
przed
ślubem j a
p roszę o pozory, o zimne, n ikłe p o zo ry.
—
W ię c żąd asz ofiary?
—
T ak, niech będ zie tak, ja k m ówisz, proszę,
b ła g a m !..—
D o b rze , będę u nich.
— - M am o, dziękuję!
N ig d y
ci tego nie zapo­
mnę, co d la m nie uczynisz...
I c h c ia ł m atkę pocałow ać
co fn ę ła się i nic nie m ów iąc,
w
ręk ę,
blada,
lecz ona
chm urna w y ­
szła z salonu, za m yk ają c drzw i za sobą.
A r tu r o d etch n ą ł, podn iósł ręce do góry, z ie ­
w n ął p a rę razy, i z u st mu w ybiegł szept:
—
S k o ń czy ł się p ierw szy a k t komedyi!
I p o to czy ł wzrokiem
dę
sta ry ch
i
napraw dę
tryu m fatora
po napraw ­
o rygin aln ych
gobelinach,
którem i były zawieszone ścian y salonu.
C zyn iło mu się lżej na duszy, m iał przed so­
bą d rogę sw obodną, przeszko d y usunięte,
d alszych operacyj wyrów nany.
ny d aleko d ram atyczn iejszej,
te re n do
Spod ziew ał się sc e ­
aniżeli
dopiero co o d eg ra ł w ykom binow aną
ta,
w
której
zaw czasu rolę.
Z ie w n ą ł nie ze znudzenia lub z p o trzeb y zie­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
106
w nięcia, le c z poprostu, żeby n arzu cić sobie na tw arz
w yraz obojętny.
A
czu ł ja k b y płom ienie, ślizgające
mu się po w yp u kłościach policzków pełnych.
S ta n ą ł p rzed lustrem i zau w ażył, źe b y ł cz e r­
wony, ja k rak.
W ię c w yciągn ął
szeni i p r z e ta rł sobie czoło.
—
ch u steczkę
z k ie ­
B y ł zdenerw ow any.
W e jd z ie sz znów w ten świat żydow ski, z a ­
wrócisz znów do tej cuchnącej sfery,
z któ rej
szedł twój d ziadek,
w ielki
twój p rad ziad ek,
w y­
E d e l-
berg! — dźw ięczało mu w uszach, i d ośw iadczał nieo­
k re ślo n y ch podm uchów w styd u .
S k rz y w ił się.
P ró b o w a ł w sobie ten głos w e­
w nętrzny p rzy g łu szyć n ieszczerą trzeźw ością:
— 5 Sen tym en talizm głu p i... próżność id yo tyczna...
Oo j a
sobie
mam
tem
głow ę za p rzątać? —
m yślał.
Czerw one plam y zaczyn ały mu schodzić z tw a­
rzy, ro zsia d ła się na niej za cięto ść, d rg a ją ca w k ą ­
tach nieco p rzygru b ych ust.
N a ra z drzwi
w su n ęła się,
się cicho o tw o rzy ły.
ja k cień,
J u la .
u stach i p o su w ała się ku bratu.
p rzed nim, za łam ała ręce
—
A r tu r —
P a le c
D o salonu
p o ło ży ła
na
K ie d y ju ż stan ęła
i zro b iła m inę tragiczn ą:
r ze k ła szeptem —
A r tu r , coś ty
zro bił?
—
A
—
J a w szystko słyszałam
co?
z oranżeryi;
wiem,
o czem m ów iłeś do mamy.
—
C o tobie do tego, co tob ie do tego? — za ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
107
p e rzy ł się b ra t. — T y le razy ci p o w tarzałem , żebyś
nie podsłu chiw ała, a ty nieznośna...
—
T a k , pow tarzałeś, p ow tarzałeś— o d cię ła się
dziew czyna— a kto mnie się p y ta ł tyle razy, o ezem
m am a z papą m ów iła, co w u jaszek O p elsk i bajał?..
—
Z r e s z tą ,
To
co
było
tobie
w ów czas...
do
niegdyś,
tego ;
ale
teraz?
nie w trącaj sw ojego
nosa...
—
J a nie chcę,
żebyś
się
ty
z tą żyd ów ką
żenił, rozum iesz, j a nie chcę!— zasyczała
J u la ,
po ­
c h y la ją c się nad bratem i szarpiąc go za rękę.
A r tu r ze rw ał się na
oburzony:
— A to co znowu?!
rów ne
Do
nogi i krzy k n ą ł
k sią że k
sobie
idź!
N aw et dzieci za czyn a ją się m ną opiekow ać.
—
M ój d rogi, ja nie dziecko, ja nie ta k a g łu ­
pia, ja k m yślisz, mam ca łe piętnaście lat, rozum iesz,
A
głupia?
H o, ho, ho... m ądrzejsza jestem od ciebie.
szesn asty ro k mam...
P a n n ą je s t e m ..
J a tam
za żadnego C ed erb a u m a
nie w yjd ę,
wiem co obiecyw ał. T o wstyd!
— P ro sz ę cię, przestań !
—
choćby mi nie
podn iósł
głos
A r tu r .
—
N ie przestan ę.
—
J a aw antury z dziećm i nie ch cę — a to co?
J a k ty śmiesz?
—
Glbur!
—
Sroka!
—
N ie c h będ zie n aw et papu ga, je ż e li
podoba— i pogardliw ie sp o jrza ła na b ra ta .
ci się
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
108
P o czem w skazu jąc na drzw i, rzek ła :
—
T y mamę wpędzisz do grobu .
j a k ona p łacze, ja k p łacze...
działam
coś
w takim
p rz e k ła d a ł,
mnie pow ied ziała:
stanie;
papę
dziadziow i
„T yś
mi
Id ź, zobacz,
N ig d y mamy nie w i­
odpędziła,
d ała
je d n a
gdy je j
odpraw ę,
tylko
została;
ty mi
w ystarczysz za w szy stk ich ” .
-—
K o m e d y e ...
—
D la ciebie niem a nic św iętego.
—
A
dla ciebie i dla m am y nic m ądrego.
D ziew czyn a , zam iast złośliw ej odpowiedzi, o b ­
ję ła brata za szyję, m ów iąc ze wzruszeniem :
—
M ój
Tu run iu,
mój
n ajd ro ższy ,
ja ciebie
ta k bardzo proszę: nie żeń się z tą żydówką!
to dla m nie, zo baczysz,
ja k
mamę
Z ró b
tern ucieszysz^
tyś p rzecież nie je s t tak zły , ja k inni m yślą — zrób
to d la nas.
A r t u r d elikatnie odsu nął siostrę, k tó ra stanęłę obok niego z bijącem sercem , i rzek ł ponuro:
— To, co robię, robię
d la
was!
R ozum iesz?
R a tu ją c sieb ie, ratu ję was...
I w ybiegł z salonu.
J u la zro b iła trag iczn ą
m inkę.
U sta
za czę ły
je j d rgać nerw ow o, p o to czy ła się ku kanapce, sto ­
ją c e j w rogu, tuż obok złoconej konsoli, i rzu ciw szy
się na nią, z a c z ę ła cicho szloch ać.
T ym czasem hrabin a ju ż o ch ło n ęła z bolesnego
w rażen ia, ja k ie na niej u czy n iła rozm owa
S ied zia ła w swoim b u d uarze
i sta ra ła
się
z synem.
m yślom
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
swym nadać inny kieru n ek, w yrw ać je
z
b łęd n ego
ko ła, w którem k rą ż y ły .
~W tym
do czytan ia najnow szego,
bardzo ciekaw ego rom an­
su.
N a tw a rzy jej rozsiadło
się
celu
109
to
za b ra ła się
p rzygn ębien ie
ogólne, co pow staje w człow ieku wówczas, kied y się
w nim c a ły zasób en ergii życiow ej w yczerpuje:
O koło godziny 4 -tej słu żą cy oznajm ił p rzy b y ­
cie O p elskiego.
H ra b in a rzu c iła k siążk ę
na
m ałe
biureczko inkrustow ane i m achinalnie d otkn ęła w ło ­
sów, k tó ry ch obfity i piękn y pu kiel o barw ie ru d a ­
wej
s te r c z a ł
głow ie.
sp ięty
D b a ła
szpilkam i
szyldkretow em i
szczególnie o sw oje
w łosy,
na
p rze d ­
miot za zd ro ści innych pań z tow arzystw a.
K ie d y O p elsk i z kapeluszem w ręku w ch o d ził
do bu d uaru, siedziała ju ż
m iejscu, siląc się
biło.
—
na
po dawnem u
na swojem
spokój, choć serce jej mocno
J a k się m asz, K lem en tyn o ? — sp yta ł p r z y ­
były, ca łu ją c j ą w rękę.
O pelski b y ł dalekim kuzynem Sław oborskiego,
więc
z tego tytu łu
n ietylko
w ścisłem
n azyw ał je g o
kó łku
żonę
po imieniu
fam ilijnem , lecz
i
przy
obcych . U ła tw ia ło im to w zajem ny stosu nek i c z y ­
niło go bardziej naturalnym ,
aniżeli
b y ł w rze cz y ­
w istości...
—
S ły sz a łe ś tam co now ego na m ieście?
— M a się rozum ieć, i niejedno — swobodnie
w yrzu cił z siebie O p elski, p rzysia d a jąc
zynki.
się
do k u ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
110
— A
co takiego?
— M łod y L a c k i d o b ija targu , a ra czej starzy
za niego d obijają.
P o w sta ły ztą d
pew ne
n iep oro ­
zum ienia, k tóre je d n a k nie w ydają mi się ta k w ie l­
kie, iżb y ich niep od obna było p rzezw yciężyć.
cy
ch cą
gotów ki,
koniecznie
gotów ki —
L ac­
ą tu
na
nic...
—
N o i?
— Będą
czasu tylko,
się
m usieli
do
czasu
obyć, ale do
gdyż ta d ziczka podolska ta k je s t z a ­
ko ch an a w swym
narzeczonym ,
iż
m niejszej
w ątpliw ości, źe po ślubie
w szystko.
A le cóż to m ojej pani?
nie
u le ga
zgo d zi
się
n a j­
na
W id zę, że sm u­
tn a -m ó w ił dalej O p elsk i, b io rą c h rabinę za ręk ę .
—
L eo n w y je c h a ł za gran icę...
—
C óż z te g o ? — m ru kn ął O p elsk i.— W y je c h a ł
i w róci.
—
W ró c i, w róci...
w oborska, i w oczach je j
-
p o w tórzyła ponuro S ła błysn ęła złość. —
P o co
wróci?
— M oja droga, po co ?— b ą k n ą ł kuzyn, p r z e ­
c ią g a ją c się na fo telu .— C óż on tam za gran icą b ę ­
dzie robił?
k ró tk o ...
W y je ż d ż a się albo
G d y b y L eon długów
na d obre, albo na
nie sp ła cił, 110, r o ­
zumiem jego ucieczkę, ale on sp łaca...
nip o ten ta w ch o d zi w u kład y; ot,
P rz e z
p le ­
p rzed chw ilą m ó­
w ił mi Z a d u ro w icz, 'że o sumę swoją, a raczej o p o ­
rę cze n ie swoje je s t spokojny.
— 'A c h , gdybyś ty w iedział?!
—
Co?
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
go
111
J a k im się kosztem dokonyw a ta sp ła ta j e ­
długów , ale ty nic nie wiesz;
to
się
tak nagle
stało, źe ja sama ledw ie sobie zdaję sprawę; .
—
No? —
sp y ta ł O pelski,
p o ch y la ją c się ku
hrabin ie.
A ona sp.uściła
nagle
w zrok
ku
ziem i, niby
w stydem niespodzianym p rzejęta , i rzekła:
— W ie s z , co mi A r tu r dziś pow iedział?
— Z e dosyć ma nauki.
— E t , o tern byłam przekonana.
—
W ięc?
—
Ze
się
ja k b y
ośw iad czył
o tę
R ó żę ży- -
dow ską K o n iecp o lskich .
— J a k , o kogo?
—
O K o n iecp o lsk ą .
—
O có rk ę p reze sa K r e d y tu K rajo w eg o ? ,
— T a k ... - ję k n ę ła hrabina.
S p o jrz e li po sobie.
S ła w o b o rsk a b y ła palana
rum ieńcem , a na k szta łtn y ch u sta ch O pelskiego zaig r a ł uśm iech wesoły.
—
I cóż ty na to?
O p elski
gnąw szy
ku
C o ty na to, R ogierze?
m ilcza ł przez chw ilę,
sobie
hrabinę,
poczem p o cią ­
p o ca ło w a ł j ą w szyję
i b ą k n ą ł:
— J a , m oja n ajdroższa, m yślę so b ie ,
że
ten
T u r, to w cale nieźle kom b in u je.
—
Co?
—- Z e
łem ...
je s t
więcej
sprytny,
niż p rzy p u sz cza ­
J a k się to m ożna pom ylić w sw ych są d ach ?
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
112
M nie się zaw sze zd aw ało , ze w nim g ó ru je
w szystko próżność, a tym czasem ...
H ra b in a zb la d ła nieco, m achinalnie
się od kuzyna, w p a tru ją c się w swój
ponad
o d su n ęła
p o rtre t z lat
m łod ych, w iszą cy na przeciw ległej ścianie pom iędzy
p ó łk ą m ahoniow ą, na której sta ły kosztowne fig u r­
ki z p o rcelan y saskiej,
a
ciężką p o rty e rą
aksam i­
tną, i r z e k ła stłum ionym głosem :
—
W ie s z , pow tórzę
za
tobą: j a k
to
m ożna
się pom ylić w sądach swoich... J a od la t tylu znam
każd e
niem al
drgnienie twej duszy, a tym czasem ze słów
ciebie,
w ydaw ało
mi
się,
że
znam
tw oich
czu ję, ja k się srodze m yliłam . Z e o jcie c , że E d ­
w ard ap ro b u ją k ro k A r tu r a , rozum iem , oni m ają
sw oje obliczen ia, na których lep biedny ch ło p ak się
zła p a ł, ale ty?...
y ski?!
T y , R o g e r O pelski, h rab ia O pel-
C ó ż ty m asz z nimi w spólnego?
I za śm ia ła się nerwowo. O p elsk i się skrzyw ił
niep rzyjem nie
i w sta ł z fo telu
się na biu rku, sk rzyżo w ał ręce
P o tem , w sparłszy
na piersiach .
W y­
g lą d a ł w spaniale w tej pozycyi: m ęzka
tw arz je g o ,
staran nie wygolona, szerokie ram iona,
a zw łaszcza
ogólna lin ia ruchu w ykw in tn ego, czyn iły
bnym
w tej
w którym
się
chw ili
do
praw dziw ego
p o łą c z y ł rozum
go
podo­
m ęża
stanu,
w ielk ich
przodków
razem z ich d ystyn kcyą rasow ą.
—
Co m nie z tym i panam i łączy?
C o ?— R o ­
zum!
T o lud zie sprytni; w iedzą, czego
ba, i
u m ieją w chodzić w kom prom isy z kon ieczn o­
ścią.
im p o trze­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
"W kom prom isy?
—
T a k ...
O p elski
coraz
w ięcej
staw ał
się
113
poważnym ,
a w hrabinie odbyw ała się w alka n ajsp rzeczn iejszy ch
u czu ć
M ia ła ta k ie wrażenie,, ja k b y
się
w ątek jej
m yśli rw a ł co moment.
—
T e g o się po tobie nie spodziew ałam — w y­
d a rło je j się z u st zaciśniętych.
—
W ię ty są d ziłaś, że ja A r tu r a p o tęp ię, źe
j a plany prezesa i E d w a rd a wyszydzę?
—
P o m y liła m się...
—
P o m y liła ś się, ale nie na mnie; ja jestem ,
p rzy ca łe j mojej figurze po tężn ej,
człow iekiem s ła ­
bym ... słabym , lecz logicznym . W e mnie istnieje od­
czucie
porządku
przejaw ów
życia;
faktów ,
we mnie
układu
czyn n ą
a nie obcą w ładza w nioskow ania.
niew zruszonego
je s t
refleksya,
T y pom yliłaś się
na sobie...
—
C o to znaczy? — w trą c iła gorączkow o h ra ­
—
Z n aczy
bina.
tyle, że ty się
za przyw id zen iem —
i tę sw oją
w cielić w rzeczyw istość —
u ganiasz za m arą,
m arę
sta ra sz
się
pozór chcesz przyodziać
w cia ło , chcesz go u czyn ić określonym k s zta łte m —
a to na nic...
—
Z a n a d to trzeźw o rozpraw iasz, mój d ro gi—
ję k n ę ła S ław o b o rsk a — T y zapom inasz o w ielu, w ie­
lu okolicznościach ..
Biblioteka — T. 306
8
I
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
114
O p elski zatop ił w niej swe piwne oczy
i
ru ­
szył ramionami.
—
T y nie chcesz p o ją ć m oich słów, bo te są
ogólnym
podkładem
stosunków
rzeczyw istych , ż ą ­
dasz w idocznie, abym zsze d ł z wyżyn a b strak cyi na
g ru n t realny, czy tak?
H ra b in a m ilcz a ła
—
W ie s z ,
źe
są
kw estye, k tó ry ch lepiej nie
poru szać; niech każd y z nas analizuje je sobie zosobna ..
O ceń tę m oją d elikatność!
T o m ówiąc zb liż y ł się do zm artw iałej kuzynki
i m usnął j ą
b yła
r ę k ą po w łosach.
ponurą, ja k cza rn a noc;
Ona
ani
drgnęła;
aż
do
g ry zła
krwi
u sta i w a lczyła z sobą. N ie m ogła ato li w ytrzym ać
naporu uczuć gw ałtow nych.
I p o rw ała się z m iej­
sca, tw arz rozognioną p rzy su n ęła do zim nego o b li­
cza kuzyna, m ów iąc z goryczą:
—
Ty
d ajesz
mi
do
zrozum ienia,
p rzed tem u n ikał; jam dla ciebie żydów ką,
czegoś
a A r tu r
mój, ja k o ze mnie p och odzący, nie je s t częścią t e ­
go św iata, tej sfery, częścią w ew nętrzn ą, do któ rej
powinien należeć: bo ta k ż e je s t hrabią,
ta k ż e nosi
nazw isko sław ne...
O p elski
co fn ął
się
nieco w ty ł;
te oczy je j,
zw ykle czaru ją ce swym p o łyskiem wilgotnym , p aliły
się teraz złow rogo— p ło n ą ł w nich tragizm , w yd zie­
r a ją cy się z isto ty całej.
I za d rżał... N ie p o d o b a ­
ła mu się ta scena, bo b u d ziła w nim pewjie u św ia­
domienia, k tó ry ch się lę k a ł i k tóre odsuwał od sie­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
b ie...
C h cia ł więc rozm ow ie nad ać
115
za w szelką ce­
nę inny bieg, roześm iał się więc n ieszczerze i rzekł:
—
K lem en ty n o , d ajźe spokój, co tobie?
Ro­
bisz n iep otrzebn ie d ra m at, k tó ry je s t ani zabaw n y,
ani zajm ujący.
N o, bądź ro zsą d n ą — d od ał, prób u ­
j ą c pocałow ać j ą w szyję.
A le hrabina o dsu n ęła się od niego
i
po dn o ­
sząc rękę, zaw ołała:
—
J a d la ciebie tylk o żydów ką jestem !
— P ię k n ą
gdzie się
d la
piękność
m nie
je s te ś ,
zaczyn a,
tam
Zostaw m y św iat w spokoju;
tej kolei,
na
k tó rą
ja k
m arzenie;
rasow ość
niech
niknie.
011 się to czy po
go los popchnie.
M y nic nie
zm ienim y...
—
A le
m nie
o syna
chodzi,
o syna,
ro z u ­
m iesz!... — w ybuchnęła S ła w o b o rsk a i nerwowo ści­
sn ęła mu ręk ę.
— P ow ied z: zgodziłaś się na to, że b y się A r ­
tu r R ó ży K o n iecp o lsk iej ośw iadczył?
— C z y kto dba o m oją zgodę?
—
Z a te m p rzyzw oliłaś?
—
M usiałam ...
—
W ię c
ju ż
po
w szystkiem ,
niem a
o c::°m
rozpraw iać.
—
J a ch cia ła m od ciebie p o ciech y
na
moje
zm artw ienie, a ty mnie poisz goryczą.
—
K lem entyno!
Z w aryo w ała ś, czy c o ? - - z a ­
w ołał p ó ł seryo, p ó ł żartem O p elski. — D la
ży c ie swe w znacznej części pośw ięciłem ...
ciebie
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
116
—
A ja ?
C zy nic nie pośw ięciłam ? — o d rze ­
k ła spiesznie S ław oborska.
P ię k n y h rab ia w yd obył
chuskę
z
i p r z e ta rł sobie oczy, poczem j ą ł mówić
kieszeni
niezw ykle
wolno:
—
W y rz u ty ?
I po co?...
m y je w spokoju raz
O t, lepiej
na zaw sze.
zo sta w ­
A r t u r się ożeni,
bo w przeciw nym razie zro b iłb y głupstw o; je s t dość
rozsądn y, żeb y w życiu ze swym p rzyszłym teściem
unikać rozm yślnych dysonansów, k tóreb y mu na dobre
nie w yszły.
sferą.
S fera n asza będ zie
N ie k tó rz y się pośm ieją,
losu — i na tern koniec.
po
dawnemu je g o
inni
p o za zd ro szczą
W id z isz, to w szystko ko-
m edya, a nie żaden dram at.
—
J a k iś ty za d ziw iająco m ądry, jak iś ty m ą ­
d ry— m ru kn ęła S ła w o b o rsk a z przekąsem .
— I ty ta k samo m yślisz z pew nością —
c ią ł się O p elski.
I
p rzy sta n ą ł.
Z a le g ło
chwilowe
H ra b in a p rze rzu c a ła k sią żk ę, a O pelski
od ­
m ilczenie.
p a lił
spo­
kojnie papierosa, lu b u ją c się dymem wonnym
n a r­
kotyku .
P o czem u siad ł obok niej i w ziąw szy ją za
rękę, za czą ł znów:
—
G n iew asz się na mnie?
—
E t , nie w znaw iajm y rozmowy.
— U w ażasz, mnie chodzi o to,
żebyś
ty
się
nie gniew ała, m oja d ro ga, m oja n a jd ro ższa ... J a ci
mam coś do nadm ienienia.
H ra b in a słu ch ała.
—
W ie s z ,
że
ch o ciaż dobrze
w yglądam , ale
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
nie je stem zdrów ; ja muszę
iść
11?
za porad ą lekarzy
i w y jech a ć ztąd na czas d łu ższy.
S ław o b o rska
zb la d ła
nagle
i
z bo leścią wy-
łk a ła :
—
I m ógłbyś?!
T y m ógłbyś w yjechać, nie wi­
d zieć mnie przez czas dłuższy?!
—
Z d row ie...
—
N ie graj kom edyi.
T o b ie w szystko jedno?
—
Z n a sz mnie...
—
D ziś cię pozn ałam innym,
a raczej cię nie
poznałam dzisiaj.
O p elski
\
nieszczerze
się uśm iechnął, b y ł
zły,
więc rzek ł z przekąsem :
—
C złow iek się zm ienia, sta je się co raz sta r­
szym, a nie m łodszym .
—
H a,
ha,
ha!...
kn ę ła S ła w o b o rsk a —
T ego m się d o cz e k a ła — sy­
w yrzucasz mi to, że się sta-
rze ję .
—
J a m ów ię o sobie— m ru kn ął piękny hrabia.
—
A le m yślisz o mnie.
O p elskiem u
ściągnęły się brw i gniewnie i od­
r z e k ł ostro:
—
C zego ty chcesz od m ych myśli?
—
W sz a k ź e ś
mnie
niegdyś
n azyw ał
panią
sw ych m yśli n a jg łęb szy ch — drw iła S ław oborska.
—
J a k się ty nie znasz na delikatności!
— N a obłu d zie, mój drogi — o d p a rła h rabin a,
i oczy jej za szły łzam i.
—
N ie
J a w zględem
doprow adzaj
ciebie
byłem
m nie
do
ostateczności!
zaw sze szczery,
alb ty
•
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
118
się na tej m ojej
szczero ści nie pozn ałaś... nie stać
mnie b yło na siłę...
—
By
się
odem nie
odczepić!
Tak,
w idzisz,
żem ju ź nie jes< ta piękn a z la t daw nych;
w idzisz
mnie znużoną, zm ęczoną, p o grążo n ą w u trap ien iach ,
z którem i rad y
sobie dać nie m ogę;
widzisz
mnie
nadew szystko mniej zajm u jącą, więc u ciekasz.
pi, tyś to w cześniej
m ógł
uczynić!
G łu ­
C z y nie zapó-
źno ju ź teraz, mój dobry panie?
I szyd ziła z niego, a płacz jej się zryw ał.
O pelski Ojł chm urny.
Ż a l mu było tej ko b ie­
ty, k tó rą ko ch a ł niegdyś c a łą potęgą duszy m łodej,
ca łą nam iętnością
zm ysłów
rozp ętan ych , a z k tó rą
obecnie łą c z y ła go jed yn ie nić p rzyzw ycza jen ia i w ę­
ze ł
sło d k ich
wspomnień.
I oto p rzy ga rn ą ł j ą
do
sieb ie rozp łakan ą.
S z e p ta ł jej do ucha:
—
C h cesz, bym pozostał?
powinienem,
w rócę...
czuję się
J a zostanę, ale nie
w yczerpan y,
w rócę
znow u...
W sz a k ż e wiesz, źe cię kocham , a kocham,
ja k dawniej.
—
T y je sz c ze ko ch asz?— m ów iła mu,
ca łu ją c
go ze w z ra sta ją cą gw ałto w n o ścią w o czy i w usta...
Z a w isła mu n a ram ieniu, nie m ając w ięcej si­
ły do w alki.
—
K o ch a m ...
—
T y ś napraw dę chory?
—
Z a p y ta j Ż u b ro w sk ieg o ?
—
C o mi tam Ż u b ro w sk i,
mi powiedz!
co
mi
d októ r, ty
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
A
on był
w
położeniu
czło w ieka,
b rzy d ził skłam ać, ale k tó ry m usiał,
skłam ać.
119
k tó ry
się
czuł, że m usiał
I rzek ł:
—
M u szę je ch a ć!
—
A wrócisz ta k i sam?
—
W ró c ę ...
—
A c h , B oże!
J a k a ja jestem
opuszczona...
J e d ź , je d ź — tylko koch aj, bardzo ko ch aj: tw oja mi*
ło ś ć je s t życiem m ojem .
P o tem ju ż rozm aw iali
coraz
ciszej.
H ra b in a
tu liła się do O p elskiego, ja k b y czu ła , źe są to jeg o
ostatnie szczere uściski, k tórych je j u dziela.
P o c ze m się rozstali, on z kłam stw em w duszy,
a ona ze św iadom ością niem al tej p u stki, k tó rej się
ju ż o d tąd do ko ń ca życia pozbyć nie m iała.
—
się
S k o ń czy ło się...
rozw iały... —
szeptem
M arzenia
m oje w szystkie
p o w tórzyła
za
odcho­
dzącym .
T ym czasem
h ra b ia
S ła w o b o rsk i,
zadow olony
z tego , źe c a ła „ ta kom edya” — h rabia w szystko, na
co p a tr z y ł i w czem b ra ł u dział, n azyw ał kom edyą—
sk o ń czyła się nie ta k znowu tra g ic zn ie,
b ieg ał po
m ieście
i za ła tw ia ł
p otrzebn ych i niep otrzebn ych .
w głow ie,
zw ykle,
ja k sąd ził,
mnóstwo
Tak
interesów
mu to uw ięzło
iż dziś właśnie m a do roboty więcej, niż
źe znów
zaw iesił swoje popułudniow e lek-
cye m uzyki i ję zy k a an gielskiego .
—
To
trudno,
cz ło w ie k
odpocznie
dopiero
ch yba w grobie— m yślał, w padając do K r e d y tu K r a ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
120
jow ego , ażeb y się dowiedzieć,
czy
tam je s t je szcze
K o n ie cp o lsk i.
P ow ied zian o
p rzed godziną.
u ro czyście
mu,
źe
niem a,
H ra b ia mocno
d yrektoro w i,
źe
w yszed ł ju ż
sapn ął,
b ą k n ą ł coś
rzu cił okiem z balkonu na
ogrom ną salę, w której
stało
przy k ra tk a ch k ilku ­
n astu Ż yd ów , i w yniósł się.
P otem
u śm iechn ięty w siad ł
do dorożki i k a ­
za ł się w ieźć do domu K o n iecp o lsk ich , ale nie w ch o ­
d ził do w nętrza,
zo sta w ił tylk o k a rtę sw oją i swej
żony.
P o trze b o w a ł ruchu, bo się czu ł w złotym h u ­
m orze:
z po za chmur
ciem nych
u k a za ło
mu
się
słońce nad ziei p ełn e.
S p o jrz a ł naw et p rze je ż d ż a ją c przez A le ję K ó ż
na niedokończony pałac swój w łasn y, a raczej sw o­
jej własnej żony p a ła c, k tó ry p rzyw ykł nazyw ać b u ­
dą
żyd ow ską— i oto
ten
budynek
w ydał
mu
się
niem al piękny.
W s t ą p ił
coś
bardzo
tak że
razie sform ułow ać.
rów nież
nie
do
teścia,
ważnego, a czego
by
nie
N a szczęście,
za sta ł,
gdyż
m iałby
mu pow iedzieć
b y ł w stanie na
starego ban kiera
zabaw ny
k ło p o t
w ybrnięcia z nawału poplątan ych i sk łęb io n ych zdań,
k tó re sobie w głow ie po rząd ko w ał.
N ie było w nich
rzeczow ej treści, to je s t tego, bez czego stary E d elb e rg nie lu b ił p rzystęp o w ać do rozm owy.
I ta k oto u w ijał się h rab ia S ła w o b o rsk i,
nosząc i rozw o żąc
r o z­
sw oją rad o ść po całem m ieście.
B y ło ju ż ko ło godziny szó stej, kied y n areszcie
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
121
u czu ł p o trzeb ę chwilowego odpoczyn ku.
W p a d ł do
cukierni n a K rako w skiem P rzed m ieściu ,
ch w ycił za
Figaro, leżące obok jakieg o ś starego jegom ościa, k tó ­
ry sobie tę w łaśn ie
g azetę
p rzyszyk ow ał
do d łu ż­
szych „stu d y ó w ,” rzu cił okiem na zadrukow aną p ła ch ­
tę p a p ieru ,
m ru kn ął coś pod nosem i k a za ł
sobie
podać ogrom ne pudło n ajlepszych czekoladek—
P ro szę o sam e czekoladki! — zaw o łał i ci­
sn ął Figaro na stolik,
przy
którym ,
kiw ając nogą,
siedział p rzysto jn y h uzar i p ił sobie spokojnie kaw ę.
P on iew aż rzu ca ją c g azetę, h rab ia tr ą c ił nieco
kijem huzara, w ięc ten że zrobił natychm iast g roźn ą
minę, i ju ż mu się m iał w ym knąć niep rzyjem n y afo­
ryzm z ust,
gdy
Sław o bo rski
poskoczył
ku niemu
i rze k ł słodko.
—
P ard o n , m onsieur, m ille fois pardon!...
H u z a r uśm iechnął się d obro tliw ie, nie tyle m o­
że
z
powodu
grzecznego
p rzep ro szen ia
E d w ard a, ile, ze w tej chw ili
d zą cą ja k ą ś p rzy sto jn ą
w łaśnie
h rabiego
u jr z a ł w cho­
m łod ą ko bietę— i dał pokój
swej w ojow niczości.
T ym czasem Sław o bo rski, zap łaciw szy przy k a ­
sie za czekoladki, w y b ie g ł z cukierni.
S z e d ł śpiesz-
nie, w ym ijając przechodniów , w stron ę S en ato rskiej,
g d zie m ieszkała panna Stefan ia P a ty cze k .
J a k o ż w p arę
pokoju.
Z d ją ł
minut ju ż b y ł u niej w p rzed ­
p alto i oddał je
słu żą cej,
poczem
z pudełkiem w ręku w padł do salonu.
P a n n a P a ty c z e k
nym
pluszem
krytej
sied zia ła na nizkiej,
kanapce
i,
czerw o­
trzym ając k a je t
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
122
w ręku, słu c h a ła z m iną skupioną poety M iło b ęd zkiego, który m ówił jej natcknionem i słowy o n ajw yż­
szym ideale sztuki.
—
M oże przeszkadzam ? — zaw ołał h rabia, sta­
ją c w progu, i rzu cił pogardliw e sp ojrzen ie na m ło ­
dego w ieszcza.
—
głosem
D o ty c h c za s
nie -— o d rze k ła
przyciszonym
panna P a ty c z e k i ściągn ęła groźnie brw i—
ale bądź pan łaskaw p rzyw itać się z nami grzecznie »
i słu ch ać spokojnie:
p oeta mówi n ad zw yczajn e rze­
czy, k tó re i panu przydać się mogą.
M iło b ęd zk i
w sta ł i z w ielk ą godnością
ją c Sław oborskiem u
p o d a­
r ę k ę , j ą ł zaw odzić w dalszym
ciągu:
—
U w a ża pani,
dujem y w tra g ed y i,
n ajw yższy w yraz sztuki zn a j­
g d zie
nam iętności podniesione
do ostatniej potęgi, naraz łam ią się i sta w ia ją ludzi
w położen iu
bez wyjścia.
R o la człow ieka,
ro la in­
dyw idualna się kończy, a za czyn a się działanie j a ­
k iejś siły pioru nu jącej, która...
—
>
M ój d rogi panie— w trą c ił S ław o b o rski, pod­
n osząc się z k rzesła — daj pan pokój tej sile, o k tó ­
rej nikt nic nie wie.
—
Cicho!
—
N ik t,
się tylko
oczyw iście
ślizg a ją
po
n ik t
nie wie z tych,
powierzchni
co
b y to w e j' treści,
ale p o eta wie i czu je— p oeta szuka i znajduje...
—
C zego nie zgubih— sykn ął Sław oborski.
M aleń k a
rą czk a
jego ły są głow ę.
panny
P a ty c z e k
sp ad ła na
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
123
—
W ię c pan śmiesz?
—
Śmiem p rzerw a ć te blagi.
—
P a n i e ! — ję k n ą ł obrażon y poeta i pop raw ił
sobie sp ad ającą mu aż na czoło sutą czuprynę.
A le h ra b ia na M iło b ęd zk ieg o nie zw ró cił na­
w et
uw agi,
posunął
się
ku swemu
zagniew anem u
ideałow i i w yszep tał:
—
M oja
droga
pani,
mam ci coś do
pow ie­
dzenia bez św iadków , a czasu mi brak.
—
N ieznośny pan je s t e ś — m ruknęła panna P a ­
ty c ze k i o d su n ęła się od niego.
M iło b ęd zk i
w y trzeszczył
na stojący w rogu
cza i pow oli
salonu
swoje w y b la k łe oczy
gipsow y b iu st M ickiew i­
za p a d a ł w ja k iś
stan
dzikiego
o słu ­
pienia.
P a n n a P a ty c z e k
przez
chwilę
sp ogląd ała na
niego tak , ja k sp ogląd a człow iek pobożny na obraz
św iętego, potem k la sn ęła w dłonie i zaw ołała:
—
Co pan widzi?
M iło b ęd zki
się o ck n ą ł i odrzekł z uśm iechem
szczęścia:
—
M iałem b a jeczn ą wizyę.
H ra b ia , którego obecność rozczochranego poe­
ty n ap raw dę irytow ać zaczyn ała, b ą k n ą ł półgłosem :
— I d y o ta L .
M iłobędzki,
cyi,
czy
też
czy nie d o słysza ł tej im pertynen-
u d a ł,
iż nie słyszał,
dość,
m inę zarzyn an ego ja g n ię cia i pow tórzył:
źe zro b ił
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
124
— M iałem bajeczn ą w iz ję ; oto w ydało mi się,
źe stoję ..
—
T o się panu
źle w yd ało— p rzerw a ł Sław o -
b o rsk i— j a panu powiem , coś pan w idział.
N a to panna S te fk a o b rzu ciła
gardliw em spojrzeniem i zaw ołała:
—
P a n ie,
o sym fonii,
pan je s te ś
no...
gbur!
co tu długo
hrabiego
po-
P a n o talencie,
rozpraw iać... o w iel­
kiej sztuce p o jęcia nie masz.
I w stała, a tupnąw szy
swą zg ra b n ą nóżką ze
zło ścią krnąbrnego dziew częcia, dodała:
— Pan
o, tern
je ste ś
po
zą
sztu k ą ,
pan je ste ś !— -i p o k aza ła
pan
jesteś...
hrabiem u
zw inięty
w trąbkę k o n iec swego ostrego języ k a .
S ław o borski ru szył ramionami i uśm iechnął się
d obrotliw ie, poczem znów zw ró cił się do poety:
—
niu,
czy
N o , pow iedz-że
tam
ja k ie jś
pan,
coś w swem osłu p ie­
ekstazie
zobaczył?
P ew n ie
u jrzałeś pan siebie, siebie we własnej osobie?
M iło b ę d zk i podparł się na ło k ciu swego
w y­
ta r te g o żakiecika i o d p arł z flegm ą:
—
Spotkaliśm y się tam razem .
—
G d zie?
—
W zaśw iatach.
—
A n iech że pana dyabli
wezm ą z za św ia ta ­
mi— co mnie to w szystko obchodzi?!
— C o pana obchodzi? — obu rzył się p o eta.—
Co pana obchodzi?...
-— F ilis tr a ,
O czy w iście tyle, ile obchodzi...
u tytu ło w a n ego
m ieszczucha W e *
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
125
zuwiusz, E tn a i inne k ra jo b ra z y tego w ielkiego m a­
la rza , o którym w szyscy na całym św iecie m ówią i o k tó ­
rym mi dziś opow iad ał p o e ta M iło b ęd zk i — dokoń­
czyła panna S te fk a .
H ra b ia
roześm ia ł się na całe
ciw szy pannę P a ty c z e k wpół,
d zią szyję.
— N ieocen ion a,
g a rd ło i chw y­
p o ca ło w a ł j ą w ła b ę ­
niezrównana, boska! — w ołał.
A M iło b ę d zk i nap rzó d poczerw ieniał, ja k rak ,
potem zb lad ł, ja k świeżo w ybielona ściana, i d op ie­
ro po dłuższej chwili m ilczenia ję k n ą ł:
—
P an i, pani..,
J a pani co innego m ówiłem .
— C o to co inn ego?— k rzy k n ę ła panna P a t y ­
czek, p rzy sk a k u ją c do M iłobędzkiego.
— J a pani
ale nie...
—
stem,
E t,
co
opowiadałem o dziełach B ó ck lin a ,
tam
pan plecie...
nasłu ch ałam się
wiem ,
czem
G łu ch a nie je- •
tylu b la g w swem życiu, źe
są w ykręty...
Z r e s z tą — dod ała, nie
rozu m iejąc, o
co chodzi — dla mnie, proszę pana,
je s t
jedn o, ja k
w szystko
się ten "Włoch nazyw a...
N a trz e p a łe ś pan tyle ty c h dziw acznych nazw isk, że
trudno mi je spam iętać.
D la mnie Ibsen , czy H a-
berb u sz lub M achlejd, w szystko jedno, rozumie pan?
A je że li
się panu nie podoba, to j a także gw iżdżę
na to!..
I zw inąw szy ję z y k w trąb kę, za cz ę ła gw izdać
nad sam ym uchem M iło b ę d zk ie g o , k tó ry na nią j e ­
dnocześnie z zachw ytem i z ironią p a trzył.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
126
—
R u sa łk a
w iekuista,
m ych m arzeń prom ień
senny, nie z d o ła ła się w myśl w czuć m oją...— d e k la ­
m ow ał poeta.
H ra b ia ,
k tó ry
się
ju ż
śm iać p rzestał, pod­
szed ł ku niem u i rzek ł:
—
P o e to , w ieszczu, ot, m asz p rzy k ła d , na ja ­
k ą g leb ę twe słow a podają!.. R a d zę ci p rzeto u su ­
n ąć
się
w absolutn e niebyty: tam cię zro zu m ieją,
tam cię odczu ją, tam m yśl
d ościgłych m arzeń tw ych
tw ą schw ycą w lot n ie­
gryfy —
opuść ten p ad ó ł
filisterski i dąź w górę: excelsior!
M iło b ęd zk i w idział, źe hrabia sobie kpi z n ie­
go najw yraźniej,
lecz
dów
chodziło
i przyczyn
ponieważ
mu
d la różnych pow o­
o u trzym anie z nim
stosunku, więc nie o d cią ł się zjadliwie, ja k to zw yk ł
b y ł z rów nym i sobie czynić, ale postanow iw szy do
ko ń ca utrzym ać się w tonie, podn iósł głow ę do góry
i w y rzek ł z godnością:
—
J a k o ż i hrabia u le g ł wpływom secesyjnym :
ziarno padło na dobry g ru n kt, w ięc niebaw em k ie ł­
kow ać zaczn ie, tylk o je trzeb a zostaw ić w spokoju.
—
O to ,
d obrześ pan p o w ied ział —
w yrzu cił
z siebie Sław o b o rski.
— Pan
P o co?
ju ż
M iło b ęd zk i
—
idzie? — p y ta ła
exb aletn ica —
T a k d oskon ale mnie pan baw ił...
Ja
sk rzyw ił się nieznacznie i odparł-'
uczę, nie bawię.
T era z id ę, lecz zn o ­
wu wrócę, gdyż nie chcę, by słow a m oja bezowocnie
przep ad ły.
P oczem
pożegnaw szy
się z h ra b ią i z pann ą
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
127
P a ty c z e k , na k tó rą ukradkiem r z u c ił czułe sp o jrze ­
nie — w yszed ł.
K ie d y się za nim drzw i zam knęły, h rabia p rzy­
stą p ił do swój b o gd an ki i zaw ołał:
—
znem,
T y le
razy
u d a jącym
cię
prosiłem , żebyś z tym bła-
poetę,
zerw ała,
żebyś
go tu nie
przyjm ow ała. T o m ałp a dekadencka, k tó ra ci w g ło ­
wie przew raca.
— A ja ci,
stary nied o łęgo , je sz cze raz po ­
w tarzam , żebyś mi d ał św ięty
pokój i nie n arzu cał
swej woli w moim w łasnym domu.
w ała,
kogo
mi
B ędę
p rzy jm o ­
się spodoba, a M iłobęd zkiego spe-
cyalnie, bo on je s t zabaw ny i na sztuce się zna.
— On mnie irytu je.
— B o ś ty filister.
— M oja droga, dosyć tego — m ru kn ął ostro
Sław o bo rski.
__ T y grozisz?
H ra b ia poham ow ał się, ścisn ął zęb y i sk ład a­
ją c ręce, ja k do m odlitw y, w yszeptał:
—
J a p roszę, ja proszę, bo kocham ...
— K o c h a j, ubóstw iaj, ale nie żąd aj, bym by­
ła tw o ją n iew olnicą, ja. nie znoszę niewoli, jestem
có rk ą w olnego pow ietrza, rozum iesz?
— R ozum iem ,
rozum iem — ja ci tylk o p rze­
kład am , a ty zaraz wpadasz we wściekłość.
ści,
—
W yd o b yw a m z siebie
w szystkie n am iętn o­
bo
tym
—
A c h , gdybyś ty p rzy zw yczajnym rep ertu a ­
sposobem w zbogacani swój rep ertu ar.
rze pozostała? -
za w o d ził hrabia.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
128
— D o b re sobie!— k rzy k n ę ła pann a P a ty c z e k ,—
D la ciebie m am się pozbyw ać p rzy szłe j sław y, czyś
zw aryow ał? .
kąd
M ój k o ch an y, w iedz-źe o *tem, źe od­
zd obyłam
sobie z takim trudem scenę dram a­
tu i kornedyi, stałam się inną.
—
W iem o tern i b o leję nad tern.
— Z am iast się cieszyć?
— Tak.
—
Z a m ia st się ze szczęścia mego radow ać?
—
T a k ...
—
C zyś ty oszalał?
— Z m iłości oszalałem , a z zadrości um ieram .
—
E , nie gadaj głu pstw ?
—
T y mnie zdradzasz...
—
J e szcz e nie, ale gdy mi będziesz d oku czał,
to j a k B ó g na niebie, uczynię to, uczynię z satysfakcyąH ra b ia osu n ął jej się do kolan i ję c z a ł:
— A n ie le mój, nie dręcz mnie!
P a n n a P a ty c z e k
u śm iechn ęła się dw uznacznie
i nie ch cąc przybran ego opiekuna swej cnoty dopro­
w ad zać do liryczn ych
kw ileń, k tóre j ą przejm ow ały
kiepsko ukryw anym w strętem , po ło żyła mu róźowiutk ą dłoń na
łysej głow ie i głosem słodkim w yśpie­
wała:
—
N ie c h
gaw ron
mnie
nie m ęczy, to będzie
m iędzy nami zgoda; ja go nie zdradzam , bo go ko...
ko. . kocham , ja k te cukierki, które mi przyniósł.
I zaczęła
się
śm iać, o tw ie ra ją c bom bonierkę.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
129
N a p a k o w a ła sobie czek o la d e k całe u sta i p o zw o liła
hrabiem u u kąsić k a w a łe czek m akaronika. S ła w o b o r­
ski b y ł szczęśliw y, p o d k ręcił sobie oba sterczące do
g ó ry
siwe w ąsiki i usadow iw szy
ukochanej,
w pijał
się
w
nią
się tuż p rzy swej
swem i
krogu lczem i
oczym a.
P an n a
P a ty c z e k
ch ru p ała cu k ierk i i opow ia­
d a ła mu, z ja k ą łatw o ścią u czy się roli z „ R u s a łk i”
M iło b ęd zk ieg o ,
brał
ani
k tó rą je j
T ren czyń ski.
jedn em
w dziesięciu
ła a k cya
N ie
słów kiem ,
na pierw szy w ystęp w y­
w spom niała jed n a k o tern
ze
ca ła
ro la
zaw iera
się
w ykrzykn ikach m onosylabow ych, a c a ­
sprow adza
się
do choreograficznych pro-
d ukcyj zw yk łej kaletn icy.
H ra b ia słu ch ał,
b a w ił
go
czy teź u daw ał zasłuchanego;
w łaściw ie jej szczebiot, napraw dę p rzy je ­
mny i w dzięczny, b a w iły go n a g łe w ybuchy radości,
a nad ew szystko jej pyszne blond w łosy o złotaw ym
odcieniu,
które
z
i ca ło w a ł.
— A ja k
o tern jestem
E u ro p y
lubością
niew ysłow ioną
g ła sk a ł
mi się debiut u d a — że zaś się uda,?
przekon an a— to zaprosim y znowu do
T ren czyń skiego
i
M iło b ęd zk ieg o ,
no i j e ­
szcze kogoś z krytyków , żeby ch w alił...
—
czy
M oja
będę
kochana,
m oja
m ógł — p r z e k ła d a ł
droga, ja nie wiem ,
hrabia,
k tó ry sobie
postanow ił p rzed ślubem A r tu r a zaw iesić swoje afi­
szow anie
się
po
resta u ra cyach i tea tra ch z panną
P a ty cze k .
Biblioteka — T.
'¿( 6.
^
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
130
— B ęd ziesz m ógł, bo j a ta k ch cę— słyszysz?! —
za w o ła ła rezo lu tn a exbaletn ica.
—
A c h , i ten M iłobęd zki...
—
I on tak że...
C o ci to szkodzi?
O n takie
cudowne k a w a ły na poczekaniu kom ponuje.
P o w ia ­
dam ci, to praw dziw y m istrz od w szelkich blag. J a bym tu u sch ła , gdyby on mnie nie baw ił; za to też
mu je stem w dzięczna... N o , i nie o braża się w c a ­
le, ale to wcale; m ożna z nim zrobić, co się p o d o ­
ba.
W ię c i M iło b ęd zk i będ zie — co, dobrze?...
Po
d ebiucie, w E u ro p ie — dobrze?
H ra b ia zm a rszczy ł się.
—
T y ś p rzecie ż nie g łu p ia — r z e k ł — ro zu ­
m iesz, co to są, w zględ y światowe.
— Aha,
św iatowe
w zględy!
— żach n ęła
się
panna P a ty c ze k , i nieb ieskie je j oczy b ły sn ę ły z ło ­
śliwie. —
z
tw ojej
J a ci
tyle
ra zy
powiedziałam ,
hrabsko - żydow skiej
że na n ią poprostu
że
sobie
arystokracyi
kpię,
p lu ję — i dlatego jestem m ąd ra.
— W ie m o tem , wiem ...
— W ię c czegóż mi temi bredniam i zaw racasz
g ło w ę, k tó ra je s t czem ś pow aźniejszem zajęta?
—
A bo w idzisz... —
T u hrabia się nam yślił,
a potem naraz rozpaczliw ie w yrzu cił z siebie: —M ój
A r t u r się żeni!
— A fe, w tym wieku?
—
M us.
— K ie d y się ma mleko pod nosem?
— D a j pokój!
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
— Z en i się...
ładny
131
ch łop ak... pew nie z ja k ą
b rzy d k ą jaśn ie panną? — m on ologow ała panna P a ­
tyczek,
k tó ra
m łodego
Sław o bo rskiego z w idzenia
zn ała, i k tó ry je j się podobał.
— Z en i się nie z jaśn ie panną, lecz z niebrzyd­
k ą zw y k łą panną.
—
J a k ż e się nazyw a?
— E t — m achnął r ę k ą hrabia.
—
K to ?
—
N azyw a
się K o n ie cp o lsk a i je s t n a jb o gat­
szą panną w W arszaw ie.
—
pisali
w
H a , ha, ha!..
C ó rk a tego żyda, o którym
g azetach , źe go w łasny urzędnik pobił? —
p y ta ła panna S tefk a.
H ra b ia poczerw ieniał nagle.
Z a tr z ą s ł nim j a ­
kiś w styd niepojęty: w styd ził się tej dziewczyny, w y ­
cią gn iętej z gminu, tej istoty, ocierającej się ciągle
o b ezw styd
i
żyjącej z bezw stydu...
ponuro, a panna P a ty c z e k ,
W ię c m ilczał
sp ogląd ając nań z nie-*
tajoną pogardą, zaw ołała:
— B ied n y chłopak!
H ra b ia p o ru szy ł się nerwowo na kanapie.
—
J a c y w yście
p odli i nikczem ni!
C h ło p ak a
m łodego oddajecie w niew olę takiego K o n iecp o lsk ie­
go,
o którym
w W a rsza w ie ,
w
całej
W a rsza w ie
z oburzeniem i w strętem mówią: to przecież oszust
ostatni, to zło d ziej, tyran!..
—
K ła m stw o
—
J a k to , piszą... M iłobęd zki...
— Id yota...
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
132
A
—
P o r z ą d n y człow iek
—
O sioł, b łazen !..— p o w tarzał
co
piszą
odw ołanie
w
tej
g azetach , to fa łsz.
całej
komedyi,
S ław o b o rsk i —
Z r e s z tą będzie
k tó rą ten tam ja k iś
u rzęd niczyn a sfab rykow ał.
P an n a P a ty c z e k p o ch y liła się nad hrabią i c ią ­
gnąc go za ucho, w ycedziła:
—
J u z ty mnie, stary lisie, nie zw iedziesz...—
poczem po chwili dłu ższego m ilczenia d o d a ła :— Z r e ­
sztą, co mnie to w szystko obchodzi; ja w aszych b ru ­
dów
p rać
te m oje
sze.
nie będę — mam sw oich .dosyć, chociaż
bru dy
nie są ta k w strętne, ja k tam te w a­
J a robię w iele rzeczy, bo m uszę, bo żyć tr z e ­
ba; j a przyw ykłam do pew nego try b u życia, którem
z re sztą gardzę... A le kiedy się uczepię sceny, d ra ­
m atu, to się postanawiam zm ien ić. M iło b ęd zki p o ­
w iada, źe sztuka
uszlachetnia...
W p raw d zie j a t e ­
go je s z c z e nie czuję, może je ste m za głupia, ale ja
p ragnę uszlachetnienia! A wy?.. W y gnijecie i zgn i­
jecie, wy, panowie hrabiowie!..
I w sta ła z kanapy. C h o d ziła po salonie, p rzy­
staw ała
p rzy
oknach
i
wogóle
czu ła
się
dziwnie
w zburzoną.
— N ie
bardzo
w iedziałem ,
źe
cię ta wiadomość tak
przejm ie — b ą k n ą ł hrabia —
gdybym
b ył
w ied ział, nie pisnąłbym ani słówka.
—
M nie to nic a nic nie obchodzi.
— M oja droga, czego ty chcesz odemnie?
—
H a , ha, ha!. .
—
O krótnico!
C zego?
T y lk o pieniędzy!
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
—
A
—
M iło ść ci daję.
—
S ta rą , stru pieszałą...
133
cóż ty mi dać m ożesz?
—
N o?!
—
A tak, tak!...
—
N ie obawiaj się, A r t u r
się
żeni
z panną
K o n ie cp o lsk ą sam; ona mu się podoba, on się w niej
kocha.
—
Z m usu...
— E t...
—
P ow iad am ci, źe on biedny ch ło p a k , a tyś
sta ry lis,
a
tw oja żon a obrzydliw a,
p y ch ą n a s zp i­
kowana żydów ka, k tó rej ja nienawidzę.
H ra b ia do krw i g ry zł usta;
o d czu ł w obec tej
dziew czyny, w której u w ięził re sz tę swej rozpustnej
zm ysłow ości, po raz drugi w styd
okrutny.
go jej p o gard a, ubodła tem bard ziej,
U b o d ła
że nie b y ł na
nią p rzygotow an y. I oto zam roczyło mu się w oczach,
zaszum iało w głow ie.
—
Ja k iś ty m arny, ja k i n ęd zn y ...— p ląta ło mu
się w skołatanym zalew ie m yśli.— U p a d łeś niżej od
tej dziew czyny, sp rzedającej
za
gotow y grosz m ło­
dość i w d zięk swój...
T ym czasem
p rzed nim,
ale
panna
P a ty c z e k
z jej tw arzy,
znów
stan ęła
p rzed chw ilą je sz cze
w e so łej, zn ikła w szelka radość; nie w yryw ał się z je j
gw ałto w n ych ruchów gniew, b y ła poważna i smutna.
I oto ta k mówić zaczęła:
—
M yślałam , źe ty, człow ieku niedobry, m asz
sum ienie, ale ty go nie masz; liczyłam na serce tw o ­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
134
je , lecz ty i se rca nie posiadasz.
Tyś
jest
ze p su ­
ciem samem, bagnem , w k tóre mnie w ciągnąć
gniesz...
p ra ­
T y je s te ś w strętny, ta k , bardzo w strętny!
G dybym była o twem sum ieniu i sercu nie m yślała,
trzym ałab ym cię tu, u m oich stóp, do
tw ego; w yssałab ym z ciebie każd ego
końca życia
ru b la
z obo­
ję tn o ś c ią n ajw yższą! „.
H ra b ia b y ł blady, ja k płótno;
nie
m ógł
w y­
trzym ać i z a w o ła ł zdław ionym głosem:
—
D o sy ć, dosyć!...
J ą tego nie zniosę...
Ty
śm iesz, ty, ty!...
—
J'a, ja , ja! .. zw yczajn a dziew czyna z u licy;
j a up adła i nędzna... a jed n a k lepsza od was, gdyż
mam sumienie, bo mam poczucie ohydy,
bo umiem
z g łęb i d uszy to b ą , sta ry rozpustniku, gardzić!
S ław o b o rsk i zerw ał się na rów ne nogi i schw y­
ciw szy baletn icę za ram ię, syknął:
— 1 M ilcz ję d z o , jaszczu rko , nie kąsaj!
— A
w ięc cię ukąsiłam ?
—
D o żyw ego..
—
P o ru szy ła m bagn o, ja , b aletn ica; naplułam
na tw o ją plu gaw ą duszę!
W y r w a ła mu się.
Był
liczki
piękn a w tej chwili; zarum ienione jej p o ­
pulchne
p a ła ły , w oczach p a lił się
płom ień
w ielk iego podniecenia. Z podniesioną gło w ą, z w ło ­
sami w nieładzie,
z bardością b iją c ą
z tw arzy w y­
g lą d a ła w spaniale.
I hrabia mimowoli zdum iał; tak iej je j jeszcze
nie w id ział nigdy. W r z a ła w nim nam iętność i spa-
(
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
135
la ła się g o ry cz, wstyd, obu rzen ie— w ycią gn ął k u n ie j
b ła g a ln ie drżące ręce i w yszeptał:
—
J a ci w szystko d aruję; tyś przep iękna!
—
W ie m o tern.
— J a w szystko zro b ię d la ciebie, tylko d la
ciebie; będę le ż a ł u stóp nóg tw oich...
—
J u ż leżysz.
—
B ęd ę cię ubóstw iał.
—
A potem p lu ł na mnie, gdy w rócę do zw y­
k łe g o stanu, do stanu zbydlęcen ia...
Z a trz y m a ła się na chwilę,
poczem r ze k ła po­
nuro:
—
W r ó c ę , bo m uszę... ale nie z tobą...
I ja
także mam sw oje upodobania...
—
D yablico!
—
M am
swój
r e p e rtu a r
o d czu ć nie jesteś w stanie...
którego ty
cię, mój
panie
ciebie
w szystk ich twoich K o n ie c p o lsk ic h z E d el-
i
hrabio!
upojeń ,
D o w idzenia, żegnam
N ie c h
was
d yab li porw ą,
bergam i!...
W y b ie g ła , ja k fury a z salonu.
Z an im
się hrabia o pam iętać
zd o ła ł, ju ż
je j
w m ieszkan iu nie b yło.
S k u r c z y ła mu się twmrz boleśnie;
kw adrans p rzed oknem
i
sta ł
dobry
w id ział, ja k w siad ała do
dorożki i j a k o djeżdżała.
Z r o b iło mu się nieznośnie.
O d cz u ł niew ypow iedziany w styd
i
ża l ja k iś,
nie d a ją c y się u ją ć w słowa; ża l do losu, k tó ry go
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
136
d o p ro w a d ził tego stanu
w tej ch w ili zn alazł.
rozpaczliwego?, w jakim się
W y s z e d ł ch w iejąc się na nogach, chm urny, ja k
n o c jesien na, b ezrad n y. P o z n a w a ł teź coraz w yraniej
na tle
p rze ż y ty ch w rażeń,
m a ją swoje gran ice
źe
i kom prom isy
i nie zaw sze się
u dają, a na­
w et w ów czas się najm niej u d a ją , k ie d y
w ie k najm niej tego spodziew a.
się
c z ło ­
O koło god zin y 12-ej w ró cił do domu.
W p rzed p o k o ju za s ta ł A r tu r a we fraku uśm ie­
ch n ię teg o ,
w esołego.
M ło d y
człow iek
zdejm ow ał
z siebie fu tro, o b ok niego sta ł F ra n cisz e k i coś mu
op u w iad ał.
P rz y w ita li się.
—
N o i co? — m ru kn ął hrabia po fran cu sku,
z w ra ca ją c się do syna.
—
O św iad czyłem się i zostałem p rzy ję ty ...
Sław oborski
s p o jr z a ł,
a
d rgn ął
syn, nie
i nienaw istnie
d o strzeg łszy
na
narazie
niego
żadnej
zm iany na tw a rzy ojca, p o ło ż y ł mu pou fale ręk ę na
ram ieniu i w y rze k ł cicho:
—
A
—
G łu p i jesteś...
co, papo, sp rytny jestem ?
—
H a , ha, ha!...
Jakaż
to
m ucha papie na
nosie usiadła; ty mi chcesz zrobić scenę, mój papo,
J est un peu trop fort?!
—
G łu p i
P r z e c ie ż ty sam ...
jesteś —
p o w tó rzył
tw ard o
ojciec
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
137
i p o to czył błędnym w zrokiem naokoło siebie'— a ja
je ste m i głupi i podły!
—
P apo?!
H ra b ia cb w ycił
się
za głowę, ja k
ten, komu
się um ysł rozp rzęg a n agle, i jęk n ą ł:
— B agn o, cu chn ące bagno, z któ reg o nic ju z
nas na św iecie nie wyrwie!
D a r u j, synu, tyś tylko
narzędzie losu, tyś tylk o pionek, tyś...
—
P a p o , czyś ty oszalał?! —
za w o łał A r tu r ,
co fa ją c się w tył, gdyż dopiero teraz za u w a ży ł,
że
z ojcem d zieją się rze cz y niezw ykłe.
—
O sza lałem ...
coś, co
ta rg a
N iem a
n ici p rzęd zy
kom prom isu,
lu d zk iej
i
a je s t
pogrąża je
w o tch ła ń , zk ąd zawiew a woń tru pia...
— O jcze, tyś chory?
— Z d r ó w jestem .
—
J a nic nie rozum iem ...
H ra b ia b y ł przeo brażo n y;
oczu ironia, ta zim na ironia,
ja d e m
przegryza; w argi mu
p rze g lą d a ła
z jego*
k tó ra w szystko swym
się
trz ę sły , ja k w fe ­
brze. Z d a w a ło mu się, źe w szystko w około niego w i­
ru je i tańczy, tylk o 011 sam stoi w m iejscu. I p o d ­
n ió słszy praw ą ręk ę do góry, w y łk a ł ponuro:
—
T y tego, synu, nie rozum iesz — i słusznie;
ja k ź e b y ś ty m ógł p o ją ć pew ne rzeczy,
p o trz e b a
krw i
czystej...
a
tyś je s t
kiedy na to
m ieszańcem ...
P a t r z na mnie; ja m ostatni Sław o b o rski, w którym
rów nież po raz ostatni
rozum ienie
nie, m ojej rodzin y, się odezw ało.
naszej rodziny,
T y ś tem u, co się
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
138
we mnie w tej chwili
d zieci b ę d ą
obcym i,
d zieje, je s t obcym,
i
tw o je wnuki
i
tw oje
będą obcym i.
N a mnie
się
nap raw d ę sk o ń c z y ł mój w łasny ród...
P o n iew a ż
ja
inaczej m yślałem , poniew aż j a w ż y ­
ciu całem inną, nie tę, k tó ra
mi przeznaczona b y ­
ła, rolę grałem , w ięc cierpię, strasznie cierpię!...
I odszedł, p o zo sta w iają c syna p rzejęteg o zd u ­
mieniem i grozą.
'
'
I
-
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
W trzy m iesiące później pan A r tu r S ła w o b o r­
ski ożenił się z panną R ó ż ą K o n ie cp o lsk ą . S lu b
odbył się w K ra k o w ie , poczem państw o m łodzi w y ­
je c h a li do W ło c h , ażeb y przez pewien czas cieszyć
się swem
jom ych.
szczęściem
zd a ła
od
krew n ych
i
zn a­
W stosunkach pom iędzy panem N atan em K o ­
niecpolskim a starym E d e lb e r g ie m n a s tą p iła także
wielka* zm iana: porozu m ieli się obaj i pokochali do
tego stopnia,
iż ich
n iekied y
nie widywano razem .
go
po k ilk a razy d zien­
U rzęd n icy K r e d y tu K r a jo w e ­
po pewnym czasie
odczu li tę zm ianę:
p rzy j e ­
dnolitej woli kierow ników za rzą d u i r a d y tej p o tę ­
żnej in sty tu cyi
nie m ogło b y ć ju ż mowy o żadnym
oporze, ani biernym , ani też czynnym .
Z ły p rzy k ła d R o zp ęd o w icza,
za
odpowiedniem
swojej
obaj
spraw y,
prezesow ie
k tó ry zg o d ził się
odszkodow aniem
nie
na
zn a la zł naśladow ców .
postanow ili
stłum ienie
Z r e s z tą
na wspólnej n arad zie
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
140
usuw ać takie osobistości z gron a p racow n ików ban­
ku, k tóre zb y t ostro za zn a cza ły p rzejaw y swej w ła ­
snej indywidualności.
Z a p a n o w a ł sp okó j, ja k zw ykle byw a po burzy.
T ym czasem
zu p ełn ie
swój
pan
E d w ard
dawny
lium or
S ław o b o rski stracił
i spryt.
S ta ł w pra­
wdzie cią g le na stanow isku głów nego d yrek to ra Oporow skich zakład ó w m etalurgiczn ych, którym ju ż t e ­
raz, dzięki stałem u k red ytow i firm y D . K o n ie c p o l­
ski i S -ka, nie gro ziło żadne niebezpieczeństw o, ale
czynności swe w y p ełn ia ł niem al au to m atyczn ie. P r z e ­
stano się też pow oli z nim lic zy ć, przeciw ko czemu
h rabia nie p rotesto w ał.
Z au w ażo n o rów nież i to, że dum na pani S ław oborska w ycofała się nieco
ze sfery sw ych zn ajo ­
m ości a ry sto k ra ty c zn y ch i że p rzy jęcia w swym d o­
mu
ogran iczyła
do
n ajb liższego
k o ła
zaufanych.
Z ło śliw i opow iadali sobie, ja k o b y nastąp iło stanow ­
cze
p ogodzen ie się je j
z m ężem ,
w tow arzystw ie
którego widywano j ą coraz częściej.
czyn
tej
n iespodziew anej zgody,
Szu kan o p r z y ­
no
i zn a leźli się
tacy, k tó rzy tw ierd zili, iż hrabin a zm ieniła try b ż y ­
cia od tego czasu , k ied y O p elsk i w y b ra ł się w p o ­
dróż n ao koło św iata, a S ła w o b o rsk i— od tego dnia,
k ied y panna P a t y c z e k ,
dzeniem
w
dram acie,
w ystępu jąca
zn a la zła
Tym zaś” nowym adoratorem
był
te ra z z powo­
nowego /adoratora.
n ajm łodszy z sy­
nów znanego b an kiera Głoldspiegla,
który,
u jrzaw ­
szy pannę S te fk ę , ja k o w odnicę w efektow n ej sztu ­
ce
M iłobęd zkiego,
za p ło n ą ł
ku
niej
niepoham o­
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
w aną m iłością.
141
G oldspiegel tr a c ił na p ięk n ą a k to r­
kę pieniądze, podczas kied y hrabia E d w a rd Sław oborski tr a c ił z pow odu niej humor, zd row ie, rozum
i staw ał się zw ykłym zadom owionym filistrem .
J askrow ski
z obojętnością
ją c je
stale
po
dawnem u
baw ił
się
praw dziw ego ep iku rejczyka,
kom edyą,
sto ją c ą
życiem
nazyw a­
w luźnym stosunku
do tej praw dziw ej rzeczyw istości, k tó rą p rze s ła n ia ­
ły nieprzeniknione chm ury, o b łu d y i b lagi.
C zasam i
za g lą d ał
do
S ław oborskich ,
tu
też
się d ow iedział od starego E d elb erga , źe pan L eon,
p rzy jąw szy m iejsce w ja k iejś w ielkiej firmie hand lo­
wej, o sied lił się na stałe
w A m e ry c e
do kraju na razie nie m yślał.
KONIEC.
i o powrocie
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
SPIS JUEC^y.
Str.
RO ZD ZIAŁ III.
Dzień pana Leona Ede l be r g a.
.
.
.
.
.
5
.
.
.
.
75
RO ZDZIAŁ IV.
Dzień kompromisów
.
.
.
E p i l o g ............................................... .
.
.
.
.
139
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
TEGOŻ AUTORA:
Owanes Ohana, pow ieść.
Na odajach stepowych, pow ieść.
Z prądem życia,
pow ieść.
Historya o królewiczu Milanie,
styczn ych symfonia.
u niesień i wizyj m i­
t
Mistrz Twardowski, bytu lu az kiego m isteryum .
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
ZWRACAMY UWAGĘ i
Z d. 1 G r u d n ia , r o k u b ie ż ą o e g f o
RED1KCU I jtOIINISTRlCm
BIBLIOTEKI DZIEŁ W I R O M
przeniesioną zostanie na ulicę Warecka Nr. 14.
W lokalu obecnym przy ulicy NowyŚwiat Nr. 47 przyjmować będziemy inte­
resantów do dnia 1 Stycznia 1904 roku.
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
/
Biblioteka Cyfrowa UJK
http://dlibra.ujk.edu.pl
W YŻSZA SZKOLĄ
P E D A G O G I C Z N A W' K I E L C A C H
B I B L I O
T E K A
174033
0122053