jak zbudować pożądane nawyki żywieniowe u najmłodszych?

Transkrypt

jak zbudować pożądane nawyki żywieniowe u najmłodszych?
JAK ZBUDOWAĆ POŻĄDANE NAWYKI
ŻYWIENIOWE U NAJMŁODSZYCH?
Aby do malca trafiły nasze wywody o wyższości świeżych warzyw nad cheeseburgerami,
sami musimy dawać dobry przykład. Dopiero na takim fundamencie można budować
pożądane nawyki żywieniowe u najmłodszych. Nie jest to łatwe, zwłaszcza, że sporo
brzydkich przyzwyczajeń zostało nam z czasów dzieciństwa, a nasza dieta często obfituje
nie tyle w witaminy i mikroelementy, co w niekonsekwencje. Zmiany w jadłospisie z
pewnością nie budziłyby takich emocji, gdyby nie konieczność eliminowania z niego tego,
co maluchy (i rodzice!) lubią najbardziej.
Producenci łakoci z reklamodawcami pospołu nie próżnują i nie ułatwiają sprawy –
doskonale wiedzą, jak i czym podbić serca milusińskich, a brzdące to konsumenci idealni.
Rodzice zaś, raz po raz, uginają się pod dziecięcą presją. Zwłaszcza w hipermarkecie, tuż
przy kasie, dla świętego spokoju. Dlaczego jednak my, dorośli dajemy się omamić i w
porze lunchu, jak po sznurku, kierujemy się ku budce z hot-dogami, słodyczami
nagradzamy dzieci i siebie, a osobiste porażki rekompensujemy sobie obfitymi ucztami?
W karcie dań przeciętnej polskiej rodziny nihil novil; wielu z nas nadal nie wyobraża sobie
niedzielnego (i nie tylko niedzielnego) obiadu bez schabowego, albo i dwóch. Do tego
ziemniaki zamaszyście podlane tłuszczem. W zestawie może być też element warzywny,
ale jak się okazuje, wcale nie musi. Do tego wypijamy hektolitry kawy, herbata
obowiązkowo czarna, dobrze posłodzona. Do narodowych grzechów głównych
spożywczych obok podjadania późnowieczornego należy też wychodzenie z domu bez
śniadania. A dzieci patrzą, przyswajają i pewnego dnia odzwierciedlą w skali 1:1 wszystko,
cośmy im do głów wtłoczyli – własnym przykładem, bowiem ma on moc nieporównywalnie
większą, aniżeli jakiekolwiek napomnienia słowne. Co z tego, że będziemy wygłaszać
mowy pochwalne na temat wegetarianizmu, jeśli dzieci widzą, jak pałaszujemy mielone?
Dlatego, jeśli chcemy, by menu naszych pociech było zdrowe, prawidłowe, zbilansowane i
takie zostało, sami też musimy zdrowo jeść. Komponujmy rodzinny jadłospis rozważnie i
ze szczególny uwzględnieniem zapotrzebowania malców. Nie chodzi o to, by na dziecięce
talerze ładować wyłącznie petardy w rodzaju super fruits podlanych sokiem z owoców noni
(który, nawiasem mówiąc, nie wytrzymuje porównania nawet ze znienawidzonym przez
kolejne generacje klasycznym tranem), a raczej o przestrzeganie kilku istotnych zasad.
Woda – źródłem życia
Jak zachęcić maluchy i starszaki do picia wody, zwłaszcza gdy do tej pory na stole
królowały niepodzielnie wysokosłodzone soki lub gazowane napoje? Oczywiście należy
pić ją samemu, często i chętnie, ale jeśli nasze dzieci zdążyły się już przyzwyczaić do
słodkich napitków mogą z niezadowoleniem przyjąć „nudny” i „bezsmakowy” bezbarwny
płyn. Jednak na wszystko jest sposób.
Z pomocą przychodzi nam propozycja zwana „SPA water”, czyli woda z dodatkami.
Przygotowanie jej jest bardzo proste: wystarczy w dzbanku z wodą umieścić plasterki
cytryny np. z listkami mięty albo plasterki świeżego ogórka, bądź ćwiartki jabłek, lub kilka
malin… pomysłów jest całe mnóstwo! Woda dzięki pysznym dodatkom nabiera ciekawego
smaku i staje się wyborną alternatywą wątpliwej jakości napojów za sklepowej półki.
Dodatkowe bonusy – SPA water cieszy oko, a wykonana samodzielnie (lub prawie
samodzielnie) przez dzieci jest zdecydowanie bardziej interesująca aniżeli cola. Poza tym
będąc tak smakowitą woda ta chętnie jest sączona między posiłkami, dla samej
przyjemności picia, a nie tylko wtedy, gdy poczujemy pragnienie – gdy organizm wysyła
taki sygnał, doświadcza już znacznego niedoboru płynów. Dlatego tak ważne jest
wyrobienie nawyku częstego sięgania po wodę. Czym dodatkowo jeszcze można poić
maluchy? Dobrą opcją są ziołowe herbatki, domowe kompoty bez cukru (np. jabłkowy,
wystarczająco słodki „z natury”) oraz świeże, domowej roboty soki. Nie zapominajmy
jednak o wodzie!
Regularnie i optymalnie
O tym, jak ważne jest przyjmowanie urozmaiconych pokarmów o stałych porach,
przynajmniej 5 x dziennie, nie trzeba nikogo przekonywać. Warto jednak wygospodarować
trochę więcej czas na celebrowanie posiłków w gronie rodzinnym – dzięki temu dzieci nie
jedzą niedbale i w pośpiechu, mają naturalną okazję do nauki samodzielności oraz
zachowania się przy stole, a wspólne posiłki w prostej konsekwencji będą kojarzyć im się z
czymś przyjemnym. Wyłączmy telewizor na czas obiadu, niech nic nam nie przeszkadza.
Starajmy się nie traktować jedzenia w kategoriach nagród i kar; smaczne danie może być
dopełnieniem miłego wieczoru, ale nie kartą przetargową w pertraktacjach z dzieckiem. I
odwrotnie: nie zmuszajmy malucha do jedzenia szpinaku w formie półpłynnej za karę, nie
karzmy za brak apetytu lub za apetyt nadmierny, raczej poszukajmy przyczyn takiego
stanu rzeczy. Sami też nie „zajadajmy” stresów, poszukajmy alternatywnych sposobów na
skuteczną walkę z nim, w przeciwnym razie wysyłamy dziecku czytelny komunikat: złotym
środkiem na wszelkie smutki jest jedzenie, a stąd już niedaleko do zaburzeń odżywiania.
Jeśli możemy sobie na to pozwolić, dobrym pomysłem jest rodzinna wizyta u dietetyka,
który fachowo rozpisze jadłospis dla poszczególnych członków rodziny uwzględniając ich
indywidualne potrzeby, podobnie jak wykonanie testów na nietolerancję pokarmową –
dzięki nim możemy np. dowiedzieć się, że dziecko nie toleruje glutenu albo mleka
krowiego (czasem objawy nietolerancji bywają bardzo dyskretne!) i wcześnie
wyeliminować potencjalnie szkodliwe produkty z jego diety.
Zamienniki, zamienniki…
Nawet jeśli do naszego domu chipsy i inne tego typu snacki nie mają „wstępu”, dzieci
prędzej czy później i tak się z nimi zetkną. Takie przekąski są tuczące, niezdrowe i
pozbawione wartości odżywczych, jednak maluchy (i nie tylko) je kochają. Dlaczego?
Dzieje się tak, ponieważ smak słony (podobnie jak słodki) jest dla najmłodszych bardzo
atrakcyjny, w przeciwieństwie do gorzkiego i kwaśnego – w nich rozsmakowujemy się
dopiero dużo później. Tak to „urządziła” ewolucja, by chronić młody organizm przed
zatruciem – albowiem to, co zepsute i nieświeże zazwyczaj jest właśnie gorzkie lub
kwaśne, stąd instynktowna niechęć osesków do tych dwóch smaków. Natomiast słony jest
„bezpieczny” i, w przeciwieństwie do słodkiego, można go z łatwością zjeść bardzo dużo.
Zresztą – jeśli brzdąc widzi mamę czy tatę chrupiących chipsy przed tv, najpewniej
zacznie ich naśladować. Trzeba w tym miejscu nadmienić, iż łączenie tych dwóch
aktywności jest wyjątkowo niekorzystne – do mózgu docierają wówczas silne bodźce
dwojakiego rodzaju (nie mówiąc o wszystkich innych, pomniejszych otaczających
bodźcach): pożywienie + obrazy w tv, co niekorzystnie wpływa na procesy trawienne.
Co możemy zaproponować maluchom zamiast chipsów, słodyczy i niezdrowych
przekąsek? Pysznych opcji jest bardzo wiele: chipsy można zamienić na ćwiartki jabłek,
talarki z marchewki, mieszankę orzeszków (bez soli) lub, ewentualnie, na zwykłe
kukurydziane chrupki. Łakocie możemy z powodzeniem zastąpić owocami, a zamiast fastfoodu konsumowanego „na mieście” lepiej wspólnie przygotować w domu wege burgera,
warzywno-serowe koreczki czy mini-kanapeczki wieloskładnikowe. Stosując zamienniki
nie zostawiamy dziecka z niedosytem („Nie dostaniesz chipsów!”), a oferujemy mu coś
innego, dużo bardziej wartościowego, jednocześnie tłumacząc dlaczego tak robimy. Dzięki
takim strategiom budujemy świadomość dziecka, uczymy dokonywania dobrych wyborów.
Wybierajmy się wspólnie na zakupy, czytajmy z dzieckiem etykiety, wyjaśniajmy, jakie
składniki są zdrowe, a jakie nie; ta wiedza na pewno zaprocentuje. Uważajmy jednak na
„terror zdrowego odżywiania” i nie popadajmy w skrajności. Może skusimy się na
stworzenie kolorowej, domowej instrukcji odżywiania? W niej warto wypunktować i
umieścić to, czym chcemy się kierować, np. „W naszym domu nie jemy przed tv”,
„Czekoladę z orzechami zjadamy w niedzielę”, „Eliminujemy gluten!” etc.
Pamiętajmy, że na pozytywne zmiany nigdy nie jest za późno. Jeśli do tej pory nie
odżywialiśmy się zdrowo, chęć zadbania o prawidłowy rozwój dziecka może stanowić
motywację do pozytywnych zmian u pozostałych członków rodziny.