wydawnictwa stowarzyszenia twórczego literacko

Transkrypt

wydawnictwa stowarzyszenia twórczego literacko
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Autor:
Tytuł:
Stron:
Stanisław Franczak
Wawrzek Basista
i inne opowiadania
154
Od wydawcy
Opowiadania Stanisława Franczaka są kontynuacją
tematyczną wcześniejszych jego książek prozatorskich,
poczynając od powieści autobiograficznej „Czerwony Scyzoryk” (1997), opowiadań „Charakterniki” (1998) i „Horyzonty”
(2002), aż po kolejną powieść „Skarbonka snów” (2006).
Wszystkie te książki osadzone są głęboko w realiach
dawnej beskidzkiej wsi, w której upór i wiara w ideały dobra,
kultywowanie tradycji i obyczajów, przywiązanie do „małej
Ojczyzny” składają się na swojski obraz tego regionu.
Tytułowy bohater książki Wawrzek Basista jest dziwakiem, który ma wyraźne konotacje z Jankiem Muzykantem, ale Wawrzek muzykę podporządkowuje tragicznej miłości do czarnookiej Cyganki. Tę nowelę filmową autor napisał dla wybitnego reżysera Witolda Leszczyńskiego znanego choćby z takich
filmów jak „Żywot Mateusza”, „Konopielka”, czy „Siekierezada”. Niestety, jego
przedwczesna śmierć przekreśliła plany realizacji tego dzieła.
Opowiadanie „Janosik spod Babiej Góry” opiera się na partyzanckiej biografii Jana Sałapatka z Jachówki. Autor do opowieści dziecka o „Jaśku” dołącza m.in. autentyczne materiały, takie jak „zeznania” jego siostry i głosy ludzi,
którzy w sposób różnorodny i niejednokrotnie wykluczający się wzajemnie zapamiętali tę postać. Ten żołnierz antykomunistycznego podziemia był bohaterem regionu podhalańskiego, walcząc samotnie przez dziesięć lat o wolną Polskę, wymykając się wszelkim obławom i zasadzkom. Do końca wierzył w rychły wybuch III wojny światowej, dzięki której nasz kraj stanie się niepodległy.
I tylko mistyfikacja Urzędu Bezpieczeństwa polegająca na zorganizowaniu spotkania z „przedstawicielami” rządu londyńskiego doprowadziła w 1955 roku do
jego tragicznej śmierci.
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Autor:
Tytuł:
Julian Kawalec
Powrót z Nieba
Stron:
184
„...bo czyha na was życie”
Maciej Naglicki
Stowarzyszenie Twórcze Artystyczno-Literackie wydało
kolejną książkę autorstwa swego honorowego prezesa, nestora
polskich pisarzy, Juliana Kawalca, Powrót z nieba i inne utwory. Jest to wybór zawierający zarówno utwory prozatorskie,
jak i pisane wierszem. Celowo nie stwierdzam „epickie” i „liryczne”, bowiem Julian Kawalec od niemal zawsze w swym
widzeniu i kreacji świata przedstawionego był poetą, w sposób
tylko sobie właściwy, łącząc obserwatorski zmysł epika, wręcz
reportażysty, z lirycznym przetworzeniem poprzez własną osobowość, często biografię. To specyfika warsztatu Juliana Kawalca, z czym wszyscy, którzy Go znamy, zgadzamy się. Zgadza się również autor posłowia do książki – rzetelny krytyk, a zarazem wydawca
i animator życia literackiego, Tadeusz Skoczek.
Julian Kawalec posiada osobowość niezmiernie specyficzną. Nazwałem Go w jednym ze szkiców „młodzieńczym dziewięćdziesiędolatkiem”. Taki bowiem jest zarówno
w życiu, jak i w pasji tworzenia. Ilu młodszych od niego, czy nawet tych najmłodszych,
potrafi zachwycić się, ale i zadziwić procesami życia, w każdym jego przejawie? Artysta
urodzony w 1916 roku nie jest jednak naiwnym młodzieńcem. Znana i szczególnie ceniona w latach 70. ubiegłego stulecia proza świadczy przecież o wnikliwej i nieraz bardzo krytycznej obserwacji zjawisk społecznych tamtego okresu. Julian Kawalec obserwuje żywioł wsi, która poddawana jest różnym przemianom socjologicznym zachodzącym po II wojnie światowej. Obserwuje również proces przechodzenia ze środowisk
wiejskich do miast. Te procesy tworzyły przecież ówczesną rzeczywistość,
w dużej mierze oddziałują też na współczesne oblicze naszego społeczeństwa. I nie można
o tym zapominać.
Julian Kawalec wskazuje te procesy poprzez wielki szacunek i miłość do ziemi
przodków, chłopa, wsi. Ale jest to miłość trudna, wymagająca, żądająca ciągłego doskonalenia, wyrzeczenia się zła i fałszu.
Od owych społecznych czy nawet historiozoficznych motywów krótka już droga do
zachwytu i miłości innej – miłości do natury we wszelkich jej przejawach. Oto losy życiowe przeniosły Go do Małopolski, w tym w jeden z najpiękniejszych jej zakątków – Gorce.
Posłuchajmy utożsamienia się jednego z bohaterów opowiadania Testament z ową naturą:
„Dziadek lubił łazić po górach, przez cały rok, pogoda nie pogoda, zdziwaczał i tak łaził.
A to na Maciejową Górę, a to na Stare Wierchy, czasem, gdy go naszła wielka ochota,
powlókł się aż na Turbacz. Miał swoje ulubione drzewa, ulubione hale, ptaki, ścieżki,
widoki. Mówił o nich po swojemu, nazywał je, jak chciał. Lubił chodzić sam, bo mógł
sobie wtedy pogadać bez świadków z drzewami, z trawą, z odkrytą na cały świat dalą
widzianą z góry”. To właśnie specyfika świata pojmowanego przez Juliana Kawalca.
Dzisiaj, u progu drugiego dziesięciolecia XXI wieku, postrzegamy, jak wielkie spustoszenie w świadomości czyni tzw. myślenie gotowym obrazem, jak kolejne pokolenia
lektury znają jedynie z ekranizacji, a najczęściej z „bryków”. Jak rzadko sięgamy po książkę, która nie jest jedynie „zabijaczem czasu”.
Stąd serdecznie polecam książkę, a właściwie duszę i serce tego wspaniałego pisarza
i człowieka, który nawet swój wiek wciąga w zbiorową powinność, stwierdzając: „Starość
pociąga za sobą obowiązek świadczenia o życiu, ponieważ człowiek stary widzi lepiej,
bardziej wyraziście... Literaturę zaś traktuję jak powinność, boleść psychiczną, a nie kapliczkę”.
Czas
Ty czasie
Ty okrutny hultaju
Nie masz żadnego opamiętania
Pędzisz na oślep
W wieczności czujesz się jak w chwili
Co urodzisz to zniszczysz
Rumiany staje się bladolicy
Kwitnący i zaraz więdnący
Opamiętaj się
I powiedz skąd się wziąłeś
Kto ci dał imię
Które się pląta w niewiedzy
Szukając wiedzy
Ale czy ty to wiesz
Ty wszystko wiesz
I nic nie wiesz
Kocham was dzieci
Kocham was dzieci, bo czyha na was życie, żeby wam zrobić psikusa. Kocham za
wasz uśmiech zgubiony, za łzy daremne, za to, że skrada się do was czas z przemijającą
radością i dłuższym niż radość smutkiem. Za to, że minie ufne dzieciństwo i niespełniona
dojrzałość, za bezradność na styku przeszłości z przyszłością w wieku średnim. Za to, że
skrada się do was na czworakach starość i wyciąga do was rękę, bo chce was zaprowadzić
do ziejącego nudą zagajnika, gdzie rosną stare, ledwie już białe brzozy, abyście tam spoczęli na wieki.
Tak się trochę pozwierzam
Tak się wam trochę pozwierzam. Przyznam się, że lubię niekiedy przychwycić jakąś
myśl i zmusić ją, żeby nie uciekała zbyt szybko.
Nieco dłużej pomyślałem o wódce i doszedłem do wniosku, że dobrze gdy ona jest.
Ale ode mnie zależy, czy stanie się przyjacielem czy wrogiem.
Stoczyłem z nią zajadły pojedynek i wygrałem, stała się moim przyjacielem.
Kieliszek-braciszek sprawia, że lubisz życie, że błękit zwycięża w kolorach świata.
Ale gdy ujrzysz błękit przebłyskujący złocistością, musisz krzyknąć:
– Stop braciszku! Chcesz mnie skusić kolorami tęczy, nie dam się. Pozostanę przy
błękicie.
A ty będziesz kieliszkiem-braciszkiem dopóki błękit nie zacznie ubarwiać się tęczowo.
Pozostaniesz kieliszkiem-braciszkiem, gdy błękit przemieni się w szarość, która jest
najprawdziwszym kolorem życia. Szarość poprzerywana daremnym uśmiechem
i daremną łzą.
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Autor:
Tytuł:
Stanisław Franczak
Wybór wierszy 1998-2008
Stron:
328
„Kryzys kultury jest zawsze...
kryzysem człowieka”
Maciej Naglicki
Prawda zawarta w tytule niniejszego szkicu jest powtarzana od kilku co najmniej dziesiątek lat przez różne gremia
i szkoły socjologiczne oraz kulturotwórcze. Zaczęto tę katastroficzną wręcz myśl rozwijać na Zachodzie, mówiąc o procesach
przechodzenia od kultur tworzonych spontanicznie (autentycznie) do kultur znormalizowanych (definiowanych niekiedy jako
dana cywilizacja), co bywało najczęściej przyczyną upadku kolejnych formacji kulturowych. To teorie amerykańskie. Egzystencjalna Europa również podkreślała zależność i wzajemne
niszczenie tych dwóch bytów. Zwraca na to uwagę również Tadeusz Skoczek w swoim
rzetelnym i pełnym merytorycznie eseju, będącym posłowiem do ostatnio wydanej książki
Stanisława Franczaka, która jest wyborem jego utworów powstałych w latach 19982008.
Pozostaje zatem zapytać, czy owe czasowe ramy ograniczają po prostu kolejne dziesięciolecie twórczości pisarza płodnego, rzec można zdyscyplinowanego, w utrwalaniu drukiem swego warsztatu, czy mają również znaczenie merytoryczne, odnoszące się bezpośrednio do znaków artystycznych. Jeżeli weźmiemy pod uwagę procesy i zdarzenia, które
w owym dziesięcioleciu miały miejsce, biografię pisarza z jego społeczną aktywnością
i wnikliwością oglądu, to z pewnością drugi wariant staje się bardziej adekwatny do zawartości zbioru.
Przyjmijmy zatem, że książka w tym zakresie posiada charakter autobiograficzny.
Ale przecież procesy, o których była mowa na początku, mają charakter ogólnospołeczny,
dotyczą wielkich zbiorowości. Jaki zatem wniosek? Otóż utożsamienie jednostkowego przeżycia z doznaniem uogólnionym, czy po prostu uniwersalnym, to cecha dzieła sztuki, w tym
literatury, na poziomie co najmniej wysokim, jeżeli nie najwyższym (to przecież jest jedno
z kryteriów zaliczenia do tzw. klasyki). I takim jawi się Stanisław Franczak, choć przecież
nie powiedział ostatniego literackiego słowa i pewnie jeszcze nieraz otrzymamy kolejne resume jego twórczości.
Tadeusz Skoczek stwierdza, że „(...) oderwany od dzieł, które stworzyły poprzednie
pokolenia, i niezdolny do tworzenia nowych, człowiek żyje poza swą prawdą. Jest mroczny
dla siebie i innych . Pozornie oczywista myśl staje się jednak kluczem do interpretacji twórczości Stanisława Franczaka. Ale także podstawą rozumienia pojęcia „autentyzm”, które właśnie m.in. przez Tadeusza Skoczka jest od wielu lat przypisywanie temu artyście. Omawiając
wielokrotnie twórczość Stanisława Franczaka, starałem się wskazać na jego odchodzenie od
nie w pełni jego znaczeń odbieranego pojęcia. Autentyzm staje się zatem pełny wówczas, gdy
zauważamy jego dialektykę - rozwój, wynikanie z określonych korzeni, stawanie zalążkiem
kolejnej wartości.
Wróćmy zatem do stwierdzeniatytułowego. Stanisław Franczak wyraźnie zauważa
procesy przewartościowań, ale też pauperyzacji zjawisk kulturowych. Procesy te podkreśla
również w swym eseju Tadeusz Skoczek w sposób, rzec można, bezkompromisowy.
Nie jest moim zadaniem dogłębna filologiczna analiza. Stąd poprzestanę na kilku
powyższych przemyśleniach, polecając książkę piękną, wartościową i jak rzadko kreatywną
zarówno w warstwie autorskiej, jak i redakcyjnej. Esej Tadeusza Skoczka pojmuję bowiem
jako immanentną jej część, równie potrzebną i trafną.
Stanisław Franczak, Wybór wierszy 1998-2008, Bochnia – Kraków – Warszawa 2008
Jesienny powrót do domu
Rozstanie
Kapelusz zaczął kichać
i płaszcz zmarzł na kość
dziurawe buty ledwo żywe
obrażone na mnie
a tu w domu strajk
sprzęty grają w karty
(czerwona przegrywa
czarna wygrywa)
czajnik popełnił samobójstwo
stół pijany jak bela
i papcie chrapią przez sen
tylko zziębnięta mucha
grzeje się na lampie
która puszcza do mnie
perskie oko
Odjechała a na
peronie pełnym obcych oczu
została moja po niej pustka
którą chowałem teraz głęboko
do kieszeni płaszcza
razem z dawnymi snami
szybko połknąłem tabletkę
wieczoru i popiłem szklanką
zimnego powietrza
na skroni poczułem
lufę pistoletu swej ręki
który nie wypalił gdy
moje nogi wzięły mnie
do niewoli pod eskortą
poprowadziły mnie do tunelu
z czarnym napisem
wyjście
*
*
Stara szafa
*
Pamięci Matki
Na Twoim grobie posadzę olchę
żeby była wysoka i oczy miała zielone
żeby wyszumiała na wietrze
wszystkie wieczorne opowieści
którymi malowałaś moje noce
żeby korę miała chropowatą
ja Twój dotyk spracowanej ręki
Przyjaźni się
z moją babcią
przechowując wspomnienia
kolorowych sukien
wnukom opowiada
swoje przedwojenne sny
nocami wzdycha do
młodego stolarza
Na Twoim grobie wyrosną moje
przerwane nagle sny
jutro potną ja na
podpałkę do pieca
– będzie dobry chleb
powie gospodyni
Oddech
Oskarżenie
Urodziłem się w sadzie
pośród drzew i kwiatów
które nauczyły mnie mowy
mam wielu przyjaciół
rozmawiamy o słońcu
i ptakach o wietrze
i burzy o pszczołach
i naszych trawożernych wrogach
i wszystkożernych ludziach
chowamy się za cień
ich kroków za szept
krasnoludków za płatek
pierwszego śniegu
umieramy ze strachu gdy
czujemy ich oddech
na plecach
Twoje krwawiące palce
z pogromu poziomek
i rubinowe usta
pachnące miedzami
były dowodem zbrodni
za którą skazałem Cię
na całą noc ze mną
karę odbyłaś bez oporu
z żądaniem prolongaty
lecz księżyc klawisz
nie pozwolił na to
teraz oboje zbójujemy
w sadzie gdzie
rumienią się za nas
wiśnie i czereśnie
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Autor:
Tytuł:
Adam Zieliński
Wywiady
Stron:
304
Pisarz obu narodów
Sylwester Marynowicz
Adam Zieliński jako prozaik istnieje na polskim rynku
księgarskim od 1993 r., czyli od wydania swojej pierwszej powieści pt. „Garbaty świat” w oficynie Cracovia. Wcześniej ten
sam utwór napisany w języku niemieckim ukazał się w Austrii w
1989 r. Pokłosiem pracy twórczej pisarza od tamtego czasu są
jego liczne dzieła drukowane w języku polskim i niemieckim,
ale także tłumaczone i edytowane na całym świecie. Niniejszy
zbiór utworów literackich Adama Zielińskiego wydany pod auspicjami STAL z całą pewnością pozwala czytelnikowi zapoznać
się z najważniejszymi dziełami autora „Galicyjskiego prowincjusza”. Składa się nań sześć powieści: „Garbaty świat”, „Cichy
Dunaj”, „Niedaleko Wiednia”, „Powrót”, „Wiedeńczycy”, „Nad Wisłą” oraz trzy tomy opowiadań: „Kanalia”, „Twarze”, „Miejsca”, a także edycja wywiadów, jakie z pisarzem przeprowadzili Tadeusz Krasko i Leszek Żuliński.
Twórczość Adama Zielińskiego doczekała się w Polsce wielu różnorakich wydań,
co pociągnęło za sobą liczne publikacje krytyczne zamieszczane na łamach gazet i w wydaniach książkowych, ale również proza autora „Ku Europie” stała się pożywką dla licznych
rozpraw naukowych pisanych przez magistrantów oraz doktorantów. Pośród mnogich nagród literackich jakie wręczono Adamowi Zielińskiemu, by uhonorować jego wysiłek twórczy, dwie mają swoją szczególną wymowę. Jest to nagroda miesięcznika „Literatura” za
najlepsze opowiadanie (1999) i PEN Clubu za wybitne osiągnięcia prozatorskie (2007).
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Autor:
Tytuł:
Józef Janczewski
W rękach przeznaczenia
Stron:
64
W każdym słowie świeci wiele świateł
Józef Janczewski
Wszelkie przeżycia zaczynają się od poznania samego siebie, od próby wejścia w swoje wnętrze i we własną psychikę. Tak
więc przy pomocy słów zwierzam się nie tylko przed samym sobą,
ale i przed światem ze sposobu widzenia mojego świata, zachowując przy tym całkowitą szczerość w tym co czuję i co piszę.
Dla zaawansowanych w literaturze łatwo będzie odróżnić
język Kochanowskiego od Leśmiana, Tuwima od Norwida, Mickiewicza od Gałczyńskiego czy Szymborskiej od Herberta. Taką
pieczęć, cechę, odrębność pisarską staram się zachować w mojej
twórczości, by w niej poznać smak i zapach słów, którymi próbuję
rozwikłać to wszystko co mieści się w granicach ludzkiej etyki.
Czasem poddaję się nastrojom smutku, rozczarowania czy melancholii, ale
nigdy nie poddaję się rezygnacji, bo ciągły poryw ku ideałom i wiara w siłę ludzkiego
dążenia ku lepszej przyszłości jest przesiąknięta mądrością głębokich uczuć ujawniających istotne związki człowieka ze światem. Jest to żar i rytm wewnętrzny, pierwotne
pulsowanie krwi, nieruchomość posągu, mądrość wieków, dochodzenie węzłów splatających „Wczoraj i Jutro”, nagromadzenie kontrastów i przeciwstawnych motywów,
obrazów z życia i śmierci, wiary, miłości, radości i goryczy, swoistej compostelli,
a więc certyfikatu wędrówki człowieczej.
Zaduma nad sensem życia jest głęboko osadzona w wierze katolickiej. Twórczość moja jest ciągłym sądem wewnętrznym, rozterką, wewnętrznym dialogiem sumienia, lecz daleko jej do „kompleksu kaptura” – odgrodzenia się od świata, od gniazda dusz. To jest miłosne wyznanie złożoności świata, bo każda twórczość powinna być
niczym owoc, który jest nie tylko przysmakiem, ale i pokarmem, który nie tylko smakuje, ale i syci.
Każdy poeta czy prozator winien być uskrzydlony przez Boga nie tylko dla siebie,
ale i dla ludzi, by mogli go rozpoznać w jego utworach. Winien być trybunem
i pulsem czasu, w którym przyszło mu żyć. „Łaska kieratu” winna być jego wewnętrznym
prawem moralnym.
Poza doświadczeniem, a nawet poznaniem jest Ktoś kto obserwuje nasze cierpienie i dylematy, które w sobie roztrząsamy. W tych rękach przeznaczenia, w tym kole ludzkości, usadowił się sekret pośrodku, który wszystko wie.
Sfera przeżyć religijnych jest najbardziej osobistą sferą, a stosunek jednostki do
Stwórcy jest najgłębszą intymną sprawą. Pisząc o Bogu moje serce staje się spokojne i ufne
i nie ma już w nim niepokoju, bo wiara przemawia do mnie – będzie dobrze. Wtedy
z mojego serca płynie uniesienie i strumień słów, bo nie jest mi wstyd, że wraz z innymi
przed Nim się uginam.
Magia duszy polega na tym, że potrafi zbierać światło nawet w chwilach wielkiego bólu.
Gdy spotyka nas cierpienie, intuicja tak ustawia żagle, by powiodły nas one
w dobrym czy zbawiennym kierunku i to może być nasze przeznaczenie. Ucząc się żyć
całą duszą uczymy się maksymalnie „chwytać dzień”. Bo sam sens życia wynika z logiki
działań codziennych, bo wartość życia można mierzyć doskonałością tego co się robi,
doskonałością opanowania warsztatu i choćby tym, by nasz czas nie stał się czasem pustym.
*
*
*
Znów ulatuje z chmurą liści jesień
pod lasem czają się zamglone cienie
tęsknota dławi pierś pełną uniesień
w dłoniach zdarzeń widzę twe spojrzenie
Przytul mnie mocno nie pytaj o więcej
moja pamięć jest stadem spłoszonych gołębi
Im bardziej Cię nie ma tym bardziej goręcej
szukam Ciebie oczyma w serca mego głębi
Jesień a w niej zamglone twoje oczy
piersi dojrzałe jak w sadzie owoce
srebrnojesienna przez pola się toczy –
smutkiem jakimś płacze w załzawionej nocy
Która to noc chyli się nade mną i blednie
wsłuchuje się w cichy oddech trwania
I żali się westchnienie w mym sercu na dnie
bo jesień jesień kolejną dogania
*
*
*
Wzeszło słońce
i ogrzało Twoje motyle skrzydła
W kielichach kwiatów
zapaliło się wzruszeniem
Zbieramy okruchy szczęścia i
sycimy się zapachem lata
Razem stroimy
tę najcieńszą strunę niepokoju
W ścianach naszych ramion
kryjemy nadzieję i
spijamy wzajemne pocałunki
Na płótnie mojego obrazu
Pochyla się nade mną kolejny zmierzch.
W poczekalni do zaświatów
gra cisza rozłożona na głosy i
miarowo tłucze się do zakrystii wspomnień
Myśli są jak wahający się linoskoczek
gdy wycinam Twoje imię z cienia
i oczy z długiego wieczoru wtedy
poezja staje się wiecznym piórem
Twoja przyjaźń jest moim światłem.
Grzebykiem wiatru rozczesuję Ci włosy
otwieram przed Tobą witryny wyobraźni
kołysany zadumą w aureoli Twych ramion
Tu mamy nasze królestwa ciał
i płyniemy przed siebie pod
masztem wzajemnej odwagi gdzie
widnokrąg wchłania złotą różę słońca
A tam za obręczą horyzontu
w mankietach koszuli czai się strach
W karty grają okoliczne ptaki
o garść nadziei o światło Twoich oczu
Pod skrzydłami marzeń
Każdy mój wiersz przeszedł wiele mostów
pod którymi płynę w źrenicach rzeki bo
wiersz jest niekończącym się gościńcem
Stoję w świetle mojego ludzkiego ubóstwa
klęcząc przyglądam się tej ziemi –
ta ziemia to pęknięty bochen chleba
Litery wydarzeń układają się równo i
moja pamięć wraca jak rzewny refren
z żaglem losu płynie moje przeznaczenie
Teraz słyszę skargę osamotnionego wiatru
bo czasem smutek jest jak wielka rana choć
świat optymistyczny ma swój wymiar
Wiersz jest mi bliski jak koszula ciału
w jej rękawach mieści się miliony moich sekund
i naga modli się do Ciebie moja dusza
Może słuchasz mnie w księżyca oknie
Ty który tworzysz nieznane z niewiadomego
Ty który zwijasz prześwit i rozsiewasz ciemność
Wiem że sumienia nie odnajdę w księgach
ani w modlitwie żebrzącej o łaskę lecz proszę
wpuść pana Cogito do ogrodu wieczności
w głębokim lesie w Trzemeśni, lipiec 2007-08-02
W kroplach czasu
Na płótnie lat przekwitają barwy i
w pamięci płowieją bliskich twarze.
Czujny rachunek sumienia jak kat
nie dopuszcza do żadnego usprawiedliwienia.
Jestem jak wiekowy park zarosły trawą,
utkany z cieni, światła i tęsknoty.
Dzielę powszedni dzień na kromki,
gdy idę przed siebie z dalekiego wczoraj.
Wybaczcie mi pomyłki mojego widzenia.
Idę niepodległą ścieżyną mych wzruszeń do
punktu zbornego prawdziwego symbolu,
do X* – znaku równowagi przeciwieństw.
I znów poranną modlitwą otworzę okna,
gdy wariatom Bóg rozdawać będzie skrzydła
ślęcząc nad sztalugą czasoprzestrzeni
rozpisywać będzie wizje swoich uniesień.
* dwa trójkąty zwrócone ku sobie wierzchołkami symbolizują Boga schodzącego ku człowiekowi i człowieka sięgającego ku Bogu. Symbol odwiecznej prawdy
*
* *
Spóźniony skowronek dzwoni na nieszpory,
po łące błądzą dwie koślawe wierzby i
chmury ścielą ptakom miękkie łoża.
Wtem cerkiew odzywa się wołającym głosem,
w komżach białych brzóz czuję jakby drżenie,
nawet jesień wpina w swe warkocze wrzosy.
W poszumie drzew gra toccata Bacha,
płynie przez pachnące pola skargą i potem,
a ja tu schodzę zboczem mego życia
siejąc słowa wierszy za swym pługiem.
Jeszcze mnie prowadź Biały Obłoku
przed kolejny mój jesienny ołtarz.
Okolice Kołomyi na Ukrainie, sierpień 2007
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Autor:
Tytuł:
Bogusław Nowaliński
Strofy o Krakowie
Stron:
68
Przedmowa
Jerzy Hyrjak
O Krakowie nigdy nie za wiele, nawet jeśli urodziło się
i mieszka w tym królewskim mieście, bo ten podwawelski gród ma
tyle uroku i tajemnic, że nie sposób jest je wszystkie poznać.
O nim to pisał znakomity poeta, Tadeusz Śliwiak.
...Nawet ptak się tym miastem zachwyca
zanim przemknie pomiędzy domami,
każdy węgieł i każda ulica
zna historię jak hejnał na pamięć.
To magiczne miasto jest wyjątkowe pod każdym względem.
Nic dziwnego, skoro jak głosi legenda, powstało z kropli potu uronionego przez
Stwórcę, który pracowicie stwarzał przez siedem dni świat. I nic dziwnego, bo z odległych
galaktyk właśnie tu, gdzie dziś jest Wawel upadł kamień szczęścia zwany czakramem.
A w rzeczywistości Kraków leży w dolinie, którą otaczają od zachodu Pustynia
Błędowska, od północy olkuskie złoża srebra, od wschodu Puszcza Niepołomicka, a od południa złoża solne w Wieliczce.
Niezwykłe i bogate dzieje miasta zapisane są w murach i kamieniach Krakowa.
Nic więc dziwnego, że poeci najchętniej pisali o nich, bo w nich zaklęta jest historia.
Najdziwniejsze jest jednak to, że były to utwory okazjonalne i rozproszone.
Cały tom wierszy o Krakowie dedykowanych temu miastu napisał w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku krakowski poeta Stanisław Franczak, który niczym przewodnik
wędrował z grupą turystów i opowiadał wierszem o poszczególnych zabytkach Krakowa.
Recytowano je w salonach poezji, ale nie na ulicy.
Na lutni brząka Kraków wieżycami kościołów
I Barbakan gra marsza w takt kroków
przechodniów
Tam Wawel jak fortepian narodowych dziejów
Gdy strażak z Wieży Mariackiej wyczarowuje
legendę.
Strofy wierszy Bogusława Nowalińskiego recytować i śpiewać może każdy, kto wcale nie musi gustować we współczesnej poezji. Autor nie zbiera już gromadki turystów wokół
siebie i nie opowiada w formie poetyckiej szarady o zwyczajach i zabytkach, ale idzie niespiesznie ulicami miasta, nucąc śpiewne strofy wiersza, które łatwo zapadają w ucho, bo rym
jest prosty i gładki. Inni podchwytują te strofy i zauroczeni Krakowem tańczą na ulicy, albo
zatrzymują się w zamyśleniu oczarowani widokami miasta. A wtedy, jak mówi autor:
...Zagubimy się pośród ulic,
By podziwiać zakątki miasta
Tam, gdzie można dotknąć historii,
Cennych śladów z początków państwa.
I tak oszołomieni Krakowem, nasyceni historią zanurzamy się w baśń, która dzieje
się na naszych oczach, bo jesteśmy w środku niej i gramy jakąś rolę.
Jaką, to już zależy od nas.
Letni spacer
W cień zaułków, w zakątki Krakowa
Wezmę ciebie na letni spacer.
W jego magii zapomnisz o troskach
I nie będziesz liczyć się z czasem.
Po spacerze pójdziemy do Rynku
Gdzie usiądziesz pod gwiazdą szczęśliwą
W Sukiennicach, tam zdradzę ci sekret
Jak zmieniła me życie ta miłość.
Weź pod rękę świat wyobraźni,
A wraz z nim sny i marzenia
I zasłuchaj się w mą opowieść,
A zachwycę mym grodem cię nieraz.
O tym mieście mogę dzień cały
Mówić, bajać prawić cudeńka.
Całe wieki mu barw dodały,
Stąd mą wiedzę stale pogłębiam.
Utoniemy w bezmiarze przeszłości,
Gdzie mieszkańcy kochali jak dziś
Swoje miasto wspaniałe, godne
W którym żyje prawda i… mit.
Zakochana, jeszcze nie raz
Wierzę, wrócisz by ruszyć w zaułki
Do swych cichych, uroczych miejsc,
Jak wracają do gniazd jaskółki
Kraków śpi
W sen zapadło nocą miasto,
Już zasnęła ma ulica.
Cisza, tylko w poprzek trasy
Chyłkiem, czasem ktoś przemyka.
Wianki
Wokół słychać ciche granie
Świerszcza, nucącego pieśń.
Słaby wietrzyk zabłąkany
Rusza liście pośród drzew!
Kolorowe wianki płyną,
Ukwiecona Wisła.
Kwiat paproci dziś zakwita,
Północ jest już bliska!
Lato w pełni, dzień jest długi,
Ciepłe noce rozgwieżdżone.
Puste drogi i chodniki.
Cisza nocne mroki chłonie.
Kto kwiat zerwie dla dziewczyny,
Spełni swe pragnienia.
Tylko w taką noc szczęśliwcy
Dogonią marzenia.
Nocny fiakier opóźniony
Wraca z pracy w dom, do stajni.
Stukot kopyt, bieg miarowy
W nim takt równy, jednostajny.
Świętojańskie wianki płyną
W zakole Wawelu.
Rozjaśniają taflę wody
Tuż, przy samym brzegu.
On przybliża się, nasila
Klik i klak, klik i klak.
A na koźle dzierży lejce
Pan woźnica, dziarski chwat.
Część z nich środkiem rzeki
Wartko z nurtem płynie.
Smok zdziwiony tę paradę
Obserwuje pilnie.
W dal odjeżdża. Coraz ciszej słyszę
Klik i klak, klik i klak.
W całodniowym swym wysiłku
Przebył długi miejski szlak!
Czasem sam z zachwytu ogniem
Dmuchnie w przestrzeń, w noc.
Chce, by wraz z racami w niebo
Leciał jego głos.
Znika właśnie za zakrętem
Chociaż echo jeszcze niesie
Dobrze znane… klik i klak,
I tak jest przez całą jesień!
Kraków promienieje nocą,
Tańczy w blasku świateł.
Z mostu lecą snopy iskier,
W niebo tysiąc rakiet.
Wśród listowia ptak zakwilił
Szemrze Wisła miastu pieśń.
Kołysanka w dal się niesie
Poprzez ulic głębię, w czerń.
Cisza wokół, a na niebie
Dywan z migoczących gwiazd.
Śpij Krakowie, odpoczywaj
Póki cię nie zbudzi brzask!
Kolorowo i wesoło.
Miasto dziś się bawi.
Strojne wianki z gracją, wdziękiem
Płyną, znikając hen w dali.
Krakowski Lajkonik
W czwartek, tuż po Bożym Ciele,
Norbertanki z rannym świtem
Oczekują jak co roku,
Bractwa włóczków z Lajkonikiem!
On przybywa na dziedziniec
Rankiem w otoczeniu świty.
Bęben bębni, a kapela
Gra kuplety znakomite!
Kolorowo, głośno, groźnie
Prezentują się mlaskoci
Słychać pomruk wiatru w górze,
To chorągwie są w łopocie!
Orszak pamięć przywołuje
Klęski wodza, Tatarzyna.
W jego szatach jak co roku,
Nasz Lajkonik harce wszczyna!
Zgromadzonych gapiów-widzów
Równo dzieli kuksańcami
Swą buławą, co ma w dłoni.
W drugiej sakwę ma z darami.
Każdy dostać chce buławą,
Aby spełnić swe marzenia,
Lecz by wróżba miała moc
Okup w darze wrzucić trzeba!
W swej wędrówce po Zwierzyńcu,
Poprzez sklepy, restauracje –
Zbiera dary, mieszczan bawi
I rozdaje w krąg kuksańce.
Tu zatrzyma się, zatańczy
Na rumaku swoim żwawym.
Tam wypije kufel piwa,
Ciesząc tańcem Kraków cały.
On jadących nie przepuści,
Póki okup mu nie złożą.
Trzeba w sakwę wrzucić pieniądz
Aby ruszyć wolną drogą!
Pochód kończy w środku miasta
Gdzie go czeka sam prezydent.
On od niego bierze haracz,
Później jego zdrowie pije.
Gdy wypije puchar wina
Wykonuje taniec-salut
Z chorągwiami, by pozdrowić
Zapatrzony w niego naród!
W dal się niosą słowa pieśni:
Lajkoniku laj, laj
Poprzez cały kraj, kraj!
Lajkoniku laj, laj
Poprzez cały kraj!
Nasz Lajkonik, ten Lajkonik
Po Krakowie ciągle goni…
Lajkoniku laj…
Ot… i to historii koniec.
Masz kuksańca za nagrodę.
Niech ci on przyniesie szczęście.
Każdy o tym marzy wielce!
Spacerkiem po rynku
Są w Krakowie zaułki ukochane maleńkie,
Są prastare budowle czarujące swym pięknem.
Są dorożki… i Wawel, Sukiennice i Ratusz –
Wszystko to niesie w sobie tajemnice swych czasów.
Otulony historią, pogrążony w fantazji,
budzę ze snu artystów, którzy byli tu ważni.
Oni ślad zostawili wciąż widoczny po sobie,
Warto tutaj na Rynku o niektórych przypomnieć.
Wit Stwosz pozostawił piękny ołtarz w kościele.
Padovano i Gucci budowali tu wiele.
Sukiennice i Wawel zdobił wszak jeden z nich,
Później hale odnowił pan Pryliński – mistrz!
Tu gdzie spojrzysz to przeszłość kłania się nisko, w pas
przypomina odległy, ale też bliski czas.
Każde miejsce ma w sobie historyczne przesłanie –
Od 100 lat sam Mickiewicz tu zagościł na stałe.
Rygier wygrał na rzeźbę konkurs na postać wieszcza.
Ale także Matejce miasto wiele zawdzięcza.
On ozdabiał Mariacki i … malował dla mas.
Budził miłość do Polski kiedy trudny był czas.
Można by jeszcze wiele opowiedzieć o innych –
Szyszko-Bohusz, architekt… kupcy – miastu
przychylni.
Zasłużeni dla Rynku i historii malarze –
Suchodolski i inni, kronikarze wydarzeń.
Tutaj każda z kamienic ma na ogół swą nazwę.
Często herb i zdarzenie które dla niej jest ważne.
Wielu tutaj gościło – ludzi znanych i ważnych:
choćby ci u Wierzynka… O nich wie prawie każdy!
„Pod Krzyżykiem” Jan III Sobieski ucztował,
Nieopodal Kościuszko kilka dni kwaterował.
U Bonerów zaślubił książę Dymitr, Mniszchównę…
Kamienice tu miały towarzystwo przeróżne.
Można by godzinami o przeróżnych snuć baje,
Wiele z nich to pałace wciąż kuszące swym czarem.
Wielkie bale, imprezy… przedstawienia, poeci…,
Pragnąłbym ich historie wszystkim chętnym polecić!
„Pod Krzyżykiem”
Lubię skoczyć gdzieś na piwo, dobrą kawę
Lub na lody, czy kolację ze świecami.
Spotkać starych mych przyjaciół, czy znajomych,
Cieszyć miastem… powymieniać radościami.
W cieniu starych murów, parasoli –
W zależności czy pogodnie, czy też mokro –
Na kanapie, lub w fotelu się rozsiadam…
I już trwa rozmowa, jest beztrosko.
A widoki sam wybieram, co chcę widzieć,
Czy Sukiennic piękne łuki, czy Mariacki.
Lub Adama na cokole z wlotem Grodzkiej,
Albo Ratusz i dorożki moje bratnie.
Dzisiaj siadam, gdzie ucztował król Sobieski.
(Nadał herb tu gospodarzom – „Starykoń”.)
Restauracja „Pod krzyżykiem” się nazywa
I jak dawniej w niej ucztować wszyscy chcą!
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Stron:
156
Pożegnanie Lata Pisarzy
i Artystów
Przedmowa:
Stanisław Franczak, Andrzej Radniecki
ROMA ALVARADO-ŁAGUNIONOK
Wspomnienie tropikalne
Uprzędłam długą smugę światła
z obcego słońca
pamięci
gwiazd
– wzmocniłeś ją
czerwoną ziemią
a deszcz utkał z niej
sieć –
w płatki katlei
nas ubrałam
lotem kolibra przeplotłam czas
I było Eldorado
Rozerwał je
gorący wiatr
JÓZEF BRATKO
IGNACY S. FIUT
Melodia starych pól
Pirat
Jaka pieśń sławić będzie czyny gdy
pole bitwy zasłane trupami
idea w strzępy ubrana mundurów i
cienie sępów na niebie?
brodaty czerwienią jarzębiny
smukły szarą zielenią jesiona
nękany krągłymi pośladkami
i wzdętymi piersiami kobiet
w zapoconym wagonie
tramwaju
koczuję jak przyczajony pirat
z moim statkiem-widmem
wypchanym łupami
na plecach i dryfujemy tak
po ulicach Krakowa nad
głowami gęstych ławic
przechodniów
Komu błyszczące epolety kiedy
krew po ostrzach spłynęła bagnetów
wysuszone płaczą źrenice i
prawa nauki w stalowe zakuto pancerze?
Czyją skroń przyozdobi laur gdy
cmentarze skryły bohaterów
słowa wydarto marzeniom a
rany ziemi zostały jątrzące?
Jakie prawdy zapisze historia gdy
szept pacierzy zagłuszy wiatr i
liść przyozdobi grób jak
na brzeg przez fale wrzucony śmieć?
i tylko ta żebrząca staruszka
ten bezpański chudy pies
wołają o pomstę do nieba
tam jednak nikt nie słucha
nawet aniołowie poszli
na pielgrzymkę poza
granice wieczności
Kraków, 29 sierpnia 2008 r.
MARZANNA FIAŁKOWSKA-PYZOWSKA
JERZY FRANCZAK
Obsesja 2
Notatki z nieudanej pielgrzymki
Widziałam
napastliwe Erynie
rozrywały na strzępy
Twoje ciało
wpijały się w usta
dzieląc się
Twoimi ramionami
skurczyłam się
z bólu
do rozmiarów
liścia płynącego
czernią
rzeki Styks
1. Pantomima stewardessy,
która mową gestów objaśnia
jak założyć maskę tlenową.
2. Zakonnicy czytają gorliwie gazety,
podczas gdy ziemia maleje pod nami
jak zgubiona chustka do nosa.
3. Piszę te słowa, siedząc na ułomku tympanonu.
Skośnoocy turyści oglądają mnie jak zabytek
i robią mi zdjęcia.
4. Nasze zdjęcia powtórzą podszepty wiatru;
powiedzą za nas rzeczy,
o których nie śniło się naszym bedekerom.
JÓZEF JANCZEWSKI
W Białoprądnickim Dworku
W literackim kotle dziś mobilizacja. Już palą się wszystkie lampy oświecenia
i schodzą się z różnych stron namaszczeni. Niektórzy to nawet mają ukryte uczucia, stabilny życiowy rytm i podręczny asonans. Będzie publiczna licytacja poetów o ambicjach daremnych, ze stanami zapalnymi i zadyszką pod górę, ulepionych z urojeń, prywatnych
uniesień i niespotykanych upadków.
Nie każdego Bóg czarów nauczył choć mają już odciski na palcach u rąk. Na
pocieszenie w czterech kątach jedna perła i dwa diamenty.
Tylu tu, że zasłaniają niebo, mocują się w mojej głowie
z drzazgą pamięci. Nie pomoże woda święcona ani sto dni odpustu, bo w tym wszystkim
zaginęła gdzieś czarna skrzynka
z muzyką strof.
Tymczasem jubiler poeta został napadnięty w ślepym zaułku, lecz tym po piórze
pozostawił ambitne przesłanie: opiszcie wierszem własne twarze i człowieka, który siedzi
naprzeciw.
Oto niełatwe zadanie domowe.r.
ALEKSANDER JASICKI
Na cerkwę, na chyże spaloną
1.
Choćby siemię lniane na płótnie poprzykładał,
liść babki,
albo obrączką wybaczenia potarł –
będzie trwał ten jęczmień pod powieką lasu,
w oku samosiejką ropiejącej drzazgi...
A przecież się te wioski trzymały za ręce,
Na oczach struchlałych drzew się odbyło...
las ze strachu umierał
gdy wieś obudzona
w piwoniach ognia stawała niepojętych...
Latarką Luny zbrodnię oświetloną,
za dnia lustro słońca odbija przerażone.
Zwłaszcza świtem
wiatr pogwizduje na zgliszczu lacrimosę
z nut zapisanych w pięcioliniach pokrzyw;
łzy nocy – oto
czym poranna rosa wtedy była...
tańczyli po weselach Rusnaki z Lachiwkami
przepijały do dołynian krasne koroliwki
ksiądz z popem do jednych zaruczyn siadali
JULIAN KAWALEC
Ty życie
Ty życie
Ty bańko mydlana
Każą mi cieszyć się tobą
Bańko
Jesteś cieniutka
Ale fragmentami
Pięknie błyszczysz
Złocistość się panoszy
Ale nie daje się jej
I walczy o pierwszeństwo
Zaborcza błękitność
Pomiędzy nimi drobinki
Siedmiobarwnej tęczy
Błyszczenie trwaj
Modlisz się do bańki
I ona cię wysłuchuje
Ale bardzo tęskni do pęknięcia
Żeby sobie ulżyć
Faluje swoją ledwie istniejącą
Ścianką
Ale nie pęka, bo masz
Ochotę nacieszyć się kwiatami
Nadchodzącej wiosny
Nie pęka ale cię upomina
Ciesz się ponad miarę
Aż do zmęczenia
Ale się ciesz
Bo ta radość musi
Zwyciężyć smutek
Którego ci napędzają
Szare i ciemne plamy
Wędrujące po wewnętrznej
Ścianie bańki
One sprawiają że
Mętnieją jej kolory
Złocistość i błękit
Odpryski siedmiobarwnej tęczy
Już nie te same
Takie jakieś szare ziemiste
Cieniutkie ściany bańki
Staną się jeszcze cieńsze
I jeszcze cieńsze
Aż pękną i zginą w powietrzu
Ty życie ty bańko mydlana
Takiego to spłatałaś psikusa
ANNA KAJTOCHOWA
*
*
*
Ktoś powiedział:
– to nie ja,
to życie pisze
i nas prowadzi
w zachwaszczone dróżki.
Nie wszystkie rośliny
tu znamy Nie wszystkie rabatki
powitają nas znajomym zapachem
fiołków i maciejki.
Ale to nie znaczy
że owe dróżki zawiodą
w najdalsze przestrzenie
kiedyś bliskich marzeń
o czymś, co się nam tylko
wydawało marą albo męczącym
snem łatwym do przerwania.
Jak przerwa to przerwa.
I nie pomogą żadne zaklęcia,
a nawet niespodziewanie
przerwany lot.
22 II 2008
MACIEJ NAGLICKI
BOGUSŁAW NOWALIŃSKI
Matkom poetów
Kawałek bursztynu
Jakże trudno być matką poety
z oczekiwań
nad ranem
i z tych nerwów
na chwilę
odnaleźć...
z niezjadanych kotletów
i ucieczek do nikąd
zrozumieć
z tych rozwodów
ze sobą
stworzyć
normalne życie
Wiatr w podmuchu porwał złote liście
które już pożółkły w ten jesienny czas.
Zawirował jak wtedy… pamiętam twe przyjście:
Spacery nad zatoką i sosnowy las.
Złote wydmy wyniosłe i szeroką plażę.
Pisane na piasku patykiem wyznania.
Wracają wspomnienia – czy dasz temu wiarę,
że z tamtymi treściami serce wciąż się zgadza!?
Idąc plażą znalazłem kawałek bursztynu,
a w nim zatrzymany kolor twoich włosów.
Błysk światła w oddali nagle się rozpłynął.
Nie sposób odgadnąć tajemnicy losu!
nagle przyszedł
jak nigdy
oczy jeszcze w malignie
i przeczytał
zapytał
jakże pięknie
być matką poety
ANNA PILISZEWSKA
Nereida
Falą srebrnie wzburzoną syrenim oddechem
Marszczy się turkusowe sukno przesycone
Solą. Pianą koronek brzegiem obrębione.
Rybią płetwą muśnięte fali głuchym echem.
W sal podwodnych bezkresie, w morszczynu ogrodach
Wieczny spokój, leniwe senne kołysanie.
W muszlach w mułu pokrowcach – sekretny różaniec
Pereł, które przesuwa zielonkawa woda.
A sina nereida w alg lepkiej koronie,
Kusząc młodych rybaków odsłania swe piersi.
Skaczą w odmęt – szaleni, pewni, że są pierwsi!
I z taką świadomością każdy jeden tonie...
BARBARA SZCZEPAŃSKA „JUDYTA”
*
*
*
długo stał na moście patrząc w stronę
rzeki którą sam wymyślił
zdesperowanym samobójcom przypominał
utracony sens życia które kiedyś im dał
karmił łabędzie okruchami
lekceważonego chleba który właśnie
upiekł w słonecznym piecu
po niebie płynęły obłoki które własnoręcznie
uformował z delikatnych skojarzeń
i kropli rozcieńczonego błękitu
w powietrzu przepełnionym drgającymi
drobinkami światła kołysał się świergot
ptaków i brzęczenie drobnych owadów
które nauczył latać obok mknęły
JOLANTA SZWARC
szybkie samochody które przewidział
i podmiejskie autobusy z pasażerami
Liczę lata zawsze do tyłu
których ku ich zaskoczeniu pozdrawiał
niedaleko mostu na łące usiadło ich dwoje
obejmowali się z czułością po chwili
Za plecami co było,
dziewczyna podała chłopcu dojrzałe
już martwe i niegroźne.
jabłko jak wtedy w wyśnionej przez
Brzemienne chmury rodzące błyskawice
nich krainie którą im stworzył
rozwiał wiatr.
wtem z pobliskiego drzewa w stronę
Zniknęły półkoliste tęcze
dziewczyny podpełzł dosyć rzadko
rozpięte między niebem a ziemią.
spotykany w tej okolicy wąż
Liczę lata, gdy w rękach obracam
chłopiec zręcznie pochwycił go i zabił
grudkę bursztynu z zaskoczoną muchą.
Bóg uśmiechnął się znacząco
Nie zdążyła nawet zwinąć skrzydeł.
Jej jest zalała kropla żywicy.
Ja i ta sprzed czterdziestu milionów lat,
prakrewna natrętnej muchy, którą czasami gazetą
z najświeższymi wiadomościami.
Ciągle jakoś jest.
Często zaglądam w bursztynowe trumny,
stroję się w nie na ulicę.
I tak chodzimy, ja i czterdzieści milionów lat,
za moim cieniem, dopóki słońce pozwala.
KRZYSZTOF TORBUS
Bossa nova z łezką
Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi
do i z domu
ktoś umiera, ktoś się rodzi
na złość komuś
Coś się dzieje, coś się plącze
coś koniec z końcem wiąże
jak zwykle
Ktoś spotyka kogoś
z kimś się żegna
ktoś na kogoś czeka
może przyjdzie jednak
choć brakuje słońca ciepła
choć przez chwilę jeszcze nie płacz
Wszystko było, wszystko będzie jeszcze
i muzyki i liryki, wiersze, deszcze
kwiecień z kwietniem
wrzesień z wrzosem
z grudą grudzień
i zmęczeni latem
albo sobą ludzie
Tyle mamy minut, tyle godzin
i cóż z tego, że odchodzi ktoś
lub ktoś przychodzi
niepotrzebna tu rozmowa
rozumiemy się bez słowa
najnormalniej
najcodzienniej
najserdeczniej
Wszystko było, wszystko będzie jeszcze?
JANUSZ TRZEBIATOWSKI
Wiosna
dziś
nad łatą
beskidzkiego śniegu
wzbił się
żółty motyl
wiosenna chmura
słońca
wpatruję się
do bólu
w nadzieję
spełnionego
lata
WIESŁAW JAROSZ
Co komu lepiej zrobić
Każdy ma jakieś
zmartwienia swoje
ale najlepszym na nie
jest umyć sobie głowę.
Byleby nie
umywać się lejąc
za bardzo zimną wodę
na bardzo rozpaloną głowę.
Czyli nie ma co
szukać w kim tego
co jest w sobie wyjściem
z niejednego nie takiego siebie.
Witamy na stronach Wydawnictwa
Stowarzyszenia Twórczego
Artystyczno-Literackiego w Krakowie
i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą
Tytuł:
Pokłosie VII Ogólnopolskiego
Konkursu Literackiego
i Rzeźbarskiego
im. Emila Zegadłowicza 2088
Stron:
60
Od redaktora
Pokłosie VII Ogólnopolskiego Konkursu
Literackiego i Rzeźbiarskiego
im. Emila Zegadłowicza
2008 r.
Józef Janczewski
To już VII Zeszyt Literacki „Okolic Czartaka”, który
oddajemy do rąk Czytelników. Jest on pokłosiem VII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego i Rzeźby (Płaskorzeźby)
Ludowej im. Emila Zegadłowicza. Ogłoszenie wyników konkursów nastąpiło w Gorzeniu Górnym k. Wadowic w Muzeum Emila Zegadłowicza 14 czerwca 2008 r.
Z niemałym trudem Zarząd Główny Stowarzyszenia
Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie wywiązał
się w stosunku do laureatów w obu dyscyplinach biorących
udział w konkursie, w wyłonionych przez dwa niezależne jury.
W tym miejscu składamy serdeczne podziękowanie sponsorom, a wśród nich Starostwu
Powiatowemu w Wadowicach za albumy „Polska – Małopolska”.
Stowarzyszenie wraz z Fundacją Czartak w Gorzeniu Górnym od wielu lat są
nie tylko organizatorami imprez artystycznych, konkursów poetyckich, ale też animatorami Ogólnopolskiego Konkursu Rzeźby (Płaskorzeźby) Ludowej, którego twórcy ludowi, dzięki swej hojności, wzbogacają zbiory muzeum. Organizatorzy są usatysfakcjonowani tym, iż w obu ogłoszonych konkursach, z każdym następnym rokiem biorą także
udział coraz to inni rzeźbiarze oraz poeci. Niestety, niektórzy poeci nie dostosowali się
do tematu „Krajobraz ziemi ojczystej”. Jest to wymóg niezwykle istotny, bo jeśli tematem przewodnim jest np. Jesienna miłość, to nadsyłane wiersze powinny opiewać różne
oblicza tej miłości. Poziom artystyczny konkursu poetyckiego był na średnim poziomie,
choć kilka wierszy było ponad przeciętność i o nich jest adnotacja w protokole.
VII Zeszyt „Okolic Czartaka” zawiera wiersze laureatów oraz kilkanaście wierszy godnych poznania, jak chociażby tryptyk
ISBN83-60366-31-4
EAN9788360366318
Antoniego Mleczki, godło „Franciszek Tuja”. W zeszycie ujęte są również fotografie z wystawy prezentującej rzeźbę (płaskorzeźbę) ludową.
Chciałbym pokrótce ustosunkować się do wierszy Anny Piliszewskiej, godło „Absynt”. Jeden z nich nosi jakże wymowny i dający do myślenia tytuł Spowiadam się tobie. Bo
te wiersze rodzą się z poczucia pierworodnego zespolenia z naturą. Wiersze te rodzą się
w pieśni pośród otaczającej nas przyrody, która urzeka, jest pozaludzka, niepodległa, jej
suwerenność wyraża się przez personifikację nadającą złudny pozór człekokształtności
wszystkiemu, co objęte jest ludzkim rozumem. Poezja Piliszewskiej nie traktuje sztuki dla
sztuki, ale zwraca naszą uwagę ku światu, wyostrza naszą wrażliwość, pierwotną poetyckość rzeczy, zdarzeń, możliwości. Tworzy w swych wierszach impresje, jest w nich koncepcja poetycka – podobnie jak w wierszach Anny Mróz godło „Skrzydlate warsztaty”. Tu
słowa poetyckie mają nie tylko swoją wagę, ale swoją określoną funkcję kreacyjną.
I wreszcie prozatorska saga, tryptyk rozpisany w formie trzech wierszy, a opisujący
stany ducha trzech pokoleń, po mieczu. Kiedy czytam pierwsze wersy wiersza pt. Dziadek
Jan nasuwają się na pamięć słowa z Genesis, 3,19:
Bóg rzekł do Adama: W pocie oblicza twego będziesz jadł chleb
Wiersz rozpoczyna się od celebry kreślenia znaku krzyża na chlebie. Chleba, jako najwyższej ofiary i świętości, daru Boga, daru, któremu należy się szacunek, który jest do dziś symbolem trudu i rzetelnej ciężkiej pracy. Wielu już zapomniało, a nawet nie wie o tej tradycji, potrzebie i obowiązku. Znak krzyża zapewnia ochronę, zdrowie, znak wtajemniczenia i błogosławieństwa.
Czytam wiersz Antoniego Mleczki pt. Wnuk i syn i nasuwa mi się taka refleksja. Wiara
jest niczym ogień. Jeśli człowiek zbytnio się zbliży, oparzy się, jeśli zbyt się oddali od niej,
zziębnie. Pozostaje więc człowiekowi ogrzewać się w ogniu mądrości. Jeśli pochodzisz z tego
miasta, postępuj według jego zwyczajów, co jest aluzją do tego, że jeżeli wyszło się z tak zacnego gniazda, niech to gniazdo ma swój wpływ na tradycję i zwyczaj w następnych pokoleniach.
Człowiek ma trzy rodzaje imion; to jakim nazwali go rodzice, to jakim nazywają go ludzie, i to,
jakim zapisany będzie w Księdze Żywota, w księdze sprawiedliwych.
Organizatorzy konkursu życzą Czytelnikom przyjemnej lektury.
Gorzów, 16 czerwca 2008 r.
Protokół
z posiedzenia jury VII Ogólnopolskiego
Konkursu Poetyckiego im. Emila Zegadłowicza
organizowanego przez Stowarzyszenie Twórcze
Artystyczno-Literackie w Krakowie
Na posiedzeniu w dniu 23 maja 2008 r. jury w składzie:
Maciej Naglicki
– przewodniczący
Józef Janczewski
– członek
Bogusław Nowaliński
– członek
po zapoznaniu się z nadesłanymi na konkurs zestawami wierszy postanowiło przyznać:
I miejsce– Zygmunt Adamkiewicz godło „Waga”
za wiersz pt. Zakątek mojej ziemi i Brzemię
ziemi.
II miejsce
– Maria Kantor godło „Zielonooka”
za wiersz Z ogromnego niepokoju serca.
III miejsce
– Bogdan Nowicki godło „Sól”
za wiersz pt. Dialog retoryczny.
Ponadto jury stwierdza, iż zestaw zgłoszony przez p. Annę Piliszewską godło „Absynt”
w sposób istotny wyróżnia się od pozostałych zgłoszonych do konkursu wierszy. W związku z tym, iż p. Anna Piliszewska w poprzedniej edycji konkursu zdobyła
I miejsce, postanowiono tym razem uhonorować autorkę przez taką adnotację w protokole
oraz drukiem jej wierszy w książkowym podsumowaniu Konkursu VII edycji.
Na tym protokół zakończono i podpisano (podpisy jury).
Kraków, 23 maja 2008 r.
.
Protokół
z posiedzenia jury VII Ogólnopolskiego
Konkursu na Rzeźbę (Płaskorzeźbę) Ludową
im. Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym
organizowanego przez Stowarzyszenie Twórcze
Artystyczno-Literackie w Krakowie
Na posiedzeniu w dniu 14 czerwca 2008 r. jury w składzie:
Helena Fortuna – przewodnicząca
Ewa Wegenke
– członkini
Janina Dyrcz
– członkini
Henryk Czubała
– członek
po zapoznaniu się z nadesłanymi na konkurs pracami postanowiło przyznać:
I nagroda
II nagroda
III nagroda
Wyróżnienie
– Zbigniew Sajdak
– Krystyna Opyrchał
– Eugeniusz Bogucki
– Bartłomiej Trzop
Na tym protokół zakończono i podpisano (podpisy jury).
Gorzeń Górny, 23 maja 2008 r.
„WAGA” ZYGMUNT ADAMKIEWICZ
Brzemię Ziemi
Nigdzie jak tu widać
Ziemię
Staje dęba
wysoko ponad morze
Daleko jej
do tamtych wód
bliżej niebo
Jest pode mną
nade mną
i obok mnie
Tyle siły w tej Ziemi
Wypina się
Dźwiga jodły i świerki
wiecznie zielone
Tyle siły jest w Matce
co nosi swe brzemię
Górę z własnego ciała
w pozorną przypadłość przedmiotów
kiedy
mówisz imię wyryte
w korze
„ABSYNT
ANNA PILISZEWSKA
Sen
Kiedy wychodzisz z sepii
tamtej fotografii – wiesz – mojej ulubionej
i stukasz w bramę snu,
widzę ciebie oczyma kilkuletniej dziewczynki:
twoje palce siwieją od rannego chłodu; znam na pamięć
tę bliznę podłużną w zagłębieniu dłoni – otwórz! –
mówię – a pokażę ci twoją złotą linię serca – zobaczysz,
że pamiętam!
Śmiejesz się – zakwitają
wczesne malinówki – nim dojrzeją, obrywasz
w marzeniach owoce. Ręce pachną ci trawą, liśćmi
pomidorów, a różowe paznokcie ziemią mocno
spulchnioną – mieszka w nich sens i spokój dziecięcego
istnienia.
Dotykasz kropli deszczu na koniuszkach warkoczy. Ile
możesz mieć lat,
jeśli ja mam wciąż osiem?
Potem, gdy znów przed lustrem układam ci włosy, a ty
strząsasz szept
snu –
żylastą, pobrużdżoną dłonią chwytasz światło,
kamienia...
„ONET” EMIL BIELA
Nawieżne krzyże
Znicz słońca swym wiekuistym światłem
Pobożnie oświetla nawieżne krzyże
Dodaje im rdzewiejących sił
Strzeże domowych gniazd
Ptasich i ludzkich
Nawieżnymi krzyżami
Przez całe wieki
Podpierane jest nasze niebo
By nie runęło na ziemię z aniołami
Na nawieżnych krzyżach
Oraz z duszami wszystkich zmarłych
I nie uczyniło nieoczekiwanie oczekiwanego Nie ma Zamordowanego Nazaretu
Nie ma jego pasyjnej męki
Sądu Ostatecznego
I w tym jest nawieżne pocieszenie.
„FRANCISZEK TUJA”
ANTONI MLECZKO
Ja – wnuk i syn
Obowiązkowo zostałem
Ministrantem
Confiteor wykułem na pamięć
Chociaż nie wiedziałem
Co znaczy ta modlitwa.
Najchętniej chodziłem
Na wieczorne majówki,
Bo mogłem spotykać się z Anią S.
Przyznaję, że lubiłem roraty
Zwłaszcza w okresie nauki w liceum.
Służyliśmy całą męską, klasową piątką
Do mszy naszemu księdzu Mieszkowi T.
W studenckich czasach jeździłem
Do klasztorów
Na akademickie dni skupienia...
Szukałem Pana Boga podczas
Tatrzańskich wędrówek
Nosząc w plecaku fragmenty
Ołtarza, który rozkładaliśmy na kamieniu
Ponad tysiąc metrów powyżej morza...
Dotykając chmur byłem szczęśliwy
I pełen wiary... że spotkam Boga,
Że uwierzę.
„AWAL”
Życie
Sprowadziło mnie z gór modlitwy
W szare doliny codziennych wątpliwości,
Pytań bez odpowiedzi...
Zostałem niewiernym Tomaszem
I Piotrem, który wyparł się
Pana...
Ja nie wyparłem się.
Wciąż szukam swojego Boga
Chociaż wcale nie pomagają mi w tym
Budowane w pośpiechu nowe kościoły,
Słowa niezgody i nienawiści, które padają
Z niektórych ambon,
Pierwszokomunijne uroczystości urządzane
Z przepychem w zarezerwowanych wcześniej
Knajpach i restauracjach niczym weselne
Uczty...
Ale ja czuję, że jesteś obok mnie
Mój nieodnaleziony wciąż Boże!
Czuję że czuwa nade mną nieznana mi
OPATRZNOŚĆ
ANDRZEJ WALA
Roztrwonienie
Wypaliła się we mnie szalona miłość
i dymi czarną spękaną głownią
na pobojowisku odległej młodości
pokrytym siwym pudrem popiołów
Głupi swą zuchwałością strateg
roztrwonił swe siły zmęczył
a po razach i klęskach
porzucając spontaniczność
umknął sromotnie
w mury cynizmu i ostrożności
To jego więzienie
w którym odsiaduje
dożywocie
POZA KONKURSEM
BOGUSŁAW NOWALIŃSKI
Emilowi Zegadłowiczowi
Na tym biurku nadal leży jego pióro,
choć atrament wysechł w kałamarzu.
W południowym słońcu pisał swoje książki –
wiersze, prozę lub zwyczajnie, ot po prostu, marzył.
Jeszcze stoi tu kanapa i stoliczek,
przy nim jadał, pił poranną kawę...
Tu rozmyślał o wartościach, treściach życia.
Wypowiadał opinie i własne zdanie.
Czasem drzemał gdy cierpiał, kiedy bolał,
Oczekując lekarza by mu pomógł.
Wciąż wyjeżdżał z Dworku, hen w głąb kraju,
aby pracą fundusze na dom zdobyć.
Dzisiaj pusto w tych pokojach które żyły.
Kiedyś śmiech serdeczny dźwięczał wokół.
Teraz pustka, tylko duch autora „Zmor”,
Korytarzem w nocy wolno kroczy.
Wyjrzy cicho przez okno do ogrodu
tam, gdzie drzewa wyrosły pod niebiosa.
– Wiedz Emilu, tu o tobie nadal głośno.
Odrodziłeś się po latach w swoich „Wrzosach”.
Czasem huczą tu „Motory” w dzień Konkursu
znów rozbrzmiewa twa poezja w starych murach.
Jesteś, żyjesz – wspominają Cię poeci.
Sławią Ciebie, czytają o Twych górach.
Jak co roku, przywołują Cię byś powstał
I przypomniał o wartościach, o swym credo.
– Żyje Dworek choć inaczej jest niż kiedyś...
Twoi bliscy dobrze o tym wiedzą!
MINIFOTOREPORTAŻ
Uroczystość otwiera Stanisław Franczak – prezes Zarządu Głównego
Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego
Przewodniczący Rady Powiatu Wadowickiego Pan Zbigniew Mieszczak wraz z prezesem Stanisławem Franczakiem na próżno oczekują
laureatów konkursu literackiego, którzy nie dojechali...
Za to w konkursie na rzeźbę ludową laureaci dopisali. Na zdjęciu
wręczenie I nagrody, którą zdobył p. Zbigniew Sajdak
Pani Krystyna Opyrchał odbiera nagrodę za II miejsce
Za zdobycie III miejsca w konkursie pan Eugeniusz Bogucki odbiera
nagrodę z rąk przewodniczącego
Młody adept sztuki rzeźbiarskiej wyróżniony w konkursie
dziękuje jury
A teraz pora na zwiedzanie wystawy
I jeszcze pamiątkowe zdjęcie z córką Emila Zegadłowicza
Panią Rudel Atesą, pierwszy z lewej stoi Henryk Czubała
– przewodniczący Rady Fundacji Czartak,
a pierwszy z prawej red. Jerzy Hyrjak

Podobne dokumenty