wydawnictwa stowarzyszenia twórczego literacko
Transkrypt
wydawnictwa stowarzyszenia twórczego literacko
Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Autor: Tytuł: Stron: Stanisław Franczak Wawrzek Basista i inne opowiadania 154 Od wydawcy Opowiadania Stanisława Franczaka są kontynuacją tematyczną wcześniejszych jego książek prozatorskich, poczynając od powieści autobiograficznej „Czerwony Scyzoryk” (1997), opowiadań „Charakterniki” (1998) i „Horyzonty” (2002), aż po kolejną powieść „Skarbonka snów” (2006). Wszystkie te książki osadzone są głęboko w realiach dawnej beskidzkiej wsi, w której upór i wiara w ideały dobra, kultywowanie tradycji i obyczajów, przywiązanie do „małej Ojczyzny” składają się na swojski obraz tego regionu. Tytułowy bohater książki Wawrzek Basista jest dziwakiem, który ma wyraźne konotacje z Jankiem Muzykantem, ale Wawrzek muzykę podporządkowuje tragicznej miłości do czarnookiej Cyganki. Tę nowelę filmową autor napisał dla wybitnego reżysera Witolda Leszczyńskiego znanego choćby z takich filmów jak „Żywot Mateusza”, „Konopielka”, czy „Siekierezada”. Niestety, jego przedwczesna śmierć przekreśliła plany realizacji tego dzieła. Opowiadanie „Janosik spod Babiej Góry” opiera się na partyzanckiej biografii Jana Sałapatka z Jachówki. Autor do opowieści dziecka o „Jaśku” dołącza m.in. autentyczne materiały, takie jak „zeznania” jego siostry i głosy ludzi, którzy w sposób różnorodny i niejednokrotnie wykluczający się wzajemnie zapamiętali tę postać. Ten żołnierz antykomunistycznego podziemia był bohaterem regionu podhalańskiego, walcząc samotnie przez dziesięć lat o wolną Polskę, wymykając się wszelkim obławom i zasadzkom. Do końca wierzył w rychły wybuch III wojny światowej, dzięki której nasz kraj stanie się niepodległy. I tylko mistyfikacja Urzędu Bezpieczeństwa polegająca na zorganizowaniu spotkania z „przedstawicielami” rządu londyńskiego doprowadziła w 1955 roku do jego tragicznej śmierci. Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Autor: Tytuł: Julian Kawalec Powrót z Nieba Stron: 184 „...bo czyha na was życie” Maciej Naglicki Stowarzyszenie Twórcze Artystyczno-Literackie wydało kolejną książkę autorstwa swego honorowego prezesa, nestora polskich pisarzy, Juliana Kawalca, Powrót z nieba i inne utwory. Jest to wybór zawierający zarówno utwory prozatorskie, jak i pisane wierszem. Celowo nie stwierdzam „epickie” i „liryczne”, bowiem Julian Kawalec od niemal zawsze w swym widzeniu i kreacji świata przedstawionego był poetą, w sposób tylko sobie właściwy, łącząc obserwatorski zmysł epika, wręcz reportażysty, z lirycznym przetworzeniem poprzez własną osobowość, często biografię. To specyfika warsztatu Juliana Kawalca, z czym wszyscy, którzy Go znamy, zgadzamy się. Zgadza się również autor posłowia do książki – rzetelny krytyk, a zarazem wydawca i animator życia literackiego, Tadeusz Skoczek. Julian Kawalec posiada osobowość niezmiernie specyficzną. Nazwałem Go w jednym ze szkiców „młodzieńczym dziewięćdziesiędolatkiem”. Taki bowiem jest zarówno w życiu, jak i w pasji tworzenia. Ilu młodszych od niego, czy nawet tych najmłodszych, potrafi zachwycić się, ale i zadziwić procesami życia, w każdym jego przejawie? Artysta urodzony w 1916 roku nie jest jednak naiwnym młodzieńcem. Znana i szczególnie ceniona w latach 70. ubiegłego stulecia proza świadczy przecież o wnikliwej i nieraz bardzo krytycznej obserwacji zjawisk społecznych tamtego okresu. Julian Kawalec obserwuje żywioł wsi, która poddawana jest różnym przemianom socjologicznym zachodzącym po II wojnie światowej. Obserwuje również proces przechodzenia ze środowisk wiejskich do miast. Te procesy tworzyły przecież ówczesną rzeczywistość, w dużej mierze oddziałują też na współczesne oblicze naszego społeczeństwa. I nie można o tym zapominać. Julian Kawalec wskazuje te procesy poprzez wielki szacunek i miłość do ziemi przodków, chłopa, wsi. Ale jest to miłość trudna, wymagająca, żądająca ciągłego doskonalenia, wyrzeczenia się zła i fałszu. Od owych społecznych czy nawet historiozoficznych motywów krótka już droga do zachwytu i miłości innej – miłości do natury we wszelkich jej przejawach. Oto losy życiowe przeniosły Go do Małopolski, w tym w jeden z najpiękniejszych jej zakątków – Gorce. Posłuchajmy utożsamienia się jednego z bohaterów opowiadania Testament z ową naturą: „Dziadek lubił łazić po górach, przez cały rok, pogoda nie pogoda, zdziwaczał i tak łaził. A to na Maciejową Górę, a to na Stare Wierchy, czasem, gdy go naszła wielka ochota, powlókł się aż na Turbacz. Miał swoje ulubione drzewa, ulubione hale, ptaki, ścieżki, widoki. Mówił o nich po swojemu, nazywał je, jak chciał. Lubił chodzić sam, bo mógł sobie wtedy pogadać bez świadków z drzewami, z trawą, z odkrytą na cały świat dalą widzianą z góry”. To właśnie specyfika świata pojmowanego przez Juliana Kawalca. Dzisiaj, u progu drugiego dziesięciolecia XXI wieku, postrzegamy, jak wielkie spustoszenie w świadomości czyni tzw. myślenie gotowym obrazem, jak kolejne pokolenia lektury znają jedynie z ekranizacji, a najczęściej z „bryków”. Jak rzadko sięgamy po książkę, która nie jest jedynie „zabijaczem czasu”. Stąd serdecznie polecam książkę, a właściwie duszę i serce tego wspaniałego pisarza i człowieka, który nawet swój wiek wciąga w zbiorową powinność, stwierdzając: „Starość pociąga za sobą obowiązek świadczenia o życiu, ponieważ człowiek stary widzi lepiej, bardziej wyraziście... Literaturę zaś traktuję jak powinność, boleść psychiczną, a nie kapliczkę”. Czas Ty czasie Ty okrutny hultaju Nie masz żadnego opamiętania Pędzisz na oślep W wieczności czujesz się jak w chwili Co urodzisz to zniszczysz Rumiany staje się bladolicy Kwitnący i zaraz więdnący Opamiętaj się I powiedz skąd się wziąłeś Kto ci dał imię Które się pląta w niewiedzy Szukając wiedzy Ale czy ty to wiesz Ty wszystko wiesz I nic nie wiesz Kocham was dzieci Kocham was dzieci, bo czyha na was życie, żeby wam zrobić psikusa. Kocham za wasz uśmiech zgubiony, za łzy daremne, za to, że skrada się do was czas z przemijającą radością i dłuższym niż radość smutkiem. Za to, że minie ufne dzieciństwo i niespełniona dojrzałość, za bezradność na styku przeszłości z przyszłością w wieku średnim. Za to, że skrada się do was na czworakach starość i wyciąga do was rękę, bo chce was zaprowadzić do ziejącego nudą zagajnika, gdzie rosną stare, ledwie już białe brzozy, abyście tam spoczęli na wieki. Tak się trochę pozwierzam Tak się wam trochę pozwierzam. Przyznam się, że lubię niekiedy przychwycić jakąś myśl i zmusić ją, żeby nie uciekała zbyt szybko. Nieco dłużej pomyślałem o wódce i doszedłem do wniosku, że dobrze gdy ona jest. Ale ode mnie zależy, czy stanie się przyjacielem czy wrogiem. Stoczyłem z nią zajadły pojedynek i wygrałem, stała się moim przyjacielem. Kieliszek-braciszek sprawia, że lubisz życie, że błękit zwycięża w kolorach świata. Ale gdy ujrzysz błękit przebłyskujący złocistością, musisz krzyknąć: – Stop braciszku! Chcesz mnie skusić kolorami tęczy, nie dam się. Pozostanę przy błękicie. A ty będziesz kieliszkiem-braciszkiem dopóki błękit nie zacznie ubarwiać się tęczowo. Pozostaniesz kieliszkiem-braciszkiem, gdy błękit przemieni się w szarość, która jest najprawdziwszym kolorem życia. Szarość poprzerywana daremnym uśmiechem i daremną łzą. Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Autor: Tytuł: Stanisław Franczak Wybór wierszy 1998-2008 Stron: 328 „Kryzys kultury jest zawsze... kryzysem człowieka” Maciej Naglicki Prawda zawarta w tytule niniejszego szkicu jest powtarzana od kilku co najmniej dziesiątek lat przez różne gremia i szkoły socjologiczne oraz kulturotwórcze. Zaczęto tę katastroficzną wręcz myśl rozwijać na Zachodzie, mówiąc o procesach przechodzenia od kultur tworzonych spontanicznie (autentycznie) do kultur znormalizowanych (definiowanych niekiedy jako dana cywilizacja), co bywało najczęściej przyczyną upadku kolejnych formacji kulturowych. To teorie amerykańskie. Egzystencjalna Europa również podkreślała zależność i wzajemne niszczenie tych dwóch bytów. Zwraca na to uwagę również Tadeusz Skoczek w swoim rzetelnym i pełnym merytorycznie eseju, będącym posłowiem do ostatnio wydanej książki Stanisława Franczaka, która jest wyborem jego utworów powstałych w latach 19982008. Pozostaje zatem zapytać, czy owe czasowe ramy ograniczają po prostu kolejne dziesięciolecie twórczości pisarza płodnego, rzec można zdyscyplinowanego, w utrwalaniu drukiem swego warsztatu, czy mają również znaczenie merytoryczne, odnoszące się bezpośrednio do znaków artystycznych. Jeżeli weźmiemy pod uwagę procesy i zdarzenia, które w owym dziesięcioleciu miały miejsce, biografię pisarza z jego społeczną aktywnością i wnikliwością oglądu, to z pewnością drugi wariant staje się bardziej adekwatny do zawartości zbioru. Przyjmijmy zatem, że książka w tym zakresie posiada charakter autobiograficzny. Ale przecież procesy, o których była mowa na początku, mają charakter ogólnospołeczny, dotyczą wielkich zbiorowości. Jaki zatem wniosek? Otóż utożsamienie jednostkowego przeżycia z doznaniem uogólnionym, czy po prostu uniwersalnym, to cecha dzieła sztuki, w tym literatury, na poziomie co najmniej wysokim, jeżeli nie najwyższym (to przecież jest jedno z kryteriów zaliczenia do tzw. klasyki). I takim jawi się Stanisław Franczak, choć przecież nie powiedział ostatniego literackiego słowa i pewnie jeszcze nieraz otrzymamy kolejne resume jego twórczości. Tadeusz Skoczek stwierdza, że „(...) oderwany od dzieł, które stworzyły poprzednie pokolenia, i niezdolny do tworzenia nowych, człowiek żyje poza swą prawdą. Jest mroczny dla siebie i innych . Pozornie oczywista myśl staje się jednak kluczem do interpretacji twórczości Stanisława Franczaka. Ale także podstawą rozumienia pojęcia „autentyzm”, które właśnie m.in. przez Tadeusza Skoczka jest od wielu lat przypisywanie temu artyście. Omawiając wielokrotnie twórczość Stanisława Franczaka, starałem się wskazać na jego odchodzenie od nie w pełni jego znaczeń odbieranego pojęcia. Autentyzm staje się zatem pełny wówczas, gdy zauważamy jego dialektykę - rozwój, wynikanie z określonych korzeni, stawanie zalążkiem kolejnej wartości. Wróćmy zatem do stwierdzeniatytułowego. Stanisław Franczak wyraźnie zauważa procesy przewartościowań, ale też pauperyzacji zjawisk kulturowych. Procesy te podkreśla również w swym eseju Tadeusz Skoczek w sposób, rzec można, bezkompromisowy. Nie jest moim zadaniem dogłębna filologiczna analiza. Stąd poprzestanę na kilku powyższych przemyśleniach, polecając książkę piękną, wartościową i jak rzadko kreatywną zarówno w warstwie autorskiej, jak i redakcyjnej. Esej Tadeusza Skoczka pojmuję bowiem jako immanentną jej część, równie potrzebną i trafną. Stanisław Franczak, Wybór wierszy 1998-2008, Bochnia – Kraków – Warszawa 2008 Jesienny powrót do domu Rozstanie Kapelusz zaczął kichać i płaszcz zmarzł na kość dziurawe buty ledwo żywe obrażone na mnie a tu w domu strajk sprzęty grają w karty (czerwona przegrywa czarna wygrywa) czajnik popełnił samobójstwo stół pijany jak bela i papcie chrapią przez sen tylko zziębnięta mucha grzeje się na lampie która puszcza do mnie perskie oko Odjechała a na peronie pełnym obcych oczu została moja po niej pustka którą chowałem teraz głęboko do kieszeni płaszcza razem z dawnymi snami szybko połknąłem tabletkę wieczoru i popiłem szklanką zimnego powietrza na skroni poczułem lufę pistoletu swej ręki który nie wypalił gdy moje nogi wzięły mnie do niewoli pod eskortą poprowadziły mnie do tunelu z czarnym napisem wyjście * * Stara szafa * Pamięci Matki Na Twoim grobie posadzę olchę żeby była wysoka i oczy miała zielone żeby wyszumiała na wietrze wszystkie wieczorne opowieści którymi malowałaś moje noce żeby korę miała chropowatą ja Twój dotyk spracowanej ręki Przyjaźni się z moją babcią przechowując wspomnienia kolorowych sukien wnukom opowiada swoje przedwojenne sny nocami wzdycha do młodego stolarza Na Twoim grobie wyrosną moje przerwane nagle sny jutro potną ja na podpałkę do pieca – będzie dobry chleb powie gospodyni Oddech Oskarżenie Urodziłem się w sadzie pośród drzew i kwiatów które nauczyły mnie mowy mam wielu przyjaciół rozmawiamy o słońcu i ptakach o wietrze i burzy o pszczołach i naszych trawożernych wrogach i wszystkożernych ludziach chowamy się za cień ich kroków za szept krasnoludków za płatek pierwszego śniegu umieramy ze strachu gdy czujemy ich oddech na plecach Twoje krwawiące palce z pogromu poziomek i rubinowe usta pachnące miedzami były dowodem zbrodni za którą skazałem Cię na całą noc ze mną karę odbyłaś bez oporu z żądaniem prolongaty lecz księżyc klawisz nie pozwolił na to teraz oboje zbójujemy w sadzie gdzie rumienią się za nas wiśnie i czereśnie Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Autor: Tytuł: Adam Zieliński Wywiady Stron: 304 Pisarz obu narodów Sylwester Marynowicz Adam Zieliński jako prozaik istnieje na polskim rynku księgarskim od 1993 r., czyli od wydania swojej pierwszej powieści pt. „Garbaty świat” w oficynie Cracovia. Wcześniej ten sam utwór napisany w języku niemieckim ukazał się w Austrii w 1989 r. Pokłosiem pracy twórczej pisarza od tamtego czasu są jego liczne dzieła drukowane w języku polskim i niemieckim, ale także tłumaczone i edytowane na całym świecie. Niniejszy zbiór utworów literackich Adama Zielińskiego wydany pod auspicjami STAL z całą pewnością pozwala czytelnikowi zapoznać się z najważniejszymi dziełami autora „Galicyjskiego prowincjusza”. Składa się nań sześć powieści: „Garbaty świat”, „Cichy Dunaj”, „Niedaleko Wiednia”, „Powrót”, „Wiedeńczycy”, „Nad Wisłą” oraz trzy tomy opowiadań: „Kanalia”, „Twarze”, „Miejsca”, a także edycja wywiadów, jakie z pisarzem przeprowadzili Tadeusz Krasko i Leszek Żuliński. Twórczość Adama Zielińskiego doczekała się w Polsce wielu różnorakich wydań, co pociągnęło za sobą liczne publikacje krytyczne zamieszczane na łamach gazet i w wydaniach książkowych, ale również proza autora „Ku Europie” stała się pożywką dla licznych rozpraw naukowych pisanych przez magistrantów oraz doktorantów. Pośród mnogich nagród literackich jakie wręczono Adamowi Zielińskiemu, by uhonorować jego wysiłek twórczy, dwie mają swoją szczególną wymowę. Jest to nagroda miesięcznika „Literatura” za najlepsze opowiadanie (1999) i PEN Clubu za wybitne osiągnięcia prozatorskie (2007). Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Autor: Tytuł: Józef Janczewski W rękach przeznaczenia Stron: 64 W każdym słowie świeci wiele świateł Józef Janczewski Wszelkie przeżycia zaczynają się od poznania samego siebie, od próby wejścia w swoje wnętrze i we własną psychikę. Tak więc przy pomocy słów zwierzam się nie tylko przed samym sobą, ale i przed światem ze sposobu widzenia mojego świata, zachowując przy tym całkowitą szczerość w tym co czuję i co piszę. Dla zaawansowanych w literaturze łatwo będzie odróżnić język Kochanowskiego od Leśmiana, Tuwima od Norwida, Mickiewicza od Gałczyńskiego czy Szymborskiej od Herberta. Taką pieczęć, cechę, odrębność pisarską staram się zachować w mojej twórczości, by w niej poznać smak i zapach słów, którymi próbuję rozwikłać to wszystko co mieści się w granicach ludzkiej etyki. Czasem poddaję się nastrojom smutku, rozczarowania czy melancholii, ale nigdy nie poddaję się rezygnacji, bo ciągły poryw ku ideałom i wiara w siłę ludzkiego dążenia ku lepszej przyszłości jest przesiąknięta mądrością głębokich uczuć ujawniających istotne związki człowieka ze światem. Jest to żar i rytm wewnętrzny, pierwotne pulsowanie krwi, nieruchomość posągu, mądrość wieków, dochodzenie węzłów splatających „Wczoraj i Jutro”, nagromadzenie kontrastów i przeciwstawnych motywów, obrazów z życia i śmierci, wiary, miłości, radości i goryczy, swoistej compostelli, a więc certyfikatu wędrówki człowieczej. Zaduma nad sensem życia jest głęboko osadzona w wierze katolickiej. Twórczość moja jest ciągłym sądem wewnętrznym, rozterką, wewnętrznym dialogiem sumienia, lecz daleko jej do „kompleksu kaptura” – odgrodzenia się od świata, od gniazda dusz. To jest miłosne wyznanie złożoności świata, bo każda twórczość powinna być niczym owoc, który jest nie tylko przysmakiem, ale i pokarmem, który nie tylko smakuje, ale i syci. Każdy poeta czy prozator winien być uskrzydlony przez Boga nie tylko dla siebie, ale i dla ludzi, by mogli go rozpoznać w jego utworach. Winien być trybunem i pulsem czasu, w którym przyszło mu żyć. „Łaska kieratu” winna być jego wewnętrznym prawem moralnym. Poza doświadczeniem, a nawet poznaniem jest Ktoś kto obserwuje nasze cierpienie i dylematy, które w sobie roztrząsamy. W tych rękach przeznaczenia, w tym kole ludzkości, usadowił się sekret pośrodku, który wszystko wie. Sfera przeżyć religijnych jest najbardziej osobistą sferą, a stosunek jednostki do Stwórcy jest najgłębszą intymną sprawą. Pisząc o Bogu moje serce staje się spokojne i ufne i nie ma już w nim niepokoju, bo wiara przemawia do mnie – będzie dobrze. Wtedy z mojego serca płynie uniesienie i strumień słów, bo nie jest mi wstyd, że wraz z innymi przed Nim się uginam. Magia duszy polega na tym, że potrafi zbierać światło nawet w chwilach wielkiego bólu. Gdy spotyka nas cierpienie, intuicja tak ustawia żagle, by powiodły nas one w dobrym czy zbawiennym kierunku i to może być nasze przeznaczenie. Ucząc się żyć całą duszą uczymy się maksymalnie „chwytać dzień”. Bo sam sens życia wynika z logiki działań codziennych, bo wartość życia można mierzyć doskonałością tego co się robi, doskonałością opanowania warsztatu i choćby tym, by nasz czas nie stał się czasem pustym. * * * Znów ulatuje z chmurą liści jesień pod lasem czają się zamglone cienie tęsknota dławi pierś pełną uniesień w dłoniach zdarzeń widzę twe spojrzenie Przytul mnie mocno nie pytaj o więcej moja pamięć jest stadem spłoszonych gołębi Im bardziej Cię nie ma tym bardziej goręcej szukam Ciebie oczyma w serca mego głębi Jesień a w niej zamglone twoje oczy piersi dojrzałe jak w sadzie owoce srebrnojesienna przez pola się toczy – smutkiem jakimś płacze w załzawionej nocy Która to noc chyli się nade mną i blednie wsłuchuje się w cichy oddech trwania I żali się westchnienie w mym sercu na dnie bo jesień jesień kolejną dogania * * * Wzeszło słońce i ogrzało Twoje motyle skrzydła W kielichach kwiatów zapaliło się wzruszeniem Zbieramy okruchy szczęścia i sycimy się zapachem lata Razem stroimy tę najcieńszą strunę niepokoju W ścianach naszych ramion kryjemy nadzieję i spijamy wzajemne pocałunki Na płótnie mojego obrazu Pochyla się nade mną kolejny zmierzch. W poczekalni do zaświatów gra cisza rozłożona na głosy i miarowo tłucze się do zakrystii wspomnień Myśli są jak wahający się linoskoczek gdy wycinam Twoje imię z cienia i oczy z długiego wieczoru wtedy poezja staje się wiecznym piórem Twoja przyjaźń jest moim światłem. Grzebykiem wiatru rozczesuję Ci włosy otwieram przed Tobą witryny wyobraźni kołysany zadumą w aureoli Twych ramion Tu mamy nasze królestwa ciał i płyniemy przed siebie pod masztem wzajemnej odwagi gdzie widnokrąg wchłania złotą różę słońca A tam za obręczą horyzontu w mankietach koszuli czai się strach W karty grają okoliczne ptaki o garść nadziei o światło Twoich oczu Pod skrzydłami marzeń Każdy mój wiersz przeszedł wiele mostów pod którymi płynę w źrenicach rzeki bo wiersz jest niekończącym się gościńcem Stoję w świetle mojego ludzkiego ubóstwa klęcząc przyglądam się tej ziemi – ta ziemia to pęknięty bochen chleba Litery wydarzeń układają się równo i moja pamięć wraca jak rzewny refren z żaglem losu płynie moje przeznaczenie Teraz słyszę skargę osamotnionego wiatru bo czasem smutek jest jak wielka rana choć świat optymistyczny ma swój wymiar Wiersz jest mi bliski jak koszula ciału w jej rękawach mieści się miliony moich sekund i naga modli się do Ciebie moja dusza Może słuchasz mnie w księżyca oknie Ty który tworzysz nieznane z niewiadomego Ty który zwijasz prześwit i rozsiewasz ciemność Wiem że sumienia nie odnajdę w księgach ani w modlitwie żebrzącej o łaskę lecz proszę wpuść pana Cogito do ogrodu wieczności w głębokim lesie w Trzemeśni, lipiec 2007-08-02 W kroplach czasu Na płótnie lat przekwitają barwy i w pamięci płowieją bliskich twarze. Czujny rachunek sumienia jak kat nie dopuszcza do żadnego usprawiedliwienia. Jestem jak wiekowy park zarosły trawą, utkany z cieni, światła i tęsknoty. Dzielę powszedni dzień na kromki, gdy idę przed siebie z dalekiego wczoraj. Wybaczcie mi pomyłki mojego widzenia. Idę niepodległą ścieżyną mych wzruszeń do punktu zbornego prawdziwego symbolu, do X* – znaku równowagi przeciwieństw. I znów poranną modlitwą otworzę okna, gdy wariatom Bóg rozdawać będzie skrzydła ślęcząc nad sztalugą czasoprzestrzeni rozpisywać będzie wizje swoich uniesień. * dwa trójkąty zwrócone ku sobie wierzchołkami symbolizują Boga schodzącego ku człowiekowi i człowieka sięgającego ku Bogu. Symbol odwiecznej prawdy * * * Spóźniony skowronek dzwoni na nieszpory, po łące błądzą dwie koślawe wierzby i chmury ścielą ptakom miękkie łoża. Wtem cerkiew odzywa się wołającym głosem, w komżach białych brzóz czuję jakby drżenie, nawet jesień wpina w swe warkocze wrzosy. W poszumie drzew gra toccata Bacha, płynie przez pachnące pola skargą i potem, a ja tu schodzę zboczem mego życia siejąc słowa wierszy za swym pługiem. Jeszcze mnie prowadź Biały Obłoku przed kolejny mój jesienny ołtarz. Okolice Kołomyi na Ukrainie, sierpień 2007 Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Autor: Tytuł: Bogusław Nowaliński Strofy o Krakowie Stron: 68 Przedmowa Jerzy Hyrjak O Krakowie nigdy nie za wiele, nawet jeśli urodziło się i mieszka w tym królewskim mieście, bo ten podwawelski gród ma tyle uroku i tajemnic, że nie sposób jest je wszystkie poznać. O nim to pisał znakomity poeta, Tadeusz Śliwiak. ...Nawet ptak się tym miastem zachwyca zanim przemknie pomiędzy domami, każdy węgieł i każda ulica zna historię jak hejnał na pamięć. To magiczne miasto jest wyjątkowe pod każdym względem. Nic dziwnego, skoro jak głosi legenda, powstało z kropli potu uronionego przez Stwórcę, który pracowicie stwarzał przez siedem dni świat. I nic dziwnego, bo z odległych galaktyk właśnie tu, gdzie dziś jest Wawel upadł kamień szczęścia zwany czakramem. A w rzeczywistości Kraków leży w dolinie, którą otaczają od zachodu Pustynia Błędowska, od północy olkuskie złoża srebra, od wschodu Puszcza Niepołomicka, a od południa złoża solne w Wieliczce. Niezwykłe i bogate dzieje miasta zapisane są w murach i kamieniach Krakowa. Nic więc dziwnego, że poeci najchętniej pisali o nich, bo w nich zaklęta jest historia. Najdziwniejsze jest jednak to, że były to utwory okazjonalne i rozproszone. Cały tom wierszy o Krakowie dedykowanych temu miastu napisał w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku krakowski poeta Stanisław Franczak, który niczym przewodnik wędrował z grupą turystów i opowiadał wierszem o poszczególnych zabytkach Krakowa. Recytowano je w salonach poezji, ale nie na ulicy. Na lutni brząka Kraków wieżycami kościołów I Barbakan gra marsza w takt kroków przechodniów Tam Wawel jak fortepian narodowych dziejów Gdy strażak z Wieży Mariackiej wyczarowuje legendę. Strofy wierszy Bogusława Nowalińskiego recytować i śpiewać może każdy, kto wcale nie musi gustować we współczesnej poezji. Autor nie zbiera już gromadki turystów wokół siebie i nie opowiada w formie poetyckiej szarady o zwyczajach i zabytkach, ale idzie niespiesznie ulicami miasta, nucąc śpiewne strofy wiersza, które łatwo zapadają w ucho, bo rym jest prosty i gładki. Inni podchwytują te strofy i zauroczeni Krakowem tańczą na ulicy, albo zatrzymują się w zamyśleniu oczarowani widokami miasta. A wtedy, jak mówi autor: ...Zagubimy się pośród ulic, By podziwiać zakątki miasta Tam, gdzie można dotknąć historii, Cennych śladów z początków państwa. I tak oszołomieni Krakowem, nasyceni historią zanurzamy się w baśń, która dzieje się na naszych oczach, bo jesteśmy w środku niej i gramy jakąś rolę. Jaką, to już zależy od nas. Letni spacer W cień zaułków, w zakątki Krakowa Wezmę ciebie na letni spacer. W jego magii zapomnisz o troskach I nie będziesz liczyć się z czasem. Po spacerze pójdziemy do Rynku Gdzie usiądziesz pod gwiazdą szczęśliwą W Sukiennicach, tam zdradzę ci sekret Jak zmieniła me życie ta miłość. Weź pod rękę świat wyobraźni, A wraz z nim sny i marzenia I zasłuchaj się w mą opowieść, A zachwycę mym grodem cię nieraz. O tym mieście mogę dzień cały Mówić, bajać prawić cudeńka. Całe wieki mu barw dodały, Stąd mą wiedzę stale pogłębiam. Utoniemy w bezmiarze przeszłości, Gdzie mieszkańcy kochali jak dziś Swoje miasto wspaniałe, godne W którym żyje prawda i… mit. Zakochana, jeszcze nie raz Wierzę, wrócisz by ruszyć w zaułki Do swych cichych, uroczych miejsc, Jak wracają do gniazd jaskółki Kraków śpi W sen zapadło nocą miasto, Już zasnęła ma ulica. Cisza, tylko w poprzek trasy Chyłkiem, czasem ktoś przemyka. Wianki Wokół słychać ciche granie Świerszcza, nucącego pieśń. Słaby wietrzyk zabłąkany Rusza liście pośród drzew! Kolorowe wianki płyną, Ukwiecona Wisła. Kwiat paproci dziś zakwita, Północ jest już bliska! Lato w pełni, dzień jest długi, Ciepłe noce rozgwieżdżone. Puste drogi i chodniki. Cisza nocne mroki chłonie. Kto kwiat zerwie dla dziewczyny, Spełni swe pragnienia. Tylko w taką noc szczęśliwcy Dogonią marzenia. Nocny fiakier opóźniony Wraca z pracy w dom, do stajni. Stukot kopyt, bieg miarowy W nim takt równy, jednostajny. Świętojańskie wianki płyną W zakole Wawelu. Rozjaśniają taflę wody Tuż, przy samym brzegu. On przybliża się, nasila Klik i klak, klik i klak. A na koźle dzierży lejce Pan woźnica, dziarski chwat. Część z nich środkiem rzeki Wartko z nurtem płynie. Smok zdziwiony tę paradę Obserwuje pilnie. W dal odjeżdża. Coraz ciszej słyszę Klik i klak, klik i klak. W całodniowym swym wysiłku Przebył długi miejski szlak! Czasem sam z zachwytu ogniem Dmuchnie w przestrzeń, w noc. Chce, by wraz z racami w niebo Leciał jego głos. Znika właśnie za zakrętem Chociaż echo jeszcze niesie Dobrze znane… klik i klak, I tak jest przez całą jesień! Kraków promienieje nocą, Tańczy w blasku świateł. Z mostu lecą snopy iskier, W niebo tysiąc rakiet. Wśród listowia ptak zakwilił Szemrze Wisła miastu pieśń. Kołysanka w dal się niesie Poprzez ulic głębię, w czerń. Cisza wokół, a na niebie Dywan z migoczących gwiazd. Śpij Krakowie, odpoczywaj Póki cię nie zbudzi brzask! Kolorowo i wesoło. Miasto dziś się bawi. Strojne wianki z gracją, wdziękiem Płyną, znikając hen w dali. Krakowski Lajkonik W czwartek, tuż po Bożym Ciele, Norbertanki z rannym świtem Oczekują jak co roku, Bractwa włóczków z Lajkonikiem! On przybywa na dziedziniec Rankiem w otoczeniu świty. Bęben bębni, a kapela Gra kuplety znakomite! Kolorowo, głośno, groźnie Prezentują się mlaskoci Słychać pomruk wiatru w górze, To chorągwie są w łopocie! Orszak pamięć przywołuje Klęski wodza, Tatarzyna. W jego szatach jak co roku, Nasz Lajkonik harce wszczyna! Zgromadzonych gapiów-widzów Równo dzieli kuksańcami Swą buławą, co ma w dłoni. W drugiej sakwę ma z darami. Każdy dostać chce buławą, Aby spełnić swe marzenia, Lecz by wróżba miała moc Okup w darze wrzucić trzeba! W swej wędrówce po Zwierzyńcu, Poprzez sklepy, restauracje – Zbiera dary, mieszczan bawi I rozdaje w krąg kuksańce. Tu zatrzyma się, zatańczy Na rumaku swoim żwawym. Tam wypije kufel piwa, Ciesząc tańcem Kraków cały. On jadących nie przepuści, Póki okup mu nie złożą. Trzeba w sakwę wrzucić pieniądz Aby ruszyć wolną drogą! Pochód kończy w środku miasta Gdzie go czeka sam prezydent. On od niego bierze haracz, Później jego zdrowie pije. Gdy wypije puchar wina Wykonuje taniec-salut Z chorągwiami, by pozdrowić Zapatrzony w niego naród! W dal się niosą słowa pieśni: Lajkoniku laj, laj Poprzez cały kraj, kraj! Lajkoniku laj, laj Poprzez cały kraj! Nasz Lajkonik, ten Lajkonik Po Krakowie ciągle goni… Lajkoniku laj… Ot… i to historii koniec. Masz kuksańca za nagrodę. Niech ci on przyniesie szczęście. Każdy o tym marzy wielce! Spacerkiem po rynku Są w Krakowie zaułki ukochane maleńkie, Są prastare budowle czarujące swym pięknem. Są dorożki… i Wawel, Sukiennice i Ratusz – Wszystko to niesie w sobie tajemnice swych czasów. Otulony historią, pogrążony w fantazji, budzę ze snu artystów, którzy byli tu ważni. Oni ślad zostawili wciąż widoczny po sobie, Warto tutaj na Rynku o niektórych przypomnieć. Wit Stwosz pozostawił piękny ołtarz w kościele. Padovano i Gucci budowali tu wiele. Sukiennice i Wawel zdobił wszak jeden z nich, Później hale odnowił pan Pryliński – mistrz! Tu gdzie spojrzysz to przeszłość kłania się nisko, w pas przypomina odległy, ale też bliski czas. Każde miejsce ma w sobie historyczne przesłanie – Od 100 lat sam Mickiewicz tu zagościł na stałe. Rygier wygrał na rzeźbę konkurs na postać wieszcza. Ale także Matejce miasto wiele zawdzięcza. On ozdabiał Mariacki i … malował dla mas. Budził miłość do Polski kiedy trudny był czas. Można by jeszcze wiele opowiedzieć o innych – Szyszko-Bohusz, architekt… kupcy – miastu przychylni. Zasłużeni dla Rynku i historii malarze – Suchodolski i inni, kronikarze wydarzeń. Tutaj każda z kamienic ma na ogół swą nazwę. Często herb i zdarzenie które dla niej jest ważne. Wielu tutaj gościło – ludzi znanych i ważnych: choćby ci u Wierzynka… O nich wie prawie każdy! „Pod Krzyżykiem” Jan III Sobieski ucztował, Nieopodal Kościuszko kilka dni kwaterował. U Bonerów zaślubił książę Dymitr, Mniszchównę… Kamienice tu miały towarzystwo przeróżne. Można by godzinami o przeróżnych snuć baje, Wiele z nich to pałace wciąż kuszące swym czarem. Wielkie bale, imprezy… przedstawienia, poeci…, Pragnąłbym ich historie wszystkim chętnym polecić! „Pod Krzyżykiem” Lubię skoczyć gdzieś na piwo, dobrą kawę Lub na lody, czy kolację ze świecami. Spotkać starych mych przyjaciół, czy znajomych, Cieszyć miastem… powymieniać radościami. W cieniu starych murów, parasoli – W zależności czy pogodnie, czy też mokro – Na kanapie, lub w fotelu się rozsiadam… I już trwa rozmowa, jest beztrosko. A widoki sam wybieram, co chcę widzieć, Czy Sukiennic piękne łuki, czy Mariacki. Lub Adama na cokole z wlotem Grodzkiej, Albo Ratusz i dorożki moje bratnie. Dzisiaj siadam, gdzie ucztował król Sobieski. (Nadał herb tu gospodarzom – „Starykoń”.) Restauracja „Pod krzyżykiem” się nazywa I jak dawniej w niej ucztować wszyscy chcą! Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Stron: 156 Pożegnanie Lata Pisarzy i Artystów Przedmowa: Stanisław Franczak, Andrzej Radniecki ROMA ALVARADO-ŁAGUNIONOK Wspomnienie tropikalne Uprzędłam długą smugę światła z obcego słońca pamięci gwiazd – wzmocniłeś ją czerwoną ziemią a deszcz utkał z niej sieć – w płatki katlei nas ubrałam lotem kolibra przeplotłam czas I było Eldorado Rozerwał je gorący wiatr JÓZEF BRATKO IGNACY S. FIUT Melodia starych pól Pirat Jaka pieśń sławić będzie czyny gdy pole bitwy zasłane trupami idea w strzępy ubrana mundurów i cienie sępów na niebie? brodaty czerwienią jarzębiny smukły szarą zielenią jesiona nękany krągłymi pośladkami i wzdętymi piersiami kobiet w zapoconym wagonie tramwaju koczuję jak przyczajony pirat z moim statkiem-widmem wypchanym łupami na plecach i dryfujemy tak po ulicach Krakowa nad głowami gęstych ławic przechodniów Komu błyszczące epolety kiedy krew po ostrzach spłynęła bagnetów wysuszone płaczą źrenice i prawa nauki w stalowe zakuto pancerze? Czyją skroń przyozdobi laur gdy cmentarze skryły bohaterów słowa wydarto marzeniom a rany ziemi zostały jątrzące? Jakie prawdy zapisze historia gdy szept pacierzy zagłuszy wiatr i liść przyozdobi grób jak na brzeg przez fale wrzucony śmieć? i tylko ta żebrząca staruszka ten bezpański chudy pies wołają o pomstę do nieba tam jednak nikt nie słucha nawet aniołowie poszli na pielgrzymkę poza granice wieczności Kraków, 29 sierpnia 2008 r. MARZANNA FIAŁKOWSKA-PYZOWSKA JERZY FRANCZAK Obsesja 2 Notatki z nieudanej pielgrzymki Widziałam napastliwe Erynie rozrywały na strzępy Twoje ciało wpijały się w usta dzieląc się Twoimi ramionami skurczyłam się z bólu do rozmiarów liścia płynącego czernią rzeki Styks 1. Pantomima stewardessy, która mową gestów objaśnia jak założyć maskę tlenową. 2. Zakonnicy czytają gorliwie gazety, podczas gdy ziemia maleje pod nami jak zgubiona chustka do nosa. 3. Piszę te słowa, siedząc na ułomku tympanonu. Skośnoocy turyści oglądają mnie jak zabytek i robią mi zdjęcia. 4. Nasze zdjęcia powtórzą podszepty wiatru; powiedzą za nas rzeczy, o których nie śniło się naszym bedekerom. JÓZEF JANCZEWSKI W Białoprądnickim Dworku W literackim kotle dziś mobilizacja. Już palą się wszystkie lampy oświecenia i schodzą się z różnych stron namaszczeni. Niektórzy to nawet mają ukryte uczucia, stabilny życiowy rytm i podręczny asonans. Będzie publiczna licytacja poetów o ambicjach daremnych, ze stanami zapalnymi i zadyszką pod górę, ulepionych z urojeń, prywatnych uniesień i niespotykanych upadków. Nie każdego Bóg czarów nauczył choć mają już odciski na palcach u rąk. Na pocieszenie w czterech kątach jedna perła i dwa diamenty. Tylu tu, że zasłaniają niebo, mocują się w mojej głowie z drzazgą pamięci. Nie pomoże woda święcona ani sto dni odpustu, bo w tym wszystkim zaginęła gdzieś czarna skrzynka z muzyką strof. Tymczasem jubiler poeta został napadnięty w ślepym zaułku, lecz tym po piórze pozostawił ambitne przesłanie: opiszcie wierszem własne twarze i człowieka, który siedzi naprzeciw. Oto niełatwe zadanie domowe.r. ALEKSANDER JASICKI Na cerkwę, na chyże spaloną 1. Choćby siemię lniane na płótnie poprzykładał, liść babki, albo obrączką wybaczenia potarł – będzie trwał ten jęczmień pod powieką lasu, w oku samosiejką ropiejącej drzazgi... A przecież się te wioski trzymały za ręce, Na oczach struchlałych drzew się odbyło... las ze strachu umierał gdy wieś obudzona w piwoniach ognia stawała niepojętych... Latarką Luny zbrodnię oświetloną, za dnia lustro słońca odbija przerażone. Zwłaszcza świtem wiatr pogwizduje na zgliszczu lacrimosę z nut zapisanych w pięcioliniach pokrzyw; łzy nocy – oto czym poranna rosa wtedy była... tańczyli po weselach Rusnaki z Lachiwkami przepijały do dołynian krasne koroliwki ksiądz z popem do jednych zaruczyn siadali JULIAN KAWALEC Ty życie Ty życie Ty bańko mydlana Każą mi cieszyć się tobą Bańko Jesteś cieniutka Ale fragmentami Pięknie błyszczysz Złocistość się panoszy Ale nie daje się jej I walczy o pierwszeństwo Zaborcza błękitność Pomiędzy nimi drobinki Siedmiobarwnej tęczy Błyszczenie trwaj Modlisz się do bańki I ona cię wysłuchuje Ale bardzo tęskni do pęknięcia Żeby sobie ulżyć Faluje swoją ledwie istniejącą Ścianką Ale nie pęka, bo masz Ochotę nacieszyć się kwiatami Nadchodzącej wiosny Nie pęka ale cię upomina Ciesz się ponad miarę Aż do zmęczenia Ale się ciesz Bo ta radość musi Zwyciężyć smutek Którego ci napędzają Szare i ciemne plamy Wędrujące po wewnętrznej Ścianie bańki One sprawiają że Mętnieją jej kolory Złocistość i błękit Odpryski siedmiobarwnej tęczy Już nie te same Takie jakieś szare ziemiste Cieniutkie ściany bańki Staną się jeszcze cieńsze I jeszcze cieńsze Aż pękną i zginą w powietrzu Ty życie ty bańko mydlana Takiego to spłatałaś psikusa ANNA KAJTOCHOWA * * * Ktoś powiedział: – to nie ja, to życie pisze i nas prowadzi w zachwaszczone dróżki. Nie wszystkie rośliny tu znamy Nie wszystkie rabatki powitają nas znajomym zapachem fiołków i maciejki. Ale to nie znaczy że owe dróżki zawiodą w najdalsze przestrzenie kiedyś bliskich marzeń o czymś, co się nam tylko wydawało marą albo męczącym snem łatwym do przerwania. Jak przerwa to przerwa. I nie pomogą żadne zaklęcia, a nawet niespodziewanie przerwany lot. 22 II 2008 MACIEJ NAGLICKI BOGUSŁAW NOWALIŃSKI Matkom poetów Kawałek bursztynu Jakże trudno być matką poety z oczekiwań nad ranem i z tych nerwów na chwilę odnaleźć... z niezjadanych kotletów i ucieczek do nikąd zrozumieć z tych rozwodów ze sobą stworzyć normalne życie Wiatr w podmuchu porwał złote liście które już pożółkły w ten jesienny czas. Zawirował jak wtedy… pamiętam twe przyjście: Spacery nad zatoką i sosnowy las. Złote wydmy wyniosłe i szeroką plażę. Pisane na piasku patykiem wyznania. Wracają wspomnienia – czy dasz temu wiarę, że z tamtymi treściami serce wciąż się zgadza!? Idąc plażą znalazłem kawałek bursztynu, a w nim zatrzymany kolor twoich włosów. Błysk światła w oddali nagle się rozpłynął. Nie sposób odgadnąć tajemnicy losu! nagle przyszedł jak nigdy oczy jeszcze w malignie i przeczytał zapytał jakże pięknie być matką poety ANNA PILISZEWSKA Nereida Falą srebrnie wzburzoną syrenim oddechem Marszczy się turkusowe sukno przesycone Solą. Pianą koronek brzegiem obrębione. Rybią płetwą muśnięte fali głuchym echem. W sal podwodnych bezkresie, w morszczynu ogrodach Wieczny spokój, leniwe senne kołysanie. W muszlach w mułu pokrowcach – sekretny różaniec Pereł, które przesuwa zielonkawa woda. A sina nereida w alg lepkiej koronie, Kusząc młodych rybaków odsłania swe piersi. Skaczą w odmęt – szaleni, pewni, że są pierwsi! I z taką świadomością każdy jeden tonie... BARBARA SZCZEPAŃSKA „JUDYTA” * * * długo stał na moście patrząc w stronę rzeki którą sam wymyślił zdesperowanym samobójcom przypominał utracony sens życia które kiedyś im dał karmił łabędzie okruchami lekceważonego chleba który właśnie upiekł w słonecznym piecu po niebie płynęły obłoki które własnoręcznie uformował z delikatnych skojarzeń i kropli rozcieńczonego błękitu w powietrzu przepełnionym drgającymi drobinkami światła kołysał się świergot ptaków i brzęczenie drobnych owadów które nauczył latać obok mknęły JOLANTA SZWARC szybkie samochody które przewidział i podmiejskie autobusy z pasażerami Liczę lata zawsze do tyłu których ku ich zaskoczeniu pozdrawiał niedaleko mostu na łące usiadło ich dwoje obejmowali się z czułością po chwili Za plecami co było, dziewczyna podała chłopcu dojrzałe już martwe i niegroźne. jabłko jak wtedy w wyśnionej przez Brzemienne chmury rodzące błyskawice nich krainie którą im stworzył rozwiał wiatr. wtem z pobliskiego drzewa w stronę Zniknęły półkoliste tęcze dziewczyny podpełzł dosyć rzadko rozpięte między niebem a ziemią. spotykany w tej okolicy wąż Liczę lata, gdy w rękach obracam chłopiec zręcznie pochwycił go i zabił grudkę bursztynu z zaskoczoną muchą. Bóg uśmiechnął się znacząco Nie zdążyła nawet zwinąć skrzydeł. Jej jest zalała kropla żywicy. Ja i ta sprzed czterdziestu milionów lat, prakrewna natrętnej muchy, którą czasami gazetą z najświeższymi wiadomościami. Ciągle jakoś jest. Często zaglądam w bursztynowe trumny, stroję się w nie na ulicę. I tak chodzimy, ja i czterdzieści milionów lat, za moim cieniem, dopóki słońce pozwala. KRZYSZTOF TORBUS Bossa nova z łezką Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi do i z domu ktoś umiera, ktoś się rodzi na złość komuś Coś się dzieje, coś się plącze coś koniec z końcem wiąże jak zwykle Ktoś spotyka kogoś z kimś się żegna ktoś na kogoś czeka może przyjdzie jednak choć brakuje słońca ciepła choć przez chwilę jeszcze nie płacz Wszystko było, wszystko będzie jeszcze i muzyki i liryki, wiersze, deszcze kwiecień z kwietniem wrzesień z wrzosem z grudą grudzień i zmęczeni latem albo sobą ludzie Tyle mamy minut, tyle godzin i cóż z tego, że odchodzi ktoś lub ktoś przychodzi niepotrzebna tu rozmowa rozumiemy się bez słowa najnormalniej najcodzienniej najserdeczniej Wszystko było, wszystko będzie jeszcze? JANUSZ TRZEBIATOWSKI Wiosna dziś nad łatą beskidzkiego śniegu wzbił się żółty motyl wiosenna chmura słońca wpatruję się do bólu w nadzieję spełnionego lata WIESŁAW JAROSZ Co komu lepiej zrobić Każdy ma jakieś zmartwienia swoje ale najlepszym na nie jest umyć sobie głowę. Byleby nie umywać się lejąc za bardzo zimną wodę na bardzo rozpaloną głowę. Czyli nie ma co szukać w kim tego co jest w sobie wyjściem z niejednego nie takiego siebie. Witamy na stronach Wydawnictwa Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie i zapraszamy do zapoznania się z naszą najnowszą ofertą Tytuł: Pokłosie VII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego i Rzeźbarskiego im. Emila Zegadłowicza 2088 Stron: 60 Od redaktora Pokłosie VII Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego i Rzeźbiarskiego im. Emila Zegadłowicza 2008 r. Józef Janczewski To już VII Zeszyt Literacki „Okolic Czartaka”, który oddajemy do rąk Czytelników. Jest on pokłosiem VII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego i Rzeźby (Płaskorzeźby) Ludowej im. Emila Zegadłowicza. Ogłoszenie wyników konkursów nastąpiło w Gorzeniu Górnym k. Wadowic w Muzeum Emila Zegadłowicza 14 czerwca 2008 r. Z niemałym trudem Zarząd Główny Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego w Krakowie wywiązał się w stosunku do laureatów w obu dyscyplinach biorących udział w konkursie, w wyłonionych przez dwa niezależne jury. W tym miejscu składamy serdeczne podziękowanie sponsorom, a wśród nich Starostwu Powiatowemu w Wadowicach za albumy „Polska – Małopolska”. Stowarzyszenie wraz z Fundacją Czartak w Gorzeniu Górnym od wielu lat są nie tylko organizatorami imprez artystycznych, konkursów poetyckich, ale też animatorami Ogólnopolskiego Konkursu Rzeźby (Płaskorzeźby) Ludowej, którego twórcy ludowi, dzięki swej hojności, wzbogacają zbiory muzeum. Organizatorzy są usatysfakcjonowani tym, iż w obu ogłoszonych konkursach, z każdym następnym rokiem biorą także udział coraz to inni rzeźbiarze oraz poeci. Niestety, niektórzy poeci nie dostosowali się do tematu „Krajobraz ziemi ojczystej”. Jest to wymóg niezwykle istotny, bo jeśli tematem przewodnim jest np. Jesienna miłość, to nadsyłane wiersze powinny opiewać różne oblicza tej miłości. Poziom artystyczny konkursu poetyckiego był na średnim poziomie, choć kilka wierszy było ponad przeciętność i o nich jest adnotacja w protokole. VII Zeszyt „Okolic Czartaka” zawiera wiersze laureatów oraz kilkanaście wierszy godnych poznania, jak chociażby tryptyk ISBN83-60366-31-4 EAN9788360366318 Antoniego Mleczki, godło „Franciszek Tuja”. W zeszycie ujęte są również fotografie z wystawy prezentującej rzeźbę (płaskorzeźbę) ludową. Chciałbym pokrótce ustosunkować się do wierszy Anny Piliszewskiej, godło „Absynt”. Jeden z nich nosi jakże wymowny i dający do myślenia tytuł Spowiadam się tobie. Bo te wiersze rodzą się z poczucia pierworodnego zespolenia z naturą. Wiersze te rodzą się w pieśni pośród otaczającej nas przyrody, która urzeka, jest pozaludzka, niepodległa, jej suwerenność wyraża się przez personifikację nadającą złudny pozór człekokształtności wszystkiemu, co objęte jest ludzkim rozumem. Poezja Piliszewskiej nie traktuje sztuki dla sztuki, ale zwraca naszą uwagę ku światu, wyostrza naszą wrażliwość, pierwotną poetyckość rzeczy, zdarzeń, możliwości. Tworzy w swych wierszach impresje, jest w nich koncepcja poetycka – podobnie jak w wierszach Anny Mróz godło „Skrzydlate warsztaty”. Tu słowa poetyckie mają nie tylko swoją wagę, ale swoją określoną funkcję kreacyjną. I wreszcie prozatorska saga, tryptyk rozpisany w formie trzech wierszy, a opisujący stany ducha trzech pokoleń, po mieczu. Kiedy czytam pierwsze wersy wiersza pt. Dziadek Jan nasuwają się na pamięć słowa z Genesis, 3,19: Bóg rzekł do Adama: W pocie oblicza twego będziesz jadł chleb Wiersz rozpoczyna się od celebry kreślenia znaku krzyża na chlebie. Chleba, jako najwyższej ofiary i świętości, daru Boga, daru, któremu należy się szacunek, który jest do dziś symbolem trudu i rzetelnej ciężkiej pracy. Wielu już zapomniało, a nawet nie wie o tej tradycji, potrzebie i obowiązku. Znak krzyża zapewnia ochronę, zdrowie, znak wtajemniczenia i błogosławieństwa. Czytam wiersz Antoniego Mleczki pt. Wnuk i syn i nasuwa mi się taka refleksja. Wiara jest niczym ogień. Jeśli człowiek zbytnio się zbliży, oparzy się, jeśli zbyt się oddali od niej, zziębnie. Pozostaje więc człowiekowi ogrzewać się w ogniu mądrości. Jeśli pochodzisz z tego miasta, postępuj według jego zwyczajów, co jest aluzją do tego, że jeżeli wyszło się z tak zacnego gniazda, niech to gniazdo ma swój wpływ na tradycję i zwyczaj w następnych pokoleniach. Człowiek ma trzy rodzaje imion; to jakim nazwali go rodzice, to jakim nazywają go ludzie, i to, jakim zapisany będzie w Księdze Żywota, w księdze sprawiedliwych. Organizatorzy konkursu życzą Czytelnikom przyjemnej lektury. Gorzów, 16 czerwca 2008 r. Protokół z posiedzenia jury VII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Emila Zegadłowicza organizowanego przez Stowarzyszenie Twórcze Artystyczno-Literackie w Krakowie Na posiedzeniu w dniu 23 maja 2008 r. jury w składzie: Maciej Naglicki – przewodniczący Józef Janczewski – członek Bogusław Nowaliński – członek po zapoznaniu się z nadesłanymi na konkurs zestawami wierszy postanowiło przyznać: I miejsce– Zygmunt Adamkiewicz godło „Waga” za wiersz pt. Zakątek mojej ziemi i Brzemię ziemi. II miejsce – Maria Kantor godło „Zielonooka” za wiersz Z ogromnego niepokoju serca. III miejsce – Bogdan Nowicki godło „Sól” za wiersz pt. Dialog retoryczny. Ponadto jury stwierdza, iż zestaw zgłoszony przez p. Annę Piliszewską godło „Absynt” w sposób istotny wyróżnia się od pozostałych zgłoszonych do konkursu wierszy. W związku z tym, iż p. Anna Piliszewska w poprzedniej edycji konkursu zdobyła I miejsce, postanowiono tym razem uhonorować autorkę przez taką adnotację w protokole oraz drukiem jej wierszy w książkowym podsumowaniu Konkursu VII edycji. Na tym protokół zakończono i podpisano (podpisy jury). Kraków, 23 maja 2008 r. . Protokół z posiedzenia jury VII Ogólnopolskiego Konkursu na Rzeźbę (Płaskorzeźbę) Ludową im. Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym organizowanego przez Stowarzyszenie Twórcze Artystyczno-Literackie w Krakowie Na posiedzeniu w dniu 14 czerwca 2008 r. jury w składzie: Helena Fortuna – przewodnicząca Ewa Wegenke – członkini Janina Dyrcz – członkini Henryk Czubała – członek po zapoznaniu się z nadesłanymi na konkurs pracami postanowiło przyznać: I nagroda II nagroda III nagroda Wyróżnienie – Zbigniew Sajdak – Krystyna Opyrchał – Eugeniusz Bogucki – Bartłomiej Trzop Na tym protokół zakończono i podpisano (podpisy jury). Gorzeń Górny, 23 maja 2008 r. „WAGA” ZYGMUNT ADAMKIEWICZ Brzemię Ziemi Nigdzie jak tu widać Ziemię Staje dęba wysoko ponad morze Daleko jej do tamtych wód bliżej niebo Jest pode mną nade mną i obok mnie Tyle siły w tej Ziemi Wypina się Dźwiga jodły i świerki wiecznie zielone Tyle siły jest w Matce co nosi swe brzemię Górę z własnego ciała w pozorną przypadłość przedmiotów kiedy mówisz imię wyryte w korze „ABSYNT ANNA PILISZEWSKA Sen Kiedy wychodzisz z sepii tamtej fotografii – wiesz – mojej ulubionej i stukasz w bramę snu, widzę ciebie oczyma kilkuletniej dziewczynki: twoje palce siwieją od rannego chłodu; znam na pamięć tę bliznę podłużną w zagłębieniu dłoni – otwórz! – mówię – a pokażę ci twoją złotą linię serca – zobaczysz, że pamiętam! Śmiejesz się – zakwitają wczesne malinówki – nim dojrzeją, obrywasz w marzeniach owoce. Ręce pachną ci trawą, liśćmi pomidorów, a różowe paznokcie ziemią mocno spulchnioną – mieszka w nich sens i spokój dziecięcego istnienia. Dotykasz kropli deszczu na koniuszkach warkoczy. Ile możesz mieć lat, jeśli ja mam wciąż osiem? Potem, gdy znów przed lustrem układam ci włosy, a ty strząsasz szept snu – żylastą, pobrużdżoną dłonią chwytasz światło, kamienia... „ONET” EMIL BIELA Nawieżne krzyże Znicz słońca swym wiekuistym światłem Pobożnie oświetla nawieżne krzyże Dodaje im rdzewiejących sił Strzeże domowych gniazd Ptasich i ludzkich Nawieżnymi krzyżami Przez całe wieki Podpierane jest nasze niebo By nie runęło na ziemię z aniołami Na nawieżnych krzyżach Oraz z duszami wszystkich zmarłych I nie uczyniło nieoczekiwanie oczekiwanego Nie ma Zamordowanego Nazaretu Nie ma jego pasyjnej męki Sądu Ostatecznego I w tym jest nawieżne pocieszenie. „FRANCISZEK TUJA” ANTONI MLECZKO Ja – wnuk i syn Obowiązkowo zostałem Ministrantem Confiteor wykułem na pamięć Chociaż nie wiedziałem Co znaczy ta modlitwa. Najchętniej chodziłem Na wieczorne majówki, Bo mogłem spotykać się z Anią S. Przyznaję, że lubiłem roraty Zwłaszcza w okresie nauki w liceum. Służyliśmy całą męską, klasową piątką Do mszy naszemu księdzu Mieszkowi T. W studenckich czasach jeździłem Do klasztorów Na akademickie dni skupienia... Szukałem Pana Boga podczas Tatrzańskich wędrówek Nosząc w plecaku fragmenty Ołtarza, który rozkładaliśmy na kamieniu Ponad tysiąc metrów powyżej morza... Dotykając chmur byłem szczęśliwy I pełen wiary... że spotkam Boga, Że uwierzę. „AWAL” Życie Sprowadziło mnie z gór modlitwy W szare doliny codziennych wątpliwości, Pytań bez odpowiedzi... Zostałem niewiernym Tomaszem I Piotrem, który wyparł się Pana... Ja nie wyparłem się. Wciąż szukam swojego Boga Chociaż wcale nie pomagają mi w tym Budowane w pośpiechu nowe kościoły, Słowa niezgody i nienawiści, które padają Z niektórych ambon, Pierwszokomunijne uroczystości urządzane Z przepychem w zarezerwowanych wcześniej Knajpach i restauracjach niczym weselne Uczty... Ale ja czuję, że jesteś obok mnie Mój nieodnaleziony wciąż Boże! Czuję że czuwa nade mną nieznana mi OPATRZNOŚĆ ANDRZEJ WALA Roztrwonienie Wypaliła się we mnie szalona miłość i dymi czarną spękaną głownią na pobojowisku odległej młodości pokrytym siwym pudrem popiołów Głupi swą zuchwałością strateg roztrwonił swe siły zmęczył a po razach i klęskach porzucając spontaniczność umknął sromotnie w mury cynizmu i ostrożności To jego więzienie w którym odsiaduje dożywocie POZA KONKURSEM BOGUSŁAW NOWALIŃSKI Emilowi Zegadłowiczowi Na tym biurku nadal leży jego pióro, choć atrament wysechł w kałamarzu. W południowym słońcu pisał swoje książki – wiersze, prozę lub zwyczajnie, ot po prostu, marzył. Jeszcze stoi tu kanapa i stoliczek, przy nim jadał, pił poranną kawę... Tu rozmyślał o wartościach, treściach życia. Wypowiadał opinie i własne zdanie. Czasem drzemał gdy cierpiał, kiedy bolał, Oczekując lekarza by mu pomógł. Wciąż wyjeżdżał z Dworku, hen w głąb kraju, aby pracą fundusze na dom zdobyć. Dzisiaj pusto w tych pokojach które żyły. Kiedyś śmiech serdeczny dźwięczał wokół. Teraz pustka, tylko duch autora „Zmor”, Korytarzem w nocy wolno kroczy. Wyjrzy cicho przez okno do ogrodu tam, gdzie drzewa wyrosły pod niebiosa. – Wiedz Emilu, tu o tobie nadal głośno. Odrodziłeś się po latach w swoich „Wrzosach”. Czasem huczą tu „Motory” w dzień Konkursu znów rozbrzmiewa twa poezja w starych murach. Jesteś, żyjesz – wspominają Cię poeci. Sławią Ciebie, czytają o Twych górach. Jak co roku, przywołują Cię byś powstał I przypomniał o wartościach, o swym credo. – Żyje Dworek choć inaczej jest niż kiedyś... Twoi bliscy dobrze o tym wiedzą! MINIFOTOREPORTAŻ Uroczystość otwiera Stanisław Franczak – prezes Zarządu Głównego Stowarzyszenia Twórczego Artystyczno-Literackiego Przewodniczący Rady Powiatu Wadowickiego Pan Zbigniew Mieszczak wraz z prezesem Stanisławem Franczakiem na próżno oczekują laureatów konkursu literackiego, którzy nie dojechali... Za to w konkursie na rzeźbę ludową laureaci dopisali. Na zdjęciu wręczenie I nagrody, którą zdobył p. Zbigniew Sajdak Pani Krystyna Opyrchał odbiera nagrodę za II miejsce Za zdobycie III miejsca w konkursie pan Eugeniusz Bogucki odbiera nagrodę z rąk przewodniczącego Młody adept sztuki rzeźbiarskiej wyróżniony w konkursie dziękuje jury A teraz pora na zwiedzanie wystawy I jeszcze pamiątkowe zdjęcie z córką Emila Zegadłowicza Panią Rudel Atesą, pierwszy z lewej stoi Henryk Czubała – przewodniczący Rady Fundacji Czartak, a pierwszy z prawej red. Jerzy Hyrjak