Gdy koń atakuje... - Forum dyskusyjne Nasza Szkapa
Transkrypt
Gdy koń atakuje... - Forum dyskusyjne Nasza Szkapa
Forum dyskusyjne Nasza Szkapa - konie, jeźdźcy, jeździectwo i inne dyskusje Gdy koń atakuje... Evi_Evi Rzecz dotyczy ogiera. Wielki półkrewek, niezajeżdżony, do niedawna oaza spokoju, łagodny, wychowany bezstresowo! Całymi dniami od urodzenia chodził po padokach, stopniowo był przyzwyczajony do lonżowania, spacerów po lesie i pracy z ziemi (mycie, czyszczenie i inne zabiegi + siodłanie itp.) W pewnym momencie koń się zaczął poważnie zmieniać. Początkowo ganiał kolegów z padoku, z którymi do tej pory żył w zgodzie. Stał się mocno dominujący, ganiał je, kopał i gryzł. Zachowanie w stosunku do koni przenosił powoli na ludzi. Najpierw na padoku ganiał dzieciaki, które jeszcze nie tak dawno się z nim bawiły i on nawet pozwalał im na siebie wsiadać bez żadnych sprzeciwów. Potem problemy zaczęły się gł. na lonży. Koń miał specjalnie ogrodzony lonżownik na którym pracował. Pierwszy raz poważnie zaatakował koleżankę mojej koleżanki i właścicielki konia od jego narodzin. Atak był poważny. Koń rzucił się z zębami, nadepną dziewczynę kopytami i nie chciał z niej zejść. Skończyło się na poważnych potłuczeniach, siniakach i kołnierzu. Po tym zajściu moja koleżanka wzięła konia na lonżownik i tym razem atak był dużo groźniejszy. Ogier w ułamku sekundy ruszył w jej kierunku gryząc ją w ramię i tratując kopytami. Skończyło się karetką i długim pobytem w szpitalu. Konieczna jest operacja kręgosłupa. Koleżanka miała pogryzione ramię, uszkodzoną miednicę, i przeogromne szczęście, bo lekarz powiedział, że wystarczyłoby 2 cm dalej w kierunku kręgosłupa a do końca życia siedziałaby na wózku inwalidzkim. Jak to możliwe, że koń - zwierzę roślinożerne - atakuje ludzi? Ewik Najogólniej sprawę ujmując ogier zaczął dojrzewać i ogierzyć. Zaczął ustalać hierarchię i zaczęła się walka o dominację. W przypadku gdyby ogier prowadzony był od początku prawidłowo, właściwie nie powinno się coś takiego zdarzyć- sygnały zostały zignorowane, a koleżanka niestety jakkolwiek by to nie brzmiało jest sama po części winna. Pomimo tego iż artykuł Parellego który co prawda czytałam już jakiś czas temu nadal uważam miejscami za przesadę, z jednym się zgadzam - ogiery to są "inne" konie. Jeśli prowadzone są właściwie, od początku dobrze wychowywane potrafią być największymi miśkami na świecie - vide ogiery z mojego kursu instruktorskiego- trzeba było im między nogi zajrzeć żeby uwierzyć że to ogiery. Natomiast tak naprawdę wychowywanie ogiera zaczyna się od sysaka. Przy ogierze mocniej niż przy klaczy trzeba wyznaczyć granicę - choć znam klacze które ogierzą :) Poza tym przy ogierze nawet miśki, zawsze powinna nam towarzyszyć myśl że to jednak ogier. Nie wiem co było tego dnia konkretnym powodem ataku- czy tylko zbierająca w koniu chęć dominacji, czy przechodzący w pobliżu koń, nieświadomy gest uległości ze strony koleżanki? Może wszystko naraz. Koń zaatakował i odniósł zwycięstwo, spróbował drugi raz - też mu się udało. Nie liczyłabym ze za trzecim razem zapomni. Rada - wykastrować, albo wołać naprawdę dobrego specjalistę, ala Monty Roberts, może być klasyczny, ale dobry. Z tym, że to mocno ryzykowne - zarówno dla konia jak i dla człowieka. Radziłabym wykastrować, poczekać aż hormony się wybuzują. I cały czas obserwować konia, jednocześnie w kontaktach z ludźmi należy wyraźnie zaznaczyć dominację. Tak naprawdę o przyczynach można tylko gdybać żeby powiedzieć coś więcej należałoby nie tylko być świadkiem zdarzenia, ale i tego jak koń zachowywał się wcześniej, obserwować cały proces. Ogólnie pierwszy błąd to czekanie na taką eskalację problemu - koń powinien zostać sprowadzony do pionu w momencie w którym przegonił dzieciaki z padoku - to był pierwszy sygnał że coś jest poważnie nie tak. Reszta była tylko następstwem. Aha, ile koń ma obecnie lat? Jeśli był siodłany to przypuszczam że ma niecałe trzy lata. jeśli tak to na jesień wykastrować (muchy!) czas do ujeżdżania i do wiosny poświęcić na prostowanie relacji. I potraktować przykład jako przestrogę - podobnie kiedyś mogła wyglądać sytuacja z Chaffem chowanym bezstresowo dość- na początku gdy zaczął orientować się że chcę przejąć kontrolę zaczął się leciutko na początku buntować- natychmiastowa reakcja i konsekwentne egzekwowanie podstawowych reguł http://naszaszkapa.pl/naszaszkapa Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 03:05 Forum dyskusyjne Nasza Szkapa - konie, jeźdźcy, jeździectwo i inne dyskusje dobrego zachowania ukróciło bunt w zarodku. Nongie przy tym była i razem zajmowałyśmy się wychowywaniem Chaffa - ona też widziała jak ten miśkowaty przecież koń potrafi pokazać różki - i jak równie szybko te różki chowa - przykład - przy czyszczeniu brzuszka Chaff próbuje skubnąć mnie, lub trzymającą go Nongie- gdy widzimy na co się świeci już w momencie gdy koń się przymierza karcony jest głosem, jeśli nadal próbuje po prostu szybki strzał otwartą ręką w łopatkę i powrót do czyszczenia jak gdyby nigdy nic- bez agresji, bez machania rękoma, szybka akcja- efekt, koniowi nadal się nie podoba czyszczenie przy brzuchu (do którego się przyzwyczaił w końcu) ale zamiast szczypać Nongie czy mnie, chwyta w zęby kawałek łańcucha przy drzwiach, po czym rezygnuje i z tego. podobnie było przy podciąganiu popręgu. Ale szybkie reagowanie w takich sytuacjach sprawiło ze pod koniec Chaff popręg już olewał. jest to dość częsty problem przy młodych koniach, ale właśnie dzięki szybkiej reakcji i duszeniu w zarodku można zdobyć u konia szacunek i zaufanie. Na razie koleżanka będzie musiała długo pracować na szacunek, a razem z nim w końcu przyjdzie zaufanie. Jak to możliwe, że koń - zwierzę roślinożerne - atakuje ludzi? Możliwe, tylko trzeba sobie zdać sprawę czemu koń atakuje. Na pewno nie w celach konsumpcyjnych. Konie skrzywdzone, takie którym po prostu człowiek wyrządził naprawdę ogromną krzywdę, które nie miały już miejsca na strach- te atakują z agresją, wściekłością, żeby zabić- na szczęście dla człowieka, konia do takiego stanu, doprowadzić jest trudno, częściej można spotkać konie agresywne, gryzące, kopiące, ale otwarcie atakujące ludzi pyskiem do przodu jest właściwie niewiele. To są konie atakujące ze strachu. I wreszcie są konie, takie jak ten ogier, atakujące nie po to by wyrządzić krzywdę tak naprawdę tylko po to żeby ustalić hierarchię, przepędzić ze swojego terytorium, ukarać za zbytnie zbliżenie się. Konie po prostu nie biorą pod uwagę że człowiek jest 10x razy lżejszy niż one. I wkurzone są tym, ze ciągle pomimo tylu wyraźnych sygnałów dawanych przez konia nadal nie rozumieją kto tu rządzi- nie dość że nie zachowują się odpowiednio do swojej pozycji, to jeszcze próbują zdominować mnie, konia alfa, choć wcześniej wydawało mi się ze nimi wszystko ustaliłem. Te konie atakują z powodu braku strachu, raczej zaskoczone tym, że człowiek tak się panoszy. Zresztą trzeba jeszcze dodać że zazwyczaj każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie- pomimo cech wspólnych, zapalnikiem, kropla która przeleje czarę mogą być różne czynniki. Są konie które nigdy nie zaatakują, nawet jeśli prowadzone są błędnie- i wreszcie są bardzo dominujące osobniki, przy których ludzie z wieloletnim doświadczeniem mają problem. Koleżanka miał też po prostu pecha, ze trafiła na ogiera u którego hormony zabuzowały szczególnie mocno i że nie było nikogo kto by jej zwrócił uwagę, ze jej koń zmienia się w Ogiera przez duże "O" Urwis [Dot. pracy na roundpenie jako metody "spacyfikowania" ogiera] Zgadzam się w całej rozciągłości. Natomiast z: "Jest to bezpieczne dla konia i człowieka" pozwolę sobie nie zgodzić, zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo człowieka. Nie twierdzę, że to jest jakoś dramatycznie niebezpieczne, ale z zagrożenia trzeba sobie zdawać sprawę. Rozmawianie z koniem w jego języku łatwo powoduje, że koń nam w takim samym języku odpowie - czasami gryząc, włażąc na nas lub kopiąc, co w 'końskim języku' oznacza mniej więcej wykrzykniki. Zwłaszcza wszelkie ćwiczenia polegające na ustępowaniu od nacisku (fizycznego lub psychicznego) mogą na początku skończyć się poważną awanturą. Z nieznanym koniem, nawet uważnie go obserwując bardzo łatwo przycisnąć troszkę za mocno, i wtedy koń z np. cofania potrafi zrobić "dęba" albo zamiast ustąpić od nacisku palca w bok wręcz przeciwnie - zacznie się na nas pchać, może przewrócić i przy okazji podeptać. Dzieje się tak najczęściej na samym początku ćwiczenia, albo gdy konisko za bardzo się nim znuży: np. cofa ładnie kilka kroków i nagle się zatrzymuje. Wtedy jeśli zdecydujemy, ze musi pójść jeszcze krok dalej nasz zwierzaczek może nam wykrzyczeć "nie mam ochoty!" oczywiście za pomocą gryzienia etc. Trzeba pamiętać, że praca z ziemi może powodować inne reakcje na to samo ćwiczenie, niż praca z siodła. Cofanie w siodle nic szczególnego dla konia nie oznacza - ot, takie ćwiczenie. Natomiast jeśli zażądamy cofania z ziemi, językiem gestów, to dla konia ma to jednoznaczne znaczenie 'kulturowe' - oto inny koń usiłuje wymóc na nim gest podporządkowania. Zwłaszcza ogiery są na to wrażliwe - dla dorosłego ogiera naturalne miejsce w stadzie jest tylko na szczycie, albo w ogóle poza stadem, więc stawka jest wysoka. http://naszaszkapa.pl/naszaszkapa Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 03:05 Forum dyskusyjne Nasza Szkapa - konie, jeźdźcy, jeździectwo i inne dyskusje Po niedługim czasie, jak poznamy reakcje naszego konia, zabawa staje się dużo bezpieczniejsza, no a jak uda się ustalić hierarchię, to już sama przyjemność ! (a przy okazji: nawet po ustaleniu dominacji ogiery mają najczęściej większe niż klacze i wałachy tendencje do 'sprawdzania' co pewien czas właściciela: a nuż osłabł i będzie można zająć jego miejsce). Jak mówię, nie jest to wcale takie straszne, po prostu trzeba uważać. Radzę zawsze mieć coś w ręku: palcat, zwiniętą linę, bat, kapelusz etc. Jak już koń się zdecyduje na atak, to zatrzymać go trudno, a jak się cofniemy to wygrał - lepiej machnąć tym przedmiotem starając się trafić w bok szyi (lub chociaż przestraszyć) i "zbić" atak w bok, samemu odsuwając się w przeciwną stronę. Przepuszczamy konia obok siebie trochę jak w corridzie i jak już się to uda, natychmiast energicznie gonimy go aż się zmęczy i podporządkuje. (tylko nie ruszajmy biegiem TUŻ za koniem, bo zarobimy kopytem, teraz już w obronie a nie ataku ale to wątpliwe pocieszenie). Na szczęście ataki są zazwyczaj bardziej demonstracją, koń bardziej chce przestraszyć, niż zrobić krzywdę (tylko że ma 500kg...). Opisywany w tym wątku ogierek bardzo mnie niepokoi swoją 'skutecznością'; samo zachowanie to normalne, ale taka zawziętość w atakowaniu do skutku już nie. Dla koni roundpen też może być czasami niebezpieczny, jak pogoniony zwierzak zacznie szaleć trochę za bardzo, może się nadwerężyć przy ostrym zwrocie, lub po prostu w galopie po ciasnym łuku (za mały roundpen). A tak jeszcze w kwestiach ogólno-ogierzych: jednym z głupszych pomysłów jest izolowanie ogiera od innych koni. Wtedy jest, owszem, spokój ale do czasu - jak się w końcu natkniemy przypadkiem na obcego konia, to nasz ogier dostanie delikatnie mówiąc świra. Zazwyczaj nie ma możliwości chodzenia z innymi końmi (choćby dlatego, że ich właściciele się nie zgodzą) ale padok w pobliżu innych koni i boks z sąsiadami po bokach to świetna rzecz. Mój ma po jednej stronie innego ogiera, a po drugiej wałacha, dzieli je normalna krata. Jak się wprowadzał, było piętnaście minut kwiku, potem jeszcze pół dnia czasami się odzywali a teraz stoją sobie chłopaki grzecznie i przyjaźnie się witają po powrocie z dworu, zero problemów (no, przy karmieniu łypią na siebie podejrzliwie ;-). I to się przekłada na inne konie, jest oczywiście bardziej zainteresowany niż w przypadku sąsiadów, ale nie jest to dla niego żaden szok. [opis wizyty u ogiera] Wybraliśmy się we trójkę, ja z Evi i właścicielka Figuranta. Zapoznałem się z konikiem w boksie, przy czyszczeniu i jedno było jasne od początku: jest to bardzo miłe zwierzątko, ale zupełnie nie szanujące ludzi. Przymilał się, do drapania szczotką nadstawiał ulubione miejsca i w ogóle był sympatyczny, ale jak poprosiłem o nogę to stwierdził, że nie ma ochoty i zaczął kłapać zębami. No cóż, nadział się na mój łokieć i kopyta wyczyściłem. Potem poszliśmy na kółko do lonżowania i było dokładnie według tego samego schematu - dopóki miał ochotę biegać, był spokój. Ale ponieważ było strasznie upalnie (coś ze 28 stopni i w pełnym słońcu) szybko się znudził i zaczął irytować. Kłopotem było to, że on tak naprawdę nie atakował wściekły - on do tej pory całkowicie olewał ludzi i traktował jak powiedzmy komary: na komara się nie wściekasz, tylko jak bzyczy marszczysz brwi i po prostu PAC! W związku z tym niewiele było widać, krążył taki sobie poirytowany, a w pewnym momencie (przy zmianie kierunku, kiedy miał mnie na wprost) po prostu wystartował pewien, że jak mnie dobrze ugryzie, to dam spokój. Faktycznie, jest bardzo szybki (potężny odskok z tylnych nóg, z miejsca i wyciągniecie szyi) i już dokładnie wie, co chce tym atakiem osiągnąć, żadne tam działanie psychologiczne i straszenie. Jedno dobre chapnięcie i spokój. Muszę przyznać, ze za tym pierwszym razem mnie zaskoczył i tylko tyle zdążyłem się uchylić, że uderzył mnie pyskiem, ale nie dał rady złapać zębami; tym niemniej 1:0 dla niego. Odgoniłem toto i ku jego niepomiernemu zdziwieniu pogoniłem jeszcze bardziej. Próbował jeszcze 3 razy na poważnie, ale teraz już wiedziałem dokładnie, jak wygląda i jakie tempo ma jego atak, więc już widząc sprężenie mięśni mogłem zacząć zamach i w połowie skoku trafiałem go zwiniętą liną w bok szyi co skutecznie hamowało jego zapędy. Strasznie miał zdziwioną minę :-) Potem spróbował jeszcze ze dwa razy ale już bez przekonania i w końcu przestał. Punkt dla mnie, stan meczu 1:1 Potem zaczęło się gonienie, cisnąłem go i cisnąłem, a ten uparciuch nic. Co prawda taki zwykły ogierzy upór to już rzecz mi dobrze znajoma (prawda Urwis...?) ale w tym upale zacząłem się martwić, że kondycyjnie nie wytrzymam. W końcu jak myślałem, że za chwilę padnę - odpuścił i zaczął się oblizywać. Potem przeszliśmy normalną procedurę i w końcu doprowadziłem do tego, że sam nie podszedł, ale łaził za mną, zatrzymywał się równo ze mną, obracał i - kiepsko bo kiepsko - ale cofał. Wszystko to było jeszcze takie niezupełnie zdecydowane, od czasu do czasu się odłączał, ale i tak byłem zadowolony, mecz zakończyliśmy z wynikiem 2:1 dla mnie :http://naszaszkapa.pl/naszaszkapa Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 03:05 Forum dyskusyjne Nasza Szkapa - konie, jeźdźcy, jeździectwo i inne dyskusje )) Po półtorej godziny biegania w słońcu miło było usiąść w chłodnej stajni. Dziewczyny stwierdziły, że skoro Figuranta przetrwałem, to wykończą mnie innym sposobem :-) i pojechaliśmy na trzech arabskich ogierach w teren. A cóż oni tam mają za tereny! (Mazowiecki Park Krajobrazowy) No piękne po prostu, rozległe i urozmaicone. Ech, miodzio! Nawet nie zauważyliśmy, jak nam trzy godziny na tej jeździe zleciały. Na czystej krwi arabie jeszcze mi się siedzieć nie zdarzyło i z przyjemnością stwierdziłem, że świetnie się na nich jeździ. Rozmiar dla mnie - po tych wszystkich hucułach - znajomy, chody miękkie a ogierki świetnie wychowane. Zawsze mi się wydawało, że na arabie będę się trochę głupio czuł bo to takie drobne i subtelne, ale wcale nie - są akurat. Mój Zachód po torach, dwa pozostałe w treningu więc szybkości w galopie osiągaliśmy dla mnie zawrotne (Oczywiście dla Evi to nie było jeszcze nic takiego, sporo brakowało do pełnych możliwości). Wiatr świszczał a piach spod kopyt sypał mi się w oczy - jak mi się uda jeszcze kiedyś wyłudzić od nich jakiś terenik, to biorę okulary. W każdym razie wróciliśmy zmęczeni i wysuszeni (pogoda dalej była idealnie 'wakacyjna'), ale w świetnych humorach i przystąpiliśmy do czyszczenia, a właściwie prania koni (siwe konie są fajne na zdjęciach ale w praktyce to koszmar). I tu niestety przydarzył nam się mały wypadek, właścicielka Figuranta pomagała mi i polewała wężem zad 'mojego' Zachoda, najspokojniejszego chyba konia w stajni kiedy ten machnął nogą i trafił ją w łydkę - prosto w piszczel, tuż (na szczęście) poniżej kolana. I to potwierdza, co zawsze powtarzam - użeranie się z narowistym koniem czy dzikie galopy to nic - najłatwiej dać się pokiereszować przy zwykłym, codziennym oporządzaniu koni. Jak już minął pierwszy ból, okazało się, że nie jest tak źle, raczej silne stłuczenie i podtrzymywana przez nas może chodzić, ale na wszelki wypadek odstawiliśmy ją do szpitala na Wołoskiej gdzie powitano ją z otwartymi rękami, jako stałą klientkę ('dzień dobry, znowu mnie koń kopnął - ale tym razem inny...') i na wszelki wypadek prześwietlono. I tak to minął ten interesujący dzień. W kwestii przyszłości Figuranta: ponieważ nie ma specjalnych powodów, żeby pozostawiać go ogierem, a co prawda ja mu przetłumaczyłem to i owo, ale trudno mi przewidzieć, jak się zachowa wobec kogoś innego, więc będzie na jesieni kastrowany i umówiliśmy się, że wiosnę, jak już mu hormony opadną i zrobi się 'łatwiejszy' popracuję z nim jeszcze.. http://naszaszkapa.pl/naszaszkapa Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 03:05