NAJTRUDNIEJSZA RZECZ WE WSZECHŚWIECIE Maciek nie tak

Transkrypt

NAJTRUDNIEJSZA RZECZ WE WSZECHŚWIECIE Maciek nie tak
NAJTRUDNIEJSZA RZECZ WE WSZECHŚWIECIE
Maciek nie tak zaplanował sobie życie. Zaczynał studia na dziennikarstwie z marzeniami o wielkiej karierze.
Oczami wyobraźni widział jak relacjonuje na żywo najważniejsze wydarzenia z kraju, redaguje wieczorne
wydania najpopularniejszych programów informacyjnych, być może prowadzi swój autorski cykl albo
regularnie pisuje felietony dla poczytnych tygodników. Ciężko pracował na swój sukces. Przykładał się do
nauki, bardziej nawet niż ktokolwiek tego od niego wymagał. Pisywał dla lokalnych gazet w zamian za
bezcenne doświadczenie i okazyjną dobrą radę. Na ostatnim roku studiów wywalczył praktyki w największej
z nich i w każdej wolnej chwili biegał z aparatem na dziesiątki konferencji, koncertów i wszelkich innych
festynów. Obronił dyplom bez najmniejszego trudu. Czuł już smak sławy, w głowie układał sobie swoje
przyszłe życie na topie.
A potem okazało się, że wielki świat mediów wcale na niego nie czeka. Wieczorne programy informacyjne i
poczytne tygodniki w ogóle nie były zainteresowane młodziakiem po studiach. Regionalne telewizje po sam
sufit obsadzone były krewnymi i znajomymi królika. Stopniowo obniżał swoje oczekiwania wobec świata,
ale świat pozostawał obojętny na jego starania. Nawet lokalne gazety, w których w trakcie studiów nabierał
bezcennego doświadczenia i wysłuchiwał okazyjną dobrą radę, kompletnie straciły zainteresowanie jego
osobą, gdy nieśmiało zaczął przebąkiwać o pieniądzach za swoją pracę. Jeden z weteranów na do widzenia
rzucił mu w ramach ostatniej dobrej rady: „Załóż sobie bloga”.
W końcu dotarło do niego, że z samych marzeń nie wyżyje. Lokalny supermarket szukał kasjerów, uznał
więc, że taka praca będzie lepsza od żadnej. Zgłosił się i został zatrudniony niemal od ręki. Z początku
powtarzał sobie praktycznie bez przerwy, że to tylko chwilowo, nim uda mu się znaleźć coś sensownego. Im
więcej miesięcy mijało, tym rzadziej wmawiał sobie cokolwiek. Teraz miał 25 lat, od ponad roku nie robił nic
poza obsługiwaniem klientów i układaniem towaru na półkach, a kariera, sława i fortuna wydawały się być
dalej niż kiedykolwiek.
Siedział właśnie na kasie, mechanicznie sczytywał kody kreskowe z podsuwanych taśmą produktów i
rozmyślał nad swoim losem, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Stała w kolejce dwie kasy dalej. Błądziła
wokół spojrzeniem, z miną jakby zgubiła coś ważnego, ale, gdy przywitał się z nią kasjer, odpowiedziała mu
uśmiechem tak promiennym, że można by nim oświetlać kopalniane tunele. Maćkowi strasznie się
spodobał jej uśmiech. Maćkowi strasznie się spodobało jej wszystko. Mały, zadarty nosek, nakrapiany
bladymi piegami. Krótkie, rozczochrane włosy, tak intensywnie rude, że niemal czerwone. Niewielkie ale
bardzo kształtne krągłości przyjemnie zarysowujące się pod ciasno opiętą bluzą z kapturem. Kupowała garść
drobiazgów i dwie wielgachne paczki papieru toaletowego. Niemal całkiem zakryły jej drobną sylwetkę, gdy
odchodziła od kasy. Maciek przez chwilę odprowadzał ją wzrokiem, a potem towary na jego taśmie się
skończyły i niemal natychmiast klient zaczął na niego pochrząkiwać niecierpliwie. Odwrócił się z żalem i
wrócił do pracy.
*****
Gdy dwa dni później znów zauważył ją przy innej kasie, od razu zwrócił uwagę na papier. Identyczne paczki,
po 12 rolek każda, zajmowały centralne miejsce na taśmie, otoczone wyłącznie przez kilka bułek, dwa małe
jogurty naturalne i butelkę niegazowanej wody. Zaczął się zastanawiać, czy dziewczyna regularnie robiła
takie zakupy. Zaczął się zastanawiać, po co ktokolwiek regularnie by kupował 24 rolki papieru. Ze świeżo
wymyślonej zagadki uczynił sobie pretekst do gapienia się, do szukania jej w ciągu kolejnych dni wzrokiem.
Za każdym razem, gdy udało mu się ją wypatrzyć w którejś z kolejek, niezmiennie wynosiła ze sklepu dwie
wielkie paki papieru.
W końcu trafiła do jego kasy. Gdy przyszła jej kolej, uprzedziła jego „Dzień dobry” i obdarzyła go swoim
szerokim, promiennym uśmiechem. Gdy skończyła płacić za zakupy, uprzedziła jego „Dziękuję”. Odchodząc
życzyła mu miłego dnia. Głos miała lekko nosowy. Nie tak go sobie wyobrażał, ale i tak brzmiał
niesamowicie ciepło. Dotarło do niego, że nie pamięta właściwie co dziewczyna kupowała. Potem dotarło
do niego, że wyobrażał sobie, jak brzmi jej głos. Przez resztę dnia nie mógł przestać o niej myśleć.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
*****
- Po co jednej, drobnej dziewczynie tyle papieru? - spytał Patryka, kiedy skończył o niej opowiadać. Patryk
wynajmował mieszkanie na spółkę z Maćkiem. Miał 21 lat, studiował biotechnologię, całymi dniami balował
za pieniądze od rodziców i, poza imprezami, mało co go obchodziło. Żadnym zaskoczeniem nie było więc to,
że nie zainteresował się również drobnym rudzielcem kupującym hurtowe ilości papieru. Wzruszył tylko
ramionami i z powrotem skupił uwagę na obcinaniu paznokci u nóg.
- Ej, no, serio, masz jakiś pomysł co ona może z nim robić? - drążył Maciek. Nie chciał się Patrykowi zwierzać
z fascynacji dziewczyną, ale jakoś musiał się wygadać. Patryk parsknął w odpowiedzi.
- A co się robi z papierem?
- Ty, ale dwadzieścia rolek?
- Może nie zużywa go sama? - rzucił Patryk od niechcenia. Maćkowi jakoś dziwnie nie spodobał się ten
pomysł.
- Może to do pracy? - podsunął własny. Odpowiedziało mu kolejne wzruszenie ramion.
- A może po prostu lubi meksykańskie żarcie. Stary, co za różnica?
- Ej, no ciekaw jestem. Ciebie to w ogóle nie ciekawi?
Patryk przyjrzał mu się z politowaniem.
- Aż tak ci się w pracy nudzi?
Tym razem to Maciek wzruszył ramionami w odpowiedzi. Fakt, nudziło mu się koszmarnie, ale nie o to
akurat chodziło. Patryk chyba coś zauważył.
- Co, fajna jest? - spytał, a na jego twarzy w końcu pojawił się ślad zainteresowania.
- No fajna - przyznał Maciek.
- Chciałbyś zajrzeć tam gdzie ten papier, co? - stwierdził Patryk, po czym ryknął głośnym śmiechem.
- Jezu, stary...
- Człowieku, weź po prostu do niej zagadaj - podsunął Patryk, cały czas się śmiejąc. Patryk non stop
zagadywał do dziewczyn, które mu się podobały, zupełnie jakby to nie była najtrudniejsza rzecz we
wszechświecie. Maciek zdecydowanie nie był Patrykiem. Maciek miał za sobą parę dłuższych związków, ale
mistycznej sztuki zagadywania dalej nie potrafił w najmniejszym nawet stopniu pojąć.
- Nie mogę jej tak po prostu spytać, po co jej ten papier!
- To zagadaj o czymś innym.
- O czym na przykład?
- Kurde, nie wiem, o pogodzie, o ciuchach, o czymkolwiek. Po prostu się do niej uśmiechnij i powiedz
pierwsze, co ci przyjdzie do głowy. Pokaż jej, że istniejesz. Laska nie rekin, głowy ci nie ujebie.
*****
Gdy kilka dni później trafiła od jego kasy, postanowił pójść za radą Patryka. Kiedy się do niego uśmiechnęła,
odpowiedział jej uśmiechem, chwycił pierwszy towar z taśmy i powiedział pierwsze, co mu przyszło do
głowy.
Koleś, który stał za nią w kolejce, ryknął głośnym śmiechem, a twarz dziewczyny zaczerwieniła się pod kolor
włosów. Maciek natychmiast przeprosił, wytłumaczył, że po prostu zauważył, że często kupuje papier, i że
zupełnie nie to miał na myśli, i że, Jezu, naprawdę strasznie mu głupio, ale dziewczyna przyglądała mu się
tylko pełnym niedowierzania wzrokiem i nie odpowiedziała nawet słowem.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
*****
Ktoś musiał widzieć całą scenę i powtórzyć ją dalej, bo na koniec dnia dostało mu się za nią od kierownika.
- Zasady są proste, Maciej - huczał na niego przełożony, a cała reszta kasjerów z zaciekawieniem się
przysłuchiwała. - Klienci przychodzą do nas po zakupy, więc jedyne co masz zrobić to sprzedać im te zakupy.
Rozumiesz?
- Rozumiem - przytaknął Maciek skruszonym tonem. Uznał, że tak będzie najprościej.
- Nie zawracamy głowy klientom, nie przeszkadzamy, nie denerwujemy ich. Pod żadnym pozorem nie
stroimy sobie z nich żartów, rozumiesz?
- Rozumiem.
- Jeśli klientom nie spodoba się nasza obsługa, następnym razem zrobią zakupy gdzie indziej. A jeśli wszyscy
klienci pójdą sobie gdzie indziej, ty też nie będziesz nam do niczego potrzebny. To też rozumiesz?
Maciek ponownie przytaknął, ale facet wyraźnie nie miał najmniejszej ochoty skończyć.
- Masz na kasie wypisane wielkimi literami, co mówić klientom. Taki mądry, wykształcony człowiek jak ty z
pewnością wszystko pamięta.
Maciek odpowiedział zdawkowym „Tak”, ale kierownikowi to nie wystarczyło.
- Słuchamy zatem - oświadczył z jadowitą słodkością w głosie. Kilka osób głośno się roześmiało.
- Dzień dobry, dziękuję, zapraszam ponownie - wyrecytował Maciek szybko. Kierownik klasnął parę razy.
- A więc faktycznie pamiętasz! Brawo! - oznajmił, po czym fałszywa życzliwość wyparowała z jego głosu. Które z nich choćby w przybliżeniu przypomina to, co powiedziałeś?
Maciek uznał, że to pytanie retoryczne, ale facet najwyraźniej czekał na odpowiedź.
- Żadne - przyznał wreszcie. - Przepraszam.
- To pierwsze ostrzeżenie, Maciej. Mam nadzieję, że ostatnie.
*****
Zastanawiał się, czy w ogóle wspominać o całym zajściu współlokatorowi, ale Patryk dzień w dzień
dopytywał się co z „tą rudą od papieru”. Maciek uznał więc, że najlepiej mieć to z głowy, i powtórzył mu
całość słowo w słowo.
- Ja pierdolę! - skomentował Patryk z pełną niedowierzania miną. - Stary, czy ty chcesz umrzeć samotnie? To
jest twój plan na życie?
- No głupio wyszło - przyznał Maciek. Wzrok wlepił w do połowy opróżnioną butelkę piwa. Patryk pociągnął
duży łyk ze swojej.
- Bardzo się wkurwiła? - spytał.
- Zachwycona nie była.
- Ej, to ważne, chłopie. Jakie są szanse, że jeszcze będzie chciała się do ciebie odezwać, tak od 1 do 10?
- Zero? - Westchnął głośno. - Miałem swoją szansę i spieprzyłem ją koncertowo.
Patryk w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko.
- Ty, no, nie ma tego złego! Laska wie już, że istniejesz, a ty wiesz już o czym z nią rozmawiać.
Maciek pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jaja sobie robisz.
- Nie, no, powaga, stary. Następnym razem sam się wyśmiej nim ona to zrobi. Powiedz jej, że jeśli da ci
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
szansę, udowodnisz jej, że wcale nie jesteś skończonym palantem.
- Wyjdę tylko na jeszcze większego idiotę - burknął Maciek.
- Chłopie, bez szans - parsknął Patryk. - Poprzeczkę zawiesiłeś sobie tak nisko, że możesz się nad nią
przeczołgać.
*****
Wysłuchał wszystkich porad współlokatora, przytaknął mu w końcu dla spokoju, ale w głębi ducha czuł, że
sprawa jest przegrana. Jeśli dziewczyna go zapamiętała, to zwyczajnie będzie omijać jego kasę. Jeśli go nie
zapamiętała, zwracając na siebie uwagę tylko się wygłupi po raz kolejny. Na dodatek mógłby pożegnać się z
pracą, gdyby kierownik cokolwiek zauważył. Obiecał sobie, że słowem się do niej nie odezwie, nieważne
jaką będzie miał ku temu okazję. Tymczasem czas płynął, a ona zwyczajnie się nie zjawiała. Maciek myślał,
że kierownika poniosło, gdy zaczął gadać o klientach odchodzących do innych sklepów, ale być może facet
miał trochę racji.
Minęło parę tygodni. A potem zdarzył się zbieg okoliczności, jak to zwykle z nimi bywa, i pewnego dnia, gdy
wracał z pracy, Maciek zauważył ją na ulicy. Spacerowym krokiem szła prosto w jego stronę. Pamiętał o
wszystkim, co sobie obiecał. Pamiętał, że uznał zwracanie na siebie uwagi za bezwzględnie idiotyczny
pomysł. A potem wziął głęboki wdech, uśmiechnął się i w chwili gdy się mijali wyrzucił z siebie
„Przepraszam”. Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
- Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale... - zaczął Maciek, z każdym słowem tracąc resztki pewności siebie. Jej
wielkie, ufne oczy lekko się zwęziły. Chyba jednak go pamiętała. Druga część zdania uciekła mu z głowy.
Dziewczyna założyła ręce.
- Pamiętam - stwierdziła w końcu. - Pamiętam też, co mi powiedziałeś.
- I naprawdę nie wiem, jak cię za to przepraszać - odparł Maciek szybko. Zdążył już pożałować, że w ogóle
otworzył gębę.
- Mówiłeś, że non-stop kupuję papier toaletowy. - oznajmiła tymczasem dziewczyna ku jego zaskoczeniu.
Wygiął usta w uśmiechu.
- Cieszę się, że akurat to zapamiętałaś z mojej przemowy.
- O, bez obaw, twojego żarciku też nie zapomniałam - parsknęła w odpowiedzi. Znowu stracił rezon ale
dziewczyna, zamiast odwrócić się i odejść, przyglądała mu się tylko podejrzliwie. - Skąd pomysł, że kupuję
więcej papieru niż inni? A może masz dowcip pod każdy towar?
Nie wyczuł śladu szyderstwa ani złości w jej głosie. Wydawała się autentycznie zaciekawiona.
- Nie, nie. Ja, uhm, zauważyłem, że kupujesz go praktycznie codziennie, takie dwie duże paczki.
To wyraźnie ją zaskoczyło.
- Jak mogłeś to zauważyć? Ludzie nie zauważają takich rzeczy. Ludzie w takich wielkich sklepach w ogóle się
nawzajem nie zauważają, albo zapominają o sobie po pięciu minutach.
- Ciebie nie zapomniałem - palnął Maciek niemal natychmiast. W pierwszej chwili zmarszczyła brwi, nie
rozumiejąc co chce powiedzieć, po czym nagle parsknęła głośno i zaraz zakryła usta obiema dłońmi.
- O losie, wybacz - wykrztusiła. - Czy to podryw? Próbujesz mnie poderwać?
- Albo po prostu lubię robić z siebie idiotę - burknął Maciek. Jeśli nie spalił buraka wcześniej, z pewnością
nadrobił to teraz. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Nie, nie, przepraszam - wydusiła z siebie. - Idzie ci doskonale.
Przy całej wesołości w głosie starała się chyba brzmieć życzliwie. W każdym razie taką miał nadzieję. Wziął
się w garść. Sytuacja i tak nie mogła się już zrobić dużo bardziej niezręczna.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
- Okej, jeśli przyznam się, że to miał być podryw, uciekniesz z krzykiem?
Pokręciła głową przecząco, dalej się uśmiechając.
- To może miałabyś ochotę napić się kawy?
- Może bym miała - przytaknęła radośnie. - Spróbuj mnie na nią zaprosić, jak już się namyślisz.
Spróbował, zupełnie jakby to nie była najtrudniejsza rzecz we wszechświecie. Zgodziła się. Wybrali się
razem do kawiarni i przez kolejne pół godziny chyba udało mu się już więcej nie zrobić z siebie głupka.
Potem Asia koniecznie musiała już iść, ale tak, chciałaby się z nim spotkać ponownie. Nie dała mu swojego
numeru telefonu, bo go nie miała, ale umówiła się z nim na następne popołudnie. Dała słowo, że nie
próbuje go w ten sposób spławić, a on zwyczajnie jej uwierzył. Przez całą drogę do domu nucił pod nosem
jakiś popowy kawałek z lat osiemdziesiątych. Nie pamiętał tytułu i większości tekstu, ale w tej chwili
kompletnie mu to nie przeszkadzało.
*****
Spotkali się kolejnego dnia, i następnego, i tego po nim też. Spotykali się praktycznie dzień w dzień przez
kolejnych parę tygodni. Asia nigdy nie miała wiele czasu - godzinę, czasem dwie - ale nie przeszkadzało mu
to, skoro miała go tak często. Szli do jakiegoś fast foodu, albo ciastkarni, albo tej kawiarni w której spotkali
się po raz pierwszy. Czasem po prostu spacerowali. Rozmawiali. O filmach i o muzyce, o książkach i o
jedzeniu, o jego pracy i znajomych, o niczym ważnym. Nigdy nie rozmawiali o tym, co ona robi.
Kiedy próbował spytać ją o cokolwiek osobistego, zbywała to żartem albo zmieniała temat. Tak naprawdę
nie wiedział nawet, kim właściwie on dla niej jest. Kiedy pierwszy raz spróbował złapać ją za rękę,
wzdrygnęła się i zabrała dłoń. Zaraz potem powiedziała jakąś głupotkę, która rozładowała napięcie, i
rozmowa zeszła na stare kreskówki. Ponad tydzień zajęło mu spróbowanie ponownie. Tym razem nie
cofnęła dłoni, ale do pomysłu trzymania się za ręce zdawała się podchodzić niemal z nabożnym lękiem. On
miał dwadzieścia pięć lat, ona dwadzieścia trzy, a wyglądało to tak, jakby mieli najwyżej po dziesięć.
Któregoś dnia, idąc się z nią spotkać, zauważył, że niczego nie chce mu się nucić. Podobał mu się jej
uśmiech, jej nos, jej oczy i jej ruda czupryna, ale pewne rzeczy podobały mu się coraz mniej. W drodze do
ciastkarni standardowo spytał ją, jak minął jej dzień, a ona standardowo odpowiedziała, że gdyby mu
powiedziała musiałaby go zabić. Gdy składali zamówienie, spytał co będzie robiła wieczorem, a ona z
szelmowskim uśmiechem odparła, że oczywiście myśleć o nim cały czas. Kiedy usiedli do stolika, całkiem
poważnie oświadczył:
- Asia, jeśli chcesz, żebym się od ciebie odwalił, są na to prostsze sposoby, niż odcinanie mnie od całego
swojego życia.
Milczała, co rzadko jej się zdarzało. Z reguły to ona nakręcała rozmowę. Gdy kończyły im się normalne
tematy, wyciągała z głębin pamięci jakieś obskurne polsko-australijskie seriale albo komiksy o Kaczorze
Donaldzie i gadała o nich tak długo, aż Maciek wreszcie je sobie przypominał. Gdy którekolwiek z nich
palnęło coś niezręcznego, to ona obracała całą sytuację w żart. Tym razem nie miała nic do powiedzenia.
- Nie proszę cię o nie wiadomo co - podjął po chwili. - Masz na pewno milion swoich sekretów, z których nie
musisz się nikomu zwierzać. Ale co ja tak właściwie o tobie wiem? Gdzie pracujesz? Gdzie mieszkasz? Z kim
mieszkasz? Co takiego robisz, że zawsze masz tylko parę godzin wolnego, świątek, piątek czy niedziela?
Nie odpowiedziała. Przygryzła tylko dolną wargę i przyglądała mu się z poważną miną. Zirytował się bardziej
niż powinien.
- Skąd mam wiedzieć, że po spotkaniu ze mną nie wyjeżdżasz gdzieś za miasto i nie rozpuszczasz ludzi w
kwasie? - wypalił, a potem dodał - Skąd mam wiedzieć, że nie wracasz do męża, który nic nawet nie wie o
biednym frajerze z marketu? - bo przecież nigdy nie nauczył się, że czasem warto pewne zdania
przemyśleć, nim się je wypowie, a nie dopiero po fakcie.
Oczy jej się zaszkliły. Wstała z krzesła bardzo powoli. Dotarło do niego, co tak właściwie powiedział.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
- Chryste, przepraszam - wykrztusił. - Jestem idiotą.
- Jesteś - przyznała smutnym głosem i odwróciła się do wyjścia. - Nie idź za mną.
Nie poszedł. Siedział bez ruchu przez dłuższą chwilę. Potem zjadł swoją bezę i jej szarlotkę, odgrywając w
głowie pięćdziesiąt scenariuszy tej rozmowy, w których na koniec nie wychodzi na bałwana. W drodze
powrotnej dotarło do niego, że nie ma jej numeru telefonu ani adresu, i że najprawdopodobniej więcej nie
zobaczy jej na oczy, jeśli ona tego nie zechce. Wrócił do domu otępiały, wyciągnął Patryka do knajpy i urżnął
się słuchając opowieści o tym, że tego kwiatu jest pół światu.
Gdy następnego dnia wychodził z pracy, zmęczony, skacowany i wściekły na cały świat, czekała na niego
przed wejściem. Była blada jak ściana. Kiedy podszedł do niej i ze skruszoną miną zabrał się do przeprosin,
przerwała mu w pół słowa.
- To ja przepraszam - oznajmiła śmiertelnie poważnym tonem. - Wszystko ci pokażę, ale musisz mi przysiąc,
że nikomu o tym nie powiesz. Nikomu i nigdy. Nawet jak śmiertelnie się na mnie obrazisz. Nawet jak
śmiertelnie się przerazisz.
Kompletnie nic z tego rozumiał. Poza jednym. Nie żartowała. Przysiągł. Przez długą chwilę stała w miejscu, z
zębami wbitymi głęboko w dolną wargę, i zastanawiała się.
- Okej - oświadczyła wreszcie. - Chodź ze mną.
Chwyciła go za rękę bez wahania i przez całą drogę ściskała ją mocno. Po raz pierwszy szczerze poczuł, jakby
ten uścisk był dla niej najważniejszą rzeczą we wszechświecie.
*****
Po dziesięciu minutach szybkiego marszu dotarli na miejsce. Cztery nowo wybudowane, w większości wciąż
niezasiedlone bloki od deweloperów tworzyły ciasno zamknięty kwadrat, wgłąb którego prowadziła tylko
jedna brama. Wycinek przestrzeni, który się za nią znajdował, straszył pustką. Wrażenie niesamowitości
potęgowały tylne gołe ściany bloków, poza sporadycznym lufcikiem toalety pozbawione jakichkolwiek
okien. W podwórku nie było niczego poza domem.
Dom był stary. Wyglądał, jakby pamiętał jeszcze wojnę. Jego ściany miały ten szczególny odcień szarości,
którego nabierają po paru dekadach bez malowania. W oknach wciąż tkwiły szklane szyby w starych,
drewnianych ramach, pociągniętych odłażącą płatami białą farbą. Drzwi wejściowe były wykonane z
solidnego drewna rzeźbionego w wymyślne esy-floresy, a wchodziło się do nich po wysokich, kamiennych
schodach. Jednopiętrowy antyk prezentował się groteskowo, przycupnięty w samym środka pierścienia
błyszczących nowością budowli. Maciek nie mógł się pozbyć wrażenia, że ktoś świadomie starał się go tu
ukryć.
Asia podeszła do drzwi frontowych, wyciągnęła z kieszeni bluzy duży, misternie zdobiony klucz i przekręciła
go w zamku. Gdy je otwierała, ku wielkiemu rozczarowaniu Maćka w ogóle nie zaskrzypiały. Parsknął
nerwowo na samą myśl o dźwięku rodem z Rodziny Addamsów. Weszli do niewielkiego przedsionka, z
którego wychodziły schody na piętro, para wejść do mieszkań i grube, stalowe drzwi do piwnicy. Dom w
środku sprawiał zupełnie inne wrażenie niż z zewnątrz. Ściany, drzwi i poręcze ktoś całkiem niedawno
musiał pomalować. Stopnie schodów były zrobione z jasnych, niezadeptanych jeszcze desek. W lampach
tkwiły energooszczędne żarówki a na ścianach białe, plastikowe włączniki światła. Jeśli coś z budynkiem
było nie tak, to fakt, że przeraźliwie wiał pustką. Żadnych donic z kwiatami na parapetach. Żadnych
wycieraczek przed drzwiami. Żadnych ulotek reklamowych rozrzuconych w promieniu metra wokół skrzynki
pocztowej. Żadnej skrzynki pocztowej.
Asia minęła schody i zaprowadziła go w stronę zejścia do piwnicy. Zapukała do drzwi wolną ręką. O nic nie
pytał. Od momentu wejścia w podwórze wstrzymywał oddech. Czekali. Po bardzo długiej chwili ktoś
wewnątrz przekręcił klucz w zamku. Asia uwolniła dłoń i szarpnęła energicznie za klamkę. Po drugiej stronie
drzwi Maciek ujrzał faceta koło trzydziestki, z bujną czupryną i parotygodniowym zarostem na twarzy.
Ubrany był, podobnie jak Asia, w bluzę z kapturem i wytarte dżinsy.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
- Adam, Maciek. Maciek, Adam - przedstawiła ich sobie dziewczyna. Facet wyciągnął dłoń do Maćka i
wyrzucił z siebie suche „Witam”.
- Możesz już iść, Adam. - oznajmiła mu Asia, gdy Maciek odwzajemnił jego powitanie i uścisnął dłoń. Koleś
wzruszył ramionami i ruszył w stronę wejścia na piętro. Gdy znikł za zakrętem schodów, uśmiechnęła się do
Maćka nerwowo. - Gotów?
- Mam nadzieję - odparł, przełykając ślinę. Asia wciąż próbowała się uśmiechać, mimo że z twarzy zeszły jej
chyba wszystkie kolory. Wyciągnęła do niego obie ręce - Chodźmy - przykazała, ale nim zdążył zrobić dwa
kroki, nerwowo pisnęła - Poczekaj!
Aż drgnął.
- Masz ze sobą telefon? - spytała. Przytaknął. - Lepiej go wyłącz.
W życiu nie widział jej tak przejętej. Usłuchał bez dyskusji, ale czuł się coraz bardziej niepewnie. Gdy
urządzenie zgasło, Asia zaprowadziła go wreszcie na dół. Pomieszczenie było niewielkie. Miało może pięć na
pięć metrów. Było też praktycznie puste. Stało tu parę starych krzeseł i niska półka z książkami pod jedną ze
ścian. Parę rolek papieru walało się luzem po podłodze, a w dalekim rogu, ułożone na stosie, czekało
kolejne kilka nierozpakowanych zgrzewek. W środku pokoju znajdował się zaś ogień.
Był niewielki, może rozmiaru pięści, ale świecił tak jasno, że Maciek musiał mrużyć oczy, patrząc wprost na
niego. Unosił się niecały metr nad podłogą, trochę powyżej jego pasa. Nie wyglądało na to, żeby wewnątrz
jaśniejącej kuli znajdowało się cokolwiek poza tym nienaturalnie jaskrawym, biało-błękitnym ogniem.
- To jest płomień - oznajmiła Asia. - Ja i Adam pilnujemy, żeby nie urósł.
*****
Wyjaśniła mu wszystko, cierpliwie znosząc jego pytania i wyrazy niedowierzania. Nie, ona i Adam nie byli
parą. Nie byli też rodzeństwem. Praktycznie się nie znali. Pięć lat temu Adam znalazł Asię, gdy skulona i
nieprzytomna ze zmęczenia kryła się przed deszczem w bramie po ucieczce z domu. Nie, nie powie
Maćkowi dlaczego uciekła, przykro jej, to akurat wyłącznie jej sprawa. Adam spytał ją wtedy, czy nie
chciałaby mu pomóc. Obiecał dach nad głową, regularne posiłki, święty spokój i zero pytań. Klął się na
wszystkich bogów, że nigdy nie tknie jej palcem. Wyglądał kiepsko, zarośnięty, rozczochrany i koszmarnie
niewyspany, ale dobrze patrzyło mu z oczu, a ją skręcało z głodu. Zgodziła się pójść z nim do domu i
zobaczyć, o co chodzi. Serce na chwilę przestało jej bić, gdy zaraz po wejściu poprosił ją o zejście do piwnicy,
ale kiedy zobaczyła płomień strach momentalnie uleciał. Miał wtedy wielkość piłki do kosza i jaśniał jak
latarnia morska. Był niesamowicie piękny.
Adam nie wiedział czym jest płomień. Nie wiedział, do kogo należy dom z płomieniem. Adam znalazł się w
tym domu w podobnych okolicznościach jak Asia. Kiedy błąkał się i nie wiedział co zrobić ze swoim życiem,
ktoś znalazł go i poprosił o pomoc. Przez wiele lat mieszkali w domu w trójkę, Adam, człowiek który go
znalazł, i ta trzecia, która praktycznie nigdy z nim nie rozmawiała. Pewnego ranka Adam obudził się i był
sam. Próbował pilnować płomienia bez niczyjej pomocy, budząc się co parę godzin, ale w końcu dotarło do
niego, że na dłuższą metę nie da rady.
Płomień, niekarmiony, rósł cały czas. W pół godziny osiągał rozmiar dużego grejpfruta, w godzinę wielkość
piłki do nogi, po dwóch był już większy niż piłka lekarska. Im większy się stawał, tym więcej potrzebne było
do tego, żeby przygasł. Pochłaniał wszystko, co się w niego wrzuciło. Bez znaczenia, czy było z papieru,
drewna, plastiku czy metalu, znikało niemal natychmiast. Po nakarmieniu płomień malał, aż z powrotem
osiągał rozmiar pięści. Niewiele było potrzeba, żeby przygasić grejpfrut, ale piłka lekarska wymagała już
naprawdę sporo. Adam bał się sprawdzać, co się stanie, gdy płomień urośnie jeszcze większy. Zaczął więc
szukać kogoś, kto by mu pomógł. Niemal natychmiast trafił na Asię. Gdy zgodziła się opiekować płomieniem
razem z nim, podzielili się dobą na pół. Poza swoimi zmianami każde z nich wypoczywało i załatwiało
sprawunki. Czasami siadali w piwnicy razem i próbowali rozmawiać, ale poza płomieniem nic ich tak
naprawdę ze sobą nie łączyło.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
Nikt się z nimi nie kontaktował. Nikt się nie interesował tym, kim są ani co robią. Nigdy nie przychodziły do
nich żadne rachunki, wezwania do spłaty, inspekcje z zarządu mieszkań, kominiarze ani domokrążcy. O ile
było im wiadomo, nie mieli nawet własnego adresu, a mimo to w domu działał prąd, gaz i woda. Co tydzień
znajdowali pod drzwiami nieopisaną kopertę a w niej dwieście złotych. Kupowali za nie papier toaletowy do
karmienia płomienia i jedzenie dla siebie a tym, co zostało, dzielili się po równo. Nie było tego wiele, ale
wystarczało.
Raz, jakiś rok temu, zastali w domu ekipę remontową, która naoliwiła skrzypiące drzwi, wymieniła
trzeszczące schody i odmalowała ściany na klatce i w pokojach. Wykonali swoją pracę szybko i bez słowa a
po wszystkim cichcem się stamtąd zabrali. Kompletnie nie zwracali uwagi na mieszkańców budynku. Asia w
pierwszej chwili śmiertelnie się przeraziła, że znajdą i zabiorą ich płomień, ale Adam był kompletnie
niewzruszony. Oświadczył, że widział to już wcześniej. Że nikt nie zwracał uwagi na dom, o ile dom sobie
tego nie życzył.
*****
Przerwała na chwilę opowieść. Urwała z rolki papieru kilka listków, zgniotła je w kulkę, uniosła ją tuż nad
płomień i wypuściła. Usłyszał cichy odgłos przypominający gwałtowny wdech, po czym papier znikł bez
śladu, a płomień skurczył się do pierwotnego rozmiaru.
- Ja wymyśliłam ten papier - pochwaliła się z autentyczną dumą w głosie. - Kiedy jeszcze Adam i reszta
mieszkali tu w trójkę, ten facet, który go znalazł, załatwiał skądś drewno. Jak Adam został sam, zaczął palić
to, co walało się po domu. Darł książki, wyciągał taśmę ze starych kaset wideo. Szkoda mi ich było, ale Adam
spytał tylko, czy mam lepszy pomysł. No i wymyśliłam. Jeśli dla płomienia nie ma znaczenia, czym go
karmisz, równie dobrze możesz mu dawać coś, co jest tanie i długie.
Uśmiechnął się.
- To lepsze wyjaśnienie, niż problemy z trawieniem - przyznał. Odpowiedziała mu uśmiechem, ale dalej
przyglądała mu się badawczo.
- I co o tym wszystkim myślisz? - spytała. Wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Chyba potrzebuję chwilę, żeby to przetrawić.
Znów wpiła zęby w wargę. Nie uspokoił jej, a przecież zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwał.
- Ale cieszę się, że mi to pokazałaś - dodał. - Dziękuję.
Usiadła obok niego i oparła mu głowę na ramieniu.
- Nie uciekniesz z krzykiem? - spytała z autentyczną obawą w głosie. Zaśmiał się i przygarnął ją do siebie.
- Nie ucieknę.
*****
Nie uciekł. Nie wiedział, co myśleć o płomieniu, ale wiedział, co myśleć o niej. Jeśli ta surrealna, lewitująca,
niebiesko-biała kula ognia była dla niej ważna, nie miał wyjścia. Musiał jakoś przyjąć do wiadomości i
zaakceptować jej istnienie. Został u niej do późna. Długo rozmawiali. O tym, czym jest dla niej dom i
płomień, kim jest dla niej Maciek, kim dla niego jest Asia. Przeprosili się za wszystko, za co musieli się
przeprosić, i za wiele rzeczy, za które przepraszać nie musieli. Obiecali sobie wiele rzeczy, których z całego
serca zamierzali dotrzymać. Dla kogoś z zewnątrz wiele z tej rozmowy mogło by brzmieć banalnie, ale w
piwnicy nie było nikogo z zewnątrz, a dla nich nic, co dotyczyło ich dwojga, nie miało prawa być banałem.
Gdy Maciek wychodził, kazała mu obiecać, że przyjdzie do niej następnego dnia, więc obiecał. W drodze do
domu przypomniały mu się wszystkie melodie z lat osiemdziesiątych. Nie pamiętał większości słów, ale
pamiętał, jak je gwizdać, gwizdał je więc radośnie aż do samych drzwi swojego mieszkania.
*****
- Co by się stało, gdybyś włożyła tam rękę? - spytał ją, gdy wrzucała kulkę do ognia. Tak jak obiecał,
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
przyszedł do niej prosto z pracy. Cały dzień zastanawiał się nad płomieniem i jedyne, do czego doszedł, to
setki pytań.
- Nic - odparła radośnie i, w ramach demonstracji, wsadziła dłoń w sam środek płonącej kuli. - Nawet nie
jest gorący.
Wyciągnęła ją z ognia i włożyła w jego dłoń. Od momentu, gdy pokazała mu to miejsce, ciągle znajdywała
nowe okazje do tego, żeby go przytulać i dotykać. Dopiero teraz docierało do niego, jakie bariery postawiła
między nimi w minionych tygodniach. Wszystkie te sekrety musiały jej doskwierać nawet bardziej niż jemu.
- Widzisz? Ledwie ciepła - oznajmiła, po czym położyła się obok niego, opierając głowę na jego torsie.
- Zastanawiałaś się kiedyś, po co on właściwie jest? - spytał, bawiąc się jej dłonią.
- Setki razy.
- I co?
- I nic. Nie mam pojęcia. Adam też nie. On po prostu... - zamyśliła się na krótką chwilę. - Sama nawet nie
wiem, czy jest zły czy dobry.
- Adam?
Uśmiechnęła się.
- Płomień. No wiesz, ktoś nam płaci za to, żebyśmy nie pozwolili mu urosnąć, ale dlaczego? Co by się stało,
gdyby urósł?
- Przecież sama wiesz, co robi z rzeczami, które do niego wrzucisz.
- Nie wiem - zaprzeczyła szybko. - Ty też nie wiesz. Nie palą się. Sam widziałeś, że płomień nie jest nawet
gorący. Wszystko po prostu znika. Może po prostu trafia w jakieś lepsze miejsce. Może gdybyśmy pozwolili
mu rosnąć to w końcu wchłonąłby cały ten posrany świat i wypluł nas w jakimś lepszym.
Zamilkła. Zastanowił się nad tym co powiedziała.
- Naprawdę tak myślisz? - spytał w końcu.
- Kiedyś tak myślałam - odparła ze wzruszeniem ramion.
- A co myślisz teraz?
Ponownie wzruszyła ramionami.
- A co ty myślisz?
- Że to i tak ciekawsze niż praca w markecie - odparł z szerokim uśmiechem, głaszcząc ją po włosach. - Ale
nie jestem w tej chwili kompletnie obiektywny. Au! - wykrzyknął na koniec, choć tak naprawdę praktycznie
nie poczuł jej kuksańca.
- Pytam serio - oświadczyła, udając naburmuszoną.
- Serio? - Myślał o tym dziś w pracy ale nic nie wymyślił. - Tak serio to chciałbym wiedzieć. Wydaje się być
po coś. To całe miejsce wydaje się być po coś. Czy to nie dziwne, że trafiłaś tu akurat wtedy, gdy Adam
został sam?
- Yhm - przytaknęła. - Nad tym też się zastanawiałam.
- I co?
- I kiedyś myślałam, że mi też ktoś nie pozwala urosnąć na większą od grejpfruta.
- A teraz?
Wtuliła się w niego mocno.
- A teraz sama już nie wiem.
*****
Potem spotykali się niemal wyłącznie u niej i razem pilnowali płomienia. Maciek wpadał codziennie, przed
pracą albo po pracy. Gdy trafił na moment, kiedy Adam siedział na dole, Asia pokazała mu resztę domu. Na
parterze znajdowały się dwa mieszkania, na piętrze kolejne dwa. Każde z nich było zagracone zbieranym
przez lata majątkiem. Walały się w nich stare ubrania i buty w różnych rozmiarach, setki najróżniejszych
książek i wyblakłych gazet, zepsuty magnetofon, stos kaset magnetofonowych i walkman bez baterii z
ułamaną klapką, zakurzone sklejane modele samolotów, maszyna do szycia na pedały, świecące w
ciemności plastikowe szkielety dinozaurów i multum innych fantów. Jedno z mieszkań na piętrze zajął
Adam, drugie w całości należało do Asi. Gdy tylko weszli do środka, do pomieszczenia umeblowanego na
pokój gościnny, rzucił mu się w oczy odtwarzacz kaset wideo podłączony do wiekowego telewizora,
zdezelowane taśmy VHS ze starymi polsko-australijskimi serialami i stosy komiksów o Kaczorze Donaldzie.
Kiedy głośno rzucił, że to stąd pamiętała wszystkie te szczegóły, uśmiechnęła się tylko po swojemu. Na
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
oskarżenia o oszustwo odpowiedziała wywalonym językiem.
Potem oświadczyła mu, że to wszystko nie jest jej, że już tu było, kiedy się wprowadziła, i że ona w wolnym
czasie zwiedza świat. Na widok jego zdziwionej miny zaciągnęła go do swojej sypialni. Tam wszystkie szafki
wokół wielkiego łóżka zajmowała jej kolekcja. National Geographic, Poznaj Świat, grube ilustrowane atlasy,
masa albumów ze zdjęciami Paryża i Rzymu, Las Vegas i Tokio, Aten i Gizy, Brazylii i Chin, egzotycznych
zakątków Afryki i Ameryki Południowej. Gromadziła swoją kolekcję od lat, przeszukując salony prasowe,
księgarnie i antykwariaty w poszukiwaniu okazji. Ulubione zdjęcia znała na pamięć. Gdy zamykała oczy,
wyobrażała sobie, że tam jest. Długo mówiła o miejscach, o odwiedzeniu których marzyła, zupełnie jakby
faktycznie tam kiedyś była.
Potem wyciągnęła z szafy gry planszowe; stare wydania Monopolu, Magii i Miecza, Kosmicznego Kupca.
Adamowi nigdy nie chciało się w nie grać, więc leżały i zbierały kurz, ale instrukcję od każdej z nich
przeczytała po kilkadziesiąt razy. Teraz, gdy wreszcie miała z kim zagrać, nie zamierzała odpuścić. Gdy
udawało się jej wygrywać, wybuchała radosnym śmiechem i głośno triumfowała. Gdy lepiej szło Maćkowi,
okładała go po rękach i zwalała winę na kości.
Podobał mu się ten jej śmiech i bicie. Podobały mu się jej albumy, stare seriale i komiksy z Kaczorem
Donaldem. Podobało mu się jej wszystko.
*****
- Nie chciałabyś się stąd wyrwać na trochę? - spytał ją któregoś dnia. Sam miał już serdecznie dość siedzenia
na kasie tydzień w tydzień. Uzbierało mu się sporo dni wolnych do wykorzystania i myślał o tym, żeby z kilku
z nich skorzystać. - Skoczylibyśmy nad morze albo nad jakieś jezioro.
- Nie mogę - odpowiedziała. Oboje spoglądali w kierunku płomienia, skinęła więc tylko głową w jego stronę.
Zastanawiał się nad tym długo i wiedział, że to, co powie, jej się nie spodoba, ale nie mógł odwlekać tematu
w nieskończoność.
- Może znajdziemy kogoś, kto przez parę dni pomoże Adamowi.
Prychnęła z niezadowoleniem.
- Jasne. Dajmy ogłoszenie w gazecie: „Potrzebny ochotnik do opieki nad magiczną kulą”.
- Ej, ciebie przecież jakoś znalazł. Jego też ktoś wcześniej znalazł.
- I oboje zgodziliśmy się tu zostać, bo nie mieliśmy innego wyjścia - oświadczyła tonem, z którego jasno
wynikało, że jego pomysły są jej wybitnie nie w smak. - Chcesz tu ściągnąć kolejnego rozbitka? Wciągnąć w
to kogoś obcego tylko dlatego, że po paru miesiącach znudziło ci się to, co robię? A co, jeśli komuś go
pokażemy, a on pobiegnie prosto do gazet?
Próbowała dać mu do zrozumienia, jak kiepski byłby to pomysł, ale Maciek miał własne zdanie.
- No właśnie. Co, jeśli ludzie się o tym dowiedzą? Nie chciałabyś zacząć żyć własnym życiem?
- To jest moje życie! - wrzasnęła na niego. Wstała ze złością i odeszła w drugi kąt pokoju. Wziął głęboki
wdech i uspokoił myśli. Źle do tego podszedł. Nic nowego.
- Wiem - oświadczył w końcu - Przepraszam, źle to zabrzmiało.
Usiadła w rogu nie zaszczycając go komentarzem.
- Rozumiem, że to dla ciebie ważne, ale przecież nie chcesz tu spędzić reszty życia.
- Może ty nie chcesz - odfuknęła. - Droga wolna. Jedź sobie nad morze.
Wstał, podszedł do niej i kucnął tuż przed nią. Podkuliła tylko kolana i zerkała na niego spod byka.
- Naprawdę chcesz zostać tu na całe życie?
- Boże, nie wiem! Ale nie sądziłam, że ty będziesz miał tak mało cierpliwości.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
- Asia, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. - Chwycił ją za dłonie, ale wyszarpnęła je i wcisnęła w kieszenie
bluzy. - Chodzi mi o ciebie. Masz pokój zawalony zdjęciami świata, non stop śnisz na jawie całego o Rzymie
albo Chinach, potrafisz z pamięci opisać setkę różnych pięknych miejsc, ale nigdy w żadnym z nich nie byłaś.
- A w ilu ty byłeś? - odburknęła. Dał za wygraną. Usiadł obok.
- Okej, zróbmy tak. Wezmę sobie tydzień wolnego i spędzę go tu z tobą. Zgoda?
Długo nie odpowiadała. W końcu jej głowa opadła na jego ramię.
- Boję się - oświadczyła cicho. Pogłaskał ją po włosach i czekał cierpliwie na ciąg dalszy. - Chciałabym gdzieś
wyjechać, ale boję się, co Adam zrobi beze mnie. Boję się, że wyjadę stąd, a on znajdzie sobie kogoś innego
do pomocy. Boję się, że kiedy zostanie sam, spali mi wszystko co mam.
Nie skomentował. Przeczesywał jej włosy palcami i czekał.
- Gdzie miałabym sobie pójść, gdybym to straciła? - podjęła po chwili. - Przecież ja nic innego nie potrafię.
Rozumiesz?
- Rozumiem, że się boisz - przytaknął. Przez chwilę oboje milczeli.
- Często marzyłam, jeszcze nim cię poznałam, że pewnego dnia ktoś tu kiedyś przyjdzie, podziękuje nam
obojgu i wyjaśni nam, po co to wszystko. Udowodni, że to ma jakiś sens. Ten płomień to jest wszystko, co
dotąd na świecie miałam, wiesz?
- Wiem - przyznał. Tym razem w pełni ją rozumiał. - Chcesz poczekać jeszcze trochę, tak?
- Któregoś dnia będę gotowa, obiecuję.
Uśmiechnął się.
- Albo ktoś faktycznie przyjdzie i to nam wyjaśni. Sam jestem ciekaw.
Odpowiedziała uśmiechem.
- Kto wie.
- To gdzie chcesz pojechać najpierw, jak już wysłuchasz podziękowań i wyjaśnień? - spytał. Odpowiedziała
mu natychmiast. Opowiadała długo, nie przerywając nawet, gdy dokarmiała płomień. Rozmarzyła się.
Położyła się obok niego, zamknęła oczy i zaczęła opisywać, krok po kroku, gdzie pójdzie i co zrobi. Maciek
również przymknął oczy i zasłuchał się w jej marzeniu, w opowieści o wąskich uliczkach i starych
kamienicach, o kawiarniach na świeżym powietrzu, nad którymi unosi się zapach papierosów i bagietek.
*****
Nie pamiętał, kto usnął pierwszy. Próbował sobie to przypomnieć setki razy, zupełnie jakby to miało
jakiekolwiek znaczenie. Z pewnością to ona jako pierwsza się obudziła. Ze snu wyrwał go jej krzyk.
- Maaacieeek!! - pisnęła głośno. Zerwał się momentalnie. Asia stała z plecami wciśniętymi w ścianę.
Płomień był ogromny. Wypełniał niemal całą przestrzeń od podłogi do sufitu. Jego końcówki wyrywały się
drapieżnie na wszystkie kierunki. Gdy spał, stopy musiał mieć o centymetry od niego. Blask był oślepiający.
Rzucał na całą piwnicę nienaturalną, trupiobladą łunę. Jasnobłękitna kula nigdy wcześniej nie wydawała z
siebie żadnych dźwięków, ale teraz Maćkowi zdawało się, że słyszy cichy, elektryczny szum na granicy
słyszalności.
Asia nie była w stanie się ruszyć. Maciek skoczył w kierunku zgrzewek papieru i wrzucił w płomień całą
rolkę, a potem dwie kolejne. Nic się nie zmieniło. Chwycił za jeden z nierozpakowanych dwunastopaków i
posłał go w środek trzeszczącej kuli. Nic. Skoczył w kierunku krzesła, wrzucił je bez zastanowienia, ale to też
nic nie dało. Dopadł regału z książkami i przewrócił go w ogień. Regał znikł praktycznie momentalnie ale
płomienie skurczyły się najwyżej o kilka centymetrów. Nic nie działało. Musieli stąd uciekać. Podbiegł do
Asi, chwycił ją za rękę i szarpnięciem zmusił do ruszenia się z miejsca. Obiegli pokój wzdłuż ścian i dopadli
do schodów. Naparł na klamkę, ale drzwi nawet nie drgnęły.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
- Klucz! - krzyknął. Kiedy któreś z nich schodziło na dół, zawsze zamykało drzwi za sobą. Sięgnęła do
kieszeni, potem drugiej. Na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Nie musiała nic mówić. Nie miała go. Z
powrotem zbiegli na dół i rozbiegli się w przeciwnych kierunkach, lustrując wzrokiem podłogę.
Zauważył go jako pierwszy. Leżał na ziemi, tam, gdzie z reguły w powietrzu unosiła się mała kulka. Maciek
rzucił się na podłogę i wyciągnął rękę w jego kierunku, powtarzając sobie, że płomień nawet nie jest gorący,
ale wcale nie czuł się dzięki temu spokojniejszy. Końcówki płomienia drapieżnie wyciągały się w jego stronę,
zmuszały do cofnięcia ręki. Bał się dać im dotknąć. Odczołgał się. Podobne palce ognia wyciągały się w
kierunku Asi, ponownie zmuszając ją do cofnięcia się pod ścianę.
Maciek skoczył po drugie krzesło i nagle to do niego dotarło. Płomień nie szarpał się przypadkowo. Ogniki
rwały się do nich dwojga. Nie przygaśnie, dopóki nie dostanie któregoś z nich. Spojrzał na Asię, na
przerażenie w jej oczach, to, jak kurczowo przyciska plecy do ściany. Wiedział, że nie ma wyjścia.
Odruchowo wziął głęboki wdech i sprężył się do skoku.
Musiała coś zauważyć albo wyczuć. Odbiła się od ściany i wskoczyła pierwsza. Powietrze przeszył dźwięk
przypominający bardzo głośny, gwałtowny wdech. Zniknęła w ułamku sekundy. Płomień skurczył się do
rozmiaru zaciśniętej pięści. Nie zdążyła nawet krzyknąć.
*****
Gdy Adam znalazł go nad ranem, siedział skulony w rogu pokoju, trzymając w ręku do połowy zużytą rolkę.
Od czasu do czasu wrzucał kolejne listki w płomień. Nie pamiętał nawet, kiedy otworzył drzwi. Nie pamiętał,
czy próbował uciec, czy wzywać pomocy. Adam zaczął go o coś pytać, ale nie docierało do niego o co.
Odpowiadał mu wzruszeniami ramion. Adam wyszedł, wrócił z butelką najtańszej wódki i kartonem soku, i
zaproponował, żeby poszedł i się upił. Maciek wziął z jego rąk flaszkę i sok, poszedł na górę do jej pustej
sypialni, opróżnił jedno i drugie na szybko, gwałtownie wyrzygał całość i usnął. Kiedy się obudził, absolutnie
nic się nie zmieniło. Świat nie naprawił się w magiczny sposób.
*****
Został w tym domu. Uznał, że tego by chciała Asia. Zadzwonił tylko do Patryka i poinformował go, że musi
sobie znaleźć nowego współlokatora. Patryk odparł, że rozumie, i pogratulował mu z autentyczną radością
w głosie. Maciek zdołał mu podziękować nie załamując się w połowie słowa, po czym rozłączył się i znów
wyłączył telefon. Nie wrócił już do sklepu. Pewnie kierownik i tak go zwolnił po pierwszej nieobecności.
Kompletnie go to nie obchodziło.
Pilnował płomienia na zmianę z Adamem. Adam parę razy próbował pytać go, jak się czuje, i czy wszystko z
nim w porządku, ale Maciek miał świadomość, że tak naprawdę koleś ma to gdzieś. Przytaknął mu dla
świętego spokoju. Potem nie wchodzili już sobie w drogę. Maciek karmił płomień, gdy przychodziła jego
kolej, po czym szedł na górę i kładł się spać w jej łóżku. Adam wziął na siebie całą resztę, zakupy i
gotowanie.
Piątego dnia w końcu do niego dotarło, że naprawdę już jej więcej nie zobaczy. Zamknął się w piwnicy i
wypłakał się, nie niepokojony przez nikogo. Potem zniósł tam wszystko to, co mu o niej przypominało, i
zaczął karmić płomień wspomnieniami. Wrzucił do niego komiksy o Kaczorze Donaldzie. Wrzucił stare
kasety VHS. Wrzucił porwane na kawałki plansze do gier, pionki i kości do gry. Nie mógł się zmusić do
wrzucenia żadnego numeru National Geographic ani ilustrowanych fotografiami albumów. Zamiast tego
zaczął je przeglądać. Wspominał stare rozmowy a potem zamykał oczy i wyobrażał sobie, że są tam razem.
Raz tylko ogarnęła go wściekłość, gdy trafił na całostronicowe zdjęcie paryskiej kawiarni, nad którą zapewne
unosił się zapach papierosów i bagietek. Wyrwał je, zgniótł w dłoni i cisnął w płomień.
Nie tak zaplanował sobie życie, ale życie, które sobie zaplanował, też miał już głęboko w dupie.
*****
Kiedy zmieniali się przy drzwiach, zamienili kilka zdań o obiedzie i zakupach. Potem Adam znikł w kuchni na
parterze, a Maciek zszedł na dół.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]
Na podłodze, tuż koło płomienia, leżała zwinięta w kulę strona wyrwana z albumu ilustrowanego zdjęciami
Paryża. Poznał ją natychmiast. Pamiętał, jak wyrywał ją w złości i ciskał w płomień. Podniósł ją niepewnie,
jakby bał się, że w każdej chwili może zniknąć. Nie zniknęła. Zacisnął na niej rękę i wbiegł z powrotem na
górę, do kuchni.
- Adam, skąd to się wzięło? - spytał napiętym tonem.
- A gdzie leżało?
- Na podłodze, koło płomienia.
- Niemożliwe - oświadczył Adam, spoglądając na niego sceptycznie. - Karmiłem tylko papierem. Nie
ruszałem twoich albumów.
- Chyba wiem, gdzie ją znalazłem - warknął Maciek. Adam wzruszył tylko ramionami.
- Może wypadła ci z kieszeni.
Maciek miał już gotową odpowiedź na języku, ale darował sobie. Adam zbyt głęboko w nosie miał to
wszystko, żeby kłamać. Naprawdę nie wiedział, skąd ta strona się tam wzięła. Zresztą skąd mógł wiedzieć.
To była ta strona! Maciek nie miał wątpliwości.
Wrócił na dół, siadł w ich stałym miejscu i rozwinął ją. W poprzek zdjęcia grubym flamastrem ktoś wypisał
„co, bebechy doskwierają?” a pod spodem narysował wielką uśmiechniętą buźkę. Roześmiał się głośno, po
czym w połowie śmiechu zmienił zdanie i zaniósł się gwałtownym szlochem. Pamiętał kiedy ostatnio
usłyszał - czy raczej wypowiedział - to zdanie. I nie potrafił pojąć, jakim cudem znalazło się na tym zdjęciu.
Nie miał pojęcia, jakim cudem to zdjęcie się tu znalazło. Ale jedno rozumiał doskonale. To była
najoczywistsza rzecz we wszechświecie.
Wszedł na górę, poinformował Adama, że nie będzie nic jadł, po czym wrócił do piwnicy. Drzwi zostawił
otwarte. Rzucił w róg pokoju nierozpakowany wielopak papieru i siadł w swoim zwyczajowym miejscu.
Ponownie wlepił wzrok w zdjęcie, próbując znaleźć jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienie dla jego istnienia.
Przez chwilę bawił się myślą, że jeśli będzie tu siedzieć dostatecznie długo, ktoś przyjdzie, podziękuje mu za
wszystko i wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi. Z ust wyrwało mu się pozbawione radości parsknięcie.
Płomień rósł. Za pół godziny osiągnie rozmiar dużego grejpfruta, za godzinę wielkość piłki do nogi, po
jakichś trzech albo czterech będzie już większy niż człowiek.
Tekst pochodzi ze strony czytelnia.prochera.pl
Przeczytałeś? Podziel się opinią: [email protected]

Podobne dokumenty